Spis treści:
Nagrania:
Rysunki:
Opowiadania:
Usterka (Obecnie czytany)
To miała być tylko głupia gra w
lesie. Nic wielkiego. Właściwie człowieku, sam to zaproponowałeś. W końcu
nudziliście się w domach. Twoi znajomi pisali ci jak brakuje im wspólnego
wyjścia na świeże powietrze. Jak mogłeś
im odmówić? Sam cholernie za nimi tęskniłeś.
Kto jednak mógł przewidzieć, iż to wszystko tak się potoczy?
Kręcąc się po lesie szukałeś swoich przyjaciół. Głośno ich wołałeś, jednak nikt ci nie odpowiadał. Co
gorsza, pogoda wyjątkowo nie sprzyjała grom. No dalej, oddychaj spokojnie.
Przecież nie mogli cię ot tak zostawić! Gra w chowanego zawsze była z nimi ciężka,
chociażby dlatego, że ciągnęła się godzinami. Czas leciał a ty nadal chodziłeś
sam po lesie. Duża z ciebie ludzka istota, już dawno przestało cię cokolwiek
straszyć. Poza pająkami. Te małe wredne
skurwiele wraz z swoimi długimi nogami i wielkimi oczami budziły strach i
obrzydzenie. Ale hej, nie można być przecież idealnie nieustraszonym!
Wiatr wiał coraz mocniej. Drzewa nieco wstrzymywały to wszystko, jednak nadal
ciężko było cokolwiek słyszeć. Twój głos więc nikł w dźwiękach otoczenia. Z
uwagą również każdy krok był stawiany, nie jeden korzeń gotów był cię
pochwycić. Czy jednak wszystko wieczorem musi wyglądać jak bestie z najgorszych
historii? Właściwie…. Gdybyś czegoś nie znał z mediów i historii, nie byłbyś w stanie
tego się bać. Nie skojarzyłbyś tych długich zakrzywionych korzeni ze szponami.
Czy któryś się przypadkiem nie poruszył? Za swoje skojarzenia i lęki wiń mój
drogi media.
Pierwsza błyskawica przecięła niebo.
Chwilę później zaś pierwsze grzmoty zabrały swój głos w całej tej
rozmowie. Chciałbyś rzec, iż nie mogło być gorzej. Jednak owszem, los chciał
aby było ci jeszcze trudniej. Najpierw tylko to słyszałeś, potem jednak
poczułeś. Na twą twarz zaczęły spadać chłodne krople. Unosisz głowę wyżej by
spojrzeć nad siebie, jednak nic tam nie ma poza koronami drzew. To żadna ślina
bestii, a jedynie chłodny deszcz. Czy taki los miał cię czekać? Zostać na noc w
lesie, wymarznąć od strug deszczu i lodowatego wiatru? Skąd mogliście wiedzieć? Czy inni też tak skończyli?
Czy byli bezpieczni? Szkoda, że nikt inny nie zapytał otoczenia o to samo.
Byłeś tutaj sam człowieku. Twoje szanse
na przekrzyczenie natury zmalały jeszcze bardziej. Burza co prawda nie była aż
tak głośna, jednak deszcz i wiatr robił swoje. Coraz więcej chłodu ocierało się
o twoje ciało. Niedługo przestaniesz
cokolwiek widzieć. Szkoda mi
ciebie… jednak nie możesz tego wiedzieć.
Przecież niczym nie zawiniłeś…
Las zdawał się gęstnieć, co było oczywiście ci na plus, bowiem więcej drzew i
krzewów uchroni cię przed deszczem. Gęstszy las jednak oznaczał mniej
światła. Kto wie jakie dzikie zwierzę
możesz spotkać… Jak na złość jest jednak coraz zimniej. Pocierasz swe zmęczone
ciało walcząc z naturą. Nie dasz sobie w kaszę dmuchać. Może zbudować szałas? Albo schować się pod
jakimś krzakiem… Brak ruchu oznaczał jednak stopniowe wyziębienie się. Jednak
deszcz moczył również twoje ubranie, co również nie było dobrym wyjściem.
Niczym zgubione dziecko wołasz w lesie kogokolwiek. Krzyczysz aż twe struny
głosowe poddają się, nie dając wykrztusić z siebie nic więcej. Musisz jednak próbować! Mrok jaki zaczął
otaczać to miejsce powodował tylko rosnący niepokój. Jesteś dzielną osobą,
jednak w takich warunkach każdy mógłby w siebie zwątpić. Nim się obejrzałeś, a już musiałeś poruszać
się na czuja. Światła było coraz mniej aż w końcu ledwo co widziałeś.
Badum. Badum. Badum.
Słyszę cię. Ale wiesz co? Nie tylko ja. Jesteś bardzo głośnym człowiekiem. Idź dalej.
Las w końcu musi się skończyć. Przecież
znałeś go jak własną kieszeń… Problem w tym, że za dnia. W nocy zdawał się
zupełnie obcym miejscem. Burza nadal nie
odeszła. Próbujesz się uspokoić, jednak
coraz słabiej idzie ci walka samym ze sobą. W końcu pozwalasz sobie na pierwsze
łzy. Daleko ci do rozpłakania się, nie beczysz, nie wzywasz więcej o
pomoc. W tym wszystkim nie wiesz już co
było twoimi łzami rozpaczy i smutku a co kroplami deszczu. Wiecznie nie będzie
ciemno, to prawda, ale ty czujesz się coraz gorzej. Oddychanie przychodzi ci
stopniowo z coraz większym trudem. To
głupie! Najgorsze są chwile gdy las rozświetla błyskawica, dając przez chwile
żmudne poczucie bezpieczeństwa. Widzisz drogę, miejsca którymi możesz chodzić,
a chwilę później znów toniesz w mroku. Najbardziej przeraża cię fakt jest,że
coś się ruszało przy ziemi. Może to był głupi krzak na wietrze a może
mieszkaniec lasu. Czy dasz radę wspiąć
się na drzewo? Jest ich przecież tyle… Tylko nigdy nie robiłeś tego na takich
drzewach. W dodatku wszystko było mokre od tej ulewy! Właściwie musisz jednak przyznać, że fani
ASMR byliby w raju. Tyle dźwięków cię otaczało, a jakie wrażenia zapachowe!
Shhh. Cichutko mój człowieku. Spójrz tam gdzie coś się poruszyło… Nawet
błyskawica ci to ułatwiła! To, co cię uratowało to nora! Oczywiście mogło tam
być dzikie zwierzę, mógł tam być lis, królik albo łasica. Otwór w ziemi był
jednak na tyle duży, w dodatku skryty pod złamanym drzewem, iż na nic nie
czekałeś. Ruszyłeś co tchu gdy tylko znów ujrzałeś drogę. Coś zaszeleściło
nieopodal. To wiatr. To sarna. To wiatr.
To deszcz. Nic się nie bój. Specjalnie dla ciebie też chodzę cicho, nie chcę
cię straszyć… Wetknąłeś pierwszy lepszy kij w otwór i sprawdziłeś czy nic na
ciebie nie wyskoczy. Majdałeś nim przez chwilę, jednak nic. Nie czekałeś dłużej
wpakowałeś się tam tyłem. Było ciasno, to prawda, jednak…. Nie czułeś końca. Co
zabawne mój drogi, czułeś, że właściwie wszystko tam się poszerza aż… coś nagle
osunęło się pod tobą.
Walczyłeś o to, by nie wpaść w dół
jaki się tam utworzył, jednak to było na nic. Twoje palce nie były w stanie
niczego się pochwycić. W tej chwili z twego gardła uleciał donośny krzyk. Wszystko
zaczęło tracić na ostrości. Gdy w końcu spotkałeś się z ziemią, walczyłeś o
każdy oddech niczym pustelnik o łyk wody. Tutaj nic już nie byłeś w stanie
dostrzec. Miałeś jednak przeczucie, iż nawet gdy wstaniesz, nie zahaczysz głową
o nic. Nim jednak ruszyłeś się z miejsca, powoli zacząłeś badać otoczenie.
Ziemia tutaj była chłodna jednak sucha. Nie brakowało również żadnych korzeni,
kamieni czy …chyba właśnie zmiażdżyłeś niewinną dżdżownicę. Biedactwo, i ono
szybko swój żywot zakończyło. Powoli zacząłeś się w końcu podnosić. Właściwie…
poza obtłuczeniem się, obdrapaniem o jakieś korzenie… nic ci nie było. Powoli podniosłeś ręce nad głowę, żmudnie
licząc na niewysokie sklepienie. Nawet gdy spróbowałeś stanąć na palcach lub
podskoczyć, nie sięgałeś góry. Soczyście zakląłeś. Dlaczego ty? Dlaczego to
ciebie spotkało, a nie Rudego? Albo Parówę. Oczywiście to twoi przyjaciele,
jednak o wiele lepiej by w tej sytuacji sobie poradzili. Cień nadziei kazał ci
spróbować wspiąć się w górę, jednak było to na nic. Grunt był zbyt miękki.
Niczym ślepiec więc musiałeś iść przed siebie. Wyciągnięte ręce manewrowały na
wszystkie trony, gotowe przyjąć na siebie upadek. Również każdy krok był
wyjątkowo rozważny i przemyślany. Na górze burza cichła. To zaś spowodowało
twój grymas niezadowolenia, bowiem gdy ona ucichnie, pozostaniesz w całkowitej…
ciszy. Mogłeś mówić do siebie, ale jakaś irracjonalna część ciebie kazała ci
milczeć. Głupota, mówisz sobie, przecież żaden potwór cię nie usłyszy! One nie
istnieją. Dlaczego zatem twój kark mrowił? Nikogo nie słyszałeś za sobą, a
jednak uczucie, że ktoś stoi za tobą, nie opuszczało cię ani na moment. By uspokoić swe ciało, obróciłeś się za
siebie, wściekle drapiąc palcami… powietrze. Nic. Za tobą nie było kompletnie
nikogo… To nie tak, że właściwie w rozbawieniu ktoś mógłby dać krok w tył
wtedy, prawda?
Szedłeś…. Szedłeś i szedłeś, lecz końca nie było. Czy już wspominałam, że deszcz również umilkł? Jedyne co słyszałeś to własne kroki i oddech. Głośny i nie równy, jak bicie twojego maleńkiego… ludzkiego serduszka. Jakże chciałbyś być Alicją, wpaść do takiej króliczej nory jak ta, spotkać Wonderland, wszystkie te barwne postacie lecz cóż, to była bajka, a ty byłeś prawdziwy. Znowu jednak pojawiło się to uczucie. Czyżby jednak ktoś był za tobą człowieczku? Sprawdź jeszcze raz, uspokój twe biedne serduszko. Tylko pusta przestrzeń…. Nic strasznego…. Widzisz? Jesteś bardzo dzielny. Oczywiście do czasu. Bo gdy coś długiego i sztywnego przeczesało ci włosy, a przypominało to palce, puściłeś się pędem przed siebie. Biegłeś na oślep, nie chcąc ryzykować spotkania z …właściwie nie masz pojęcia co cię wystraszyło. Ja za to wiem.
Z tego rozpędu wpadłeś na ścianę. Wyjątkowo boleśnie uderzyłeś w nią z rozpędu. Zaliczyłeś w dodatku bolesne lądowanie na twardej ziemi. Zanim do twojego umysłu dotarło, że nie wpadłeś na żadną nadprzyrodzoną istotę, a koniec tunelu, minęła dłuższa chwila. Upewniłeś się również, czy nos pozostał cały. Na całe szczęście, do tej pory nie miałeś na sobie żadnych poważniejszych ran poza otarciami. Szybko wyciągnąłeś dłonie przed siebie, badając przy tym otoczenie. Dalej jednak była to zwykła ziemia, może nawet gdzieś jakiś kamień czy też kawałek czegoś… twardego. Palcami przesuwałeś po gładkiej powierzchni, chwilami lekko popękanej. Nic kompletnie nie widziałeś, najgorsze uczucie w życiu. Sunąc dłońmi wzdłuż tej ściany odnalazłeś kolejny tunel. To, co jednak cię zaniepokoiło, to żłobienia. Były większe i mniejsze, chwilami zagęszczone jakby ktoś rył czymś. Przesuwając idealnie palcami po nich zauważyłeś, iż idealnie pasują do twojej dłoni. W ten zdałeś sobie z czegoś sprawę. Ktoś tu był. Kopał, a te wgłębienia to ślady po palcach. Przełknąłeś ciężej ślinę. Ponownie coś twardego natknęły się twe palce. Mogłabym podsunąć ci co to coś przypomina, wyszeptać do umysłu słowo, które uparcie nie chciało być wypowiedziane ani w głowie ani na głos. No dalej… Tego twardego jest więcej. Coś zaczynało ci nawet chrupać pod stopami! A zapach? Czujesz to? No dalej, nie oddychaj tak płytko. Zaciągnij się wonią. Pozwól by wilgotna ziemia i odór tego, co ją przykrywało wpełzło do twego nosa. Przecież nie możesz igno… Hah. A jednak. Słyszę jak dalej uparcie nie przyjmujesz tego do swej świadomości. Nawet, gdy pierwszy mokry i oślizgły dźwięk wydobywa się spod twych butów. Coś stawiało ci opór. Oczy zaczęły łzawić. Śmierdziało. Coraz bardziej śmierdziało. Zgnilizna, staroć, metal… Jak określić zapach śmierci…? Zacząłeś płakać. Słyszałam jak w spazmatycznie zacząłeś szlochać. Jestem… pewna, że dziękowałeś losowi za to, że nic teraz nie widzisz.
Coś jednak nakazuje iść ci dalej. Nawet jeśli coś mlaszcze, coś prycha, coś chlupocze… Na wszystko w co da się wierzyć, prawie potknąłeś się o coś dużego i okrągłego. Naciągnąłeś na nos i usta bluzę. Dusiłeś się. W końcu z głośnym jękiem upadłeś. Twoje dłonie wsunęły się w coś miękkiego i zimnego. Niemalże rozpaćkało się od najdelikatniejszego nacisku. Nadal jednak nic nie mogłeś widzieć. Błoto… To wszystko przegniłe błoto albo rośliny albo… kompost! Tak, to… to ni mogło być nic innego.
Powoli podniosłeś się z kolan. Przejdziesz przez to. Stawiałeś krok za krokiem, aż w końcu nawet zapomniałeś o otoczeniu. Smród był okropny, dusił cię, jednak nie dałeś się złamać. Na ścianach było więcej śladów drapania. Kolejne dziwne twarde elementy aż… w końcu poczułeś delikatny powiew na twarzy. Pierwszy delikatny wiatr, właściwie ledwie bryzę. Niczym tonący, pochwyciłeś się tego, puszczając się znowu biegiem. Nadal nic nie widziałeś, a mimo to biegłeś… Delikatny wiaterek wzmagał się kusząc słodką wolnością. Byłeś zapłakany, zasmarkany, ale to nic. To nic!
Biegłeś tak długo, aż twe dłonie znalazły klamkę. Szarpałeś za nią, aż stare zawiasy ustąpiły, a ty…. znalazłeś się we własnej piwnicy. Serce waliło w piersi niemiłosiernie. Brałeś głębokie wdechy i wydechy, radując się niczym dziecko. Udało ci się!
Szedłeś…. Szedłeś i szedłeś, lecz końca nie było. Czy już wspominałam, że deszcz również umilkł? Jedyne co słyszałeś to własne kroki i oddech. Głośny i nie równy, jak bicie twojego maleńkiego… ludzkiego serduszka. Jakże chciałbyś być Alicją, wpaść do takiej króliczej nory jak ta, spotkać Wonderland, wszystkie te barwne postacie lecz cóż, to była bajka, a ty byłeś prawdziwy. Znowu jednak pojawiło się to uczucie. Czyżby jednak ktoś był za tobą człowieczku? Sprawdź jeszcze raz, uspokój twe biedne serduszko. Tylko pusta przestrzeń…. Nic strasznego…. Widzisz? Jesteś bardzo dzielny. Oczywiście do czasu. Bo gdy coś długiego i sztywnego przeczesało ci włosy, a przypominało to palce, puściłeś się pędem przed siebie. Biegłeś na oślep, nie chcąc ryzykować spotkania z …właściwie nie masz pojęcia co cię wystraszyło. Ja za to wiem.
Z tego rozpędu wpadłeś na ścianę. Wyjątkowo boleśnie uderzyłeś w nią z rozpędu. Zaliczyłeś w dodatku bolesne lądowanie na twardej ziemi. Zanim do twojego umysłu dotarło, że nie wpadłeś na żadną nadprzyrodzoną istotę, a koniec tunelu, minęła dłuższa chwila. Upewniłeś się również, czy nos pozostał cały. Na całe szczęście, do tej pory nie miałeś na sobie żadnych poważniejszych ran poza otarciami. Szybko wyciągnąłeś dłonie przed siebie, badając przy tym otoczenie. Dalej jednak była to zwykła ziemia, może nawet gdzieś jakiś kamień czy też kawałek czegoś… twardego. Palcami przesuwałeś po gładkiej powierzchni, chwilami lekko popękanej. Nic kompletnie nie widziałeś, najgorsze uczucie w życiu. Sunąc dłońmi wzdłuż tej ściany odnalazłeś kolejny tunel. To, co jednak cię zaniepokoiło, to żłobienia. Były większe i mniejsze, chwilami zagęszczone jakby ktoś rył czymś. Przesuwając idealnie palcami po nich zauważyłeś, iż idealnie pasują do twojej dłoni. W ten zdałeś sobie z czegoś sprawę. Ktoś tu był. Kopał, a te wgłębienia to ślady po palcach. Przełknąłeś ciężej ślinę. Ponownie coś twardego natknęły się twe palce. Mogłabym podsunąć ci co to coś przypomina, wyszeptać do umysłu słowo, które uparcie nie chciało być wypowiedziane ani w głowie ani na głos. No dalej… Tego twardego jest więcej. Coś zaczynało ci nawet chrupać pod stopami! A zapach? Czujesz to? No dalej, nie oddychaj tak płytko. Zaciągnij się wonią. Pozwól by wilgotna ziemia i odór tego, co ją przykrywało wpełzło do twego nosa. Przecież nie możesz igno… Hah. A jednak. Słyszę jak dalej uparcie nie przyjmujesz tego do swej świadomości. Nawet, gdy pierwszy mokry i oślizgły dźwięk wydobywa się spod twych butów. Coś stawiało ci opór. Oczy zaczęły łzawić. Śmierdziało. Coraz bardziej śmierdziało. Zgnilizna, staroć, metal… Jak określić zapach śmierci…? Zacząłeś płakać. Słyszałam jak w spazmatycznie zacząłeś szlochać. Jestem… pewna, że dziękowałeś losowi za to, że nic teraz nie widzisz.
Coś jednak nakazuje iść ci dalej. Nawet jeśli coś mlaszcze, coś prycha, coś chlupocze… Na wszystko w co da się wierzyć, prawie potknąłeś się o coś dużego i okrągłego. Naciągnąłeś na nos i usta bluzę. Dusiłeś się. W końcu z głośnym jękiem upadłeś. Twoje dłonie wsunęły się w coś miękkiego i zimnego. Niemalże rozpaćkało się od najdelikatniejszego nacisku. Nadal jednak nic nie mogłeś widzieć. Błoto… To wszystko przegniłe błoto albo rośliny albo… kompost! Tak, to… to ni mogło być nic innego.
Powoli podniosłeś się z kolan. Przejdziesz przez to. Stawiałeś krok za krokiem, aż w końcu nawet zapomniałeś o otoczeniu. Smród był okropny, dusił cię, jednak nie dałeś się złamać. Na ścianach było więcej śladów drapania. Kolejne dziwne twarde elementy aż… w końcu poczułeś delikatny powiew na twarzy. Pierwszy delikatny wiatr, właściwie ledwie bryzę. Niczym tonący, pochwyciłeś się tego, puszczając się znowu biegiem. Nadal nic nie widziałeś, a mimo to biegłeś… Delikatny wiaterek wzmagał się kusząc słodką wolnością. Byłeś zapłakany, zasmarkany, ale to nic. To nic!
Biegłeś tak długo, aż twe dłonie znalazły klamkę. Szarpałeś za nią, aż stare zawiasy ustąpiły, a ty…. znalazłeś się we własnej piwnicy. Serce waliło w piersi niemiłosiernie. Brałeś głębokie wdechy i wydechy, radując się niczym dziecko. Udało ci się!
Udało ci się!
Tak…
Tobie się udało. Z uśmiechem człowieku opuściłeś piwnicę, nie przejmując się już tym, co brudziło te dłonie.
Tak…
Tobie się udało. Z uśmiechem człowieku opuściłeś piwnicę, nie przejmując się już tym, co brudziło te dłonie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz