Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Yaoi/yuri. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Yaoi/yuri. Pokaż wszystkie posty

23 listopada 2018

9 listopada 2018

31 sierpnia 2018

Komiks: Przygody Boga - Dlaczego trafił do piekła? [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści
Dlaczego trafił do piekła? (obecnie czytany)










Share:

27 maja 2018

Eldarya: Otucha

Autor: Samael
Uwagi:  yuri (les) Miiko x Ewelein
- Idiotka! – zacisnęła pięści, gdy ojcowski pas świsnął jej przed oczyma. Gdy spadło pierwsze uderzenie, zacisnęła je jeszcze mocniej. – Jak mogłaś?! Wstyd mi za ciebie! – Trzask! Zamach i trzask! – Ból wstrząsnął jej ciałem, kiedy leżała skulona pod ścianą. Starała się powstrzymać cisnące się do oczu łzy, a graniczyło to z cudem pod gradem kolejnych wyzwisk i uderzeń. Nie mogła płakać. Płacz oznaczał więcej uderzeń. Pod żółtą sukieneczką, tą którą dostała od mamy i która była jedynym od niej prezentem, na jej skórze kwitły kolejne pręgi, od których szczypiący ból rozchodził się falami po udach. Poczuła się zdradzona przez własną matkę, która kręcąc głową wyszła z pokoju, gdy ojciec sięgał po pas. Nawet raz na nią nie spojrzała. Nie przyszła z pomocą. Nie obroniła. „Pomóż mi” uwięzło jej w gardle jak twarda gula, której nie mogła ani przełknąć, ani z siebie wyrzucić.
- Nikt cię tu nie chce! – uderzył jeszcze raz i odrzucił pas za siebie. – Lepiej wynieś się stąd jak najszybciej! – ojciec trzasnął drzwiami tak głośno, że aż podskoczyła.
Obudziła się w tej samej chwili chwytając się gwałtownie za serce. Była cała spocona i rozdygotana. To tylko koszmar. Tylko koszmar…

***
TRZASK!

- Kurde… No i co zrobiłeś Eziu? – Nevra zatoczył się chwiejnie, po czym oparł dłoń na ramieniu kumpla, który wpatrywał się w strzaskaną czarkę na podłodze.
- …pójdę po zmiotkę – wstał po kilku chwilach kontemplacji i zniknął prawie przewracając się w progu dyżurki.
Dzisiaj popijawa u Valkyona. E tam, od razu popijawa! Ot, towarzyska feta. Było wesoło, bo Ezarel naważył swojego Napoju Bogów, który wykazywał tak zwane zbawcze działania. Po ostatnich zdarzeniach, a było ich zaprawdę wiele, należało im się coś dobrego od życia. Ciągłe wojny, konflikty, zadymy, tu kogoś zadźgali, tam coś w powietrze wysadzili, Gardzia znowu zemdlała – jak długo można tak pociągnąć? W Eldarii ostatnimi czasy panowała dość, powiedzmy, depresyjna atmosfera. Roznosiła swój grobowy swąd od południa na północ i ze wschodu na zachód. Wszyscy mieli dość życia w ciągłym niepokoju. Morale Straży Eel też mocno podupadły. Ostatnia wygrana zapaliła jednak nikły płomyk nadziei, który należało chronić. I należało świętować. Więc świętowali z pompą.
    Ezarel wrócił ze zmiotką, po czym kucnął nad roztrzaskanym naczyniem i zadumał się wielce, niczym posąg myśliciela spod dłuta Rodina. Wszyscy przypatrywali się temu z taką fascynacją, że aż umilkły wszelkie rozmowy.
- Ej… A w sumie to jak się zamiata? – wypalił elf, na co towarzystwo ryknęło śmiechem.
- No co?! Nigdy nie zamiatałem!
- O borze*, skisłam! – Karenn trzymała się za brzuch.
- Jejku, no… - zaczął Nevra współczującym tonem. – Ale wy jesteście chamy. – Podreptał do Ezarela i ukucnął przy nim, głaszcząc go uspokajająco po niebieskich włosach. – No już, już, książątko. Daj, bo jeszcze sobie łapki pokaleczysz… - odebrał od niego narzędzie niegodne arystokratycznych rąk.
- A weź się wal, pijawko – zripostował dla zasady (bo przecież fasada nadwornego buca sama się nie utrzyma), ale nie protestował, gdyż tak plebejskie czynności, jak sprzątanie syfu po sobie jemu nie przystawały. Nevra zamiótł nieporadnie, po czym rzucił zmiotką w kąt rozsypując wszystko na powrót i wrócił do towarzystwa.
- To co, może w coś zagramy? – rzucił propozycją.
- Mogę opowiedzieć kawał! – wyrwał się Valkyon, zrzucając z kolan Gardienne, która przysnęła na jego muskularnej klacie.
- O matko, kolejny? Dobra, dawaj Valk! – Karenn poszła dolać sobie do kieliszka. Była jedną z niewielu tu obecnych, którzy całkiem nieźle przyswajali ezarelowy Napój Bogów.
- Ciii, słuchać! – uciszył wszystkich Valkyon, choć i tak wszyscy słuchali jak zaklęci. Nieczęsto widywali szefa Obsydianu w tak jowialnym nastroju. – A więc przychodzi facet do sklepu, ogląda parę rzeczy. Nagle podchodzi do sprzedawczyni i wypala: proszę pani, bo ja chciałbym, hehe… grzmocić się z panią. Na co ona do niego: niestety, ale nasz sklep jest samoobsługowy!
-  HAHAHAHAHA! – ferajna znowu zaniosła się śmiechem, lecz nie tyle z żartu Valkyona, co ze sposobu, w jaki go opowiadał. Opowiadanie zbereźnych kawałów po prostu mocno gryzło się z wizerunkiem nieustraszonego woja.
- Za ten suchar dam ci puchar – podsumował wampir. – Valkyon, weź już skończ, bo nie zatrzymamy tej karuzeli śmiechu.
- … to może wyzwania? – zaproponowała luźno Karenn kręcąc kieliszkiem w dłoni. Sprawiała wrażenie, jakby od jakiegoś czasu chciała to zaproponować.
- O! Super pomysł! Kręcimy butelką. Osoba, która kręci, daje wyzwanie. Potem kręci osoba wyzwana, i tak dalej. – Nevra wytarł usta wierzchem dłoni i usiadł po turecku na podłodze. Reszta poszła w jego ślady, odkopując po drodze krzesła i turlające się, puste butelki. Valkyon przeniósł śpiącą na podłodze Gardienne w… dalej wysunięte miejsce na podłodze. A jako, że jest dżentelmenem, to podłożył jej pod głowę jeden z żołnierskich napierśników, których w służbówce nie brakowało. Następnie wcisnął butelkę w ręce Karenn. - Jako pomysłodawczyni, zaczynasz!
- Ta je, szefie!
Dziewczyna zakręciła butelką. W powietrzu wisiał niepokój, bo chyba nikt nie chciałby paść ofiarą pomysłów stukniętej wampirzycy. Po krótkiej chwili szyjka butelki wskazywała na Nevrę.
- O nie… - zaskomlił.
- Braciszek! – Karenn zmrużyła oczy i wyszczerzyła się do niego. Dwa podłużne kły zalśniły złowieszczo w blasku pochodni. – Wszyscy i tak wiedzą, że ślinisz się do Eza. Wyznaj mu więc swoją miłość w formie piosenki!
- Uuuuuu!
Ezarel, dotąd zaskakująco milczący, rozszerzył w zdumieniu oczy i spojrzał zaskoczony na dziewczynę. Ta tylko czekała na rozwój wydarzeń wyraźnie zadowolona z siebie.
- Co, tylko tyle? – zapytał Nevra z wyraźną ulgą w głosie. - Pfff… Aleś dowaliła.
- Dajesz!
- Dajesz! Dajesz! Dajesz! – wszyscy zawtórowali.
Nevra duszkiem dopił trunek z gwinta, po czym obrócił pustą butelkę dnem do góry, co by zrobić z niej udawany mikrofon. Uklęknął przed niebieskowłosym elfem i spojrzał mu czule w lekko zamglone ślepia.
- PRZEZ TWE OCZY TWE OCZY ZIELONE! OSZAALAAAŁEEEM! GWIAZDY CHYBA TWYM OCZOM ODDAŁY... CAŁY BLAAAAASK!
Ekipa rżała ze śmiechu, Ezarel też, chociaż przy okazji spalił buraka.
-... A JA SERCE MIŁOŚCI SPRAGNIONE… CI ODDAAAŁEM! TAK ZAKOCHAĆ, ZAKOCHAĆ SIĘ MOŻNA… TYLKOO RAAAZ! – zawył, gładząc jednocześnie elfa po policzku. Valkyon wycierał łzy z oczu, ciężko było stwierdzić, czy bardziej ze wzruszenia, czy ze śmiechu.
- To było piękne, wzruszyłem się – chrząknął po wszystkim Ezarel, odpychając wampira, który w niebezpiecznie bliskiej odległości chyba czekał na coś więcej, niż tylko na pochwałę. Widząc to, Ezarel wycofał się jeszcze bardziej.
- A buziaczek? – dodał Nevra wykrzywiając usta w smutną podkówkę.
- Mój but może cię w tyłek pocałować – odparł elf, z przykrością zauważając, że nie ma już czym popić tego zacnego występu.
- W ogóle skąd znasz takie przyśpiewki? – zapytał Valkyon.
- Jak podglądałem Gardienne w łaźniach, to usłyszałem, jak to śpiewała.
- Zbok.
Nevra wzruszył ramionami z obojętnością godną kogoś, do kogo to określenie przylegało tak idealnie, jak slipy do męskiego zadka.
- Tak samo mnie podsumowała, gdy zauważyła moją obecność. Dodała tylko, że to najbardziej wzruszająca piosenka o miłości z jej świata, jaką w życiu słyszała. Muszą mieć tam fajną muzykę, skoro nawet Eza zatkało.
- Z żenady, kretynie! – obruszył się ostrouchy.
    Wtem drzwi do żołnierskiej służbówki rozwarły się z hukiem tak wielkim, że aż tynk osypał się ze ściany w miejscu, w które uderzyła klamka. Do środka wparowała Miiko. W szlafroku, z potarganymi włosami i mocno opuchniętymi oczami. Wkurzona.
- Czy wy jesteście normalni?! – krzyknęła. Zapadła grobowa cisza. – Drzecie ryje od kilku godzin, tłuczecie się jak banda orków! Ile tak można?!
- Miiko, posłu…
- NIE! To wy posłuchajcie! Jestem wy-koń-czo-na! – wyraźnie zaakcentowała każdą sylabę. – Wiecie, ile nas kosztowało ogarnięcie tego burdelu! Potrzebuję odpocząć!
- Miiko, my też potrzebujemy…
- Dość! – potoczyła spojrzeniem po pomieszczeniu. – Jak wam nie wstyd, opijusy?! Szanowna Straży Eel! Ogłaszam, że jesteście wszyscy ZAWIESZENI! Zrozumiano?! Jeśli nie, to powtórzę: ZAWIESZENI! Nasi ludzie giną na wschodnim froncie, Huang Hua dwoi się i troi, by zminimalizować szkody, na południu klęska głodu, a wy w najlepsze balujecie! Jak tak możecie?! Wstyd mi za was! – i nagle przerwała tyradę, uświadomiwszy sobie, że ostatnie słowa usłyszała w swojej głowie, wypowiedziane gniewnym głosem jej ojca. Potrząsnęła głową i potarła skronie przywracając się do porządku. – A teraz żegnam.
Wyszła, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Przez kilka chwil atmosfera panująca w otoczeniu była tak gęsta, że można byłoby ją ciąć nożem.
- Trochę przesadziła, nie? – rzuciła nagle przebudzona Gardienne.

***

    Dzieciństwo i stracona niewinność. Ślepa wiara w to, że świat jest dobry i sprawiedliwy, że zło na końcu zostanie pokonane. Że dla ludzi trzeba być dobrym, a wtedy oni będą dobrzy dla mnie. I że kiedy już dorosnę, to świat będzie lepszym miejscem, a ja będę szczęśliwsza. Ciężko chyba o lepsze nawiązanie do utraconych złudzeń, niż moje rozpadające się życie. Zrozumiałam, że na tym świecie nie istnieją żadne ideały, a wszystko to niewarte jest funta kłaków. Czuję, że w nic już nie wierzę i że nie ma już niczego pięknego. Niczego, za co warto byłoby umrzeć, ani niczego, dla czego chciałoby się chociaż żyć.

- Miiko! Hej! Miiko! – usłyszała znajomy głos, dobiegający jakby zza ściany. – Miiko! – ktoś chwycił ją za ramię, a potem gwałtownie obrócił do siebie. Oh, to Ewelein. – Miiko, wszystko w porządku? – Popatrzyła jej w oczy, pełna troski. Kitsune opuściła głowę, nie chcąc zdradzić się z tym, że ma za sobą kolejną, nieprzespaną i przepłakaną noc pełną koszmarów z dzieciństwa.
- Tak, tak… Wszystko okej. Musiałam zdyscyplinować towarzystwo. Za bardzo się rozchulało, rozumiesz – odpowiedziała, przeczesując nerwowo grzywkę. Ewelein zmarszczyła brwi, ale nie dopytywała. Chwyciła ją pod ramię i pociągnęła w kierunku korytarza straży.
- Chodź, dam ci coś na uspokojenie.

    Zaprowadziła ją do swojego pokoju i posadziła na niskiej leżance.
- Naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie – stwierdziła Miiko, lecz jasnowłosa ją zignorowała, szukając w szafce niezbędnych składników. Nad magicznym płomieniem ustawiła naczynie z wodą, do którego następnie wkruszyła jakieś zioła.
- Musi się zagotować – oznajmiła siadając obok przyjaciółki i kładąc jej dłoń na kolanie. – A teraz opowiadaj, co się stało.
- No co się stało, nie słyszałaś? Straż sobie popiła, przegięli pałę, więc dałam im okresową dyscyplinarkę.
- Wiesz, każdy czasem potrzebuje się zabawić, żeby odreagować…
- Ale bez przesady! – weszła jej w słowo. – Nie rozumiem, jak oni mogą się wydurniać w najlepsze, gdy jesteśmy w czarnej dupie!
- To, że się bawią, nie znaczy jeszcze, że się nie przejmują. Wygraliśmy ostatnią bitwę. To prawda, że było wiele ofiar, ale wszyscy liczyli się z ryzykiem. Nie jesteśmy szmacianymi lalkami i nawet w tych trudnych czasach potrzebujemy odrobiny radości. Pocieszenia.
Mnie jakoś nikt nigdy nie pocieszał.
Kitsune zamyśliła się, a ponieważ nic nie mówiła przez dłuższą chwilę, Ewelein kontynuowała. – W każdym razie, nie o to pytałam.
- A o co? – Miiko uniosła brwi w zaskoczeniu.
- Dlaczego płakałaś? – dotknęła opuszkami palców skroni dziewczyny. Tamta długo nie odpowiadała, zawstydzona. Ewelein wstała, by przygotować napar, a następnie wcisnąć go w ręce swojej szefowej. Dotykając ich, poczuła jak bardzo są lodowate. Objęła ją ramieniem i przyciągnęła do siebie.
- Dziękuję – Miiko zignorowała wcześniejsze pytanie. Wolała nie wdawać się w szczegóły. Poza tym była nauczona zachowywać milczenie. Wspomnienie koszmaru, który był nie tylko koszmarem, ale i trudną, nieprzepracowaną przeszłością, nie mogło opuścić jej umysłu. Nadal tkwiło, niczym bolesny cierń, głęboko w jej duszy. Wstydziła się jednak mówić o tym komukolwiek. Już i tak wystarczająco drażniło ją to, iż Ziemianka widziała niektóre z tych wspomnień, o których nigdy nikt nie miał się dowiedzieć. Utkwiła wzrok w naczyniu, z którego unosiła się specyficzna woń ziół.
Siedziały tak razem obok siebie, w milczeniu, które w końcu Ewelein zdecydowała się przerwać:
- Zostań na noc.
- Co? – kitsune spojrzała w jej stronę, zdziwiona. Napotkała parę błękitnych, spokojnych oczu i ciepły uśmiech.
- Zostań tutaj na noc – powtórzyła. – Jeśli oczywiście chcesz.
Miiko upiła łyk mikstury, krzywiąc się przy tym z niesmaku.
- Ohyda!
Elfka zaśmiała się perliście.
- To jak?
- Pewnie, czemu nie – odparła dopijając resztę. Może towarzystwo rzeczywiście dobrze jej zrobi? Od Ewelein biło takie ciepło i czułość. Wiele by dała, by w przeszłości ktoś okazał jej takie zainteresowanie.

Jedyną rzeczą, która trzyma mnie przy życiu, jest to, że stać mnie jeszcze na przyjaźń. Taką bezinteresowną, wielką, na zawsze. Która wzajemnie inspiruje i podtrzymuje na duchu. Być może Straż Eel nie jest jej idealnym odzwierciedleniem, ale to moi przyjaciele. Jedyna rodzina, jaką kiedykolwiek posiadałam.

- Pójdę pod prysznic. A ty czuj się jak u siebie – Ewelein wyszła, zostawiając dziewczynę samą. Rozejrzała się po pokoju. Utrzymany w jasnym, brzoskwiniowym odcieniu, zawalony książkami i próbkami. Widać nawet po pracy w przychodni studiowała. Pod ścianą stała gablota, a w niej modele narządów wewnętrznych. Z kolei w rogu pokoju stał model szkieletu w sugestywnej pozie, z wysuniętymi do przodu biodrami i opartymi o nie ramionami. Podeszła bliżej i spostrzegła, że szkielet w „strategicznym” miejscu miednicy miał przyczepiony dzwoneczek z kokardką. Parsknęła śmiechem.
- Widzę, że poznałaś Stefka – zauważyła z rozbawieniem Ewelein wchodząc do pokoju.
- Stefka? Ciekawe imię.
- Ano. Pomysł Ezarela. Podobnie jak cała reszta – machnęła niedbale dłonią w kierunku finezyjnego dzwoneczka. – Kiedy się jeszcze spotykaliśmy, często tu przychodził i robił różne… głupie rzeczy.
- Tęsknisz za nim? – zapytała po cichu Miiko. Nie była pewna, czy powinna pytać o takie rzeczy, zważywszy na fakt, że jej przyjaciółka wciąż darzyła wrednego dowódcę Absyntu uczuciami. Elfka głośno westchnęła. Ściągnęła ręcznik z wciąż wilgotnych włosów i przewiesiła go przez poręcz leżanki.
- Trochę. Na pewno kieruje mną jakiś pokręcony sentyment. Wiesz, dobrze się rozumieliśmy i było świetnie. Dopóki nie zdradziłam się z uczuciami.
- Co za gnida. Sprawił, że go pokochałaś, a potem złamał ci serce.
- E tam – jasnowłosa uśmiechnęła się słabo. – To nie tak. Kierował się dobrymi intencjami, nie chciał mnie ranić wiedząc, że nie czuje tego samego, co ja. Wtedy po prostu przestał mnie odwiedzać. A ja przynajmniej przestałam się łudzić.
Miiko spojrzała na przyjaciółkę i stwierdziła, jednocześnie ganiąc się w myślach za to, że taka nostalgia idealnie pasuje do jej bladej jak mleko twarzy i do tych jasnobłękitnych oczu. Elfy zawsze kojarzyły jej się z efemerycznym pięknem, głęboką duchowością i melancholią, jakkolwiek do Ezarela opis ten pasował niczym pięść do nosa. On był zaprzeczeniem wszystkiego, co uosabiała sobą Ewelein. Równie dobrze można by w atłasy ustroić prosiaka i wcisnąć mu na łeb koronę królewicza.
- Ja bym cię nie porzuciła – palnęła Miiko szybciej, niż zdążyła to przemyśleć. W jednej sekundzie jej policzki nabiegły purpurą. Ewelein przechyliła na bok głowę i przypatrywała się jej badawczo przez chwilę, po czym zachichotała widząc zażenowaną minę szefowej.
- Czyżby? – mruknęła niższym głosem, zbliżając się do niej powoli. Gdy była już o krok od niej, wyciągnęła rękę i wierzchem dłoni dotknęła jej rozgrzanego policzka. – To może nie myśl już o tym, jakim bucem jest Ezarel, tylko mnie pociesz, hm? – chwyciła w palce jej brodę i zmusiła, by ta zrównała się z nią wzrokiem. W błękitnych oczach czaił się dziwny błysk. Miiko głośno przełknęła i nerwowo strzygnęła lisimi uszami. Kiedy ta rozmowa przybrała tak intymny tor?
- Chodź – Ewelein pociągnęła ją za rękę w stronę łóżka, lecz ta się zaparła i wciąż stała w miejscu.
- Ja… - zaczęła niepewnie. Ewelein przewróciła oczami i pocałowała ją. Opierała się przez moment, po czym jej usta rozchyliły się pod naciskiem warg elfki. Poczuła smak gorzkich ziół na jej języku. Gdy zadrżała, przesunęła dłonie na jej talię przyciągając ją mocno do siebie. Światło świecy płonącej w naściennym kandelabrze łagodnie rozświetliło jej twarz.
- Obie tego potrzebujemy, Miiko. Ty jesteś samotna i ja jestem samotna. Chodź – powtórzyła i tym razem nie napotkała już żadnego oporu z jej strony. Materac zasłanego łóżka ugiął się pod naporem dwóch ciał. Objęła ją ramieniem i nagle uświadomiła sobie, jak bardzo jest spięta. Miała mocno zaciśnięte powieki i głęboką zmarszczkę pomiędzy brwiami. Szczelnie otuliła się swoimi czterema lisimi ogonami – symbolem jej hańby i fatalnego losu, jakby chcąc się od czegoś odgrodzić. Jasnowłosa zaczęła więc niespieszną wędrówkę dłoni po plecach szefowej. Gładziła ją uspokajająco do czasu, aż kitsune rozluźniła się na tyle, by samej wtulić się w jej pierś.
- Czego się boisz? – wyszeptała głaszcząc jej gęste, czarne włosy i zahaczając od czasu do czasu o wystające z nich uszy, które poruszały się niespokojnie, gdy tylko wychwyciły jakiś dźwięk dobiegający spoza pokoju. 
- Sama nie wiem – mruknęła wdychając słodki zapach skóry swojej podwładnej. – To takie dziwne…
Ewelein ugryzła ją w szyję, na co ona drgnęła zaskoczona.
- Ej!
Odpowiedział jej łagodny, cichy chichot, a następnie poczuła dłonie wpełzające z wolna pod jej szlafrok.
- Ewe… - zaskomliła mocniej przywierając do szczupłego ciała. Elfka przerzuciła nogę przez jej biodra, a następnie położyła swe smukłe dłonie na jej policzkach i złożyła na jej ustach pocałunek, lekki i ulotny jak muśnięcie motylich skrzydeł.
- Miiko, jesteś wspaniała. I chcę, żebyś wiedziała, że jestem z ciebie dumna – powiedziała błądząc wzrokiem po jej obliczu. – Bez względu na to, co sama o sobie myślisz, dla mnie jesteś niesamowita. I nie tylko dla mnie. Pamiętaj, że tu jest teraz twój dom i twoja rodzina.
Dobra z ciebie obserwatorka – pomyślała Miiko, zniżając się do poziomu jej szyi, u podstawy której miała słodki dołeczek. Złożyła na nim krótki pocałunek.
- Ściągaj te szmaty – mruknęła z twarzą wtuloną w jej szyję.
Ewelein przetoczyła się na bok, oparła na łokciu i wbiła w nią spojrzenie. Jej lodowato błękitne tęczówki lśniły w ciepłym świetle świec.
- Jak sobie życzysz, szefowo.

***

Był piękny dzień na zewnątrz. Chmury, niesione wiatrem, leniwie płynęły po jasnym niebie, a słońce swym jasnym blaskiem otulało Kwaterę Główną. Po ogrodach przyległych do zamku niosły się ptasie trele. Tego dnia życie jakby zwolniło obroty. Nikt nie pałętał się w te i we w te po korytarzach, nie przybiegł też żaden posłaniec z kolejnymi gównianymi wiadomościami z odleglejszych rejonów. Rzadko kiedy było tu tak spokojnie, rzadko czas płynął tak przyjemnie ślamazarnie, jak dziś. Atmosfera ta w jakiś tajemniczy sposób udzielała się każdemu.
Ezarel wylazł z łaźni przepasany tylko ręcznikiem w biodrach. Woda skapywała z jego rozpuszczonych, kobaltowo niebieskich włosów na tors. Łeb mu pękał, co wyraźnie zdradzał grymas wykrzywiający mu usta. Żołnierze widząc go uskakiwali mu z drogi. Nie przejął się za bardzo zawieszeniem, które nałożyła na niego Miiko. Wręcz przeciwnie, zamierzał na tym skorzystać. Okresowa dyscyplinarka oznaczała, że jest zawieszony nie tylko w prawach, ale i obowiązkach dowódcy Straży Absyntu. Ta druga część bardzo mu się spodobała. Wziął długą, gorącą kąpiel, a teraz zamierzał odsypiać kaca. Tak, to był genialny plan. Bogowie raczyli wiedzieć, jakie męki przeżywał.
Akurat przechodził koło pokoju Ewelein, gdy drzwi się otworzyły i wyszła z nich… Miiko? Zatrzymał się w pół kroku i zlustrował kobietę od góry do dołu. Koszula nocna, każdy włos w inną stronę, kapcioszki na stopach… Dlaczego jeszcze nie była na chodzie? Przecież szefowa nawet w dni wolne od pracy do kibla chadzała w pełnym, służbowym odzieniu. Co więcej, dlaczego wychodzi z pokoju Ewelein?! Gdy tylko napotkała na jego pytający wzrok, jej twarz oblał rumieniec. Jej ogony nerwowo zamiotły podłogę, ale szybko odzyskała rezon. - Ubrałbyś się, a nie paradujesz po kwaterze jak po plaży – warknęła nisko.
- Pff, i kto to mówi – machnął ręką na jej sylwetkę. – Bardzo ładne kapciuszki, te pomponiki są naprawdę gustowne.
- Miiko, zapomniałaś szlafroka! – nagle z pokoju wychyliła się głowa Ewelein. Gdy tylko dostrzegła Ezarela, zamarła w bezruchu z dłonią trzymającą szlafrok. – O kurwa!
Szybko zatrzasnęła drzwi. Dlaczego musiał akurat teraz tędy przechodzić?! Czy ten debil zobaczył ją w samej bieliźnie?! Cholera, jakie on ma ciało!
Elf popatrzył to na drzwi, to na Miiko, której wcześniejszy rumieniec teraz pokraśniał jeszcze bardziej i uśmiechnął się lubieżnie.
- Teraz już rozumieeem… – seksownie zaciągnął głoski i skrzyżował ramiona na piersi.
- Zejdź mi z oczu – fuknęła czarnowłosa i wyminęła elfa szybkim krokiem. Ręce jej drżały. Po co ja się w ogóle nim przejmuję?!
- Ej, Miiko! – zawołał za nią. Odwróciła się bardzo powoli. Za dobrze go znała.
- Fajnie chociaż było? – Ezarel wystawił przed siebie dłoń i w lubieżnym geście pomachał językiem między dwoma palcami. Kobieta zmarszczyła brwi.
- Jamon, do mnie! – wezwała swojego przybocznego strażnika. Ezarel już zaczynał żałować i kiedy miał się dyskretnie wycofać, poczuł zdecydowany opór, na który nadział się plecami.
- Miiko wołała? – za elfem stał wyższy od niego o dwie głowy, potężnie zbudowany ogr. Ezarel przełknął głośno ślinę. Jedna noga Jamona była grubości obydwu nóg Ezarela. Jakby mu Jamon zasadził kopa, to prawdopodobnie już by się nie odkleił od ściany.
- Trzeba wyczyścić stajnie, a chłopcy mają dzisiaj wolne. Ezarel chętnie się tego podejmie, dopilnuj tego proszę – uśmiechnęła się promiennie do strażnika i odeszła w swoją stronę. Elf poczuł ciężką łapę zaciskającą się na jego ramieniu.

Czy ktoś z Was, kto wierzy w happy end potrafi mi powiedzieć, co to jest? 
____________
* borze od bór c:
Share:

16 marca 2018

Opowiadanie: Ostatnie starcie [Eleven x Dark Eleven]

Był tylko błędem. Czymś, co nie powinno istnieć. Cholerną pomyłką bez prawa bytu. Niechcianym problemem. Wydawałoby się, że błędy nie powinny nic czuć, bo w końcu jest z nimi coś nie tak, prawda? No właśnie nie do końca. Tak było z Dark Elevenem. Czuł, jak każda komórka w jego ciele za niedługo zacznie się rozpadać, zabijając go i powodując jeszcze większy ból, niż ten obecny. Był zły, rozgoryczony, ale przede wszystkim - czuł ogromny smutek i był zrozpaczony. Robił, co tylko potrafił, dawał z siebie wszystko, a Eleven i tak z nim wygrał. Chłopak z blond włosami zaprzestał jednak ataków, widząc beznadziejny stan swojego klona i to, że ten już nawet nie miał zamiaru walczyć. Po prostu odpuścił, nim mogło być za późno. Teraz chłopak w potterówkach jedynie patrzył zaskoczony z odległości na Darka, gdy ten ledwo stał na nogach, ciężko oddychając; obok Jedenastka stali jego drodzy kompani, także przyglądając się całej scenie. Nie za mocny, jednakowoż zimny wiatr poruszał peleryną chłopaka o kwadratowych okularach, która tak na marginesie, też nie była w najlepszym stanie.
- Nieważne jak bardzo się postaram, jak wiele ćwiczę, jak dobrych mam partnerów... - w kącikach oczu Darka zaczęły zbierać się łzy. - Nie potrafię cię pokonać...
Skierował smutny wzrok na Elevena, widząc, że chłopak podszedł o krok bliżej do swojego klona, chociaż jego partnerzy nadal pozostawali w tyle. Dark czuł, jak słone łzy ciekną powoli po jego policzkach; najpierw jedna, później dołączyła do niej jej koleżanka, następnie trzecia, aż w końcu zmieniły się w coś rodzaju drobnego strumyczka. Blondyn nigdy nie widział swojej mrocznej wersji w tak kiepskim stanie. Zrobiło mu się okropnie żal Darka, nie wiedział, że mógłby czuć takie współczucie dla swojego klona.
- ...a ty nie możesz pokonać mnie - zakończył Dark z problemem. Wiecie, świadomość, że umierasz i zaciśnięte gardło sprawiało drobne... No dobrze, spore problemy z mówieniem czegokolwiek bez złamania się i całkowitego rozpłakania się. Brunet nie chciał wcale tych łez, jednak one mimowolnie, bez jakiegokolwiek oporu wyciekały z jego oczu, nawet kiedy próbował je powstrzymać.
- Bo chodź powinienem umrzeć po każdej walce z tobą - przełknął ślinę. - Dalej tu stoję.
- Najwyraźniej według gry nie jestem wystarczająco - zrobił krótką przerwę, próbując znaleźć odpowiednie słowo. - Ludzki... żeby traktować mnie jak człowieka, ale też za mało... cybernetyczny, żeby traktować mnie jak program - zakończył delikatnie drżącym głosem Dark. Nie mógł nic na to poradzić; czuł się fatalnie.
- Czym ja do cholery jestem?! - spytał rozgoryczony chłopak z białymi oczami. Eleven, wiedząc, że to było pytanie retoryczne, siedział cicho, pozwalając Darkowi na kontynuowanie. Szczerze powiedziawszy sam nie wiedział co powiedzieć. Trudno mu było znaleźć słowa idealne, albo przynajmniej dobre na tą sytuację. Owszem, brunet nie raz walczył z nim i chciał go wrobić w kradzież, ale nie mógł nic poradzić na to, że było mu go w pewien specyficzny sposób szkoda i że czuje jakąś więź z nim. Nie potrafił do końca wytłumaczyć, czym jest owa więź, może to dlatego, że w pewnym sensie byli tą samą osobą, ale jednak nie do końca? Albo to po prostu cechy człowieczeństwa, że naturalnie jest nam kogoś żal.
- Na to pytanie nie znajdę już odpowiedzi - kontynuował Dark z trudnością. Wdychał powietrze głębokimi, drżącymi oddechami. Spojrzał na Elevena oczami pełnymi łez, a tamten odwzajemnił spojrzenie pełne współczucia.
- Pamiętasz... - krótka przerwa - jak w momencie, kiedy mnie stworzyłeś, powiedziałem ci, że dzięki spaczeniu ziemi jestem o wiele trwalszy od ciebie?
Eleven powoli pokiwał głową na "tak", a Dark głęboko westchnął. Powoli próbował się uspokoić, zaprzestać płakania, jednak coś tak czuł, że za niedługo i tak się rozklei ponownie, więc nie ma to nawet najmniejszego sensu.
- Kłamałem - powiedział krótko, na co blond włosy chłopak rzucił mu zdziwione spojrzenie. - Jestem taki sam, jak każdy inny klon zrobiony przy pomocy tego przeklętego drzewa! - powiedział głośno. Dark westchnął głęboko, przygotowując się następnych, bardzo dla niego bolesnych słów.
- Eleven... Ja... - powiedział drżącym od emocji głosem. - Ja umieram - dokończył, czując, że już dłużej nie może powstrzymywać się od płaczu. Od strony Elevena doszedł do niego dźwięk gwałtownie wciąganego powietrza. Kiedy Dark spojrzał na blondyna, ten stał kilka kroków bliżej niego. Brunet próbowałam pozbyć się guli w gardle, czując, jak ciepłe łzy spływały po jego policzkach z większym niż wcześniej natężeniem i częstotliwością. I chociaż wycierał je, to osuszane miejsca i tak chwilę później stawały się mokre.
- Czuję, nawet w tej chwili... - nie zbyt długa trwająca przerwa, po której nastąpiło westchnięcie. - Jak moje komórki umierają. Zaraza wypala mnie od środka - powiedział z goryczą w głosie. Niebieskooki patrzył na chłopaka zszokowany i zasmucony; nie mógł uwierzyć w słowa białookiego. Przecież wcześniej wydawał się być całkowicie zdrowy i pełen energii, kiedy był pewien, że to ich ostatnia walka. A teraz? Wrak człow - ...wróć. Wrak klona. Podróbki. Teoretycznego problemu. Ale Eleven tak o nim nie myślał. W jego głowie Dark był człowiekiem. Nawet jeżeli w pewnym sensie będącym nim (a jak wiemy, dwie te same osoby w tym samym czasie i miejscu spowodowałyby rozpierdol całego Wszechświata).
- Niedługo będzie boleć. Bardzo boleć - powiedział z dziwną lekkością brunet, mimo istnych strumieni stworzonych z łez. Ale jak wiecie, u każdego mechanizm obronny przed smutkiem i tragedią działa inaczej - niektórzy wypłakują to, dopóki im się nie polepszy, a inni śmieją się z własnej tragedii, mimo, iż płaczą tak intensywnie, że wokół nich tworzy się kałuża.
- J - ja... - zająknął się Dark, czując niewiarygodną trudność w wypowiedzeniu czegokolwiek. Odchrząknął i próbował kontynuować. - Ja nie chcę, żeby bolało - głos mu się załamywał. Mimo całkowitego wyczerpania i okropnego bólu odczuwalnego w całym ciele, zmusił nogi do postawienia kilku kroków. Za każdym razem, kiedy dotykał nogą ziemi, syknął cicho pod nosem z bólu. Teraz było źle, więc aż bał się, jak bardzo bolesne okażą się kolejne minuty jego kończącej się egzystencji. Stanął naprzeciwko Elevena i zanim blondyn zdążył spostrzec, Dark wcisnął mu w dłonie swoją broń. Ostrze, w kontakcie z dłonią niebieskookiego, zamigotało delikatnym, zimnym, błękitnym światłem, by później jego blask znacznie przygasł. Tak, jakby wiedziało, że "światło" jego właściciela także za niedługo zgaśnie. Brunet cofnął się nieznacznie i spojrzał błagalnym wzrokiem w błękitne oczy blondyna.
- Weź to - powiedział krótko, podczas gdy chłopak w potterówkach przyglądał się broni z zainteresowaniem, szokiem i zmieszaniem.
- Pamiętasz, jak wyciągnąłem cię spod gruzów... Tam, w Dwienkowie? - zapytał, czując kolejne gorzkie łzy pod powiekami. Nie wiedział, że był zdolny do tak intensywnego i długiego płaczu, no ale hej, człowiek uczy się całe życie. Niestety, dla Darka "całe życie" kończyło się właśnie teraz, w tym oto momencie. I chociaż chciałby i wolał, żeby trwało ono dłużej, musiał się pogodzić ze śmiercią. A jeżeli miała już ona nastąpić, to chciał, żeby była szybka i nie aż tak bolesna. Eleven tymczasem milczał. Miał wrażenie, że jeżeli próbowałby powiedzieć cokolwiek, tylko się odezwać, rozpłakałby się jak małe dziecko. Nigdy wcześniej w życiu nie czuł takiej rozpaczy i bezradności; chciał w tej chwili przytulić mocno Darka, pocieszyć go jakkolwiek, powiedzieć, że przecież wszystko będzie dobrze, ale jak dobrze wiemy, to byłoby kłamstwo. A on nie miał sił na oszukiwanie siebie samego.
- Teraz to ty możesz pomóc mi - powiedział trzęsącym się głosem białooki, ponownie podchodząc bliżej w stronę blond chłopaka.
- Proszę, błagam... - powiedział, gdy praktycznie całe jego ciało drgało pod wpływem intensywniejszego płaczu. Oplótł ramiona dłońmi w celu uspokojenia ruchów ciała, lecz to wszystko na marne. - Użyj tej broni... - chwycił dłonie blondyna, trzymające wcześniej należące do niego ostrze i nakierował je na swoją klatkę piersiową, nie zważając na więcej łez zbierających się w jego kącikach oczu. - Zabij mnie. Tutaj. Teraz - powiedział błagalnym tonem.
Jedenastek, natychmiast po usłyszeniu tych słów, cofnął się gwałtownie, uwalniając swoje dłonie z uścisku Darka. Broń bruneta trzymał teraz w jednej ręce.
- CO?! - rzucił brunetowi niedowierzające i zszokowane spojrzenie. Już wcześniej miał pewne drobne podejrzenia, co mógłby chcieć od niego jego klon, ale słowa Darka nadal wywarły wielkie, negatywne wrażenie na Elevenie. - CHYBA CIĘ GŁOWA BOLI!
- Nie możesz mnie zabić podczas walki - powiedział, jakby to była oczywista oczywistość, po czym westchnął głęboko; jego głos drżał niczym pociągnięta przez człowieka struna od gitary. - Ale tutaj? Na mapie? - podszedł o krok bliżej do niebieskookiego, łapiąc go delikatnie za dłoń. Niby nie za mocny gest, a wyrażał tyle desperacji chłopaka.
- Błagam - wydukał cicho klon, patrząc na blondyna z oczami pełnymi łez. Nim chłopak w potterówkach zdążył spostrzec, Dark oplótł rękoma talię chłopaka, a nos wcisnął w zagłębienie nad obojczykiem. Przytulenie. Tak, to chyba to, czego potrzebował. - Boję się... Nie chcę, żeby bolało... - powiedział, zagłuszony przez materiał niebieskiej koszulki, podczas gdy cicho łkał w ramię chłopaka, mocząc łzami materiał. Eleven tymczasem nie miał zielonego pojęcia, co robić. Pierwszy raz w życiu znalazł się w tak dramatycznej sytuacji wiedząc, że nie da rady się niczego zrobić, żeby się z niej wykaraskać. Blondyn postąpił najzwyczajniej na świecie, tak, jak zrobiłby każdy inny człowiek w tejże oto sytuacji: zarzucił ręce na szyję Darka - uważając, by nie zranić go ostrzem trzymanym w prawej ręce - przytulając swojego klona mocniej. Uścisk ten dawał uczucie, jakiego brunetowi brakowało: komfort. Nadzieję, że może coś się jednak da się zrobić. Poczucie, że komuś na nim jednak zależy. Że ktoś go jednak lubi, a może nawet kocha, platonicznie bądź też nie. Niby taki mały gest, a wyrażał więcej, niż tysiąc słów. Eleven także dał upust emocjom, kiedy czuł, jak łzy zbierają się w kącikach jego jasno niebieskich oczu, po chwili leniwie płynąc po  bladym policzku chłopaka.
- Już to czuję... A będzie tylko gorzej... - powiedział słabym głosem, na dodatek delikatnie zagłuszonym przez materiał koszulki. - Śmierć jest nieunikniona. Jedyne, na co mamy znikomy wpływ, to w jaki sposób umrzemy - zakończył cichym tonem. Słyszał w głosie Darka jak trudno mu było i mógł w tej chwili powiedzieć, że sam też przeżywa to nie najlepiej, jeżeli chodzi o psychikę. Uspokajającym gestem poruszał wolną dłonią po włosach bruneta, podczas gdy łzy wielkości grochu płynęły powolnie po jego policzku. Ich prędkość powodowała, że Eleven zastanawiał się, czy aby cały świat raptownie się nie zatrzymał, patrząc z trwogą i żalem na tą scenę, składając ciche kondolencje. Mógł także razem z nimi ronić łzy, patrząc na wszystkie spadające płatki śniegu, imitujące zamarznięte łzy.
- Nie chcę odchodzić w cierpieniu - powiedział łamiącym się głosem Dark. Rozluźnił trochę uścisk i odsunął się nieznacznie od Elevena, zabierając ręce z jego talii, a kładąc je na barkach blondyna. - Proszę, spraw, żeby moja śmierć była szybka i prawie bezbolesna - rzekł błagalnym tonem; w jego białych oczach - wyglądających jak szklane, lub porcelanowe, przez te wszystkie łzy - tliła się iskierka nadziei na szybkie zakończenie jego mąk i całego tego cierpienia, które czuł. Jedenastek znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Chociaż nie, nie do końca. Wyjścia były dwa - zabić Darka i uwalniając go od całej tej męczarni, lub okazać się tchórzem, mięczakiem i samolubem, który myśli tylko o swoim sumieniu, kiedy ktoś inny cierpi. Blondyn nie raz przyznawał, że nie jest odważny i chociaż wolałby żyć w zgodzie ze swoim sumieniem i zasadami... Postanowił wybrać pierwszą opcję. Spojrzał smutno na oczekującego odpowiedzi bruneta. Wziął szybki, urywany wdech, bezskutecznie próbując pozbyć się łez wypływający z jego oczu.
- No... No dobrze... - rzekł z niespotykaną trudnością. Na wargach Darka pojawił się smutny uśmiech, mimo ciągle czynnych i dobrze prosperujących strumyczków na jego policzkach, a w oczach pojawił się pewien dziwny blask.
- Dziękuję, Eleven - powiedział w pewnym sensie wzruszony. Może było to dziwne - bycie wdzięcznym za przyśpieszenie śmierci, ale Dark wolał zginąć szybko, a praktycznie bezboleśnie, niż umierać w katuszach, samemu, z nikim u boku. - Naprawdę, bardzo ci dziękuję - po tych słowach ponownie wtulił się w blondwłosego chłopaka. Niebieskookiego kosztowało dużo, żeby się teraz totalnie nie rozkleić i natychmiast nie zmienić zdania.
- Dziękuję, że dałeś mi choć trochę życia - mówił Dark, z nosem wtulony w zagłębienie szyi Elevena. Chłopak czuł masę ciepłych kropelek spływających po jego obojczyku i delikatnie chłodnej skórze, podczas gdy jego własne łzy tworzyły drobne, mokre plamki na czarnej koszulce bruneta. - Nawet jeśli kończy się ono tak szybko - ucichł na chwilę, a jedynym dźwiękiem, jaki można było słyszeć, to ciche pochlipywanie tamtej dwójki i szum delikatnego, jednakże chłodnego wiatru.
- Nie zapominaj o mnie - powiedział zagłuszony Dark. Jego głos miał niewiarygodnie spokojną barwę i to jeszcze bardziej przerażało Elevena; to że białooki się już po prostu poddał, godząc się ze swoją śmiercią.
- Chciałbym zostawić tu jakiś ślad - kontynuował, oplatając talię blondyna trochę mocniej, wiedząc, że to pewnie ich ostatnie spotkanie. Chciał więc, żeby chłopak w potterówkach pamiętał je oraz, rzecz jasna, jego jak najlepiej. - Nawet jeśli to tylko ślad w twoich wspomnieniach - w jego głosie można było usłyszeć jak minimalnie się uśmiecha, mimo, że jest to uśmiech przez łzy, pełen bólu i smutku. Oczy jego nadal roniły łzy, jednakże było ich mniej, ponieważ powoli się uspokajał i przygotowywał na to, co ma nadejść. Eleven tymczasem był w kompletnie innym stanie psychicznym. Próbował powstrzymać się od rzewnego płaczu, co jednak przychodziło mu z trudnością. Mimo głębokich oddechów, nie potrafił powstrzymać się od cichego łkania w ramię swojego sobowtóra.
- Jestem... Jestem gotów - rzekł cicho Dark, opierając brodę na ramieniu blondyna, a Eleven doskonale wiedział, co zrobić. Uniósł niezbyt wysoko ostrze bruneta, chociaż prawa kończyna wydawała mu się ważyć z tonę i wycelował czubek broni w tylną stronę swojego klona. Jednym, błyskawicznym ruchem wbił ostrze w plecy Darka, czując jak chłopak drgnął niekontrolowanie. Z kącika jego ust wyciekła strużka pewnej czarnej cieczy, która mogła być po prostu czymś w rodzaju krwi.
- Dziękuję - wyszeptał słabo, uśmiechając się. Blondyn czuł, jak uścisk bruneta rozluźnia się. Później nie czuł już nic. Cała materialna oznaka istnienia Darka po prostu zniknęła, niczym zły sen, a jego ostrze zmieniło się w proch, zdmuchnięty z jego bladych dłoni przez wiatr.
- Nie zapomnę - powiedział cicho Eleven, a w jego głosie można było słyszeć niewyobrażalny ból. Spod przymkniętych powiek strumykami ciekły gorzkie łzy, kapiąc na ziemię i rozpuszczając śnieg w tamtym miejscu. Aż nagle wszystkie bariery przełamały się, gdy chłopak padł kolanami na ziemię, zakrywając twarz dłońmi i szlochając cicho. Całym jego ciałem coś poruszało, kiedy praktycznie zanosił się płaczem. Nie mógł już dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie. Musiał się po prostu wypłakać. Czas teraz nie miał znaczenia. Miał potrzebę uspokojenia się i wyładowania tych wszystkich emocji. Łzy przeciekały między jego palcami, płynąc wolno po dłoni, przedramieniu i zatrzymując się na łokciu, z którego kapały na spodnie chłopaka. Po dłuższej chwili poczuł czyiś chłodny i mokry nos dotykający delikatnie jego ramienia. Odłożył dłonie od twarzy i zamazanym przez łzy wzrokiem spojrzał w bok, na właściciela noska. Indiana, ponieważ to był takowe zwierzątko, które dotknęło Elevena, spojrzał na niego swoimi wielkimi, psimi oczami, po czym skierował wzrok na coś przed nim. Blond włosy chłopak bez słowa spojrzał niechętnie w tą samą stronę, co pies i zdziwił się. Nie tak daleko przed nim, na ziemi leżał niewielki, migoczący punkcik. Wyglądał podobnie do czegoś co już wcześniej widział niebieskooki - ludzka dusza. Ta rzecz jednakże różniła się trochę od wcześniej widzianych dusz. Zamiast emanowania białym światłem, było ono praktycznie koloru czarnego. Oczy Elevena otworzył się szerzej i natychmiast podniósł się z ziemi, praktycznie podbiegając do punktu. Nie chciał robić sobie zbędnych nadziei, ale nic nie mógł na to poradzić, że nadal wierzył w szczęśliwe zakończenie. Uklęknął prędko i delikatnie wziął coś na wzór duszy w swoje dłonie. Już wcześniej czuł uczucie podobne do tego, które towarzyszyło mu teraz. Wtedy, kiedy pierwszy raz wziął w dłonie duszę ludzką.
- Czy to... Dusza Darka? - zapytał sam siebie, przenosząc duszę na lewą dłoń, a prawą wycierając pozostałości łez na policzkach. Powoli wstał, patrząc przez pewien czas na świecący ciemnym blaskiem punkcik. Przymknął oczy, a gdy je otworzyła, na jego twarzy pojawił się wyraz pełen nadziei i determinacji. Zamknął dłoń trzymającą duszę, tym samym chowając ją do ekwipunku. Teraz, od tej chwili, postawił sobie dwa cele, które zamierzał zrealizować za wszelką cenę: wygrać Kroniki i odzyskać Darka. I nie spocznie, póki nie dopnie swego.

***

Dark powoli otworzył oczy. Miał wrażenie, że jego powieki są niczym z ołowiu, a pulsujący ból głowy jeszcze bardziej potęgował chęć zamknięcia oczu i powrócenia do snu - oczywiście nie wiecznego. Przekręcił się na bok, a gdy ręką przyjechał po materiale kołdry, na której leżał, stwierdził, że jest bardzo przyjemna w dotyku i miękka. Czekaj chwilę... Otworzył szerzej oczy i natychmiast usiadł na miękkim łóżku, którego materac poruszył się przez jego nagłe zerwanie się. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był to czyiś niewielki, przytulnie urządzony pokój - biurko stojące przy ścianie, a na nim znajdował się komputer, monitor, klawiatura, myszka i mikrofon; na środku pokoju, na podłodze leżał puchaty, sporych rozmiarów dywan o ciemnym kolorze; pomalowane na ciemny kolor ściany dodawały pokojowi przytulności; łóżko, które zdołałoby pomieścić dwie osoby, stojące w rogu pokoju... Gdzie on do cholery jasnej był? Jeżeli tak wyglądało życie po śmierci - w jego przypadku Piekło - to musiał przyznać, że dupy nie urywało. Spodziewał się jakiegoś Szatana z widłami w łapie, kotłów ze smołą, czy chociażby wszechobecnych lamentów męczenników. Huh, czyli jednak miał racje, religijne Piekło nie istnieje. Szach - mat, chrześcijanie. Zauważył stojącą obok łóżka szafkę nocną, a na niej szklankę z wodą. Gdy jego ból głowy powoli przemijał, sięgnął w stronę naczynia, biorące je w dłonie. Zbliżył szklankę do ust i upił trochę wody; dopóki tego nie zrobił nie zdawał sobie sprawy z tego, jak spragniony był. Poprawił spadające mu z nosa okulary i usiadł wygodniej na łóżku. W czasie, w którym brunet zastanawiał się, o co w tym wszystkich chodzi i co zrobić w tej sytuacji, przez jedyne drzwi w pokoju wszedł ktoś. Dark od razu skierował na tą osobę wzrok i rozpoznając ją, otworzył oczy szerzej, dziwiąc się niemiłosiernie. Druga osoba, która wkroczyła do pokoju, uśmiechnęła się szeroko i, co najważniejsze, szczerze do chłopaka.
- O, w końcu się obudziłeś - powiedział tak dobrze znany brunetowi blondyn. Dark obserwował uważnie każdy ruch Elevena, a kiedy ten usiadł na brzegu łóżka, białooki odsunął się trochę niczym spłoszone zwierzę, by później - gdy zobaczył pytające spojrzenie niebieskookiego - wrócić na wcześniejsze miejsce.
- Eleven? - spytał niepewnie. Przyjrzał się szczegółowo chłopakowi siedzącemu nieopodal niego. Wszystko było takie same jak tego feralnego dnia, kiedy po raz ostatni mieli szansę się spotkać. Czy w takim razie...? Dark złapał chłopaka za ramię - Ty też zginąłeś? Jak? - zapytał zaskoczony.
- Co? - Eleven posłał mu zdziwione spojrzenie i przez dłuższy czas patrzył na niego z typowym "Co do kurwy" wymalowanym na twarzy, gdy w końcu przypomniał sobie ze smutkiem, w jakich okolicznościach ostatnim razem się widzieli. Potrząsnął szybko głową na znak "Nie". - Nie, nie jestem martwy, zresztą ty też nie - zakończył z uśmiechem. Chłopak w okularach z kwadratowymi oprawkami patrzył zszokowany na niebieskookiego, niedowierzając jego słowom. Powoli próbował ułożyć sobie wszystko w głowie, ale w jego umyśle panował teraz taki rozpierdol, że nie dał rady.
- A - ale jak? W jaki sposób? - zadał pytanie puszczając ramię blondyna i gestykulując żywo rękoma. Chłopak w potterówkach zaśmiał się cicho, pod nosem na widok miny Darka i tego, jak mało rozumiał z tego, co się dzieje.
- To długa historia, długo by gadać. Najważniejsze jest to, że z powrotem witamy wśród żywych - rzekł Eleven, uśmiechając się promiennie do bruneta. Od dłuższego czasu nie czuł się tak szczęśliwy. Tymczasem Dark powoli przyswajał wszystkie informacje, próbując uporządkować mętlik w jego głowie.
- A Kroniki, Liga Herosów? - dopytywał. Blond włosy chłopak jedynie wskazał głową w stronę komputera, a gdy i wzrok bruneta powędrował w tamtą stronę, jego powieki powędrowały jeszcze wyżej.
- Czyli że my jesteśmy-
- Yup. W wymiarze z którego oryginalnie jestem - przerwał mu i jednocześnie dokończył Eleven. Dark patrzył na niego głęboko zszokowany, nie dowierzając słowom chłopaka w potterówkach i własnemu szczęściu. Właśnie otrzymał drugą szansę od losu, być może na normalne życie i funkcjonowanie jak normalny człowiek - w takiej sytuacji każdemu zabrakłoby słów. Na dłuższy czas zapadła cisza, podczas której Dark próbował zebrać myśli do kupy.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć... - powiedział poruszony
- To nie mów nic - powiedział prosto blondyn, wzruszając ramionami i śmiejąc się cicho. Wszystko to wydawało się Darkowi tak nierealistyczne, jak jakiś sen, z którego miałby się zaraz wybudzić. Niespodziewanie zarzucił ręce na długą szyję Elevena i przyciągnął go do siebie, zamykając go w mocnym uścisku.

- Dziękuję ci, bardzo ci dziękuję, za wszystko - powiedział tak szybko, że niebieskooki chłopak ledwo zrozumiał i wychwycił wszystkie słowa. Po chwili chłopak w kwadratowych okularach poczuł, jak całe ciało blondyna zadrżało pod wpływem śmiechu, a ręce Elevena oplotły jego talię, przytulając bruneta.
- Hej, stary, spokojnie, nie rozczulaj mi się tu - powiedział rozbawionym tonem chłopak w potterówkach, a po krótkim namyśle dodał ze śmiechem: - Boże, jakie to gejowskie... - mówiąc to uderzył się otwartą dłonią w czoło na znak przysłowiowego "facepalma". W tej chwili Dark także się śmiał. Bo dlaczego nie miałby? Żył; był przepełniony szczęściem, którego nigdy nie spodziewał się zaznać; miał kogoś, komu na nim zależało i vice versa. Uśmiechał się szczerze i szeroko, i nawet jeżeli nadal nie do końca mógł uwierzyć w to, co się stało, nie przeszkadzało mu to odczuwaniu szczęścia i przyjemności z tych wydarzeń. Wypuścił Elevena z uścisku i zanim dłonie blondyna całkowicie zniknęły z bioder bruneta, Dark wziął twarz niebieskookiego w swoje dłonie i niespodziewanie złączył ich usta w nagłym, nie za długim, aczkolwiek słodkim i satysfakcjonującym pocałunku. Policzki Elevena natychmiast zmieniły barwę na intensywnie czerwoną, a brunet sam też czuł, jak skóra w okolicy kości policzkowych zaczyna go delikatnie piec, co w rezultacie dało ciemniejszy odcień koloru jego skóry pokrywający policzki. Kiedy Dark odsunął się od chłopaka w potterówkach, ten patrzył na niego zdziwionym i cholernie zaskoczonym wzrokiem, z lekko otwartymi ustami.
- N - no tego to się nie spodziewałem - powiedział, poprawiając okulary. Białooki zaśmiał się krótko, widząc, jak słodko wyglądał zaskoczony i zarumieniony Eleven. Dark patrzył na niego, a w jego oczach można było zobaczyć pewien zadziorny błysk; uśmiechał się zadowolony z siebie. Po chwili na ustach blondyna także pojawił się delikatny, nieśmiały uśmiech.
- Cholera, nie wiedziałem, że tak dobrze całuję - rzucił krótko niebieskooki, na co oboje zareagowali śmiechem. Tak, to zdecydowanie początek przepięknej, chociaż dziwnej i nietypowej, relacji...

Autor: EvilAngel
Share:

EddsWorld: Nie wiedziałem, że byłeś dziewczyną. (TomTord Lemon)

Dwudziesta trzecia czterdzieści dwa, a Tom nadal nie spał. Kręcił się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Nie chodziło tu o to, że coś mu nie pozwalało, poza kilkoma stłumionymi dźwiękami dochodzącymi z pokoju Torda. Po prostu nie mógł zmusić się do snu, co było dla niego dość nietypowe, bo uwielbiał sen. Przekręcając się twarzą do ściany po raz setny, westchnął głęboko. Otworzył oczy całkowicie i usiadł na łóżku. Wstał, narzucił na siebie spodnie i bluzę, bo nie wiedział, ile może mu zająć próba pójścia spać. Wyszedł z pokoju i za cel obrał kuchnię, no bo hej, może będzie tam butelka Smirnoffa, która pomogłaby mu szybciej zapaść w sen. Przechodząc obok pokoju komunisty, widział, że jego drzwi są delikatnie uchylone i wydobywają się z niego różne nietypowe dźwięki. Pokusa sprawdzenia, co robi Tord, była duża, ale po namyśle stwierdził, że nie ma zamiaru borykać się z szarookim na trzeźwo, więc kiedy wróci z kuchni, to ewentualnie wtedy sprawdzi co wyprawia chłopak. Minął sypialnię rogacza, kierując się do kuchni. Znajdując się w pomieszczeniu natychmiast podszedł do lodówki, otwierając ją. Po krótkim przestudiowaniu jej zawartości zobaczył, że niestety, osoba, która ostatnio robiła zakupy, zapomniała o jego alkoholu. Sapnął zirytowany i szybkim, energicznym ruchem zamknął lodówkę. Stał tak przez kilka minut, rozmyślając co jeszcze mógłby zrobić, żeby zasnąć. Wyjście na dwór nie wchodziło w grę, o tej godzinie jest to skrajnie niebezpieczne. Granie na Susan też trochę odpadało, bo nie miał zbytnio ochoty na to, a jak włączy telewizor w salonie, to bardzo możliwe, że wszystkich pobudzi. Westchnął głęboko i zaczął się wracać do pokoju, oczywiście po drodze mijając pokój Torda, tym razem zatrzymał się, słysząc coś interesującego.
- Tom… - czarnooki usłyszał swoje imię, cicho wypowiedziane przez Norwega. Natychmiast zatrzymał się wpół kroku i spojrzał na drzwi od pokoju szarookiego, zdziwiony. Nie brzmiało to raczej jakby Tord go wołał, bardziej jakby… Wyjęczał jego imię tym swoim słodkim głosem? Policzki Brytyjczyka zaszły delikatnym rumieńcem. Cofnął się krok do tyłu i zauważył, że drzwi nadal były uchylone. Wiedział, że prędzej czy później tego pożałuje, jednak przytknął oko do szpary między drzwiami i zajrzał do środka pomieszczenia. Jedna, mała lampka stojąca na biurku, włączona, była jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Tord, siedzący na swoim łóżku i opierający się o ścianę, jego bluza była delikatnie podniesiona, odsłaniając płaski brzuch, a spodnie chłopaka spoczywały na podłodze… Czekaj, co? Tom chciał natychmiast wrócić do swojego pokoju i po prostu o tym zapomnieć, jednak coś go zatrzymało. Najprawdopodobniej ciekawość bo… No cóż, nie przebierajmy w słowach, Tord nie robił tego jak każdy, normalny facet. Nie, robił to jak kobieta, ale to dlatego, że w tamtych rejonach był kobietą. Podczas gdy Norweg bezkarnie sobie dogadzał i robił sobie dobrze, pojękując od czasu do czasu, Tom walczył sam ze sobą, co teraz ma zrobić. Właśnie się dowiedział, że jego wróg jest transseksualny i to dla niego był wielki szok. Patrzył na słodką twarzyczkę Torda, zmieniającą swój wyraz za sprawą każdego, choćby drobnego dotyku, równy rządek białych jak śnieg zębów przygryzających delikatnie wargę, aby powstrzymać się od wydawania jakiś dźwięków, delikatnie zaróżowione policzki, dodające jego twarzy zdrowego koloru. Wszystko to jakoś dziwnie powodowało, że czarnooki nie mógł powstrzymać się od patrzenia. Dla wygody oparł się ręką o bok drzwi, niechcący otwierając je szerzej i tu właśnie doszło do niego, jak bardzo złym pomysłem to było. Drzwi poleciały jeszcze bardziej do tyłu, tym samym powodujący wpadnięcie Toma do pokoju Torda z niezbyt głośno rzuconą bluzgą. Norweg natychmiast podskoczył ze strachu na łóżku, zabrał dłonie z dala od swoich prywatnych części ciała i spłonął rumieńcem, próbując zasłonić jak najwięcej części swojego ciała jedną, nieszczęsna, czerwoną bluzą. Brytyjczyk tymczasem podniósł się powoli do góry i rozcierał bolące miejsca, kierując wzrok na zażenowanego szarookiego. Tom także zrobił się czerwony jak burak i wbił wzrok w podłogę, od czasu do czasu tylko przelotnie patrząc na Torda.
- Jakim prawem tu jesteś? – spytał Norweg, a w jego głosie można było usłyszeć rozgoryczenie i złość, maskowane jednak pod dużą warstwą wstydu. Dłońmi próbował naciągnąć bluzę na każde odkryte miejsce na swojej skórze, co jednak nie do końca mu wychodziło. Czarnooki odważył się spojrzeć na zawstydzonego chłopaka.
- Tord, ja tylko – zaczął mówić, lecz szarooki szybko mu przerwał.
- Ty tylko co, Thomas? – spytał zirytowany, patrząc nienawistnie na czarnookiego. – Zawsze chciałeś mieć coś na mnie, prawda? – dodał, a Tom już otwierał usta żeby coś powiedzieć, jednak natychmiast je zamknął, widząc, że chłopak miał zamiar kontynuować. – Proszę, idź jutro do Edda i Matta i wygadaj im to od razu. Tego tak zawsze pragnąłeś, prawda? – chciał powoli zwlec się z łóżka i sięgnąć po swoje spodnie, jednak Tom pierwszy chwycił za ubranie, więc Tord się cofnął, wzdychając głęboko i zachowując się jak obrażona na cały świat nastolatka (chociaż wcale mu się nie dziwił, w takiej sytuacji sam by się tak zachowywał, zapewne). Po chwili obok niego usiadł Brytyjczyk, wręczając mu fragment jego odzienia. Chłopak rzucił okiem na niego podejrzliwie, po czym wziął ubranie i narzucił szybko spodnie na nogi, żeby nie świecić swoimi prywatnymi częściami ciała przed czarnookim.
- Tord, to że się nie zbyt lubimy, nie oznacza wcale, że będę chujem i powiem o tym Mattowi i Eddowi – powiedział, patrząc na Norwega. Szarooki także spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Bez twojej zgody, oczywiście.
    Siedzieli w ciszy przez kilka dobrych minut. Nie zamienili ze sobą ani słowa, czekając, aż rumieńce zejdą z ich policzków, a ich serca unormują rytm bicia – jednym słowem próbowali się uspokoić, bo oboje wiedzieli, że to jeszcze nie koniec atrakcji dzisiejszej nocy. Pierwszy krok postanowił zrobić Tom, biorąc głęboki oddech, powoli wypuszczając powietrze i patrząc na Torda kątem oka.
- Więc... opowiesz mi, jak to z tobą było? – spytał Tom, przerywając tą głuchą ciszę. Tord zerknął na niego, po czym westchnął głęboko, siadając wygodniej. Widząc to, Brytyjczyk także usiadł tak, by było mu wygodnie, bo coś czuł, że to będzie długa historia.
- Wszystko tak w sumie zaczęło się gdzieś w wieku szkolnym – zaczął mówić chłopak. – Jako dziewczyna nigdy nie lubiłem zakładać sukienek, albo spódnic. Podczas gdy pozostałe dziewczyny ubierały się w różowe sukienki, czy czarne spódnice, ja po prostu nosiłem spodnie i koszulki, ewentualnie do zestawu dochodziła bluza. Kiedy byłem jeszcze młodszy, nie interesowała mnie zabawa dziewczęcymi zabawkami, wolałem samochodziki i inne takie rzeczy. Zamiast rozmawiać z dziewczynami i z nimi się trzymać, wolałem towarzystwo chłopaków i dopiero tam czułem się dobrze. Czułem się jak jeden z nich. I wtedy doszło do mnie, że nie czuje się dobrze jako dziewczyna, i że lepiej bym się czuł jako chłopak.
    Tom uważnie słuchał chłopaka. Po zmianie wyrazu jego twarzy widział, ile dla Torda znaczyło wygadanie się przed kimś i jak ciężki było mu mówienie o tej sytuacji swojemu teoretycznemu wrogowi. Cholera, Tom zawsze dokuczał Tordowi i na odwrót, a to czarnooki okazał się osobą, która pierwsza z jego przyjaciół dowiedziała się o jego sekrecie.
- Postanowiłem powiedzieć prawdę rodzicom, chociaż cholernie bałem się ich reakcji. Porozmawiałem z nimi szczerze i wyznałem, że w przyszłości chciałbym zmienić płeć. Na początku byli zszokowani i nie chcieli przyjąć do siebie tego, że ich kochana córeczka czuje się chłopakiem i chce zostać jednym z nich. Jednak po jakimś czasie moja matka to zaakceptowała i powiedziała, że będzie mnie wspierać całą sobą. Ojcu za to ciężej było to zrozumieć, jednak i tak koniec końców zaakceptował moją odmienność i pomagał mi razem z mamą jak tylko mogli, żebym czuł się dobrze. Zapisali mnie do doktora, który przepisał mi hormony, rozmawiali ze mną na ten temat kiedy tylko tego potrzebowałem. Później, kiedy byłem już na to gotowy, poszedłem na pierwszą operację zmiany płci, która na szczęście zakończyła się sukcesem – nim zaczął kontynuować, policzki Norwega zaszły delikatnym rumieńcem. - Narządy rozrodcze kobiece jednak zostawiłem, bo bałem się jakiś komplikacji pooperacyjnych. Krótko po tym przeprowadziliśmy się do Anglii, do Bristolu, bo tata dostał tu pracę. Później poznałem Edda, Matta i ciebie i tym sposobem jestem tutaj – zakończył i odetchnął z ulgą, ciesząc się, że w końcu zrzucił ten ciężar ze swojej klatki piersiowej. Tom tymczasem przetwarzał każdą, chociażby najmniejszą informację, jaką dostał od Torda. Szczerze powiedziawszy, nie miał najmniejszego pojęcia o tej stronie przeszłości Norwega, do dzisiejszego dnia. Jedyne, co każdy z jego przyjaciół wiedział na temat szarookiego, to było to, że w pewnym momencie swojego życia przeprowadził się z rodzicami z Norwegii do Anglii, a dokładniejszych pytań na temat jego przeszłości unikał jak ognia. Co prawda różnił się trochę budową od chłopaków, nie miał aż tak szerokich ramion i miał bardzo kobiece krągłości w okolicy bioder, ale nigdy nie podejrzewali jaki był prawdziwy powód jego wyglądu, myśleli po prostu, że takim się urodził.  Teraz jednak, gdy znał już prawdę, kompletnie mu się nie dziwił – ani temu, czemu nigdy nie opowiadał o swojej przeszłości ani temu, jak wygląda. Delikatnie położył swoją dłoń na mniejszej dłoni Norwega w geście pocieszenia i dodania otuchy. Tord spojrzał na swoją dłoń, czując nagły przypływ ciepła, a później skierował zaskoczony wzrok na Brytyjczyka. Tom jedynie uśmiechnął się ciepło, a szarooki odwzajemnił uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że komuś w końcu o tym opowiedziałem – powiedział rogacz, opierając się wygodnie o ścianę. Tord nawet nie musiał tego mówić, bo Tom od razu widział rozluźnienie w zachowaniu chłopaka. Kiedy już cała tajemnica została rozwiązana, postanowił zapytać o to, co go intrygowało na początku jego przygody ze szpiegowaniem Norwega i w końcu zadać pytanie, które chodziło mu po głowie.
- Okay, rozumiem wszystko, ale jeżeli nie czułeś się dobrze w damskim ciele i raczej się nim brzydziłeś, to czemu sobie tak bezkarnie dogadzałeś? I czemu słyszałem swoje imię wyjęczane prze ciebie? – spytał i zauważył natychmiastową reakcję Torda. Cała twarz chłopaka, aż po szyję, momentalnie spłonęła rumieńcem, a jego barwa była tak intensywna, że mógłby zawstydzić nią nie jedna czerwoną różę. Na głowę narzucił kaptur i naciągnął sznurki tak, że nie było widać jego twarzy. Tom zaśmiał się pod nosem.
- No dajesz, komunisto, jakoś przeżyję z tą wiedzą – powiedział delikatnie drwiąc. Tord tylko wymamrotał coś w odpowiedzi. Zważywszy na to, jak zakrył swoją twarz, czarnooki nic nie zrozumiał. – Mógłbyś powtórzyć? Nie usłyszałem nic – dodał, zdejmując kaptur niezadowolonemu Norwegowi i ukazując jego niezadowoloną minę.
- Bo miałem chcicę, okey?! – praktycznie wykrzyczał w stronę czarnookiego i natychmiast zakrył usta dłonią, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział i to, że przez to mógł pobudzić innych domowników. Spojrzał na Toma, czekając na jego reakcję. Ten jedynie uśmiechnął się drwiąco i parsknął krótkim śmiechem.
- Może jeszcze powiesz, że miałeś chcicę akurat na mnie, co? – spytał rozbawionym tonem, ale widząc zawstydzone, pełne zażenowania i wymowne spojrzenie Torda, ukrócił żarty i spojrzał na Norwega ze zrozumieniem i wstydem. – Oh…
    Zapadła niezręczna cisza, podczas której Tom zastanawiał się co zrobić. Była to dla niego nowa, dziwna sytuacja. Niecodziennie słyszy się od swojego wrogo – przyjaciela, że chciałby się z tobą pieprzyć i na dodatek dowiadujesz się o jego przeszłości, której nie znał nikt prócz jego rodziny. Opcje były dwie: po prostu wyjść, wrócić do swojego pokoju, rzucić się na łóżko i wtulić zarumienioną twarz w poduszkę, co pewnie spowodowałoby późniejszą serię niezręcznych zachowań, lub, trochę bardziej sensowne i lepsze według czarnookiego zachowanie, zrobić pierwszy krok w stronę Torda i zobaczyć, jak dalej się to rozwinie. Spojrzał na zarumienionego i zawstydzonego chłopaka tylko po to, żeby spostrzec jak piękny był. Pukle włosów w kolorze toffi okalające twarz o ładnym, zaokrąglonym kształcie i łaskoczące policzki pokryte różem, pełne, słodkie usta w kolorze malin, duże oczy koloru srebra, rzęsy rzucające długie cienie. Był po prostu… Idealny. Dziwne, że musiało się stać to, co się dziś stało, żeby Tom w końcu zauważył to, co tak często mu umykało. Na jego usta wpełzł drobny uśmiech.
- Cóż… Może, w takim razie, pomogę ci z twoim małym problemem? – powiedział, przerywając ciszę. Ich spojrzenia spotkały się, kiedy Tord podniósł zaskoczony wzrok na Brytyjczyka. Dopiero po chwili doszedł do niego sens słów chłopaka, a wtedy jego policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej.
- Cz – czekaj, co –nie dane mu było dokończyć przez usta Tom, napierające na jego wargi. Pocałunek był kompletnym (miłym) zaskoczeniem dla Torda, jednak niedużo zajęło mu wczucie się w sytuację i czerpanie przyjemności z tej drobnej miłostki. Nie było to nagłe, brutalne, czy bardzo namiętne, jednak było słodką pieszczotą, której oboje potrzebowali, tylko o tym nie wiedzieli. Brytyjczyk wziął w dłonie twarz Norwega i kciukiem delikatnie wykonywał uspokajające ruchy na policzku. Szli drobnymi kroczkami, jednakże zaczęli oddawać pocałunki z większą żarliwością, niemą prośbą o więcej. Żeby było im wygodniej, Tord położył się na łóżku, podczas gdy Tom praktycznie natychmiastowo znalazł się nad nim, by kontynuować to, co zaczęli. Dłonie Norwega zawędrowały pod bluzę Brytyjczyka, by kilka sekund później wyżej wymieniony fragment odzieży leżał na podłodze, zaraz obok łóżka. Tom także sprawnie poradził sobie bluzą Torda i t – shirtem pod nią, kiedy w tym samym czasie szarooki zaczął majstrować przy zamku od spodni czarnookiego. Kilkoma sprawnymi ruchami zdjął je z nóg chłopaka, podczas gdy czarnooki dotrzymywał mu kroku, kładąc dłonie na biodrach Norwega, łapiąc za materiał jego spodni i powoli opuszczając je. Tym sposobem Tord był takim, jakim go matka natura stworzyła, a jedynymi rzeczami, które miał na sobie Tom, to podkoszulek i bokserki (które i tak po chwili leżały na podłodze, więc zapomnijmy o tym).   Brytyjczyk pozwolił sobie na chwilę przerwy od czegokolwiek, po prostu chciał się przyjrzeć Norwegowi i popodziwiać jego piękno. Delikatny uśmiech na twarzy, powodujący, że rytm bicia serca Toma przyśpieszał, idealne, chociaż damskie kształty, przyśpieszony oddech, to wszystko dodawało niesamowitego uroku chłopakowi i powodowało, że czarnooki zastanawiał się, czy to nie sen.
- Wyglądasz tak pięknie – powiedział onieśmielony. Patrzył na rogacza z zadumą, podczas gdy Tord jedynie zaśmiał się pod nosem z komplementu, przywołując na twarz trochę większy uśmiech. Tom odwzajemnił go i powoli, uważając by nie spłoszyć chłopaka, dotknął dłonią jego kobiecości. Słyszał szybko zasysane z zaskoczenia powietrze i już chciał wycofać rękę, jednak nie zrobił tego, słysząc jak Tord powoli się rozluźnia.
- Spokojnie, kontynuuj. Ja po prostu… Nigdy tego z nikim nie robiłem i nadal jestem dziewicą – powiedział speszony Norweg. Brytyjczyk nie był zaskoczony tym, w jakiś sposób zakłopotanie chłopaka wydawało mu się bardzo słodkie.
- Dobrze. Obiecuję, że będę delikatny. Jeżeli będzie coś nie tak, po prostu to powiedz, a ja przestanę – odrzekł czarnooki, leniwie poruszając palcami po łonie chłopaka, stosując delikatne ruchy. Tord powoli wypuścił powietrze zebrane w jego płucach i przygryzł dolną wargę, by powstrzymać się od wydawania dźwięków i nie pokazywać, że takie drobne ruchy są wystarczające, żeby zaczął jęczeć. Tom tymczasem wykonywał własną robotę, pieszcząc delikatnie  płatki „kwiatu” i bawiąc się guziczkiem przyjemności, powodując pojawienie się wilgoci między nogami rogacza. Powoli wsunął jeden z palców w środek rozgrzanej płci Norwega, który – zaskoczony nowym zjawiskiem – pisnął cicho powodując, że Brytyjczyk zatrzymał się i spojrzał zatroskany na chłopka po nim. Ten jedynie pokiwał energicznie głową na znak pozwolenia, by czarnooki kontynuował. Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy, od razu po dostaniu zgody od Torda, począł ruszać dłonią w dół i w górę, by po chwili dołączył także drugi palec. Usłyszał cichy syk zasysanego powietrza i już chciał po raz kolejny przerwać, jednak widząc uśmiech na twarzy szarookiego, nie przestał, przyzwyczajając chłopaka do ruchu. Krótko po tym usłyszał cichy jęk, po którym nastąpiło kilka następnych, jakby powstrzymywanych. Brytyjczyk spojrzał na twarz Norwega, widząc jak ten zasłania usta dłonią. Wargi Toma ułożyły się w półuśmiech.
- Tordsie, czemu się powstrzymujesz? No dajesz, chcę usłyszeć trochę tych twoich słodkich dźwięków – powiedział Tom, przyśpieszając ruchy.
- Jes – steś – krótki jęk. – Kutasem, w – wiesz? – spytał Tord, próbując dogryźć czarnookiemu, co jednak było trudne w sytuacji, kiedy robił mu tak dobrze, że chłopak miał ochotę jęczeć najgłośniej, jak potrafił.
- Oczywiście, że wiem – odpowiedział Tom, a jego uśmiech się powiększył. Złapał niesforny kosmyk włosów Torda, latający w każdą stronę obok jego policzka i założył go za ucho chłopaka. Wyjął palce z kobiecości i wziął w dłoń swojego członka, nakierowując go na muszelkę chłopaka. Skierował pytający wzrok na Norwega , który tylko spojrzał na niego w odpowiedzi.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? Możemy przestać w każdej chwili, jeżeli nie czujesz się komfortowo – rzekł Tom, na co szarooki tylko uśmiechnął się i poruszył głową w geście potwierdzenia. Zarzucił ręce na szyję czarnookiego, pocałował go krótko i wtulił się czarnookiego.
- No dobrze, skoro tego chcesz – powiedział Tom, powoli wchodząc w chłopaka. Brytyjczyk czuł jak Tord mocniej chwyta za materiał jego koszulki i przytula się do niego jeszcze bardziej. W kącikach oczu szarookiego pojawiły się drobne łzy, które jednak zniknęły praktycznie tak szybko jak się pojawiły. Ruchy Toma były powolne, chciał wpierw przyzwyczaić do ruchu Norwega – w końcu to jego pierwszy raz, nie chciał zrazić chłopaka, więc robił to najdelikatniej jak tylko potrafił. Kiedy wyczuł równy, nie za szybki rytm ruchów, przyjemność zastąpiła wcześniejszy ból i kilka delikatnych, cichych jęków wydostało się z gardła Torda, który wyglądał na wprost wniebowziętego czynami czarnookiego. Brytyjczyk wtulił twarz w zagłębienie między szyją a obojczykiem Norwega i zaczął obdarowywać każdy centymetr delikatnej, bladej skóry drobnymi pocałunkami. W tym samym czasie postanowił stopniowo przyśpieszać ruch biodrami, dzięki czemu został nagrodzony głośniejszymi i częściej powtarzającymi się jękami od strony Torda, podczas gdy usta czarnookiego powędrowały trochę wyżej, zostawiając kilka słodkich pocałunków na jego szyi. Z każdą minutą Norweg czuł coraz więcej przyjemności, rozchodzącej się po jego ciele, niczym tysiąc drobnych fajerwerków rozkoszy. Wydał z siebie delikatny jęk, wprost do ucha Toma, a ten jedynie zareagował szelmowskim uśmieszkiem, słysząc nie zbyt głośne dyszenie, co mogło być oznaką nadchodzącego orgazmu rogacza.
- T – tom, czy mógł - byś trochę prz – rzyśpieszyć? – spytał urywanie, między dźwiękami rozkoszy, Tord. Czuł, że lada chwila, a osiągnie okres spełnienia seksualnego, więc nie chciał niepotrzebnie czekać dłużej.
- Jak sobie życzysz, kochanie – odpowiedział, kładąc nacisk, na ostatnie słowo. Tom usłuchał prośby i natychmiast przyśpieszył, co w rezultacie dało bardzo dobre efekty wnioskując po dźwiękach wydobywających się z ust Norwega. Nie trzeba było czekać długo, kilka szybszych pchnięć biodrami Toma, a Tord doszedł, wydając z siebie jedne długi i głośny jęk rozkoszy, czując, jak niesamowite uczucie przyjemności rozchodzi się po całym jego ciele.
- Cholera, jaki ty jesteś głośny – powiedział czarnooki, śmiejąc się pod nosem i patrząc na szarookiego chłopaka o zaróżowionych policzkach. Tord także zaśmiał się, próbując wyrównać oddech i szalenie bijące serce. Dyszał głęboko, jednak uśmiechał się. Czarnooki pocałował go, przy okazji siadając i usadzając Norwega na swoich kolanach, nadal z niego nie wychodząc. Zaplótł ręce za plecami szarookiego, tym samym przyciągając go jeszcze bliżej (co, na marginesie, były imponujące, patrząc na to, jak blisko byli już wcześniej). Rogacz, jakby czytając jego intencje, zaczął powoli poruszać biodrami w górę i w dół, powodując kilka przeciągłych jęków ze strony Toma. Tord, słysząc to, uśmiechnął się, zadowolony z siebie i minimalnie przyśpieszył, doprowadzając czarnookiego do szaleństwa. Dłonie Brytyjczyka powędrowały na udach Norwega, by następnie przenieść się na zgrabny, aczkolwiek nie należący do najmniejszych, tyłek szarookiego. Usta czarnookiego zostawiały drobne „miłosne” ślady na szyi oraz obojczyku Torda. Ciepło dwóch, trzymających się blisko siebie ciał i tym samym osób, każda, chociażby mała pieszczota, ruch jednej osoby wewnątrz drugiej, to wszystko powodowało, że odchodzili od zmysłów. Podczas gdy wcześniej powstrzymywali się od wydawania głośnych dźwięków, tak teraz coraz częściej niezbyt ciche jęki wydzierały się z ich gardeł. Jakby cały świat przestał dla nich istnieć i liczyłaby się tylko ich dwójka. Norweg czuł, że jego były -wróg – obecny – chyba - kochanek – i – chłopak jest już blisko orgazmu, więc postanowił przyśpieszyć jeszcze bardziej, doprowadzając Toma na skraj i powodując, że osiągnął szczyt. Czując wypełniające jego wnętrze ciepłe i przyjemne uczucie, Norweg zrobił jeszcze kilka szybkich ruchów, nim sam doszedł. Po tym wszystkim siedzieli – czarnooki na łóżku, a szarooki na jego kolanach – i patrzyli sobie głęboko w oczy dysząc , jednakże uśmiechając się szeroko. Ręce Tom były owinięte wokół bioder Torda, a te należące do Norwega były luźno zarzucone na barki Brytyjczyka, ich czoła stykające się ze sobą.
- I jak było? – spytał Tom, patrząc zadziornie na Torda i bawiąc się kosmykami włosów koloru toffi. Z punku widzenia Norwega brzmiało to jak pytanie retoryczne, no bo czy naprawdę on potrzebował odpowiedzi? Szarooki zaśmiał się delikatnie, co Brytyjczyk uznał za bardzo urocze.
- Świetnie… Nigdy się tak dobre nie czułem z tym, kim jestem – odpowiedział i poczuł dłoń Toma na swoim policzku. Wtulił w nią buzię i przymknął oczy z przyjemności.
- Czyli warto było? – Tord mógł usłyszeć w uśmiech głosie Toma. Otworzył oczy i na jego ustach także pojawił się uśmiech.
- Stanowczo – odpowiedział krótko, po czym wtulił się w czarnookiego. Brytyjczyk objął go mocno. Nastąpiła bardzo komfortowa chwila ciszy, w której ta dwójka dobrze się odnalazła i po prostu tak siedzieli, rozmyślając nad różnymi rzeczami. Po dłuższym czasie Tom postanowił przemówić.
- Pamiętaj, że dla nas jesteś ważny – zaczął, a szarooki już miał zapytać, o co mu chodzi, odsuwając się od czarnookiego trochę i patrząc na niego zdziwionym wzrokiem, jednak Tom kontynuował. – I nie obchodzi nas, kim się urodziłeś, tylko to, kim jesteś. Nigdy nie powinieneś czuć się źle przez to, kim jestem, bo masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają i za żadną cenę cię nie opuszczą. Kocham cię i będę cię kochać, bez względu na to, czy urodziłeś się dziewczyną, czy chłopakiem, bo teraz się to nie liczy. Liczy się to, jaką osobą jesteś w tej chwili. Złe wydarzenia z przeszłości nie powinny mieć na ciebie wpływu, bo jesteś cudowną osobą – zakończył. Tord nie miał pojęcia co powiedzieć. Tom uśmiechnął się ciepło w jego stronę, jednak szarooki nie mógł wykrztusić ani słowa, czuł coś w rodzaju guli w gardle, a w kącikach jego oczu pojawiły się drobne łzy. Niedługo później płynęły wolno po policzku Norwega, który pomimo tego miał szeroki uśmiech na twarzy. Tom starł kciukiem łzy chłopaka i wziął go w swoje objęcia. Kilka chwil później leżeli na łóżku Torda, pod cieplutką kołdrą, Brytyjczyk przytulał od tyłu szarookiego i w ten sposób, krótko po tym, zapadli w sen.
***
    Tom obudził się, czując, że obok niego nikogo nie ma, tylko pustka. Przetarł oczy, próbując rozbudzić się trochę bardziej. Po chwili usłyszał, jak ktoś krzątał się w kuchni – brzdęk patelni, dźwięk włączanego ekspresu do kawy i stuknięcia stawianych na blacie talerzy i kubków. Brytyjczyk usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła pokoju Torda. Szybko znalazł swoje bokserki i spodnie, które natychmiast założył, ale zauważył, że brakowało jego bluzy. Przeszukał pokój jeszcze dwa razy zanim odpuścił i wyszedł z pokoju, natychmiast kierując się do kuchni. Gdy tylko stanął w progu pomieszczenia, zobaczył stojącego tyłem do niego Torda: rozczochrane włosy, które nadal jednak były ułożone w parę charakterystycznych dla jego osoby rogów, szare bokserki z jakimś znaczkiem na lewym pośladku i do zestawu granatowa bluza Toma, zdecydowanie za duża na drobnej budowy chłopaka. Norweg najprawdopodobniej szykował śniadanie - coś z użyciem patelni – bo Brytyjczyk zauważył kubki z kawą stojące na blacie. Czarnooki na palcach zaszedł szarookiego od tyłu, oplótł biodra chłopaka swoimi rękoma, co zaskoczyło Torda, i oparł brodę na ramieniu rogacza, tym samym patrząc, co robi.
- Szykujesz jajecznicę na śniadanie? – spytał Tom. Tord skierował na niego wzroki, zaśmiał się cicho pod nosem i pocałował Brytyjczyka w policzek.
- Tak. I ciebie też miło widzieć, Tom – odpowiedział Tord, uśmiechając się i wracając do gotowania. Tom sapnął cicho, jednak także uśmiechnął się.
- Cześć słońce – powiedział, a Norweg spojrzał na niego kątem oka, po czym parsknął śmiechem. – Lepiej?
- Zdecydowanie – odrzekł szarooki. – Siadaj przy stole, zaraz śniadanie będzie gotowe – dodał. Tom wyswobodził go ze swojego uścisku, wziął kubek z kawą i siadł na krześle, przy drewnianym stole znajdującym się w kuchni. Upił trochę napoju, a kiedy postawił kubek, zauważył stojących w progu Edda i Matta, którzy najprawdopodobniej dopiero co się obudzili.
- Hej chłopaki – przywitał przyjaciół Tom. Matt machnął ręką w geście przywitania, a kąciki ust Edda powędrowały do góry.
- Cześć Tom, Tord – Edd spojrzał przelotnie na Torda i zauważając granatową bluzę na nim, zamierzał coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknął usta. Norweg tymczasem odwrócił się do dwójki jego przyjaciół i przywitał ich ciepłym uśmiechem.
- Siadajcie do stołu, chłopaki, zaraz podam śniadanie – rzekł Norweg, wracając do gotowania. Matt i Edd bez zbędnego ociągania zajęli miejsca przy stole. Edd skierował wzrok na pijącego kawę Tom, a gdy czarnooki to zauważył, odłożył kubek i odwzajemnił spojrzenie, tyle że jego było bardziej zaciekawione.
- Wy też słyszeliście może jakieś dziwne dźwięki w nocy? – spytał Edd, podnosząc do góry brew jako oznakę pytania. Tord i Tom szybko wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Nie, w ogóle – odpowiedzieli zgodnym chórem, zachowując się, jakby nic nie wiedzieli o czymś takim i co złego, to nie oni. Brązowooki powątpiewał w szczerość słów swoich przyjaciół, ale odpuścił sobie dalsze drążenie tematu.
- Czekaj Tord… Czemu masz na sobie bluzę Toma? – spytał Matt, dopiero teraz zauważając, że rogacz miał ją na sobie. Edd mentalnie trafił się otwartą dłonią w czoło. „Naprawdę Matt, dopiero teraz się zorientowałeś?”
- Bo tak – odrzekł krótko Tord, nawet nie odwracając się w stronę stołu i siedzących przy nim osób. Po tym zapadła dość niezręczna cisza, mącona jedynie dźwiękiem nakładania śniadania na talerze. Nie trzeba było długo czekać, a Norweg poustawiał talerze z jedzeniem i kubki w kawą przed swoimi przyjaciółmi i na jednym wolnym miejscu na stole, które, jak widać, postanowił zająć. Zanim jednak sam zasiadł do stołu, stanął za krzesłem Toma, opierając ręce na nim i po wzięciu głębokiego oddechu, powiedział:
- Chłopaki… Myślę że muszę wam coś powiedzieć – rzekł szarooki, przykuwając uwagę wszystkich. Czarnooki obrócił głowę, spoglądając na Torda stojącego za jego siedzeniem.
- „Muszę”? – spytał rozbawionym tonem, z podniesioną do góry brwią. Norweg zaśmiał się na słowa Toma.
- No dobra, MUSIMY – dodał, zarzucając ręce na barki Brytyjczyka, przytulając go i opierając brodę na jego głowie; oboje uśmiechali się. I tak oto tym wprawili Matta i Edda w stan najgłębszego szoku, jakiego człowiek mógł doznać.

Morał z tej bajki jest taki, że jeżeli nie możesz spać, to wylądujesz pieprząc się ze swoim transseksualnym wrogiem. Sorry not sorry. I regret nothing.

Autor: EvilAngel
Share:

POPULARNE ILUZJE