27 maja 2018

Eldarya: Otucha

Autor: Samael
Uwagi:  yuri (les) Miiko x Ewelein
- Idiotka! – zacisnęła pięści, gdy ojcowski pas świsnął jej przed oczyma. Gdy spadło pierwsze uderzenie, zacisnęła je jeszcze mocniej. – Jak mogłaś?! Wstyd mi za ciebie! – Trzask! Zamach i trzask! – Ból wstrząsnął jej ciałem, kiedy leżała skulona pod ścianą. Starała się powstrzymać cisnące się do oczu łzy, a graniczyło to z cudem pod gradem kolejnych wyzwisk i uderzeń. Nie mogła płakać. Płacz oznaczał więcej uderzeń. Pod żółtą sukieneczką, tą którą dostała od mamy i która była jedynym od niej prezentem, na jej skórze kwitły kolejne pręgi, od których szczypiący ból rozchodził się falami po udach. Poczuła się zdradzona przez własną matkę, która kręcąc głową wyszła z pokoju, gdy ojciec sięgał po pas. Nawet raz na nią nie spojrzała. Nie przyszła z pomocą. Nie obroniła. „Pomóż mi” uwięzło jej w gardle jak twarda gula, której nie mogła ani przełknąć, ani z siebie wyrzucić.
- Nikt cię tu nie chce! – uderzył jeszcze raz i odrzucił pas za siebie. – Lepiej wynieś się stąd jak najszybciej! – ojciec trzasnął drzwiami tak głośno, że aż podskoczyła.
Obudziła się w tej samej chwili chwytając się gwałtownie za serce. Była cała spocona i rozdygotana. To tylko koszmar. Tylko koszmar…

***
TRZASK!

- Kurde… No i co zrobiłeś Eziu? – Nevra zatoczył się chwiejnie, po czym oparł dłoń na ramieniu kumpla, który wpatrywał się w strzaskaną czarkę na podłodze.
- …pójdę po zmiotkę – wstał po kilku chwilach kontemplacji i zniknął prawie przewracając się w progu dyżurki.
Dzisiaj popijawa u Valkyona. E tam, od razu popijawa! Ot, towarzyska feta. Było wesoło, bo Ezarel naważył swojego Napoju Bogów, który wykazywał tak zwane zbawcze działania. Po ostatnich zdarzeniach, a było ich zaprawdę wiele, należało im się coś dobrego od życia. Ciągłe wojny, konflikty, zadymy, tu kogoś zadźgali, tam coś w powietrze wysadzili, Gardzia znowu zemdlała – jak długo można tak pociągnąć? W Eldarii ostatnimi czasy panowała dość, powiedzmy, depresyjna atmosfera. Roznosiła swój grobowy swąd od południa na północ i ze wschodu na zachód. Wszyscy mieli dość życia w ciągłym niepokoju. Morale Straży Eel też mocno podupadły. Ostatnia wygrana zapaliła jednak nikły płomyk nadziei, który należało chronić. I należało świętować. Więc świętowali z pompą.
    Ezarel wrócił ze zmiotką, po czym kucnął nad roztrzaskanym naczyniem i zadumał się wielce, niczym posąg myśliciela spod dłuta Rodina. Wszyscy przypatrywali się temu z taką fascynacją, że aż umilkły wszelkie rozmowy.
- Ej… A w sumie to jak się zamiata? – wypalił elf, na co towarzystwo ryknęło śmiechem.
- No co?! Nigdy nie zamiatałem!
- O borze*, skisłam! – Karenn trzymała się za brzuch.
- Jejku, no… - zaczął Nevra współczującym tonem. – Ale wy jesteście chamy. – Podreptał do Ezarela i ukucnął przy nim, głaszcząc go uspokajająco po niebieskich włosach. – No już, już, książątko. Daj, bo jeszcze sobie łapki pokaleczysz… - odebrał od niego narzędzie niegodne arystokratycznych rąk.
- A weź się wal, pijawko – zripostował dla zasady (bo przecież fasada nadwornego buca sama się nie utrzyma), ale nie protestował, gdyż tak plebejskie czynności, jak sprzątanie syfu po sobie jemu nie przystawały. Nevra zamiótł nieporadnie, po czym rzucił zmiotką w kąt rozsypując wszystko na powrót i wrócił do towarzystwa.
- To co, może w coś zagramy? – rzucił propozycją.
- Mogę opowiedzieć kawał! – wyrwał się Valkyon, zrzucając z kolan Gardienne, która przysnęła na jego muskularnej klacie.
- O matko, kolejny? Dobra, dawaj Valk! – Karenn poszła dolać sobie do kieliszka. Była jedną z niewielu tu obecnych, którzy całkiem nieźle przyswajali ezarelowy Napój Bogów.
- Ciii, słuchać! – uciszył wszystkich Valkyon, choć i tak wszyscy słuchali jak zaklęci. Nieczęsto widywali szefa Obsydianu w tak jowialnym nastroju. – A więc przychodzi facet do sklepu, ogląda parę rzeczy. Nagle podchodzi do sprzedawczyni i wypala: proszę pani, bo ja chciałbym, hehe… grzmocić się z panią. Na co ona do niego: niestety, ale nasz sklep jest samoobsługowy!
-  HAHAHAHAHA! – ferajna znowu zaniosła się śmiechem, lecz nie tyle z żartu Valkyona, co ze sposobu, w jaki go opowiadał. Opowiadanie zbereźnych kawałów po prostu mocno gryzło się z wizerunkiem nieustraszonego woja.
- Za ten suchar dam ci puchar – podsumował wampir. – Valkyon, weź już skończ, bo nie zatrzymamy tej karuzeli śmiechu.
- … to może wyzwania? – zaproponowała luźno Karenn kręcąc kieliszkiem w dłoni. Sprawiała wrażenie, jakby od jakiegoś czasu chciała to zaproponować.
- O! Super pomysł! Kręcimy butelką. Osoba, która kręci, daje wyzwanie. Potem kręci osoba wyzwana, i tak dalej. – Nevra wytarł usta wierzchem dłoni i usiadł po turecku na podłodze. Reszta poszła w jego ślady, odkopując po drodze krzesła i turlające się, puste butelki. Valkyon przeniósł śpiącą na podłodze Gardienne w… dalej wysunięte miejsce na podłodze. A jako, że jest dżentelmenem, to podłożył jej pod głowę jeden z żołnierskich napierśników, których w służbówce nie brakowało. Następnie wcisnął butelkę w ręce Karenn. - Jako pomysłodawczyni, zaczynasz!
- Ta je, szefie!
Dziewczyna zakręciła butelką. W powietrzu wisiał niepokój, bo chyba nikt nie chciałby paść ofiarą pomysłów stukniętej wampirzycy. Po krótkiej chwili szyjka butelki wskazywała na Nevrę.
- O nie… - zaskomlił.
- Braciszek! – Karenn zmrużyła oczy i wyszczerzyła się do niego. Dwa podłużne kły zalśniły złowieszczo w blasku pochodni. – Wszyscy i tak wiedzą, że ślinisz się do Eza. Wyznaj mu więc swoją miłość w formie piosenki!
- Uuuuuu!
Ezarel, dotąd zaskakująco milczący, rozszerzył w zdumieniu oczy i spojrzał zaskoczony na dziewczynę. Ta tylko czekała na rozwój wydarzeń wyraźnie zadowolona z siebie.
- Co, tylko tyle? – zapytał Nevra z wyraźną ulgą w głosie. - Pfff… Aleś dowaliła.
- Dajesz!
- Dajesz! Dajesz! Dajesz! – wszyscy zawtórowali.
Nevra duszkiem dopił trunek z gwinta, po czym obrócił pustą butelkę dnem do góry, co by zrobić z niej udawany mikrofon. Uklęknął przed niebieskowłosym elfem i spojrzał mu czule w lekko zamglone ślepia.
- PRZEZ TWE OCZY TWE OCZY ZIELONE! OSZAALAAAŁEEEM! GWIAZDY CHYBA TWYM OCZOM ODDAŁY... CAŁY BLAAAAASK!
Ekipa rżała ze śmiechu, Ezarel też, chociaż przy okazji spalił buraka.
-... A JA SERCE MIŁOŚCI SPRAGNIONE… CI ODDAAAŁEM! TAK ZAKOCHAĆ, ZAKOCHAĆ SIĘ MOŻNA… TYLKOO RAAAZ! – zawył, gładząc jednocześnie elfa po policzku. Valkyon wycierał łzy z oczu, ciężko było stwierdzić, czy bardziej ze wzruszenia, czy ze śmiechu.
- To było piękne, wzruszyłem się – chrząknął po wszystkim Ezarel, odpychając wampira, który w niebezpiecznie bliskiej odległości chyba czekał na coś więcej, niż tylko na pochwałę. Widząc to, Ezarel wycofał się jeszcze bardziej.
- A buziaczek? – dodał Nevra wykrzywiając usta w smutną podkówkę.
- Mój but może cię w tyłek pocałować – odparł elf, z przykrością zauważając, że nie ma już czym popić tego zacnego występu.
- W ogóle skąd znasz takie przyśpiewki? – zapytał Valkyon.
- Jak podglądałem Gardienne w łaźniach, to usłyszałem, jak to śpiewała.
- Zbok.
Nevra wzruszył ramionami z obojętnością godną kogoś, do kogo to określenie przylegało tak idealnie, jak slipy do męskiego zadka.
- Tak samo mnie podsumowała, gdy zauważyła moją obecność. Dodała tylko, że to najbardziej wzruszająca piosenka o miłości z jej świata, jaką w życiu słyszała. Muszą mieć tam fajną muzykę, skoro nawet Eza zatkało.
- Z żenady, kretynie! – obruszył się ostrouchy.
    Wtem drzwi do żołnierskiej służbówki rozwarły się z hukiem tak wielkim, że aż tynk osypał się ze ściany w miejscu, w które uderzyła klamka. Do środka wparowała Miiko. W szlafroku, z potarganymi włosami i mocno opuchniętymi oczami. Wkurzona.
- Czy wy jesteście normalni?! – krzyknęła. Zapadła grobowa cisza. – Drzecie ryje od kilku godzin, tłuczecie się jak banda orków! Ile tak można?!
- Miiko, posłu…
- NIE! To wy posłuchajcie! Jestem wy-koń-czo-na! – wyraźnie zaakcentowała każdą sylabę. – Wiecie, ile nas kosztowało ogarnięcie tego burdelu! Potrzebuję odpocząć!
- Miiko, my też potrzebujemy…
- Dość! – potoczyła spojrzeniem po pomieszczeniu. – Jak wam nie wstyd, opijusy?! Szanowna Straży Eel! Ogłaszam, że jesteście wszyscy ZAWIESZENI! Zrozumiano?! Jeśli nie, to powtórzę: ZAWIESZENI! Nasi ludzie giną na wschodnim froncie, Huang Hua dwoi się i troi, by zminimalizować szkody, na południu klęska głodu, a wy w najlepsze balujecie! Jak tak możecie?! Wstyd mi za was! – i nagle przerwała tyradę, uświadomiwszy sobie, że ostatnie słowa usłyszała w swojej głowie, wypowiedziane gniewnym głosem jej ojca. Potrząsnęła głową i potarła skronie przywracając się do porządku. – A teraz żegnam.
Wyszła, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Przez kilka chwil atmosfera panująca w otoczeniu była tak gęsta, że można byłoby ją ciąć nożem.
- Trochę przesadziła, nie? – rzuciła nagle przebudzona Gardienne.

***

    Dzieciństwo i stracona niewinność. Ślepa wiara w to, że świat jest dobry i sprawiedliwy, że zło na końcu zostanie pokonane. Że dla ludzi trzeba być dobrym, a wtedy oni będą dobrzy dla mnie. I że kiedy już dorosnę, to świat będzie lepszym miejscem, a ja będę szczęśliwsza. Ciężko chyba o lepsze nawiązanie do utraconych złudzeń, niż moje rozpadające się życie. Zrozumiałam, że na tym świecie nie istnieją żadne ideały, a wszystko to niewarte jest funta kłaków. Czuję, że w nic już nie wierzę i że nie ma już niczego pięknego. Niczego, za co warto byłoby umrzeć, ani niczego, dla czego chciałoby się chociaż żyć.

- Miiko! Hej! Miiko! – usłyszała znajomy głos, dobiegający jakby zza ściany. – Miiko! – ktoś chwycił ją za ramię, a potem gwałtownie obrócił do siebie. Oh, to Ewelein. – Miiko, wszystko w porządku? – Popatrzyła jej w oczy, pełna troski. Kitsune opuściła głowę, nie chcąc zdradzić się z tym, że ma za sobą kolejną, nieprzespaną i przepłakaną noc pełną koszmarów z dzieciństwa.
- Tak, tak… Wszystko okej. Musiałam zdyscyplinować towarzystwo. Za bardzo się rozchulało, rozumiesz – odpowiedziała, przeczesując nerwowo grzywkę. Ewelein zmarszczyła brwi, ale nie dopytywała. Chwyciła ją pod ramię i pociągnęła w kierunku korytarza straży.
- Chodź, dam ci coś na uspokojenie.

    Zaprowadziła ją do swojego pokoju i posadziła na niskiej leżance.
- Naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie – stwierdziła Miiko, lecz jasnowłosa ją zignorowała, szukając w szafce niezbędnych składników. Nad magicznym płomieniem ustawiła naczynie z wodą, do którego następnie wkruszyła jakieś zioła.
- Musi się zagotować – oznajmiła siadając obok przyjaciółki i kładąc jej dłoń na kolanie. – A teraz opowiadaj, co się stało.
- No co się stało, nie słyszałaś? Straż sobie popiła, przegięli pałę, więc dałam im okresową dyscyplinarkę.
- Wiesz, każdy czasem potrzebuje się zabawić, żeby odreagować…
- Ale bez przesady! – weszła jej w słowo. – Nie rozumiem, jak oni mogą się wydurniać w najlepsze, gdy jesteśmy w czarnej dupie!
- To, że się bawią, nie znaczy jeszcze, że się nie przejmują. Wygraliśmy ostatnią bitwę. To prawda, że było wiele ofiar, ale wszyscy liczyli się z ryzykiem. Nie jesteśmy szmacianymi lalkami i nawet w tych trudnych czasach potrzebujemy odrobiny radości. Pocieszenia.
Mnie jakoś nikt nigdy nie pocieszał.
Kitsune zamyśliła się, a ponieważ nic nie mówiła przez dłuższą chwilę, Ewelein kontynuowała. – W każdym razie, nie o to pytałam.
- A o co? – Miiko uniosła brwi w zaskoczeniu.
- Dlaczego płakałaś? – dotknęła opuszkami palców skroni dziewczyny. Tamta długo nie odpowiadała, zawstydzona. Ewelein wstała, by przygotować napar, a następnie wcisnąć go w ręce swojej szefowej. Dotykając ich, poczuła jak bardzo są lodowate. Objęła ją ramieniem i przyciągnęła do siebie.
- Dziękuję – Miiko zignorowała wcześniejsze pytanie. Wolała nie wdawać się w szczegóły. Poza tym była nauczona zachowywać milczenie. Wspomnienie koszmaru, który był nie tylko koszmarem, ale i trudną, nieprzepracowaną przeszłością, nie mogło opuścić jej umysłu. Nadal tkwiło, niczym bolesny cierń, głęboko w jej duszy. Wstydziła się jednak mówić o tym komukolwiek. Już i tak wystarczająco drażniło ją to, iż Ziemianka widziała niektóre z tych wspomnień, o których nigdy nikt nie miał się dowiedzieć. Utkwiła wzrok w naczyniu, z którego unosiła się specyficzna woń ziół.
Siedziały tak razem obok siebie, w milczeniu, które w końcu Ewelein zdecydowała się przerwać:
- Zostań na noc.
- Co? – kitsune spojrzała w jej stronę, zdziwiona. Napotkała parę błękitnych, spokojnych oczu i ciepły uśmiech.
- Zostań tutaj na noc – powtórzyła. – Jeśli oczywiście chcesz.
Miiko upiła łyk mikstury, krzywiąc się przy tym z niesmaku.
- Ohyda!
Elfka zaśmiała się perliście.
- To jak?
- Pewnie, czemu nie – odparła dopijając resztę. Może towarzystwo rzeczywiście dobrze jej zrobi? Od Ewelein biło takie ciepło i czułość. Wiele by dała, by w przeszłości ktoś okazał jej takie zainteresowanie.

Jedyną rzeczą, która trzyma mnie przy życiu, jest to, że stać mnie jeszcze na przyjaźń. Taką bezinteresowną, wielką, na zawsze. Która wzajemnie inspiruje i podtrzymuje na duchu. Być może Straż Eel nie jest jej idealnym odzwierciedleniem, ale to moi przyjaciele. Jedyna rodzina, jaką kiedykolwiek posiadałam.

- Pójdę pod prysznic. A ty czuj się jak u siebie – Ewelein wyszła, zostawiając dziewczynę samą. Rozejrzała się po pokoju. Utrzymany w jasnym, brzoskwiniowym odcieniu, zawalony książkami i próbkami. Widać nawet po pracy w przychodni studiowała. Pod ścianą stała gablota, a w niej modele narządów wewnętrznych. Z kolei w rogu pokoju stał model szkieletu w sugestywnej pozie, z wysuniętymi do przodu biodrami i opartymi o nie ramionami. Podeszła bliżej i spostrzegła, że szkielet w „strategicznym” miejscu miednicy miał przyczepiony dzwoneczek z kokardką. Parsknęła śmiechem.
- Widzę, że poznałaś Stefka – zauważyła z rozbawieniem Ewelein wchodząc do pokoju.
- Stefka? Ciekawe imię.
- Ano. Pomysł Ezarela. Podobnie jak cała reszta – machnęła niedbale dłonią w kierunku finezyjnego dzwoneczka. – Kiedy się jeszcze spotykaliśmy, często tu przychodził i robił różne… głupie rzeczy.
- Tęsknisz za nim? – zapytała po cichu Miiko. Nie była pewna, czy powinna pytać o takie rzeczy, zważywszy na fakt, że jej przyjaciółka wciąż darzyła wrednego dowódcę Absyntu uczuciami. Elfka głośno westchnęła. Ściągnęła ręcznik z wciąż wilgotnych włosów i przewiesiła go przez poręcz leżanki.
- Trochę. Na pewno kieruje mną jakiś pokręcony sentyment. Wiesz, dobrze się rozumieliśmy i było świetnie. Dopóki nie zdradziłam się z uczuciami.
- Co za gnida. Sprawił, że go pokochałaś, a potem złamał ci serce.
- E tam – jasnowłosa uśmiechnęła się słabo. – To nie tak. Kierował się dobrymi intencjami, nie chciał mnie ranić wiedząc, że nie czuje tego samego, co ja. Wtedy po prostu przestał mnie odwiedzać. A ja przynajmniej przestałam się łudzić.
Miiko spojrzała na przyjaciółkę i stwierdziła, jednocześnie ganiąc się w myślach za to, że taka nostalgia idealnie pasuje do jej bladej jak mleko twarzy i do tych jasnobłękitnych oczu. Elfy zawsze kojarzyły jej się z efemerycznym pięknem, głęboką duchowością i melancholią, jakkolwiek do Ezarela opis ten pasował niczym pięść do nosa. On był zaprzeczeniem wszystkiego, co uosabiała sobą Ewelein. Równie dobrze można by w atłasy ustroić prosiaka i wcisnąć mu na łeb koronę królewicza.
- Ja bym cię nie porzuciła – palnęła Miiko szybciej, niż zdążyła to przemyśleć. W jednej sekundzie jej policzki nabiegły purpurą. Ewelein przechyliła na bok głowę i przypatrywała się jej badawczo przez chwilę, po czym zachichotała widząc zażenowaną minę szefowej.
- Czyżby? – mruknęła niższym głosem, zbliżając się do niej powoli. Gdy była już o krok od niej, wyciągnęła rękę i wierzchem dłoni dotknęła jej rozgrzanego policzka. – To może nie myśl już o tym, jakim bucem jest Ezarel, tylko mnie pociesz, hm? – chwyciła w palce jej brodę i zmusiła, by ta zrównała się z nią wzrokiem. W błękitnych oczach czaił się dziwny błysk. Miiko głośno przełknęła i nerwowo strzygnęła lisimi uszami. Kiedy ta rozmowa przybrała tak intymny tor?
- Chodź – Ewelein pociągnęła ją za rękę w stronę łóżka, lecz ta się zaparła i wciąż stała w miejscu.
- Ja… - zaczęła niepewnie. Ewelein przewróciła oczami i pocałowała ją. Opierała się przez moment, po czym jej usta rozchyliły się pod naciskiem warg elfki. Poczuła smak gorzkich ziół na jej języku. Gdy zadrżała, przesunęła dłonie na jej talię przyciągając ją mocno do siebie. Światło świecy płonącej w naściennym kandelabrze łagodnie rozświetliło jej twarz.
- Obie tego potrzebujemy, Miiko. Ty jesteś samotna i ja jestem samotna. Chodź – powtórzyła i tym razem nie napotkała już żadnego oporu z jej strony. Materac zasłanego łóżka ugiął się pod naporem dwóch ciał. Objęła ją ramieniem i nagle uświadomiła sobie, jak bardzo jest spięta. Miała mocno zaciśnięte powieki i głęboką zmarszczkę pomiędzy brwiami. Szczelnie otuliła się swoimi czterema lisimi ogonami – symbolem jej hańby i fatalnego losu, jakby chcąc się od czegoś odgrodzić. Jasnowłosa zaczęła więc niespieszną wędrówkę dłoni po plecach szefowej. Gładziła ją uspokajająco do czasu, aż kitsune rozluźniła się na tyle, by samej wtulić się w jej pierś.
- Czego się boisz? – wyszeptała głaszcząc jej gęste, czarne włosy i zahaczając od czasu do czasu o wystające z nich uszy, które poruszały się niespokojnie, gdy tylko wychwyciły jakiś dźwięk dobiegający spoza pokoju. 
- Sama nie wiem – mruknęła wdychając słodki zapach skóry swojej podwładnej. – To takie dziwne…
Ewelein ugryzła ją w szyję, na co ona drgnęła zaskoczona.
- Ej!
Odpowiedział jej łagodny, cichy chichot, a następnie poczuła dłonie wpełzające z wolna pod jej szlafrok.
- Ewe… - zaskomliła mocniej przywierając do szczupłego ciała. Elfka przerzuciła nogę przez jej biodra, a następnie położyła swe smukłe dłonie na jej policzkach i złożyła na jej ustach pocałunek, lekki i ulotny jak muśnięcie motylich skrzydeł.
- Miiko, jesteś wspaniała. I chcę, żebyś wiedziała, że jestem z ciebie dumna – powiedziała błądząc wzrokiem po jej obliczu. – Bez względu na to, co sama o sobie myślisz, dla mnie jesteś niesamowita. I nie tylko dla mnie. Pamiętaj, że tu jest teraz twój dom i twoja rodzina.
Dobra z ciebie obserwatorka – pomyślała Miiko, zniżając się do poziomu jej szyi, u podstawy której miała słodki dołeczek. Złożyła na nim krótki pocałunek.
- Ściągaj te szmaty – mruknęła z twarzą wtuloną w jej szyję.
Ewelein przetoczyła się na bok, oparła na łokciu i wbiła w nią spojrzenie. Jej lodowato błękitne tęczówki lśniły w ciepłym świetle świec.
- Jak sobie życzysz, szefowo.

***

Był piękny dzień na zewnątrz. Chmury, niesione wiatrem, leniwie płynęły po jasnym niebie, a słońce swym jasnym blaskiem otulało Kwaterę Główną. Po ogrodach przyległych do zamku niosły się ptasie trele. Tego dnia życie jakby zwolniło obroty. Nikt nie pałętał się w te i we w te po korytarzach, nie przybiegł też żaden posłaniec z kolejnymi gównianymi wiadomościami z odleglejszych rejonów. Rzadko kiedy było tu tak spokojnie, rzadko czas płynął tak przyjemnie ślamazarnie, jak dziś. Atmosfera ta w jakiś tajemniczy sposób udzielała się każdemu.
Ezarel wylazł z łaźni przepasany tylko ręcznikiem w biodrach. Woda skapywała z jego rozpuszczonych, kobaltowo niebieskich włosów na tors. Łeb mu pękał, co wyraźnie zdradzał grymas wykrzywiający mu usta. Żołnierze widząc go uskakiwali mu z drogi. Nie przejął się za bardzo zawieszeniem, które nałożyła na niego Miiko. Wręcz przeciwnie, zamierzał na tym skorzystać. Okresowa dyscyplinarka oznaczała, że jest zawieszony nie tylko w prawach, ale i obowiązkach dowódcy Straży Absyntu. Ta druga część bardzo mu się spodobała. Wziął długą, gorącą kąpiel, a teraz zamierzał odsypiać kaca. Tak, to był genialny plan. Bogowie raczyli wiedzieć, jakie męki przeżywał.
Akurat przechodził koło pokoju Ewelein, gdy drzwi się otworzyły i wyszła z nich… Miiko? Zatrzymał się w pół kroku i zlustrował kobietę od góry do dołu. Koszula nocna, każdy włos w inną stronę, kapcioszki na stopach… Dlaczego jeszcze nie była na chodzie? Przecież szefowa nawet w dni wolne od pracy do kibla chadzała w pełnym, służbowym odzieniu. Co więcej, dlaczego wychodzi z pokoju Ewelein?! Gdy tylko napotkała na jego pytający wzrok, jej twarz oblał rumieniec. Jej ogony nerwowo zamiotły podłogę, ale szybko odzyskała rezon. - Ubrałbyś się, a nie paradujesz po kwaterze jak po plaży – warknęła nisko.
- Pff, i kto to mówi – machnął ręką na jej sylwetkę. – Bardzo ładne kapciuszki, te pomponiki są naprawdę gustowne.
- Miiko, zapomniałaś szlafroka! – nagle z pokoju wychyliła się głowa Ewelein. Gdy tylko dostrzegła Ezarela, zamarła w bezruchu z dłonią trzymającą szlafrok. – O kurwa!
Szybko zatrzasnęła drzwi. Dlaczego musiał akurat teraz tędy przechodzić?! Czy ten debil zobaczył ją w samej bieliźnie?! Cholera, jakie on ma ciało!
Elf popatrzył to na drzwi, to na Miiko, której wcześniejszy rumieniec teraz pokraśniał jeszcze bardziej i uśmiechnął się lubieżnie.
- Teraz już rozumieeem… – seksownie zaciągnął głoski i skrzyżował ramiona na piersi.
- Zejdź mi z oczu – fuknęła czarnowłosa i wyminęła elfa szybkim krokiem. Ręce jej drżały. Po co ja się w ogóle nim przejmuję?!
- Ej, Miiko! – zawołał za nią. Odwróciła się bardzo powoli. Za dobrze go znała.
- Fajnie chociaż było? – Ezarel wystawił przed siebie dłoń i w lubieżnym geście pomachał językiem między dwoma palcami. Kobieta zmarszczyła brwi.
- Jamon, do mnie! – wezwała swojego przybocznego strażnika. Ezarel już zaczynał żałować i kiedy miał się dyskretnie wycofać, poczuł zdecydowany opór, na który nadział się plecami.
- Miiko wołała? – za elfem stał wyższy od niego o dwie głowy, potężnie zbudowany ogr. Ezarel przełknął głośno ślinę. Jedna noga Jamona była grubości obydwu nóg Ezarela. Jakby mu Jamon zasadził kopa, to prawdopodobnie już by się nie odkleił od ściany.
- Trzeba wyczyścić stajnie, a chłopcy mają dzisiaj wolne. Ezarel chętnie się tego podejmie, dopilnuj tego proszę – uśmiechnęła się promiennie do strażnika i odeszła w swoją stronę. Elf poczuł ciężką łapę zaciskającą się na jego ramieniu.

Czy ktoś z Was, kto wierzy w happy end potrafi mi powiedzieć, co to jest? 
____________
* borze od bór c:
Share:

3 komentarze:

  1. Eldarya!
    Nie jestem jakoś fanką yuri, ale opowiadanie mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja Miiko wyszła świetnie! Bardzo mi się to opowiadanie podobało, czytałam je już trzy razy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyję dla tego Nevraelowego momentu xD
    A opowiadanie świetne! Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę na HI coś z Edlki.

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE