Notka od autora: Przeglądając najczęściej wyświetlane notki na blogu, doszłam do wniosku, że ewidentnie brakuje wam porno z Undertale. Spięłam więc dupę i zrobiłam dla was prezent. Samo opowiadanie nie będzie zbyt długie, planuję około trzech rozdziałów ale zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Miłego czytania moje zboczuszki ;3
Autor: Usterka
Rozdział 2 (Tu czytasz)
. . .
Droga wam mijała w milczeniu. Ani
ty nie chciałaś się do niego odzywać, ani on do ciebie. Właściwie nie śmiał cię
nawet zaszczycić ani jednym spojrzeniem. Jak się domyślałaś, mogłaś zapomnieć o
swoim imieniu, przecież zwierz nie ma
własnego, właściciel musi mu je nadać… Aż obawiałaś się jakiś Fafiwków czy
innych Burków. Oczywiście forma żeńska wchodziła w grę, jednak wiadomo było o
co chodziło. Wbrew najszczerszym chęciom, chciałaś iść szybciej, ale nie
mogłaś. Wlokłaś się przed nim tylko dlatego, że cię do tego zmusił. Gdy tylko
zwalniałaś, czułaś jak ostra kość wbija ci się w plecy. Trzymałaś tempo by nie
dać mu powodu do uczynienia z ciebie podziurawionego sera. Spokojny wdech i
wydech, dasz radę. Gdzie jednak byłaś prowadzona? Szłaś co prawda jakimiś uliczkami, poznawałaś
ślady swojej cywilizacji, jednak dookoła były same potwory. Czułaś się jeszcze bardziej mniejsza niż
wcześniej. Wszyscy w dodatku widzieli cię
w całej krasie. Byłaś jednak zwierzątkiem do zabaw, pupilem. Nikim
więcej nikim mniej, o ile prawdziwe zwierzęta nie miały przypadkiem lżejszych i
lepszych warunków. Atak potworów nastąpił tak szybko… Nikt się nie spodziewał,
że będzie ich aż tyle, że będą tak spragnieni zemsty… To co się działo, jak
starli ludzkie siły… Słyszałaś tylko opowieści, ale to ci wystarczyło. Współczułaś
tym, którzy na własne oczy to widzieli lub brali w tym udział.
Ciekawostka. Szkielet w dalszym ciągu liczył na to, że uciekniesz. Dawał ci chwilami specjalnie warunki, czekając aż je wykorzystasz. Ty jednak nic nie robiłaś. Z jednej strony nie chciałaś kary, z drugiej jednak wiedziałaś, że jeśli naprawdę będzie chciał cię skrzywdzić, znajdzie ku temu powód. Nawet i najgłupszy! Zacisnęłaś mocniej pięści prostując na nowo plecy. Szłaś sztywno. W myślach starałaś się sporządzić mapę by kiedyś móc uciec. Wszystko było tylko kwestią czasu.
Ile ostatecznie szłaś? Nie miałaś pewności. Niby poznawałaś niektóre okolice, niby nie, za wiele rzeczy pozmieniało się od tamtych wydarzeń. Skrzywiłaś się na samą myśl o nich.
- JESTEŚMY NA MIEJSCU! NA CZWORAKA!- nim dane ci było jakkolwiek zaprotestować, jedna z jego kości już popchnęła cię, zmuszając tym samym do przyjęcia nowej pozycji- DOBRY ZWIERZAK!
Warknięcie niezadowolenia uciekło ci z gardła, co było oczywistym błędem. Jego ciężka stopa wylądowała na tych plecach, przygniatając cię do ziemi. Ciało w proteście niemalże zawyło. Próbowałaś brać oddech, jednak nawet to było ci utrudnione.
- COŚ MÓWIŁEŚ?!- mocniej docisnął cię butem, gdy jednak nie otrzymał już żadnej odpowiedzi, ponownie się uśmiechnął a następnie zdjął z ciebie swoją stopę- DOBRZE! DO ŚRODKA!
Jeśli ten cały Sans miał tak samo krzyczeć cały czas, prędzej czy później czeka cię głuchota. Jak można było tak głośno mówić? Przecież nie byłaś głucha! Powoli, chcąc nie chcąc, podniosłaś się a następnie udałaś do wejścia wielkiego budynku. Zostawili dużo z ludzkich rzeczy. Właściwie te bardziej leniwe nic nie zmieniały, te z większymi wymaganiami przewracały wszystko do góry nogami. Po widoku jaki zastałaś w środku nie uległo jednak wątpliwości, że ten, który cię wykupił, był dość wysoko postawiony. Ich, czy raczej teraz i twoje, mieszanie było naprawdę duże, chociaż pozbawione chłodnych akcentów bogaczy. W sumie mogłaś przyrównać to do dość ciężkiej mieszanki małego ciasnego domku wrzuconego i pomieszanego z luksusowym wystrojem. Wysokie pokoje, jak jego mieszkańcy, dużo okien i ….dość proste ale solidne drewniane meble. Nie wiedziałaś czy możesz iść dalej, to nie ruszyłaś się dalej.
- SAAAANS! ! TY LENIWA KUPO KOŚCI, GDZIE JESTEŚ?!
Nie sądziłaś, że ktoś może AŻ tak krzyczeć. Albo dom był tak wielki i rzeczywiście ten cały Sans był zbyt daleko, albo ten szkielet zdecydowanie przesadzał. Korzystając z okazji, że na ciebie nie patrzy, ty spojrzałaś ponownie na niego. Jak nic to był szkielet, jednak ubranie pod nim nie zapadało się. Wszystko układało się tak, jakby pod spodem było…. ciało. Twoje myśli biły się właśnie z wzrokiem, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie, zaś ciekawska natura chciała podwinąć ubranie i obadać dokładnie sprawę. Oczywiście nie abyś dostała taką możliwość. Kości to kości, co najwyżej mogła to być zasługa magii. Coś, co po dziś dzień dla zwykłych prostych umysłów pozostaje nie do wytłumaczenia.
- Idę szefie! – chociaż był to krzyk, z dużą łatwością wyłapałaś niską tonację głosu.- Pali się spaghetti znowu czy co?
Okey, to było dość dziwne, jednak nie śmiałaś się nawet zaśmiać. Chociaż cień uśmiechu na chwilę uniósł kąciki ust. Czyżby ta potrawa tak często padała ofiarą ognia? Być może potworom ta kuchnia nie wychodziła tak dobrze. Twoja uwaga szybko jednak zmieniła swój cel. Zamiast jedzenia sfokusowała się na szkielecie. Jednak to wcale nie był drobny szkielet! Chociaż był niższy od tego, który cię kupił, wcale nie był drobiną. Sans był…. masywny, jeśli tak można określić szkielet. Nie był chudą szczapą jak ten wysoki, a na swój sposób… tu i tam zaokrąglony. Ubranie miał nawet dość zwyczajne, czerwona bluza, trampki, jakieś czarne spodnie… Właściwie nic niezwykłego poza… No cóż, miał obrożę. To znaczy to coś wyglądało jak spora kolczata obroża z dużymi złotymi kolcami. Dyskretnie zerknęłaś w stronę wyższego. Czyżby zabawa w zwierzaki była nie tylko zarezerwowana dla ludzi? Nie śmiałaś wnikać w ich osobiste… upodobania. W końcu każdy lubi co innego. Wracając jednak do tego bardziej „przy tuszy” potwora… Jego czaszka również była inna. Ten wysoki miał ją bardziej smukłą, ten mniejszy zaś bardziej okrągłą, z oh, niespodzianka. On również miał duże i ostre kły, w zestawie jeden złoty. Jego czaszka miała jednak kilka pomniejszych pęknięć przy tych zębach, szczególnie z lewej strony. Szkielet zatrzymał się bliżej was, zerkając na chwilę w twoją stronę.
- Co to jest?
- A NA CO CI WYGLĄDA?! -wyższy z nich zdawał się być podirytowany, co skłoniło cię by nieeeco się odsunąć, tak dla własnego bezpieczeństwa.
- Na kiego grzyba ją tu sprowadziłeś? Nie potrzebuję nowego.
Wsłuchiwałaś się w rozmowę pomiędzy nimi, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Niezbyt rozumiałaś sytuację, bowiem ta wydawała się dość… dziwna. Jeden próbował przekonać drugiego do swojej decyzji aż… no cóż, ten niższy z warknięciem się nie zgodził.
- Ruszaj się. Idziemy. –krótkie polecenie a po chwili przy twojej obroży pojawiła się czerwona smycz.
Z szerzej otwartymi oczami wpatrywałaś się w owe coś. To niestety zaowocowało na twoją niekorzyść. Jedno mocne szarpnięcie a ty poleciałaś do przodu, ledwo chroniąc twarz przed zaryciem w podłogę.
- Powiedziałam ruszaj się!- od jego warknięcia wzdłuż twojego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz.
Mocniej zagryzłaś wargę. Aż za dobrze pamiętałaś co się stało ostatnio gdy wyraziłaś swoje niezadowolenie. Tym razem szybko wróciłaś do odpowiedniej pozycji jaką narzucono ci, a następnie posłusznie udałaś się za tym niższym szkieletem.
- Kolejny bezużyteczny śmieć którego trzeba będzie karmić i sprzątać.- chwilami zerkał na ciebie, jednak po chwili znów wracał do patrzenia przed siebie.- Jakby to miało cokolwiek zmienić…
Burczał dłużej, jednak dalszej części już nie rozumiałaś. Coś tam jednak jeszcze narzekał i marudził na „szefa”. Padło również jakieś imię, jednak nie wiedziałaś, czy to było imię wyższego szkieletu, czy może mówił o innej osobie. Podążałaś grzecznie za nim, chociaż twoje kolana cholernie bolały. Gdy tylko się bardziej wlekłaś, czułaś jak mocniej cię ciągnie. Musiałaś wtedy nadążyć za nim, inaczej byłaś pewna, że twoja szyja wyda nieciekawy dźwięk.
- Masz pecha, że zauważył cię mój brat Laleczko. – z jego gardła wydobył się chrapliwy śmiech
- Nie abym miała wyjście… - wymsknęło ci się nim zdążyłaś ugryźć się w język.
Potwór przyciągnął cię bliżej siebie jednym pociągnięciem, a następnie pochwycił za brodę. Skierował twoje spojrzenie na jego.
- No proszę, proszę, potrafisz mówić. A myślałem, że zsikasz się pod siebie na mój widok.
Dobrą chwilę analizowałaś to, co do ciebie mówił. Czułaś przez chwilę jak gorąc zalewa twą twarz. Czy on serio coś takiego ci wytknął? Zmrużyłaś lekko powieki, pierdoląc chęć zachowania życia, postanowiłaś się odezwać.
- Co może być strasznego w kupce gadających kości? –lekko się skrzywiłaś, jednak winą były jego ostre paliczki wciąż trzymające twoją twarz.
- Teraz nagle nabrałaś odwagi maleństwo? Uważaj, bo ta kupka kości pokaże ci na co ją stać.
Jego szerszy uśmiech oraz czerwony blask oczu wcale ci nie pomagał. Co więcej, twoje ciało spinało się, gotowe do ucieczki lub walki. Czy jednak miałabyś jakiekolwiek szanse z tak wielkim potworem? Mogłaś zakładać, ze podobnie jak u wysokiego szkieletu, jego „masa” jest tylko dziełem magii, wcale nie odpowiadało słabej kondycji. Ciężej przełknęłaś ślinę, jednak żywo bijące serce nie pozwalało ci się uspokoić. Twoje zęby dopadły tym razem wnętrze policzków. Im dłużej wpatrywałaś się w tę twarz, tym bardziej znów miałaś ochotę użyć swych dłoni w celu dokładniejszego obadania. W całym tym wewnętrznym rozmyślaniu nie zauważyłaś, jak drugą ręką sięgnął do twej twarzy, głaszcząc ją. Mimowolnie wzdrygnęłaś się, bowiem spodziewałaś się chłodu jak przy dotyku porcelany. Jego kości jednak były… ciepłe. Prawie jak ludzka dłoń, chociaż twarde i gładkie. Spróbowałaś odsunąć głowę, jednak jak na złość, nie dawał ci uciec od swojego dotyku. Jego dłoń nie zatrzymała się jednak na twarzy. Sunąc jednym palcem udał się w stronę szyi. Zakreślił kilka kółek, kończąc swoją podróż tuż nad twoją piersią. Mimowolnie wzięłaś głębszy haust powietrza.
- Zobaczymy skarbie czy chociaż wnętrze masz ciekawe…
Twoja brew w tym momencie zawędrowała wyżej. Chciałaś spytać co ma myśli, jednak nie dane było ci dokończyć. Wypuścił cię co prawda, jednak w tej samej chwili tuż obok niego pojawiła się kość w czerwonej poświacie. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, tak właśnie się stało. Tak miał się zakończyć twój żywot? Czy żałowałaś, że się odezwałaś? Nie. Korciło cię już i nie dawało to spokoju. Tylko wyrobiony refleks uchronił cię przed przebiciem na wylot.
- Co do….?!- syknęłaś i znów musiałaś uskoczyć, bowiem kolejna kość leciała w twoją stronę.
Miałaś wrażenie, że potwór bardziej bawi się z tobą, niż próbuje zabić. Kości chociaż nie ślimaczyły cię, gdyby chciały cię naprawdę trafić, nie jedną by miały okazję. Szkielet zdawał się na coś czekać. Gonił cię od prawej do lewej, zmuszał do tego by się przeturlać, odskoczyć a nawet boleśnie padać. Gdy zmęczenie na nowo cię dopadało, jedna z kości boleśnie trafiła cię w nogę. Zawyłaś z bólu, krzywiąc się potwornie. Rana nie była głęboka, przypominała bardziej cięcie, jednak nie ustępowała poważniejszym ranom w bólu. Serce biło coraz szybciej a skoki adrenaliny niwelowały ból. Coś wewnątrz ciebie kazało ci wstać i dalej uciekać. Kolejna kość jednak leciała już w twoją stronę. Coś jednak pojawiło się przed tobą, swym ciepłym blaskiem rozpraszając panujący półmrok. Zabawka Sansa zatrzymało się, a jego twarz przybrała wyraz prawdziwego zaskoczenia. Oczywiście o ile było to możliwe w przypadku czaszki. Szkielet wyszczerzył się nader szeroko, przez co miałaś pełen widok na jakże wielkie i ostry kły.
- Laleczko… Chyba jednak zatrzymam cię na dłużej przy sobie.
Ciekawostka. Szkielet w dalszym ciągu liczył na to, że uciekniesz. Dawał ci chwilami specjalnie warunki, czekając aż je wykorzystasz. Ty jednak nic nie robiłaś. Z jednej strony nie chciałaś kary, z drugiej jednak wiedziałaś, że jeśli naprawdę będzie chciał cię skrzywdzić, znajdzie ku temu powód. Nawet i najgłupszy! Zacisnęłaś mocniej pięści prostując na nowo plecy. Szłaś sztywno. W myślach starałaś się sporządzić mapę by kiedyś móc uciec. Wszystko było tylko kwestią czasu.
Ile ostatecznie szłaś? Nie miałaś pewności. Niby poznawałaś niektóre okolice, niby nie, za wiele rzeczy pozmieniało się od tamtych wydarzeń. Skrzywiłaś się na samą myśl o nich.
- JESTEŚMY NA MIEJSCU! NA CZWORAKA!- nim dane ci było jakkolwiek zaprotestować, jedna z jego kości już popchnęła cię, zmuszając tym samym do przyjęcia nowej pozycji- DOBRY ZWIERZAK!
Warknięcie niezadowolenia uciekło ci z gardła, co było oczywistym błędem. Jego ciężka stopa wylądowała na tych plecach, przygniatając cię do ziemi. Ciało w proteście niemalże zawyło. Próbowałaś brać oddech, jednak nawet to było ci utrudnione.
- COŚ MÓWIŁEŚ?!- mocniej docisnął cię butem, gdy jednak nie otrzymał już żadnej odpowiedzi, ponownie się uśmiechnął a następnie zdjął z ciebie swoją stopę- DOBRZE! DO ŚRODKA!
Jeśli ten cały Sans miał tak samo krzyczeć cały czas, prędzej czy później czeka cię głuchota. Jak można było tak głośno mówić? Przecież nie byłaś głucha! Powoli, chcąc nie chcąc, podniosłaś się a następnie udałaś do wejścia wielkiego budynku. Zostawili dużo z ludzkich rzeczy. Właściwie te bardziej leniwe nic nie zmieniały, te z większymi wymaganiami przewracały wszystko do góry nogami. Po widoku jaki zastałaś w środku nie uległo jednak wątpliwości, że ten, który cię wykupił, był dość wysoko postawiony. Ich, czy raczej teraz i twoje, mieszanie było naprawdę duże, chociaż pozbawione chłodnych akcentów bogaczy. W sumie mogłaś przyrównać to do dość ciężkiej mieszanki małego ciasnego domku wrzuconego i pomieszanego z luksusowym wystrojem. Wysokie pokoje, jak jego mieszkańcy, dużo okien i ….dość proste ale solidne drewniane meble. Nie wiedziałaś czy możesz iść dalej, to nie ruszyłaś się dalej.
- SAAAANS! ! TY LENIWA KUPO KOŚCI, GDZIE JESTEŚ?!
Nie sądziłaś, że ktoś może AŻ tak krzyczeć. Albo dom był tak wielki i rzeczywiście ten cały Sans był zbyt daleko, albo ten szkielet zdecydowanie przesadzał. Korzystając z okazji, że na ciebie nie patrzy, ty spojrzałaś ponownie na niego. Jak nic to był szkielet, jednak ubranie pod nim nie zapadało się. Wszystko układało się tak, jakby pod spodem było…. ciało. Twoje myśli biły się właśnie z wzrokiem, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie, zaś ciekawska natura chciała podwinąć ubranie i obadać dokładnie sprawę. Oczywiście nie abyś dostała taką możliwość. Kości to kości, co najwyżej mogła to być zasługa magii. Coś, co po dziś dzień dla zwykłych prostych umysłów pozostaje nie do wytłumaczenia.
- Idę szefie! – chociaż był to krzyk, z dużą łatwością wyłapałaś niską tonację głosu.- Pali się spaghetti znowu czy co?
Okey, to było dość dziwne, jednak nie śmiałaś się nawet zaśmiać. Chociaż cień uśmiechu na chwilę uniósł kąciki ust. Czyżby ta potrawa tak często padała ofiarą ognia? Być może potworom ta kuchnia nie wychodziła tak dobrze. Twoja uwaga szybko jednak zmieniła swój cel. Zamiast jedzenia sfokusowała się na szkielecie. Jednak to wcale nie był drobny szkielet! Chociaż był niższy od tego, który cię kupił, wcale nie był drobiną. Sans był…. masywny, jeśli tak można określić szkielet. Nie był chudą szczapą jak ten wysoki, a na swój sposób… tu i tam zaokrąglony. Ubranie miał nawet dość zwyczajne, czerwona bluza, trampki, jakieś czarne spodnie… Właściwie nic niezwykłego poza… No cóż, miał obrożę. To znaczy to coś wyglądało jak spora kolczata obroża z dużymi złotymi kolcami. Dyskretnie zerknęłaś w stronę wyższego. Czyżby zabawa w zwierzaki była nie tylko zarezerwowana dla ludzi? Nie śmiałaś wnikać w ich osobiste… upodobania. W końcu każdy lubi co innego. Wracając jednak do tego bardziej „przy tuszy” potwora… Jego czaszka również była inna. Ten wysoki miał ją bardziej smukłą, ten mniejszy zaś bardziej okrągłą, z oh, niespodzianka. On również miał duże i ostre kły, w zestawie jeden złoty. Jego czaszka miała jednak kilka pomniejszych pęknięć przy tych zębach, szczególnie z lewej strony. Szkielet zatrzymał się bliżej was, zerkając na chwilę w twoją stronę.
- Co to jest?
- A NA CO CI WYGLĄDA?! -wyższy z nich zdawał się być podirytowany, co skłoniło cię by nieeeco się odsunąć, tak dla własnego bezpieczeństwa.
- Na kiego grzyba ją tu sprowadziłeś? Nie potrzebuję nowego.
Wsłuchiwałaś się w rozmowę pomiędzy nimi, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Niezbyt rozumiałaś sytuację, bowiem ta wydawała się dość… dziwna. Jeden próbował przekonać drugiego do swojej decyzji aż… no cóż, ten niższy z warknięciem się nie zgodził.
- Ruszaj się. Idziemy. –krótkie polecenie a po chwili przy twojej obroży pojawiła się czerwona smycz.
Z szerzej otwartymi oczami wpatrywałaś się w owe coś. To niestety zaowocowało na twoją niekorzyść. Jedno mocne szarpnięcie a ty poleciałaś do przodu, ledwo chroniąc twarz przed zaryciem w podłogę.
- Powiedziałam ruszaj się!- od jego warknięcia wzdłuż twojego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz.
Mocniej zagryzłaś wargę. Aż za dobrze pamiętałaś co się stało ostatnio gdy wyraziłaś swoje niezadowolenie. Tym razem szybko wróciłaś do odpowiedniej pozycji jaką narzucono ci, a następnie posłusznie udałaś się za tym niższym szkieletem.
- Kolejny bezużyteczny śmieć którego trzeba będzie karmić i sprzątać.- chwilami zerkał na ciebie, jednak po chwili znów wracał do patrzenia przed siebie.- Jakby to miało cokolwiek zmienić…
Burczał dłużej, jednak dalszej części już nie rozumiałaś. Coś tam jednak jeszcze narzekał i marudził na „szefa”. Padło również jakieś imię, jednak nie wiedziałaś, czy to było imię wyższego szkieletu, czy może mówił o innej osobie. Podążałaś grzecznie za nim, chociaż twoje kolana cholernie bolały. Gdy tylko się bardziej wlekłaś, czułaś jak mocniej cię ciągnie. Musiałaś wtedy nadążyć za nim, inaczej byłaś pewna, że twoja szyja wyda nieciekawy dźwięk.
- Masz pecha, że zauważył cię mój brat Laleczko. – z jego gardła wydobył się chrapliwy śmiech
- Nie abym miała wyjście… - wymsknęło ci się nim zdążyłaś ugryźć się w język.
Potwór przyciągnął cię bliżej siebie jednym pociągnięciem, a następnie pochwycił za brodę. Skierował twoje spojrzenie na jego.
- No proszę, proszę, potrafisz mówić. A myślałem, że zsikasz się pod siebie na mój widok.
Dobrą chwilę analizowałaś to, co do ciebie mówił. Czułaś przez chwilę jak gorąc zalewa twą twarz. Czy on serio coś takiego ci wytknął? Zmrużyłaś lekko powieki, pierdoląc chęć zachowania życia, postanowiłaś się odezwać.
- Co może być strasznego w kupce gadających kości? –lekko się skrzywiłaś, jednak winą były jego ostre paliczki wciąż trzymające twoją twarz.
- Teraz nagle nabrałaś odwagi maleństwo? Uważaj, bo ta kupka kości pokaże ci na co ją stać.
Jego szerszy uśmiech oraz czerwony blask oczu wcale ci nie pomagał. Co więcej, twoje ciało spinało się, gotowe do ucieczki lub walki. Czy jednak miałabyś jakiekolwiek szanse z tak wielkim potworem? Mogłaś zakładać, ze podobnie jak u wysokiego szkieletu, jego „masa” jest tylko dziełem magii, wcale nie odpowiadało słabej kondycji. Ciężej przełknęłaś ślinę, jednak żywo bijące serce nie pozwalało ci się uspokoić. Twoje zęby dopadły tym razem wnętrze policzków. Im dłużej wpatrywałaś się w tę twarz, tym bardziej znów miałaś ochotę użyć swych dłoni w celu dokładniejszego obadania. W całym tym wewnętrznym rozmyślaniu nie zauważyłaś, jak drugą ręką sięgnął do twej twarzy, głaszcząc ją. Mimowolnie wzdrygnęłaś się, bowiem spodziewałaś się chłodu jak przy dotyku porcelany. Jego kości jednak były… ciepłe. Prawie jak ludzka dłoń, chociaż twarde i gładkie. Spróbowałaś odsunąć głowę, jednak jak na złość, nie dawał ci uciec od swojego dotyku. Jego dłoń nie zatrzymała się jednak na twarzy. Sunąc jednym palcem udał się w stronę szyi. Zakreślił kilka kółek, kończąc swoją podróż tuż nad twoją piersią. Mimowolnie wzięłaś głębszy haust powietrza.
- Zobaczymy skarbie czy chociaż wnętrze masz ciekawe…
Twoja brew w tym momencie zawędrowała wyżej. Chciałaś spytać co ma myśli, jednak nie dane było ci dokończyć. Wypuścił cię co prawda, jednak w tej samej chwili tuż obok niego pojawiła się kość w czerwonej poświacie. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, tak właśnie się stało. Tak miał się zakończyć twój żywot? Czy żałowałaś, że się odezwałaś? Nie. Korciło cię już i nie dawało to spokoju. Tylko wyrobiony refleks uchronił cię przed przebiciem na wylot.
- Co do….?!- syknęłaś i znów musiałaś uskoczyć, bowiem kolejna kość leciała w twoją stronę.
Miałaś wrażenie, że potwór bardziej bawi się z tobą, niż próbuje zabić. Kości chociaż nie ślimaczyły cię, gdyby chciały cię naprawdę trafić, nie jedną by miały okazję. Szkielet zdawał się na coś czekać. Gonił cię od prawej do lewej, zmuszał do tego by się przeturlać, odskoczyć a nawet boleśnie padać. Gdy zmęczenie na nowo cię dopadało, jedna z kości boleśnie trafiła cię w nogę. Zawyłaś z bólu, krzywiąc się potwornie. Rana nie była głęboka, przypominała bardziej cięcie, jednak nie ustępowała poważniejszym ranom w bólu. Serce biło coraz szybciej a skoki adrenaliny niwelowały ból. Coś wewnątrz ciebie kazało ci wstać i dalej uciekać. Kolejna kość jednak leciała już w twoją stronę. Coś jednak pojawiło się przed tobą, swym ciepłym blaskiem rozpraszając panujący półmrok. Zabawka Sansa zatrzymało się, a jego twarz przybrała wyraz prawdziwego zaskoczenia. Oczywiście o ile było to możliwe w przypadku czaszki. Szkielet wyszczerzył się nader szeroko, przez co miałaś pełen widok na jakże wielkie i ostry kły.
- Laleczko… Chyba jednak zatrzymam cię na dłużej przy sobie.