Handlarz Iluzji
Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Mój hałaśliwy sąsiad nocą
Wycieczka do Muffet
Czerwony z wściekłości
Nocą idę się napić
Prezent dla Sansa
Twoja śliczna mała mamusia
Wyrównanie rachunków
To nie tak, że nie chcę z tobą grać w gry...
Nie bałem się czy coś
Burza
Mamusiu, co to znaczy drżąca dusza?
Kulminacja pisania RPG
Wrażliwiec
Piątkowy Szkielet
Rodzinny obiad z Sansem
Umowa z Papyrusem
Jedząc ze Szkieletami
Przyjaciele
Spotkanie organizacyjne
Osąd i teleportacja
Sans i jego skarpetki
Nawiedzony dom - Dzień Pierwszy
Mój szkieleci stalker
Sprzątanie z Sansem
Straciliśmy piąte koło u wozu!
Trucizna Papyrusa
Trzy wariatki i Sans
Głaskanie Sansa (obecnie czytany)
Halloweenowe krzyki
Prośba Burgerpantsa
Kolacja u Grillbiego
Łowca potworów
Wywiad Sansa
Przyłapana na gorącym uczynku
Czas na porządki
Potworna zupa
Ciężka noc
Sklep Króliczka
Sklep w sklepie
Bawiąc się z Tobą [+18]
~Kolejne rozdziały tutaj~
Oboje weszliście do auta. Sans niemal natychmiast zwinął się w kulkę pod oknem. Schował czaszkę pod kapturem naciągając go mocno. Po kilku minutach jazdy w niezręcznej ciszy musiałaś coś powiedzieć.
-No weź Czacho... nie było tak źle.
-Pozwól mi zamienić się w proch
-Nie wiem nawet skąd masz swój dług! Misja zaliczona! - Choć.. czułaś i tak, że Undyne rzuciła osobistymi historyjkami, które Sans wolałby wymazać z pamięci swojej i wszystkich. Nadal trudno było Ci uwierzyć w to, że Papyrus zmusił go do noszenia obroży jakby był jakimś psem. - A tak zupełnie poważnie, dlaczego zaciągnąłeś dług w wysokości kosztu wybudowania małego domku?
-J-ja.. - zamilkł i skulił się mocniej
-Tak?
-Powiedziałem ci, kiedy go zaciągałem był mniejszy. To pieprzona lichwiarka... - Z tym nie możesz się nie zgodzić. Muffet może i jest Twoją przyjaciółką, ale wiesz, że bez wahania jest w stanie zniszczyć kogoś jeżeli tylko się jej narazi. Może właśnie dlatego tak bardzo ją lubisz? Kruk, krukowi i takie tam...
-Serio, co kupiłeś? - znowu zamilkł. Łapiesz, nie powie Ci. Postanowiłaś zapytać o coś innego co też Cię zastanawiało. - Więc... pozwól, że zapytam... czy w Podziemiu był jakiś podział społeczny?
-Co?
-No wiesz... - myślałaś jak jak ubrać myśli w słowa tak, aby nie brzmiały jakoś niegrzecznie. Nie... powinnaś być tutaj bezpośrednia – Potwory ciągle mówią, jakby to, że masz jeden HP było czymś złym... Czy statystyki duszy są... wyznacznikiem pozycji społecznej czy coś? - znowu milczał – Czacho?
-Myślę!
-Oh
-... Słabe potwory... nie przeżywały... tam...
-Więc co... zabijaliście je czy co? - milczał patrząc za okno – Potraktuję to jako tak. - Dobra, teraz czułaś się jak głupek. Starałaś się zrozumieć, dlaczego potwory go nienawidzą, lecz nie w taki sposób, aby poczuł się jak śmieć. - Cóż... ciesze się, że przeżyłeś. Inaczej byłabym samotna w moim mieszkaniu – starałaś się rozjaśnić atmosferę
-N-nie jest to prawda... masz wielu przyjaciół...
-Taaak, ale tylko ty do mnie przychodzisz.
-Bo się nudzę.
-Ja też! Widzisz, jak się świetnie dogadujemy? - Sans powoli rozluźniał się. Choć nadal patrzył za okno, westchnął.
-Lubisz się ze mnie śmiać
-Czacho.. Nie jestem pewna jak wiele przyjaciół miałeś, ale musisz coś zrozumieć. Co robią przyjaciele? Robią sobie z siebie jaja! Od tego są przyjaciele!
-Tsk.. tylko ty sobie robisz ze mnie jaja.
-A to co wyczyniałeś z moim radiem?
-Będziesz mi to wypominać do końca mojego pierdolonego życia?
-Oj no weź, czułość cię nie zabije.
-Nie wiem co tam knujesz...
-Masz mnie. Planowałam wyznać ci moją wieczną miłość i zmusić, abyś był matką moich dzieci, potem zabiłabym nas dwoje pozorując samobójstwo, aby wszystko był romantyczne.
-CO KURWA?! - krzyknął całkowicie odwracając się w Twoją stronę. Śmiałaś się. Czy szkielety mogą mieć dzieci? Cholera.. a potwory? To całkowicie nowy temat. Chciałaś go o to zapytać, ale nie byłaś pewna, czy Ci na to pytanie odpowie. Właściwie, nadal nie wiesz jak robi... to... Powiedział, że nie ma kutasa. Jego ciało robi wiele dziwnych rzeczy, oddycha, je, nadal nie pojmujesz tej całej magii. Nie mogłaś sobie wyobrazić jak magia mogłaby to robić. Jedyne co Ci chodziło po głowie to jakieś czary mary z duszami, choć nie jesteś co do tego pewna...
-Serio, Czacho, naprawdę cieszę się, że nie umarłeś tam. Życie w tym mieszkaniu całkiem samotnie było tak zabawne jak oglądanie schnącej farby.
-To... to nic wielkiego... no i miałem Szefa i w ogóle.. - odwrócił wzrok.
-Taaa..... zmuszając cię do noszenia obroży?
-Gaaaah, nie mów o tym NIGDY!
-Haha, chciałabym to zobaczyć!
-Mówię poważnie, nie wspominaj o tym!
-Ja.... może nie będę.
-Będziesz! Totalnie będziesz! Widzę to w twoich oczach!
-Czacho! Nie chcesz zobaczyć zażenowaną minę brata, kiedy o to zapytam?
-Nie, bo pomyśli, że to ja ci powiedziałem.
-Oh... uh... taa – Pewnie by się wkurwił na Sansa. A tego nie chcesz... Niepodważalnie Paps troszczy się o brata, ale nie umie tego okazywać. Serio... naprawdę myślał, że obroża sprawi, że będzie bezpieczny? - Nie powinien tego robić...
-Zapomnij. Nie martwię się kurwa. To było dawno temu.
-Nie.. Znaczy się.. heh... jesteś bardziej kotowaty niż psowaty. Haha! Powinien dać ci dzwoneczek i kocie uszka! - zachichotałaś. Czułaś na sobie jego wzrok.
-Co jest z tobą kurwa nie tak!
-Psy są wierne i kochają cię pełnią psich serc, a koty pozwalają spędzić ze sobą czas i ..
-Zawrzyj ryj, albo wpadnij autem w przepaść i uwolnij mnie od tego piekła
-Nieeee, żadnego umierania! No i twój brat groził mi, że pozbędzie się mnie z tego padołu jeżeli coś ci się stanie
-ŻE CO?!
-Brzmiało to tak „NIE ŚMIEJ SKRZYWDZIĆ MOJEGO SŁODKIEGO MAŁEGO BRACISZKA ALBO INACZEJ ZNISZCZĘ CIĘ!” - kiepsko wyszło Ci przedrzeźnianie głosu Papyrusa.
-Nie powiedział tak!
-Powiedział.
-Kiedy?
-Kiedy przeniosłeś się do jego domu po kasety. Był jak „STRASZNIE KOCHAM MOJEGO BRACISZKA, ALE TERAZ WIDZĘ, ŻE JESTEŚ IDEALNA DLA MOJEGO SANSA WIĘC DAJĘ CI MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO I MOŻESZ GO POŚLUBIĆ!”
-Ta, akurat... to chujowe kłamstwo – znowu gapił się przez okno.
-Hahahaha, dobra, więc dodałam część ze ślubem, ale reszta to prawda
-To nie brzmi jak on
-Cóż, użył co prawda innych słów, jak bezużyteczny i takie tam, ale nie to miał na myśli. Wiem to. - Sans nie odwrócił wzroku. W szybie odbijała się jego twarz.
-O-on nie powiedziałby nic takiego
-Powiedział
-Tsk... ty.. ty go nie rozumiesz. Ja tak. Więc wiem, że nic takiego by nie powiedział.
-Łał Czacho... Nie rozumiesz nawet własnego brata
-Rozumiem go. Ja znam go całe życie, ty go widziałaś dwa razy
-Cóż, może, ale go rozgryzłam.
-Wiem, że nie pierdoliłby takich głupot
-Myśl co chcesz, ale jak nie kłamię – zmieniłaś bieg i skręciłaś. Sans zmarszczył brwi.
-To nie wygląda jak sklep komputerowy
-Bo to nie jest – otworzył szeroko oczy w panice. Zacisnął ręce na pasie bezpieczeństwa.
-G-gdzie...
-Tutaj trzymam swoje rzeczy, jakie nie mieszczą się w mieszkaniu. Cholera Czacho, nie świruj.
-J-ja nie świruję – Zmrużyłaś oczy i zatrzymałaś samochód.
-Jasne...
-P-po co tutaj przyjechaliśmy?
-Bo mam kilka rzeczy jakie będą pasować do twojego komputera. - Podeszłaś do drzwi garażu i otworzyłaś je. Podniosłaś do góry. W środku było wiele pudełek ustawionych na sobie. Zauważyłaś, że Sans szybko znalazł wśród rzeczy Twój motor, oparty o ścianę.
-Jesteś zbieraczem? - oznajmił bardziej niż zapytał
-Nie jestem zbieraczem... - mruknęłaś urażona
-To o wiele więcej rzeczy jakie potrzebuje jedna osoba
-Proszę o wybaczenie... Nie mów tak o moich skarbach. - preferujesz słowo „kolekcja”. To nie Twoja wina, że żyjesz od dawna i lubisz trzymać sprzęt elektroniczny. Podeszłaś do jednego z pierwszych pudełek przy wejściu i otworzyłaś go, w środku były inne mniejsze
-Dlaczego go odstawiłaś?
-Co odstawiłam? - zapytałaś przegrzebując rzeczy
-Motor.
-Huh? Oh.. bo mam tylko jedno miejsce parkingowe.
-Powinnaś jeździć na nim, a nie w tym głupim samochodzie.
-Motory nie są dobrym pomysłem w zimę, no i w aucie mogę więcej zmieścić
-Będzie zimniej?
-To, będzie padał śnieg.
-Tutaj? - zapytał zaskoczony. Przyglądałaś mu się przez chwilę nie wiedząc co go tak zmieszało.
-Jestem pewna, że widziałam śnieg na niektórych nagraniach Mettatona, nie mów mi, że nigdy nie..
-Widziałem śnieg, żyłem w Snowdin! Nie wiedziałem, że tutaj będzie śnieg! - rzucił szybko
-Oh... Jeżeli nie żyjesz w gorętszych miejscach, w zimę na kilka miesięcy pojawia się śnieg.
-Huh.. to kurewsko dziwne
-Taa... dobra... Chociaż raz nie ja
-Nie, wszyscy jesteście kurewsko dziwni
-Jestem całkiem normalna.
-Nie ma w tobie nic normalnego.
-Normalna, stara, ja. Mam normalne życie. Normalne mieszkanie i normalnego szkieleciego sąsiada
-Normalny człowiek nie zadawałby się z potworami
-Nigdy nie grałeś w pokemony, co? Masz, łap! - rzuciłaś coś w jego stronę, prawie upuścił to na ziemię. - Możesz zatrzymać. - Popatrzył na smart phone w rękach.
-To... to nie działa w moich rękach
-Możesz pobawić się mechaniką.
-Nie mam tutaj rzeczy do tego.
-Są rękawiczki jakie możesz kupić, aby z tego korzystać. Albo sprzedaj. Zrób z ty co chcesz. I tak mam nowszy model, więc tego już nie potrzebuję. A ty musisz mieć jakiś inny telefon poza tym starym babcinym rzęchem.  - Dalej grzebałaś w pudełku, znalazłaś to czego szukałaś. - Taaaak! - Wyciągnęłaś niewielkie pudełko, prawie nietknięte. W środku znajdowały się pozostałości po Twoim pierwszym laptopie, nim zniszczył się w trakcie przeprowadzki. Oceniłaś uszkodzenia i schowałaś je znowu do środka. Rozejrzałaś się dookoła, ale Sans zniknął. - Czacho? - Żadnej odpowiedzi. Minęłaś kilka pudełek, aby go znaleźć. - Czacho?! - Nadal nic. Słyszałaś szmery. Udałaś się w ich stronę, znalazłaś go przed kupą naprawdę starych rzeczy. Stał przed Twoim starym IBM PC. - Podoba ci się?
-Co? …. oh... uh.... Tylko coś sobie przypomniałem. Nie mogę uwierzyć, że masz tutaj coś takiego
-Zaraz... znasz się na IBM?
-B-były na wysypisku śmieci i potwory je naprawiały i używały..
-Heh, są całkiem wytrzymałe. Nie dziwi mnie, że były w stanie przetrwać w górze. Pamiętam nadal dzień kiedy go kupiłam. Byłam taka podekscytowana, że z ledwością wytrzymałam z otwarciem pudełka aż wejdę do domu – Sans zmarszczył brwi przyglądając Ci się podejrzliwie
-Na opakowaniu jest data produkcji 1981.... Kurwa, ile ty masz lat? - Cholera.. ooo jasna cholera. Spierdoliłaś. Natychmiast popatrzyłaś w jego oczy i instynkt obudził Twoją krew, ciało zareagowało samo. Chciało wymazać jego wspomnienia. Stój i tak nic nie zdziałasz. Stój! -P-panienko.. - Sans zaczął się pocić. Opuściłaś wzrok zmuszając się do zaprzestania tego co robiłaś. Uspokój się, ukryj. Przetarłaś oczy rękami.
-AHHHhhhh! Wybacz, wybacz Ja uh... k-kupiłam go na wystawie!
-Co to kurwa było? - warknął
-Co, co było...?
-Widziałem to kurwa!
-Cz-czuję się niemrawo dzisiaj.
-Pierdolisz! Chodzi o to z oczami!
-Ja je mam, a ty nie
-Ta, i oboje mamy je czerwone, a tylko ja powinienem je takie mieć!
-Nie są czerwone, są normalne – powiedziałaś znowu patrząc mu w oczy. Powinny być już normalne.
-Nadal są kurwa czerwone!
-Co? - Znowu przetarłaś oczy. Dlaczego są czerwone? Uspokoiłaś się przecież! Pohamowałaś! - To.. uhhh
-Dlaczego je zakrywasz? Tylko mi nie mów, że to kolejna chujowa choroba...
-T-to... - Pewnie nawet nie wie co to jest wampiryzm. Co masz powiedzieć? Jestem dziwnym człowiekiem, który okazyjnie wysysa ludzi nocą. Cholera, dlaczego nie wróciły do normy?
-Kłamałem, były normalne kiedy popatrzyłaś na mnie znowu...
-... - Ta manipulacyjna, mała szkielecia kupa gnoju! Złapał Cię. Kurwa ma cię. I teraz wie, że coś ukrywasz. I tak ma wyglądać koniec Twojego zaprzyjaźniania się z nim? Wiesz, że nie działa na niego Twoja hipnoza. Jak zachowasz swoją tajemnicę bez niej? Powoli opuściłaś ręce. Sans wyglądał na zdenerwowanego. Trzymał ręce głęboko w kieszeniach i uważnie Ci się przyglądał. - One.. um.. czasami tak robią...
-Pierdolisz! Kurwa kłamiesz i oboje to wiemy!
-To kolejne schorzenie – odpowiedziałaś zaczynając się martwić
-Doprawdy? A jakie? Z przyjemnością usłyszę o wymyślonej chorobie która sprawia, że okazyjnie ludzkie oczy robią się czerwone!
-W-wiesz... kiedy pęknie ci naczynko...
-Przyznaj się! Przyznaj się, że jesteś pierdolonym magiem! - wykrzyczał na całe gardło. W chwilę czas się zatrzymał, staliście oboje wpatrzeni w swoje oczy. Cisza. Słyszałaś tylko bicie własnego serca
-Je....stem? - Zaraz, nie jesteś. Nawet kiedy zostałaś obdarzona wampiryzmem, nikt nie mówił już o magach. Coś, że byli to ludzie o niezwykłych umiejętnościach. Nie możesz być magiem. Oczy robią ci się takie przez to, że jesteś wampirem. Magów nie było na Ziemi, kiedy się pojawiłaś.
-Ludzcy magowie mają czerwone oczy gdy używają magii – nagle jego oczodoły zrobiły się całe czarne i zrobił krok do tyłu. -P-próbowałaś rzucić na mnie urok!
-N-nie próbowałam! - Próbowałaś być mił... Dobra, twoje ciało automatycznie starało się użyć na nim Twojej wampirycznej siły, ale … nawet gdybyś mogła, to nic złego byś nie zrobiła... dobra hipnoza to nie jest może nic przyjemnego.. ale nie zrobiłabyś... To twój przyjaciel... Przypomniałaś sobie, że choć przysięgłaś sobie nigdy nie gryźć przyjaciół, to jednak używałaś na nich swojej magii... Tiffany to chodzący dowód.
-Próbowałaś! Widzę to po twojej minie! - krzyczał. Czułaś od niego strach. Bał się, ale co więcej, wyglądał na zranionego.
-Nie chciałam nic z tych rzeczy!
-W....Wszyscy ludzie to pieprzeni kłamcy! - zrobił kolejny krok w tył
-Ja nie... Czacho, jest powód przez który tak się stało – bałaś się, że znowu może mieć atak paniki
-Zaciągnęłaś mnie do tej kanciapy aby mnie zabić! - uniósł drżącą dłoń.
-Czacho, nie jestem magiem! - dyszał ciężko.
-A potem chciałaś zabić Szefa! I wszystkich!
-Przestań
-Tylko dlatego, że mam jeden pierdolony punkt HP nie znaczy, że cię nie powstrzymam! - pocił się bardzo. Kilka kropel kapało po jego czole, brodzie i skapywało na ziemię. Nagle, jedno jego oko zaczęło jarzyć się na żółto, czerwono. Poczułaś jak serce na chwilę Ci stanęło. No i to pociągnięcie w piersi. Nagle, jasna pomarańczowa dusza świeciła przed Tobą. Znowu mogłaś ją podziwiać. Jej światło rozjaśniło całe pomieszczenie. Kolor starego złota i mocnej pomarańczy mienił się wieloma barwami i odcieniami. Zastanawiałaś się, co się stanie jak jej dotkniesz. Całość wyglądała jakby wykonana za szkła. Wyciągnęłaś rękę w jej stronę, między palcami prześwitywały Ci strumienie światła. Wielka pomarańczowa kość przebiła Twoją pierś. Musiałaś zrobić krok do tyłu.
-Czacho! Próbowałam przyjrzeć się mojej duszy! - krzyknęłaś. A tak... on chciał walczyć czy coś..
-N-nie jestem głupi! - Znowu popatrzyłaś na swoją duszę. Powinna mieć jakieś statystyki, lecz jedyne co widziałaś to swoje imię. Gdzie one są? Chcesz wiedzieć ile masz HP! Może, jeżeli ją szturchniesz... Kolejna kość przeszyła Ci pierś. Tym razem biała. Dobra, to robi się denerwujące. Masz w sobie dwie wielkie kości blokujące Twoją ciekawość. Popatrzyłaś na Sansa stojącego naprzeciwko z ręką wysoko uniesioną do góry.
-Powiedziałam, że chcę przyjrzeć się mo – przestałaś kiedy zauważyłaś jego minę. Łzy ciekły z jego oczodołów, to nie jest pot. Sans... płacze.
-Powinienem kurwa wiedzieć! Nikomu na mnie nie zależy by cokolwiek mi kupować czy coś! - drżał cały. Wglądał na załamanego. Smutnego i zranionego. Jakby ciężar całego świata go przygniótł. Musisz go powstrzymać, zatrzymać to. Dlaczego zawsze dajesz się rozkojarzyć pierdołom? Twój przyjaciel Cię potrzebuje.
-Czacho, już dobrze, ja...
-ZAMKNIJ SIĘ! Zamknij się! Skończ kurwa mówić! - Dusza Sansa skręcała się od emocji. Był zdradzony. Wiedział, że nie powinien Ci ufać. Nie da się ufać ludziom. Nikomu nie można ufać. To dlatego żył sam. Dlaczego przebiłaś się przez jego mur? Ludzie są okropni. Mili i sympatyczni, a kiedy tylko się troszeczkę odsłonisz... Powinien wiedzieć że coś takiego mu zrobisz. Nikt nie mówi o nim miłych rzeczy. Jest bezwartościową kupą gówna, śmieciem, a nawet gorzej, jest gównianym śmieciem bo uwierzył Ci. Uwierzył w Ciebie. Nie ma kogoś takiego jak dobra osoba, wszyscy chcą Cię zranić. Kolejna kość zmaterializowała się w powietrzu nad jego ręką tym razem niebieska. Skoro te dwa ataki nie zadziałały, to może ten...
-Czacho, spokojnie – zaczęłaś iść w jego stronę
-Odsuń się! - kość przebiła Cię. Zadrżałaś, ale żaden z jego ciosów nic Ci nie zrobił. Oberwałaś w ramię, ale szłaś dalej. - N-nie podchodź! - był przerażony. Zatrzymałaś się
-Popatrz, nie walczę z tobą
-Kłamiesz. Będziesz się śmiać po tym jak dam ci się nabrać i mnie zabijesz! - Więcej łez leciało z jego czaszki. Podniósł prawą rękę do góry, jego oczodoły zrobiły się puste, słyszałaś chrobotanie kości o kość kiedy je zaciskał.
-Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to już dawno temu. Po co miałabym czekać do teraz?
-Bo jesteś popierdolona i lubisz udawać miłą a potem mordujesz nas kiedy się nie pilnujemy! - przypomniałaś sobie rozmowę z nim o ludziach, którzy mordowali potwory po tym, jak się z nimi zaprzyjaźnili.
-Powtórzę to co czuję. Nie skrzywdzę cię!
-Nie mogę ci ufać! Kłamałaś przez cały ten czas!
-Nie, nie kłamałam. Byłam w większości szczera. Po prostu nie powinnam rozmawiać o niektórych rzeczach, więc tego nie robię. - popatrzyłaś jak delikatnie na chwilę opuścił dłoń – Przysięgam, że to nie ma nic wspólnego z mordowaniem potworów.
-N-nie oszukasz mnie tym kłamstwem!
-Dobra! Atakuj! Będę seksowną poduszką do igieł! - I jak na zawołanie grupka mniejszych kości pognała w Twoją stronę. Nie próbowałaś ich nawet unikać, wszystkie przebiły Twoje ciało. Teraz wyglądałaś jak kolorowa poduszka do igieł. Tylko, że jego ataki dziwnie nie bolały. Owszem, siła sama w sobie cofała Cię troszeczkę, ale nic ponadto. Kości bardziej Cię denerwowały niż krzywdziły. Ostrożnie usiadłaś na ziemi z założonymi nogami. Jedną ręką chwyciłaś za kość wbitą w Twoje ciało
-Wstawaj i walcz! - krzyczał
-Nie chcę
-Zabiję cię!
-To zabij – milczał przez chwilę, przynajmniej już nie atakował.
-Ja... kurwa nie rozumiem cię! - załkał
-Rozumiesz.. po prostu nie chcesz zaakceptować faktu, że ja, człowiek, lubię cię i lubię spędzać z tobą czas. Szczerze wierzysz w to, że jestem zdolna zranić ciebie, albo inne potwory jakie znam?
-Ludzie zawsze tak mówią. Zaprzyjaźniają się jednego dnia, drugiego zabijają.
-Nie jestem ludziem. Nie traktuj mnie jak innych których nawet nie znam. Mówimy o mnie! Popatrz mi w oczy i powiedz, że ja chcę cię zranić. Powiedz mi w twarz, że jestem mordercą potworów! - trzymał ręce w górze
-N-nie mogę c...
-NIE! Powiedz, że ____ jest pierdolonym mordercą potworów!
-ZAMKNIJ SIĘ!
-Powiedz!
-Daj mi spokój!
-POWIEDZ!
-N-NIE MOGĘ! - płakał. Jeden oczodół zaświecił się na żółto. Kolejna fala łez, lecz ręka ani drgnęła. Prawą rękę przyłożył do twarzy. - Nie mogę.... dlaczego nie pozwolisz mi się nienawidzić? Dlaczego.. dl-dlaczego musisz być tak kurewsko dziwna?
-Przestań mnie traktować jak innych. Czacho. To ja. To tylko ja. To normalna ja. - zaczęłaś podnosić się z podłogi. Co było trudne z kośćmi.
-Tak strasznie cię nienawidzę! Nienawidzę! Dlaczego muszę to czuć?! - udało Ci się utrzymać równowagę i zaczęłaś iść w jego stronę.
-Zostaw minie kurwa samego! Nie dręcz mnie! Nie chcę cię! Męczysz mnie! Zdechnij i zostaw mnie samego! - Stanęłaś naprzeciwko niego. - Idź sobie! - zrobił krok do tyłu i coś wielkiego pojawiło się nad jego ręką. Poczułaś jak włosy stają Ci dęba od wzrostu energii. Jasne światło zabłysnęło. Poczułaś jak instynkt wyczuł niebezpieczeństwo. Skupiłaś się na jego twarzy, umieszczonej niżej niż Twój wzrok. Wyciągnęłaś rękę – Nie dotykaj mnie! - krzyczał zamykając oczy. Dłonie mu drżały, ale nie uciekał. Delikatnie przystawiłaś rękę na jego czaszkę. Powierzchnia była zimna, czułaś ciepło i pulsowanie energii. Delikatnie mrowienie na opuszkach palców. Był taki żywy. Taki żywy i taki przerażony. - N-nie chcę abyś mnie dotykała! Nie chcę być dotykany! Wszystko tak strasznie boli... - płakał lecz jego głowa nadal była pod Twoją dłonią.
-Wiem. Rozumiem.
-N-nie możesz wiedzieć. Nikt tego nie rozumie.
-Ja rozumiem. - Zaczęłaś delikatnie go głaskać, czułaś jak całe jego ciało niemal natychmiast się rozluźnia. Ręka opadła, zakrył nią twarz. Cokolwiek przywołał, już zniknęło. - Już dobrze. Już wszystko dobrze. Nic ci nie grozi – zawył, fala łez ciekła po jego policzkach kiedy głaskałaś go czule po głowie. Heh, kiedy zastanawiałaś się jaka byłaby jego reakcja kiedy będziesz go głaskać, nie miałaś na myśli tego. Cała jego twarz była czerwona, oczy zalane łzami, lało mu się z nosa. Twoja dusza rzucała piękne złote światło na jego twarz. Bicie Twojego serca się uspokoiło. Pozwoliłaś mu się wyładować. Cały stres i strach. Potrzebował tego. Budowało się to wszystko w nim od dawna. Znacznie dłużej niż się znacie. Chciałaś go przytulić, ale w tej chwili to dla niego za dużo. To i jeszcze to, że jesteś poduszką na kości w tej chwili. Więc zamiast tego powoli i czule głaskałaś jego głowę. Wczuwałaś się w gładkość głowy, czułaś też wgłębienia. Starałaś się zapamiętać ten dotyk i dotknąć najwięcej jak się da delikatnymi palcami. Nie przybliżył się do Ciebie, ale też nie uciekał. Dyszał, łkał, ryczał, chwytał oddech. W ciszy go głaskałaś, chował twarz za dłońmi. Wypłakiwał frustrację i strach w swoje małe kościste palce. Czekałaś cierpliwie, aż się to skończy w tym czasie przyglądając się swojej duszy błyszczącej w jego łzach. Jakby chciała przypominać mu, aby był dzielny. Po okresie, który wydawał Ci się długi, jego oddech zaczął robić się stabilny. Opuścił swoje dłonie z twarzy i odepchnął Twoją ze swojej głowy. - Ah... dobra – nie mogłaś już puścić luźno ręki, te kości w ciele naprawdę krępowały ruchy. - Czy możesz... Um... zabrać to? Nie mogę się ruszać – rzuciłaś skrępowana.
-C-co... kurwa.. dlaczego j-j-j-jesteś tak kurewsko dz-dziwna! - szlochał wycierając twarz w rękawy.
-Mówiłam, jestem normalna. - Westchnął zarzucając kaptur na głowę, by ją ukryć nim machnął ręką. Dusza wróciła do Twojej piersi, a kości zniknęły. Zachłysnęłaś się powietrzem. O słodka wolności! Nadal wycierał oczy w rękawy, tak bardzo, że te już przemokły. Miałaś nadzieję, że teraz Ci ufa. Dla potworów to oznacza wszystko. Nie wiesz co innego mogłabyś zrobić, aby pokazać mu, że nie żywisz wobec niego żadnych negatywnych uczuć czy zamiarów. Tak strasznie szlochał, żałowałaś że nie miałaś przy sobie żadnych chusteczek aby mógł.. wydmuchać nos..ową dziurę? No to skąd to wychodziło. Zamknij się ciekawski mózgu i skup się. - Ja... uh... znalazłam to czego szukałam... Jedziemy do sklepu...?
-N-nadal chcesz mi k-k-kupić to ch-chujowstwo p-po tym wszystkim? - nie mogłaś powstrzymać uśmiechu.
-Tak...? No, chyba, że nie chcesz... - Zaciągnął kaptur bardziej na głowę. Dlaczego nadal chcesz się z nim przyjaźnić? Po tym co zrobił? To tylko głupi, słaby potwór.. To.. to nie ma sensu. To dlatego nie może znieść przebywania w Twoim towarzystwie. Jesteś taka dziwna. Nie kupuje się rzeczy osobom, które próbowały Cię zabić.
-J-jasne.. możemy j-jechać – szlochał
-Dobrze. - wyszłaś z nim z garażu, raz jeszcze popatrzył na Twój motor. Zatrzymał się przed nim.
-P-powiedziałaś, że n-nie masz miejsca na parkingu, ta?
-Tak.
-J-ja.. uhh... nie używam mojego w-w-więc...
-Ohhh! O tym nie pomyślałam! - Poszłaś szybko do auta i otworzyłaś tylne drzwi, w chwilę pozbyłaś się tylnych siedzeń. Sans z zaskoczeniem przyglądał się całemu pakowaniu.
-Nie wiedziałem, że możesz to z-zrobić
-Wiele aut to potrafi. - byłaś w połowie drogi z siedzeniami, kiedy otoczyło je niebieskie światło i uniosło wprost do garażu. Zaraz potem to samo światło toczyło motor. Stałaś z podziwem i zaciekawieniem patrząc się na zjawisko – Ile możesz w ten sposób przenieść?
-Małe i średnie rzeczy – odpowiedział rumieniąc się pod kapturem.
-To wszystko co powiesz?
-Tyle mogę powiedzieć – Sans wsadził motor do Twojego samochodu.
-Więc.. umm.. Dlaczego tym razem nie użyłeś na mnie swojej magii grawitacji jak ostatnio? - Zadrżał na dźwięk tego pytania
-N-nie czułem, że mogę.. No i nie chciałem z-zniszczyć twoich rzeczy. - patrzyłaś na niego zdziwiona. Bronił Twoich rzeczy... Nawet kiedy próbował Cię zabić, nie chciał znowu Ci coś zniszczyć.
-Dzięki!
-T-t-t-to byłaby cholerna szkoda gdyby to wszystko zostało zniszczone... No i … Ja... próbowałem tego na tobie użyć kiedy mnie łaskotałaś ale nic się nie stało, więc uznałem, że teraz też by tak było. Więc n-nie zrobiłem tego.
-Dziękuję!
-Nie robiłem tego ze względu na ciebie
-Wiem, wiem. - zamknęłaś bagażnik i drzwi. Oboje usiedliście na przednich. Poczułaś bardzo słodki zapach smakołyków od Muffet. Wzięłaś paczkę i podałaś mu. Po chwili patrzenia zabrał ją i zerknął do środka. Ruszyłaś auto, zaś on wyciągnął wiśniowe ciastka i zaczął się nimi zajadać. Zapamiętaj, lubi wiśnie. Już wiesz co zamawiać jeszcze w swoim ulubionym sklepie.
-C-co to za chujowy czar...? - zapytał zza futra kaptura.
-Mówiłam, nie robię tego celowo
-Co z ciebie za pierdolony mag?
-Żaden mag, Czacho. Gdybym była takim to pewnie bym wiedziała
-Więc co to k-kurwa było?
-Sprecyzuj
-Dlaczego moje ataki utykały w tobie jakbyś była zwłokami? - Co?... Jego ataki się tak zachowywały?! To musi być wina wampiryzmu. A czego by innego?
-Nie wiem, ostatnio też tak było, prawda? - Sans przyglądał Ci się jakby zastanawiał się czy uwierzyć, czy nie. Czuł się lepiej, ale musiałaś nawiązać z nim nić porozumienia – Nie wiem jak powinny wyglądać twoje ataki.
-Ataki na duszy powinny znikać po tym jak dadzą obrażenia. Nie znikają tylko kiedy uderzą w przedmioty martwe albo coś bez duszy. Jak trup. Zwłoki. Kiedy moje ataki cię uderzyły, utykały i nie robiły krzywdy. Tak jakbyś była żywa i martwa jednocześnie. To kurewsko dziwne. - To naprawdę brzmiało jak twój wampiryzm. Postanowiłaś być z nim tak szczera jak się da. Nic z tego by nie miało miejsca, gdybyś była z nim szczera od początku.
-Ja... uh.... wiem dlaczego tak się stało.
-Wiesz?
-Tak... i dlaczego moje oczy robią się czerwone – czekał w ciszy, lecz długo nie wytrzymał
-... DLACZEGO?!
-Nie mogę o tym rozmawiać
-Dlaczego? Dlaczego nie możesz mi powiedzieć?
-Nie jestem magiem, nie masz się o co martwić. To coś innego... nie martw się.
-To mnie przeraża...
-Rozumiem to... ale nic więcej nie mogę zrobić. Ty też nie możesz mi wszystkiego powiedzieć. Zaakceptuj, że są rzeczy które muszę trzymać w tajemnicy ta jak wy wasze – Heh, może spodoba mu się to, że jesteś wampirem? Biorąc pod uwagę jak bardzo nie lubi ludzi... Ale nie powinnaś mu mówić. Wszystkie wampiry obiecały sobie, że to iż są kim są zachowacie w tajemnicy. Nie robić nikogo więcej wampirem. W taki sposób możecie wieść spokojne życie. Bo trzymacie usta zamknięte. Potwory tez to obowiązuje. Nie możesz nic mu powiedzieć. Zaparkowałaś na parkingu przed sklepem i zerknęłaś na swojego kościanego przyjaciela. Już się nie rumienił, miał tylko delikatnie zarumienione oczodoły, tak jakby się nie wyspał, niż jakby płakał. Zauważyłaś też trochę wiśniowego dżemu na jego twarzy. - Czacho..
-Czego
-Nie ruszaj się. - Wytarłaś dżem palcem z jego policzka i zlizałaś go. - Hm.... nie jest taki zły
-C-c-c-c-c-Co do kurwy! Co ty wyrabiasz? - rumienił się
-Miałeś dżem...
-Kurwa mogłaś powiedzieć! Sam bym to zrobił! Nie zżeraj żarcia z mojej pierdolonej mordy!
-Hahahaha
-Zamknij się!  - Przypomniałaś sobie twój komentarz jaki dałaś mu będąc Czarownym. Ahh Czaszko, jesteś jak bułeczka z masełkiem z przepysznym dżemem wiśniowym, którą mogłabyś zjeść tu i teraz.
Autor obrazka: Kaweii


10 Grudnia 2012r.


Ink szedł sobie chodnikiem szurając nogami. Kopnął drobny kamień i obserwował jak przesuwa się po lodzie.


Jak zwykle wracał do domu po szkole. Pewnie zrobi lekcje, coś narysuje i zacznie kolejny nudny dzień. Jedynym co go pocieszało była sztuka.


Już miał wejść na swoje osiedle, gdy usłyszał znajomy głos.


-Eeee! Skittels! - Krzyknął jego znajomy ze szkoły po czym podbiegł do niego.


-Czego znowu chcesz ode mnie? - spytał Ink drżącym głosem.


Ten się tylko zaśmiał i wrzucił mu śnieżkę za dekolt po czym uciekł.


-Znowu będzie mnie nękać. - pomyślał wytrzepując śnieg spod koszulki.


22 Czerwiec 2014r.


Dyrektor prowadził swoją przemowę na apelu zakończenia roku szkolnego.


-Najlepszym uczniem tego roku jest... a to ciekawe... mamy dwóch uczniów z dokładnie tymi samym najlepszym wynikami!


Wszyscy zebrani zaczęli patrzeć po sobie prowadząc ciche rozmowy, bo taka sytuacja jeszcze nigdy nie miała miejsca.


-...Error i Ink! - dokończył dyrektor, a wskazani wyszli na środek odbierając dyplomy.


Po oklaskach i dokończeniu uroczystości wszyscy wracali do domów.


-Ty, tęczowy dupku! - słychać było znajomy głos.


-Niech on mnie wreszcie zostawi. - powiedział Ink pod nosem przyśpieszając kroku.


-Chcę tylko pogadać! Gratulu... - Error nie miał szansy dokończyć bo ten wbiegł do mieszkania i się zakluczył.


14 Luty 2016r.


Ink otworzył swoją szafkę w poszukiwaniu podręcznika z fizyki, ale jego oczom ukazał się liścik w różowej kopercie.


"Mam twój podręcznik. Jeżeli chcesz go odzyskać musisz wreszcie się do mnie odezwać. Chcę porozmawiać i będę czekał o 16.30 w bibliotece."


Tak jak było napisane stawił się o czasie. Przeszedł się pomiędzy regałami i poza trzema nieznajomymi osobami został tylko ON.


To nie możliwe, że ten co zawsze tylko mu dokuczał i ubliżał chce poważnej rozmowy. A jednak. Gdy zobaczył Inka od razu do niego podszedł.


-Przyszedłeś po książkę prawda? - spytał Error patrząc się mu w oczy.


-Tak.


-Ale musisz ze mną pogadać.


-śpieszę się.


-Ty zawsze się śpieszysz... ale mniejsza. Korzystając z okazji, że są walentynki chciałem się Ciebie zapytać...


-Tak?


-...Czy ...mogę tę książkę pożyczyć na jeszcze jeden dzień?


Tak, to cały czas ten sam pustak, którego bawi dokuczanie innym.


6 październik 2018r.


To, że trafili do tej samej szkoły najwyraźniej nie wystarczyło, ale byli także w jednej klasie i chodzili na te same kółka zainteresowań.


W czwartki mieli zajęcia fotograficzne, na których Error uwiecznił kichającego Inka co sprawiało mu dużo radości.


-Proszę oddaj mi to zdjęcie. - błagał ze łzami w oczach.


-Wiesz, że lubię się z Tobą droczyć.


-Proooooszę! - złożył ręce jak do modlitwy.


-Pod jednym warunkiem...


-Jakim?


-Będziesz moim modelem do kilku fotografii.


-Dobrze, tylko proszę oddaj mi to.


Po zajęciach Ink stał w klasie ustawiany w różne pozy. To była pierwsza i ostatnia sesja w jego życiu.


24 grudzień 2018r.


-Hej, Ink! Mam coś dla Ciebie!


Podszedł do niego z drugiego końca korytarza i wręczył mu paczkę dość sporych rozmiarów.

Ten od razu ją otwożył, ale... była pusta.


-Ciesz się swoim kartonem pełnym rozczarowania. - zaśmiał się.


-Ja też mam dla Ciebie prezent. - rumienił się lekko, wyciągając pakunek zza pleców.


-Nie spodziewałbym się... - spojrzał Inkowi w oczy.


Rozerwał papier i zobaczył nowy zestaw do szycia. Kilka skrawków materiału, nici i kilka guzików.


-D-dziękuję...


2 sierpień 2020r.


-Ink, posłuchaj. Ja chciałem przeprosić za moje żarty i za to co Ci zrobiłem. Jesteś fajnym gościem i chciałbym się z Tobą zaprzyjaźnić.


-Naprawdę?


-Nie.


Error już miał odejść jak zwykle, ale Ink złapał go za ramię.


-To szkoda bo JA chcę się z Tobą zaprzyjaźnić.


Odwrócił go w swoją stronę i mocno przytulił. Error zdrętwiał, ale po chwili się poddał i odwzajemnił.


19 maj 2021r.


Ink i Error są na randce w luksusowej restauracji MTT.


-Nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj jest dziesiąta rocznica naszej znajomości. - oznajmił pewnie Ink.


-P-pamiętam. - Error się pocił ze stresu.


Kelner przyniósł im zamówione jedzenie i odszedł. Podczas spożywania posiłku bez przerwy patrzyli sobie w oczy.


-Dobra, było fajnie, ale muszę lecieć. - powiedział Error wstając od stołu.


-Ale umówimy się jeszcze kiedyś?


-N-nie wiem... może.


-Przyznaj, że mnie kochasz! - powiedział Ink z cwanym uśmieszkiem.


-Co?! Nie kocham! - zaprzeczył Error.


-Ałć, to bolało. Złamałeś moje umęczone serce. - mówiąc to złapał się za klatkę piersiową i zrobił minę zbitego psa.


-Arg! Daj spokój. - wyszedł z restauracji.


Tym razem Ink wygrał.


18 wrzesień 2023r.


-Toooo co dzisiaj robimy kochanie? - spytał Ink zamaczając nogi w rzece.


-A na co masz ochotę? Możemy się przejść po mieście, albo coś zjeść...


-Możemy się przejść. - powiedział Ink łapiąc swojego chłopaka za rękę.


Szli kilka kilometrów rozmawiając i przypatrując się wystawom sklepowym. Nagle Error się zatrzymał i klęknął przed Inkiem.


-E-error?


-Muszę buta zawiązać. - odpowiedział patrząc na reakcję Inka.


-Rozumiem. - starał się zachować spokój i wstrzymać łzy.


Error zauważył, że jego kochankowi przeszkliły się oczy i go przytulił.


-Po prostu chodźmy dalej Kiki.


Po kilkudziesięciu minutach doszli do centrum miasta, na którego środku była duża fontanna. Error klęknął ponownie.


-Drugi raz się nie nabiorę. - założył ręce w teatralnym fochu.


Error wyjął małe pudełeczko z kieszeni, na które jego chłopak nawet nie zwrócił uwagi.


-Ink... Czy zechciałbyś za mnie wyjść i sprawić abym stał się najszczęśliwszym potworem na świecie? - pytając otworzył pudełko pokazując piękny pierścionek.


Przez chwilę łapał oddech i zaczął płakać.


-Oczywiście, że tak! - rzucił się kochankowi w objęcia i pocałował.


Error założył mu pierścionek na palec i mocno przytulił.


20 sierpień 2024r.


Właśnie drzwi się otworzyły i Ink wszedł ubrany w piękną suknię ślubną. Podszedł do ołtarza i stanął przed Errorem.


-pięknie wyglądasz. - szepnął pan młody.


-Ty też.


Przeczytali przysięgi i założyli obrączki.


-Zostajecie mężem i żoną. - powiedział ksiądz wskazując na nich po czym dodał:


-Możesz pocałować pannę młodą.


Na te słowa małżonkowie złączyli się w pocałunku.


Kilka chwil później wszyscy przenieśli się na salę bankietową i para młoda rozpoczęła swój pierwszy taniec do piosenki "I ship it".


Wszyscy się świetnie bawili. Było kilka przytulańców i kilka żwawych kawałków. Dobre napoje, jedzenie i TORT WESELNY! Zabawa była przednia, ale wyjątkowo szybko zleciała.


Już po wszystkim Error wniósł swoją pannę młodą do pokoju hotelowego i położył na łóżku.


-Już czas~ - powiedział i dzjął marynarkę.


Ink obserwował każdy jego ruch i po chwili sam zaczął go rozbierać.


-Noc poślubna powinna być niezapomniana~


-oczywiście - potwierdził Error ściągając suknię z kochanka.


Już całkiem nadzy zaczęli się obściskiwać i całować gdzie popadnie. W końcu Ink leżał na plecach, a Error był nad nim.


-Gotowy? - spytał smarując się lubrykantem.


-Tak! - odpowiedział pewnie.


Pan młody przymierzył się po czym wszedł zdecydowanym ruchem. Jęknął i poczekał, aż jego "żona" się przyzwyczai. Gdy otrzymał sygnał zaczął się poruszać stopniowo przyśpieszając.


-Aahh... Error!


-Ja... zaraz... Nngh!!!


Oboje doszli w tym samym czasie. Ink ciężko dyszał i był już zmęczony. Gdy przymykał powieki Error go namiętnie pocałował.


-To jeszcze nie koniec kochanie~


11 Styczeń 2026


-E-Error...?


-Co jest skarbie? - spytał odsuwając się od biurka.


-Myślę, że jestem w ciąży.


-J-jesteś pewien? - spytał podnosząc się z krzesła.


-Tak. - mówiąc to podniósł koszulkę.


Error patrzał uważnie i nad miednicą ukochanego zobaczył trzy malutkie duszyczki.


-To wspaniale! Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy! - mówiąc to po policzkach leciały mu łzy szczęścia.


-Ja też... ja też. - Ink objął Errora i trwali tak przez dłuższą chwilę.


10 styczeń 2027


-Error, szybko podgrzej mleko, a ja je przewinę!


-Już, już! - odkrzyknął odrzucając odkurzacz.


Jutro dzieci mają urodziny i wszystko musi być idealnie przygotowane. Oboje to wiedzieli, jednak przez niedobór snu i nadmiar obowiązków nie mogli się wyrobić.


-Ink! Jammy płacze, a ja nie umiem go uciszyć!


-Już idę.


Gdy Ink tulił Paperjama Error karmił Palette i Gradienta.


-Życie rodzica jest ciężkie. - przyznali synchronicznie wzdychając.

Autor: Wichan




Autor: slazakgrzesiek
Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Mój hałaśliwy sąsiad nocą
Wycieczka do Muffet
Czerwony z wściekłości
Nocą idę się napić
Prezent dla Sansa
Twoja śliczna mała mamusia
Wyrównanie rachunków
To nie tak, że nie chcę z tobą grać w gry...
Nie bałem się czy coś
Burza
Mamusiu, co to znaczy drżąca dusza?
Kulminacja pisania RPG
Wrażliwiec
Piątkowy Szkielet
Rodzinny obiad z Sansem
Umowa z Papyrusem
Jedząc ze Szkieletami
Przyjaciele
Spotkanie organizacyjne
Osąd i teleportacja
Sans i jego skarpetki
Nawiedzony dom - Dzień Pierwszy
Mój szkieleci stalker
Sprzątanie z Sansem
Straciliśmy piąte koło u wozu!
Trucizna Papyrusa
Trzy wariatki i Sans (obecnie czytany)
Głaskanie Sansa
Halloweenowe krzyki
Prośba Burgerpantsa
Kolacja u Grillbiego
Łowca potworów
Wywiad Sansa
Przyłapana na gorącym uczynku
Czas na porządki
Potworna zupa
Ciężka noc
Sklep Króliczka
Sklep w sklepie
Bawiąc się z Tobą [+18]
~Kolejne rozdziały tutaj~
Obudziłaś się w niedzielę rano. Wypoczęta po zabawnej nocy w Nawiedzonym Domu. Sans tym razem walił większą ilością suchych sucharów. Tak... przez pół zmiany, miał potem wielkie wory pod oczami i usypiał na stojąco. Ledwo był w stanie przenieść was do domu po pracy, nawet nie troszczył się o przetransportowanie Cię do Twojego mieszkania, zamiast tego skończyliście wpadając na jego stolik w kuchni, a następnie niczym zombie udał się do własnego łóżka. Przeciągnęłaś się, czując jak powoli mięśnie się relaksują. Chwyciłaś za telefon i sprawdziłaś pogodę. Niebo zasłane chmurami. O tak! Sprawdziłaś inne wiadomości jakie dostałaś nim rozpoczęłaś plan budzenia swojego słodkiego, wściekło sąsiada dzwoniąc do niego. Uwielbiał przecież poranne pobudki w niedziele. Wybrałaś jego numer i czekałaś. Chwilę potem usłyszałaś jego dzwonek za ścianą i głośny trzask. Cóż.. to nie był dobry plan. Poczekałaś kilka chwil i znowu zadzwoniłaś... Znowu dzwonek, chwila ciszy i....
-IDŹ DO DIABŁA! - krzyk zza ściany. Zachichotałaś, tym razem postanowiłaś wysłać mu wiadomość w drodze do łazienki.

Ty: Zabieram cię dzisiaj do Muffet, wstawaj
 

Czekałaś chwilę aż odpisze, albo przynajmniej jakieś dźwięki, które będą świadczyć, że się przebudził. Kiedy nic się nie stało, dopisałaś

Ty: Nie zamknęłam wczoraj twojego mieszkania. Mam nadzieję, że nie spałeś nago bo inaczej pierwszą rzeczą jaką zrobię będzie wyściskanie twoich słodziuśnych kosteczek!

-PO MOIM TRUPIE! - krzyczał. Cóż, to zadziałało. Usłyszałaś hałas, a potem stukot jego kościstych stópek po podłodze w stronę drzwi. Cóż, wygląda na to, że nie spał nago. Wysłałaś mu kolejną wiadomość kiedy zamknął drzwi na zamek

Ty: Żartowałam. Teraz się ogarnij.

-KURWA! - nasłuchiwałaś jego kroków chcąc się upewnić, że nie poszedł dalej spać. Kiedy włączył prysznic, postanowiłaś też się umyć. Czysta i pachnąca wysuszyłaś włosy i ubrałaś się. Kiedy skończyłaś, mały szkielet leżał leniwie na Twojej kanapie z głową na podłokietniku, miał ręce założone za głowę i patrzył się na Ciebie – Skończyłaś się pindrzyć?
-Jak chcesz, mogę robić makijaż przez kilka godzin – wywrócił oczami
-Po co mnie budziłaś, jeżeli teraz mam na ciebie czekać?
-Jeszcze tylko chwila – ziewnął i powoli usiadł zerkając za siebie.
-Chodźmy i miejmy to za sobą, chcę iść spać
-Potem zabieram cię i tak w specjalne miejsce
-Już to kurwa widzę
-Ojj no weź, będzie fajnie
-Po co taszczysz mnie ze sobą skoro możesz iść tam sama?
-Bo będziesz mi potrzebny
-A po chuj?
-Zapomniałeś? Obiecałam, że kupię ci komputer. - otworzył szerzej oczy na chwilę. Zamarł nie spodziewając się tej odpowiedzi.
-N-nie zrobisz tego
-Um... tak, zrobię – odwrócił wzrok, rumieniec wstąpił na jego twarz
-S-słuchaj.. Ja.. uh... nie mam forsy aby sobie teraz na to pozwolić.
-Nie powiedziałam, że zmuszę cię do kupna, tylko, że ja kupię ci.
-Coo... nie, nie zrobisz tego.
-Dlaczego? Ja płacę.
-Nie będę ci dłużny za takie gówno
-A kto mówi, że będziesz mi coś dłużny?
-A jak miałbym ci za to zapłacić?
-Nie będziesz musiał. - przyglądał Ci się długo z niedowierzaniem.
-Więc co, robisz to kurwa z dobroci serca?
-Tak, a czemu by nie? Jesteśmy przyjaciółmi
-Gówno prawda! Już mam odkupić twój pierdolony telewizor! Teraz chcesz abym płacił za komputer!
-Nie! To będzie prezent!
-Prezent bez motywu to tylko przykrywka, aby sprawić, by ktoś miał wobec ciebie dług!
-Czacho... przysięgam, że nic nie będziesz mi winny.
-Teraz tak mówisz, ale nie jestem głupi, wiem jak to kurwa działa! - westchnęłaś zrezygnowana. Potwory nie wiedzą jak się zachowywać przy wyrazach dobroci.
-Dobra, chcę abyś miał wobec mnie dług.
-Nie.... na nich się nie zgadzam
-Słuchaj, chcę abyś grał ze mną w większą liczbę gier. - opuścił ręce i popatrzył na Ciebie
-...że co?
-Chcę... abyś grał ze mną w gry – pokręciłaś rękami w nadgarstkach.
-T-to nie jest forma zapłaty
-Jest.
-Nie jest!
-Dobra.. dobra... posłuchaj... - na chwilę się zatrzymałaś zastanawiając się jak ubrać myśli w słowa – Chcę, abyś mógł grać ze mną w większą liczę gier, ale nie masz komputera. Przez to, że ci go kupię, właściwie kupuję sobie kogoś z kim będę mogła grać. Nie chodzi o to, abyś to ty miał komputer, tylko o to, abyś go miał bym ja mogła grać z przyjacielem. Więc właściwie kupuję możliwość grania w gry z tobą, a nie komputer.
-To najgłupszy argument jaki słyszałem
-Ale to prawda.
-A dla mnie to kupa kłamstw.
-Mówię to co czuję – odwrócił wzrok i westchnął zrezygnowany
-Naprawdę... chcesz marnować swoje pieniądze na coś takiego?
-A odkąd to kupowanie czegoś dla mojego zajebistego szkieleciego przyjaciela jest marnowaniem forsy? - jego policzki zrobiły się lekko rumiane, choć nadal nie patrzył na Ciebie.
-N-nie będę ci potem nic winien, nawet jak zmienisz zdanie. To będzie twoja wina, sama wyrzucisz w błogo swoją forsę i nic nie dostaniesz.
-Dostanę zabawę! No i nie da się marnować pieniędzy jeżeli chodzi o komputery i gry, to rzeczy pierwszej potrzeby. - tym razem siedział cicho. Wiedziałaś, że wygrałaś tę sprzeczkę. - Pozwól mi sobie kupić! Wiem, że chcesz! - wsadził ręce do kieszeni. Nadal się rumienił i nie patrzył na Ciebie
-D-dobrze! Chuj z tym! Ale nic ci potem nie będę winny. - uśmiechnęłaś się do niego czule, założyłaś płaszcz i wzięłaś torebkę. Chwilę potem wyszliście z mieszkania. Oboje weszliście do Twojego samochodu, już miałaś zacząć wycofywać auto z parkingu, kiedy zauważyłaś, że Sans czegoś nie zrobił...
-Uh... zapniesz pasy?
-Co... - popatrzył zmieszany. Wskazałaś na pasek na swojej piersi, aby wiedział o czym mówisz. - Oh.. - rozejrzał się i po chwili znalazł to czego szuka. Zapiął się.
-Łał... nie mogę uwierzyć, że nie jeździłeś w autach na tyle często, aby nie robić tego automatycznie.
-Nie mieliśmy drogi w Podziemiu
-Racja, ale jesteś już długo na powierzchni.
-Nie mogę prowadzić, pamiętasz? - zaczęłaś wyjeżdżać z parkingu – Tylko mi nie mów, że to twój pierwszy raz w samochodzie – Milczał wyraźnie zamyślony.
-Wojsko nas trochę powoziło. Ale nie mieli pasów.
-To wszystko?
-A kto zabierze na przejażdżkę potwora?
-Racja... - musisz przyznać, że to troszeczkę dziwne przyjaźnić się z kimś, kto nie wie jak poruszać się w świecie. Nie wiedział nawet jak się zapiąć. Całokształt jest taki nierealny..
-A po co to chujostwo? - wskazał na radio
-Muzyka. Wybierz co chcesz. - jak tylko te słowa opuściły usta, natychmiast pożałowałaś. Uśmiech Sansa się poszerzył i szybko zaczął ustawiać stację wyraźnie czegoś szukając – Cholera... mniejsza.. jedźmy w ciszy – chciałaś oszczędzić swój słuch.
-Nieee-eeee, za późno! Już zaproponowałaś! - znalazł metalową stację i zwiększył głośność. 
-NIE! Czacho NIE! - musiałaś krzyczeć, aby przedrzeć się przez muzykę. To się dzieje, kiedy w aucie masz dobre głośniki
-CZACHO TAK! - odkrzyczał zadowolony. Ręką próbowałaś przyciszyć, lecz jak tylko Ci się to udało, Sans natychmiast znowu zmieniał głośność. - Skup się na drodze... Panienko
-NIC NIE SŁYSZĘ!
-Hehehehehe i o to chodzi
-CZACHO MUSZĘ PRZYNAJMNIEJ SŁYSZEĆ SAMOCHÓD!
-CO?
-POWIEDZIAŁAM, ŻE MUSZE SŁYSZEĆ SAMOCHÓD! - muzyka ryczała w głośnikach do czasu, aż nie zatrzymaliście się na światłach, próbowałaś ręką ściszyć, lecz Sans z Tobą walczył. - Za głośno! - warknęłaś
-Jest dobrze jak jest!
-Nic nie słyszę!
-Przywyknij człowieku – jego kościste ręce nie były miłe jeżeli chodzi o przepychanki. Musiałaś też uważać na jego szpony. Ostatecznie, udało Ci się przyciszyć troszeczkę. Zablokowałaś przyciski, tak aby nic nie zmienił. Popatrzyłaś na niego.
-Nie prowadzę kiedy jest tak głośno. - Sans śmiał się.
-Hehehe, no weź, nie umiesz się bawić?
-Może to lecieć, ale nie głośniej
-Tsk... skąpiradło
-Kupuję ci komputer! Jak mogę być skąpiradłem?
-Zielone – pokazał na światła. Natychmiast ruszyłaś. Dodałaś gazu może troszeczkę bardziej niż chciałaś i aż zakołysało pojazdem. Sans natychmiast chwycił za radio.
-Nawet nie próbuj! - ostrzegłaś. Udało mu się odblokować przyciski i przystawił szpony do pokrętła od głośności.
-A co zrobisz aby mnie powstrzymać?
-A co cię powstrzyma?
-Heh, jesteś przypięta tymi głupimi pasami, więc mnie nie przytulisz. No i musisz prowadzić
-Ale niedługo będziemy na miejscu.
-To znaczy, że... - przekręcił delikatnie palec - … cieszmy się czasem, jaki nam został – przekręcił pokrętło do samego końca
-JESTEŚ TRUPEM CZACHO!
-NIE, JESTEM SZKIELETEM! - Zaparkowałaś na parkingu przed Muffet's, w akompaniamencie głośnej, hałaśliwej muzyki knułaś plan, jak ukarać małego kościotrupa. Jak tylko auto się zatrzymało pierwszym co zrobiłaś, to odpięłaś pasy. Kiedy to zrobiłaś, teleportował się tak, abyś nie mogła go dotknąć. Otworzyłaś auto i rozejrzałaś się dookoła. Oby nie wrócił do domu. Będziesz się o wiele mniej pilnować, jeżeli nie będzie tutaj jego kościstej dupy. Nagle przypomniałaś sobie po co w ogóle go ze sobą wzięłaś.
-A więc zapytam Muffet o szczegóły! - krzyknęłaś na parkingu – Ciekawe jakie zboczone tajemnice ukrywasz!
-NAWET KURWA NIE PRÓBUJ! - usłyszałaś za swoimi plecami. Odwróciłaś się, stał na dachu jednego z budynków. Uśmiechnęłaś się.
-To narka Czacho! - krzyknęłaś i tanecznym krokiem zaczęłaś iść w stronę cukierni.
-STÓJ! CHOLERA! Już idę! - pojawił się za Tobą prawie wpadając na szklane drzwi.
-Eh? A co to? Myślałam, że uciekłeś! - śmiałaś się będąc już w środku. Było pusto, jesteś w samą porę po porannym wysypie klientów i przed południowymi. Przy kasie siedział mały i puchaty pająk. - Czy.. uh... jest Muffet? - zapytałaś nie będąc pewną, czy zrozumie. Zamachał łapkami. Sans schował się za Tobą. Z tego co zauważyłaś, był czujny. Schował czaszkę pod kapturem i czułaś buzującą od niego magię. - Nie zje cie, spokojnie – szepnęłaś.
-Ahuhuhu, Szaraczku, nie bądź głupia. Kogo miałabym zje... - wyszła z zaplecza i zamarła kiedy dostrzegła Sansa. Czułaś jego strach. - Co on tutaj robi?! - wskazała na niego – Szaraczku, czy on ci się naprzykrza? Musi ci się naprzykrzać. To skończony zboczeniec. Nie martw się, dopilnuje, że zniknie zaraz. - pstryknęła palcami i tysiące małych pająków oplotły nogi Sansa.
-Zaraz, Muffet, nie po to tutaj jestem – zaprotestowałaś.
-K-kurwa! - próbował się wyrwać, ale pająki zdążyły zapleść nić dookoła jego stóp, mijając buty, skarpetki i kręcąc się po jego nogach.
-Muffet! Jest dobrze! Przyszedł dziś ze mną – pajęczyca popatrzyła na Ciebie, znowu pstryknęła palcami. Pająki natychmiast się zatrzymały, kilka zeskoczyło z nóg potwora. Sans natychmiast próbował pozbyć się pajęczyny.
-Oh, Szaraczku, powinnaś mówić tak od razu! … Naprawdę nie sprawia ci kłopotów? - pochyliła się z uśmiechem ukazując niewielkie kły. Sans odtrącił pająka spomiędzy swoich kolan – Nie dokuczaj im! - krzyknęła. Przestał natychmiast.
-Nie... Właściwie, to teraz mój przyjaciel
-Ahuhuhu... kochana, zawsze byłaś taka zabawna – zalała się śmiechem – Przyjaźń z tym paskudnym zboczonym jednopunktowcem.. - śmiała się głośno i mocno, póki nie spojrzała w Twoje oczy – Ty... nie żartujesz... Ojej...
-Nie – odparłaś z uśmiechem
-SANS! CO ZROBIŁEŚ MOJEMU CZŁOWIEKOWI? - krzyczała przenosząc wzrok na niego
-Nic! Przysięgam! - odkrzyczał – To ona ciągle mi zawraca dupę! - Muffet popatrzyła na Ciebie
-To prawda. - szczerzyłaś się dumnie.
-Ugh... Szaraczku, nie powinnaś przyjaźnić się z tym padalcem
-Huh? Dlaczego nie?
-B-bo to Sans!
-Coś z nim nie tak? - zapytałaś ciekawa.
-To obrzydliwy, zboczony, dziwak, który wykorzystuje brata jako tarczę za którą się chowa za każdym razem, kiedy ktoś przyłapie go na robieniu obleśnych rzeczy!
-Łoooooh, zaraz – popatrzyłaś na swojego kościstego ziomka – Czacho, byłeś obrzydliwym, zboczonym dziwakiem przez ten cały czas i nic mi nie powiedziałeś?
-N-nic nie zrobiłem!
-Hahaha... a przez ten cały czas myślałam, że jestem sama – śmiałaś się – Cóż... Zgaduję, że chodzi o skarpetki – rzuciłaś cicho, bardziej do siebie. Sans pocił się bardzo mocno, próbował ostrożnie podnieść nogę. Dobrze, może i w Podziemiu miał łatkę zboczonego, ale tutaj nic takiego nie robi. Musiał przecież jakoś się pokazać u Grillbiego, a tak było najłatwiej. No i nie jest przecież zainteresowany ludźmi. A nawet jeżeli, jesteś ostatnią osobą, na którą zwróciłby uwagę. Ostatnią! Nie przypuszczał też, że ta jedna drobnostka o którą poprosił Muffet przerodzi się w takie coś! Nie wiedział kto siedział za tymi wielkimi drzwiami w środku lasu. Nie chciał zdjęcia czy coś. Po prostu chciał wiedzieć, jak ona wygląda... - Mniejsza, Muffet... Złożyłam obietnicę, że spłacę jego dług. - Popatrzyła na Sansa.
-Tsk... zdobył przyjaciele i pierwsze co robi to wykorzystuje go do posprzątania po sobie syfu. Typowy Sans – skrzyżowała parę ramion.
-Cóż... właściwie zmusiłam go, aby coś dla mnie za to zrobił, więc nic za darmo.
-Szaraczku... Muszę ci coś powiedzieć – pochyliła się – Jeżeli chcesz niewolnika, Sans to najgorsza opcja. On nie umie nawet dokładnie sprzątać.
-Hahaha, o … nie. O co to to nie – śmiałaś się – Zaufaj. Raz już mu pomagałam sprzątać. Nie. Jest wolontariuszem w Nawiedzonym Domu ze mną – zadrżała zerkając za Ciebie
-Naprawdę... on.... wolontariuszem? Masz świadomość, że jest w stanie usnąć wszędzie i w każdej pozycji? Wiesz, że w każdej pracy jakiej się podjął drzemał?
-Heh, zauważyłam, wczoraj mu się odpłynęło. Ale to nic, mi to nie przeszkadza. Wiesz, że.. - Sans zerkał między Tobą a Muffet starając się ukryć przerażenie. Kurwa mać. Po chuj się zgodził przychodzić tutaj z Tobą. Pieprzone dwie wariatki gadają o nim, a on może stać i słuchać. Dwie najgorsze kobiety na świecie robią sobie teraz z niego jaja, podczas kiedy on jest związany pajęczynami! Gorzej być już może tylko w przypadku, gdyby zawitała tutaj Undyne. To byłyby już trzy wariatki. I w tym momencie odezwał się dzwoneczek nad drzwiami
-Siema ŚMIECIE! Przybyłam zeżreć ciacho! Obyś miała coś... - Sans przekręcił wzrok w stronę źródła krzyku. Jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz, kiedy zdał sobie sprawę kto to jest. Po chuja o tym mówił! Wykrakał! Undyne przestała mówić, kiedy zobaczyła kto jest jeszcze w sklepie. - Niech mnie w kij zwiążą i po plecach podrapią, toż to SANS! Hah, a ja myślałam, że boisz się tego miejsca! - Świat Cię nienawidzi Sans.. To wyjaśnia, dlaczego tak się teraz dzieje. Świat chce zniszczyć doszczętnie Twoją zrujnowaną psychikę i zmusić Cię do popełnienia społecznego samobójstwa. To jedyne pierdolone wyjaśnienie tego kurestwa co się właśnie dzieje. Próbował schować się pod kapturem, pogodzony z faktem, że nie może uciec. - Hahah, już go związałaś z tego co widzę. Typowy Sans. Pomogę ci z tym – Undyne chwyciła potwora na wysokości piersi i zaczęła podnosić.
-Przestań! Nie doty... - próbował się wyrwać z jej żelaznego uścisku. Pajęczyna była silna, lecz nic nie dało się porównać z siłą jej mięśni, w chwilę został oderwany od podłoża.
-Ahuhuhu Undyne, skarbie, powinnaś go tam zostawić. Nie chcę, aby pałętał się po moim sklepie
-Oj no weź Muffet, nie pozwolę ci za bardzo dokuczać braciszkowi Papyrusa – Undyne podeszła do lady. Popatrzyła na Ciebie nadal trzymając Sansa za ramiona na wysokości swojej talii. Raaany, wielka ta rybcia. Więc to jest Undyne, drugi kapitan Gwardii Królewskiej i przyjaciółka Papyrusa. Jeżeli miałabyś ją opisać to stwierdzenie ludzka ryba najlepiej pasuje. Umięśniona ludzka ryba. Rany, te bicepsy to cudo. Miała na sobie czarny podkoszulek i długie dżinsy z dziurami. Włosy w kolorze pięknej czerwieni związała w koński ogon. Skóra równie czadowa, połyskująca odcieniami błękitu i morskiej zieleni. Zerknęłaś w zwężoną źrenicę żółtego oka, drugie skrywała pod przepaską. Wykrzywiła się w uśmiechu, dostrzegłaś ostre zęby. Potwory naprawdę stanowią konkurencję dla Twoich kłów. - Masz coś do mnie człowieku? - Zapytała wyzywając Cię.
-Cóż... trzymasz mojego przyjaciela troszeczkę za mocno – odpowiedziałaś, nie bałaś się. Poza jego skwaszoną miną, nic mu nie było.
-Gahahaahaha! Co?! - popatrzyłaś na Sansa który próbował ukryć się w kurtce – Rany Sans! Marz przyjaciela! Gahahahaha, i to człowieka! Nie wierzę! Nie wierzę! - natychmiast zakochałaś się w tej głośnej kobiecie. Postanowiłaś się przedstawić.
-Nazywam się ____, wiele o tobie słyszałam – wyciągnęłaś rękę. Popatrzyła na Twoją dłoń nim powoli ją uścisnęła, był to mocny uścisk.
-Cóż... jesteś całkiem odważna.. Nikt wcześniej nie zaoferował mi pierwszy swojej ręki – mówiła nie puszczając jej – Kto o mnie gadał? Ta mała świnia? - Oparła Sansa o swoje biodro. Biedaczysko, wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię.
-Trochę, ale więcej Papsiu. - jej jedno oko zwęziło się.
-Oh... a więc też znasz Papyrusa. A to ci niespodzianka. Człowiek który nie ucieka przed starym, dobrym Papyrusem. Jak wysoka jesteś? Nigdy nie widziałam dziewczyny, która mogłaby mi patrzeć w oczy
-Guaaaah, kurwa mać, puść mnie pieprzona suko! - krzyczał Sans. Uśmiechnęła się w jego stronę, zaczęłaś się śmiać obserwując, jak próbuje się wyrwać.
-Nieee. Powisisz sobie jeszcze trochę. Papyrus byłby na mnie zły, gdybym pozwoliła zabić jego braciszka. Ej Muffet, nadal chcesz go zabić? - krzyknęła
-Ahuhuh, już nie, właśnie dyskutujemy na temat jego starego długu – uśmiechnęła się
-Rany Sans! Masz u niej dług? - Undyne śmiała się – Nie wierzę, że czegoś od niej chciałeś!
-Nie twój kurewski interes, odstaw mnie!
-Ahuhuhu, nie uwierzysz czego chciał, skończony zbok – Muffet pochyliła się na ladzie i uśmiechnęła zasłaniając usta jedną ze swoich dłoni. Undyne zmrużyła oczy.
-Oh...?
-Guaaaah! To tajemnica! Powiedziałaś, że nikomu nie powiesz!
-Ty powiedziałeś, że TY zapłacisz mi podwójnie za zachowanie milczenia Sans. A nie ktoś inny. A teraz jesteś, z człowiekiem który ma uregulować twój dług. A ja przez ten czas nie widziałam ani grosza od ciebie. - Undyne popatrzyła na Ciebie zaciekawiona, pochyliła się z uśmiechem.
-Dziewczyno, wydajesz się w porządku, więc powiem ci. Jeżeli chcesz niewolnika, Sans to najgorszy potwór jakiego mogłaś sobie wybrać
-Nie jestem jej pierdolonym niewolnikiem! - krzyknął głośno. Wewnętrznie umierałaś ze śmiechu. Starałaś się zachować nerwy, aby słuchać i rozmawiać z nimi. Serio, dlaczego myślą, że chcesz niewolnika? Robił to już kiedyś? To dlatego nie może uwierzyć, że kupisz mu komputer i nic nie chcesz?
-Sama nie wiem, wydaje się dobrym niewolnikiem – zachichotałaś – Mogłabym zrobić z nim wiele fajnych rzeczy.
-Co KURWA?! - krzyknął. Undyne wykrzywiła się w obrzydzeniu.
-Proszę nie mów mi, że chodzi o to o czym myślę
-NIE CHODZI! - wiercił się.
-Nie, o nie! Chodziło mi raczej o... mniejsza.
-Wybacz, on był wielkim zboczeńcem w Podziemiu. Wiesz, że Papyrus kazał mu nosić obrożę z jego imieniem i przewieszką? - Undyne uśmiechnęła się cwanie.
-Nie... co? Dlaczego? - popatrzyłaś na Sansa, chcąc zapytać go cicho dlaczego, lecz ten skrył się pod kapturem tak głęboko, że przez chwilę obawiałaś się iż już nigdy nie zobaczysz jego twarzy. Mogłaś jednak dostrzec znajomy rumieniec prześwitujący między futrem. - Myślał, że tak będzie bezpieczniejszy czy coś. Sans chodził w niej przez pierdolony miesiąc nim wyjaśniłam Papyrusowi co to znaczy kiedy robią to sobie dwie osoby. Nigdy nie widziałam, aby tak szybko uciekał z treningu.
-Phahaha, to najlepsza historia jaką słyszałam! - śmiałaś się.
-Wiem! Papyrus przez tydzień nie mógł spojrzeć mi w oko!
-Hahaha, cóż, nie chcę go tak wykorzystać. Jest wolontariuszem w Nawiedzonym Domu ze mną
-Wolontariuszem? Hah! Masz świadomość, że on wszędzie zasypia? To najgorszy pracownik jaki istnieje – śmiała się Undyne.
-Ahuhuhu już jej to mówiłam – rzuciła chichocząca Muffet
-Trudno usnąć w Nawiedzonym Domu. - choć drzemał na stojąco, nadal musiał trzymać się tego co ma robić.
-Więc... co to jest Nawiedzony Dom? - zapytała Undyne przyglądając Ci się uważnie.
-Nie twój zasrany interes – warknął Sans zwisając ze swojej pozycji, najwyraźniej zaakceptował swój los
-To okazyjna atrakcja otwierana z okazji Halloween – odpowiedziałaś. Undyne zerknęła na Sansa.
-Gaaahahahaha co?! Wsadzili cię do ZOO czy coś? Masz być strasznym potworem dla ludzi? Rany Sans! Myślałam, że masz więcej dumy!
-To nie to robię! - bronił się
-Więc co robisz?
-Hehehe, właściwie to można porównać to do ZOO gdzie jego zadaniem jest straszenie ludzi – śmiałaś się
-Nie pierdol głupot! - warknął zerkając na Ciebie.
-Dobra, dobra, więc nie chodzi o to – powiedziałaś – Wpadnij i sama się przekonaj. Właściwie... to poza potworami jakie z nami pracują, żaden do nas nie przyszedł w odwiedziny. To musi być ciekawe przestraszyć potwora.
-Nie zapraszaj jej kurwa! - Sans krzyczał będąc kompletnie przez was zignorowanym
-Huh... wydaje się ciekawe.. - Undyne myślała – Może... Zobaczę co takiego jest w tym strasznego – wyszczerzyła zęby w uśmiechu – Założę się, że to jakaś żenada.
-Ej... nie oceniaj póki nie zobaczysz – również się uśmiechałaś – Przestraszę cię!
-Heh, wyzwanie przyjęte
-To obietnica.
-Jeszcze zobaczymy! - W tym czasie Sans bardziej i bardziej próbował ukryć się w kapturze. Nie spodziewał się, że potwory mają odwiedzać Nawiedzony Dom. - Ej Muffet! Co to to zielone? - zapytała pokazując na ciastko
-Pączek z nadzieniem z zielonej herbaty – odpowiedziała.
-To coś... azjatyckiego?
-Z tego co wiem, to lubią zieloną herbatę.
-Daj mi całe pudełko!
-Już się robi – wyprostowała się i zadzwoniła dzwoneczkiem. Kilka małych, puchatych pająków przyszło z pudełkiem i zaczęło pakować zamówienie.
-W każdym razie, mówię poważnie o tym długu. Mam forsę więc mogę go spłacić. - Muffet westchnęła dając pudełko Undyne.
-Szaraczku... chyba.. mogę przenieść na ciebie to zadłużenie
-TAK! Cudownie! Dziękuję – klasnęłaś w dłonie. Westchnęła zerkając na Sansa.
-Bądź za to wdzięczny Sans. Zapłaci więcej niż ode mnie żądałeś. - w odpowiedzi skulił się bardziej
-Nom! - Undyne postawiła go obok Ciebie – Wygląda na to, że teraz jesteś własnością tego człowieka. Powodzenia Sans! Może następnym razem nie będziesz robił długów jakich nie spłacisz! - pomachała i skierowała się w stronę drzwi, lecz nim wyszła popatrzyła na Ciebie przez ramię – Oh i dziewczyno! Wydajesz się spoko. Upewnij się, że ten śmieć będzie żył. Ma tylko jedno HP – i z tymi słowami minęła próg.
-Pójdę po dokumenty – Muffet machnęła ręką. Kilka pająków zsunęło się z sufitu trzymając fioletową teczkę. Wzięła ją i zaczęła kartkować papiery. Kilka podpisała, kilka wyrzuciła i kilka podsunęła Ci pod nos. Czytałaś treść. Była dość zrozumiała, niespłacony dług przejdzie na twoje dzieci. Heh... jakie dzieci? I tak, żadnych nie będziesz mieć. Spłaty należy dokonać w walucie, złocie, albo dobrach, a suma to...
-S-Sto tysięcy?! Czacho, co kupiłeś za sto tysięcy?!
-Właściwie, dałam ci pięćdziesięcio-procentową zniżkę – zaznaczyła – Złoto jest o wiele bardziej wartościowe na Powierzchni. - Sans nie odpowiedział, nie podniósł też wzroku. Rumienił się pod kapturem. Wzruszyłaś ramionami i podpisałaś papierki prostując się, jak to zrobiłaś. Muffet podkładała je i pozwoliła zabrać swoim pająkom.
-Nie mam przy sobie takiej gotówki, mogę przynieść ci czek kiedy przyjdę następnym razem?
-Ahuhuhu, Szaraczku, nie ma problemu. Nie musisz się śpieszyć z zapłatą. W tym miesiącu cię nie ponaglę – Muffet jest bardzo poważna w tych tematach. Popatrzyła na Sansa. - Lepiej rób to co będzie chciała i dobrze się zajmij moim kochanym Szaraczkiem. Jest bardzo wrażliwa na słońce, wiesz...
-Tsk.. ta ta, to już wiem – warknął.
-I nie rób w jej stronę nic obleśnego... Szaraczku, proszę, uważaj przy nim – mówiła te słowa patrząc na Ciebie
-Nie jestem nią zainteresowany do kurwy nędzy!
-Nic mi nie będzie. To tylko słodki mały jednopunktowiec – poklepałaś go kilka razy po czaszce nim odtrącił Twoją rękę. Muffet popatrzyła na Ciebie z obrzydzeniem.
-Kochana.. masz pokręcone pojęcie słodkości
-Hahaha, może. No i … mogę coś kupić? Poproszę zdecydowanie truskawkowe donuty.... - nim skończyłaś mówić, już spakowała kilka. - Czacho, chcesz coś?
-Co? N-nie! N-nic! - znowu był dziwnie cicho.
-No weź, ja płacę
-Powiedziałem, że nie chcę nic z tych obrzyd... - Muffet dzieliła go niebezpiecznym spojrzeniem – ...liwie przepysznych słodyczy. - Hm, właściwie nie wiesz co lubi jeżeli chodzi o smakołyki. Może weźmiesz kilka różnych smaków i zobaczysz co mu zasmakuje?
-Wiesz... to daj mi te wiśniowe i czekoladowe i te jagodowe też. - wskazałaś kilka ciastek. Podała Ci torebkę wypełnioną słodkościami, ciepłą i pachnącą. To tak powinno smakować potworze jedzenie. Przepyszne. A nie trujące i pełne metalowych ćwieków. Podała Ci pakunek, stałaś na nią przez chwilę w oczekiwaniu. - A.. rachunek?
-Na koszt firmy Szaraczku... Dlaczego miałabym wystawiać ci rachunek kiedy dzięki tobie dług zostanie spłacony?
-Ale napracowałaś się przy nich, muszę ci zapłacić
-Nalegam – wzięłaś pakunek i przytaknęłaś, zapamiętując, że będziesz musiała dać jej jakiś prezent później. Może kiedy przyjdziesz spłacić zadłużenie następnym razem?
-To do potem – pomagałaś.
-Papa, Szaraczku – odmachała Ci – uważaj na siebie – otworzyłaś drzwi i wyszłaś ze sklepu. Cichy szkielet dreptał za Tobą.

Autor obrazka: Kaweii

Dust przygwoździł Lusta do ściany.


-Pamiętasz, że wisisz mi przysługę~


-T-tak pamiętam. - odpowiedział cicho Pink.


-Tak się składa, że mam na to idealny nastrój.


Lust próbował się wyrwać, ale magia Dust'a była silniejsza. Podszedł do ofiary szczerząc się.


-M-możemy to załatwić kiedy indziej? Mam napięty grafik... i ten...


-Cisza! - Wrzasnął uderzając Pinka w twarz. - W zamian za moją pomoc kilka miesięcy temu ty teraz spędzisz ze mną caaaały dzień~


Lust przełknął ślinę i przeszły go dreszcze gdy zobaczył jak jego "koledze" świeci oko. Dust to zauważył i uśmiechnął się szeroko.


-Nie martw się. Nie umrzesz~ - powiedział zmniejszając dystans.


Powoli tracił magię, więc stworzył kajdany przytwierdzone do ściany i przykuł do nich Pinka.


-24 godziny dobrej zabawy... - rozmyślał Dust teleportując się. Po chwili wrócił w dużą czarną skrzynią.


-Co tam masz? - spytał Lust patrząc się tam.


-Moje zabawki.


Wyjął z kufra mały nożyk oblizując jego ostrze. Pinka na ten widok ciarki przeszły. Dominujący podszedł do swojej ofiary i rozebrał ją.


-Hmmmm... jakby Ciebie podpisać... wolisz "brudny grzesznik" czy "mała dziwka"?


Pink milczał.


-Jak podobają Ci się obie ksywki to w porządku. - wzruszył ramionami.


Dust uklęknął przed Lustem z ostrzem w jego kierunku. Zrobił nacięcie na jego dziewiątym lewym żebrze, na co ten krzyknął, ale został stłumiony przez magię.


Zaczął głęboko ryć litery w jego kościach, a cieknąca ciurkiem krew była dowodem jego staranności. Wystrugał obie nazwy na dwóch żebrach po czym zwolnił magię kneblującą usta Pinkowi.


-T-to b-boli - wyjęczał Lust przez łzy.


-Mogłeś się nad tym zastanowić zawierając ze mną układ.


Dust zrzucił z siebie ubranie i podszedł jeszcze bliżej do więźnia. Polizał świeżą ranę delektując się smakiem krwi zmieszanej z magią. Gdy tamten stęknął z bólu od razu obudziła się jego erekcja.


-Heh... część drugą czas zacząć.


Rozchylił nogi Pinka i spojrzał mu w twarz, a malujące się na niej przerażenie bardzo go podniecało.


Wszedł gwałtownie od początku się poruszając w nieludzkim tempie. Gdy jego nowa zabawka krzyczała w niebogłosy on całkiem dobrze się bawił. Wyjął szpicrutę zza pleców i kilka razy uderzył dla własnej satysfakcji.


Lustowi ten czas wydawał się być wiecznością, ale Dust doszedł w nim po zaledwie pięciu minutach.


Jego psychopatyczny uśmieszek się powiększył i postanowił wrócić do tortur. Tym razem wziął młotek i gwiździe. Zaczął od przebicia piszczeli, potem kości udowych aby idąc w górę zakończyć na czaszce.


Niby bawił się przednio patrząc na czyjeś cierpienie, ale nadal mu czegoś brakowało. Postanowił przelecieć go jeszcze osiem razy za każdym razem w innej pozycji, ale to mu nie wystarczało.


Głęboko się zastanawiał nad tym co może mu dostarczyć wystarczającej radości na ten dzień. Nie zapominając o tym, że zbliża się zmierzch.


-Zostało jakieś 20 minut do końca dnia~ Ostatnia zabawa.


 Pink był zbyt wyczerpany i obolały, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale i tak słyszał.


Dust wyjął jego duszę ściskając ją w pięści. Pokazał kły nakłuwając ją szpilką. Na każdą nową ranę Lust reagował skręcając się z bólu.


Gdy liczba dziur po igłach przekroczyła 18 zaczęło iść pęknięcie łączące rany kłute w jedną linię.


-Połącz kropki. - zaśmiał się Dust ostatni raz wbijając szpilkę.


Jednak tego dusza Pinka już nie wytrzymała i pękła da dwie równe części, które z kolei podzieliły się na jeszcze mniejsze. W mniej niż 10 sekund cały Lust zmienił się w kupkę pyłu.


-Awww... mówiłem, że nie umrzesz? Żartowałem. - mruknął

Autor: Wichan








Autor: orphyis-art
Tłumaczenie: Ojro









Autor: fel-fisk
Tłumaczenie: Ojro






Autor: purplezombietigress
Tłumaczenie: Ojro






Autor: potoobrigham
Tłumaczenie: Melinda
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Categories

  • ► DeltaRune 43
  • ► Do czego warto fapać 7
  • ► EddsWorld 52
  • ► Głos Ludu 1
  • ► Hazbin Hotel 7
  • ► Helltaker 10
  • ► Helluva Boss 20
  • ► Inne gry 72
  • ► Inne komiksy 246
  • ► My Little Pony 68
  • ► Tajemnica prostoty 15
  • ► Undertale 2933
  • ► Zootopia 228
  • ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
  • ♥ Anime/Manga 41
  • ♥ Crushon.ai 1
  • ♥ Discord 56
  • ♥ Eventy 333
  • ♥ Handlarzowe gry 285
  • ♥ Komiksy 2727
  • ♥ Ogłoszenia 188
  • ♥ Oneshoot 170
  • ♥ Opowiadania 871
  • ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
  • ♥ Prace czytelników 39
  • ♥ Tłumaczenia 3107
  • ♥ Ukończone 1621
  • ♥ Yaoi/yuri 98
  • Audio 1
  • Blizny czasu [Time Scar] 11
  • Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
  • Cross x Dream 3
  • Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
  • DeeperDown 23
  • Deos Numbria 9
  • Endertale 10
  • Fallen Flowers 23
  • Gra w kości [The Skeleton Games] 54
  • Handplates 86
  • Hellsiblings 4
  • HorrorTale 34
  • Mendertale 9
  • Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
  • Mój martwy chłopak 16
  • My boo 43
  • Naprzeciw [Stand-in] 31
  • Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
  • nieTykalny 14
  • Ocalić Blitzo 17
  • Opiekun Ruin 14
  • Poniżej zera 2
  • Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
  • Projekt badawczy potwór 22
  • Słodkie Tajemnice 1
  • Springtrap i Deliah 33
  • SwapOut 10
  • Timetale 1
  • Uleczyć Blitzo 2
  • Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
  • Zagrajmy 12
  • Zapomniana Wytrwałość 4
  • ZombieTale 11

POPULAR POSTS

  • Und3rt8l3: S8n2 x F11sk x P86yrus [ by K8yl8-N8 - tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz I
  • Undertale: Sposób o jaki nikt nie prosił [The Crossover No One Asked For - tłumaczenie PL]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz II [+18]
  • Undertale: Sam na sam z Sansem [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ
  • Zootopia: Co inni pomyślą [Inter schminter - tłumaczenie PL] cz. IX
  • Zootopia: Pośpiech [Hustle - tłumaczenie PL] + 18
  • Undertale by Skele-Ton of Sin [tłumaczenie PL] [+18]
  • Zootopia: Gdy przyjdzie ochota to pies kota wyłomota [itch - tłumaczenie PL] +18
Obsługiwane przez usługę Blogger.

ARCHIWUM BLOGA

  • ▼  2025 (10)
    • ▼  kwietnia 2025 (1)
      • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSI...
    • ►  lutego 2025 (2)
    • ►  stycznia 2025 (7)
  • ►  2024 (3)
    • ►  grudnia 2024 (1)
    • ►  października 2024 (1)
    • ►  stycznia 2024 (1)
  • ►  2023 (26)
    • ►  listopada 2023 (2)
    • ►  października 2023 (1)
    • ►  sierpnia 2023 (1)
    • ►  lipca 2023 (1)
    • ►  czerwca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (2)
    • ►  kwietnia 2023 (1)
    • ►  marca 2023 (5)
    • ►  lutego 2023 (4)
    • ►  stycznia 2023 (7)
  • ►  2022 (36)
    • ►  grudnia 2022 (4)
    • ►  listopada 2022 (7)
    • ►  października 2022 (7)
    • ►  września 2022 (6)
    • ►  sierpnia 2022 (4)
    • ►  lipca 2022 (5)
    • ►  stycznia 2022 (3)
  • ►  2021 (119)
    • ►  grudnia 2021 (7)
    • ►  listopada 2021 (4)
    • ►  października 2021 (7)
    • ►  września 2021 (10)
    • ►  sierpnia 2021 (5)
    • ►  lipca 2021 (11)
    • ►  czerwca 2021 (5)
    • ►  maja 2021 (17)
    • ►  kwietnia 2021 (17)
    • ►  marca 2021 (14)
    • ►  lutego 2021 (13)
    • ►  stycznia 2021 (9)
  • ►  2020 (192)
    • ►  grudnia 2020 (7)
    • ►  listopada 2020 (11)
    • ►  października 2020 (29)
    • ►  września 2020 (26)
    • ►  sierpnia 2020 (6)
    • ►  lipca 2020 (21)
    • ►  czerwca 2020 (12)
    • ►  maja 2020 (2)
    • ►  kwietnia 2020 (26)
    • ►  marca 2020 (23)
    • ►  lutego 2020 (19)
    • ►  stycznia 2020 (10)
  • ►  2019 (412)
    • ►  grudnia 2019 (6)
    • ►  listopada 2019 (37)
    • ►  października 2019 (60)
    • ►  września 2019 (4)
    • ►  sierpnia 2019 (20)
    • ►  lipca 2019 (63)
    • ►  czerwca 2019 (48)
    • ►  maja 2019 (2)
    • ►  kwietnia 2019 (1)
    • ►  marca 2019 (19)
    • ►  lutego 2019 (23)
    • ►  stycznia 2019 (129)
  • ►  2018 (1142)
    • ►  grudnia 2018 (107)
    • ►  listopada 2018 (82)
    • ►  października 2018 (88)
    • ►  września 2018 (84)
    • ►  sierpnia 2018 (83)
    • ►  lipca 2018 (82)
    • ►  czerwca 2018 (61)
    • ►  maja 2018 (134)
    • ►  kwietnia 2018 (111)
    • ►  marca 2018 (121)
    • ►  lutego 2018 (78)
    • ►  stycznia 2018 (111)
  • ►  2017 (2190)
    • ►  grudnia 2017 (117)
    • ►  listopada 2017 (93)
    • ►  października 2017 (138)
    • ►  września 2017 (149)
    • ►  sierpnia 2017 (203)
    • ►  lipca 2017 (310)
    • ►  czerwca 2017 (195)
    • ►  maja 2017 (277)
    • ►  kwietnia 2017 (326)
    • ►  marca 2017 (146)
    • ►  lutego 2017 (108)
    • ►  stycznia 2017 (128)
  • ►  2016 (680)
    • ►  grudnia 2016 (134)
    • ►  listopada 2016 (179)
    • ►  października 2016 (99)
    • ►  września 2016 (134)
    • ►  sierpnia 2016 (50)
    • ►  lipca 2016 (60)
    • ►  czerwca 2016 (23)
    • ►  stycznia 2016 (1)
  • ►  2015 (33)
    • ►  grudnia 2015 (3)
    • ►  listopada 2015 (1)
    • ►  października 2015 (4)
    • ►  maja 2015 (4)
    • ►  kwietnia 2015 (8)
    • ►  marca 2015 (12)
    • ►  stycznia 2015 (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  grudnia 2014 (1)

Labels

Obserwatorzy

Copyright © Kinsley Theme. Designed by OddThemes