14 października 2017

Undertale: Gra w kości -Sklep Króliczka [The Skeleton Games - Lapine's Shop] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Sans jest w pracy, stoi tam gdzie zawsze przy kokpicie. Ochładza za pomocą wciskania odpowiedniego przycisku maszyny, kiedy te się przegrzewają. To nudna praca. Stoi godzinami robiąc to samo cały czas. Tylko kiedy maszyny stają, bo trzeba zmienić layout ma chwilę przerwy. To chujowa praca, ale przynajmniej jakaś. Sans potrzebuje roboty. Potwory może i wyszły z góry z kieszeniami wypełnionymi złotem, ale Sans nie wziął nic. Jakby mógł? Papyrus zarabiał pieniądze. Nie był w końcu Kapitanem Królewskiej Gwardii tak po prostu. Kiedy się wyprowadził, Sans nie pozwolił sobie wziąć nawet złamanego grosza. Zamiast tego, kiedy podjął decyzję o wyprowadzce musiał przełknąć swoją dumę i udać się do nowo otworzonego Biura Pracy dla Potworów. Tam, byli informowani o możliwościach, lecz tych też nie było za wiele. Mało kto chciał przyjąć potwory, biorąc pod uwagę ich często praktycznie zerowe przygotowanie do zawodu. Ludzie kierowali ich w miejsca odosobnione, starając się nie pokazywać ich ludziom, tak aby opuściły nie tylko ich przestrzeń ale i umysły. Sans wybrał taką pracę, która była najbardziej odizolowana aby zredukować praktycznie do zera kontakt fizyczny. Jeżeli będzie pracować, nie będzie dla nikogo obciążeniem. Wielka maszyna zatrzeszczała, chwycił za pokrętło. Jego dusza dzisiaj nie była spokojna. Ciągle odtwarzała na nowo to co wydarzyło się rano, a co ważniejsze, odtwarzała to co widział.
Człowiek przed nim. Rozebrany człowiek. Cóż... prawie rozebrany. T-to nie tak, że nie widział takiego. Ludzie nie kryją się ze zdjęciami samych siebie. To co zobaczył to nie jest nic wielkiego.. Ale, to nie zdjęcie, nie zdjęcie widział. No i to był ktoś, kogo zna. Tsk... potrząsnął czaszką. M-ma to gdzieś. To tylko jakieś dziwne paskudztwo jakie mają ludzkie samice na piersi aby miały czym wykarmić swoje potomstwo. Czym się tu przejmować? On się nie przejmuje. On tylko... nie akceptuje tego, że zobaczył Cię w ten sposób.
-Sans – No i … wyglądasz tylko jak głupi obciągnięty skórą stwór. Miękka i bezużyteczna. Bez pazurów, tylko kupa słabego, nieprzydatnego mięcha i tłuszczu. - Sans – No i te głupie wiszące balony nie są w ogóle interesujące! Kurwa, mogłabyś chodzić z nimi cały dzień przed nim i miałby to gdzieś. Zareagował tak tylko dlatego, bo go zaskoczyłaś i tego się nie spodziewał – Sans!
-Cz-czego?! - krzyknął odwracając czaszkę w stronę kierowniczki zmiany
-Masz przerwę – odpowiedziała unosząc brwi
-O-oh... - wyłączył maszynę i wyszedł z niej. Wzrokiem śledził jej ciało. Tsk... widzisz! W ogóle go to nie interesuje. To tylko zaskoczenie. Był zaskoczony bo jego sąsiadka wyglądała dziwacznie! Tak naprawdę to nie robi na nim żadnego wrażenia. No i to Ty się pierwsza zawstydziłaś. Nie zareagowałby gdybyś się tak nie zachowała i po prostu zaśmiała tak jak zawsze. To Twoja wina i Twojego głupiego zachowania, tak jakby zobaczył coś ważnego. Nie musiałaś się tak rumienić... Nagle szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Złoty ząb zabłyszczał. Właściwie.. to zabawne widzieć Cię w takim stanie. Nie często się wstydzisz, ale fajnie wiedzieć, że masz coś z czym nie czujesz się do końca dobrze. Możesz udawać silną ile chcesz, ale tak naprawdę jesteś tylko słabym jak dupa wołowa człowiekiem, kiedy tylko ściągniesz ubranka. Sans zaśmiał się cicho do swoich myśli, gdy przypomniał sobie wyraz Twojej twarzy. Teraz on się kurwa z Tobą będzie droczył
-Podoba ci się to co widzisz? - Zapytała kierowniczka wyrywając go z myśli, kiedy stanęła nagle przed nim krzyżując ręce na piersi.
-C-co? - dopiero teraz zrozumiał, że przez ten cały czas gapił się na jej piersi, natychmiast odwrócił wzrok – Ch-cholera... po prostu... myślałem
-Jasne, tylko myślałeś kochaniutki – uśmiechnęła się lekko odprowadzając go na pomieszczenia socjalne.
-N-naprawdę! - rumienił się bardziej i bardziej.
Skończyłaś poprawiać kilka linii kodu kiedy usłyszałaś kroki w mieszkaniu Sansa. Przynajmniej... tak ci się wydawało. Choć w sumie już na niego pora. Dzisiaj jest dziwnie cicho. Musisz go poprosić o przysługę, więc im szybciej wyjaśnisz zajście z poranka, tym lepiej. Chwyciłaś za telefon i czekałaś chwilę starając się obmyślić właściwy plan. Po chwili myślenia, westchnęłaś.. zadzwonisz i zobaczysz co z tego wyjdzie. Wybrałaś jego numer i poczekałaś. Usłyszałaś cichy dzwonek dobiegający zza ściany i ciche
-K-kurwa... - złapała Cię skrzynka głosowa. A no... oficjalnie Cię unika. Znowu westchnęłaś. No dalej Czacho... to nie było nic dziwnego. Poczułaś jak się rumienisz. Dobra... może i było, ale to nie powód aby nie odbierał telefonu! No i Ty i tak widziałaś co ma pod spodenkami. Czy to powstrzymało Cię przed rozmową z nim? Nie. Postanowiłaś do niego napisać. Może tak będzie mu łatwiej.
Sans poczuł wibracje w kieszeni. Próbował być cicho jak wrócił do domu, ale chyba go i tak usłyszałaś. Wyciągnął telefon i patrzył się wkurwiony na wiadomość

NowyKontakt3: Unikasz mnie?

Co pokurwiło tę kobietę? I nie! N-nie unika Cię.. on tylko... m-ma inne rzeczy do robienia. Stał chwilę i już miał chować telefon kiedy dostał kolejną

NowyKontakt3: Nie unikaj mnie, to głupie.

Nie unika Cię! Kurwa mać! On musi... musi coś załatwić, coś co nie ma z Tobą nic wspólnego! Ma gdzieś to co się stało wcześniej! Sans udał się w stronę lodówki, zajrzał do środka szukając czegoś do jedzenia. Nie ma wiele. Może powinien iść na zakupy? Heh... widzisz? Ma coś do załatwienia. Musi iść kupić żarcie. Jego życie nie kręci się dookoła spotkań z Tobą! Kolejna wiadomość. Sans wywrócił oczami i ją przeczytał.

NowyKontakt3: Czacho, wiem że moje nagie ciało jest tak seksowne, że twój mózg wyparował, ale unikanie mnie nie poprawi sytuacji

Sans mocniej zacisnął palce na telefonie, jego magia zawirowała.
-MAM GDZIEŚ TWOJE PASKUDNE NAGIE LUDZKIE CIAŁO! - już stał w Twoim korytarzu – WIDZISZ?! NIE UNIKAM CIĘ KURWA MAĆ! SZCZĘŚLIWA?!
-O, cześć Czacho – uśmiechnęłaś się zadowolona siedząc na kanapie. Ledwo na Ciebie spojrzał i już rumienił się – Łał – Tego się nie spodziewałaś. Myślałaś, że w pracy mu przejdzie. A więc to znaczy, że jednak postrzega ludzi w …. Nie, nie ma mowy, racja? Twoja krótka spódniczka nie zrobiła na niego wrażenia. Dlaczego się rumieni.
-T-to nie ma nic...! Z-zamknij się! - warknął – T-to dlatego, że wyglądałaś jak debil! - schował twarz w futro.
-Jasne, jasne, łapię – odpowiedziałaś układając się wygodniej w kanapie.
-I przestań do mnie pisać! - rozkazał uspokajając się – Idę po żarcie, dobra?! Kurwa, nie unikam cię, mam tylko kurewsko dużo do roboty! - wyszczerzyłaś się złowieszczo
-O naprawdę?
-Tak! Więc daj mi spokój! - skrzyżował ręce. Szczerzyłaś się szerzej
-To cudownie. Też muszę iść kupić jedzenie – ręce Sansa opadły w zaskoczeniu
-Co?
-Muszę iść zrobić zakupy
-Więc idź sama! - znowu skrzyżował ręce
-Ale Czacho... - marudziłaś – Nigdy nie byłam w potworzym sklepie.
-A po chuj chcesz iść do potwo.. - przestał, zdając sobie sprawę o co chodzi – K-kurwa...
-A no, gotuję w sobotę, potworze potrawy – uśmiechałaś się. Sans wziął długi, głęboki wdech i powoli opuścił głowę, był wyraźnie wkurwiony
-I zmusisz mnie, abym cię tam zabrał, co? - westchnął zrezygnowany
-A nie możesz zrobić tego, bo się przyjaźnimy? - podniosłaś się z kanapy. Schował twarz za dłonią i znowu westchnął. - Będę się dobrze zachowywać – zrobiłaś największe, najbardziej błagalne oczy na jakie Cię było stać – Żadnych dziwnych komentarzy i jeżeli ktoś się zapyta, powiem, że tylko raz ze sobą spaliśmy.
-Nikomu tak nie mów! Kurwa mać! - warknął
-Wybacz... wybacz... Nic nie powiem! To był żart. Proszę, zabierz mnie do sklepu – klasnęłaś w dłonie złączając je w błagalnym geście. Sans westchnął trzeci raz.
-D-dobra. Mam to gdzieś
-Dziękuję!
-Ale tylko pod jednym warunkiem – patrzył na Ciebie poważnie
-Um.... dobra?
-Ani się kurwa waż mówić komukolwiek o tym co zaszło w zeszłą noc. NIGDY! Ani w sklepie. Ani Szefowi. Ani nikomu! - warknął patrząc Ci w oczy.
-Dobra, dobra, spokojnie, rozumiem – A więc nie obrócisz tego w żart.
-I skasuj to zdjęcie jakie zrobiłaś!
-Co? NIE! - krzyknęłaś natychmiast.
-A po chuj ci ono? Skasuj je!
-Nawet nie wiesz jak wygląda.
-I nie chcę, więc skasuj je!
-Czacho, nie! Wszystko, ale nie zdjęcia!
-Z-zrobiłaś ich więcej?!
-Nie! T-tylko jedno! I skasuje jedno i tylko jedno
-Pierdolisz! Skasuj je wszystkie!
-Czacho! Nie! Dlaczego chcesz mnie do tego zmusić?
-A po chuj ci zdjęcie mojej obrzydliwej mordy?
-Nie jest obrzydliwa, jest słodka! - Sans otworzył szerzej oczodoły w zaskoczeniu
-S-skasuj je w tej kurwa chwili!
-Obiecuję, że nigdy ich nigdzie nie wrzucę i nikomu nie pokażę!
-Nie wierzę! Jest obleśna.
-Nie jest! Masz! - Wyciągnęłaś telefon i pokazałaś zdjęcia – Choć spójrz!
-Nie chcę kurwa widzieć tego gówna!
-Jeżeli nie spojrzysz, nie skasuję ich!
-Nie chcę!
-Musisz, albo nie skasuję.
-Mówię, że kurwa nie chcę na nie patrzeć!
-Więc ich nie usunę.
-DOBRA! - krzyknął podchodząc do Ciebie. Siedziałaś na kanapie i pokazywałaś zdjęcie jak śpi na Twoim brzuchu. Natychmiast zrobił się czerwony jak tylko na nie spojrzał. Zaczęłaś chichotać. - S-skasuj w tej chwili! Co z tobą nie tak?! - warknął próbując chwycić za komórkę, ale natychmiast ją zabrałaś
-Nie! Zachowam je na wieczność!
-Po moim prochu! - przysunął się. Widząc, że zaraz będzie próbował go wyrwać, wsunęłaś go pod koszulkę. Jego twarz eksplodowała czerwienią. -N-nie możesz.. - zamachał wkurwiony szponami – K-kurwa mać! Nie wsadzaj tego tam!
-Huh? Niby gdzie?
-Wiesz gdzie! T-to k-kurwa... o-obrzydliwe!
-To tylko moja pierś Czacho. Myślałam, że masz to gdzieś
-Bo mam!
-Więc sam sobie wyjmij. - jego źrenice zrobiły się tam maleńkie, że prawie zniknęły. Pot pojawił się na czole kiedy się na Ciebie patrzył.
-...Co powiedziałaś? - zapytał niskim głosem
-Nie interesuje cię moje ludzkie ciało, tak? Skasuję, jeżeli sam je usuniesz. I żadnej magii – wyszczerzyłaś się. Cholera! Co Ty wygadujesz?! To zachodzi za daleko! Chciałaś go podroczyć tylko dlatego, że próbował Cię zmusić do skasowania ich! Przestań! To zachodzi za daleko!
-D-dobra! Z-zrobię to! - był cały czerwony
-W-więc to zrób! - Oboje się gapiliście. Ty siedziałaś na kanapie, on stał naprzeciw Ciebie. Mierzyliście się spojrzeniami. Powoli, wyciągnął rękę. Przysuwając ostre szpony w stronę Twojej piersi. Czułaś, jak się rumienisz jak tylko się przybliżał. Odwróciłaś wzrok. To zbyt dziwne.
-K-kurwa mać! N-nie rób się czerwona! - krzyknął
-N-nie robię! To ty wyglądasz jak choinkowa bombka! - Kiedy na niego znowu spojrzałaś, próbowałaś się nie śmiać. Jego twarz naprawdę tak wyglądała.
-T-to ty zachowujesz się jakby to coś kurwa znaczyło! To nie moja wina! - cofnął rękę – Nie zrobię tego, jeżeli będziesz robić taką minę! To kurewsko dziwne! - Westchnęłaś. To będzie dziwne dla waszej dwójki, jeżeli nie przestaniecie.
-Wiesz... N-nie musisz tego robić – sama wyciągnęłaś komórkę.
-Jasne, teraz skasuj to gówno – warknął starając się nie patrzeć, kiedy wyciągałaś telefon. Westchnęłaś i otworzyłaś galerię.
-Tylko.. jedno, Czacho.
-Nie!
-Pozwól mi zachować jedno. Naprawdę nikomu nie pokażę bez pozwolenia.
-Pieprzę to ile ich tam masz! Wszystkie są obrzydliwe!
-Nie są!
-Są!
-Nie jesteś obrzydliwy Czacho
-JESTEM! - Natychmiast przestałaś mówić, oboje się na siebie patrzyliście. Powoli, odwrócił wzrok przenosząc go na podłogę. Wsadził ręce do kieszeni i zrobiło się cicho.
-Nie jesteś obrzydliwy – powiedziałaś cicho – W ogóle
-Z-zamknij się. To co mówisz nie ma kurwa znaczenia – warknął nie podnosząc wzroku
-Ma. I mówię, że nie jesteś obrzydliwy.
-Odwal się. Nic nie widziałaś, więc nic nie wiesz
-Nie widziałam czego? - Sans wsadził głębiej ręce do kieszeni – Co jest takiego obrzydliwego w tobie, czego jeszcze nie widziałam?
-To... nic... - szepnął. Wstałaś powoli z kanapy stając obok niego.
-Bo jestem całkiem pewna, że widziałam już wszystko. Widziałam twój syf w mieszkaniu. Widziałam jak żresz obrzydliwe posiłki. Plujesz musztardą i chrapiesz podczas snu, pocisz się jak robotnik i wiem, że nie pierzesz tej kurtki dość często. Kłamałeś odnośnie tego, że śpisz z dziewczynami, właściwie ze wszystkim kłamiesz kumplom z baru, masz problem z alkoholem i prawdopodobnie zabijałeś ludzi. Więc? - popatrzyłaś na małego szkieleta – Co takiego, czego ponoć nie widziałam, mogłoby sprawić, że zacznę uważać cię za obrzydliwego? - Sans drżał przy każdym słowie. Nadal patrzył na ziemię, milczał kiedy mówiłaś. Słuchał jak prawda go uderzała. Westchnęłaś. Najwyraźniej jeszcze do niego nie przemówiłaś. Trzeba zastosować drastyczniejsze metody. Chwyciłaś go za koszulkę i podniosłaś, zmuszając aby na Ciebie patrzył. Otworzył szerzej oczodoły.
-P-puszczaj! C-co ty kurwa robisz?! - warknął chwytając za Twoją rękę. Drugią chwyciłaś go za twarz, przeszył go dreszcz.
-Nie jesteś obrzydliwy mały dupku! - krzyknęłaś mu w twarz. Sans zamrugał kilka razy zaskoczony
-Czy.. czy ty właśnie przeklęłaś? - zapytał z niedowierzaniem.
-Tak, bo mnie wkurzyłeś! Mówiąc, że to co myślę nie ma znaczenia. Ma! Więc przestań. Nie jesteś ani brzydli, ani obrzydliwy – zaczęłaś nim lekko trząść.
-D-dobra.. m-mniejsza! Odstaw mnie już kurwa!
-Nie! Nie póki tego nie powiesz.
-Czego?! Nie jestem obrzydliwy. Masz. Teraz mnie odstaw.
-To za mało! - zaczął się pocić gdy spojrzał w Twoje oczy.
-I nie jestem brzydki! Z-zadowolona? - próbował się wyrwać
-Nie. Musisz to powiedzieć.
-C-co?!
-Powiedz, że jesteś słodki – Na chwile jego oczodoły zrobiły się czarne.
-NIGDY! NIGDY tego nie powiem!
-Naprawdę...? - pot zaczął spływać po jego czaszce. Zaczęłaś go do siebie przyciągać przybliżając jego czaszkę do swojej twarzy – A więc najlepiej będzie jeżeli...
-JESTEM SŁODKI! JESTEM SŁODKI! - krzyknął nim cokolwiek zrobiłaś. Natychmiast go puściłaś i odskoczył do tyłu.



-Nie dałeś mi dokończyć – narzekałaś.
-Nie chcę wiedzieć popierdolona wariatko! - zaczął poprawiać swoją koszulę.
-Heh? A myślałam, że się mnie nie boisz.
-Bo się nie boję! Po prostu wiem, kiedy moja popierdolona sąsiadeczka będzie próbowała zrobić coś dziwnego – warknął, westchnęłaś, gapił się na Ciebie przez pokój
-Czacho... mówię poważniej. Nie ma nic obrzydliwego w tobie – spróbowałaś jeszcze raz.
-Tsk.. nie tobie o tym decydować więc.. z-zostaw mnie kurwa samego – skrzyżował ręce. Nadal na niego patrzyłaś. Był w gorącej wodzie kąpany. Jego mowa ciała mówiła wyraźnie, że się boi i broi. Nie trzeba więcej słów, aby go teraz opisać. Westchnęłaś zrezygnowana
-Dobra... skasuję.
-No kurwa w końcu! - Znowu wyciągnęłaś komórkę i weszłaś w galerię. Z głębokim żalem, zaczęłaś je kasować. Jedno po drugim. Otwierałaś i kasowałaś. Przyglądając, jak znikają z pamięci komputera.
-Ej, Czacho...? - zapytałaś cicho
-Czego?
-Błagam... tylko jedno.
-Nie!
-Proszę.
-Powiedziałem nie!
-Tylko jedno...
-Nie! - Skasowałaś już wszystkie, zostało jedno. Twoje ulubione. Przyjrzałaś mu się dobrze
-Tylko.. to jedno... proszę?
-Nie! Jest obrzydliwe! Po chuj je chcesz?
-Bo jesteś moim przyjacielem. Oczywiście, że chcę mieć zdjęcia jak jesteśmy razem. - odwrócił wzrok
-C-co do diabła.... to nie jest istotne. No i to kurewsko dziwne, że... ś-śpię na tobie – uśmiechnęłaś się
-No tak, najlepszą częścią bycia przyjaciółmi to robienie razem dziwnych rzeczy. Nie chcę tego skasować choć to dziwne. - Nie patrzył na Ciebie kiedy myślał – Proszę.. to jedno – błagałaś – Jest dla mnie ważne. - westchnął
-D-DOBRA! - ostatecznie się poddał
-Dziękuję!
-I ani się waż pokazywać tego gówna komukolwiek! - ostrzegł
-Nie pokażę! Obiecuję! - schowałaś telefon do kieszeni – No i przecież nie poszedłeś na mnie spać specjalnie. Byłeś zmęczony i moje miękkie ludzkie ciało było prawdopodobnie bardzo wygodne – Czerwień znowu wstąpiła na jego twarz
-N-nie jesteś w ogóle wygodna! Dawno tak źle nie spałem! N-no i dziwnie śmierdzisz! I-i wydajesz te dziwne dźwięki kiedy się kręcisz!
-E-ej! Nie prawda!
-Prawda!
-Ja przynajmniej nie zdzieram z innych ubrań kiedy ci śpią! - Więcej czerwieni na jego twarzy
-N-nie o to mi chodziło debilko!
-Więc co? Przez przypadek wbiłeś w moją koszulkę swoje pazury i rozdarłeś ją?
-T-to było... Nie chciałem zedrzeć z ciebie ubrań, ja tylko... l-lubię kiedy moje prześcieradło jest zrolowane. - odwrócił wzrok zawstydzony.
-Uh... dobra? - patrzyłaś jak chowa ręce do kieszeni
-Wiem! To dziwne! Zostaw mnie kurwa samego! - warknął. Papyrus zawsze na niego krzyczał kiedy to robił. Mówił, że tak robią tylko niecywilizowane kreatury.
-Właściwie.. to wydaje się wygodne. Coś jak burrito z łóżka? - rzuciłaś zamyślona
-Nie! Ja tylko.... r-robię z niego kulę kiedy śpię.. - wsunął ręce głębiej w kieszenie.
-To dziwne, ale nie aż tak dziwne – skomentowałaś, lekko zdenerwowana widząc jego skrępowanie z powodu takiej głupoty
-W-w każdym razie! - podniósł wzrok – Nie próbowałem zedrzeć z ciebie ubrania, więc zamknij się!
-Dobra, dobra, łapię. - Czerwień znowu wstąpiła na jego twarz kiedy zmierzył Cię wzrokiem, szybko go odwrócił.
-P-pośpiesz się kurwa i bądź gotowa – warknął starając się nie patrzeć na Ciebie jak go mijałaś
-Już się zbieram! - krzyknęłaś znikając w swojej sypialni.
Sans teleportował was na tyły budynku i natychmiast zabrałaś się za ustalanie swojego położenia. Znajdowaliście się przy śmietnikach, przy których leżało wiele kartonowych starych pudełek.
-Więc.. gdzie jesteśmy? - Nigdy nie pozwalałaś mu się zabierać tam, gdzie wcześniej sama nie byłaś. Czułaś się dziwnie będąc nie wiadomo gdzie.
-Blisko głównej ulicy w południowej części miasta – odpowiedział machając nogą wyraźnie poddenerwowany. Wyciągnęłaś telefon i sprawdziłaś na mapie. To takie dziwne uczucia.
-O! To stara część miasta! - skomentowałaś. Sans kopał nogą w powietrzu i czekał. Dziwne.. zazwyczaj nie jest tak cierpliwy. Schowałaś telefon do torby i popatrzyłaś na niego. - Prowadź mnie oh wspaniały Lordzie Szkielecie! - powiedziałaś szykując się do wyjścia zza budynków.
-S-stój! - krzyknął powstrzymując Cię. Odwróciłaś się w jego stronę
-Uh... tak?
-Ja... uh... - zamilkł, opuścił źrenice na ziemię. Zabrał rękę zdenerwowany i zaczął się nią drapać po głowie.
-Tak? - Zapytałaś po chwili czekania
-Wiesz... t-tylko kilka setek nas wyszło z góry po opadnięciu bariery – zaczął
-Tak, słyszałam że nie ma was wiele. Właściwie jesteście zagrożonym gatunkiem.
-T-to nie to... uh... n-nie to chcę powiedzieć.. - westchnął – Nie ma nas wiele.. więc wszyscy się znamy
-Um... to dobrze? - nie byłaś pewna o co mu chodzi.
-A to potworzy sklep więc... - drapał się dalej po czaszce
-No... Tam właśnie idziemy. - Znowu westchnął, opuścił rękę i schował ją do kieszeni. Nie podnosił wzroku.
-Wszyscy zobaczą mnie z …. cz-człowiekiem
-..Oh... - powoli zaczynałaś rozumieć. Sans martwił się, że pokaże się z Tobą publicznie. Szybko podniósł na Ciebie wzrok
-N-nie to chciałem powiedzieć... J-ja tylko.. - wiercił się nerwowo w miejscu szukając odpowiednich słów – N-nie przeszkadzasz mi, tylko... - położyłaś rękę na jego głowie i poklepałaś kilka razy
-Czacho, jeżeli chcesz abym pomogła ci utrzymać twoją maskę złego chłopczyka, wystarczyło tylko powiedzieć – odtrącił Twoją rękę rumieniąc się
-N-nie o to chodzi! I nie klep mnie jakbym był twoim pierdolonym zwierzakiem debilko!
-Heh, nie mogę uwierzyć, że wstydzisz się ze mną pokazywać
-Mówiłem, że nie o to chodzi!
-To nic. - choć w głębi czułaś się zraniona – Chciałam się z tobą pokazać, ale możemy wziąć osobne koszyki jeżeli nie chcesz ściągać na siebie uwagi
-Przestań pierdolić i posłuchaj mnie kretynko! - krzyknął próbując Ci przerwać. Natychmiast zamilkłaś i słuchałaś. Przyglądając się, jak początkowo nerwowo się wierci. Westchnął znowu.
-M-możesz po prostu... s-spróbować nie zrobić nic dziwnego? Nie będzie łatwo wyjaśnić po chuj przyprowadziłem ze sobą człowieka – Oh... a więc nie wstydzi się pokazywać z Tobą. Nie przeszkadzasz mu.
-Wiesz... obiecałam już, że będę grzeczna. Nie widzę żadnego problemu
-Tylko... pomyślałem, że powinnaś wiedzieć co może się stać, i abyś nie walnęła żadnej głupoty – zaczął iść. Poprawiłaś torbę i poszłaś za nim udając się na front budynku.
-Właśnie... co powinnam odpowiedzieć? Jeżeli ktoś zapyta?
-Nic. Powiedz, że to nie ich pierdolony interes.
-Więc, kiedy ktoś zapyta, co cię łączy z tym słodkim człowiekiem, powiedz mu, że to nie jego sprawa?
-N-nie zapytają o to! Kurwa mać! - warknął zdenerwowany
-Dobra... - zachichotałaś – Nie wiń mnie, kiedy tak się stanie i nie będziesz wiedział co powiedzieć. - Skręciliście i byliście przed budynkiem. Zauważyłaś, że na parkingu było tylko kilka samochodów, choć blisko znajdował się przystanek autobusowy na którym stało parę potworów z siatkami. Masz nadzieję, że niedługo będą mogli prowadzić auta. Podeszliście do pary rozsuwanych drzwi z czerwonym napisem „Sklep Króliczka” pod nim znajdowała się mniejsza notka „To samo co w starym Snowdin, ale teraz mamy więcej miejsca!” - Sklep Króliczka....? Więc... królika? - przeszliście przez drzwi. Pod ścianą było kilka wózków. Chwyciłaś za jeden.
-Prowadziła sklep w Snowdin, tutaj ma jednak więcej towaru
-Więc to jakby sklep z twojego rodzinnego miasteczka?
-Właściwie to tak – pchnęłaś wózek prze kolejną parę automatycznych drzwi i zajrzałaś pierwszy raz do środka sklepu. Kilka alejek wypełnionych regałami z półkami i ze dwa na tyłach. Na kilku kasach siedziały potwory. Właściwie to w środku było ich pełno. A dlaczego miałoby być inaczej? Prawie wszędzie potwory, na plakatach, obrazkach, zdjęciach. Nigdy w życiu nie byłaś tak zachwycona. Koścista dłoń chwyciła Cię za nadgarstek i pociągnęła do tyłu – Nie gap się jak debil na wszystko i idź – Sans gapił się ostrzegawczo na Ciebie.
-Czacho! Tutaj jest tak wiele potworów! - powiedziałaś podekscytowana pchając wózek
-Co ty kurwa nie powiesz. A teraz zamknij się i przestań się tak ekscytować debilko. To nie jest atrakcja turystyczna. Mamy dość głupich ludzi którzy przychodzą i traktują to miejsce jak jakieś pierdolone ZOO. Nie bądź jedną z nich.
-Dobra, dobra. - Próbowałaś się uspokoić, ale było trudno. Widziałaś produkty jakich nigdy wcześniej nie ujrzało Twoje oko. Tak, jakbyś wstąpiła do innego świata. Nie umiałaś powstrzymać radości.
-Masz pojęcie w ogóle czego szukasz? - Sans zaprowadził Cię do pierwszej alejki.
-Mmmm, tak jakby... Nie jestem pewna, co tutaj sprzedają, więc...
-Więc co kurwa chcesz zrobić?
-Właściwie, chcę się ciebie o coś zapytać. Żaden z was nie jest na coś uczulony?
-Tak, na wasze paskudne ludzkie jedzenie!
-Raczej chodziło mi... mmm... czy jest coś z potworzego jedzenia czego nie możecie jeść? - Sans myślał chwilę.
-Tylko na ludzkie rzeczy. Potworze jedzenie może i wygląda różnie, ale wszystko składa się z tego samego, więc nie ma znaczenia.
-Dobra, ale nie ma nic co ty albo twój brat byście nie lubili?
-Szef nie lubi tłustych rzeczy. A ja zjem wszystko póki nie smakuje jak gówno
-Hmmm no i lubisz musztardę – myślałaś na głos.
-On nie lubi kiedy ją piję – Sans po prostu się patrzył
-A więc co lubi? - zapytałaś przechodząc obok pierwszego regału
-Wszystko co ma makaron – odpowiedział – No i … nie przyznał nigdy, ale... lubi dinozaurze omlety
-Znaczy się omlety z jaj dinozaurów?
-T-tak – szepnął. Uniosłaś do góry brew. Popatrzyłaś na półkę wypełnioną napojami, o jakich nigdy nie słyszałaś. Różne kolory i kształty butelek. „Pot wspaniałego MTT, wypij piękno spływające po morderczym robocie!” No i zdjęcie Mettatona oblanego jakimś płynem, w dłoni dumnie dzierżył swoją piłę łańcuchową. Już miałaś wsadzić to do wózka, kiedy Sans Cię powstrzymał.
-Tego nie bierz. Smakuje jak olej silnikowy wymieszany ze śmieciami – ostrzegł
-Teraz mnie naprawdę zaciekawiłeś
-Nie wiń mnie kiedy zarzygasz swoją podłogę przez durną ciekawość – Powoli odstawiłaś butelkę. Nadal chciałaś spróbować tak wiele produktów jak się da.
-A to? - podniosłaś z regału „Morska Herbata w puszce”
-Tańsza jeżeli kupisz w zestawie. No i smakuje lepiej. W każdym razie, nie przyszłaś tutaj po coś innego?
-Tak.... ale chcę też spróbować innych rzeczy. Wyglądają ciekawie. - Sans westchnął, wiedział już że w tej chwili nie przemówi Ci do rozsądku. Wiedział, że taka będziesz. Najlepsze co możesz teraz robić to przemieszczać się po sklepie i powoli kończyć zakupy.
-Wiesz już czego chcesz? - Zapytał idąc z Tobą
-M-może... - Znowu westchnął.
-Streszczaj się. Nie zamierzam na ciebie czekać wieczność- Poszłaś za nim do kolejnej alejki. Tutaj były rzeczy do pieczenia. Minęłaś jednego potwora. Wielkiego niebieskiego królika z kilkoma kolczykami w obu uszach. W jego wózku było tylko mleko i cukier. Gapił się na was kiedy go mijaliście. Nie byłaś pewna, co znaczył wyraz na jego twarzy. Sans natomiast warknął nisko.
-Patrz się przed siebie Nice – ostrzegł niskim głosem. Króliczy potwór pchnął gwałtowniej swój koszyk i przyśpieszył kroku znikając za zakrętem.
-Nie musiałeś tego robić – szepnęłaś
-On też nie. - Dalej patrzyłaś na asortyment sklepowy kiedy coś zauważyłaś.
-Ej, Czacho?
-Tak?
-Co znaczy „poziom zawartości magii”? - pokazałaś na numerek z tyłu opakowania.
-Że to hybryda jedzenia. Numer to procentowa zawartość magii.
-To da się coś takiego zrobić?!
-Ta, w Podziemiu to było naprawdę drogie, bo trudno było o zdatne do spożycia produkty bez magii.
-Więc, możesz w całości to zjeść?
-Tylko siedemdziesiąt procent.
-CO?!
-Nie krzycz – warknął.
-Więc, co się stanie jak to zjesz? Część połkniesz, a część przez ciebie przeleci, czy co?
-A skąd mam kurwa wiedzieć? To ma siedemdziesiąt procent, wszystko co ma poniżej setki nie jest zdatne do spożycia dla mnie. - Zachichotałaś wyobrażając sobie jak część jedzenia przelatuje przez niego.
-A co znaczą te znaczki? - pokazałaś na obrazki z tyłu opakowania z mąką. Zauważyłaś je już na innych produktach. Jeden to była marchewka, a drugi bańki.
-Potworze jedzenie jest robione przez dwie rodziny. Vegitoidy prowadzą, robią zazwyczaj stuprocentowe magiczne jedzenie. Woshua te hybrydy.
-Huh...
-Oczywiście, każdy może spróbować zrobić swoje – Sans pokazał na jedno z opakowań – Widzisz? Tutaj jest inny znaczek, czyli że ktoś inny próbował to zrobić. Wiele potworów teraz się za to bierze odkąd wyszliśmy na powierzchnię. - Popatrzyłaś na symbol. Samolot? Może to jakiś rodzaj latającego potwora?
-Czacho! Powinieneś spróbować coś zrobić! Chcę zobaczyć – powiedziałaś nagle
-C-co? Nie! Nie jestem dobry w zielonych atakach! Zawsze pierdolę kiedy próbuję.
-I tak zjem!
-Kurwa nie. No i musisz się namęczyć jeżeli nie wiesz jak to się robi.
-Ale naprawdę chcę zobaczyć!
-A ja naprawdę chcę, abyś zrozumiała co znaczy słowo „nie” - Sans zaprowadził Cię w stronę tylnej alejki. Mleko i jajka na całej półce.
-Dobra, muszę o to zapytać. Jak robicie rzeczy takie jak jajka?
-Tak samo jak wszystko inne
-Ale … to są małe kurczaczki!
-No i?
-Więc mięso z twojego burgera też jest magiczne?
-Tak. Możesz zrobić wszystko z magii jeżeli tylko wiesz jak
-Więc to smakuje tak samo jak jajka i mogę robić z tego dokładnie to samo co z prawdziwych?
-Powinno zachowywać się jak prawdziwe jajka, do czasu aż do przełkniesz. - Chwyciłaś za jedno z opakowań. Marchewka. Stop procent magi. Sprawdziłaś, czy nie ma innych informacji, ale nie było.
-A czy to się psuje?
-Nie tak jak wasze jedzenie. Z potworzego powoli ulatnia się magiczna energia po jakimś czasie. Zwłaszcza jeżeli nie przechowujesz tego w odpowiedni sposób. Jeżeli straci magię zamienia się w fioletową masę i zaczyna gnić. Choć trzeba się namęczyć, aby się w to zamieniło.
-Hm.... - Wsadziłaś kolejne opakowanie do wózka.
-Wiesz już w końcu czego chcesz?
-Może... jeszcze chcę się rozejrzeć. - Udałaś się w stronę kolejnej alejki, dorzuciłaś makaron i kilka innych składników. Wliczając w to dwie ekstra duże butelki musztardy.
-Potrzebujesz jej tak dużo?
-Tak. Bo często do mnie wpadasz.
-Sam mogę kupić sobie żarcie.
-Ale ja kupuję je dla siebie – Wziął butelkę i wrzucił ją do swojej części wózka, Ty natomiast chwyciłaś za małą z sosem chili. Jak przyglądałaś się towarom, zauważyłaś że Sans lekko się pocił patrząc na dolną półkę. Po chwili chrząknął.
-Ja uh... muszę coś szybko załatwić – powiedział cicho.
-Daj mi chwilę, zaraz skończę – patrzyłaś na oznakowanie błyszczącego sosu.
-N-nie, jest dobrze. Sam pójdę po to – już się oddalał.
-Czacho, stój! - zawołałaś, ale już go nie było. Westchnęłaś i dalej patrzyłaś na produkty. Może to coś osobistego. Po chwili szukania zawróciłaś wózek i natrafiłaś na parę czerwonych ślepi.
-Cześć słodziutka – powiedział potwór przed Tobą. Wyszczerzył ostre zębiska w uśmiechu. - Widzę, że sama przyszłaś zrobić zakupy. Jesteś samotna, co? - Zamarłaś patrząc na różowego ptasiego potwora. Cholera jasna!
Share:

7 komentarzy:

  1. Jest! Kolejny rozdział ^^
    Tak się cieszę xd

    OdpowiedzUsuń
  2. ja to sobie tak czytam, zaskoczona tym jak sans cierpliwie odpowiada na niekończące się pytania, czytam zakończenie i moja reakcja : ła da faaaaak?!

    OdpowiedzUsuń
  3. YAY kolejny rozdział, wielkie dzięki Yumi :)
    A czytając to mnie coś naszło. "Jeżeli straci magię zamienia się w fioletową masę i zaczyna gnić" - Czy ten opis czegoś wam nie przypomina? Przykładowo wymiocin po zatruciu żarciem - nie pamiętam który rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jestem ciekawa co to się potoczy dalej. Łoooooooł. No po prostu łoł! Czy ten potwór na którego się natnelismy ma jakiś plan? Bo coś mi się zdaje że tak. I ten cały rumianku sans no po prostu awwww <3 wielkie dzięki za tłumaczenie Yumi jesteś cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  5. W IMIENIU WSZYSTKICH LUDZI NA ZIEMI , DZIĘKUJĘ!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE