15 października 2017

Opowiadanie: Od początku wiedziałem, że tej nocy umrę..

Jedynie kruki obserwowały całe zdarzenie. Siedziały cicho na drzewach, jak gdyby same się Go wtedy bały. Obserwowały nas swoimi ciemnymi oczami, przelatując jedynie z gałęzi na gałęzie. Nawet gwiazdy odmówiły wtedy kontaktu z nami, bezpiecznie schowane za chmurami pośród ciemnego nieba. Całą polanę oświetlał jedynie księżyc, niczym aktorów na scenie, a naszą widownią była wtedy śmierć. I chociaż ja jej nie widziałem, jestem pewien że ukryła się w Jego oczach. Wiem, że nie minęła nawet sekunda kiedy mężczyzna mnie obezwładnił i rzucił na ziemię niczym szmacianą lalkę. Nie zdążyłem nawet mrugnąć kiedy Jego ciało przygniotło moje w taki sposób, iż nie byłem w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Czułem ból w kręgosłupie i zimny nóż na szyi. Popełniłem ogromny błąd, nigdy nie powinienem się tam znaleźć. Nigdy nie sądziłem, że pomylę motyla z wężem. Bałem się, miałem łzy w oczach. "Wąż" wydawał się nie myśleć o niczym. Kiedy na mojej szyi zaczynały pojawiać się pierwsze kropelki krwi, byłem pewien, że to właśnie ten potwór będzie ostatnim kogo zobaczę. Jednak wtedy On zrobił coś, czego nie spodziewałyby się nawet gwiazdy. Uśmiechnął się okropnie po czym cicho i ochryple powiedział.
- Chciałbyś poznać moją historię?
Starałem się, cholernie się starałem, a jednak nie byłem w stanie wydusić nawet słowa. Wpatrywałem się w niego jedynie, nie wiedząc co mam robić. Strach sparaliżował mnie tak bardzo, że choćbym chciał, nie byłem w stanie ruszyć nawet palcem. On czekał, a ja milczałem. Wpatrywałem się w jego oczy, starając się znaleźć w nich jakieś emocje, choćby najmniejsze, niestety daremnie.
- Co się stało? Czyżbyś się bał?
Wiedział że tak, moje ciało drżało, musiał to czuć. Droczył się ze mną, bawił, niczym kot zdobyczą, a ja mogłem jedynie mu na to pozwalać. Poczułem więcej krwi oraz łzy napływające mi do oczu. Nie chciałem płakać, ale czy mogłem zrobić coś innego? Księżyc zniknął za chmurami przez co chociaż na chwilę przestałem widzieć jego oczy wpatrzone we mnie. Kiedy cisza powoli zaczynała mnie ogłuszać, a ciemność oślepiać postanowił unicestwić obydwa. Poczułem jak do moich płuc napływa więcej powietrza. Zabójca zszedł ze mnie po czym usiadł na kamieniu tuż obok i odpalając papierosa wypuścił głośno powietrze. Pomyślałem że mógłbym to wykorzystać, jednak mężczyzna najprawdopodobniej znów by mnie złapał. Nie było sensu się ruszać, mogłem jedynie dalej grać w jego gierkę.
- Nie jesteś zbyt rozmowny wiesz?
Co mogłem powiedzieć? Co miałem powiedzieć?
- Nie bój się, nie jestem potworem.
Uśmiechnął się, był potworem. Chciałem coś powiedzieć, jednak z moich ust wydobył się jedynie bełkot.
- Nie zrozumiałem, musisz mówić wyraźnie.
Przełknąłem ślinę i zamknąłem oczy.
- Dlaczego mnie nie zabijesz?
Mój głos się załamywał, do tego słowa wypowiedziałem tak cicho iż byłem prawie pewny że ich nie usłyszał.
- Dlaczego pytasz...
Polana po roz kolejny utonęła w blasku księżyca, a jego oczy, błyszczały niczym gwiazdy.
- Ponieważ tak jest zabawniej wiesz?
- Zabawniej...?
Po chwili usłyszałem swój własny szloch.
- Robisz to wszystko dla zabawy...? Jak śmiesz mówić, że nie jesteś potworem...
- Każdy potwór był kiedyś tylko człowiekiem wiesz?
Milczałem, nie chciałem tego. Nie chciałem tam być, patrzeć na niego, nie chciałem płakać, ale chciałem żyć.
- Co dało ci prawo do decydowania o czyjejś śmierci?
- Bezprawie.
Memu płaczu zaczął towarzyszyć cichy śmiech.
- Nie masz nic na swoją obronę?
- Dokładnie. Mam tylko nóż, i wspomnienia, chociaż dla niektórych to i tak już wiele.
- Dlaczego... zabijasz?
Z każdym zdaniem bałem się go coraz bardziej, mimo to nie bałem się zadawać kolejnych pytań. Nie chciałem umierać. Jeden z przysłuchujących się nam do tej pory ptaków zlecił z gałęzi po czym usiadł na trawie bardzo blisko mężczyzny wydziobując coś z pomiędzy listków. Nie bał się go. Był tak głupi, że w pewnym momencie znalazł się parę centymetrów od dłoni wciąż trzymającej nóż. Myślałem, że go zabije jednak ten potwór  wpatrywał się jedynie w ptaka bez emocji.
- Zawsze lubiłem kruki. Białe gołębie kojarzą nam się z czymś dobrym, a kruki? Czym zasłużyły sobie na taką złą sławę, przecież to tylko ptaki, tak samo jak każde inne. Nie sądzisz?
- Dlaczego mnie nie zabijesz...?
- Powtarzasz się.
- Nie potrafię tego pojąć. Zawsze przed morderstwem urządzasz sobie pogawędki ze swoją ofiarą?
- Nie. Jesteś drugim z którym rozmawiam.
Czyli jednak chciał mnie zabić. To zdanie sprawiło, że zamarzłem. Znów nie mogłem się ruszyć, jednak nie przestawałem mówić.
- Kto był pierwszy?
Moje ubrania i włosy zaczął targać delikatny letni wiatr. On wydawał się być oderwany od świata, był tam, a jak gdyby w ogóle go nie było. Nawet wiatr go nie zauważył. Milczał. Pewnym ruchem wbił swój nóż w ziemię tuż obok ptaka sprawiając, że ten szybko wrócił na suchą gałąź.
- Mój ojciec.
Powiedział ostro głosem pozbawionym skruchy. Wiedziałem, że go rozwścieczyłem. Wiedziałem, że umrę. W głowie pojawiło się mnóstwo pytań, jednak bałem się którekolwiek zadać. Bałem się śmierci. Naprawdę myślałem, że za chwilę wyciągnie z ziemi nóż i wybije mi go w brzuch, jednak zrobił coś czego nie przewidziałbym nigdy. Spojrzał na mnie łagodnie i uśmiechnął się słabo. Wyglądał wtedy zadziwiająco niegroźne, chyba po prostu chciał mnie uspokoić, kiedy zobaczył że po raz kolejny oblewa mnie zimny pot.
- Dlaczego..?
- Morderca wychował mordercę, czego tu oczekiwać.
- Był taki jak ty?
- Nie, ja jestem gorszy.
Jego łagodny uśmiech zaostrzył się szybko przypominając jego broń.
- Wiesz, przypominasz mi kogoś kogo kiedyś znałem.
Z jego twarzy szybko zniknął uśmiech który zastąpił grymas rozpaczy. Nie wiedziałem co mam zrobić, wyglądał na smutnego, załamanego. Był mordercą, myślałem że nie posiada emocji. W dalszym ciągu byłem przerażony. Ukryłem drżące dłonie w kieszeniach bluzy i zacisnąłem zęby. Księżyc wciąż służył nam za światło, zza chmur zobaczyłem jedną jasną i smutnie migającą gwiazdę, wyglądała jakby płakała. Pierwszy raz odkąd go zobaczyłem uwierzyłem, że naprawdę jest człowiekiem. Czułem jak mijają godziny, które tak naprawdę były jedynie sekundami.
- Kogo ci przypominam?
Zapytałem ukrywając swój strach.
- Osobę która już od dawna nie żyje... mojego brata.
Wiedziałem, że chciał ze mną porozmawiać, wiedziałem że tego właśnie potrzebował, postanowiłem przejąć pałeczkę w jego grze, postanowiłem grać za niego.
- jak umarł?
- został zamordowany.
- Przez kogo?
Bałem się pytać, chociaż z każdą odpowiedzią coraz bardziej widziałem w nim człowieka.
- Przez... mojego ojca...
Ta jedyna błyszcząca smutkiem gwiazda nagle pojawiła się w jego oczach, by później szybko spłynąć po policzkach i wylądować na zimnym kamieniu. Przestałem się bać, nie chciałem umrzeć i właśnie dlatego w moich oczach nie było już łez i właśnie dlatego pojawiły się w jego oczach. Wszystko powoli zaczynało się układać i chociaż księżyc nie zniżył się nawet o centymetr czułem, że potworów już z nami nie ma, zostały zniszczone, przeze mnie i jego łzy.
- Czy wtedy Tobą kierowało? Zemsta? Smutek? Ból?
Z każdym słowem gwiazdy szybko spadały na ziemię by rozbić się na zimnym kamieniu, jednak to nie był czas na życzenia.
- Wszystkiego po trochu, lecz jedyne co teraz najbardziej przychodzi mi do głowy to chyba instynkt. Ojciec nas nienawidził, twierdził że zniszczyliśmy mu życie, chociaż głównie obwiniał za to mnie. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
Nie czekał na moją odpowiedź.
- Że mój brat nic mu nie zrobił, nikomu nigdy nic nie zrobił.
- Więc czemu go zabił?
Stąpałem po cienkim lodzie i wciąż lekko bałem się, że ten w każdej chwili może pode mną pęknąć.
- Chciał żebym cierpiał. To była głupia gra. Zabiłem jego żonę, kogoś kogo kochał najbardziej, dlatego on również zabił kogoś kogo kochałem. Powinienem był wtedy umrzeć, lecz kiedy spojrzałem na jego ciało, leżące bezwładnie na ziemi... Wciąż miał na sobie łzy oraz strach.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć, nie wiedziałem co mam zrobić.
- Nigdy nie chciałem zabić mojej matki, nigdy tego nie chciałem, nigdy nie chciałem być tym kim jestem, dlatego też nigdy nie powinienem się urodzić.
Od tamtego momentu wiedziałem, że był aniołem od samego początku skazanym na upadek. Niestety upadek był zbyt mocny, przez co połamał mu skrzydła i pobrudził go krwią. Nie miałem pojęcia co mną wtedy kierowało, może było to współczucie, może smutek, lecz to nie miało wtedy najmniejszego znaczenia. Chyba po prostu chociaż przez chwilę chciałem być tym dobrym, by zaraz później grać tego złego. Spokojnie podniosłem się z ziemi po czym podałem mu lekko pomiętą chustkę wcześniej wyciągniętą z kieszeni. Kiedy na mnie spojrzał wyglądał żałośnie. Szybko otarł swoje łzy by później oddać mi chustkę i na ułamek sekundy uśmiechnąć się wdzięcznie. W tamtym momencie był gorszy od potwora, ponieważ potwór nigdy nie sprawiłby, że zrobię to co za chwilę miało miejsce.
- Dlatego Cię ścigają prawda? Dlatego mają Cię za mordercę?
Przytaknął jedynie głową.
- Pewnie twierdzą, że zabiłeś również swego brata...
Nie zrobił nic.
To był mój moment, moja chwila. Szybko złapałem za nóż wbity w trawę i spojrzałem na niego, nie wiem nawet dlaczego, chyba po prostu chciałem zobaczyć jego minę. Był złamany, całkowicie zniszczony, przez jego twarz szybko przebiegł jedynie cień zdziwienia pomieszanego z nutą strachu.
- Czy którykolwiek z nich wie jak wyglądasz?
- Chyba nie...
- To dobrze.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz? Jeżeli chcesz mnie zabić, proszę.
Znów grał, chciał pokazać że się nie boi jednak jego ręce drżały. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, tak bardzo nie chciałem żeby umarł.
- Teraz moja kolej, na bycie tym złym, zniszczonym, odrzuconym i ściganym.
- Co masz zamiar zrobić?
- Pobawić się w Boga, ukraść twoje życie, a w zamian dać ci nowe, lepsze, pozbawione strachu.
W miasteczku nazywali go płaszczem, ponieważ to jedyne co widzieli kiedy uciekał. Zdjąłem więc z niego ten czarny, brudny płaszcz, wciąż pachnący strachem i bólem, po czym założyłem go na siebie i uśmiechałem się szczerze.
Tej nocy próbował mnie powstrzymać, wiedział co chcę zrobić. Jednak gdy zobaczył, że to na nic znów ujrzałem gwiazdy, tym razem nie były aż tak smutne jak ostatnio. Kiedy odchodziłem, usłyszałem za plecami tylko jedno słowo.
- Dziękuję.
Nie miał za co i chociaż teraz to ja byłem tym złym, wcale nie żałuję swojej decyzji. Moje życie szybko zostało wymazane a w zamian za nie dostałem inne, pełne strachu a czasami też bólu. Dobrze wiem, że moja decyzja mogła mnie zabić jednak już nie bałem się śmierci. Od wtedy w oczach innych byłem jedynie czarnym płaszczem znikającym za drzewami.

Autor: Wiktoria K.
Share:

6 komentarzy:

  1. To było dobre i to bardzo. Aż szkoda mi, że to One-Shot. Można z tego zrobić bardzo dobre wprowadzenie do dłuższej historii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę. To jest zarembiste. Szok. Poprostu wow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę dobre ^^ jestem zachwycona *_* super pod względem fabularnym, jak i językowym *,* widać, że twój styl jest w trakcie kształtowania, ale nie mniej przyjemnie sie to czyta ^^ zmierza to w bardzo dobrym kierunku, naprawde aaah, jestem w ekstazie xDD czekam na więcej! :D ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę miłe czytać tak pozytywne komentarze odnośnie czegoś co wyszło spod mojej ręki ^^. Nie spodziewałam się że może się to aż tak spodobać. Aktualnie wysłałam jeszcze jedno opowiadanie niestety o wiele krótsze i nie wiem czy również zostanie tak dobrze odebrane.

      Usuń
  4. Wow *-*
    To jeden z lepszych One-shotów jakie przeczytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa, cudowneee

    ~Tomat

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE