18 września 2018

Komiks: Przygody Boga - Wolna wola [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści













































Share:

Komiks: Przygody Boga - Słońce [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści

Share:

16 września 2018

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka na koncercie [Punkt widzenia Sansa] [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Concert Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka na koncercie // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
...
Sans zapomniał zapłacić za Internet. Dokładniej rzecz ujmując, nie mógł znaleźć rachunku. Ostatnio widział go gdzieś w śmieciowym tornado, a potem przepadł gdzieś. Całkowicie zapomniał o tym, aż nie odcięli mu rano wifi. Ojej. A no. Będzie musiało wystarczyć twoje. Nie pogniewasz się. Chyba.
-NIE POWINNIŚMY – powiedział Papyrus gdy we dwóch wchodzili do Twojego mieszkania. Podniósł Twojego kota gdy ten podszedł. Heh, typowe.
-oj no weź, nie pogniewa się – Papyrus tylko zerknął na niego, a potem był zbyt zajęty pieszczeniem futrzaka. Sans usiadł na kanapie i nałożył słuchawki. Właśnie oglądał film dokumentalny o fizyce kwantowej i prawdopodobnie to najciekawsza rzecz jaką widział od dawna. Po ponad godzinie wróciłaś. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, stałaś w progu patrząc na nich zmieszana.
-Nie, nie, proszę. Co moje to wasze. Czujcie się jak u siebie w domu. – odrzuciłaś plecak -  Uwielbiam mieć niezapowiedzianych gości – Sans nie słyszał sarkazmu w Twoim głosie, może odrobinę ironii. Ale wiedział, że się nie gniewasz, uśmiechałaś się.
-to dobrze, nasze wifi się zepsuło
-Uh, nie mogłeś zadzwonić do serwisu? – dzwonił, ale nie zaksięgują zapłaty przez najbliższą dobę. Wzruszył ramionami. Papyrus popatrzył na niego znad swojej gry
-SANS POWIEDZ PRAWDĘ – Zdrajca
-mogłem omyłkowo wyrzucić rachunek do śmieciowego tornado – powiedział nonszalancko szczerząc się, wywróciłaś oczami
-Mniejsza – bąknęłaś idąc do kuchni. Sans zauważył kolorową ulotkę w Twoich rękach
-co to? – zatrzymałaś się wzruszając ramionami
-Darmowy koncert jest dzisiaj w podejrzanej dzielnicy miasta. Muzyka kiczowa i tony upitych licealistów i studentów. Chcecie iść? – mruknął. Nie przepadał za koncertami, ale może będzie zabawnie? Otworzył YouTube wystawiając rękę. Podałaś mu ulotkę. Nie kojarzył tych zespołów. Wpisał pierwszy i naciągnął ponownie słuchawki. Elektryczna muzyka z wieloma efektami i mocnym basem. Nie był to rodzaj muzyki, za którym specjalnie by przepadał. Znowu popatrzył na ulotkę, jakby robiona na szybko. Potwory nadal nie przywykły za bardzo do Powierzchni, nawet jeżeli są już na niej trzy lata. Im dłużej jednak słuchał zespołu, tym mniej beznadziejny się wydawał. To może być ciekawe doświadczenie, jeżeli będzie chujowo we dwójkę będziecie mogli się z tego śmiać i szybko wyjść. Ściągnął słuchawki i powiedział
-muzyka nie jest taka zła, jeżeli chcesz iść, pójdę z tobą
-Cudownie, a więc idziemy – podniosłaś swój laptop z ziemi i usiadłaś między Sansem i Papyrusem. Kot siedział na kolanach wyższego braci wyciągając się w Twoją stronę. Sans przeciągnął się lekko. Twoja noga była na jego klatce piersiowej drażniąc jego żebra. Spodobał mu się ten dotyk, zwłaszcza kiedy delikatnie poruszałaś palcami zajęta oglądaniem filmików. Sam wrócił do swojego programu, nawet po tym jak nazwałaś go nerdem. Co jakiś czas zerkał na Ciebie i uśmiechał się. Zawsze w pełni oddawałaś się temu co robiłaś, więc pewnie tego nie zauważyłaś. Papyrus zaczął bawić się Twoimi włosami gdy przechodził kolejne poziomy w swojej grze. Było miło. Potem jego brat wstał mówiąc, że zrobi coś do jedzenia. Sans też poszedł zastanawiając się, co ludzie ubierają na takie koncerty. Koszulka i spodnie? Dżinsy? Nie nosił ich za często, bo nie podobał mu się dotyk materiału. Ten zawsze drażnił jego kości w najgorszy tego słowa sposób, ale… w dżinsach wyglądał lepiej.  Chciał wyglądać dobrze. Gdy wrócił do Ciebie, był zaskoczony ubraniem jaki wybrałaś. Obcisła koszulka i spodenki znacznie krótsze od tych jakie zazwyczaj nosiłaś. Wyglądałaś inaczej. Podobało mu się. Ale… zamarzniesz.
-nie zamarzniesz? wiesz, nadal mamy luty… - wzruszyłaś ramionami
-Ociepli mnie ciepło pozostałych ciał. Nie mogę uwierzyć, że ty masz na sobie więcej niż zwykle – Zauważył, że mu się przyglądasz. Wiedział, że ci się podoba i to mu się spodobało. Z jakiegoś powodu – Fajna koszulka – Papyrus miał zwyczaj kupowania koszulek na których były szkielety. Sans miał kilka z żebrami oraz wiele z czaszkami.  Wybrał więc biały podkoszulek z kościstą ręką robiącą rogi
-heh, dzięki, czekałem, aż będę mógł to założyć, mam nadzieję, że nie porachują nam za to kości
-Łoł – Na chwilę zmróżył oczy kiedy zobaczył Twoją minę
-cieszę się, że kawał siadł – wywróciłaś oczami
-Zamknij się i chodź – Udaliście się autobusem, bo nie chciałaś prowadzić w nieznane tereny miasta i zostawić swoje auto byle gdzie. Sans nie chciał też prowadzić, no i zawsze będzie mógł was teleportować do domu. Autobusy kursujące wieczorami same w sobie są dość dziwne, nie udało się uniknąć też dziwnych zerknięć, ale Ty nie przejmowałaś się spojrzeniami innych. Gdy wyszliście z pojazdu, Sans był zmieszany. Wielki teren pełen ludzi. Koncerty zawsze tak wyglądają? Wiele osób rozmawiało, było przebranych i chodziło wszędzie. Sans uznał, że to ok, było kolorowo i wszędzie ustawione światła. Jednak było tak głośno, że wibracje muzyki czuł w kościach.
-...głośno tu.
-To koncert, nie wiem czego się spodziewałeś – Zadrżałaś lekko. Sans wiedział. Będzie Ci zimno. Już miał Ci powiedzieć “a nie mówiłem”….
-EJ! Chcecie świetliki? - dwie osoby podbiegły do was trzymając siatki w rękach – Dajemy je każdemu kto chce. Chcecie?
-Jasne! – powiedziałaś zadowolona. Ludzie popatrzyli na Sansa. Ten nie rozumiał do końca co chcą mu dać. Siatkę z wielkim, neonowym drzewem?
-….jasne?  - podali wam małe siateczki. Natychmiast rozerwałaś pierwszą i popatrzyłaś na Sansa, który nie wiedział co zrobić ze swoją
-Zaraz, nigdy takich nie widziałeś? - zapytałaś. Przełamałaś jedną i ta zaświeciła na jaskrawo-różowo – Przełam je a zaczną świecić, a potem potrząś. Całkiem fajne, co nie? - machałaś świetlikiem w ręce.
-i wszystko jasne... – chociaż szczerze, nic nie zrozumiał.
-Chodź, zrobię też dla ciebie – delikatnie wyciągnęłaś kilka bransoletek z torebki i wsunęłaś na jego ręce. Dotykając do dłużej, niż to było potrzebne. Hm… Podobało mu się to. – Teraz świecisz – powiedziałaś. Zimny dreszcz przeszył go na wskroś i natychmiast popatrzył na dół. Nie, nie, nie, to nie może się dziać, nie teraz, nie tak.
-Co? Masz na sobie z tuzin świecących świetlików. Byłabym pod wrażeniem, gdybyś nie świecił
-Oh.. racja – zrelaksował się lekko. Patrzyłaś na niego podejrzliwie.
-Zachowujesz się dziwnie, wszystko dobrze? Rozumiem, że cała ta impreza nie jest w twoim stylu. Jeżeli chcesz, możemy wrócić do domu
-nie
-Jesteś pewien
-tak
-Nie chcę, abyś czuł się źle
-jest dobrze – nie było dobrze. Ledwo co się trzymał, a to dopiero początek nocy. Czuł się podenerwowany, choć miał ku temu powodów. Próbował zachowywać się jak zawsze, i być Twoim przyjacielem. I jakby… chciał złapać Cię za rękę, ale odegnał tę myśl szybko, bo ej, nie czas myśleć teraz o czymś takim.  Wyciągnęłaś kolejny świetlik, tym razem węższy i dłuższy
-Te się tylko trzyma – podałaś mu
-dlaczego? – zaczęłaś mu tłumaczyć, dlaczego ludzie je lubią, ale Sans nie umiał się skupić. Patrzył na delikatne niebieskie światło w Twojej dłoni. Poruszałaś nią szybko i rytmicznie w górę i w dół. Sans nie umiał się opanować. Normalnie nie myślał by o tym, ale po wcześniejszej rozmowie, po prostu nie umiał wygnać z umysłu wyobrażenia, że trzymasz go za kutasa. Nie powinien tak myśleć o swoim przyjacielu, tym bardziej, że nie masz pojęcia jakie myśli powodujesz w jego głowie. Tłumaczyłaś mu po prostu istotę zabawy, podczas kiedy on miał umysł wypełniony kudłatymi myślami.
- Um... wszystko dobrze? – to go wyrwało z zamyślenia
-tak, nigdy nie czułem się lepiej, chodźmy. – Udaliście się w stronę sceny. Było wiele pijanych ludzi, piwo lało się hektolitrami. Wiele osób tańczyło w rytm muzyki, inni próbowali się przekrzyczeć. Sansowi było tłoczno, w dodatku śmierdziało, zaś muzyka była do bani.
-Myślałam, że powiedziałeś, że muzyka będzie dobra – zmarszczył brwi
-bo była, online –popatrzyłaś mu w oczy i wzruszyłaś ramionami
-Może to styl kakofoniczny? – uśmiechnął się
-odezwał się maestro – zaśmiałaś się zasłaniając dłonią usta
-Ej, skoro muzyka ssie, chcesz potańczyć? – rozejrzał się
-tutaj?
-Uh, tak, tutaj? A gdzie indziej? - chwyciłaś go za rękę – No chodź, jeżeli pójdziemy do tłumu jedyne co będziemy musieli robić to machać rękami – Sans nie był dobrym tancerze. Nie wiedział, czy to o nim pamiętałaś czy nie, ale jeżeli tak, to zdecydowanie się tym nie przejmowałaś. Byłaś tak niepewnie podekscytowana tańcem. Sans chciał się z Ciebie śmiać, ale nie powinien oceniać Twoich ruchów. Nie potrzebował dużo czasu, by się rozluźnić. Zawsze łatwo mu to przychodziło dookoła Ciebie. Nie wiedział, czy to atmosfera, czy Twoje ubranie, czy w końcu kazania Papyrusa, ale powiedział
-ładnie wyglądasz
-Co?!
-naprawdę ładnie wyglądasz!
-CO?! – pochylił się lekko, mając nadzieję że zrozumiesz go lepiej
-ja… ty wyglądasz ładnie
-Aha! – uśmiechnęłaś się. Ta, nie usłyszałaś.
-Z DROGI! Z DROGI! RUSZYĆ SIĘ – dwójka ludzi przepychała się przez tłum, starając się podejść pod scenę. Uniknął ich łatwo, ale mężczyzna popchnął Cię i upadłaś na ziemię.
 -wszystko dobrze?
-Tak jakby – wstałaś, mruknęłaś coś pod nose mi podałaś mu swój telefon - Potrzymasz mi? Cały czas wypada mi z kieszeni.
-dobra – wsadził go do kieszeni – ej, chcesz usiąść na chwilę? – zapytał pokazując na pusty stolik. Przytaknęłaś i zajęliście miejsce. Wyglądałaś na zawiedzioną.
-dobrze się bawisz? – zapytał znając już odpowiedź.
-... dobrze to bym nie powiedziała, ale się bawię, a ty?
-nie mogę powiedzieć, abym jakoś szalał z radości – powiedział z uśmiechem
-Wiesz, połowa zabawy to śmianie się z przyjaciółmi jak bardzo jest chujowo
-może następnym razem zaplanujemy coś – Niedługo otwiera się Muzeum Historii Potworów. Własność MTT bo jakże by inaczej, ale Sans myśli, że i tak może Ci się spodobać. Może zabierze cię tam. Uwielbiasz dowiadywać się nowych rzeczy o jego gatunku.
-Muszę do łazienki
-dobra – Sans czekał kilka minut na Twój powrót… ale nie przyszłaś. Heh. Myślał o kawałach z kiblem w roli głównej. Nie chciało mi się iść do ubikacji, więc wysikałem się do butelki. Żona się wściekła, ale o co jej chodzi? Przecież kelner zaraz przyniesie następną. Potem uderzysz się w czoło z zażenowania, a on powie, wiesz ostatnio miałem koszmar, że nie mogę się podetrzeć, ale gówniany sen, wtedy powiesz, że on nie ma dupy… Sans czekał, ale nie wracałaś. Nadal nie wracałaś. Jak długo ludzie korzystają z ubikacji? To normalne? Sans czekał… ale nadal nie przychodziłaś. Nie martwił się, per se, ale dziwne że zniknęłaś na tak długo. Stukał palcem w stół rozglądając się dookoła. Może zgubiłaś się w tłumie, albo zrobiłaś coś równie głupiego? Grupka dziewczyn podeszła do jego stolika, jedna z nich się zatrzymała i zajęła miejsce. Sans przytaknął uśmiechając się lekko. Robił to często.
-OMG! Jesteś… jakby… prawdziwym, żywym potworem!
-a no
-Byłeś tutaj z ludzką dziewczyną?
-a no – dziewczyna popatrzyła na przyjaciółki i zaśmiała się
-Więc… jesteście na randce?
-a no
-Ojej, a ja widziałam ją jak wychodziła kwadrans temu – powiedziała słodko – Wydaje mi się, że ostatecznie uciekła. Sama nie wiem. Mogę się mylić. Ale wydaje mi się, że czekasz tutaj na darmo. Skoro jej nie ma, to lepiej też już iść - … Oh. Takie rzeczy też często się dzieją. Sans chciał jej wygarnąć, żeby przestała pierdolić o Tobie skoro Cię nie zna, aby przestała kłamać. Nienaturalny sposób w jaki się uśmiechała, zaciskała zęby… Sans wstał, wsadzając ręce do kieszeni i wzruszył ramionami.
-spoko – powiedział odwracając się i zaczął odchodzić. Nie był w stanie zdecydować, co bardziej go obrzydza, widoczny rasizm i strach gdy zobaczą go, czy udawana dobroć. Ludzie są najgorsi. Ale skoro wiedziały, że byłaś z nim, pewnie masz kłopoty. Sans zamknął oczy. Są tu setki osób, ciężko będzie przebić się przez nich. Sans był dobry w czytaniu dusz, ale nigdy nie robił tego w tak wielkim tłumie. Próbował. Łatwo odkrywał ludzkie wnętrza. Wiele pomarańczowych. Rozglądał się po Rei, poruszając się powoli przed siebie, skanując otoczenia by Cię znaleźć. Kosztowało go to wiele energii. Nagle, gdy się zatrzymał, poczuł Cię. Szedł za uczuciem, delikatnym znamieniem Ciebie, byłaś w plastykowym pomieszczeniu, jakieś pudełka blokowały wejście. Zmarszczył brwi. Ludzie naprawdę są beznadziejni. Byłaś w środku, był pewien. Sans uniósł rękę i delikatnie zapukał.
-jesteś tam? – zapytał
-Sans?! To ty? – słyszał ulgę w Twoim głosie – Tak! Jestem tutaj! Nie mogę wyjść!
-ktoś zastawił wyjście jakimiś pudełkami – powiedział rozglądając się by upewnić się, że nikt go nie obserwuje. Ostrożnie użył trochę magii by zmienić ciężar odrobinę, tak aby przesunąć pudełka – spróbuj teraz – Drzwi się otworzyły, byłaś spocona i śmierdziałaś jak gówno. Sans zrobił niewielki krok w tył. Naprawdę źle się czuł z tym, że nie wybrał się na poszukiwanie Cię wcześniej
-To było straszne. – powiedziałaś. Kawał. Trzeba powiedzieć kawał.
--no, gówniana sytuacja
-Zamknij się, nie czas na kawały! – uśmiechałaś się mimo słów. Było mu lepiej, wiedząc że poprawił Ci humor. Choć nadal miał wyrzuty sumienia.
-zluzuj zwieracze, zawsze jest czas na kawały
-Uważaj na siebie, bo ty utkniesz następny – zagroziłaś. Machnął ręką przed swoją twarzą
-domyślam się, jak tam jest, śmierdzisz
-Oh? – wyszczerzyłaś się i chwyciłaś go za koszulę. Nim się zorientował, przytuliłaś go – Co? Nie podoba ci się mój zapach? To prawdziwa woda toaletowa. Wdychaj. Limitowana edycja ludzkich łazienek. – Nawet w takich warunkach, przyjmował z chęcią Twój uścisk.
 -łał, dzisiaj jesteś całkiem obrzydliwa, wszystko dobrze, że od tego smrodu pokręciło ci się w głowie?
-Zamknij się, albo zrobię z ciebie gównianą miazgę – przed puszczeniem go ścisnęłaś go nieco mocniej. Poczuł dreszcz.
-heh, co za język
-Tylko się nie posikaj z radości
-hehehehe
-Nie miałam pojęcia ile kawałów można zrobić z tej sytuacji – założyłaś włosy za ucho – Nienawidzę siebie za to, że się śmieję. Tak było naprawdę strasznie. – Poczuł kolejną falę winy
-przepraszam gdybym wiedział, poszukałbym wcześniej – wzruszyłaś ramionami
-Nic się nie stało. Nie wiedziałeś. Jak mnie znalazłeś? Tutaj jest wiele kibli. – Z jakiegoś powodu wstydził się powiedzieć, że szukał Twojej duszy. Wydawało się to … dziwne, tym bardziej że kierował się jedynie bardzo małym uczuciem. Poruszył nogą.
-chwyciłem za nić i ta przyprowadziła mnie do ciebie – skrzyżowałaś ręce. O nie, nie rób takiej zawiedzionej miny.
-Sans
-potarłem moją magiczną lampę i moim trzecim życzeniem do dżina było znalezienie ciebie w kompletnie zabawnej sytuacji
-Sans!
-masz mnie, tak naprawdę skorzystałem z moich podziemnych znajomości, całe to zamknięcie ciebie w toi toiu to był mój plan
-Saaaans! - Śmiał się, Twoja mina była wspaniała. Zarumieniłaś się i fuknęłaś na niego patrząc jak śmieje się coraz bardziej. Próbowałaś być poważna - Nie jesteś zabawny – skłamałaś z ponurą miną.
-hehe, uśmiechasz się. – Znowu fuknęłaś. Słodko. Wtedy pomyślałaś
-Zaraz, skąd wzięły się tam te kartony? – Popatrzył na pudełka. Przypomniała mu się grupa dziewczyn. Wiedział, że to one. Ale Ty nie musiałaś.
-podsłuchałem, jak ktoś mówił, że planuje zrobić głupi kawał swojemu znajomemu, podejrzewam, że zatrzasnęli nie ten kibel co trzeba, a ty nie wracałaś więc... - machnął ręką – zacząłem cię szukać. – Patrzyłaś na niego sceptycznie. Sans dotknął Twojego ramienia – chcesz do domu? – Wyglądałaś na zmęczoną.
-Tak, przepraszam, że noc skończyła się tak chujowo. Myślałam, że dobrze będziemy się razem bawić, ale... – Jeżeli miałby być szczery, to podobało mu się dzisiaj, przez pierwszą połowę. Zawsze lubił z Tobą wychodzić.
-mniejsza, zapomnij o tym,, nie wszystkie wypady muszą być idealne –Wyciągnął w Twoją stronę rękę, którą ścisnęłaś. Zabrał was do domu, chwilę potem byłaś bezpieczna przed drzwiami i zabrałaś rękę
-Dzięki.- Rozumiał za co dziękujesz, podobało mu się to.
-nie ma sprawy, przepraszam za wcześniej, całkiem dobrze zniosłaś tę całą gównianą sytuację – Zacisnęłaś usta
-Heh, cóż to całkiem proste, kiedy masz kogoś przy sobie, kto poprawi ci humor. Dziękuję, że dzięki tobie tamta scena jest mniej odpychająca. Więc, raz jeszcze dzięki – Gdybyś tylko wiedziała
-heh, nie ma sprawy – Zamilkliście na chwilę. Poruszyłaś nogą odwracając wzrok. Uśmiechałaś się, byłaś wdzięczna, słodkie. Byłaś słodka. To żadna tajemnica. Sans uważał, że jesteś słodka już wcześniej. Nawet spocona i śmierdząca kupą, po takim przeżyciu, uśmiechałaś się. Jakimś sposobem nie przejmowałaś się tym co Cię spotkało. Byłaś najwspanialszym człowiekiem jakiego poznał. Miał szczęście, że mógł poznać Cię na tamtym przyjęciu. Byłaś taka słodka… I miła i hojna i szczęśliwa. Zaś Twoja dusza ciepła, jasna, czysta, piękna… Mógłbym spędzić z nią resztę mojego życia. Sans nie powstrzymał tego uczucia, zaśmiałaś się.
-Ej, co to? Dlaczego wsadziłeś tam świetlika? – wskazywałaś na jego klatkę piersiową. … Kurwa. – Wiesz, to wygląda całkiem fajnie, ale i głupio. Nie powinieneś tego robić w Rei. – W tej chwili Sans był wdzięczny, że jesteś ignorantką, która nie wie nic o potworach. Miał nadzieję, że nigdy się nie dowiesz. A może, jeżeli będzie miał szczęście, to się dowiesz. Zaczął się pocić.
-heh, uh, wiesz te głupie kawały rozjaśniają mi życie – warknęłaś
-Łoooł, ssiesz. Ale mniejsza, koleś. – ksywka była dla niego dziwna. Słyszał jak ludzie się tak nazywali, ale nigdy nie użyłaś tego określenia na niego. Od kiedy stał się kolesiem?
-koleś? od kiedy to mówisz do mnie koleś?
-Przecież to nic niezwykłego!
-koleżanko – położył ręce na Twoich ramionach. Błąd – ksywki są jak pierdy, jeżeli zaczniesz je wypuszczać, zacznie śmierdzieć – zabrał ręce i cofnął się. Czas uciekać nim zrobi coś naprawdę głupiego – w każdym razie, do zobaczenia kumpelo – zrobił z palca pistolet i wystrzelił by się teleportować. Był na łóżku…
 Co to kurwa miało być? Mógłbym spędzić z nią resztę mojego życia? Oszalałem? Ta myśl podobała mu się bardziej niż chciałby przyznać. Chciał się położyć, ale już leżał. Nie powinien tak myśleć. To za wcześnie. Chwycił za poduszkę i nakrył nią czaszkę. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Usiadł i spojrzał w lustro. Nadal świecił. To zaczynało robić się denerwujące, niebawem nie będzie mógł tego ukrywać. Wyciągnął swoją duszę trzymając ją w rękach, wydawała się pulsować. Co to za zachowanie, reaguje tak nie bez powodu, dlaczego siebie okłamuje? Myślał. Kogo chce oszukać, ją czy siebie? Sans czuł się fatalnie. Przetarł swoją kciukiem, lekko zrelaksowała się pod jego dotykiem. Ciężko przychodziły mu takie chwile. Wziął głęboki wdech. Potarł jeszcze raz i delikatny dreszcz przeszył jego ciało. Położył się delikatnie gładząc małe serce w dłoniach. Uczucie masturbacji duszy było zupełnie inne od ciała. Była przecież uosobieniem wszystkich jego emocji. Im częściej jej słuchał, tym częściej wyzwalał w sobie emocje. Nie umiał się jednak powstrzymać. Myślał o Tobie. Twoim uśmiechu, śmiechu, twoich oczach i jakbyś zareagowała gdybyś go teraz zobaczyła. Wzięłabyś jego duszę w swoje ręce? Spodobałaby Ci się? Byłabyś delikatna czy drapieżna? Miał nadzieję, że delikatna. Czy czułabyś jego radość? Cień szczęścia, który przykrywał delikatną płachtą smutek, poczucie winy i rozpacz. Ścisnął duszę i westchnął. Wyobrażał sobie, jak ją trzymasz, tulisz w swoich ramionach delikatnie tak, jakby to była najcenniejsza rzecz jaką w życiu widziałaś. Patrzyłabyś na nią z tą naiwnością i ciekawością jaką zawsze miałaś gdy w grę wchodziła magia. Twoje palce delikatnie gładziłyby krańce jego duszy. Pocałowałabyś ją. Może. Delikatnie. Czule. Chyba ją kocham. To chciał powiedzieć. Ale nie umiał. Chciał się uderzyć. Wyobrażał sobie jak odpowiadasz mu. Kocham Cię. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Powtarzał to sobie w myślach ciągle, dał się ponieść uczuciom do Ciebie. Znowu. Jego ciepła dusza tego potrzebowała. Za każdym razem kiedy to myślał, czuł jak emocje z niej uchodzą. Starał się nie być głośno, lecz nie powstrzymał drżenia. Gładził dalej duszę, za każdym razem sunąc palcami po krańcach czując, że z każdym kolejnym ruchem jest coraz bliżej. Nie umiał powstrzymać własnych myśli. A myślał tylko o Tobie. Byłaś dla niego wyjątkowa. Tak bardzo, bardzo wyjątkowa. Nie miałaś o tym pojęcia. Mógł wyobrazić sobie życie u Twojego boku. Chciał, aby stało się ono prawdą. Chciał stać się częścią Twojego życia już na zawsze. W każdym tego słowa znaczeniu. Nawet jeżeli już się nim znudzisz, albo się wyprowadzisz. Bo… on już czuł jakby wszystko przegrał. Jasne światło duszy nieco przyciemniało. Spodobała by ci się. Chciałabyś ją wziąć. A może… dałabyś mu też swoją, jeżeli miałby dość szczęścia. Wtulałabyś się w nią i czuła ciepło pod palcami. Uniosłabyś delikatnie by się przyjrzeć i bawiłabyś się. Boże, dręczyłabyś go. Delikatnie pieściła całe jego jestestwo, patrząc jak on staje się spoconym ciałem na wygniecionym łóżku który nie może się pozbierać…. Byłoby mu tak dobrze. Tak wspaniale.
-ko…kocham cię…….
….
….

Przez chwilę Sans jeszcze marzył, czuł ciepło, dumę i szczęście i przede wszystkim miłość, ekstazę i zadowolenie. Mocne, silne, dobre uczucia, piękne i czyste. Widział Twoją twarz, słyszał Twój głos. Chciał Cię przytulić abyś wiedziała jak mu dobrze. Abyś poczuła to co on. Gdy odzyskał jednak świadomość, jego dusza znowu była w środku, a on sam w pokoju. Nie pokazywała mu już tego co chciał zobaczyć. Oddychał głęboko, nie żałował tego co zrobił, choć może powinien. Wziąwszy głęboki wdech otarł zły z policzków. Przekręcił się i okrył kocem, nie chciało mu się przebierać. Popatrzył na wasze zdjęcie jakie miał powieszone na ścianie. Wyciągnął w jego stronę dłoń i przesunął palcem po Twojej twarzy. Wtedy poczuł smutek. Jest najgorszy.
Share:

POPULARNE ILUZJE