12 grudnia 2018

Undertale: Nethertales - Rozdział 5



Notka od autora: W opowiadaniu mogą się pojawić przemoc, przekleństwa, Treści obrażające wartości społeczne, przekonania religijne, światopogląd. Brak treści pornograficznych.
Prosimy nie wrzucać bez pozwolenia na inne strony lub wattpada. Ciemne, mroczne królestwo, ukrywające w swych mrokach najciemniejsze moce i złowieszcze demony, karmiące się bólem i cierpieniem upadłych dusz. Gdzie usłyszysz tylko jęki i lamenty grzejników, morderców, złodziei, gwałcicieli, terrorystów, którzy z własnej głupoty zginęli w imię wierzeń oraz Szalonych Yaoistów i fandomu, skazanych na wieczne męki, rozdzierającą rozpacz, wżerające się w umysł ofiar oraz memów internetowych które zalały Internet. To raj płynący mlekiem i miodem niegodziwości, gdzie złe uczynki to chleb powszedni dla demonów. W tym świecie jest jedna zasada...
Zabijaj albo Giń!
Nasza historia zaczyna się przy zapomnianym przez demony wejściu, przy samej górze Mt.Ebott, w ludowych przekazach nazywaną " góra samobójców". Tam właśnie pewien nieszczęśnik miał pecha i wpadł do ciemnej czeluści góry, po czym słuch o nim zaginął... Czy na pewno? Tak się zaczęła Nasza opowieść....
Autor: GrimAngel
Beta: Turpistyczna

Spis treści:
1 | 2 | 3 | 4 | 5(obecnie czytany)
|
6 | 7 | 8 |


  Dobra, to gdzie ja skończyłem w poprzednich wspomnieniach z pierwszego weekendu tych wakacji? Zaraz… No tak. Wczoraj było zakończenie roku szkolnego - ledwo zdałem do następnej klasy. Miałem dwóję na szynach z polskiego, matematyki, geografii, ,biologii, informatyki, historii, plastyki, muzyki i religii. Z angielskiego dostałem 2+, ale tylko dlatego, że nauczycielka chciała mnie zmotywować do pracy. Mogę się za to pochwalić oceną z WF-u – dostałem 6. Gorzej z zachowania… Siostry zakonne mówią, że dostałem „dobre” z zachowania tylko dlatego, żeby nie było mi smutno. A mi się wydaje że wychowawczyni dała mi tą ocenę żeby nie było Siostrom przykro. Siostry są bardzo wrażliwe, gdy chodzi o Nasze oceny z tego „przedmiotu”…
     A tak serio – gdzie ja skończyłem, pamiętacie może? Ach, już wiem! Ostatnio było o siostrze Ewie!
- Siostro Ewo, czy mogłaby siostra przestać opowiadać te fanatyzmy, – odezwała się Nasza kochana siostra Klaudia – bo ja naprawdę zaczynam się bać! – po czym wróciła do lektury książki „Radość z kobiecości”[1] czy coś w tym stylu. Skąd o tym wiem? Bo z tą książką wiąże się ciekawa historia sprzed miesiąca. Zdaje się, że bohaterką tego zdarzenia była Joanna. Pewnego dnia wymknęła się z sierocińca w środku nocy, na jakąś szkolną imprezę. Była wtedy ubrana w białe spodenki[2] lub spódniczkę, nieważne, ważne, że białe. Chyba spotkało ją na tej imprezie coś niemiłego, bo wróciła przerażona i zapłakana. Cały sierociniec plotkował na temat tego, że Joanna wróciła mając spodenki z wielką, czerwoną plamą. Niektórzy mówili, że to keczup, inni, że buraki, ja uważam, że to sok pomidorowy. Niektórzy nawet uważali, że to jej własna krew. Co za bzdura! Po co miałaby robić sobie krzywdę, a potem zapaćkać całe krzesło krwią? Nie ogarniam czasami tych starszaków. Najważniejsze, że Joanna bardzo się przestraszyła, a inne dziewczyny poszły w jej ślady, czyli wpadły w panikę. Siostra Klaudia jak zwykle zainterweniowała i chciała z nimi porozmawiać, ale została oczywiście sprowadzona do parteru przez resztę kadry sierocińca. Od tamtego wydarzenia czyta takie książki. Chodzą słuchy, że chce po cichu zrobić jakieś spotkanie dla dziewczynek w przedziale wiekowym 12-14, na którym będzie z nimi rozmawiać o miesiączce czy coś. Dziewczyny są jakieś dziwne…
- To nie fanatyzm! – zaprzeczyła siostra Ewa. – To prawda boska!
- Czy siostra pamięta książkę, którą ostatnio czytałam?
- Tak, to była cudna wizja świata, w którym kobiety służą jedynie do tego, aby rodzić dzieci. Modlą się do Boga, aby zostały zapłodnione przez Sługę Bożego, seks służy wyłącznie prokreacji. W tym świecie lekarze, którzy dopuścili się morderstwa na bezbronnym, nienarodzonym dziecku oraz wszyscy, którzy odbiegają od norm społecznych (jak ci obrzydliwi geje), są wieszani na murach, jako przestroga dla innych. Doprawdy, to cudowny świat, w którym tylko ortodoksyjni wierzący mogą władać państwem, a Prawo Boskie jest niepodważalne!
- Świat z „Opowieści podręcznej”[3]? Ten świat, gdzie jednostka jest traktowana jak maszynka do rozmnażania? Gdzie nie ma żadnych praw ani wolności? Nikomu nie życzę takiego traktowania, życia w kraju o takim ustroju…
- Dalej nie rozumiem, dlaczego siostra uważa, że taki świat nie jest fantastyczny.
     Nie chciałem słuchać tej rozmowy. Stwierdziłem, że idzie w złym kierunku, nieodpowiednim dla czytelnika poniżej 16. roku życia. Co ja mogę wiedzieć o aktualnym stanie kraju, a tym bardziej świata? U Nas nie ogląda się wiadomości i nie słucha audycji radiowych. Uważają, że jesteśmy za młodzi, żeby słuchać takich rzeczy. Jedyne, co możemy to słuchać audycji w „Radio Maryja” i oglądać wieczorynkę. To znaczy wieczorynki już nie ma, od kiedy jest TVP ABC, nie wiem w sumie, bo od kiedy nauczyłem się czytać to za każdym razem, gdy zaczyna się odcinek „Smerfów” uciekam do piwnicy z książką.
Co ja robiłem przez cały czas? Czytałem. Czytałem i starałem się uciszyć Sarę, która przeżywa wszystkie przygody bohaterów bajek. Ostatnio chciała uciec do Nibylandii i stać się żoną samego Piotrusia Pana.
W pewnym momencie… nagle pojawiła się Banda Grubego.
- Ej, Ty, gówniak! – odezwał się wysoki szesnastolatek o jasnej karnacji i brązowych włosach. Za nim stało czterech wielkich dresów, których nie warto nawet opisywać, bo są do siebie podobni niczym bracia Kaczyńscy. Ich lider ma na imię August, jest jedną z osób, którym siostra Faustyna „fantastycznie” nadała imię, pozostali mieli imiona, kolejno – Leon, Tomek, Wojtek oraz Iwan, który, o ironio!, ma identyczna karnację, jak ja, ale jakoś Grubemu to nie przeszkadza. Szkoda, że przeszkadzam im ja… A tak serio – moim zdaniem te imiona do nich nie pasują. Dla zabawy nadałem i inne: Śmierdziel, Romek i Atomek, Kurwa Zdechnij JOEFFREY[4]! i HALINKA!
- Ej, słyszysz mnie, gównozjadzie?! – krzyknął Kurwa Zdechnij Joeffrey, a potem kopnął Naszą książkę tak, że wyleciała mi z dłoni i spadła pod fotele. Ja i Sara patrzyliśmy z przerażeniem, modląc się do bogów literatury, żeby książka nie trafiła w niepowołane ręce. Wypożyczyłem ją z biblioteki i nie stać mnie na karę[5], jeśli kolejna książka zostanie spalona. Mała Sara schowała się w mój sweter. Czułem jak kuli się ze strachu.
- Czego chcesz? – odpowiedziałem zaczepnie, udając, że się nie boję, choć tak naprawdę mało się nie posikałem ze strachu. Wiedziałem, po co tu przyszedł. Chciał tego, co zawsze – dokuczyć, próbować wsadzić mi piłkę w tyłek albo przyłączyć mnie do swojej grupy.
- Powiedz mi, jaki jest hymn tegorocznego Mundialu[6]?
- Chyba Ci chodziło o piosenkę…
- Zamknij mordę i śpiewaj!
      Przez chwilę zastanawiałem się, co dokładnie mam zaśpiewać. W końcu rzuciłem pierwszą piosenkę, która chodziła mi po głowie: „ la la la la la la I dare You[7]” i klocki Lego.
- Nie o tą piosenkę mi chodziło!
- Nie wiedziałem, że śpiewali o klockach Lego.
- Tomek, Shakira nie śpiewała o Lego..
- Ale on powiedział, Leoś, sam słyszałeś!
- Tomek, odpuść.
     Spojrzałem na Tomka. Był tym najgłupszym, ale też najsilniejszym w towarzystwie. Typowy przykład mięśniaka, u którego masa mięśniowa jest odwrotnie proporcjonalna do intelektu.
     Cała piątka przyglądała się Nam, w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Zaryzykowałem kolejną piosenkę, która przychodziła mi do głowy: „Tsamina mina eh eh, waka waka, eh eh[8]”.
- To nie to wydarzenie sportowe, ale przynajmniej nie będę musiał pytać o Euro. No, młody, ostatnia szansa! Albo w dziób dostaniesz. – powiedział lider.
     Gorączkowo myślałem. Nie odróżniam Euro od Mundialu[9], nie wiem, jaką mamy reprezentację, nic nie wiem. Dupki uczepiły się mnie jak rzepy psiego ogona, kiedy zauważyli, że mam smykałkę do kopania piłki. Ubzdurali sobie, że będę do nich pasował, po tym, jak Rysiek poszedł do poprawczaka, bo dla zabawy spalił auto proboszcza. Po prostu brakowało im jednej osoby do paczki, to wszystko! Za każdym razem odmawiałem przyłączenia się do nich, ale od czterech miesięcy ich ataki się nasiliły. Od kiedy nie ma z Nami „Rafaela” to życie Nasze, a dokładnie moje, stało się istnym piekłem, znaczy wcześniej też było piekło, bo chłopaki dokuczali Nam, że zadajemy się z Rafciem, ale Rafael zawsze Nam ratował dupę. A teraz jest gorzej, bo mają otwartą furtkę, żeby się nad Nami znęcać lub werbować mnie do gangu. I tak źle, i tak niedobrze, jak to mówią.
     O, wpadła mi do głowa jeszcze jedna piosenka, którą znałem, a która na pewno była związana z Mundialem .Tylko że NIE była z tego roku, więc ją zanudziłem -  „Here we go! Ale, ale, ale! Go, go, go! Ale, ale, ale![10]” coś tam, coś tam, w noc, coś tam dalej?
 I w tym momencie wiedziałem już, że spieprzyłem sprawę[11]
- Co to, kurwa, było?!
- Ricky Martin.
- To nie jest mundialowa piosenka!
- Ha! Tak się składa, że jest, tyle, że z roku 1998 – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nic nie poradzę, że lubię piosenki Martina, wpadają w ucho.
- Nie bądź taki cwany! Teraz zadam Ci ostatnie pytanie. Jak nie odpowiesz poprawnie to Ty i małe gówienko dostaniecie pierdol na śniadanie, drugie śniadanie, obiad, przekąskę, podwieczorek i kolację.
- Dawaj, dawaj! – chłopaki skandowały tak cicho, żeby nikt ich nie słyszał, co wcale nie było łatwe, bo prawie nikt się nie odzywał i słyszeliśmy nawet z dość daleka rozmowę siostry Klaudii i siostry Ewy, dotyczącą aktualnego stanu Naszego rządu w odniesieniu do kościoła katolickiego i Konstytucji.
- Legia Warszawa czy Wisła Kraków[12]? – zapytał August, mając przy tym minę, jakby już wygrał.
     Wiedziałem, że zada to pytanie, za każdym razem zadaje to samo! Nigdy nie wiem, jak odpowiedzieć… Jeśli odpowiem, że Wisła Kraków to dostanę manto i okaże się, że jestem wrogiem Warszawy, wrogiem własnego miasta, w którym się wychowałem i urodziłem! Jak powiem, że Legia Warszawa – będę miał pranie mózgu i nie odpuszczą… zresztą, i tak by nie odpuścili, niezależnie od tego, co powiem. To impas, tak się chyba mówi. W ogóle to chyba zmieniłem narrację, raz mówię w czasie przeszłym, raz w teraźniejszym, do cholery, jestem teraz trupem! Już rozumiem, dlaczego miałem dwóję na świadectwie…
     Panowie patrzyli na Nas jak lwy oczekujące na antylopy, zacierali łapy, do bicia albo złapania Nas. Miałem już odpowiedzieć losowo, bo żadna z odpowiedzi nie była satysfakcjonująca, kiedy nagle odezwała się siostra Grażyna:
- Obie siostry macie rację, że Jan Paweł II i Franciszek to świetni papieże, a także w kwestii tego, że obecny prezydent nie ma kręgosłupa.
- Ja tego nie powiedziałam! – zaoponowała rozzłoszczona siostra Ewa. Tuż za nią rozległ się znajomy śmiech.
- Mój Boże, a to dobre, hahahaha!!!
     Cała trójka zignorowała męski głos i spojrzała na Nas.
- August, proszę usiąść na swoim miejscu – rozkazała siostra Grażyna.
- Dobrze, proszę siostry – odpowiedział słodko chłopak, po czym, spoglądając na mnie z nienawiścią, dodał: - miałeś szczęście, gimbusie, ale się nie ciesz.
- No właśnie, stary, jak będziemy na miejscu to dostaniesz taki wpierdol, że będziesz o nim swoim wnukom opowiadać, o ile w ogóle jakaś frajerka będzie chciała mieć z Tobą bachory! – dopowiedział Wojtek, który szarpnął moją bluzą kilka razy, żeby dać dowód siły.
- Łokieć, pięta, dwa browary, nie masz ojca ani mamy, poza tym jesteś knypek!
- Łooooł, jak Ty mu pojechałeś, Leoś! – powiedział dumnie Tomek. Naprawdę nie bez powodu nazywam go HALINKA!
- Panowie, tu wszystkie dzieci nie mają rodziców – odpowiedziałem ze stoickim spokojem, ukrywając irytację oraz początki załamania nerwowego.
- Zamknij się, knypek!
- Hihi hihihi – zachichotał Iwan[13], który tak naprawdę, odkąd sięgam pamięcią, ani razu nie złożył prostego zdania. Czasem, spoglądając na nich, mam wrażenie, że oglądam Discovery Channel, a Iwan to hiena z „Króla lwa”.
     W końcu poszli. To znaczy najpierw August uderzył mnie w głowę, ale potem poszli usiąść na swoich miejscach. Jak ja go, kurde, nienawidzę ! Życzę mu okrutnej, powolnej śmierci, takiej samej, jaka spotkała Joeffreya z „Gry o Tron”, chociaż nigdy nie oglądałem ani nie czytałem „Gry o Tron”… Każdego dnia wyobrażam sobie, że zostaje rozjechany przez malutki samochód, w którym siedzi stu klaunów, a potem po aucie stepują słonie w kostiumach Kapitana Ameryki zjadające przeterminowane jogurty, a w tle ktoś czyta sprośne opowiadanie z Lordem Voldemortem i Harrym Potterem w roli głównej, jednocześnie w tle leci najgorsza piosenka wszechczasów: „Przez Twe oczy zielone”… Tak, na pewno to jest okrutna śmierć, godna takiej kreatury jak Joeffrey albo August. No wiem, wiem, nie czytałem „Gry o Tron”. Ale Joeffrey i tak był dupkiem.
- Braciszku? – odezwała się Sara, o której na chwilę zapomniałem. Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem w nich strach i… i tą iskierkę. O nie, tylko nie ona!
- Tak, Sara? – spytałem niepewnie.
- A może by ich tak pociąć nożem, a potem pójść pod Sejm? Później możemy iść na lody, słuchając sobie audiobooka z Chodakowską[14] - w tym momencie wyjęła z plecaczka kuchenny nóż do krojenia mięsa i uśmiechnęła się radośnie od ucha do ucha.
- O Boże! – szepnąłem przerażony i aż się od niej odsunąłem, uderzając plecami w ścianę autobusu – skąd masz ten nóż?!
- Wzięłam z kuchni, kiedy siostry kłóciły się o przekąski na dzisiejszą podróż.
- Chwila, chcesz mi powiedzieć, że specjalnie wstałaś o drugiej w nocy po nóż?
- A, to tak przy okazji, bo mi się chciało piciu.
- Skąd ten pomysł?! – nie mogłem się uspokoić i podniosłem głos. Na szczęści e nikt Nas nie słyszał.
- Bo Blueberry zaproponowała mi zabawę, mówi, że to bardzo fajna zabawa.
Tak… ta słynna Blueberry… wyimaginowana przyjaciółka Sary. Za każdym razem, kiedy Sara wpadnie na jakiś „genialny” pomysł, tłumaczy, że to Blueberry jej kazała. Staram się, dwoję i troję, żeby znalazła nową rodzinę i nie skończyła tak, jak ja, a ona takie cyrki odwala! Nie bez powodu chodzi do psychologa dziecięcego i ma przydzielonego własnego pracownika z opieki społecznej. Przynajmniej jej zachowanie spowodowało, że opieka społeczna w ogóle zareagowała. Do tamtej pory zupełnie Nas ignorowali.
- Słuchaj, Młoda, bardzo kusząca propozycja z tym nożem i lodami, – delikatnie wyjąłem z jej małej rączki nóż, nie zwracając nawet uwagi, gdzie go odkładam – ale mam lepszy pomysł.
- Jaki, jaki, jakiiiii?! – zapiszczała Sara.
- Może pobawmy się w chowanego z Augustem i jego paczką?
- Masz na myśli Halinkę, Śmierdziela, Romka i Atomka?
- Takkk….. – odpowiedziałem, niechętnie kiwając głową, choć było mi bardzo miło, że zapamiętała te przezwiska.
- Ale to nudne będzie.
- Nie będzie! Możemy udawać, że to „Mission Impossible”, a my jesteśmy agentami, którzy muszą uciec przed wrogiem, ukryć super-duper urządzenie i uratować świat!
- Jeeeej, jak fajnie!
- No, a potem poszukam Ci nowej koleżanki do zabawy, która będzie super-duper szpiegiem.
- Blueberry uważa, że jesteś świnia! – powiedziała Sara.
- Ej!!! – oburzyłem się.
- Uwaga, kochani! – odezwała się siostra Zofia – zaraz będziemy na miejscu.
- Proszę siostry, mówiłyście już o tym!
- Zamknij się, Piotrek![15]
- Buuuu, nikt mnie nie lubiii!
- Jak już mówiłam – zaraz będziemy na miejscu.
- Tak, kochane dzieciaczki, za chwilę zaczniemy zwiedzać miejsce, gdzie mordowano i palono niewinne duszyczki oraz Żydów i Cyganów – powiedziała siostra Grażyna.
- Takich, jak Wasz kolega[16] - dokończyła siostra Ewa.
     Nagle cały autobus obejrzał się do tyłu i wszyscy spojrzeli na mnie. Ej, czy ja mam coś napisane na czole?! Jakim cudem? Ja i Sara mamy gęste grzywki, które zasłaniają nie tylko czoła, ale także Nasze oczy, więc właściwie nie można Nas poznać. Skąd oni wiedzieli, gdzie patrzeć? Czułem na sobie wzrok wszystkich, a przecież siedzieliśmy między fotelami, w dodatku ja oparty o ścianę autobusu. Czy oni mają Noktowizor czy rentgen w oczach?
- Coraz bardziej się boję, drogie siostry, nie dość, że pleciecie głupoty, to jeszcze wprowadzacie nienawiść na tle rasowym! – zaoponowała przerażona siostra Klaudia.
- Proszę usiąść, zebrać swoje rzeczy, za trzy minuty będziemy pod bramą Auschwitz-Birkenau, żeby poznać tragiczną i okrutną historię tego miejsca, a także dowiedzieć się, dlaczego hitlerowcy aż tak nienawidzili innych nacji.- powiedziała siostra Ewa która z premedytacją ignorowała uwagę sióstr Klaudii.
- O kurwa! – krzyknął kierowca, słysząc wypowiedź siostry. W tym momencie wcisnął hamulec z całej siły. Nagle wszyscy powypadali z foteli, a w powietrze wyleciały długopisy, lalki, książki, czasopisma, gramofon (?!), staniki, a także nóż Sary, który z całym impetem wbił się w przednią szybę.
     Booooże, jakie to było cudne! Chcę to zobaczyć jeszcze raaaaz!!! Gdzie ten pilot? Czy ktoś może przewinąć? Halooo?
A nie, zaraz, jestem we własnych myślach. Nie mam ciała ani pilota. A szkoda, bo widok jest fajny, chciałbym zobaczyć jeszcze raz, jak ten nóź wbija się w szybę w slow motion, aaaaale to by było epickie! Chrzanić te staniki i ten gramofon z dupy! Najlepszy był nóż!
- Ty zwariowałeś, człowieku?! – wydarła się siostra Zofia – mogłeś Nas zabić!
- Przepraszam, proszę siostry – kierowca skulił się przed jej gniewem.
- Błagam Cię, podjedź na najbliższą stację benzynową czy coś.
- Przed Nami jest jakieś miejsce, już tam jadę.
     Minęła jakaś minuta, kiedy kierowca znalazł bezpieczne miejsce i zaparkował. Wszystkie dzieciaki były zdezorientowane, nie rozumiały, co się przed chwilą wydarzyło. Ja natomiast modliłem się w myślach, żeby siostra Faustyna się nie obudziła. W okresie zimowym śpi jak niedźwiedź , a obudzenie jej grozi skrzywdzeniem psychicznym i fizycznym.
- Uwaga, zbierajcie rzeczy i wychodzimy, spokojnie, po kolei – rozkazała siostra Grażyna.
Okazało się, że wyszło odwrotnie niż sobie zamierzała. Nastał kompletny chaos. Mądrzejsze dzieciaki pozbierały rzeczy i czekały aż wyjdzie hołota, a wspomniana hołota biegała w tym czasie po całym autokarze, przepychając się do drzwi lub próbując wyjść oknami. A my… no cóż, miałem plan. Spakowaliśmy swoje graty i złapałem Sarę za rękę.
- Sara, posłuchaj. Pobawimy się w szpiegów. Musimy się ukryć przed Augustem. Przeczołgam się pod fotelami, żeby Nas nie widział. Twoim zadaniem będzie trzymanie się mnie najmocniej jak umiesz. Okej?
- Oki doki – odpowiedziała radośnie i uroczo Sara. Taką ją uwielbiam, bez błyszczącej w oku iskierki socjopatycznej morderczyni…
     Zaczęliśmy się czołgać w samym środku tego chaosu, który wytworzyła większość dzieciaków. W sumie jak tak na nich patrzyłem to brakowało im tylko pochodni i wideł, a już mogliby zaatakować jakiś zamek szalonego naukowca, jeśli znalazł by się w pobliżu. Do moich włosów co chwilę przyklejały się gumy do żucia czy inne badziewie. Przydałoby się sprzątnąć autokar, a najlepiej kupić nowy, bo ten wygląda mi na lata osiemdziesiąte…
- Ta ta ta tara, ta ta tara tara tara, tara ta ta ta, ta ta ta tara, tara tara tara[17].
- Sara, co Ty robisz?
- Nucę podkład muzyczny z „Mission Impossible”.
- Eeeeee… okej, ale postaraj się ciszej.
- A muszę?
- Tak!
- Ooooo…
- No dobra, możesz coś innego zaśpiewać, ale po cichutku, tak, żeby Nas nie złapali.
-  Spiderman, Spiderman,
Robi wszystko, co umie pająk
Snuje sieć każdej wielkości
Łapie złodziei jak muchy
Wyjrzyj! Wyjrzyj!
Tutaj przychodzi Spiderman.
Wyjrzyj! Wyjrzyj! [18]
Tutaj przychodzi Spiderman.” (..)
- Szczerze mówiąc wolę theme z „Spiderman the animated series” albo „X-Men the animated series”.
- Ale tam nie ma tekstu!
- No, wiem, ale są takie fajne wybuchy i sama muzyka. Tak szczerze to fajne były te theme z lat dziewięćdziesiątych.
- Są okropne! Nie lubię kreskówek Marvela z lat dziewięćdziesiątych i późniejszych.
- Nie znasz się! Fajny jest też „Iron Man” drugi sezon, i jeszcze „Faceci w czerni” mieli odjechaną muzykę.
- Ale kreski były brzydkie!
- Oj, przestań, jak na tamte czasy to były odjechane. Fajną kreskę i muzykę mieli też w „X-men Evolution”.
- Ja tam wolę te stare kreskówki z lat 70-90tych. Lubię tą tanią animację i pudełkowe efekty dźwiękowe.
- E, chwila, skąd to znasz?
- Z Internetu.
Typowa odpowiedź Timiego Turnera, tyle, że nie mamy Wróżek Chrzestnych. Raczej nie zaliczyłbym Blueberry do tej kategorii. No, chyba, że faktycznie jest Wróżką Chrzestną, maluchem zjadającym tonę naczosów oraz latającym z włócznią czy tasakiem. Taaaak, sporo o niej wiem. Chyba aż za dużo. Młoda dużo o niej opowiada. To normalne u dziecka, które nie posiada przyjaciół ani rodziny.
- Młoda, jak poznałaś te kreskówki, skoro w sierocińcu nie mamy styczności z Internetem i możemy go używać tylko po cichu, w szkole i bibliotece?
- Rafael czasami zabierał mnie do kafejki internetowej i włączał te kreskówki, a czasem czytaliśmy razem komiksy.
Typowe dla Rafaela. On zawsze kochał komiksy. We mnie wszczepił miłość do czytania książek i komiksów, a Lola do mangi. Zawsze marzyłem, żeby mieć własny komiks z Supermanem i Spidermanem. Czasami udaje mi się wraz z Lolą obejrzeć aktualne kreskówki, ale z tych współczesnych najbardziej mi pasują te, które lecą na DisneyXD, oprócz „Avengers”, bo to klapa. Jeszcze mi zostało do obejrzenia w formie anime…. Ale tego już nie zrobię. Tak samo, jak nie obejrzę NSU, Marvela, nie wspominając o komiksach, kreskówkach i filmach DC Comiks. Nic już nie zobaczę…[19]






[1] „Radość z kobiecości”, aut.: Nina Brochmann, Ellen StØkken Dahl.
[2] Każda z Nas chyba miała taką wpadkę lub zna osobę, która przeżyła coś takiego.
[3] „Opowieść podręcznej”, aut.: Margaret Atwood, Wyd.: Wielka Litera. Bardzo polecam książkę. Każda kobieta powinna ją przeczytać!
[4] Chyba każdy fan „Gry o tron” drze się, kiedy widzi Joffreya na ekranie xD
[5] Tak, on stracił tak już 15 książek, z których dwie utonęły w sedesie, bo nikomu nie chciało się rozpalać ogniska.
[6] Ok, dla tych, którzy nie wiedzą – opowieść zaczęła się pod koniec czerwca 2018. Tak na przyszłość, bo nie wiem, kiedy będziecie czytać moją opowieść.
[7] Shakira – La la la (Brasil 2014). Jest to oficjalna piosenka Mundialu 2014, ale i tak każdy kojarzy ją z Lego.
[8] Shakira – Waka waka (This Time For Africa), z roku 2010, oficjalna piosenka Fifa World Cup
[9] Ja też tego nie odróżniam, dla mnie to jakieś zawody, w których panowie latają za piłką, ,a ich fani gadają do telewizora, jakby mieli wpływ na grę… Typowa laska ze mnie.
[10] Ricky Martin – The Cup of Life. Następna piosenka mundialowa z 1998 roku. Uwielbiam Rickiego! Ma taki boski głos, mrrrr…
[11] „It was at this moment, Jackson knew he fucked up” – tak szczerze powinnam napisać poprawnie: „w tym momencie Frisk zorientował się/wiedział, że spierdolił”, ale jakoś mi ta forma nie pasowała do narracji, która i tak była pomieszana z czasem. Serio, raz piszę w czasie teraźniejszym, raz w przeszłym. Turpi mówi, że strasznie ją to wkurwia, a Was nie? Założyłam, że tak będzie fajniej.
[12] Jedno z najniebezpieczniejszych pytań, jakie może zadać dres i nie ma znaczenia czy to dres z Warszawy, czy z Krakowa. To typowa walka Krakusów z Warszawiakami, nie lubimy się od czasów Zygmunta III Wazy.
[13] W każdym gangu jest hiena Ed, która nic nie mówi tylko głupkowato się śmieje…
[14] Grunt w czasie jedzenie lodów to słuchać Chodakowskiej, która opowiada, jak przejść na dietę i ćwiczyć… Jej, jaki z tej Sary świetny materiał na masochistkę lub morderczynię xD
[15] Nobody love You, Piter L
[16] Okej, okej, okrutny dowcip, paskudna aluzja do nacji. Ale jeśli ktoś przeczytał trzecią część (tą długą) to pewnie zapamiętał, że Frisk zastanawia się nad swoim pochodzeniem, bo każdy mu mówi, że jest Romem lub Rumunem. Uwaga, spojler alert! Frisk tak naprawdę jest w połowie Romem (aka. Cyganem lub białym cyganem). Ba, nikt mu nawet nie wyjaśnił różnicy między Romem, a Rumunem! Dlaczego wybrałam taką nację dla tego bohatera? Z dwóch powodów. Po pierwsze, jest część fandomu, która specjalnie opisuje Friska, jako dziecko z ciemniejszą karnacją lub pisze, że pochodzi z Meksyku, więc postanowiłam pójść tym tropem. A druga kwestia: czy zdarzyło Wam się trafić na głównego bohatera, który jest Romem? Nie? No właśnie! Bo prawie nikt o nich nie pisze. Nie licząc Esmeraldy z „Dzwonnika z Notre Dame”, nie widziałam żadnej postaci tej narodowości w bajkach. No, chyba, że weźmiemy pod uwagę złodziei, i to dalszoplanowych. Zdarza się to tak rzadko, że postanowiłam uczynić Friska Romem, żeby zniszczyć stereotypy na ich temat.
[17] Każdy zna tę melodię, a ja próbuję ją odtworzyć… ii jakoś mi nie wychodzi. Widząc po minach tych wszystkich Hipsterów w Costa Coffe. Chyba nie powinnam próbować tak nuć tą melodię o.O
[18] Jest to Opening z Spider-Man ( króla Memów)  z roku 1967, a tak brzmi w oryginale ta pierwsza zwrotka   : „Spiderman, Spiderman, does whatever a spider can
Spins a web any size, catches thieves just like flies
Look out, here comes the Spiderman”(…)
[19] Ciąg dalszy nastąpi… i to już niedługo, bo dałam ciała z korektą tej części, ale kolejna już jest w obróbce. Trzymajcie się, Robaczki. ;) / Turpistyczna.
Turpi, zniczyłaś czwartą ścianę! Deadpool będzie z ciebie dumny ;D
Ale tak poważnie, jak zrobiłaś że opowiadanie które miało 9 stron, ma naglę 12 stron! A jest taka sama ilość zdań i ta sama ścionka itp.?!
Share:

11 grudnia 2018

KALENDARZE - już są!

Kalendarze już są!
Wyszły naprawdę niesamowicie. Przepraszam za fatalną jakość zdjęć ^^"
Teraz czeka mnie tylko wypisanie wszystkich indywidualnych życzeń i rozeznanie się co komu i jak wysłać. 
 Nie przedłużając - w najgorszych okolicznościach sądzę, że wszystkie kalendarze zostaną posłane do maksymalnie 20.12 tak aby dotarły do Was w tym roku. 

 
Share:

10 grudnia 2018

Undertale: Apoptoza Supernowej - Prolog

//Nabór na okładki zostanie przyjęty po piątym rozdziale opowiadania!//
Notka od autora: Apoptoza - z greckiego oznacza "opadanie liści". rozumiana jako zaprogramowana śmierć komórki w zdrowym organizmie. 
Autor: Yumi Mizuno
Spis treści
Prolog (tu jesteś)...
Supernowa
Muzyka do klimatu:

Twoje życie, jest udane. Tak, naprawdę. 
Może i nie jest idealne, ale udane. 
     Nie masz na co narzekać w każdym razie. Jesteś zdrowa, urodziwa, no i … masz najlepszego mężczyznę jaki mógł Ci się trafić. Owszem, jest leniwy, kościsty i ma beznadziejne poczucie humoru, ale jest w nim coś… coś co sprawia, że nawet na jego wady reagujesz z uśmiechem.
     Spotkaliście się w dość ciekawych okolicznościach. Twój młodszy brat, Frisk, pewnego dnia wrócił do domu po całym dniu spędzonym na placu zabaw. Był posiniaczony, zadrapany, no i widziałaś wyraźne zmęczenie na jego twarzy. Kiedy dałaś mu kolacje jadł jakby od kilku dni nie miał niczego w ustach. I w końcu rzucił
-Jak dobrze jeść coś, co nie jest ze ślimaków! - i jadł dalej, lecz w Twojej głowie pojawiła się masa pytań. To jakaś nowa gra? Kto kazał mu jeść ślimaki? Komu wpierdolić? Wkrótce potem …. Cóż, całe Twoje życie zostało zmienione o sto osiemdziesiąt stopni.
Jako, że nie mieliście rodziców. Znaczy się mieliście, co musieliście skądś się wziąć... ale na potrzeby historii nie ma ich na horyzoncie, zostałaś pełnoprawnym opiekunem ambasadora potworów na powierzchni. Pierwsze spotkanie z potworami samymi w sobie przegapiłaś. To znaczy, jak stałaś - tak zemdlałaś. No, ale przynajmniej było zabawnie.
     Jadałaś obiady z rodziną królewską i już wiesz o co chodziło Friskowi z tymi ślimakami. Lecz to nie jest koniec. Gdy Frisk dorósł był w stanie zarabiać sam na siebie i postanowił walczyć o prawa potworów na całym świecie. 
Szczytne idee, prawda? No tak. 
Wyjechał, ale pozostawił po sobie dwóch przyjaciół. 
     Sans i Papyrus, to kościotrupy. Myślę, że wiesz o kim mówię i nie muszę wchodzić w dalsze i dogłębne opisy ich wyglądów i osobowości.
     Frisk przesyłał ci pieniądze, bo skoro ty się nim opiekowałaś przez te wszystkie czasy, to teraz on będzie zajmował się Tobą. Choć czasem pracowałaś dorywczo to tu to tam, ot, aby popracować sobie z chęci. To co robił było jednak miłe. Bardzo też zaprzyjaźniłaś się z Papyrusem. Wkrótce potem, para królewska poprosiła Cię o to, abyś zaopiekowała się ich adoptowanym dzieckiem Charą, która może sprawiać problemy.
-Nie ma trudnych dzieci – mówiłaś ze spokojem, nieświadoma wojny jaka na wkrótce nastać. Znaczy się, nie nastała. Frisk wiedząc o planach pary królewskiej uprzednio wcześniej wysłał list do Sansa, aby ten wraz z nim podróżował po świecie nie jako ambasador, ale jako naukowiec. Czego chcieć więcej? Po kilku oporach i wyraźniej chęci mordu w jego oczach – zgodził się.
     No i tutaj właściwie powinna zacząć się ta historia, prawda?

    Na początku wasza rozłąka nie była niczym wielkim, nie przyjaźniłaś się z nim aż tak bardzo, by nawet za nim tęsknić. Ten jednak co jakiś czas do Ciebie pisał, jak się ma jego brat i co robi Chara. Dokładnie w tej kolejności. Nie pytał o Ciebie. Pytał o nich i rozumiałaś to, co martwił się, choć… Mniejsza, nie wnikałaś w to nigdy.
Pewnego dnia, kiedy za oknem padał śnieg, zaś Ty schowana byłaś pod cieplutką pierzyną i oglądałaś Supernatural w TV dostałaś wiadomość, która od tamtego momentu miała być częsta. 

co u cb?

     Oczywiście, od Sansa. Więc odpisałaś, zapytałaś o to samo. Wkrótce potem pisaliście do siebie naprawdę często. Jak nie przez sms, to przez różnego rodzaju komunikatory, wieczorami nawet przez kamerki opowiadaliście sobie prawie twarzą w twarz to co was spotkało w życiu. Tak długo jak Chara była grzeczna, zaś Papyrus był no… Papyrusem, Sans był w całości skupiony na Tobie. Pokazywał Ci prezenty jakie Ci kupił i przepraszał, że nic nie kupił z kilku miast jakie odwiedził na początku swojej wyprawy. Był słodki.
     Gdy miał przyjechać na święta czułaś się podekscytowana. Jakby to była wasza pierwsza randka. Choć nie była. Bo w ogóle nie byliście na randce. Wtedy jeszcze nie byłaś pewna co do niego czujesz, ale tęskniłaś za nim, bardzo, naprawdę bardzo. I masz rażenie, że on czuł to samo. Tak więc gdy przyjechał i drzwi mieszkania się otworzyły, poczekał, aż uściskasz się ze wszystkimi i aż wszyscy przejdą do salonu by położyć pod choinką prezenty. Wtedy do Ciebie przyszedł i przytulił Cię. Lecz nie było w tym nic zwyczajnego. Poczułaś miłość. Ciepłą miłość przepełniającą Twoje serce i szczerą radość. Oczywiście, nic nie powiedziałaś wtedy. Sans był brakującym kawałkiem Twojej układanki i nie byłaś pewna, czy on czuje to samo. Dlatego cieszyłaś się każdą chwilą jaką mogłaś z nim spędzić. Wspólnymi wieczorami przy filmach, spacerach których kurs był prosty. Dom sklep dom. Ale zawsze. Potem nastała pora kolejnego wyjazdu, znacznie dłuższego niż poprzedni, bo na cały rok.
     To była prawdziwa udręka. Choć miałaś nadzieję, że cokolwiek zaiskrzyło między wami, wypali się do tego czasu i wasza relacja będzie jak dawniej. Byłaś jednak w błędzie. Co raz zostało zasiane, wyda owoce. Tak więc gdy rok minął, słowa nie musiały paść. Oboje byliście w sobie szaleńczo zakochani. W dodatku, fakt, że niedawno Friskowi udało się sprawić, aby małżeństwa potworze były legalne, dawało tylko krok do temu, aby społeczeństwo zaakceptowało parę taką jak Wy.
     Wkrótce potem, kiedy Sans odmówił kolejnej wycieczki po świecie i postanowił zostać u Twojego boku, Papyrus przeniósł się na swoje, zaś Chara wróciła do rodziców w znacznie lepszym stanie niż przyszła. Miałaś po prostu dar. Mieszkałaś więc sama z Sansem.
Seks? Oczywiście, to też było. Zarówno ten cielesny jak i magiczny. Lecz nie na nim skupiały się wasze dni. Wspólne oglądanie telewizji, spacery, gotowanie, czytanie obok siebie książek, ukradkiem stykając się stopami. Było normalnie i miło. To nie zmieniło się nawet wtedy kiedy Friskowi udało się zalegalizować związki mieszane. Skromna ceremonia, to wszystko czego pragnęliście. Potem powrót do rutyny i waszego gniazdka, gdzie oboje czuliście się dobrze i bezpiecznie. Oczywiście, czasem się kłóciliście, czasem obrażaliście na siebie. Były ciche dni i bukiety kwiatów z przeprosinami. Nikt nie jest idealny, Wasze małżeństwo też takim nie było, ale pracowaliście nad tym, aby żyło się wam najlepiej jak to możliwe. Delikatnie i z czułością korygowaliście negatywne strony drugiego. Nie dlatego, że je nie akceptowaliście, ale dlatego, że te negatywne strony mogły zaszkodzić im. Dla przykładu. Ty miałaś problem ze zbieractwem. Sans na wyjeździe nauczył się kopcić. Dlatego postanowiliście, że tygodniowo ty wyrzucisz rupiecie które zebrałaś – w sumie nie wiesz dlaczego – jakie on wybierze – bo wie, że na nic się nie przydadzą i są to tylko rupiecie – zaś Ty, będziesz wyznaczała mu liczbę papierosów jakie będzie mógł wypalić dziennie w tym tygodniu. A ograniczałaś stopniowo. Zawsze brałaś pod uwagę sytuacje losowe, które mogą go bardziej zdenerwować, więc miał świadomość, że zachowujesz awaryjne fajki po które będzie mógł sięgnąć jednorazowo. Była to cała paczka, ale miała mu starczyć do czasu rzucenia palenia.

     Wiedliście naprawdę spokojne i przyjemne życie. Nie tylko obok siebie, ale razem ze sobą. Czego chcieć więcej? Ah, no oczywiście, do tego cukierkowego obrazu brakuje jeszcze jednego…. 
...
...
     - KURWA MAĆ! – krzyczałaś z bólu trzymając się ręki Sansa, który był blady. O ile można to powiedzieć, w każdym razie, bledszy niż zazwyczaj. Chodziliście do szkoły rodzenia, on teraz powinien pocieszać cię i chwalić i komplementować, albo przypominać o oddychaniu. Ale teoria a praktyka to co innego. Wpatrywał się… przerażony i zafascynowany (z punktu widzenia naukowego oczywiście) procesem narodzin. Żaden film nie odda tego co mógł zobaczyć na własne oczy. Tego krzyku, tej krzątaniny, specyficznego zapachu i bólu łamanych kości. Zaraz, co? – TY BEZWARTOŚCIOWY ŚMIECIU! TO TWOJA WINA! TY MI TO ZROBIŁEŚ! AAAAAAA KURWA – i łzy. Wiedział, że tak nie myślisz. Mówisz to przez ból. No i prawda jest taka, że dziecko samo się nie robi. A zapewne by rozumiał dokładniej, lecz teraz cała jego świadomość była zaalarmowana procesem przyjścia na świat istoty, która wychodzi z tego samego miejsca w jakie on dziewięć miesięcy temu wpychał swojego... No cóż... Przypomniał sobie gdzie jest gdy brutalnie mocno ścisnęłaś jego rękę. Zagryzł zęby i przypominał sobie o oddychaniu z pokorą znosząc kolejne przekleństwa i obelgi jakie ciskałaś w jego stronę. Po kilku godzinach wydających się wiecznością w końcu...

     Zobaczył dziecko, całe umazane we krwi, na klatce piersiowej jego żony, która z delikatnym uśmiechem liczyła, czy ich pociecha ma aby jedną głowę, dwie ręce i nogi i po pięć palców na każdej kończynie. Gdyby miało więcej, albo mniej też pewnie by je kochała, ale zawsze milej jest odnaleźć taką samą liczbę kończyn w swoim dziecku. No cóż, na jednej ręce miała sześć palców, ale to nic wielkiego. Mogła nimi ruszać więc to było najważniejsze. A od dwóch palców środkowych przyszły przekaz będzie tylko wyraźniejszy. Uśmiechnął się do siebie na to wyobrażenie. 

    Wkrótce potem mógł przyjść do Ciebie ponownie, jak odpoczęłaś po porodzie, podczas karmienia piersią. Jego obecność była niezbędna, bo podczas kiedy Ty karmiłaś jej ciało mlekiem, on gładząc niemowlę po plecach dawał swoją magię. Owszem, stawał się przez to starszy, ale nie czuł się z tego powodu jakoś źle. Zależało mu na tym, aby wasze dziecko miało wszystko czego potrzebuje.
-Jak je nazwiemy? – zapytałaś przygryzając wargę
-a ma wacka?
-…. – spojrzałaś na niego marszcząc brwi – Nie. Ale ma za to śliczną, małą muszeleczkę.
-arial
-Nie
-ale to imię mojej matki!
-Żadnych czcionek w mojej rodzinie
-to za późno, bo już masz czcionki i to też moja rodzina!
-Nazwiemy ją …. Kris, to bardzo … ładne imię – Źrenice Sansa zniknęły
-nie – powiedział swoim śmiertelnie poważnym tonem głosu
-O… oh… dobra, no to zrobimy tak. Pozwolę ci wybrać imię – uśmiechnęłaś się – Ale żadnej czcionki… Jesteś mądrym facetem i wiem, że wymyślisz naszej córeczce wspaniałe imię. – Sans uspokoił się i wziął głęboki wdech. Siedział teraz na krzesełku koło łóżka. Wasza córeczka skończyła Cię ssać i teraz drzemała w swoich becikach.
-wygląda jak różowa larwa w tym, co nie? – powiedział unosząc becik do góry. Zmierzyłaś go spojrzeniem, ale nic nie powiedziałaś. Dziecko natomiast otworzyło jedno oko i zaśmiało się – różowa, szczerbata larwa… ej może nazwiemy ją…
-Nie, wymyśl jakieś imię, ale nie takie które będzie klątwą dla niej do końca życia – Warknęłaś ostrzegawczo. To jego ostatnia szansa, jak z niej nie skorzysta, będzie się nazywać Kris.
-supernowa – powiedział w końcu tuląc do piersi swoje dziecko, wyglądał na spokojnego i pewnego siebie
-Jestem pewna, że znajdę taką czcionkę – skrzywiłaś się
-wy ludzie i te wasze czcionki, znajdziesz też taką, która nazywa się wesołe dudu oraz chuja mam do pasa – wywrócił oczami
-Dlaczego takie imię? To w ogóle imię?
-wpierw odpowiem na drugie twoje pytanie, dobrze? – przytaknęłaś – w ciągu naszego życia i nie tak długiego znowu biorąc pod uwagę historie świata, wspólnego mieszkania udało nam się zalegalizować związki rasowo mieszane, adopcje rasowo mieszane, udało nam się wywalczyć ambasadę oraz skrawek ziemi, gdzie ludzie i potwory mogą żyć obok siebie w dodatku żadne z mocarstw świata nie może nas tknąć, bo jesteśmy politycznie neutralni, dlaczego myślisz, że ktokolwiek sprawiałby problemy by nazwać dziecko supernowa? – chciałaś coś powiedzieć, ale nie dal Ci – a nawet jeżeli będą kręcić nosem, hej, ty jesteś siostrą ambasadora i niańką przyszywanej córki pary królewskiej, mamy plecy – puścił Ci oczko – no i twój mężuś jest szanowanym naukowcem, nie zapominaj o tym – dodał z dumą. By następnie spojrzeć na dziecko.
-No dobra, ale Supernowa kojarzy mi się z jakąś tanią wyprzedażą w sklepie – zaśmiałaś się cicho, nadal nieco zmęczona po porodzie i po tym wszystkim, musiałaś ochłonąć i pozwolić, aby myśl o tym, że nie jesteście już sami, dotarła do Ciebie.
-właściwie to nie o ten rodzaj super nowej mi chodziło… – uśmiechnął się i zaczął Ci tłumaczyć. Wiedziałaś, że uwielbia kosmos. Ba! Jedną z rzeczy jaką dostał od Ciebie bez okazji w sumie to był teleskop, nie jakiś wybitny z bajerami i takimi tam, ale mógł spokojnie zabierać go gdzieś za miasto i oglądać nocne niebo. Może i nie był to jego ulubiony prezent od Ciebie, ale korzystał z niego i byłaś z tego powodu zadowolona. - … kosmos jest zazwyczaj ciemnym miejscem prawda? – przytaknęłaś szykując się na lekcję u profesora Sansa, przyjemnie wyglądał trzymając czule w ramionach śpiące dziecko, co jakiś czas spoglądał na nie, jakby nie tylko do Ciebie się zwracał – wyobraź sobie teraz nagły rozbłysk, jaśniejszy niż cokolwiek innego we wszechświecie… tak właśnie rodzą się supernowe… są one jednymi z najbardziej gwałtownych zjawisk… wyobraź sobie gwiazdę oddaloną od nas o naprawdę, naprawdę wiele lat świetlnych. – przytaknęłaś – teraz wnętrze tej gwiazdy, tego olbrzyma… jej wnętrze jest naprawdę bardzo małe, prawda, w nim jest zgromadzona pokaźna masa, taka.... półtora masy słońca – w tym momencie nie byłaś pewna, czy jeszcze go rozumiesz, ale widziałaś, że się wkręcił, więc nie przerywałaś mu – jego jądro składa się z plazmy, gdzie znajdziemy jądra żelazu, niklu i elektronów… no i ten rdzeń czeka właściwie tragedia, bo jądra żelazu i niklu nie mogą ulegać dalszej syntezie, nie może być reakcji termo-jądrowych, bo osiągnęły maksymalną energię wiązania, natomiast może dojść do czegoś innego... procesu endotermicznemu a więc pochłaniającemu energię a co za tym idzie obniżają ciśnienie … - Sans mówił dalej. Ty byłaś już całkowicie pewna, że nie rozumiesz nic z tego co mówił, dlatego uśmiechałaś się, przytakiwałaś, jak zawsze, zastanawiają się, co to ma wspólnego z imieniem jakie chce nadać waszej córce – …tutaj jeszcze dochodzą neutrino, pamiętasz, tłumaczyłem ci kiedyś co to są neutrino – przytaknęłaś niepewnie. Ojej, chyba przegapiłaś jakaś część wykładu. Sans odczytał jednak Twoją minę dlatego potworzył- neutrino to najmniejsze część we wszechświecie o blisko zerowej masie, przenikają przez wszystko, nawet w przez ciebie i przeze mnie w tej chwili – otworzyłaś szerzej oczy, faktycznie mówił o czymś takim, ale nadal…. Co to ma wspólnego z imieniem waszego dziecka?! – tak więc, kiedy nastąpiło już zapadnięcie się rdzenia gwiazdy, zaś powstała w nim wielka masa, neutrino są uwięzione w środku i to one stanowią ponad dziewięćdziesiąt procent światła w wybuchu…. – Dobra, już naprawdę nie wiesz o czym on mówi. – i wtedy z implozji przechodzimy do eksplozji – Znowu coś przegapiłaś? On nadal mówi o gwiazdach? – ...pędzi, rozprzestrzenia wszędzie ciepłą materię ze sobą przez miliony kilometrów, aż dochodzi w końcu po kilku godzinach, a może nawet i dniach, bo zależy od rozmiarów konkretnej supernowej do powierzchni i wtedy ta gwiazda… zaczyna jaśnieć.
-Aha, czyli supernowa to bardzo mocno świecąca gwiazda na niebie, tak?  - przerwałaś mu. Sans spojrzał na Ciebie, jakby wyrwany z transu, poprawił córkę na piersi i podał Ci ją, byś tez mogła mieć ją przy sercu. Chrząknął
-opowiadałem jedynie o powstaniu supernowej typu drugiego, bo jeżeli chodzi o typ pierwszy potrzebujemy układu z białym karłem, a białe karły powstają po ….
-Dobra, dobra, dobra! Supernowa! – Sans uśmiechnął się
-a więc dajmy jej imię po umierającej gwieździe
-Co? Zaraz? Tego nie wyło w wykładzie!
-powiedziałbym o tym na samym końcu, jak też i o tym, że wybuch supernowej nie zawsze kończy się jej śmiercią, ale może znaczyć transformacje i początek czegoś zupełnie nowego.
-Jesteś skończonym nerdem
-ale mnie kochasz
-Kocham.
-i naszą supernową
-I naszą Supernową.
Share:

POPULARNE ILUZJE