20 marca 2019

Undertale: Konsekwencja część 2 [Consequences - tłumaczenie PL]


Autor: TC - 96
Tłumaczenie: Twister

OBA TŁUMACZENIA ZOSTAŁY PORZUCONE (WZNOWIENIE NASTĄPI WRAZ Z KOŃCEM PRZEGLĄDU BLOGA)

Spis treści:
Tłumaczenie Twister                             Tłumaczenie Sesenka
Część 1                                                        Prolog
Część 2 (Obecnie czytane)                   Rozdział I
Część 3                                                  Rozdział II
Część 4                                                                   







Share:

Undertale: Konsekwencja część 1 [Consequences - tłumaczenie PL]

Autor: TC - 96
Tłumaczenie: Twister

OBA TŁUMACZENIA ZOSTAŁY PORZUCONE (WZNOWIENIE NASTĄPI WRAZ Z KOŃCEM PRZEGLĄDU BLOGA)

Spis treści:
Tłumaczenie Twister                             Tłumaczenie Sesenka
Część 1 (Obecnie czytane)                        Prolog
Część 2                                                  Rozdział I
Część 3                                                  Rozdział II
Część 4                                                                   







Share:

17 marca 2019

Undertale: Fallen Flowers - 21 [tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Gdy magowie uwięzili potwory w podziemiach góry Ebott, nałożyli dodatkowe zaklęcie. Klątwę. Ludzie DUSZE mogą ją przeniknąć, ale ich ciała już nie. Zamieniają się w potwory. Młody Frisk musi unikać niebezpieczeństw jakie stają mu na drodze, będąc mniej ludzki niż kiedyś...
Autor oryginału: tarableart
Komiks można także przeczytać na: smackjeeves
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20
21   (tu jesteś) 22 | 23













Share:

Undertale: Fallen Flowers - 20 [tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Gdy magowie uwięzili potwory w podziemiach góry Ebott, nałożyli dodatkowe zaklęcie. Klątwę. Ludzie DUSZE mogą ją przeniknąć, ale ich ciała już nie. Zamieniają się w potwory. Młody Frisk musi unikać niebezpieczeństw jakie stają mu na drodze, będąc mniej ludzki niż kiedyś...
Autor oryginału: tarableart
Komiks można także przeczytać na: smackjeeves
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20  (tu jesteś)
21 | 22 | 23












Share:

15 marca 2019

Event: Walentynki 2019 - Tańcząca w ciemności - Nessa

Spis treści:
Nessa (obecnie czytany)

Otwieram oczy. Przez chwilę leżę nieruchomo, próbując zrozumieć, gdzie jestem. Bezmyślnie wpatruję się w przestrzeń, zauroczona pociemniałym, niemalże atramentowym niebem. Spoglądam w ciemność, dopiero po chwili zwracając uwagę na lśniące łagodnie, srebrzyste gwiazdy.
Nie jestem pewna, czy już wcześniej znajdowały się w zasięgu mojego wzroku. Wiem jedynie, że wydają się znajome, choć nie od razu pojmuję dlaczego.
Równie dezorientujący jest dla mnie moment,w którym przypominam sobie, kiedy i dlaczego zasnęłam. Wciąż mrugając nieprzytomnie,w pośpiechu podrywam się do pozycji siedzącej. Wspieram się na rękach, po czym wzdycham, czując pod palcami miękką trawę. Już wiem, gdzie jestem, choć nie przypominam sobie, kiedy ostatnim razem widziałam tę łąkę nocą. Wygląda inaczej niż w środku dnia, zalana słonecznym blaskiem. Wydaje się uśpiona,a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy w milczeniu spoglądam na uśpione, skryte w mroku kwiaty. Jeden z nich rośnie na tyle blisko, że gdybym chciała, mogłabym go zerwać, ale nie robię tego.W zamian po prostu obserwuję.
– Gabrielu? – rzucam w pustkę.
To nie pierwszy raz, kiedy mi to robi. Nie mam problemu ze zorientowaniem się, że kolejny raz manipuluje moimi snami, kreując je według swojego uznania. Mam ochotę z nim zawalczyć i również zmienić to i owo w otaczającej nas rzeczywistości, ale powstrzymuję się. Daję mu wolną rękę, zaciekawiona kierunkiem,w którym to wszystko zmierza. To pierwszy raz, gdy pozwala sobie na taką ingerencję po tym jak pojawiła się Joce,a on nareszcie mnie pamięta.
Pierwszy, odkąd wszystko jest na swoim miejscu.
Wzdrygam się, nagle zaniepokojona. Nie chcę wracać pamięcią do tego, co się wydarzyło – zwłaszcza złych rzeczy, które wciąż kładą się cieniem na nas wszystkich. Machinalnie obejmuję się ramionami, próbując w ten sposób powstrzymać utratę ciepła, choć to nie chłód jest moim problemem. Zresztą w snach tak naprawdę nie da się odczuwać zimna; nie fizycznie, zaś chłód, który mi towarzyszy, ma swoje źródło gdzieś w moim wnętrzu.
Na sobie jak zawsze mam białą, wyszywana złotą nitką suknię matki Gabriela. To jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że śpię. Możliwe, że nie powinnam na to pozwolić przez wzgląd na Jocelyne. W ostatnim czasie żadne z nas nie jest w stanie porządnie się wyspać, więc podświadomie czuwam, wyczekując jej płaczu. Sęk w tym, że przez ingerencję męża wątpię, bym usłyszała dziecięcy płacz,a tym bardziej się obudziła.
– Nie przejmuj się. Twoja mama jest z Joce.
Wzdrygam się i natychmiast podrywam na równe nogi. Błyskawicznie okręcam się na pięcie,w pierwszym odruchu mając ochotę rzucić się z pięściami na stojącego tuż za mną mężczyznę. Serce trzepoce mi się w piersi, grożąc wyrwaniem się na zewnątrz. Gniewnie mrużę oczy, kiedy spoglądam na Gabriela niemalże z wyrzutem, to jednak nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Przeciwnie – doprowadzam do tego, że na jego ustach pojawia się łagodny, nieco tylko złośliwy uśmiech.
Zwieszam ramiona. Dłonie zaciskam w pięści, ale nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie go uderzyć. Nie żeby sobie nie zasłużył, ale atakowanie Gabriela nadal jest dla mnie nienaturalne. Kto wie, może bardziej niż do tej pory, zwłaszcza że w pamięci mam ten jeden, jedyny moment,w którym spojrzałam na niego jak na potwora. Raz, podczas którego nie był sobą, po prostu beznamiętnie spoglądając na mnie, gdy wisiałam na krawędzi balkonu, błagając go, żeby pomyślało dziecku.
Teraz to wydaje się odległe i nierzeczywiste, jak wspomnienie koszmaru, które zaczyna blaknąc zaraz po przebudzeniu. Pamiętam, ale nie wierzę, nie będąc w stanie spojrzeć na Gabriela inaczej niż połówkę mnie samej – kawałek duszy, którego potrzebuję, by normalnie funkcjonować.W zamian oddałam mu swoją, tak jaki wszystko to, co miałam.
Oboje milczymy i powoli zaczynam mieć tego dość. Czuję na sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających dwie czarne dziury oczu,a do głowy momentalnie przychodzi mi myśl, że Gabriel doskonale wie, co sobie myślę. Wierzę, że nie robi tego specjalnie – nie tak jak tata, który nie jest w stanie od tak odciąć się od rozbrzmiewających w jego głowie głosów.W przypadku obserwującego mnie telepaty sprawy mają się zupełnie inaczej,a jedynym problemem jestem ja sama.A także więź, która łączy mnie z Gabrielem,a którą w tamtej chwili niemalże jestem w stanie dostrzec – coś jak złocista nitka, prowadząca mnie wprost w ramiona mojego przeznaczenia.
Mętlik w głowie daje mi się we znaki. Nie mam wątpliwości, że mój mąż jest w stanie to wyczuć, chcąc nie chcąc dostrzegając więcej, aniżeli mógłby sobie tego życzyć. Próbuję nad sobą zapanować, ale to nie jest proste. Coś w miejscu,w którym się znajdujemy, wytrąca mnie z równowagi.Z drugiej strony, może prawdziwe problematyczna jest napierająca ze wszystkich stron cisza, której nie jestem w stanie ignorować. Próbuję, ale nie potrafię, tak jaki nie jestem w stanie udawać, że nie martwię się o Gabriela.
To nie tak, że nie wierzę, że teraz, gdy wszyscy odzyskaliśmy wspomnienia, wszystko się ułoży. Wręcz przeciwnie, bo tak naprawdę przede wszystkim przejmuję się świadomością, że Gabriel nie podziela moich przekonań.
Ze świtem wypuszczam powietrze. Zrozumienie pojawia się nagle i już po prostu wiem, dlaczego ściągnął mnie do tego miejsca. Łąka jest spokojna, tak jaki otaczająca nas ciemność. Cisza również wydaje mi się właściwa, choć z jakiegoś powodu boli bardziej niż najgłośniejszy krzyk. Krzyżuję ramiona, choć i wtedy czuję się rozbita. To wszystko jest trudne,a ja zaczynam się bać –i nie ma znaczenia, że próbuję tego nie okazywać. Choć z mojej perspektywy sprawy mają się bardzo prosto, nie jestem zaskoczona, że Gabriel sprowadził nas a tutaj, by ostatecznie wszystko uporządkować.
Otwieram usta, ale ostatecznie nie wypowiadam nawet słowa.W zamian nieznacznie kiwam głową, dając mu wolna rękę. Skoro tego chce, proszę bardzo. Tak naprawdę nie mieliśmy okazji porozmawiać aż od porodu, oboje zbytnio zaaferowani pojawieniem się dziecka, pobytem w szpitalu, całym tym zamieszaniem wokół Marco i uroczystości, które miały odbyć się w Niebiańskiej Rezydencji. Dociera do mnie, że tak naprawdę byłam bardzo naiwna, wierząc, że po odzyskaniu wspomnień, wszystko ot tak wróci do normy,a Gabriel daruje sobie obwinianie o rzeczy, na które żadne z nas nie miało wpływu.Z drugiej strony, być może znów chce rozmawiać o ojcu, ale to niczego nie zmienia.
Czekam, choć wątpliwości coraz bardziej dają mi się we znaki. „No, powiedz coś!” – ciśnie mi się na usta, ale zmuszam się do milczenia. Wmawiam sobie, że cierpliwość to najlepsze, na co mogę zdecydować się w obecnej sytuacji, jednak to nie jest takie proste. Nie, skoro napięcie doprowadza mnie do szału. Milczenie Gabriela również, ale…
– Tak bardzo cię przepraszam.
Unoszę brwi w odpowiedzi na te słowa. Na litość matki wampirów, co to niby ma znaczyć? Spodziewam się już dosłownie wszystkiego,w tym również kompletnej głupoty z jego strony. Wiem, że się obwinia –i to zwłaszcza teraz, gdy wspomnienia wróciły. Już wcześniej wszystko było nie takie jak trzeba, zwłaszcza z perspektywy Gabriela. Wszystko to, co zrobił na jej życzenie…
Tyle że nie miał na to wpływu. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie zrobił tego świadomie.
Nie na sam koniec.
– Nie wierzę, że wciąż tak uważasz. – Spogląda na mnie w dziwny, bliżej nieokreślony sposób. Jego czarne oczy wydają się ciemniejsze niż zazwyczaj, choć nie sądziłam, że to możliwe. – Że szukasz usprawiedliwienia, kiedy ja…
– Nie szukam usprawiedliwienia – obruszam się. – Jesteś kompletnym idiotą, Gabrielu Licavoli. To chciałeś ode mnie usłyszeć? – Potrząsam głową. – Ale wydawało mi się, że to jedno mamy wyjaśnione. Wybaczyłam ci wszystko.
– Nessie…
– Chodź tutaj – przerywam, nawet się nie wahając.
Samą siebie zaskakuję pobrzmiewającą w głosie pewnością siebie. Rzucam mu naglące spojrzenie,w tamtej chwili po prostu nie wyobrażając sobie, że miałby mi odmówić. Mało kiedy czuję się aż tak zdeterminowana jak w tym momencie, ale to wydaje mi się właściwe.W pamięci wciąż mam tego wytrąconego z równowagi, zszokowanego Gabriela, kajającego się przede mną po tym jak pod wpływem głosu Syreny omal mnie nie zabił. Równie dobrze pamiętam jak kłóciliśmy się, gdy emocje wywołane zatartymi wspomnieniami w końcu dały o sobie znać. Byłabym naiwna, gdybym sądziła, że pojawienie się Joce rozwiązywało wszystko, ale z drugiej strony… Czy to byłoby takie złe? Może po prostu oboje musimy tego chcieć.
Tak czy siak, nie zamierzam spokojnie stać i czekać aż po raz kolejny emocje wymkną się spod kontroli. Nie te, które wyczuwam w Gabrielu. Myśl o tym, że znów miałby trzymać mnie na dystans, mnie przeraża i to do tego stopnia, że nie jestem w stanie jej znieść.
– To jedno akurat ustaliliśmy – stwierdza cicho Gabriel. Uświadamiam sobie, że wciąż siedzi mi w głowie. – Jestem zbyt samolubny, by cię zostawić.I to nawet wtedy, gdy powinienem.
– Jeszcze jedno słowo o tym, co powinieneś – cedzę przez zaciśnięte zęby –a przysięgam, że sprawdzę jak bardzo mogę skrzywdzić cię we śnie. Nie wiem jak, ale znajdę sposób, by złamać ci nos.
Jego zaskoczony śmiech na moment wytrąca mnie z równowagi. Sam Gabriel na takiego wygląda – przede wszystkim na zaskoczonego, wyraźnie niedowierzając słowom, które padły z moich ust. Spogląda na mnie dziwnie, choć nie tak, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Choć przez moment jego oczy lśnią i to wystarczy, bym przynajmniej trochę się rozluźniła.
–O tym też tak łatwo zapominam. Moja żona jest o wiele niebezpieczniejsza, niż mogłoby się wydawać. – Uśmiecha się pod nosem. Jest coś w tym wymuszonego, ale nie dbam o to. Nie, skoro w końcu posłusznie pokonuje dzielącą nas odległość. – Mi amore…
– Obejmij mnie.
Tylko tego chcę. Zniecierpliwionym ruchem wyciągam rękę, oczekując wyłącznie współpracy z jego strony. Tym razem nie mam jak usprawiedliwić się hormonami ciążowymi, najzwyczajniej w świecie sfrustrowana milczeniem, które na powrót zapada między nami. Poniekąd mam ochotę go uderzyć – tak dla zasady, dokładnie jak wtedy na balkonie, gdy śmiał mnie odepchnąć. Jeśli i teraz zignoruje to, że go potrzebuję…
Nie wiem czy to moje wspomnienia, czy coś innego, ale Gabriel w końcu podejmuje decyzje. Żadne z nas nie jest prawdziwe – nie do końca – ale wyraźnie czuję jego dotyk, gdy ujmuje moją dłoń. Rozluźniam się, czując jak uchodzi ze mnie całe napięcie. Wpadam mu w ramiona, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko przygarnąć mnie do siebie. Przez moment liczy się wyłącznie znajome objęcia i zapach, który czuję za każdym razem, gdy nabieram powietrza.
Wzdrygam się, kiedy ciepłe dłonie przesuwają się wzdłuż kręgosłupa. Ostatecznie zatrzymuje je na moich lędźwiach, po chwili przesuwając na płaski już brzuch.
– Tęskniłem za tobą – przyznaje,a ja spoglądam na niego skonsternowana. – Przy malutkiej trudno mi skupić się tylko na tobie. Nie żeby było w tym coś złego…
– Zawsze możemy częściej podrzucać ją mojej mamie. Albo Layli – zauważam przytomnie. – Obie rwą się do tego, by nosić ją na rękach… Zresztą czy to ważne? Teraz mnie masz.
– Możliwe – przyznaje wymijającym tonem. – Ale czy nie sama do tej pory uważasz, że ten świat nie jest prawdziwy? To nie to samo.
Wzdycham, dla odmiany sama czując wyrzuty sumienia. Gabriel nie daje mi odczuć rozczarowania, ale przecież dobrze wiem, co sobie myśli.W którymś momencie zdążyłam zapomnieć, jak prawdziwy potrafi być świat snów. Kiedyś dla nas oboje znaczył wszystko, ale z biegiem czasu…
A może przywykłam do tego, by mieć go naprawdę. Tyle że przecież mam.
– Przypomnij mi – proponuję. Zadzieram głowę na tyle, by swobodnie patrzeć mu w twarz. – Choćby to, co znaczyła kiedyś ta łąka. Pamiętam,o co prosiłeś, gdy dopiero zacząłeś mnie tu sprowadzać, ale… chcę to usłyszeć.
Wyraźnie widzę zaskoczenie w jego spojrzeniu, choć naturalnie próbuje je ukryć. Gabriel ma to do siebie, że zawsze próbuje panować nad emocjami, nawet wtedy, gdy jest ze mną –a może zwłaszcza w takich chwilach. Sęk w tym, że to już od dawna nie działa,a przynajmniej nie w takim stopniu, jak mógłby tego oczekiwać.W którymś momencie zmieniliśmy się oboje,w tym ja, choć nie mam pewności, kiedy i jak do tego doszło. Tak czy siak, nie jestem już tą wystraszoną dziewczynką, którą poznał na samym początku i którą przerastało wszystko, co wiązało się z telepatią.
– Nie jesteś – potwierdza bez chwili zastanowienia.
– To nie jest to, co chciałam od ciebie usłyszeć – zarzucam mu. Wciąż kurczowo tulę się do niego, pozwalając, by kreślił mi na plecach jakieś fantazyjne wzory.
– Hm…A co jeśli nie do końca pamiętam,o czym teraz mówisz?
Drażni się ze mną, ale serce i tak jak na zawołanie mi przyśpiesza. Zaciskam dłonie, przez moment bliska tego, żeby jednak spełnić wcześniejsze groźby. Jakoś nie mam wątpliwości, że Isabeau byłaby bardzo zadowolona, gdybym doprowadziła jej brata do porządku w bardziej zdecydowany, nie do końca delikatny sposób.
Gabriel nie daje mi po temu okazji. Zanim mam okazję się zastanowić, zdecydowanym ruchem przysuwa mnie bliżej, przy okazji nachylając się na tyle, by nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. Nie jestem pewna, które z nas inicjuje pocałunek – ja czy on. Toi tak nie ma znaczenia, bo liczy się, że nagle jego usta łączą się z moimi. Spodziewam się delikatności, ale kiedy przychodzi co do czego, również to nie wchodzi w grę. Moje ciało reaguje samoistnie,a ja momentalnie chcę znaleźć się jeszcze bliżej –o wiele, niż jest to fizycznie możliwe.
Teraz całą sobą czuję nie tylko ciało, ale również jego umysł. Wypełnia mnie całą, więc nie pozostaję mu dłużna. To tak, jakby wszelakie mury nagle runęły, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Jego myśli swobodnie przepływają przez mój umysł,a jaz ulgą przyjmuję fakt, że mimo wciąż pobrzmiewającego gdzieś niedowierzania i poczucia winy, uwaga Gabriela skupia się przede wszystkim na mnie. Poddał się, ten jeden raz, choć oboje wiemy, że jest zbyt dumny, by ot tak wycofać się z jakiejkolwiek walki.
Chyba że chodzi o mnie. Wbrew wszystkiemu nie potrafimy ze sobą walczyć.
Czuję pieczenie pod powiekami, ale właściwie nie zwracam na to uwagi.Z trudem łapię oddech, wykorzystując chwile między kolejnymi pocałunkami.W tamtej chwili czuję się w pełni żywa, już nie mając wątpliwości, że świat snów jest równie prawdziwy, co i ten, który widujemy na co dzień. Tak przynajmniej jest, gdy próbuje ingerować w niego Gabriel.W tym jednym momencie aż za dobrze rozumiem, dlaczego oni Ali są tak zafascynowani swoimi darami. To coś więcej niż iluzja, choć tak łatwo o tym zapomnieć.
– Zatańcz dla mnie – słyszę tuż przy uchu. Wzdrygam się, kiedy ciepły oddech muska mój policzek. –O to ci chodziło, prawda? Poprosiłem cię wtedy, żebyś tańczyła.
– Nie przypominam sobie, byś wtedy przyznał, że to ma być coś dla ciebie.
Prycha w odpowiedzi na moje słowa. Nieznacznie luzuje uścisk, dzięki czemu jestem w stanie odsunąć się na tyle, by na niego spojrzeć. Wciąż z trudem łapię oddech, podczas gdy serce tłucze mi się w piersi tak szybko i mocno, jakby w każdej chwili mogło się z niej wyrwać. Kręci mi się w głowie, ale to coś innego niż słabość, która towarzyszyła mi podczas ciąży.
– Wtedy to byłoby niestosowne – stwierdza przesadnie uprzejmym tonem Gabriel. Jego oczy lśnią w niezdrowy sposób, aż nazbyt wyraźnie zdradzając pożądanie. Nie żeby próbował to przede mną ukryć. – Ale żonę mogę o to poprosić, prawda? – dodaje,a na jego ustach pojawia się zaskakująco łagodny, niepewny uśmiech. – Zatańcz dla mnie, aniele.
Jak mam odmówić? Może powinnam być zmieszana, ale nic podobnego nie ma miejsca. Sen czy rzeczywistość, kiedy w grę wchodzi Gabriel, nie obawiam się niczego. Trudno, by po wszystkim, co się wydarzyło, którekolwiek z nas odczuwało choćby cień oporu czy wstydu przed drugim.
Odsuwam się, wciąż z uwagą przypatrując Gabrielowi. Nie od razu decyduję się spełnić jego prośbę. Moje spojrzenie wędruje ku niebu – aksamitnie czarnemu, jeśli nie liczyć gwiazd, ale…
Och, coś się nie zgadza.
– Aniele?
Potrząsam głową. Jak na zawołanie przypominam sobie wiersz Claire – jedną z przepowiedni, która miała dla mnie aż tak wielkie znaczenie.I spełniła się, dokładnie jak każda inna, choć z perspektywy czasu widziałam, że przyniosła wyłącznie to, co najlepsze dla nas.
Tańcząca w blasku księżyca
Zmierza ku światłu
A wraz z nią zapanuje chaos
– Nie widzę księżyca – oznajmiam z rozbrajającą wręcz szczerością.
Gabriel po prostu się we mnie wpatruje, wyraźnie zaskoczony moimi słowami. Nie tego się spodziewał, to zresztą nie wydaje mi się dziwne. Przez dłuższą chwilę oboje milczymy, wpatrzeni w siebie nawzajem, każde pogrążone we własnych myślach. Czekam, tak jaki on, choć podejrzewam, że każde z nas wypatruje czegoś innego. Zabawne, ale nie jestem pewna, czym to jest w moim przypadku.
– Co w tym złego? – pyta w końcu Gabriel. Bez pośpiechu przesuwa się bliżej mnie. – Mało ci chaosu w ostatnim czasie?
– Kto wie? – Przekrzywiam głowę. – Zaczyna mi się to podobać. Ciągłe ratowanie ciebie i twojej duszy też. – Milknę na dłuższą chwilę, po czym dodaję to, co od dłuższego czasu nie daje mi spokoju,w duchu modląco to, by w końcu zrozumiał: – Nie ma rzeczy, której bym ci nie wybaczyła. Kiedy to do ciebie dotrze?
Przez jego twarz przemyka cień. Waham się, przez moment gotowa przysiąc, że jednak powiedziałam o słowo za dużo. Zamieram, niemalże spodziewając się tego, że wróciliśmy do punktu wyjścia – że ten cudowny nastrój zaraz zniknie,a Gabriel znów zacznie zadręczać się czymś, czego nie chcę i nie potrafię zrozumieć.
A potem z jego ust padają ostatnie słowa, które spodziewam się usłyszeć.
– Moja dusza stoi przede mną.
Obraz na moment rozmazuje mi się przed oczami, choć nie od razu pojmuję dlaczego. Orientuję się dopiero w chwili,w której pierwsze łzy docierają aż do brody. Natychmiast ocieram twarz – raz,a później kolejny – ale to już nie ma sensu. Płaczę, na dodatek stojąc tuż przed nim,a ukrycie tego po prostu nie wchodzi w grę.
Z tego wszystkiego nie orientuję się,w którym momencie Gabriel materializuje się tuż przede mną. Znów mnie całuje, tym razem o wiele delikatniej i czulej, nie tyle skupiając na moich ustach, ale całej twarzy. Ociera mi policzki, bynajmniej nieprzejęty tym, że w którymś momencie wtulam się w niego, mocząc całą koszulę łzami.
– Na moje wcale nie potrzebujemy księżyca – rzuca Gabriel, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. Spoglądam na niego w roztargnieniu, przez moment zdezorientowana. To wszystko wydaje się aż tak nierealne… –W ciemnościach też można tańczyć.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale on tego nie oczekuje. Machinalnie poddaję mu się, kiedy odsuwa mnie od siebie na tyle, by móc ułożyć dłonie na moich biodrach.Z wolna obejmuję go za szyję, mimowolnie zastanawiając nad tym, co my właściwie wyprawiamy – na środku tej łąki,w mroku i bez jakiejkolwiek muzyki.
Tyle że to nie ma znaczenia. Pojmuję to z pierwszym piruetem, kiedy ostatecznie dochodzę do wniosku, że w zupełności wystarczy mi spojrzenie i obecność Gabriela. To,w jaki sposób dosłownie taksuje mnie wzrokiem…
Tak, to wystarczy.
Bo w ciemności też można tańczyć.

Inspiracja:


Od autorki: Gratuluję. Właśnie przeczytałeś ff „Zmierzchu”… Albo raczej dodatek specjalny do mojej zdecydowanie zbyt długiem kontynuacji „Lost in the Time”. ;>

Share:

13 marca 2019

Event: Walentynki 2019 - Melinda

Spis treści:
Melinda (obecnie czytany)



Leżałam rozwalona na kanapie, brzuchem do dołu, już pół żywym wzrokiem wpatrując się w ekran telewizora, na którym leciał jeden z tych głupawych seriali. Dobra, próbowałam się wpatrywać, ale coś powieki nie za bardzo chciały współpracować ze mną. Pewnie musiałam wyglądać jak jedną nogą w grobie. Wzrok zmęczonej życiem istoty, której nawet nie chciało się normalnie ułożyć zwisającej przy posłaniu ręki, która już chyba gotowa była na spoczynek w trumnie. Jej gotowość podzielała noga, która nie znalazła sobie miejsca i równie tępo zwisała. Zwieńczeniem był koc, który okrywał moje ciało, spod którego jedynie było widać ciemno blond mini burzę włosów i wcześniej wymienione już “martwe” części ciała.
 Za kanapą słyszałam ciche odgłosy dochodzące z kuchni znajdującej się nieopodal mnie. Podajże sprzątania i zmywania naczyń po wspólnej kolacji.
 Chciałam pomóc, naprawdę. Ale nie wiedzieć czemu, byłam dzisiaj jak trup nie mający siły na cokolwiek. Mimo to próbowałam, ale ona jeszcze mnie siłą zaciągnęła na kanapę, dając mi całkowity zakaz ruszania dupy z niej, póki ona nie skończy. Nawet miała czelność mi zagrozić, że jeśli kiwnę choćby palcem, to mi dupsko kapciem przetrzepie. A najgorsze z tego było chyba to, że doskonale wiedziałam, że to zrobi. Aby to było po raz pierwszy, kiedy mi grozi i groźby dotrzymuje... Kochana. Jak zawsze. No ale cóż, co ja mogę. W szczególności, że nie mam nawet jak się bronić. Bo przecież, by móc w samoobronę, trzeba najpierw mieć do tego siły. A akurat tego mi najbardziej teraz brakowało. 
 Cholera, co za jełopy w dzisiejszych czasach robią te seriale. Kompletnego sensu nie mają. A jeszcze ten wkurwiający narrator. Albo ci amatorscy aktorzy, którzy tyle talentu mają, co słoń gracji w sklepie z porcelaną. Jakim cudem jeszcze takie gówno dają? Naprawdę ktoś ma na tyle mało IQ, by móc to oglądać?
 A, no tak. Tym kimś byłam ja. Hah, no dobra. Zwracam wam honor, gówniane seriale telewizyjne. 
 W sumie i tak już ledwo co widziałam. Obraz wił się jak jakiś wąż, do tego rozmazany jak farba na płótnie, a wokół tego co widziałam już się powoli rozchodziła czerń. Ciemność. Kochana, błoga ciemność, która zawsze utula do snu. I nie tylko do snu. Kojarzyła mi się z czymś jeszcze, takim dziwnym uczuciem, ale… cholera, na obecną chwilę nie wiedziałam jak to nazwać. Jakbym kiedyś to znała, ale dziwnym trafem zapomniała. Jakby umysł chciał o tym zapomnieć. 
  Szybko ta dziwna myśl uleciała, kiedy nawet nie zauważyłam, jak już zamknęłam oczy, a umysł automatycznie zaczął się powoli wyłączać z rzeczywistości.
- Mała, nie zasypiaj na kanapie. Od tego jest nasze łóżko. - przez otaczający umysł mrok przebił się słodki, pełen troski i miłości kobiecy głos, który zadziałał niczym zimna woda.
 Zamulona powoli otworzyłam oczy i na wpół już śpiąc niebieskie oczy powędrowały w stronę kobiety, która potrząsnęła stanowczo, acz delikatnie moim ramieniem. 
 Długie, kasztanowe włosy spływały po jej ramionach, a oczy w miętowym odcieniu spoglądały na mnie z równie wielkim uczuciem, z jakim słowa wypływały z jej warg. Tak rozkosznych, słodkich warg. 
 Nawet nie za bardzo zwróciłam uwagę na jej czarną, ołówkową sukienkę, która idealnie obejmowała jej smukłe ciało, oraz na czarną opaskę ze wstążką ukrytą w jej włosach. Jak też na dziwnie bladą skórę, która normalnie była tak uroczo rumiana, że mogłabym wtulać się w nią godzinami i się tym nie nudzić.
 Znowu dobiegł do mych uszu jej głos, trochę wyraźniej, a jednak… jakby cichszy.
-No już… wstawaj
 Łzy nagle zaczęły uciekać z jej pięknych oczu w tym samym momencie, co z moich, nadal na wpół otwartych, a jej usta zaczęły się wykrzywiać w grymas bólu. Zmarszczyłam brwi, nie za bardzo rozumiejąc jej zachowania jak i powodu, dlaczego miałabym właśnie płakać, kiedy nie czuję nic, co mogłoby wyciskać ze mnie te krople wody zmieszane z solą.
-Proszę, wstawaj
 Nagłe mrugnięcie starczyło, abym na miejscu dziewczyny… zobaczyła samą siebie, zapłakaną, szlochającą. Trzymającą mnie za ramiona rękami po obu stronach i potrząsając coraz żywiej. Przez zaciśnięte zęby coraz szybciej uciekało notorycznie jedno słowo.
-Wstawaj….wstawaj… wstawaj…
WSTAWAJ


***


 Najpierw poczułam, jak słońce ma na tyle tupetu, aby świecić mi tymi swoimi głupimi promieniami po oczach. Mruknęłam niezadowolona, delikatnie odwracając głowę, aby uciec od bezlitosnego światła. Potem poczułam swoją rękę spoczywającą martwo na moim czole. Zaraz posłużyła, jako ochrona przed słońcem. A na koniec zorientowałam się, że leżę nago rozwalona na całą szerokość i długość posłania. Drugą ręką leniwie zaczęłam szukać zegarka, który powinien leżeć na komodzie. No, powinien. Ale coś ręka nie mogła go znaleźć.
 No dobra, czyli czas na tą gorszą opcję. Trzeba dupe ruszyć.
 Niechętnie wyciągnęłam się cała, wypinając dumnie pierś, a na dźwięk strzelających kręgów zamruczałam przeciągle. Westchnęłam ciężko i leniwie przekręciłam się na brzuch w stronę krawędzi łóżka, aby na wpół otwartymi, miętowymi oczami, rozejrzeć się po podłodze. Może przez sen wyjebałam gdzieś ten głupi zegarek, bardzo możliwe. Nie za bardzo mi się chciało zgarniać włosy, które przesłaniały mi pół twarzy, a przy tym pół wizji, więc tylko od niechcenia dmuchnęłam w grzywę, łudząc się, że to wystarczy.
 Ku mojemu zaskoczeniu, wystarczyło, aby troszeczkę było lepiej.
 Spojrzeniem szukałam ów urządzenia, przy tym nie przejmując się faktem, że temu pokojowi przydałoby się trochę sprzątania. Tam trochę ubrań porzuconych to tu to tam. Trochę jakichś papierków chuj wie po czym. 
 Sam pokój nie był jakiś duży. Akurat dla jednej osoby, która w sumie nie miała wygórowanych wymagań. Jedynie na tyle duży, aby spokojnie mógł pomieścić łóżko pojemności dwóch osób, jakąś szafę na ubrania, komodę i biurko na którym spoczywał jakiś mały stosik papierów. Jedynym co mogło posłużyć za oświetlenie była lampka na biurku. No może był na suficie jeszcze mały żyrandolik, ale w nim akurat żarówki nie działały. A mi nie specjalnie się spieszyło z wymianą jej na nową. 
 W końcu dojrzałam elektryczny zegarek, który… no co za mały skurwysyn… Jęknęłam z bólem na myśl, że albo będę musiała wykazać się szczególną gimnastyką, albo wstać jak normalny człowiek i po prostu podnieść go. Po chwili namysłu pomyślałam, że skoro i tak w sumie trudno nazwać mnie “normalnym człowiekiem”, to może po prostu znajdzie się trzecia opcja. 
 Tak więc wyciągnęłam ogon, którego jeszcze przed sekundą nie było, w stronę urządzenia. Po chwili zegarek już zawisł przede mną, a ja ze zmrużonymi oczami przyglądałam się godzinie wyświetlanej na ekranie. Oh, już południe dochodziło. To chyba wypadałoby wstać. 
 Bezceremonialnie odstawiłam zegarek na komodę. Po chwili zbierania many, aby użyć jej do załadowania siły, którą miałam wykorzystać do podniesienia się, ostatecznie sturlałam się z łóżka jak jakaś kłoda. Po tym dopiero znalazłam chęci, aby wstać na równe nogi. Rozciągnęłam nagie ciało ku górze, mrucząc przeciągle, przy czym ukradkiem spojrzałam na kalendarz wiszący na pobliskiej ścianie. Zaraz, dzisiaj…. jest 13 luty. Oh, zaraz mi twarz się rozpromieniła, a rozespanie zaraz odeszło w niepamięć. Co roku spotykam się ze swoją ukochaną o północy, kiedy tylko dzień z 13 przejdzie na ten powszechny dzień, gdzie to każdy okazuje swoje czułostki osobom, które są mu bliższe. Nie ominęło to również mnie i mojej kochanej Rosi, z którą spędzamy nierozłącznie ten dzień przez calutkie 24 godziny.
 Zachichotałam pod nosem na myśl o wspólnych chwilach, igraszkach i innych zabawnych czy bardziej czułych chwilach. Z tym akcentem podjęłam bardzo poważną decyzję.
 Czas w końcu się odpowiednio ubrać i przygotować.
 ...I może coś dobrego sobie przekąsić.


***


 Powoli zbliżała się już północ. Ciemność oblegała wielkie miasto, które dzięki licznym latarniom i innym źródłom światła, mieniło się pięknie. Przez to właśnie, mimo gołego nieba, trudno było dostrzec jakąkolwiek gwiazdę. No chyba że naprawdę wytężysz wzrok i będziesz miał w głębokim poważaniu powstały potem ból gałek ocznych.
 Kroczyłam radosnym krokiem przez chodnik, zmierzając ku miejscu naszego stałego miejsca spotkań. Z racji, że mimo gołego nieba, to jednak był luty i za ciepło nie było, opatulona byłam w ciepły, czarny płaszcz, który sięgał mi do połowy ud. Z pod niego wystawała nieco falowana, czerwona spódniczka, a nogi opatulały czarne rajstopy. Ciepłe buty na obcasie stukotały z każdym wykonanym przeze mnie krokiem. Szyja owinięta była szkarłatnym, grubym szalikiem, który jednak nie zdołał zatrzymać pod sobą długich, kasztanowych włosów, które uciekły i swobodnie spływały po nim. Z jednego ramienia zwisała czarna torebka, a z niej wystawała dyskretnie szyjka butelki wina. Półsłodkiego. 
 Taki jakie obie lubiłyśmy. 
 Te już tak nie wystawały z torebki, ale również nie zapomniałam o kieliszkach do wina. Czyste i zabezpieczone, aby w torebce się nie poturbowały za bardzo.
 Twarz moja obecnie wyrażała radość zmieszaną z tęsknotą jak i z podekscytowaniem na myśl o spotkaniu się. Tak na prawdę. 
 Doskonale pamiętałam drogę. Tyle już lat tędy chodziłam. Tyle, że normalny człowiek nie mógłby sobie wyobrazić tego. Tu w lewo, trochę prosto, znowu w prawo. W końcu przeszłam przez pasy na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się ogrodzony murem teren usiany trawą oraz drzewami. Ah, dzisiaj też oświetlony małymi lampionami.
 Nie zatrzymywałam się, rozglądając się za naszym miejscem spotkań. Zawsze to samo miejsce. Za każdym razem. Każdego roku, w każde ważniejsze dla nas święto. Niezmiennie.
 W końcu mój uśmiech się powiększył, a z mojego gardła doszło niskie mruczenie wyrażające zadowolenie. Znalazłam. A ona już tak na mnie czekała. 
-Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam, moja droga.
 Z trudem się powstrzymałam, aby nie zacząć biec i po prostu skoczyć na nią. Po prostu spokojnym krokiem podeszłam i złożyłam czuły pocałunek na wizerunku mojej miłości, który widniał na nagrobku, na którym widniał napis 

Rosellin Gordon
2018-2070

 Wyciągnęłam z torebki dwa kieliszki na wino i postawiłam je na kolumnie grobu. Obok swoje miejsce znalazła butelka wina, a nawet i druga! Jednak za nim napoczęłam jedno z nich, wyciągnęłam zapalniczkę i po chwili świece, jakie się tu znajdowały, spokojnie się paliły. Usadowiłam się na krawędzi grobu tuż przy wizerunku mojej kochanej Rosi i sięgnęłam po butelkę, którą już po chwili nalewałam do kieliszków. Odstawiłam butelkę na bok, a ów kieliszki wzięłam w obie dłonie. Jedną postawiłam przy zdjęciu, a drugą nadal trzymałam w ręku. Spojrzałam wyczekująco na zegarek, jaki schował się pod rękawem płaszcza, a kiedy wybiła równa północ, uśmiechnęłam się wręcz czule. Spojrzenie zwróciłam w stronę zdjęcia, a kieliszek przybliżyłam do stojącego obok drugiego.
-Wesołych Walentynek, Moja Rosi.
 Symbolicznie stuknęłam lekko kieliszkiem o kieliszek i ponownie ucałowałam wizerunek tej pięknej, mimo wieku nadal nieskalanej żadną skazą twarzy. Jedynie szkoda, że nie widać tu było równie intensywnie jej miętowych oczu, równie uroczo rumianej skóry i kasztanowego odcienia włosów, jakie naprawdę miała. Ale to nic. Nadal była dla mnie piękna. Tak samo piękna jak w dniu, kiedy mnie znalazła. Tak samo jak w dniu, kiedy zobaczyła prawdziwą mnie i się nie bała. Tak samo, kiedy odkryłam, że to właśnie ona jest drugą połową mej spłowiałej, zepsutej duszy. Tak samo jak w dniu, kiedy i ona ujrzała we mnie to, co ja w niej. 
 Tak wiele lat minęło, a jej piękno nadal niczym nie skalane. 
 Spojrzałam na nocne niebo, gdzie tutaj, w naszym miejscu spotkań, mimo otaczających nas budynków miasta, dało się spokojnie dostrzec gwiazdy, które wybijały się swym blaskiem z otaczającej ich ciemności. Upiłam łyk wina, rozkoszując się jego smakiem rozpływającym się na mym języku. 
-To jak, ty zaczniesz opowiadać, czy znowu ja?
 I tak zaczęłyśmy wspólnie walentynki, tradycyjnie rozpoczynając je rozmową i ciesząc się swoją bliskością. 
Share:

11 marca 2019

POPULARNE ILUZJE