Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty

1 kwietnia 2018

Undertale: Gra w kości - Zmysłowe zakupy [The Skeleton Games - Seasonal Shopping!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Kolejnego ranka zbudził Cię wibrujący telefon przy łóżku. Było znacznie wcześniej niż pora o której zwykle wstawałaś, ale zgodziłaś się na spotkanie, kiedy sklepy zostają otwarte... Wychodząc z łóżka rozpoczęłaś poranną rutynę. Toaleta, prysznic, ubrania, szybko byłaś gotowa na zakupy. Kiedy szłaś do kuchni Twoje oko zwróciło uwagę na kanapę i przypomniałaś sobie, że szkielet nadal na niej śpi. Oczywiście, że jeszcze śpi... daleko jeszcze do południa, no i jest weekend. Podchodząc od tyłu kanapy patrzyłaś jak oddycha delikatnie przez sen. Wtulił się całkowicie w dakimakurę jaką mu podrzuciłaś. Wbijał ostre pazury w nią i mocno tulił do piersi. Koc zwisał z jego ciała, oddychał łagodnie. Ubrania zrolowały się przez noc, zapomniał też ściągnąć kurtki. Drgnął poruszając się nieznacznie w miejscu. Miałaś dobry widok na jego kręgosłup, który powoli unosił się i opadał. Oddychanie... nadal musisz go zapytać dlaczego to robi. Niewielki uśmieszek zagościł na Twojej twarzy gdy zauważyłaś za co chwytał jedną ręką... Heh... nie zamierzałaś by akurat tę część poduszki miał pod twarzą... Ale... już za późno. Zdając sobie sprawę, że drugiej takiej szansy może nie być, chwyciłaś za telefon i przeszłaś obok kanapy. Po wzięciu kilku satysfakcjonujących zdjęć, napisałaś coś na karteczce i delikatnie przykleiłaś ją do jego czoła, a potem wyszłaś z mieszkania. Czacha nadal spał... Ty musisz dopilnować planów jego urodzin. 
Zajęłaś miejsce parkingowe w samą porę. Sklepy właśnie zostały otworzone choć słońce nie wzeszło jeszcze w pełni, czułaś się niepewnie jadąc. Założyłaś kilka warstw ubrań i szybko przeszłaś do budynku i weszłaś do środka. Wyciągnęłaś komórkę i zobaczyłaś, że masz kilka wiadomości i nieodebranych połączeń.

Wielki Szef: CZŁOWIEKU. JESTEM! GDZIE SIĘ PODZIEWASZ?!?!?!?!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: ODBIERZ NATYCHMIAST!!!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: W KOŃCU OTWORZYLI DRZWI!!! MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ DUMNA IŻ ZAWODZISZ WŁASNY GATUNEK, BO WŁAŚNIE TO ROBISZ W TEJ CHWILI!!! JAK ŚMIESZ SPÓŹNIAĆ SIĘ GDY MASZ SPOTKAĆ SIĘ Z PRZERAŻAJĄCYM PAPYRUSEM!!! I TY UWAŻASZ, ŻE ŚMIESZ BYĆ LEPSZA ODE MNIE W RANDKOWANIU!!!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: OBYŚ ZDECHŁA! BO TO JEDYNA WYMÓWKA NA SPÓŹNIENIE SIĘ!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: CZŁOWIEKU! OBIERZ! NATYCHMIAST!!!

Wygląda na to, że przybył wcześniej niż Ty. Nie spóźniłaś się, ale... nie byłaś jakoś wcześnie. Sprawdziłaś czas kiedy otwierają sklepy, nie było informacji, aby mieli to zrobić wcześniej. Byłaś w połowie odpisywania wiadomości, gdy zadzwonił Twój telefon. Odebrałaś natychmiast przystawiając go do ucha
-Uh..cz-cześć... Szefie...
-W KOŃCU TY ŻAŁOSNY CZŁOWIEKU! TAK TRUDNO ODEBRAĆ GDY DZWONIĘ?!?! BYŁEM PEWIEN, ŻE UMARŁAŚ! - jego donośny głos rozbrzmiał w Twoim telefonie. Musiałaś odsunąć go na kilka centymetrów od twarzy.
-Prowadziłam gdy dzwoniłeś... Już jestem na miejscu
-TSK.. SPÓŹNIŁAŚ SIĘ! MIELIŚMY PRZECIEŻ SPOTKAĆ SIĘ GDY SKLEPY ZOSTANĄ OTWORZONE!
-Ta... ale to właśnie teraz...?
-OTWORZYLI DRZWI DZIESIĘĆ MINUT TEMU!!! - sprawdziłaś telefon raz jeszcze... Nie... jesteś w samą porę. Może otworzyli drzwi wcześniej?
-Heh... Wybacz, Wielki Szefie... Wygląda na to, że będziesz musiał mnie poddać torturom – powiedziałaś uśmiechając się. Milczał przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
-C-CÓŻ.. TO NIE TAK, ŻE MUSZĘ
-Ej Papyrus! W końcu dodzwoniłeś się do swojej dziewczyny?!!! - kolejny głos odezwał się w tyle
-MILCZ UNDYNE! JUŻ CI MÓWIŁEM, TO NIE MOJA DZIEWCZYNA! - odkrzyknął. Słyszałaś jak telefon przez jakiś czas szumi, w słuchawce odezwał się znajomy głos
-Cześć Dziewczyno! Przyprowadź tu swoje dupsko! Czekamy już wieki!
-ODDAJ MÓJ TELEFON UNDYNE!!! PRÓBUJĘ ROZMAWIAĆ!!! - krzyczał Papyrus z drugiej strony
-Gdzie jesteście? Przyjdę do was – miałaś nadzieję, że są gdzieś blisko.
-W dziale z żarciem! A gdzie indziej?! - zawołała Undyne
-MÓJ TELEFON!!! NATYCHMIAST!!! - i połączenie zostało przerwane. Schowałaś komórkę do kieszeni idąc w stronę stoisk z jedzeniem. Gdy tam dotarłaś zauważyłaś dwa wysokie potwory siedzące po przeciwnych stronach stołu. Papyrus zauważył Cię pierwszy, odwrócił się wściekły. Undyne leniwie opierała się o blat jedząc coś z dużego kubełka. - TSK... NAWET NIE ŚPIESZYŁAŚ SIĘ, BY TU PRZYJŚĆ SZYBCIEJ – mruknął, gdy się pojawiłaś. Udnyne popatrzyła na Ciebie, pomachała ręką trzymając w niej pałeczki.
-Cześć Dziewuszko! W końcu!
-W KOŃCU! - zawtórował szkielet
-Heh... wybaczcie... Naprawdę wydawało mi się, że jestem na czas – powiedziałaś zawstydzona
-Neeee! Nie martw się śpiochu!!! - powiedziała zadowolona biorąc sporą porcję klusek z kubełka mierząc Cię od stóp do głów żółtym okiem.
-POWINNA SIĘ MARTWIĆ! NIE MOŻESZ OBIECAĆ KOMUŚ, ŻE BĘDZIESZ I SIĘ NIE POJAWIĆ! TAK ROBI SANS!!! - aż tupnął nogą zdenerwowany.
-Przyszła! - Undyne powiedziała ładując makaron do policzków – No i … wydaje mi się, że to przez to, że waliłeś w drzwi pięściami to otworzyli je wcześniej.
-Waliłeś w drzwi...? - uniosłaś brew. Papyrus odwrócił wzrok wzruszając ramionami
-CH-CHCIAŁEM POINFORMOWAĆ PRACOWNIKÓW, ŻE KLIENCI CZEKAJĄ I POWINNI SIĘ POŚPIESZYĆ I OTWORZYĆ TEN BAJZEL NAZYWANY CENTRUM HANDLOWYM!!
-Więc jednak się nie spóźniłam! - powiedziałaś zadowolona
-NIE! UMÓWILIŚMY SIĘ, ŻE SPOTKAMY SIĘ GDY SKLEPY ZOSTANĄ OTWORZONE! SKORO ZOSTAŁY OTWORZONE WCZEŚNIEJ, A CIEBIE NIE BYŁO, ZNACZY ŻE SIĘ SPÓŹNIŁAŚ!
-Albo … po prostu naprawdę chcesz mnie troszeczkę potorturować – zachichotałaś – Rany, Wielki Szefie, jaki łobuziak! - Udnyne zaczęła śmiać się z pełnymi ustami plując jedzeniem na lewo i prawo.
-Z-ZAMILCZ! - krzyknął głośno – NIE O TO MI CHODZIŁO!!! TO BYŁBY NORMALNE TORTURY!!! NIE SPEŁNIENIE OBRZYDLIWYCH I OBLEŚNYCH LUDZKICH FANTAZJI!! - Udnyne śmiała się głośniej, twarz Papyrusa zaczęła przybierać kolorów. - D-DOBRA! NIE BĘDZIE TORTUR! ZNISZCZYŁAŚ WSZYSTKO SWOIMI ZBOCZONYMI MYŚLAMI I TERAZ NIE CHCĘ TEGO ROBIĆ! - popatrzył na Undyne – POŚPIESZ SIĘ I SKOŃCZ SWOJĄ LUDZKĄ POTRAWĘ ABYŚMY MOGLI ZACZYNAĆ – ta w odpowiedzi zaczęła wypychać usta makaronem próbując skończyć szybciej. - TSK... SWOJĄ DROGĄ – uniósł dłoń by pokazać na wielkiego rybiego potwora obok siebie – T-TO MOJA.... TO BEZNADZIEJNY PRZYPADEK BYŁEGO WOJOWNIKA... UDNYNE...
-Bł'go kapffftn 'uardii! Móffffłam jej to! 'usz się 'amy! - powiedziała krzycząc z pełną paszczą.
-TO OBRZYDLIWE UDNYNE! NIE GADAJ Z PEŁNĄ BUZIĄ
-Kasza'eś 'ii fie pofieszyffć! - uśmiechnęłaś się patrząc na nich
-Ta... poznałyśmy się w Muffets... - miałaś nadzieję, że nie powiedziała o długu Sansa. Miałaś wrażenie, że to bardzo by rozgniewało Papyrusa, gdyby się dowiedział. Udnyne głośno przełknęła klepiąc się po piersi czekając, aż jedzenie znajdzie się w jej brzuchu.
-Ta.. To ona powiedziała mi o nawiedzonym domu.
-TSK... - Papyrus skrzyżował znowu ręce – NAWIEDZONY DOM BYŁ NICZYM WIĘCEJ NIŻ FARSĄ... NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE MÓJ BRAT PRACOWAŁ W TAKIM MIEJSCU …
-O ile pamiętam, mówiłaś, że też tam pracujesz – Udnyne w końcu skończyła ostatnią porcję jedzenia oblizując palce – Groziłaś mi, że postraszysz mnie tak, że spadną mi gacie – uśmiechnęłaś się unosząc leniwie ręce
-Co... nie widziałaś mnie? - zmarszczyła oko
-Nie...
-Cóż... a ja ciebie tak – uśmiechnęłaś się bardziej – Mogłaś mnie nie zauważyć, bo nie byłam zbyt straszna – wzruszyłaś ramionami – Ganianie kogoś z piłą łańcuchową jest nudne. - potworzyca otworzyła szerzej oko a potem otworzyła szeroko paszczę
-Gahhhh! - krzyknęła pokazując ręką na Ciebie – To byłaś ty!!! - nawet twarz Papyrusa zarumieniła się
-N-NIE BALIŚMY SIĘ CZŁOWIEKU! NIE BYLIŚMY PO PROSTU PEWNI CO DO AUTENTYCZNOŚCI PIŁY ŁAŃCUCHOWEJ... TO NIEPOROZUMIENIE!
-Właśnie! M-my nie byliśmy pewni odnośnie tego co krzyczałaś o EXP!
-Łapię! Łapię... - wzruszyłaś ramionami.
-Wiesz... ludzie nie wiedzą o tym... - powiedziała zamyślona, znów mierząc Cię spojrzeniem, źrenica się jej zwęziła – Jak wiele cholerstwa Sans ci nagadał?!
-Zadaję się z wieloma innymi potworami ostatnio, więc nie powinnaś o to obwiniać Sansa – mruknęłaś.
-Hm?- nie spuszczała Cię ze wzroku
-D-DOŚĆ TEGO UNDYNE! - Papyrus jej przerwał – MAM COŚ DO ZAŁATWIENIA! - wyciągnął kartę papieru z kieszeni w kurtce i otworzył zaskakująco długą listę – SPĘDZIŁEM PRAWIE CAŁĄ NOC NA PLANOWANIU TEGO CZEGO BĘDZIEMY POTRZEBOWAĆ, JEŻELI SIĘ NIE POŚPIESZYMY, TO NIE ZDOBĘDZIEMY WSZYSTKIEGO NA CZAS!
-To naprawdę wiele rzeczy... - pochyliłaś się by zerknąć na to co tam napisał.
-CÓŻ... I TAK NIE MA TU WSZYSTKIEGO... WIĘKSZOŚĆ TO POMYSŁY... A-ALBO SUGESTIE... - mruknął nie rozwijając listy dalej – OCZYWIŚCIE MAM PLAN NA KAŻDĄ SYTUACJĘ! NYEH HEH HEH!
-Hm.. daj zobaczyć – pochyliłaś się nad listą. Maszyna do karaoke. Świece (też te co nie chcą zgasnąć!) Kamera. Balony. Konfetti. Serpentyny. Piniata. Słodycze. Napoje. Czapeczki. Szczeniaczki. Składane krzesełka (100). Składane stoły (10). Egzotyczna tancerka.
-Szczeniaczki...? Zaraz. ILE osób zaprosiłeś? - popatrzyłaś z trwogą na listę.
-NIE TAK DUŻO... - wzruszył ramionami – SETKĘ NAJBLIŻSZYCH SOJUSZNIKÓW! - czułaś, że zaczynasz się pocić. Nim wróciłaś do czytania Papyrus schował listę w kieszeni.
-Um... Szefuńciu.. to zbyt wiele osób jak na urodziny Sansa..
-NONSENS! TO IDEALNA LICZBA – machnął ręką od niechcenia – ZAPROSIŁEM KAŻDEGO KTO JEST KIMŚ, WSZYSCY GOŚCIE SĄ WAŚNYMI OSOBOWOŚCIAMI. - już miałaś coś powiedzieć, kiedy poczułaś bardzo silne ramie otaczające Cię z boku.
-Właśnie! Będzie super! - Drugą rękę Undyne oplotła dookoła Papyrusa – Pomogę temu nerdowi, co może pójść źle?
-JUŻ CI MÓWIŁEM UNDYNE! NIE POTRZEBUJĘ TWOJEJ POMOCY!!!
-Fuhuhuhuhuhuh!!! - przyciągnęła go bliżej szczerząc się szeroko – Jesteś po prostu zazdrosny, że to ja mam już dla niego najlepszy prezent!
-TYLKO DLATEGO, ŻE ALPHYS CI POMOGŁA, NIE ZNACZY, ŻE JEST NAJLEPSZY! - Papyrus próbował się wyrwać.
-Fuweh heh heh... Możesz tak mówić, kiedy znajdziesz coś lepszego!
-Zaraz! Co dla niego masz? - byłaś nadal w jej objęciu. Ciekawa co inny potwór może myśleć, że będzie dobrym prezentem dla twojego złośnika.
-Jakąś głupią książkę dla nerdów o kosmosie... - puściła Papyrusa – Moja dziewczyna mówiła, że pokocha ją.
-Zaraz... Sans przyjaźni się z Alphys?- Udnyne wykrzywiła usta w obrzydzeniu
-Jakby Alphy przyjaźniła się z … - zerknęła na Papyrusa i szybko się poprawiła – Tsk.. znaczy się.. z tego co wiem to razem pracowali czy coś... nie wiem – znowu spojrzała na Ciebie i zmarszczyła oko – Kto ci mówił o Alphys?
-Oh... uh... Sans wspominał o niej kilka razy. Mówił, że to twoja dziewczyna i jest naprawdę mądra – Natychmiast Undyne uśmiechnęła się szeroko
-Fuhuhuhuhuhuhu! Kurwa jasne, że jest!
-TSK! DOŚĆ GADANIA UNDYNE! - wtrącił się Papyrus odpychając ją – ZAPROSIŁEM TU CZŁOWIEKA CELOWO. MUSIMY ZACZĄĆ JUŻ TERAZ! - odwrócił się w Twoją stronę – TERAZ CZŁOWIEKU! PRZYDAJ SIĘ NA COŚ I POKAŻ MI, GDZIE ZNAJDĘ SKLEP Z PRZEDMIOTAMI JAKIE POTRZEBUJĘ! - często bywałaś w tej galerii. Zawsze kiedy chciałaś kupić jakąś nową grę, właśnie tu szłaś. Naturalnie, wiedziałaś też, gdzie znajduje się sklep o nazwie Planeta Imprez. Bez zbędnych pytań, zaprowadziłaś dwa potwory. Wzrok gapiów zaczał was śledzić. Centrum może i było prawie puste, kiedy przyszliście, ale powoli zaczynało się zapełniać. Zauważyłaś to, gdy grupa ludzi praktycznie biegła w waszą stronę z uniesionymi aparatami. Cóż.. nie chodziło o Ciebie. Chodziło o Twoich towarzyszy. Papyrus i  Undyne nie zwracali na to uwagi. Właściwie... z jakichś powodów czułaś, że Papyrusowi się to nawet podoba. Ciebie to denerwowało. Większość życia spędziłaś ukryta... albo ostatecznie... nie wychylałaś się... Po tym jak kolejna osoba zrobiła wam zdjęcie, czułaś się naprawdę niezręcznie. W końcu, dotarliście do sklepu z gadżetami na każdą imprezę, westchnęłaś z zadowolenia, wolna od spojrzeń. - CUDOWNIE! - Papyrus stał przed sklepem – TO MIEJSCE PEŁNE UŚMIECHNIĘTYCH ZDJĘĆ LUDZI WYGLĄDA NA TO, ŻE MA WSZYSTKO CZEGO POTRZEBUJĘ! - natychmiast chwycił za koszyk i wszedł do środka. Undyne poszła za nim i również chwyciła za koszyk. Idąc w pierwszą alejkę Papyrus już wpakował cały karton konfetti do koszyka.
-A co ty na to? - zapytała Undyne trzymając kilka świecących kijków.
-BIERZ! - krzyknął nawet nie patrząc.
-Uh... ej... - powiedziałaś zmartwiona patrząc jak ich koszki szybko się wypełniają
-MYŚLAŁEM, ŻE PRZYSZŁAŚ TU BY POMÓC! - nie patrzył na ciebie
-Taa ale... czy to nie troszeczkę … za dużo?
-NONSENS! IDEALNE PRZYJĘCIE MUSI MIEĆ IDEALNE DEKORACJE – mówiąc to wziął karton serpentyn i wrzucił je do koszyka.
-Ale... czy to nie będzie trochę za drogie....?
-TO IDEALNE PRZYJĘCIE CZŁOWIEKU! CENA NIE MA ZNACZENIA!
-N-no ale, nie uważasz, że Sans wolałby... no wiesz... trochę mniej? - miałaś nadzieję, że jakimś sposobem dotrzesz do niego. Papyrus odwrócił się w Twoją stronę z rękami na biodrach
-A KTO ŚMIAŁBY CHCIEĆ MNIEJ NIŻ IDEALNE PRZYJĘCIE?
-...Uh... taaak... Chyba.... masz rację – poddałaś się. Nie wiedziałaś co powiedzieć. Miałaś mieć oko na Papyrusa... tak aby impreza nie stała się przesadna... Wybacz Czacho... Powiedziałaś do siebie chwytając za świecący kijek. Nic na to nie poradzisz...
-D-d-dziękujemy za zakupy w P-p-planecie Imprez! - wyjąkała kasjerka. Papyrus schował swoją kartę patrząc na nią, jak próbuje skryć się pod biurkiem.
-TSK... ROZUMIEM, ŻE MOJA OSOBA MOŻE BYĆ ZBYT ZACNA DLA KOGOŚ TAK ŻAŁOSNEGO JAK TY, ALE TO NIE SPRAWIA, ŻE MOŻESZ BYĆ NIEGRZECZNA I UKRYWAĆ SWOJEJ ŻAŁOSNEJ EGZYSTENCJI ZA STOLIKIEM. WEŹ PRZYKŁAD Z TEGO CZŁOWIEKA – wskazał na Ciebie – JEŻELI CHCESZ ZE MNĄ CHODZISZ, MUSISZ BYĆ DZIELNA! - dziewczyna w odpowiedzi zadrżała.
-Przestań flirtować ze sprzedawczynią przed swoją dziewczyną i pomóż mi dźwigać to draństwo! - krzyknęła Undyne, ręce miała całkowicie zajęte siatkami z zakupami.
-NIE FLIRTOWAŁEM! STWIERDZAŁEM FAKT – zabrał siatki z ziemi, Ty pozostałaś z niczym. Zatrzymał się i zmarszczył brwi – I TO NIE JEST MOJA DZIEWCZYNA! - krzyknął
-Jesteś pewien, że nie chcesz, abym pomogła? - zapytałaś czując się nieco niezręcznie, że nie dźwigasz nic.
-TAK!
-Ale ty masz ich dużo i...
-JESTEŚ SŁABYM, ŻAŁOSNYM CZŁOWIEKIEM! NIE CHCĘ RYZYKOWAĆ, ŻE ZNISZCZYSZ COŚ! ALE MASZ! SKORO CHCESZ – podał Ci najmniejszą siatkę z konfetti – MYŚLĘ, ŻE CHOĆ TO MOŻESZ PONIEŚĆ! - Wzięłaś ją i poszłaś za dwoma potworami do wyjścia ze sklepu.
-Więc... Mamy prawie wszystko z twojej listy, tak? Coś jeszcze? - zapytałaś
-TSK.. TEN SKLEP MIAŁ ZASKAKUJĄCO WSZYSTKO CZEGO POTRZEBOWAŁEM DO PRZYGOTOWANIA IDEALNEGO PRZYJĘCIA. BYŁY NAWET KRZESEŁKA I STOŁY... ALE... O-OCZYWIŚCIE NIE MOGĘ UFAĆ LUDZIOM WE WSZYSTKIM, BĘDĘ MUSIAŁ ZAMÓWIĆ KILKA RZECZY Z INNEGO MIEJSCA... NO I CIASTO.
-Mówiłam, że ja mogę zrobić! - krzyknęła Udnyne idąc obok niego
-NIE ROZŚMIESZAJ MNIE! CHCESZ NAS WSZYSTKICH OTRUĆ?! - żółte oko mignęło niebezpiecznie
-I kto to mówi! Twoja ostatnia lasagna smakowała jakby była ugotowana w ludzkim kiblu!
-NYAH HAH! TO DOWODZI, ŻE MUSIAŁAŚ JĄ PIĆ, SKORO ZNASZ JEJ SMAK! - poprawił torby w rękach. Kilka ludzi zatrzymało się. Większość wskazywała na was, albo robiła zdjęcia telefonami.
-Nie musiałam pić aby wiedzieć, że twoje gotowanie smakuje jak śmiecie! - Oczy Papyrusa stały się niebezpiecznie maleńkie.
-NYEH HEH HEH! ZOBACZYMY, ŻAŁOSNA GWARDZISTKO! WYGLĄDA NA TO, ŻE ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ CIĘ SZKOLIĆ W TWOJEJ JEDYNEJ UMIEJĘTNOŚCI! MOŻE ZNOWU RAZEM BĘDZIEMY GOTOWAĆ … HM?
-Oh JASNE! - krzyknęła akceptując wyzwanie
-DOBRA! W KOLEJNĄ NIEDZIELĘ! - dramatycznie wskazał na własną pierś – PRZYGOTUJĘ POSIŁEK TAKI, ŻE TWA DUSZA NAWET SOBIE NIE WYOBRAŻA!
-Coooo...? Kolejna niedziela! To .. cały tydzień! Zróbmy to teraz! - Papyrus położył ręce na biodrach
-MAM CI PRZYPOMNIEĆ, ŻE JESTEŚMY NA BARDZO WAŻNEJ MISKI PRZYJĘCIA URODZINOWEGO?!
-To po zakupach! - wyszczerzyła się w uśmiechu
-OGŁUCHŁAŚ?! POTEM MASZ SPOTKAĆ SIĘ Z ALPHYS!
-Oh... heheh.. ojej – zaśmiała się zawstydzona – Dobra! Za tydzień! Ale lepiej się przygotuj! Powiem Alphys aby przeczytała wszystkie książki kucharskie jakie znajdę! Powie mi jak robić najlepsze jedzenie!
-NYEH! TRZEBA WIĘCEJ ABY MNIE POKONAĆ, RYBIA KOBIETO! BO JA POZNAŁEM NOWĄ SEKRETNĄ TECHNIKĘ!
-Chyba nową głupią technikę!
-TO SIĘ JESZCZE ZOBACZY... - wyszczerzył kły, a potem spojrzał na Ciebie – TERAZ! CZŁOWIEKU! CZAS NA NAJWAŻNIEJSZĄ CZĘŚĆ NASZEGO ZADANIA ZAKUPOWEGO! PREZENTY!
-Oh.. uh... masz jakiś pomysł? - zapytałaś
-PRZYGOTOWAŁEM LISTĘ POTENCJALNYCH DARÓW – wyciągnął z kieszeni papiery. Wszystkie zapełnione pomysłami. Pochyliłaś się by spojrzeć. Bieżnia. Ciężarki. Książka kucharska ucząca przygotować profesjonalne Lasagne. Osobisty trener. Puchaty Króliczek 2. Kolce podłogowe. Przewodnik po właściwiej higienie i zachowaniu dla potworów. Maszyna do torturowania.
-Fuhuhuhuhuhuhu! - Undyne zaczęła się śmiać kiedy spojrzała – Serio uważasz, że to może spodobać się twojemu bratu?!
-C-CISZA UNDYNE! - zabrał listę z widoku i poprawił rękawice – T-TO NAPRAWDĘ WYŚMIENITE PREZENTY! SAM Z CHĘCIĄ BYM Z NICH... - Undyne śmiała się nadal – MILCZ!
-Uh.... t-to naprawę dobre pomysły... - próbowałaś go uspokoić – Ale.. Wydaje mi się, że mam coś innego w głowie
-CO TAKIEGO? - skrzyżował ręce. Uśmiechnęłaś się ruszając w drogę
-Chodź za mną, to ci pokażę!
-CO TO TAKIEGO?! - krzyczał
-Zobaczysz jak dojdziemy!
-CZŁOWIEKU! - szedł za Tobą, Undyne śmiała się za nim. Z każdą chwilą było Ci coraz bardziej niezręcznie gdy więcej ludzi na was zerkało. Spędziliście kilka cichych godzin w sklepie, więc teraz Centrum jest praktycznie pełne.
-Tak się zawsze dzieje? - szepnęłaś po chwili.
-HUH? - był zmieszany – CO?
-No wiesz... - pokazałaś na kilka osób robiących wam zdjęcia.
-Po jakimś czasie przywykniesz – Undyne wzruszyła ramionami poprawiając siaty w rękach
-NYAH HAH HAH! JAKBY COŚ TAK GŁUPIEGO MIAŁO MARTWIĆ WIELKIEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA! JAKO KAPITAN GWARDII KRÓLEWSKIEJ ZAWSZE BYŁEM OBSERWOWANY GDZIEKOLWIEK SIĘ UDAŁEM! TUTAJ NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO! - powiedział z dumą.
-Fuh huh huh – mimo bagaży położyła rękę na ramieniu Papyrusa – Mówisz o tym, jak wszyscy nazywali Cię Ciasnym Edge Lordem?
-CO!... NIKT TAK MNIE NIE NAZYWAŁ!
-Fuhuhuhuhu! Nie w twarz! Ale powinieneś ich posłuchać, jak cię nie było!
-M-MILCZ!
Delikatne światło słoneczne wkradało się między szparami w zasłonach. Już po południu a mały szkielet nadal spał. Ciepło... Był taki lekki... Jakby latał... Dlaczego? Dlaczego nie pamięta? Dlaczego tego nie pamięta, skoro pamięta wszystko? Biel... Cały świat jest biały... Powoli pochłaniany przez przerażające płomienie. Dwie ręce machały gdy uciekał.... Machały gdy krzyczał... Ciemność... Oczodoły otworzyły się przyzwyczajając się do światła w pokoju. Dziwne... znowu o czymś zapomniał... Przeciągnął kręgosłup i kilka kości wracając do wygodnego posłania. Cholera... jak dobrze mu się śpi. Nie spał od... wielu dni, ile to dokładnie? Za dużo. Jego cholerna sąsiadeczka zawsze znajdowała chujową wymówkę aby budzić go rano w weekendy. Ziewnął i wtulił twarz w miękkość prześcieradła. Jest tak wygodnie, czuje, że może spać... Otworzył oczy szeroko patrząc na obrazek przed nim. Cycki... narysowane ludzkie cycki....
-JESTEŚ! KURWA! MAAAAARTWA! - warknął zeskakując z kanapy odrzucając od siebie poduszkę. Pognał pod drzwi Twojej sypialni i zaczął w nie walić pięścią, drewno drżało – POWIEDZ PAPA TEJ CHUJOWEJ ZBOCZONEJ PODUSZCE! BO WYŚLĘ JĄ DO PUSTKI! - przygotował magię czekając, aż otworzysz. Ale nic się nie stało. - WYJDŹ TU! - znowu krzyknął kopiąc w drzwi, szykując się na spotkanie z Twoją przerażoną twarzą gdy w końcu zobaczysz jak poduszka znika. Nadal nic... - O-OBUDŹ SIĘ DO KURWY!!! - znowu krzyknął, gniew powoli znikał. Kiedy nadal nie odpowiadałaś. Sans zatrzymał się... Dlaczego się kurwa nie budzisz? Odstawił poduszkę pod ścianą, zacisnął rękę w pięść i zaczął pukać – E-ej! - krzyknął niepewnie – Zbieraj swoją pieprzoną dupę! - Nadal nic Sans zaczynał się wkurzać. Tsk... chyba.. chyba sobie nie wyobrażasz, że schowanie się cokolwiek załatwi... B-bo nie boi się tam wejść! Zrobi to kurwa! Skoro nie otwierasz... o-on może wejść. Pochylił się do drzwi nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku. Nic... Dość! Kurwa wchodzi! Chwycił za klamkę i przekręcił ją gwałtownie gotowy wyważyć drzwi przy otwarciu. Skrzek. Uchylił je jednak na tyle, by zerknąć do środka. - W-wiem że jesteś tutaj kurwa! - krzyknął. Kiedy nikt mu nie odpowiedział, pchnął drzwi dalej tak by móc spojrzeć na cały pokój. Czysty. Posłane łóżko. Wszystko tak jak powinno... ale... Gdzie do kurwy nędzy jesteś? Jego dusza szumiała szybciej jak wszedł do pomieszczenia. Pusto... Wszędzie jest pusto.. Naczynia zmyte... Pranie zrobione... Posłane łóżko.. Wszystko jest nieużywane znowu... Nikt nie wróci do domu... Jest znowu sam... Zawsze był sam... Właśnie dlatego mówił, aby nie wychodziła! Właśnie dlatego... - Ch-cholera – mruknął chwytając koszulę na wysokości mostka, próbując uspokoić duszę. Nic mu nie jest. Wszystko jest kurwa dobrze! Ona... tylko wyszła. U-uspokój się i myśl Sans! Trzymaj się! Po kilku wdechach gdy próbował zapanować nad sobą, chwycił z kieszeni telefon. Palce szybko stukały po klawiaturze, gdy pisał wiadomość.
Nadal zastanawiałaś się, dlaczego inni tak nazywali Papyrusa, kiedy poczułaś wibracje telefonu. Wyciągnęłaś go z kieszeni by zobaczyć wiadomość od sąsiada.

Czacha: Gdzie JESTEŚ

A no... w końcu się obudził. Nie widział notki? Jak...? Przykleiłaś mu ją do czoła. Zaczęłaś odpisywać.

Ty: Na gorącej randce

Opierał się o framugę Twojego pokoju. Dusza Sansa w końcu się uspokoiła gdy przeczytał Twoje imię, ale otworzył szerzej oczy gdy przeczytał wiadomość. Co kurwa?! A od kiedy ty... Przecież mówiłaś, że nie... Dlaczego kurwa jesteś na randce?! Nie, nie, nie.... Bywał u Ciebie prawie zawsze przez ostatni miesiąc. Nie miałaś czasu aby sobie kogoś znaleźć... Ty tylko... Ty tylko robisz sobie z niego jaja, jak zawsze... Nie możesz być na... r-randce... W-wiedział by to kurwa!

Czacha: pierdolisz z kim

Uśmiechnęłaś się czytając to

Ty: Szkoda, że nie możesz odbierać zdjęć. Bo gość jest wysoki, ciemny i przystojny!

CO DO KURWY?! Nie ma mowy! Jego palce lekko drżały gdy odpisywał.

Czacha: pewnie kupujesz gry

Czekał chwilę na odpowiedź

Ty: Powiedzmy, że kupuję coś dla kogoś wyjątkowego :D

Jego dusza na chwilę zabiła mocniej, gdy przeczytał to. J-jakby się kurwa przejmował! Po chuj mu to pierdolisz?

Ty: A tak swoją drogą.. przejrzyj się w lustrze

W lustrze... po chuj? Poszedł do Twojej łazienki i spojrzał.

Na zakupach!
Rozgość się, w lodówce coś jest dla ciebie
<3 Twoja kochana sąsiadeczka <3
P.s. Jak się spało z podusią?

-CO DO KURWY?! - zerwał notkę z czoła i zgniótł ją w ręce. Skoro zostawiasz wiadomość, nie kładzie się jej tam! Jak ją kurwa miał zobaczyć? Idąc korytarzem zatrzymał się przed lodówką i ja otworzył. Dwie pełne butelki potworzej musztardy. Zaraz.. m-może nie powinien się tak rozgaszczać i jeść Twoje jedzenie? … I tak tego nie zjesz. Wziął butelkę, otworzył i zaczął pić.
Chichotałaś po wysłaniu wiadomości. Nie mogłaś uwierzyć, że nie przeczytał wiadomości przed napisaniem do Ciebie.
-CZŁOWIEKU! Z CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ? - zawołał przyglądając Ci się z uwagą
-Ah... um.. z n-niczego... - rzuciłaś niepewnie chowając telefon i dalej ich prowadziłaś.
-Mi to nie wygląda na nic – Undyne wyszczerzyła się – Obyś nie zdradzała tego wielkiego idioty!
-JAK WIELE RAZY MAM CI MÓWIĆ UNDYNE, TO NIE JEST MOJA
-Bo jego sezon się zbliża! I będzie potrzebował twojej pomocy! - Papyrus natychmiast zakrył jej usta dłonią. Cała czaszka była czerwona jak pomidor.
-MASZ NATYCHMIAST ZAMKNĄĆ SWOJĄ GĘBĘ!!! - krzyknął. Jego głos rozbrzmiał echem po Centrum Handlowym, wszyscy ludzie, którzy na was nie patrzyli, zrobili to teraz.
-Um... - próbowałaś się schować za potworami unikając wzroku gapiów – C-co? - Sezon... to trzeci raz jak słyszysz to słowo z ust potwora... Nie wiesz co to jest... Ale zdecydowanie coś wstydliwego … i zboczonego...
-N-NIC! IDŹ DALEJ GDZIE MIELIŚMY IŚĆ! - jego twarz nadal była czerwona. Undyne za ręką potwora śmiała się tak głośno jak to możliwe. Gdy ten zabrał dłoń szczerzyła się
-Fuhuhuhuhuhu! Co?! Ten mały zbok Sans mówił ci wiele rzeczy, ale o tym nie raczył wspomnieć?!
-UNDYNE!
-Dobra.. dobra... - odpuściła – Ale powinnaś z nim o tym pogadać
-NIE POWINNA! - Już miała coś powiedzieć, kiedy znajoma muzyczka z anime zaczęła grać.
-Alphy! - krzyknęła wsadzając rękę do kieszeni wyciągając telefon i przystawiając do ucha – Co tam? Prawie gotowe? - mówiła uradowana. Szła powoli i rozmawiała za wami. Papyrus utkwił wzrokiem w podłodze.
-TSK... - wyglądał na zdenerwowanego
-Co jest? - uśmiechnęłaś się – Z wyjątkiem, że twój sezon się zbliża?
-NIE BĘDĘ Z TOBĄ ROZMAWIAĆ NA TEN TEMAT – warknął
-Dobra.. dobra... - zaśmiałaś się. Wzrok Papyrusa na chwile spoczął na Undyne, gdy ta rozmawiała głośno, wyraźnie szczęśliwa. Zauważyłaś to i westchnęłaś, tym bardziej, jak wsadził rękę do kieszeni by spojrzeć na swój telefon – Więc... Zgaduję, że z Sansem nie rozmawiasz zbyt często
-N-NIE ZALEŻY MI – mruknął chowając komórkę.
-Hm... to mało braterskie z jego strony
-JEST OKROPNY W BYCIU BRATEM – uniósł ręce
-Mmmhmmmm.... mmmmhmmmm Powinien częściej do ciebie dzwonić
-OCZYWIŚCIE ŻE POWINIEN! - nagle do głowy wpadł Ci pomysł
-Wiem co zrobić
-NIE PROŚ GO O TO BO NIE W TYM SENS! P-POWINIEN ZROBIĆ TO Z SAMEGO SIEBIE! - położył ręce na biodrach
-Oh.. nie poproszę go! - wyciągnęłaś telefon i zaczęłaś pisać.
-CO ROBISZ? - odeszłaś od niego trochę dalej uśmiechnięta
-Nic... nic...
-N-NIE PROŚ GO!
-Powiedziałam, że nie poproszę! - Skończyłaś pisać i posłałaś. - Iiiii już. - Papyrus wyciągnął swoją komórkę i patrzył na nią.
-TSK... NIE ZADZWONI.
-Poczekaj
-N-NIE ZADZWONI! - Jego telefon zadzwonił. Wielki szkielet popatrzył na Ciebie, a potem na monitor. Powoli uniósł go do czaszki. - S-SANS! - zachichotałaś czytając swoją wiadomość.

Ty: Dobra, powiem ci z kim jestem. Z twoim bratem, nie czuł się dobrze. Coś o jego sezonie. Zadzwonił do mnie i zaproponowałam mu swoją pomoc. 
Share:

12 lutego 2018

Undertale: Gra w kości -Umarłaś! [The Skeleton Games - You Died!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Kropla spadająca na czoło obudziła Sansa. Otworzył oczodoły i skierował źrenice w ciemny sufit. Co... co się dzieje? Kolejna kropla spadła z czarnego sufitu, kapiąc mu bezpośrednio między oczy. Uniósł rękę i dotknął swojej twarzy, przesunął palcami po wilgoci, próbował się przyjrzeć ręce. Woda? … Ale, jest tak ciemno...? Przekręcił się próbując wstać, wtedy zorientował się, że jest w wodzie, która go otaczała...
Co... Co się dzieje?! Próbował wyrwać się lecz to co czuł pod palcami, przypominało bardziej muł. Oh... nie jest tak głęboki... Walczył aby usiąść, zaciskając mocno zęby z każdą kolejną próbą. Gdzie jest? Ostatecznie wstał próbując się rozejrzeć. Woda ciekła mu po łokciach, stopy ugrzęzły w lepkim błocie. Wytężył wzrok próbując cokolwiek dostrzec, cokolwiek w ciemnościach. Czerń... Wszędzie tylko czerń... Nie widział nic z wyjątkiem kapiącej wody i czerni wchłaniającej jego stopy. I nie mógł nic poradzić na to, że czuł... że coś... coś powinien robić. Zaczął iść, każdy kolejny krok odznaczał się głośnym chlupotem. Musi.. Musi coś znaleźć... Musi znaleźć kogoś... Ktoś na niego czeka... Jego dusza zaczęła wirować szybciej w ciemnościach, niepewność wzrastała im dalej się posuwał. Musi się pośpieszyć.... Musi znaleźć tego kogoś! Nie zauważył, że biegnie, póki jego oddech nie zrobił się krótki. Dyszał, biegnąc przez czarny basen. Szukając brata... Dlaczego wyszedł tak późno?! Co sobie myślał? Nie powinno się chodzić po nocach! Dlaczego nie został w domu!!! Prawie upadł na twarz w błogo, ale szybko wstał i biegł dalej. Gdzie on jest? Dlaczego nie może go znaleźć?!
Zawróć...
-Szefie! - krzyczał przemierzając ciemność – Szefie! Gdzie jesteś?! - towarzyszyło mu echo jego własnego głosu w akompaniamencie chlupotu wody.
-SANS...
-Szefie! - Zatrzymał się, czekając, aż otaczająca go woda się uspokoi. Nasłuchiwał głosu, dysząc. Musiał go znaleźć. Tu jest niebezpiecznie.
-DLACZEGO... DLACZEGO TO SIĘ STAŁO... - głos był nieco donośniejszy. Sans obrał kierunek zaburzając taflę wody.
Stój... zawróć!
-Szefie! Gdzie jesteś?! Odpowiedz mi!! - krzyczał. Obracał się dookoła szukając czegoś, czegokolwiek co rozpoznałby w mrokach. Upadł na kolana. Bolały go ręce, lecz wstał i biegł dalej. Dlaczego nie może go znaleźć? Gdzie on jest?! Biegł przez wodę. Biegł przez ciemność w stronę głosu. - Szefie! Proszę! Gdzie jesteś?! - i chwilę potem echo przywiało mu jego własny głos – Szefie... - Skręcił i nagle coś dostrzegł. Jarzące się niebieskie kryształy na ścianach oświetlające zimne skały przed nim. Ich blask bił na sufit, lecz Sans je zignorował i biegł dalej.
Zawróć! Wiesz jak to się skończy!
Zwolnił gdy trafił na suchy grunt. Słyszał echo odbijające się po pomieszczeniu. Ktoś... Ktoś płacze...
-Szefie...? - zawołał – Szefie... Co się dzieje...? - płacz nie ustawał, Sans szedł za nim – Szefie?
-NIE MOŻESZ UMRZEĆ! JESZCZE NIE POMOGŁEM CI WYZNAĆ SWOICH UCZUĆ... - Znalazł go! Sans podbiegł między skały, opierając się o głaz. Na ziemi klęczała postać, otoczona kamieniami.
-Szefie? Szefie! Tu jesteś! Co tutaj robisz w środku cholernej nocy! - zatrzymał się przed postacią, patrzył jak ta łka w swoje ręce. - Szefie? - Płakała dalej, ciężko, nieprzerwanie szlochała. - Szefie.. - wystawił rękę – Ch-chodź... musimy iść!
-ZAMKNIJ SIĘ – głos jego brata drżał. Sans cofnął się patrząc jak ten dalej płacze.
-Sz-szefie? Co się dzieje? - powoli Papyrus podniósł się, odwracając czaszkę by spojrzeć Sansowi w oczy. Łzy ciekły mu policzkach, zaś oczy z jakiegoś powodu wydawały się bardziej puste niż kiedykolwiek. Coś ciężkiego wypadło z jego rąk wprost w proch przed nim. Metalowy kask... Sans zatrzymał oddech gdy jego brat patrzył się na niego.
-TY TO ZROBIŁEŚ – wycedził.
-Szefie co... 
-TY TO ZROBIŁEŚ!!! - praktycznie krzyczał. Sans zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... co... co się stało?! - skupił wzrok na kasku przed nim. Nie powinna umrzeć... Co się stało... Dzieciak powinien być... Był dobry tym razem! Nikogo nie skrzywdził! Co się dzieje?! Powinien być grzeczny!
-NIE ZABIJAJ GO, MÓWIŁEŚ... POMOŻE NAM, MÓWIŁEŚ... MOŻE UDA NAM SIĘ STĄD WYDOSTAĆ BEZ ZABIJANIA KOGOKOLWIEK... KŁAMSTWA! TO WSZYSTKO KŁAMSTWA! - źrenice Sansa drżały, gdy słuchał płaczu brata. To nie powinno się stać! Nic z tych rzeczy! Jego brat nigdy nie wychodził z domu o tej porze! A człowiek nie powinien... Jego brat znowu uniósł kask i przytulił do piersi. Łzy ciekły mu po twarzy, przemoczyły mu chustę.
-M-może zapomniała go kiedy...
-ZAPOMNIAŁA GO W KUPIE WŁASNEGO PYŁU I UBRAŃ!!! CO TERAZ MI POWIESZ SANS?! … POJECHAŁA NA WAKACJE?!
-Nie, Szefie... J-ja tylko... - Papyrus rzucił kask w stronę brata. Uniknął go w ostatniej chwili nasłuchując jak głośno uderza o głazy nim upadnie w błoto.
-ZAMKNIJ SIĘ SANS! ZAMKNIJ SIĘ! TO SIĘ DZIEJE KIEDY CIĘ SŁUCHAM!!! DLACZEGO NIE POZWOLIŁEŚ MI WYKONYWAĆ MOJEJ PRACY?! DLACZEGO MUSIAŁEŚ WEJŚĆ W DROGĘ I WSZYSTKO ZNISZCZYĆ?!
-Szefie...
-I TAK MASZ TO GDZIEŚ, PRAWDA?! NIC DLA CIEBIE SIĘ NIE LICZY! KAŻDEGO DNIA WALCZYŁEM O TO, ABYŚMY ŻYLI I WYDOSTALI SIĘ STAMTĄD, A TY CO ROBIŁEŚ? WAŁĘSAŁEŚ SIĘ OD PASKUDNEJ KNAJPY DO KNAJPY!!! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ?! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ KIEDY WSZYSTKO PSUŁEŚ?!
-Szefie... proszę!
-WIESZ CO MYŚLĘ?! MYŚLĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁEŚ, ABYŚMY SIĘ STĄD WYDOSTALI... CHCIAŁEŚ, ABYŚMY TAM ZOSTALI NA ZAWSZE! PRAWDA?!
-Nie... J-Ja... -Łzy zaczęły kapać mu po brodzie. To nie jest prawda... nie jest... chciał się wydostać!
Więc dlaczego je zabiłeś...?
Musiał! Musiał to zrobić! Chciał wydostać się na powierzchnię ta samo mocno jak wszyscy, ale...
Ono mógł cię ocalić.
A potem co? Miałby patrzeć, jak jego rasa jest niszczona? Patrz czym się dziecko stało!
Ono się zmienia...
Nie może się zmienić! Jak raz zabijesz to zostaje w twojej duszy! Na zawsze!
-Sz-szefie...
-NIE MÓW TAK DO MNIE! JESTEŚ ZWOLNIONY! JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE CHCĘ WIDZIEĆ TWOJEJ BEZWARTOŚCIOWEJ GĘBY!
-Szefie, nie wiedziałem!
-CZEGO NIE WIEDZIAŁEŚ! ABY NIE UFAĆ LUDZIOM? ŻE POWINIENEŚ ZAUFAĆ BRATU?
-Dziecko... nie powinno takie być... powinno być dobre, szczere! - Papyrus patrzył się na brata, płacząc bez przerwy.
-JESTEŚ NICZYM WIĘCEJ JAK BEZWARTOŚCIOWYM ŚMIECIEM
-Nie...
-NIE JESTEŚ JUŻ MOIM BRATEM!!! ZNIKAJ MI Z OCZU!!!
-Szefie proszę!
-POWIEDZIAŁEM, ZNIKAJ MI Z OCZU!!! - Dusza Sansa nagle została wyrwana z piersi i chwilę potem przemknęły mu przed twarzą kości. Uciekał z ledwością unikając ataków, które z hukiem rozbijały się o skały. I uciekał... Łzy ciekły mu po policzkach, zaczął się krztusić, ale uciekał dalej.
-Sans. - wołał głos – Sans...
-Zostawcie mnie! - krzyczał w ciemności.
-Dołącz do nas, Sans...
-Nie! Idźcie sobie! - głośno chlupał biegnąc przed siebie.
-Dlaczego nas nie ocaliłeś?
-Nie chciałem!!! - krzyczał, ale było za późno. Jego nogi utknęły w mule i nie chciały wyjść.
-Dlaczego nas zabiłeś, Sans?
-Przestań. - próbował krzyczeć, ale coś gorącego i mokrego wylało się z jego ust. Czerwień zalała ubrania mieszając się z ciemną wodą u jego nóg. Próbował wołać o pomoc... o cokolwiek, ale ostatecznie dławił się bardziej czerwienią. Z wody wyłoniła się dłoń chwytając go za nogę. I kolejna i jeszcze jedna. A potem pojawiła się ta twarz. Uśmiechała się, gdy on walczył o oddech. Śmiała się, patrząc jak ten zasłania szponami własne usta.
-Nie bój się Sans... - postać wyszła z wody, ręka za ręką chwytały jego nóg. Nie! Idź sobie! Przestać! Próbował krzyczeć – Robię to już wiele, wiele razy... - Zostaw mnie! - Obudzisz się i nic nie będziesz pamiętać...
-Phaaa! - Sans otworzył oczy. Chwytał haustami powietrze w swoim ciemnym pokoju. Jego łóżko było bardzo rozkopane. Trzymał się to, wbijał pazury w stary materac. Musiał wyjąć je, bolało, jeden po drugim, gąbka utknęła w jego uścisku. - Ch-cholera – szepnął nadal próbując złapać oddech. Łzy zaczęły lecieć mu z oczu jak tylko odzyskał oddech. Przekręcił się na bok nasłuchując szumu duszy – Cholera... - powtórzył. Dlaczego? Dlaczego zawsze musi pamiętać... To nie tak to się skończyło, więc nie miało miejsca! Nic z tego nie miało miejsca! Dlaczego jego sny nie ustały? Niech go zostawią w spokoju! Nie chciał! Nie chciał! To nie jego wina! Zwinął trochę prześcieradła w kulkę. Wbił w nią pazury, próbując złapać czegokolwiek z tego świata. Próbując chwycić się rzeczywistości nim jego dusza rozpadnie się na kawałeczki. Ponieważ gdzieś w głębi duszy wiedział... że to jego wina, że nie wyszli z góry wcześniej... Wtulił się mocniej w prześcieradło, próbując pozbyć się wszystkich uczuć. Bolało... Ciężko było oddychać. Czuł, jakby jego dusza miała zaraz umrzeć, nie umiał jej uspokoić. - Cholera. - Powtarzał chcąc zniknąć – Cholera – Czuł się jak bezwartościowy śmieć.
-UMARŁAŚ!
-Ughhh! - jęknęłaś patrząc jak duch Twojej postaci ulatuje na ekranie – Ta gra jest taka trudna.. - oparłaś się o kanapę pozwalając, aby laptop delikatnie Ci się osunął na kolanie, patrzyłaś się na ekran. Dlaczego to musi być boss w stylu strzelaj i unikaj? Jesteś w tym beznadziejna. Zawsze miałaś z tym typem gier problemy. Nawet w Space Invaders. Kliknęłaś w przycisk ponowienia próby, czekając aż poziom się zresetuje. - Głupi smok.. - mamrotałaś patrząc na animację. To jeden z najtrudniejszych bossów z tej gry. Spadałaś jednak z chmury nim do niego dotarłaś. - Nieeeee! - znowu jęknęłaś. Zabierając ręce z klawiatury oparłaś się o kanapę z ciężkim westchnięciem. Może powinnaś wrócić po inny item? Ale lubisz te jakie masz teraz. Grzebałaś w opcjach kiedy usłyszałaś przytłumione dźwięki zza ściany. Sans? Nie poszedł spać? Ściągnęłaś słuchawki nasłuchując sąsiada. Jeżeli ma kolejny koszmar, musisz go powstrzymać. Ciche łkania dobiegały z mieszkania obok, zaś Ty już byłaś przy ścianie. Zatrzymałaś się w miejscu, gdzie po drugiej stronie miałaś jego sypialnię. Musisz wiedzieć o co chodzi nim się wtrącisz i go obudzisz. Kolejne szlochy. - Czacho...? - zawołałaś.
-Ch-cholera... - jego niski głos mamrotał po drugiej stronie. Zaraz... więc... on nie śpi? Leży tam... tak po prostu... Słyszałaś jak coś się porusza nim nastała cisza.
-Um... ej... wszystko... wszystko dobrze? - zapytałaś? Odpowiedziała Ci cisza. Oparłaś się o ścianę myśląc. Jak powinnaś się zachować? Nienawidzi jak próbujesz mu pomóc. Tylko to pogorszy sprawę. Od jak dawna płacze? Wyszedł od Ciebie kilka godzin temu, ale nie słyszałaś nic poważnego. Mógł tak siedzieć od kilku godzin... sam.. Chciałaś się dodać mu otuchy... ale jak...? - Wiem, że powinieneś spać i powinnam ci pozwolić, ale... daj znać, że wszystko dobrze! - Nadal zero odpowiedzi. Westchnęłaś, opierając czoło o ścianę. Skoro nie chce mówić, nic nie poradzisz. Dlaczego tak ciężko mu pomóc? Próbowałaś wymyślić rozwiązanie przytulając się do ściany. Musi być jakiś sposób, aby wyszedł z pokoju. Dać mu powód, aby wyszedł. - Ej... uh... Czacho? - zaczęłaś powoli – Mam pytanie... - nada cisza – Chodzi o to, że... gram w nową grę... i ją lubię... ale.. uh... wiesz... jest trudna... - nasłuchiwałaś przez chwilę, starając się usłyszeć cokolwiek z drugiej strony. - I... cóż... tak sobie myślałam... gram na singleplayer, ale jest opcja multiplayer, więc możesz ze mną zagrać i uh... dobrze jest robić czasem coś samemu... ale czasami potrzebujesz kogoś do pomocy... wiesz? - Cisza – Czasami... musisz zrozumieć, że sam sobie nie dasz rady.. i to nic złego... bo i tak multiplayer jest o wiele zabawniejszy... - usłyszałaś jakieś szmery po drugiej stronie. Przytuliłaś się mocniej do ściany nadal słuchając. - Heh.... Jestem zajebista w grach, ale... nawet ja czasem miewam z czymś problemy... nie ma niczego złego w proszeniu przyjaciela o pomoc... Będę mogła posiedzieć i popatrzeć, kiedy ktoś inny odwali za mnie brudną robotę... - zamilkłaś na chwilę zastanawiając się, czy w ogóle Cię słucha – Chcę powiedzieć, że... czasami... nie musisz radzić sobie sam. - Nadal nic – Czasami... nie ma niczego złego w zbieraniu się razem i … uh... pomaganiu sobie.  - Czekałaś znowu na jego odpowiedź. No dalej Czacho... powiedz coś.. cokolwiek! Odpowiedz!
-Naprawdę jest taka trudna? - w końcu odezwał się niski głos. Próbowałaś zachować swój normalny, kiedy mocniej przywarłaś do ściany.
-Heh... bardzo. Próbuję pokonać bossa od kilku godzin – Znowu zero odpowiedzi – Więc uh.. Naprawdę potrzebna mi twoja pomoc Czacho... naaaaaprawdę – klasnęłaś w ręce mając nadzieję, że Cię usłyszy – Więc... dlaczego nie pośpieszysz się i mi nie pomożesz? - kolejna pauza i nasłuchiwanie. Czekałaś na szkieleta za ścianą. Cichy głos, ledwo słyszalny oznajmił...
-Dobra...
Weszłaś do swojej ciemnej kuchni, aby odkryć, że Sans już w niej stoi. Założył na piżamę swoją kurtkę, kapturem zasłaniał twarz, którą miał skierowaną na podłogę. Czekał, az wejdziesz. Wydawał się taki malutki w wielkiej kurtce.
-Chcesz się napić wody czy coś? - zapytałaś podchodząc do zlewu.
-Nie – głos mu się łamał. Podeszłaś do lodówki i otworzyłaś ją, światło rozjaśniło pomieszczenie.
-Nadal mam sporo musztardy potworzej...
-Nie – powtórzył, głos łamał mu się bardziej.
-Dobrze... - zamknęłaś lodówkę i odwróciłaś się. Sans dobrze ukrywał swoją twarz, lecz nie umiał ukryć wszystkiego. Dwie łzy powoli pociekły po jego policzku i wsiąkły w futro.
-Ch-cholera – mruknął naciągając kaptur bardziej na głowę.
-O rany, Czacho... Przepraszam – podeszłaś do niego
-O-Odpierdol się... Nic mi nie jest... - mruknął – Nie przylazłem tu abyś przepraszała za gówno, którego nie zrobiłaś...
-Huh? Ale zniszczyłam ci sufit i teraz masz dużo kurzu w oczach... - Przez chwilę patrzyłaś jak analizuje Twoje słowa. Lekko się uspokoił, zabrał ręce z kaptura tylko po to, aby schować je w kieszeniach. Zacisnął mocniej zęby, ale najwyraźniej postanowił grać wedle tych słów.
-B-będziemy grać, czy kurwa nie? - udał się na Twoją kanapę. Poszłaś za nim, chwytając za pada nim usiadłaś. Sans cicho zajął swoje miejsce, patrząc na stopy spod kaptura.
-Masz – podłączyłaś pada do laptopa nim go podałaś
-Będę grać na twoim lapku?
-Ekran będzie podzielony
-Huh...
-No i nie muszę kupować ci kopii! - próbując ułożyć się, aby lepiej widzieć, zbliżył się do Ciebie. Byłaś troszeczkę zaskoczona, kiedy jego noga dotykała Twojej. Zazwyczaj nie dotyka Cię. Musi naprawdę źle się czuć, że tego nie zauważył
-N-nie wiem jak mam ci w tym pomóc... - powiedział cicho – Nie jestem nawet w połowie tak dobry jak ty w grach.
-Mmmm... z drugim graczem jest łatwiej. Co prawda, w ten sposób boss będzie miał więcej życia, ale będziemy mogli się wskrzeszać wzajemnie, a więc łatwiej będzie przejść – otworzyłaś grę i przeszłaś na menu. Na chwilę się zatrzymałaś kiedy zdałaś sobie sprawę o co poprosiłaś Sansa. Padnie szybko! Postanowiłaś grać w tę grę bez niego bo byłaś pewna, że będzie dla niego za trudna. Nie chcesz, aby stawił czoła od razu jednemu z najbardziej trudnych bossów w trudnej grze. - Więc uh... Zrobię nowego save abyś nauczył się jak grać
-Myślałem, że chcesz, abym ci w czymś pomógł?
-Ta... ale... to w połowie gry, więc może być dla ciebie trudne. Może powinieneś zacząć z czymś łatwiejszym.
-Jest dobrze... idź tam gdzie skończyłaś.
-Ale to zbyt trudne!
-Przyszedłem aby ci pomóc! Nie zaczynać nowej gry!
-Czacho! To naprawdę, naprawdę trudne!
-Mam to gdzieś!
-Dobra! - westchnęłaś – Ale zagrasz w tutoriala. - zaczął marudzić pod nosem. - Musisz nauczyć się chociaż jak się gra! 
-To zajmie kurwa wieczność!
-Nie, nie zajmie, nie jesteś testerem gier!
-A co to KURWA znaczy?! - Zaczęłaś tutoriala upewniając się, że nauczy się klawiszy nim zaczniecie grać. Przeszedł go co chwilę wywracając oczami, nim włączył się tryb gry. - Co to za staroć? - mruknął patrząc na Twoją postać jak weszłaś na smoczą skałę.
-Czadowo wygląda!
-Mogłaś grać w grę z zajebistą grafiką, a wzięłaś takie coś?!
-Nie wszyscy tkwią w przeszłość jak ty Czacho, to znowu jest modne!
-Nie byliśmy za wami aż tak w tyle! To wygląda jak pierdolony antyk! - zatrzymałaś grę i popatrzyłaś na niego.
-Więc... to gra w stylu atakuj i unikaj... A więc masz atakować bossa póki nie padnie i unikać jego ataków.
-Ta, ta, łapię! Wciśnij start w końcu! - westchnęłaś. Wścieknie się. Sans nie lubi grać w gry które wykorzystują każdy jego najmniejszy błąd. To pewnie najgorszy typ gier dla niego. Wcisnęłaś start i czekałaś, aż poziom smoka się załaduje. - Cholera! - krzyknął zdając sobie sprawę, że natychmiast musiał wskoczyć na chmurkę.  Skupiłaś się na swojej postaci. Gra była trudna bez kogoś u boku. Przegapiłaś skok i oberwałaś kulą ognia w twarz. I chwilę potem za bardzo się skupiłaś i oberwałaś laserem. Mając ostatnie życie, starałaś się jak mogłaś, ale padłaś. Byłaś w szoku, bo ekran nie oznajmił od razu „UMARŁAŚ”, zamiast tego, patrzyłaś jak unosi się Twój duch i … - Już zdechłaś?! Kurwa mać! Ssiesz w te gry! - warknął Sans przeskakując przez Twoją postać.
-Co?! Jakim cudem jeszcze żyjesz?!
-Nie wiem! Próbowałaś unikać?
-Tak! Próbowałam unikać!
-Nie próbowałaś! Spierdoliłaś trzy razy i zdechłaś! - sprawdziłaś jego życia.... nadal całe trzy... Jak? Jakim cudem trzyma je w najgorszym bossie? Nim się spostrzegłaś, Ty znowu umarłaś. - Kurwa! Przestań zdychać! - warknął uzdrawiając się po jakimś czasie – Przez ciebie sam dam się zabić!
-Czacho.. jak... co robisz, że nadal żyjesz?
-O co ci kurwa chodzi, co robię, że żyję?! Gra jest kurewsko prosta!
-Nie, nie jest!
-Jest! Musisz tylko unikać i przestać niepotrzebnie atakować!
-Ale trudno się unika!
-Tsk... wcale, że nie – mruknął cicho.
-Co?
-Masz pierdolone trzy życia, nie jest ciężko!
-Trzy życia to praktycznie nic! - Sans zamilkł i chwilę potem, wiedziałaś dlaczego. - Znaczy... znaczy się... trzy życia... ta... to... uh...
-Powinnaś się kurwa zastanowić trzy razy nim cokolwiek powiesz...
-Chodziło mi tylko o to... jak na grę... to nie jest dużo... - oberwałaś znowu i patrzyłaś jak Twój duch znowu ulatuje do góry. - Czacho! Nie ocaliłeś mnie!
-Zamknij się! Nie dam rady być przy tobie cały czas, jasne! Naucz się unikać i nie zmuszaj mnie do ratowania ci ciągle dupy!
-Co się stało z moim bohaterem, który przybędzie by mnie ocalić w lśniącej zbroi?
-Już ocaliłem ci dupę kilka razy bo ssiesz! - zamilkłaś i patrzyłaś jak gra. On też milczał... Właściwie... był na tej grze skupiony jak nigdy. Jego źrenice nie opuszczały ekranu, nie mrugał. Tak, jakby zamierzał... Nie... nie... nie.. On... on nie może... Nie może pokonać bossa... za pierwszym razem... To... nigdy wcześniej nie grał w takie gry... To nie tak powinno działaś. Nie powinien być w tym tak dobry bez praktyki. Nawet ty, bardzo ćwiczyłaś dzisiaj. Wbrew temu co wszyscy mogą uważać, granie w gry to trenowanie skilla, który wymaga czasu i wysiłku. Jakim sposobem może być w tym taki dobry bez praktyki w czymś podobnym?
-POKONANY! - oznajmiła gra. Coś lekkiego upadło na Twoje kolana. To pad. Powoli odwróciłaś głowę, aby spojrzeć na twarz potworzego przyjaciela. Uśmiechnął się, złoty ząb migotał w świetle monitora. Założył ręce za głowę opierając się dumnie, cwanie się szczerzył.
-Zero hitów... zero śmierci.. proszę bardzo księżniczko!
-J-jak ty to... zrobiłeś?! - byłaś oczarowana. Sans zaśmiał się, jego twarz oświetlał monitor
-Rany laseczko! To taka trudna gra! - był z siebie bardzo dumny – Może powinniśmy zacząć od początku, abyś nauczyła się grać? - Gdyby nie płakał jeszcze kwadrans temu, ten szkielet byłby całkowicie w niebezpieczeństwie. Zamiast tego, postanowiłaś poprawić mu humor... póki co. Zaprosiłaś go po to, aby go rozweselić ostatecznie. Uniosłaś głowę uśmiechając się.
-Heh... dzięki Czacho! Wiedziałam, że wybrałam naprawdę fajnego kolesia kiedy zdecydowałam zaprzyjaźnić się ze swoim słodkim potworem z sąsiedztwa. - zaśmiał się, delikatna czerwień wstąpiła na jego twarz. Powoli osunął ręce jakby chciał otrząsnąć się z Twojego komplementu.
-P-po chuj ty to zawsze pierdolisz..
-Będę tak mówić, póki nie uwierzysz. - odwrócił głowę
-W-w każdym razie... to wszystko czego ode mnie chciałaś?
-Uh... póki co, chyba...
-Dobra – wstał.
-Stój! Nie chcesz jeszcze pograć? - popatrzył na monitor.
-Tsk... to zbyt proste. Nie sprawiło mi to żadnej zabawy... No i … ja muszę... - zerknął na ścianę przedziałową – Muszę iść spać.
-Huh? Śpij tutaj dzisiaj.
-Pasuję. - odpowiedział natychmiast, czerwień powiększyła się na jego twarzy.
-Ale moja kanapa jest taka wygodna! - poklepałaś siedzenie.
-Będziesz robić tylko chujowe kawały o tym jak przez przypadek wyciągnąłem twoją duszę do seksu i spałem na tobie... Pasuję!
-Tylko raz żartowałam o tym czymś z duszą!
-Cztery kurwa razy!
-Robię sobie z tego jaja, aby między nami nie było sztywnej atmosfery. To mechanizm radzenia sobie Czacho! Mechanizm radzenia sobie!
-Cóż. Mam dość twojego pierdolonego mechanizmu radzenia sobie!
-Dobra! Nie będę z tego żartować! Proszę, śpij na mojej kanapie!
-Powiedziałem, że nie chcę!
-Czacho, proszę!
-Nie!
-Mam dodatkową poduszkę i koc! To jak piżama party, ale w oddzielnych pokojach!
-Po chuj ci tak na tym zależy?! - westchnęłaś patrząc na swój monitor.
-Bo... bo mi na tobie zależy Czacho... Jesteś moim przyjacielem. - czerwień na jego policzkach wróciła, odwrócił wzrok. Wsadził ręce do kieszeni i stał niepewnie.
-Ty... ty nie powinnaś... Ja... ja się nie liczę
-Dla mnie się liczysz! Martwię się o ciebie tak samo jak ty wtedy kiedy ja wychodzę nocą! Nie łapiesz?! - nadal patrzył na bok – Czacho... są osoby którym na Tobie zależy! - Wtulił się bardziej w swoją kurtkę
-...D-dobra... - powiedział po chwili – J-jeżeli się w końcu zamkniesz... - usiadł znowu rozsiadając się na Twojej wygodnej kanapie.
-Chyba powinnam przestać grać, abyś mógł iść spać – powiedziałaś poprawiając laptopa na kolanach.
-Jest dobrze... I tak nie chce mi się spać – powiedział patrząc na monitor.
-Chcesz pograć?
-Mówiłem, to zbyt łatwe – ułożył się – No i fajnie pooglądać jak pierdolisz taką łatwą grę.
-Ona nie jest łatwa! - wyszczerzył się patrząc jak klikasz na kolejny poziom i czekasz, aż gra się załaduje
-Łatwa jak bułka z masłem.
-Heh heh heh! Naprawdę ssiesz!
-Zamknij się, to nie prawda! - Twoja postać umarła z kolejnym atakiem.
-Mówię! Skup się na uniku. Nie ma sensu atakować, jeżeli nie unikniesz!
-Skupiam się!
-Nie! Próbujesz atakować kiedy pojawia się więcej ataków!
-Jakoś muszę go atakować!
-Więc poczekaj na właściwy moment! Kurwa... to nie jest aż tak trudne!
-Jest!
-Widzisz, tutaj sześć ataków na ciebie leci... Nie atakuj!
-UMARŁAŚ!
 -Gahhh! - krzyknęłaś patrząc na ducha na ekranie – Czacho! Pogarszasz tylko!
-Akurat! Nie sądzę, aby było możliwe bardziej pierdolić tę grę.
-Oh zaufaj mi.. Nie jestem testerem gier.
-Co to kurwa znaczy?
-Nic... nic... tylko... nie krzycz na mnie gdy gram. Nie mogę się skupić – kliknęłaś na reset i zaczęłaś od nowa. Sans milczał i wczułaś się nieco bardziej. Skup się na unikach... Atakuj kiedy możesz... Właściwie, idzie Ci o wiele lepiej... Może w końcu przejdziesz ten poziom...
-Czy... czy boisz się śmierci? - nagle zapytał?
-Co?! - To pytanie Cię zaskoczyło i oberwałaś.
-UMARŁAŚ! - krzyknęła gra, ale zignorowałaś to, patrzyłaś na szkieleciego przyjaciela.
-Ch-cholera, przepraszam – powiedział cicho – Z-zapomnij co powiedziałem – nadal na niego patrzyłaś.
-Czacho...
-Zapomnij! No i … masz duszę odwagi więc...
-Ta.. ale.. nie oznacza to tego, że nie wiem co to strach.  - Popatrzył na Ciebie nim znowu zwrócił wzrok na ekran.
-Naprawdę.... bałaś się?
-Jasne, dla przykładu, co jeżeli mój słodki potworzy sąsiad zezłości się na mnie i przestanie mnie kochać?
-C-CO?! - krzyknął.
-Hahaha, o nie, to się już dzieje! - powiedziałaś sarkastycznie. Westchnął opierając się o kanapę i zamykając oczy. Po chwili wcisnęłaś reset i skupiłaś się znowu na grze – Ja... uh.. - zaczęłaś powoli – Mówisz o strachu o siebie, nie o innych, tak?
-M-mam na myśli o-ogólnie – patrzył na Twoją postać jak unikała ataków.
-Cóż... uh... ta.... dawniej się bałam śmierci. Tak naprawdę bardzo. Pamiętasz.. słońce może mnie zabić. - zadrżał w siedzeniu i wsunął ręce bardziej do kieszeni.
-Jak... jak mogłaś nigdy go nie.. J-jak sobie z tym radzisz... nie martwi cię to?
-Cóż... jest dobrze. - oparłaś się o kanapę – Dla mnie.. Nie ma nic straszniejszego niż życie w strachu.  - Sans zamyślił się przez chwilę
-...To nie tak, że możesz o tym decydować czy coś...
-Właściwie to możesz.. Troszeczkę. Myślę o tym co chcę i o tym co muszę. Pozostałe uczucia są drugorzędne. - Sans ziewnął.
-Huh... łatwo mówić
-Cóż... jest o wiele łatwiej kiedy coś cię motywuje. Kiedy mi na czymś nie zależy, znacznie trudniej mi się do tego przyłożyć – unikałaś więcej ataków, zbliżając się do końca planszy. Nie zostało już wiele. Wiesz, że niedługo koniec. - No i już ci mówiłam. Nigdy nie umrę. - Coś lekkiego osunęło się na Twoje ramie i odwróciłaś wzrok z monitora, aby zobaczyć co to. - Czacho? - Usnął, opiera głowę o Twoje ramię i cicho oddycha przez nos.
-UMARŁAŚ!
Zamarłaś z rękami na klawiaturze. On... on usnął... obok Ciebie... Masz wrażenie, że otworzył się nieco bardziej niż chciał. Powoli zamknęłaś laptopa tak, aby nie obudzić śpiącego potwora i ostrożnie odsunęłaś go na ziemię. Było ciężko, musiałaś to robić nogami, bo nie mogłaś się poruszyć.
-Dobra czacho... - szepnęłaś cicho – Czasz na mnie... - próbowałaś się delikatnie odsunąć, aby położył się na kanapie, kiedy Cię nie będzie, lecz zamiast tego, poruszył się z Tobą i poczułaś jak coś ciągnie Cię za koszulkę. -Czacho? - popatrzyłaś na niego i zrozumiałaś że chwycił szponami materiał. Kiedy?! Jak bardzo jest przytulaśny?! - Czacho.. musisz mnie puścić.. - szeptałaś próbując wydostać się z jego uścisku. Odpowiedział chwytając Cię bardziej. - Czacho! - szeptałaś – Czacho! Musisz puścić! - Oddychał powoli, siedziałaś zastanawiając się co zrobić. Nie ma szansy, aby wyswobodzić koszulki, ostatecznie nie bez budzenia go.. ale nie możesz tutaj spać. Nigdy już nie będzie u Ciebie chciał spać, jeżeli znowu się na Tobie obudzi. Westchnęłaś, zdając sobie sprawę co trzeba zrobić – Obyś się nie obudził – szepnęłaś patrząc przez chwilę na jego twarz, jak cichutko oddycha. Jednym ruchem wyciągnęłaś ręce, i wyciągnęłaś głowę osuwając się na podłogę. W mgnieniu oka już Cię nie było, udałaś się do sypialni. Sans delikatnie osunął się na kanapę jak Cię nie było, ale się nie zbudził. Zamiast tego, przyciągnął koszulkę do siebie wbijając w nią szpony i wtulając się w nią. Nie obudził się, kiedy wielki koc okrył jego ramiona i nie obudził się kiedy poduszka delikatnie została wsunięta pod jego głowę. I co ważniejsze, nie obudził się kiedy dakimakura została wepchnięta w jego łapy, zaś jego sąsiadka zamyka się w swojej sypialni.
Share:

28 stycznia 2018

Undertale: Gra w kości -Doświadczenie rozrywające serce [The Skeleton Games - A heart warming experience] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
-C-co?! – krzyknął Sans. Starał się nie myśleć zbyt o tym co powiedziałaś, ale już czuł jak magia wędruje mu do twarzy. Nie rumień się.. Nie rumień się…. Po chuj on się rumieni! Wie, że nie o to ci chodzi. P-pewnie chcesz na nią spojrzeć! Ludzie nie mogą sami sobie wyciągnąć dusz, więc proszenie innych o zrobienie tego nie znaczy nic więcej! No i nie obchodzi go to co miałaś na myśli! Jesteś tylko człowiekiem z głupią ludzką duszą… Odwróconą jak wszystko.. Ma to kurwa w DUPIE!
-Łoł, Czacho – powiedziałaś patrząc na jego twarz – Spokojnie. Tym razem nie próbuję się z tobą droczyć.
-Z-zamknij się! To przez to.. j-jak to powiedziałaś, dobra! … P-pomyślałem, przez ciebie o czymś innym!
-Oh? – wyszczerzyłaś się – A o czym?
-O niczym! Czy… nie mówiłem ci, abyś nie mówiła takich rzeczy! Po chuj mnie o to prosisz?
-Heh heh… ojej… Nie o to mi chodziło. Ja tylko.. uh… Pamiętasz jak użyłeś na mnie niebieskiej magii wczoraj? Po prostu musiałam ci zaufać i zadziałało.
-Zaraz? Co! Wszystko co musiałaś zrobić to mi zaufać? – był zaskoczony
-Dokładnie!
-Zaufać w tym jak atakowałem cię niebieską magią?
-Cóż, nie używałeś jej aby mnie zaatakować. Użyłeś jej do czyszczenia
-No i co z tego! Nie chodź sobie ot tak po prostu i nie ufaj potworom kiedy te cię atakują! Nie możesz opuszczać w ten sposób gardy!
-Heh.. wybacz, ale.. – uśmiechnęłaś się przebiegle patrząc na niego – Zawsze ci ufałam Czacho – z jakiegoś powodu jego twarz zajaśniała bardziej jak popatrzył na Ciebie – Heh… ale jesteś czerwony! – próbowałaś się nie śmiać. Natychmiast odwrócił głowę.
-Z-zamknij się!... Tylko… Co do kurwy! Nie mów takich rzeczy!
-Nie – przysunęłaś się bliżej – Będę mówić tak długo, jak zaczniesz akceptować moje komplementy
-To nie komplement! Robisz sobie teraz ze mnie jaja!-Niby jak? Przecież ci ufam!
-DOBRA! Mniejsza! Zamknij się już! – powiedział patrząc na swój laptop, poprawił kurtkę i chwycił za myszkę, poprawił poduszkę, ogólnie układał się przed nocą spędzoną na graniu. 
-Więc.. uh… - powiedziałaś normalnie – Zrobimy to… czy?
-Kurwa! Mówiłem, abyś o to nie pytała!
-Ale chcę wiedzieć jak wyglądają moje statystyki! – zawodziłaś. Sans popatrzył na Ciebie
-Oh – zrozumiał – D-dlaczego nie powiedziałaś tego od razu?! – To nadal dziwne pytanie… Właściwie to bardzo dziwne. Są tylko dwa powody przez które potwór powinien wyciągać duszę potwora… Sans umiał robić tylko w jednym z dwóch przypadków. Podczas starć, sprawdzanie duszy drugiego, ale tylko po to aby zobaczyć jak się wzajemnie pozabijać, nie po to aby upewnić się o stanie drugiego. Potwory same mogą sprawdzić swoją duszę i nie potrzebują niczyjej pomocy. No i nikt nie ufał nikomu na tyle, aby pozwolić sprawdzić duszę. W taki sposób można łatwo dać się zabić. 
-Co.. – prychnęłaś – Naprawdę myślałeś, że chodziło mi o coś w stylu, proszę Czacho, powiedz mi wszystko o rypaniu się dusz
-NIE myślałem TAK! – warknął – Tylko.. tylko..myślałem, że znowu chcesz pobawić się moją magią czy coś…
-Cóż, na to zawsze mam ochotę. – westchnął i uderzył się ręką w czoło.
-A po co chcesz zobaczyć te statystyki?  - uniosłaś twarz uśmiechając się
-No weź Czacho… Tylko mi nie mów, że sam nie jesteś ciekaw. 
-Dobra, w-więc.. muszę tylko… ją wyjąć
-Um.. jasne… jak już będziesz gotowy. – Oboje siedzieliście na podłodze skupieni na sobie, a Ty czekałaś. Sans cicho drapał się po czaszce zamyślony. – Uh.. Czacho? – zaczynałaś się trochę niecierpliwić widząc jak walczy z nerwami
-Daj się przygotować, dobra? – przerwał.
-Rób to co zawsze jak chcesz, aby wyszła
-Mam cię zaatakować?!
-Nie atakowałeś mnie, kiedy używałeś niebieskiej magii
-To nadal był atak… Nie używałem go aby cię skrzywdzić… - zatrzymał się na chwilę nim spojrzał na dół - … Specjalnie.
-Powiedziałam, że nic mi nie jest – poklepałaś się po biodrze – Widzisz? Ledwo zauważyłam to co się stało – nadal unikał spojrzenia – Czuję się znacznie gorzej za to, że zniszczyłam ci sufit, niż przez to, że wbiłam sobie szkło, więc nie martw się – nie chciał na Ciebie patrzeć – No i za drugim razem było czadowo! Naprawdę warto było wpaść na szkło! – Sans w końcu westchnął
-D-dobra! Mniejsza.. Spróbuję… spróbuję to zrobić bez myślenia o atakowaniu cię tym razem. – zamyśliłaś się
-Przecież sam możesz wyciągnąć swoją duszę… zrób na mnie to samo co na sobie – znowu westchnął
-Nie rozumiesz jak to gówno działa. Musisz się skupić aby ją wyciągnąć, ale w przypadku innych osób nie działa to tak samo
-Hm.. A co jeżeli.. powiesz mi o czym powinnam myśleć, a ty użyjesz magii aby ją wyciągnąć? – trzeci raz westchnął
-To najgłupsze chujostwo jakie robiłem. Co za pojebany gatunek który nie potrafi sam wyciągnąć swojej duszy?
-Wiesz, sama nie wiem… może żyjące stworzenie bez kropelki magii? 
-DOBRA! Spróbujmy! – zaczynał się denerwować
-Dobra.. więc… - pochyliłaś się lekko – O czym powinnam myśleć?
-Wiesz.. skup się na sobie… Tylko – zamyślił się na chwilę – Zazwyczaj ja myślę o tym jakbym chciał na siebie spojrzeć… 
-Więc… mówimy o spojrzenie na siebie jakby w lustro, czy spojrzenie na siebie jak na siebie? A może ja mój koncept? O! A może..
-Koncept! Mówiłem już, że tak działa magia. Więc… pomyśl tak jakbyś chciała popatrzeć na to kim jesteś. Twoja dusza to kumulacja całego twojego istnienia, więc.. myśl jakby…. Mniejsza!
-Więc.. mam myśleć o małym pomarańczowym serduszku..
-NIE! To tylko manifestacja fizycznej formy. Mówiłem o tobie!
-Ale… co to znaczy? Jak mam siebie wyobrazić?
-Jak gówno którym jesteś! Dlaczego to dla ciebie takie kurewsko trudne|?! 
-Nie wiem! Nie myślałam za bardzo o swojej kumulacji! – Sans westchnął raz jeszcze
-Za jakie kurwa grzechy.. 
-Ej! Nie bądź chamski. Próbuję zrozumieć, aby zrobić to dobrze
-Więc.. – szukał słów- W-wyobraź sobie, że ze sobą rozmawiasz… Zapytaj się.. jak się masz .. i.. no wiesz… jak się czujesz..
-Hm.. – Wyobraź sobie, że ze sobą rozmawiasz. Sobą, osobą którą jesteś. Nie osobą którą chciałabyś być, ani taką jaką udajesz, że jesteś. Tylko… sobą. - Uh.. dobra.. Chyba um… chyba zaczynam rozumieć – wstałaś. Znowu westchnął
-Dobra.. więc myśl tak a ja.. – zatrzymał się marszcząc brwi – Co ja kurwa mam robić z własną magią?! – schował twarz w rękach warcząc – GaaaAAAH!!! Nie powinno się wyciągać dusz innych osób jeżeli nie chce się z nimi walczyć! Poważnie! Dlaczego nie możesz zrobić to sama?! To kurewsko dziwne!
-Po prostu spróbujmy!
-Nie wiem nawet co mam kurwa próbować! Trzeba się skupić na czymś, a potem użyć magii! Na czym się mam kurwa skupić?!
-Nie wiem.. może na wyciągnięciu mojej duszy?
-Gaaahhh! Dobra! Miejmy to kurestwo za sobą! – oboje osiedliście ponownie próbując się przygotować właściwie. Musisz myśleć o sobie. Myśl o rozmowie ze sobą, zapytaj siebie jak się czujesz. To nic trudnego. Skup się i nie skupiaj na niczym innym – G-gotowa? – zapytał unosząc rękę. 
-Tak – czerwień otoczyła koniuszki jego palców potem całą dłoń. Czekał chwilę, aż magia się uzbiera nim skierował rękę w stronę Twojej piersi. Potem, wyglądało to tak jakby próbował złapać coś przed sobą, powoli zaciskając palce. Szybko przypomniałaś sobie, aby się na sobie skupić. Nie myśl o jego wspaniałej magii jakiej używa przed Tobą. Myśl o sobie. Chciej sprawdzić swoją duszę.
-Ch-cholera.. nie mogę złapać – mruknął ponawiając gest dłonią. – Oh… no i powinnaś myśleć też o tym, że mu ufasz. Wcześniej zadziałało. Zaufaj mu, pozwól wyciągnąć duszę. Twoją… ty… on Cię nie skrzywdzi. Cóż.. nie specjalnie. No i nie może zrobić ci krzywdy, nawet gdyby próbował. Pewnie boi się bardziej niż Ty. Pozwól mu złapać duszę… Pozwól mu… złapać siebie. Poczułaś pociągnięcie na sercu. Jakby coś chciało je wyciągnąć. Tym razem było gorąco. Naprawdę. To.. zupełnie inne uczucie niż pamiętałaś.
-Haaah – stęknęłaś patrząc jak pomarańczowa dusza zaczęła wyłaniać się z Twojej piersi. Z jakiegoś powodu.. czułaś, że tak nie powinno być. Twoje serce biło mocniej, miałaś krótszy oddech. Tak zawsze się dzieje, kiedy ją wyciąga? Nie pamiętasz. Jedyne co wiesz, to to, że Twoje ciało jest naprawdę, naprawdę gorące. Może wyciągnął ją źle? Dlaczego jest tak gorąco? – Czacho – jęknęłaś – Myślę… nngh… że wyszła źle.. – poczułaś, jak kręci Ci się w głowę i osunęłaś na ziemię. Dyszałaś i zacisnęłaś ręce na dywanie. Czułaś, że musisz się czegoś złapać, do czegoś przytulić, a dywan miałaś na wyciągnięcie ręki.
-CHOLERA! – słyszałaś jego krzyk
-Czacho.. hahh… co się dzieje? – stękałaś próbując złapać oddech i uspokoić serce w piersi. Tak nie powinno się dziać. Całe Twoje ciało było takie gorące i .. poczułaś dziwne uczucie między nogami. Oh…. O nie… - Czacho, wsadź ją! – zaczynałaś lekko panikować
-Próbuję! – krzyczał. Czułaś jak coś pcha na Twoją pierś. Pcha Twoje serce. – Nie… nie mogę – brzmiał na przerażonego
-Co?!
-Nie chce wrócić, nie mogę jej już nawet złapać!
-Więc co? Zostawisz mnie tak!
-Nie wiem kurwa! Nie mogę tego zrobić!
-Możesz!
-Nie mogę! Dlatego nie chciałem tego robić! Wszystko spierdolę!
-Czacho! Haah… Możesz to zrobić – przekręciłaś się na dywanie – Ufam ci… ahh… pamiętasz?
-Ja nie.. 
-Czacho! – kręciłaś się, serce biło Ci jak szalone. Czułaś, jakby uczucie się powiększyło. Czułaś każdy milimetr ubrania jakie miałaś na sobie. Każdy najmniejszy włosek na dywanie. Wszystko było… tak bardzo… Zmusiłaś się, by podnieść powieki i spojrzeć na przerażonego potwora przed sobą. Jego czarne oczodoły wpatrywały się we własne ręce. – Nie zostawiaj mnie tak! Nic się nie dzieje. Spokojnie. Uda ci się – mówiłaś próbując go uspokoić. Dyszał ciężko, pot spływał mu po twarzy. Zacisnął ręce w pięści, kość o kość zaczęła nie miło skrzypieć, zaś jego ucisk powiększał się i powiększał. – Sans! – krzyknęłaś chwytając go za rękę – Nie czas na to! Jestem na podłodze i czuję się naprawdę, naprawdę dziwnie. Musisz się skupić! – zareagował i oprzytomniał gdy go dotknęłaś, nie tylko wróciły mu źrenice, ale skupił się na Twojej ręce. – A-a-a jak to wszystko się skończy – jęczałaś – Zagramy w jakąś fajną grę,… hah.. a jak będziemy w nią grać… to sobie z ciebie pożartuje…
-Pieprzyć to.. – powiedział kiedy na ciebie spojrzał
-Nie… nie dzisiaj.. hnggg… no i nie interesujesz się ludźmi, pamiętasz? A teraz skup się na mojej duszy i wsadź ją!
-D-dobra – nadal na Ciebie patrzył
-Proszę, teraz! – im dłużej się patrzył na Ciebie, tym bardziej się niecierpliwiłaś. Zaczął się rumienić.
-R-racja! -  Puściłaś jego rękę i natychmiast ją zabrał. Powoli uniósł ją w powietrze pokrywając ją ponownie magią. Wziął głęboki wdech, skupił wzrok na pomarańczowej, świecącej duszy nad Twoją piersią. Zamknął oczy i szybkim ruchem nadgarstka, poczułaś jak coś ściska Twoje serce i wszystko było jak powinno. Dziwny płomień przeszywający Twoje ciało znikł, tak samo jak doznanie na ciele.
-Haaah –stęknęłaś ostatni raz powoli odzyskując oddech. Leżałaś na dywanie jeszcze chwilę, próbując zrozumieć to co się właśnie stało. Cóż… Chyba jesteś o krok bliżej aby zrozumieć to w jaki sposób potwory się rozmnażają. No i jesteś pewna, że znasz już odpowiedź na pytanie czy ludzie i potwory są w stanie zejść się w seksualny sposób. To było bardzo… bardzo.. intensywne.
-P-przepraszam – usłyszałaś cichy szept
-Mówiłam, nic mi nie jest… daj mi tylko chwilę
-N-naprawdę spierdoliłem..
-Czacho! – krzyknęłaś podnosząc na niego głowę.  Jego cała twarz była czerwona, schowana jak się da w futrze kurtki. – Phht! Hahahaha – zaśmiałaś się patrząc na niego – Dlaczego to ty się wstydzisz? – usiadłaś – To nie ty turlałeś się po podłodze i jęczałeś! – rumienił się jeszcze bardziej.
-N-nie chciałem… - nadal nie patrzył na Ciebie
-Uh.. jasne.. – zaśmiałaś się mocniej – Ale uh.. Wydaje mi się, że to było trochę niegrzeczne Czacho. Powinieneś mi powiedzieć jak wasz dziwny potworzy seks działa nim spróbujesz go na mnie.
-Nie próbowałem go na tobie! Ja.. ja tylko.. Mówiłem, że nie powinno się wyciągać duszy kogoś jeżeli nie chce się stanąć z nim do walki… albo z-złączyć fizycznie! Moja magia musiała pomyśleć, że chciałem… - i z tymi słowami zarumienił się jeszcze bardziej. 
-Oh? – opuściłaś powieki do połowy – A o czym myślałeś, kiedy wyciągałeś moją duszę?
-O NICZYM! – krzyknął natychmiast – Próbowałem skupić na wyciągnięciu jej!
-Hm? – pochyliłaś się próbując spojrzeć mu w oczodoły.
-Naprawdę! – uciekł wzrokiem
-Dobra, ale… wiesz… musisz wziąć odpowiedzialność..
-Co?!
-Zrobiłeś coś bardzo zboczonego… i chciałeś mnie tak zostawić
-Nie chciałem! Mówiłem tylko, że to nie chciało wrócić! Ja.. ja nie chciałem..
-Nie.. musisz ponieść karę -  jego oczy zadrżały gdy usłyszał ostatnie słowo – Nie ruszaj się – powiedziałaś podpierając się rękami. Próbował uciec, ale go chwyciłaś za twarz
-Puszczaj! – wyrywał się, ale trzymałaś go mocno. Kciukiem drugiej ręki delikatnie potarłaś mu policzek.
-I.. ukarany – puściłaś go, szybko odsunął się od Ciebie kładąc rękę na policzku. Ty tym czasem zlizałaś z kciuka żółtą maź. Musiał przegapić kropelkę musztardy z jajek uznałaś, że nie możesz dłużej patrzeć na jego brudną buzię.
-J-ja-ja-a mówiłem ci, abyś nie żarła gówna z mojej twarzy! – krzyknął nadal nie patrząc na Ciebie. 
-Dobrze więc, że to nie było gówno – uśmiechnęłaś się. Nie patrzył się nadal i zaczęłaś czuć się nieco niezręcznie. – W-w każdym razie… Już rozumiem o co ci chodziło kiedy mówiłeś, że wyciągnięcie duszy nie chcąc z kimś walczyć jest inne.
-T-taa.. ale zazwyczaj musisz być w nastroju, aby to robić… w-więc nie przypuszczałem, że.. Ja nigdy tego nie robiłem, więc..
-Cóż.. ta.. jesteś prawiczkiem. – Podejrzane, ale nie popatrzył na Ciebie. Nadal unikał Twojego spojrzenia. – Czacho. Nie jestem zła. Ostrzegałeś mnie, a ja nie słuchałam
-Wiem!
-Więc.. spójrz na mnie.
-N-nie mogę!
-Jak to, nie możesz? – zapytałaś przysuwając się. Zabrał rękę i przekręcił się aby nie widzieć Cię – Czacho? … ej.. Ja uh… powiedziałam coś dziwnego jak byłam na ziemi?
-Nie… J-ja tylko… T-to coś innego – znowu się przekręcił kiedy próbowałaś znowu zastawić mu pole widzenia.
-Co? – zapytałaś blokując mu ręką możliwość ponownego uniknięcia patrzenia na Ciebie. 
-Nic
-Co Czacho?!
-Nic!!!
-Powiedz mi o co chodzi!
-Dziwnie śmierdzisz, dobra!!!
-Huh?
-Wsadziłem twoją duszę.. ale nadal śmierdzisz! – przestałaś się ruszać. On.. czuje coś… Coś co zaczęło się kiedy… zaczął wyciągać Twoją duszę.. Poczułaś jak twarz Ci się rumieni, kiedy zdałaś sobie sprawę co to jest. Sans na chwilę zerknął na Ciebie – Co! Co to jest?!
-Nic.. uh… Zaraz… zaraz wrócę – wstałaś
-Co się stało? – krzyknął.
-NIC! – krzyknęłaś wbiegając do ubikacji. Nie przeszkadzało Ci to, że widział jak wijesz się i jęczysz na dywanie.. Ale z jakiegoś powodu.. Za bardzo wstydziłaś się, by powiedzieć mu, że pociekło Ci bardzo i teraz musisz zmienić majtki…
Share:

24 stycznia 2018

Undertale: Gra w kości -Rozbudzone szkielety [The Skeleton Games - Stir Fried Skeletons] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Podziwiałaś nieco wyblakłe niebieskie niebo kiedy wchodziłaś do mieszkania z koszykiem pełnym czystych ubrań. Sobotni poranek, musisz wszystko przygotować przed wizytą Papyrusa. Wiedziałaś, że będzie patrzył krytycznym okiem na wszystko, więc całe mieszkanie musi być idealne. Pierwsze kroki skierowałaś w stronę sypialni. Przez chwilę stanęłaś i nasłuchiwałaś, czy sąsiad się już obudził. Delikatne oddychanie i cichutkie chrapanie, dobrze że choć raz się wyśpi. Zaczęłaś chować pranie do szafek. Właściwie tylko to zostało. Nie miałaś wiele do sprzątania, trzymasz porządek prawie cały czas. Ale i tak musiałaś załatwić kilka spraw. Kiedy skończyłaś z praniem poszłaś do kuchni i ściągnęłaś garczek z gotującymi się jajkami z palnika. Schłodziłaś je w zimnej wodzie nadal zastanawiając się, jak to możliwe, aby gotować jajka zrobione z magii. Jak już wystygły obrałaś je ze skorupek. Z głównym daniem będziesz musiała poczekać na przybycie Papyrusa, nie obrazi się jeżeli na początek podasz niewielką zakąskę. 
 Sans przekręcił się na łóżku, dzwonek telefonu odbijał się głośnym echem po jego czaszce.
-Spierdalaj – warknął zaspany nim zaczął macać ręką powierzchnię stolika w poszukiwaniu tego cholerstwa aby się zamknęło. Kiedy tak się stało podwinął pod siebie prześcieradło i już chciał wrócić znowu do spania, kiedy jego telefon znowu zaczął dzwonić – OBYŚ TO KURWA NIE TY DO MNIE DZWONIŁA! – krzyknął w stronę ściany nim chwycił za komórkę i przystawił ją do twarzy by zobaczyć kto do niego wydzwania.
Dzwoni NowyKontakt3... 
Zaczął warczeć jak tylko to zobaczył.
-CZACHO WSTAWAJ! – jego sąsiadka krzyczała przez ścianę, zaś komórka dzwoniła
-MAM JESZCZE PIERDOLONĄ GODZINĘ! – odkrzyczał wyłączając telefon i zwinął w kulkę pod kocem.
-A WIĘC SIĘ PRZYGOTUJ! – krzyknęłaś.
-NIE JESTEM TAK WOLNY JAK TY, WYSTARCZY MI PÓŁ GODZINY – nadal próbował się wygodnie ułożyć
-WRÓCISZ SPAĆ JAK JUŻ SIĘ PRZYGOTUJESZ!
-SPIERDALAJ! – wycharczał – NIE BĘDĘ ROBIŁ CO MI MÓWISZ. OBUDZĘ SIĘ KIEDY KURWA CHCĘ! – usłyszał oddalające się kroki i prychnął. Nie będziesz mu rozkazywać. Będzie spał tak długo jak chce. Drzwi do Twojego mieszkania się otworzyły, kroki na korytarzu zatrzymały się przed jego, a potem chrobotanie w zamku. Zaczął się pocić nasłuchując dalej. O-ona nie może się tu dostać.. prawda? D-drzwi są zamknięte… P-pewnie tylko zapuka… prawda…? Coś stuknęło w drzwiach I te stały otworem. – CO DO KURWY, NIE WŁAMUJ MI SIĘ DO DOMU! – krzyknął, jego dusza zabiła w przestrachu. Jest wkurwiona, musi być, a kiedy jest wkurwiona.. Słyszał Twoje kroki w korytarzu i podążając za głosem instynktu zrobił to co musiał. To nie tak, że się Ciebie boi… ale czasami… tradycyjne metody są najlepsze. Oswobodził szpony z prześcieradła i niemal natychmiast się teleportował.
-MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ W NASTROJU NA PRZYTULACIE, BO CZAS CIĘ POTULIĆ! – krzyknęłaś otwierając drzwi do jego sypialni i weszłaś do środka. Przywitał Cię pusty pokój, ale czysty. Pozwijane prześcieradło i koc to jedyne co było na łóżku. Zmarszczyłaś brwi… Chowa się? Klik. Klik. Klik. Cichutkie stukanie dobiegło z ubikacji na końcu korytarza, wiesz już gdzie jest. – Dobrze, że nie śpisz! – powiedziałaś obniżając swój głos podchodząc do zamkniętej ubikacji
-B-biorę prysznic, więc spierdalaj! – woda zaczęła lecieć chwilę potem. Skrzyżowałaś ręce patrząc na drzwi. Tak niewiele brakowało.. aby został uściskany.  
 Sans szedł z ubikacji do sypialni, czysty, ale nagi, woda kapała za nim. W jego szafie choć raz panował porządek i pachniało świeżością, zarzucił na siebie ubranie. Posłał łóżko, starając się ukryć nowe dziury w prześcieradle i poszedł marudząc pod nosem do kuchni.
-Pieprzony, głupi jak but człowiek… Wstanę kiedy kurwa chcę.. Nie będę robił co mi mówi. Nie jestem kurwa dzieckiem. Dlaczego kurwa wydaje się jej, że może mi…
-Cześć Czaszeczko! – zawołałaś siedząc na jego kanapie. Zacisnął palce na drzwiach do lodówki – Lepiej nic nie jedz. Sporo jedzenia na dzisiaj przygotowałam – ostrzegłaś.
-Co ty tutaj kurwa jeszcze robisz?! – krzyknął, podnosząc czaszkę aby na Ciebie spojrzeć.
-Cóż.. – zaczęłaś opierając się wygodnie – Włamałam się bo doszłam do wniosku, że potrzebujesz tulaska pełnego miłości by dobrze rozpocząć dzień. A potem sobie usiadłam.
-N-nie możesz tak po prostu przyjść i robić to co.. – westchnął – Powiedz mi kiedy sobie pójdziesz! Zamierzałem właśnie…
-Czekam na twojego braciszka, więc spokojnie
-Nie możesz czekać na niego u siebie?
-Mmmm… Mogłabym, ale nie chcę. – popatrzyłaś na pęknięty sufit. W nocy jeszcze więcej się posypało, I kilka kawałków pobrudziło podłogę w kuchni. Zamierzałaś poczekać na jego brata kiedy zobaczyłaś nowy bałagan. To była przecież Twoja wina. Sans otworzył lodówkę
-Rób co chcesz…
-Czacho! Nie jedz! – nalegałaś.
-Nie będziemy jeść do wieczora, prawda? Zgłodnieję, jeżeli zjem rano – Od kilku godzin nie ma już poranka, ale zachowasz to dla siebie
-Zrobiłam zakąski, nic ci nie będzie.
-Zakąski? – uniósł brew
-Tak. Więc wstrzymaj się trochę.
-Dobra! – trzasnął lodówką by pojawić się koło kanapy i zająć miejsce na kanapie.
-Szef będzie zły za ten bałagan? – zapytałaś patrząc na kanapę
-Ani mi się śni tego znowu sprzątać – wyglądał na zmartwionego kiedy to mówił
-Ale…
-Spada co chwilę kiedy cokolwiek się ruszy. Nie ma szansy na utrzymanie porządku. Więc czy to ma jakiekolwiek znaczenie? – Postanowiłaś tym razem mu odpuścić. To Twoja wina.
-Zadzwoniłam I zostawiłam wiadomość w spółdzielni swoją drogą, ale wydaje mi się, że nikt nie przyjdzie się tym zająć do poniedziałku – Sans tylko warknął opierając głowę o podłokietnik by ułożyć się wygodnie – Zaraz.. idziesz spać? – zapytałaś patrząc jak się wierci.
-A no
-Ale…
-Powiedziałaś, że będę mógł po tym jak się przygotuję. Jestem gotowy, więc idę spać
-Ale zaraz przyjdzie
-A więc będę spał póki nie przyjdzie.  – Już miałaś coś powiedzieć kiedy usłyszałaś głośne pukanie do drzwi.
-SANS! SANS TY LENIWY OBIBOKU! OTWIERAJ TE DRZWI NATYCHMIAST! – Popatrzyłaś na godzinę w swoim telefonie. Jest wcześnie… Sans zaczął się pocić i wyskoczył z kanapy podbiegając do drzwi – JEŻELI ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ NA CIEBIE CZEKAĆ PRZYSIĘGAM , ŻE…
-Cz-cześć Szefie – rzucił nerwowo otwierając drzwi.
-DOBRZE, W KOŃCU OTWORZYŁEŚ NA CZAS – natychmiast przepchnął się do środka i udał do kuchni
-Co ty masz na….
-NIE TERAZ SANS! – do siatki jaką miał w ręce wpadł kawałek sufitu, popatrzył do góry – WIDZĘ, ŻE TWOJA KUCHNIA JEST W OPŁAKANYM STANIE, TAK JAK ZOSTAŁO POWIEDZIANE.
-T-tak Szefie.. A-ale niedługo naprawią więc nie musisz..
-MILCZEĆ! NIE JESTEM TUTAJ ABY SŁUCHAĆ TWOICH ŻAŁOSNYCH TŁUMACZEŃ. CZY PATRZEĆ NA TO W JAK ŻAŁOSNYCH WARUNKACH MIESZKASZ. MAM WAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE, DLATEGO PRZYBYŁEM WCZEŚNIEJ, ABY Z TOBĄ POROZMAWIAĆ NA TEMAT NASZEJ WIZYTY W DOMU CZŁOWIEKA!
-Uh… D-dobra, Szefie.. ale..
-JAK WIESZ, JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM NA SZCZYCIE LISTY POTWORÓW W NASZYM GATUNKU I ZAWSZE SIĘ UPEWNIAM, ABY WE WSZYSTKIM BYĆ NAJLEPSZYM, TAKŻE W UTRZYMYWANIU ZNAJOMOŚCI. TO DLATEGO CZŁOWIEK BŁAGAŁ MNIE, ABYM RACZYŁ GO ZASZCZYCIĆ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ W JEJ MIESZKANIU. BY JEDNAK NIE ZNISZCZYĆ MOJEJ OPINII MUSZĘ USTALIĆ KILKA ZASAD JAKIE MUSISZ PRZESTRZEGAĆ I SANS.. SANS.. PRZESTAŃ GAPIĆ SIĘ NA MNIE JAK IDIOTA I SŁUCHAJ TO CO DO CIEBIE MÓWIĘ!
-A-ale Szefie.. człowiek…
-WIEM, ŻE MIESZKA OBOK! TERAZ SŁUCHAJ UWAŻNIE, BO INACZEJ OBOJE BĘDZIEMY WYGLĄDAĆ JAK DEBILE! KIDY CZŁOWIEK OTWORZY DRZWI MASZ UŚCISNĄĆ I POTRZĄSNĄĆ JEGO DŁONIĄ, TAK LUDZIE SIĘ WITAJĄ I SOCJALIZUJĄ WZAJEMNIE. SIŁA Z JAKĄ ŚCIŚNIESZ MA ZNACZENIE, JEŻELI ZROBISZ TO ZA LEKKO UZNAJĄ CIĘ ZA SŁABEUSZA, A JAK ZA SILNO, TO ZŁAMIESZ IM RĘKĘ I UZNAJĄ TO ZA WROGIE ZACHOWANIE Z TWOJEJ STRONY I NIE BĘDĄ MOGLI SPOJRZEĆ CI W OCZY PÓŹNIEJ. A POTEM, KIEDY ZAPROSI NAS DO ŚRODKA, BĘDZIESZ MUSIAŁ…
-Tak właściwie, to możesz ściskać moją dłoń z taką siłą z jaką chcesz Wielki Szefie. Zniosę to – powiedziałaś podnosząc się z kanapy by przerwać kościotrupowi. To najlepszy sposób© aby zauważyć swoją obecność w pokoju i wtrącić się, nim Papyrus powie coś za dużo.
-MNNNGAAA CZŁOWIEK! DLACZEGO LENISZ SIĘ NA KANAPIE SANSA? – krzyknął rumieniąc się natychmiast, kiedy zdał sobie sprawę, że go słyszałaś.
-Cóż… czekałam na ciebie i .. zaraz… co ty masz na sobie? – zapytałaś, kiedy w końcu zauważyłaś. Nie miał tego samego co zawsze. Nie. Miał na sobie czarną koszulkę, a na niej czerwony sweter z … płomieniami… przechodzącymi w środku i po bokach.
-NIE CZEKAJ NA MNIE TUTAJ – krzyknął rzucając siatkę na stolik. Wskazał natychmiast palcem na drzwi wyjściowe – WRACAJ DO SIEBIE I TAM CZEKAJ!
-Eh? – rozejrzałaś się – Ale tak strasznie chciałam zobaczyć twoją słodką twarz, że nie mogłam się doczekać!
-N-NIE JEST SŁODKA CZŁOWIEKU! – krzyknął przybierając nowy odcień czerwieni na twarzy – MOJA TWARZ JEST PRZERAŻAJĄCA! A TERAZ, WRACAJ DO SIEBIE I TAM NA MNIE CZEKAJ, TAK JAK POWINNAŚ! – popchnął Cię w stronę drzwi. Kładąc ręce na biodrach obserwował jak powoli  zakładasz swoje buty.
-To może przerażająco słodka? – powiedziałaś otwierając drzwi
-NIE MOŻNA STAWIAĆ SŁOWO PRZERAŻAJĄCY OBOK SŁOWA SŁODKI, KIEDY CHCE SIĘ OPISYWAĆ MOJĄ APARYCJĘ! A TERAZ ZNIKAJ CZŁOWIEKU!
-Ale nie skomplementowałam twojego..
-ŻEGNAM! – krzyknął, zobaczyłaś rechoczącego Sansa za jego plecami i drzwi trzasnęły Ci przed nosem. Stałaś chwilę w szoku, patrząc na wejście. – Z-ZACZNĘ JESZCZE RAZ SANS! SŁUCHAJ UWAŻNIE! – potem jego głos nieco się przyciszył, choć nadal był donośny. Słyszałaś szepty w odpowiedzi i śmiechy. - .. NAWET NIE PRÓBUJ ZROBIĆ KAWAŁU Z TEGO SŁOWA! NIE JESTEM SŁODKI SANS! – zachichotałaś wracając do siebie. Co jakiś czas słyszałaś uwaga Papyrusa jakie ten skrzętnie dawał swojemu bratu – TAK, ZAŁOŻYSZ TO!... MAM TO GDZIEŚ! TAK SIĘ UBIERAJĄ LUDZIE KIEDY JEDZĄ RAZEM! … NIE SANS!... A CZY TO WAŻNE, ŻE ONA TAKIEGO NIE MA?  - korzystając z czasu rozejrzałaś się po mieszkaniu raz jeszcze upewniając się, żę wszystko wygląda dobrze. Usiadłaś na kanapie trzymając laptopa na kolanach, nadal nasłuchując rozmowy zza ściany. 
 Usłyszałaś pukanie co do minuty w której miał pojawić się Papyrus i szybko wstałaś by otworzyć.
-Uh.. cześć Wielki Szefie, jesteś punktualnie – odparłaś
-OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEM! JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS ZAWSZE JESTEM NA CZAS! – skrzyżował ręce patrząc na Ciebie. Przesunęłaś się, aby wszedł ale ani drgnął. Po chwili gapienia się zdałaś sobie sprawę na co czeka.
-Uh… dziękuję że postanowiłeś przyjść… Wchodź – wyciągnęłaś rękę
-AHEM.. – chrząknął – OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU, MOŻESZ BYĆ SZCZĘŚLIWA, ŻE JA PAPYRUS POSTANOWIŁEM SPĘDZIĆ Z TOBĄ TEN CZAS OBIADOWY – potrząsnął delikatnie Twoją ręką, zaś Ty lepiej przyjrzałaś się jego ubraniu. W sumie sweter wyglądał na nim dobrze… jego kościste ramiona świetnie się prezentowały… ale.. po co te płomienie?
-Uh… podoba mi się… twój strój – jego twarz natychmiast się rozpogodziła
-OCZYWIŚCIE, ŻE CI SIĘ PODOBA, CZŁOWIEKU! JAKO MISTRZ POSZUKIWAŃ, SZYBKO ODKRYŁEM CO WASZ OBRZYDLIWY GATUNEK ZAKŁADA NA SPOTKANIA SOCJALIZUJĄCE WAS ROZUMIANE JAKO KOLACJE! WZIĄŁEM WASZ ZWYCZAJNY GOŚCINNY UBIÓR I PRZEROBIŁEM NA STO… NIE TYSIĄC RAZY LEPSZY NIŻ WASZ! NYEH HEH HEH HEH! – uśmiechał się pełen dumy.
-Oh.. więc… dodałeś te… płomienie
-NATURALNIE.. I OD RAZU UBRANIE STAŁO SIĘ LEPSZE! – zapozował raz jeszcze, zaś jego chusta dziwnym sposobem zaczęła powiewać.
-Heh… wygląda prawie tak dobrze jak ty! – skomentowałaś przesuwając się ponownie by pozwolić mu przejść
-K-KOMPLEMENTY NIGDZIE CIĘ NIE ZAPROWADZĄ CZŁOWIEKU – jego twarz zrobiła się odrobinę czerwieńsza gdy wszedł do środka – OBYŚ BYŁA GOTOWA NA MÓJ OSĄD! – Sans wszedł za nim, musiałaś walczyć ze śmiechem, kiedy zdałaś sobie sprawę że nie ma na sobie bluzy.  Właściwie to też miał na sobie sweter z ogniami na dole koszulki. Zdecydowanie na niego za duży, i jakoś nie prezentował się w nim tak dobrze jak jego brat. Pewnie to miało to też coś wspólnego z mową jego ciała, wyglądał jakby miał na sobie najbardziej niewygodne ubranie w całym swoim życiu
-Cześć Czacho.. –próbowałaś mówić normalnie – W-właź… zapraszam – parsknęłaś cicho śmiechem, zmierzył Cię wzrokiem
-Zawrzyj kurwa ryj – warknął.
-Co masz na sobie? – szepnęłaś
-Jakbym kurwa wiedział. Szef to przytargał i powiedział,  że muszę się w to ubrać. – wgapiał się intensywniej w Ciebie
-To miał w siatce?
-Tak! Po chuj wy ludzie nosicie takie szmaty? Są niewygodne jak worek na kartofle i wyglądam  w tym jak ostatni debil – znowu cicho prychnęłaś śmiechem
-A ja bym powiedziała, że ci ładnie, ale wyglądasz jakbyś zaraz miał eksplodować.
-To nie ma cholernych kieszeni.. Po chuj robić coś tak bezsensownego, co nie ma kieszeni – szeptał wściekle. Szedł powoli, zupełnie tak, jakby nie umiał chodzić w tym ubraniu tak jak trzeba. Zamknęłaś za nim drzwi, udał się natychmiast na Twoją kanapę. Lecz w połowie drogi się zatrzymał zdając sobie sprawę, że to chyba nie najlepsza pora na siadanie na niej. Papyrus w tym czasie ze zmrożonymi oczami przyglądał się figurkom na Twoich szafkach. 
-WIDZĘ, ŻE LUBISZ TRZYMAĆ FIGURKI DO INSCENIZACJI BITEW NA WIDOKU – skomentował przyglądając się im bliżej
-Uh…. Tak?
-CIEKAWY WYBÓR… POKAZUJE JAKIM JESTEŚ STRATEGIEM… - nie miałaś pojęcia co odpowiedzieć.
-Oh.. uh… Może pokażę ci resztę mojego mieszkania? – wskazałaś rękami na kuchnię
-T-TAK, OCZYWIŚCIE, SKORO NALEGASZ! – odkrzyczał mechanicznie. Korytarzem zaprowadziłąś ich do swojej sypialni. Papyrus szedł za Tobą, ale Sans dwa razy się zastanowił nim wszedł do środka. Starał się w nerwowej manierze schować ręce do kieszeni, ale nic nie znalazł. Jak tylko przekroczył próg natychmiast się zarumienił na wspomnienie swojej pierwszej wizyty w tym miejscu. Cały pokój był czysty i posprzątany. Twoje ubrania poskładane, zaś wielkie łóżko zasłane wieloma poduszkami. Pokój sam w sobie nie był wielki… większość miejsca zajmowało łóżko królewskich rozmiarów. Ponad połowę, jakby dokładniej opisać i z ledwością zmieściłaś do niego szafę. Nawet mimo braku przestrzeni miejsce było schludne, co wywołało pozytywne wrażenie na Twoim sąsiedzie. Papyrus opuścił wzrok jak wszedł do środka.
-HUMPH… TO ODPOWIEDNIA SYPIALNIA, TAK SĄDZĘ… JESTEM POD WRAŻENIEM, BO WIĘKSZOŚĆ SYPIALNI LUDZKICH SAMIC JEST RÓŻOWA… - rozglądał się dalej, chwilę podziwiał swoje odbicie w Twoim lustrze, nim zaczął przesuwać kilka przedmiotów na półce. Usiadłaś na swoim łóżku
-Może i nie jest różowy, ale i tak jest fajny. Siadaj – poklepałaś miejsce obok siebie – Bardzo miękkie.  – Papyrus usiadł na wskazanym miejscu natychmiast złączając nogi i krzyżując ręce na piersi w głębokiej zadumie
-FAKTYCZNIE JEST MIĘKKIE.. ALE NIEPOTRZEBNIE DUŻE..
-Co? Nie lubisz dużych łóżek?
- TSK… IM WIĘKSZE ŁÓŻKO, TYM WIĘKSZE LENISTWO
-Hmmm…? – uśmiechnęłaś się – Lenistwo? – popatrzyłaś w jego oczodoły.
-CIĄGŁE SPANIE, LEŻENIE, NIE ROBIENIE ABSOLUTNIE NICZEGO – odpowiedział wyliczając na palcach.
-To chyba prawda.. ale wiesz.. – zachichotałaś – Miękkie i wygodne łóżka mogą służyć do wielu innych rzeczy.. – poczułaś, że coś siada na łóżku. Sans nagle wcisnął się między was i gapił się.
-Ah tak…? Na ten przykład, do czego? – warknął wkurwiony sprawiając, że nie mogłaś patrzeć na jego brata. Głową ledwo sięgał Ci do ramienia, ale to i tak nie powstrzymało go od próbowania.
-U-uh… no wiesz… do s-skakania…? – czułąś, jak gniew z niego uchodzi. 
-A W JAKIM CELU MIAŁABYŚ SKAKAĆ PO ŁÓŻKU…?
-Dla.. ćwiczeń?- odpowiedziałaś.
-ĆWICZENIA!... HM… - zmarszczył brwi – ZAWSZE MYŚLAŁEM, ŻE ŁÓŻKA SĄ TYLKO DO LENIENIA SIĘ.. ALE SKORO TAK TO PRZEDSTAWIASZ…  
-Wiesz, moje łóżko jest dość duże, abyśmy wszyscy, we trójkę mogli razem poćwiczyć – znowu się uśmiechnęłaś
-We trójkę, co? – Sans wyszczerzył się – Robisz się całkiem chciwa, wiesz?
-Cóż… Nie chcę, aby ktoś czuł się pominięty… - nagle koścista dłoń zepchnęła Cię z łóżka, nie miałaś nawet czasu zareagować i wyrżnęłaś twarzą w podłogę.
-SANS! 
-Heh.. Ojej, omsknęło mi się – uśmiechnął się przebiegle kładąc się na Twoim łóżku – Nie jestem zainteresowany żadnymi ćwiczeniami na twoim łóżku z tobą, człowieku… Łóżka są do spania, a nie do pierdolonych ćwiczeń.
-Hm? – wstałaś z ziemi – I to mówi gość, który trzymał w pokoju.. gazetki do ćwiczeń.
-SANS MA GAZETKI DO ĆWICZEŃ?! – krzyknął Papyrus zmieszany i zaskoczony jednocześnie, patrząc to na swojego brata, to na Ciebie.  Sans usiadł szybko
-W-wydaje mi się, że lenistwo cię dopadło Szefie – zszedł z posłania – Pośpieszmy się i zobaczmy resztę domu albo obiad nigdy nie będzie gotowy na czas.
-OCZYWIŚCIE! – zgodził się i wstał z łóżka, czekając, aż zaprowadzisz ich dalej.
-Serio! – wyszeptał za Tobą
-Wybacz.. nie mogłam się powstrzymać.. – odszeptałaś
-Nie mów mu o tym kurwa!
-Przepraszam… przepraszam.. nie będę!  - Otwierając inne drzwi pozwoliłaś zobaczyć swój składzik. – To tutaj trzymam moje graty – pozwoliłaś im zajrzeć do środka. Papyrus po prostu zerknął i przytaknął. – A to.. łazienka! – otworzyłaś do niej drzwi. Sans oparł się o framugę mało zainteresowany tym, co brat zobaczy w środku. Ten skrzyżował ręce, rozejrzał się z uwagą, wyglądał jakby lekko zdenerwowany.
-TSK.. DOBRA! CZŁOWIEKU! – i po chwili dodał – PRZYZNAJĘ, ŻE TRZYMASZ PORZĄDEK JAKI DA SIĘ ZNIEŚĆ.. ALE LEDWO! 
Po zwiedzeniu całego Twojego mieszkania, pozwoliłaś im usiąść na kanapie zaś sama udałaś się do kuchni aby dokończyć przygotowania. Papyrus zaczął przeglądać kanały w telewizji szukając czegoś co możę zobaczyć. Był zły, bo jego ulubionego programu w tym tygodniu nie było.
-Ej – zawołałaś pojawiając się z tacą za kanapą – Coś na ząb nim dostaniecie właściwe danie – Papyrus wziął jajko od Ciebie i zaczął mu się z uwagą przygiąć.
- Diabelskie jajka
-HUMPH.. NIE WYGLĄDAJĄ DLA MNIE DIABELSKO
-Są smaczne, spróbuj – powoli ściągnął rękawiczkę z ręki, by ponownie wziąć jajko – Są z potworzego jedzenia… nie martw się – powiedziałaś
-OCZYWIŚCIE!... PO PROSTU… PRZYGLĄDAŁEM SIĘ NIM WEZMĘ TO DO UST! WYGLĄD JEST RÓWNIE WAŻNY CO SMAK, WIESZ? – wsunął jedno za zęby i zmarszczył brwi skupiając się na żuciu. 
-I?
-S-SĄ.. DO ZAAKCEPTOWANIA.. – sięgnął po kolejne.
-Jajeszcze nie spróbowałem – mruknął leniwie sięgając do tacy. Wrzucił jedno do gęby i powoli jadł myśląc. Chwilę potem nagle znieruchomiał i popatrzył szeroko otwartymi oczami na Ciebie - .. Musztarda?
-Może? – zaśmiałaś się – Wracam gotować – podałaś im tacę i wróciłaś do kuchni – Smacznego. Skończyłaś przygotowywać wszystkie składniki jakie potrzebowałaś, usłyszałaś głośny szept dobiegający z Twojego pokoju
-SANS… JUŻ DOŚĆ, RESZTA JEST MOJA!
-Co…? Ale jeszcze dużo zostało!
-WIDZIAŁEM JAK JESZ TRZY NA RAZ!
-Mogę to wyjaśnić Szefie… Zaostrzam twój apetyt przed głównym daniem!
-NIE WYGADUJ TAKICH BZDUR, SANS… NO I … W BRZUCHU WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA ZAWSZE ZNAJDZIE SIĘ MIEJSCE NA DOBRY POSIŁEK. MAM NADZIEJĘ, ŻE.. SANS! WIDZIAŁEM TO!
-Co?
-MÓWIŁEM, ŻE RESZTA JEST MOJA!
-To było małe jajeczko, nie martw się. 
-CZŁOWIEK ZE SWOIMI LUBIEŻNYMI ZAPĘDAMI ZROBIŁ TE PRZYSTAWKI DLA MNIE! B-BĘDZIE BARDZO ZŁA, JEŻELI NIE ZJEM ICH WIĘCEJ!
-Ale tutaj jest musztarda…
-CO TY PRÓBUJESZ POWIEDZIEĆ?! ŻE ZROBIŁA JE Z MYŚLĄ O TOBIE?!  - i zabrzmiał głośny kaszel.
-Nie… Szefie… S-są dla ciebie … kheeee… zdecydowanie dla ciebie…
-SANS, TWOJA TWARZ JEST CZERWONA. NIE ZADŁAWIŁEŚ SIĘ CZY COŚ? 
-N-nic mi nie jest Szefie…
-TO DOBRZE, BO GDYBY MÓJ OKROPNY BRAT UMARŁ W DOMU CZŁOWIEKA BO ZJADŁ JEJ… PASKUDNE ZROBIONE W LUDZKIM STYLU PRZYSTAWKI, SPRAWIŁOBY, ŻE… SANS! NIE DOTYKAJ ICH! – nagle coś mocno uderzyło o podłogę – PATRZ CO NAROBIŁEŚ! 
-Chłopcy! – zawołałaś odwracając się w stronę kanapy. Nim zareagowałaś, Papyrus wstał.
-N-NIC SIĘ NIE DZIEJE CZŁOWIEKU! SZYBKO WRACAJ DO GOTOWANIA! NATYCHMIAST! – próbował coś za sobą ukryć. Nie wychodziło mu to za dobrze, bez problem widziałaś… unoszące się jajka otoczone niebieską magią? Zza kanapy wyłaniała się mała rączka, która je zbierała. Zachichotałaś widząc, jak po chwili rączka sięgnęła po kolejne.
-Dobra.. ale nie bijcie się w moim domu.. jasne?
-OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU! – odpowiedział szybko – TAKIE OKROPNE ZACHOWANIE NIE BĘDZIE TOLEROWANE W CUDZYM DOMU. JEŻELI KTOKOLWIEK BY SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ SZYBKO BYM GO ZGŁADZIŁ BO NIE MOŻNA KALAĆ DOBREGO IMIENIA POTWORÓW TAK PASKUDNYM ZACHOWANIEM – ostatnie słowa wymówił głośno i mocno, podczas kiedy mała koścista łapka chwytała kolejne jajko.
-Dobra, kolacja niedługo będzie gotowa i uh… masz coś na twarzy… - pokazałaś kącik własnych ust - Tutaj – Papyrus szybko przesunął palcem po zębach by zmazać żółtą przyprawę. Kiedy ją znalazł, zarumienił się lekko. – Te diabelskie jajka są całkiem smaczne, prawda?
-S-SĄ TYLKO DO PRZYJĘCIA CZŁOWIEKU! – krzyczał jak odchodziłaś – DO PRZYJĘCIA! ROZUMIESZ? NIJAK SIĘ MAJĄ DO MOICH KULINARNYCH TALENTÓW! – wróciłaś do krajania składników. Słyszałaś szmery w salonie. Po chwili panowała cisza, a potem.. – SANS! GDZIE SIĘ WSZYSTKIE PODZIAŁY!
-Młe wem ‘efie. Muały ‘iknąć.
-NIE RÓB SOBIE ZE MNIE JAJ, MASZ SZEŚĆ W GĘBIE!  
Gotowałaś dalej, a oni siedzieli na kanapie. Jak wszystkie przystawki zniknęły, zrobiło się cicho, i po kilku minutach Sans zaczął drzemać. Z jakiegoś powodu, czułaś, że jesteś obserwowana. Kilka razy się oglądałaś za siebie, ale drugi szkielet patrzył się w monitor telewizora. Po trzeciej próbie, spróbowałaś innej metody. Wzięłaś jeden z większych noży jaki miałaś i w odbiciu spojrzałaś za siebie. Para ślepi gapiła się na Ciebie z kanapy, bacznie śledząc każdy Twój ruch. Uśmiechnęłaś się przyłapując go.
-Wielki Szefie… - zawołałaś, natychmiast odwrócił wzrok – Podoba ci się to co widzisz?
-NIE CZŁOWIEKU… NIE PODPATRUJĘ JAK NIE UMIESZ GOTOWAĆ
-Ah, dobrze… Sans śpi? – Papyrus w końcu to zauważył.
-SANS! JAK ŚMIESZ …
-Ciii – odwróciłaś się przystawiając palec do ust – Jest dobrze… niech śpi. To mój dom i pozwalam ludziom w nim spać gdzie i kiedy chcą.
-A-ALE CZŁOWIEKU… NIE POWINNAŚ TOLEROWAĆ JEGO PASKUDNEGO ZACHOWANIA.
-Hm… cóż… - udałaś, że myślisz – Niektórzy potrzebują więcej snu niż inni, więc odpuśćmy mu dzisiaj – wróciłaś do krojenia warzyw i wrzucania ich na dużą patelnię. Papyrus westchnął patrząc na Twoją pracę
-CO TERAZ ROBISZ? – już nie ukrywał swojego zainteresowania.
-Smażę mięso i warzywa.
-SMAŻYSZ?! – rzucił pełen obrzydzenia – TO NAZYWASZ SMAŻENIEM?! JESTEM PEWIEN, ŻE JEDZENIE BĘDZIE SUROWE!
-Smażenie na niewielkim ogniu, dokładniej – poprawiłaś go – Jeżeli smaży się na małym, odpowiednim ogniu, potrawa będzie ładnie upieczona, podduszona nawet, jeżeli powiększysz ogień, to się spali.
-TSK.. ALE TEN PŁOMYK JEST ŻAŁOSNY, ZWIĘKSZ GO
-Ja gotuję, przypominam
-WIĘC JAK POZBĘDZIESZ SIĘ TEGO PASKUDNEGO SMAKU TŁUSZCZU Z JEDZENIA?
-Dałam mało oleju, tyle, aby nic nie przywarło do patelni, reszta wypłynie z mięsa kiedy będzie się smażyć. 
-TO MIĘSO MA TŁUSZCZ? – rzucił niedowierzając
-Uh… tak… zazwyczaj.. – zamrugał kilka razy nim popatrzył na swoją rękę
-CHYBA, POWINIENEM ZMIENIĆ SWOJE KULINARNE ZWYCZAJE – rzucił do siebie – NIE.. SMAK BĘDZIE PASKUDNY.. MOŻE SUBSTYTUTY.. ALPHYS ZNA WIELE ZASTĘPCZYCH WARZYW… ALE UDNYNE POZNAŁABY WTEDY MOJE PLANY I .. 
-Wiesz, odrobina tłuszczu nie zaszkodzi, Szefuńciu… Wiesz, wiem, że ludzie potrzebują go w swojej diecie
-TO WIELE WYJAŚNIA!  - chwyciłaś za rączkę i przemieszałaś warzywa z mięsem, potem dodałaś wcześniej ugotowany makaron. Jeszcze mokry od gotowania. W kuchni natychmiast pojawił się przyjemny zapach wypełniający całe mieszkanie. – SMAŻYSZ MAKARON?! 
-A no… woda i olej stworzą sos który doda smaku potrawie i … makaron tylko pogłębi smak. – chwyciłaś za pałeczkę i zaczęłaś mieszać potrawę, uważając, aby wszystko dobrze rozprowadzić.
-A TERAZ CO ROBISZ?
-Dodaję przyprawy.
-JEŻELI CHCESZ, ABY BYŁO PIKANTNE MUSISZ DODAĆ WIĘCEJ NIŻ ZAZWYCZAJ!
-Oh.. lubisz ostre jedzenie?
-JA… JA GO NIE NIENAWIDZĘ.. CHODZI BARDZIEJ O SANSA.. ALE NIE PRZESADŹ! NIECH TO DA SIĘ ZJEŚĆ!
- Myślę, że będzie dało się to zjeść.. Nie martw się
-GRRRHAAAA! WSZYSTKO ROBISZ ŹLE!- krzyknął uderzając pięściami w kanapę – GDZIE PASJA? GDZIE OKRZYKI ZWYCIĘSTWA? WSZYSTKO CO ROBISZ TO LENIWE STANIE I ŁĄCZENIE WSZYSTKO RAZEM NA ŻAŁOSNYM PŁOMYKU! JAK MAM KOSZTOWAĆ TWOJE LENISTWO POŁĄCZONE Z OKROPNYM GOTOWANIEM! GDZIE W TYM POJAWI SIĘ SMAK, SKORO NIC NIE ROBISZ? TO NAJGORSZA RZECZ JAKĄ WIDZIAŁEM W KUCHNI! A WIDZIAŁEM W NIEJ SANSA! – odwróciłaś się, by na niego spojrzeć i się sprzeczać, ale zamiast tego…
-Zaraz… w jakim najgorszym stanie widziałeś Sansa…?
-RAZ JAK PRZYSZEDŁEM DO DOMU BYŁ W KUCHNI Z BUTELKĄ ALKOHOLU W RĘCE I CAŁE POMIESZCZENIE UMAZAŁ MUSZTARDĄ!
-Ppppffffthh! Hahahaha… proszę, powiedz mi, że masz zdjęcie!
-ZDECYDOWANIE NIE.
-To brzmi jak najlepsze wspomnienie!
-TO NAJGORSZE WSPOMNIENIE JAKIE MAM! NATYCHMIAST WZIĄŁEM JEGO LENIWĄ PIJANĄ MIEDNICĘ DO MOJEGO SKŁADZIKA TORTUR I… I.. – zamilkł nim popatrzył na śpiącego brata obok siebie.
-Hm? – zapytałaś gdy milczał, wyłączyłaś ogień w kuchence.
-I.. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE NIGDY… NIE DOPROWADZI SIĘ DO TAKIEGO STANU…. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE… ZROZUMIE.. – nie spuszczał z brata oczu.
-Aż tak z nim źle, kiedy pije? – przełożyłaś potrawę z patelni do wielkiej miski.
-NIE WIEM CO SIĘ STAŁO… NIGDY NIE MIAŁ Z TYM WCZEŚNIEJ PROBLEMÓW… ALE PEWNEGO DNIA… PO PROSTU NIE UMIAŁ PRZESTAĆ. – Podeszłaś do kredensu by wziąć kubki herbaty jaką przygotowałaś wcześniej. Położyłaś je na małych talerzykach. Jeszcze tylko miski, sztućce, chusteczki i..  –P-POZWÓL! – powiedział stojąc teraz za Tobą.
-Oh… uh… jasne… skoro nalegasz – przesunęłaś się.
-TEN KTO ROBI OBIAD, NIE POWINIEN SZYKOWAĆ STOŁU… NIE WIESZ O TYM? – zapytał biorąc wszystko w ręce i zaczął to układać.
-Mmm, nie wiedziałam, że te zasady są tutaj
-POWINNY! – zerknął na Ciebie przez ramię – MASZ! – rzucił gdy skończył – A TERAZ ZBUDZĘ MOJEGO BEZWARTOŚCIOWEGO BRATA… POZWOLIŁAŚ MU MARNOWAĆ CZAS WIZYTY! – oparłaś się o blat oglądając go
-Jestem pewna, że tak się dobrze bawił… na swój sposób. A to właśnie się liczy – Papyrus cicho podszedł do niego i chwycił go za fraki trzęsąc gwałtownie
-WSTAWAJ LENIU! – krzyczał głośniej niż zwykle. 
-Gahhh! – krzyknął Sans nim zdał sobie sprawę, że ma brata przed oczodołami – Cz-cześć Szefie!
-OBIAD GOTOWY! PRZESPAŁEŚ CAŁY PROCES PRZYGOTOWANIA!
-Uh.. w-wybacz Szefie… te jaja mnie uśpiły…
-ZJADŁEŚ JE DAWNO TEMU SANS! TERAZ SIADAJ ABYŚMY MOGLI ZJEŚĆ OBIAD! – Papyrus podrzesz do stołu i usiadł. Założył nogę na nogę i tupał tą przy podłodze ponaglając brata. Sans zaspany poczłapał na swoje miejsce. Nadal miał trochę jajka na twarzy, ale wyglądał o wiele lepiej, teraz kiedy przespał się w ubraniu i zdołał do niego trochę przywyknąć. –A JAK TO SIĘ NAZYWA… CZŁOWIEKU? – rzucił kiedy zajęłaś swoje miejsce
- Zasmażany makaron z warzywami.. i wołowiną – Papyrus prychnął na samo słowo „zasmażany”
-PHI.. OSĄDZĘ TO SPRAWIEDLIWIE. NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TAK ŻAŁOSNE POSTĘPOWANIE W KUCHNI POTWIERDZI TWOJE SŁOWA Z ZESZŁEGO TYGODNIA. PRZYGOTUJ SIĘ NA FALĘ OBELG I KRYTYKI Z POWODU SWOJEJ POWAŻNI
-Z przyjemnością usłyszę co myślisz o moim gotowaniu – chwyciłaś za jego miskę i nałożyłaś mu dużą porcję. Spróbował natychmiast, nie czekając, aż nałożysz jego bratu. Zatrzymałaś się i patrzyłaś przez chwilę w oczekiwaniu. Czekając, aż szkielet przełknie makaron. Kiedy tak zrobił, patrzył na jedzenie przed nim – I…? – Sans wziął swoją miskę od Ciebie pocąc się nerwowo, patrząc jak brat je… 
-NIE POPĘDZAJ MNIE CZŁOWIEKU! MUSZĘ JESZCZE RAZ SPRÓBOWAĆ! – na widelec nadział więcej klusek i wsadził je do buzi, głośno przełknął, pogryzł mięso i znowu patrzył się w ciszy na miskę. W końcu otworzył zęby - … JAK….? – szepnął głośno
-Uh.. co jak? – zapytałaś
-JAK ZROBIŁAŚ, ŻE TO.. TO JEDZENIE… NIE SMAKUJE PASKUDNIE. JAKIEJ SZTUCZKI UŻYŁAŚ?
-Patrzyłeś jak gotuję cały czas – wzięłaś kęs swojej porcji, znacznie mniejszej niż braci
-ALE WSZYSTKO ROBIŁAŚ ŹLE! TIMER NAWET SIĘ NIE WŁĄCZYŁ! JEDZENIE NIE POWINNO TAK SMAKOWAĆ, KIEDY NIE JEST WŁAŚCIWIE ZROBIONE!
-Uh… skąd uczyłeś się gotowania Szefuńciu? – chwilę pomyślał nim odpowiedział.
-ZNIKĄD! SAM SIĘ NAUCZYŁEM, A POTEM JA I UNDYNE …. ZACZĘLIŚMY TRENOWAĆ.. I ZACZĘLIŚMY SIĘ SPRZECZAĆ O SHOW METTATONA I …
-Próbowałeś gotować w inny sposób?
-OCZYWIŚCIE, ŻĘ NIE, NIE MA INNEGO SPOSOBU NA GOTOWANIE!
-Naprawdę? Nie próbowałeś?
-NIE CHCIAŁEM! – pochyliłaś się, aby spojrzeć w jego oczodoły
-A co jeżeli w ten sposób pokonasz Undyne… - zamilkł i powoli spojrzał ponownie na swoją porcję – Cóż… nie mówię, że jestem mistrzem kuchni… ale mogę pokazać ci jak ludzie gotują
-TSK.. ALE… AKCEPTUJĄC COŚ TAKIEGO OD… OD…
-.;.. Od przyjaciela? – odwrócił wzrok rumieniąc się
- DOMYŚLAM SIĘ, ŻE JESTEM NA SZCZYCIE NAJPOPULARNIEJSZYCH POTWORÓW.. I … TAK… OCZYWIŚCIE, ŻE POZNAM SEKRETY LUDZKIEGO GOTOWANIA NYEH HEH HEH… SEKRETY O JAKICH NIE ŚNIŁA TA GWARDZISTKA! – uderzył rękami w stół – CZŁOWIEKU! POKAŻESZ MI JE WSZYSTKIEJ! NIE PRZYJMUJĘ ODMOWY!
-Oh? Jak władczo… - uśmiechnęłaś się. Sans zakrztusił się. 
-TAK, ZMUSZĘ CIĘ… I NIE POZWOLĘ CI ODEJŚĆ PÓKI NIE POWIESZ MI KAŻDEJ NAJMNIEJSZEJ TAJEMNICY JAKĄ SKRYWA LUDZKI SPOSÓB GOTOWANIA! – Sans bardziej się krztusił 
-U-uh… - nie wiedziałaś jak dobrze na to odpowiedzieć – Tak Szefie.. um.. to możę w przyszłym tygodniu kiedy ty będziesz gotował?
-DOSKONALE… UNDYNE NIE BĘDZIE MIAŁA POJĘCIA, SKĄD BIORĄ SIĘ MOJE NOWE UMIEJĘTNOŚCI.. CIESZĘ SIĘ, ŻE TOLERUJĘ CIEBIE JAKO SWOJEGO PRZYJACIELA NA TYLE DŁUGO CZŁOWIEKU. Z ROZKOSZĄ POPATRZĘ NA JEJ KLĘSKĘ!
-Co? Szefie! Tylko mnie tolerujesz? – udałaś obrażoną
-OCZYWIŚCIE! KTOŚ TAKI JAK JA NIGDY NIE ZAPRZYJAŹNIŁBY SIĘ Z CZŁOWIEKIEM NA POWAŻNIE
-Ale.. – próbowałaś wyglądać na zranioną
-NIE PATRZ TAK NA MNIE! JAKBYŚ WCZEŚNIEJ TEGO SIĘ NIE DOMYŚLAŁA… CZŁOWIEKU… POWIEDZIAŁEM, ABYŚ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZYŁA! TO NIC CI NIE DA!
-Ale ja ci zrobiłam obiad i w ogóle… - rzuciłaś głosem pełnym smutku – Czuję się zdradzona
-DOBRA.. TOLERUJĘ CIĘ… CZASAMI.. MASZ… ZADOWOLONA! TERAZ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZ!
-Aaaaw, dziękuję!
- TSK, JESTEŚ NIEMOŻLIWYM CZŁOWIEKIEM
-Heh… jakby ci to przeszkadzało – jedliście dalej, Papyrus zjadł całą swoją porcję i poprosił o dokładkę.
-T-tak czy siak – zaczął Sans – Szefie… nie opowiadałeś jak było w pracy
-TAK JAK ZAWSZE, JESTEM ZNAKOMITY! – powiedział dumnie.
-To dobrze
-ALE JEST COŚ.. COŚ CO MNIE MARTWI
-Ci debile.. uh… znaczy ludzie którzy mówią o tobie złe rzeczy? – zapytał Sans
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS! OCZYWIŚCIE ŻE ODNAJDUJĘ ZAWSZE RZECZY JAKIE MI POCHOWAJĄ! NIE… CHODZI O COŚ INNEGO… PAMIĘTASZ SCARF MOUSE?
-Mówisz o tym gościu, który narzekał na wszystko? 
-WYGLĄDA NA TO, ŻE ZACZEPIŁ POLICJANTÓW I TERAZ ZOSTAŁ WYDANY ROZKAZ JEGO ARESZTOWANIA
-Zaraz… możecie zostać za to aresztowani? – wtrąciłaś się
-OCZYWIŚCIE! NASZA INTEGRACJA Z LUDŹMI JEST KONTROLOWANA I MUSI PRZEBIEGAĆ WEDLE USTALONEGO PROCESU ASYMILACJI, CI CO NIE CHCĄ SIĘ DO TEGO DOSTOSOWAĆ MUSZĄ BYĆ ARESZTOWANI! CIĘŻKO TO ZROZUMIEĆ – nawet jak on to powiedział, masz wrażenie, że te słowa nie są jego. Wziął je od kogoś innego…
-I co dalej Szefie – Sans wrócił do rozmowy – Policja miała jego adres
-NIE BYŁ W DOMU… W PRACY TEŻ GO NIE WIDZIELI
-Więc co? Uciekł z miasta?
-TAK SIĘ UWAŻA.. ALE.. KTOŚ Z RODZINY ICEDRAKE POWIEDZIAŁ, ŻE ZNIKNĄŁ ZARAZ PO TYM, JAK JEGO PRZEPUSTKA WYGASŁA – Źrenice Sansa zamigotały
-Więc… zaginął?
-TSK… I TAK NAM NIE UWIERZĄ… ALE JA I UNDYNE UWAŻAMY, ŻE NIE OPUŚCIŁ MIASTA – przysłuchiwałaś się zmartwiona rozmowie. Miałaś nadzieję, że potwory nie są zabijane.. Jeżeli coś stałoby się kociemu potworowi jakiego poznałaś, potwory spopielane przez ludzi … to wydaje się możliwe i bardzo realne. – WIĘC NIE RÓB NICZEGO GŁUPIEGO SANS! … PRZYNAJMNIEJ NIE BARDZIEJ GŁUPIEGO NIŻ ZAZWYCZAJ.
-Ta, ta, Szefie, nie martw się. 
Po tym jak skończyliście jeść, wstałaś aby pozmywać naczynia.
-Wielki Szefie.. Chcesz wziąć trochę do domu? – powiedziałaś widząc jeszcze trochę w misce
-POWINIENEM PRZYPATRZEĆ SIĘ TWOJEMU GOTOWANIU, ABY PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA PRZYSZŁY TYDZIEŃ – patrzył na potrawę. Zapakowałaś mu wszystko i podałaś – CÓŻ, NA MNIE JUŻ CZAS – powiedział idąc w stronę drzwi. 
-Naprawdę? Musisz.. znowu iść? – Sans poszedł za swoim bratem czekając przy nim, aż ten się ubierze.
-MAM COŚ DO ZROBIENIA I MUSZĘ SIĘ NA JUTRO PRZYGOTOWAĆ.. – popatrzył na Ciebie i odwrócił wzrok – DOMYŚLAM SIĘ, ŻE TU ZOSTAJESZ SANS – powiedział poprawiając swoje buty.
-Co? Uh… d-dlaczego… dlaczego tak myślisz Szefie? – zarumienił się
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS… ZAWSZE WSZYSTKO WIEM! NIE ROZUMIEM DLACZEGO PRÓBUJESZ UKRYĆ SWOJĄ PRZYJAŹŃ Z CZŁOWIEKIEM, ALE WYRAŹNIE WIDZĘ, ŻE SIĘ LUBICIE!
-Szefie… j-ja tylko… Zaraz! Nie przeszkadza ci to? – zapytał zaskoczony
-OCZYWIŚCIE, DLACZEGO MIAŁOBY?
-B-bo…
-Raaany Czacho – stanęłaś za nim- Naprawdę uważasz, że to coś dziwnego się ze mną przyjaźnić?
-T-to nie tak.. Ja tylko myślałem.. To nie wydaje się w porządku! – Jego twarz całą była czerwona. Był pewien.. ale Szef też Cię lubi… Ale zawsze mówi… Sans próbował to zrozumieć, ale ostatecznie westchnął
-IDĘ JUŻ – otworzył drzwi – ŻEGNAJ CZŁOWIEKU I … DO ZOBACZENIA ZA TYDZIEŃ… NA TRENINGU – Papytus popatrzył na Ciebie uważnie – I ANI DNIA WCZEŚNIEJ
-Papa Szefuńciu – pomachałaś. I z tym, drzwi się zamknęły
-Zaraz wrócę – Sans zniknął w chwilę po swoim bracie. Wróciłaś do naczyń kiedy Sansa nie było. – Kurwa, to było niewygodne! – narzekał już przebrany. Miał ze sobą komputer i usiadł na kanapie czekając na Ciebie
-Twój brat miał dzisiaj dobry humor – powiedziałaś z kuchni
-Tak.. było.. miło – odpowiedział opuszczając lekko oczy.  Wytarłaś talerz ręcznikiem
-Ej Czacho… chcę cię o coś zapytać
-O co? – przekręcił się na kanapie. Podeszłaś za niego i popatrzyłaś na niego
-Możesz wyciągnąć moją duszę? 
Share:

POPULARNE ILUZJE