Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty

22 listopada 2018

Undertale: Gra w kości - Droga do domu [The Skeleton Games - A home tour] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Droga do Muffet była cicha. Papyrus na początku wydawał się być podekscytowany przejażdżką, patrzył uważnie na wszystko co widział w oknie. Ale po jakimś czasie, przestał mówić i tylko patrzył. O czymś myślał, ale nie czułaś potrzeby wypytywania go. Zamiast tego prowadziłaś w ciszy, pozwalając aby miał trochę czasu dla siebie. A może też dlatego, że starałaś się skupić na drodze, kiedy opuściłaś trochę siedzenie mając nadzieję uciec przed palącym słońcem.
-J-JESTEŚ PEWNA, ŻE POWINNAŚ PROWADZIĆ? – zapytał nagle.
-Huh…? – odpowiedziałaś walcząc z bólem na brzuchu. Choć ubrałaś się tak, by chronić się przed słońcem, ubranie nie blokowało wszystkich jego promieni. Całe ciało miałaś pokryte potem. Czułaś, że Twoja twarz, jedyna część ciała która nie była w żaden sposób osłonięta, parzyła!
-L-LUDZIU?! – Zwolniłaś w ostatniej chwili unikając kolizji z autem przed sobą.
-N-nie martw się.. – powiedziałaś słabo – Prawie jesteśmy na miejscu…
-O CO MAM SIĘ NIE MARTWIĆ?! – krzyknął, martwiąc się wyraźnie bardziej – CO SIĘ DZIEJE? WCZEŚNIEJ BYŁO Z TOBĄ WSZYSTKO DOBRZE, ALE TERAZ DYSZYSZ CIĘŻKO I… MINĘŁAŚ ZNAK STOPU! TO NIELEGALNE!
-Oj… - nie za bardzo się przejmowałaś. Naprawdę ciężko oddychałaś. Miałaś nadzieję, że w ten sposób ostudzisz jakoś swoje ciało. Było tak ciepło! Wszystko było takie gorące! Skręciłaś na podjazd do piekarni Muffet i nie marnując ani chwili, jak tylko zaparkowałaś, pobiegłaś w stronę drzwi. Pchnęłaś je, czułaś jak ciało się uspokaja schronione przed słońcem. Ciepło powoli znikało, choć nadal dyszałaś. Usłyszałaś, jak drzwi za Tobą się otwierają.
-BYŁAŚ DOBRYM KIEROWCĄ PRZEZ POŁOWĘ DROGI, ALE OSTATNIA CZĘŚĆ BYŁA BARDZO…- przerwał, podniosłaś wzrok nadal dysząc, aby spojrzeć co się dzieje. Setki małych puchatych pająków, na ścianach i suficie patrzyły w waszą stronę. Zaraz potem usłyszałaś krzyk.
-Co zrobiłeś mojemu człowiekowi?! – może nie krzyk, ale bardzo głośny szept. W piekarni było pełno ludzi, którzy patrzyli na Ciebie szeroko otworzonymi oczami. Widziałaś jak kilkoro z nich wyciągnęło telefony, aby nagrać jak Muffet wychodzi zza lady by podejść do Ciebie. – Szaraczku, jesteś cała blada! Dlaczego wyszłaś w taki słoneczny dzień? – zapytała z czarnymi ślepiami przepełnionymi zmartwieniem. Szybko przeniosła je ze wściekłością patrząc na potwora za Tobą – To twoja wina! – Papyrus skrzyżował ręce
-NIE ZROBIŁEM NICZEGO NIELEGALNEGO TEMU CZŁOWIEKOWI, JEJ FATALNY STAN JEST WYNIKIEM JEJ ZACHOWANIA I… - znowu przestał mówić, kiedy więcej pająków otoczyło go na podłodze
-Nic mi nie jest Muffet – dyszałaś starając się odwrócić jej wzrok od wielkiego szkieleta – Naprawdę, nic mi nie jest. – Pająki się zatrzymały, lecz ona nie odwracała od niego wzroku, biorąc Cię jednocześnie za rękę
-Chodź, usiądź przy stoliku, jestem pewna, że znajdę miejsce dla ciebie… - Prowadziła Cię za dłoń, jej ręce były o wiele dłuższe i szczuplejsze niż Twoje. Jej lawendowa skóra była bardziej fioletowa i zauważyłaś to samo mruczenie, jakie dochodziło od Sansa za każdym razem, kiedy go dotykałaś. Pachniała dzisiaj bardzo dobrze i marzyłaś, aby Cię nie puszczała. Posadziła Cię na stoliku na tyle i uśmiechnęła się w stronę ludzi, którzy tam siedzieli. – Moi drodze… chciałabym was przeprosić i poprosić o ustąpienie tego miejsca – mówiła słodko – Oczywiście, nie zostawicie go za darmo – wyciągnęła w ich stronę trzy kupony – W ramach przeprosin… - Ludzie wstali biorąc kupony. Myślałaś, że będą źli, że ich wykopano z miejsca, ale tak nie było. Słodycze w tym sklepie są naprawdę drogie.   – Masz… jest tu ciemno i miło – powiedziała kiedy oboje usiedliście. Najbliższe okno nagle zostało przysłonięte fioletową żaluzją, kilka pająków później odeszło na bok.
-Dziękuję… ale naprawdę, już mi lepiej – Chciałaś wstać, by zademonstrować to jak z Tobą lepiej, poczułaś cień za sobą i chwilę potem usłyszałaś warknięcie dochodzące od pajęczego potwora przed Tobą.
-Ty! – Muffet wskazała palcem na Papyrusa – Jak mogłeś jej pozwolić wyjść na zewnątrz w słońce?!
-A CO W TYM ZŁEGO?
-Jest uczulona na słońce, idioto!
-LUDZIE MOGĄ BYĆ UCZULENI NA SŁOŃCE? – był zaskoczony, spojrzał na Ciebie.
-Tylko… troszeczkę… - odpowiedziałaś cicho. Położył ręce na swoich biodrach
-TO NAJGŁUPSZA RZECZ O JAKIEJ… - Muffet znowu warknęła. – TSK.. – fuknął ściszając głos – CÓŻ, PIERWSZY RAZ O TYM SŁYSZĘ! GDYBYM WIEDZIAŁ, ZABRONIŁBYM JEJ JECHAĆ SAMOCHODEM! PRAWIE SAM GO PROWADZIŁEM, WIESZ!
-Ale dotarliśmy bezpiecznie! – rzuciłaś weselej. Oba potwory patrzyły się na Ciebie. Opuściłaś wzrok winna, widziałaś jak dwa pająki kładą na stole szklankę zimnej wody. Po drodze prawie kilka razy wylały ją, ale ostatecznie udało im się ją zanieść bez szwanku.
-Szaraczku.. – westchnęła Muffet nie zwracając na nie uwagi – Choć doceniam to, że lubisz do mnie przychodzić, wolałabym abyś nie przybywała w takim stanie
-Ale tym razem nie zemdlałam! – chwyciłaś za szklankę.
-TYM RAZEM? – krzyknął – CZĘSTO PRZYBIEGASZ TUTAJ W TAKIM STANIE?!
-…kilka razy się zdarzyło – rzuciłaś zawstydzona. Szczęka Papyrusa otworzyła się szeroko w zaskoczeniu.
-LUDZIU… - zaczął powoli – MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚ BARDZIEJ ODPOWIEDZIALNA… ALE IM DŁUŻEJ CIE ZNAM, TYM BARDZIEJ UWAŻAM, ŻE ZACHOWUJESZ SIĘ JAK MÓJ BEZWARTOŚCIOWY BRAT
-Oh… - uśmiechnęłaś się – Czyli myślisz, że jestem słodka?
-NIE, NIE TO CHCIAŁEM… SANS NIE JEST SŁODKI!
-Nadal go tak nazywasz? – warknęła Muffet
-Tak! – powiedziałaś dumnie. Nigdy nie przestaniesz. Muffet westchnęła
-I niech zgadnę.. teraz przyjaźnisz się też z NIM – popatrzyła na Papyrusa, który stał niepewnie koło stołu.
-TSK…. LEDWO SIĘ ZNAMY – poprawił
-Oh? – była zaskoczona – Więc… kim dla siebie jesteście, co? – przechyliła głowę na bok uśmiechając się cwanie.
-ONA… JEST… - myślał przez chwilę – MOIM CZŁOWIEKIEM Z POTRZEBAMI! – w końcu wypowiedział z dumą. Szczęka Muffet opadła. Za ustami starałaś się schować atak śmiechu. Powiedziałaś tak wcześniej, ale teraz… biorąc pod uwagę okoliczności..
-Że co?! – bąknęła Muffet
-KIEDY TAK NAS OKREŚLIŁA WCZEŚNIEJ UZNAŁEM, ŻE TO NAJLEPSZE CO OKREŚLA NASZĄ ZNAJOMOŚĆ! – wyglądał na dumnego z siebie. W tym czasie Ty musiałaś chwycić się stołu, nie mogąc już panować nad śmiechem. – CO W TYM TAKIEGO ZABAWNEGO?!
-Nic… wszystko hehehe.. jest dobrze! Tak może być – chichotałaś dalej. Muffet przyglądała się wam przez chwilę, nim też zaczęła się cicho śmiać – W-w każdym razie! – postanowiłaś zmienić temat by mieć szansę na łyknięcie wody  - Muffet… nie powinnaś teraz być za ladą?
-Moje pająki się wszystkim zajmą. Ahuhuhuhu! – odpowiedziała – Myślisz, że tylko ja mogę tam pracować?
-Ale.. – przekręciłaś głowę chcąc spojrzeć na kolejkę ludzi. Nie słyszałaś, aby pająki mówiły
-Karteczki oczywiście – odpowiedziała na Twoje pytanie choć go nie powiedziałaś – W końcu stworzyłam dobry system. Wygląda na to, że ludzie uważają to za równie fascynujące, co składanie zamówień u mnie.  – Nie widziałaś co się dzieje za ladą, ale Muffet miała rację. Wszystko w sklepie pędziło własnym rytmem. 
-To cudownie, bo… - wskazałaś na potwora za sobą – Papyrus chciałby się ciebie o coś zapytać. – pięć czarnych oczu popatrzyło na niego
-Oh? – podparła się o jedną z rąk, pod uśmiechem widać było delikatne kły – Co ktoś taki jak ja może zrobić dla wspaniałego i przerażającego kapitana Papyrusa, co?
-TAK! CÓŻ! – zaczął – JUŻ NIE JESTEM KAPITANEM… WIĘC TEN TYTUŁ… NIE JEST WŁAŚCIWY…
-Mniejsza o to! – machnęła ręką. Papyrus wyciągnął kartkę z kieszeni w kurtce i rzucił nią na stół
-CHCĘ TO CIASTO NIE PÓŹNIEJ NIŻ DO WTORKU – Muffet wzięła zapiski i popatrzyła na nie
-Cztery warstwy… wielkie ciasto… wysokiej jakości magia… lukier waniliowy… i… MA MIEĆ PIĘĆ STÓP WYSOKOŚCI?! – była przerażona.
-OCZYWIŚCIE – mówił spokojnie – JAK INACZEJ MAM SIĘ DO NIEGO ZMIEŚCIĆ?
-Chcesz wejść w niego?
-NATURALNIE! TO PRZYJĘCIE NIESPODZIANKA WIĘC TRZEBA CIASTA NIESPODZIANKI! TO TAKIE TRUDNE DO ZROZUMIENIA?!
-Nawet jeżeli będę zajmowała się tylko tym ciastem przez kolejne dwa dni, nie skończę go zrobić jeżeli ma być taki wielki! – nadal patrzyła na rysunek
-TSK… AMATORKA – mruknął
-Co tam mamroczesz? – warknęła
-Z WYJĄTKIEM MNIE JESTEŚ NAJLEPSZYM POTWORZYM PIEKARZEM, A NIE DASZ RADY TAKIEMU PROSTEMU ZAMÓWIENIU?! – Muffet powoli odstawiła kartkę na stół i popatrzyła na niego
-Cóż… - splotła razem parę rąk – Skoro sam jesteś takim wyśmienitym piekarzem, może sam go zrobisz? 
-JA… NIE MAM CZASU – odwrócił wzrok – MAM WIELE ZADAŃ NA GŁOWIE ZWIĄZANYCH Z PRZYGOTOWANIEM PRZYJĘCIA
-Humph! … Nawet gdybym miała materiały na takie wielkie zamówienie, a nie mam! – uniosła jedną z par rąk do góry – Nie jestem zainteresowana robieniem takiego ciasta dla twojego obrzydliwego brata.
-TWOJE ZAINTERESOWANIA NIE MAJĄ ZNACZENIA! TO JA TU PŁACĘ! – warknął
-Nie stać cię, aby zapłacić za takie ciasto dla twojego godnego pożałowania brata!
-JEŻELI WSZYSTKO ZROBISZ ZGODNIE Z MOJĄ ROZPISKĄ, BĘDZIE MNIE STAĆ!
-Źle to wszystko obliczyłeś! Nie będzie cię na niego stać! – pochyliłaś się kiedy ci się kłócili i wzięłaś kartkę. Wielkie ciasto z zaznaczonym wydrążeniem w środku, miało mieć różowy napis na górze „BĄDŹ WDZIĘCZNY, ZA TAK DŁUGIE ŻYCIE SANS!”. Ciasto jest wielkie, naprawdę wielkie. Nie masz za złe Muffet, że tak zareagowała. Jesteś pewna, że nikt nie podjąłby się takiego wyzwania mając zaledwie kilka dni.
-Mam pomysł! – powiedziałaś patrząc na kartkę. Oba potwory przestały się kłócić. – Masz może długopis? – zapytałaś patrząc na Muffet. Kilka pająków podeszło trzymając czarny długopis. Wzięłaś go i rozpisałaś w rogu. Zaczęłaś rysować, oba potwory patrzyły na Twoje poprawki na cieście. Ten był zdecydowanie krótszy.
-TO CIASTO JEST O WIELE ZA MAŁE! NIE WIDZISZ, ŻE JESTEM WIELKI I PRZERAŻAJĄCY?! – bąknął kiedy nadal rysowałaś. Dorysowałaś stolik pod ciastem, taki który zakrywałby cały spód. – HUMPH… TO MOGŁOBY ZADZIAŁAŚ… ALE MÓJ POMYSŁ JEST O WIELE LEPSZY – przyglądał się jak kończysz.
-A mogłabyś zrobić coś takiego? – zapytałaś podając kartkę znowu do Muffet. Przyjrzała się jej
-Ma znacznie bardziej przyzwoite rozmiary – westchnęła – Ale stół załatwiasz sobie sam! – popatrzyła na Papyrusa.
-TO DLA MNIE ŻADEN PROBLEM! BUDOWAŁEM RZECZY O WIELE BARDZIEJ WYMAGAJĄCE – rzucił z dumą. Muffet popatrzyła na Ciebie przez chwilę, a potem napisała cyfry na dole strony
-To będzie tyle kosztować… - podała kartkę Papyrusowi. Wziął ją i spojrzał
-TO!
-Za to, że dostałam tak mało czasu! No i zmuszasz mnie abym robiła coś dla twojego obrzydliwego brata!
-TO DLA KOGO ROBISZ NIE MA ZNACZENIA! – warknął
-Każdy kto wspiera tego śmiecia powinien zostać bankrutem! 
-TO JA ZAMAWIAM, NIE ON! I ZAWSZE MÓWIŁEM, ŻE TWOJE WYROBY SĄ O WIELE LEPSZE OD GRILLBIEGO!  - Muffet otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się. Po chwili, wzięła kartkę, skreśliła cyfrę i napisała inną. Podała zapiski potworowi.
-To moja ostatnia oferta! Nie zejdę niżej! – warknęła odwracając czarne ślepia. Papyrus chwycił za kartkę i po chwili analizowania nowej ceny powiedział
-P-PÓJDĘ PO KARTĘ… - Gdy pająki zabrały jego kartę płatniczą, sama zaczęłaś grzebać w torebce po plik papierów.
-Ja tez zabrałam ze sobą ratę – podałaś ją na stole – To powinno pokryć wszystko – Muffet wzięła ją i wyglądała na zaskoczoną
-…Nie spodziewałam się, że zapłacisz tak szybko – powiedziała biorąc czek – Tak.. to pokrywa wszystko… - Wzięła kartkę i podarła ją na waszych oczach. Patrzyłaś jak kawałki opadają na stół, by zaraz zostać posprzątane przez kilka pająków. 
-Uh… - stęknęłaś patrząc na pająki. Muffet westchnęła
-Kto inny miał zapłacić ten dług – uśmiechnęła się – Choć i tak podobało mi się oglądanie tego obrzydliwego małego.. – spojrzała na Papyrusa - … osobnika – poprawiła się – klęczącego przed człowiekiem, to było warte każdej ceny – popatrzyła w Twoje oczy – Ciężko nad nim pracujesz, co nie?
-Ah.. tak… jest uh… - zerknęłaś na Papyrusa, upewniając się, że nie załapał o kim rozmawiacie – Pracuje ciężko… nawet samo wstawanie go wiele kosztuje – w jej uśmiechu pojawiły się kły
-To dobrze…

-NADAL NIE UWAŻAM, ABYŚ PROWADZIŁA! – warknął wsiadając do Twojego samochodu
-Jest więcej chmur, damy radę!
-A CO JEŻELI ZNIKNĄ KIEDY BĘDZIESZ PROWADZIŁA I ZABIJESZ NAS WSZYSTKICH?!
-Dotarliście do Muffets, dotrzemy do twojego domu – westchnął wyraźnie się poddając. Wszystkie jego zakupy są w Twoim samochodzie, nie ma zbyt wiele do gadania. Wycofałaś się i wróciłaś na główną drogę, ustawiając na telefonie adres jego zamieszkania. Papyrus zerkał przez okno patrząc na otoczenie. Tym razem prowadziło Ci się prościej. Po kilku skrętach, Papyrus odezwał się nie spuszczając wzroku z okna.
-LUDZIU? – zapytał cicho
-Hm?
-CZY SANS… NAPRAWDĘ SOBIE RADZI?
-Chyba… - Papyrus znowu zamilkł. – Coś cię trapi? – zapytałaś
-CZASAMI ZASTANAWIAM SIĘ… CZY NAPRAWDĘ DAJE SOBIE RADĘ… JEST BARDZO DOBRY W UDAWANIU WIESZ…
-Sans? – zapytałaś. Z tego co możesz powiedzieć, to fatalny kłamca.
-CZASAMI ZASTANAWIAM SIĘ… CZY DOBRZE MU BEZE MNIE… MOŻE… MOŻE POWINIENEM DAĆ MU SAMEMU ZAMIESZKAĆ WCZEŚNIEJ… - zaczął błądzić palcami po rękawiczce.
-Tęskni za tobą – powiedziałaś – Tylko dlatego, że sobie radzi, nie znaczy, że już cię nie potrzebuje – skręciłaś w znajome sąsiedztwo, nadal śledząc gps na telefonie.
-ZAWSZE MYŚLAŁEM… ŻE SPOTKA GO COŚ ZŁEGO JEŻELI NIE BĘDZIE MNIE PRZY NIM… ALE… CO JEŻELI GO NA SIŁĘ TRZYMAŁEM?
-Sansa? – znowu zapytałaś – Wątpię, ciągle pomagam temu leniowi!
-POMAGASZ MU?!
-Ta… troszeczkę… - nie chcesz, aby wiedział, że pomagasz mu w porządkach, ale możesz powiedzieć o czymś innym – Raz rozlał na siebie magiczne jedzenie i nie wiedział jak pozbyć się plamy
-UGH! ZAWSZE BYŁ BEZNADZIEJNY W ZMYWANIU RZECZY! – powiedział łapiąc się za twarz – WIESZ, ŻE RAZ WSYPAŁ MYDŁO DO PRALKI?
-Hahahaha! No co ty!
-SKOŃCZYŁY MI SIĘ ŚCIERKI, ABY SPRZĄTAĆ BAŁAGAN – zalałaś się śmiechem – NIE ROZDZIELA TEŻ UBRAŃ! PRZEZ NIEGO WSZYSTKIE MOJE SZMATKI DO NACZYŃ SĄ RÓŻOWE!
-Nie lubisz różowych szmatek?
-RÓŻOWY TO KOLOR METTATONA.. NIE PASUJE DO MOICH KOŚCI! – warknął
-Hahahaha! Wielki szefie! Przyznaj w końcu, że za nim tęsknisz!
-JA… JA NIE…. TĘSKNIĘ! – oparł się o szybę – ALE… CHOĆ POWIEDZIAŁAŚ, ŻE ZA MNĄ TĘSKNI… NIE ROZUMIEM DLACZEGO MIAŁBY… - skręciłaś w znajomą drogę. Tutaj kiedyś mieszkałaś, nim przeniosłaś się do jednego ze starszych mieszkań. Znasz okolicę!
-Dlaczego myślisz, że twój brat mógłby za tobą nie tęsknić? – zapytałaś – Zawsze wydaje się zmartwiony, kiedy nie możesz zostać dłużej w gościach – Papyrus westchnął patrząc na mijane domy
-W PODZIEMIU… BYŁEM BARDZIEJ… PRZERAŻAJĄCY NIŻ WSPANIAŁY…  - przez chwilę zerknęłaś na niego. Patrzył w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
-Co to znaczy? – starałaś się delikatnie poruszyć temat. Wiedziałaś już po wcześniejszych rozmowach i po tym jak Sans się zachowywał, że Papyrus robił coś, czego teraz żałuje. Ale ciężko było Ci uwierzyć w to, że zrobił coś co autentycznie mogłoby zranić Sansa.
-PODZIEMIE NIE BYŁO MIŁYM MIEJSCEM – rzucił – DLA ŻADNEGO Z NAS…

Zaparkowałaś patrząc na mieszkanie. Było duże, przedzielone na pół z  zadbanym ogrodem. Papyrus jako pierwszy wysiadł i otworzył bagażnik wyciągając z niego swoje rzeczy. Podeszłaś, aby pomóc, ale pozwolił Ci nieść jedynie te lekkie torby.
-Mieszkałam kiedyś tutaj – powiedziałaś kiedy szliście chodnikiem.
-NAPRAWDĘ? – popatrzył na Ciebie – MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚ BIEDNYM ŻAŁOSNYM CZŁOWIEKIEM! KTÓRY ZADŁUŻYŁ SIĘ U MUFFET JAK OSTATNI IDIOTA!!!
-Hm? A jeżeli bym taka była, żal by ci było mnie i byś się mną zaopiekował?
-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! TO TWOJA WINA, ŻE JESTEŚ BIEDNA! JA NAUCZYŁABYŚ SIĘ CZYM SĄ PIENIĄDZE I CZYM JEST CIĘŻKA PRACA JEŻELI PRZYCZEPIŁABYŚ SIĘ DO MNIE JAK RZEP DO PSIEGO OGONA?!
-Jeżeli jestem rzepem… czy to znaczy, że ty jesteś psem? – weszłaś do mieszkania za nim jak tylko otworzył drzwi
-NIE O TO MI CHODZI – warknął mijając salon, by wejść do otwartej kuchni – GDZIE PRACUJESZ? – zapytał patrząc jak rozglądasz się po jego mieszkaniu. 
-Jestem programistą, pracuję w domu
-MOŻESZ PRACOWAĆ W DOMU?! – krzyknął w zaskoczeniu
-Tak, to super praca biorąc pod uwagę moje uczulenie i tak dalej – Papyrus uniósł brwi na chwilę
-ROZUMIEM… TAKA SŁABOŚĆ BYŁABY BARDZO UCIĄŻLIWA JEŻELI CODZIENNIE MIAŁABYŚ WYCHODZIĆ Z DOMU – oboje odstawiliście siatki i wróciliście do samochodu.
-Co z rzeczami Undyne? – zapytałaś chwytając za jedną z większych poduszek
-MISZKA OBOK MNIE, WEŹMIE JE JAK TYLKO WRÓCI DO DOMU – powiedział biorąc większe siatki
-Jesteście sąsiadami?!
-TSK… WIELE SIĘ WYDARZYŁO… I… S-SKOŃCZYLIŚMY WYNAJMUJĄC MIESZKANIA OBOK SIEBIE… BY RYWALIZOWAĆ! – jak skończyłaś pomagać Papyrusowi wyciągać torby z samochodu, popatrzył na rzeczy a potem na Ciebie – JAKO WZOROWY POTWORZY OBYWATEL – oparł ręce na biodrach – POZWOLĘ, ABYŚ W SWOJEJ BRUDNEJ OSOBIE MOGŁA ZWIEDZIĆ MÓJ DOM – zakomunikował – uśmiechnęłaś się doceniając to
-Prowadź! – poszłaś za nim znowu do kuchni. Na dole było sporo przestrzeni z salonem i kuchnią obok siebie. Dwie duże kanapy i telewizor, do tego zdjęcia na ścianach z kościami. Pokój był schludny i czysty, ze wszystkim poukładanym na swoim miejscu. Wszystkim… z wyjątkiem… żółtej skarpety w rogu pokoju na ziemi. Nic nie mów! Papyrus otworzył drzwi do ubikacji pokazując Ci ją z dumą
-TO ŁAZIENKA NA DOLE – zerknęłaś i zauważyłaś od razu, że wszystko było dobrane pod kolor, ścian. Wliczając w to ręczniki i mydło.  Przytaknęłaś i zamknął drzwi. Prowadził Cię po schodach, które były otwarte, tak z ich szczytu widziałaś salon. Do tego były dwie sypialnie. – EKHEM, TO MOJA SYPIALNIA LUDZIU! – zatrzymał się przy pierwszych – POZWOLĘ CI JĄ ZOBACZYĆ JAKO CZĘŚĆ NASZEJ WYCIECZKI, ALE NIE ŁUDŹ SIĘ! TO ŻADNA RANDKA!
-Nie? – patrzyłaś jak chwyta za klamkę
-NIE! ZAPEWNIAM CIĘ, ŻE NIE!  - pierwszym co zauważyłaś było łóżko. Długie, znacznie dłuższe niż normalne. Ale to nie wszystko, było w kształcie czarnego wyścigowego auta. 
-Oh… ale czadowe! – natychmiast na nim usiadłaś. Prześcieradła były czarne, tak samo jak pościel… właściwie… w sypialni miał wiele czerni, nawet zasłony na oknach.
-OCZYWIŚCIE! CZADOWE ŁÓŻKO DLA CZADOWEJ OSOBY! – prychnął podchodząc do półek na których chciał Ci coś pokazać  - NYEH HEH HEH! A CO MYŚLISZ O TYM? – zapytał z dumą. Wskazał na kolekcję figurek i musisz przyznać, zabrakło Ci słów. Nie tylko dlatego, że nie spodziewałaś się zabawek w jego sypialni, ale pomijając to jakim wielkim nerdem jesteś, nigdy nie widziałaś tych postaci. Znajoma wydawała Ci się jedynie ta, która przypominała Mettatona.  – WIDZĘ, ŻE MOJE PIONKI DO WALKI ODEBRAŁY CI MOWĘ, PRAWDA? – uśmiechnął się z dumą – NYEH HEH HEH! TY SWOJĄ KOLEKCJĘ MOŻESZ POKAZYWAĆ WSZYSTKIM, ALE FAKT, ŻE JA CHOWAM SWOJĄ W TAJEMNICY TYLKO POTĘGUJE JEJ MOC! – podeszłaś do półki i popatrzy łaś na nie. Wszystkie były potworami… ale… były inne. Ludzie figurki przedstawiają potwory jako złe, ale te… wyglądały jak bohaterowie. Walecznie walczące z … ludźmi! 
-Ale czadowe! – krzyknęłaś – Skąd te postacie? Nigdy ich nie widziałam!
-MÓWIŁEM JUŻ! TO ŻADNA RANDKA! NIE MUSISZ MI SCHLEBIAĆ! – odwrócił wzrok rumieniąc się.
-Ale chcę wiedzieć! – Papyrus podrapał się po głowie nim podniósł jedną
-SANS… JE ZROBIŁ – powiedział – NIEKTÓRE… KIEDY… BYLIŚMY DZIEĆMI – Podał Ci ją i wzięłaś zauważając dopiero, że są ręcznie robione. Niektóre fragmenty plastiku wyglądały jakby były stopione i przemalowane. Kilka nacięć, kilka połączeń, jakby pochodziły z różnych figurek. Ale najważniejsze co zauważyłaś, wszystkie były robione z miłością. Nikt nie pracowałby nad czymś takim, gdyby nie zależało mu na osobie.
-Mam wrażenie, że gdy byliście dziećmi to lepiej się dogadywaliście. Coś się stało? – zapytałaś oddając mu figurkę. Papyrus chwilę myślał.
-KIEDY BYLIŚMY DZIEĆMI… BYLIŚMY SAMI… ALE GDY DORASTALIŚMY JEGO STATY… - westchnął – LEPIEJ ABYŚ NIE PYTAŁA O TO… - odstawił figurkę na półkę – WŁAŚCIWIE! NYEH HEH! – nagle chwycił za jedną ze starzej wyglądających książek – MAM KILKA ZDJĘĆ Z TEGO CZASU! – podał Ci ją, otworzyłaś szerzej oczy widząc zawartość.
-Papyrus! Jesteś dzieckiem! – krzyknęłaś zachwycona małym szkieletem, który miał ten sam przerażający wyraz twarzy co ten wysoki obok Ciebie. Miał ręce schowane pod wyraźnie za dużym swetrem, patrzył w aparat. Wyglądał podobnie, ale wszystko było znacznie mniejsze. Zęby miał gładkie. Na dole zdjęcia był napis „Pierwszy dzień Papyrusa w szkole!”
-NYEH HEH HEH! ABYŚ WIEDZIAŁA, BYŁEM NAJBARDZIEJ PRZERAŻAJĄCYM POTWOREM W KLASIE! – powiedział z dumą.
-Ale słodziak! – skrzeknęłaś nadal wpatrując się w zdjęcie
-S-SŁODZIAK?! NIE! – zabrał ci album – MÓWIŁEM, ŻE BYŁEM PRZERAŻAJĄCY!
-Zaraz! Masz tam zdjęcia Sansa? – zapytałaś… bardzo ciekawa.
-OCZYWIŚCIE, ŻE MAM! ALE NIGDY NIE PRZYPOMINAŁ DZIECKA! – znowu go otworzył i przełożył kilka kartek. Tym razem była fotografia z Sansem stojącym obok brata. Nawet choć był starszy, Papyrus prawie dorównywał mu wzrostem. Oboje mieli te same czerwone ubranka w paski, choć Sansa były zdecydowanie większe. Nie patrzył na aparat. Wyraźnie nie chciał być fotografowany. Jego kości były jaśniejsze, policzki bardziej zaokrąglone. Nie miał złotego zęba, ale nie to zwróciło Twoją uwagę. Było w nim coś innego, im dłużej patrzyłaś na zdjęcie, tym lepiej zauważałaś o co chodzi. Jego źrenice…
-Wielki Szefie?
-CO? – zapytał cicho patrząc na zdjęcie
-Czy oczy Sansa nie są … czerwone?
-OCZYWIŚCIE, ŻE SĄ!
-Więc dlaczego tutaj są białe? – popatrzył bliżej na zdjęcie przyglądając mu się
 -AH… TAK.. BYŁY TAKIE GDY BYŁ MŁODSZY…
-Więc co… nagle zmieniły kolor? – Papyrus nadal patrzył na zdjęcie
-JA… NIE PAMIĘTAM… - przekręcił kartkę. Kolejne zdjęcie, tym razem tylko z Sansem. Miał na sobie wielką białą piżamę i siedział na wielkim krześle. Na górze fotografii był napis 17. Dlaczego był taki przerażony? 
-Masz zdjęcie waszych rodziców? – zapytałaś gdy Papyrus przekładał strony, choć wyraźnie nie patrzył się na nie.
-RODZICÓW? – zapytał po chwili, widziałaś jak krzywi się w zmieszaniu, jakby próbował przypomnieć sobie coś trudnego – NIE PAMIĘTAM RODZICÓW… DORASTALIŚMY W SIEROCIŃCU
-Oh.. – szepnęłaś
-TO NIC SZCZEGÓLNEGO… TAK JUŻ TAM BYŁO – znowu przekręcił stronę. Zdjęcie z nim i jego bratem, trochę starszym. Papyrus miał w ręce nową figurkę, uśmiechał się pokazując ją. Sans wyglądał na … zamyślonego. Połowa zdjęcia była zamazana i nie wiedziałaś co na nim się znajduje. Papyrus ponownie przekręcił stronę. Sans patrzył na coś innego, pocił się. Papyrus był wyższy, z jedzeniem rozmazanym na twarzy. Kolejna strona, poczułaś jak włosy stają Ci dęba. Sans w końcu patrzył w aparat, zaś jego oczy były krwisto czerwone. – MAM WRAŻENIE… ŻE TE ZDJĘCIA POWINNY BYĆ BARDZIEJ.. – szukał słowa – T-TO TYLE – zamknął album i odstawił go na swoje miejsce. Wyprowadził was z jego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Prowadził wycieczkę dalej, pominął drugą sypialnie i zaprowadził Cię do oszklonych drzwi na końcu korytarza. – OTO BALKON! – powiedział z dumą – SPĘDZIŁEM WIELE DNI PATRZĄC STĄD JAK SŁOŃCE WSCHODZI! SZKODA, ŻE MÓJ LENIWY BRAT NIE CHCIAŁ WSTAWAĆ WCZEŚNIE BY PATRZEĆ WRAZ ZE MNĄ! MÓWIŁ, ŻE WOLI GWIAZDY, ALE CIĘŻKO JE TU ZOBACZYĆ NIE WIEM DLACZEGO…
 -To przez światła miasta – popatrzyłaś na drzwi, widziałaś balkon. – Mówiłeś, że Undyne to twoje sąsiadka? – zapytałaś – Dlaczego ma połamaną poręcz?
-N-NIE MARTW SIĘ O TO! – powiedział szybko odciągając Cię od szyby. – A TO JEST… TO BYŁ POKÓJ SANSA – otworzył ostatnie drzwi. Na środku była bieżnia i dookoła walające się śmiecie po podłodze. Było kilka pustych miejsc, gdzie nie było ich, tam gdzie powinny znajdować się meble i łóżko – NIE SPRZĄTAŁEM TUTAJ BO… T-TO NIE MOJA PRACA! – powiedział nerwowo starając się wyjaśnić bałagan – SANS TO POSPRZĄTA KIEDY… E-EWENTUALNIE WRÓCI. TYLKO DLATEGO, ŻE SIĘ WYPROWADZIŁ NIE ZNACZY, ŻE BĘDĘ PO NIM SPRZĄTAĆ! DLATEGO TAM NIE WEJDZIEMY! JEŻELI COŚ BYŚMY RUSZYLI… NIE CHCĘ ABY MIAŁ MNIEJ DO SPRZĄTANIA! – patrzył się przez chwilę nim odszedł schodząc schodami na dół. Szłaś za nim i stanęliście w salonie. Natychmiast spojrzałaś na żółtą skarpetkę.
-Więc… to też jest…?
-TSK.. – skrzyżował ręce – ZOSTAWIŁ JĄ KILKA TYGODNI PRZED WYPROWADZKĄ! PROSIŁEM BO, ABY JĄ SPRZĄTNĄ, ALE NIGDY TEGO NIE ZROBIŁ. TO WOJNA I JA JEJ NIE PRZEGRAM
-Haha.. dobra… - podeszłaś do drzwi wsadzając stopy w buty – Dobrze się bawiłam Papyrus. Sądzę, że impreza będzie udana – chwyciłaś za klamkę – Do wtorku Szefie!
-S-STÓJ! – krzyknął gdy już zamierzałaś wyjść – EKHEM… - chrząknął – JA… uh… doceniam twoją pomoc – mruknął cicho przez zęby.
-Huh? – odwróciłaś się
-DOCENIAM TWOJĄ POMOC LUDZIU! MÓWIŁAŚ, ŻE LUBISZ KIEDY MÓWIĘ TAKIE RZECZY WIĘC…! – odwrócił wzrok, ale widziałaś czerwień na jego twarzy.
-Oh! Dziękuję Szefie!
-TAK… CÓŻ… - zamknął oczy – WIDZĘ, ŻE SIĘ STARAŁAŚ, A JESTEM POTWOREM KTÓRY ROZPOZNA GDY KTOŚ NIE JEST KOMPLETNIE BEZWARTOŚCIOWY… CHOĆ WIEM, ŻE SAM DOSKONALE DAŁBYM SOBIE RADĘ – mruknął
-Jestem pewna, że dałbyś, ale miło było zrobić to razem, prawda?
-BYŁO DOŚĆ DOBRZE.. – powiedział powoli – I-I.. UH… I-I… JEŻELI BĘDZIESZ CHCIAŁA… POZWALAM CI POKAZAĆ MI SIĘ W TYM PRZEBRANIU KOTA… CZY JAK TO TAM SIĘ NAZYWA…
-Huh? – przechyliłaś głowę
-T-TEN STRÓJ KOTA JAKI KUPIŁAŚ W SKLEPIE DLA NERDÓW!!! – krzyknął – O CZYM INNYM MÓGŁBYM MÓWIĆ?! – patrzyłaś na niego przez chwilę. Czy on… chce abyś założyła dla niego to kigurumi?!
-Uh… zaraz… Szefie, nie kupiłam tego dla mnie – zaśmiałaś się lekko.
-NIE?!
-Nie, to mój prezent dla Sansa! – Papyrus patrzył na Ciebie przez chwilę marszcząc oczodoły.
-LUDZIU… ZACZYNAM WĄTPIĆ W TWÓJ ZDROWY ROZSĄDEK JAK CHODZI O DOBÓR PREZENTÓW DLA MOJEGO BRATA
-Hahaha! Nie martw się, spodoba mu się co wybrałam. To jakby nasz… wewnętrzny dowcip. 
-DOWCIP WEWNĄTRZ CZEGO?
-Um… Wewnętrzny dowcip to kawal między dwiema osobami, który tylko one zrozumieją. 
-CÓŻ, NIE BĘDZIE ZABAWNY.. – skrzyżował ręce – NIE MA SZANS, ABY SANS ZAŁOŻYŁ TAKI PASKUDNY STRÓJ!  - Patrzyłaś na niego zastanawiając się, czy może nie powinnaś mu kupować takiego prezentu. Może zrobiłaś coś, co uraziłoby potwory? Wydaje się, że poważnie traktują dawanie komuś czegoś. Połączenie prezentu z kawałem, mogłoby być chamskie. 
-Ah… ojej.. – podrapałaś się po głowie – Może nie powinnam.. – Nagle para wielkich dłoni złapała Cię za ramiona. Papyrus westchnął nie pozwalając Ci się ruszyć. 
-WIEM, ŻE DLA TWOJEGO ŻAŁOSNEGO LUDZKIEGO MÓZGU BĘDZIE TO CIĘŻKIE DO ZROZUMIENIA, ALE SPRÓBUJĘ CI TO DOKŁADNIE WYTŁUMACZYĆ… - wziął głęboki wdech – MOŻE TEGO NIE ZAUWAŻYŁAŚ… ALE SANS TO NAD WYRAZ MAŁY POTWÓR
-Uh?
-NAWET JEŻELI OZNAKOWANIA MÓWIĄ, ŻE BĘDZIE PASOWAĆ NA WSZYSTKICH! – potrząsnął Tobą lekko aby dodać mocy swoim słowom – TO LUDZKA NIEDOSKONAŁOŚĆ, LUDZKIE ROZMIARY UBRAŃ SĄ PEŁNE KŁAMSTW I NIE PASUJĄ NA POTWORY W ŻADNYM RAZIE. CHOĆ SANS JEST DOROSŁY, JEDYNE LUDZKIE UBRANIA JAKIE NA NIEGO PASUJĄ ZNAJDUJĄ SIĘ W SEKCJI DLA BARDZO SZEROKICH DZIECI! – Patrzyłaś na Papyrusa w szoku – NIE MASZ POJĘCIA JAKIE TRUDNOŚCI MIAŁEM ZNALEŹĆ SWETRY KIEDY NIE MOGŁEM ZNALEŹĆ NIC W JEGO ROZMIARZE I.. – zatrzymał się patrząc na Ciebie – L-LUDZIU… NIE PŁACZ…
-Ah… - przetarłaś ręką po twarzy ocierając łzy – T-tak.. Ja.. ja nie…
-N-NIE LĘKAJ SIĘ! – zaczynał panikować i znowu Tobą potrząsł – W-WIEM, ŻE SIĘ STARAŁAŚ! CHOĆ SIĘ CAŁKOWICIE POMYLIŁAŚ!
-T-to nic Szefie… heh.. J-ja tylko… - Nagle przyciągnął Cię do swojej piersi
-J-JUŻ JUŻ… TO NIE TWOJA WINA, ŻE JESTEŚ BEZWARTOŚCIOWA, TO COŚ CZEGO NIE MOŻESZ KONTROLOWAĆ. UPEWNIĘ SIĘ, ABY SANS ZAAKCEPTOWAŁ TWÓJ ZA DUŻY PREZENT, NIE BÓJ SIĘ! – płakałaś dalej w pierś Papyrusa. Ale nie dlatego, że byłaś smutna. Walczyłaś ze śmiechem, nie umiałaś powstrzymać łez przed płynięciem po Twoich policzkach. Gdy tak trwałaś wtulona w jego twardą pierś zauważyłaś, że ładnie dzisiaj pachnie. Rozluźniłaś się ciesząc się doznaniem.
-Wielki Szefie… - powiedziałaś po chwili zadowolona – Ładnie pachniesz – natychmiast Cię odepchnął
-NIE WĄCHAJ MNIE KIEDY PRÓBUJĘ CIĘ POCIESZYĆ!
-Oj…
-I OCZYWIŚCIE ŻE ŁADNIE PACHNĘ! – położył ręce na biodrach – ZAWSZE UŻYWAM WODY KOLOŃSKIEJ!
-Naprawdę? – zapytałaś – To woda kolońska? – Nie pachniał tak…
-NYEH HEH HEH! NAJLEPSZA JAKĄ STWORZONO! – przekręciłaś klamkę w jego drzwiach. Jeżeli to naprawdę woda kolońska, to dlaczego pachniał tak samo jak Muffet…? 
Share:

18 listopada 2018

Undertale: Gra w kości - Posępne dni [The Skeleton Games - Dreary Days] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Dwa tygodnie po odzyskaniu wolności i tydzień po kwarantannie.
Drzwi do pokoju 211 w urzędzie miasta Ebott City zamknęły się z trzaskiem. Mimo to słychać było dobrze głos zza nich. Zaskakujące, jak ktoś o tak miłym, dziewczęcym głosie był w stanie tak głośno krzyczeć. Inny głos jej odpowiadał, cichy i głęboki. Przerażony. Ale czego się spodziewać, kiedy rozmawia się z kimś, kto ma trzy pary rąk i pięć czarnych ślepi?
-Jak to nie zaakceptowano?! – krzyknęła Muffet, patrząc na bladego mężczyznę przed sobą. Zadrżał, kiedy jedna z rąk uderzyła w biurko, po ramieniu zsunęły się jej pająki.
-J-jeszcze nie zaakceptowano b-bo… - pocił się, z każdą chwilą czuł się mniejszy i mniejszy - … nadal musimy przeprowadzić testy aby mieć pewność, że…
-Właśnie widziałam Grillbiego jak wychodzi z formularzem! Dlaczego ja nie mogę dostać jeszcze swojego?! – Mężczyzna dostrzegł, że na jego biurku z każdą chwilą jest coraz więcej pająków
-Właśnie to chciałem wyjaśnić! Potworze jedzenie zostało przetestowane i zaakceptowane aby ludzie je spożywali, ale prochy…
-To nic takiego! Właściwie to to samo! – Muffet uderzyła w biurko, sprawiając że pająki na nim lekko podskoczyły
-M-musimy mieć całkowitą pewność, że nie wywoła żadnych negatywnych efektów na ludziach
-Nie wywoła! – krzyknęła pokazując kły
-B-błagam niech one przestaną! – Muffet popatrzyła na jego oczy. Tsk, boi się. Żałosny! Nawet nie zaczęła go obrażać! Już jest bliski płaczu, a przecież nie związała go i nie zaczęła torturować jeszcze. Ludzie i ich słabe ciałka nie potrafią niczego dobrze znieść
-Dobra…! – wywróciła oczami i pstryknęła palcami, wszystkie pająki wróciły pod rękawki jej bufiastą sukienki. – Ale lepiej się pośpieszcie, ludzie! Już zapłaciłam zaliczkę za budynek. Jeżeli nadal będziecie się ociągali w wydaniu mi zgody… - uśmiechnęła się – Osobiście dopilnuję, że urząd skarbowy wyciągnie odszkodowanie od was… wraz z odsetkami!
-Zapewniam p-panią, że pracujemy najszybciej jak się da. Takie rzeczy potrzebują czasu
-Macie czas! Nie było mnie tydzień bo byłam na kwarantannie! SKOŃCZCIE TO W KOŃCU!
-AAAA – skrzeknął gdy uderzyła w biurko. Muffet znowu wywróciła oczami. Jak takie proste rzeczy mogą zajmować im tyle czasu? Z radością wprowadzili potworze jedzenie do obiegu, ale prochy? Nieee. Od wielu dni je testują. I oczywiście… ten głupi ognisty potwór, dostał zgodę na swoje jedzenie od razu. Ugh… jest taki żałosny! Muffet zrobiła kilka kroków wzdłuż korytarza, udając się do sali poczekalnianej. Tsk… o wilku mowa. Grillby stoi przy drzwiach, jasny fioletowy płomień oświetla pomieszczenie. Pisze coś na swoim telefonie, uniósł głowę gdy Muffet weszła. Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy, tak jakby miał zaraz się zaśmiać.
-Z-Zamknij się, świeczko! – krzyknęła mijając go by wyjść drzwiami. Zatrzasnęła je za sobą wpadając wprost pod ulewę. Zatrzymała się by patrzeć jak pada na chwilę, schowana pod niewielkim daszkiem urzędu. Westchnęła wchodząc w deszcz. Może i Grillby dostał wcześniej pozwolenie na jedzenie, ten wredny drań, ale powodzenia we wracaniu do domu w taką ulewę! Wiadomo, że ogniste elementy nie znoszą wody. Oczywiście, może podawać wiele drinków w barze, ale kiedy chodzi o wodę, nie może jej dotknąć. Zawsze mówi, aby zrobił to ktoś inny. Na powierzchni wszystko jest dziwne. Nie przywykła, aby pogoda tak szybko się zmieniała. Właściwie, to wszystko co chwila się zmienia. Ludzie, światła, pogoda… Czasami ma wrażenie, że sama też się zmienia. I nie jest pewna, czy się jej to podoba czy nie.  Jej ubrania całkiem przemokły kiedy szła na przystanek autobusowy. Pająki pod ubraniem drżały by stworzyć odrobinę ciepła. Nie padało kiedy przyszła, właściwie to zapowiadała się słoneczna pogoda. Muffet czekała schowana pod daszkiem przystanka autobusowego, czekając aż deszcz ustanie. Oczywiście, mogła zaczekać w urzędzie, tak jak Grillby, ale… nie ma mowy aby patrzyła na jego głupią mordę z tym głupim cichym uśmiechem! Tsk… Dlaczego dostał pozwolenie przed nią? Jej produkty są o wiele smaczniejsze! Wszystko co on podaje jest obrzydliwe i pełne alkoholu. Naprawdę… ile można jeść frytek?! No i jego klienci są obrzydliwi. Ludzie będą zażenowani gdy w końcu otworzy swój bar. Jeżeli zobaczą co serwuje i w jakim to jest stanie, może postanowią już nigdy nie otwierać żadnych potworzych biznesów?
Jak znalazła się w domu zamknęła z trzaskiem drzwi za sobą. Niewielkie mieszkanie w sam raz dla jednego potwora, ale nie mieszkała w niej sama. Już zaczęła dekorować ją we własnym stylu. Krótkie fioletowe zasłony i miękkie meble. Nie wspominając o srebrnej nici pajęczej po której spacerowały jej pająki. Te jakie miała pod ubraniami, natychmiast z niej zeskoczyły strzepując z nóżek krople wody i przytulały się do innych pająków, które nie były zimne i mokre. Poszła schodami do góry myśląc o przebraniu się, kiedy dostrzegła coś w swojej sypialni.
-Babeczko! – krzyknęła uśmiechając się, kiedy przerośnięty potwór, wyglądający jak skrzyżowanie muffinki i pająka podbiegł do niej. – Ahuhuhuhu! – zaśmiała się drapiąc parą dłoni go po głowie – Tęskniłeś za mną? – z kieszeni wyciągnęła potwornego cukierka, odpakowała go i podrzuciła do góry. Babeczka entuzjastycznie złapał smakołyk, nim ten opadł na ziemię – Jakże bym chciała, abyś zjadł tych bezwartościowych ludzi… Babeczka ziajał, przechylając głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, czekając na więcej cukierków. Tak by zrobiła w Podziemiu. Nikt nie kazał jej czekać. Naprawdę tęskniła za tym.

-Głupi ludzki deszcz! – warknęła, gdy wyszła z autobusu, wchodząc wprost w kałużę. Już trzeci raz pada w tym tygodniu. Miała już dość wilgoci. Czuła się tak, jakby żyła pod wodospadem! Całe szczęście, dzisiaj miała ze sobą parasolkę i kalosze. Na nieszczęście, padało bardziej niż przypuszczała, więc jej czarne ubrania były przemoczone, nie wspominając już o chlapaniu z kałuż. Jeden z ludzi, którzy wychodzili z nią, w pośpiechu ją miną. Właściwie… większość ludzi wyglądało przerażonych wycieczką. To zaledwie drugi tydzień po tym jak potworom pozwolono opuścić tereny góry, ale ich reakcje naprawdę zaczynały ją denerwować. Słyszała już kilka komentarzy, jak straszne są jej oczy, widziała też jak ludzie po prostu uciekali z krzykiem na sam jej widok. Tsk… niech się boją. Pod daszkiem przystanka autobusowego był schowany znajomy ognisty potwór. Szybko uśmiechnęła się cwanie.
-Ahuhuhuhu! Cóż, cóż… widocznie niczego się nie nauczyłeś od ostatniego razu, prawda? – prychnęła na ognisty element, kiedy ten na nią patrzył – Ludzie i ta ich ludzka pogoda – dodała z udawanym żalem w głowie. Nasłuchiwała kilku strzyknięć ognia. Nagle otworzyła szeroko oczy i wyprostowała się – Takie komentarze zostaw dla siebie! – odwróciła się i odeszła schowana bezpiecznie pod parasolką. Szybko znalazła się znowu w pokoju 211, patrząc na chudego, bladego mężczyznę co ostatnio.  – Powiedziano mi, że dzisiaj dostanę odpowiedź – mówiła sprawdzając czystość swoich paznokci, nie chciała patrzeć na jego głupią mordę ani chwili dłużej – I jaki werdykt… Hm?
-Z-zrobiliśmy potrzebne testy i wiemy już jakie są efekty potwornego prochu, masz zgodę na otworzenie piekarni – sięgnął po teczkę i wyciągnął z niej plik papierów – Są co prawda pewne formalności i zasady jakie zostały utworzone… - popatrzył na nią – M-mówiła pani, że pająki będą pracowały w piekarni… z panią?
-Tak – uśmiechnęła się – Wyraziłam się jasno jeżeli o to chodzi.
-Można zatrudniać ludzi w swoich interesach, jeżeli dostają wynagrodzenie za swój czas i wysiłek… lecz w świetle prawa potwory i ich… uh…
-Dominująca klasa – fuknęła przewracając oczami
-O-ostatecznie pozwolimy zatrudnić ci pajęcze potwory jako pracowników. Wszystkie przepisy są na stronie szóstej. Nim dam ci jednak licencję, musisz podpisać tutaj – pokazał żółtą kreskę na pierwszej stronie – I tutaj… - przekręcił kilka kartek i pokazał drugie miejsce – I tutaj… z dzisiejszą datą. – Muffet zabrała mu papiery. Już je uważnie przeczytała. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że nie należy podpisywać niczego bez uprzedniego bardzo dokładnego zapoznania się z treścią. Uwielbiała uczyć tego też inne potwory w Podziemiu. Kiedy skończyła, mężczyzna przyniósł kolejne papiery.  – Będziemy też potrzebować… uh… p-podpisu od – popatrzył na jej rękawy – Oczywiście… jako ich opiekun prawny możesz podpisać …. – wtedy trzy puchate czarne pajączki wyszły spod jej rękawków na biurko. Mężczyzna natychmiast puścił papiery i wycofał się. Pająki podniosły długopis, stając jeden na drugim, ich małe nóżki uniosły długopis w powietrze. Podpisały papiery dziwnym symbolem, nim wróciły pod ubranie Muffet.
-Czy to wszystko? – zapytała znudzona i zażenowana żałosnym zachowaniem człowieka.
-T-tak… - wpisał coś do komputera, a następnie zebrał papiery i je zeskanował. Starał się unikać dokumentów, jakie dotykały pająki – Wydrukowałem dla pani oficjalne papiery. Musi pani udać się do Mery z recepcji, a poda je pani
-W końcu… - uśmiechnęła się – Widzisz… nie jesteś aż taki bezwartościowy! – zaśmiała się – Tak trudno było wszystko skończyć? Co?
-Ja….
-Nie martw się – przerwała – Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tutaj już nie wracać – i z westchnięciem odwróciła się i wyszła z biura. Mężczyzna nasłuchiwał, aż drzwi się zamknął nim odetchnął z ulgą. Potem pogładził się po ramionach pozwalając, aby dreszcze minęły. Nadal czuł małe pajęcze nóżki na sobie.
 Idąc korytarzem Muffet weszła do poczekalni. Kiedy mijała jedno z biur usłyszała głośną rozmowę za drzwiami.
-Ta, nadal nie przyszedł… Wiem! Powinniśmy wyznaczać mu terminy zawsze kiedy będzie padać! Hah hah! CO NIE?! No i tak odeślę go z kwitkiem, bo nie uwzględnił łazienki! .. Pewnie nawet o tym nie pomyślał – Zatrzymała się, marszcząc wszystkie pięć oczu. Czy oni mówią o…? Stuknęła w jedno z ramion, spod rękawa wyszedł mały pajączek, spadł na ziemię i wszedł do pokoju. Czekała, słuchając głosów – Mam też wiele innych rzeczy jakie będę mu wytykał… Ciekawe kiedy się podda! – uśmiech pojawiał się na jej twarzy – Ta, a jak z twoim awansem? Nie dostałeś? Szkoda. Te stwory nie wiedzą jak działają urzędy. Tam na dole w ogóle ich nie uczono… - Po chwili pająk wrócił trzymając kilka papierów. Wdrapał się po jej nogach podając dokumenty w jej rękę, a następnie schował się pod ubranie.  Szybko przejrzała je, a potem schowała do jednej z ukrytych kieszeni nim jakby nigdy nic weszła do poczekalni. Człowiek w recepcji miał jej licencję, odebrała ją z uśmiechem, i wyszła przez drzwi wchodząc w deszcz. Jak była już dość daleko od budynku, wyciągnęła dokumenty trzymając parasolkę w innej ręce, a papiery w innej. Przeglądając je uważnie, zauważyła, że dotyczą interesu jaki chce otworzyć Grillby. Osoba, która zajmowała się jego sprawą, nie zaznaczyła dokładnie co należy naprawić wedle ludzkiego prawa. Jest lista rzeczy jakie są niezgodne, wliczając w to brak ubikacji. Muffet zaśmiała się. Pierwszym co zrobiła po wyjściu na powierzchnie, to przeczytanie wszystkich ludzkich praw jakie znalazła. Tym bardziej te dotyczące prowadzenia własnej piekarni, co należy mieć, aby spełniać standardy. Miała problem tylko z pyłem oraz z zatrudnieniem pająków jako pracowników. Ale załatwiła to tak szybko jak to możliwe. Gdy podeszła do przystanka, zauważyła Grillbiego nadal schowanego pod daszkiem. Jego koszulka wyglądała na suchą, ale spodnie były mokre. Stanęła obok, czekając na autobus w ciszy. Jego płomienie delikatnie kołysały się, ściągając jej uwagę na niego. Widziała jak kilka osób robi im zdjęcia po drugiej stronie ulicy. Zacisnęła ręce na parasolce. Chciała do nich podejść i okrzyczeć ich o to. Ale postanowiła się nie ruszać. Potwory nie powinny reagować negatywnie na ludzi. Nie może wiele zrobić. Gdy czekała, deszcz narastał. Krople kapiące o jej parasolkę, zamieniły się w cichą muzykę deszczu. Aż musiała mocniej ją chwycić, by nie wypadła jej z rąk. Dostrzegła dzieci chowające się w pobliskiej klatce budynku mieszkalnego. Nikt, kto nie musi, nie wychodzi teraz. Pogoda potęgowała jej zdenerwowanie. Gdyby Grillbiego tutaj nie było… mogłaby w całości schować się pod daszkiem i czekać. Jest taki denerwujący. Dlaczego nie może sobie po prostu odejść?! Więcej kropel uderzyło w daszek. Chwilę potem, słyszała szuranie i gdy zerknęła spod parasolki, zobaczyła jak Grillby robi krok w tył. Kałuża przed nimi zrobiła się już duża, i weszła na chodnik. Popatrzyła na jego ręce, spod rękawów zawsze wydostawały się fioletowe języki ognia, teraz jednak mniejsze niż zwykle. Popatrzył na nią, a ona ponownie schowała się pod parasolką, udając że nic nie widziała. Jedno stało pod parasolką, drugie pod daszkiem przystanka, czekając w ciszy. Kiedy autobus w końcu przyjechał, Muffet była gotowa odejść. Zrobiła krok do przodu i wdepnęła w głęboką kałużę, zatrzymała się na chwilę patrząc na wodę dookoła jej kaloszy. Potem spojrzała na przystanek.
-M-masz! – krzyknęła podając potworowi parasolkę – W-weź! – ognisty potwór delikatnie strzyknął uśmiechając się cwanie. Wziął przedmiot – I to! – nagle podała mu papiery – Napraw wszystko! – widziała odbicie swoich oczu w parze okularów przeciwsłonecznych. Zarumieniła się – B-bo sprawiasz, że wyglądamy źle! Ludzie są gorsi od nas, więc nie pozwól im nad sobą górować! – płomienie zawirowały mocniej, nawet otwierał usta, aby coś powiedzieć – Z-zamknij się, świeczko! – krzyknęła, czując jak magia w niej robi się cieplejsza. Potem weszła do środka nie chcąc patrzeć za siebie. Nim jednak pojazd odjechał jedno z okien otworzyło się – I… czekam aż oddasz mi parasolkę! Pożyczam ci ją tylko, jasne?! Każdy dzień zwłoki w oddaniu będzie kosztował! – ognisty element zaśmiał się delikatnie chowając cwany uśmiech pod parasolką. Tutaj naprawdę wszystko jest inne… W Podziemiu nie zrobiłaby czegoś takiego.

Piekarnia Muffet była otwarta od trzech dni i całkowita liczba klientów była niezmienna, cała dwójka. Pierwszy człowiek wybiegł natychmiast z budynku po tym jak zobaczył jej pająki. Jego krzyk odbijał się echem, zaś drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Drugi wszedł z pytaniem, czy może skorzystać z ubikacji. Oczywiście, pokazała. Lecz nadal jej ego cierpiało, że żaden nie wszedł do piekarni tylko po to aby coś kupić. Aby pogorszyć sytuację, ludzie którzy mieszkali w pobliżu, jak tylko usłyszeli, że otwiera swój sklep, natychmiast zaczęli protestować przed jej piekarnią. Oparła się o blat, pięć oczu spoglądało za okno, patrząc na ludzi za szybą stojących przed sklepem z wściekłością. Mają szczęście, że nie są w Podziemiu. Gdyby grupa potworów choćby myślała o zorganizowaniu czegoś podobnego… cóż… jej pająki zajęłyby się sprawą, zaś Babeczka miałby większą kolację. Westchnęła opierając się bardziej. Może powinna się poddać? Jasne, to było jej marzenie, aby otworzyć piekarnie na powierzchni, ale… jaki był sens wychodzić z góry skoro nie może mieć swojego sklepu! Dzwonek zadzwonił i uniosła się natychmiast entuzjastycznie.
-Witamy w nasz… - przerwała – Oh.. to ty… - powiedziała zdając sobie sprawę kto przyszedł, oparła głowę o jedną z rąk. Grillby stał niepewny przed nią, w dłoniach trzymając czarną parasolkę. Jego fioletowe płomienie delikatnie kołysały się, w okularach odbijał się pożyczony przedmiot, jaki natychmiast wystawił w jej stronę. – Tsk.. P-postaw koło drzwi – machnęła ręką. Zrobił co mu powiedziała wsadzając ręce do kieszeni gdy już były. Stał w milczeniu przez chwilę, jego płomienie były jaśniejsze – N-nie stój tak! Odstraszasz klientów! – krzyknęła. Grillby uniósł się lekko jakby chciał coś powiedzieć, wtedy zobaczył dookoła siebie setki małych puchatych pajączków. W mgnieniu oka, wyszedł zamykając za sobą drzwi. Muffet westchnęła, całkowicie kładąc się na ladzie. Może, naprawdę powinna się poddać? Ktoś otworzył drzwi – Mówiłam ci przecież, abyś – zatrzymała się zdając sobie sprawę, że to nie Grillby. W progu stał człowiek. Musiał wejść zaraz po Grillbym, bo dzwonek nie zadzwonił. Oby nie był jednym z tych co protestują, albo będzie tego żałować. Westchnęła – Witamy w naszym… - człowiek zrobił kilka kroków do przodu nim padł twarzą na ziemię. Muffet zamarzła nie mówiąc ani słowa. Co… co się stało?! Człowiek się nie ruszał. Umarł?! Oni nie zamieniają się w pył… prawda? Czy ludzie mają w zwyczaju wchodzić do sklepów i umierać? Jej pająki otoczyły ją, czując zmartwienie w jej duszy. Nie, nie, nie, nie! Nie może mieć zwłoki w wejściu! To najgorsze co może ją w tej chwili spotkać! Co się dzieje? Chciała mieć tylko piekarnię! Co ludzie mają przeciw niej?! Jasne, boją się pająków, ale czy można umrzeć od zobaczenia ich?! Muffet patrzyła na człowieka z bezpiecznej odległości, czując coraz większe zmieszanie.
-Mrgh… moja twarz – człowiek jękną, przekręcając się na plecy. Trzymał dłonie na twarzy. Więcej stęków i jęków, mamrotał coś o słońcu. Znowu się przekręcił odciągając swoje ciało na bok i przestał. Podniósł się powoli spoglądając na oczy potwora.
-Uh… cześć… - powiedział po prostu
-Cz-cześć.. – odpowiedziała mrugając na raz wszystkimi oczami
-Czy… umarłam? – Muffet patrzyła na człowieka zmieszana – Bo czuję się jakbym trafiła do nieba! W tym sklepie tak cudownie pachnie!
-Co?!
-Hahaha – człowiek się zaśmiał i stanął na nogach – Uh.. przepraszam za tamto.. musiało być ze mną gorzej niż sądziłam. – Muffet nie wiedziała co powiedzieć – Nie martw się! – człowiek schował ręce za plecami – Czasami tak się dzieje, ale nic mi nie jest! – Muffet nadal patrzyła niepewnie
Podrapałaś się po głowie patrząc na potwora przed sobą. Już wiedziałaś, że lubisz potwory, ale właśnie zobaczyłaś najśliczniejszego z nich. Stała przed tobą, z trzema parami rąk, pięcioma oczami i prześlicznym fioletowym odcieniem skóry. Udekorowana plakietka na jej piersi miała napisane „Muffet” dostrzegłaś kilka pająków na jej ramieniu, a zaraz potem setki innych krzątających się za nią. Chwilę Ci zajęło zorientowanie się gdzie jesteś. Sklep wyglądał ślicznie, tonący w kolorach jasnego fioletu ze srebrnymi dekoracjami i czarnymi kokardami na każdym z krzeseł. Nawet na stołach były przepiękne srebrne obrusy w kształcie pajęczyn. Zakochałaś się w wystroju.
-Czy… to miejsce zostało otwarte niedawno? – zapytałaś
-Tak… - potwór odpowiedział spokojnie – J-jakiś tydzień temu
-Co?! Dlaczego o nim nie słyszałam?! – Muffet wyglądała na urażoną
-Ja.. zrobiłam znak – powiedziała tak, jakby to miało wystarczyć.
-Będziesz potrzebować więcej niż tylko znaku. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Musisz zrobić reklamę w Internecie wtedy obiegnie cały świat. Powinnaś mieć więcej klientów, tutaj jest niesamowicie! – podchodziłaś już do wystawki słodyczy. Na srebrnych półmiskach, poustawiane na małych srebrnych obrusach były fioletowo, srebrno-czarne słodkości. Nie wyglądały tylko smacznie, wszystkie były sztuką samą w sobie. Patrzyłaś na wystawę oczarowana tym co zobaczyłaś, wtedy zauważyłaś tabliczkę koło nich, obwieszczającą z dumą
Przez pająki, dla pająków, z pająków.
Co to znaczy?! Koniecznie musisz spróbować!
-Masz coś z truskawkami? – zapytałaś zaciekawiona patrząc na coś co przypominało pączka z pajęczą siecią na nim. Potwór pokazał na jednego z wystawy, nadal mierząc się bacznie wzrokiem. Miałaś nadzieję, że nie będzie cię wypytywać o wcześniejsze. Nie chciałaś używać na nią swojej hipnozy jeżeli nie musiałaś. Całe szczęście, najwyraźniej potraktowała, jako normalne ludzkie zachowanie tak padać na twarz w sklepach. Pokazała ci na czarną czapeczkę i ośmioma parami nóg. Babeczka nazywała się Pajęcza Kanapka. Patrzyłaś się przez chwilę na smakołyk zastanawiając się, gdzie tutaj są truskawki. – Poproszę jedną i… - pokazałaś na coś, co wyglądało jak kolorowe kulki – Cokolwiek to jest
-Pajęcze jaja – odpowiedziała cicho, chwytając jedno i wsadzając do papierowej torebki – T-to wszystko?
-Tak – Podała Ci cenę, na którą spojrzałaś z przerażeniem… Drogo.. Jak dostałaś torbę usiadłaś przy jednym ze stolików. Nie chciałaś jeszcze wychodzić na słońce, postanowiłaś więc zjeść Pajęczą Kanapkę. Bałaś się, że puch z zewnątrz przyklei Ci się do buzi jak będziesz chciała ugryźć pająka, dlatego postanowiłaś rozerwać go na pół. O… to tu są truskawki. Różowe nadzienie delikatnie wypłynęło ze środka. Wsunęłaś połowę Pajęczej Kanapki do ust, czułaś przyjemny truskawkowy smak rozpływający się w języku. Siedziałaś chwilę i gryzłaś, a następnie przełknęłaś czując jak pozostałe jedzenie znika w gardle. To było dziwne… Siedziałaś oszołomiona. – Czy tu jest magia?! – krzyknęłaś wstając od stołu. Potwór za ladą zadrżał.
-Trochę tak, ale większość to proch – powiedziała zwyczajnie
-Ale na tabliczce jest napisane, że jest z pająków
-Pajęczego prochu – poprawiła – Jest słodki i smaczny
-Proch…? Pająki zmieniają się w proch? – Muffet zaśmiała się
-Oczywiście, że tak – W tej chwili kilka puchatych pająków wystrzeliło srebrne nici i zsunęło się na nich na dół. – Pająki nie żyją długo – tłumaczyła – Więc… kiedy umrą, tak jak wszystko co jest zrobione z magii, zamieniają się w proch – przyglądała ci się z uwagą – I to właśnie wcześniej jadłaś, szaraczku. – Pająki jakie zeszły, teraz wspólnymi siłami ścierały odciski palców jakie zostawiłaś na stoliku. Przyglądałaś im się przez chwilę z fascynacją, nim spojrzałaś ponownie na potwora za ladą
-Pozwalają się jeść? – Muffet uśmiechnęła się
 -To część potworzej kultury, umieszczać prochy w tym co się kochało za życia… A pająki naprawdę kochają wybory cukiernicze – Huh… to właściwie… miłe. No i jedzenie jest smaczne. Nie masz nic przeciwko temu, że chcą stać się czymś tak smacznym.
-Chciałabym więcej – mówiłaś patrząc na wystawę – Może … ten eklerek … i jeszcze… tego wielkiego fioletowego donata
-Oczywiście… - Gdy czekałaś, wzięłaś to dziwne kolorowe pajęcze jajo z torby. Było małe, rozmiaru grosika, wrzuciłaś je w całości do ust czując jak się rozpuszcza pozostawiając po sobie przyjemny owocowy smak i znowu znikł całkowicie gdy przełykałaś.
-Powinnaś mieć więcej klientów – powtórzyłaś gdy podała ci pakunek. Nie dbasz o to ile kosztuje. Żyłaś już dość długo, ale jeszcze nigdy nie jadłaś nic tak przepysznego. Wampiry nie trawią najlepiej, więc wszystko co znika w gardle zamiast trafiać do żołądka, jest cudowne.
-Tak… cóż… - popatrzyła na okno na protestujących przed sklepem
-Olej ich – warknęłaś zdenerwowana – Heh… założę się że twoje wyroby smakowałoby by lepiej, gdybyś je robiła z wkurzających ludzi – Pierwszy raz, Muffet naprawdę się uśmiechnęłaś. Wyglądała prześlicznie.
-Ahuhuhu! Cóż, cóż… miło wiedzieć, że ktoś ma podobne pomysły. Cóż, jedzenie ludzkiego mięsa jest technicznie legalne w waszym rządzie, ale kupno i sprzedaż to już trudniejsza sprawa
-Zaraz… naprawdę się nad tym zastanawiałaś? – Pochyliła się nad ladą uśmiechając cwanie
-Może…
-Hahahaha! Naprawdę wolno je jeść?!
-O tak – przytaknęła – Ale ciężko jakieś dostać, bo nie wolno zabijać nikogo. Choć i tak nie przepadam za mięsem w moich produktach… wolę raczej – spojrzała na ciebie porozumiewawczo – Cóż… niech zajmie się tym ktoś inny – mruknęła. Gdy zapłaciłaś za zamówienie spojrzałaś przez okno. Nadal świeci słońce, ale nie masz daleko do domu. Powinno ci się udać dojść. – Coś cię martwi szaraczku? – zapytała
-Mam uczulenie na słońce, więc…
-A więc o to chodziło wcześniej! Ludzie mogą być uczuleni na słońce? – otworzyła wszystkie oczy w zaskoczeniu.
-To rzadkie, ale nie martw się, mieszkam kilka bloków dalej – podeszłaś do drzwi zatrzymując się przed strugą światła prześwitującą przez szybę – Mam tę alergię od dawna… więc dam sobie radę – Postanowiłaś iść już, nie chciałaś zostawiać w piekarni dłużej niż powinnaś. Chwyciłaś za klamkę zbierając się w sobie by stanąć w świetle. – Wpadnę jeszcze do ciebie, chcę spróbować wszystkiego co tu masz!
-S-stój! – krzyknęła wychodząc zza lady i podchodząc do Ciebie. Pochyliła się i podała parasolkę jaka leżała koło drzwi – Możesz pożyczyć… Może pomoże – rzuciła nieśmiało – P-powiedziałaś, że znowu tutaj przyjdziesz, więc…
-Oh! Dziękuję! – powiedziałaś zadowolona biorąc parasolkę i otwierając ją. Wyglądała cudownie, w środku była kolejna srebrna pajęcza sieć, chwilę ja podziwiałaś – Skąd ją masz, jest przepiękna!
-Ja… ja ją zrobiłam – odwróciła wzrok
-Zrobiłaś parasolkę?!
-Tak…
-Zajebiście!
-Um… - nie wiedziała co powiedzieć – S-sama robię swoje ubrania, więc… uh… - popatrzyła na dół, złączając palce razem – M-możesz mieć parasolkę do kolejnej twojej wizyty… B-bo mówiłaś, ze wrócisz. Ja.. nawet policzę ci mniej. Moja ceny są dla tych niecywilizowanych kreatur… a-a ty…
-Oh! Dziękuję! – uśmiechnęłaś się – Naprawdę chcesz abym częściej wpadała?
-T-tak…
-Więc przyjdę w kolejnym tygodniu, do potem! – I wtedy wyszłaś przez drzwi, wprost w stronę strajkujących. Wyciągnęłaś jedno z ciastek i patrzyłaś zadowolona na ludzi jedząc je przed nimi. Muffet patrzyła na Ciebie przez szybę czując, że się rumieni.
-D-do potem.. – mruknęła, pająki zebrały się dookoła niej zaciekawione dziwnym zachowaniem. Tutaj jest naprawdę inaczej… Nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego w Podziemiu.
Share:

13 lipca 2018

Undertale: Gra w kości - Miautastyczny prezent [The Skeleton Games - The purrfect present] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Wyszłaś ze sklepu idąc za dwoma potworami. Grupka dziewczyn zatrzymała się, gdy w ostatniej chwili dostrzegła wielkie stwory, kilka z nich się zaśmiało widząc je na zakupach z rękami pełnymi siat. Chwyciły za telefony i zupełnie tak jak pozostali ludzie dookoła was zaczęły robić zdjęcia i nagrywać, szepcząc między sobą i pokazując to tu to tam to na Ciebie. Undyne wgapiała się w tłum, próbując ich w ten sposób odstraszyć… albo zachęcić jeszcze bardziej, Papyrus po prostu wyprostował się i uniósł wysoko ramiona.
-Zobaczmy… - rybia potworzyca powiedziała cicho pochylając się nad telefonem – Jest po drugiej, autobus przyjdzie o trzeciej trzydzieści i zawiezie nas bezpośrednio … - Papyrus spojrzał na nią
-UNDYNE! MIAŁAŚ SPOTKAĆ SIĘ Z ALPHYS!
-Wiem, wiem… ale… - żółte ślepie spoczęło na siatkach jakie trzymała
-JAKBYM W OGÓLE POTRZEBOWAŁ TWOJEJ POMOCY! SAM MOGĘ WSZYSTKO ZANIEŚĆ – fuknął – NO I MASZ WAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE! NIE CHCĘ INGEROWAĆ W TWÓJ ZWIĄZEK! NIE ZREZYGNUJESZ Z WASZEGO SPOTKANIA Z POWODU SIATKI Z ZAKUPAMI!
-Wiecie co…
-I co? Próbujesz mi wmówić, że ręce ci nie odpadną? – wpatrywała się w niego i potrząsnęła zakupami
-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! MÓWIŁEM, ŻE SAM JE ZANIOSĘ!
-Ej!
-Akurat! Widziałam jak zwalniasz tempo!
-WYDAWAŁO CI SIĘ! JA PO PROSTU…
-EJ! – wtrąciłaś się, jakoś zdenerwowana, zaczynali powoli działać Ci na nerwy – Po co wam człowiek z zabawkami, jeżeli nie zamierzacie z nich korzystać?
-ZABAWKAMI? – Papyrus wyglądał na zmieszanego
-Cholera! Zapomniałam! – Undyne powiedziała nieco głośniej
-A myślałaś, że jak się tu dostałam? – uśmiechnęłaś się
-CO TO ZA… ZABAWKI? NIC O NICH NIE MÓWIŁAŚ
-Ma auto, debilu
-AH TAK… MASZYNA KTÓRĄ ZAPARKOWAŁAŚ W DRODZE PRZED MOIM!
-Czym? – zapytała Undyne
-N-NICZYM! – gdy rozmawialiście, czułaś jak tłum się powiększa. Jasne, większość z nich robiła zdjęcia, prawie wszyscy mieli telefony wyciągnięte.
-Ta, więc… - opuściłaś głos czując się niezręcznie – Zapakujmy wszystko do samochodu, zawiozę was do domu – Zauważyłaś niewielką zmianę na twarzy Papyrusa, przez chwilę bardzo się czymś podekscytował i zadrżał nerwowo przytakując w zgodzie.
-Właściwie, zawieziesz tylko tę kupę kości – powiedziała Undyne zarzucając torbę z zakupami przez papyrusowe ramię – Laboratorium mojej dziewczyny jest blisko. Pomogę wam się zapakować, a potem pójdę na spotkanie z nią.
-Mnie to tam rybka… - rozejrzałaś się po tłumie. Nadal robił się większy – Uh.. chodźmy – zaczęłaś iść w stronę mniej zaludnionej części. Ludzie rozsuwali się, część z nich szeptała, część próbowała lepiej przyjrzeć się rzadkim gatunkom. Prowadziłaś  dwa potwory przez centrum handlowe, kierując się w stronę wyjścia do swojego samochodu. Denerwowało Cię to, że przykuwałaś taką uwagę, ale przyznasz że miło iż nikt nie wchodził wam w drogę. Było łatwiej ich omijać zwłaszcza, że byliście obładowani. Minęliście zoologa kiedy Undyne zwolniła, jej złote ślepie patrzyło po witrynie.
-Ej Paps! Nadal chcesz tam iść? – zapytała zatrzymując się przed wejściem. Papyrus spojrzał na sklep
-N-NIGDY NIE POWIEDZIAŁEM, ŻE CHCĘ!
-Co? Powiedziałeś kiedy tutaj weszliśmy!
-NIE MÓWIŁEM!
-Narzekałeś, że nie jest otwarty kiedy tutaj weszliśmy, więc poszliśmy coś zjeść czekając na twoją ludzką dziewczynę!
-WSPOMNIAŁEM JEDYNIE, ŻE MIMO OTWARTEGO CENTRUM WIĘKSZOŚĆ SKLEPÓW JEST NADAL ZAMKNIĘTA… I TO NIE MOJA DZIEWCZYNA! – nie patrzył na Undyne gdy mówił, błysk w jego oczach zwiastował to, że coś ujrzał w sklepie.
-Cóż… teraz możemy tam wejść – fuknęła potworzyca.
-POWIEDZIAŁEM, ŻE NIE CHCĘ! POZA TYM, DLACZEGO JA WIELSKI I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS, MIAŁBYM BYĆ ZAINTERESOWANY BEZWARTOŚCIOWYM, MARNUJĄCYM CZAS STWORZENIEM, KTÓRE UMIE TYLKO POLEGAĆ NA TOBIE I NIE UMIE SAMO O SIEBIE ZADBAĆ?!? MAM JUŻ BRATA, KTÓRY ROBI DOKŁADNIE TO SAMO!
-Fuhuhuhuhu! – poklepała go mocno po plecach – Ta, ale ten debil się wyprowadził, teraz potrzebujesz jakiegoś zastępstwa!
-NIE POTRZEBUJĘ ZASTĘPSTWA!
-Oj no weź… - wyszczerzyła się – Pogapmy się na głupie ludzkie zwierzęta! W Podziemiu zawsze chciałeś jakiegoś mieć
-NIE CHCIAŁEM!
-Chciałeś
-MÓWIŁEM TYLKO, ŻE WIĘCEJ BYŁOBY Z TAKIEGO POŻYTKU NIŻ Z MOJEGO BRATA! A TERAZ GO NIE MA… NIE POTRZEBUJĘ NICZEGO INNEGO BY UTRUDNIAĆ SOBIE ŻYCIE!
-Cóż… ja wchodzę – krzyknęła znikając za wejściem. Papyrus patrzył jak odchodzi nim spojrzał na Ciebie
-CZŁOWIEKU, POWIEDZ UNDYNE, ŻE NIE JESTEŚMY… - ale Ty szłaś już za nią – CZ-CZŁOWIEKU!
-Co? – spojrzałaś przez ramię – Wygląda zabawnie! No i tutaj jest zawsze pełno słodkich kotków
-CZY NIE WSZYSTKIE LUDZIE ZWIERZĘCE NIEWOLNIKI SĄ SŁODKIE? – uśmiechnęłaś się idąc dalej
-Chodź, zobaczysz co mam na myśli. – weszłaś do środka poprawiając siatki w rękach gdy potwór wszedł za Tobą. Zoolog nie był duży, ale posiadał za to najpotrzebniejsze artykuły dla zwierzaków. Po lewej miałaś akwaria z różnymi rybkami. Po prawej różne jedzenie dla zwierząt i zabawki. Minęłaś te regały i stanęłaś przed klatkami położonymi pod ścianą. Klatki ochraniała dodatkowo pleksa z dziurami, aby zwierzęta mogły oddychać. Za szklanymi drzwiami obok, znajdowały się porzucone zwierzęta przeznaczone do adopcji. Zatrzymałaś się w drodze do nich i dla bezpieczeństwa zaczęłaś po prostu z oddali zerkać przez szybkę. Zwierzęta… nie przepadają za Tobą…
-DZIWNIE TUTAJ PACHNIE! – narzekał idąc za Tobą. Udnyne zgubiła się wam po drodze. Podejrzewałaś, że również chciała tutaj wejść zainteresowana akwariami.
-Tak pachną zwierzaki – nadal próbowałaś zobaczyć coś w pokoju.
-LUDZKI SMRÓD WYSTARCZAJĄCO ZANIECZYSZCZA POWIETRZE. JAK MOŻNA CHCIEĆ ŻYĆ POD JEDNYM DACHEM Z KOLEJNYMI CUCHNĄCYMI STWORZENIAMI?
-Jeżeli dobrze o nie dbasz i po nich sprzątasz, większość zwierząt nie śmierdzi. Koty są bardzo czyste.
-HUMPH… TO GDZIE SĄ TE “SŁODKIE” KOCIE STWORZENIA O JAKICH MÓWIŁAŚ? – pokazałaś na drzwi.
-Zajrzyj. Powinny być tam jakieś kotki – Papyrus fuknął znowu i podszedł do szklanych drzwi. 
-NIC TU NIE MA! – krzyknął
-Sprawdź na tyle, pewnie śpią
-ŚPIĄ?! W CIĄGU DNIA?!
-To koty, to ich natura – znowu fuknął mamrocząc coś o lenistwie I odwrócił się. Przystawił ręce do szyby i wyostrzył spojrzenie przybliżając się jeszcze do drzwi. Musiał w końcu coś zobaczyć gdyż nagle zaczął krzyczeć. 
-PRZYBĄDŹ NATYCHMIAST FUTRZASTE STWORZENIE! CHCĘ CIĘ OBEJRZEĆ NATYCHMIAST! – Nic się nie stało
-To kot, nie będzie cię słuchał – powiedziałaś nie ruszając się z miejsca
-JAK MAM MU SIĘ PRZYJRZEĆ, JEŻELI NIE WYJDZIE?
-Bądź miły i daj mu czas, wtedy może przyjdzie
-MOŻE?! MOŻE TO ZA MAŁO! – znowu spojrzał na klatkę – CHODŹ TUTAJ, ABYM MÓGŁ ZOBACZYĆ JAK ŻAŁOSNY JESTEŚ! – krzyknął. Lecz choć chciał, i miał nadzieję, że po takim stwierdzeniu kot przyjdzie, ten schował się jeszcze głębiej.
-Szefie! – zawołałaś
-CZEGO?! – przystawiłaś palec do ust i zaczęłaś głośno szeptać
-To porzucone koty. Nie możesz krzyczeć bo je spłoszysz
-PORZUCONE? – zmarszczył brwi
-Ta… można je adoptować. Ich wcześniejsi właściciele je porzucili. Prawdopodobnie po prostu wyrzucili z domu, albo na ulicy… nikt ich nie chciał więc są tutaj szukać nowych domów. Spróbuj… spróbuj być delikatniejszy
-ROZUMIEM… - powiedział ciszej, patrząc znowu na klatki. Przesunął się trochę i spojrzał do środka ponownie. – PRZYBYŁEM CIĘ ZOBACZYĆ, KOCIA KREATURO! – mówił na swój sposób delikatnie. Zwierzę się nie ruszyło – ROZUMIEM… ŻE SIĘ MNIE BOISZ KOGOŚ TAK SILNEGO JAK JA… ALE, NIE MUSISZ! CHCĘ CIĘ TYLKO ZOBACZYĆ! – zatrzymał się na chwilę, jego źrenice nigdy nie spuściły klatki z uwagi – BOISZ SIĘ, ŻE ZROBIĘ CI KRZYWDĘ. PRAWDA, ŻE MOGĘ TO ZROBIĆ Z ŁATWOŚCIĄ, A-ALE… CHOĆ MOGĘ… NIE MA POWODÓW UKRYWAĆ SIĘ PRZED ŚWIATEM. NIE MOŻESZ SIĘ ZAMKNĄĆ I MIEĆ NADZIEJĘ, ŻE WSZYSTKO MINIE. BO NIE MINIE.  LUDZIE DOOKOŁA CIEBIE PRACUJĄ, ZASTANAWIAŁEŚ SIĘ KIEDYŚ CO ONI CZUJĄ? JAK BARDZO SIĘ MARTWIĄ? JEST CI CIĘŻKO, ALE IM TEŻ, MOŻE NAWET BARDZIEJ! SKĄD MAJĄ WIEDZIEĆ CO ROBIĆ? NIE MA LEKARSTWA NA TAKIE ZACHOWANIE! NIKT NIE PRZEŻYJE ŻYCIA ZA CIEBIE! – Czekał przed klatką przyglądając się. Zwierzę w środku patrzyło się na niego. Powoli, kawałek po kawałku przybliżył swoją czaszkę i zaczął cicho szeptać – Pewnie… tylko cię przestraszyłem… Jak wszystkich… - Ściągnął rękawiczkę z ręki i przyłożył dłoń do pleksy chroniącej zwierze. – To wszystko moja wina. – Opuścił wzrok na podłogę
-Miał – ciche miauknięcie dobiegło z klatki, chwilę później ciemno pomarańczowy kot pojawił się. Zaczął wąchać kość przez dziurki w pleksie. Zaraz potem, zaczął ocierać się o to miejsce łebkiem.
-NYEEEEE! – dziwny wysoki pisk wydobył się ze szkieleta. Popatrzył na Ciebie źrenicami, które… błyszczały? – CZ-CZ-CZŁOWIEKU! TA KREATURA CAŁUJE MNIE W PALEC! D-D-DLACZEGO TO ROBI?!- uśmiechnęłaś się patrząc jak kot ociera się twarzą. Szkielety nie mają ust, więc pewnie to ich metoda na okazywanie uczuć i pocałunków.
-Awww, lubi cię
-O-OCZYWIŚCIE! – Papyrus spojrzał na plakietkę przy jego klatce – DOOMFANGER! – uśmiechnął się do siebie – NAJWYRAŹNIEJ PRAGNIE BYĆ W WIĘKSZYM FIZYCZNYM KONTAKCIE ZE MNĄ! NYEH HEH HEH! TO DOWODZI TEMU, ŻE JESTEM TEŻ MISTRZEM POSKRAMIANIA NAJWIĘKSZYCH BESTII! PAPYRUS WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAN WSZYSTKIEGO STWORZENIA NA ZIEMI I POD NIĄ!
-Oh? Czy jesteś zainteresowany adopcją? – pojawił się kolajny głos. Sprzedawczyni wyszła zza jednego z regałów – Bo on poszukuje domu.
-C-CO… A-ADOPTOWAĆ GO?! – popatrzył na kobietę która w tym czasie wsadzała palec do jednej z dziur w pleksie. Kot ocierał się dalej i głośno mruczał
-Taaak… to grzeczny kotek, ale nie jest lubiany. – Stuknęła w plakietkę koło jego klatki – Znaleźliśmy go włóczącego się za Pizzerią Ebott. Nie miał oka i kła. Pewnie stracił je walcząc z innymi kotami. To dlatego nazwaliśmy go Doomfanger – Papyrus popatrzył na kota z szacunkiem wpychając swój palec głębiej w dziurę, by lepiej dotknąć pyszczka kota. – Jak ci się nie podoba, zawsze możesz je zmienić.
-P-PASUJE DO NIEGO… TO WSPANIAŁY WOJOWNIK – powiedział powoli, drugą ręką pogładził swoją czaszkę.
-Nie przepada za innymi kotami, więc potrzebuje domu bez takich. Nie słyszy też za dobrze, jedno ucho ma rozerwane na strzępy – mówiła patrząc nadal na kartkę – Ale niech jego wygląd cię nie oszuka. Jest naprawdę bardzo przyjacielski i lubi Lu… - chrząknęła poprawiając się natychmiast – I lubi wszystkich. Może i nie jest piękny, ale uwielbia siedzieć na kolanach.
-W-WIĘC JEST LENIEM
-Cóż…. Tak – sprzedawczyni uśmiechnęła się – To w końcu kot
-Weź go – powiedziałaś
-Nie… Ja.. – zatrzymał się, jego palec nada tkwił w dziurze – J-JA NIE POWINIENEM
-Jest szczepiony i odrobaczony – mówiła dalej – I z tego co wiem, wy potwory nie mieliście zwierzaków w Podziemiu. Powinieneś spróbować
-A SKĄD TO WIESZ? – zapytał nagle. Uśmiechnęła się
-Ktoś kiedyś mi powiedział, że oddał do adopcji jednego z naszych kotów wielkiej kociej potworzycy, ona powiedziała.
-CATTY… - mruknął.
-Jesteś pewien, że go nie chcesz? Może tutaj jeszcze długo siedzieć. Od dawna czeka, aż ktoś go weźmie. No i … polubił cię
-JA…. – Papyrus spojrzał na Ciebie szukając pomocy
-Koty są zajebiste, Szefie – powiedziałaś – Weź go.
 -ŚMIEM SIĘ NIE ZGODZIĆ! POSIADANIE ZWIERZAKA TO WIELKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ… TY… NIE UWIERZYŁABYŚ JAK SANS CZĘSTO ZAPOMINAŁ NAKARMIĆ SWÓJ KAMIEŃ! – Sprzedawczyni uśmiechnęła się odwracając głowę na bok
-Mamy tutaj wszystko czego potrzebujesz aby zaopiekować się kotem. Jeżeli go zaadoptujesz dostaniesz dodatkowo darmowy worek jedzenia – Oczy Papyrusa błądziły po sklepie
-P-POZA TYM SKĄD MAM WIEDZIEĆ, CZY MI SIĘ PODOBA, SKORO NIE WIDZĘ GO NAWET JAK TRZEBA? – rzucił przebiegle kładąc jedną rękę na biodrze, drugą nadal trzymał w pleksie. 
-Na zapleczu mamy miejsce, w którym możesz spotykać się i odwiedzać z każdym zwierzakiem jakim jesteś zainteresowany
-C-CO?
-Idź tam Szefie! – krzyknęłaś
-N-NIE.. CZŁOWIEKU… JA…
-Kto wie, może będziesz mógł go pogłaskać czymś więcej niż tylko jednym palcem? – Kot dalej ocierał się o jego kości, Papyrus przyglądał mu się przez dłuższą chwilę nim powiedział
-D-DOBRA! ALE TYLKO GO OBEJRZĘ! NIC WIĘCEJ!
 -Cześć nerdzie! Gdzie podział się Paps? – krzyknęła Undyne podchodząc do Ciebie. Miała kolejną siatkę z logo zoologa.
-Na zapleczu z kotem – potworzyca wyszczerzyła się
-Wieeedziałam… - zaśmiała się, jej oko zabłyszczało
-Co tam masz? – zapytałaś patrząc na siatkę którą próbowała przykryć pozostałymi
-Bojownika… mieli żółtego. Nie wiedziałam, że mogą być żółte! Dodam go do pozostałych jakie mam
-Zbierasz bojowniki?
-O tak! Agresywne ryby są zajebiste! – Opuściła siatki patrząc na drzwi sklepu. Obie stałyście w ciszy przez chwilę… żadna z was nie wiedziała co powiedzieć, więc czekałyście aż Papyrus skończy. – Więc… - zaczęła przenosząc na Ciebie żółte ślepie – Dlaczego nie jesteś tam z nim?
-Uh… Cóż… koty… nie przepadają za mną.. Więc… Lepiej jeżeli będzie beze mnie.
-Ta? – uniosła brew
-Tak…
-To wszystko?
-Uh… tak? – Próbowałaś zrozumieć o co jej chodzi. Nagle Undyne przybliżyła się, jej twarz była zaledwie kilka cali od Twojej, złota źrenica wpatrywała się w Twoje oczy
-Co ty knujesz, człowieku? – warknęła szczerząc gniewnie zębiska
-Uh.. co? – czułaś, jak napięcie w powietrzu wzrasta
-Zarywasz do niego czy nie? – nie spuszczała Cię z oka
-Uh…
-Bo jeżeli to jakaś twoja głupia fanaberia.. Mam dla ciebie wiadomość dziewczynko – przekręciła kark pozwalając aby jej chrupnął – Zafunduję ci drogę do piekła w kawałeczkach! Nie myśl, że nabrałam się na twoje głupie zachowanie! Jeżeli skrzywdzisz choćby jedną kosteczkę tego gościa… - Uniosła rękę i pazurem kciuka przejechała po swoim karku – Upewnię się, że żadna kość w twoim ludzkim ciele nie będzie w całości – I… znowu… grozi Ci potwór.
-Pffft! – prychnęłaś patrząc na wielkiego potwora przed sobą – Jeżeli bym cokolwiek mu zrobiła, musiałabyś pośpieszyć się z tą swoją karą – zaśmiałaś się – Sans wykończyłby mnie nim ty byś miała szansę
-Pfff! – i ona zaczęła się śmiać – Co? Ten mały zboczony słabeusz myśli, że zabije człowieka?! – śmiała się jeszcze głośniej – Ten leń naprawdę ci groził?!
-Cóż, tak.. zaraz… dlaczego cię to tak bawi?
-Bo jest małym słabeuszem! Fuhuhuhuhu! No nie! To przezabawne! – śmiała się jeszcze mocniej – Ta podróbka potwora naprawdę myśli, że może ochronić swojego brata?!
-Wiesz… on nie jest taki słaby… prawda?
-A po chuj Papyrus dołączył do gwardii?
-Bo lubi taką pracę…?
-NIE! Fuhuhuhuhu! Mało nie spopielili jego brata kilka razy! Potwory takie jak on nie powinny przetrwać tam na dole! Papyrus dołączył do gwardii aby mieć pewność, że nikt nie będzie dokuczał jego bratu.
-Oh…
-Fuhuhuhuhuhu! Nie mogę uwierzyć, że Sans naprawdę myśli, że może zabić człowieka! Nawet tak słabego jak ty!  - uśmiechnęłaś się i wzruszyłaś ramionami. Undyne potrzebowała chwili aby przestać się śmiać, nim znowu na Ciebie spojrzała. – Więc… zarywasz do niego, co? – przybliżyła się
-Um… - potrzebowałaś chwili aby się zastanowić – Ja.. uh… Cóż.. To nie tak, że nie lubię Papyrusa… ale… ja się nie umawiam z innymi… Nagadałam mu, że chciałabym się z nim spotkać, ale nie wyglądał na zainteresowanego.
-Obyś nie drażniła się z nim, tylko dlatego, że masz u niego fory… - ostrzegła
-Może troszeczkę się drażnię – Undyne otworzyła szerzej oko – Ale tak po przyjacielsku! – dodałaś szybko – Nie dlatego, aby zrobić mu przykrość. Wiesz, fajnie się go drażni… - potworzyca zmarszczyła brwi po chwili przyglądania Ci się
-Tsk.. Nie sposób się z tym nie zgodzić – mruknęła.
-W zasadzie… próbuję być dla niego dobrą przyjaciółką… wiesz, pomóc mu się odnaleźć. Uważam, że między nim i jego bratem jest sporo niedomówień i chciałabym pomóc im się dogadać, tak aby w końcu zrozumiał.
-Ugh… - jęknęła – Raaaany… mówię Papsowi aby poszedł pogadać z Sansem! Ale zamiast tego wałęsa się odkąd ten drań się wyprowadził. Nie wiem dlaczego! Kiedy tamten z nim mieszkał to tylko na niego narzekał! Dlaczego jest nieszczęśliwy gdy go już nie ma?
-Oj no weź… wiesz przecież, że kocha swojego brata…
-Tsk… Sans na to nie zasługuje – mruknęła
-Dlaczego?
-Ten beznadziejny palant wszystko mu utrudniał! I jak tylko już go nie potrzebował to go po prostu zostawił!
-Wiesz… nie wydaje mi się, aby o to chodziło…
-Więc dlaczego się wyprowadził?
-Nie wiem… - nagle ta myśl Cię uderzyła. Dlaczego Sans się wyprowadził? Kocha swojego brata, jesteś tego pewna. Co sprawiło, że postanowił zamieszkać sam? Nic o tym nigdy nie wspominał. 
-Od dobrych paru dni Paps śpi na mojej kanapie, wiesz? Od dni! I choć przyznaję, moje mieszkanie jeszcze nigdy nie było tak czyste… Chcę moją kanapę! Nie może ciągle przychodzić i na niej spać! Ma swoje mieszkanie. Ono nigdy nie spaliło się! Chcę moją pierdoloną kanapę z powrotem! Chcę ją! Wiesz co lubię na mojej kanapie? – nagle odwróciła się w Twoją stronę
-Uh…
-Moją dziewczynę – szepnęła, a potem uniosła ręce do góry – Potrzebuję mojej cholernej kanapy do kurwy nędzy! – krzyknęła
-UNDYNE! TO CHAMSKIE. NIE KLNIJ PRZED TYM ŻAŁOSNYM CZŁOWIEKIEM – krzyknął Papyrus wychodząc od zoologa
-W końcu skończyłeś – powiedziała nagle – Gdzie kot?
-WRÓCIŁ DO KLATKI GDZIE JEGO MIEJSCE
-Nie bierzesz go…?
-MÓWIŁEM, ŻE NIE CHCĘ BRAĆ KOLEJNEGO BEZWARTOŚCIOWEGO STWORZENIA!
-Nie polubiłeś go? – zapytałaś 
-N-NIE CHCĘ ZWIERZAKA! – krzyknął stając równo
-Bierz tego cholernego kota – warknęła Undyne
-WYCHODZIMY! – zaczął odchodzić
-Tsk… - cmoknęła potworzyca – Było blisko…
Prowadziłaś potwory przez centrum handlowe, ludzie dookoła przyglądali się z fascynacją. Już mieliście wyjść głównym wyjściem, kiedy Undyne znowu się zatrzymała.
-Jest tutaj sklep dla nerdów! – krzyknęła. Stanęłaś spoglądając za siebie, by dostrzec sklep z grami, gadżetami, filmami I animcami. Żółte oko potworzycy zajaśniało.
-NIE WCHODZIMY TAM – warknął Papyrus
-Nie bądź takim pustakiem Papyrus! Te sklepy są najlepsze! Wchodzimy!
-NIE WCHODZIMY! TWOJE ZAMIŁOWANIE DO DZIECINNYCH BAJEK JEST OBRZYDLIWE, I NIE POPIERAM GO! NO I ZMARNOWALIŚMY DOŚĆ CZASU W SKLEPACH!
-Anime nie są tylko dla dzieci! Są głębokie! Pełne EMOCJI!!!
-OH NAPRAWDĘ?! WIĘC TO – pokazał na plakat jednej z lolitek na witrynie – JEST GŁĘBOKIE?
-One.. – zaczęła iść w stronę sklepu – One nie wszystkie są takie!
-A CO POWIESZ O TYM OBRZYDLIWYM ODCINKU JAKI WIDZIELIŚMY NA TWOJEJ RANDCE? TEN W KTÓRYM PASKUDNA LUDZKA PODRÓBKA POTWORA PRÓBOWAŁA ŚCIĄGNĄĆ UBRANIA…
-AHHHHH! Nic nie słyszę! – przerwała wchodząc do środka – O nie! Sklep mnie wciąga!
-NIE WCIĄGA! – ale rybia potworzyca już była w środku odstawiając siatki nab ok. – UNDYNE! POWIEDZIAŁEM NIE! MAMY JUŻ ZA DUŻO ZAKUPÓW! A WYJŚCIE NA PARKING JEST OBOK! - krzyczał
-Co? – zaśmiała się – Kilka toreb z ludzkimi rzeczami to dla ciebie za dużo? To całe życie na powierzchni cię osłabiło Papyrus!
-NIE OSŁABIŁO! NIE CHCĘ MARNOWAĆ WIĘCEJ MOJEGO CZASU NA ZAKUPACH!
-Fuhuhuhuhu! Za późno! Już jestem w środku!
-NYEEEEH! SPÓŹNISZ SIĘ NA SWOJE SPOTKANIE Z ALPHYS!
-Spoko loko! Będzie dobrze!!! – weszłaś za nimi rozglądając się. Nie sądziłaś, że Undyne będzie takim maniakiem i radowałaś się z każdej chwili. Z jakiegoś powodu wielka rybia potworzyca uwielbiająca anime poprawiła Ci humor. Nie denerwowałaś się nawet kiedy klienci zaczęli zwracać na Was uwagę. – ŁAŁ! Mają plakaty! – krzyknęła głośno podbiegając do stoiska – I jest Mew Mew Kissie Cuite! Miodzio! – Papyrus przyglądał się jej z zażenowaniem odstawiając siatki na bok gdy czekał
-ŻAŁOSNE… - mruknął obok Ciebie – ŚMIAŁO, MOŻESZ SKRYTYKOWAĆ JEJ ZACHOWANIE CZŁOWIEKU – Undyne odwróciła się z szerokim, szczerym uśmiechem. Twarz miała pełną szczęścia kiedy ściągała plakat z półki. Patrzyłaś na ten który wybrała i coś Ci się kojarzyło. Było w nim coś znajomego… Widziałaś go, ta różowa kocia anime dziewczynka…
-Chyba… Grałam w tę grę… - powiedziałaś zdając sobie sprawę, że nie tylko postać kojarzysz. Postać obok niej, znałaś ją. Bardzo dobrze! Undyne spojrzała na Ciebie
-Jest z tego gra?!
-Taaak… Bazuje zasadniczo na RPG. To Curie Cerry Pie-chan, tak? – pokazałaś na postać obok tej w różowych włosach. – Chyba San… Jest dakimakura z nią gdzieś w moim domu. 
-Dakimakura? Robią z nimi dakimakury? – położyłaś rękę na jej ramieniu uśmiechając się szeroko
-Chodź ze mną. Pokażę ci coś niesamowitego!  
-Oh!
-Ta…
-Ohhhh!
-I mają każdą z każdą postacią.
-OHHHHH! – krzyknęła głośniej przeglądając magazyn z wielką uwagą. Widziałaś rumieńce na jej policzkach – Łaaaaadne – mruknęła. 
-U-UNDYNE! – krzyknął Papyrus zerkając przez wasze ramiona – T-TAK NIE GODZI! – nagle zasłonił Twoje oczy swoją ręką – JAK MOŻESZ POKAZYWAĆ TAKIE ZBOCZENIA CZŁOWIEKOWI!
-Ale to ona mi to pokazała! – warknęła
-Hehehehe! Ta, Undyne, no wiesz – zaśmiałaś się
-Naprawdę!
-NIE PSUJ TEGO BIEDNEGO, ŻAŁOSNEGO CZŁOWIEKA SWOIMI ZBOCZONYMI ZAINTERESOWANIAMI – pouczał przesuwając Cię na bezpieczną odległość
-Naprawdę to nie ja! – znowu krzyknęła. Śmiałaś się dalej.  – ODSTAW TO!
-Za późno! Zabieram ze sobą!
-UNDYNE!
-Co! Są świetne! Sprzedają tutaj normalne poduszki?
-Za tamtym regałem po lewej. – powiedziałaś automatycznie mając nadal zasłonięte oczy przez Papyrusa
-CZ-CZŁOWIEKU!
-Znaczy się.. rabany, Undyne, wstydziłabyś się.
-Fuhuhuhuh, akurat! – krzyknęła raz jeszcze biorąc poduszki w i tak już przepełnione ręce. Z całą stanowczością nic już się jej nie zmieści.
-UNDYNE! JAK TY TO NIESIESZ! – krzyknął zostawiając Cię by zrównać się z nią krokiem – POCZEKAJ.. – zaczął zabierać jej zbyt dużo zakupów – G-GDZIE JA TO WIDZIAŁEM…?
-Hm? – pochyliła się szczerząc – To ciebie interesują takie rzeczy?
-N-NIE…. TYLKO… WIDZIAŁEM JUŻ TEN OBRZYDLIWY OBRAZEK GDZIEŚ!
-Jasne Paps! Jasne! – zaśmiała się – Twój sezon się zbliża
-MILCZ! NIE O TO CHODZI! – krzyknął o oktawę wyżej. Szłaś za nimi rozglądając się po półkach. Widziałaś różne rzeczy. Gry, figurki, może znajdziesz coś, co przykuje Twoją uwagę… Zatrzymałaś się dostrzegając coś. Tak… Tak! TAK!!!  Już zaplanowałaś dobry prezent dla Sansa, ale skoro nie jest to coś fizycznego, szukałaś też czegoś co będziesz mogła mu dać na przyjęciu. Przed Tobą, wisiało kigurumi z ulubioną postacią z Kitty Kart Sansa. Miautastycznie.
-Fuhuhuhuhu! Widzisz Paps! Wszystko się zmieściło! – Undyne zamknęła Twój bagażnik teraz wypełniony siatkami z rzeczami na imprezę i kilkoma puchatymi podusiami.
-TSK… TO NIE POWÓD BY KUPOWAĆ AŻ TYLE PIERDÓŁ! – Czekałaś w samochodzie, aż skończą. Szczęście, twoje słabe ludzkie ciało nie wytrzymywało tak dobrze zimna. Wtuliłaś się w ubrania, starając schować się przed słońcem, które przebijało się przez szyby. Na niebie było kilka chmur, ale nie zakrywały one słońca.
-Ah!! – krzyknęła Undyne patrząc na godzinę – Muszę lecieć.
-MÓWIŁEM, ŻE SIĘ SPÓŹNISZ!
-Odwiedź tego debila na miejsce, dobra? – Undyne pochyliła się przy oknie dla pasażera.
-UNDYNE IDŹ JUŻ! – nakazał Papyrus odciągając ją od siedzenia pasażera, na którym potem usiadł. 
-I nie zapomnijcie. Macanko dopiero po dobranocce
-UNDYNE!
-No co?
-IDŹ!!!!
-To narka! – pomachała odwracając się i odbiegając. Papyrus odetchnął czekając, aż zniknie z pola widzenia, potem wygodnie rozsiadł się w samochodzie. Jego długie nogi uginały się przed deską rozdzielczą i przez chwilę musiałaś pomóc mu ustawić odpowiednio siedzenie. 
-Dobra. – Powiedziałaś, czując że zaczynasz się pocić od słońca – Gdzie mieszkasz?
-WŁAŚCIWIE… CZ-CZŁOWIEKU? – zapytał nerwowo
-Uh… tak?
-CZY… CZY TO PRAWDA… ŻE PRZYJAŹNISZ SIĘ Z MUFFET?
-Uh… tak…
-CHCIAŁBYM… SIĘ Z NIĄ SPOTKAĆ…
-Tak? A to dlaczego?
-JA… NIE MIAŁEM CZASU, ABY ZROBIĆ CIASTO NA PRZYJĘCIE… A… SŁYSZAŁEM, ŻE JEST JEDNYM Z NAJLEPSZYCH POTWORÓW POTRAFIĄCYM PIEC…
Share:

28 kwietnia 2018

Undertale: Gra w kości - Ciekawski Sans [The Skeleton Games - A curious Sans] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
-Cz-cześć Szefie… co.. co u ciebie…? – niski głos Sansa rozbrzmiał w słuchawce.
-ŚWIETNIE JAK ZAWSZE BRACIE… - odpowiedział Papyrus, prostując nieco ciało gdy rozmawiał. Zerknął na chwilę na Ciebie i znowu skupił się na rozmowie – CO…. PO CO DO MNIE DZWONISZ?! NIE WIESZ, ŻE JESTEM ZAJĘTY?!
-P-przepraszam Szefie… Ja tylko… chciałem sprawdzić, czy wszystko dobrze. Jesteś… jesteś z kimś?
-TO CO ROBIĘ TO NIE TWÓJ INTERES SANS!
-P-przepraszam Szefie
-HUMPH… TO WSZYSTKO CO CHCESZ POWIEDZIEĆ? MASZ ZAMIAR DALEJ MARNOWAĆ MÓJ CZAS?
-Nie Szefie… J-ja tylko… chciałem się upewnić, ze wszystko dobrze i w ogóle… wiesz… bo uh.. wiesz co się zbliża…
-CHYBA JUŻ ROZMAWIALIŚMY, ABY WIĘCEJ NIE PORUSZAĆ TEGO TEMATU – przestał mówić i spojrzał na Ciebie. Stukałaś właśnie go w ramię pokazując wiadomość jaką napisałaś na swoim telefonie.

Zapytaj się, jak minął mu dzień!

Papyrus zareagował zaraz po przeczytaniu
-CO! N-NIE CZŁOWIEKU! – próbował stłumić głos – NIE MAM ZAMIARU… - przeszłaś przed niego i znowu podstawiłaś mu telefon przed twarz stukając w monitor

Zapytaj się, jak minął mu dzień!

-CZŁOWIEKU! N-NIE ZAMIERZAM…
-Sz-szefie! W-wszystko dobrze? Jesteś z kimś?
-Z NIKIM NIE JESTEM SANS! – krzyknął przystawiając szybko telefon do czaszki – NIC TAJEMNICZEGO SIĘ NIE DZIEJE!
-Jesteś pewien, że nie jesteś z …
-CZŁOWIEK Z KTÓRYM ROZMAWIAM JEST JEDNYM Z TYCH ŻAŁOŚNIEJSZYCH KTÓRY ZAWRACA MI TYLKO GŁOWĘ, TO NIE JEST NIKT WAŻNY KOGO ZNASZ! – dalej stukałaś w wiadomość. Papyrus próbował odwrócić wzrok, ale nie pozwoliłaś mu – DOBRA! – krzyknął w złości – JAK MINĄŁ CI DZIEŃ, SANS?!
-Co? Mój… mój dzień?
-TAK SANS! TWÓJ DZIEŃ! PYTAM SIĘ JAK CI MINĄŁ!
-B-byłem grzeczny Szefie! Przysięgam! W-wstałem wcześnie i zjadłem coś porządnego! – z Toba rozmawia na temat swojego dnia w inny sposób. Nie o to Ci chodziło. Szybko napisałaś kolejną wiadomość i pokazałaś ją Papyrusowi.

Zapytaj się, czy mu się dobrze spało!

-NIE, CZŁOWIEKU! JA JUŻ… - przystawiłaś mu bliżej telefon

Zapytaj się, czy mu się dobrze spało! 

-CZŁOWIEKU!
-Szefie,,,?
-NAKAZUJĘ CI POWIEDZIEĆ, CZY DOBRZE CI SIĘ SPAŁO! – krzyknął w frustracji odwracając się od Ciebie
-Co? – Sans odpowiedział zmieszany – Ja… Uh… T-tak… d-dobrze się spało… Jesteś pewien, że wszystko dobrze?
-OCZYWIŚCIE! DLACZEGO MIAŁOBY BYĆ INACZEJ?!
-B-bo brzmisz jak nie ty… Naprawdę… nie jesteś z kimś?
-DLACZEGO CIĄGLE SIĘ O TO PYTASZ?! KTOŚ POWIEDZIAŁ CI ABYŚ ZADZWONIŁ?!
-N-nie Szefie… Ja tylko… zauważyłem, że nie dzwonię do ciebie zbyt często… i pomyślałem, że powinienem… p-przepraszał – znowu przeprosił 
-CÓŻ ZADZWONIŁEŚ W ZŁEJ CHWILI! JESTEM ZAJĘTY I

Powiedz mu, że doceniasz jego telefon!

Wystawiłaś znowu
-NIE POWIEM TEGO! – krzyknął
-Szefie?
-ZDECYDOWANIE TEGO NIE POWIEM!

Powiedz mu, albo nie pokażę ci tego tajemnego miejsca z idealnym prezentem!

-DOCENIAM TO, ŻE DZWONISZ! – krzyknął szybko – ZADOWOLONA? – uśmiechnęłaś się i przytaknęłaś, gdy jego czarne oczodoły wpatrywały się w Ciebie
-Uh… c-co? – zapytał Sans
-POWIEDZIAŁEM, ŻE DOCENIAM TWÓJ TELEFON! TAK TRUDNO ZROZUMIEĆ SANS?!
-Huh? – Tyle mógł odpowiedzieć.
-NO, JESTEM ZAJĘTY I NIE MOGĘ DŁUŻEJ ROZMAWIAĆ
-Szefie, zaczekaj! Co się..
-ŻEGNAJ SANS! – krzyknął i rozłączył się. Powoli założyłaś ręce za głowę uśmiechając się na wściekłego kościotrupa przed sobą
-Widzisz! – zaśmiałaś się – Powiedziałam, że zadzwoni. Papyrus patrzył się dalej – Co? Źle się gadało?
-CZŁOWIEKU… - zaczął powoli – PRZEZ TWOJE IDIOTYCZNE ZAGRYWKI PRAWIE NASZA TAJEMNICA WYSZŁA NA JAW!
-Nie martw się – rzuciłaś nonszalancko – Jestem pewna, że nic nie podejrzewa.
-MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE MÓJ BRAT TO KOMPLETNY IBMECYL, W INNYM RAZIE DAWNO BY WIEDZIAŁ CO SIĘ DZIEJE! – odwróciłaś się i zaczęłaś iść
-Chciałam, aby dzwonił do ciebie częściej – rzuciłaś zadowolona – Jeżeli tego chcesz, powinieneś mówić mu miłe rzeczy.
-SAM FAKT ROZMOWY ZE MNĄ TO ZASZCZYT SAM W SOBIE! – powiedział głośno – NIE MUSZĘ MÓWIĆ TAKICH BEZSENSOWNYCH RZECZY, JAK TO, ŻE DOCENIAM JEGO TELEFON!
-Ale miło to słyszeć. Mnie się podoba i jestem pewna, że Sansowi też. Jesteś czadowy, więc jeżeli będziesz mówił ludziom, że ich cenisz, spodoba się im to
-C-CÓŻ! O-OCZYWIŚCIE
-Cudownie, nie zapomnij coś takiego powiedzieć przy waszej kolejnej rozmowie
-TSK… JEŻELI BĘDĘ TAK MÓWIŁ, ZROBI SIĘ Z NIEGO MIĘCZAK I…
-Mówił co? – rybia potworzyca przerwała wam obejmując ramieniem Papyrusa. Wygląda na to, że skończyła swoją rozmowę – O czym gadacie?
-NIE TWOJA SPRAWA UNDYNE! – warknął
-Heh? – uśmiechnęła się – Niech zgadnę. Gadaliście o zboczonych rzeczach kiedy mnie nie było
-JESTEM PEWIEN, ŻE NIE! ROZMAWIALIŚMY O ZASTOSOWANIU MIŁYCH SŁÓW NA MOIM BRACIE ABY ZMNIEJSZYĆ JEGO LENISTWO, BY…
-Iiiiii! Jesteśmy! – stanęłaś przed sklepem muzycznym rozkładając ręce na boli. Potwory stanęły przy Tobie patrząc na neonowy znak. 
-IDEALNY PREZENT JEST W SKLEPIE MUZYCZNYM? - krzyknął 
Sans patrzył się na telefon, nadal zmieszany rozmową z bratem. On.. docenia jego telefon? Co w niego wstąpiło? Szef nigdy nie mówił takich bezsensownych rzeczy… Ale dusza Sansa nie miała wątpliwości. Jesteście razem. Z jakichś jednak powodów Szef nie chce tego przyznać. Dlaczego… Co się kurwa dzieje?! Ty… Ty nie jesteś z Szefem przez to co napisałaś, prawda?! PRAWDA?! Nie ma kurwa szans! No I … Szef sam powiedział, że nie interesuje się Tobą w taki sposób! Szef nikim się nie interesuje… Ledwo cię znosi… Sans znowu otworzył swój telefon, dusza wirowała mu szybciej gdy pisał wiadomość.

Sans: Gdzie JESTEŚ i CO robisz z moim brachem

Podszedł do Twojej kanapy i usiadł nadal pijąc musztardę z butelki. Potrzebuje tylko małej wskazówki, malutkiej, gdzie jesteście, i zaraz tam będzie.

NowyKontakt3L Tajemnica!

Uderzył pięścią w kanapę
-PIEPRZ SIĘ! – Nie będziesz spotykać się ot tak z jego bratem i nic mu o tym nie mówić! Co się kurwa dzieje!

Sans: Gdzie JESTEŚ!

Znowu napisał, warcząc głośniej i ściskając mocniej stary telefon.

NowyKontakt3: Mówiłam, kupuję coś dla kogoś

Sans: JESTEŚ z moim bratem

NowyKontakt3: Też robi zakupy!

Gahhh, co do kurwy! Kurwa, daj mu pierdoloną poprawną odpowiedź!

Sans: przestań być chamska i powiedz mi dlaczego z nim jesteś

NowyKontakt3: Dla zabawy!

Powarkiwania Sansa osiągnęły Nowy poziom, robił wszystko co mógł, aby nie wbić pazurów w Twoją kanapę i jej nie podrzeć. Właśnie miał pisać kolejną wiadomość, grożąc Ci, kiedy jego telefon pierwszy się odezwał

NowyKontakt3: Ale mniejsza.. Czacho? Co to jest sezon?

Przestał warczeć i patrzył się na wiadomość. Oh.. R-racja… Ona nawet … Przesunął kciukiem po klawiszach. 

Sans: Po chuj gadasz o rzeczach których nawet kurwa nie rozumiesz!

NowyKontakt3: Wszyscy o tym mówią i nie jestem w temacie. Gdybyś mi wyjaśnił coś takiego by się nie stało. Undyne też uważa, że powinieneś powiedzieć.

Przejechał ręką po twarzy. Oczywiście! To wszystko wina Undyne! … Co?

Sans: Undyne jest z TOBĄ

NowyKontakt3: Może

Jego dusza uspokoiła się trochę. S-skoro jest z nimi to… to znaczy… że n-nic się nie dzieje. Usiadł na kanapie wygodniej w uldze. Oczywiście.. nie robisz nic z jego bratem… nie wiesz nawet czym jest sezon. No i… jeszcze się nie zaczął i tak. Mówisz tak… aby go wkurwić. Kurwa! Po chuj zawsze pierdolisz takie rzeczy! No i niedawno wstał! Wpatrywał się w sufit. Poważnie… każdego pierdolonego dnia… Nie możesz… uspokoić się do kurwy nędzy! Wziął kolejny łyk musztardy, telefon sturlał mu się z nóg. Nie pakuj jego brata w takie gówno! Kurwa, prawie się na niego wkurwił o nic… Przestał pić na chwilę. Co? Co go kurwa wkurwiło? Jego telefon znowu zawibrował, sięgnął by na niego spojrzeć i jak sięgał, dotknął ręką czegoś miękkiego. Co to kurwa? To nie jest kanapa? Chwycił materiał i przyciągnął go do twarzy. Co twoja koszulka robi na kanapie?  Jego źrenice błądziły po materiale, zauważył kilka dziur. Heh… wyglądają jak… Dusza zamarła kiedy zdał sobie sprawę.  Ty… miałaś to na sobie wczoraj, prawda? Czerwień zaczęła wstępować na jego twarz, w miarę patrzenia na materiał.  Nie, nie, nie, nie, nie… Tym razem nie spał na Tobie! Wie, że nie spał! Spał na tej pierdolonej poduszce! Ta ma nawet dziury! Więc to co kurwy?! Przyjrzał się bliżej. Rozdarcia… to zdecydowanie jego robota.. Zasłonił dziurę nosową jak tylko poczuł Twój zapach. Zdecydowanie… miałaś to na sobie wczoraj. Pachnie tak jak ty kiedy wyciągnął Twoją duszę… Twarz mu się bardziej zaczerwieniła.  Co to właściwie za zapach? Kurewsko silny! Rumieniłaś się, więc wiesz co to oznacza… Co to kurwa jest?! Przesunął pazurem po rozdarciu jak myślał. Ludzie nie świecą… W ogóle nie świeciłaś kiedy on.. Więc co do…? To naprawdę… pokazuje coś, ale kurwa co? Może powinien poszukać odpowiedzi… Przesunął ręką po twarzy warcząc w Twoją kanapę. Nie! Jeżeli to zrobi nie będzie już odwrotu. Nie warto jest kłaść ciężar na duszę. Wziął telefon sprawdzając wiadomości.

NowyKontakt3: Naprawdę jesteśmy tylko na zakupach

To już kurwa wie, debilko! Wsadził komórkę do kieszeni nadal trzymając podartą koszulkę w szponach. Minie pewnie jeszcze trochę czasu zanim wrócisz do domu i cię zapyta… Może weźmie prysznic w tym czasie. Wziął skrót do mieszkania i rzucił koszulkę na podłogę. Nie będziesz go dręczyć, jeżeli ukryje dowody zbrodni.
-Posłuchaj tej Papyrus! – krzyknęła Undyne, muzyka głośno nadawała z słuchawek jakie miała na głowie
-NIE MUSISZ KRZYCZEĆ! SŁYSZĘ CIĘ! – Ściągnął słuchawki z jej głowy i wsadził na swoją czaszkę. Zamykając oczodoły wsłuchiwał się w utwór. – TSK… SĄ IDENTYCZNE!
-Nieee, ta mówi o walce z demonami czy coś – mówiła Undyne
-NYEH! NIE MOGĘ SIĘ ZDECYDOWAĆ! CZŁOWIEKU, POWIEDZIAŁAŚ, ŻE WIESZ JAKI DAĆ MU PREZENT, BEZ PRECYZACJI! KTÓRĄ PŁYTĘ MAM WZIĄĆ?! – trzymałaś w rękach dwa albumy sprawdzając utwory na nich.
-Mm… wydaje mi się, że nie przejmuje się tym. Obie płytki są tego samego zespołu. A wiem, że lubi go. Słyszę ich piosenki od tygodni.
-DOBRA! WEZMĘ OBIE! – krzyknął zdenerwowany. Wziął je od Ciebie i podszedł do kasy. Ludzie schodzili mu z drogi, zaś kolejna grupka nastolatków skryta za regałami próbowała nagrać go na telefony. Szłaś za nim, nadal nie czując się dobrze przez całą uwagę, jaką ściągały na siebie potwory. Kilkoro ludzi próbowało być miłymi, ale większość po prostu śledziło wasze poczynania. Papyrus położył płytki na ladzie. – CHCĘ TE PRZEDMIOTY CZŁOWIEKU – ten człowiek to duży mężczyzna. Długie włosy spięte w kucyk, broda tak długa, że sięgała mu do brzucha. Otworzył szerzej oczy patrząc na szkielet, ale bez cienia strachu. Zmierzył go spojrzeniem i spojrzał na to, co ten wybrał. Zauważyłaś tatuaże czaszek schowane pod rękawami firmowej koszulki. Podstawiając albumy pod skaner powiedział z uśmiechem
-Heh.. dobra – zaśmiał się – Widzę, że potwory mają dobry gust muzyczny
-OCZYWIŚCIE, CZŁOWIEKU – Papyrus był dumny. Mężczyzna uśmiechnął się
-Wiesz, Crimson Funeral będą tu w przyszłym tygodniu.
-Co? – krzyknęłaś natychmiast – Tutaj?
-Ta, powiedzieli, że chcą odwiedzić miasto. Chyba wiesz, dlaczego – zerknął na wysokiego kościotrupa
-Szefie! To jest to! – krzyknęłaś odwracając się w jego stronę. 
-CO JEST CO? – skrzyżował ręce
-To dasz Sansowi!  
Sans siedział na swoim łóżku, jego kości schły po prysznicu. Położył laptop na kolanach szukając czegoś w co może pograć. Nudzi się! Jeszcze nie wróciłaś, i nie ma co robić… Jakie kurwa zakupy zajmują ci tyle czasu?! Po chuj kupujesz tak dużo…? No I … zerknął na otworzone drzwi, patrząc na strumień światła słonecznego przebijający się przez zasłony. Czy aby przypadkiem nie powinnaś dzisiaj siedzieć w mieszkaniu? Po chuj w ogóle wychodzisz na słońce? Stukał nerwowo o obudowę komputera palcami. Jeżeli znowu zadzwonisz po niego, aby zabrał cię do domu…. Podwójnie zapłacisz za bycie debilką! Co kurwa sobie myślisz? Słońce może cię zabić! Sans przystawił szpony do zębów, delikatnie przesuwając palcami po chropowatych kościach. Ciekawe co to za uczucie… płonąć? Widział raz, kiedy mu pokazałaś, Twoja skóra zrobiła się czarna… potem zaczęła się topić, nie palić. No i stałaś jak pierdolony kretyn, pozwalając aby to się działo! Co jest z tobą kurwa! Zachowywałaś się jakby to nie bolało?! Po chuj to robiłaś! Oparł czaszkę o ścianę patrząc na sufit. Może… może nic ci nie będzie, jeżeli się dobrze ubrałaś. Nocą latasz prawie naga, ale zawsze za dnia ubierasz się bardzo dokładnie… Może nie będzie tak źle.
-Gaaah! – Teraz będzie to go męczyło! Schował twarz za rękami. Po chuj zawsze robisz jakieś głupoty? Skąd ma kurwa wiedzieć, czy teraz nie umierasz?! Nigdy nic mu dobrze nie wyjaśniłaś! Zaraz… może… Popatrzył na laptop. Może tutaj będzie coś o Tobie. Wszedł w przeglądarkę i wpisał w wyszukiwarkę hasło

Wampir

Pojawiła się lista wyników, którą przeglądał

25 Prawdziwych Wampirów: Ci którzy pili ludzką krew

Wampiry istnieją!

Jak żyć wampirzym życiem?

Wampir – Wikipedia

To jest to. Kliknął i zaczął czytać artykuł. Może tutaj się czegoś dowie.

Wampir – pochodzi z folkloru i zgodnie z przekazami żywi się siłą witalną (czerpie ją głównie z krwi) żyjących.

Siłą witalną! Nigdy czegoś takiego nie mówiłaś, nic o żadnej sile witalnej. Twój gatunek nie wie co ma we krwi? Choć… wspominałaś, że wiele głupot krąży o wampirach… Niektóre nawet mają świecić w słońcu.  Czytał dalej, źrenice błądziły po ekranie

Wampir mogły zostać stworzone, aby wyjaśnić tajemnicze zgony

To tylko wszystko komplikuje! Nie zdechłaś wtedy kiedy powinnaś!

Można walczyć z wampirami używając czosnku, święconej wody, krzyży i luster

Jest pewien, że połowa z tego to zmyślone pierdoły. Czytał dalej

Wampiry szerzą wampiryzm przez ugryzienie

To kłamstwo! Nie zamieniłaś tamtego gościa w wampira! Cały ten artykuł jest do dupy! Nic nie mówi o tym co to za uczucie być ugryzionym przez wampira! Położył rękę na karku czując swoje kręgi. Co to.. za uczucie? Tamten gość… choć miałaś go pod kontrolą… N-nie wydawał się cierpieć. Stał i jęczał… i ty… Możesz mówić co chcesz, ale takie same dźwięki robiłaś, kiedy on wyciągnął Twoją duszę! Popatrzył na podłogę, gdzie leżała Twoja koszulka. Kurwa! Przejechał ręką po twarzy. Nie myśl o tym! Już i tak zmarnował pół nocy próbując pozbyć się ciężaru z duszy! Nie nakręcaj się znowu! Krzyczał na siebie w myślach, aby przestać, ale wzrok nie opuszczał materiału, dusza zawirowała w ciekawości… Co to za zapach? Może poznać odpowiedź… Tak łatwo może ją poznać…  Nie, nie, nie, nie, nie! Nie rób tego! Nie zawróci, jeżeli raz w to pójdzie!  Ale nie chce znowu wyglądać jak idiota! Sama mówiłaś, aby dowiedział się jak to działa! I to zrobi! Dowie się czysto naukowo! W nauce nie ma nic złego. I już się nie będziesz z niego śmiała, że czegoś nie wie… Wie jak ludzie to robią, a ty nie wiesz jak potwory! Heh! Będzie się z ciebie śmiał cały dzień! Pierdolony niewinny człowiek nic nie wie o świecie! A on wie wszystko! Uśmiech wstąpił na jego twarz. Otworzył kolejną kartę i zaczął stukać po klawiaturze

Człowiek Porno

Człowiek Porno: Piękno to tylko punkt widzenia

Człowiek i porno: film dokumentalny

Człowiek wideo

Oh… M-może powinien ominąć część „człowiek”. Potwory wyszły na powierzchnię zaledwie kilka miesięcy temu.

Porno wideo

Patrzył na rezultaty szukania, czuł jak jego dusza bije mocniej. Po prostu kliknij na coś. No już. Sprawdź, zobacz, i już, po wszystkim. Dowie się jak to działa I już nigdy nie będzie musiał na to patrzeć! Patrzył się na link. Teraz albo nigdy. Musi się dowiedzieć. Przestań zachowywać się jak debil i zrób to!
-Kurwa! – krzyknął klikając. Czekał, aż nagranie się załaduje, dusza wirowała szybciej gdy patrzył na kręcące się kółko. Zaczęło się i patrzył jak ludzka samica wystukuje numer na telefonie zamawiając pizzę.
-Co pizza ma z tym wspólnego… - mamrotał czekając, aż coś się stanie. Patrzył dalej, ludzka samica nie miała czym zapłacić – Po chuj zamawiałaś pizzę skoro nie masz forsy, debilko… - mruknął czując się zmieszany. – Cholera! – warknął z każdą chwilą coraz bardziej się denerwując. – Pokażecie mi coś czy nie! Pośpieszcie się i przejdźcie do rzeczy! – oglądał jeszcze kilka sekund, nim chwycił za mysz i przesunął nagranie do przodu.
-Aaaahn! Mocniej! – otworzył szeroko oczy. Jego źrenice zrobiły się trzy razy większe. Wytrzymał kilka sekund nim zamknął laptop szybko, wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt.
-CO DO KURWY?! – jego twarz zmieniła kolor. C-co to kurwa…! Jasna cholera! Dziury! Co on właśnie zobaczył?! Nie, nie, nie, nie,! T-to nie może być prawda! To całkiem różni się od… Jak to mogło się w ogóle zmieścić! Ten gość chce ją zabić?! Kurwa! To pewnie wygląda inaczej… Nie ma szans, aby ludzie tak robili! Sans przejechał rękami po twarzy, scena z nagrania przewijała się cały czas w jego głowie. Czy…. Czy ty tak robiłaś?  N-nie ma mowy… nie mogłaś.. p-prawda? Ty… ty nie robiłaś tak… Po co… Ty zdecydowanie… Robiłaś już to wcześniej? Mogłaś… może… albo nie.. nigdy nie pytał… Kurwa! Nie może uwierzyć, że ludzie tak robią! To… OBRZYDLIWE! Siedział na łóżku łapiąc oddech. Czekając, aż jego dusza się uspokoi. Już dobrze… uspokajał się… To nie ma dla niego znaczenia… Ma gdzieś co robiłaś… Jesteś człowiekiem, więc… T-to ma sens, jeżeli ty… Nie zmieni się tego kim się jest więc… Dyszał jeszcze kilka razy nim spojrzał znowu na laptop. P-przynajmniej wie… teraz… zasadniczo. Chyba… Nie oglądał zbyt długo… M-może to nie jest zwyczajny sposób… N-nie chciałby się pomylić… Śmiałabyś się z niego, że oglądał jakieś dziwne wersje, a tak naprawdę ludzie robią to inaczej… Jego dusza znowu zabiła szybciej. Powoli sięgnął szponami po maszynę i podniósł ekran włączając komputer znowu. O-on tylko się upewni… W ogóle nie interesuje go to co zobaczył… On tylko… T-tylko sprawdzi….







Share:

POPULARNE ILUZJE