6 września 2016

Undertale: EchoTale by yoralim - Niebieskie laboratorium 03 cz II [BLUE LAB 03 - tłumaczenie PL]

obrazek autorstwa: Qin-Ying
Kilka słów od tłumacza: Jest to komiks należący do yoralim. Twórczyni całego AU EchoTale (lecz nie G!Sansa). Jednego z czterech głównych AU powstałych przez fanów (FlowerFell, UnderFell, EchoTale oraz MobTale).
Zaznaczam jednocześnie, że komiks jest na nowo rysowany i choć postaram się zachować linię czasową w publikacji, najlepiej będzie poruszać się poprzez Spis Treści, albowiem autorka wrzuca różnie rozdziały no i mogą pojawić się "nadprogramowe" bonusy. Rozdziały przekreślone to te, które jeszcze nie wyszły w oryginalne.
Spis Treści:
Prolog
Bracia 01 // Bracia 02
Niebieskie laboratorium 03 cz I // Niebieskie laboratorium 03 cz II (obecnie czytany)
SZIFT 01 // SZIFT 02 // SZIFT 03
Anomalia
Podróżnicy /1 - X/
Szczeniak
Zamiłowanie do włóczęgi /1 - X/
Unik
DETERMINACJA
Nocna zmiana
CHARAkter
RDZEŃ 01 // RDZEŃ 02
Przez szkło
Echa
Share:

Undertale: EchoTale by yoralim - Niebieskie laboratorium 03 cz I [BLUE LAB 03 - tłumaczenie PL]

obrazek autorstwa: Qin-Ying
Kilka słów od tłumacza: Jest to komiks należący do yoralim. Twórczyni całego AU EchoTale (lecz nie G!Sansa). Jednego z czterech głównych AU powstałych przez fanów (FlowerFell, UnderFell, EchoTale oraz MobTale).
Zaznaczam jednocześnie, że komiks jest na nowo rysowany i choć postaram się zachować linię czasową w publikacji, najlepiej będzie poruszać się poprzez Spis Treści, albowiem autorka wrzuca różnie rozdziały no i mogą pojawić się "nadprogramowe" bonusy. Rozdziały przekreślone to te, które jeszcze nie wyszły w oryginalne.
Spis Treści:
Prolog
Bracia 01 // Bracia 02
Niebieskie laboratorium 03 cz I (obecnie czytany) // Niebieskie laboratorium 03 cz II
SZIFT 01 // SZIFT 02 // SZIFT 03
Anomalia
Podróżnicy /1 - X/
Szczeniak
Zamiłowanie do włóczęgi /1 - X/
Unik
DETERMINACJA
Nocna zmiana
CHARAkter
RDZEŃ 01 // RDZEŃ 02
Przez szkło
Echa
Share:

5 września 2016

Undertale: Lepszy świat - Rozdział II by Silent Omen [opowiadanie skasowane]

Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje. Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała. We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie Undertale. 
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.

Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników pełnoletnich. 
SPIS TREŚCI:
Rozdział II (obecnie czytany)
- No i tak to właśnie wyglądało – Frisk zakończyła swoją relację zagłębiając się z westchnieniem w miękkie oparcie fotela. Woda w misce, w której trzymała zmarznięte stopy powoli się ochładzała. W drodze przez Wodospad zdążyła cała przemoknąć. Gdy Undyne otworzyła jej drzwi, wyśmiała przemoczoną do suchej nitki dziewczynę, nazwała „zmokłym koczkodanem” i skwitowała to wszystko stwierdzeniem:
- Sorry, taki mamy klimat.
Zaraz jednak wciągnęła ją do domu. Dosłownie wepchnęła do pokoju, w którym Alphys i Mettaton siedzieli na kanapie oglądając po raz tysięczny Mew Mew Kissy Cutie. Po podłodze walały się rozsypane chipsy i butelki po napojach gazowanych. Popcorn chrzęścił pod butami.
- Oh, przemokłaś… - zauważyła Alphys z troską. – Z-zaraz przyniosę ci ręcznik i… i… zdejmij buty, trzeba wysuszyć…
- Ściągaj wszystkie ciuchy! – rozkazała władczo Undyne.
- Uuuuu -  jęknął sugestywnie Mettaton mierząc człowieka lubieżnym spojrzeniem swoich różowawych tęczówek. Rozłożył się na kanapie w kokieteryjnej pozycji na boku i oblizał usta patrząc na gościa. Wyglądał jak ucieleśnienie seksualnych pragnień fanek mangi i anime. Nie było wątpliwości kto jest jego twórcą… Frisk poczuła, że mimowolnie się rumieni.
- Ty zboczony palancie! – Undyne uderzyła robota pięścią w tors – auu, kurwa mać!!!
Mettaton wybuchł śmiechem. Jego męski głos miał mechaniczny podźwięk. Było to zauważalne szczególnie gdy się śmiał.
- Kochanie ty moje, przecież nie jestem z tektury – pociągnął ją za ucho drocząc się z nią. Firsk również nie mogła powstrzymać śmiechu. Nawet wówczas wtedy, kiedy Mettaton był na kopach wyrzucany z pokoju Undyne.
Po kilkunastu minutach dziewczyna siedziała z nogami zanurzonymi we wrzątku. Jej ubrania suszyły się w pokoju gościnnym, a ona dostała w zamian o parę numerów za duże ciuchy z szafy Undyne. Wyglądała dość komicznie w przydużej koszulce z napisem „Fighting princess”. Mettaton jęczał pod drzwiami, aby go wpuścić do środka, co konsekwentnie ignorowano.
- Prooszę… Muszę wam coś ważnego powiedzieć – szarpał za klamkę. LECZ NIKT NIE PRZYSZEDŁ, by mu otworzyć.
- Masz – Undyne rzuciła w stronę Friska do połowy opróżnioną butelkę rozgazowanej coca-coli. – Tak, wiem, samo zdrowie. Ale nie mamy w tej chwili niczego innego. Jak widzisz, mamy tu mały maraton filmowy dla nerdów – uśmiechnęła się porozumiewawczo do drugiego potwora, po czym jakby od niechcenia zarzuciła ramię na oparcie za jej plecami. Alphys zarumieniła się w odpowiedzi na ten gest. Było coś uroczego w tej jej nieśmiałości.
- Frisk…? – odezwała się niepewnie. – A… m-może chciałabyś obejrzeć z nami to anime? Wwłaśnie skończyliśmy, ale chyba nic się nie stanie, jak powtórzymy. C-co nie Undyne? Jest naprawdę genialne…
- Może innym razem, mam ważniejszą sprawę do obgadania… - dziewczyna starała się wymigać. Na próżno. Alphys już nakręciła się na streszczanie fabuły. Zza okularów jej oczy błyszczały z podekscytowania jak dwa czarne węgielki.
- … powstało w oparciu o symulator randkowy, moim zdaniem pierwsza część jest o wiele, wiele lepsza od drugiej, ogólnie to główna bohaterka walczy o miłość, pokój i dobro na świecie, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że… – gwałtowny pocałunek nagle przerwał jej monolog. Undyne przyciągnęła jej głowę do siebie i zakleszczyła w swoim uścisku nie pozwalając powiedzieć nic więcej. Początkowo Alphys odruchowo usiłowała odepchnąć napastniczkę, szybko jednak straciła rezon i poddała się pieszczocie. Niepewnie wplotła rękę w jej czerwone włosy. Okulary gdzieś się zsunęły…
Frisk przyglądała się tej scenie lekko skrępowana. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Zostawiłaby je same na kilka chwil, no ale przecież nie wyjdzie teraz z pokoju…
- Właśnie takimi metodami zabiega o ład główna bohaterka – uśmiechnęła się Undyne kończąc. -  Chciałam szybciej streścić fabułę, chyba nie masz mi za złe? – spod półprzymkniętej powieki na Alphys spoglądało teraz dzikie, złote oko z pionową źrenicą. Drugie było przesłonięte przepaską. W tym jednak było coś chciwego, coś niezaspokojonego. Nieznoszącego sprzeciwu. Czy to coś nazywa się DETERMINACJĄ? Spłonęła rumieńcem jak zawstydzony dzieciak.
Zaraz oszaleję!

To drapieżne spojrzenie zawsze sprawiało, że czuła dreszcze spływające wzdłuż pleców. A teraz jeszcze to… Tak bardzo się tego nie spodziewała…
- N… nie, Undyne, ja…
- PROOSZĘ, PROOOSZĘ, WPUŚĆCIE MNIE! TAK SAMOTNIE I GORĄCO JEST MI TU, ŻE HEJ! – Mettaton zaczął śpiewać donośnie za drzwiami.
- Idiota – skwitowała Undyne odsuwając się od oniemiałej pani naukowiec zupełnie, jakby to co przed chwilą miało miejsce nigdy się nie wydarzyło. – Bez urazy Alphys, ale jakoś nigdy za nim nie przepadałam. – Ta natomiast zignorowała ten komentarz i zaczęła gorączkowo poszukiwać swoich okularów.
- Byłam u Asgora – oznajmiła ni stąd ni zowąd Frisk. Ciaśniej opatuliła się puchatym ręcznikiem. – Nie potrafię go przekonać. – Rezygnacja w tonie jej głosu była aż nazbyt wyraźna. Alphys odnalazła swoje okulary na podłodze. Popatrzyła na dziewczynę ze szczerym współczuciem.
- W-wiesz. Nie jesteś z tym sama. Coś wymyślimy. Jestem w trakcie pewnych badań, które… które być może wpłyną na Asgora… Sans też nad czymś pracuje…
- A ja tam nie wiem po co mu w ogóle przeszkadzać – przerwała Undyne bawiąca się nożem. Podrzucała go i chwytała naprzemiennie za ostrze i rękojeść. – Siedzimy tu jak myszy pod miotłą, podczas gdy trzeba uderzyć na świat z grubej rury. NGAAAAHH! NO AŻ PIERDOLI MNĄ ZE ZŁOŚCI! – rzuciła nożem w ścianę, od której odbił się z łoskotem. Mniejszy potwór podskoczył w miejscu, choć zdążył się już przyzwyczaić do porywczego temperamentu kapitana Gwardii Królewskiej.
Frisk chciała ponownie podjąć temat, acz znowu jej przerwano. Z drugiego pokoju wyrwał się śpiewny głos robota.
- GDYYYBYM MIAŁ GITARĘ, TO BYM NA NIEJ GRAŁ! – Po chwili dołączyły do niego melodyjne i skoczne dźwięki pianina stojącego w salonie. – AALE PONIEWAŻ NIE MAM GITARYYY, NA PIANINIE GRAM!
- Jeszcze ten zasrany piosenkarz od siedmiu boleści. W ogóle nie umie grać! Idę mu pokazać jak to się robi! – Undyne z rozmachem otworzyła drzwi. W tej samej chwili do pokoju wdarł się smród spalenizny.
- Co tak śmierdzi? – Alphys szybko podążyła za swoją przyjaciółką. Ubrania Friska, które Undyne postanowiła wysuszyć przy pomocy kuchenki paliły się. A konkretniej, dopalały. Z okopconych łachmanów ulatniał się dym. Ogień zajął też prawie całą kuchenkę.
- O kurwa – czerwonowłosa szybko i treściwie opisała zastaną sytuację. Aczkolwiek bynajmniej nie zajęła się gaszeniem ognia, o nie. Przecież w życiu są sprawy ważne i ważniejsze. – Ty debilu! Siedziałeś tu i wyłeś i nic nie zrobiłeś?! – Chwyciła za swoją włócznię i wymierzyła szpic w Mettatona. – Nie żyjesz, śmieciu!
- Przecież chciałem wam powiedzieć! Nie słuchałyście! – robot wygenerował ochronną tarczę. W samą porę, by odparować cios. I kolejny. I jeszcze jeden. W okamgnieniu rozpętała się walka. Ledwo wyrabiał z przyjmowaniem coraz szybszej salwy, z którą Undyne na niego nacierała. W tym samym czasie Alphys do spółki z Friskiem starały się zapanować nad sytuacją. Udało się zatrzymać ogień dopiero po odłączeniu kuchenki od zasilania i przy poświęceniu kilku koców. Chwała Alphys, że wiedzę o wszelkiego rodzaju sprzętach ma w małym palcu.
- Ratunku! – wołał robot. LECZ NIKT NIE PRZYSZEDŁ mu z pomocą.
- Należy ci się – Alphys była wściekła, że Mettaton nie zareagował na ogień. – Wszystkie żarty mają swoje granice.
Frisk westchnęła ciężko. Pokręciła głową z uśmiechem. Kochała ich. A jednym ze spoiw tej miłości były właśnie takie wspomnienia. Po to są przecież przyjaciele – by budować wspólne, jednoczące opowieści. Nawet jeśli oni nie pamiętają wszystkiego, nie będąc w pełni świadomymi tego, na czym polega moc ZAPISU. Zależało jej na tym, by byli szczęśliwi. I wiedziała, po prostu wiedziała, że nie odnajdą tego szczęścia na Powierzchni.
- Ha! – wykrzyknął triumfalnie robot, gdy niespodziewanie udało mu się kopniakiem wytrącić broń z rąk Undyne. Szybko wykorzystując okazję skoczył na nią i przyparł ją do podłogi całym ciężarem swojego ciała. Przytrzymał jej ręce po obu stronach głowy i uśmiechnął się do niej najbardziej czarującym uśmiechem, jaki posiadał w swoim repertuarze. – I co teraz, RYBCIU? – zawisł nad jej twarzą wykrzywioną grymasem złości. Spoglądał na nią jak zwycięzca na pokonanego i to zadziałało na rudowłosą jak płachta na byka. Szarpnęła się gwałtownie, lecz nadaremnie. Mettaton nawet się nie zachwiał. Był silniejszy, niż na to wyglądał.
- Mettaton, masz natychmiast przestać! – warknęła Alphys. – Ostrzegam cię! Dzisiaj naprawdę przegiąłeś z popisami!
- Ulala, Alphys, złotko. Skąd w tobie tyle pewności siebie? – robot nie miał zamiaru odpuścić żartów. Niecodziennie zdarzało mu się pokonać w przyjacielskiej bójce dowódcę Gwardii. W zasadzie to nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby spróbować. Zabawny obrót spraw. Pomyśleć, że zapowiadał się kolejny, nudny maraton z cukierkowymi kreskówkami. Niedobrze już mu się robiło od wałkowania tej samej opowiastki o różowej dziewczynce z kocimi uszami. Mógł z pamięci recytować dialogi. I jeszcze te babskie podchody, bleh. To było oczywiste, że obie miały się ku sobie, a skakały wokół siebie na paluszkach. Kończyło się na oglądaniu głupich bajek zagryzanych chrupkami, bazgraniu po marginesach zeszytów „Undyne + Alphy = ” i przesiadywaniu po domach. Ile tak można?! Żadnego romansu! Zero dramatycznych zwrotów akcji!
- Opanuj się głupi rzęchu! – Alphys starała się ściągnąć robota z przyjaciółki, która już przestawała się z nim siłować. Wydawało się, jakby na coś czekała. Naukowiec chwyciła go za ramię. Ani drgnął. Na wargi cisnęły się jej siarczyste przekleństwa. Przez ułamek sekundy pożałowała, że stworzyła tego humanoidalnego androida z wolną wolą i przede wszystkim – z własną duszą i osobowością. Do czegóż to samotność i przesyt chińskich bajek może pchnąć tęgą głowę?
- Ohhh! Kochanie! Skąd w tobie tyle agresji? – jego oczy rozbłysły różowawym blaskiem. Z ust nie schodził mu zawadiacki uśmiech. I pomyśleć, że tyle rozrywki dostarczyło samo przybycie człowieka. Od razu zrobiło się weselej! Popatrzył na Friska, która próbowała za wszelką cenę powstrzymać wybuch śmiechu zasłaniając usta dłońmi. Wcale nie była zła za ten wypadek z ciuchami, któremu wszakże nie on zawinił. Bo to nie jego wina, prawda…? To Undyne i jej genialne jak zawsze pomysły. Ludzie, no! Dajcie spokój! Przecież nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz jej kuchnia płonie! Tak czy owak, postanowił pograć przyjaciółkom jeszcze trochę na nosach. Pochylił się nad twarzą zdaje się zupełnie zobojętniałej Undyne. Nie uszło jego uwadze, że jedyne jej oko pociemniało i zwęziło się niebezpiecznie śledząc jego ruchy. Przeciągnął językiem wzdłuż jej szyi do ucha, obserwując kątem reakcję swojej stwórczyni. Nie musiał długo czekać. Zagotowała się ze złości i przypadła do niego z gniewnym wizgiem. Uderzyła go po raz pierwszy w życiu. Frisk nie mogła uwierzyć w to, czego była świadkiem. Nigdy przedtem nie widziała tej lękliwej i wycofanej smoczycy tak rozjuszonej.
- Alphys, proszę… on się tylko tak wygłupia – stwierdziła Frisk, ale jej słowa pozostały bez odzewu.
- Skarbie, twój dotyk jest jak najczulsza z pieszczot! Aż muszę znowu zapytać: skąd nagle w tobie tak waleczne serce? – Mettaton kompletnie nie przejmował się amokiem potwora. – Ahh, już wszystko rozumieeem – seksownie przeciągnął ostatnie głoski, udając, że wtem spłynęło na niego boskie olśnienie. – Jesteś zazdrosna!
- Przeginasz pałę, łajzo – oznajmiła nad wyraz spokojnie Undyne. Alphys na parę sekund zastygła w kompletnym bezruchu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Miała wrażenie, że zaraz serce wyskoczy jej z piersi. Ogarnął ją wstyd. Jak gdyby ktoś wyciągnął na wierzch coś, co ona rozpaczliwie pragnęła zepchnąć do zakamarków swojej podświadomości.
- Chciałabyś, by Undyne robiła z tobą te wszystkie rzeczy, które są w tych twoich zbereźnych komiksach, jakie kitrasz w szafie, prawda? – Tego było za wiele. Alphys wybiegła z domu, czerwona jak piwonia. Frisk nie bacząc na to, że jest boso, pomknęła za nią. Nie zamknęła za sobą drzwi. Mettaton zorientował się, iż tym razem naprawdę przedobrzył z wybrykami. Tylko, że było już za późno.
- Koniec tego dobrego. Posunąłeś się za daleko. Ale wiesz co? Żeby ze mną wygrać MUSISZ POSTARAĆ SIĘ TROCHĘ BARDZIEJ! – wyszczerzyła ostre zęby w makabrycznym uśmiechu. Jej spojrzenie zaszło mgłą.
Share:

POPULARNE ILUZJE