14 marca 2017

13 marca 2017

Pierwsze koty za płoty


Sprawozdanie z prowadzenia zajęć, co? Hm, tak jak chcieliście, daję znać jak mi poszło. Nim jednak przejdę do dzisiejszego dnia opowiem Wam coś. 

Moja świętej pamięci matula, była nauczycielką historii, w której ślady idę. Z zamiłowania, wychowania, przeświadczenia, że właśnie do tego się nadaję. W szkole podstawowej spędziła 35 lat ucząc różne pokolenia i do dzisiaj spotykam jej uczniów. Wiecie jakie to wspaniałe uczucie, kiedy na środku ulicy ciemną nocą zaczepia was grupka dresów, zastanawiasz się czy czy najpierw Cię zgwałcą, a potem zabiją (czy odwrotnie) a ci się pytają "ty jesteś córką pani od historii? Tak? To super, masz tu cukierka dla mamusi, zajebista nauczycielka". Albo też, idziesz do żabki i sprzedawczyni pyta się Ciebie o matkę. Na jej pogrzebie cały kościół był pełen, w większości przez koleżanki z pracy oraz byłych uczniów. Moja mama jest dla mnie autorytetem i ideałem nauczyciela. 
Przez całą swoją karierę miała problemy z ... powiedzmy to... nie z uczniami, nawet nie z nauczycielami, co raczej z dyrekcją i pedagogami. Potrafiła np zabrać klasę na boisko szkolne, odpalić pistolet skałkowy i pokazać jak się strzela aby zaprezentować ile to dymu zostawia. Wściekła się, jak jej koleżanki z pracy mówiły, że "a dziecko, co ono może mieć za zmartwienia?" Mama zawsze mówiła, że dzieci mają swoje bolączki, obawy, lęki, często takie o jakich nikomu nie mówią. Największe urwisy chodziły u niej jak w zegarku, stawała w obonie tych uczniów na których inne nauczycielki się rzucały bo "a coś tam". Była wymagająca, a i owszem, wiele wymagała od swoich dzieci, ale za to dawała równe traktowanie oraz sprawiedliwe oceny. Nie bała się zapytać o coś, okazania swojej niewiedzy. Uwielbiała jak ci pokazywali jej gry, prosiła ich o pomoc aby nauczyli ją jak się buszuje w internecie. Po dzisiejszych zajęciach dochodzę do wniosku, że będę miała ten sam problem co i ona... 
Naszą opiekunką praktyk jest była studentka mojej mamy. Kobieta, która u niej dostała 3 i mama z ledwością ją przepuściła. Nie wiem dokładnie o co poszło, bo sprawa wyszła, że tak powiem "w praniu", ale cóż. Smigol, bo tak nazywam wspomnianą nauczycielkę (bo z wyglądu przypomina Smigola) - jest typem osoby bardzo... cóż, jakby to powiedzieć... O wiem. Papierki, papierki, papierki, dokumenty, pieczątki, podpisy. Ponad to nie umie precyzować tego co oczekuje, nie umie patrzeć prosto w oczy i ma dziwne tiki nerwowe, które denerwują każdego z kim rozmawia. Nie odmówię jej braku wiedzy, bo jeżeli chodzi o sprawy urzędowe zawodu nauczyciela się orientuje dobrze, problem polega na tym, że nie umie tę wiedzę przekazać. 

O godzinie 11.55 miały odbyć się moje zajęcia w klasie piątej szkoły podstawowej. Pierwszy raz kiedy miałam wyjść oficjalnie jako student nauczyciel i przeprowadzić zajęcia. Jak już powiedziałam - nie boję się wystąpień publicznych. Nawet je lubię. Lubię się popisywać, lubię mówić, lubię słuchać, po prostu to lubię. Nie boję się dzieci, ale jednocześnie nie umiem traktować ich niżej od siebie. Wstałam o godzinie 9 no i się zaczęło. Po kilku godzinach snu kubek wielkiej kawy był konieczny. Gdzieś tak koło 10 zorientowałam się, że diabeł ogonem nakrył mój pendrive i nie mam jak zabrać ze sobą prezentacji, jaką przygotowałam dzieciakom. Znalazłam go po godzinie. Alleluja! Szybko zgrywam i pędzę. 
Na zajęciach byli obecni koledzy z mojej grupy, bo musimy przeprowadzić pięć obserwacji. Kolega, który rano miał lekcję w klasie czwartej o Grecji spisał się, tak jak przypuszczałam. To bardzo sympatyczny człowiek z duszą prowadzący zajęcia. Na przerwie weszłam do sali razem z kolegami i zaczęłam wszystko przygotowywać. 
Po dzwonku jak dzieci weszły do sali pani przyniosła mi dziennik i ugh, pierwsze wyzwanie. 
-Cześć, nazywam się Irena, jestem studentem historii i będę dzisiaj z wami prowadzić zajęcia o odkryciu Ameryki - zaczęłam łamiącym się głosem. - Jeżeli będę mówić za szybko, niewyraźnie lub czegoś nie zrozumiecie, proszę mówcie i dawajcie mi znać - odwróciłam wzrok na bok i westchnęłam. Pora sprawdzić dziennik, wzięłam go w ręce i zaczęłam - Jeżeli bym źle kogoś wyczytała, to przepraszam - no i się zaczęło. Z 22 nazwisk źle przeczytałam 6. Byłam oczywiście poprawiana, mam wrażenie, że to wyszło na moją korzyść. Rzuciłam też okiem na plan dzieciaków. Historia to szósta lekcja, ostatnia. Pewnie są zmęczone biedactwa. Pomyślałam. Obawiałam się, że nie będą mieć siły ze mną współpracować. Wyświetliłam prezentację. Jak jesteście zaciekawieni jak ona wygląda:


Powiem tak, jak tylko przeszłam do tematu, poczułam się jak ryba w wodzie. Naprawdę. Zajebiście mi po tej drugiej stronie, udało mi się zainteresować klasę. Poprosiłam o przypomnienie o czym mówili na ostatnich zajęciach. Potem przeszliśmy do tych. Miałam mówić o Kolumbie, Diazie, Magellanie i da Gama. Czyli czterech odkrywcach: Ameryki, Przylądka Dobrej Nadziei, tym co opłynął świat dookoła oraz tym co odkrył drogę do Indii. Po omówieniu ich potem przeszłam do zagadnienia rdzennych mieszkańców Ameryki - Indian. Zapytałam się co wiedzą o Indianach. No i padało, że pióropusze, że palili zioła, że rozmawiali z duchami, że robili ioioio przed atakiem, że mieszkali w tipi, że byli prymitywni (gdzie tutaj się skrzywiłam i powiedziałam, że to nie jest do końca prawda). Po podsumowaniu wszystkiego co powiedzieli poprosiłam ich o wymienienie z nazwy trzech wielkich plemion. Jak podpowiedziałam, że w 2012 była afera o kalendarz jednych z nich to wiadomo - Majowie. Potem że okrutnicy - Aztekowie. No i porównałam ostatnich do tej bajki Disneya "Nowe szaty cesarza" - no to wiedzieli, że chodzi o Inków. Omówiłam co nie co o nich. Czym się zajmowali, o tym jak to Aztekowie wierzyli, że księżyc ma pryszcze. O tym jak to Majowie byli dobrzy z astrologii i matematyki, o tym jak to Inkowie byli dobrzy w handlu, hodowali lamy i jedli świnki morskie. Gdzie klasa przy tym ostatnim się oburzyła. 
Generalnie przeprowadziłam prawie cały materiał, zabrakło mi 3 minut do zakończenia zajęć. O! Przed zajęciami pani powiedziała mi, abym "uważała na tego w zielonej koszulce bo on ma orzeczenie i może być niegrzeczny" - ej serio? Zgłaszał się u mnie i mówił poprawnie! Dawałam głos tym, którzy byli cicho, kiedy prosiłam o przeczytanie czegoś miałam las rąk. Klasa dyskutowała między sobą. Byłam naprawdę zadowolona. Po dzwonku przyszło ocenienie mnie. 

No i cały mój dobry nastrój poszedł wpizdę. Idę do kolegów, którzy siedzą cicho. Smigol się krzywi, pani kręci nosem. 
Pani nauczycielka miała mi do zarzucenia zasadniczo tylko to, że nie poszłam zgodnie z podręcznikiem, gdzie więcej było o Kolumbie, a o Indianach była wzmianka. Yhm, jak czytałam podręcznik to zbulwersowana komentowałam Samciowi, że debil go napisał. Indianie w nim przedstawieni to banda dzikusów, którzy są zacofani cywilizacyjnie, nie znają broni i mają w ogóle szczęście, że Europejczycy ich odkryli. Ten morderca Cortez, czy Pizarro opisani jako bohaterowie. Nie zgadzałam się z treściami podręcznika, bo wychodzę z założenia, że wspomniani panowie zniszczyli cywilizacje Azteków i Inków. Starałam się to i tak mówić politycznie - tzn wiecie, w miarę obiektywnie. Od pani dostałam ocenę 4,5. 

No i Smigol... Uznała, że mam złe podejście do ucznia. Bo nauczyciel tylko swoją wyższością może wprowadzić szacunek na zajęciach, że nie powinnam się zwracać do nich per "cześć" nie powinnam traktować ich jak równych sobie, nie powinnam podchodzić do nich jak do kolegów i koleżanek. Aż mi się scyzoryk w kieszeni otwierał. A nie, miałam kieckę... 
Kolejne co mi zarzuciła, to że stosuję język zbyt dostosowany do dzieci. Zapytałam się więc, co ma na myśli: "Jak pani powiedziała, że Inkowie rozwalili się na mapie to była przesada" .... no ale się rozwalili! Albo "Nie powinna pani używać słów Jedziemy z tym koksem" ... klasie się to spodobało. Zaczęli się śmiać i ściągnęłam w ten sposób ich uwagę na siebie. 
Generalnie zostało mi zarzucone "nieprofesjonalne podejście do uczniów"... 
...
...
...
A co uczniowie sami? Pytali się mnie, kiedy znowu będę prowadzić bo zajęcia bardzo się im spodobały. Tak więc mamy konflikt, mojego usposobienia i charakteru z wymogami pedagogicznymi. I zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak? Może faktycznie mają rację i nie powinnam się w ten sposób zachowywać? W klasie owszem, był szum, dzieciaki rozmawiały... ALE wszystkie miały notatki, wszystkie brały udział w zajęciach i wszystkim się podobało. Czy celem nauczania nie jest przekazanie wiedzy? Wiadomo, że Kolumba i innych będą wałkować jeszcze długo, zaś Indian traktować marginalnie, jednak czy tak powinno być? Smigol wystawiła mi 4. 

Uznała też, że w praktyce ciągłej, jaką będę odbywać we wrześniu tego roku, będę miała problemy z klasą. Szczerze? Nie wiem. Na chwilę obecną się zastanawiam, czy jest to słuszne podejście, kto ma rację. Ideały i wartości jakie powinien przekazywać nauczyciel... jakie zostały mi wpojone, od tej którą pamięta połowa Kielc dzisiaj, są zgoła inne od tego czego wymagają ode mnie pedagodzy.
Dać szanse każdemu.
Nikogo nie skreślać. 
Być wyrozumiałym
Umieć przyznawać się do błędu
Traktować dzieci jak równych sobie. 
Pozwalać dzieciom popełniać błędy, bo na nich się uczą.
Nie wyśmiewać. 
Dać czas. 
Nauczyciel jest dla ucznia, a nie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Może wy, moi kochani, powiecie mi ... jakie są wasze odczucia? Jaki jest wasz ideał nauczyciela? Jakich nauczycieli nie lubicie? To mi bardzo pomoże :) Póki co, mam mieszane uczucia, bo nie wiem, kto ma rację.
Share:

12 marca 2017

Oooo kur...1000 notek + Ogłoszenia

Nie spodziewałam się, że będzie mi dane pisać tę notkę kiedykolwiek, tym bardziej w tym momencie. W każdym razie - zebrało się tego sporo i muszę, po prostu muszę. Zgodnie z tym co widzę po swojej lewej stronie, to na blogu pojawiło się już okrągłe tysiąc notek. Ta jest tysiąc pierwszą. Łooooł. 
Nie wiem czy podziwiać siebie za taką wytrwałość, czy też Was za to, że mimo moich humorków oraz  monotematyczności prac (choć staram się urozmaicić) - nadal tutaj jesteście. Z okazji hm... tego co się stało pokażę co do tej pory razem wypracowaliśmy:
35 prac z My Little Pony (i będzie więcej bo czaję się na jeden komiks)
183 prace ze Zwierzogrodu/Zootopii (i będzie więcej)
704 prace z Undertale (No to się nazywa bakcyl)
Ponad to randomowe prace takie jak SunStone, czy komiks o Mefistofelesie
Tak więc jest tego trochę, prawda? :) Ze swojej strony mogę powiedzieć, że w najbliższym czasie pojawi się kilka komiksów z bajki "Moana" jako, że bardzo mi się spodobała i tym, co jeszcze jej nie oglądali - polecam. Zaznaczam, że nie pojawią się komiksy z filmu "SING" na co niektóre osoby czekały. Oglądałam ją niedawno i muszę powiedzieć, że dawno się tak na produkcji nie zawiodłam. Po prostu chała. 

Mmm co by tutaj jeszcze.

Dziękuję Wam za to, że motywujecie mnie do dalszej pracy i że razem tutaj jesteśmy, nie wiem za bardzo co powiedzieć bo nie wiem jak się zachować. Serio. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam, ale jak to odkryłam tak morda mi się przestać cieszyć nie chce. 

Korzystając też z okazji przypomnę o dwóch rzeczach.

Jako, że mam ostatnio wiele na głowie to przedłużam czas odnośnie fandubów. Przypominając:
Osoby jakie robią fanduby czy też chcą je po prostu robić, niech wyślą i maila na adres yumimizuno@interia.pl
Więcej informacji: tutaj
Notka pojawi się nie tak jak pierwotnie planowałam, lecz w czwartek 16 marca - bo nie dam rady się wyrobić we wcześniejszym okresie. Dlatego macie jeszcze czasu kilka dni. 

ORAZ

Przypominam, że do 17 marca jest termin nadsyłania prac (czyli jeszcze 5 dni) na nasz event "Z drugiego planu". Chodzi o to, aby postacie drugoplanowe zrobić głównymi bohaterami. Mogą być prace graficzne albo też opowiadania. :) 
Należy je słać na maila yumimizuno@interia.pl
Więcej informacji tutaj

Ugh, dobra, dzisiaj wieczorem się jeszcze coś pojawi, komiks czy coś. W każdym razie póki co idę się uczyć. Tzn... jutro około 12 trzymajcie za mnie kciuki. Będę prowadziła zajęcia w klasie 5 z historii i troszeczkę się/tak jakby/ bardzo boję? Heh... Trema i takie tam. Więc idę się przygotować. 
Share:

POPULARNE ILUZJE