1 stycznia 2019

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Nie mogę wam powiedzieć

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Nie chciałeś obarczać innych tym ciężarem. Miałeś jeszcze szansę to wszystko naprawić. Dasz radę sam, wierzysz w to.
  - Naprawdę nie mogę wam powiedzieć - odrzekłeś nawet nie patrząc na Asgore.
 - Skoro nie chcesz powiedzieć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłeś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.

Już trzecią godzinę kręciłeś się po swoim pokoju. Nie mogłeś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałeś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłeś po nim i szukałeś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłeś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałeś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomógł.

Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałeś to twoja garderoba. Zacząłeś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałeś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłeś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałeś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałeś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłeś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałeś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnąłeś go. Potem usłyszałeś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłeś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałeś zaryzykować. Wziąłeś świeczkę i ruszyłeś tajemniczym przejściem.
...
Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałeś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałeś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Może rzeczywiście ma rację. Może rozwiązanie jest blisko, tylko na razie go nie dostrzegasz. Coś pod twoim nosem. Coś czego nie dostrzegasz. Coś co jest bliżej niż myślisz.
Dostałeś nagłego oświecenia. Wiedziałeś już, gdzie masz szukać odpowiedzi. Biegiem ruszyłeś do ogrodu. Gdzieś tam musiało kryć się złote jabłko.
Nigdy nie mieliście w ogrodzie jabłoni ani innych drzew owocowych, ale nic innego nie przyszło ci na myśl. Od razu zrezygnowałeś z głównej części ogrodu. Tam nigdy nie widziałeś jakichkolwiek drzew. One zazwyczaj rosły przy murze.
Biegłeś wzdłuż muru, wypatrując jabłoni. Było to nie małe wyzwanie dla ciebie. Nawet jeśli trenowałeś z Undyne to był to niezły dystans do przebiegnięcia.
Nie wiesz, ile tak biegłeś, ale ze zmęczenia zacząłeś zwalniać. Przystanąłeś na chwilę, aby złapać oddech. Dziwne było dla ciebie to, że nie kojarzyłeś tej części ogrodu. I od dawna nikogo nie wiedziałeś. Ogród wyglądał też na trochę zaniedbany.
Przeszedłeś się po tej części. Aż zobaczyłeś duża, starą jabłoń. Na jednej z gałęzi znajdowało się złote jabłko. Nie wierzyłeś własnym oczom. To było naprawdę ono. Jak to możliwe, że znalazłeś je tak późno?
Nie roztrząsałeś tego teraz. Miałeś coraz mniej czasu. Powoli zbliżał się wieczór. Niebo zaczynało zmieniać barwy.  Szybko zerwałeś owoc, na szczęście wisiał na jeden z niższych gałęzi.

Wbiegłaś do lecznicy, nie zważając na strażników, którzy wołali za tobą. Pierwszej lepszej pielęgniarce kazałeś przygotować dla Sansa sok z złotego jabłka i mu go podać.
Niestety sam nie mogłeś tego dopilnować. Strażnicy dopadli cię i zaprowadzili przed oblicze króla.

Do sali tronowej wdzierały się promienie zachodzącego słońca.
   - Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?!  - Podniosłeś zdziwiony głowę. Pierwszy raz usłyszałeś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
   - Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
   - To jak mam do niego dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
   - Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
   - I tak już za późno - powiedziałeś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księcia lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samego. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Jedyna nadzieja jaka wam pozostała to alchemik z dalekich krain. Winding Gaster. Ojciec Sansa i Papyrusa.
A skoro o Sansie mowa.
Szkielet przebudził się kilka minut po podaniu mu soku. Na początku był szczęśliwy, ale jego uczucia również zostały zabrane. Lecz nie miał do ciebie pretensji. Starałeś się.
To właśnie Sans zaproponował, aby udać się do jego ojca. Bracia wierzyli, że tylko on może rozwiązać tę sprawę. Wyruszyli kilka dni po twoich urodzinach.
Tylko dzięki nim nie straciłeś jeszcze nadziei. Chociaż przygasała z dnia na dzień. Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że poza jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały do zamku udało im się.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Jedyną rzeczą jaka wam pozostała to czekać. Każdego dnia wchodziłeś na najwyższą wieże. Wypatrywałeś dwójki szkieletów, którzy mieli przynieść dobrą nowinę.

~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Damy radę

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

   - Damy radę. Musimy - powiedziałeś. Spojrzałeś na Sansa. - Zostało nam niewiele czasu
    - Masz rację - odrzekł Sans. - Ta polana powinna być niedaleko. Musimy dalej szukać. Na pewno ją znajdziemy - uśmiechnął się lekko Sans.
Podniosłeś wzrok znad Sansa. Dostrzegłeś światełko między drzewami.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.
...
Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłeś się do Sansa. - Idioto! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłeś zaskoczony. O mały włos nie upadłeś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
  - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałeś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałeś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałeś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałeś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnąłeś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałeś na niego. Oparł się o drzewo. Podszedłeś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałeś co masz w tej chwili robić.
Zacząłeś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłeś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałeś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałeś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłeś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałeś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiał zmierzyć się sam.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Moja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

  - To moja wina! - powiedziałeś. We wszystko się mieszałeś, nie bacząc na konsekwencje. Nie jesteś pewny, ale chyba czułeś słabe poczucie winy. Jeśli twoje uczucia były osłabione to jak silne musiało być poczucie winy, że je czujesz?  - Poszedłem z tobą do tego baru choć nie powinienem. Przeze mnie mogłeś zostać pojmany! To moja wina, że zabłądziliśmy! Miałeś rację!
   - Hej! - powiedział Sans, chwytając cię za ramiona. - Spokojnie. Oboje w tym siedzimy i nie poddamy się tak łatwo - pocieszył cię Sans.
Wziąłeś głęboki wdech. Poczułeś ulgę, że szkielet cię nie zostawi. Jakoś było lepiej. Nie potrafiłeś tego wyjaśnić. Tak po prostu było.
Podniosłeś wzrok znad Sansa. Dostrzegłeś światełko między drzewami.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.

Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłeś się do Sansa. - Idioto! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłeś zaskoczony. O mały włos nie upadłeś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
  - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałeś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałeś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałeś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałeś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnąłeś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałeś na niego. Oparł się o drzewo. Podszedłeś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałeś co masz w tej chwili robić.
Zacząłeś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłeś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałeś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałeś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłeś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałeś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiał zmierzyć się sam.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Twoja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

 - To twoja wina! - krzyknąłeś. Znowu czułeś delikatny przypływ gniewu. Dałeś mu się ponieść. Jest to lepsze niż nic. - Dlaczego uwierzyliśmy temu cholernemu psu?! Po co do niego poszliśmy?!
  - Moja?! - Sans również był zdenerwowany. Jego gniew też musiał znaleźć ujście. - To ty chciałeś ze mną iść!
  - Ale to ty mi na to pozwoliłeś! Mogłeś powiedzieć, że może rozpoznać zapach człowieka! - Nie dawałeś za wygraną. Nie mogłeś. To nie była tylko i wyłącznie twoja wina.
  - Nawet jakbym ci zabronił to byś i tak poszedł! I niby skąd miałem wiedzieć, że spotkał wcześniej człowieka? - warknął Sans. Jego oko ponownie zabłysnęło błękitnym blaskiem.
  - Najgorsze jest to, że nie wiem, co cię z nim łączy?! - krzyknąłeś.
   - A co to ma teraz do rzeczy?!
Krzyczeliście na siebie. Nie zważaliście już na nic. Wywlekaliście wszystkie brudy i wątpliwości na wierzch. On oskarżał ciebie, że nigdy nie potrafiłeś docenić tego co posiadasz. Ty oskarżyłeś go o jakieś szemrane interesy z bandytami.
Zaczęliście nawet gestykulować, aby podkreślić wagę swoich wypowiedzi. Nie wiesz co by się stało, gdyby nie pojawiło się tamto światełko.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Przerwaliście kłótnie i podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.

Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłeś się do Sansa. - Idioto! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłeś zaskoczony. O mały włos nie upadłeś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
  - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałeś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałeś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałeś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałeś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnąłeś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałeś na niego. Oparł się o drzewo. Podszedłeś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałeś co masz w tej chwili robić.
Zacząłeś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłeś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałeś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałeś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłeś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałeś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiał zmierzyć się sam.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Zagubieni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini


  - Jesteś skrajnie nieodpowiedzialny! Mogłeś zostać porwany! Zabity! Albo sprzedany! Co ty tam w ogóle robiłeś?! Albo nie! Nie chcę wiedzieć! Jeśli jeszcze raz to zrobisz... - dalej już nie słuchałeś. Asgore krzyczał już tak z półgodziny. Nigdy przedtem nie widziałeś go tak wkurzonego. Gdybyś miał uczucia pewnie byś tego żałował. Przepraszał za swoje zachowania. Szukał poparcia u Toriel, która pewnie starałaby się udobruchać Asgora i Asriela, który nie omieszkał powiedzieć o twoim dziwnym zachowaniu. Jedyne co robiłeś w tej chwili to słuchałeś ich z opuszczoną głową.
Nie wiedziałeś co powiedzieć. A raczej co mogłeś im powiedzieć. W tej sytuacji mają dość zmartwień. Nie możesz dostarczać im kolejnych problemów. Wolałeś przeczekać gniew swego ojca.
   - I co? - dodał już normalnym głosem król. - Nie masz mi nic do powiedzenia?
   - Przepraszam, ojcze - powiedziałeś dalej na niego nie patrząc. Chciałeś jak najbardziej załagodzić sprawę. A mówienie do Asgora ojcze, może zadziałać.
Po usłyszeniu tego król przez dobrą chwilę milczał. Potem usłyszałeś kroki i szepty. Chyba Toriel mówiła coś Asgorowi, ale nie byłeś pewny. Uznałeś, że podnoszenie głowy będzie złym pomysłem.
Usłyszałeś ciężkie westchnięcie.
   - Masz zająć się przygotowania mi balu, a Asriel nie będzie spuszczał z ciebie oka. W nocy straż będzie pilnować twojej komnaty - oznajmił Asgore.

Wcześniej myślałeś, że byłoby to niemożliwe, aby Asriel stał się bardziej natarczywy. On oraz dwóch strażników nie odstępowali cię na krok. Miałeś poważny problem jak skontaktować się z Sansem, tak aby nikt się nie zorientował. Nie chciałeś z nim kolejnej kłótni.
Musiałeś coś wymyślić.
Jedyne co ci przyszło na myśl to poproszenie o pomoc Alphys. Na szczęście Asriel został wezwany, więc ze strażnikami powinno być łatwiej.

   - Moglibyście wyjść? - zapytałeś strażników.
   - Niestety, księże, dostaliśmy rozkazy od samego króla. Nie możemy zostawić cię samego - odrzekł strażnik.
   - Oh! Dajcie spokój! Chyba nie chcecie, aby król się dowiedział, że widzieliście księcia nagiego? - krzyknęła obudzona Alphys.
    - Nago? - zapytali obaj strażnicy równocześnie. Oboje lekko zdezorientowani i zaskoczeni. Chyba trafiła ci się jedna strażniczka sądząc po głosie.
   - A myślicie, że jak wygląda badanie? Myślicie, że te okulary pozwalają mi prześwietlać ubrania? - zapytała ironicznie, dotykając swoich okularów.
Po tych słowach speszeni strażnicy, wyszli z pomieszczenia.
   - Niezła wymówka - przyznałeś.
   - Nie ma za co - uśmiechnęła się. - Co cię do mnie sprowadza?
   - Jak szybko przyrządzisz eliksir nasenny? - zapytałeś.
   - Na... - zaczęła, odwracając się od ciebie. Wzięła z półki jakiś flakonik, a potem położyła go przed tobą. - wczoraj. Chcesz uśpić strażników?
   - Tylko na kilka godzin. Muszę porozmawiać z Sansem - oznajmiłeś. - Dasz radę im to jakoś podrzucić?
   - Jasne. Mam znajomą w kuchni. Zrobi wszystko, bo ma u mnie dług - powiedziała jaszczurzyca, machnąwszy ręką. - Nie wygada się, bo z alchemikiem się nie zadziera - Mrugnęła do ciebie.
Powinieneś cieszyć się, że Alphys ci pomaga, ale wiedziałeś, że nie chciałbyś się jej narazić.

Plan twój i Alphys się powiódł. Mogłeś spokojnie opuścić swój pokój, uważając na śpiących na ziemi żołnierzy. Udałeś się w stronę ogrodu. Miałeś nadzieję, że Sans nie opuścił jeszcze zamku.  

Znalazłeś go śpiącego pod drzewem. Zrozumiałeś, że miał kolejny napad. Jedyne co pozostało ci to czekać. Nie możesz teraz odejść. To może być wasza jedyna szansa, aby porozmawiać. I tak masz dużo czasu. Strażnicy mają spać do rana. A była dopiero północ.
Sans obudził się po jakieś godzinie. Spojrzał na ciebie zaskoczony, a potem rozejrzał się.
  - Kurwa - zaczął mamrotać pod nosem, a potem walnął z pięści w ziemię.
  - O co chodzi? - Nie bardzo rozumiałeś jego reakcję.
   - To trwało prawie cały dzień - powiedział z ponura miną.
   - Damy radę - powiedziałeś, dotykając jego ramienia. - Chodźmy poszukać tego kwiatu
  - Teraz?
   - Później może być coraz gorzej - odrzekłeś, wstając.

Powoli nastawał ranek. Słońce podnosiło się znad horyzontu, zwiastując początek kolejnego dnia i zapowiedź kolejnych kłopotów. Wiedziałeś już, że strażnicy obudzili się. Pewnie sprawdzili już twoją komnatę albo zrobią to lada chwila. Straż zacznie cię szukać. Ciekawe jak długo zajmie im znalezienie ciebie. Musieliście się pośpieszyć i znaleźć tę cholerną polanę.

Błąkaliście się po lesie całą noc oraz większość dnia. Oboje stawaliście się coraz bardziej sfrustrowani. Nie tylko przez zmęczenie, ból nóg, ale i głód. Od wczorajszego wieczoru nic nie jadłeś. A co dopiero Sans. Od chyba nie jadł nic od wczorajszego śniadania. Ale powiedział, że o dziwo, nie jest tak głodny jakby przypuszczał.
Jednak, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, wasze zdenerwowanie sięgnęło zenitu.
   - Cholera! Zgubiliśmy się! - przyznałeś w końcu, rozpościerając bezradnie ręce.
   - Musimy coś wymyślić - powiedział Sans.
Nie wiedziałeś co zrobić.
Nie wiedziałeś co masz czuć.
Nie wiedziałeś nic.
Tkwiłeś w martwym punkcie.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Ciężkie dni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

- Wstawaj! - usłyszałeś nad sobą jakiś męski głos. Gwałtownie zerwałeś się z łóżka, prawie z niego spadając. Przez to pojawiły ci się mroczki przed oczami. Chwilę zajęło ci zidentyfikowanie osoby, krzątającej się po twoim pokoju. - Mamy dzisiaj sporo roboty!
  - Asriel? - zapytałeś, odzyskując władzę w oczach. - Co ty tu robisz?
  - Ostatnio omijałeś zajęcia oraz przygotowania do urodzin - powiedział, dalej chodząc po twoim pokoju. - To twoje osiemnaste urodziny oraz oficjalna koronacja na księcia! - dodał, wyjmując z szafy kilka koszul. - Ubierz się i zacznij na poważnie traktować swoją rolę - Rzucił na ciebie masę ubrań.
Miałeś przeczucie, że to nie będzie łatwy dzień.

I miałeś rację. Asriel nie dał ci nawet chwili wytchnienia. Naprawdę wziął twoje przygotowania na poważnie.
Od rana ostatnie przymiarki garnituru. Krawcowa z dumą oświadczyła, że twój garnitur jest gotowy. Przejrzałeś się w lustrze. Czarny jedwabny garnitur ze złotymi guzikami.
Jednak Asriel szybko wyrwał cię z zachwytu.
  - Koniec tej zabawy, czas na twoje lekcje tańca - odrzekł Asriel, wychodząc. Westchnąłeś ciężko. Gdy tylko wyszedł, zrzuciłeś garnitur.

Kolejne lekcje tańca. Tym razem tańczyłeś z jakąś byłąuczennicą twojego nauczyciela. Tańczyłeś jak wcześniej. Chociaż wedłlug nauczyciela poprawiłeś się. 
 Ledwo co stałeś, tak miałeś zmęczone nogi. Do tego bolały cię jeszcze plecy.
  - Wiesz, że jesteś okropny - powiedziałeś do księcia, gdy zmierzaliście w stronę sali balowej obejrzeć dekoracje.
  - Nie okropny, a odpowiedzialny. W przeciwieństwie do ciebie - odrzekł poważnie Asriel, otwierając drzwi. - Skoro ty nie potrafisz zająć się przygotowaniami, to ktoś musi.
Weszliście do sali balowej.

Twój dzień nie byłby tak okropny, gdyby nie to, że Asriel zachowywał się jak twój cień. Nie odstępował cię na krok. Niestety nie udało ci się spotkać z Sansem. Wróciłeś do pokoju późnym wieczorem. Byłeś tak zmęczona, że od razu rzuciłeś się na łóżko, nie zważając na swój strój. Szybko oddałeś się w objęcia Morfeusza.

Kolejny dzień wyglądał podobnie albo był nawet bardziej wyczerpujący.
Jednak tej nocy nie dane było ci zasnąć.
Obudziło cię delikatne pukanie. Ale to nie były drzwi. To było coś innego. Wstałeś lekko zdezorientowany. Sięgnąłeś po świecę na szafce nocnej oraz zapałki.
Zapaliłeś świeczkę, rozglądając się po pokoju.
Znowu usłyszałeś dziwne pukanie, a raczej stukanie. O szkło?
Powoli podszedłeś do okna. Otworzyłeś je, a potem...
Dostałeś czymś twardym w czoło.
   - Ała! - krzyknąłeś, cofając się. Pomasowałeś obolałe miejsce, podchodząc do szyby. Wychyliłeś się przez okno. Twoja sypialnia znajdowała się na drugim piętrze od strony ogrodu.
Ujrzałeś słabe światło z dołu. Znany ci szkielet stał na dole. Machał do ciebie, że masz zejść.
Odszedłeś od okna, po drodze wziąłeś szlafrok.

  - Odbija ci?! - powiedziałeś do niego. Niby nie mogłeś się wściec, ale wiedziałeś, że to co zrobił było skrajnie nieodpowiedzialne. Mógł was narazić na niebezpieczeństwo. - A co jakby zauważyłby to ktoś inny? Pomyślałeś?
  - Wiesz najwyżej powiedziałbym służącemu, żeby poprosił mojego przeklętego współtowarzysza, księcia - powiedział ironicznie. - Aby wreszcie raczyła ruszyć swój... 
  - Nawet nie waż się kończyć! - ostrzegłeś go. Nie posiadasz uczuć, ale nie pozwolisz się obrażać. Powinieneś w tej chwili być wściekły. Chciałeś się tak czuć.
   - Zapomniałem. Przecież jesteś księciem - powiedział, kłaniając się. - Przecież tobie należy się szacunek - kontynuował ironicznie. - Całe królestwo może stracić uczucia, ale ciebie nie wolno nawet urazić! Albo jakoś upomnieć! - dokończył sugestywnie podnosząc ręce do nieba.
   -  Serio myślisz, że to takie proste być księciem? Wiesz, ile mam obowiązków, których nie mogę zaniedbać?  - Nawet nie wiesz, dlaczego to mówisz. Wiedźma mówiła, że nie możesz kochać, a reszta uczuć jest po części uśpiona. Coś po prostu kazało ci krzyczeć. Czyżby wściekłość, jaką powinieneś czuć i jaką może czujesz, jest aż tak silna?
    - Nie wiedziałem, że tak ciężko jest znosić miłość jaką cię wszyscy otoczyli - powiedział kpiąco. - To wszystko jest przez ciebie! Nie potrafiłaś przejrzeć na oczy! A teraz ja cierpię! Nie potrafisz wziąć odpowiedzialności za to co zrobiłeś!
Nie jesteś pewny, ile się tak kłóciliście, ale przestaliście zważać na wasze otoczenie. Nie szeptaliście już, tylko krzyczeliście. Jedno głośniej od drugiego.
Ostudziło was dopiero słabe światło na końcu korytarza oraz zbliżające się kroki.
Oboje stanęliście jak wryci przez chwilę, wpatrując się w cienie przed wami. Dopiero, gdy Sans chwycił cię za ramię. Oprzytomniałeś. Poczułeś jak mocno bije twoje serce. Nie bałeś się, chociaż adrenalina krążyła w twoich żyłach. Odruch organizmu.
Otworzyłeś najbliższe drzwi, wpychając Sansa do środka.
W ostatniej chwili. Potem zobaczyłeś światło pod drzwiami oraz dwa cienie.
  - Książe, jesteś pewien, że coś słyszałeś? - zapytał męski głos. Chyba jakiś strażnik, ale nie byłeś pewny.
   - Oczywiście - odparł Asriel. - Ktoś się z kimś kłócił. Jestem tego pewien
   - Może to jacyś służący, książę? - odparł strażnik.
   - Może - odparł. Tylko brzmiał trochę inaczej. Jakby był zamyślony. - Upomnij służących, żeby rozwiązywali swoje sprawy po za pałacem.
Po tych słowach kroki zaczęły się oddalać, aż w końcu ucichły.
Byliście bezpieczni.
Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy. Zdawała się przenikać was. Dobijała i nie pozwalała zapomnieć o waszej kłótni.
Padło wiele słów. Prawdziwych. Ostrych.
Westchnęłaś ciężko.
   - Dlaczego tu przyszedłeś? - zapytałeś, przerywając milczenie. - Bo raczej nie dla kłótni.
   - Usłyszałem o jakimś kwiecie, który może uzdrowić wszystkie urazy czy klątwy - odpowiedział Sans, nawet na ciebie nie patrząc. - Tylko jest jeden problem.
   - Jaki? - zapytałeś niepewna o co mu chodzi. Jednak fragment o magicznym kwiatku cię zaciekawił.
   - Osoba, która coś wie przesiaduje w barze i... - przerwał. Zachowywał się dziwnie. Zdawał się mieć problem z powiedzeniem kolejnych słów.
   - I?
   - On chce pieniędzy za informacje - oznajmił.
   - Ile? - zapytałeś prosto z mostu. Nie ważne, ile by chciał. Ty zapłacisz. Każda informacja dotycząca zdjęcia klątwy jest na wagę złota. Dosłownie. 
Ogrodnik spojrzał na ciebie zaskoczony. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Gdy spostrzegł, że czekasz na jego odpowiedź, wrócił do normalności.
   - 20 000 gold - odparł.
   - Zdobędę je, ale bierzesz mnie ze sobą - oznajmiłeś. Sans nawet nie zaprzeczył, chyba obawiał się, że możesz odmówić zapłacić.


Umówiłeś się z Sansem na kolejny dzień. Mieliście spotkać się przy bocznym wyjściu z ogrodu.
Ale przed tobą zapowiadał się kolejny długi dzień z Asrielem. Lekcje tańca. Nadzorowanie przygotowań. Lekcje etykiety. Nie mogłeś nawet znaleźć czasu dla siebie.
Twój brat na każdym kroku przypominał ci też o koronacji. Mówił o obowiązku. Twojej powinności jako księcia. Powoli zaczynało cię to denerwować, ale nie mogłeś nic na to poradzić.

Gdy nastała noc spotkałeś się w umówionym miejscu ze swoim towarzyszem.
Żadne z was nie odezwało się. Po prostu milczeliście. Jakoś nikt z was nie miał odwagi zacząć rozmowy. Ty nie wiedziałeś jak, a on mógł bać się twojej reakcji. Nie posiadasz uczuć. Można spodziewać się po tobie wszystkiego. Nie dziwiłeś mu się.
W tej sytuacji milczenie było chyba najlepszą opcją dla waszej dwójki, przynajmniej tak uważałeś.

  - Witaj, Sansiku! - powiedział psi potwór. Szkielet wzdrygnął się na to przezwisko. Nie dziwisz mu się. To naprawdę brzmi okropnie. Równie okropnie jak ten potwór, z którym przyszło wam rozmawiać. Niemiłosiernie cuchnął alkoholem, aż cię od tego mdliło. - Kim jest twój zakapturzony towarzysz?
   - Nie o tym mieliśmy rozmawiać, Spike - odparł poważnie Sans, siadając naprzeciwko potwora. Poszedłeś w jego ślady.
   - Stary, spokojnie - odparł pies potwór, podnosząc ręce w geście obronnym. - Może piwko dla rozluźnienia atmosfery? - Zapytał, ale po minie Sansa wniósł, że to nie czas na żarty. - Dobra, coś ty taki sztywny? - powiedział pies, odstawiając piwo. Jego postura zmieniła się diametralnie. Wyprostował się, a z jego oczu nie patrzyło już tak głupkowato jak wcześniej. Jedno wiesz na pewno. Nie chciałbyś natrafić na tego mężczyznę sam. - Przejdźmy do interesów. Daj pieniądze.
   - Pierwsza połowa teraz, druga po tym jak zweryfikujemy twoje informacje - odparł Sans, kładąc woreczek z złotem na stół. Spike wziął je, a następnie otworzył, jakby chciał się upewnić, że nie kłamiemy.
   - Nieufny jak zawsze - powiedział pies potwór, chowając pieniądze do kieszeni. - Nic się nie zmieniłeś. 
To było coś co cię zaciekawiło. Kim Sans był wcześniej, zanim zaczął pracę jako ogrodnik? Gdzie mieszkał zanim przeprowadził się tu cztery lata temu?
Niestety nie poznasz odpowiedzi na te pytania.
     - Skończ już te gierki i gadaj o tym kwiecie - warknął Sans.
Po tych słowach Spike, zaczął opowiadać. W lesie na polanie na zachód od zamku rośną złote jaskry. Wśród nich jest jeden inny niż reszta. Podobno potrafi uleczyć każdą dolegliwość. Ale nie wolno się pomylić. Jeśli zerwie się nie ten kwiat, grozi to śmiercią.
Po tym jak Spike skończył opowiadać, spojrzeliście po sobie z Sansem. Musieliście spróbować. Zostało wam naprawdę niewiele czasu.
     - Oddam ci resztę jak znajdziemy ten kwiatek - powiedział Sans, wstając.
Uczyniłeś to samo co on. Jednak Spike chwycił cię mocno za nadgarstek.
     - A może jednak załatwimy to inaczej. - powiedział pies potwór, szczerząc swoje kły. - Myślałeś, że nie poznam zapachu człowieka. A przecież obaj wiemy kim jest jedyny człowiek w tym królestwie? - dokończył.
    - Puszczaj go albo mnie popamiętasz - wycedził przez zęby szkielet. Jego prawe oko zabłysło niebieskim płomieniem. Nie wiedziałaś co to oznacza, ale byłeś w niezłych tarapatach.
    - Jeszcze zobaczymy - odrzekł do Sansa, a następnie spojrzał na salę. - Hej! Patrzcie kto nas zaszczycił swoją obecnością! - krzyknął podnosząc cię za rękę do góry. Był od ciebie sporo wyższy. Bez problemu podniósł się ponad siedzących, przy okazji zdejmując kaptur.
Po sali przebiegły stłumione szepty, które szybko przerodziły się w krzyki.
    - Księże!
    - Co on tu robi?
    - Złapmy go dla okupu!
    - Zawołajmy strażników!
Potwory przekrzykiwały się, a potem wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Niektóre potwory chciały ci pomóc. Komuś nawet udało się wybiec. Tylko nie byłaś pewny czy uciekł, czy pobiegł powiadomić straże. Inne potwory zapragnęły pieniędzy. Chcieli dorwać cię dla okupu. Bili się między sobą. Zaczęli nawet rzucać naczyniami, a niektórzy krzesłami.
W tym rozgardiaszu Sans stał naprzeciw ciebie, a Spike dalej trzymał cię w górze. Zadziałałeś instynktownie. Chwyciłeś obiema rękoma nadgarstek psa, który cię trzymał. Podciągnąłeś nogi, a potem kopnąłeś w brzuch potwora. Puścił cię. Uderzyłeś o ziemię, ale na szczęście nic ci się nie stało. 
   - Wstawaj, szybko! - powiedział do ciebie Sans, chwytając cię pod ramię. Wstałeś. Chcieliście jak najszybciej udać się w stronę wyjścia, póki reszta była zajęta sobą. - Tędy! Za barem jest tylne wyjście! - dodał szkielet, ciągnąc cię w tamtą stronę.
    - Straż! Wszyscy na ziemię! - rozległ się donośny znajomy ci głos. Odwróciłeś się w stronę drzwi.
W progu stała Undyne w swoim hełmie. Wyglądała w nim naprawdę przerażająco. Stała ze swoimi najlepszymi ludźmi, więc nie było dziwne, że obok niej stał wysoki szkielet. Poznałeś Papyrusa po jego pomarańczowej chuście. Nosił ją zawsze.
A obok nich stał Asriel. Miał lekką zbroję z runą na piersi. Nikt nie odważyłby się go zaatakować.
Wiedziałeś, że nie ważne co zrobisz jesteś już w poważnych tarapatach. Ale nie mogłeś wmieszać w to Sansa. Tobie może jeszcze uda się jakoś z tego wywinąć, lecz jemu?
Nie chciałeś nawet o tym myśleć. Zostało ci tylko jedno. Staliście obok tylnych drzwi. Jeśli strażnicy cię znajdą on będzie bezpieczny.
   - Uciekaj - powiedziałeś, wypychając go na dwór. Szkielet oniemiał. Zbyt zaskoczony, aby cokolwiek zrobić. Gdy już był na zewnątrz, zamknąłeś drzwi i zasunąłeś rygiel.
A potem?
Pierwsza zauważyła cię Undyne, która, gdy tylko do ciebie dotarła nie omieszkała cię zbesztać. A czekało cię jeszcze kazanie od króla Asgora. Jednak był środek nocy. Król zadecydował, że ukarze cię z samego rana.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Trzy dni czekania

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałeś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałeś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałeś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń została Toriel. Nie była z tego zbytnio zadowolona. Gdybyś mógł to byś jej współczuł. Co chwila deptałeś ją po nogach.
Po piątym razie powiedziała, że kapituluje. Jej łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Twoja matka zrezygnowała z bycia twoim partnerem do tańca. Kazała znaleźć ci partnerkę.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki garnituru. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdy krzywo przyszyty kuzik. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałeś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla.
Nie uległeś. Nie udało mu się nawet przekonać się na kompromis. Byłeś nieugięty. Może trochę nazbyt oschły. Zostałeś przy wcześniej ustalonym cieście wiśniowym.
Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałeś też dużo czasu wolnego.
Jakoś nie widziałeś potrzeby, aby spędzać go z Sansem. Spędzałeś z nim czas, jeśli to było konieczne, ale teraz tego nie widziałeś. Wolałeś szukać innych rozwiązań, gdyby plan z eliksirem się nie powiódł. Przezorny zawsze ubezpieczony jak lubił mawiać Asriel.
Prawie całe dnie przesiadywałeś nad księgami. Od klątw po ziołolecznictwo. Dowiedziałeś się bardzo wiele, jednak to była wiedza nie przydatna dla ciebie. Żadna z ksiąg nie posiadała odpowiedzi na twoje pytanie.
Jak pozbyć się klątwy?
Asriel odwiedzał cię. Miałeś wrażenie, że trochę się o ciebie martwił. Pytał cię, czy coś się stało. Z dnia na dzień stałeś się dla niego chłodny. Zdystansowany.
Odprawiłeś go, mówiąc, że chcesz nadrobić zaległości. Musisz brać na poważnie swoją rolę. Z lekkim zdziwieniem i niepokojem uwierzył ci. Zostawił cię w spokoju.

Zająłeś się przygotowaniami do urodzin, które poprawiły humor Toriel. Nawet Asriel zdziwił się, że nagle stałeś się taki spokojny. Na szczęście uznał to za przejaw dojrzałości. Jednak chyba zaczynał mieć podejrzenia. Nie byłeś tylko pewny, jakie?
...
Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułeś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinieneś. Jakoś klątwa nie była zabawna. Chciałeś już coś powiedzieć na ten temat, jednak się powstrzymałeś. To jednak Alphys przygotowała wam eliksir. Nie mogłeś być niewdzięczny. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłeś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałeś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłeś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
 - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłeś to samo.
Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułeś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałeś być dzielny.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłeś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Chyba pierwszy raz się w czymś zgadzamy - oparłeś również, odpychając kielich. Miałeś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiał pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłeś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałeś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinieneś się teraz bać, jeśli miałbyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk? - Nie bardzo wiedziałeś, czego masz się teraz spodziewać.
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księcia.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałeś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys. Uznałeś to za lekkomyślne. A co jakby cię przez przypadek skrzywdziła? Już miałeś jej wygarnąć, jej lekkomyślność i nierozwagę.
  - A znaki? - powiedział Sans.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sam też poszedłeś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłeś listki od róży.
Westchnąłeś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Trzy dni czekania

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałeś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałeś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałeś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń została Toriel. Nie była z tego zbytnio zadowolona. Gdybyś mógł to byś jej współczuł. Co chwila deptałeś ją po nogach.
Po piątym razie powiedziała, że kapituluje. Jej łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Twoja matka zrezygnowała z bycia twoim partnerem do tańca. Kazała znaleźć ci partnerkę.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki garnituru. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdy krzywo przyszyty kuzik. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałeś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla. Udało wam się dojść do względnego porozumienia. Zostanie przyrządzone ciasto ze ślimaków dla Asgora, a dla ciebie ciasto czekoladowe.
Asgore obiecał, że to załatwi. Musiałeś przyznać, że całkiem nieźle poszły te targi z twoim ojcem. Prawie udało mu się z tobą wygrać.
Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałeś też dużo czasu wolnego.
Dwa może trzy razy trafiłeś do królewskich ogrodów, aby spędzać czas z Sansem. Chociaż nie przeszkadzało ci samotne przechadzanie się po zamku czy czytanie książek. Szperałeś też trochę w bibliotece, szukając innych wskazówek dotyczących waszych klątw. Ale nic nie znalazłeś.
Szkielet oprowadził cię po kilku ciekawych zakamarkach w ogrodzie.
Rozmawialiście o wszystkim i o niczym. Po prostu zabijaliście jakoś czas do spotkania z Alphys. Czasami rozmawialiście o kwiatach, jednak ty nic o nich nie wiedziałeś, więc rozmowa zbytnio się nie kleiła. Jednak potrafiliście z tego wybrnąć zmieniając temat.
Opowiadał ci o kwiatach. O błękitnych niezapominajkach. O narcyzach. O różach. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałeś.
Nie wiedziałeś czemu ceniłeś czas spędzony z ogrodnikiem. Może dlatego, że tylko on mógł zrozumieć twoją klątwę? Może to, że przed nim nie musiałeś udawać?
Wasza relacja poprawiła się i nie byliście dla siebie tylko panem i sługą. Jednak nie mogliście się też nazwać przyjaciółmi. Wolałeś określenie koledzy. Było dla was trafniejsze.
Ale wspieraliście się nawzajem.
Nie mogliście pozwolić, aby ktoś jeszcze dowiedział się o waszej klątwie. Niestety nie zawsze mogłeś być przy Sansie, gdy miał atak. Jakoś udawało mu się wybrnąć, ale tylko dzięki twojemu poparciu przy głównym ogrodniku.

Te trzy dni minęły wam w naprawdę miłej atmosferze. Zająłeś się przygotowaniami do urodzin, które poprawiły humor Toriel. Pomagałęś też czasami Sansowi oraz przesiadywałeś w bibliotece.
Nawet Asriel zdziwił się, że nagle stałeś się taki spokojny. Na szczęście uznał to za przejaw dojrzałości.
...
Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułeś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinieneś. Jakoś klątwa nie była zabawna. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłeś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałeś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłeś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
  - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłeś to samo.
 Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułeś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałeś być dzielny.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłeś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Zgadzam się z tobą - oparłeś również odpychając kielich. Miałeś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiał pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłeś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałeś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinieneś się teraz bać, jeśli miałbyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk?
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księcia.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałeś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys.
Spojrzałeś ponownie na Sansa. Chyba oboje wpadliście na ten sam pomysł.
  - Znaki - powiedzieliście niemal równocześnie.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sam też poszedłeś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłeś listki od róży.
Westchnąłeś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Trzy dni czekania

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałeś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałeś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałeś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń została Toriel. Nie była z tego zbytnio zadowolona. Gdybyś mógł to byś jej współczuł. Co chwila deptałeś ją po nogach.
Po piątym razie powiedziała, że kapituluje. Jej łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Twoja matka zrezygnowała z bycia twoim partnerem do tańca. Kazała znaleźć ci partnerkę.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki garnituru. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdy krzywo przyszyty kuzik. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałeś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla. Udało wam się dojść do względnego porozumienia. Zostanie przyrządzone ciasto cynamonowe, ale przez Toriel.
Asgore obiecał, że to załatwi. Musiałeś przyznać, że całkiem nieźle poszły te targi z twoim ojcem. Szczerze, to uważasz, że to ty lepiej wyszedłeś na tym. Ale to tylko twoja opinia.
Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałeś też dużo czasu wolnego.
Jakoś często trafiałeś do królewskich ogrodów. Wolałeś spędzać czas z Sansem niż siedzieć sam w pokoju.
Szkielet często oprowadzał cię po różnych zakamarkach ogrodu. Opowiadał ci o kwiatach. O błękitnych niezapominajkach. O narcyzach. O różach. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałeś i rzeczywiście cię to ciekawiło.
Jakoś tak wolałaś patrzeć na niego jak z zapałem mówi o różnych roślinach. Miał w oczach ten zapał oraz pasję.
Nie wiedziałeś czemu wolałeś być z nim. Może dlatego, że tylko on mógł zrozumieć twoją klątwę? Może to, że przed nim nie musiałeś udawać?
Nie potrafiłeś na to odpowiedzieć. I jakoś nieszczególnie szukałeś na to odpowiedzi.
Lecz nie tylko na tym mijał wam czas.
Byłeś dla Sansa pomocny w wielu sprawach. Wspierałeś go psychicznie w jego uciążliwej klątwie. Napady snu stawały się coraz bardziej uporczywe. Jego napady stawały się dłuższe oraz częstsze. Niektóre potrafiły trwać nawet godzinę albo i dłużej.
Wtedy do akcji wkraczałeś ty. Pilnowałeś, aby nie zrobił sobie krzywdy, gdy nagle mdlał. Sadowiłeś go na ławce albo opierałeś o drzewo. Czekałeś, aż się obudzi. Byłeś też jego alibi.
Zawsze mógł powiedzieć, że towarzyszył księciu w jej codziennym spacerze. Ta wymówka natychmiast działała na wszystkich.

Te trzy dni minęły wam w naprawdę miłej atmosferze. Twoja pomoc okazała się nieodzowna dla Sansa. A ty mogłeś przy nim odpocząć. Czułeś... dalej nic.
Ale tak jakoś wiedziałeś, że lepiej żebyś spędzał czas z Sansem niż samotnie.

Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułeś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinieneś. Jakoś klątwa nie była zabawna. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłeś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałeś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłeś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
  - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłeś to samo.
 Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułeś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałeś być dzielny.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłeś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Zgadzam się z tobą - oparłeś również odpychając kielich. Miałeś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiał pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłeś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałeś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinieneś się teraz bać, jeśli miałbyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk?
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księcia.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałeś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys.
Spojrzałeś ponownie na Sansa. Chyba oboje wpadliście na ten sam pomysł.
  - Znaki - powiedzieliście niemal równocześnie.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sam też poszedłeś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłeś listki od róży.
Westchnąłeś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Wina Sansa

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Gdy tylko zniknęliście z pola widzenia Asriela, zmieniliście kierunek na królewskie piwnice.
Oboje szliście w milczeniu. Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy, jednak nie potrafiłeś długo tak wytrzymać. Musiałeś coś powiedzieć. Nie mogłeś tego tak zostawić.
  - Dlaczego mnie nie ostrzegłeś? - zapytałeś. Przecież Sans widział księcia z daleka. Mógł cię ostrzec. Miał na to czas.
  - Nie było jak! - krzyknął, podnosząc ręce w geście obronnym.
  - To twoja wina, że nasz nakrył - powiedziałeś w końcu. Myślałeś, że masz rację.
Resztę drogi minęliście, kłócąc się. Przerzucaliście jeden na drugiego winę. Zamilkliście dopiero pod drzwiami sali alchemicznej.

  - Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałeś. - Myślałem, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
 - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Niczyja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Gdy tylko zniknęliście z pola widzenia Asriela, zmieniliście kierunek na królewskie piwnice.
Oboje szliście w milczeniu. Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy, jednak nie potrafiłeś długo tak wytrzymać. Musiałeś coś powiedzieć. Nie mogłeś tego tak zostawić.
  - Nie wiem, co ci powiedział Asriel, ale przepraszam - zacząłeś. - Nie powinienem był cię tak narażać. Mi nic nie zrobią, ale ty możesz str...
  - Hej, spokojnie - przerwał ci Sans, uśmiechając się pokrzepiająco. - Przyzwyczaiłem się do rugania mnie za lenistwo. Mój brat robi mi takie wykłady codziennie. Jeden więcej nic nie zmieni - odparł.
  - Chyba masz rację. I tak Az nie powie nic królowej, nie ma powodu - odparłeś bardziej pewny siebie.
Gdybyś coś czuł to teraz byłbyś uradowany. Sans nie jest zły na ciebie i jakoś poczułeś ulgę, jeśli mogłeś tak powiedzieć.

  - Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałeś. - Myślałem, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać



Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Przeproś

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Jednak to dziwne przeczucie wygrało.
Nagle się zatrzymałeś. Sans odwrócił się w twoją stronę lekko zaskoczony.
  - O co chodzi? - zapytał, bacznie cię obserwując.
  - Chciałbym, żeby między nami nie było jakiś nieporozumień - zacząłeś. Widać zaciekawiłeś go tym. - Mimo, że nie mogę nic czuć w tej chwili, to nie chcę cię przez przypadek urazić. - dokończyłeś, czekając na jego reakcję. Chwilę patrzył na ciebie, jakby myślał nad odpowiednimi słowami.
  -  To dobrze, że mówisz - odparł. - Myślałem, że w ogóle nie interesuje cię, co się ze mną stanie. Czuję się trochę lepiej - dodał z delikatnym uśmiechem.
Musiałeś przyznać, że bez uczuć mogłeś rzeczywiście gorzej traktować osoby ze swojego otoczenia. Powinieneś zastanowić się nad tym jak zachowujesz się w towarzystwie innych. Nie chcesz, aby ktoś opacznie to zrozumiał.
Rozstałeś się z Sansem na korytarzu. On zmierzał w stronę koszar, gdzie Undyne przeprowadzała musztrę. Natomiast ty udałeś się do królewskiej sypialni. Twoim zadaniem było zdobycie włosa Asgore. Potem mieliście spotkać się u Alphys.

Stałeś pod jego sypialnią. Wiele razy już tam byłeś. Asgore często pokazywał ci swoją kolekcję książek.
Nikt nie powinien tu teraz przychodzić, pomyślałeś, dodając sobie otuchy. A po chwili otworzyłeś drzwi.
Chciałeś to załatwić jak najszybciej. Nie chciałeś, aby ktoś cię złapał. Prędko udałeś się w stronę komody Asgora, gdzie leżała jego szczotka. Nie było problemu w zdobyciu włosa. Było ich tam dużo. Wziąłeś jeden i schowałeś do kieszeni.
Po wykonanym zadaniu, udałaś się w stronę drzwi.
   - A ty co tu robisz? Nie powinnaś być na zajęciach? - zapytał zdziwiony książę.
   - Ja szukałam... spinek do mankietów taty - zająknąłeś się. Nie zabrzmiało to przekonująco. Ale Az nie miał powodu ci nie ufać. - A ty?
  - Ojca, miałem mu coś przekazać - powiedział, przesuwając się. Wyszedłeś z pomieszczenia - Widziałeś go gdzieś?
 - Niestety nie - przerwałeś swojemu przyrodniemu bratu. -  A teraz przepraszam, muszę już iść - powiedziałeś, odwracając się od brata.
  - Tylko pamiętaj, aby pojawić się jutro na zajęciach! - krzyknął za tobą brat.

Sansa spotkałeś w piwnicach. Jego misja również się powiodła. Pogratulowałeś mu, a on w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnął.


- Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałeś. - Myślałem, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.



Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Zignoruj

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Postanowiłeś zignorować to odczucie. Uznałeś, że tylko ci się wydaje. Przecież nie mogłeś nic poczuć.
Musiałeś przyznać, że bez uczuć mogłeś rzeczywiście gorzej traktować osoby ze swojego otoczenia.
Ale Sans wiedział, że to wina twojej klątwy, a nie ciebie samego. Powinien w pełni rozumieć twoje stoickie reakcje.
Rozstałeś się z Sansem na korytarzu. On zmierzał w stronę koszar, gdzie Undyne przeprowadzała musztrę. Natomiast ty udałeś się do królewskiej sypialni. Twoim zadaniem było zdobycie włosa Asgore. Potem mieliście spotkać się u Alphys.

Stałeś pod jego sypialnią. Wiele razy już tam byłeś. Asgore często pokazywał ci swoją kolekcję książek.
Nikt nie powinien tu teraz przychodzić, pomyślałeś dodając sobie otuchy. A po chwili otworzyłeś drzwi.
Chciałeś to załatwić jak najszybciej. Nie chciałeś, aby ktoś cię złapał. Prędko udałeś się w stronę komody Asgora, gdzie leżała jego szczotka. Nie było problemu w zdobyciu włosa. Było ich tam dużo. Wziąłeś jeden i schowałeś do kieszeni.
Po wykonanym zadaniu, udałeś się w stronę drzwi.
   - A ty co tu robisz? Nie powinieneś być na zajęciach? - zapytał zdziwiony książę.
   - Ja szukałam... spinek do mankietu taty - zająknąłeś się. Nie zabrzmiało to przekonująco. Ale Az nie miał powodu ci nie ufać. - A ty?
  - Ojca, miałem mu coś przekazać - powiedział, przesuwając się. Wyszedłeś z pomieszczenia - Widziałeś go gdzieś?
 - Niestety nie - przerwałeś swojemu przyrodniemu bratu. -  A teraz przepraszam, muszę już iść - powiedziałeś, odwracając się od brata.
  - Tylko pamiętaj, aby pojawić się jutro na zajęciach! - krzyknął za tobą brat.

Sansa spotkałeś w piwnicach. Jego misja również się powiodła.  Jakoś żadne z was nie kwapiło się, aby pogratulować sobie nawzajem. Uznałeś to za zbyteczne.

- Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałeś. - Myślałem, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Osobno

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje z Sansem zwątpiliście, gdy Alphys wręczyła wam karteczkę. Próbowaliście zaprzeczyć, lecz alchemiczka była na to zbyt mądra.
  - Musicie dostarczyć mi te składniki - wskazała na karteczkę, którą trzymałeś w dłoni. Przyjrzałeś się jej. Musiałeś się nieźle natrudzić, aby rozczytać jej pismo.
  - Łuska potwora z otchłani, siwy włos mędrca i kamień miłości? - odczytałeś je na głos, upewniając się, że wszystko dobrze odczytałeś.
Jaszczurzyca przytaknęła, radośnie klaszcząc w dłonie.
  - Przynieście mi je jak najszybciej - oznajmiła, wypychając was za drzwi – A teraz sio! Mam dużo roboty!
Po tych słowach usłyszeliście tylko trzask drzwi. Lekko zdezorientowani, spojrzeliście po sobie.
  - I co teraz? - zapytał Sans, patrząc na ciebie.
  - Raczej musimy poszukać składników, ale nie wiem czy dzisiaj nie jest na to za późno - odparłeś, zmierzając w stronę schodów.
Po chwili Sans zrównał się z tobą. Nic ci nie powiedział, chociaż po jego minie dostrzegłeś, że znowu był zły.
Ponownie udało ci się wcześniej odesłać lokaja. Szybko przebrałeś się w piżamę, przyglądając się znakowi na piersi. Kilka płatków się rozchyliło.
Westchnąłeś ciężko, kładąc się spać. Czułeś się naprawdę zmęczona.
  - Kochanie! Wstawaj! - usłyszałeś słodki głosik królowej. Potem poczułeś jej futerko na ramieniu. Delikatnie cię szturchała. Leniwie podniosłeś się z łóżka, witając się z Toriel. - Jestem taka szczęśliwa, że niedługo masz urodziny. Aż trudno mi uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. - Dotknęła twojego policzka, patrząc rozmarzonym wzrokiem. - Pamiętam jaki byłeś mały jak do nas trafiłeś. Jak ten czas zleciał - dodała, przyglądając ci się. - Ale nie czas teraz na to. Przyszłam do ciebie w innej sprawie - Wzięła z powrotem swoją rękę, a drugą sięgając do kieszeni. - Nie mogłam doczekać się twoich urodzin. - powiedziała, wyciągając przed siebie pudełeczko. - Chciałam ci już dzisiaj dać jeden z prezentów.
Podała ci małe pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką. Wziąłeś je. Delikatnie rozpakowałeś, a twoim oczom ukazał się różowy kamień. Wyjąłeś go delikatnie, bacznie mu się przyglądając. Był to sygnet. Spojrzałaś na niego.
W tej chwili naprawdę pragnąłeś coś poczuć. Chciałeś czuć wdzięczność za ten dar. Chciałeś szczerze podziękować, ale...
Nie mogłeś. Nie czułeś nic. Tylko pustkę. Jednak musiałeś udawać. Dla dobra Toriel.
  - Dziękuję - odrzekłeś, uśmiechając się lekko.
  - To różowy diament – Toriel odwzajemniła twój uśmiech. - Jest to jeden z najrzadszych kamieni. Potocznie znany jako Kamień Miłości. - Po tych słowach przestałeś jej słuchać. Kamień miłości. To coś, co mieliście znaleźć. Wpadł w wasze ręce. Powinieneś skakać ze szczęścia, że część roboty macie za sobą.
Ale nie mogłeś.
Musiałeś odczekać, aż Toriel opuści twój pokój. A gdy to nastąpiło, szybko się ubrałeś. Dzisiaj postanowiłeś, że ominiesz zajęcia. Nic się nie stanie jak raz na jakiś czas sobie odpuścisz. Nikogo nie powinno to zdziwić, skoro niedługo są twoje urodziny.
Prędko udałeś się w stronę ogrodu, gdzie powinien pracować Sans. Musieliście jak najszybciej znaleźć pozostałe składniki.
  - Dobra, czyli mamy kamień - powiedział Sans, opierając się o łopatę. - Wystarczy tylko ta łuska i włos - dodał.
  - Tak, tylko co to może być? - zapytałeś. Miałeś kilka propozycji, ale nie byłeś ich pewny.
  - Wiesz, może i nie masz serce, ale możesz okazać mi trochę szacunku - odparł z ponurą miną.
  - Raczej to ty, mój drogi, powinieneś pamiętać o szacunku...
  - Nie zapominaj z kim rozmawiasz - przedrzeźniał cię Sans, udając twój głos. Powinieneś być oburzony. On ewidentnie się obrażał. Ciebie. Księcia. Jego pana. Już miałeś coś powiedzieć. - Dobra. Skończmy już te zabawy. Im szybciej znajdziemy składniki, tym szybciej przestaniemy się widywać. - Dodał na koniec.
Mimo burzliwych porządków, udało wam się dojść do porozumienia.
Uzgodniliście, że łuską potwora z otchłani, może być łuska Undyne – szefowej straży królewskiej. A włos mędrca, może należeć do Asgora.
Miałeś udać się do Asgora. Uznaliście, że tobie najłatwiej będzie zdobyć ten włos. A Sans postara się jakoś zgarnąć łuskę.
Kolejnym wyzwaniem było zdobycie tych rzeczy. Jednak dręczyła cię teraz inna rzecz. Uczucie, a raczej przeczucie, które nie dawało ci spokoju od pewnego czasu. Dotąd je ignorowałeś. Uważałeś za zbyteczne. Jednak może pora coś zmienić?


Share:

POPULARNE ILUZJE