Wyciągałam kolejny garnitur z szafy, w czasie kiedy
dziadek zdejmował ten, który dałam mu chwilę wcześniej. W takich chwilach zaczyna
mi do głowy przychodzić myśl, że tak jak faceci marudzą, po co kobietom tyle
kiecek, tak jednak sami, a przynajmniej mój dziadek, miał ich również nie mało.
Jednak nie za bardzo rozumiałam jednej rzeczy. Mianowicie, czemu w ogóle
poprosił mnie o pomoc przy wyborze garnituru. Nie zbliżał się jak na razie
żaden ślub, do świąt jeszcze parę miesięcy, niczyje urodziny czy imieniny czy
jakaś rocznica się nie zbliżała. A przynajmniej nic takiego, o czym bym ja
wiedziała.
- Tak właściwie… - W końcu zapytałam. - Na co się tak szykujesz?
Dziadek, kiedy brał ode mnie
kolejny garnitur, spojrzał na mnie, jakby zaskoczony nagłym pytaniem. W końcu
usmiechnął się życzliwie, jednak też ze skrytym smutkiem w oczach.
- Muszę dzisiaj ładnie wyglądać. - Odparł, i wrócił do przymiarek, jakby ta
odpowiedź miała mi wystarczyć. A kiedy miałam dalej dopytywać powodu strojenia
się…
RING
RING
RING
Leniwie otworzyłam oczy, aby zaraz
je schować przed wrednymi promieniami słońca, które wkradły się przez okno
pokoju. Przez chwilę myślałam, co się w ogóle stało. Dopiero co przecież
pomagałam dziadkowi. A przynajmniej mi się tak wydawało. W końcu to było tak
bardzo realne. W końcu sobie przypomniałam, że to był jedynie sen. Trochę
dziwny sen. Nie za bardzo rozumiała czemu miałabym szykować dziadka, którego
nie ma już z nami od 3 lat. Ale no, to w końcu tylko sen.
***
W jednej ręce trzymałam torebkę z
zapakowanym w kartonikową paczkę ciastem, a w drugiej kask motocyklowy, który
zawsze warto mieć przy sobie, kiedy zamiast normalnie samochodem, wolisz
przejażdżki z odrobiną dreszczyku emocji. Zgłosiłam się, aby na chwilę wpaść do
piekarni po ciasto i właśnie zamierzałam się zbierać do domu ze swym celem
podróży. Dzisiaj wieczorem mieli do nas przyjechać ciotka z wujkiem na najzwyklejsze
ploty. Oczywiście nie ma opcji, aby ich nie przyjąć bez poczęstunku, w
szczególności bez dobrych słodkości.
Schowałam zakup do motocyklowego
pagażniczka, po czym to już była tylko czysta formalność, by założyć kask i
ruszyć z miejsca parkingowego. Mniej niż dziesięć minut i będę na miejscu.
Drobnostka.
I tak nie zamierzałam się zbytnio
śpieszyć. Wolę rozkoszować się jazdą niż, pędzić jak wariat i tracić tylko to
co najlepsze w jeździe motocyklem. Za to na pewno doczekać się nie mogłam
mojego pierwszego udziału w wyścigach motokrosowych. Miały być już za tydzień i
jednocześnie się denerwowałam jak i ekscytowałam. Oczywiście bardziej się moja
rodzina, w szczególności mama, martwiła tym, czy wszystko pójdzie dobrze. Ale
ja wiedziałam, że nic nie pójdzie źle. W końcu, to nie miała być przecież moja
pierwsza styczność z tymi pojazdami. Ja praktycznie sie urodziłam do takich
rzeczy.
W trakcie jazdy przed sobą
ujrzałam rowerzystę. Pod czas jazdy wyglądało jakby robił małe, niekontrolowane
slalomy, ale może mi się jedynie wydawało. Przeszłam do wykonywania manewru
wymijania. Właśnie się zbliżałam aby go wyminąć, kiedy mężczyzna
niespodziewanie zaczął skręcać. Pod moje koła. Nawet tego nie raczył
zasygnalizować. Wciągnęłam gwałtownie powietrze przerażona. To była ledwie
chwila. Ledwo zdążyłam zacząć hamować, jak nasze pojazdy się zderzyły. Mnie
praktycznie wyrzuciło do przodu jak z procy. Nie wiem co się stało z
rowerzystą. Za to ja leciałam przed siebie, prosto na znak drogowy. Nie
wiedziałam właściwie co sie dzieje. Widziałam znak, usłyszałam łomot, i trzask.
Nastała ciemność. Nawet nie
poczułam bólu. Właściwie teraz nic nie czułam. Kompletnie. Chciałam otworzyć
oczy ale nie mogła. Chciałam rękoma sprawdzić czy coś mi jest, jednak nie
mogłam. Chciałam zawołać kogoś, jednak nic. Żaden dźwięk nie wydobył się z
mojej krtani.
Nagle zobaczyłam małe światełko w
oddali, które zaczęło się powiększać. A w ów świetle spowita była jakaś znajoma
postać.
- Widzisz? Mówiłem, że muszę dzisiaj dobrze wyglądać. - Oznajmił z ciepłym
uśmiechem i delikatnie rozpostarł ramiona, czekając na mnie. - A teraz, czy
uściskasz starego zgreda? W końcu dawno nie mieliśmy do tego okazji.
Wpatrywałam się z niedowierzaniem
na postać dziadka. W mojej głowie głębiło się od tylu myśli, pytań, a moja
twarz zmieniała swój wyraz jak strony w książce. Aż w końcu, powoli zaczęła do
mnie docierać pewna rzecz, w którą nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć. To w
końcu nie było możliwe, nie tak miało być. Pewnie to kolejny sen...
Pierwszy raz, od momentu
owładnięcia przez całkowitą ciemność, w końcu poczułam. Poczułam zimne łzy
spływające po moich bladych policzkach i sinych ustach. Nic nie mogłam poradzić
na to, że podeszłam do niego, i tuląc go zaczęłam płakać mu w ramię. Ramię
garnituru, który dopiero co pomagałam mu wybrać. Garnituru, który chciał
założyć na nasze pierwsze, po tak długim czasie spotkanie.
W oddali, jeśli ktoś miał czuły
słuch, mógł dosłyszeć odgłosy syren, zdziwionych ludzi.
I pękające serca najbliższych.