Autor opowiadania: Mroczny Golf
SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)
Rozdział II
...
Rozdział II
...
Gdy tylko skończyłaś poprawiać makijaż, uśmiechnęłaś się zadowolona do swego odbicia. Szkarłat ust idealnie komponował się z seksownym czarnym strojem. W dodatku odpowiednio upięłaś włosy aby podkreślić długą i zgrabną szyję. W żartach nawet co niektórzy mówili, iż pragnęli być Twoimi wampirami. Czy było to zabawne? Z pewnością. Czy romantyczne? Cóż, kwestia sporna, każdego co innego pociągało. Ty zaś wolałaś raczej tych bardziej „normalnych”. Miałaś już dosyć podobnych przygód w życiu. Ostatnie czego Ci było trzeba, to kolejnych wizyt w tym „wariatkowie",z powodów tak błahych. Znałaś jednak aż za dobrze własne szczęście. Koniec końców wszystko było kwestią czasu.
- _________ ? Gdzie jesteś?
- W łazience, już idę !- Musiałaś krzyknąć nieco głośniej, bowiem muzyka jaka leciała w głośnikach, nieco Cię zagłuszała.
Zaraz po opuszczeniu łazienki, zabrałaś się za pakowanie do torebki. Musiałaś mieć pewność, by niczego nie zapomnieć. Takie lekkie spaczenie, w końcu, przezorny zawsze ubezpieczony. Ty zaś już dostatecznie wiele razy zostałaś nauczona, aby mieć w torebce nawet najdziwniejsze rzeczy. Skoro idąc na plażę, zbawienne okazały się seksowne i wysokie szpilki, a na wycieczce w góry, lizaki wraz ze starą gumą do żucia posłużyły Ci za składową do broni, nikt więcej nie kwestionował tego, co do niej ładujesz . Nawet, jeśli było to cholernie absurdalne i nie dopasowane do sytuacji.
Noah pojawił się w Twoim pokoju akurat wtedy, gdy ostania rzecz została zapakowana. Słysząc ,jak wciąga gwałtowniej powietrze, na Twej twarzy zawitał zwycięski uśmieszek. To znaczyło, że zdecydowanie udało Ci się osiągnąć zamierzony wygląd. To, co wyrażała jego mina, było zdecydowanie warte przemęczenia się w obuwiu- cholernie wysokie, niewygodne, ale mówiły więcej niż Ty byłabyś w stanie tego wieczora.
- Alex mnie zabije... On mnie kurwa zabije.– Noah wziął głębszy wdech i wydech na uspokojenie by chwilę później, odezwać się ponownie- Proszę, powiedz mi, że nie zamierzasz tak iść. Przymierzasz to tylko, prawda? - jego głos brzmiał naprawdę zabawnie kiedy tak mu się podłamywał. W pewien sposób, uważałaś to nawet za urocze.
- Przestań, sam nawet nie wierzysz, w to co mówisz- posłałaś mu pełne rozbawienia spojrzenie-Dobrze wiesz, że należy mu się. Mówiłam, że nic mi nie jest, to był tylko drobny wypadek, nawet nie z mojej winy! Jestem wściekła na niego i zamierzam zrobić mu do kurwy nędzy na złość. Musi wiedzieć, że nie będę z podkulonym ogonem zgadzała się na wszystko.
- Troszczy się o Ciebie, nie miej mu za złe tego. Mój brat ma... specyficzne podejście do wielu spraw i ważnych dla niego osób. Nie bez powodu tak się zachowuje. Miałaś się przecież nie pakować w kłopoty ponownie. Obiecałaś mi... nam. - Próbował nie patrzeć w twoją stronę, ale ciężko mu to wychodziło. Jego tęczówki w kolorze ciemnego bursztynu, były przyciągane przez Twoją osobę jak magnes. Strój zdecydowanie robił swoje.
- Nie zmienisz mojej decyzji. Możesz mi dzisiaj towarzyszyć, albo pozwolić iść tam samej. Do ciebie należy decyzja – Byłaś jednak krok przed nim, wiedziałaś doskonale, że nie puści Cię samej na imprezę, szczególnie tak ubranej. Nie, on będzie Twoim bodyguardem, twoim dietetykiem jak i również przyzwoitką. W skrócie: po protu sobą.
Czułaś naprawdę zadowolenie z powodu tego, co zamierzałaś uczynić. Alexowi zdecydowanie należała się kara, a Ty wręcz paliłaś się do tego, aby mu ją wymierzyć. Oczywiście nie chciałaś się puścić, czy zdradzić go w jeszcze inny sposób. No, nie miałaś tego w planach przynajmniej, flirt i dobra zabawa z ognistą wodą, to już zupełnie inna sprawa. Poza tym Noah, kochany i słodki, nie pozwoliłby Ci się upodlić...
Będąc na miejscu, Twoim oczom, ukazał się dom tak wielki, że strach pomyśleć jak łatwo się w nim zgubić. Zastanawiałaś się nawet, po co ludziom takie domy. Przecież nie mieszka tutaj wielka rodzina, w dodatku jakie koszty musiały być powiązane z jego utrzymaniem... No ale mniejsza z tym, nie przyszłaś tutaj tylko po to, by rozwodzić się nad tym budynkiem.
Oczywiście z zewnątrz wyglądało to na zwykłą studencką zabawę. Głośna muzyka, tłumy bawiących się osób i … KURWA!
-Uważaj!- zarejestrowałaś tylko jak coś wielkiego z głośnym „bum” wbiło się w ziemię idealnie tam, gdzie Ty jeszcze przed chwilą stałaś. Co było tym czymś? Ano wielka kanapa, która spadła z niebios, jakby jakiś boski znak. Nie, wróć,nie z nieba, parę pieter niżej w gwoli ścisłości.
- Widzę, że zabawa po całości. Dzięki! - krzyknęłaś, chociaż nie wiedziałaś kto właściwie krzyknął ostrzegawczo. Również musiałaś podziękować swojemu towarzyszowi, bo gdyby Cię nie pociągnął, to tego wieczoru nie kutas by przeszył twe ciałko a mebel. Nie, to zdecydowanie nie brzmiało zbyt dobrze, chociaż zdrada z meblem swojego chłopaka w pewien sposób nadaje się na ciekawą historię dla potomnych. Już nawet widzisz miny swoich słuchaczy!
- Nie podoba mi się to.- burknął koło Ciebie brat Alexa. To zdecydowanie nie były jego klimaty. Cóż, jakby nie patrzeć, pomimo dosyć młodo wyglądającej twarzy, on i jego brat mieli po trzydzieści lat. Zabawy studenckie nie leżały w ich gustach. W twoich za to już tak.
-Nie przesadzaj! To tylko jedna wspólna noc, chodź, zabawimy się! - wcale nie czułaś się tak, jakbyś przyprowadziła tutaj swojego ojca, oraz wcale nie miałaś wrażenia, jakbyś go próbowała namówić na coś innego. Gdyby tylko się uśmiechnął zaraz by jego twarz odmłodniała, ale oczywiście takie widoki były rzadkością.
Wchodząc do środka spodziewałaś się właściwie wszystkiego, Jessica i jej brat kochali dzikie imprezy. U nich działo się zawsze najwięcej i zazwyczaj interwencje policji po którejś tam godzinie były na porządku dziennym.
Demoralizacja? Ależ skąd! Wszędzie lał się alkohol, nawet z ubrań czy o bogowie! Nie mogłaś przejść obojętnie koło fontanny jakiegoś Adonisa z jakże wielkim kutasem, bo to nawet nie był penis, tylko wielki jebitny kutas. Co lepsze, to nie woda się z niego lała, musiałaś przecież sprawdzić by wierzyć temu, co mówiono. To była najprawdziwsza czysta. Dobra, ludzie czasami nie mieli pomysłu na co wydawać kasę. Pomijając jednak to, w powietrzu dało się wyczuć również innego rodzaju ciekawostki. Nie byłaś znawcą ziółek, ba, było ci do tego daleko, ale swego czasu twoje towarzystwo nie było zbyt „odpowiednie”, i to ono, co nieco, Ci pokazało. Jess miała na swojej imprezie zdecydowanie niezłe towary, chociaż nie byłaś pewna, czy to przypadkiem nie jest wina szemranego towarzystwa. Każdy kto chciał, mógł tutaj przyjść. Zatem, każdy również może przynieść ze sobą co tylko chce. Kłopoty? No cóż, to również była norma w tym domu.
Za mało dziwactw? Ah, to może pieprzące się pary na lewo i prawo były odpowiednim dopełnieniem tego? Na fotelu, stoliku, schodach, przy barku i pod dywanem. Nikomu to nie przeszkadzało, każdy się bawił jak chciał. Tak, Alex Ciebie zabije, bo przecież obiecałaś trzymać się z dala od takich zabaw. Co Ty miałaś w planach zaś? Po prostu zabawę.
Udało ci się nawet spotkać z organizatorami. W centrum domostwa siedzieli i bawili się w najlepsze. Na parę rzeczy do spróbowania dałaś się namówić, ale niezbyt wiele, bowiem Twój strażnik miał Cię cały czas na oku. Może tylko po jakimś czasie wydawał się naprawdę irytujący, nawet sztywny jakby miał kij w odbycie. Doceniłaś go jednak, kiedy niektórzy chcieli się aż za bardzo zabawić. Wtedy taki duży misio był twym wybawcą. Kiedy stanął za tobą i objął Cię w pasie, jakbyś była naprawdę „jego”,niechciane towarzystwo odchodziło. Tak, nawet jeśli był sztywniakiem z kijem w odbycie, był tutaj dla Ciebie, i po to, by ratować Twój tyłek. To nazywa się prawdziwa przyjaźń, którą należy cenić. Nie wyobrażałaś sobie nawet by kiedykolwiek ją zepsuć. Gdyby jednak tak się stało, byłabyś największą idiotką, jaką można sobie wyobrazić!
Tańcowanie na stole było nawet zabawne, tylko to przez nie twoje obuwie nauczyło się latać i gdzieś tam sobie odleciało w między czasie. Musiałaś przyznać, że uwaga jaką poświęcano Ci, mile łechtała Twoje ego. Czasem kogoś wzięłaś do siebie do towarzystwa, ale chwilę później już ktoś inny koło Ciebie tańcował.
Jak bardzo tęskniłaś za takimi zabawami! Głośna muzyka, tańce, tysiące osób bawiących się równie dobrze jak Ty. Alex nie powinien Ci tego zabraniać, nawet jeśli, jak to mówił Noah, wynikało z "troski". Byłaś jebaną studentką, mogłaś do cholery sobie na coś takiego pozwolić! Ilu znajomym musiałaś odmówić podobnych wypadów, bowiem „ktoś” byłby niezadowolony i zrobił Ci raban. Kazanie również. Nie, zależało Ci na twoim chłopaku, kochałaś go, chociaż czasami było ciężko. Tylko, że on i Noah wiedzieli o wszystkim. Rozumieli, wspierali, pocieszali. Byli balsamem na Twe rany. Zasługiwali na to, aby czasem po prostu schować dumę w kieszeń a swe zapędy okiełznać. Dla nich naprawdę mogłaś się postarać zmienić. Tak, by byli zadowoleni...
-_____________!_____________!_____________!- Krzyczeli Twoje imię a Ty czułaś się jak cholerna seks bomba. Kochali Ciebie i Twoje ciało. Każdy teraz patrzył tylko na Ciebie. Wyjazd z rodzinnych stron i zostawienie starego towarzystwa, było najlepszą decyzją, jaką mogłaś podjąć.
- Kooochaaaam waaaaas! - Nie, Ty wcale nie byłaś zlana w cztery dupy. Byłaś doskonale świadoma tego co się dzieje. Wiedziałaś co robisz, chociaż pozwalałaś sobie na więcej. To tak, jakby ktoś zabrał z Ciebie te ciężkie liny ograniczające prawdziwą „Ciebie”. Dał wolność i możliwość robienia tego, na co ma się ochotę. Nie ważne, czy ktoś się czegoś wstydził czy też bał, na takiej zabawie wyzbywało się wszelakich kompleksów.
Widziałaś to często na różnych koncertach i filmach. Chciałaś tego spróbować. Niczym w Titanicu , rozłożyłaś ręce i poleciałaś plecami w tłum. Nie rąbnęłaś na twardą podłogę, chociaż twój towarzysz zaniepokojony od razu podleciał bliżej. Zaufałaś ludziom a oni ponieśli się w dal. Czułaś się jak na wodzie, dryfowałaś ze spokojnym uśmieszkiem. Do czasu aż czyjeś silne ramiona nie ściągnęły Cię z tego.
-Koniec tego! Chyba straciłem słuch! Czy możemy już wracać?! Proszę!- Noah musiał naprawdę się postarać, abyś go usłyszała. Te wielkie głośniki dawały pełną parą, aż dziw brał, że się jeszcze nie spaliły.
Nie chciałaś kończyć jeszcze zabawy, tłum Cię wzywał. Musiałaś jednak mieć na uwadze swojego towarzysza. Widocznie miał już dosyć tego wszystkiego. Męczenie go nie leżało w Twym interesie, w końcu to nie on zawinił. Przyszedł tutaj również z troski o Twoją dupę.
- Dobrze, na dzisiaj już wystarczy. Chodź. Pozwól mi tylko jeszcze pożegnać się z gospodarzami.
Może nawet się Twoim zniknięciem nie przejmą, na, na pewno tego nie zauważą, ale chciałaś jeszcze chwilkę tutaj zostać. W końcu zanim ich znalazłaś jeszcze chwilka minęła. Wcisnęli Ci jakieś żarcie, namawiali byś nie uciekała jeszcze i bawiła się z nimi, ale musiałaś odmówić. Noah się niecierpliwił. Po mimo stroju Adama i Ewy, pożegnałaś się z towarzystwem a następnie udałaś się w stronę wyjścia.
Zdecydowanie prowadzenie samochodu wychodziło poza Twoje możliwości. Może jednak trochę za bardzo poszalałaś? W sumie, to parę razy i przed Noahem uciekałaś by cię nie ograniczał. Wypiłaś zatem nieco więcej, niż on wie. Można się mimo to domyślać. Nawet twój żołądek Ci to mówił. Skoro o nim mowa to...
- Zatrzymaj samochód. Już! - Wszelkie pyszności spożyte na tej zabawie, właśnie z opóźnieniem dowiedziały się, jak ciekawie jest na zewnątrz, przez co zapragnęły ujrzeć to na własne oczy. Pchały Ci się ku górze, uparcie dążąc do ust. Starałaś się to przełknąć, ale marnie Ci szło. Ostre zatrzymanie samochodu w jednej z uliczek wcale nie pomogło. Gwałtowny ruch tylko pogorszył ten stan. Oho. To było coraz bliżej.
Miałaś wywalone. Wyskoczyłaś z samochodu i pognałaś za najbliższy kontener ze śmieciami. Niczym jednorożce w memeach, tęcza i z twych ust wyleciała, tylko miała nieco mniej... przyjemną kolorystykę, no i składała się z nie strawionych do końca resztek jedzenia. Kwaskowaty posmak przy tym był dopełnieniem, wisienką na wymiocinowym torcie. Oczywiście jeden torcik to za mało. Żołądek stwierdził, że pora na porządki. Oj czyściło Cię. Noah chciał nawet podejść i włosy potrzymać, ale wolałaś by nie widział Cię w tym stanie. Rzygająca jak kot po nażarciu się trawą. Seksownie as fuck.
W końcu tyłkiem wylądowałaś na ziemi. Potrzebowałaś chociaż chwilę odpocząć. Oczywiście musiałaś krzyknąć, że żyjesz, bowiem trochę sobie tutaj siedziałaś.
-Biedne dziecko, widzę, że ktoś sobie za ostro zabalował- Chwilę potem dało się słyszeć dosyć przyjemny śmiech. Zaraz z ziemi chciałaś się poderwać i zaprzeczyć, przecież aż tak źle z tobą nie było. Próba nie powiodła się zdecydowanie.
- To z... przejedzenia.- musiałaś się jakoś bronić swego honoru, nawet przed dziwnym głosem w mrocznym zaułku. Pora się zbierać, nie chciałaś sobie jeszcze przyczepić karteczki „Zgwałć mnie” a niewiele Ci brakowało, w końcu od tak, wylegiwałaś się na ziemi w kusym stroju. Na całe szczęście, ten głos nie był twoim wymysłem, bo o to po chwili stanęła prze tobą starsza pani.
Kobieta była prawdopodobnie bezdomna, ubrania były w naprawdę okropnym stanie, ledwo się na niej trzymały. Poczułaś nawet swego rodzaju współczucie dla niej. Pomocną dłoń przyjęłaś z lekkich zawahaniem, ale wszystko było lepsze, od siedzenia niemal we własnych wymiocinach. Kobieta z twarzy również nie wyglądała najlepiej. Zmarszczki zdobiły jej skórę, którą chyba trawiła jakaś choroba, bowiem była wyjątkowo blada, zaś spomiędzy ust widać było więcej przerw niż zębów. Jedna jedyna rzecz była u niej odcinająca się od tego wszystkiego. Oczy. To, co patrzyło na ciebie, było zbyt... nie pasujące do tej otoczki. Starowinka miała tak mocno błękitne tęczówki, iż nie chciało Ci się wierzyć. Zdawały się nawet mieć przebłyski turkusu. Nie, to nie mogły być jej oczy. Tylko na kiego jakiejś bezdomnej soczewki? No i pytanie, czy aby na pewno była bezdomną? Lepiej było się zbierać, nie chciałaś kłopotów. Jeszcze to jakiś przekręt!
- D... dziękuję za pomoc. Muszę jednak już uciekać, czekają na mnie znajomi i...
- Jest tylko jeden i zaraz tutaj po ciebie przyjdzie – po raz kolejny się zaśmiała, chociaż Tobie zdecydowanie nie było do śmiechu. Chciałaś się stąd jak najszybciej zabrać. Tylko, że ona dalej Cię trzymała.
- R... reszta jest kawałek dalej. Proszę mnie puścić.- Szarpnęłaś się i wtedy dopiero zostałaś uwolniona. Już odwróciłaś się by odejść, kiedy to ze śmietnika wyjrzały dwie dziecięce główki. Dziewczynka i chłopczyk wcale nie wyglądali lepiej od tej osóbki, z którą rozmawiałaś.
- Babciu! Nic tu nie ma... Co teraz? Głodni jesteśmy - jęknął chłopiec a jego wielkie oczka w kolorze podobnym do kobiety, zaszkliły się momentalnie. Kobieta podeszła do nich i pomogła im wyjść. Czułaś, jak Twoje serce kraje się na ten widok. Wiedziałaś, że nie każdy ma pieniądze, nie każdego stać na taką fontannę jak Jess i Briana. Mimo to, zobaczyć takie osoby na żywo, było zupełnie innym przeżyciem, niż na jakimś kanale w tv. Głód wyraźnie spoglądał z ich oczu. Źle czułaś się z swym obżarstwem, nawet, jeśli zjedzenie mniej i tak by im w żaden sposób nie pomogło.
- Może pani poczekać chwilkę? Zaraz wrócę.
Szybkim krokiem ich zostawiłaś, a gdy tylko wróciłaś do samochodu, zaczęłaś grzebać w torebce aby znaleźć portfel. Ignorowałaś pytania chłopaka, zbyłaś go tym, że za chwilę wytłumaczysz. W końcu jednak dorwałaś to, co miałaś i wróciłaś do tej rodzinki. Poprosiłaś aby chłopczyk podszedł do Ciebie i wyciągnął drobną rączkę. Kiedy tak uczynił, położyłaś na niej banknot. Nie było tam za wiele, ale za to mogli już coś kupić, gdy tylko sklepy otworzą. Pogładziłaś dzieciaka po blond czuprynce a następnie odesłałaś do członka rodziny.
Miałaś miękkie serce, nawet za bardzo miękkie, ale nie potrafiłaś postąpić inaczej. Całego zła świata nie naprawisz, ale za to możesz drobnymi krokami, od czasu do czasu zrobić coś dobrego. Pomachałaś tej trójce i chciałaś już iść, kiedy to kobieta poprosiła się abyś jeszcze chwilę została. Z lekka zdziwiona spojrzałaś na nią, lecz nie odeszłaś. Ona oddaliła się a gdy tylko wróciła, wręczyła Ci jakiś pakunek. Nie był on wielki ani tym bardziej ciężki. Owinięty był za to jakimiś starymi szmatkami i sznurkami. Z ciekawości chciałaś go już otworzyć, ale zostałaś zatrzymana.
- Nie teraz. Zrób to w domu... Tak będzie lepiej.
Nie, to nie było ani trochę podejrzane. Przystawiłaś ucho do tego czegoś, ale nic nie tykało, nie buczało. Nie była to więc żadna bomba. Musiałaś to zrobić, nawet, jeśli mogło to być nieco niegrzeczne, nie chciałaś do domu sprowadzać kompletnej nie wiadomej. Starowinka podziękowała ci za pieniądze a następnie odeszła z małymi w głąb uliczki. Zaufać czy też nie? Chciałaś tak bardzo wiedzieć ale... ale właściwie już ktoś Cię trzymał i zanosił do samochodu. Pomińmy fakt, że Noah naprawdę nie umiał czasem zachowywać się normalnie, nie mógł podejść, czy odezwać się. Musiał Cię po prostu od tak wziąć i zanieść do samochodu. Czy był zniecierpliwiony? Może zmartwiony? Pewnie jedno i drugie wchodziło w grę.
Będąc w domu z drobną pomocą ogarnęłaś się i przebrałaś.Czekałaś jednak z pakunkiem aż będziesz sama. Dopiero gdy Noah zniknął, mogłaś się zabrać za rozpakowanie tego maleństwa. Powoli pozbywałaś się kolejnych warstw. To, co zastałaś w środku, było dziwne, ale i w pewien sposób interesujące. Czym był przedmiot? Figurką? Zabawką? Laleczką? Sama dokładnie nie wiedziałaś.
Czaszka tej figurki była gładka w dotyku, jakbyś właściwie miała do czynienia z porcelaną. Powoli palcem przesunęłaś do wyrastających z niej pary uszu. Materiał i tutaj Cię zadziwił, bowiem w dotyku przypominał skórę brzoskwini. Delikatny meszek przyjemnie się dotykało i chwilę czasu zmarnowałaś po prostu na macanie tych uszu. Dalej przyjrzałaś się tym pęknięciom, bo chociaż czaszka była bardzo dobrze wykonana, to na jej powierzchni widniały "niedoskonałości". Jedno dziwne tworzyło uśmiech, jedno wychodziło z pustego oczodoły a kolejne zaś widniały przy uszach.
- Komuś naprawdę musiało się nudzić... - Ubranie, które również przyciągnęło twoją uwagę, było wykonane z grubszego, lecz nie mniej przyjemnego w dotyku, materiału. Nie wspominając o cudownym futerku i pomponach. Miał nawet zabawną obrożę na szyi! Powoli i delikatnie zaczęłaś go rozbierać, aby móc zobaczyć, czy został równie starannie wykonany przy podstawie. W końcu mogłaś kończynami poruszać i zginać jak u prawdziwego człowieka.
Tak jak przypuszczałaś, cały szkielet był z tego porcelanowego materiału. Chłodny i gładki, ale dziwnie lekki. Każda jedna kosteczka była na miejscu. Czy ta kobieta w ogóle wiedziała co Ci podarowała? Przecież nie mogła to być zwykła zabawka! Widziałaś na internecie wiele kolekcjonerskich figurek, ich cena za każdym razem wywoływała niewyobrażalną rozpacz. Zdawałaś sobie jednak sprawę, że wykonie czegoś z taką dokładnością, z takich w dodatku materiałów, musiało być wyjątkowo czasochłonne.
Skrzydła stanowiły dla Ciebie nie małą zagwozdkę. Były z nieco innego, bardziej materiału, ale to, co je łączyło, błyszczało przy daniu pod światło. Drobna sieć niteczek hipnotyzowała swoim urokiem. Twoje ręce skrzydła musiały dokładnie zbadać, byłaś jak takie ciekawskie jajko. Kolejne minuty spędziłaś po prostu na ich dotykaniu, sprawdzaniu giętkości i możliwości poruszania się.
Całość robiła na tobie ogromne wrażenie. Nie mogłaś się doczekać, by rano jeszcze raz go obejrzeć. Sen niestety poganiał Cię, nie dając możliwości nacieszenia się tym maleństwem dalej. Odłożyłaś go na szafkę nocną a następnie z przyjemnością schowałaś się pod kołdrę.
Kłopoty ze snem? Nie, mało kiedy je miałaś, chociażby dlatego, że byłaś już przyzwyczajona do wszystkich dźwięków otoczenia. Wiedziałaś, kiedy kroki pochodzą z mieszkania obok, kiedy ktoś trzasnął muszlą klozetową w złości u sąsiadki z naprzeciwka, oraz kiedy dźwięki pochodzą z twojego mieszkania. To, co słyszałaś było nowe. Obce. Gdybyś miała przyrównać ten dźwięk do czegoś znanego, to do dźwięku psa twojego chłopaka, stukającego pazurkami po panelach.Tylko, że problem był taki, iż Ty nie miałaś psa. Czym więc ten dźwięk mógł być? Słyszałaś go coraz wyraźniej, on się zbliżał. Udawać śpiącą? A może zapalić światło? Ale do lampi i tak miałaś kawałek drogi. Co zrobić?!
Serce podeszło ci do gardła gdy łóżko zaskrzypiało pod nowym ciężarem. Kurwa, kurwa, kurwa! To jedno słowo wykrzykiwałaś w myślach niemal tak głośno, jak imię Alexa podczas ostatniej wspólnej nocy. Z tym, że wtedy to przyjemność była powodem, tym razem coś zupełnie innego.
- Wiem, że nie śpiesz kocie. Słyszę, jak twoje serce ze strachu przyśpieszyło...
Głos, który się odezwał był... cholernie niski i seksowny. Nawet nieco ochrypły, jeśli mogłabyś tak stwierdzić. Problem leżał w tym, że do kurwy nędzy, jakiś obcy facet był w twoim mieszkaniu! Co zrobić?! Zaatakować? Czy może próbować uciec? Gdzie? Było tak ciemno, że nic nie widziałaś. Leżałaś teraz tyłem do tego kogoś, więc miał idealne miejsce do ataku, a Ty nawet byś tego nie zauważyła.
- Wiesz, że zachowałaś się bardzo nie ładnie, prawda?- przełknęłaś z trudem ślinę, jednak dalej nic nie reagowałaś. Strach dosłownie zamienił Cię w kamienny posąg. Nawet, gdy coś zaczęło się gładzić przez kołdrę, nie potrafiłaś w żaden sposób zareagować. Była noc, nic nie widziałaś, a krzyki były zbyt trudnym wyczynem. Suchość w gardle silnie dawała ci się we znaki. Nie zauważyłaś nawet, kiedy skuliłaś się bardziej bardziej na miejscu, unikając jego dotyku. Usłyszałaś wtedy jego śmiech. Dobra, gdyby nie to, że właśnie umierałaś ze strachu, stwierdziłabyś że za ten głos, to brałabyś go jak dzika kuna w agreście.
- Ty sobie mnie dotykałaś, doprowadzałaś mnie na skraj, kazałaś to wszystko znosić a potem zostawiłaś – usłyszałaś zdenerwowane warkniecie, jego ręka zaś boleśnie zacisnęła się na Twoim ramieniu. Chwilę potem jednak znów się zaśmiał a jego głos przycichł do szeptu- Spokojnie jednak. Postaram się to sobie odebrać.
Nie wytrzymałaś. Spojrzałaś w jego stronę. Błąd. Cholernie wielki błąd, bowiem świecący się punkcik, który był zapewne jego tęczówką, pochłonął cię całkowicie.