20 listopada 2018

Baldi Basics: Nie oceniaj książki po okładce - Rozdział III

Notka od autora: (Nie)stety zasmucę niektórych: Ship PlayTime x Bully.Yap. Musiałam xD
Bully dziwnie się czuje gdy zrobi przykrość PlayTime, czuje tez się inny w jej obecności. Nie chce czuć tego uczucia. Czy odkryje co to za uczucie? BRAK NOTEK 18+!!!
Autor: Miarai Doki

Spis treści:
Rozdział I
Rozdział II 
Rozdział III  (obecnie czytany)

Heh, Clara jak zwykle uniknęła kary. Mogłem się tego spodziewać. Jest córką dyrektora i wszyscy uważają ją za aniołka, który jest najlepszy we wszystkim co robi. Jest okropna, głupia i. . .i. . . UGH!!! JAK PLAY MOŻE SIĘ PRZYJAŹNIĆ Z TAKĄ OKROPNĄ ZDRAJCZYNIĄ?! To nie tak, że jestem zazdrosny czy coś. . . tylko. . .martwię się o nią DOBRA?! Ja naprawdę zwariowałem. . .zależy mi na niej. . .

-EJ! TY IDITO!-Zamyślony nie zauważyłem, że Clara stoi wkurzona przede mną.-Musimy porozmawiać!

-Emmm o co chodzi?-Spytałem..

-Masz się odczepić od Play bo nie mogę. . .

-Bo nie możesz jej wykorzystywać?-Przerwałem jej, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.-O to ci chodzi?-Spytałem patrząc na nią spod byka.-Nie ma mowy.

-Myślisz, że ktoś taki jak ty mi przeszkodzi?-Warknęła opierając się o ścianę.-Naprawdę? Zależy ci na tej głupiej, dziecinnej, naiwnej dziewczynce?

-Ona nie jest ani głupia, ani dziecinna, a to, że jest naiwna to nie jej wina! To ty ją okłamujesz!-Clara zaśmiała się śmiechem pełnym pogardy.

-Zrozum, ona jest pod moją kontrolą i ona mi ufa. A co jeśli. . .dowiedziała by się jakiejś strasznej plotki o tobie?-Te słowa przekuły mi serce jak lodowy kolec.

-Nie. . .nie zrobisz tego. . .

-To się od niej odczep. . .-Warknęła-To jak będzie?

-O cześć Clara! Hej Bully!-Po naszej lewej stała Play z uśmiechem na twarzy. Spojrzałem najpierw na Play a później na Clare.

-No cześć i wybacz Claro, ale nie przyjmę twojej propozycji.-I oddaliłem się. Ona tego nie zrobi. Nie. . .NIE ZROBI! Jednak miałem wątpliwości. Ona często robiła to co powiedziała. O nie, nie tym razem. Zacząłem iść z powrotem w ich stronę modląc się by nie było za późno. Rozmawiały. No kurde nie ma takiej opcji...

-Cześć Play słuchaj. . .chcesz iść ze mną bo, *Viktor. . .chciał zrobić jakiegoś pranka komuś i. . .jeśli będziesz obok mnie to nie będziesz ofiarą tego żartu. . .i. .

-No dobra!-Odrzekła z uśmiechem pożegnała się z Clarą i odeszliśmy wzdłuż korytarza. Jak dobrze, że Victor już zrobił kiedyś taki pranka Play i ona go od wtedy nie lubi. Znaczy. . .nie dobrze,ale. . .dlaczego ja w ogóle zabrałem ją ze sobą? Czy aż tak zależy mi na naszej. . .znajomości?

--W tym czasie u Clary--

^Punkt widzenia - Clary^


Co on sobie wyobraża? Myśli, że niby mi może ją odebrać? Niedoczekanie niech sobie nie myśli, że może robić wszystko co mu się żywnie podoba!

Ugh! Nienawidzę go! Nie mam teraz nikogo do odrobienia lekcji a ojciec w domu odpowie :Nie Claruniu, musisz sama za pracować na dobrą ocenę i ja ci nie pomogę. On w niczym mi nie pomaga, tylko zrzędzi od kiedy się urodziłam! Żałuje, że nie wychowuję mnie matka, właściwe by mogła gdyby nie była chora psychicznie! Ale ze schizofreniczką w domu było zabawnie gdy gadała do ściany, a z moim ojcem?! KATORGA!






Dobra Bully. Tak się bawimy? To teraz mój ruch. . .



---W tym czasie u Bully'ego i PlayTime---

^Punkt widzenia wraca do normy: Bully^


-A więc o czym rozmawialiście z Clarą?-Bałem się tego pytania. Nie chciałem jej tego powiedzieć...nie zrozumiała by...lub by się obraziła.. .nie uwierzyła by...-Halo! Jest tam kto? Ziemia do Bully'ego!

-O niczym. . .-Odpowiedziałem trochę spięty.

-Wiesz. . . trochę słyszałam waszą rozmowę-O nie. . .-Czy. . .naprawdę jestem naiwnym dzieckiem?. . .-Ustałem obok niej. Wzrok wbity dosłownie w podłogę i smutna mina wskazywała że zaraz będzie płakać.

-Nie!-Wrzasnąłem. Tylko. . .dlaczego?-Nie słuchaj tej wariatki!

-Ale. . .sam przyznałeś jej racje, że jestem naiwna. . .-Ciągnęła dalej. Zaczęła szlochać. Serce mu się łamało choć nie chciał tego sobie uświadomić. Choć dopiero teraz. . .po tym dokuczaniu i wyzwiskach zbliżyli się do siebie, ten czuł, że zna ją od lat. -Czy. . .to znaczy, że mnie nie lubisz. . .?-Wydukała.

-Co. . .? Ja. . .? Eeeee! Nie powiedziałem tego!


~To działo się tak szybko~


-JESTEŚCIE WSZYSCY TACY SAMI!!-Wskazała na mnie zapłakana. Smutek przechodził w furię.


-Play! Posłuchaj. . .


-NIE! ZA DUŻO JUŻ USŁYSZAŁAM!!


-Ale, to nie tak!


-A JAK?! CO JESZCZE NA MNIE COŚ NAGADALIŚCIE?!


-MÓWIĘ, ŻE NIC!! AŻ TAKA GŁUPIA JESTEŚ, ŻE NIE ROZUMIESZ?! MAM CIĘ DOSYĆ I TEGO TWOJEGO GŁUPIEGO CHARAKTERU!-Dopiero po chwili doszło do mnie co powiedziałem. . .-PlayTime. . .ja. . .-Nie dokończyłem. Odbiegła.


Uciekła w ogóle ze szkoły.-Ale jestem palantem. . .-Mruknąłem do siebie. Poczułem łzy w oczach. Nie powstrzymałem ich, spływały strugami po policzkach. Muszę ją przeprosić. . .kurde. . .CZEMU MI TAK ZALEŻY?! Mam nadzieję, że nie odwali nic głupiego. . .
Share:

19 listopada 2018

Undertale: Ogłoszenie [+18]


Bar Grillby’s niedawno został zamknięty. Ogniste potwory sprzątały właśnie po gościach, Fell polerował szklanki i czyścił szynk, ustawiając wszystko tam gdzie powinno być, by potem zabrać się za liczenie gotówki. Grillby natomiast skończył właśnie ustawiać krzesełka na stolikach i szykował się do umycia podłogi. To była zdecydowanie najcięższa robota. Żaden z nich nie lubił pracować z wodą, dlatego zawsze przed sprzątnięciem chociażby najmniejszej kałuży, grali w kamień-papier-nożyce.
- Na pewno umieściłeś to ogłoszenie w gazecie? – zapytał nagle Grillby
- Tak – bąknął Fell – Pojawiło się w dzisiejszym wydaniu, napisałem, aby chętne zgłaszały się po zamknięciu baru. – Podniósł wzrok na kuzyna – No już, już, nie ociągaj się. Podłoga nie wyczyści się sama. – Pomachał ręką i wrócił do polerowana szynku.
- … A… jaką dałeś stawkę godzinową? – wypytywał dalej, z każdą minutą oczekiwania czując się coraz bardziej niepewnie.
- Napisałem, że cena do ustalenia. I tak pewnie ponad połowa nie będzie chciała podjąć się pracy u nas bo wiesz, jesteśmy potworami – wywrócił oczami – ale spokojna głowa. Ktoś na pewno się znajdzie.
- Obyś miał rację – Oboje jakiś czas temu postanowili, że przyda im się pomocna dłoń. Dłoń kogoś, kto… cóż, nie będzie miał problemów w dotykaniu wody. Dosłownie. Tak więc przyda im się pomoc kogoś…. Kto będzie umiał sprzątać, myć naczynia, a w wolnej chwili, zanosić klientom picie. Woshua który wcześniej zajmował się porządkami w barze, po pierwszym roku odmówił przedłużenia kontraktu. Dlatego też trzeba było znaleźć zastępstwo.
Po pół godzinie od zamknięcia, akurat kiedy Grillby kończył czyścić podłogę, zaś Fell liczył drugi raz gotówkę, co by mieć pewność, że się nie pomylił, drzwi do baru otworzyły się lekko. W progu stanęła kobieta. Wysoka, z długimi zgrabnymi nogami, o wielkich ponętnych piersiach i blond włosach bujnie opadających na ramiona. Wedle wszelkich standardów uchodziła za seksowną. Nie można powiedzieć, że grzeszyła naturalną dziewczęcą urodą, po prostu miała w sobie coś, co sprawiało, że przedstawiciel płci męskiej będzie ją określał mianem seksowna, bez względu na własne prywatne upodobania. Kobieta spojrzała wpierw na jednego potwora, potem na drugiego i uśmiechnęła się.
- Nie sądziłam, że to ogłoszenie jest prawdziwe – żuła gumę, co widać było wyraźnie – A więc, panowie, przyszła wasza pomocna dłoń – pokręciła palcami, widać było niebieskie tipsy – Biorę sto pięćdziesiąt za godzinę od waszej dwójki, za jednego stówkę.
- …. Obawiam się, że nie do końca rozumiem? – Grillby jako pierwszy się odezwał, podpierając o mopa – Nie uważa pani, że to troszeczkę za wysoka stawka za to czego od pani będziemy wymagać? – Spojrzał na Fella, który teraz opierał się o ladę i ściągnął nawet swoje okulary przeciwsłoneczne aby lepiej przyjrzeć się kobiecie
- Z wysoka?! – brzmiała niemal na oburzoną – To normalna stawka! – wyciągnęła z torebki gazetę, którą podała Grillbiemu, ten spojrzał na zaznaczone głoszenie. Ich ogłoszenie. Adres się zgadzał, wszystko stało się jasne, gdy rzucił okiem na kolumnę, w której zostało ono umieszczone. Ogłoszenia matrymonialne. – Dobrze trafiłam, prawda? Szukacie pomocnej dłoni, do waszego interesu, prawda?
- Uh… obawiam się, że zaszło tutaj jakieś nieporozumienie…
- Nieporozumienie?!
- Uh tak… to ogłoszenie miało być … ummm… - znowu zerknął na Fella, który uśmiechał się cwanie – Poszukujemy kelnerki.
- Oh, a więc przebieranki? No dobrze, jak płacicie to wymagacie. Mogę się przebrać za kelnerkę.
- Nie, pani nadal nie rozumie – Starał się wybrnąć z sytuacji – Nie chodzi o tylko przebranie za kelnerkę, ale o … bycie kelnerką.
- Dziwaczna gra wstępna…
- To żadna gra wstępna… - westchnął zrezygnowany.
- Słucham? Chyba nie do końca rozumiem. – No i wyjaśnił jej wszystko. Kobieta wyraźnie urażona no i przede wszystkim, zdenerwowana, wyszła z baru. Nie tylko zmarnowała czas, ale i nie dostała pieniędzy na jakie miała ochotę. Tymczasem kuzyni musieli przedyskutować ważną sprawę.
- Dałeś ogłoszenie o pracę do tabeli z propozycjami matrymonialnymi?!
- Oj tam, tylko ta jest czytana przez prawie wszystkich – Fell wywrócił oczami chowając zarobioną gotówkę do koperty i wsunął ją pod kamizelkę. – No i najtańsza jeżeli chodzi o publikowanie ogłoszeń. – Dodał ciszej.
- Ty sknero! Teraz będą tutaj przychodziły kobiety myśląc, że chcemy je wykorzystać!
- A to nie jest prawda?
- Nie! Chcemy pomocy w porządkach, a nie seksu.
- Poprawka – spojrzał na Grillbiego z uśmiechem – Ty chcesz tylko tego. Ja nie obrażę się za jedno i drugie. Zwłaszcza, kiedy będzie można płacić tylko za jedno, a drugie dostanie się w gratisie. – Wyprostował się i zaczął przekręcać butelki z alkoholami tak, aby etykiety były w stronę baru. Jednocześnie przy okazji, sprawdzał zapasy. Kiedy zauważył, że jakiegoś było mało, albo wiedział, że schodzi dobrze i trzeba będzie dokupić na wszelki wypadek więcej, zapisywał nazwy na karteczce, która była pod ladą, obok czystych już kufli. Jego towarzysz nie chciał już nic mówić, uważał, że nie ma sensu z nim dyskutować. Jak coś wpadnie mu do głowy, to nie ma przeproś. Pozostaje mieć tylko nadzieję.
A nadzieja umiera jako ostatnia, prawda? Cóż, Grillby miał wrażenie, że jego nadzieja umierała powolną śmiercią, za każdym razem, kiedy w ciągu tygodnia, po zamknięciu baru przychodziły do przybytku kolejne kobiety trudniące się najstarszym zawodem świata. Dżesiki, Andżeliki i inne Roksany. Można powiedzieć z całą stanowczością, że gdy zobaczyło się jedną, to widziało się wszystkie. Grillby zastanawiał się, czy wszystkie chodzą tak na co dzień, a jeżeli nie, to co takiego w ich ubiorze jest, że przyciąga męskie oko. W sensie ludzkie męskie oko. Pokłócił się nawet z Fellem o to, czy aby nie wrzucić kolejnego ogłoszenia, tym razem do właściwej kolumny. Nic z tego. Ostatecznie, pogodził się z myślą, że zapewne nie zatrudnią żadnej pomocy. Zaś Fell zrobił to specjalnie po to, aby nie zatrudniać nikogo, by nie marnować zarobionych pieniędzy. Co w sumie nie byłoby takie dziwne i typowe dla fioletowego żywiołaka. Oliwa sprawiedliwa, zaś karma wraca, tak czy inaczej, gdy już Grillby całkowicie tracił nadzieję, do baru weszła ona.
Miała, jasną skórę w pastelowym odcieniu zielonego. Złote ślepia wyraźnie zaznaczone w czarnych białkach, przyglądały się żywiołakom z uwagą. Nie była potworem. Tego byli pewni oboje. Niziutka, chudziutka, ale zdecydowanie zadbana i bardzo kobieca. Włosy platynowe, związane w warkocz zaczesany na bok głowy. Elf, jak się patrzy. Leśny, albo Wysoki. Choć nie wysoki, bo wysoka nie była. Ale to tylko nazwa, prawda? Historia zna wielu ludzi, którzy nie grzeszyli wzrostem, a okazali się górować nad innymi.
- Proszę… proszę – Tym razem czyszczenie podłogi spadło na barki Fella, odstawił mop na bok i spojrzał na przybyłą – A ciebie księżniczko z jakiej bajki przywiało?
- Przyszłam w sprawie ogłoszenia. – Odpowiedziała dumnie pokazując gazetę sprzed kilku dni. Fell spojrzał na Grillbiego wzrokiem „a nie mówiłem”, a następnie na dziewczynę.
- Jaka jest twoja stawka?
- Jakie są wasze warunki?
- Jakie są twoje możliwości?
- A jakie wasze wymagania? – uśmiechała się cwanie patrząc na wyraźnie zaskoczonego Fella. Który zaraz potem zebrał się w sobie i podszedł do niej.
- Zależy co potrafisz?
- A co chcesz, abym potrafiła?
- Do czego zostałaś stworzona?
- W czym mam być pomocna? – Grillby nie do końca rozumiał co się dzieje, ale wyraźnie ta dwójka toczyła jakąś dziwną grę, której zasady… a są w ogóle jakieś? Wywrócił oczami i poprawił okulary na nosie. Nasłuchując kolejnych pytań jakie padały naprzemiennie od tamtych, wziął kawałek papieru i spisał wszystkie obowiązki jakie byłyby wymagane od kelnerki, godziny pracy, dni wolne, dni urlopu, oraz wypłata jaka byłaby najuczciwsza jego zdaniem. Czyli zdecydowanie wyższa, niż tą, jaką chciał dać Fell. Gdy już to zrobił chrząknął i podszedł do elfki podając jej papier, przerywając tym samy ich pojedynek pozostawiając go nierozstrzygniętym.
Koniec końców, nie przeciągając dłużej, obie strony doszły do porozumienia. I co zaskoczyło obu, elf się zgodziła. Tym bardziej, była zadowolona, że ostatecznie ogłoszenie okazało się być inne niż początkowo zakładała. Szybko zaczęła pracować jako kelnerka. Wieczorami, gdy bar był otwarty, pomagała obsługiwać klientów, podając im alkohole, albo też zmywając naczynia. Późną nocą, pomagała wyrzucać tych co wychlali za dużo. Gdy bar zamykano, sprzątała, tak jak trzeba. Przez co Grille miały więcej czasu na dokładne rozeznanie się w zapotrzebowaniach baru, oraz szybciej kończyli pracę. Wilk syty i owca cała? No nie całkiem. W przeciwnym razie, nie byłoby zaznaczenia, że ten oneshoot jest dostępny od lat osiemnastu, prawda? No właśnie.
Opowiem jak do tego doszło. Więc, koniec zmiany. No i trzeba było posprzątać. Sala barowa zawsze pozostawała na końcu, po w trakcie sprzątania jacuzzi, a zwłaszcza pokoju ruchań, przechodziło się przez nią często. Dlatego jak tylko jacuzzi było już … naprawione. Elfka udała się do pokoju ruchań w którym Fell właśnie naprawiał łóżko. Dzisiaj trochę klientów przewinęło się przez to miejsce, dlatego nie wiedział dokładnie kogo ma winić za zniszczenia i kogo obarczyć odpowiedzialnością, kosztami naprawy, kupna nowego sprzętu i odsetkami. Nie widząc winnego, postanowił podwyższyć ceny trunków tak, aby wszystko mu się zwróciło z nawiązką. Koszty naprawy? Ah no tak, on sam wszystko naprawi, po czym dojdzie do wniosku, że i tak jest zepsute i trzeba coś nowego, a pozostałym powie, że musiał wezwać fachowca. Tak się zawsze robi. Prawda? Prawda. Mało to uczciwe, ale pierwszą rzeczą jaką nauczył się prowadząc swój biznes, to to, że uczciwy sprzedawca, to chujowy sprzedawca.
- Udało ci się? – zapytała się elfka wchodząc do pokoju z podwiniętymi rękami
- Nie – Fell mechanicznie przetarł czoło ręką – Nie wiem kto i co, ale trochę żałuje, że mnie tu nie było. Musiało być ostro – zaśmiał się i spojrzał na elfkę porozumiewawczo.
- E tam, nic ciekawego – machnęła ręką – Moim zdaniem, raczej nudno. Zniszczyli tylko łóżko.
-O… - uniósł brwi – Ty zniszczyłabyś więcej?
- O taaaak – zmrużyła oczy opierając o próg szczotkę – Caluśki pokój. – Weszła do środka i położyła rękę na piersi potwora, Fell przez chwilę był zaskoczony jej zachowaniem, potem zamruczał cicho
-A coś ty taka miła nagle, co?
-Czy to źle, że chcę okazać trochę wdzięczności mojemu dobroczyńcy?
- Niech pomyślę… - spojrzał do góry, lecz położył jej ręce na biodrach - … Tak. Bardzo dziwne. Więc, w co grasz?
- W piłkę nożną, trochę siatkówki…
-Dobrze wiesz, że nie o to pytam.
-Dobrze znasz odpowiedź – stanęła na palcach i go pocałowała w usta. Potwór odwzajemnił bez zastanowienia gest, powoli wsuwając rozdwojony język między jej wargi.
-Mmm myślę, że nie wiem o to ci chodzi – przesunął ręce wzdłuż jej kręgosłupa, podczas kiedy ona trzymała swoje na jego ramionach
-Myślę, że udajesz.
-Myślę, że jesteś w błędzie.
-Myślę, że oboje powinniście zabrać się za porządki – Grillby stał w progu ze skrzyżowanymi rękami na piersi – Co to za zachowanie.
-Nasz elfik chciał się trochę pobawić – Fell zamruczał nie puszczając kelnerki ze swoich objęć – Chcesz się dołączyć?
-Raczej spasuję, mamy wiele na głowie, a czas to pieniądz, prawda?
-O, w sumie racja. Im szybciej tutaj skończymy, tym szybciej będę mógł się tobą zająć – rzucił w stronę elfki jakby nigdy nic, oświecony i już całkowicie pozbawiony chcicy. Wspomnienie o zarobionych albo zaoszczędzonych pieniądzach działało zawsze jak kubeł zimnej wody, a gdy w grę wchodzi żywiołak ognia, można się domyślać, że takowa zimna woda robiła na nim spore wrażenie. Elfka oczywiście, nie była z tego zbyt zadowolona, tego wieczora jednak do niczego nie doszło.
Kilka dni później, sprawy przybrały nieco inny obrót. Już po porządkach, gdy Grillby przebrał się w piżamę i miał udać się do swojego pokoju. Zmęczony ale i zadowolony dniem jaki minął, zauważył, że jego łóżko… no cóż, ktoś w nim leży. Była to elfka, w delikatnej zwiewnej sukience, prześwitującej miejscami, lecz piersi i łono schowane były za przyjemną, czerwoną, koronkową bielizną. Płomienny potwór uniósł jedną brew do góry i poprawił okulary na nosie. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć dlatego stał, trzymając się klamki, wpatrzony w dość lubieżnie rozkładającą się na jego pościeli kobietę. Musiała minąć solidna chwila, kiedy i ona zdała sobie sprawę, że wrażenie jakie na nim wywołała nie było w żadnym razie nawet pobliskie pragnieniu seksualnemu. Oj nie. W powietrzu unosiło się jedno. Zażenowanie. Z jego strony i wkrótce i z jej. Grillby ani drgnął, po prostu stał, obserwując jak niepewnie wstaje z łóżka, nagle zasłania piersi i ze schyloną głową, wychodzi z pokoju nie spoglądając się za siebie. Rankiem, odbyła się rozmowa między potworami.
-Ewidentnie chce któregoś z nas zaliczyć. – Powiedział Fell siedząc przy stole w pokoju. Barnaba z zadowoleniem pałaszował śniadanie
-Ale po co? – Grillby sunął palcem po wierzchu filiżanki z kawą
-Bo się jej podobamy? – żywiołak spojrzał na niego z politowaniem, więc mówił dalej – No co. Nie zaprzeczysz, że działamy na kobiety
-Ech… nie sądzę, aby to był motyw
-A co myślisz?
-Gdybym wiedział, to bym się nie zapytał.
-Wiesz… może po prostu faktycznie ma na nas ochotę? Ot tak po prostu?
-Myślisz?
-Myślę.
-I co w związku z tym?
-Wiesz, najpierw startowała do mnie, a potem do ciebie, co ty na to, aby dać jej to czego chce, tylko że na raz – uśmiechnął się cwanie prostując. Grillby spojrzał na niego zaskoczony, ale nic nie powiedział. – Gdy dostanie już to co chce, może przestanie?
-Czasem zastanawiam się, czy naprawdę jesteś taki naiwny, czy tylko udajesz.
-Ciii, to będzie nasza tajemnica – puścił mu oczko i uśmiechnął się zawadiacko.
Koniec końców bez większego dogadania się, ale jednak, postanowili wcielić swój plan w życie. Kolejnego dnia, kiedy zmiana dobiegła końca, zaś ostatniego klienta wyniesiono (dosłownie) za drzwi, rozpoczęto sprzątanie. Elfka nie spodziewała się niczego, choć nadal czuła się mimo wszystko niezręcznie w towarzystwie swoich szefów. W milczeniu sprzątała podłogę w sali barowej, kiedy nagle poczuła ciepłe ramiona obejmujące ją w pół. Gdy podniosła głowę, był to Fiołek, z przymkniętymi oczami gładził ją po brzuchu, jednocześnie nosem sunął po jej ramieniu. W tym czasie Grillby zszedł z widoku, udając się gdzieś na dół. Początkowo była zaniepokojona, nerwowo zerkała co chwilę w stronę gdzie ostatnio widziała drugiego żywiołaka, lecz… Fell zajął się nią należycie. Przesunął dłoń mocno sunąc po piersi, po karku, zmuszając ją by odwróciła wzrok w jego stronę, ba, całą twarz. W jednej chwili cały świat stanął jej w ogniu. Gorące wargi dotknęły jej, dłonie pieściły po biodrze i karku, złapała go za ramiona, chciała się uwolnić, ale… ale się nie udawało. Naprawdę chciała być wolną? Sama już nie wiedziała. Z jednej strony czuła się dziwnie, nie mając żadnej kontroli nad tym co się dzieje, z drugiej niesamowicie ciekawiło ją, co przyniesie ten wieczór. Fell przesunął się do przodu, teraz zasłaniając cały jej świat. Stając między nią, a wyjściem. Otworzyła szeroko oczy, nadal nie przerywając pocałunku, zerkała co chwilę na niego, na drzwi i na niego znowu.
Wtedy potwór pchnął ją mocniej w głąb baru. Czuła coraz większy napór na swoje ciało i szybko ustępowała. Krok za krokiem, coraz głębiej w tył, aż za plecami poczuła drugie źródło ciepła. To był Grillby, który nagle znalazł się za nią. Kiedy to się stało? Nie słyszała żadnych kroków, a mimo to, oto był. Sunął rękami bo jej biodrach, po jej talii, zatrzymał na pośladkach i ścisnął mocno, boleśnie. Jęk jej utonął w gardle Fella, który nadal, nieprzerwanie całował jej wargi. Jednocześnie jego dłonie znajdowały się na jej piersiach. Pod materiałem białej koszulki, jaka nosiła do pracy, krył się koronkowy staniczek. Potwór wsunął ręce pod ubranie dostając się bezpośrednio na skórę. Od nasady złapał ją, ściskając palce na nabrzmiałych sutkach. Co się działo? Dlaczego? Oh, domyślała się dlaczego? Ale nie tak to planowała. Nie w ten sposób. Właściwie, to chciała czegoś innego, ale najwyraźniej, jej nie wyszło. Chciała szybko wydostać się z tej sytuacji. Przeczuwała co może dziać się dalej i nie chciała tego. Naprawdę nie chciała. Popełniła błąd i się jej nie udało osiągnąć tego, czego chciała. Zaczęła się kręcić, wiercić, próbować wyjść. Lecz szybko jej ręce zostały unieruchomione przez dłonie fioletowego potwora, zaś koszulka rozpięta przez drugiego.
-Pppprzestańcie – warknęła gdy Fell przerwał pocałunek, by zabrać się za jej kark. – Nie chcę. – Grillby na chwilę się zatrzymał, spojrzał na kuzyna porozumiewawczo, który tylko poruszał brwiami i dalej bawił się w najlepsze ignorując jej słowa. Właściwie, to jej próby wyzwolenia się, tylko dodatkowo go nakręcały. Wkrótce i Grillby poszedł w jego ślady. Może ich charaktery są od siebie różne, jakby dwie strony monety. Lecz… tej samej monety. Mieli ze sobą wiele wspólnego. Jak chociażby zamiłowanie do … nieco ostrzejszej zabawy. Nic więc dziwnego, że elfka szybko znalazła się na pozycji ofiary. Nie spostrzegła się nawet kiedy, została położona na stole w barze, zaś jej nogi i ręce przykute do nóg stołu za pomocą kajdanek ze skóry. Lecz jakiejś dziwacznej, mocniejszej niż zwykłe kajdanki. – Puśćcie mnie! – zaczęła krzyczeć, dlatego trzeba było ją uciszyć. Knebel zrobiony ze ścierki idealnie do tego służył. Nawet miał na środku węzeł, aby mogła zacisnąć na nim zęby. Teraz pozostało się już tylko bawić. Oboje stali nad nią, jeden trzymał ręce w kieszeni, drugi miał skrzyżowane na piersi.
-I co ty na to? – Zapytał Fell z zadowoleniem podziwiając swoje dzieło.
-Myślę, że będziemy potrzebować nowej kelnerki.
-Może, zobaczymy. Póki co, masz jakieś pomysły? – Grillby spojrzał na niego, a następnie na elfkę, która z każdą chwilą coraz bardziej desperacko próbowała się uwolnić.
-Jestem za bardzo zmęczony na jakieś zabawy z nią, wiesz?
-Czyli po prostu rżnięcie i papa?
-Myślę, że to będzie najlepsze. – przytaknął mu rozsuwając rozporek w spodniach. Wyciągnął swoje przyrodzenie, równie ogniste jak i on sam, sterczące i gotowe do działania, jednak tak, aby nie ściągać spodni na dół. Fell w tym czasie stanął na wysokości jej głowy i zaczął bawić się piersiami. Grillby zabrał się do roboty, pozbawiając dziewczynę bielizny jednym mocnym szarpnięciem. Właściwie to nie musiał się bardzo silić, to czego nie chciało mu się rozrywać, mógł spokojnie przepalić. Wkrótce jej naga kobiecość stała przed nim otworem. Nie mokra, ale zdecydowanie wilgotna. Chcąc nie chcąc, ciało robi swoje, choć umysł krzyczy co innego. Próbowała krzyczeć, ale nie mogła. Grillby wdarł się w nią jednym, mocnym pchnięciem. Czuła jego ciepło. Nie, gorąco. Tak, jakby ktoś wsadził w nią gorący termofor. Po policzkach pociekły łzy. Bez ani jednego słowa, potwór posuwistymi ruchami poruszał się do przodu i do tyłu, co jakiś czas wchodząc w nią na całą swoją długość i kręcąc biodrami, czuła że wtedy gładzi ją od środka z każdej możliwej strony. Nagle, ognista ręka dotknęła jej łechtaczki. Wiedział, jak zadowalać kobiety, dlatego po chwili szczytowała wykrzywiając się do tyłu. Nie sam akt był najgorszy. Gdy dochodził, wyszedł z niej pośpiesznie i swoje nasienie, w kolorze rozgrzanej magmy, wylał na jej uda. To parzyło. Naprawdę parzyło. Aż pisnęła. Dlatego pośpiesznie pochwycił za szmatkę i zaczął ścierać z niej płyn. Nie przeprosił. Pozostał po nim czerwony ślad. Mimo wszystko, gdzieś na dnie świadomości była mu wdzięczna, że nie skończył w środku. Nie wiedziała, czy dane byłoby jej to przeżyć.
Ciężko dysząc padła na stół mając nadzieje, że to już koniec. Lecz nie. Fell już stał w gotowości, on  i jego oręż. Nie dając kobiecie nawet chwili wytchnienia, również w nią wszedł i rżnął. Tak, bo najwłaściwsze określenie. Znacznie gwałtowniejszy, mocniejszy, bardziej brutalny, aż stół posuwał się do tyłu z każdym jego pchnięciem. Elfka uderzała raz za razem o blat tyłem głowy, zaś więzy na nadgarstkach i kostkach boleśnie uwierały. Miała dość. Płakała i chciała krzyczeć. Lecz Fell nie pozwalał. Położył się na niej wbijając zębiska w jej kark. Ukąszenie za ukąszeniem. Kilka nawet do krwi, którą potem zlizywał z jej karku rozdwojonym językiem. Seks z nim był o wiele mocniejszy, ale przez co i szczytowanie o wiele potężniejsze. Nie, aby tamto było złe. Po prostu tak, jakby u Grillbiego wszystko rozkładało się w czasie, było dłuższe i przez to lepsze do zniesienia. U Fella natomiast wszystko było bardziej… skondensowane. Dlatego nic dziwnego, że gdy osiągnęła orgazm, miała wrażenie, że jej mózg jakby się.. zresetował? Przez chwilę nie wiedziała co się z nią dzieje, gdzie jest, z kim jest ani nawet… kim jest. Z przyjemnego stanu otrząsnął ją ból. Kolejny potwór spuścił się na nią, tym razem na brzuch. Lecz w przeciwieństwie do tamtego, nie śpieszył się z pozbyciem pozostałości po sobie. Tak po prawdzie, nie zrobił tego. Fioletowy płyn kołysał się na niej wraz z jej głębokimi oddechami.
Grillby miał rację. Tamtej nocy stracili kelnerkę, która jak tylko została uwolniona, wybiegła z krzykiem z baru.
Share:

18 listopada 2018

Undertale: Gra w kości - Posępne dni [The Skeleton Games - Dreary Days] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Dwa tygodnie po odzyskaniu wolności i tydzień po kwarantannie.
Drzwi do pokoju 211 w urzędzie miasta Ebott City zamknęły się z trzaskiem. Mimo to słychać było dobrze głos zza nich. Zaskakujące, jak ktoś o tak miłym, dziewczęcym głosie był w stanie tak głośno krzyczeć. Inny głos jej odpowiadał, cichy i głęboki. Przerażony. Ale czego się spodziewać, kiedy rozmawia się z kimś, kto ma trzy pary rąk i pięć czarnych ślepi?
-Jak to nie zaakceptowano?! – krzyknęła Muffet, patrząc na bladego mężczyznę przed sobą. Zadrżał, kiedy jedna z rąk uderzyła w biurko, po ramieniu zsunęły się jej pająki.
-J-jeszcze nie zaakceptowano b-bo… - pocił się, z każdą chwilą czuł się mniejszy i mniejszy - … nadal musimy przeprowadzić testy aby mieć pewność, że…
-Właśnie widziałam Grillbiego jak wychodzi z formularzem! Dlaczego ja nie mogę dostać jeszcze swojego?! – Mężczyzna dostrzegł, że na jego biurku z każdą chwilą jest coraz więcej pająków
-Właśnie to chciałem wyjaśnić! Potworze jedzenie zostało przetestowane i zaakceptowane aby ludzie je spożywali, ale prochy…
-To nic takiego! Właściwie to to samo! – Muffet uderzyła w biurko, sprawiając że pająki na nim lekko podskoczyły
-M-musimy mieć całkowitą pewność, że nie wywoła żadnych negatywnych efektów na ludziach
-Nie wywoła! – krzyknęła pokazując kły
-B-błagam niech one przestaną! – Muffet popatrzyła na jego oczy. Tsk, boi się. Żałosny! Nawet nie zaczęła go obrażać! Już jest bliski płaczu, a przecież nie związała go i nie zaczęła torturować jeszcze. Ludzie i ich słabe ciałka nie potrafią niczego dobrze znieść
-Dobra…! – wywróciła oczami i pstryknęła palcami, wszystkie pająki wróciły pod rękawki jej bufiastą sukienki. – Ale lepiej się pośpieszcie, ludzie! Już zapłaciłam zaliczkę za budynek. Jeżeli nadal będziecie się ociągali w wydaniu mi zgody… - uśmiechnęła się – Osobiście dopilnuję, że urząd skarbowy wyciągnie odszkodowanie od was… wraz z odsetkami!
-Zapewniam p-panią, że pracujemy najszybciej jak się da. Takie rzeczy potrzebują czasu
-Macie czas! Nie było mnie tydzień bo byłam na kwarantannie! SKOŃCZCIE TO W KOŃCU!
-AAAA – skrzeknął gdy uderzyła w biurko. Muffet znowu wywróciła oczami. Jak takie proste rzeczy mogą zajmować im tyle czasu? Z radością wprowadzili potworze jedzenie do obiegu, ale prochy? Nieee. Od wielu dni je testują. I oczywiście… ten głupi ognisty potwór, dostał zgodę na swoje jedzenie od razu. Ugh… jest taki żałosny! Muffet zrobiła kilka kroków wzdłuż korytarza, udając się do sali poczekalnianej. Tsk… o wilku mowa. Grillby stoi przy drzwiach, jasny fioletowy płomień oświetla pomieszczenie. Pisze coś na swoim telefonie, uniósł głowę gdy Muffet weszła. Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy, tak jakby miał zaraz się zaśmiać.
-Z-Zamknij się, świeczko! – krzyknęła mijając go by wyjść drzwiami. Zatrzasnęła je za sobą wpadając wprost pod ulewę. Zatrzymała się by patrzeć jak pada na chwilę, schowana pod niewielkim daszkiem urzędu. Westchnęła wchodząc w deszcz. Może i Grillby dostał wcześniej pozwolenie na jedzenie, ten wredny drań, ale powodzenia we wracaniu do domu w taką ulewę! Wiadomo, że ogniste elementy nie znoszą wody. Oczywiście, może podawać wiele drinków w barze, ale kiedy chodzi o wodę, nie może jej dotknąć. Zawsze mówi, aby zrobił to ktoś inny. Na powierzchni wszystko jest dziwne. Nie przywykła, aby pogoda tak szybko się zmieniała. Właściwie, to wszystko co chwila się zmienia. Ludzie, światła, pogoda… Czasami ma wrażenie, że sama też się zmienia. I nie jest pewna, czy się jej to podoba czy nie.  Jej ubrania całkiem przemokły kiedy szła na przystanek autobusowy. Pająki pod ubraniem drżały by stworzyć odrobinę ciepła. Nie padało kiedy przyszła, właściwie to zapowiadała się słoneczna pogoda. Muffet czekała schowana pod daszkiem przystanka autobusowego, czekając aż deszcz ustanie. Oczywiście, mogła zaczekać w urzędzie, tak jak Grillby, ale… nie ma mowy aby patrzyła na jego głupią mordę z tym głupim cichym uśmiechem! Tsk… Dlaczego dostał pozwolenie przed nią? Jej produkty są o wiele smaczniejsze! Wszystko co on podaje jest obrzydliwe i pełne alkoholu. Naprawdę… ile można jeść frytek?! No i jego klienci są obrzydliwi. Ludzie będą zażenowani gdy w końcu otworzy swój bar. Jeżeli zobaczą co serwuje i w jakim to jest stanie, może postanowią już nigdy nie otwierać żadnych potworzych biznesów?
Jak znalazła się w domu zamknęła z trzaskiem drzwi za sobą. Niewielkie mieszkanie w sam raz dla jednego potwora, ale nie mieszkała w niej sama. Już zaczęła dekorować ją we własnym stylu. Krótkie fioletowe zasłony i miękkie meble. Nie wspominając o srebrnej nici pajęczej po której spacerowały jej pająki. Te jakie miała pod ubraniami, natychmiast z niej zeskoczyły strzepując z nóżek krople wody i przytulały się do innych pająków, które nie były zimne i mokre. Poszła schodami do góry myśląc o przebraniu się, kiedy dostrzegła coś w swojej sypialni.
-Babeczko! – krzyknęła uśmiechając się, kiedy przerośnięty potwór, wyglądający jak skrzyżowanie muffinki i pająka podbiegł do niej. – Ahuhuhuhu! – zaśmiała się drapiąc parą dłoni go po głowie – Tęskniłeś za mną? – z kieszeni wyciągnęła potwornego cukierka, odpakowała go i podrzuciła do góry. Babeczka entuzjastycznie złapał smakołyk, nim ten opadł na ziemię – Jakże bym chciała, abyś zjadł tych bezwartościowych ludzi… Babeczka ziajał, przechylając głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, czekając na więcej cukierków. Tak by zrobiła w Podziemiu. Nikt nie kazał jej czekać. Naprawdę tęskniła za tym.

-Głupi ludzki deszcz! – warknęła, gdy wyszła z autobusu, wchodząc wprost w kałużę. Już trzeci raz pada w tym tygodniu. Miała już dość wilgoci. Czuła się tak, jakby żyła pod wodospadem! Całe szczęście, dzisiaj miała ze sobą parasolkę i kalosze. Na nieszczęście, padało bardziej niż przypuszczała, więc jej czarne ubrania były przemoczone, nie wspominając już o chlapaniu z kałuż. Jeden z ludzi, którzy wychodzili z nią, w pośpiechu ją miną. Właściwie… większość ludzi wyglądało przerażonych wycieczką. To zaledwie drugi tydzień po tym jak potworom pozwolono opuścić tereny góry, ale ich reakcje naprawdę zaczynały ją denerwować. Słyszała już kilka komentarzy, jak straszne są jej oczy, widziała też jak ludzie po prostu uciekali z krzykiem na sam jej widok. Tsk… niech się boją. Pod daszkiem przystanka autobusowego był schowany znajomy ognisty potwór. Szybko uśmiechnęła się cwanie.
-Ahuhuhuhu! Cóż, cóż… widocznie niczego się nie nauczyłeś od ostatniego razu, prawda? – prychnęła na ognisty element, kiedy ten na nią patrzył – Ludzie i ta ich ludzka pogoda – dodała z udawanym żalem w głowie. Nasłuchiwała kilku strzyknięć ognia. Nagle otworzyła szeroko oczy i wyprostowała się – Takie komentarze zostaw dla siebie! – odwróciła się i odeszła schowana bezpiecznie pod parasolką. Szybko znalazła się znowu w pokoju 211, patrząc na chudego, bladego mężczyznę co ostatnio.  – Powiedziano mi, że dzisiaj dostanę odpowiedź – mówiła sprawdzając czystość swoich paznokci, nie chciała patrzeć na jego głupią mordę ani chwili dłużej – I jaki werdykt… Hm?
-Z-zrobiliśmy potrzebne testy i wiemy już jakie są efekty potwornego prochu, masz zgodę na otworzenie piekarni – sięgnął po teczkę i wyciągnął z niej plik papierów – Są co prawda pewne formalności i zasady jakie zostały utworzone… - popatrzył na nią – M-mówiła pani, że pająki będą pracowały w piekarni… z panią?
-Tak – uśmiechnęła się – Wyraziłam się jasno jeżeli o to chodzi.
-Można zatrudniać ludzi w swoich interesach, jeżeli dostają wynagrodzenie za swój czas i wysiłek… lecz w świetle prawa potwory i ich… uh…
-Dominująca klasa – fuknęła przewracając oczami
-O-ostatecznie pozwolimy zatrudnić ci pajęcze potwory jako pracowników. Wszystkie przepisy są na stronie szóstej. Nim dam ci jednak licencję, musisz podpisać tutaj – pokazał żółtą kreskę na pierwszej stronie – I tutaj… - przekręcił kilka kartek i pokazał drugie miejsce – I tutaj… z dzisiejszą datą. – Muffet zabrała mu papiery. Już je uważnie przeczytała. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że nie należy podpisywać niczego bez uprzedniego bardzo dokładnego zapoznania się z treścią. Uwielbiała uczyć tego też inne potwory w Podziemiu. Kiedy skończyła, mężczyzna przyniósł kolejne papiery.  – Będziemy też potrzebować… uh… p-podpisu od – popatrzył na jej rękawy – Oczywiście… jako ich opiekun prawny możesz podpisać …. – wtedy trzy puchate czarne pajączki wyszły spod jej rękawków na biurko. Mężczyzna natychmiast puścił papiery i wycofał się. Pająki podniosły długopis, stając jeden na drugim, ich małe nóżki uniosły długopis w powietrze. Podpisały papiery dziwnym symbolem, nim wróciły pod ubranie Muffet.
-Czy to wszystko? – zapytała znudzona i zażenowana żałosnym zachowaniem człowieka.
-T-tak… - wpisał coś do komputera, a następnie zebrał papiery i je zeskanował. Starał się unikać dokumentów, jakie dotykały pająki – Wydrukowałem dla pani oficjalne papiery. Musi pani udać się do Mery z recepcji, a poda je pani
-W końcu… - uśmiechnęła się – Widzisz… nie jesteś aż taki bezwartościowy! – zaśmiała się – Tak trudno było wszystko skończyć? Co?
-Ja….
-Nie martw się – przerwała – Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tutaj już nie wracać – i z westchnięciem odwróciła się i wyszła z biura. Mężczyzna nasłuchiwał, aż drzwi się zamknął nim odetchnął z ulgą. Potem pogładził się po ramionach pozwalając, aby dreszcze minęły. Nadal czuł małe pajęcze nóżki na sobie.
 Idąc korytarzem Muffet weszła do poczekalni. Kiedy mijała jedno z biur usłyszała głośną rozmowę za drzwiami.
-Ta, nadal nie przyszedł… Wiem! Powinniśmy wyznaczać mu terminy zawsze kiedy będzie padać! Hah hah! CO NIE?! No i tak odeślę go z kwitkiem, bo nie uwzględnił łazienki! .. Pewnie nawet o tym nie pomyślał – Zatrzymała się, marszcząc wszystkie pięć oczu. Czy oni mówią o…? Stuknęła w jedno z ramion, spod rękawa wyszedł mały pajączek, spadł na ziemię i wszedł do pokoju. Czekała, słuchając głosów – Mam też wiele innych rzeczy jakie będę mu wytykał… Ciekawe kiedy się podda! – uśmiech pojawiał się na jej twarzy – Ta, a jak z twoim awansem? Nie dostałeś? Szkoda. Te stwory nie wiedzą jak działają urzędy. Tam na dole w ogóle ich nie uczono… - Po chwili pająk wrócił trzymając kilka papierów. Wdrapał się po jej nogach podając dokumenty w jej rękę, a następnie schował się pod ubranie.  Szybko przejrzała je, a potem schowała do jednej z ukrytych kieszeni nim jakby nigdy nic weszła do poczekalni. Człowiek w recepcji miał jej licencję, odebrała ją z uśmiechem, i wyszła przez drzwi wchodząc w deszcz. Jak była już dość daleko od budynku, wyciągnęła dokumenty trzymając parasolkę w innej ręce, a papiery w innej. Przeglądając je uważnie, zauważyła, że dotyczą interesu jaki chce otworzyć Grillby. Osoba, która zajmowała się jego sprawą, nie zaznaczyła dokładnie co należy naprawić wedle ludzkiego prawa. Jest lista rzeczy jakie są niezgodne, wliczając w to brak ubikacji. Muffet zaśmiała się. Pierwszym co zrobiła po wyjściu na powierzchnie, to przeczytanie wszystkich ludzkich praw jakie znalazła. Tym bardziej te dotyczące prowadzenia własnej piekarni, co należy mieć, aby spełniać standardy. Miała problem tylko z pyłem oraz z zatrudnieniem pająków jako pracowników. Ale załatwiła to tak szybko jak to możliwe. Gdy podeszła do przystanka, zauważyła Grillbiego nadal schowanego pod daszkiem. Jego koszulka wyglądała na suchą, ale spodnie były mokre. Stanęła obok, czekając na autobus w ciszy. Jego płomienie delikatnie kołysały się, ściągając jej uwagę na niego. Widziała jak kilka osób robi im zdjęcia po drugiej stronie ulicy. Zacisnęła ręce na parasolce. Chciała do nich podejść i okrzyczeć ich o to. Ale postanowiła się nie ruszać. Potwory nie powinny reagować negatywnie na ludzi. Nie może wiele zrobić. Gdy czekała, deszcz narastał. Krople kapiące o jej parasolkę, zamieniły się w cichą muzykę deszczu. Aż musiała mocniej ją chwycić, by nie wypadła jej z rąk. Dostrzegła dzieci chowające się w pobliskiej klatce budynku mieszkalnego. Nikt, kto nie musi, nie wychodzi teraz. Pogoda potęgowała jej zdenerwowanie. Gdyby Grillbiego tutaj nie było… mogłaby w całości schować się pod daszkiem i czekać. Jest taki denerwujący. Dlaczego nie może sobie po prostu odejść?! Więcej kropel uderzyło w daszek. Chwilę potem, słyszała szuranie i gdy zerknęła spod parasolki, zobaczyła jak Grillby robi krok w tył. Kałuża przed nimi zrobiła się już duża, i weszła na chodnik. Popatrzyła na jego ręce, spod rękawów zawsze wydostawały się fioletowe języki ognia, teraz jednak mniejsze niż zwykle. Popatrzył na nią, a ona ponownie schowała się pod parasolką, udając że nic nie widziała. Jedno stało pod parasolką, drugie pod daszkiem przystanka, czekając w ciszy. Kiedy autobus w końcu przyjechał, Muffet była gotowa odejść. Zrobiła krok do przodu i wdepnęła w głęboką kałużę, zatrzymała się na chwilę patrząc na wodę dookoła jej kaloszy. Potem spojrzała na przystanek.
-M-masz! – krzyknęła podając potworowi parasolkę – W-weź! – ognisty potwór delikatnie strzyknął uśmiechając się cwanie. Wziął przedmiot – I to! – nagle podała mu papiery – Napraw wszystko! – widziała odbicie swoich oczu w parze okularów przeciwsłonecznych. Zarumieniła się – B-bo sprawiasz, że wyglądamy źle! Ludzie są gorsi od nas, więc nie pozwól im nad sobą górować! – płomienie zawirowały mocniej, nawet otwierał usta, aby coś powiedzieć – Z-zamknij się, świeczko! – krzyknęła, czując jak magia w niej robi się cieplejsza. Potem weszła do środka nie chcąc patrzeć za siebie. Nim jednak pojazd odjechał jedno z okien otworzyło się – I… czekam aż oddasz mi parasolkę! Pożyczam ci ją tylko, jasne?! Każdy dzień zwłoki w oddaniu będzie kosztował! – ognisty element zaśmiał się delikatnie chowając cwany uśmiech pod parasolką. Tutaj naprawdę wszystko jest inne… W Podziemiu nie zrobiłaby czegoś takiego.

Piekarnia Muffet była otwarta od trzech dni i całkowita liczba klientów była niezmienna, cała dwójka. Pierwszy człowiek wybiegł natychmiast z budynku po tym jak zobaczył jej pająki. Jego krzyk odbijał się echem, zaś drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Drugi wszedł z pytaniem, czy może skorzystać z ubikacji. Oczywiście, pokazała. Lecz nadal jej ego cierpiało, że żaden nie wszedł do piekarni tylko po to aby coś kupić. Aby pogorszyć sytuację, ludzie którzy mieszkali w pobliżu, jak tylko usłyszeli, że otwiera swój sklep, natychmiast zaczęli protestować przed jej piekarnią. Oparła się o blat, pięć oczu spoglądało za okno, patrząc na ludzi za szybą stojących przed sklepem z wściekłością. Mają szczęście, że nie są w Podziemiu. Gdyby grupa potworów choćby myślała o zorganizowaniu czegoś podobnego… cóż… jej pająki zajęłyby się sprawą, zaś Babeczka miałby większą kolację. Westchnęła opierając się bardziej. Może powinna się poddać? Jasne, to było jej marzenie, aby otworzyć piekarnie na powierzchni, ale… jaki był sens wychodzić z góry skoro nie może mieć swojego sklepu! Dzwonek zadzwonił i uniosła się natychmiast entuzjastycznie.
-Witamy w nasz… - przerwała – Oh.. to ty… - powiedziała zdając sobie sprawę kto przyszedł, oparła głowę o jedną z rąk. Grillby stał niepewny przed nią, w dłoniach trzymając czarną parasolkę. Jego fioletowe płomienie delikatnie kołysały się, w okularach odbijał się pożyczony przedmiot, jaki natychmiast wystawił w jej stronę. – Tsk.. P-postaw koło drzwi – machnęła ręką. Zrobił co mu powiedziała wsadzając ręce do kieszeni gdy już były. Stał w milczeniu przez chwilę, jego płomienie były jaśniejsze – N-nie stój tak! Odstraszasz klientów! – krzyknęła. Grillby uniósł się lekko jakby chciał coś powiedzieć, wtedy zobaczył dookoła siebie setki małych puchatych pajączków. W mgnieniu oka, wyszedł zamykając za sobą drzwi. Muffet westchnęła, całkowicie kładąc się na ladzie. Może, naprawdę powinna się poddać? Ktoś otworzył drzwi – Mówiłam ci przecież, abyś – zatrzymała się zdając sobie sprawę, że to nie Grillby. W progu stał człowiek. Musiał wejść zaraz po Grillbym, bo dzwonek nie zadzwonił. Oby nie był jednym z tych co protestują, albo będzie tego żałować. Westchnęła – Witamy w naszym… - człowiek zrobił kilka kroków do przodu nim padł twarzą na ziemię. Muffet zamarzła nie mówiąc ani słowa. Co… co się stało?! Człowiek się nie ruszał. Umarł?! Oni nie zamieniają się w pył… prawda? Czy ludzie mają w zwyczaju wchodzić do sklepów i umierać? Jej pająki otoczyły ją, czując zmartwienie w jej duszy. Nie, nie, nie, nie! Nie może mieć zwłoki w wejściu! To najgorsze co może ją w tej chwili spotkać! Co się dzieje? Chciała mieć tylko piekarnię! Co ludzie mają przeciw niej?! Jasne, boją się pająków, ale czy można umrzeć od zobaczenia ich?! Muffet patrzyła na człowieka z bezpiecznej odległości, czując coraz większe zmieszanie.
-Mrgh… moja twarz – człowiek jękną, przekręcając się na plecy. Trzymał dłonie na twarzy. Więcej stęków i jęków, mamrotał coś o słońcu. Znowu się przekręcił odciągając swoje ciało na bok i przestał. Podniósł się powoli spoglądając na oczy potwora.
-Uh… cześć… - powiedział po prostu
-Cz-cześć.. – odpowiedziała mrugając na raz wszystkimi oczami
-Czy… umarłam? – Muffet patrzyła na człowieka zmieszana – Bo czuję się jakbym trafiła do nieba! W tym sklepie tak cudownie pachnie!
-Co?!
-Hahaha – człowiek się zaśmiał i stanął na nogach – Uh.. przepraszam za tamto.. musiało być ze mną gorzej niż sądziłam. – Muffet nie wiedziała co powiedzieć – Nie martw się! – człowiek schował ręce za plecami – Czasami tak się dzieje, ale nic mi nie jest! – Muffet nadal patrzyła niepewnie
Podrapałaś się po głowie patrząc na potwora przed sobą. Już wiedziałaś, że lubisz potwory, ale właśnie zobaczyłaś najśliczniejszego z nich. Stała przed tobą, z trzema parami rąk, pięcioma oczami i prześlicznym fioletowym odcieniem skóry. Udekorowana plakietka na jej piersi miała napisane „Muffet” dostrzegłaś kilka pająków na jej ramieniu, a zaraz potem setki innych krzątających się za nią. Chwilę Ci zajęło zorientowanie się gdzie jesteś. Sklep wyglądał ślicznie, tonący w kolorach jasnego fioletu ze srebrnymi dekoracjami i czarnymi kokardami na każdym z krzeseł. Nawet na stołach były przepiękne srebrne obrusy w kształcie pajęczyn. Zakochałaś się w wystroju.
-Czy… to miejsce zostało otwarte niedawno? – zapytałaś
-Tak… - potwór odpowiedział spokojnie – J-jakiś tydzień temu
-Co?! Dlaczego o nim nie słyszałam?! – Muffet wyglądała na urażoną
-Ja.. zrobiłam znak – powiedziała tak, jakby to miało wystarczyć.
-Będziesz potrzebować więcej niż tylko znaku. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Musisz zrobić reklamę w Internecie wtedy obiegnie cały świat. Powinnaś mieć więcej klientów, tutaj jest niesamowicie! – podchodziłaś już do wystawki słodyczy. Na srebrnych półmiskach, poustawiane na małych srebrnych obrusach były fioletowo, srebrno-czarne słodkości. Nie wyglądały tylko smacznie, wszystkie były sztuką samą w sobie. Patrzyłaś na wystawę oczarowana tym co zobaczyłaś, wtedy zauważyłaś tabliczkę koło nich, obwieszczającą z dumą
Przez pająki, dla pająków, z pająków.
Co to znaczy?! Koniecznie musisz spróbować!
-Masz coś z truskawkami? – zapytałaś zaciekawiona patrząc na coś co przypominało pączka z pajęczą siecią na nim. Potwór pokazał na jednego z wystawy, nadal mierząc się bacznie wzrokiem. Miałaś nadzieję, że nie będzie cię wypytywać o wcześniejsze. Nie chciałaś używać na nią swojej hipnozy jeżeli nie musiałaś. Całe szczęście, najwyraźniej potraktowała, jako normalne ludzkie zachowanie tak padać na twarz w sklepach. Pokazała ci na czarną czapeczkę i ośmioma parami nóg. Babeczka nazywała się Pajęcza Kanapka. Patrzyłaś się przez chwilę na smakołyk zastanawiając się, gdzie tutaj są truskawki. – Poproszę jedną i… - pokazałaś na coś, co wyglądało jak kolorowe kulki – Cokolwiek to jest
-Pajęcze jaja – odpowiedziała cicho, chwytając jedno i wsadzając do papierowej torebki – T-to wszystko?
-Tak – Podała Ci cenę, na którą spojrzałaś z przerażeniem… Drogo.. Jak dostałaś torbę usiadłaś przy jednym ze stolików. Nie chciałaś jeszcze wychodzić na słońce, postanowiłaś więc zjeść Pajęczą Kanapkę. Bałaś się, że puch z zewnątrz przyklei Ci się do buzi jak będziesz chciała ugryźć pająka, dlatego postanowiłaś rozerwać go na pół. O… to tu są truskawki. Różowe nadzienie delikatnie wypłynęło ze środka. Wsunęłaś połowę Pajęczej Kanapki do ust, czułaś przyjemny truskawkowy smak rozpływający się w języku. Siedziałaś chwilę i gryzłaś, a następnie przełknęłaś czując jak pozostałe jedzenie znika w gardle. To było dziwne… Siedziałaś oszołomiona. – Czy tu jest magia?! – krzyknęłaś wstając od stołu. Potwór za ladą zadrżał.
-Trochę tak, ale większość to proch – powiedziała zwyczajnie
-Ale na tabliczce jest napisane, że jest z pająków
-Pajęczego prochu – poprawiła – Jest słodki i smaczny
-Proch…? Pająki zmieniają się w proch? – Muffet zaśmiała się
-Oczywiście, że tak – W tej chwili kilka puchatych pająków wystrzeliło srebrne nici i zsunęło się na nich na dół. – Pająki nie żyją długo – tłumaczyła – Więc… kiedy umrą, tak jak wszystko co jest zrobione z magii, zamieniają się w proch – przyglądała ci się z uwagą – I to właśnie wcześniej jadłaś, szaraczku. – Pająki jakie zeszły, teraz wspólnymi siłami ścierały odciski palców jakie zostawiłaś na stoliku. Przyglądałaś im się przez chwilę z fascynacją, nim spojrzałaś ponownie na potwora za ladą
-Pozwalają się jeść? – Muffet uśmiechnęła się
 -To część potworzej kultury, umieszczać prochy w tym co się kochało za życia… A pająki naprawdę kochają wybory cukiernicze – Huh… to właściwie… miłe. No i jedzenie jest smaczne. Nie masz nic przeciwko temu, że chcą stać się czymś tak smacznym.
-Chciałabym więcej – mówiłaś patrząc na wystawę – Może … ten eklerek … i jeszcze… tego wielkiego fioletowego donata
-Oczywiście… - Gdy czekałaś, wzięłaś to dziwne kolorowe pajęcze jajo z torby. Było małe, rozmiaru grosika, wrzuciłaś je w całości do ust czując jak się rozpuszcza pozostawiając po sobie przyjemny owocowy smak i znowu znikł całkowicie gdy przełykałaś.
-Powinnaś mieć więcej klientów – powtórzyłaś gdy podała ci pakunek. Nie dbasz o to ile kosztuje. Żyłaś już dość długo, ale jeszcze nigdy nie jadłaś nic tak przepysznego. Wampiry nie trawią najlepiej, więc wszystko co znika w gardle zamiast trafiać do żołądka, jest cudowne.
-Tak… cóż… - popatrzyła na okno na protestujących przed sklepem
-Olej ich – warknęłaś zdenerwowana – Heh… założę się że twoje wyroby smakowałoby by lepiej, gdybyś je robiła z wkurzających ludzi – Pierwszy raz, Muffet naprawdę się uśmiechnęłaś. Wyglądała prześlicznie.
-Ahuhuhu! Cóż, cóż… miło wiedzieć, że ktoś ma podobne pomysły. Cóż, jedzenie ludzkiego mięsa jest technicznie legalne w waszym rządzie, ale kupno i sprzedaż to już trudniejsza sprawa
-Zaraz… naprawdę się nad tym zastanawiałaś? – Pochyliła się nad ladą uśmiechając cwanie
-Może…
-Hahahaha! Naprawdę wolno je jeść?!
-O tak – przytaknęła – Ale ciężko jakieś dostać, bo nie wolno zabijać nikogo. Choć i tak nie przepadam za mięsem w moich produktach… wolę raczej – spojrzała na ciebie porozumiewawczo – Cóż… niech zajmie się tym ktoś inny – mruknęła. Gdy zapłaciłaś za zamówienie spojrzałaś przez okno. Nadal świeci słońce, ale nie masz daleko do domu. Powinno ci się udać dojść. – Coś cię martwi szaraczku? – zapytała
-Mam uczulenie na słońce, więc…
-A więc o to chodziło wcześniej! Ludzie mogą być uczuleni na słońce? – otworzyła wszystkie oczy w zaskoczeniu.
-To rzadkie, ale nie martw się, mieszkam kilka bloków dalej – podeszłaś do drzwi zatrzymując się przed strugą światła prześwitującą przez szybę – Mam tę alergię od dawna… więc dam sobie radę – Postanowiłaś iść już, nie chciałaś zostawiać w piekarni dłużej niż powinnaś. Chwyciłaś za klamkę zbierając się w sobie by stanąć w świetle. – Wpadnę jeszcze do ciebie, chcę spróbować wszystkiego co tu masz!
-S-stój! – krzyknęła wychodząc zza lady i podchodząc do Ciebie. Pochyliła się i podała parasolkę jaka leżała koło drzwi – Możesz pożyczyć… Może pomoże – rzuciła nieśmiało – P-powiedziałaś, że znowu tutaj przyjdziesz, więc…
-Oh! Dziękuję! – powiedziałaś zadowolona biorąc parasolkę i otwierając ją. Wyglądała cudownie, w środku była kolejna srebrna pajęcza sieć, chwilę ja podziwiałaś – Skąd ją masz, jest przepiękna!
-Ja… ja ją zrobiłam – odwróciła wzrok
-Zrobiłaś parasolkę?!
-Tak…
-Zajebiście!
-Um… - nie wiedziała co powiedzieć – S-sama robię swoje ubrania, więc… uh… - popatrzyła na dół, złączając palce razem – M-możesz mieć parasolkę do kolejnej twojej wizyty… B-bo mówiłaś, ze wrócisz. Ja.. nawet policzę ci mniej. Moja ceny są dla tych niecywilizowanych kreatur… a-a ty…
-Oh! Dziękuję! – uśmiechnęłaś się – Naprawdę chcesz abym częściej wpadała?
-T-tak…
-Więc przyjdę w kolejnym tygodniu, do potem! – I wtedy wyszłaś przez drzwi, wprost w stronę strajkujących. Wyciągnęłaś jedno z ciastek i patrzyłaś zadowolona na ludzi jedząc je przed nimi. Muffet patrzyła na Ciebie przez szybę czując, że się rumieni.
-D-do potem.. – mruknęła, pająki zebrały się dookoła niej zaciekawione dziwnym zachowaniem. Tutaj jest naprawdę inaczej… Nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego w Podziemiu.
Share:

17 listopada 2018

Komiks: Przygody Boga - Wycieczka 2 [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści













Share:

Komiks: Przygody Boga - Wycieczka [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści












Share:

Komiks: Przygody Boga - Wino [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści









Share:

POPULARNE ILUZJE