Notka od autora: Frisk został zabity, a jego dusza została zabrana do króla. Dziecko jednak zdążyło zabić kilka potworów na swojej drodze, ucierpiała też Toriel czy Papyrus. Potwory po wydostaniu się na powierzchnie zrobiły dość duże... zamieszanie. Minęło od tego momentu siedem lat, ludzie pomału nauczyli się żyć razem z tymi stworami, przynajmniej w większości. Ty za to masz dość, potrzebując trochę spokoju, udałaś się tam, skąd potwory uciekły - na górę Ebott.
Nie przemyślałaś tego dobrze, to jest pewne.
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika i pewnie jak już się spodziewacie, Sans x Czytelniczka. Bo jakby inaczej. Jest to też moje pierwsze opowiadanie na poważnie i pierwsze, które chcę skończyć. Wszystkie rady są mile widziane.
Spis treści
To twoja wina (tu jesteś)
...
Co to kurwa było?
Te słowa krążyły ci po głowie, odkąd jakiś badyl postanowił cię zaatakować. Cała przerażona opierałaś się o drzwi, serce biło tak szybko, że miałaś wrażenie, jakby się zatrzymało. Nie wspominając o tym, że jesteś spocona jak świnia. Zaraz, świnie się chyba nie pocą. Mniejsza. Jesteś bezpieczna, to najważniejsze.
No dobra, chyba bezpieczna, bo nie czarujmy się, jeśli to coś ma dostęp do tego domu, to jesteś martwa. Byłaś pewna, że wszystkie potwory wyszły na powierzchnię, w tych wszystkich wywiadach wyraźnie zaznaczały, jak to życie w podziemiach dawało w kość. Kurwa.
Czemu tego nie przemyślałaś? A może po prostu ten kwiat nie mógł wyjść? Spojrzałaś na zamek w drzwiach, żadnego klucza. Jeśli potrafi otwierać drzwi to będzie kiepsko, mimo wszystko kochasz żyć i obiecujesz, że jak stąd wyjdziesz to nigdy, ALE TO PRZENIGDY, nie wpadniesz tu znowu celowo. A matka mówiła, obieraj ziemniaki i nie pyskuj że ci źle. Dobra, poradzisz sobie, jesteś przecież dorosłą kobietą.
Rozglądając się po pomieszczeniu dostrzegłaś małą szafkę, na której stał ładnie zdobiony wazon z jakąś roślinką, tyle, że uschniętą. Podbiegłaś do niej i strącając naczynie, zaczęłaś siłować się z meblem. Dość łatwo było go przeciągnąć pod drzwi, co prawda trochę się przy tym zmachałaś, ale wizja pożerającej cię stokrotki była gorsza, właśnie to wykrzesało z ciebie te ostatki sił.
Teraz, jak jesteś chyba bezpieczna, masz czas by pomyśleć co dalej i napić się wody. Zdjęłaś z pleców dość spory plecak, w którym schowałaś reklamówkę wypełnioną do połowy różnymi kanapkami, dość sporo wody i kilkoma innymi ważnymi rzeczami. Chciałaś tu zostać na kilka dni, odpocząć od tego wszystkiego. A tu taka niespodzianka. Miałaś jedno zadanie.
Westchnęłaś i odkręcając wodę, upiłaś kilka łyków. Dobra, co teraz. Skoro to coś tu jest, to może zostało ich więcej? Właśnie, znajdujesz się w jakimś pierdolonym budynku. Leniwie wlepiłaś wzrok w rozbity wazon, ziemia walała się po podłodze, a roślinka miała wyjebane, i tak była zdechła. Może ktoś tu mieszka, a ty wpierdoliłaś się jak bezdomny w wigilie? Cóż, jeśli jest podobny do tego kwiatka, najwyżej cię zabije. Bo aktualnie nie ma w tobie żadnej siły i motywacji, by dalej się bronić. Zakręciłaś wodę i wsadziłaś ją z powrotem do plecaka. No nic, pora pozwiedzać budynek.
Wstałaś, a w twojej głowie zakręciło się nieprzyjemnie. Chwile stałaś podparta ściany, aż zostawiłaś ją w spokoju i pokierowałaś swoje ciało w lewo. Salon. Stół, kominek, krzesła, fotel, kurz. Sama podłoga wyglądała jakby nikt jej nie mył od bardzo dawna. Zainteresowana pokierowałaś się do szafki z książkami. Dość spora kolekcja. Zafascynowana wzięłaś pierwszą lepszą do rąk. Piękna skórzana okładka, w środku pożółkłe strony, postanowiłaś mimo wszystko nie tracić czasu i niczym prawdziwy kleptoman, wsadziłaś ją do plecaka. Będziesz podziwiać jej piękno w domu. Resztę zostawisz, nie masz aż tyle miejsca by upchać więcej, no i... po co ci niby więcej.
Kuchnia, z wyglądu strasznie sympatyczna, jeśli można tak nazwać pomieszczenie, ma wszystko co mieć powinna. Przynajmniej ty masz ją podobnie umeblowaną, tylko twoja jest trochę większa i posiada zmywarkę. Najbardziej jednak zdziwiło cię ciasto, ciasto leżące na blacie. Podeszłaś bliżej i je dotknęłaś. Zimne. Do tego twarde jak skała i śmierdzi. Ugh. Teraz masz pewność, że nikt tu nie mieszka. Ciekawa odkręciłaś kurek w kranie, o dziwo, po kilku sekundach zaczęła się lać woda. I choć odkręciłaś ciepłą, to zimna też będzie. Nabrałaś trochę w dłonie i przemyłaś twarz. O tak, tego ci było trzeba. Woda zaczęła się gromadzić przez zatkany odpływ. Musiałaś być nieźle brudna, bo ciecz przybrała brązowawy kolor. Wytarłaś twarz szmatką leżącą niedaleko. Musisz szybko znaleźć łazienkę, nie lubisz śmierdzieć, szczególnie potem, a masz świadomość tego jak teraz "pachniesz". Wychodząc otworzyłaś jeszcze lodówkę iiiii zamknęłaś ją tak szybko jak otworzyłaś. Zdechłe ślimaki to to, czego naprawdę się w lodówce nie spodziewałaś.
Idąc korytarzem, uznałaś, że zaczniesz sprawdzać pokoje od końca. Dom ogólnie wydaje się bardzo ładny i mimo wszystko, zadbany. Bo choć nazbierało się w cholerę kurzu, panuje tu prawdziwy porządek. Potwór który tu mieszkał musiał naprawdę chcieć, by dom był nienaganny po jego wyprowadzce. No ale co w takim razie robi ciasto na blacie?
Pierwszy pokój, zamknięty na klucz. Z szacunku dla właściciela, postanowiłaś nic więcej nie rozwalać. Następny był otwarty. Twoim oczom ukazała się sypialnia, ściany miały kolor niebieski, co było miłym zaskoczeniem, bo reszta budynku była raczej w kolorach beżu, żółci i brązowego. Dwuosobowe łóżko, więcej książek, biurko i kurz. Jak wszędzie.
Podoba ci się.
Cicho zamknęłaś pomieszczenie i udałaś się do ostatnich drzwi błagając, by to była łazienka. Zamiast niej ukazał ci się pokoik dla dziecka, czyli miało dziecko? Wchodząc do pokoju podłoga delikatnie zaskrzypiała, przyzwyczaiłaś się już do tego dźwięku. W całym domu, oprócz kuchni, podłoga nieprzyjemnie skrzypi. Kilka razy zdążyłaś się przestraszyć i za każdym razem, miałaś kwiatka przed oczami. Naprawdę? Teraz twoim największym lękiem zostaną kwiatki? Uciekając nawet nie zwracałaś uwagi na teren, chcąc wrócić drogą którą przyszłaś mogłoby być ciężko. Dobra, ani ci się śni tam wracać. Teraz potrzebujesz odpoczynku, wyszłaś. To łóżko jest za małe na ciebie, masz dumne metr siedemdziesiąt nad ziemią.
Poprzedni pokój będzie do tego zdecydowanie lepszy, no i nie ma łazienki, chyba, że jest nią zamknięte pomieszczenie. Nie włamiesz się tam, umyjesz się korzystając z wody, znajdującej się w kranie. Problem będzie tylko w tym, że jesteś mało odporna na zimno, zdecydowanie wolisz jak jest ciepło. Gorąca herbata, kocyk, dobry serial. Tak, to jest to co zrobisz po wyjściu, wliczając prysznic. Nie dbając absolutnie o nic, weszłaś do pokoju i rzuciłaś się na łóżko. To wydało z siebie tylko głośne skrzypnięcie, a kurz uniósł się w górę. Sen, tak, tego pragniesz...
Leniwie otworzyłaś ślepia, przetarłaś palcami śpiochy w kącikach oczu i znowu je zamykając, mocno wtuliłaś głowę w poduszę, obejmując kołdrę i bardziej zwijając się w kłębek. Tak bardzo chciałaś jeszcze spać, ale to niemożliwe. Czujesz jak część sił do ciebie wróciła, a ty musisz wrócić na powierzchnię. Bo to nie był dobry pomysł udać się tutaj na wakacje, a ostrzegały cię przed tym taśmy policyjne i siatka. Która nie stanowiła dla ciebie problemu. Matka by się zawiodła, ale zawsze wiedziała, że ciągnie cię do drobnych przestępstw. I nie miała ci tego za złe. Przeciągnęłaś się prostując wszystkie kończyny, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk zadowolenia, słysząc przyjemne strzelanie kości. Tyle wystarczyło by już z większą chęcią zwlec się z łóżka. Zacmokałaś kilka razy i spojrzałaś na zegarek, spałaś dwanaście dobrych godzin. Nad tobą jest aktualnie ranek i słoneczko świeci ludziom w oczy. Nie tobie. Co ci odpowiada, bo jesteś typem człowieka lubującym nocny tryb życia. Za każdym razem gdy ojciec nazywał cię wampirem, odpowiadałaś "Ble Ble Ble", wystawiając do tego język i charakterystycznie garbiąc plecy. Zaśmiałaś się delikatnie, nie mogłaś trafić na lepszych rodziców. Usiadłaś na skraju łóżka patrząc na swoje nogi. Dopiero teraz dostrzegłaś że szorty, w jakie byłaś ubrana, nieźle się pobrudziły, a w niektórych miejscach były większe, lub mniejsze dziury. Podobnie bluza. Chwiejnym krokiem podeszłaś do lustra, znajdującego się na ścianie. Patrząc w swoje odbicie delikatnie się wystraszyłaś. Twoje włosy to już nie włosy, tylko jeden wielki guz. Ich nienaturalne ułożenie przypominało gniazdo, do tego znajdowało się w nich dość sporo paprochów. Grzebień, szybko. Podeszłaś do plecaka w poszukiwaniu owego przedmiotu, nie ma. Zgubiłaś? Jesteś pewna, że go pakowałaś.
Zaraz. Zanim wyszłaś jeszcze raz postanowiłaś się poczesać i odłożyłaś go na półkę. Walnęłaś dłonią w czoło, w pokoju rozbrzmiał tylko plask. A może by tak... Zaczęłaś grzebać po różnych szafkach i półkach. Kilka fioletowych sukienek i - GRZEBIEŃ! Znaczy, no nie do końca. Wygląda jak z jakiejś innej epoki, w sumie nie masz pewności czy to grzebień, ale ogólnie to najbardziej przypomina właśnie ten przedmiot. Wracając do lustra, kosmyk po kosmyku, ogarniałaś swoje gniazdko, starając się pozbyć wszystkiego, co we włosach być nie powinno. Samo czesanie nie należało do przyjemnej czynności, zdajesz sobie sprawę, że to wina tego zaplątanego ścierwa. Tak więc w akompaniamencie syków, jęków i przekleństw, kiedy już włosy wyglądały jak włosy, skończyłaś. Postanowiłaś zachować ten przedmiot. Przebrałaś się w szare dresy, bo to chyba najwygodniejsze spodnie jakie istnieją, czarną koszulkę, założyłaś też świeże świąteczne skarpety, majtki i wyszłaś z pomieszczenia. Teraz pytanie, gdzie możesz się załatwić? Organizmu nie oszukasz, wysikać się musisz. Do zlewu nie, to ohydne. Miska odpada. Jeśli zaraz czegoś nie wymyślisz, to podłoga będzie ostatecznym wyborem. Twój wzrok padł na kolejną zdechłą roślinkę, w dość dużym wazonie. Jezu jaki wstyd...
Zaciągnęłaś spodnie na dupę.
-Przepraszam... Ale i tak już od dawna nie żyjesz - Matko co za wstyd, ciężko ci nawet popatrzeć na tą biedną roślinkę. To już druga której zrobiłaś krzywdę w tym domu i masz nadzieje, że ostatnia. Powędrowałaś do kuchni, gdzie pod zimną wodą umyłaś ręce, a mokrą szmatką przetarłaś po ciele, by choć trochę pozbyć się smrodu potu. Wyglądasz zdecydowanie lepiej niż wczoraj, a morderczy kwiatek jeszcze się nie pojawił, co oznacza, że nie ma tu wstępu, albo nie chce tu wejść. Jesteś gotowa by zejść do piwnicy, chyba piwnicy. Przechodząc tamtędy, wyglądało na piwnice, a jak się okaże że jest dalsza część domu, z łazienką, to wyjdziesz z siebie. Wyciągnęłaś latarkę i zeszłaś na dół. Tak, nie pomyliłaś się. Przed tobą był długi korytarz, przyprawiający o dreszcze. W takich momentach, człowiek przypomina sobie te wszystkie horrory. Ciemno, wilgotno, ciemno, brudno, ciemno. To powinna być dobra droga do wydostania się, jeśli nie, będziesz zmuszona wrócić i znaleźć inne wyjście. Przełknęłaś ślinę. Jesteś przecież twarda, dasz sobie radę. Ruszyłaś przed siebie, uważnie obserwując otoczenie. Wcześniej nie zwracałaś na to uwagi, ale podziemie jest aż przesadnie fioletowe. Z tego co pamiętasz, wszędzie były fioletowe cegły, kamienie czy jak to nazwać, po prostu ściany. Podłoga tak samo. Z różnych pęknięć wydostawały się zielone rośliny, wszystko wydawało się coraz bardziej mroczne. Twój instynkt podpowiadał by przyśpieszyć, a jak zaczęłaś słyszeć za sobą różne dźwięki, uznałaś to za dobry pomysł. Starałaś wytłumaczyć sobie, że to pewnie jakiś kamyk spadł, albo grasują tu myszy. Jednak w środku wariowałaś, boisz się, nie jesteś twarda i nie chcesz umierać.
Chód zmienił się w szaleńczy bieg, oczami wyobraźni widziałaś za sobą tego potwora. Całe stado potworów, chcących zatopić w tobie swoje zęby. Zakręt, próbując zgrabnie skręcić wywróciłaś się i obdarłaś lewe kolano. To nic, nawet nie poczułaś. Szybko wstałaś i dalej biegnąc zobaczyłaś drzwi. Otworzyłaś je, myślałaś, że będzie to o wiele trudniejsze. Nie dbając o zamknięcie ich ruszyłaś dalej, biegłaś tak póki nie zobaczyłaś kolejnych. Większe i bardziej solidne. Tak musi wyglądać wyjście. Drzwi do wolności. Wystarczy, że je otworzysz i będziesz na powierzchni, wrócisz do domu. Zapomnisz o swojej głupocie, nikomu nawet o tym nie powiesz, bo to byłby za duży wstyd. Wystarczy... popchnęłaś je, popatrzyłaś w tył. Miałaś wrażenie, że COŚ się do ciebie zbliża. Wbiegłaś w fioletowe wrota waląc ramieniem. Poruszyły się. Jeszcze raz. Odsunęłaś się trochę, wzięłaś rozbieg i porządnie wlatując w drzwi, poczułaś jak się delikatnie otwarły. Przez szczelinę dostrzegłaś światło. Już prawie. Pchnęłaś z całej siły fioletowe drzwi, które szurając posłusznie się otworzyły. Zimne świeże powietrze uderzyło w twoją twarz, delikatny podmuch poruszył prochem i kurzem za tobą, ale zaraz...
Śnieg?
Nie rozumiesz, przecież, ale. Popatrzyłaś do tyłu już trochę spokojniejsza. Nic tam nie ma, wydawało ci się. Zamknęłaś te wielkie drzwi, nie ważne gdzie jesteś, nie wrócisz tam skąd dopiero wyszłaś. Westchnęłaś, dalej jesteś pod górą? Jak tu rosną drzewa? SKĄD TU SIĘ WZIĄŁ ŚNIEG. Zerknęłaś w górę, skały, ziemia.
Mogłaś się tego spodziewać, pierwsze lepsze drzwi nie mogły być wyjściem. Patrząc na to logicznie, miejsce w którym byłaś, wydawało się teraz dość małe na pomieszczenie całej grupy potworów. Zrobiło ci się zimno, a dziura w spodniach na kolanie, przypomniała o ranie. Oparłaś ciało o drzwi, wyjęłaś z plecaka bandaż i podwinęłaś nogawkę. Nie wyglądało to ładnie, ale co poradzisz. Oby nie wdało się zakażenie, bo nie masz nic by ją odkazić, jedynie możesz przemyć wodą. Jak pomyślałaś tak zrobiłaś. Przemyłaś ranę i zabandażowałaś kolano. Postarałaś się to zrobić tak, by móc nim swobodnie poruszać. Opuściłaś nogawkę i założyłaś poplamioną bluzę.
Wolisz chodzić brudna, to lepsze niż zamarzanie.
Ruszyłaś przed siebie, ta roślina tu nie przyjdzie, jest za zimno, ale to potwór więc nigdy nie wiadomo. Drzewa ciągnęły się, a twoje materiałowe Adidasy zdążyły przemoknąć. Objęłaś ciało rękami, śnieg skrzypiał pod butami, wraz z dźwiękiem pękających patyków. Nie wiesz ile jeszcze masz iść, nie wiesz nawet czy spotkasz po drodze jakieś budynki. Jeśli nic takiego nie znajdziesz, zamarzniesz tu, poddasz się i zdechniesz, a twoje martwe lodowate truchło znajdzie kolejna osoba, która nie powinna była się tu zjawiać. Weszłaś na mały drewniany mostek, który pod wpływem twojego ciężaru zaskrzypiał, wtedy obleciał cię strach, że się zawali, więc pośpiesznie z niego zeszłaś.
Palców u stóp już nie czułaś.
Obok ciebie pojawiła się kość. Na początku nie wiedziałaś co się dzieje, dopiero kiedy odskoczyłaś, a na miejscu gdzie stałaś pojawiła się kolejna, wiedziałaś, zginiesz tu jeśli szybko czegoś nie zrobisz. A jedyne co robisz od bodajże dwóch dni, to uciekanie, więc i tym razem, potykając się, wzięłaś nogi za pas. Już wiesz, jest tu więcej potworów, nie wszystkie wyszły. Unikałaś ciosów na czuja, kilka kości cię zraniło. To w ramię, to w uda, to w inne części ciała. Zatrzymałaś się i ciężko dysząc obróciłaś, mała przelatująca kość trafiła cię w policzek, na co syknęłaś i idąc w tył, trafiłaś na coś, na co, nie wiesz, ale twoje ciało się zachwiało. Upadając walnęłaś o coś twardego głową.
-Pomocy! - wydarło się z twoich ust, a łzy zaczęły spływać po czerwonych od mrozu policzkach. Masz dość. Zanim kompletnie przestałaś rozumieć co ma miejsce, zamknęłaś oczy. Słyszałaś kroki, były coraz bliżej, ale dla ciebie robiły się coraz to cichsze.
Straciłaś przytomność ze świadomością, że nie ma szans byś się obudziła.