21 listopada 2018

Opowiadanie: Przygody Pedała Yoshikiego - Prolog i Wielki Wieczór

 Autor okładki: Reitiri 
Autor opowiadania: Samael
Spis treści: 
Prolog i Wielki Wieczór (obecnie czytane)
Prolog

Trzeba jeszcze mieć w sobie chaos, aby móc zrodzić tańczącą gwiazdę. Tak powiedział Nietzsche. Lecz żeby mogła zrodzić się gwiazda formatu Yoshikiego, trzeba było czegoś więcej, niż tylko chaosu. Chaos z odrobiną kiepskiej jakości humoru brzmi już trochę lepiej. Ale rozkręćmy nieco bardziej tę karuzelę absurdu. Wyobraź sobie profesora Atomusa z Atomówek, który wrzuca do gara cukier, twarde dragi i neuroleptyki, żel do włosów, płytę Michaela Jacksona, stare pornosy po dziadku, a na koniec wspaniałomyślnie postanawia jeszcze nasrać do tej mieszanki. I pochyla się światły Atomus nad swym dziełem i patrzy cóż to z tego może wyniknąć.
Życie jednak to nie bajka z Cartoon Network. Yoshiki przyszedł na świat tak jak ty, czy ja. To ty mogłeś być Yoshikim, to ja mogłam nim być. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ot kolejna skrzecząca larwa, numer statystyczny w ewidencji GUSu. Wychował się w rodzinie katolickiej, ukończył katolickie gimnazjum, zdał maturę… a potem coś nie pykło, jak to się mówi potocznie.
Czy to przewrotny los, który w bajkach dla niedorozwiniętych dzieci tłumaczy swe pokrętne ścieżki zrzucaniem fortepianów z nieba na głowy protagonistów, czy być może współczesne choroby cywilizacyjne, albo ki Szatan czy inny diaboł, który sprawia, że psy proboszcza biegają po plebanii – nie wiadomo, co konkretnie sprawiło, iż Yoshiki stał się właśnie Yoshikim. Pedałem Yoshikim. Ktoś lub coś pchnęło tę pierwszą kostkę domina, ktoś lub coś po prostu musiało uruchomić ten mechanizm spierdolenia, by w końcu rozkręcił się na dobre.
I w tych tajemniczych okolicznościach narodziła się tańcząca gwiazda zwana pedałem Yoshikim. Tym Yoshikim, który włosy myje tylko przy okazji, bo przecież sam żel załatwia sprawę. Tym Yoshikim, który nosi kabaretki i kozaczki obszyte brokatowym futerkiem. Tym Yoshikim, który został mistrzem karate i któremu Bruce Lee może buty czyścić. Tym Yoshikim, który będzie stał za tobą, gdy będziesz się schylać po mydło. Tym Yoshikim, który zawsze sika na siedząco, a i tak obsikuje deski wszystkich kibli, z których korzysta. Tym Yoshikim, na widok którego masz ochotę zapytać: Ojcze nasz, w którym jesteś niebie?
Oto on.

I. Wielki wieczór

Spojrzał w lustro. Szykowało się wielkie wyjście, na które przygotowywał się od dwóch godzin. Dziewiczy wąsik nad górną wargą miał kolor słomy spalonej sierpniowym słońcem. Po trosze dzięki wczorajszemu sosowi po gulaszu, który zastygł na rzadkim meszku. Posmarował go żelem – swoim nieodłącznym atrybutem. Rzęsy pociągnął maskarą. A następnie znów sięgnął po żel. Obficie nabrał ze słoiczka na dłonie i zaczął wcierać go we włosy do momentu, aż te posklejały się w wąskie kępki tworzące upośledzonego jeżyka. Upośledzonego, ponieważ były zdecydowanie za długie, by sterczeć, toteż już po chwili czarne kosmyki zaczęły chylić się ku dołowi niczym brzozy smagane skrzydłem Tupolewa. Musiał wyglądać bosko, w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie spotka cię miłość życia. Jakiś przystojny brunet wieczorową porą, albo może cudny królewicz wyjdzie mu na spotkanie? Może jakiś silny drwal przygwoździ go do ściany w ciemnym zaułku i… Ohh, na samą myśl zrobiło mu się za ciasno w tych skórkowych szortach! Sięgnął ręką w spodenki, pod którymi nie miał bielizny i spróbował wygospodarować nieco więcej miejsca dla na wpół pobudzonej męskości. Ta wyraźnie odznaczała się pod materiałem.
- Oh, uspokój się! – wymierzył sobie policzek. A potem znów sięgnął po słoiczek z żelem. Odrobinę glutowatej substancji roztarł na swojej klatce piersiowej. Z dekoltu obcisłego, różowego topu wystawała kępa smoliście czarnych, poskręcanych włosków. Też musiały błyszczeć.
Dobra, pora wychodzić! Wciągnął na nogi futrzaste kozaczki, wziął głęboki oddech i wyszedł.

Miejscowi chyba przywykli. Owszem, próbowano Yoshikiemu tradycyjnie obić mordę w ramach profilaktyki prospołecznej. Jednakże po krótkiej prezentacji wschodnich sztuk walk odstąpiono od tego rodzaju zamiarów. Yoshiki stał się po prostu czymś w rodzaju urban legend. Nic złego w sumie nie robił. Nie kradł, nie pił browarów na ławce, nie dealował prochami po bramach. Nie licząc kilkudziesięciu przypadków stalkingu, był względnie nieszkodliwy. Tolerowano go tak samo, jak toleruje się srające wszędzie gołębie – karaluchy w świecie ptaków, których nie można wystrzelać, bo chroni je prawo. I jak te gołębie, Yoshiki był stałym bywalcem przestrzeni publicznej. Pojawiał się tu i ówdzie postukując obcasami, rozsiewając wokół duszącą woń żelu i perfum kupionych od cygana w bramie. Tym razem wszedł do Biedronki – eldorado studentów i średniej klasy społecznej. Jakieś dziecko patrzyło się na niego niczym na smoka, który właśnie wylądował między regałami z mrożonkami i jednodniowymi sokami. Zaraz przyleciała mamuśka, która natychmiast porzuciła zakupy i wyprowadziła syna ze sklepu.
Obecności Yoshikiego zawsze towarzyszyła ciężka aura, której on sam zdawał się w ogóle nie dostrzegać. Uśmiechał się serdecznie do klientów, którzy zerkali na niego spod byka, z chęcią mordu w oczach. Poruszając ręką w stylu „oj no weź” potruchtał do półek z warzywami i owocami. Przegrzebując ogromny kosz z ogórkami, poszukiwał tego największego. Wybrańca. A może jednak weźmie kabaczek…? Kucnął przed koszem, by sięgnąć jak najgłębiej. Wąchał, macał, porównywał każdy większy okaz. A ludzie spoglądali na niego znad swoich wózków z obrzydzeniem. Eureka! W końcu wydobył z ogórkowej gęstwiny tego najdłuższego i najgrubszego. Wygrał w ogórkowego totolotka. Swą zdobycz ulokował w koszyku, nieświadom tego, że stojąca nieopodal ekspedientka właśnie obliczała straty z niesprzedanych ogórków.
Na dziale chemicznym zaopatrzył się w zapas żelu do włosów i wazelinę. Poszło szybko. Stuk, stuk, stuk do kasy.
- Jezu Chryste, proszę otworzyć drugą kasę! – zawyła jakaś staruszka w berecie z antenką. Wokół Yoshikiego nagle się przerzedziło. Wszyscy odskakiwali na bok, jakby był rekinem wpływającym w ławicę ryb. Kasjerka, pulchna brunetka z prostokątnymi okularami na nosie zadzwoniła ze znudzeniem wypisanym na twarzy. Drrryń, drrryń. Dwa dzwonki – „nie przychodzić, klienci trują dupę”. Produkty sunęły na taśmie. Yoshiki pobłądził wzrokiem po przykasowych batonikach, zapalniczkach, tabletkach na ból głowy, gumach do żucia, gumach do…
- O! Zapomniałem! – niemalże wykrzyknął sięgając po najtańsze prezerwatywy. Z dumą godną dziecka, które pokazuje rodzicom piątkę w zeszycie pomachał kwadratowym pudełeczkiem kasjerce przed oczami.
- Brawo! Jestem z pana dumna! – odpowiedziała tamta z serdecznym uśmiechem na pucołowatej buzi. Zupełnie niezniechęcona widokiem jednego ze swoich stałych klientów. Gdy kasowała jego zakupy, nie mogła powstrzymać się od cichego chichotu.
- Widzę, że szykuje się panu wielki wieczór – skomentowała, odkładając ogórka i kondomy na drugą stronę.
- Hai! – Yoshiki radośnie pokiwał głową. Stojący za nim ludzie wykrzywiali usta w grymasie niesmaku. Ktoś zaczął kaszleć, jakby się zakrztusił.
- Do widzenia i udanego wieczoru! – powiedziała na odchodne kasjerka, gdy skończył pakować swoje rzeczy.
    Kiedy automatyczne drzwi zamknęły się za jego plecami, spokój zaczął powracać w progi Biedronki.
    Yoshiki tymczasem pognał do domu. Nie mógł się już doczekać swojego wielkiego wieczoru.
Share:

5 komentarzy:

  1. Jak ja tęskniłam za Yoshikim... ❤️






    I G też, chociaż się nie przyznaje!

    OdpowiedzUsuń
  2. XDDD bosz to jest genialne XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierdole, jestem odważna. Chce zrobic okladke XDDD tylko potrzebuje z 2tyg. Jak sie wyrobie to może zrobie szybciej
    Reitiri

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak czytam opis wyglądu Yoshikiego to wyobrażam go sobie jako najbardziej stereotypowego geja.
    I nie chcę wiedzieć po co mu jest ten ogórek i kondomy. Serio o.o

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE