Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Oneshoot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Oneshoot. Pokaż wszystkie posty

15 grudnia 2018

Undertale: Taniec ognia

Notka od autora: Jest to OneShoot Fell!Grillby x Reader. Wcielasz się w Panią Psycholog, która ma pomóc dość nietypowemu potworowi...
Autor: Shini

Siedziałaś na brązowym fotelu, twoje delikatne dłonie pociły się bardziej niż zwykle. Przełknęłaś ślinę, stresowałaś się. Pierwsze spotkanie z klientem zawsze tak wygląda, w końcu nie znasz tej osoby, a jako psycholog twoim zadaniem jest jej pomóc. Jednak tym razem klientem jest potwór. Fioletowe płomienie tańczyły na jego głowie, dłoniach. Wszędzie. Cała jego głowa to było jedno wielkie ognisko. Twój pierwszy potwór, i cóż... nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Od wyjścia potworów na powierzchnię minęło w sumie z cztery miesiące. Nikt nie był na to przygotowany. Rząd postanowił nie robić niepotrzebnych wojen, i pójść na ugodę. Potwory są na „naszym" terenie, co daje nam przewagę, choć jak by chciały mogły by wybić każdego z naszego gatunku. Jego białe ślepia przyglądały ci się badawczo, nie tylko ty byłaś postawiona w niekomfortowej sytuacji. - A więc panie Grillby... co pana do mnie sprowadza - uśmiechnęłaś się, chcesz by wiedział że jesteś tu by pomóc - Dobrze wiesz po co tu jestem, więc po co mamy tracić na to czas - jego głęboki, zachrypnięty głos, brzmiał strasznie. Przeszył cię dreszcz, a ciało się spięło. Twoja reakcja go zadowoliła, a na usta wkradł się cwany uśmieszek. Zrobił to celowo. - Masz racje, jednak chcę byś ty mi to powiedział. I dopóki tego nie zrobisz, nie masz co liczyć że dostaniesz to czego chcesz. A czas to pieniądz - skrzywił się, oboje wiecie że masz przewagę nad nim, i nie ma co się kłócić. Może i jest wyższy, lepiej zbudowany, ale to ty pociągasz za sznurki - Może zrobimy tak, że ci zapłacę, i rozstaniemy się. Każdy będzie miał z tego korzyści - sięgnął do kieszeni po portfel - Nie, jestem uczciwa jeśli chodzi o moją pracę - popatrzył na ciebie, nie żartowałaś. Schował portfel, i ułożył się wygodnie na fotelu. - Jestem tu dlatego, że stwarzam zagrożenie dla otoczenia. A „pani" - podkreślił to słowo - ma stwierdzić czy mogę dalej prowadzić swój własny bar.
- A dlaczego? - westchnął - Bo delikatnie mówiąc, zlikwidowałem dwa potwory po wyjściu na powierzchnie, w miejscu publicznym - uniosłaś brew - I?
- I pobiłem człowieka do nieprzytomności - położyłaś dłonie na kolana - No widzisz, jak chcesz to potrafisz. - poprawiłaś się na fotelu - Powinieneś mieć rozprawę sądową, i trafić do więzienia. Jednak rząd wziął pod uwagę że byliście uwięzieni pod ziemią, gdzie panowały zupełnie inne zasady. Zyskałeś drugą szansę, bo nie oszukujmy się - rząd nie chce niepotrzebnych zamieszek. Masz szczęście że w ogóle ktoś wziął twoją sprawę, i chce ci pomóc. Potwory nie będą traktowane ulgowo przez wieczność. Jeśli uznam że jesteś w stanie zapewnić bezpieczeństwo w swoim lokalu, i sam nie będziesz go stwarzać. Otrzymasz zgodę na dalsze prowadzenie swojej działalności - podsumowałaś wszystko, by nie było jakiś niejasności.
- Może opowiesz coś o sobie? Tak na dobry początek.
- Niby co?
- Opowiedz o swoich pasjach, o tym co lubisz. Czym się interesujesz. Masz kogoś, ogólnie coś o sobie. To czego nie lubisz też - nie był zadowolony - Na wszystko odpowiem pieniądze. Nie mam rodziny, mam pieniądze. A nie lubię, kiedy ktoś się wtrąca w moje sprawy. I jak nie ma pieniędzy. - machną olewająco dłonią. Masz odczynienia ze sknerą, egoistą i materialistą. Spoko... - Twoje życie kręci się tylko koło pieniędzy? Nie ma niczego co lubisz oprócz pieniędzy? - Ostre rżnięcie - uśmiechnął się i oblizał wargi. Wbiłaś paznokcie w udo, to było złe pytanie. - Dobra, nie wchodźmy w szczegóły.
Wizyta dłużyła się, kiedy czas się skończył on natychmiastowo wyszedł, a ty zostałaś sama. Nie zrobiliście nic pożytecznego przez ten czas. Nie udało ci się wyciągnąć od niego przyczyny jego agresywności. Nie chciałaś też naciskać, na wszystko znajdzie się czas. Stres znikną, a zastąpiła go ciekawość (gdzieś tak w połowie waszej sesji). Kończyłaś ubierać kurtkę, wzięłaś swoje kule i wyszłaś z budynku. W domu jak zwykle zastałaś ciszę, nie przeszkadzała ci. Jesteś do niej przyzwyczajona, odstawiłaś zbędne odzienie i włączyłaś telewizor. Chciałaś by dom choć trochę tętnił życiem. Poczłapałaś do kuchni, wzięłaś się za zmywanie naczyń i drobne porządki, "niebezpieczne potwory!" "niech wracają skąd przyszły!" - te i inne hasła dało się usłyszeć, dużo ludzi akceptuje że żyją wśród nich, dużo osób też je toleruje, ale i dużo nienawidzi. Nie mogąc tego słuchać przełączyłaś kanał na jakieś tanie gówno "NOWA PARASOLKA KTÓRĄ MOŻESZ SCHOWAĆ WSZĘDZIE!" Nawet w dupie? Pomyślałaś i uśmiechnęłaś się, uwielbiałaś telezakupy. To jak tysiące razy powtarzają jakie to cudowne, i tanie. Mmmmm, wyśmienicie.

Minęły trzy dni, a ty znowu siedziałaś przed żywiołakiem - no to Panie Grillby, może powie Pan coś o podziemiach? - już otwierał usta kiedy mu przerwałaś - muszę ustalić co takiego cię spotkało, by wiedzieć skąd ta twoja agresywna natura - jestem jednym wielkim chodzącym ogniem, to chyba oczywiste że to dlatego - A mi się wydaje że przyczyna leży po części w twojej przeszłości - znowu to niezadowolenie wymalowane na jego twarzy - A może coś za coś? Moje życie za twoje? - nie bardzo rozumiem... - Ja ci opowiem o moim życiu, jeśli ty zrobisz to samo. Nie masz nogi - zmarszczyłaś brwi, jego uśmiech połączony z powagą był niepokojący. Nie miałaś nogi od kolana w dół - a na zdjęciach - pokazał biurko - masz obie, jestem ciekawy co takiego się stało - wzruszył ramionami - nie mam obowiązku ci tego mówić, to ty jesteś moim klientem - zawsze mogę któremuś z twoich "kolegów" zapłacić i otrzymać potwierdzenie, bez zbędnego tracenia czasu - miał racje, a ty nie lubisz zawalać swoich obowiązków, jesteś by pomagać. A to pójście na łatwiznę. Nienawidzisz takich rozwiązań. - dobrze, niech ci już będzie, jednak ty pierwszy - poprawił się na fotelu, zarzucił nogę na nogę i wyciągną papierosa, już nie będziesz mu robić wyrzutów, chcesz mieć to za sobą. - masz ognia? - zapytał śmiejąc się lekko i zapalił go palcem
- Jak pewnie dobrze wiesz, w podziemiu nie było kolorowo. Byliśmy zmuszeni uciekać się do przemocy, gdzie w niektórych przypadkach kończyło się to śmiercią. Po piątym razie przestałem liczyć ile to osób spopieliłem. Kilka nawet przez przypadek. Czasem się nie kontroluję i tak jakoś wychodzi - słuchałaś go uważnie, opowiedział ci o tym co go skłoniło do rozpoczęcia własnej działalności, o tym jak pewnego razu z jakimś szkieletem upił się i dał pokaz swoich umiejętności tanecznych na rurze. Dowiedziałaś się że jego jedyną krewną jest Fuku, i że może zjeść wszystko. Woda to jego wróg numer jeden, zaraz po kilku innych osobach których imion nie dane ci było poznać. Jako dziecko był bardzo spokojny, i wtedy użycie wobec kogoś przemocy było by dla niego gorsze od zabrania lizaka. Tak minęła wasza druga wizyta. Rozstaliście się, nie powiedział ci wszystkiego. Jednak jak na drugą wizytę idzie wam aż za dobrze, jeśli dalej tak będzie to rozstaniecie się szybciej niż przewidywałaś.

Znowu dom, znowu cisza, znowu sprzątanie, znowu telewizor... ciągle ta pustka. Twoje wieczory wyglądały identycznie, postanowiłaś udać się do parku. Dawno nigdzie nie wychodziłaś, a wiedziałaś że dobrze ci to zrobi. Jak pomyślałaś tak zrobiłaś, już po chwili siedziałaś na ławce i oddawałaś się temu co kochałaś równie mocno, jak ciepły kubek herbaty. Siedziałaś i czytałaś ze słuchawkami w uszach, a obok siebie miałaś nie kubek, a termos z herbatą ziołową. Ubrana w kurtkę, czapkę i szal. Wyglądałaś jak ziemniak, i dobrze ci z tym. Nie zwracałaś uwagi na nikogo, i na nic. Teraz liczysz się tylko ty, jezioro przed tobą i czytana "Królewna Śnieżka" która właśnie gryzie zatrute jabłko. Kątem oka zauważyłaś coś białego. Zerknęłaś w tamtą stronę, a dróżką szedł niski szkielet. Pewnie to ten jego stały klient o którym mówił. Wróciłaś do czytania, przeszedł obok ciebie, a kiedy to zrobił zerknęłaś na niego znowu. Ciekawe gdzie w ogóle Grillby ma ten swój "słynny" lokal, gdzie tak chwalił swoje frytki i inne fast food'y. To nie istotne, jest zamknięty. Choć pewnie i tak sprzedaje swoje towary zaufanym osobom, by trochę zarobić. Jesteś tego pewna w osiemdziesięciu procentach.
Pokazałaś potworowi wielką kartkę, którą położyłaś na małym stoliku obok. Mieściła się idealnie. Dałaś mu czarny flamaster i fioletową kredkę - narysuj na środku siebie, tylko żeby to nie było zbyt duże - potwór pchany ciekawością nawet nie protestował. Na kartce narysował siebie, nie miał talentu plastycznego, tak samo jak ty. Dodał sobie trochę mięśni, ale rysunek sam w sobie wyszedł słodko, ty wokół niego zrobiłaś serce - i co teraz?
-Będziesz pisać na zewnątrz serca wszystkie twoje negatywne cechy, a ja wewnątrz wszystkie pozytywne
-Co to ma na celu?
-Uświadomienie ci co w tobie jest złe, i nad czym powinieneś pracować. Nie zauważasz zbytnio swoich wad, dlatego ja zajmę się pozytywami. A ty się głów nad negatywnymi - wzięliście się do pracy, mimo licznych sprzeciwów i kłótni że egoizm to niby dobra cecha udało wam się.
Było więcej takich sprzeciwów, kilka cech pozytywnych sam sobie dopisał... ale bawiliście się dobrze, nawet on czerpał z tego jakąś przyjemność. Wypisaliście tyle cech ile wpadło wam do głowy, zwinęłaś kartkę. Wręczyłaś mu ją. Nie spalił jej. Nie wiesz nawet jak to się dzieje że nie pali ubrań jakie ma na sobie, magia. Po prostu magia - po co mi to? - możesz z tym robić co chcesz, nawet wyrzucić do kosza, ale to jest dla ciebie. - ciepły uśmiech wstąpił na twoją twarz, mimo trudnego początku potwór wydawał się no... sympatyczny. Jeśli chce - to teraz może przejdźmy do tego co mi obiecałaś na tamtej wizycie - pochylił się do przodu opierając głowę na rękach. Przełknęłaś ślinę, to nie były miłe wspomnienia, jednak obietnic dotrzymujesz - Pa...
- Grillby, po prostu Grillby. To "Panie" mnie już denerwuje
-A więc Grillby... kiedy byłam mała bardzo lubiłam tańczyć. Z czasem przerodziło się to w miłość, nie wyobrażałam sobie życia bez tańca. Chodziłam na różne zajęcia, byłam aż zbyt ambitna. Chciałam być lepsza od wszystkich. Inne dziewczyny mnie nie lubiły, bo jak można lubić osobę, która podkreśla w każdym zdaniu że jest lepsza? Nie da się... byłam strasznie próżna. Wtedy tego nie rozumiałam. Kiedy miałam 16 lat jechałam z ojcem na ważny występ, nie padało, było lato. Nie spodziewałam się że akurat wtedy będziemy mieli wypadek. Zmiażdżyło mi nogę, trzeba ją było amputować. A sama leżałam w szpitalu zdecydowanie za długo. Tata na szczęście przeżył, i skończył ze złamaną ręką i wstrząśnieniem mózgu, w sumie ja też. Rozpaczliwie próbowałam wstać, spojrzeć na dół, i zobaczyć że jestem cała i zdrowa. To było jak najgorszy koszmar - nie płakałaś, pogodziłaś się z tą myślą. Jednak na twojej twarzy malował się wyraźny uśmiech, który był przepełniony bólem. Grillby słuchał uważnie, nie przerywał. Po prostu słuchał z kamienną miną - kiedy zabierałam swoje rzeczy ze szkoły tańca, słyszałam jak mówiono "dobrze jej tak" "zasłużyła sobie" i tego typu rzeczy, nie wiedziałam czemu tak mówiły. Popadłam w depresje, mam za sobą dwie próby samobójcze. Pomogła mi cudowna Pani Psycholog, dzięki której zapragnęłam pomagać innym w tym zawodzie. Tak się tutaj znalazłam. Tak straciłam nogę. I tak uświadomiłam sobie jaką byłam suką - z gardła wydobył się pusty śmiech - tracąc nogę myślałam że straciłam wszystko, i po części tak było. Ale co się stało to się nie odstanie... prawda? - popatrzyłaś mu głęboko w oczy, oczekiwałaś jakiejkolwiek reakcji, ale nic nie zrobił - widzisz, każdy ma swoje problemy, niektóre wydają się poważniejsze od innych. Jednak jeśli zaczyna to niszczyć człowieka, nie można powiedzieć że "ta osoba ma od ciebie gorzej bo ją bito w domu bardziej od ciebie" i zostawić tego człowieka na pastwę losu, tak samo potwora. Chcę pomagać - uśmiechnęłaś się ciepło, wtedy potwór zabrał głos.
-Mówiłem że byłem spokojny, cóż... wszystko zmieniło się jak byłem nastolatkiem. "Koledzy" podtapiali mnie, ogólnie znęcano się nade mną, w podziemiu albo sobie radziłeś, albo ginąłeś. Ja nie chciałem zginąć. Wpajano mi że jestem bezwartościowym gównem, aż w końcu nie wytrzymałem i wszystkich zabiłem. Wydaje mi się że wtedy zrobiłem się agresywny, a moje emocje w większości zostały nazwę to "uśpione".
- Teraz jesteś na powierzchni, nikt ci tutaj krzywdy nie zrobi, chroni cię prawo. A nawet jeśli to odpowie za to
- Wiem

Tak minęły trzy tygodnie, i nie spotykaliście się już tylko dla tego podpisu, lubiliście ze sobą przebywać. Rozumieliście się nawzajem, mogłaś nazwać go swoim przyjacielem. Ufałaś mu, można nawet powiedzieć że poczułaś do niego coś więcej, wiedziałaś że nie powinnaś. Wiedziałaś że on tego nie odwzajemni, nigdy nawet nie nazwał was przyjaciółmi. Nie potrafił, duma mu nie pozwalała. Po za tym jest twoim pacjentem. A ty teraz siedzisz i czekasz na niego, z plikiem papierów w dłoni, zestresowana. Potwór wszedł do pomieszczenia, i usiadł na przeciwko ciebie - proszę, zasłużyłeś - wręczyłaś mu papiery, zadowolony uśmiechną się i wstał. Wyszedł z pomieszczenia i tyle go widziałaś. Zostawił po sobie szok, niedowierzanie, smutek i pustkę. Tak minęły dwa tygodnie. Nie przyszedł już ani razu, nie napisał SMS'a mimo że miał twój numer. Winiłaś się za to że dałaś mu się wykiwać, nigdy mu na tobie nie zależało. Udawał, robił wszystko by osiągnąć to czego chce, twoim kosztem. Przebiegły dupek... Kiedy już się z tym pogodziłaś, a twoja zmiana dobiegła końca, w drzwiach staną on. Z wielkim, ładnie zapakowanym prezentem. Pukając delikatnie w otwarte drzwi, byś zwróciła na niego swoją uwagę. Gdyby nie kule już dawno była byś na ziemi, podszedł co ciebie, byłaś wściekła. Chciałaś mu wytknąć wszystko - Przepraszam że nie dawałem znaku życia, i że tak wyszedłem tamtego dnia. Przepraszam za swoje zachowanie. Przepraszam za wszystko - wręczył ci prezent, jak na tak wielkie pudło, jego waga była naprawdę mała. Otworzyłaś je i oczom nie wierzyłaś. Przyłożyłaś dłoń do ust, nie udało ci się powstrzymać płaczu. Płakałaś jak jebany bachor, Grillby zamkną drzwi i wyją twój prezent. Uklęknął przed tobą, a ty pozwoliłaś mu podwinąć nogawkę spodni. Kiedy już wszystko było gotowe, podał ci dłoń. A ty zeszłaś z biurka na którym siedziałaś. Popatrzyłaś w dół, zobaczyłaś nogę. Była metalowa, jednak ważyła tyle co nic. Dostałaś piękną nową nogę, stopa, palce. Wszystko- Mogę poprosić Panią ____ do tańca? - uśmiechnęłaś się szeroko, a łzy nadal spływały ci po policzkach, jednak nie tak obficie jak przedtem. W pomieszczeniu rozbrzmiała melodia, a ty w mocnym uścisku żywiołaka poruszałaś się niezgrabie, potykając. Gdyby nie on, już dawno byś upadła. Oparłaś głowę o jego tors - nawet nie wiesz ile ona mnie kosztowała u takiej jednej Pani Naukowiec, więc liczę że spłacisz dług dzisiaj w nocy - szepną ci prosto do ucha...
Share:

19 listopada 2018

Undertale: Ogłoszenie [+18]


Bar Grillby’s niedawno został zamknięty. Ogniste potwory sprzątały właśnie po gościach, Fell polerował szklanki i czyścił szynk, ustawiając wszystko tam gdzie powinno być, by potem zabrać się za liczenie gotówki. Grillby natomiast skończył właśnie ustawiać krzesełka na stolikach i szykował się do umycia podłogi. To była zdecydowanie najcięższa robota. Żaden z nich nie lubił pracować z wodą, dlatego zawsze przed sprzątnięciem chociażby najmniejszej kałuży, grali w kamień-papier-nożyce.
- Na pewno umieściłeś to ogłoszenie w gazecie? – zapytał nagle Grillby
- Tak – bąknął Fell – Pojawiło się w dzisiejszym wydaniu, napisałem, aby chętne zgłaszały się po zamknięciu baru. – Podniósł wzrok na kuzyna – No już, już, nie ociągaj się. Podłoga nie wyczyści się sama. – Pomachał ręką i wrócił do polerowana szynku.
- … A… jaką dałeś stawkę godzinową? – wypytywał dalej, z każdą minutą oczekiwania czując się coraz bardziej niepewnie.
- Napisałem, że cena do ustalenia. I tak pewnie ponad połowa nie będzie chciała podjąć się pracy u nas bo wiesz, jesteśmy potworami – wywrócił oczami – ale spokojna głowa. Ktoś na pewno się znajdzie.
- Obyś miał rację – Oboje jakiś czas temu postanowili, że przyda im się pomocna dłoń. Dłoń kogoś, kto… cóż, nie będzie miał problemów w dotykaniu wody. Dosłownie. Tak więc przyda im się pomoc kogoś…. Kto będzie umiał sprzątać, myć naczynia, a w wolnej chwili, zanosić klientom picie. Woshua który wcześniej zajmował się porządkami w barze, po pierwszym roku odmówił przedłużenia kontraktu. Dlatego też trzeba było znaleźć zastępstwo.
Po pół godzinie od zamknięcia, akurat kiedy Grillby kończył czyścić podłogę, zaś Fell liczył drugi raz gotówkę, co by mieć pewność, że się nie pomylił, drzwi do baru otworzyły się lekko. W progu stanęła kobieta. Wysoka, z długimi zgrabnymi nogami, o wielkich ponętnych piersiach i blond włosach bujnie opadających na ramiona. Wedle wszelkich standardów uchodziła za seksowną. Nie można powiedzieć, że grzeszyła naturalną dziewczęcą urodą, po prostu miała w sobie coś, co sprawiało, że przedstawiciel płci męskiej będzie ją określał mianem seksowna, bez względu na własne prywatne upodobania. Kobieta spojrzała wpierw na jednego potwora, potem na drugiego i uśmiechnęła się.
- Nie sądziłam, że to ogłoszenie jest prawdziwe – żuła gumę, co widać było wyraźnie – A więc, panowie, przyszła wasza pomocna dłoń – pokręciła palcami, widać było niebieskie tipsy – Biorę sto pięćdziesiąt za godzinę od waszej dwójki, za jednego stówkę.
- …. Obawiam się, że nie do końca rozumiem? – Grillby jako pierwszy się odezwał, podpierając o mopa – Nie uważa pani, że to troszeczkę za wysoka stawka za to czego od pani będziemy wymagać? – Spojrzał na Fella, który teraz opierał się o ladę i ściągnął nawet swoje okulary przeciwsłoneczne aby lepiej przyjrzeć się kobiecie
- Z wysoka?! – brzmiała niemal na oburzoną – To normalna stawka! – wyciągnęła z torebki gazetę, którą podała Grillbiemu, ten spojrzał na zaznaczone głoszenie. Ich ogłoszenie. Adres się zgadzał, wszystko stało się jasne, gdy rzucił okiem na kolumnę, w której zostało ono umieszczone. Ogłoszenia matrymonialne. – Dobrze trafiłam, prawda? Szukacie pomocnej dłoni, do waszego interesu, prawda?
- Uh… obawiam się, że zaszło tutaj jakieś nieporozumienie…
- Nieporozumienie?!
- Uh tak… to ogłoszenie miało być … ummm… - znowu zerknął na Fella, który uśmiechał się cwanie – Poszukujemy kelnerki.
- Oh, a więc przebieranki? No dobrze, jak płacicie to wymagacie. Mogę się przebrać za kelnerkę.
- Nie, pani nadal nie rozumie – Starał się wybrnąć z sytuacji – Nie chodzi o tylko przebranie za kelnerkę, ale o … bycie kelnerką.
- Dziwaczna gra wstępna…
- To żadna gra wstępna… - westchnął zrezygnowany.
- Słucham? Chyba nie do końca rozumiem. – No i wyjaśnił jej wszystko. Kobieta wyraźnie urażona no i przede wszystkim, zdenerwowana, wyszła z baru. Nie tylko zmarnowała czas, ale i nie dostała pieniędzy na jakie miała ochotę. Tymczasem kuzyni musieli przedyskutować ważną sprawę.
- Dałeś ogłoszenie o pracę do tabeli z propozycjami matrymonialnymi?!
- Oj tam, tylko ta jest czytana przez prawie wszystkich – Fell wywrócił oczami chowając zarobioną gotówkę do koperty i wsunął ją pod kamizelkę. – No i najtańsza jeżeli chodzi o publikowanie ogłoszeń. – Dodał ciszej.
- Ty sknero! Teraz będą tutaj przychodziły kobiety myśląc, że chcemy je wykorzystać!
- A to nie jest prawda?
- Nie! Chcemy pomocy w porządkach, a nie seksu.
- Poprawka – spojrzał na Grillbiego z uśmiechem – Ty chcesz tylko tego. Ja nie obrażę się za jedno i drugie. Zwłaszcza, kiedy będzie można płacić tylko za jedno, a drugie dostanie się w gratisie. – Wyprostował się i zaczął przekręcać butelki z alkoholami tak, aby etykiety były w stronę baru. Jednocześnie przy okazji, sprawdzał zapasy. Kiedy zauważył, że jakiegoś było mało, albo wiedział, że schodzi dobrze i trzeba będzie dokupić na wszelki wypadek więcej, zapisywał nazwy na karteczce, która była pod ladą, obok czystych już kufli. Jego towarzysz nie chciał już nic mówić, uważał, że nie ma sensu z nim dyskutować. Jak coś wpadnie mu do głowy, to nie ma przeproś. Pozostaje mieć tylko nadzieję.
A nadzieja umiera jako ostatnia, prawda? Cóż, Grillby miał wrażenie, że jego nadzieja umierała powolną śmiercią, za każdym razem, kiedy w ciągu tygodnia, po zamknięciu baru przychodziły do przybytku kolejne kobiety trudniące się najstarszym zawodem świata. Dżesiki, Andżeliki i inne Roksany. Można powiedzieć z całą stanowczością, że gdy zobaczyło się jedną, to widziało się wszystkie. Grillby zastanawiał się, czy wszystkie chodzą tak na co dzień, a jeżeli nie, to co takiego w ich ubiorze jest, że przyciąga męskie oko. W sensie ludzkie męskie oko. Pokłócił się nawet z Fellem o to, czy aby nie wrzucić kolejnego ogłoszenia, tym razem do właściwej kolumny. Nic z tego. Ostatecznie, pogodził się z myślą, że zapewne nie zatrudnią żadnej pomocy. Zaś Fell zrobił to specjalnie po to, aby nie zatrudniać nikogo, by nie marnować zarobionych pieniędzy. Co w sumie nie byłoby takie dziwne i typowe dla fioletowego żywiołaka. Oliwa sprawiedliwa, zaś karma wraca, tak czy inaczej, gdy już Grillby całkowicie tracił nadzieję, do baru weszła ona.
Miała, jasną skórę w pastelowym odcieniu zielonego. Złote ślepia wyraźnie zaznaczone w czarnych białkach, przyglądały się żywiołakom z uwagą. Nie była potworem. Tego byli pewni oboje. Niziutka, chudziutka, ale zdecydowanie zadbana i bardzo kobieca. Włosy platynowe, związane w warkocz zaczesany na bok głowy. Elf, jak się patrzy. Leśny, albo Wysoki. Choć nie wysoki, bo wysoka nie była. Ale to tylko nazwa, prawda? Historia zna wielu ludzi, którzy nie grzeszyli wzrostem, a okazali się górować nad innymi.
- Proszę… proszę – Tym razem czyszczenie podłogi spadło na barki Fella, odstawił mop na bok i spojrzał na przybyłą – A ciebie księżniczko z jakiej bajki przywiało?
- Przyszłam w sprawie ogłoszenia. – Odpowiedziała dumnie pokazując gazetę sprzed kilku dni. Fell spojrzał na Grillbiego wzrokiem „a nie mówiłem”, a następnie na dziewczynę.
- Jaka jest twoja stawka?
- Jakie są wasze warunki?
- Jakie są twoje możliwości?
- A jakie wasze wymagania? – uśmiechała się cwanie patrząc na wyraźnie zaskoczonego Fella. Który zaraz potem zebrał się w sobie i podszedł do niej.
- Zależy co potrafisz?
- A co chcesz, abym potrafiła?
- Do czego zostałaś stworzona?
- W czym mam być pomocna? – Grillby nie do końca rozumiał co się dzieje, ale wyraźnie ta dwójka toczyła jakąś dziwną grę, której zasady… a są w ogóle jakieś? Wywrócił oczami i poprawił okulary na nosie. Nasłuchując kolejnych pytań jakie padały naprzemiennie od tamtych, wziął kawałek papieru i spisał wszystkie obowiązki jakie byłyby wymagane od kelnerki, godziny pracy, dni wolne, dni urlopu, oraz wypłata jaka byłaby najuczciwsza jego zdaniem. Czyli zdecydowanie wyższa, niż tą, jaką chciał dać Fell. Gdy już to zrobił chrząknął i podszedł do elfki podając jej papier, przerywając tym samy ich pojedynek pozostawiając go nierozstrzygniętym.
Koniec końców, nie przeciągając dłużej, obie strony doszły do porozumienia. I co zaskoczyło obu, elf się zgodziła. Tym bardziej, była zadowolona, że ostatecznie ogłoszenie okazało się być inne niż początkowo zakładała. Szybko zaczęła pracować jako kelnerka. Wieczorami, gdy bar był otwarty, pomagała obsługiwać klientów, podając im alkohole, albo też zmywając naczynia. Późną nocą, pomagała wyrzucać tych co wychlali za dużo. Gdy bar zamykano, sprzątała, tak jak trzeba. Przez co Grille miały więcej czasu na dokładne rozeznanie się w zapotrzebowaniach baru, oraz szybciej kończyli pracę. Wilk syty i owca cała? No nie całkiem. W przeciwnym razie, nie byłoby zaznaczenia, że ten oneshoot jest dostępny od lat osiemnastu, prawda? No właśnie.
Opowiem jak do tego doszło. Więc, koniec zmiany. No i trzeba było posprzątać. Sala barowa zawsze pozostawała na końcu, po w trakcie sprzątania jacuzzi, a zwłaszcza pokoju ruchań, przechodziło się przez nią często. Dlatego jak tylko jacuzzi było już … naprawione. Elfka udała się do pokoju ruchań w którym Fell właśnie naprawiał łóżko. Dzisiaj trochę klientów przewinęło się przez to miejsce, dlatego nie wiedział dokładnie kogo ma winić za zniszczenia i kogo obarczyć odpowiedzialnością, kosztami naprawy, kupna nowego sprzętu i odsetkami. Nie widząc winnego, postanowił podwyższyć ceny trunków tak, aby wszystko mu się zwróciło z nawiązką. Koszty naprawy? Ah no tak, on sam wszystko naprawi, po czym dojdzie do wniosku, że i tak jest zepsute i trzeba coś nowego, a pozostałym powie, że musiał wezwać fachowca. Tak się zawsze robi. Prawda? Prawda. Mało to uczciwe, ale pierwszą rzeczą jaką nauczył się prowadząc swój biznes, to to, że uczciwy sprzedawca, to chujowy sprzedawca.
- Udało ci się? – zapytała się elfka wchodząc do pokoju z podwiniętymi rękami
- Nie – Fell mechanicznie przetarł czoło ręką – Nie wiem kto i co, ale trochę żałuje, że mnie tu nie było. Musiało być ostro – zaśmiał się i spojrzał na elfkę porozumiewawczo.
- E tam, nic ciekawego – machnęła ręką – Moim zdaniem, raczej nudno. Zniszczyli tylko łóżko.
-O… - uniósł brwi – Ty zniszczyłabyś więcej?
- O taaaak – zmrużyła oczy opierając o próg szczotkę – Caluśki pokój. – Weszła do środka i położyła rękę na piersi potwora, Fell przez chwilę był zaskoczony jej zachowaniem, potem zamruczał cicho
-A coś ty taka miła nagle, co?
-Czy to źle, że chcę okazać trochę wdzięczności mojemu dobroczyńcy?
- Niech pomyślę… - spojrzał do góry, lecz położył jej ręce na biodrach - … Tak. Bardzo dziwne. Więc, w co grasz?
- W piłkę nożną, trochę siatkówki…
-Dobrze wiesz, że nie o to pytam.
-Dobrze znasz odpowiedź – stanęła na palcach i go pocałowała w usta. Potwór odwzajemnił bez zastanowienia gest, powoli wsuwając rozdwojony język między jej wargi.
-Mmm myślę, że nie wiem o to ci chodzi – przesunął ręce wzdłuż jej kręgosłupa, podczas kiedy ona trzymała swoje na jego ramionach
-Myślę, że udajesz.
-Myślę, że jesteś w błędzie.
-Myślę, że oboje powinniście zabrać się za porządki – Grillby stał w progu ze skrzyżowanymi rękami na piersi – Co to za zachowanie.
-Nasz elfik chciał się trochę pobawić – Fell zamruczał nie puszczając kelnerki ze swoich objęć – Chcesz się dołączyć?
-Raczej spasuję, mamy wiele na głowie, a czas to pieniądz, prawda?
-O, w sumie racja. Im szybciej tutaj skończymy, tym szybciej będę mógł się tobą zająć – rzucił w stronę elfki jakby nigdy nic, oświecony i już całkowicie pozbawiony chcicy. Wspomnienie o zarobionych albo zaoszczędzonych pieniądzach działało zawsze jak kubeł zimnej wody, a gdy w grę wchodzi żywiołak ognia, można się domyślać, że takowa zimna woda robiła na nim spore wrażenie. Elfka oczywiście, nie była z tego zbyt zadowolona, tego wieczora jednak do niczego nie doszło.
Kilka dni później, sprawy przybrały nieco inny obrót. Już po porządkach, gdy Grillby przebrał się w piżamę i miał udać się do swojego pokoju. Zmęczony ale i zadowolony dniem jaki minął, zauważył, że jego łóżko… no cóż, ktoś w nim leży. Była to elfka, w delikatnej zwiewnej sukience, prześwitującej miejscami, lecz piersi i łono schowane były za przyjemną, czerwoną, koronkową bielizną. Płomienny potwór uniósł jedną brew do góry i poprawił okulary na nosie. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć dlatego stał, trzymając się klamki, wpatrzony w dość lubieżnie rozkładającą się na jego pościeli kobietę. Musiała minąć solidna chwila, kiedy i ona zdała sobie sprawę, że wrażenie jakie na nim wywołała nie było w żadnym razie nawet pobliskie pragnieniu seksualnemu. Oj nie. W powietrzu unosiło się jedno. Zażenowanie. Z jego strony i wkrótce i z jej. Grillby ani drgnął, po prostu stał, obserwując jak niepewnie wstaje z łóżka, nagle zasłania piersi i ze schyloną głową, wychodzi z pokoju nie spoglądając się za siebie. Rankiem, odbyła się rozmowa między potworami.
-Ewidentnie chce któregoś z nas zaliczyć. – Powiedział Fell siedząc przy stole w pokoju. Barnaba z zadowoleniem pałaszował śniadanie
-Ale po co? – Grillby sunął palcem po wierzchu filiżanki z kawą
-Bo się jej podobamy? – żywiołak spojrzał na niego z politowaniem, więc mówił dalej – No co. Nie zaprzeczysz, że działamy na kobiety
-Ech… nie sądzę, aby to był motyw
-A co myślisz?
-Gdybym wiedział, to bym się nie zapytał.
-Wiesz… może po prostu faktycznie ma na nas ochotę? Ot tak po prostu?
-Myślisz?
-Myślę.
-I co w związku z tym?
-Wiesz, najpierw startowała do mnie, a potem do ciebie, co ty na to, aby dać jej to czego chce, tylko że na raz – uśmiechnął się cwanie prostując. Grillby spojrzał na niego zaskoczony, ale nic nie powiedział. – Gdy dostanie już to co chce, może przestanie?
-Czasem zastanawiam się, czy naprawdę jesteś taki naiwny, czy tylko udajesz.
-Ciii, to będzie nasza tajemnica – puścił mu oczko i uśmiechnął się zawadiacko.
Koniec końców bez większego dogadania się, ale jednak, postanowili wcielić swój plan w życie. Kolejnego dnia, kiedy zmiana dobiegła końca, zaś ostatniego klienta wyniesiono (dosłownie) za drzwi, rozpoczęto sprzątanie. Elfka nie spodziewała się niczego, choć nadal czuła się mimo wszystko niezręcznie w towarzystwie swoich szefów. W milczeniu sprzątała podłogę w sali barowej, kiedy nagle poczuła ciepłe ramiona obejmujące ją w pół. Gdy podniosła głowę, był to Fiołek, z przymkniętymi oczami gładził ją po brzuchu, jednocześnie nosem sunął po jej ramieniu. W tym czasie Grillby zszedł z widoku, udając się gdzieś na dół. Początkowo była zaniepokojona, nerwowo zerkała co chwilę w stronę gdzie ostatnio widziała drugiego żywiołaka, lecz… Fell zajął się nią należycie. Przesunął dłoń mocno sunąc po piersi, po karku, zmuszając ją by odwróciła wzrok w jego stronę, ba, całą twarz. W jednej chwili cały świat stanął jej w ogniu. Gorące wargi dotknęły jej, dłonie pieściły po biodrze i karku, złapała go za ramiona, chciała się uwolnić, ale… ale się nie udawało. Naprawdę chciała być wolną? Sama już nie wiedziała. Z jednej strony czuła się dziwnie, nie mając żadnej kontroli nad tym co się dzieje, z drugiej niesamowicie ciekawiło ją, co przyniesie ten wieczór. Fell przesunął się do przodu, teraz zasłaniając cały jej świat. Stając między nią, a wyjściem. Otworzyła szeroko oczy, nadal nie przerywając pocałunku, zerkała co chwilę na niego, na drzwi i na niego znowu.
Wtedy potwór pchnął ją mocniej w głąb baru. Czuła coraz większy napór na swoje ciało i szybko ustępowała. Krok za krokiem, coraz głębiej w tył, aż za plecami poczuła drugie źródło ciepła. To był Grillby, który nagle znalazł się za nią. Kiedy to się stało? Nie słyszała żadnych kroków, a mimo to, oto był. Sunął rękami bo jej biodrach, po jej talii, zatrzymał na pośladkach i ścisnął mocno, boleśnie. Jęk jej utonął w gardle Fella, który nadal, nieprzerwanie całował jej wargi. Jednocześnie jego dłonie znajdowały się na jej piersiach. Pod materiałem białej koszulki, jaka nosiła do pracy, krył się koronkowy staniczek. Potwór wsunął ręce pod ubranie dostając się bezpośrednio na skórę. Od nasady złapał ją, ściskając palce na nabrzmiałych sutkach. Co się działo? Dlaczego? Oh, domyślała się dlaczego? Ale nie tak to planowała. Nie w ten sposób. Właściwie, to chciała czegoś innego, ale najwyraźniej, jej nie wyszło. Chciała szybko wydostać się z tej sytuacji. Przeczuwała co może dziać się dalej i nie chciała tego. Naprawdę nie chciała. Popełniła błąd i się jej nie udało osiągnąć tego, czego chciała. Zaczęła się kręcić, wiercić, próbować wyjść. Lecz szybko jej ręce zostały unieruchomione przez dłonie fioletowego potwora, zaś koszulka rozpięta przez drugiego.
-Pppprzestańcie – warknęła gdy Fell przerwał pocałunek, by zabrać się za jej kark. – Nie chcę. – Grillby na chwilę się zatrzymał, spojrzał na kuzyna porozumiewawczo, który tylko poruszał brwiami i dalej bawił się w najlepsze ignorując jej słowa. Właściwie, to jej próby wyzwolenia się, tylko dodatkowo go nakręcały. Wkrótce i Grillby poszedł w jego ślady. Może ich charaktery są od siebie różne, jakby dwie strony monety. Lecz… tej samej monety. Mieli ze sobą wiele wspólnego. Jak chociażby zamiłowanie do … nieco ostrzejszej zabawy. Nic więc dziwnego, że elfka szybko znalazła się na pozycji ofiary. Nie spostrzegła się nawet kiedy, została położona na stole w barze, zaś jej nogi i ręce przykute do nóg stołu za pomocą kajdanek ze skóry. Lecz jakiejś dziwacznej, mocniejszej niż zwykłe kajdanki. – Puśćcie mnie! – zaczęła krzyczeć, dlatego trzeba było ją uciszyć. Knebel zrobiony ze ścierki idealnie do tego służył. Nawet miał na środku węzeł, aby mogła zacisnąć na nim zęby. Teraz pozostało się już tylko bawić. Oboje stali nad nią, jeden trzymał ręce w kieszeni, drugi miał skrzyżowane na piersi.
-I co ty na to? – Zapytał Fell z zadowoleniem podziwiając swoje dzieło.
-Myślę, że będziemy potrzebować nowej kelnerki.
-Może, zobaczymy. Póki co, masz jakieś pomysły? – Grillby spojrzał na niego, a następnie na elfkę, która z każdą chwilą coraz bardziej desperacko próbowała się uwolnić.
-Jestem za bardzo zmęczony na jakieś zabawy z nią, wiesz?
-Czyli po prostu rżnięcie i papa?
-Myślę, że to będzie najlepsze. – przytaknął mu rozsuwając rozporek w spodniach. Wyciągnął swoje przyrodzenie, równie ogniste jak i on sam, sterczące i gotowe do działania, jednak tak, aby nie ściągać spodni na dół. Fell w tym czasie stanął na wysokości jej głowy i zaczął bawić się piersiami. Grillby zabrał się do roboty, pozbawiając dziewczynę bielizny jednym mocnym szarpnięciem. Właściwie to nie musiał się bardzo silić, to czego nie chciało mu się rozrywać, mógł spokojnie przepalić. Wkrótce jej naga kobiecość stała przed nim otworem. Nie mokra, ale zdecydowanie wilgotna. Chcąc nie chcąc, ciało robi swoje, choć umysł krzyczy co innego. Próbowała krzyczeć, ale nie mogła. Grillby wdarł się w nią jednym, mocnym pchnięciem. Czuła jego ciepło. Nie, gorąco. Tak, jakby ktoś wsadził w nią gorący termofor. Po policzkach pociekły łzy. Bez ani jednego słowa, potwór posuwistymi ruchami poruszał się do przodu i do tyłu, co jakiś czas wchodząc w nią na całą swoją długość i kręcąc biodrami, czuła że wtedy gładzi ją od środka z każdej możliwej strony. Nagle, ognista ręka dotknęła jej łechtaczki. Wiedział, jak zadowalać kobiety, dlatego po chwili szczytowała wykrzywiając się do tyłu. Nie sam akt był najgorszy. Gdy dochodził, wyszedł z niej pośpiesznie i swoje nasienie, w kolorze rozgrzanej magmy, wylał na jej uda. To parzyło. Naprawdę parzyło. Aż pisnęła. Dlatego pośpiesznie pochwycił za szmatkę i zaczął ścierać z niej płyn. Nie przeprosił. Pozostał po nim czerwony ślad. Mimo wszystko, gdzieś na dnie świadomości była mu wdzięczna, że nie skończył w środku. Nie wiedziała, czy dane byłoby jej to przeżyć.
Ciężko dysząc padła na stół mając nadzieje, że to już koniec. Lecz nie. Fell już stał w gotowości, on  i jego oręż. Nie dając kobiecie nawet chwili wytchnienia, również w nią wszedł i rżnął. Tak, bo najwłaściwsze określenie. Znacznie gwałtowniejszy, mocniejszy, bardziej brutalny, aż stół posuwał się do tyłu z każdym jego pchnięciem. Elfka uderzała raz za razem o blat tyłem głowy, zaś więzy na nadgarstkach i kostkach boleśnie uwierały. Miała dość. Płakała i chciała krzyczeć. Lecz Fell nie pozwalał. Położył się na niej wbijając zębiska w jej kark. Ukąszenie za ukąszeniem. Kilka nawet do krwi, którą potem zlizywał z jej karku rozdwojonym językiem. Seks z nim był o wiele mocniejszy, ale przez co i szczytowanie o wiele potężniejsze. Nie, aby tamto było złe. Po prostu tak, jakby u Grillbiego wszystko rozkładało się w czasie, było dłuższe i przez to lepsze do zniesienia. U Fella natomiast wszystko było bardziej… skondensowane. Dlatego nic dziwnego, że gdy osiągnęła orgazm, miała wrażenie, że jej mózg jakby się.. zresetował? Przez chwilę nie wiedziała co się z nią dzieje, gdzie jest, z kim jest ani nawet… kim jest. Z przyjemnego stanu otrząsnął ją ból. Kolejny potwór spuścił się na nią, tym razem na brzuch. Lecz w przeciwieństwie do tamtego, nie śpieszył się z pozbyciem pozostałości po sobie. Tak po prawdzie, nie zrobił tego. Fioletowy płyn kołysał się na niej wraz z jej głębokimi oddechami.
Grillby miał rację. Tamtej nocy stracili kelnerkę, która jak tylko została uwolniona, wybiegła z krzykiem z baru.
Share:

28 września 2018

Opowiadanie: Chandra

Notka od autora: Postanowiłam za pomocą opowiadania przedstawić to co ostatnio siedzi mi w głowie oraz mój stan emocjonalny. No i pokazać decyzje jakie podjęłam. 
Pokazany w głowie wieżowiec, odnosi się do popularnej wizualizacji własnego umysłu jako wieżowca. Tego typu zabieg ma pomóc w opanowaniu tego co siedzi w głowie, oraz w uporządkowaniu wszystkiego. Gdzie w niższych partiach - jakby w piwnicy - umieszczamy to czego się boimy, nasze lęki, obawy, strachy, nawet potwory czy fobie. Natomiast im wyżej tym bliżej jesteśmy tego co chcemy osiągnąć. Naszego ideału które zagwarantuje nam spełnienie za życia. Swój wieżowiec postawiłam bardzo dawno temu i do dzisiaj dobrze mi służy. Dzisiaj postanowiłam zabrać was na jedno, może dwa piętra...

TRZASK.
-JAK TO?! – G uderzył rękami w drewniany blat biurka, nie wierzył własnym uszom, znaczy, gdyby je miał – PORZUCENI?! – dodał unosząc lekko głos do góry. Złote ślepia wpatrywał z wyczekiwaniem na jakąkolwiek reakcję ze strony siedzącego naprzeciw niego kucyka. Yumi miała spuszczony wzrok i oklapnięte uszy, jakby nie chciała spojrzeć na potwora.
-Kchem – chrząknął Grillby siedzący obok na krześle razem ze swoimi „braćmi” – Zawieszeni… - poprawił go natychmiast.
-Chciałeś powiedzieć, powieszeni – Fell skrzyżował ręce na piersi, to co przed chwilą usłyszał również mu się nie podobało.
-To… to nie tak – Yumi odezwała się w końcu patrząc na siedzących towarzyszy. Miała przed sobą zarówno G i Iszę, jak i wszystkie cztery żywiołaki ognia. Przełknęła głośno ślinę, chwilowa odwaga umknęła jak tylko spojrzała na ich twarze. Strach powoli zamieniał się w irytację – Ugh…. Nie rozumiecie.
-Jasne, że rozumiemy. Porzucasz nas – bąknął Fell odwracając wzrok. Nie chciał na nią patrzeć.
-Zawieszam – poprawiła natychmiast – Na… bliżej nieokreślony czas…
-ALE DLACZEGO! – G aż podniósł się z krzesełka, żywo gestykulował rękami, podczas kiedy Isza spoglądała na niego wyraźnie nie do końca rozumiejąc co się właśnie dzieje – Przecież masz w tym swoim kucykowym notesiku spisane WSZYSTKO. Plany opowiadań, rozdziały dodatkowe, jakieś ciekawostki! WSZYSTKO! Więc to nie tak, że nie masz pomysłu. – spojrzał na nią raz jeszcze.
-Ja po prostu… - przygryzła dolną wargę błądząc wzrokiem po podłodze, jakby tam miała leżeć odpowiedź. Czuła się postawiona pod ścianą, obrzucana dziwną mieszaniną emocji. Gniewu, niedowierzania, złości, smutku… i tego, czego nie znosiła najbardziej… zawodu.
-Ty po prostu co?
-G, usiądź, daj jej odrobinę przestrzeni. Jestem pewien, że zaraz nam to wszystko wyjaśni – Grillby położył na ramieniu G swoją rękę cofając go lekko do tyłu. Kościotrup spojrzał na ognistego, potem jeszcze raz na klacz za biurkiem, a następnie usiadł wyraźnie ze wszystkiego niezadowolony. Zebrani musieli długo czekać.. albo tak im się wydawało… w każdym razie kucyk w końcu westchnął i położył łeb na blacie.
-Złapała mnie chandra, okej? Trzyma mnie od dłuższego czasu. To widać po moim blogu. Mniej rzeczy publikuję, prawie w ogóle nie tłumaczę, a jak już to bardzo długo mi nad tym schodzi. W tym miesiącu nawet było kilka dni gdzie nic nie wrzucałam. Nic! A pilnowałam się tego, aby codziennie coś wrzucić. Bo znam siebie, jeżeli coś zacznę olewać to to porzucę, a tego nie chcę, bo kocham mój blog, was, moich czytelników i dostarcza mi to przyjemność. – wzięła głęboki wdech – Tylko, że po prostu nie mogę! Za każdym razem jak szykuję sobie plik, albo obrazek do tłumaczenia, albo dokument, aby coś napisać, wpatruję się jak debil w ten migający znacznik tekstu, albo w puste pole jakie wcześniej oczyściłam na obrazku i gapię się i gapię i … jakbym miała jakąś blokadę. Po prostu… no… Nawet spraw technicznych nie mogę zrobić! – w końcu wyrzuciła kopyta w powietrze – Zmuszam się do edytowania wikipedii blogowej, z każdym dniem przychodzi mi to coraz trudniej! Zaczęłam na youtube z monstr girl Quest, mam nagrane dalsze części, nawet przetłumaczone, ale … nie umiem tego sklecić w całość! Nie, że nie umiem, ale… to nie tak że mi się nie chce… - Zacisnęła zęby z frustracji myśląc nad kolejnymi słowami – Bo to nie tak, że ja nie chcę. Ja chcę. Mam genialne pomysły na dalsze historie dla was… Znaczy się tak mi się wydaje…. Trucizna miała być powieścią w jakiej zastosowałabym meta-narrację. Gdzie zarówno narrator, jak i czytelnik byliby tylko kolejnymi postaciami opowiadania. Byłaby miłość, duchy, upiory, demony, krew, śmierć i żałoba. Do końca świata, miało być humorystycznym opowiadaniem o przygodach potworów w naszym świecie, gdzie wyładowywałabym swoją chorą fantazję. – westchnęła ciężko – Dawniej pisanie czegokolwiek przychodziło mi ot tak – machnęła kopytem. Nie otrzymując tego co chciała spojrzała na nie marszcząc brwi. – G, pstryknij dla mnie palcami.
-Słucham?
-No pstryknij palcami – Potwór spojrzał na Grillbiego, a następnie uniósł rękę i pstryknął. – Nie teraz, za wcześnie! – chrząknęła Yumi – Dawniej pisanie czegokolwiek przychodziło mi ot tak – machnęła kopytem i spojrzała na G. Ten po kilku sekundach załapał i pstryknął palcami. Wyraźnie zadowolona z efektu, prowadziła swój monolog dalej – Teraz edytowanie prostego, krótkiego komiksu przychodzi mi z trudnością. Jestem w pracy, myślę sobie co przetłumaczę, co napiszę, co zrobię. Siedzę na kiblu, jestem z psem, to samo! Lecz gdy tylko zasiadam, aby zrealizować swoje cele, to nic! Tomasz Węcki, mówił, że nie ma czegoś takiego jak brak weny. I tu się zgadzam, nie ma. Bo wena jest. I to jest jej naprawdę wiele! W głowie już powstaje mi zarys kolejnego opowiadania, o córce Sansa i Frisk, gdzie wciepiłabym multum i jeszcze ciut AU, mam pomysł na kilka eventów, a nawet na prezent z okazji Nowego Roku i choć to za kilka miesięcy, aby się wyrobić i zrobić to dobrze, musiałabym zacząć już teraz, a po prostu nie mogę. Choć wiem, że byłoby to coś ekstra i fajowego i w ogóle…. – wzięła kolejny głęboki wdech – No i jeszcze moje kontakty z innymi. Nie chcę wychodzić na jakąś debilkę, która ma wszystkich gdzieś i wyżej sra niż dupę ma. Kocham moich czytelników, kocham moich przyjaciół i każdemu służę pomocą kiedy mogę i jak mogę! Ale! – westchnęła ciężko – Po prostu nie umiem się przełamać. Mój wskaźnik socjalizacji woła o pomstę do nieba i mam ochotę schować się w najciaśniejszej dziurze na kilka tygodni, aby ochłonąć od tego wszystkiego. Znowu z drugiej strony, chciałabym tak po prostu wejść na discorda i popisać z ludźmi, ale nie mogę, bo coś mnie blokuje, jakaś niewidzialna siła, zmęczenie, zmęczenie! Jestem zmęczona, choć nic takiego nie zrobiłam i… i.. ja po prostu…. – łapała oddech szybko. Nawet nie zauważyła kiedy obok siebie miała wszystkie potwory. W tym także i Gastera, który do tej pory siedział cicho, schowany gdzieś pod ścianą pomieszczenia. Obejmowali ją, aby uspokoić choć odrobinę zmęczone ciało i serce.
-To przez prace – mówił Grillby – Ostatnio masz naprawdę ciężki okres. – Głaskał ją po grzywie – Myślałaś, że uda ci się zmienić pracę, nie udało się. Myślałaś, że obronisz pracę w terminie, nie udało się.
-Dali ci naprawdę ciężkie zmiany – wtrącił się G teraz wyraźnie spokojniejszy – Pracowałaś kilka dni po dwanaście godzin. W hałasie, w tłoku…
-Było kilka osób które zaszło ci za skórę – dodał Fell, on i Gri nie dotykali kucyka, ale byli w pobliżu. – A przez to kim jesteś i jaka jesteś nie umiałaś pokazać im co naprawdę o nich myślisz.
-No nie, jednej osobie pokazałam…. – zaszlochała. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać.
-Brawo. Zostało jeszcze kilka – wywrócił oczami
-Jesteś przepracowana – Curly wdrapał się na jej głowę i złapał rogu – Pozwól sobie odpocząć.
-A-ale! Ale – zapłakała – Ale wyszły nowe rozdziały Gry i Wpadek i chciałabym skończyć jakieś opowiadanie, bo chcę zacząć kolejne i jeszcze tyle zostało do edycji na wikipedii i tyyyle do mgq i jeszcze…
-Ciii – Gaster w końcu zabrał głos i poklepał Yumi po boku – Ciiii… małe kroczki, pamiętasz? Małe kroczki.
-Mam wrażenie, że … że…
-Że?
-… czuję się … przybita? Przygnębiona? Jakbym zawodziła czytelników HI… jakby mieli wobec mnie tylko wymagania… nie mówię o wszystkich, właściwie to nikogo nie mam na myśli, po prostu…
-Wymagania stawiasz sama sobie, bo chcesz, aby czytelnicy mieli zawsze wszystko szybko w dobrej jakości i aby dobrze się bawili, tak? – przytaknęła, z jej oczu poleciało więcej łez – Ale sama teraz masz problemy, prawda?
-Wszystko jest dobrze! – odezwała się głośno. Gaster wywrócił oczami
-Jeżeli kogokolwiek zawodzisz to samą sobie. – Yumi zamknęła usta i spuściła wzrok, pozwalała, aby Grillby ją głaskał, aby Curly siedział na jej głowie trzymając się rogu i aby w końcu G trzymał jej kopyto w swoich rękach – Siebie, nie nas. Pamiętasz co ostatnio powiedziała ci Samael?
-…. Kto inny jak nie ja… - kucyk szepnęła cicho
-Dokładnie. Kto inny jak nie ty. Myślę, że twoi czytelnicy są na tyle wyrozumiali, że pozwolą ci odpocząć, bo wrzesień jest dla ciebie naprawdę męczący, październik nie będzie lżejszy.
-Ale ja nie chcę odpocząć! – podniosła wzrok – Nie chcę! Znam siebie i nie mogę przestać tutaj publikować rzeczy. Nie zawieszam bloga, jest tyle rzeczy jakie chcę przetłumaczyć, czy napisać. To naprawdę sprawia mi przyjemność!
-Czy nie tratujesz prowadzenia tego bloga jako obowiązek? – Fell w końcu się odezwał
-Co? Nie! Na łeb upadłeś? – zmarszczyła brwi – To sprawia, że jestem szczęśliwa, ale mam wrażenie, że coś stoi między mną a tym szczęściem!
-Zmęczenie – Grillby wstał wsadzając ręce do kieszeni spodni – To zmęczenie. Odpocznij. Publikuj to co chcesz, kiedy chcesz i w jakiej ilości chcesz…
-To są moje słowa…
-O których sama zapomniałaś. Tłumacz to co sprawia ci przyjemność. Ale dokończ to co zaczęłaś. Dlatego, odpocznij, tłumacz to co chcesz, pisz to co chcesz, wyśpij się, nie wychodź do ludzi, jak nie chcesz to się z nikim nie kontaktuj… Może jakaś miła dusza napisze ci maila, albo odezwie się w komentarzach życzliwym słowem, jakie ma dodać ci otuchy – westchnął, płomienie na jego głowie kołysały się teraz zdecydowanie łagodniej. Kucyk czuł jak zza okularów Grillby wpatruje się w nią intensywnie – Zacznij jeść normalnie, nie przegapiaj brania leków codziennie… a wszystko wróci do normy. Ostatnio miałaś za wiele na swojej głowie. I w sumie, to masz nadal…
-Ale dasz radę – G ścisnął mocniej kopyto – Dasz radę wszystkiemu. Daj sobie tylko czas… odpocznij…
-Dlatego nie zawieszaj opowiadań, po prostu odpocznij... – Gaster skrzyżował ręce na piersi uśmiechając się czule, niemalże po ojcowsku – Pograj w grę, poczytaj książkę…
-Odpocznij….
-Zrelaksuj się…
-Wyśpij….
-Zjedz coś normalnego…
-Idź na spacer z psem…
-Poczytaj książkę…
-Odpocznij…
-Odpocznę… - Kucyk zamknęła oczy z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nagle pomieszczenie powoli zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu, teraz otoczona białą przestrzenią stała sama, naprzeciw Ciebie, z ustami wykrzywionymi w lekkim uśmiechu, z wyraźnie podkrążonymi oczami i zmęczeniem malującym się na twarzy. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na Ciebie. W jej oczach mimo wyraźnego wyczerpania widać było dziecięcą radość, wiarę i … szczerą miłość oraz oddanie. Uśmiech się jej poszerzył, choć po policzkach zaczęły cieknąć łzy – Dziękuję, że mimo wszystko nadal tutaj jesteś. Wiem, że czekasz na dalsze części swoich ulubionych opowiadań czy też komiksów. Dziękuję, że cierpliwie czekasz na maile ode mnie i za to, że mimo iż pojawia się tutaj mniej treści to nadal jesteś. Dziękuję za wszystko, naprawdę i .. i… i za to że jesteś. Obiecuję, wszystko dokończyć i obiecuję, że codziennie będzie się coś pojawiało. Jak tylko odpocznę i dojdę do siebie, materiałów na HI będzie więcej i więcej i więcej. Oczywiście, jeżeli zechcesz mi pomóc – szczerze się uśmiechała, choć nie przestawała jednocześnie płakać – Małe kroczki… małe kroczki… Zacznę od małych kroczków… A pierwszy, postawiłam właśnie teraz….
Share:

23 sierpnia 2018

Gra: Pisz... - Ćwiczenie czwarte - Co dla ciebie oznacza upadek? - Nessa


Ojcze nasz, któryś jest w niebie…
Upadła na kolana. Jasne włosy przysłoniły twarz, gdy zgięła się wpół, instynktownie przyciskając obie dłonie do brzucha. Już od dłuższego czasu ciążył jej niesamowicie, jakby na każdym kroku podkreślał, że to ten moment. „Jeszcze chwila. To już prawie, mamo” – wydawała się komunikować coraz bardziej ruchliwa, skryta gdzieś pod warstwą skóry istota. I chociaż na samą myśl o rozwiązaniu ogarniało ją czyste przerażenie, zwłaszcza gdy przypominała sobie, czyje dziecko miała wydać na świat, na swój sposób była szczęśliwa.
Gaja uśmiechnęła się przez łzy. Z wolna uniosła głowę, spoglądając wprost na znajdujący się tuż na wyciągnięcie ręki ołtarz. Czuła napierający ze wszystkich stron chłód, ten jednak nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Chociaż drżała, wątpiła by ten stan miał jakikolwiek związek z przepuszczającymi chłodne powietrze, drewnianymi ścianami rozpadającej się kapliczki.Gdzieś w oddali słyszała szum poruszanych wiatrem liści. Lasy w tym miejscu ciągnęły się kilometrami, starannie otaczając wzniesienie z jedną, pozornie zapomnianą przez Boga budowlą. Przez krótką chwilę Gaję ogarnęła gorycz, gdy pomyślała o tym w ten sposób – o traktowaniu miejsca, które pierwotnie miało posłużyć niemalże jako przedsionek, pośredniczący ludziom w komunikacji z najwyższym – ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl.
Symbolika nie miała znaczenia. To czyny i wiara dodawały siły, nadając sens chwilom, które na pierwszy rzut oka wydawały się go pozbawione.
– Mój Boże, co mam zrobić? – zapytała cicho, spoglądając wprost na górujący nad ołtarzem, drewniany krzyż. – Jak bardzo cię zawiodłam?
Prędzej czy później musiała zadać to pytanie, choć już dawno przestała oczekiwać odpowiedzi. Wątpliwości powracały raz za razem, zwłaszcza wtedy, gdy uprzytomniała sobie, jak naiwna była jej wiara w to, że znalazła rozwiązanie. Dała omamić się jak dziecko, przyjmując za prawdę czułe słówka i zapewnienia istoty, która przez wieki z równą wprawą zwodziła dziesiątki różnych istnień. „Pokusa” mogłaby być jego drugim imieniem, a jednak Gaja przez krótką chwilę naprawdę pokładała nadzieję we własne umiejętności i to, że odrobina dobroci wystarczy, by nawrócić kogoś, kto upadł aż tak nisko.
Łagodny ruch przywołał kobietę do porządku. Z czułością pogładziła brzuch, nieznacznie potrząsając przy tym głową.
Skoro tak, co z dzieckiem? Jeśli to, że dała się uwieść samemu Lucyferowi, było aż tak złe, jakim cudem z tego związku mógł powstać jakikolwiek owoc miłości? Jeśli również upadła, dlaczego była w stanie kochać…?
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie… – zaczęła łagodnie, tym razem na głos.
Nie patrzyła na ołtarz, bo to i tak nie miało znaczenia. Usiadła na ziemi, układając dłonie na udach i z szacunkiem pochylając głowę. Przez krótką chwilę poczuła się lepiej, kiedy przyjemna fala ciepła rozeszła się po całym jej ciele. Bądź dzielna, pomyślała i – mogłaby przysiąc – te słowa wcale nie należały do niej.
Skóra na plecach zaczęła mrowić. Tylko delikatnie, ale wystarczająco intensywnie, by Gaja to poczuła i zorientowała się, że dziwne uczucie wydawało się kumulować dokładnie w miejscu, w którym nie tak dawno temu wyrastały skrzydła – białe i potężne, tak niesamowicie piękne…
Te same, które dobrowolnie oddała, podążając za wiarą we własne zdolności i to, że mogłaby cokolwiek zmienić.
– Święć się imię twoje…
Cichy, pozbawiony wesołości śmiech wyrwał ją z zamyślenia. Zadrżała, choć nie ze strachu, bynajmniej niezaniepokojona, że intruz mógłby ją skrzywdzić. To, że podążył za nią aż do tego miejsca, również nie wydało jej się dziwne. Mogła przewidzieć, że do tego dojdzie, a tym bardziej to, że był w stanie ją odnaleźć.
Nawet nie drgnęła, nie zamierzając zaszczycić go choćby spojrzeniem. Szeptem wciąż starannie wypowiadała kolejne słowa modlitwy, dla lepszego efektu przechodząc na łacinę.
– Wciąż wzywasz jego imię? Och, Gaju… – Głos upadłego zabrzmiał niemalże łagodnie, choć pobrzmiewało w nim przede wszystkim rozczarowanie. – Zupełnie jakby miał cię wysłuchać. Albo jakby faktycznie tutaj był.
Nie odpowiedziała. Wciąż z uporem i w stałym rytmie szeptała kolejne słowa.
Usłyszała przeciągłe westchnienie. Zaraz po tym wyraźnie wyczuła ruch za plecami, kiedy Lucyfer przemieścił się, nagle stając tuż za nią.
– Szukałaś schronienia? Jeśli tak, chyba aż tak bardzo mu na tobie nie zależy, skoro wszedłem tu bez najmniejszego problemu, moja złota – usłyszała tuż przy uchu. Ciepłe palce musnęły policzek Gai, gdy w pełni ludzkim gestem odgarnął jej włosy z twarzy. W końcu na niego spojrzała, gdy ujął ją pod brodę, w gruncie rzeczy nie pozostawiając kobiecie innego wyboru. – Diabeł w kościele. Ludzie by poszaleli.
– Kto powiedział, że szukałam schronienia? – zapytała ze stoickim spokojem. – Zresztą dlaczego miałby zabronić ci wejścia tutaj? Jest otwarty na każde ze swoich upadłych dzieci.
Tym razem Lucyfer roześmiał jej się w twarz. Nawet w takich chwilach wydawał się promienieć, przez co Gaja poczuła się tak, jakby spoglądała w słońce. A jednak wpatrzone w nią, przypominające czarne dziury oczy, wydawały się puste.
– W to wierzysz? Po tym wszystkim, nawet teraz, gdy…? – Urwał, odsuwając się i wymownie patrząc na jej zaokrąglony brzuch. – Wciąż jesteś taka głupia.
– W ciebie też uwierzyłam – zauważyła cicho.
Uśmiechnął się z wyższością, wyraźnie rozbawiony.
– I popatrz jak skończyłaś.
Przez moment poczuła się tak, jakby ją uderzył. Zmusiła się do zachowania spokoju, nie zamierzając dać niczego po sobie poznać. Mimo wszystko czuła, że demon dobrze wiedział, że udało mu się sprawić jej ból. Co jak co, ale cudze cierpienie zawsze wyczuwał bezbłędnie.
Bądź wola twoja…
– Co dla ciebie oznacza upadek? – zapytał nagle, tym samym ją zaskakując. Nie takiego pytania się po nim spodziewała. – Ta cała miłość… Zrobisz coś, co mu się nie spodoba i po wszystkim. Wystarczył jeden błąd, byś została całkiem sama. – Lucyfer zamilkł, już tylko z uporem ją obserwując. – Jak po tym wszystkim możesz tu przychodzić i wciąż się do niego zwracać?
Nie odpowiedziała. Wiedziała, że to nie miałoby sensu, zwłaszcza że już nie miała wątpliwości, iż nie byłby w stanie jej zrozumieć.
To nic, że gdzieś w głębi sama zaczynała się wahać.
– A to dziecko? – zaczął raz jeszcze, gdy nabrał pewności, że nie doczeka się odpowiedzi. – Czymże ono jest, jeśli nie twoim upadkiem, Gaju?
Tym razem nawet nie zastanawiała się nad tym, co powiedzieć.
– Nadzieją – stwierdziła po prostu. – Moją i twoją. Światłem, które kiedyś zatraciłeś.
Nie była zaskoczona, kiedy w odpowiedz po prostu się roześmiał.
W następnej sekundzie Lucyfer zniknął, zostawiając klęczącą kobietę samą.


Od autorki:
Nie wnikajmy w długość, okej? Wiem, że scena miała być krótka i na moje standardy jest. To nawet nie 1/3 tego, co piszę zwykle, więc chyba się liczy…? A może ja po prostu nie potrafię tworzyć krótkich tekstów.
To znów coś poniekąd powiązanego z jedną z moich trylogii, niemniej wydaje mi się, że całość jest tak oderwana od podstawki, że nie trzeba nic więcej tłumaczyć. :)
Share:

29 lipca 2018

RolePlay: Nie wchodź do szafy

Autor: Fenfral
Ustera czaiła się w szafie swojej przyjaciółki, Oczytanej.
- ,,Haha. Nigdy w życiu nie będzie się spodziewać tego ataku!'' - Myślała podekscytowana czarnowłosa, kryjąc się w zakamarkach szafy. Jednak po chwili usłyszała na zewnątrz jakiś dziwny głos...
- Muahahaa! Przybyłem, by siać chaos i zamęt w kanonach! Nikt i nic mnie nie powstrzyma. GENERATOR AU, AKTYWACJA! - krzyknął tajemniczy głos na zewnątrz szafy.
- ,,ŻE CO KURW...?! Jaki znowu generator?'' - pomyślała Ucia kryjąc się cały czas w szafie. Po pewnym czasie ciemność panująca w środku jej kryjówki sprawiła, że dziewczyna zrobiła się kompletnie senna. Gdy Usterka obudziła się, poczuła, że nogi jej ścierpły od chowania się w szafie. Nagle usłyszała upragniony głos jasnowłosej przyjaciółki.
- ,,Ha! Teraz cię mam. Będziesz moja i nic na to nie poradzisz.'' - Usterka naprężyła się do skoku, uchyliła lekko drzwi, pchnęła je i z krzykiem ,,JESTEŚ MOJA, PIĘKNA'', skoczyła w stronę ,,Oczytanej''.
- Nie tak prędko maleńka... - czarnowłosa wpadła wprost na ,,Oczytaną'', jednak wbrew założeniom, przyjaciółka zamiast się wywrócić, stała jak słup soli. - Nigdy ci się nie udało, to sądzisz, że teraz mnie złapiesz? - Dziwna Oczyś wyglądała jak normalna, jednak zachowywała się kompletnie inaczej. Dziewczyna wyjęła pasek ze spodni i momentalnie przyparła napastniczkę do podłogi, związała jej ręce z tyłu paskiem, po czym pocałowała ją w szyję.
- Ymm. Oczyś...? Co z tobą? - Uci wydało się to mocno podejrzane. Spodziewała się wielu możliwych reakcji. Podda się, spróbuje ją przekonać, by odpuściła, będzie chciała się bawić... ALE NIE TEGO!
- Moja droga, ze mną wszystko w porządku. Tylko... sądziłam, że po ostatnim razie będziesz miała dosyć na dzisiaj. Ale skoro widzę, że masz ochotę na powtórkę? - Dziwna jasnowłosa uśmiechała się odsłaniając zęby.
- Coś mi tu mocno nie gra... - Ustera zaczęła się mocno zastanawiać, dlaczego jej przyjaciółka tak mocno zmieniła zachowanie. Jednak przestała myśleć, kiedy ,,Oczytana'' związała jej też nogi i zerwała z niej ubranie.
- Zaraz wracam moja ukochana. Poczekaj tu na mnie moment... - Dziwna wersja dziewczyny wyszła na chwilę z pokoju. Usterka zaczęła się rozglądać jak zwiać z tej dziwnej wersji świata, gdzie Oczytana zachowuje się jak... ONA. To wcale się jej nie podobało. Jednak zanim zdążyła zrobić cokolwiek dziwna wersja jej przyjaciółki wróciła do pokoju. - Już jestem. Gotowa? To dobrze... - Jasnowłosa uśmiechnęła się przerażająco. Po chwili Usterka wylądowała związana w innej szafie. Miała wrażenie, że słyszy tam jakiś znajomy głos...
- Hej... ciebie też Oczyś zamknęła w szafie?
Share:

26 lipca 2018

RolePlay: Pamiętaj, by zamknąć drzwi...

Autor: Fenfral

- Czy dobrze zapamiętałaś co masz robić jak mnie nie będzie? - Przed Oczytaną stała jej sąsiadka, właścicielka dość dużego domu.
- Tak, pamiętam. Zapamiętałam już za pierwszym razem. Mam nigdzie nie wychodzić, nie zrobić bałaganu i nikogo nie zapraszać, kiedy wyjedzie pani na weekend. Na noc mam sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, zamknąć okna i drzwi. Dam sobie radę. - Powiedziała spokojnie Oczyś, do dość niespokojnej, starszej pani. Kobieta miała opinię dość bogatej i bała się zostawić dom pusty nawet na dwa dni. Dlatego poprosiła Oczyś, by wprowadziła się do niej na czas jej nieobecności.
- Dobrze, dobrze... Pamiętaj, koniecznie zamknąć WSZYSTKIE DRZWI I OKNA! Ufam ci. - Po chwili pod dom podjechała taksówka. Oczyś pomogła zabrać sąsiadce bagaż. Po chwili staruszka odjechała zostawiając dziewczynę samą. Oczyś szybko rozejrzała się po budynku. Dom miał, aż 3 piętra. Aż dziwne, że starsza pani mieszkała sama... Oczyś dostała do dyspozycji pokój gościnny, gdzie po chwili się udała, by sprawdzić wiadomości. Zanim się zorientowała zrobiła się późna godzina. Zgodnie z obietnicą zaczęła chodzić po całym domu, sprawdzając drzwi i okna. Najpierw zajęła się parterem i przesuwała się ku górze. Jednak, gdy dotarła na drugie piętro usłyszała, że na dole jest jakichś hałas.
-HALO?! Jest tam kto? To pani wróciła? - Oczyś zaczęła schodzić na dół, jednak, gdy chciała włączyć światło na pierwszym piętrze nic się nie stało. Wróciła na górę. W jednym pokoju widziała latarkę. Zabrała ją i wróciła na pierwsze piętro, by sprawdzić co jest nie tak ze światłem. Włączyła latarkę, lecz okazało się, że nie była zbyt naładowana, światło nie było mocne, jednak pozwoliło to zobaczyć coś mocno dziwnego. W lampie brakowało żarówki. Mogła przysiąc, że, gdy wcześniej tam była, żarówka znajdowała się na miejscu.
Hałasy na parterze ucichły. Zaczęła rozglądać się za czymś do obrony. Nie, żeby obawiała się, że ktoś się włamał, chciała poczuć się pewniej. Po 20 minutach znalazła stary kij baseballowy. Leżał obok zdjęcia sąsiadki w stroju do uprawiania tego sportu... Mniejsza z hobby staruszki. Tak zbrojna w latarkę i kij ostrożnie zeszła na dół. Przyjrzała się drzwiom wejściowym. Były w normie. Tak samo okna. Jednak, gdy wróciła się w stronę schodów miała wrażenie, że przez ułamek sekundy widziała jakiś cień. Dość wystraszona wróciła do pokoju. I zaczaiła się na tajemniczego włamywacza. Dopiero po chwili zauważyła, że w pokoju jest ktoś oprócz niej...
- Hej piękna. Czemu nie dałaś znać, że masz wolną chatę? - Za jej plecami stała postać ubrana w czarny strój, taki jakie noszą ninja na filmach.
- Aaa! Kim ty... chwila... UCIA!? - Oczyś odstawiła latarkę i jednym zamachem zerwała maskę z twarzy ,,włamywacza''. Ukazała się jej twarz jej przyjaciółki, Usterki. Oczyś zwróciła też uwagę, że na stole leżą powykręcane żarówki. Usterka uśmiechała się do niej szeroko.
- A kto inny Oczyś? - Ucia przeciągnęła się ospale, by po chwili usiąść na łóżku.
- Jak się tutaj dostałaś?! Przecież zamknęłam wszystkie drzwi i okna! I... po co tutaj przyszłaś? - Oczyś patrzyła podejrzliwie na Usterkę.
- UCIA JEST NINJA! HAJA! - Usterka skoczyła na równe nogi i przyjęła pozycję, by wyglądać jak prawdziwy ninja. - A jeśli chodzi o cel... to właśnie na niego patrzę. - Usterka zrzuciła z siebie strój ninja, odsłaniając... brak stroju. - Co się tak gapisz?
- Nie mogę... obiecałam, że nikogo nie wpuszczę... - Oczyś zaczęła szukać wymówki. - No, a poza tym...
- Och, comone, shut up and sleep with me. - Ucia wykonała dość sugestywny gest w stronę Oczyś.
- Eee..., że jak? - Oczytana nadal była nieco skołowana nagłym włamaniem. A zachowanie przyjaciółki wcale nie ułatwiało sytuacji.
- Rozbieraj się, przestań gadać i śpij ze mną. - Usterka podeszła do Oczyś bardzo blisko. Po chwili ,,włamywaczka'' złapała ją mocno i rzuciła na łóżko, nie czekając nawet na odpowiedź.
- Ale... - Oczyś lądując na łóżku straciła orientację w sytuacji. To działo się za szybko.
- Cii, kochana. Leż spokojnie, a ja zajmę się resztą. - Usterka nie dała Oczyś nawet dojść do słowa i zaczęła zdejmować z niej ubrania. To była BARDZO długa noc...
Share:

24 lipca 2018

RolePlay: Ten wyjątkowy wieczór

Autor: Fenfral
- Oczyś... jesteś pewna, że to tutaj? - Usterka rozglądała się po sali pełnej różnych osób, by po chwili lekko niepewna spojrzeć na Oczytaną. Miejsce wydało się jej jakieś... dziwne.
Do sali weszły dwie pięknie ubrane dziewczyny. Oczytana, wysoka, z włosami w kolorze ciemnego blondu, sięgającymi za łopatki i do połowy ramion. Jej oczy powoli wędrowały z sali na jej towarzyszkę i z powrotem. Ubrana była w dość długą, elegancką sukienkę na ramiączkach w kolorze granatowym. Suknia sięgała jej do kostek. Obok niej stała, minimalnie niższa Usterka. Jej długie, czarne włosy sięgały jej do pasa. Ubrana była w sukienkę do kolan, w kolorze czarnym. Była dość prosta i elegancka, jednak można było odczuć wrażenie, że ona wolałaby coś luźniejszego. Usterka ani na moment nie spuszczała wzorku pełnego pożądania z Oczytanej.
Większość gości już przybyła na miejsce. Zaproszenia dostały ledwie wczoraj. Był to jakiś rodzaj balu, zorganizowany w konkretnym celu, ale zaproszenie nie mówiło jakim. No, ale zawsze to okazja, by gdzieś wyjść i zobaczyć coś co mogło być ciekawe.
- Spokojnie, adres się zgadza. Pewnie jeszcze się nie zaczęło. Tylko, mogłyśmy wybrać jakieś wygodniejsze stroje. Patrząc po zebranych, określenie ,,stroje wieczorowe'', raczej oznaczało ,,ubierz co chcesz''. - Oczyś sprawdziła, czy jej suknia dobrze leży. Poklepała Usterkę po plecach, żeby poczuła się pewniej.
Jeśli chodzi o samą salę to było na co popatrzeć. Wszystko było pięknie urządzone, a przy wejściu zaproszenia sprawdzała dość elegancka kobieta w garniturze i okularach. Towarzystwa dotrzymywało jej dwóch ochroniarzy. Zaraz po wejściu, gości witała dość duża sala, na której końcu, w dobrze widocznym miejscu stała scena z stołem i mikrofonem. Jeszcze nikogo na niej nie było. Co do gości, to były to osoby z różnych krajów i bardzo różnych dziedzin. Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyny dostrzegły postać chłopaka z blond włosami, w wieku około 21 lat, stojącego na scenie. Chłopak był ubrany w kompletnie normalne ubrania, tak jakby nie był świadomy jakie to miało być przyjęcie.
- Witam wszystkich. Ciesze się, że przybyliście tak licznie. To... naprawdę niesamowite. Z pewnością zastanawiacie się jaki jest cel tego wydarzenia. Zostaliście zaproszeni w jednym celu. To przyjęcie zostało zorganizowane w celu... dobrej zabawy. Zgadza się. Dzięki temu kompletnie różne osoby, z różnych światów mają szansę się poznać. Zanim zaczniecie zabawę chciałem tylko powiedzieć jedno... szczęście to największa siła na świecie. Dzięki wielu wspaniałym osobom świat staje się lepszy, nieważne, czy usześliwiają jedną osobę, czy tysiąc. Więc, bądźcie szczęśliwi i dawajcie radość innym. Jest to ten rodzaj magii, który sprawia, że świat staje się bardziej znośnym miejscem. Dzielcie się tą magią i niech do was wraca. A teraz... bawmy się. W końcu po coś tu wszyscy przyszli? - Po tych słowach chłopak zniknął ze sceny tak jak się pojawił.
- Heh. To było... ciekawe. - Stwierdziła Oczytana obejmując delikatnie Usterkę.
- Tia... Bla, bla, bla. Szczęście, dawać szczęście, dostawać szczęście. Teorię mamy z głowy. Jak sądzisz? Gospodarze się nie obrażą jak znikniemy na chwilę? - Usterka położyła dłoń na plecach Oczyś, by powoli zacząć ją przesuwać coraz niżej. - Mam ochotę na trochę... praktyki.
- Zawsze przechodzisz od razu do konkretów? A, gdzie gra wstępna? - Powiedziała Oczytana spokojnie mrugając do Usterki.
- Jak to gdzie? Ubrałam sukienkę. Przyszłam tutaj z tobą. Jak dla mnie to był wstęp idealny. Oj no dawaj. To z pewnością będzie ciekawsze, niż sterczenie tutaj. - Usterka nie czekała na odpowiedź, tylko skierowała się wraz z Oczyś w stronę wyjścia z sali ciągnąc przyjaciółkę za rękę. Gdy już były za drzwiami prawie wpadły na kontrolerkę.
- Panie tak szybko wychodzą? Czy coś się stało? - Kobieta sprawdzająca bilety przyglądała się im uważnie. Wydawała się lekko zakłopotana... jednak na pewno mniej niż Oczyś.
- Och, nic szczególnego. Czy wie pani może, gdzie tutaj można pobyć... na osobności? - Spytała Usterka, starając się wyglądać na tak niewinną jak to tylko było możliwe.
- Na... osobności...hmm? Nie za bardzo rozumiem co ma pani na myśli. Jednak jeśli czują panie potrzebę być ,,na osobności'' (cokolwiek to może znaczyć) to tamto pomieszczenie jest puste. - Kobieta w garniturze wskazała drzwi znajdujące się, w pewnej odległości od wejścia do sali. - Jest tam jeszcze parę mebli, które przygotowano na wypadek, gdyby przyszło więcej osób... Ymmm. Przepraszam, że pytam, ale pani dobrze się czuje? Ma pani rumieńce na twarzy. - Kontrolerka poprawiła okulary patrząc na Oczyś. - Jeśli źle się pani czuje to mogę wezwać taksówkę, albo odwieźć panią do lekarza. Jeśli dobrze pamiętam to chyba nawet dwóch, albo trzech gości ma doświadczenia w medycynie. Jeden jest chyba aptekarzem.... nie pamiętam. No nic. Nie będę paniom przeszkadzać. W razie potrzeby zostawiam mój numer telefonu, będę w sali. Tylko proszę postarać się wrócić niedługo, z pewnością wiele osób będzie warto poznać. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i starała się nie wyglądać jakby nie spała od dwóch dni i niemal mechanicznie wcisnęła do ręki Oczyś wizytówkę. Po tym zniknęła za wejściem do sali.
Usterka nie czekała nawet na odpowiedź. Oczyś w tej sukence wygląda zbyt pięknie, żeby sobie odpuściła. Oczytana nawet nie próbowała stawiać oporu, bo obawiała się, że przyjaciółka napędzana siłą... (miłości?) mogłaby nawet nie zwrócić uwagi na ten fakt. Gdy tylko znalazły się przed drzwiami Usterka otworzyła wejście z kopa i szybko tam weszła ponaglając Oczytaną. W środku znajdowało się trochę mebli, w większości obrusy, stoły, jakieś drobne ozdoby, trochę krzeseł... Nic ciekawego.
- No dobra, już jesteśmy same... Co robisz?! - Oczytana patrzyła jak Usterka zrzuca z siebie sukienkę i ciska ją w kąt. Najwidoczniej planowała to już wcześniej bo pod spodem miała tylko majtki.
- Nie gadaj, tylko się rozluźnij. Okazja do zabawienia się, gdy tuż obok jest tłum ludzi mnie nakręca. - Usterka przyjęła dość mocno wyzywającą pozycję. Nie dawała możliwośći, by nie zrozumieć jej intencji.
- Okej, zgoda... Ale... nikt nie zauważy? - Oczytana spojrzała w stronę drzwi, w których nawet nie było zamka. Jak na hasło Usterka przepchnęła jeden ze stołów pod drzwi i rozrzuciła na podłodze obrusy. - Skoro tak stawiasz sprawę... - Oczytana zaczęła powoli zdejmować sukienkę. Po chwili odłożyła ją na stół blokujący drzwi, wraz z wizytówką.
Usterka nie czekała na zgodę, tylko szybko złapała przyjaciółkę i przewróciła się razem z nią celowo, wprost na obrusy rozłożone na podłodze.
- To czyja teraz kolej, by rządzić? - Mruknęła na ucho Uci, Oczytana.
- Jak to czyja? Jasne, że MOJA! - Dziewczyna momentalnie siedziała na brzuchu przyjaciółki.
- O nie, kochana. Ty byłaś już dwa razy. Teraz ja! - Oczytana przewróciła Usterkę, tak, że obie leżały obok siebie.
- No weź nie bądź taka... nalegam. - Ucia patrzyła na Oczyś wzrokiem pełnym porządania. Po chwili przewróciła Oczyś na plecy i położyła się na niej.
- Dobra, ale następnym razem to ja... - Oczyś nie skończyła zdania, gdy drzwi się otworzyły... w drugą stronę. Stała w nich kontrolerka.
- Chciałam sprawdzić, czy wszystko... - Nie skończyła zdania, gdy zobaczyła nagie dziewczyny leżące na podłodze. Jej okulary lekko zaparowały, a ona sama zrobiła się lekko czerwona. - Emm... Słyszałam hałas, sądziłam, że ktoś sie przewrócił... Umm... Widzę, że wszystko w porządku. Już nie przeszkadzam. - Kobieta z miną jakby właśnie zobaczyła ducha zamknęła drzwi i chyba pobiegła odreagować sytuację.
- Ucia... Mam prośbę. - Szepnęła cicho Oczyś do Usterki ciągle leżącej na jej plecach.
- Tak kochana? - Usterka miała lekko zdezorientowaną minę.
- Następnym razem, jak będziesz barykadować drzwi... możesz się upewnić, czy otwierają się w jedną stronę, czy w obie?
Share:

23 lipca 2018

Opowiadanie: Amen

Autor: Yumi Mizuno
Aniołowie. Wierzyłeś w nie kiedyś? Nawet jako dziecko, kiedy tulony do snu wyobrażałeś sobie, jak pochyla się nad Tobą niebiański opiekun? Czy ktoś ze starszych nigdy nie powiedział, że Twój anioł pióra sobie wyrywa widząc co robisz? Aniele Boży... jakoś to tak szło. Prawda? To teraz wyobraź sobie, że wszystko to jest prawdą, że każdy z nas ma swojego anioła stróża, który gdzieś tam siedzi na górze i patrzy na Ciebie, na każdy Twój ruch, na każdy Twój krok.
Jeden z nich nerwowo chodzi w kółko, drapie się po anielskiej brodzie, zwija skrzydła, znowu siada i pogrąża się w zadumie. Ten anioł to nasz główny bohater. Jest on opiekunem pewnej dziewczyny której życie poskąpiło wszystkich wygód jakie masz Ty. Urodziła się w biednej rodzinie w kraju pogrążonym wojną. Nie wie co to znaczy bieżąca woda, nie wie co to znaczy elektryczność. Zabawne jak łatwo zapomina się o takich oczywistościach kiedy otacza Cię rzeczywistość ... no, powiedzmy lepsza. Ten anioł nie mogąc dłużej znieść bezczynności, tego że jedyne co może robić to obserwować, przyglądać się jak giną jej ukochani, jak traci matkę, ojca, jak musi uciekać ciemną nocą z lepianki jaką nazywała swoim mieszkaniem, ten anioł postanawia działać. Ale cóż ma począć niebiański posłannik? Wszak jego jedynym przeznaczeniem jest obserwacja. A miał strzec.
Aniele Boży... Stróżu mój... Ty zawsze przy mnie stój. On stał, zawsze stał, od chwili jej narodzin, od momentu kiedy pierwszy raz wyciągała rękę do gwieździstego nieba prosząc jakąkolwiek siłę, aby jej dopomogła. Bo czym sobie zasłużyła na taki los? Można powiedzieć, że żyjemy w dwóch światach. Tym naszym i tym jej. Ale to nie są dwie rzeczywistości. To jedna i ta sama Ziemia. Dlaczego więc ona jest skazana na los uciekiniera? Dlaczego to ona jest przeklęta od dnia swoich narodzin? Dlaczego to jego człowiekowi poskąpione są wszystkie wygody tego świata? Ciepłe łóżko, poduszka, nawet miś do przytulania. Coś tak błahego i oczywistego jak ciepły posiłek każdego dnia? Anioł nie znajdował odpowiedzi na te same pytania. Nie wiedział jak ma jej pomóc. Bo przecież może tylko obserwować.
Aniele Boży... Rano, we dnie, w wieczór, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. I chciał jej pomóc. Naprawdę chciał bardzo jej pomóc. Znajdował wytłumaczenie na każdy grzech jaki popełniła. Ukradła jedzenie? Była głodna. Skłamała? Aby się chronić. Widziała jak zabijają? Aby samej nie zostać zabitą wydawała znajomych. Nie była to osoba silna. Właściwie można powiedzieć, że była zbyt delikatna na okrutny świat w którym dorastała. A jednak, jakimś cudem, bez pomocy Anioła, udało się jej doczekać tego magicznego wieku osiemnastu wiosen. Lecz... czy kiedykolwiek była tak naprawdę dzieckiem?
Aniele Boży... Strzeż duszy, ciała mego. Wydawało mu się że strzeże. Znaczy się, tak sobie wmawiał. Chciał w to wierzyć. Lecz wiedział, gdzieś tam w głębi swojego wiekuistego istnienia wiedział, że to wszystko to tylko i wyłącznie przypadek. Wypadkowość świata. Teoria chaosu. Nic więc dziwnego, że ten anioł postanowił przełamać schematy. Nie mogąc dłużej znieść swojej własnej bezradności, chciał działać. I na chęci się nie skończyło. Wykorzystując całą swoją boską moc, jaką posiadał, łamiąc wszystkie prawa jakie rządzą światem... postanowił, zacząć, działać.

Wtedy na Ziemi panowała noc. Obok łóżka motocyklisty zebrali się przyjaciele i najbliższa rodzina. Żona, która żoną była tylko z nazwy, lecz z mężczyzną miała cudowną córeczkę. Kolega z pracy oraz kierowca ciężarówki, jaki przez zmęczenie i wielogodzinną podróż po prostu go nie zauważył. Wszyscy szykowali się na najgorsze. Maszyneria rytmicznie pikała. Wszystkie diody szumiały. Lekarz patrzył na odczyty, spojrzał na zegarek. Zamknął oczy. I pisk... Potem cisza.
-Siostro, proszę zapisać czas zgonu na trzecią dwadzieścia dwie. - powiedział lekarz do pielęgniarki stojącej z gotowym już wydrukiem dokumentu. I wtedy, niczym rodem z amerykańskich filmów wydarzył się cud. Ten, którego uważano za nieboszczyka, otworzył oczy, zachłysnął się powietrzem i podniósł zrywając uprząż medycznej maszynerii z siebie. Medyk chwycił go za ramiona i natychmiast zmusił do ponownego położenia się. - Proszę pana! Czy pan mnie słyszy?! - słyszał, widział i czuł. Przeżył? Ale jak? Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wiedział, że to szpital. Wiedział, że twarze osób w większości są mu znane, choć nie kojarzył ich imion. Lecz, najgorszym pytaniem na jakie nie umiał znaleźć odpowiedzi było to... kim on jest?

-Tak się czasem zdarza - mówił lekarz do niego, kiedy przychodził na kontrolę. Mieszkał ze swoją kobietą, Lizą, bo tak się nazywała. On nazywał się Mark. Tak to nazywali. Pracował jako operator dźwigów, dorabiał sobie jako gitarzysta w podrzędnym zespole. Grał dla przyjemności, nie dla korzyści. Nie liczył na sławę. Prócz licznych okaleczeń ciała, które zadziwiająco szybko zaczęły się goić, Mark cierpiał na amnezję. Dobrze, że była przy nim Liza, która cierpliwie wszystko tłumaczyła. Pokazywała zdjęcia, przedstawiała przyjaciół, krewnych, tłumaczyła to czego nie pamiętał. Mark kochał Lizę i wiedział o tym, równie mocno jak kochał swoją córkę i lubił życie jakie wiódł. Nie było ono złe. Czasem się narzekało, ale nie było złe. W ogólnym rozrachunku. Wiedział, że inni mają gorzej. Nauczył się swojego życia na nowo, lecz coś nie dawało mu spokoju. Za każdym razem, kiedy jadł ciepły posiłek, albo brał ciepły prysznic, miał przeraźliwe wyrzuty sumienia. Inni mają gorzej. I to go zasmucało najbardziej. Dlatego nie trudno się domyślić, że szybko stał się wolontariuszem, zaczął działać charytatywnie. Zbierał pieniądze na chore dzieci. Oddawał krew. Pomagał w sierocińcu. W domu starców. Przez te wszystkie lata, działał na korzyść społeczeństwa. Zmienił się, ponoć bardzo. Wcześniej uchodził za dość oschłego, aby nie powiedzieć - bezdusznego.
-Tak się czasem zdarza... - mówiła z uśmiechem psycholog. Ponoć taka przemiana spotyka wiele osób, kiedy stają oko w oko ze śmiercią. Mark jednak nadal miał wrażenie, że robi za mało. Albo, że to co robi jest niewystarczające, czy wręcz... nie tym powinien się zajmować. Jakby ktoś, coś wzywało go w inne miejsce.
Przedziwne bywają wyroki wszechświata i w jakich okolicznościach się o nich dowiadujemy. To przeznaczenie, czy przypadek? A może, przeznaczenie to ciąg przypadków? Trudno powiedzieć. Bo gdy w pewien wiosenny dzień spacerował za rękę ze swoją córką, przypomniał sobie kim naprawdę jest. Nie jest Markiem, choć bardzo chciał nim być. Dziewczynka która patrzyła na niego wielkimi, piwnymi oczami nie była jego córką. Mark umarł. Wtedy, pod kołami ciężarówki. On jest aniołem i ma misje.
Nie trzeba być geniuszem, aby domyślić się, że gdy wrócił do domu i obwieścił uradowany wszystkim, kim tak naprawdę jest i jaka jest jego misja... Został potraktowany ... powiedzmy, niewłaściwie. Gdy zaprowadzono go do lekarza i próbowano wmówić, że jest chory. A on przecież nie był chory! Czuł się świetnie. Prawdę powiedziawszy, jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze.
Aniele Boży... nie był głupcem. Nauczył się szybko, że nie może o tym mówić. Udawał Marka bazując na wspomnieniach jakich się nauczył i na tych jakie sam w sobie wypracował, jakie przeżył. Znów był mężem, ojcem i przyjacielem. Nocami szukał swojego człowieka po całym świecie. Nie pamiętał z jakiego kraju pochodziła, gdzie się urodziła i ile teraz może mieć lat. Czuł, w głębi serca czuł, że żyje i że bardzo go potrzebuje. Kogoś, kto jej pomoże.
Upewniwszy się, że zabezpieczył żonę i córkę. Pewnego dnia, tak jak wcześniej, nie mogąc znieść swojej bezczynności i bezradności, postanowił złamać wszystkie zasady społeczeństwa i wyruszyć w podróż na motorze.
Przemierzył wiele dróg, poznał co do głód, strach, niepewność, rozpacz. Dowiedział się, że im ludzie mają mniej, tym są bardziej szczodrzy. Dowiedział się na własnej skórze, co to znaczy spać w opuszczonych miejscach i nawet tam, pomagał. Każdemu kogo spotkał na swojej drodze, pomagał jak umiał.
Każda historia musi mieć swój finał i pewnie zastanawiasz się, czy Aniołowi udało się dotrzeć do dziewczyny? Nie będę trzymać Cię w niepewności.
Droga była długa, pełna niebezpieczeństw i przygód. Ostatecznie jednak udało mu się znaleźć tej, którą szukał. A wiedział to jak tylko ją zobaczył. Znowu, przypadek czy też przeznaczenie, a może po prostu zwykła wolna Wszechmocnego, zaingerowała w świat, bo dorabiając w szpitalu w pewnym biednym kraju, by mieć na żywność, paliwo i wszystkie niezbędne rzeczy jakich potrzebuje człowiek w podróży, zauważył ją. Na łóżku. Minęło wiele lat, wychudzona, odwodniona, bliska śmierci. Natychmiast odrzucił mop na bok i podbiegł do niej łapiąc ją za rękę. Nie kontaktowała. Nie wiedziała nawet, że jest.
Aniele Boży... Stróżu mój... Zaprowadź mnie do życia wiecznego... Choć w duszy czuła, że ... ktoś przyszedł jej z pomocą. Szkoda tylko, że tak późno.
Share:

4 lipca 2018

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Czwarte - Kota


W mroku się narodziłeś i w mroku zostaniesz. Przemierzasz te same korytarze, te same sale, te same schody… Ciągle i ciągle, aż po kres czasu. Nic nie możesz zmienić. Już nie. Dawno temu miałeś wybór. Podjąłeś decyzje. Teraz już za późno. Błąkasz się po blankach. Widzisz setki, tysiące bitew. Widzisz kolejnych panów. W dali widzisz poddanych. Nadal mają wybór. Nadal mogą wybrać życie. Drzewa znowu tracą liście. Jesień. Kolejna. Znikąd nadziei. Zima. Śnieg. O zamku już nikt nie pamięta. O Tobie również. Stoisz wpatrzony w dal. Dwa sokoły kołują nad zamczyskiem. Chcą cię porwać ze sobą. Unosisz się. Nic Cię już tu nie trzyma. Wznosisz się. Przed oczami przelatują Ci wszystkie minione wieki. Dostrzegasz ją. Stoi tam. Czeka. Wyciąga dłoń. Tak bardzo tego pragniesz. Tyle lat. A jednak się wahasz.  Nie jesteś godzien. Uśmiecha się delikatnie. Podajesz jej dłoń...
Share:

3 lipca 2018

Undertale & RolePlay: Imię dla psa


Retrospekcja: 
Niecały miesiąc temu Undyne wpadając na imprezę z okazji rocznicy baru Grillbych postanowiła dać prezent Fellowi:

Weszła do baru dzierżąc w rękach dwie torby pełne pudełek z rocznicowymi krewetkami. Poza krewetami, były też papierowe czapeczki, wyrzutnie konfetti, baloniki, proporczyki, Piccolo, koszulki z mordą Lewandowskiego i szczeniaczek rasy pinczer miniaturowy z różową kokardką na szyi. Podeszła do lady i zaczęła wykładać wszystko. Szczeniaczka o wyłupiastych oczkach, z których jedno patrzyło na wschód, a drugie na zachód, wcisnęła w ręce Fella. Ten widząc obrzydliwą i wredną mordę barmana, zaczął kąsać go po rękach i ujadać w rytmie "wrawrawra". Dobra, piździaki! Każdy, kto nie będzie miał koszulki z Lewandowskim, czapeczki na łepetynie i krewety w japie, wypierdala w trybie NOW! Wydarła się rozrzucając wokół happeningowy towar i strzelając wyrzutnią konfetti. Rozsypało się to gówno wszędzie

Obecnie:
Słońce delikatnie przedzierało się między zasłonami w pokoju Fella. Fioletowy żywiołak obudził się jak zawsze, wraz ze wschodem. Podniósł, przeciągnął prostując ręce, kilka swawolnych płomieni buchnęło na jego palcach i łokciach. Mlasnął kilka razy i dłonią wymacał swoje okulary przeciwsłoneczne leżące obok poduszki. Stylówę należy zachować nieważne kiedy i gdzie, prawda? 
Wyciągnął nogi spod kołdry i w jednym geście położył je wspólnie na ziemi. 
Chlap.
Tsssssssss.
-KURWA! - Tak to zdecydowanie będzie piękny dzień - ZLAŁ SIĘ! CURLY!- Zza framugi po trwającej mniej niż pół sekundy chwili wyłoniła się niewielka główka niebieskiego potwora
-T-taaaaak?
-MIAŁEŚ Z NIM WYJŚĆ RANO! - Fell darł się nie ruszając z miejsca, szczyny dookoła jego nóg zdążyły już co prawda wyparować, lecz w pomieszczeniu powstał nieprzyjemny zapach stęchlizny i uryny - Kurwa, ale jebie, otwórz okno - warknął zasłaniając dłonią nos. Mały potwór przebiegł przeogromny dystans pokoju Fella i wspinając się po kaloryferze podbiegł do okna by je otworzyć. Musiał złapać się parapetu by w pierwszej chwili nie dać się ponieść mocniejszemu podmuchowi wiatru. Raz już się dał i to nie skończyło się najlepiej. Fell w tym czasie stał przed ciężkim dylematem natury moralnej, wsadzić stopy do kapci, czy nie. Siedział wpatrzony we własne stopy przez dobrą minutę, w trakcie której Curly bał się słowem pisnąć, wykorzystał ją natomiast by zejść z parapetu i ustawić się w strategicznym miejscu. Przy drzwiach, ale i dość blisko, jeżeli zamierzenia potwora okażą się mniej krwiożercze. 

Po niebie powoli i łagodnie mknęły wielkie kłęby chmur oświetlone zachodzącym słońcem. Odbijały się w nich barwy wszelakie. Od przyjemnego pastelowego różu, przez wojowniczą pomarańcz, na romantycznej czerwieni kończąc.
-KUUUUURWA!
-Co jest? - Grillby podniósł wzrok znad polerowanej szklanki.
-TEN CHUJ NIE CHCE MNIE PUŚCIĆ! - Fell wychodził już z siebie, dosłownie. Z każdą chwilą coraz bardziej chciał spopielić małego kundla, oj przepraszam, pinczera, który teraz wgryzł się w jego nogawkę. - Co za mały skurwiel... - warknął potwór unosząc nogę do góry, musiał się w tym celu podeprzeć stołu, miał nadzieję, że psina puści, lecz nie. Waleczne pięć kilogramów odwagi ani śniło o puszczeniu czarnych dżinsów.
-Polubił cię - Grillby uśmiechnął się delikatnie
-Spierdalaj - Warknął Fell nawet nie patrząc na żywiołaka. Grillby zamarł w bezruchu na chwilę nim powrócił do swojego zajęcia. Tymczasem rytmiczne wra wra wra dobiegało z małej bestii która teraz kręcąc łbem na strony, jakby chciała wyrwać ochłap mięcha wierciła się - Zaraz mi skurwiel dziury zrobi - Fell coraz mocniej trzepał nogą, lecz i to nie pomagało. - Zabiję cię, przysięgam zabiję jak psa!
-To jest pies! - Gri krzyknął z zaplecza.
Jak dobrze, że bar jest jeszcze zamknięty.

Nowy lokator baru dał się we znaki nie tylko rankiem i wieczorem, ale także za dnia. Kucyk Yumi wchodząc na piętro, gdzie znajdowały się pokoje mieszkalne żywiołaków zauważyła to niemal od razu. Wystarczyło małe rzucenie okiem na szafkę z butami. Wszystkie, nawet te najmniejsze należące do Bittiego były nienagannie schludne, czyste i ułożone niemalże od linijki, wszystkie z wyjątkiem...
-Ej Fell, a co to? - zapytała Yumi uśmiechając się szeroko, chcąc jednocześnie stłumić śmiech
-Nawet nie pytaj - fioletowy ogień buchnął nad jego głową kiedy zagryzając z całej siły zęby szedł w stronę pokoju.

Po kilku dniach, kiedy Fell uporczywie próbował wywalić psa z mieszkania (który za każdym razem wracał, jak nie sam to przyprowadzany przez Grillbiego albo Gri) padło ważne pytanie. Prawdopodobnie najważniejsze jakie paść mogło gdy w domu jest pies.
-Ej, a właściwie to on czy ona? - wyskoczył Gri trzymając psa pod pachą, małe cienkie nóżki dyndały zaś mordka rozglądała się zaciekawiona po pomieszczeniu. Gdy potwór puścił pinczera, ten natychmiast, jakby kierowany boską ręką trafił do miejsca o którym marzył. Fell, bo jakże by inaczej, rozłożony na fotelu, w białym szlafroku starał się zapomnieć o zapierdolu jaki miał przez całą noc w barze. Dobrze, że dostał wór diamentów w ramach napiwku. To go troszeczkę uspokoiło. Będzie co przepisać na polisę ubezpieczeniową. Pinczer natychmiast ujął jego łydkę między swoje dwie łapki i zaczął poruszać rytmicznie małym bezogoniastym tyłeczkiem. - Te, Fell, pies cię jebał! - krzyknął Gri klaszcząc uradowany i śmiejąc się głośno. Fell niechętnie otworzył jedno oko, spojrzał na Gri z odrazą, następnie na swoją nogę i jakby świadomość wszechświata w końcu do niego dotarła.
-Sssspierdalaj! - i kopnął psa lepiej niż Lewandowski kiedykolwiek piłkę. Bez obawy, psu się nic nie stało. Właściwie to miał się jeszcze lepiej, zupełnie niewzruszony kopniakiem pognał do Fella ponownie przymierzając się do zabiegów reprodukcyjnych.
-No i ja już przynajmniej wiem jakiej jest płci - Gri zachichotał zasłaniając usta ręką.

-Więc co podać? - Fell opierał się o szynk, bar był pełen. No prawie, ale i tak było dość tłoczno i hałaśliwie.
-A jest coś z jabłek? - niewielka humanoidalna postać przystawiła palec do ust. Potwór uniósł jedną brew. Naprawdę ma problemy z oceną wieku różnych istot...
-Jest cydr.
-A co to cydr?
-Taki... sok z jabłek? - Jak to kurwa nie wie co to jest cydr? Potwór wywrócił oczami i poczuł jak robi mu się mokro. Nie, nie w tym znaczeniu i w jego ognistym przypadku to nie było nic dobrego. - Przepraszam - powiedział do klienta, który nadal był niezdecydowany zakupem i podniósł się by spojrzeć na nogawkę - źródło uczucia. Pinczer właśnie obsikiwal go. - Miarka się przebrała - warknął przez zaciśnięte zęby. Nie mówiąc już nic więcej, wziął psa za kark i zapominając właściwie o całym świecie wyszedł na zaplecze. Grillby, który w tym czasie obsługiwał klientów na sali, widząc co się dzieje, albo właściwie tylko resztkę tego co się stało grzecznie przeprosił obsługiwaną parę zapewniając, że zaraz przyjdzie ktoś się nimi zająć i ruszył za Fellem.
Za szynk wszedł Gri, spojrzał w lewo, spojrzał w prawo, potem znowu w lewo i czując się dość bezpiecznie wyciągnął spod lady wielki szyld z napisem - DZISIAJ ALKO ZA FREE!

-Co ty robisz? - Grillby położył rękę na ramieniu Fella, który stał na zapleczu z wijącym się w jego rękach psem
-Jak to co? Pozbywam się go
-A przepraszam bardzo, co planujesz zrobić?
-Wahałem się czy go po prostu nie zabić... - syknął, płomienie na jego ciele tańczyły coraz żywiej.
-...ale...? - Grillby spojrzał na psa, żył i nie był poparzony. Fell w tym czasie zamarł, płomienie nieco zwolniły, uniósł pinczera na wysokość swojej twarzy i wpatrywał się przez chwilę w wyłupiaste czarne oczka. By ukryć niewielkie drżenie dłoni, wepchnął zwierze w ręce Grillbiego, który spojrzał na psiaka zaskoczony, a potem na żywiołaka - Co ty?
-Robię zdjęcia - warknął Fell wyciągając telefon z kieszeni i włączając aparat
-Mogę wiedzieć... po co?
-Wrzucę ogłoszenie w sieć, niech go ktoś weźmie. - Pstryk, pstryk, pstryk.
-I zrobisz to Curly?
-Niech gówniarz przyzwyczaja się, że nie zawsze można mieć w życiu to co się chce.
-To nie lepiej oddać go Undyne?
-Pffff, chcesz aby go zabiła? - Pstryk. Grillby zacisnął mocniej usta. Fell zapomniał, że sam przed chwilą chciał go zabić? Pstryk. Fioletowy żywiołak zaczął patrzeć na ekran telefonu błądząc po nim palcami, powiększając i pomniejszając zdjęcie. Gdy wybrał jego zdaniem idealne, wszedł na stronę z ogłoszeniami i zaczął pisać treść. Oddam za darmo w trybie natychmiastowym. Załadował fotografię i już miał wcisnąć przycisk by wrzucić ogłoszenie na stronę kiedy... Spojrzał jeszcze raz na pinczera. Gdyby miał ogon, pewnie by nim machał, różowy ozor oblizał czarny nos, wyłupiaste ślepia odbijały fioletowy płomień potwora. Ręka znowu mu zadrżała. Przebywanie w tym miejscu stanowczo go rozmiękczyło. Wściekły na siebie i na cały świat wsadził telefon do kieszeni zamykając stronę z ogłoszeniami.
-Rozmyśliłeś się?
-A weź spierdalaj... - skrzyżował ręce - Dobra, to co?
-Co co? - Grillby naprawdę przestał za nim nadążać
-Jak go nazwiemy?
-Co?
-Imię. Imię dla psa.
-Hej to ja mam propozycję! - krzyknęła Yumi wchodząc na zaplecze.
-A skąd ty tu? - Warknął Fell spoglądając na nią. Kuc sięgała mu do bioder, dlatego musiała zadrzeć głowę do góry by spojrzeć mu w oczy.
-Wpadłam. Gri rozpierdala ci bar - Powiedziała z uśmiechem
-Co?! - Fell w te pędy pognał do klientów.
-Mówiłaś, że masz propozycję? - Grillby odstawił psa który wystrzelił za fioletowym potworem.
-Ah tak. Co wy na to, aby pozwolić bywalcom baru wybrać imię dla psa? - Grillby uniósł brew do góry i złapał się za brodę. Kucyk widząc, że ma jego uwagę mówiła dalej - No wiesz. Przyszliby i zostawili karteczkę z proponowanym imieniem dla psa. Potem zrobiłoby się głosowanie i bum.
-KUUURWA!
-Pies cię jebał, Fell! - krzyknęło kilka osób z baru
-W sumie, to nie jest najgorszy pomysł - powiedział po chwili namysłu potwór. Jednorożec odwróciła się w Twoją stronę z szerokim uśmiechem. Nabrała powietrza w płuca i zaczęła recytować dobrze znaną już formułkę.
-Jeżeli masz pomysł na imię dla psa, przygody jakie mogą spotkać go z jego panem Fellem, albo też chcesz ich narysować, śmiało. Wszelkie prace oraz sugestie z tematyką psiaka proszę słać na maila: yumimizuno@interia.pl w tytule wpisując Pinczer.  Propozycje imienia dla psa zbieram do 10 lipca. - I bach. Ciemność. Teraz, pomyśl jak nazwać pinczera.
Dla tych co nie wiedzą jak pinczer wygląda, oto filmik.

Share:

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Czwarte - Karty - Usterka


    Ile razy przebudzała się już tego dnia? Noc jak zawsze miała wypełnioną obowiązkami, to znaczy ona je tak nazywała, pan ów posiadłości nazywał te czynności „umilaniem czasu”. Jakby to, do czego była zmuszana, mogło się do tego wliczać. W końcu będąc niemal dosłownie żywym eksponatem, bez możliwości opuszczenia tego miejsca, nie da się tutaj przyjemnie spędzać czasu.
 - Daj mu się zabić! Niech rozerwie twoje serce...
- No dalej Arachnikomatsu!- wyszeptała jedna postać.
- Umrzyj. Zabij się! Tak cudnie być martwym... Uwolnij się od tego ciała... Oddaj je nam!- tutaj przed jej oczami zatańczyła kolejna sylwetka, wlepiając swe puste spojrzenie idealnie prosto w twarz kobiety- Chyba, że wolisz abyśmy my to zakończyli! I tak nie chcesz dłużej tu być. Rozerwiemy cię żywcem i rozrzucimy po całym domostwie!
-To będzie koniec twych męczarni tutaj.
     Istoty z Odległego Lądu były natarczywe tak jak zawsze. Uciekinierzy, którzy byli na tyle silni by nie dać się Śmierci. Złośliwcy, szydercy, mordercy... Wybrali ją, ponieważ sama jest do nich podobna. Tak jak oni, nie dała się kostusze.
- Dajcie spokój. Nie dam się waszym głupim gadkom.- warknięciem odgoniła istoty sprzed swych oczu- Gdybym tylko mogła się pozbyć was, chociażby pod pretekstem bólu głowy, już dawno bym to uczyniła!
    Nie była martwą, bowiem poruszała się, jadła, myślała, przemawiała. Nie była jednak istotą żywą, ponieważ jej ciało wieki temu zmarło. Nie potrzebowała tlenu do życia, nie potrzebowała serca do pompowania krwi...  jej również brakowało w tym ciele. Cholerne dziwactwo. Nic innego nie mogła o sobie powiedzieć. Naczynie, które nigdy już prawdopodobnie nie zostanie wypełnione.
    Kolejny raz przekręciła się na bok w próbie uśnięcia. Okna odcinały wpływ słońca, jednak i tak miała problemy, by wypocząć w pełni. W dodatku wspomnieniami wróciła do początku. Wygrała ze Śmiercią, dzięki swemu sprytowi nie została skazana na zapomnienie. Jakim cudem zatem  przegrała z człowiekiem? Gra w karty jest przecież prosta....Wojna nie była jej obca. Mimo to tkwiła w tym zamku służąc za atrakcję a jej serce... nawet nie była pewna czy pamiętała jak wygląda. Przed oczami widziała za to uśmiech tego chłopaka, trzymał w dłoni jej własność po wygranej. Pamięta jak się na niego rzuciła w próbie odebrania tego co należało do niej....
- Ale to już było ….
- I nie wróci  więcej...
- I chociaż tyle się zdarzyło …
- To do wolności wciąż wyrywa...
Share:

POPULARNE ILUZJE