8 lutego 2017

Undertale: Klatka z kości -Rozdział XV - Dom [Cage of bones - Home - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział XV - Dom (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./


-Gotowa by iść do domu, suczko? – Tym razem nie miałaś nic przeciwko temu, aby nazywał Cię „suczką”. Byłaś zbyt głodna, zmęczona psychicznie i fizycznie. Nie będąc w stanie nic powiedzieć, po prostu przytaknęłaś, powoli podeszłaś w jego kierunku opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Gdyby nie nadgarstek byłabyś gotowa rzucić się na jego szyję i mocno przytulić. Chciałaś po prostu wrócić do d… jego domu. To nadal było Twoje więzienie, ale wolałaś już jego towarzystwo niż Grillbiego. – Byłaś grzeczną dziewczynką kiedy mnie nie było? – Znowu przytaknęłaś, lecz Sans wyraźnie był zaniepokojony Twoim służalczym zachowaniem. Chwycił Cię za brodę zmuszając, abyś się na niego spojrzała. Powinnaś się uśmiechnąć? A może go odepchnąć? Kurwa, co powinnaś zrobić? Chciałaś dostać po prostu coś do jedzenia i pójść spać, Sans jednak odkrył, że coś było nie tak. Jego oczodoły zrobiły się nieco ciemniejsze jak zawsze kiedy się złościł. – Suczko? – z trudem mówiłaś.
-Ja tylko… jestem zmęczona i … um… głodna – te słowa jednak nie tłumaczyły Twojego zachowania, nadal się na Ciebie patrzył.  – I ja… - zamarłaś, nie byłaś pewna co powiedzieć na temat poparzenia. Mogłaś poczekać, aż sam je znajdzie, a potem machnąć ręką że to zwyczajny wypadek, że zapomniałaś. Udać, że było to coś tak mało istotnego, że nic nie znaczyło. Lecz Ty nie umiałaś o tym zapomnieć. Nadal bolało, nadal było świeże, nadal piekło. Szkielet patrzył się czekając, na kolejne słowa. Uniosłaś zranioną dłoń i pokazałaś mu – Przypaliłam się przy grillu. – Puścił Twoją brodę i skierował wzrok na rękę. Ostrożnie chwycił Cię za nadgarstek.
-Przy grillu? – nie brzmiał na przekonanego, powinnaś powiedzieć mu to w inny sposób, bardziej naturalnie. Może gdybyś powiedziała mu o tym jak wrócicie do mieszkania… cóż teraz już na takie myśli za późno. Musisz dalej kłamać.
-Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że był gorący – O to chodzi, uwierz we własne kłamstwo. – Zahaczyłam o niego nadgarstkiem, kiedy odstawiałam talerze – Nie stawiałaś się kiedy przysunął bardziej ku sobie ranę, aby lepiej się jej przyjrzeć. Tylko trochę spalonej skóry i zaczerwienienie. Jak Sweetpea i inni są w stanie żyć i pracować z znacznie poważniejszymi, tego nie wiesz i nie chcesz wiedzieć. Całe szczęście ich ubrania robocze całkowicie zakrywały rany. Twoja była wrażliwa na tyle, by czuć oddech Sansa nad uszkodzeniem. – Boli – syknęłaś, aby szkielet przyjął to do świadomości nim zapragnie dotknąć rany. Widać było, że pierwszy raz może zobaczyć jak skóra reaguje na ogień; to kościotrup co by nie było. Miałaś nadzieję, że zlituje się nad Tobą i poszuka jakiegoś opatrunku aby nie wdało się żadne zakażenie. Nie prosiłaś Grillbiego o nic mając świadomość, że nie daje nic za darmo i jego pomoc będzie kosztowna.
-Nie martw się suczko, jak wrócimy sprawię, że będzie lepiej – Pogładził Cię wolną ręką po włosach. Jego kościste palce przesunęły się po Twoim karku. Miałaś przeczucie, że mówi nie tylko o ranie, ale i o wszystkim przez co przeszłaś. Przygryzłaś zęby aby nic nie powiedzieć. Puścił zranioną rękę, przystawiłaś ją do piersi. Potem położył obie dłonie na Twoich ramionach i kciukami zaczął zataczać niewielkie koła, aby rozluźnić Twoje mięśnie. Dotyk był tak lekki i jednocześnie przyjemny, lecz po co to robił? Mógł przecież po prostu mocno Cię przytulić. Objął Cię w pasie ramieniem i wyprowadził z kuchni zaciągając prosto do baru. Zauważyłaś szybko Grillbiego. Trudno w każdym razie nie zauważyć kogoś zrobionego z fioletowego płomienia. Stał za szynkiem i czyścił szklanki. Całe szczęście Sans był między wami. Lepsze znane zło pomyślałaś sobie.  – Więc, Grillbz. Moja suczka miała wypadek w kuchni – miałaś nadzieję, że szkielet nie zauważył jak zadrżałaś słysząc te słowa. Próbowałaś zachować spokój. Może lepiej było powiedzieć prawdę? Przyglądałaś się barmanowi, temu co zrobi lub powie, prawda była ryzykowna dla Sweetpea. Grillby jednak był spokojny.
-I?
-Miałem nadzieję, że dasz nam trochę tej maści którą trzymaszMaści? Wstrzymałaś oddech. Sans prosił o coś na oparzenia, aby Ci ulżyć. Wszystko dobrze. Wierzy Ci. Możesz zapomnieć o całej tej sprawie. To wypadek, oparzyłaś się o grill. To mogło zdarzyć się każdemu. Ludziom się to przytrafia cały czas. Po prostu. Sans delikatnie gładził Cię po tyle karku. Grillby cmoknął nim pochylił się by wygrzebać coś spod lady. Po chwili położył na niej metalowe pudełko z niebieskim żelem w środku. – No weź, Grillbz. Pracowała tutaj cały dzień, prawda? Myślę, że zapracowała na maść – Poczułaś jak jego uścisk się na Tobie zaciska. Cieszyłaś się, że Sans docenia pracę jaką wykonałaś i teraz próbuje znaleźć sposób aby załagodzić Twoje poparzenie. Grillby podał wam pojemniczek, Sans wziął kremu na dwa palce i zaczął wmasowywać go w Twoją ranę. Syknęłaś lekko, lecz poczułaś przyjemny chłód. Pomagała. Mimo wszystko, Sans był bardzo ostrożny. Za każdym razem, kiedy był delikatny zaskakiwał Cię. Balsam szybko się wchłonął i ukoił poparzenie. Nadal co prawda bolało, ale było o wiele lepiej. Potem z zaskoczeniem przyglądałaś się jak Sans pozbywa się z kościstych palców resztek mazi jakby ściągał rękawiczki. Ścisnęłaś się za ranę, nieprzyjemne uczucie, ale już nie bolało. – Lepiej? – przytaknęłaś i uśmiechnęłaś się przyciągając znowu do klatki rękę. Nie byłaś do końca pewna co czuć w tej chwili. Może wdzięczność? Nie… nadal byłaś głodna, zmęczona, mokra, uwięziona w świecie pełnym potworów. No, ale lepiej z Sansem niż z kimś innym, po nim wiedziałaś czego się spodziewać. – Do zobaczenia później Grillbz. – Wychodząc zauważyłaś, że Sweetpea oraz pozostali mężczyźni znowu czyszczą stoły zupełnie tak, jak wtedy kiedy ich spotkałaś. Zmarszczyłaś brwi, czy to oznacza, że knajpa jest otwierana dwa razy w ciągu dnia? Pewnym było, że nie spędziłaś tam całego dnia. Dlaczego nie ma tutaj żadnych zegarków? Brak czasu jednocześnie Cię denerwował i martwił. Od jak dawna tutaj jesteś? Spałaś… raptem dwa razy? A więc to trzeci dzień? Jak to? Zaledwie trzeci dzień? Masz wrażenie, że tkwisz tu od przynajmniej tygodnia, a to tylko trzy dni? Sans otworzył Ci drzwi. Chciałaś wyjść, najdalej jak się dało uciec od Grillbiego, ale nie mogłaś zostawić tutaj Sweetpea. Sans jednak błędnie odczytał Twoje zawahanie. – Zimno w stopy? Heh, nie będziemy na zewnątrz tak długo, suczko, ruszaj się – zapomniałaś jak zmarzłaś idąc tutaj. Jednak on miał rację.
-Sans czy… - nie patrzył na Ciebie, lecz mogłaś zauważyć jak jego źrenice świecą się bardziej, wyraźnie nad czymś myślał. – Czy Sweetpea może iść z nami? – zatrzymał się i popatrzył na Ciebie z pytającym wyrazem czaszki.
-Awww, już chcesz powiększyć nasz związek? Ja ci nie wystarczam kochanie? – ton jego głosu i ten jego uśmiech…. NIE O TO zdecydowanie Ci chodziło.
-NIE nienie, nie. Ja tylko… - starałaś się wyjaśnić, ale Sans nie był w humorze. Jego oczy zajaśniały, a dłoń znalazła się na Twoim karku. Nienawidziłaś kiedy tak Cię obejmował, ale zrozumiałaś prosty przekaz, abyś się po prostu zamknęła.
-Suczko. Mam z nim układ, jeżeli Grillby jej nie chce to niech sam sobie z tym poradzi – Wyraźnie nie chciał, abyś mu odpowiadała. Więc co dalej? Sweetpea miała tylko dwie drogi? Żyć gdzie każdego dnia sadystyczny potwór pali ją kawałek po kawałku, albo śmierć? Na jej miejscu co sama byś wybrała? Technicznie rzecz ujmując, trzymasz się cały czas nadziei, że będziesz żyć. Wychodzi na to samo. Wszystkie słowa jakie chciałaś wypowiedzieć w obronie albo proteście zamarły Ci w gardle, kiedy szłaś do domu. Zimno sukcesywnie kradło ciepło ciału. Twoje bose stopy z trudem robiły kolejne kroki. Trudno skupić się na czymkolwiek w takim mrozie. Robiłaś co mogłaś, aby dotrzymać mu kroku. W końcu weszliście do mieszkania, odetchnęłaś. Ciepłe powietrze było błogosławieństwem, powoli ogrzewającym zamarznięte komórki. Oczywiście nadal było Ci bardzo zimno, za duża koszulka wcześniej wyraźnie zmoczona też nie pomagała. Sans puścił Cię i mogłaś sama się poruszać. Zaczęłaś pocierać ręce. Zajęło Ci chwilę zdanie sobie spraw,y że pokój jakby się zmienił. Wyglądał tak samo, ale inaczej pachniał. Ładnie pachniał. Jak obiad. Twoje nogi praktycznie same poniosły Cię do kuchni. Pomidory i warzywa… zapach Nirwany. Niebo.
-A ty gdzie się wybierasz, suczko? – zatrzymałaś się unosząc ramiona w geście obrony.
-Sans. Nie jadłam nic przez cały dzień. Jestem głodna. Proszę, czy mogę dostać trochę jedzenia?
-Więc Grillby cię nie nakarmił – potrząsnęłaś głową
-Nie. O-on oferował, ale ja nie chciałam… powiedziałeś abym trzymała się wody– wiedząc to co wiesz teraz, zastanawiałaś się co by się stało gdybyś weszła razem z innymi do ciemnego pokoju by coś zjeść. Nakarmiłby Cię? A może kazał oglądać jak torturuje innych? Teraz to nie ma znaczenia. Zrobiłaś tak jak mówił, byłaś cały czas przy zlewie. Nie mógł mieć więc Ci tego za złe… prawda?
-Aww, co za grzeczna dziewczynka – podszedł bliżej i objął Cię. Nie próbowałaś uciec. Twoje ciało właściwie z wdzięcznością przywitało ciepło jego kości. Jego dłoń zaczęła czule pieścić Cię po włosach. – Szkoda, że nie mogę wierzyć we wszystko co mówią te małe kłamliwe usteczka – pieszczota zamieniła się w torturę. Zaczęłaś panikować.
-Sans. Proszę. Mówię prawdę. Nie jadłam nic przez cały dzień. Na talerzach nie było nawet resztek. Proszę. Sans. Ranisz mnie. – próbowałaś się wyrwać, lecz jego szczelny chwyt nawet nie drgnął.
-Nie mówię o jedzeniu. Mówię o poparzeniu – Zamarłaś. On wie. – Spróbujmy jeszcze raz. Gdzie się sparzyłaś? – Łzy nabiegły Ci do oczu, nie mogłaś już panować nad uczuciami. Strach, poczucie winy, złość, frustracja, nienawiść. I pomyśleć że przez chwilę cieszyłaś się, że go widzisz. – Czekam – warknął.
-Grillby...
-Grillby co?
-Grillby mnie poparzył – pauza, nic nie słyszałaś, czułaś jak Sans warczy cicho. Jego kości drżały z gniewu. Po dłuższej chwili puścił Twoje włosy lecz zacisnął palce na szyi.
-Dlaczego to zrobił? – oczywiście, że nie będzie usatysfakcjonowany póki nie usłyszy całej historii. Może uda Ci się ominąć ten fragment z Sweetpea.
-Upuściłam szklankę na podłogę. Przez przypadek. St-stłukła się. Powiedział, że trzeba za nią zapłacić i … Błagam Sans, mówię prawdę. – Czas dłużył się gdy czekałaś na jego odpowiedź, niepewna czy uwierzył Ci czy będzie próbował dowiedzieć się czegoś jeszcze. Może powinnaś powiedzieć mu wszystko? Może nie zależało mu na tym co się działo z Sweetpea i innymi? Był obojętny na ich cierpienia? Nie mogłaś ryzykować. Nie powinnaś decydować o jej życiu lub śmierci. W końcu poczułaś jak jego uścisk staje się lżejszy.
-Dobrze, wierzę ci – przesunął dłoń na Twoje ramię, pochylił się szepnął Ci do ucha. – Ale chcę abyś zapamiętała coś bardzo ważnego, dobrze? – mówił pewnie i zdecydowanie. Przytaknęłaś cicho odpowiadając, tak. Jego koścista dłoń powędrowała na Twoją klatkę piersiową na wysokość mostka. Chwycił za materiał koszulki. Drugą złapał za szyję. – Już nigdy mnie nie okłamiesz, zrozumiano? – poczułaś jak jego uścisk się zaciska. Ostatnie słowo wywarczał. Nie mogłaś się ruszać, z ledwością oddychałaś. Ręce w panice chwyciły go za nadgarstek starając się go odepchnąć. Poczułaś jak po plecach spływa Ci zimny pot, a krew napływa do głowy. Obraz przed oczami zaczął się rozmywać. Kiedy nie miałaś już sił go trzymać i opuściłaś ręce, ten zwolnił swój uścisk. Zachłysnęłaś się powietrzem. – Idź tam i siadaj – resztką sił udałaś się na kanapę. Cała jeszcze drżałaś, chciałaś znaleźć się najdalej od niego na ile to było możliwe. Nie dane było Ci się odprężyć, czułaś jak Twoje ciało cierpli. Bolał nadgarstek, piekła szyja. Zerknęłaś w kierunku kuchni w której zniknął Sans. Nie widziałaś go, ale słyszałaś. Jakim sposobem, ta sama dłoń która z łatwością może Cię zabić, jest w stanie w innych okolicznościach być tak czuła i delikatna?  
Kiedy w końcu wrócił postanowiłaś go ignorować. Tylko, że wielki talerz spaghetti, pachnący sos pomidorowy i przyprawy uniemożliwiały Ci to. Sam zapach wystarczył, aby zaczęła ciec ślina, a żołądek grał marsza. Zacisnęłaś pięści starając się panować nad sobą. To tylko dzień. Ludzie mogli przeżyć tygodnie bez jedzenia, to nie tak jakbyś była głodująca. Lecz nie o to chodziło. Faktem było to, że choć Twoje ciało będzie w stanie przeżyć bez pokarmu dłuższy czas, nie oznacza, że będzie zadowolone z tego powodu. W ustach zebrało Ci się dość dużo śliny, którą musiałaś przełknąć. Sans ignorował Cię. Nie podobało Ci się to. To nie tak, że chciałaś aby zwracał na Ciebie uwagę, masz jej dość na całe życie. On po prostu miał jedzenie. Talerz, którym najwyraźniej nie zamierzał się podzielić. Może chciał, abyś o nie błagała? Dobra. Będziesz błagać. To nie tak, że zostało Ci jakiekolwiek poczucie godności. No i to tylko słowa. Nie musisz wierzyć w ich znaczenie, daj satysfakcje temu dziwakowi. Użyj pustych słów. Miałaś jednak świadomość, że pozostawią mdławy smak w Twoich ustach. Wpierw poproś, błagaj potem… może, Boże to żarcie pachnie tak smacznie.
-Sans. Mogę dostać trochę jedzenia? Proszę? – przyglądałaś się jak nabierał na widelec makaron w pysznie wyglądającym sosie. Wiedziałaś, że Cię dręczy, biorąc pod uwagę jak długo to czynił. Resztką sił powstrzymywałaś się, aby po prostu nie rzucić się na talerz. Jak tylko podniósł widelec pozwalając aby kilka kropli sosu kapało na pozostałą część, oblizałaś usta i przełknęłaś ślinę. Wiedziałaś ze makaron smakuje tak dobrze jak wygląda i pachnie. Jedzenie było blisko, gorące, świeże i pachnące. Lecz widelec nie zmierzał w Twoim kierunku, Sans przystawił go do swojej twarzy, otworzył paszczę zerkając na Ciebie z ukosa i w jednej chwili połknął potrawę z satysfakcją.
-Nie możemy pozwolić, abyś teraz nabałaganiła, co nie? Ściągnij. Ubranie. – Przebiegły, pieprzony, drań. Zacisnęłaś zęby. Dobra. Przywykłaś do biegania nago dookoła niego. Prawdopodobnie i tak zerwałby materiał gdybyś odmówiła, no i byłaś głodna. Chwyciłaś za koszulkę, aby ściągnąć ją przez głowę, ale potwór miał inny pomysł. – O nie, suczko. Staniesz tam, przed telewizorem i się rozbierzesz. Powoli. – Ostatnie słowo przeciągnął zbyt długo w wypowiedzi. Wiedziałaś, że nadal karze Cię za kłamstwo. A może po prostu się bawi? W tej chwili to zdaje się nie ma znaczenia. Po prostu to kolejne wspomnienie jakie dodasz do listy tych, o których zapomnisz kiedy już wydostaniesz się z tej piekielnej dziury… Jeżeli się wydostaniesz. Nie, nie możesz nawet tak myśleć. Musisz być pewna i silna. 
Wstrzymując oddech udałaś się przed TV. Sans tym czasem rozsiadł się wygodnie na kanapie. Położył nogi na stole, zaś talerz wziął w ręce i postanowił nabrać kolejny widelec. Wygląda na to, że ten chuj chce nie tylko kolacji ale i przedstawienia. Przełykając resztki swojej dumy zaczęłaś powoli unosić koszulkę do góry. To nie był pokaz pierwszych lotów, ale Sans wyglądał na szczęśliwego przyglądając Ci się jak powoli pozbywasz się jego koszulki i odsłaniasz skórę. Cmoknął z przyjemności i przymknął oczy. Zatrzymałaś się na chwilę przed piersiami, pozwalając by na samym początku wyszły sutki, a potem cała reszta. Kościotrup wydobył z siebie jęk na pograniczu westchnięcia i pomruku, wywołując przyjemny dreszcz na Twoim ciele. Był taki… dziki, zwierzęcy. Nie mogłaś znieść tego drania, ale nie panowałaś też nad reakcją własnego ciała. Wszyscy pragniemy być chciani, a w tej chwili on patrzył się na Ciebie tak, jakbyś była jego deserem. Jak koszulka w końcu została ściągnięta, rzuciłaś ją na podłogę. Może przywykłaś do jej zapachu, ale to nie zmieniało nadal faktu, że śmierdziała. Miałaś nadzieję, że nie przesiąknęłaś tym zapachem. Z szortami było trudniej. Nie dość, że były ciasne to jeszcze ten cholerny pasek z kości. 
–Chodź kochanie. Pomogę ci. – zamarłaś kiedy odłożył nadal pełny talerz na stół i ściągnął z niego nogi. Przesunął mebel na bok aby nie było żadnej przeszkody między wami. Z każdym krokiem jego twarz wydawała się bardziej szczwana. Kiedy byłaś już dość blisko chwycił za pasek i przyciągnął do siebie. Przyglądałaś mu się jak bawi się zamkiem. Demon wyglądał tak, jakby właśnie rozpakowywał wyśniony prezent gwiazdkowy. Ty jednak nie podzielałaś tych doznań. Kiedy wyciągnął go całkowicie owinął kości dookoła dłoni. Nawet nie chcesz wiedzieć skąd go miał – No już, dalej – najwyraźniej miałaś dokończyć dzieła sama. Z tego powodu byłaś zadowolona. Cofając się o kilka kroków, tak aby nie być już w zasięgu jego łap, chwyciłaś szorty po bokach i już miałaś je ściągnąć kiedy.. – Odwróć się kochanie. – cóż, przedstawienie prawie się kończyło. No i nie będziesz musiała myśleć o tym, że się na Ciebie gapi. Kiedy tak zrobiłaś w monitorze telewizora dostrzegłaś jego odbicie. Miał otwartą szczękę, czerwonym językiem oblizywał kły. Jak w końcu pozbyłaś się całkowicie ubrania stanęłaś twarzą do niego.
-Teraz mogę jeść, Sans?
-Hmmm, nie wiem, nie wiem. Widzisz suczko, problemem jest kłamstwo i utrata zaufania. Nie jestem pewien czy Grillby faktycznie cię nie nakarmił. Może mi to udowodnisz? – A jak do diabła masz to zrobić?! Przyglądałaś mu się z niedowierzaniem. – Udowodnij mi jak bardzo jesteś głodna. – obsunął swoje spodnie na tyle, aby jego miednica była na wierzchu, ale nie jego kości przyciągnęły Twoją uwagę. To był… to był… cóż, czerwony i lekko świecący … albo takie przynajmniej miałaś wrażenie biorąc pod uwagę kontrast z jego szarą koszulą. Pomijając szczegóły patrzyłaś się na kutasa. Twój umysł najwyraźniej w tym momencie się zawiesił, zwłaszcza kiedy Sans chwycił się od nasady. Członek drgnął. Zrobiłaś krok do tyłu. – Więc? Jesteś głodna, czy nie? – brzmiał jakby był sfrustrowany. Zauważyłaś, że jego lewe oko świeciło na czerwono. Ostatnim razem kiedy je takie widziałaś to było w nocy kiedy… wydarzyły się pewne rzeczy. Czy on naprawdę sądzi, że tak po prostu podejdziesz do niego i … dasz mu pomocą dłoń? To nie może być prawdziwy kutas, prawda? Nie wygląda realistycznie. Raczej jak coś co kupisz w sklepie erotycznym. Może był jakoś przypięty?
-To jest… prawdziwe? – Wyglądało podobnie do jego języka. To ma sens. Ale ten wychodził z ciemnej przestrzeni w jego paszczy. A to? Tak jakby z jego… kości?
-Jaja sobie robisz? A myślisz że czego użyłem wczorajszej nocy? – Jedna zagadka rozwiązała. Pozostało tysiąc innych!
-Ale.. Widziałam cię rano. Same kości… - zmarszczyłaś brwi pokazując na jego ciało. Nic tutaj nie miało sensu.
-Kochanie, jestem szkieletem. Spędziłaś cały dzień pracując z gościem zrobionym z ognia. Naprawdę trudno jest ci uwierzyć w to, że mam chuja? – Dobra, ma rację.
-Ale… jak? – westchnął.
-Patrz, naprawdę nie mam humoru udzielać ci teraz lekcji biologii. Więc może pominiemy teorię i zrobisz oralny test. No chyba, że nie jesteś głodna? – Uśmiechnął się i drugą ręką wykonał gest, abyś się do niego zbliżyła. A więc tak… To musisz zrobić, jeżeli chcesz dostać jedzenie. Pieprzyć życie i to co ma się stać! Nie miałaś żadnego wyboru. Chciałaś po prostu jedzenia. Czy to tak wiele? Chyba tak.
-Jeżeli to zrobię, dostanę spaghetti? – nie masz zamiaru nic zrobić, póki nie upewnisz się że nie będzie to nic za darmo. Już kazał Ci się rozebrać, chcesz aby reguły były jasne.
-Tak i zapomnimy o całej sprawie. No chyba, że nie jesteś głodna, a Grillby jednak cię nakarmił wtedy cóż… to będzie kolejne kłamstwo, a wiesz co o nich myślę.
-Dobra. Miejmy to za sobą. – Dasz radę, zrobisz to tak, aby Sans miał pewność że nie czerpiesz z tego żadnej przyjemności. Podeszłaś do niego i klęknęłaś między jego nogami, byłaś wściekła. Chwyciłaś go u nasady, wtedy on wsunął palce między Twoje włosy i chwycił je. Próbowałaś się wyrwać, lecz ten tylko Cię szarpnął.
-Raz. Myślałem, że ten etap mamy za sobą – był zawiedziony i z jakichś dziwnym powodów nie podobało Ci się to. Powinnaś zrobić to czego chciał. – Wygląda na to, że potrzebujesz czegoś co przypomni ci o twoim miejscu. Nie ruszaj się. – Chciałaś się cofnąć. Chciałaś uciekać. Sans chwycił za Twój kark i poczułaś jak nagle na nim coś się znajdowało, jakby pojawiło się znikąd. Nie ma gdzie się schować, nie da się go powstrzymać. Dostrzegłaś, że jesteś na smyczy zrobionej z niewielkich kości, na szyi masz podobną obrożę. Serce zabiło Ci mocniej. – Spróbujmy jeszcze raz – Poprawił w ręce. Pochyliłaś głowę i przysunęłaś się do sterczącego członka. Był. Ciepły. Miękki. W dotyku prawie tak jak gładki język, a nie kutas. Ścisnęłaś na nim swoje palce. – Widzisz, nie ma się czego bać. Dalej. Spróbuj suczko. Pokaż jak głodna jesteś – Poczułaś jak Sans pociąga lekko za smycz, dając Ci do zrozumienia, ze za długo zwlekasz. Przełknęłaś ślinę. Nasienie już pojawiło się na czubku. Czerwone, lecz nie jak krew, bardziej jak syrop truskawkowy. Zlizałaś je, nie smakował tak źle biorąc pod uwagę jego nawyki. Tak właściwie nie smakował w ogóle. Przeciągnęłaś językiem od nasady aż po sam koniec, zataczając na szczycie kilka kółek. Potem powoli wsunęłaś go sobie do ust. Sans mruknął z przyjemności, a Ty nie mogłaś potrzymać niewielkiego uśmiechu na twarzy. Była pewna satysfakcja w tym, że ktoś czerpał przyjemność z tego co robisz. Im szybciej go wykończysz, tym szybciej będziesz mogła jeść. Czując się nieco bardziej zdeterminowana, wzięłaś więcej jego członka do ust, uważając, aby przypadkiem nie zahaczyć zębami. Sam fakt, że był gładki pomógł Ci wepchnąć go głębiej. To czego nie byłaś już w stanie w sobie zmieścić, objęłaś rękami. Sans warknął kiedy zaczęłaś przesuwać głową do przodu i tyłu. 
– Może faktycznie jesteś gło-głodna suczko, heh – poklepał Cię po głowie – Ko-ch-h-anie, popatrz na mnie. Właśnie taaak, patrz się na mnie. Chcę abyś, o kurwa, chcę abyś myślała tylko o mnie – Trudno jest myśleć o kimkolwiek innym w takich okolicznościach. Dźwięki jakie z siebie wydawał oraz cała sytuacja zaczęły wpływać na Twoje ciało, chłodne powietrze drażniło przestrzeń między nogami. Nie chciałaś zacząć się dotykać bez względu na to jak ciało tego chciało. Świadomość, że Sans by to zauważył była gorsza niż piekło. Zaczęłaś się lekko martwić kiedy usłyszałaś jak jego kości zaczynają lekko stukotać o siebie, więc przestałaś się ruszać. Chwyciłaś go mocniej u nasady i zaczęłaś wspierać się ręką zajmując się jedynie czubkiem. Miałaś nadzieję, że jest już blisko. Może jeżeli po lodzie będzie dość wyczerpany będziesz miała szansę aby uciec? Nie, to się nie uda. Pompowałaś mocniej, Sans zacisnął pięści na kanapie delikatnie wystawiając bardziej w Twoją stronę swoje biodra. Postanowiłaś doprowadzić go na kres przyjemności i zaczęłaś go ssać.  – KURWA! – krzyknął kiedy doszedł, jedną ręką trzymając Cię za tył głowy, byś przypadkiem nie uciekła. Aby się nie zakrztusić musiałaś połknąć cały ładunek, który wystrzelił w Twoje usta, bałaś się też zrobić bałagan. Jak w końcu potwór puścił, przyglądałaś się jak opada na kanapę. Byłaś dziwnie zadowolona z faktu, że jesteś odpowiedzialna za jego obecny stan. Lodzik mógł być potężną bronią, jeżeli będziesz dobrze z niej korzystać. Teraz, jednak, chciałaś czegoś innego. Chrząknęłaś i wytarłaś usta w rękę.
-Czy teraz mogę zjeść spaghetti?
-Bone appétit suczko, bone appétit.
Share:

7 lutego 2017

Undertale: Klatka z kości -Rozdział XIV - Poparzenie [Cage of bones - Burnt - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział XIV - Poparzenie (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./


Jak tylko drzwi się zamknęły chwyciłaś za gąbkę, zamoczyłaś ją w wodzie i przystawiłaś do swojej koszulki. Trzęsły Ci się ręce, palce mocniej zacisnęły na materiale. Wilgotne ubranie przylgnęło do skóry. Co się dzieje z tymi ludźmi?! Jak ktokolwiek mógł sobie na coś takiego pozwalać?! Jeżeli Grillby… rani Sweetpea, i tamtych gości… dlaczego zachowują się tak posłusznie?! No dobra, tamci mogą, ale ona? Czy ona przypadkiem nie mówiła, że ognisty potwór to dobra osoba? Jest już tak doszczętnie zniszczona, że może tego potwora nazwać dobrym?! Czy… czy Sans wie?! Z trudem przychodziło Ci to przyznać, ale pan kościsty okazywał tamtej dziewczynie zainteresowanie. Nie, nie, mylisz fakty. Następnym razem jak ją spotkasz to się jej zapytasz o relacje między nimi. 
Nie ma teraz najmniejszej możliwości, abyś pozwoliła koszulce wyschnąć. Co z tego, że śmierdzi. Starając się oczyścić umysł odwróciłaś się w stronę zlewu. Prawie skończyłaś, to chyba dobry znak. Trzymanie się zlewu wygląda na jedyną możliwość wyjścia z tego miejsca w jednym kawałku. Albo przynajmniej z większością włosów. Palcem przejechałaś po lekko nadpalonej powierzchni blatu. Miałaś nadzieję, że nikt nie zauważy ten gest. Odkąd trafiłaś w tą piekielną dziurę starałaś się ruszać najmniej jak to możliwe. 
Co innego uczucia. Tych nie musiałaś ukrywać, co więcej chciałaś aby zostały zauważone. Chciałaś aby Sans zobaczył co do tej pory zrobił Ci ten płonący chuj, czułabyś satysfakcję gdyby kościotrup skopał mu dupę. Bo by to zrobił, prawda? Zależy mu na Tobie? To nie tak, że Tobie zależy na nim. Chcesz po prostu zobaczyć jak Grillby cierpi. Postanowiłaś powiedzieć Sansowi o Sweetpea. Nawet jeżeli nie przepada z Tobą rozmawiać, nie powinien pozwolić aby jakikolwiek człowiek cierpiał u tego sadysty. 
Czułaś jak wzrasta w Tobie złość, a to nie był dobry znak, jeżeli chciałaś przeżyć wśród potworów; chciałaś nadal żyć. Ale co innego możesz zrobić? Krzyczeć? Albo wylać wodę na Grilla, ale to go raczej nie zabije. A gdybyś miała gaśnicę? Uśmiechnęłaś się na wyobrażenie jak biała piana pokrywa jego ciało. Chwytając za czystą szklankę nalałaś do niej wody i wypiłaś, nie możesz zrobić niczego głupiego. Głośny krzyk powstrzymał Cię przed wzięciem łyka. Twój umysł rozpoznał niebezpieczeństwo i z trudem powstrzymywałaś się aby nie udać się w stronę drzwi. To była Sweetpea. To musiała być ona. Co ten potwór jej tam zrobił?! Stałaś nie ruszając się nawet o milimetr, czekając aż drzwi się otworzą.  
Może powinnaś wpierw chwycić za jakąś broń? Masz szklankę wody. To znaczy nie, miałaś szklankę wody. Teraz jej kawałeczki są na ziemi, a Ty stoisz w kałuży. Musiała Ci się wyślizgnąć kiedy usłyszałaś krzyk. Wściekłość w spojrzeniu zniknęła, zamieniła się w panikę. Grillby musiał usłyszeć hałas. Powinnaś zacząć sprzątać, lecz zamiast tego stałaś i patrzyłaś się na bałagan, umysł wyświetlał Ci obrazy jak potwór pali Cię żywcem. Zareagowałaś, i… pobiegłaś do drzwi, chcąc je otworzyć, by uciec z kuchni. Zaczęłaś cicho płakać, kiedy zdałaś sobie sprawę, że są zamknięte. Próbowałaś ciągnąć, pchać, nawet kopać, ale te nie ustępowały jak wszystko w tym cholernym świecie – nie chciały Ci pomóc. Zaczęłaś się rozglądać szukając miejsca gdzie mogłabyś się schować. Wtedy dostrzegłaś, że pokój się otworzył, w progu stała Sweetpea. Wychylała się by zobaczyć co się stało. W jednej chwili znalazłaś się przy niej i mocno ją objęłaś. Z jakiegoś powodu bardziej martwił Cię jej los niż swój własny.
-Nic ci nie jest? Słyszałam krzyk. Boże, zranił cię?! – dziewczyna wyglądała na zagubioną i zmieszaną Twoją troską. Zaczęłaś się jej uważnie przyglądać. Nie miała kołnierzyka, rękawy koszuli podciągnięte, kilka guzików rozpiętych. Na klatce piersiowej miała zaczerwienienia. Zapomniałaś o całej szopce z przestrzenią osobistą i rozpięłaś pozostałe guziki. Do oczu napłynęły Ci łzy. Jej blada skóra na twarzy i rękach nijak się miała do tej pod ubraniem. Poparzenie, na poparzeniu. Głębsze, lżejsze, czerwone, takie które się już prawie zagoiły i nowe. – Co on ci robi?! – Odepchnęła Cię od siebie, zakrywając się koszulą, nie mogła nawet na Ciebie popatrzeć.  – Nie. Nie martw się… Patrz, kiedy Sans przyjdzie, powiemy mu, pokażemy mu co ten potwór ci zrobił – Sweetpea zaczęła się trząść.  – Będzie dobrze. Sans to debil, ale nie…. On nie jest sadystą – Zamarłaś. Grillby stał w progu, dłonie miał na górnej części framugi, pochylał się nad wami. Wyglądał tak, jakby cierpliwie czekał na dalszą część zdania. Zobaczyłaś, jak dziewczyna powoli przesuwa się w stronę swojego „szefa” lecz chwyciłaś ją za ramię i przyciągnęłaś do siebie; stawiała opór. Odkąd tutaj utknęłaś nie mogłaś pozbyć się przeświadczenia, że nie jesteś w stanie pomóc samej sobie, ale kiedy zobaczyłaś co inne potwory robią z ludźmi nie mogłaś już tego wytrzymać. – Nie pozwolę. Nie pozwolę ci już jej ranić! – starałaś się brzmieć poważnie. Grillby nawet nie drgnął, zaczął się za to śmiać. Sfrustrowana zastanawiałaś się, dlaczego przy potworach czujesz się jak dziecko? – To nie jest śmieszne! – Po chwili ognisty stwór się uspokoił i popatrzył na Ciebie.
-Jasno świecisz – wycedził powoli i starannie. Nie byłaś pewna czy to dlatego, że nie mówił zbyt wiele, czy po prostu mowa była dla niego czymś trudnym. Chciał do Ciebie podejść, lecz w porę się zatrzymał przed kałużą wody w której stałaś. – Sans jest mi winny szklankę.
-To był wypadek. Usłyszałam krzyk i mi wypadła – poczułaś winę z tego powodu. Miałaś nadzieję, że Sans nie będzie na Ciebie za bardzo zły z tego powodu. Potwór uniósł dłoń powstrzymując Cię. Miał gdzieś co chcesz powiedzieć. Zerknął na kryjącą się za Twoimi plecami dziewczynę, ta bez cienia wahania minęła Cię z lekkim uśmiechem i podeszła do Grillbiego. Demon pogładził ją po głowie, a potem pocałował w czoło, otworzyłaś szeroko oczy.
-Dlaczego tutaj jesteś? – zapytał patrząc na nią czule, cały czas głaszcząc ją po głowie. Uśmiech nie znikał z jej ust.
-By pomóc Sansowi. Zawdzięczamy mu życia, ale już nie może się nami opiekować – ton jej głosu był smutny. Z jakichś dziwnym powodów byłaś w tanie ją zrozumieć. Ale tego nikomu nie powiesz.
-A kiedy Sans ma u mnie dług … - znowu przemówił przenosząc płonące ślepia na Twoją twarz, nie ukrywał szerokiego uśmiechu.
-… my go spłacamy – z tymi słowami Sweetpea zapięła swoją koszulkę i obsunęła rękawy. Przyglądałaś się tej scenie przez chwilę. Każde poparzenie było piętnem jakie zostało na niej odciśnięte. Ludzie potrafili się przystosować do najdziwniejszych warunków. Grillby przystawił jedną jej rękę do swojej twarzy, musnął ją wargami, rozchylił usta. Przesunął niebieskim językiem po swoim palcu i przysunął dziewczynę bliżej do siebie.
-NIE! – Sposób w jaki odbierał zapłatę przerażała Cię. Ma zamiar ją poparzyć. Stojąc dokładnie przed Tobą. Przez TWÓJ błąd. To ty stłukłaś szklankę a teraz Sweetpea miała z tego powodu cierpieć. – Zapłacę za szkody, proszę – Zatrzymał się. Wiedziałaś, że to zrobi. Wiedziałaś, że cała ta szopka ma na celu umożliwienie mu poparzenia Cię. Nie mogłaś jednak pozwolić, aby ktoś inny miał ponosić konsekwencje Twojego niedopatrzenia. Byłaś świadkiem jak jedna osoba poświeciła się potworom. Patrzyłaś wtedy i nic nie robiłaś. Miałaś dość bierności. Zrobiłaś krok w stronę Grillbiego, który puścił dziewczynę i popatrzył na Ciebie. Wystawiłaś w jego stronę trzęsącą się dłoń. 
Nie chciałaś, aby taka była. musiałaś być silna. Chciałaś zachować twarz. Twoje ciało jednak pragnęło tylko paść na ziemię i płakać. Zadrżałaś kiedy chwycił za Twoją dłoń w dokładnie taki sam sposób jak wtedy, w barze przy waszym pierwszym przywitaniu. Tym razem, nie ma przy Tobie Sansa. Trzymając jedną rękę, przybliżył się do odsłoniętej części ramienia. Bałaś się, świadoma że zrani Cię w każdej chwili. Lecz wyglądało na to, że czerpie przyjemność z narastającej w Tobie paniki. Czułaś bijące od niego ciepło. Bolało choć nawet Cię nie dotknął. Kiedy czułaś, że dłużej tego nie zniesiesz, uniósł jeden palec do góry i przystawił go do Twojego nadgarstka. Krzyczałaś, próbując się wyrwać. To nie było gorące, czy zimne. To był czysty ból. Tortura trwała krótko, dwie sekundy, może trzy, jednak była na tyle intensywna byś w pierwszej chwili odskoczyła najdalej jak się da, mocno obejmując poparzoną dłoń. W tej chwili myślałaś tylko o tym, by uciec od niego najdalej jak się da. 
Woda była ciepła, nie zimna jak lubisz, ale wystarczyła by choć złagodzić poparzenie. Po chwili zaczęłaś sprzątać szkło, w pierwszej chwili miałaś ochotę rzucić nim w Grillbiego, lecz ból w ręce i świadomość tego, że Sweetpea mogłaby ucierpieć, powstrzymały Cię. Starałaś się chować ranę, aby nie drażnić jej jeszcze bardziej. Grillby skierował się w stronę pokoju gdzie przebywali jeszcze pozostali mężczyźni, oparł się o framugę i popatrzył na Ciebie kontem oka.
-Powinnaś bardziej uważać przy grillu – pokazał na okolice kuchenki nim wyszedł. Zamknął za sobą powoli drzwi. Sweetpea została z Tobą w kuchni. Wypuściłaś powietrze, czułaś się słaba. Bycie silną kosztowało Cię zbyt wiele. Choć dziewczynie nic nie było, póki co. Podeszła do Ciebie, na twarzy malowało się jej skupienie. Chciałaś dać jej nadzieję.
-Nie martw się. Sans wróci po mnie za kilka godzi i… Nie interesuje mnie co będzie ode mnie chciał, ale wezmę cię ze sobą.
-Nie. Nie rozumiesz. – potrząsnęła głową, chwyciła Cię mocno za czerwoną koszulkę – Nie możesz powiedzieć Sansowi. To wszystko co mamy. Sans nie może nas trzymać. Nie chcę umrzeć – jej ostatnie słowa były szeptem pełnym emocji o jakie jej nie podejrzewałaś. Czy Sans naprawdę by ją zabił gdyby nie mogła zostać z ognistym potworem? Jasne, używał ich jako niewolników, ale… zależało mu, co nie? Przynajmniej chciałaś w to wierzyć. Sans kiedyś Ci powiedział, że jeżeli chcesz uciec to śmiało, ale tylko wtedy kiedy Ci na to pozwoli.
-Oh skarbie… - Przytuliłaś ją mocno do siebie. Moczyłaś jej koszulę. Lecz żadnej z was to nie przeszkadzało. Obie chciałyście coś przytulić, kogoś, jakiegoś człowieka, choć na chwilę udać, że czujecie się bezpiecznie. – Dobrze, jeżeli nie chcesz nie powiem Sansowi, ale… - chciałaś się jej zapytać, czy to jest właśnie życie jakie wybrała. Może śmierć byłaby lepsza, ale … to nie Twój wybór. 
Po dobrej minucie puściłyście się. Ją przypalał w miejscach jakich widać nie było, więc dlaczego Ciebie Grillby potraktował w miejscu które ciężko ukryć? Chciał zdenerwować kościotrupa? Jego ostatnie słowa dotyczyły ostrzeżenia grillem. Twoje nie przypominało żadnego z tych jakie dziewczyna miała na sobie, mogłaś się go nabawić wszędzie. Więc właściwie nic nie powstrzymywało Cię przed powiedzeniem prawdy. Nie bał się reakcji Sansa? A może był pewien, że nic mu nie powiesz? Sweetpea uśmiechnęła się do Ciebie raz jeszcze i poszła sobie. Chciałaś poprosić ją aby została z Tobą, tutaj gdzie Grillby nie może jej dotknąć, lecz wygląda na to, że ona całkowicie pogodziła się ze swoim losem. Nie miałaś pojęcia jak jej pomóc. Nie byłaś nawet pewna czy jesteś w stanie. Skoro nie byłaś w stanie pomóc sobie… 
Zerknęłaś na ranę. Czy Sans uwierzy Ci jeżeli powiesz mu, że to właśnie Grillby Cię zranił? Miałaś przeczucie, że tak. Wyraźnie nie ufał temu płonącemu dziwakowi. Ale czy możesz tak po prostu o tym powiedzieć? Co jeżeli zacznie zadawać pytania? Może Grill powie, że próbowałaś uciec? Nie, to nie zadziała. Zdecydowanie potwór może panować nad temperaturą własnych płomieni, w takich okolicznościach poparzyłby Cię bardziej. Cholera jasna! Panika wzrasta. Zdałaś sobie sprawę, że Sans Ci nie uwierzy. Oczywiście, możesz mu powiedzieć, że Grillby Ci to zrobił, ale będziesz musiała wspomnieć o Sweetpea. Może… może Sans by nie był zły, jakbyś mu powiedziała, że to z ciekawości? Nieee to pogorszy tylko sprawę. Sans wykorzysta to przeciwko Tobie. Pamiętasz jak mocno ściskał Twoje włosy, jak kurczowo obejmował Twoje ciało, jak na nie napierał, pytając się czy lubisz ból. Sans nie mógł się o tym dowiedzieć, nie mógł, jeżeli nie chcesz być dalej parzona. 
Więc co? Kłamstwo? Grillby już Ci powiedział co się stało, nadziałaś się na krawędź rozgrzanego grilla. To wiarygodna historia. Poparzenie było podobne. To zadziała. Nadal czułaś się paskudnie, kryjąc tego popierdoleńca. Nie wiesz ile czasu minęło nim drzwi otworzyły się raz jeszcze. Tym razem żadnych krzyków. Dawno temu już zmyłaś wszystkie naczynia. Zerknęłaś na bok szukając czegoś czego mogłabyś użyć jako broni. Niestety nic nie znalazłaś. Nawet noża do masła. Chwilę się wahałaś nad myślą, czy widelec byłby użyteczny, lecz ostatecznie doszłaś do wniosku, że nie masz go gdzie schować no i nic by nie zrobił żadnemu potworowi. Grillby przechodził obok, jednak nic nie zrobił. Zniknął w części barowej. Dopiero teraz chyba otwierał. Jakaś cząstka Ciebie chciała zerknąć aby zobaczyć inne stworzenia, ale logika szybko przemówiła Ci do rozsądku. Za duże ryzyko. Nadgarstek nadal bolał, a Ty co chwile upewniałaś się, że rana jest czysta. Kiedy się jej przyglądałaś nie wyglądała aż tak źle. Do kuchni zaczęły docierać dźwięki śmiechu, muzyki, stukania kieliszków. Grillby wchodził często, przyrządzał jedzenie i frytki na grillu. Zapach jedzenia sprawił, że aż boleśnie Cię ścisnęło w żołądku uporczywie przypominając, że nie jadłaś nic przez cały dzień. Jeżeli Sans nie przyniesie ze sobą jedzenia będzie cierpiał. Co prawda jeszcze nie wiesz jak to uczynisz, ale tak zrobisz. 
Przez ten cały czas potwór nie zbliżał się do Ciebie. Od zlewu odeszłaś tylko wtedy, kiedy musiałaś iść za potrzebą. Cała woda jaką wypiłaś szukała ujścia. Sweetpea zaprowadziła Cię do ciemnego i ciasnego pokoju z … dziurą w podłodze. No cóż, zawsze to coś lepszego niż nocnik. Nie widziałaś jej potem, za to zlew był pełen. Miałaś nadzieję, że będziesz mogła napić się trochę tego co potwory zostawiły w swoich kieliszkach, lecz te zawsze były puste. Raz, Grillby dręczył Cię kładąc obok burgera, całe szczęście miałaś jeszcze dość siły aby powstrzymać się przed wbiciem zębów w mięciutką bułeczkę. Choć brzuch boleśnie dał Ci za to popalić. Zapytałaś się go grzecznie, czy to jedzenie jest darmowe, kiedy zaprzeczył, odmówiłaś. 
W końcu po kilku godzinach do baru wszedł ostatni klient, Sans. Nogi natychmiast zrobiły Ci się miękkie, poczułaś cały ciężar własnego ciała i ciągłego stania przy zlewie. W końcu koniec. Śmierdząca kanapa w jego domu wydawała się teraz niebem i nie wstydziłaś się przyznać tej myśli racji. Był dziwakiem, manipulatorem, chamem który nie rozumiał słowa „nie”, ale… w porównaniu z innymi Sans był… cóż, to nie tak że porzucasz plan swojej ucieczki. Po prostu… musisz się do niego bardziej przygotować.
Stał tam, z rękami w kieszeni, mierzył Cię od stóp do głów, uśmiechnął się. Poczułaś ranę i nie mogłaś nic poradzić na to, że spuściłaś głowę unikając jego wzroku. Nadal mogłaś powiedzieć mu prawdę. Nadal mogłaś powiedzieć mu o Sweetpea… ale było zbyt wiele „co jeżeli” i „ale”. Łatwiej jest skłamać. W końcu popatrzyłaś mu w oczy.
-Gotowa by iść do domu, suczko?
Share:

POPULARNE ILUZJE