20 lutego 2017

19 lutego 2017

Undertale: Jestem z ciebie dumna.

Od autora: Inspiracją do napisanie tego one-shoota był mój sen. Liczę, że praca się spodoba. W trakcie pisania słuchałam tylko jedej piosenki HIM - Heartache Every Moment
Wcielasz się w dorosłą kobietę, która pracuje jako sprzątaczka w jednym z laboratoriów. Historia ma miejsce po pacyfistycznym zakończeniu gry, kiedy potwory wyszły na powierzchnię i są obecne w społeczeństwie od kilku(nastu) lat. Związek W. D. Gaster x Czytelniczka
Był wielkim naukowcem obdarzonym ponad przeciętną inteligencją. Szybko okazało się, że nie tylko wśród potworów mógł liczyć na poklask i podziw oraz wysokie stanowisko; ale także (co ważniejsze) wśród ludzi. On, wielki Gaster. W. D. Gaster. TEN Gaster. Doktor Gaster. Miał niebywałą pamięć fotograficzną umożliwiającą zapamiętać nawet najbardziej skomplikowane wzory chemiczne. Za pomocą logiki rozwiązywał trudne równania matematyczne. Znał liczbę PI po przecinku do kilkutysięcznego miejsca! Stworzył Rdzeń, za pomocą którego potwory przetrwały pokolenia uwięzione pod ziemią. Jego projekty stały się inspiracją dla Alphys, ta potem stworzyła Amalgamaty oraz ciało dla tego jak mu tam było… Metta… coś tam. W każdym razie stworzyła mu ciało łącząc duszę z maszyną. A co ważniejsze i bardziej istotne, przeżył własną śmierć. Jakkolwiek głupio to nie brzmi. Wpadł, zniknął, lecz kiedy Frisk zniszczył barierę i nikt nie musiał już pilnować Rdzenia, jego pole magnetyczne przestało więzić naukowca i ten się wyrwał z paszczy śmierci. Albo przynajmniej zawieszenia w kontinuum czasoprzestrzennym. Potem wymyślił maszynę, która naprawi jego uszkodzone ciało i poprawi wahania jego magii, aby nie był tak… lepki i … wodnisty. Odczekał odpowiednio długo, aż spory ludzi z potworami wygasną na tyle, aby te mogły zajmować lepsze stanowiska. Pojawił się. Zrobił doktorat z astrofizyki, fizyki, chemii, astronomii, matematyki i … a tak i jeszcze z termodynamiki. Wspomnieć należy, że robił to wszystko w tym samym czasie i w trybie przyśpieszonym. Dwa lata mu zajęło zdobycie dyplomów. Homo sapiens sapiens byli nim oczarowani. Dlatego nic dziwnego, że dostał swoje własne pomieszczenie w najlepszym laboratorium jakim dysponowała ludzkość. Nie miał normowanych godzin pracy. Nawet udało mu się na zapleczu mieć łóżko z niewielką komodą, aby nie musiał opuszczać tego miejsca.
Strzępki danych jakimi dysponowały potwory były okrojone w porównaniu z tym co ludzie teraz mogli robić. Łącząc to z jego wrodzonym darem, błyskotliwością i niewyobrażalnie wielką wiedzą wspaniały W.D. Gaster jest w stanie przenosić góry. Mógłby stworzyć statek kosmiczny, który sprawi, że dotrą na Marsa. Albo maszynę, przyśpieszającą proces dojrzewania roślin na tyle, aby były one jadalne i nieszkodliwe. W ten sposób rozwiąże się problem głodu na świecie. A może by tak…. Zrobić nanoorganizmy, wpuścić je do wody pitnej, a potem za ich pomocą przejąć kontrolę nad ludźmi… albo nie, jeszcze lepiej… zniszczyć ludzkość tak aby była tylko jedna rasa na Ziemi? To mogłoby się udać. Jest w stanie to zrobić. Gastera blokuje jedynie jego własna wyobraźnia, a teraz… ta i zmęczony umysł… potrzebują odpoczynku.
Przetarł oczy palcami i westchnął, przeciągając się nad kokpitem. Dlaczego wcześniej nie zainteresował się biologią? Konkretnie rzecz ujmując – anatomią człowieka, albo jeszcze lepiej, nie został lekarzem? A no tak, ludzie go nie interesowali. Zamknął oczy. Nie interesowali go tak długo, jak mu nie przeszkadzali i dawali sposobność robienia tego co chce. Więc co teraz robi? On, wielki i wspaniały W.D. Gaster? Bada ciało człowieka. W teorii. Przed sobą ma plakat z układem kostnym oraz przebiegiem naczyń krwionośnych i limfatycznych. Mógł oczywiście poprosić o pomoc Alphys, lecz po pierwsze – owszem, jej konikiem była ta dziedzina nauki. Znała wszystkie możliwe kombinacje układów cielesnych potworów, lecz nie ludzi. No i nawet, jak szybciej łapała te tematy i wszystko było dla niej bardziej zrozumiałe, zaraz zaczęłaby zadawać pytania, niewygodne, takie na jakie nie chciał odpowiadać. Nawet przed samym sobą.
Odszedł od biurka i warknął ze zmęczenia. Dwie godziny snu, wystarczą aby umysł się zrelaksował, a potem wraca do pracy. Nie wie ile dokładnie ma czasu, lecz czuje że jest go niewiele. W. D. Gaster. Ściga się z czasem. Zależy mu… na czymś innym niż własne badania. Heh. Kpina. Przekręcił się na bok i podłożył sobie łokieć pod głowę. Jak to wszystko się zaczęło?... A tak… Nieco ponad rok temu… 

Początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś taki jak ona w ogóle istnieje. Robił swoje, nie przejmował się niczym. Bo jakby nie patrzeć, odkąd pracował w laboratorium ona już w nim była. Sprzątaczka. Heh. Kobieta, która miała tyle szczęścia, że mogła ścierać kurze z jego wspaniałych maszyn. Miała nocne zmiany. Witała się z nim każdego wieczora, żegnała poranka. Czasem pytała, czy jest zmęczony. Nawet nie pamięta co jej odpowiadał. Coś tam bąknął, raz grzeczniej, a raz nie.
Pierwsze wspomnienie, jakie zarejestrował jego umysł, dotyczącego bezpośredniej interakcji z nią… było jak odbierał nagrodę za stworzenie materiału, który może dostosować się do każdego ciała, sam się naprawia i choć jest cienki jak zwykła koszulka, jest w stanie zagwarantować osobie jaka ją nosi odporność na lód, ogień i przemoczenie, pozwalając jednocześnie skórze oddychać. A no i jeszcze może zatrzymać kulę z pistoletu czy też karabinu o średnicy…. Khem… tak. W każdym razie jego wynalazek był bardzo… użyteczny w różnych… dziedzinach życia. Odbył się z tej okazji bankiet. Ludzie z najwyższych szczebli nauki gratulowali mu, traktowali jak równego. Tutaj nikt nie miał nic do jego rasy. Nie spotykał się z motłochem, plebsem, ścierwami, które nie były w stanie zaakceptować inności. TUTAJ liczyła się tylko wiedza, a on nią dysponował. Wypił trochę za dużo. Zmęczone ciało, pusty żołądek, stres i ekscytacja, no i jeszcze szampan. Nie to nie było dobre połączenie.
Chwiejącym krokiem udał się do swojego laboratorium, aby spocząć na leżance. Jak tylko rozsuwane drzwi się otworzyły by go wpuścić, zobaczył ją. Odkurzała. Zapewne teraz spodziewasz się, iż określi ją jako coś zjawiskowego. W tym wynoszonym podkoszulku, brudnawych spodniach, kapciach, skarpetkach, gdzie lewa nie była podobna do prawej, no i w związanych włosach? Że spodobała mu się bez makijażu? Nieee. Nie czuł najmniejszego zainteresowania ludźmi, właściwie to kimkolwiek. Lata osamotnienia w Rdzeniu nauczyły go dobrze czuć się we własnym towarzystwie. Jednak, kiedy tak wszedł do środka poczuł, że wszystko jest… na swoim miejscu. Takie… kompletne.
-Witam pana, panie doktorze Gaster – uśmiechnęła się do niego czule i pochyliła. To nie tak, że była brzydka, raczej zaniedbana. W każdym razie… w takim stanie w jakim widywał ją co noc, mógł dostrzec czający się w niej potencjał fizyczny, jakim zawróciłaby w głowie wielu samcom swojego gatunku. – Słyszałam, że dostał pan nagrodę. – No tak, przecież wraca właśnie z przyjęcia. – Moja gratulacje – Tooo słyszał już kilkadziesiąt razy dzisiaj. Przestał liczyć po trzydziestym ósmym. – Jestem z pana dumna. – Cmoknął w irytacji.
-Skończyłaś już? Pracę znaczy się – pokręcił palcem dookoła pokazując na podłogę. Kobieta się zreflektowała i powróciła do czyszczenia nadal uśmiechając się pogodne.
Z jakichś powodów, te ostatnie słowa były dla niego najważniejsze. Chciał usłyszeć je jeszcze raz. Wtedy nawet o tym nie wiedział. Myślał raczej w kategoriach… Głupia ludzka samica, myśli że ten projekt jest czymś wspaniałym? Ha! Ja jej zrobię projekt wszech-czasów, aż jej szczęka opadnie! I nim się spostrzegł… pracował dwa, nie trzy razy ciężej. Robiąc coraz to bardziej wymyślne rzeczy. Środowisko uczonych uważało, że woda sodowa mu uderzyła do głowy i pragnie zagarnąć wszystkie nagrody dla siebie. Heh, gdyby tylko wiedzieli, że próbował… zaimponowaćludzkiej kobiecie… nie, nie tylko. SPRZĄTACZCE. Istocie bez większego wykształcenia. Skończyła w ogóle liceum? Na studia raczej nie poszła. Nie miała żadnej wiedzy, do czego się przyznawała. Lecz…
Odzywał się do niej. Początkowo mówił na głos do siebie, o jakimś projekcie. Sprawdzał czy słucha. Słuchała. Przerwał w kluczowym momencie i wtedy…
-Nie rozumiem, jak to właściwie ma działać? – zmarszczyła brwi i podniosła się znad stolika, który właśnie czyściła. Ciekawska, co?
-Entropia.
-Entro… co? – przyglądała mu się chwilę w skupieniu wyraźnie zbierając myśli. Jej mimika twarzy była taka łatwa do rozczytania. Otworzyła szerzej oczy, oh, czyżby wiedziała co to jest? – Jak byłam mała i pytałam się mamy, skąd się bierze kurz. Mówiła, że przynosi go Entropia. Wyobraziłam sobie wtedy taką straszliwie brzydką wiedźmę, która zakrada się nocą do domów i rozsypuje z worka kurz ludziom po meblach, aby dać im więcej roboty rano!
-Yhhh…. – nawet nie chciał tego komentować. No, ale nie mól tak tego zostawić. Po chwili ponowił temat, jak tylko… zażenowanie sobie poszło - Wielkość równa sumie ilorazów porcji ciepła pobranych przez układ w procesie odwracalnym.
-…Co? – znowu na niego patrzyła. Wywrócił oczami. Jakby jej powiedzieć, tak aby zrozumiała.
-Idąc po błocie i wracając po śladach, to miejsce wcale nie powróci do swojego pierwotnego kształtu.
-Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki?
-Technicznie rzecz ujmując dwa razy do TEJ samej rzeki wejdziesz, nie wejdziesz do TAKIEJ samej.
-… To jest jakaś różnica?
-Dwa razy wejdziesz do Tamizy, Wisły czy Amazonki, ale woda jaka będzie cię otaczać to już nie ta sama, jaka była wcześniej.
-Wie pan co… to w sumie racja! – aż klasnęła w dłonie z podekscytowania. To… miłe. Rozmowa nie była na wysokim poziomie. Co noc poruszali jakiś temat. Przychodziła do niego z pytaniami. Słuchała. NAPRAWDĘ słuchała. I … była ciekawa, tego co ma do powiedzenia. Zmuszała go też do wysiłku. Zazwyczaj jak porozumiewał się z innymi naukowcami znali swój język. W sensie, każdy wiedział co znaczy co i jak się to je. Tutaj musiał znaleźć tak proste słowa, aby wytłumaczyć skomplikowane procesy. Czasami nawet to nie pomagało. Krzywiła się wtedy opierając o mopa.
-To brzmi niesamowicie…. Ale… nadal nic z tego nie rozumiem – śmiała się delikatnie. Próba zaimponowania jej przerodziła się w chęć pokazania czym jest świat jaki go otacza. Liczb, wykresów, wzorów. I to w taki sposób, aby go polubiła.

Najgorsze były te chwile, kiedy miał już coś, aby jej pokazać. Praca skończona. Jego praca, bo jej zaczynała się za … za kwadrans. Wtedy każda minuta mu się dłużyła. Siedział w kamienną miną na swoim krześle, stukał palcem w oparcie i patrzył jak sekundy trwają wiecznie. A kiedy pojawiała się, czas wracał do normy… Nie, pędził szybko. Nim się spostrzegł, był w stanie przegadać z nią całą noc, a i tak było jeszcze tyle rzeczy o jakich chciał jej opowiedzieć! 
Lecz to nie jest koniec. Wtedy … wbrew temu co sam chciałby czuć… lubił tę ludzką samicę. Choć jej iloraz inteligencji był średnio przeciętny, to … lubił ją. Za jej ciekawość, za jej autentyczne uczucia wymalowane na twarzy. Uwielbiał ten błysk w oczach kiedy coś zrozumiała i się jej to podobało. To w jaki sposób między jej brwiami robiła się zmarszczka zdradzają procesy myślowe i wybitne skupienie szarych komórek nad jakimś zagadnieniem. Pewnego wieczora….
-Pije pan, panie doktorze, stanowczo za dużo kawy – zauważyła, kiedy wyrzucał kolejny kubek do kosza. – To szkodzi zdrowiu. – dodała nie podnosząc na niego wzroku. Czyściła właśnie regał z przyborami.
-W automacie nie ma niczego lepszego. Grochówki pić nie będę. Herbata to pomyje. Czekolady nie chcę.
-Ale herbatę pan lubi?
-Nie tę.
-Mmmmm – wtedy nic już więcej nie powiedziała. Lecz kolejnego dnia, kiedy usnął przy biurku jak zawsze, w momencie wyczerpania organizmu, położyła obok niego coś dziwnego. Ocknął się, gdy już jej nie było. Zegarek pokazywał ósmą rano. Właściwie to dwanaście minut po ósmej. Kubek termiczny? Różowy w kolorowe kwiatki. To dla niego? Tak. Obok była kartka z napisem „Pan doktor Gaster: smacznego!”. Dotknął, jeszcze ciepły. Otworzył go i upił łyk. Herbata. Dobra. Malinowa… z cytryną… nie za słodka. Od tego czasu kubek był „jego” to znaczy jej. Lecz zawsze dawała mu w nim herbaty. Różnej. Teina działa później od kofeiny lecz również ma właściwości pobudzające. Od tego czasu właściciel automatu zaczął mniej zarabiać, bo Gaster pił herbatę.

Minęło kilka tygodni. Potwór odkrył coś niezwykłego. Nie podzielił się jednak jeszcze tym z ciałem naukowców. Nie. Zamiast tego cały jeden dzień poświęcił na sprzątanie laboratorium. Skontaktował się z Asgorem i poprosił go o najlepszą herbatę jaką ten ma. Kupił od Muffet donuty, od Toriel wziął ciasto. Starał się zignorować Sansa, który co chwile robił sobie z niego kawały, olać ciekawskiego Papyrusa. Wchodził z nimi w interakcję najmniej jak się dało. To nie tak, że ich nie lubił… po prostu… nie. Czasem się tak ma, że po prostu nie…. Po prostu nie dla kogoś. Gaster miał swoje po prostu nie dla wszystkich… z wyjątkiem….
Długo czekał, aż przyjdzie. Choć pojawiła się jak zawsze. Jak w zegarku. Zastała go siedzącego z książką na kolanach (którą trzymał, a nie czytał, chciał po postu wyglądać na …. Wyluzowanego, taka gra pozorów), przy stoliku zastawionym herbatą, słodyczami i całą resztą.
-Będzie miał pan gości? – weszła do środka
-Właściwie to jednego.
-Przeszkadzam? Mogę przyjść później….
-N-nie! Znaczy się… khem… nie. Tak właściwie to czekałem na ciebie.
-Na mnie?
-Tak. Usiądziesz? Częstuj się. Chcę zapytać się ciebie o zdanie…
-Mnie? O zdanie? – zaśmiała się nerwowo odwracając wzrok na bok. Zawsze tak robiła, kiedy czuła się skrępowana, zakłopotana, albo niepewna samej siebie – Nie uważa pan, że powinien pan porozmawiać z kimś bardziej…. – przygryzła dolną wargę - …. Kompetentnym? No i muszę posprzątać jeszcze…
-Tutaj jest już czysto – zauważył. – Nikomu nie powiem. Oficjalna wersja, tyrasz tutaj po same łokcie, a ja jestem sobą. Nikt nie musi wiedzieć o … naszej rozmowie. – teraz on odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć jej w oczy. – Jeżeli chcesz oczywiście… - dodał ciszej. Żarty. On, wspaniały Gaster, wielki geniusz… krępował się sprzątaczki. Nawet drwiny z samego siebie w myślach nie zmieniały jego charakteru i stosunku do tej ludzkiej kobiety. Wahała się chwilę, potem odłożyła na bok mop, rozpuściła włosy i przeczesała je palcami. Usiadła naprzeciwko niego z rękami na kolanach, wyraźnie spięta. Po pierwszych zdaniach, kiedy już oboje załapali temat, albo właściwie to on załapał… atmosfera się rozluźniła. Słuchała go uważnie, obserwował jak co chwila marszczy brwi, próbując zrozumieć i połączyć fakty, jak delikatnie rozchyla wargi zaskoczona wiadomościami jakie jej dawał. Słuchała go, autentycznie go słuchała i była pod wrażeniem.
-To zajebiste! – krzyknęła w końcu klaszcząc z podniecenia w ręce. – Haha, to będzie wspaniałe! Koniecznie musi pan o tym powiedzieć swoim kolegom! – Zaraz… komu? A tak… innym naukowcom – Też będą pod wrażeniem! – Pewnie tak… albo raczej pod wrażeniem ile mogą zarobić na moim wynalazku – Boże… nie wiedziałam, że tak się nawet da! – Uwielbiał te jej monologi, pełne emocji, powtórzeń wyrazowych i logicznych, chaotycznych wypowiedzi, niedokończonych sentencji. Podniosła się z siedzenia – Jest pan geniuszem!
-Gaster…
-Co proszę?
-Mów mi Gaster… - Doszczętnie zwariował.

Inni byli faktycznie zaskoczeni. Niektórzy przerażeni, potwór nie wiedział tylko czy jego wynalazkiem, czy jego osobą. Byli też tacy co w głowie liczyli już zarobioną forsę oraz szukali zastosowań dla jego wynalazku. Był bankiet, przyjęcie, przemowa, gratulacje. Śpieszył się, co chwila nerwowo patrzył na zegarek. Ma jeszcze kwadrans nim wyjdzie z budynku. Musi zdążyć się jej pochwalić. Wybiegł ignorując rozmowę z kilkoma osobami. Prosto, lewo, prawo, piętro pierwsze, prawo, prawo, lewo… Nie, nie było jej już u niego. Poszedł dalej korytarzem głośno dysząc. Jest. To ona. Krzyknął jej imię. Odwróciła się z pogodnym uśmiechem na twarzy.
-Słyszałam, że miał pan dzisiaj przyjęcie z okazji tego projektu – odezwała się radośnie – Moje gratulacje. – No już… dalej…. Powiedz to – Jestem z ciebie dumna.
I w tym momencie już wiedział, że ma przejebane. Przez to jak jego dusza zareagowała, jak szeroko się uśmiechał, jaki był… szczęśliwy. Żadne gratulacje, nagrody czy cokolwiek innego do tej pory tak go nie … cieszyło jak… te zwykłe, cztery, słowa, od … ludzkiej samicy… sprzątaczki… Czy to przez fakt, że wykazała zainteresowanie jego osobą? A może po prostu …

Nie pojawiła się kolejnego dnia, następnego też. Nie był w stanie skupić się na swojej robocie. Martwił się, niepokoił. Kiedy trzeciego, również się nie stawiła zaczął panikować. Udał się do służbówki, on, wspaniały Gaster, geniusz… pytał się ludzisprzątaczy… o to gdzie ona jest. Dostał odpowiedź, że ma grypę. Co kurwa? Co to jest? Skoro to ma to niech to… Ah, to jakaś choroba… Ma wrócić za .. aha… no dobrze. Wróci. Ona wróci. Wróci. Wróci. Wróci…
Pozostałe cztery dni były dla niego niekończącym się piekłem. Nerwowy, niewyspany, rozkojarzony. W głosie słyszał jej śmiech albo przypadkowe słowa jakie do niego wypowiedziała, kiedy szedł spać widział ją. Gdy się budził, szukał jej, liczył godziny, minuty, sekundy, do czasu, kiedy miała przyjść. Po tygodniu oczekiwania, jego ciało było tak zmęczone, wycieńczone, że po prostu … PRZESPAŁ jej zmianę. Gdy się ocknął, czekał na niego jego kubek z herbatą, na ramionach miał czerwony sweter, jaki najwyraźniej mu narzuciła kiedy drzemał. Czuł ją, to był jej zapach. No i karteczka. „Nie przemęczaj się!”.

Wróciła.

Na kolejny dzień był bardziej przygotowany. Kupił dla niej herbatę, ciastka, posprzątał. Powtórzyli tamten wieczór, opowiedział jej wszystko czego się dowiedział przez czas kiedy jej nie było…. Nie, tak właściwie to mówił o tym samym, tym co już wiedział, bo … przez ten tydzień cóż… wiedza jakoś nie wchodziła mu do głowy. Lawirował jednak tak słowami, że albo nie zorientowała się, iż blefował. Nie chciał jej puścić tak szybko. Wyszedł z nią, odprowadził do służbówki cały czas rozmawiając. Zaczekał, aż się przebierze. Założyła na siebie dżinsy, koszulkę i ramoneskę. Rozpuściła włosy, umalowała oczy i nałożyła niewielką szminkę na usta. Była… nie do poznania. To ona? To… ona? Wystarczyło, że ubrała się i …. Wciągnął powietrze przez nos. Jakkolwiek by to nie brzmiało głupio. On, Gaster, doktor Gaster, TEN Gaster…. Potwór… nadal był, mężczyzną. Dlatego nic dziwnego, że zareagował jak zareagował. W głowie zaczął snuć plany, jak zaprosić ją na randkę tak, aby się zgodziła. I co ważniejsze, gdzie ją zabrać kiedy już to zrobi. Towarzyszył jej aż na parking. I wtedy…. Jakiś mężczyzna krzyknął jej imię. Gaster miał nadzieję, ze chodzi o kogoś innego, ale… nie. Ona, podbiegła do … tego człowieka i go pocałowała. Był wyższy od potwora, zdecydowanie lepiej zbudowany, opierał się o ciemno-zielone auto.
-To jest Gas… doktor Gaster o którym ci opowiadałam – rzuciła mu się na szyję, a potem pokazała na naukowca.
-Witam – mruknął mężczyzna. Gaster skinął głową. Zmierzyli się spojrzeniami. Trudno, jest z kimś innym.
Wbrew sobie zaczął ją traktować oschle. Nie wiedziała dlaczego. Ona w ramionach tamtego, prześladował doktora. Nauka. Tak, ona go nigdy nie zraniła. Powinien się w niej zatracić. Nauka. Nauka. Praca. Praca. Praca. Z czasem przestali się do siebie w ogóle odzywać. Poza przywitaniem i pożegnaniem.

-Gaster… - usłyszał za sobą drżący głos pewnego wieczora. Nic nie powiedział – Ja chciałam… - Nie.. za dużo słów.
-Milcz, pracuję. – warknął, choć … mógł się oderwać od projektu. To nie był nic.. ważnego. A mimo to…
-Przepraszam. Em.... No to... Żegnaj. – i tyle. Wyszła. Kolejnego dnia nie przyszła. Następnego też. I jeszcze jednego. Czekał na nią. Nie chciał, ale czekał. Już nie miało dla niego znaczenia to czy jest z kimś, czy nie. Chciał po prostu aby … przyszła. Miał w planach ją… przeprze…. Chciał ją przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Tak długo jak była i poświęcała mu swoje wieczory tak długo i on… mógł być … szczęśliwy przy niej. Nie było już złości. Nie było już zazdrości. Było poczucie pustki i tęsknoty za utraconą …

Piątego dnia jej nieobecności usłyszał, jak dwie sprzątaczki rozmawiały między sobą o innej, która ma raka i odeszła z pracy. Padło jej imię. Gaster zmarszczył brwi traktując komunikat dosłownie. Skoro miała raka, to dlaczego miałaby nie pracować?
-Rak to nazwa choroby – wyjaśnił mu jeden z asystentów – Bardzo śmiertelna dla ludzi. Nikt nie wie czy zabije czy nie. To taka rosyjska ruletka. Widzi pan, panie Gasterze – chrząknął młodzieniec – Z rakiem jest tak, że każdy go ma. I niektórych się uaktywni u innych nie. Decydują o tym geny i dieta i nerwy i … wszystko. Jak się uaktywni to rak może być złośliwy albo nie. Nie dowiemy się o tym póki się go nie usunie. Jak są przerzuty to rak złośliwy i dni są policzone, a jak nie, to człowiek wraca do pacy. Oczywiście, można jeszcze próbować leczyć się chemioterapią, ale to obusieczny miecz i albo raka wykończy pozostawiając człowieka ledwo żywego, albo usiecze człowieka – wzruszył beznamiętnie ramionami. Gaster czuł, że ręce mu drżą.
-Rak okazał się złośliwy – mówiła sprzątaczka kolejnego dnia do znajomej. Potwór podsłuchiwał – Wiesz co mnie najbardziej dziwi? Że ten jej facet ją zostawił! Po trzech latach związku, taka była szczęśliwa, że go ma! A tutaj! Cham i tyle! W takiej chwili zostawić ją samą! – Ah… Na raka nie ma lekarstwa tak? Heh, dla Gastera nie ma rzeczy niemożliwych.

… I tak oto się tutaj znalazł. Odwiedza ją codziennie. Jest słaba. Straciła swoje włosy przez leczenie, tak jak mówił ten młodzieniec. Jej skóra jest bardziej… szara? Słabsza? Zdecydowanie, całe jej ciało, aż krzyczy, że umiera. Zabija ją. Gaster na to nie pozwoli. Kupuje jej kwiaty, daje herbaty. Tak jak ona w nocy, tak on do niej za dnia. Rozmawiają jak dawniej o wszystkim. Zaś nocą, kiedy … nikt nie widzi. Ślęczy nad biologią organizmu, nad historią chorób, nad tym za co nigdy się nie brał. Poznaje ciało człowieka komórka po komórce. Śpieszy się. Chce ją ocalić. A to wszystko po to, by kiedy ją już uleczy, usłyszeć z jej ust:

Jestem z ciebie dumna
Share:

Urodziny Zwierzogrodu


A więc kochani, tak jak obiecałam. Niewielki prezencik z okazji urodzin Zwierzogrodu/Zootopii. Dziękuję tym co wzięli udział i życzę miłego czytania pozostałym :) No i oglądania. 

Zasady

1 - Niniejsze pozycje są naszą pracą zbiorową. Tak więc jako takie mogą być drukowane przez Was pod warunkiem, że będzie tylko na domowy użytek i na waszą półkę. Jeżeli postanowicie wydrukować - proszę o nadesłanie zdjęcia. Tak, aby można było się pochwalić. Zdjęcie albo samej wydrukowanej pracy, albo Was trzymających druk. Fajnie by to wyglądało :D No i zostanie pamiątka na zawsze. Hehe. 
2 - Pod każdą pracą jest podany pseudonim autora. Niektórzy podali mi swoje strony, inni nie. Lecz nie wolno zabierać cudzej pracy i umieszczać ją w innym miejscu bez wcześniejszej zgody autora. 
3 - Autorzy prac mają do nich pełnię praw i mogą je umieszczać gdzie chcą. Miło byłoby jakby dodali, że są to pozycje na event i link, ale nie jest to nic wymaganego. 
4 - Kolejność umieszczonych prac jest przypadkowa. 
5 - Jeżeli komuś nie otwiera się link proszę dać znać w komentarzu. 
6 - Jeżeli ktoś chce to na maila proszę do mnie napisać na yumimizuno@interia.pl
Share:

POPULARNE ILUZJE