21 listopada 2017

Undertale: Potworna zagadka - Świadek

Autor grafik: Reitiri
Autor opowiadania: Sarcio
Notka od autora: Universum Fell. 10 lat temu Potwory opuściły Górę Ebott. Po tych niewielu latach relacje między obiema rasami ociepliły się, a Potwory przystosowały się do życia na powierzchni. Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie historii, a jedynie jej początek. Ktoś czyha na Potwory pozostawiając po nich proch, lub tylko wspomnienia. Ktoś kto stanowi takie zagrożenie musi jak najszybciej zostać zdemaskowany. A to brzmi jak zagadka w sam raz dla Wspaniałego Detektywa Edge (Fell Papyrus) i jego partnera Kwiatka Floweya! Czy uda im się odnaleźć przestępce? Czy może Ty, mój czytelniku, dowiesz się pierwszy, kto za tym stoi? I co ma z tym wszystkim wspólnego ta rudowłosa kobieta?

Spis Treści
Świadek  (obecnie czytany)
Dusza

Złoto.  Pierwsze co przychodzi mi na myśl o moim rodzinnym miasteczku, to duża ilość pięknych złotych kwiatów i wielka góra, oddzielona lasem, zwaną Górą Ebott.  Jestem Lucy Petrikov i urodziłam się w małym miasteczku Golden Hill,  od jakiegoś czasu nazywanym również miastem Potworów.
Mieszkałam w domku jednorodzinnym razem z moją mamą i dziadkami. Moja mama potrafiła grać na fortepianie i miała bardzo piękny głos. Najpiękniejszy na całym Świecie. Jednak gdy miałam 6 lat, coraz rzadziej śpiewała. Bardzo poważnie zachorowała. Aż w końcu... odeszła. Zostawiła dla mnie kołysankę, którą przedtem napisała. Babcia uczyła mnie grać na instrumencie mamy, a  ja  śpiewałam tę jedną piosenkę. Zawsze wtedy czuję, że nadal jest przy mnie i mnie wspiera. Myślę, że to właśnie wtedy zamarzyłam sobie, by zostać wielką piosenkarką, taką by obie  wtedy dla mnie ważne kobiety,  były ze mnie dumne.
Poza moją mamą , nie miałam przyjaciół. Z jakiegoś powodu inne dzieci  za mną nie przepadały.  Babcia opowiedziała mi kiedyś historię. O tym, że w górze, która jest nie daleko nas znajdują się potwory. Również
o tym, że gdy sama była dzieckiem , jeden z potworów wydostał się na powierzchnię. Wyglądał jak wielki kozioł, tylko że stał na dwóch nogach jak człowiek.  W rękach trzymał dziewczynkę, która zaginęła jakiś rok wcześniej. Ułożył ją na złotych kwiatach, po czym odszedł i nigdy nie wrócił.  Bardzo polubiłam tę opowieść. Może dlatego, że sama uwielbiałam nasze złote kwiaty, a może dlatego że cała historia, była owiana tajemnicą. Idealną na to,
 by mała dziewczynka z ogromnie wybujałą wyobraźnią jak moja, mogła wymyślić mnóstwo historii i zabaw.


To dzięki temu poznałam właśnie ją, moją pierwszą przyjaciółkę. Dziś doskonale wiem, że była tylko wytworem mojej dziecięcej wyobraźni, ale wtedy była dla mnie tak samo żywa jak ja. Mierzyła mojego wzrostu, miała krótkie brązowe włosy i wiecznie czerwone policzki, malowane jak u lalki.  Nosiła zielony sweterek w żółte paski i brązowe spodenki. Sama nie wiem, czemu akurat taki wygląd jej wybrałam.  Ale idealnie pasował do Kwiecistej Panienki. Tak właśnie ją nazywałam, z jakiegoś powodu nigdy mi nie powiedziała, swojego prawdziwego imienia.  Za to bardzo podobało się jej to, które ja wybrałam.
Kwiecista Panienka wpadła do środka góry przez przypadek. Gdy uciekała przed strasznym stworzeniem z lasu.
W jej wnętrzu poznała potwory, ale wcale nie były straszne. Zaprzyjaźniła się z nimi.  A zwłaszcza z ich księciem, Kozim potworem. Pewnego dnia mocno zachorowała, zupełnie jak moja mama. Wtedy Kozio-potwór zgodził się zanieść ją z powrotem do jej domu.  Czy dziecięca wyobraźnia nie jest nie zwykła?  Ja i Kwiecista Panienka wiele się razem bawiłyśmy , musiało to wyglądać co najmniej dziwnie z widoku trzeciej osoby. To by dobrze wyjaśniało czemu,  gdy zaczęłam chodzić do szkoły, wiele dzieci się ze mnie naśmiewało. Jednak... kiedy  miałam przy sobie swoją przyjaciółkę nie przeszkadzało mi to tak bardzo.  Ale końcem końców i ona mnie zostawiła,
 lecz na jej miejsce przyszedł ktoś nowy , kogo nie musiałam już sobie wyobrażać.
Gdy miałam  10 lat przez nasze miasteczko przeszło wojsko.  Zatrzymało się u podnóża Góry Ebott.
 Nikt nie wiedział co się dzieje. Dorośli obawiali się wojny, choć tak na prawdę, nic oprócz tego wojska na to nie wskazywało.  Żołnierze przez długi czas nie ruszali się z miejsca. Nie pozwalali również nikomu wchodzić,
czy zbliżać się do lasu, stali na jego straży.  Co jakiś czas jedynie jeden samochód wjeżdżał tam, by po kilku dniach wyjechać z powrotem.  Wśród dzieci narodziła się plotka, że z góry wyszły potwory i teraz wojsko ich pilnuje. Każdy w miasteczku znał legendę o potworach jak i o Kozim potworze, jednak tylko ja przyjaźniłam się
z Kwiecistą Panienką.  Pewnego dnia jedna grupa dzieciaków ze szkoły bardzo zwróciła na mnie swoją uwagę.  Dowódcą tejże grupy był George, już wcześniej rzucał we mnie papierkami na lekcji , lub ciągnął mnie za włosy. Kwiecista Panienka szybko się wtedy denerwowała, nie pamiętam co dokładnie mi mówiła, ale wiem, że zawsze jej odmawiałam. Jednak tego dnia George i jego paczka byli dla mnie mili. Zgodziłam się pójść razem z nimi. Miałam nadzieje, że wreszcie znajdę przyjaciół. Cóż,  w nich, nie udało mi się ich znaleźć.
    
-No dalej Lucy, chyba się nie boisz? -  głos George'a brzmiał okropnie szyderczo.
-To tylko las, czego się obawiasz?-  Z czasem ilość wojska patrolującego las się zmniejszyła,
 to był idealny czas, by zaspokoić dziecięcą ciekawość. Grupka George'a chciała mnie namówić, bym sama przeszła na drugi koniec lasu, by sprawdzić czy kryją się tam potwory. Nie zamierzałam tego robić, bałam się, że ktoś nas nakryję, nie chciałam robić problemów moim dziadkom. Obawiałam się też trochę samych potowrów, Kwiecista Panienka mówiła, że są dobrzy, ale co jeśli się zdenerwują gdy mnie zobaczą i od razu ich do siebie zrażę?  Moja odmowa się im nie podobała. Złapali mnie i siłą przenieśli do lasu. W tamtej chwili najbardziej bałam się tylko moich rówieśników. George mocno pchnął mnie
na ziemie. Zaczeli mnie wyzywać i naśmiewać się ze mnie. Nie chcę pamiętać tego co mówili.  To bolało, wszystkie słowa cięły mnie jak noże. Zatkałam uszy dłońmi i skuliłam się w kłębek, gdy zaczęli mnie kopać. Moja przyjaciółka nie pomogła mi wtedy. Nie wiedziałam co mam robić. Panicznie się bałam. Płakałam ze swojej bezradności i bólu.  Wołałam o pomoc, kogokolwiek. Wtedy nie spodziewanie ktoś przybył. To nie był człowiek. Przyszedł z drugiej strony lasu.
-C-c-co too je-s-st!?- Paczka George'a nagle ode mnie odeszła. W głosie ich dowódzcy słyszałam przerażenie, sama nic nie widziałam, bo nadal leżałam skulona.
-T-O-O POTWÓR!! PRAWDZIWY POTWÓR!- Cała grupka rozbiegła się z wielkim krzykiem. Nadal leżałam na ziemi nie zmieniając swojej pozycji. Potwór, te słowo roznosiło mi się echem po głowie. Podszedł powoli i kucnął przy mnie. Złapał za kołnerz mojej bluzki i delikatnie podniósł do góry,
tak bym mogła stanąć na swoich własnych nogach. Moja twarz znajdowała się na przeciwko jego.
 Był porażająco straszny, zdecydowanie to nie mógł być człowiek. Nie potrafię sobie dziś przypomnieć jak dokładnie wyglądał, może właśnie  to przerażenie co wtedy czułam, nie pozwoliło mi dokładnie
go zapamiętać.
-CZEMU TAK BECZYSZ CZŁOWIEKU? CZYŻBYM TAK BARDZO CIĘ PRZERAŻAŁ?
-Nie-e, ja...  płacze b-o-o… oni, on…i mnie pobili-  Choć wyglądał strasznie, to był potworem. Jednym z tych, o których mówiła mi Kwiecista Panienka. W dodatku przybył gdy wzywałam o pomoc
 i mnie uratował. Nie mogłam się bać, że coś złego mi zrobi. Wtedy dostrzegałam w nim zupełnie coś innego.
-Czy ty.., czy ty jesteś bohaterem?
-COO.. JA?..... TAK, JESTEM BOHATEREM. JESTEM WSPANIAŁYM, NIE ZNISZCZALNYM POTWORZYM BOHATEREM.-  Mówiąc to przyłożył swoją dłoń do klatki piersiowej, nieco się wyprostował, tyle na ile mógł w obecnej pozycji ciała i odwrócił głowę pokazując swój lepszy profil. Bardzo mi się to spodobało. - A TERAZ BĄDŹ GRZECZNYM MAŁYM CZŁOWIEKIEM I WRACAJ DO SWOJEJ WIOSKI.
-Ale, co jeśli oni znowu mnie dorwą, co jeśli.. ja nie chce...
-PRZESTAŃ ZNÓW PŁAKAĆ! JAK COŚ TAK ŻAŁOSNEGO MA CI NIBY POMÓC?!
-A-al-e..
-DOBRZE, GDY ZNÓW CI DOKUCZĄ, POWIEDZ IM, ŻE PRZERAŻAJĄCY POTWÓR Z LASU PRZEROBI ICH NA LASAGNE, PASUJE?
-Przetarłam swoje łzy i delikatnie się uśmiechnęłam
-W PORZĄDKU, UZNAM TO ZA ZGODĘ, PAC, PAC- Wypowiedział głośno delikatnie klepiąc mnie po głowie, co wywołało u mnie śmiech.
-TERAZ MOŻESZ JUŻ WRÓCIĆ DO SIEBIE MAŁY CZŁOWIEKU. - Wstał i odwrócił się tyłem.  Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo wysoki był. Patrzyłam przez chwilę jak odchodzi w głąb lasu, po czym sama ruszyłam w stronę swojego domu. Moi dziadkowie zaniepokoili się nieco moim stanem. Ale wytłumaczyłam im, że tylko paskudnie się przewróciłam, nie wiem czy mi uwierzyli. Kwiecista Panienka po tym zajściu w lesie, tylko raz się pojawiła, przeprosiła mnie i powiedziała, że będzie nadal przy mnie, jednak już jej nie widywałam, przestała do mnie przychodzić i się ze mną bawić. Zaś opowieści Georga  i jego kumpli, o tym, że spotkali strasznego potwora wszyscy uznali za przesadzoną wyobraźnie dzieciaków. Sama nikomu nie opowiadałam kogo tam spotkałam. To była moja tajemnica. Mój bohater. Mój potworzy bohater.
 Paczce Georga  nie spodobało się, to że nic nie mówiłam o potworze. Uznali, że w ten sposób,
 próbuję z nich zrobić głupków. Jednego dnia zaczaili się na mnie przed szkołą, po zakończeniu lekcji. Od razu biegłam w stronę lasu. Gdy byłam blisko niego, oni odpuścili sobie gonitwę za mną. Mimo to ja biegłam dalej, w jego głąb. Miałam nadzieje, że znów spotkam swojego bohatera. Moje serca zabiło mocniej, gdy dostrzegłam jakąś postać wśród drzew. Niestety ku moim oczekiwaniom, to nie był ten sam potwór co wcześniej.  Ale to właśnie tego dnia poznałam jego- mojego drugiego przyjaciela.
- AGH..!, Yo! co ty do cholery wyrabiasz!?- Przez to, że tak szybko biegłam, nie zdążyłam wyhamować. Wpadłam prosto na potwora i odbijając się od niego upadłam na ziemie. On również upadł przez te zderzenie ze mną. Był mojego wzrostu, przypominał jaszczurkę, był żółty i nosił czerwony sweterek w czarne paski. Z jego głowy wyrastały kolce, oczy miał w kolorze czerwieni i były lekko podbite. Dostrzegłam też, że posiadał ogon.
-Ty jesteś potworem?! Potworem z góry?
-Jasne, że jestem potworem, a na kogo innego wyglądam?!
-Jestem Lucy i mieszkam w miasteczku po drugiej stronie lasu, miło mi Cię poznać- Wyciągnęłam ku niemu dłoń i dopiero wtedy to dostrzegłam
-Czy ty sobie ze mnie żarty robisz?!- Potwór przede mną nie posiadał rąk.
-Ja-a-a przepraszam! Nie zauważyłam, przepraszam… .
-JESTEŚ GŁUPIA! W dodatku jesteś człowiekiem, dlaczego miałbym  z tobą gadać. Co ty tu w ogóle robisz?
-Ja-a, kogoś szukałam..
-Inny debilny człowiek tutaj się wałęsa?
-Nie! Ja... szukałam potwora.
-Dziwak! Powinnaś się bać potworów, powinnaś przede mną uciekać!
Wstał bardzo szybko przez co stracił równowagę i ponownie upadł, ale tym razem na twarz.
-Czekaj pomogę ci.. .
-Nie chcę twojej durnej łaski!- Mimo to nie słuchałam go, i chwytając pomogłam mu stanąć na nogi. Gdy już złapał równowagę, wyrwał się z mojego objęcia . Zmierzył mnie wzrokiem.
-Nadal cię nie lobię. Ludzie są dziwni, po co szukasz potwora?
-Ja.. szukam..bo, a ty co tutaj robisz?
-Pff wszyscy mówią, że nie wolno wchodzić do lasu, zwłaszcza ci wasi w dziwnych strojach, ale ja się nie będę nikogo słuchał! I nie boje się żadnych ludzi... Tylko nie mów moim rodzicom, że tak daleko poszedłem...... A zresztą kogo ich zdanie obchodzi! I tak już nie mam co tutaj robić, narka głupi człowieku!
-Cz-czekaj, dokąd idziesz? Mogę iść z tobą?
-Co? do miasta potworów, oszalałaś? Naprawdę jesteś dziwna!
-Miasto potworów?!
-H-hej, siedź cicho, nic nie słyszałaś,jasne? I nic ode mnie. I wynoś się stąd!
-Nie, ja chce go zobaczyć!
-Jakiego potwora chcesz niby zobaczyć? Wszystkie potwory są wredne.
-Nie, on był miły. T-to.... bohater!
-Pf-haha, jedyną bohaterką wśród potworów jest Undyne, ale wątpię, by była dla ciebie miła, gdyby cię zobaczyła.
-Nie, to nie była kobieta.
-Yo, więc jak wyglądał?
-Eeem, był wysoki...- Mina potwora w tym momencie mówiła o wiele więcej niż słowa
-Szukasz kogoś kogo nie pamiętasz? Znów sobie ze mnie żartujesz?!
-Nie, ja tylko...
-Wiesz, to nie ważne, mam pomysł. Pójdę do mojego miasta i pogadam
 z WYSOKIMI potworami czy znają jakąś ludzką dziewczynkę. W ten sposób na pewno go znajdę!
-Naprawdę! Zrobisz to dla mnie?
-Jasne, że tak, tylko się stąd nie ruszaj ani na krok, a ja już idę. Yo, do zobaczenia.
Usiadłam, by lepiej mi było czekać.
Czyli jednak Kwiecista Panienka mówiła prawdę, potwory są miłe. A ja będę mogła znów spotkać mojego bohatera. - Czas mijał powoli, a słońce zaczęło zachodzić, mimo to mój nowy poznany potwór nie wracał.
-Miasteczko potworów musi posiadać wielu mieszkańców-  tak właśnie wtedy myślałam. Wyobrażając sobie ile rzeczy może kryć się za lasem. Słońce w końcu zaszło, a zza koron drzew zaczęły pojawiać się gwiazdy - Dziadkowie muszą się o mnie martwić. Ale ja przecież nie mogę jeszcze wrócić, obiecałam, że będę czekać, a on obiecał, że przyjdzie. Zostanę zdeterminowana!-  Było chłodno i mrocznie. Nigdy nie byłam tak późno po za domem. W dodatku byłam teraz zupełnie sama. Każdy szmer, każdy podmuch wiatru wpływał na moją wyobraźnie. Zaczęłam się bać.
-Skarbie mój wiedz, że jestem tu- Zaczęłam śpiewać kołysankę mamy, by dodać sobie odwagi-
-Ochronię cię podczas twego snu-  Usłyszałam trzask gałązek za sobą. -
-Choć twe oczy nie dostrzegą mnie- Kolejny trzask był bliżej,  zrzuciłam to na swoją wyobraźnie, mimo to wolałam tego nie sprawdzać odwracając się. Zacisnęłam mocniej pięści i drżącym głosem śpiewałam dalej. 
-Wsłuchaj się w głos serca na dnie- Ktoś stanął za mną, poczułam czyjąś obecność
-A znów spotkamy się....
-Czy tobie do reszty odbiło?! Siedzisz w nocy w lesie i drzesz się sama do siebie-
-Przyszedłeś!- Wstałam bardzo szybko
-Ty... serio czekałaś tu przez cały czas na mnie?
-Obiecałam ci, że zaczekam.
-Co?!... Ja nie... ehh, przypominasz jego, jesteś zdecydowanie dziwnym człowiekiem. - Choć powiedział to już któryś raz, to tym razem jego słowa zabrzmiały zupełnie inaczej, całkiem miło.
-Słuchaj powinnaś wracać już do domu. Twoi rodzice pewnie się martwią, podprowadzę cię.
-Jej, dzięki!
-Co do twojego bohatera... jest wiele ,,wysokich" potworów, w dodatku potwory rzadko kiedy są miłe. Nie wiem czemu jest twoim ,,bohaterem", ale lepiej zapomnij o nim.
-Potwory muszą być miłe, t-ty… ty jesteś miły!
-Co? ja wcale nie..Jesteś, aż tak głupia, że nie wiesz co się stało?
-Przyszedłeś, dotrzymałeś słowa, więc jesteś miły.
-.....
-Spotkamy się znowu?
-Co? niby po cholerę?
-Przyjdę po szkole, o tej samej porze co dzisiaj!- Byliśmy już na krańcu lasu. Dostrzegłam wtedy moich dziadków, którzy szybko do mnie podbiegli.
-Gdzieś ty była tyle czasu! Wiesz co mogło ci się stać?! Jak bardzo z dziadkiem się o ciebie martwiliśmy?- Spojrzałam na chwilę za siebie, ale mojego nowego kumpla już nie było. Przez całą drogę do domu tak jak i w nim wysłuchiwałam kazania od dziadków. Mimo to wcale nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam tylko o moim nowym poznanym znajomym. Tak jak powiedziałam od razu po szkole pobiegłam w stronę lasu.
Chwilę chodziłam, aż w końcu go dostrzegłam.
-Hejka, przyszedłeś!
-Ja wc-cale na ciebie nie czekałem! Byłem tylko ciekaw czy na serio przyjdziesz. To wszystko, jasne!? - Zaśmiałam się. Musiał poczuć się urażony, bo skosił mnie swoim ogonem przez co upadłam na ziemie.
-Yo! nie będziesz się ze mnie śmiać, w dodatku to rewanż za to, że wczoraj mnie wywaliłaś!
-Hej!- Wstałam z ziemi i pobiegłam za uciekającym potworem. Nie trwało to długo, znów przewrócił się prosto na twarz. Uklęknęłam przy nim i uśmiechnęłam się.
-Pff, to twoja wina.. .
-Haha, jasne, że tak haha.
-Nie powinnaś się naśmiewać z potworów dziwaku- tym razem i on się szczerzył, co przemieniło się w nasz wspólny śmiech. Potwór podniósł się do siadu i spojrzał prosto na mnie.
-....Brian
-Co?
-Moje imię... Brian. Choć większość potworów nazywa mnie po prostu potworzym dzieciakiem. Co brzmi durnie, wolę swoje imię..... Jesteś inna niż reszta . Jesteś jak Frisk.
-Kim jest Frisk?
-To najfajniejszy człowiek na całym Świecie i mój najlepszy przyjaciel.
Tak  zaczęła się moja przyjaźń z Brianem. W tym czasie grupka Georga dała mi  spokój.  Ja i Brian, spotykaliśmy się w lesie. Nie udawało nam się widzieć codziennie. Czasem musiałam zostać w domu, innym razem żołnierze , nie odchodzili w ogóle od lasu przez co nie mieliśmy jak się prześlizgnąć.
Aż trudno uwierzyć, że tamtego dnia spędziłam w lesie tak dużo godzin. Innym zaś razem Brian mówił, że nie mogę się pojawiać przez kilka kolejnych dni w lesie i że to bardzo ważne. W szkole nadal nie miałam przyjaciół i nikomu też nie powiedziałam o Brianie i potworzym miasteczku pod Górą.  Tak właśnie minęło dwa lata naszej przyjaźni. Gdy mieliśmy po trzynaście lat stało się coś co wiele zmieniło. Władze ujawnili wszystkim istnienie Potworów. Ludzie bardzo różnie reagowali. Wiele rodzin pouciekało z naszego miasteczka. Często też przyjeżdżali reporterzy, dręczyli za równo jedną jak i drugą stronę lasu. Wraz z ujawnieniem się, Potwory zyskały możliwość przeprowadzki, na szczęście Brian nigdzie, się nie wyprowadzał. Tylko tyle udało mi się dowiedzieć, bo przez to wszystko nie mogliśmy się widzieć. Czekaliśmy, aż cała sprawa nieco ucichnie. Trwało to jakieś półtora roku. Wtedy ja i Brian znów zaczęliśmy ze sobą gadać, choć nadal rzadko. Aż  po jakimś czasie wróciliśmy do naszej dawnej rutyny.
-Tru~tu~tu
-Czemu się kręcisz i wydajesz te dziwne odgłosy?
-Spójrz na mnie, no spójrz! Mam nowy mundurek szkolny! Jako, że teraz chodzę do liceum, wreszcie mam mundurek. Widzisz ten znak na ramieniu? To herb naszej szkoły.
-Yo, serio nie masz się czym jarać tylko jakimiś łachami?
-No weź, teraz jestem w liceum, a to znaczy, że już nie jestem dzieckiem. Jestem prawie dorosła!
-Pf..hahaha, w którym momencie niby jesteś dorosła? Jesteś tym samym dziwnym dzieciakiem co zawsze.
-Wcale nie!
-Ciągle gadasz jakieś głupoty, kręcisz się w kółko, wydajesz dziwne dźwięki i śpiewasz do siebie.
-Przestań!
-No, tylko jedno się zmieniło, gdzie twój przerażający ,,bohater-potwór", księżniczko? Ratuje właśnie kogoś z opresji, czy gasi pożary? A może przerabia, niegrzeczne dzieciaki na jedzenie? Co z twoją wielką miłością i tajnymi poszukiwaniami? Tak po prostu porzucać Potwora, którego darzyło się tak wielką miłością. Yo, jesteś zdecydowanie okrutna.
-C-co ja wcale... nigdy nie mówiłam, że... .
-Pf haha, co to za durna mina?
-Och, przestań już- Popchnęłam go delikatnie śmiejąc się, na co on mi odpowiedział wrednym uśmieszkiem.
-Sam ciągle tylko chodzisz i gadasz o tym jak wspaniały jest Frisk
-Bo jest,  w końcu to on nas uwolnił i poza tym jest na prawdę fajny, sama byś tak uznała, gdybyś go spotkała..!
-Um, to mi coś przypomniało, kiedyś powiedziałeś, że jestem do niego podobna,
 co miałeś na myśli?
-Cóż..- Potwór lekko się zarumienił i odwrócił wzrok.- Nie jestem pewny jak ci to wytłumaczyć, po prostu, oboje macie coś dziwnego w duszach co  was wyróżnia od reszty ludzi.
-Co masz na myśli?
-Przecież powiedziałem, że nie wiem jak ci to wytłumaczyć! Tego nie można zdefiniować, po prostu czuję... że jesteś inna,  w twojej duszy można wyczuć coś... coś znajomego.....po prostu jesteś dziwna. - Ostatnie słowa wypowiedział śmiejąc się ze mnie
-Hej! Znów zaczynasz
-Patrzcie no, to znów ta POTWORNA parka. - Usłyszeliśmy nam dobrze już znany głos, tak
 to znów był George, a w oddali  jego znajomy. Tak jakby naśmiewanie się ze mnie było jego sensem życia. Po tej całej aferze z Potworami nie mogliśmy już ukrywać tego, że się przyjaźniliśmy. Każdy w miasteczku już to wiedział. Moim dziadkom na całe szczęście to nie przeszkadzało. Opinie innych za to mnie nie interesowały. W końcu i tak z nikim innym nigdy się nie przyjaźniłam....
-Co jest rudzielcu, nie potrafiłaś gadać z normalnymi ludźmi, to zaczęłaś zadawać się z dziwadłami?
-Lepiej to cofnij, inaczej będziesz żałować.- Brian stanął, pomiędzy mną a Gerogem
-Ha! a co niby chcesz mi zrobić? Wiesz jak traktowane są Potwory? Wystarczy, że mnie tkniesz, a skończysz w puszce.- Brian szybko się zdenerwował, mocno zacisnął zęby, po czym zaszarżował prosto na George. Zatrzymał się tuż przed chłopakiem, jednak ten mimo wszystko odskoczył i głośno krzyknął ze strachu.
-Co jest koleś? Nawet cie nie tknąłem. - Brian uśmiechał się zwycięsko, patrząc na swojego przeciwnika. Kumpel Georga się zaśmiał, co jeszcze bardziej zirytowało chłopaka.
-Ty! I tak któregoś dnia skończysz jako popiół! Ciekawe co wtedy zrobisz Rudzielcu? Gdy nie będzie nikogo przy tobie? - Wykrzyczał i podszedł do swojego znajomego.
-Jak ja go zaraz...
-Już starczy.- Zatrzymałam mojego przyjaciela. Pomimo gniewu usłuchał mnie. -
-On tylko próbuje cię podpuścić, nie warto. - Ludzie na prawdę bardzo różnie reagowali na naszą znajomość. Brian zawsze szybko się denerwował, nie raz musiałam go powstrzymywać przed głupstwami. Ale wszystko co robił, było po to by nas chronić, mnie chronić. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie myślałam wtedy, o rozstaniu. O tym jak moje życie tutaj, wyglądałoby bez niego. Jednak, nie oczekiwanie do tego doszło. Któregoś dnia Brian powiedział mi, że wraz z rodziną się wyprowadza. Jego rodzice nie chcą już dłużej  mieszkać przy ich dawnym więzieniu. W dodatku słyszeli o mieście, gdzie przedstawiciele ich rasy są  w miarę dobrze traktowani. Nie chciałam by mnie zostawiał, ale nic nie byłam w stanie zrobić, zostaliśmy rozdzieleni.  Na początku staraliśmy się utrzymać kontakt. Jednak coraz trudniejsze się to wydawało. Brian co raz mniej chętnie się odzywał. A ja przez pewne doświadczenia w liceum, całkowicie przestałam się z nim kontaktować.
Tak nasza przyjaźń, została zerwana.
Po zakończeniu liceum zaczęłam pracować w pobliskim sklepiku. Bardzo zależało mi, by uzbierać wystarczająco pieniędzy, by wyjechać do stolicy . Nie zamierzałam studiować, chciałam spełnić swoje marzenie- zostać piosenkarką. Mając 20 lat wyprowadziłam się z Golden Hills. W stolicy znalazłam zatrudnienie jako kelnerka w małej kawiarence. Czasem też pracuję dorywczo, jako hostessa lub roznoszę ulotki. Zaczęłam wynajmować małą kawalerkę na obrębie miasta. Żyłam spokojnie , przeszukując jednocześnie i chodząc na wszelkie rozmowy kwalifikacyjne dotyczące pracy jako wokalistka, Ostatnie zgłoszenie dotyczyło, stałej pracy jako piosenkarka w bardzo szykownej restauracji. Mam wielkie nadzieje co do tego. Był już wieczór gdy wracałam z tej rozmowy. Wtedy znów natrafiłam na niego. Zobaczyłam z oddali Briana. Nie wiele się zmienił od czasu liceum. Choć często wracałam do dziecinnych wspomnień, nie spodziewałam się, że znów go ujrzę. Nie pewnie, podbiegłam do niego,
by się przywitać. Skoro go spotkałam, mogło to oznaczać, że gdzieś mieszka w pobliżu, a to z kolei, że może uda nam się odbudować naszą relacje. 
-Brian!- Potwór odwrócił się szybko na dźwięk mojego głosu, zrobił zaskoczoną minę, która szybko zamieniła się w radość. Ten uśmiech dodał mi nadziei, że wszystko możemy jeszcze naprawić i pod wpływem tego uczucia rzuciłam mu się na szyję.
-Lucy! Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę!- Brian odwzajemnił mój uścisk, wtulając swój pysk w moje ramię.  Razem udaliśmy się do pobliskiej kawiarenki, by swobodnie porozmawiać. Znów byliśmy razem. Tak jak kiedyś, ja i mój najlepszy przyjaciel.  Bardzo chciałam, by wszystko było jak dawniej. Ale takie szczęście... nie było już mi chyba pisane.
Share:

20 listopada 2017

EVENT: Rozpalmy nasze serca - ZIMA 2017


Czas ruszyć z kolejnym eventem!
Ledwo z półek ściągnięte zostały znicze, a na ich miejsca wszedł uśmiechnięty Rudolf i gruby Mikołaj. 

Prace mogą dotyczyć nie tylko Gwiazdki i Świąt Bożego Narodzenia, ale także Sylwestra oraz wszystkiego co łączy się z tematyką Zimy.  Zima może być też po prostu tłem przygód. 

Każdy może wziąć udział. 

Fandom nie jest ustalony, tak więc może to być co chcecie, także radosna twórczość własna, czy po prostu przepisana na nowo baśń legenda - może napiszecie własne zakończenie do Królowej Lodu? 

Przyjmowane są prace graficzne pod postacią obrazków (do pięciu)

Zdjęcia (do pięciu)

Komiksy (do pięciu)

Opowiadania / One-shooty (do 15 stron) 

Mogą być prace +18, lecz proszę to wyraźnie zaznaczyć. 

Nadesłanie jednego nie blokuje możliwości nadesłania drugiego.

Wszystko co chcecie umieścić w evencie proszę słać na maila:
yumimizuno@interia.pl
W tytule wpisując - ZIMA - nick
W treści maila jeżeli macie jakąś stronę którą chcecie podlinkować do swoich prac można podać. 
Jeżeli chcesz podesłać dajmy na to obrazek i opowiadanie, robisz dwa mile. Bo prace nie są ze sobą powiązane. Jeżeli obrazek będzie do opowiadania - można to słać w jednym mailu. 
Termin nadsyłania prac 23 grudnia 2017 roku 23:59:59
Tematyka ma dotyczyć Zimy. Jak powiedziałam. Mogą to być Święta Bożego Narodzenia, Sylwester, zima sama w sobie, zabawy w śniegu, ferie. 
Nic ponad to nie jest ustalone. Tak więc mogą to być przygody Sansa w domu Świętego Mikołaja. Może to być historia jak Tom zapragnął zniszczyć Gwiazdkę. Albo jak Nick wybrał się w środku zawieruchy po ciastka dla Judy. A może chodzi Wam po głowie inna historia? Śmiało! Piszcie! 

Nasze prace zostaną zebrane w tomik, który zostanie udostępniony.

Zima i okres świąteczny są dla mnie wyjątkowe. Nie wiem jak dla was. Mimo tej całej tandety i kiczu na jaki wszyscy narzekają, potrafię znaleźć magię świąt, tak straszliwie upragnioną przez wszystkich. Chciałabym, aby Wasze prace spróbowały wykrzesać iskry magii jaka w Was drzemie. Jakiej pragniecie, za jaką tęsknicie. Aby nasze wspólne prace stały się źródłem ciepłego płomienia miłości, który rozgrzeje serce każdego kto sięgnie po tę pozycję. 

No i w wtedy mam urodziny, ale to ciiii~
Share:

Undertale: Mój Błąd Z Bloku NAPRZECIWKO - ____ jest bardzo dobrym człowiekiem! [opowiadanie by LittleFell]

Notka od autorki: Opowiadanie z serii "x Reader", osadzone w uniwersum Underswapu, po ścieżce Prawdziwego Pacifisty, bez żadnego wcześniejszego resetu, dostosowane raczej pod kobiecego czytelnika. Ale panowie również są serdecznie zaproszeni do lekturki!
Głównym paringiem jesteś tutaj Ty x Error. Jakim cudem? Wyjdzie oczywiście w trakcie ;3.
Wcielasz się w dwudziestoletnią dziewczynę, chorującą na złośliwego raka kości, fachowo zwanego chrzęstniakomięsakiem, o którym więcej informacji czeka w pierwszych rozdziałach.
Co jeszcze warto wiedzieć? Od zniszczenia bariery minęły prawie dwa lata. Mieszkasz sobie na spokojnych przedmieściach miasta u podnóża góry Ebott, w uroczych staroświeckich blokach. Od samego początku Twoimi sąsiadami są leniwy Honey i ruchliwy Blue, z którymi mieszka wiecznie uśmiechnięte dziecko- Chara. Ludzie są raczej pokojowo nastawieni do potworów, z nielicznymi wyjątkami, które raczej przestały już mieć miejsce.
No i, jesteś niższa nawet od Blue, więc przy Errorze będziesz bardzo niziutka.
×Występują przekleństwa i rozdziały +18, te jednak będą na wstępie odpowiednio oznakowane!×
Autor: LittleFell
SPIS TREŚCI
Ten Błąd potrzebuje prawdziwego przyjaciela.
____ jest bardzo dobrym człowiekiem!  (obecnie czytany)
...

- K͙͡u͈̼͍͞r̺͉̺̙̪͕͠w̫̳͖͔a͎͓̬̜̤ͅͅ, p҉̻̞̩̟o̼͢ ̥̤p̱̪̯͟r҉̰̼os҉̬̻̥͙͍̻͍t͙ù̟̖ ̠̲͎̘̥̱t̛̝̤͖o͍̖͙͉͉̯̕ ̰̫̥̮̼w͕͖͉̖͠y̬j̢̞m̶̼̪̺͉̮̩i̫͈̹͍̬̭j̷!̗̹͡ͅ

- Nie! Jeśli połamię Ci żebra, czuje że zginę!

- Ni͏e̴ p҉oł͟a͠m̧ies̨z͠ m̛oic͟h͝ p̢įér̶dolonych͘ że͞b͏er̸,̛ p̢o͟ ͞pr̕o͞st͟u z͏ł͜ap to ͘i p͞o͢c̨iągńi͝j̕!͏

____ klęczała przed szkieletem, zaciskając kurczowo palce na rączce kombinerek które wygrzebała parę minut temu z wielkiej skrzynki z narzędziami. Siedziała tak już od kolejnych kilku minut, kłócąc się i z nim, i ze sobą, czy wyciąganie naboju spomiędzy jego żeber na pewno nic mu nie zrobi. Errora właściwie to bawiło. Była tak zdeterminowana by nie zrobić mu krzywdy, że automatycznie wywoływało to u niego krzywy uśmiech. W końcu, nikt nie był dla niego tak delikatny jak ta mała idiotka.

No, prawie.

- No __̶__, dąwa̷j.͡ N̕i͝c mi͢ nie̶ ͞będzie, ̵ser̴io̵. ͏A na̢wet j̢e̴śli- ͏s͝z̵ybko͜ się̕ u͏l͜e͘czę͞.̢ W̢ k̀o͘ńcų m̛a͞m̡ m̵àgię, t̛à? - westchnął, rzucając lekko przestraszonej dziewczynie zrezygnowane spojrzenie.

Bawiło go to, ale jednocześnie chciał by dziewczyna w końcu przestała się bać. Sposób w jaki na niego patrzyła tymi swoimi jelenimi oczami wcale mu się nie podobał, ba, przywracał zbyt wiele bolesnych wspomnień. Wspomnień, o których wolałby raz na zawsze zapomnieć.

____ zagryzła dolną wargę, wydając z siebie coś na wizerunek jęknięcia pomieszanego z głośnym westchnięciem, a na jej twarzy pojawił się bardziej zdeterminowany wyraz. Przy okazji zniknęła z niej ostatnia oznaka niepokoju, co z kolei wywołało większy uśmiech na twarzy Errora.

- Dobra.. Ugh, więc jak mam to złapać? W ten sposób? - zapytała, pochylając się nad nim i delikatnie łapiąc wystający koniuszek naboju kombinerkami. Szkielet zachichotał, widząc z jaką delikatnością jego przyjaciółka obchodzi się z nim i jego.. problemem.

- P̀o̸ ṕi̷erwsz̢e __͘_͜_͢,̶ prz͞y͏su̕ń̕ ͞się ͟b͏liż̶ej,͜ ͟bo ͜j̨e͞ste̢ś̢ za da͘leko.́ ̷Na ̢o̶dl͞egł̨ość́ ̷tégo ̀n͘i҉e zrobisz, idiótk͏o̶. P̶o dr͝ug͜ie͜,̷ ̢źle z̴łapałaś, ̨n̷àb͘ó̶j͜ ͡s͏i̧ę ̶ẃyśli̴z̛g͏ǹi͘e.́ ҉Sprób̧u͏j ́m͝oże ͢t̕a̡k.

Równocześnie z wypowiedzeniem ostatnich słów, objął palcami dłoń kobiety i zaczął nią manewrować tak, by przesunęła nią po rączce kombinerek w jego kierunku, tym samym bliżej szczypiec narzędzia. Wiedział, że tak będzie jej wygodniej.
No i, takim sposobem zmniejszył ryzyko zsunięcia się jej dłoni z rączek zaciśniętych kombinerek.

Przez jeszcze kilka minut tłumaczył jej co ma robić, przy okazji prezentując to wolną dłonią na wyimaginowanych kombinerkach gdzieś w powietrzu obok kobiety. Starał się usilnie ignorować przyjemne uczucie rozchodzące się po paliczkach jego prawej dłoni, którą wciąż zaciskał na dłoniach ____, chcąc jak najdłużej instruować przyjaciółkę. Dziwiła go miękkość i ciepło jej skóry- chociaż wiedział że jest ciepła i konstrukcją różni się od jego kości, nie sądził iż różnice są tak wielkie. Magia której używały szkielecie potwory kształtowała się tak, by jak najlepiej symulować w dotyku ludzką skórę. Ich prawdziwe kości były cholernie niemiłe w dotyku, wiecznie chłodne i czasem wręcz szorstkie. Magii zawdzięczają niezwykłą miękkość i przyjemne ciepło, które przy odrobinie szczęścia inni mogą wyczuwać stojąc przy szkieletach w stosunkowo niewielkiej odległości. Nie, żeby Errorowi jakkolwiek to służyło. W końcu i tak nikt nie podchodził do niego, nawet jeśli było to konieczne.

Ale on podchodził.
Podchodził powoli, skutecznie przebijając się przez wszystkie osłony i mury które wokół siebie budował przez lata. Zdobywał Errora szacunek, zaufanie, sympatię. Uśmiech, wesołość, rozbawienie.
Miłość, pocałunek.
A teraz? Gdzie jest kurwa teraz, po tym wszystkim co mu zrobił?

- Error? To boli, nie zaciskaj ich tak.

Otworzył szeroko oczodoły, przenosząc się gwałtownie myślami do teraźniejszości. ____ wpatrywała się w niego z nieopisanym wyrazem twarzy, zaciskając mocno wargi. Mógł przysiąc, że boleśnie. Dlaczego tak? Wtedy do niego dotarło co właściwie robi. Przeniósł spojrzenie na ich dłonie. Palce dziewczyny które kurczowo ściskał zaczęły nabierać niebezpiecznego szarego koloru, a reszta jej ręki lekko aczkolwiek dostrzegalnie drżała. Natychmiastowo poluzował uścisk na nieszczęsnej dłoni, mrucząc ciche przeprosiny. ____ posłała mu w odpowiedzi uśmiech, właściwie nie wiedział dlaczego. Nie ukrywał, zakłopotało go to wielce. Nie przywykł do takich zachowań. Właściwie, to po prostu od nich odwykł.

- To skoro już wróciłeś na ziemie, zajmiemy się w końcu tą kulą? - zapytała, a spojrzenie szkieletu natychmiast wróciło na jej pogodną twarz.

Przez chwilę szukał jakiś słów potwierdzenia, nie miał pojęcia dlaczego przychodziło mu to z taką trudnością. Ostatecznie jednak po prostu kiwnął jej czaszką na potwierdzenie, odrobinę mocniej zaciskając palce na jej dłoni, chcąc w ten sposób pomóc dziewczynie.
Nie wiedział czy chce ją pytać o ten dziwny, ciągle błąkający się po jej ustach uśmieszek. Postanowił więc go po prostu zignorować, przechodząc do konkretów.

Nie miał pojęcia jak dużo czasu spędzili nad próbami wyjęcia naboju spomiędzy jego żeber. ____ wiele razy potrzebowała odsapnąć po równie wielu nieudanych próbach usunięcia problemu, a szczerze i jego to męczyło. Nieznacznie, lecz jednak. Jednak oni on, oni ona nie myśleli się poddawać. Error nie chciał przyznać się, że w pewnym momencie dotyk dziewczyny zaczął uaktywniać w nim jego fobię. Pierdolone kurestwo, które wielokrotnie niszczyło mu wiele planów.
Wszystkim wokół wmawiał- oczywiście tym którzy wiedzieli o tej.. słabości?- że miał to od samego początku, dokąd sięgała jego dotknięta częściową amnezją pamięć. Ale ha, nie potrafiłby nigdy komukolwiek powiedzieć skąd naprawdę się wzięła. Tą część jego pamięci również pragnąłby objąć amnezją.

Zapomnieć o tym, dlaczego stał się taki jaki jest teraz.

- Dobra Error, teraz nam się uda! - zawołała entuzjastycznie ____, wbiegając na pełnym gazie do salonu w którym swoją drogą się znajdywali. Na twarzy szkieletu zamajaczył grymas zdziwienia. Kiedy ona wychodziła?
Uśmiechnął się jednak z wymuszeniem, tak jak zawsze to robił.
Kurwa, kiedy jego uśmiech ostatnim razem był w pełni szczery?

- H̷e͟h̵,҉ j̕às̷ne͡.͢ Mówi̴ła̴ś̨ to͘ j̀uż҉ p͠i̶ę̷ć͟ ̡r̴a҉z҉ó̀w ̧wc͟ześ҉ńi̛e͟j͏.

- Ale tym razem mam przeczucie!

Po pokoju echem rozniósł się jego śmiech. Nie był on jednak osamotniony. Jego przyjaciółka dołączyła do niego, przy okazji pokonując ostatni odcinek który dzielił ją od siedzącego pod ścianą Errora. Błąd wprawdzie śmiał się i uśmiechał szeroko, lecz w głębi duszy nie chciał tego robić. Marzył jedynie o tym, by w końcu odebrać czyjeś pierdolone życie.
Mógł to zrobić. Wtedy, w jej księgarni. Chciał ich zabić. Każdy atom w jego ciele był za tym, by zrobić z nich krwawą miazgę, rozszarpać duszę, a głowy ozdobić wstęgą i powiesić pod sufitem. Ale wtedy zginęłaby ____. Czy jeśli podobna sytuacja miałaby znów miejsce, postąpiłby inaczej?
Error w głębi siebie chciał wierzyć, że dałby jej umrzeć. Lecz nadal wszystko w nim krzyczało, że życie jego przyjaciółki było dla niego istotniejsze niż chęci i potrzeby zabrania czyjegoś istnienia.
Wiedział, że bez wahania zrobiłby dla niej to samo jeszcze raz, nie ważne jak bardzo miałby się wzbraniać.
Najbardziej gnębiło go jednak pytanie,

dlaczego jej życie znaczy dla niego tak wiele?

- Error? Dzieje Ci się coś? Ciągle gdzieś odpływasz - dotarł do niego zmartwiony głos ____, która siedziała już przed nim po turecku, dłonie zaciskając znów na kombinerkach. Szkielet zamrugał. Nie sądził że do tego stopnia pochłoną go jego własne myśli, iż zacznie ignorować całe jego otoczenie. Zwykle był upierdliwie skupiony, nie mógł pozwolić sobie na.. wyluzowanie? Chyba mógł to nazwać w ten sposób. To AU wpływa na niego gorzej niż on.

Jednak, jego usta przyozdobił szeroki, aczkolwiek wymuszony i mający na celu drwiący uśmiech. Wyuczony, jak wszystko co robił do tej pory.

- Wi̛e͘sz ̨ró̕ż̡y͝czko, ̕od̶pływ͝am ̛tąk̷ z̴a͞ ka҉żd҉y͡m̕ ͏razem ͠gd̴y̢ ząc͘zy̢n͏as͡z p̨rzyn͢ùd̨zać ̕- mrugnął do niej, szczerząc się jeszcze szerzej, gdy dziewczyna nadęła w zdenerwowaniu wargi i prychnęła.

Zdecydowanie, granie jej na nerwach było jednym z jego nowych ulubionych zajęć.

- Miejmy to już za sobą - mruknęła. Error mógł przysiąc, że dodała coś jeszcze pod nosem. Dałby sobie za to odciąć obie nogi i wyrwać jelito którego nie ma. Jednak nie skomentował tego, po prostu zgodził się z nią i po raz nie wie który objął dłonią tę należącą do dziewczyny.
Kolejna rzecz do której nie śmiałby się przyznać nigdy w życiu- jej dotyk na jego kościach powoli acz systematycznie przestawał wywoływać u niego większe ataki dotykowego wstrętu. Nie miał pojęcia dlaczego, tak po prostu chyba musiało być i tyle. Error już dawno przestał bawić się w myślenie nad takimi drobiazgami, on nauczył go by nie analizował tak dokładnie każdej rzeczy która mu się przydarzy.
Tej konkretnej nauki trzymał się solidnie.

Kolejne kilkanaście minut spędzili na kolejnych i kolejnych próbach. Error widział pojawiającą się na twarzy ____ rezygnacje, gdy wszystkie następne próby nie przynosiły żadnych widocznych skutków. Błąd zaczął zastanawiać się nad tym, jakim cudem ten nabój utknął tak mocno. Wiedział, że siła wystrzału z takiej broni jest ogromna i zdawał sobie sprawę z tego, iż usunięcie pocisku będzie trudne. Lecz aż tak?
Uzmysłowił sobie w końcu, że nie dadzą rady sami pozbyć się tego dziadostwa. Mógł wprawdzie użyć magii i spróbować usunąć ów rzecz, ale miał przeczucie, że ta próba zakończyła by się niepowodzeniem. Ci ludzie na pewno nie używali zwyczajnej broni. Nie była w końcu przeznaczona na ludzi, a to, że chcieli pozbyć się ____ za jej pomocą było zwykłym przypadkiem.
Westchnął cicho, unosząc czaszkę którą ciągle trzymał opuszczoną, by spojrzeć na kobietę. Był przygotowany ujrzeć jej zrozpaczoną przez niepowodzenie minę. Lecz w zamian poczuł się dziwnie zaskoczony. Na twarzy jego przyjaciółki widniała zupełnie nowa, nie znana mu wcześniej odmiana.. determinacji? Poczuł pod palcami jak zaciska mocniej dłoń na rączkach kombinerek i po chwili poczuł mocne szarpnięcie, przez które musiał zaprzeć się nogami o podłogę. Nie spodziewał się po niej takiej siły. Lecz może był to tylko skutek jego dezorientacji i nieprzygotowania? Postanowił nie zagłębiać się w to, a znów spróbować pomóc dziewczynie. Sam zacisnął mocniej palce na jej dłoni i zaczął ciągnąć, równocześnie ciałem przylegając do ściany najmocniej jak potrafił.
Siłowali się tak z upartym przedmiotem przez kilka dobrych minut. Kilka razy chciał przerwać ____ i powiedzieć jej by chwilę odpoczęła, lecz widząc tą wielką determinacje na jej twarzy natychmiastowo rezygnował. Jej zdeterminowanie przywodziło mu na myśl Frisk z Flowerfell, które miał w przeszłości zaszczyt kilkukrotnie odwiedzać. Dziewucha była tak samo uparta jak ona, nigdy nie przeszło jej przez myśl nawet się poddać, choćby nie ważne jakie trudności przyszło jej przezwyciężyć. Czuł w kościach, że jego przyjaciółka również należy do tego typu osób.

Próbujących do oporu.

Ciszę zakłócaną tylko ich świszczącymi ze zmęczenia oddechami przerwał nagle głośny szczęk i pyknięcie towarzyszące nagłemu wyrwaniu naboju spomiędzy Errorowych żeber. W tym momencie żałował że trzymał tak mocno dłonie ____. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że w tej chwili leciał razem z nią do przodu, w żaden sposób nie mogąc temu zapobiec. Kurwa, to był najgorszy pomysł w jego życiu. Najgorszy! Nigdy więcej kurwa nikomu w niczym nie pomoże, n i k o m u.
Przynajmniej na czas zdążył puścić jej dłonie i oprzeć się własnymi o podłogę, dzięki czemu był, w jego mniemaniu, bezpiecznej pozycji, bez możliwości dotknięcia go przez leżącą na plecach dziewczynę. Wgapiał się w nią, zauważając powoli nabierające czerwieni policzki. Nie mógł się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem- nie oszukujmy się, ____ wyglądała teraz przekomicznie, z tą czerwoną z zawstydzenia facjatą i uciekającym na boki spojrzeniem. Nie rozumiał dlaczego tak się zawstydziła. Przecież to był tylko wypadek.
Poczuł jak dziewczyna kręci się pod nim, jakby chcąc posuwistym ruchem wężowym wydostać się spod niego. To tylko bardziej go rozbawiło. Jej próby były przekomiczne. A gdyby tak.. Podroczyć się z nią? Chętnie zobaczyłby jeszcze większe zażenowanie na jej gębie.

Już miał zacząć swoją okrutną zabawę z nią, gdy usłyszał donośny huk z przedpokoju. Jego plany natychmiast wystrzeliły jak z armaty poza jego umysł, a on sam zorientował się co właściwie chciał zrobić. Na jego kościach policzkowych wykwitł ogromny złocisty rumieniec, a on sam natychmiast przeniósł się jak najdalej ____, w panice wręcz używając do tego skrótu.
W efekcie wylądował tyłkiem na stoliku, z którego następnie sturlał się i zarył czachą w podłogę z głośnym "KURWA JEGO JEBANA MAĆ".

- CZEŚĆ PRZYJACIELE! PRZYBYŁ DO WAS WIELKI SANS, BY URATOWAĆ WAS Z OPRESJI... OH, RAJUŚKU, CZY WYBRAŁEM ZŁY MOMENT? - dobiegł go donośny, pełen entuzjazmu i przesłodzony do porzygu głos, którego właściciel chwilę  później przekroczył próg salonu, co Error zarejestrował kątem oka.

Dlaczego to się stało. Czy aż tak nagrzeszył? Mógłby teraz przepraszać Stwórców na kolanach i błagać o nowe życie, byleby nie być teraz w jednym pokoju z tym srającym tęczą i rzygającym cukierkami szkieletem. Poczuł w głębi swojej duszy, jak jego magia zaczyna wirować i kręcić się niespokojnie, obijając o brzegi jego jestestwa, a po chwili wydostając się poza wyznaczone granice i ocierać o kości. Wystarczyłby jeden ruch ręką by zmienić Jagodę w kupkę żałosnego kurzu. Każda część w nim chciała by to uczynił, by zabił Blue. By zdarł mu ten jego parszywy uśmiech z mordy. Sprawić cierpienie jego bliskim. Sprawić, by czuli wszechogarniający ból po stracie tego wesołego pajaca.
Był bliski zrobienia tego, co tak bardzo pragnęła jego dusza. Co on tak bardzo pragnął zrobić. Unosił już dłoń w kierunku roześmianego głąba, koniuszki jego paliczków zaczęły jaśnieć słabym żółtym blaskiem, który towarzyszył każdemu poprzedniemu razowi gdy miał zamiar użyć swojej magii.
Destruktywna energia napierała na jego kości, żądając unicestwienia Jagody. Zaczęło mu szumieć w głowie od chęci mordu. Czy kiedykolwiek była tak ogromna? Nie pamiętał. W tym momencie nie chciał pamiętać- teraz po prostu chciał spełnić swoje pragnienie odebrania komuś życia, które wręcz szumiało mu w głowie.

Ale wtedy dotarł do niego jej śmiech, jej pełen zażenowania śmiech który zmiótł w drobny mak wszystkie jego destrukcyjne pragnienia. Jego lekko wyciągnięta ręka opadła natychmiastowo, a on sam z prędkością światła zwrócił czaszkę w kierunku z którego dobiegła go ta melodia. Po całych jego kościach przeszedł dreszcz, którego od dawien dawna nie czuł. Chciał zacząć krzyczeć i protestować, gdy obraz klęczącej i śmiejącej się dziewczyny zaczął rozmazywać mu się przed oczami. Świat wokół niej oraz ona sama zaczął się rozpadać, tworząc wiele ścięć i błędów, jak stare ściny w Windowsie XP. Jedyne co zdążył zrobić, nim wszystko co widział pokryły błędy, to szybkie zamknięcie oczu.
A potem była już tylko ciemność.

Error.exe przestał działać.



- Error? Error, znowu się ściąłeś! Wracaj już do mnie, co?

Błąd już od kilku dobrych minut był sobą, ale lubił to zainteresowanie które w takich chwilach dawał mu jego skarb. Cieszył się że potrafił utrzymać kontrolę nad śmiechem tak długo, by drugi szkielet nic nie zauważył. W końcu nie musiał wiedzieć, prawda?
Szkielet zawsze wykorzystywał te chwile, by pobyć dłużej w ramionach malarza, który zwykle wtedy brał go na ręce, lekko kołysał na boki bądź po prostu czule szeptał równie czułe słówka. Nie, żeby nie robił tego wcześniej. Te jednak momenty mają swój specyficzny urok, który przed miesiącami podbił serce Errora.
Tym razem w milczeniu trzymał go na kolanach, dłonią gładząc Błąd po czaszce z czułością kochanka. Jedyny typ dotyku, którego Error wręcz łaknął i nigdy nie miał go dość. Coś w malarzu wywoływało u niego tyle pozytywów, że aż sam się dziwił iż potrafi mieć w sobie tyle dobrych uczuć. Dowiedział się o tym dopiero gdy on przyszedł i dał mu swoją bezcenną miłość.
Leżał więc na nogach drugiego szkieletu, z błogim spokojem wsłuchując się w jego oddech i poddając przyjemnemu dotykowi na kościach.

Nie miał pojęcia ile czasu spędzili w ciszy, gdy malarz w końcu ponownie się odezwał.

- Tęsknię, Error.

Co? Dlaczego miałbyś tęsknić? Przecież jestem z Tobą cały czas.

- Nie powinienem był wtedy od Ciebie odchodzić, chociaż zrobiłeś głupstwo.

Jakie głupstwo? Nic przecież złego nie zrobił.

- Przepraszam Cię. Powinienem wtedy być mądrzejszy i zostać przy Tobie. Wtedy nadal bylibyśmy szczęśliwi razem, a ty nie musiałbyś teraz tkwić w tym AU.

Jakim AU? Przecież jestem z Tobą w Pustce, o czym Ty mówisz?

- Wróć do mnie, Ruru. Obiecuje, że tym razem już Cię nie opuszczę i nie zawiodę.

.....

- Ale.. Gdybyś nie chciał, właściwie mógłbyś tam zostać.

.....

- Ona jest do mnie bardzo podobna, prawda? Widziałem stąd jak posyłasz jej spojrzenia z ukosa tym swoim wzrokiem. Na mnie kiedyś również tak patrzyłeś, pamiętasz?

.....

- Lecz mimo wszystko, ona nigdy Ci mnie nie zastąpi, Error. Wiesz o tym doskonale. Jest tylko człowiekiem i nie będzie w stanie zapewnić Ci niczego.

O kim Ty kurwa mówisz, co?

- Jeśli ona już znudzi Ci się, Error, po prostu pomyśl o mnie, okej? Zabiorę Cię wtedy z powrotem i znowu będziemy szczęśliwi we dwoje, tak jak powinno być.

.....?

- Teraz.. Otwórz oczy, co? Chce je zobaczyć jeszcze raz.

Error nigdy nie umiał mu odmawiać, nawet jeśli bredził od rzeczy, tak jak teraz. Odkąd zaczął go kochać, wykonywał posłusznie rzeczy o które prosił jego chłopak. Teraz też nie myślał nawet o tym by mu odmówić.
Otworzył oczy.
Zamierając z szokiem w następnej chwili.

Po kościach policzkowych jego ukochanego płynęły wielobarwne łzy, od których jego oczodoły mieniły się i błyszczały jak miliony gwiazd. To połowicznie dzięki ich pięknu zaczął darzyć uczuciem tego małego, głupiego malarza.
Ale nienawidził gdy płakał. Chciał wtedy dosłownie rozszarpać tego, który wywołał u jego ukochanego potok smutku. Lecz teraz nic nie mógł zrobić- nie wiedział dlaczego on płacze, a to co mu ciągle mówił było tak bezsensowne i wręcz nierealne, że odebrało mu mowę, dosłownie. Chciał mu coś powiedzieć, cokolwiek, by tylko przestał płakać. Ale poza zacinającym się sykiem nie był w stanie nic z siebie wydusić.

Wtedy poczuł oplatające go w pasie ramiona białego szkieletu, które w następnej chwili mocno go do siebie przyciągnęły. Znów zaczął tracić wzrok, glitchował się coraz bardziej i bardziej, a wszystkie dźwięki wokół zagłuszył pikający dźwięk oznajmiający zbliżający się reset systemu.
Gdy został już całkowicie pozbawiony wzroku, a wszystkie otaczające go dźwięki to był donośny szum- jak starego, zaciętego na maksa telewizora-, został przez malarza posadzony z powrotem na posadzce.
Czuł na kości policzkowej delikatny dotyk dłoni jego chłopaka, który z czułością i największą delikatnością głaskał go po twarzy. Wtedy, gdy zdawał się już tracić wszelki kontakt z rzeczywistością, dobiegły go ostatnie słowa Inka:

- Jeśli możesz być z nią szczęśliwy przez jej ostatnie miesiące życia, po prostu to zrób. Jeśli jest taka jak ja- dasz radę ją pokochać. Nie zapieraj się, dobrze Error? To jest ostatnie co chce Ci powiedzieć.

........

- I pamiętaj że Cię kocham.

Error.exe przestał działać.



System ponownie działa poprawnie.

- AA͠A͡H̡, ̸KUŔWÀAAA̵!͡ ͢

Przyznaje, nigdy nie dochodził do siebie po ścięciu z takim okrzykiem. No i... Zwykle pamiętał co działo się podczas jego zawieszenia. Teraz w głowie tłukły mu się zamglone wspomnienia, które uciekały za każdym razem gdy próbował sięgnąć do nich, by przypomnieć sobie co miało miejsce. Nie wiedział czemu po prostu nie był w stanie.
Poddał się, zaprzestając skazanych z góry na porażkę prób ocucenia pamięci i zaczął analizować sytuacje w której obecnie się znajdował. Był pewien, że wciąż przesiaduje w mieszkaniu ____. Leżał w końcu na jej kanapie, okryty kocem z jaśkiem pod głową. Pamiętał jeszcze, że przed zawieszeniem pół-leżał, pół-siedział przy stoliku do kawy na który się przeniósł. A teraz był na miękkiej kanapie, opatulony jakby co najmniej miał zamarznąć.
Usiadł powoli, nie chcąc się narazić na atak bólu głowy, który dosyć często towarzyszył mu przy poważniejszym restarcie systemu. Ten jednak nie nadszedł, co natychmiast poprawiło mu humor- nienawidził tej migreny.

Rozejrzał się po pokoju.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to to, że był sam. Nie było ani ____, ani Jagody, co właściwie odrobinę go zmartwiło. Co jeśli jeden z tych pajaców przyszedł gdy był nieprzytomny i zrobił im coś, bo jego uznał za już martwego? Zacisnął z nerwów palce na kocu. Może przesadzał. W końcu w pomieszczeniu nie było żadnych śladów walki. Gdyby faktycznie coś takiego się stało, na pewno panowałby tu bałagan, a jest tak samo jak było. W końcu wiedział, że ta narwana wariatka prędzej by zginęła, niż poddała bez walki. To go trochę uspokoiło.
Przez chwilę rozmyślał nawet nad tym, czy by nie położyć się z powrotem i poczekać aż ktoś powróci, oddając równocześnie błogiemu lenistwu. Widział w tym sto razy więcej za niż przeciw. Był już o krok od podjęcia decyzji, gdy dotarł do niego stłumiony huk z głębi mieszkania.

Zamarł, nasłuchując. To ____? Jej działania były zwykle głośniejsze, więc wykluczył ją natychmiastowo. Jak nie ona, to kto? Jagoda? Musiał sprawdzić i się przekonać.
Wyskoczył spod koca jak z procy i szybkim krokiem udał się w kierunku, z którego pochodził dziwny odgłos. Zorientował się, że zmierza ku kuchni. Właściwie, z niewiadomych przyczyn poczuł się spokojniejszy. Było wielkie prawdopodobieństwo, że to faktycznie był Sans, a on niepotrzebnie się denerwował nie wiadomo czym. Mimo wszystko- ciągle zakorzenione było w nim ziarno niepokoju.
Przekroczył próg kuchni, w głębi duszy szykując się na najgorsze. Jednak, zaraz jego dusza zadrżała w uldze.
Miał racje. Był to Blue, któremu po prostu coś upadło, a teraz gonił po kuchni i starał się ogarnąć powszechny bajzel. Uśmiechnął się lekko na ten widok, dzieciak wyglądał dosłownie jak przysłowiowa ''kura domowa''. Oparł się nonszalancko o framugę drzwi, krzyżując również ramiona na piersi. Dziw go brał, że młody jeszcze go nie zauważył. Szczególnie, że nawet nie próbował się ukrywać i był w sumie dosyć głośny.
Przyglądał się jak szkielecik biega w fartuchu po kuchni z jakimiś naczyniami i garnkami, widocznie coś przygotowując. Czasem się potykał lub mylił, co kwitował cichym "rajuśku", a co wywoływało u Errora niepohamowaną chęć zaśmiania się. W miarę skutecznie jednak tłumił ów chęci, chcąc jak najdłużej obserwować gówniaka w trybie incognito.
Nie wytrzymał, gdy Jagoda potknął się o wystający róg kuchennego dywanika i runął jak kłoda na kafelki. Śmiał się szczerze, wręcz z głębi siebie, co rzadko w jego życiu się zdarzało. Musiał pochylić się, by oprzeć dłońmi o odziane w spodenki kości udowe, w nadziei że pomoże mu to się opanować. Słyszał jak Blue szamota się na ziemi, próbując chyba wniknąć przez podłożę by zniknąć mu z pola widzenia, co z kolei tylko bardziej bawiło Errora.
Co w skutku spowodowało, że śmiał się jeszcze dobre kilka minut.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Siedział teraz z kubkiem kawy w dłoniach przy stole w kuchni ____, przyglądając się jak poddenerwowany Blue pichci coś przy kuchence.
Po dokładnym odpytaniu go dowiedział się, że leżał na tej kanapie od dobrej godziny. To już wbiło go w krzesło, więc resztę informacji po prostu wolniutko przetwarzał, bo niby były istotne. Myślał ciągle o tym co tak mocno wpłynęło na niego, że zaciął się na tak długo, a równocześnie słuchał jak Blue tłumaczy mu że ____ udała się gdzieś wraz z Papyrusem oraz jakby z niechęcią powiedział mu co gotuje- jakieś ziółka na wzmocnienie, nic co Errora by interesowało. Otrzeźwiał dopiero, gdy Niebieski powiedział mu gdzie dokładnie dziewczyna polazła.
Ambasada.
Na chuj ona się tam pchała? Cholerna głupia idiotka, ściągnie im tylko więcej kłopotów na głowę. Wprawdzie nikomu nie zrobił krzywdy, ba, nawet uratował życie jednej debilki, to użył magii, na dodatek przed reprezentantami wrogiego oddziału. Ludzie z ambasady wciąż walczą, by wprowadzić ustawę zezwalającą na pełną swobodę używania magii przez potwory, lecz idzie im to opornie- z tego co mówił mu Blue. Error sam wywnioskował, że ludzie z BDSAP'u nie odpuszczą tak łatwo. Gdyby nie interweniowali, to tak jakby się poddali. Poddali swoją wyższość nad innym gatunkiem i uznali ich, oraz wszystko co z nimi powiązane, za równe sobie.

A to byłaby jedynie ujma na ich honorze. Znał dobrze ten typ osób, choć wolałby nigdy nie mieć styczności z kimś o tak prostackim zachowaniu i sposobie bycia.

Wyraził oczywiście swoje niezadowolenie z powodu postępowania ludzkiej kobiety, prychając przy tym i przeklinając jak szewc. W głębi siebie czuł niepokój o jej bezpieczeństwo, nie chciał mimo wszystko by przez niego coś się jej stało. Była głupia, upierdliwa i wkurwiająca, ale dbała o niego. Ryzykowała dla jego praw, dla jego życia, którego on w ogóle nie cenił. Zachowuje się wobec niego tak bardzo protekcyjnie, choć właściwie nie ma ku temu powodu. Jest dla niego tak dobra, tak miła i na swój sposób ciepła, iż nie potrafi nawet wyrazić w słowach jej czynów. Wciąż, cholernie nie mających powodu. Error nie rozumiał jej zachowania w żaden sposób. Każdy kogo znał, w swojej dobroci kierował się czymś istotnym lub po prostu czegoś od kogoś chciał. Nawet Blue nie był w pełni bezinteresowny, o czym Błąd już kiedyś się przekonał. Ale ____? Nie potrafił po prostu jej zrozumieć, choć próbował.

Siedzieli w ciszy przez kilka długich minut, w czasie których Error na spokojnie pił swoją kawę, a Jagoda dokańczał ziółka. Starszy ze szkieletów ciągle myślał nad kierującymi człowiekiem pobudkami, po prostu nie mógł sobie odpuścić nie dotarcia do sedna jej działań. Nie był też zbyt chętny do rozmów (wciąż czuł się okropnie dziwnie po tej jego ''niecodziennej ścince''), co na szczęście zostało uszanowane przez towarzyszącego mu dzieciaka. Uszanowane, albo on po prostu tego nie zauważył, zbyt zajęty tym.. no tym co aktualnie robił.

Błąd jednak za szybko ucieszył się z taktu Jagody, który po kolejnych kilku minutach odstawił na bok garnki i obrócił się ku niemu, przerywając równocześnie ciszę panującą w kuchni.

- O czym myślisz, Error?

Zadał to pytanie z wręcz niespotykaną dla niego powagą, przy tym zachowując nawet ciszę. Wmurowało to trochę czarny szkielet- był przyzwyczajony do innych emocji u drugiego potwora. Otrząsnął się jednak szybko. Postanowił odpowiedzieć prawdą na jego pytanie- w końcu jest to normalne, że myśli nad takimi rzeczami.

Prawda?

- Myśl҉ę o ͞_͠_̨__́.̛ N͡i͟e r̕oz͢u͟mi͠èm͜ ̷j́e̴j͠ ko̡m͝ple͞t̸ni͘e̛, ͞ķu͝r͠wa - warknął, czując narastającą w sobie frustracje. Każdy chyba na jego miejscu teraz by ją czuł.
Zacisnął kościste palce na kubku w skaczące delfinki, który już rano wręczyła mu kobieta, i wysyczał coś cicho na temat głupoty ludzkiej, po czym upił łyk kawy.

Jagoda przez chwilę milczał, co Error wykorzystał na ponowne zatopienie się w myślach. Tym razem jednak skupił się na bombardowaniu dziewczyny niepochlebnymi określeniami- jakby mógł poczuć się od tego lepiej.
Blue tym razem jednak przerwał mu wcześniej i trochę inaczej- zaczął się bowiem śmiać.
Error posłał mu pytające i najbardziej mordercze spojrzenie na jakie było go stać. On jednak chichotał dalej, czym doprowadzał Błąd do szewskiej pasji. Miał już powiedzieć mu, że jest małym głupim chujem i ma zamknąć ryj, ale nie został dopuszczony do głosu, bo Jagoda uspokoił się w miarę i zaczął swoją nawijkę.

- Czego tutaj nie rozumieć, Error? ____ jest bardzo dobrym człowiekiem! - z uśmiechem przeniósł się spod blatu na krzesło naprzeciwko, wspierając czaszkę na dłoniach. W oczach nadpobudliwego gówniaka błyszczały gwiazdki, a uśmiech mógł dosłownie kogoś oślepić, ewentualnie wywołać trwałe uszkodzenia.- Była taka odkąd ją poznałem po wyjściu z Podziemia! Na początku była trochę niepewna, ale ostatecznie zaczęła pomagać nam wszystkim. Wywalczyła wraz z ambasadorami nasze prawa i swobody, wielu z nas pomagała znaleźć odpowiednie dla nich prace, miejsca zamieszkania i warunki do egzystowania. Zupełnie bezinteresownie. Przy tym była tak bardzo radosna! Z uśmiechem wykonywała wszystkie postawione sobie cele, z upartością dążyła do wykonania ich jak najlepiej. Jeśli mam być szczery, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Każdy ma swoje wady, ____ również je posiada, ale wydaje mi się.. Że błyszczy bardziej niż inne gwiazdy. Robi coś dobrego dla wszystkich, nie oczekując wcale wynagrodzenia. Jest po prostu szczerze dobra i chce, by wszyscy byli jednakowo szczęśliwi, bo na to zasługują. Sama wiele razy mi to mówiła! - zakończył swą wypowiedź wielkim uśmiechem, a irytujące gwiazdy w jego oczach zabłyszczały ogromnie, z wielkim entuzjazmem. Error z kolei trochę przygasł- to, co powiedział mu Jagoda, sprzeczało się z tym co sam wysnuł. Czyli co, jego osąd był mylny? Myślał do samego końca, że kobieta robi to w celach, które przywiodą jej więcej korzyści niż wdzięczność i szczęście innych. Czy to właśnie daje kobiecie wszystko czego chciałaby w zamian? Error wbił czubki paliczków w kubek i opuścił czaszkę, starając się nie dać po sobie poznać, że jego sercem zawładnął smutek. Jest tak bardzo podobna do Inka, iż było to wręcz niemożliwe że nie łączy ich kompletnie nic. Za każdym razem gdy spoglądał w oczy ____, widział malarza. Czasem jej spojrzenie było takie samo jak jego- szczególnie wtedy, gdy opowiadała coś Errorowi. Patrzyła wtedy z lekkim skupieniem- nie chcąc popełnić błędu- i rzadko spotykanym entuzjazmem. Mieniły się jak gwiazdy na nocnym niebie, nieosiągalnie piękne, idealne mimo widocznych skaz. Zakochał się w tych oczach, które należały do kogoś innego. Jak możliwe było to, że byli tak podobni? Coś przegapił? Może to naprawdę jest Ink, lecz w jednej ze swych wielu wersji i również trafił tu przez przypadek? Pokręcił lekko czaszką na boki, to jest niedorzeczne. Zwykły zbieg okoliczności, ot.
Mimo wszystko, czuł ból tęsknoty za każdym razem gdy spoglądał w jej oczy.
Uniósł głowę, chcąc zapytać o coś Blue- lecz natychmiast zapomniał o tym pomyśle, gdy ujrzał wielki smutek wypisany w jego oczach i mimice twarzy. Uśmiech prawie całkowicie zniknął, ustępując miejsca smutnemu wyrazowi i bolesnemu skrzywieniu. Patrzył gdzieś w bok, a dłonie splecione trzymał na stole, co Błąd zauważył kątem oka. Dlaczego jest smutny? Przecież nie ma powo...- Ale ____ ostatnio bardzo często jest smutna. - ...du? Error otworzył oczodoły w wyrazie pełnego szoku. Nie spodziewał się, że sam wyzna mu powód swojego smutku. No i nie sądził, że to właśnie ich ludzka przyjaciółka nim jest. Błąd wpatrywał się w niego w pełnym oczekiwaniu, chcąc poznać więcej szczegółów- Jagoda chyba zrozumiał, bo wziął głęboki oddech i kontynuował temat.- Nic nie mówi, ale to trwa już od kilku miesięcy. Chociaż nie przyznaje się do tego, sam doszedłem do własnych wniosków. W jej oczach ciągle widać smutek. Bardzo dużo płacze. Czuje to w duszy, więc często wtedy do niej przychodzę ją pocieszyć. Nie zawsze jednak mogę i.. boli mnie to, bo bardzo chciałbym by znów była tak szczęśliwa jak kiedyś! Ale mimo wszystkich moich starań, ona już nie potrafi uśmiechać się szczerze. To mnie.. denerwuje. Nie potrafię nawet uszczęśliwić kogoś, kto cały czas powoduje moje szczęście! Tak mocno próbuje, ale z czasem zaczynam myśleć, że ona nawet tego nie chce.. Odsuwa się od nas z każdym dniem, choć udaje że wszystko jest dobrze. Ale ja wiem swoje. Chce, uh.. Chce, by była po prostu szczęśliwa.. - pod koniec swojej wypowiedzi Jagoda zaczął cicho szlochać, by po zamilknięciu schować czaszkę w dłoniach i rozpłakać się na dobre.

A Error siedział jak wcięty, nie umiejąc wydusić z siebie żadnego słowa.
Był autentycznie zszokowany, nie dało się ukryć. Patrzył przecież na ____ przez te dwa dni tyle razy, a nie zauważył że jej radość jest wymuszona? I to on, który całe swoje życie musi coś udawać? Był na siebie zły. Na siebie i na tą głupią babę. Ma przy sobie tyle osób które tylko czekają by jej pomóc, a ona uparcie brnie w to, że wszystko z nią okej, że nie potrzebuje pomocy... Wtedy w Errorze coś pękło, a fala wspomnień zalała go na wskroś.

Zerwał się z krzesła, które z głośnym hukiem upadło na podłogę- co z kolei poderwało Blue, który wyprostował się gwałtownie i spojrzał na niego z zaskoczeniem.

''- I̛nk̴, ̵powie̢dz m͡i͏, ̸co ̛s̢pr͝a̷wi҉a̕ ́Ci̢ ͡s̨z̡cz͝ę͜ś͡cie̛? To̡ ͝p̕ra͡wdz͏i̡w̧e̴, ̸a̧ n̴ie҉ t̕e kt҉ó͞re w̶musz̶as҉z w ͞s̶ieb̀ie każde̷g̶o d̵ni͞a.͡ ͠I ͘n̡i͘e ͞ok͟ł̛àmuj ̕m̡n̛i͠e ̢l̵e̢p̷ie̵j̴,̨ ̧wie͏s͜z ż͢e̸ ̛t͢ego̧ ni͠ena̡widz̛ę.̴

Malarz milczał przez chwilę, po czym westchnął ciężko. Error widział jak bardzo zmęczony Ink jest, ale nie mógł teraz odpuścić. Nie teraz, gdy w końcu wiedział.

- Ja.. Nie pamiętam. Kiedyś radość sprawiało mi uszczęśliwianie innych, ale z czasem to zniknęło. Ale pogodziłem się już tym, mogę tak żyć!

Błąd skrzywił się słysząc jego słowa. Pogodziłeś się, ta?

Zacisnął mocniej palce na koszuli Inka i spojrzał mu prosto w jaśniejące, aczkolwiek smutne oczodoły..''

Uśmiechnął się.

Szczerze, dokładnie tak samo jak wtedy, te trzy lata temu.

- Sł͢uch̴àj,̕ Blue.͠

Nigdy nie będzie jej kochał ani czuł niczego więcej niż sympatię. Nie będzie zależało mu za bardzo, nigdy też się nie zaangażuje.

Ale może jej się odwdzięczyć.

- S͜p̕r̢awìę, ż͘e̷ ̴będzíe͠ ̢sz͟c͟zę͜ś͞líwa.͜ ͟Obie̢c͘u͝je.̀

''- Sprąw̡i͡ę̕,̧ ̀że b҉ę͜dz̕ies͡z͏ ͟szczę͘ś̷l̡iwy.̕ Obie͡c͢uj͡e.̨''

Po tych słowach- i ignorując wielki szok Jagody- opuścił kuchnię, a potem mieszkanie. Cieszył się, że znał drogę do ambasady.

Jednak czuł, że nawet bez względu na to czy znałby ją czy nie, znalazłby drogę do tej głupiej kobiety- bez względu na wszystko.

Tak jak znalazł ją do Inka.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- ____, to bardzo miłe z Twojej strony że próbujesz coś zdziałać, ale nie uważasz że to nie jest warte zachodu?

Siedziałaś w poczekalni ambasady razem z Papsem, ze zdenerwowaniem oczekując aż w końcu łaskawie was przyjmą. Musiałaś poinformować o zaistniałej sytuacji, choćbyś musiała spędzić kilka najbliższych godzin siedząc na tym niewygodnym krzesełku. Nie mogłaś puścić płazem tym sukinsynom ich zachowania, które dodatkowo było jak najbardziej niezgodne z prawem.

Na pytanie Honey'a zmarszczyłaś brwi, odwracając głowę w jego kierunku. Siedział rozwalony na krzesełku, popalając fajkę i ze znudzeniem obserwując otoczenie. Nie lubiłaś gdy palił, zapach dymu strasznie działał Ci na nerwy. Oliwy do ognia dodało jego durne pytanie, więc niewiele myśląc zamachnęłaś się i przywaliłaś mu w tył czachy. Fajka wyleciała mu spomiędzy zębów, a on sam przechylił się niebezpiecznie do przodu. Mógł spaść z tego krzesła...

- za co to miało być, kurwa?!

- Za zadawanie głupich pytań! I palenie. Wiesz, że tego nie znoszę -burknęłaś, krzyżując ręce na piersi i rzuciłaś mu pogardliwe spojrzenie.- Każdy zasługuje na pomoc, Papyrus. Nie ważne co by się nie działo, obowiązkiem jest udzielić innym pomocy. A oni nie mieli żadnego prawa działać w ten sposób, tym bardziej że Error nie zrobił niczego złego.

- dziecko, on sam w sobie jest zły. nie bez powodu nie chciałem mieć z nim nic do czynienia - wywarczał, rzucając Ci chłodne spojrzenie. Nie zaszczycał nim ludzi bez powodu, więc dotarło do Ciebie że był szczery. Mogłaś uwierzyć w jego słowa- widziałaś po Errorze, że nie należy do grona najmilszych osób. Więc właściwie po co tak go broniłaś?

- Wszyscy zasługują na nową szansę. Wierzę też w to, że każda zła osoba- nawet ta najgorsza- może się zmienić. To tylko kwestia chęci. A on naprawdę nikomu nie chce zrobić krzywdy, Honey.

- on chce krzywdę zrobić wszystkim! dlaczego tego kurwa nie widzisz?

Milczałaś. Czy naprawdę nie widziałaś? Nie robił nic złego, czy to Ty byłaś ślepa? Nie chciałaś dopuścić do siebie wiadomości, że Error mógłby skrzywdzić innych. Daleko mu było do aniołka, ale nie widziałaś w nim chęci mordu.

Nie było ich, czy nie chciałaś ich zobaczyć?

- on jest mordercą, ____. jeśli damy im go unicestwić, zrobimy innym tylko przysługę - kontynuował Paps, a każde jego kolejne słowo powodowało u Ciebie większy mętlik w głowie.- nie staraj się o to, przyjaciółko, dobrze Ci radzę. nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Zdawałaś sobie sprawę, że Honey próbuje za wszelką cenę Cię przekonać. Połowicznie, udawało mu się to. Nie byłaś już taka pewna, czy ratowanie go będzie najlepszą opcją dla wszystkich.

Druga część Ciebie za to chciała wyskoczyć i spoliczkować Papyrusa za pierdolenie od rzeczy.

____, ogarnij się. Nie jesteś przecież taka. Nie dasz mu umrzeć.

Spojrzałaś na Honey'a ze złością.

Nie ogarniałaś w ogóle swoim umysłem, że on właściwie chciał Cię namówić do poddania życia potwora. Życia rasy, którą obiecałaś sobie ochraniać do samego końca. Obiecałaś to właściwie również jemu, gdy próbowałaś dwa lata temu za wszelką cenę przekonać go do swojej dobroci.

Był nieufny, to fakt. Rozumiałaś go- w końcu kto nie byłby, gdyby całe życie spędził w zamknięciu? Jednak nie usprawiedliwiało to jego obecnego zachowania. Nie powinien zachowywać się w ten sposób, tym bardziej jeśli chodziło o innego potwora.

Wstałaś z krzesełka, zaciskając boleśnie dłonie w pięści i rzuciłaś mu kolejne przesiąknięte złością spojrzenie. Patrzył na Ciebie z zaskoczeniem, nie spodziewał się po Tobie takiej reakcji. Widziałaś to w nim.

- Jego życie nie znaczy mniej niż Twoje, Papyrus. Nie interesuje mnie co robił kiedyś, choć tego nie popieram. W tej chwili nie chce zrobić nikomu krzywdy, chce mieć takie samo prawo do cholernego życia jak Ty. Uratował też moje durne dupsko, chociaż nie miał do tego żadnych powodów! Mógł równie dobrze dać mi umrzeć skoro jest taki zły - zmrużyłaś groźnie oczy, lustrując gniewnym spojrzeniem wciąż zaskoczoną twarz Papsa.- Myślałam że jesteś inny. Cholernie mnie zawiodłeś, Honey.

Ostatnie słowa wypowiedziałaś ciszej. Były szczere- bardzo się na nim przejechałaś. On w końcu również bronił żyć innych, więc jak śmiał teraz chcieć odebrać komuś istnienie?

Odwróciłaś się na pięcie i szybkim krokiem skierowałaś się wgłąb ambasady, ignorując nawoływania Honey'a.

Nie chciałaś widzieć go teraz. Nie chciałaś być na niego zła, wolałaś uspokoić się i rozładować emocje. Nie lubiłaś czuć negatywów, nie byłaś do nich przyzwyczajona.

Tym razem miałaś jednak pełne prawo czuć zdenerwowanie.

Opuściłaś budynek, rozsiadając się na schodach przed wejściem.

Było chłodno, co tylko dodatkowo pomogło Ci ostudzić buzujące w Tobie emocje. Wiatr przewiewał Cię na wskroś, raz za razem wywołując nieprzyjemne dreszcze, ale nie dbałaś o to. Najwyżej będzie czekać Cię jedynie przeziębienie. Uniknięcie przeziębienia nie było tym, co teraz znajdowało się w kręgu Twoich priorytetów.

Wtem, poczułaś jak na ramiona opada Ci jakiś obiekt, który momentalnie Cię rozgrzał. Czyżby Paps..?

Szybko jednak zauważyłaś kolory ów przedmiotu. A raczej rzeczy, dokładniej granatowo-czarnej bluzy wyłożonej od środka ciepłym futrem, które również znajdowało się przy kołnierzu.

Już wiedziałaś kto pojawił się przy Tobie.

I to sprawiło, że poczułaś się dobrze.
Share:

Moje OC - Mateusz - Tyron Megus


Tyron jest pół człowiekiem - pół demonem. Ma 17/18 lat i mieszka sam z młodszym bratem, Zaxym. Pochodzi on z mojego UNIVERSE: Magic universe. Jest on fanem gier na Ps i Xbox. Po transformacji ma on całe czerwone oczy, rogi, ogon i skrzydła. Bywa wredny, ale dba o brata i przyjaciół. Bywa także leniwy (zawsze przed testem znajdzie wymówkę). Nienawidzi ciemności i nudnych osób. Lubi się bawić. To główna postać, poza innymi. (mieszkają sami, bo ich rodzice zostali zamordowani). Podczas bitwy nie traci poczucia humoru. Walczy pazurami, ogniem i elementem piorunów. (Btw. Jest z Polski. Uwielbia strony np.: ,,Handlarz iluzii", ,,DevianArt" itp.)
Share:

19 listopada 2017

Moje OC - LucyFome - Kate Aishi


Moje OC pochodzi z gry Yandere Simulator.
Ma duży wpływ na fabułe.
Zachowanie:Miła dla każdego, bardzo odważna.
Wygląd:
-Kobieta (18 lat)
-Ubrana w mundurek szkolny
Zaintersowania:
Ma klub muzyczny, który prowadzi.
Ciekawostki:
-Jest zakochana w Budo Masuta
-Chodzi do klasy 3-2
-Ayano Aishi jest jej siostrą
Share:

POPULARNE ILUZJE