6 stycznia 2018

Q&A #4

A więc tak jak obiecałam, kolejne Q&A. Trochę mi zajęło nim udało mi się znaleźć to czego chciałam i połączyć to tak, aby wyszło w ten sposób w jaki to widziałam. Ale udało się! 
Wasze przerobione pytania i moją odpowiedź na nie macie tutaj:
Jako, że nie mam sił, a filmik z odpowiedziami na pytania trwałby dłużej niż godzinę (sprawdzałam, bo się nagrałam) postanowiłam odpowiedzi udzielić w formie pisanej, z nią też jesteście bardziej zaznajomieni w moim wypadku. 

Jakiś czas temu, na mailu dostałam ciekawą propozycję. Odnośnie liveów. FanGame Undertale Yellow. Chcielibyście, abym ja przeszła pacyfistę, a Samael Genocide? Jeżeli tak, głosujcie w ankiecie ponad notką, która będzie widoczna tylko przez jeden dzień. To póki co projekt, bo trzeba namówić Samael do wzięcia udziału w zabawie. No i ... muszę znaleźć program (taki w którym obraz nie będzie się ścinał), który ułatwi nagrywanie, nauczyć się go obsługiwać. Tak więc jeżeli ktoś zna coś co obsłuży nawet taki dinozaur jak ja na starym złomie jakim jest mój komputer - z przyjemnością przyjmę porady! 

No, a teraz wracając do notki i pytań, jakie znajdują się w tym wpisie. KLIK

 Co najbardziej cenisz w Polsce? - Sansy Skeleton
Jeżeli w pytaniu chodzi o kraj to odpowiem - Krajobrazy. Uwielbiam polskie krajobrazy. Góry, morze, Mazury, niziny, zabytki, budowle, to, że jest tutaj tak zielono! Na stosunkowo małym obszarze mamy właściwie większość rzeczy potrzebnych do życia! 

Jaśnie pani pracująca w biedronce czy lubi pani placki czy raczej preferuje naleśniki? - Vinciunia hgfhdrujbn
W nagraniu odpowiedziałam, że naleśniki. Tutaj chodzi jednak o to "jaśnie pani". Wielokrotnie musiałam ostatnio przypominać, aby nie zwracać się do mnie per "pani". Mój poziom emocjonalny zatrzymał się na wieku 14-16 lat. Łatwiej i szybciej dogadam się z nastolatkiem niż z człowiekiem dorosłym. Tutaj, jestem Yumi i mój wiek nie ma znaczenia. 

Jaki język świata jest najpiękniejszy? - Andgora
Trudno mi wybrać najpiękniejszy, bo wszystko zależy od tego na co ma się ochotę oraz co z czym się je. Dla przykładu. Niemiecki dobrze pasuje do skocznych piosenek stricte pogańskich:
Ale nie pasuje do opery. Bardzo podoba mi się Arabski lecz nie w każdym utworze i nie każdym brzmieniu.
Piosenka zaczyna się w 37 sekundzie, bo wcześniej jest reklama jego albumu. 
Przepięknym językiem, który znowu fatalnie wychodzi w dubbingach jest Francuski 
Uwielbiam też w niektórych wykonaniach język Rosyjski. 
No i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że język japoński bardzo mi się podoba. Czasami mam wrażenie, że ci ludzie nie mówią, tylko śpiewają cały czas. 
Dlatego trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć, który język świata jest najpiękniejszy. Z językami jak z potrawami. Trzeba wiedzieć co z czym podawać, aby smakowało. 

Czy grałaś w Undertale jeśli tak to czy przeszłaś Genoside run i jakie miałaś odczucia? - KitsuneMinLis
Moja przygoda z UT zaczęła się od tego, że przeszłam tę grę. Nie przepadam za oglądaniem letsplejerów, znaczy się lubię patrzeć jak przy mnie się gra, ale... w sensie, ja jestem obok. Nie lubię patrzeć jak grają inni na komputerze .. przez komputer - nie wiem czy wiesz o co mi chodzi. A więc tak, grałam z UT. 
Jak tylko dowiedziałam się, że w tej grze nikt nie musi ginąć i można ją przejść nie zabijając nikogo - natychmiast robiłam wszystko, aby osiągnąć to zakończenie. Mordowanie innych to powód przez który nie lubię większości gier, choć uważam, że fabułę mają zacną. Dla przykładu takie Skyrim. Kiedy doszłam do misji w której by pchnąć główną fabułę dalej trzeba było zabić smoka Palturnaxa obraziłam się na grę i robiłam wszystko, aby go nie zrobić. Każdą poboczną misję, każdy najmniejszy element gry, by tylko go nie zabić. 
Undertale to pierwsza gra, na której płakałam. I to na zakończeniu prawdziwego pacyfisty. Moment w którym trzeba było ocalić Asriela sprawia, że nawet teraz wzruszam się. Bardzo uderzył w moją emocjonalność i cóż - nie umiałabym zabić moich przyjaciół, dlatego nie, nigdy nie przeszłam i nie przejdę Genocide. 
Taaa ścieżka znowu jest ulubioną Samael i wielokrotnie byłam światkiem, jak przechodzi Genocide bez mrugnięcia okiem, bez chwili zawahania i potrafi po 30 razy dziennie walczyć z Sansem, pokonać go, zamykać grę i wchodzić tylko po to, aby znowu z nim walczyć. Jak powiedziała "to ją odstresowuje". Kehm

Czy trudno jest zostać tłumaczem? - KitsuneMinLis
Em, jeżeli chodzi o bycie profesjonalnym tłumaczem - to wydaje mi się, że tak. Pragnę zaznaczyć, że nie jestem profesjonalistą. Znajomi, którzy są na kierunkach umożliwiających im zostanie tłumaczami mówią, że najgorzej jest z praktykami i potem na rynku pracy. Tłumaczy języka angielskiego jest wiele. Dlatego jeżeli chcesz szkolić się w tej sprawie - to nie w angielskim, a jak już, to musisz być baaardzo dobra (i mieć plecy). Wiem, że los na loterii wygrał kolega, który chce być tłumaczem języka japońskiego. Dlatego w tych stronach szukałabym źródła zarobku w przyszłości.

Chciałabym przetłumaczyć parę komiksów ale jestem totalną pierdołą jeśli chodzi o angielski - KitsuneMinLis
To, że jesteś totalną pierdołą to wymówka. Nie, nie zaprzeczaj. Jak chcesz tłumaczyć - tłumacz. Nikt ci nie broni. Tłumacz sama (nie przez google tłumacza), jak nie znasz jakichś słówek sprawdzaj ich znaczenie. Przetłumacz, wyślij do mnie i zobaczymy co z tego będzie.
Pamiętaj, oceny w szkolne NIGDY nie są wyznacznikiem tego kim jesteś i jak wiele wiesz z danego przedmiotu. W 70% składają się z dobrej woli nauczycieli. 
Sama nie jestem orłem z angielskiego. W podstawówce uchodziłam za debila językowego, sama uważam się za lingwistycznego analfabetę. Nauka języka przychodzi mi bardzo trudno i gdybym sama nie tłumaczyła dla siebie a to piosenek, a to tekstów, a to komiksów, - mój angielski byłby na poziomie przeciętnego Janusza spod monopolowego. Tłumaczenie rozwija język i jak będziesz tłumaczyć, to zobaczysz, że w szkole poprawią Ci się stopnie. 
Wzbogacisz język i nauczysz zwrotów. Ja np nie wiem z jakich czasów korzystam, ale umiem z nich korzystać w mowie i piśmie. Bez problemu dogaduję się ze znajomymi z różnych krajów i uważają oni, że mój angielski jest naprawdę dobry. Więc... nie poddawaj się i nie szukaj wymówek. Siadaj i tłumacz. 

Sans bądź Papyrus podoba ci się najbardziej?  - KitsuneMinLis
Jestem wierna. Sans. Na Papyrusa nie umiem spojrzeć inaczej niż na młodszego brata. Sans budzi moje największe zainteresowanie. 

Z którym byś zgrzeszyła? - KitsuneMinLis
Uhuhuhuhuhu! Z Sansem to można nawet konie kraść!

Które opowiadanie bądź komiks z którymś z nich sprawił że się podnieciłaś? - KitsuneMinLis
Heh, jak wiecie, na bloga nie wrzucam nic co by mi się nie podobało. W sensie, nie zabieram się za tłumaczenie. A więc, skoro tłumaczę jakieś +18 znaczy, że wywołało na mnie to co wywołać miało. ^^

Jaką postać uwielbiasz z historii? - Anonimowy
Tylko jedną? Za wiele ich. Naprawdę. W tej chwili zainteresowała mnie postać Michała Sędziwoja - był to polski alchemik z XV/XVI wieku, który szukał kamienia filozoficznego i przypadkowo odkrył tlen. Zgodnie z legendami udało mu się odkryć sekret nieśmiertelności i młodości i gdzieś teraz chodzi po ziemi w swoim młodym ciele. Ale to legendy. Generalnie jego badania są podwalinami polskiej magii rozumianej nie jako czary mary, ale nauka. Taki polski Dumbledore.

jakiej marki masz samochód? - Anonimowy
Nie mam samochodu i nigdy mieć nie będę. Serio. Mam tak znaczną wadę wzroku, że dla dobra swojego i pieszych wolałabym NIGDY nie siadać za kółkiem.

Jakie najbardziej lubisz czytać gatunki książek? - Dodo Dan
Beletrystyka. Fantasy. Dark Fantasy. Książki popularno-naukowe. Wszystko co dotyczy sił nadprzyrodzonych mnie przyciąga jak magnes. No i historii, ale nie bitew, wojen czy zbrojenia, a życia codziennego.

Czy lubisz pracować w biedronce? - Animaa
To nie jest coś, co się lubi albo i nie. Nie znajdziesz chyba nikogo, kto by powiedział, że na najniższym szczeblu w hierarchii instytucji czuje się dobrze. Pracy jest dużo. Naprawdę dużo i to nie jest nic łatwego, przyjemnego czy miłego. Pracuję dla pieniędzy, bo ich potrzebuję, a nie po to, aby lubić swoją pracę. Na to jeszcze mam czas.

 Czy znasz bądź chciałabyś poznać inne języki? - Różowy Kot
 Uuuuuczyłam się niemieckiego, ale to czas przeszły niedokonany. Uuuuczyłam się łaciny, ale to czas przeszły niedokonany. Mamusia twierdziła, że od dziecka zadziwiająco szybko łapałam francuski, ale nigdy w tym kierunku się nie uczyłam, dlatego nie wiem czy cokolwiek by z tego wyszło, a obecnie nie ciągnie mnie do tego języka. 
Po wielu latach oglądania anime tak osłuchałam się tego języka, że wiele mogę oglądać bez patrzenia na napisy, ale nic nie powiem czy tym bardziej nie napiszę w tym języku.

 Kiedy poznałaś swoją pierwszą miłość? - Różowy Kot
 Emm zależy co się przez to rozumie. Pierwsze miłostki przezywałam w podstawówce. Rany, aż wstyd mi o tym myśleć jaka ja byłam głupia! Moją pierwszą dziewczynę miałam wcześnie i trudno mi powiedzieć, czy to była miłość czy przywiązanie, bo była ona jednocześnie moją przyjaciółką od dzieciństwa. Potem w wieku zdaje się 13/14 lat poznałam późniejszego chłopaka, ale miłość potrzebowała dwóch lat, aby się rozwinąć między nami... Soooł. 

Gdzie chciałaś pracować jako dziecko? - Różowy Kot
 Od dziecka chciałam być nauczycielem. Serio...

Skąd wzięłaś inspiracje na tworzenie własnego bloga? - kirss
Em, znajoma, która mam od ... 12 lat (a pragnę zaznaczyć, że to znajomość stricte internetowa i widziałyśmy się tylko raz w życiu) kiedy podałam jej linka do Handlarza na początku jego działalności rzuciła rozbawiona
"Yu bez bloga, to nie Yu. Yu zawsze musi mieć bloga"
No i to jest prawda. Jak tylko dostałam stały dostęp do internetu i dowiedziałam się, że możliwe jest zrobienie czegoś takiego jak blog, natychmiast założyłam swojego. Pierwszego, drugiego, trzeciego, czwartego. Dotyczyły wielu rzeczy. Pamiętnik internetowy. Opowiadania. Recenzje. Zdjęcia. Głupie historyjki. I takie tam... Do teraz błądzą one po sieci gdzieś... Dlatego blog u mnie to nic niezwykłego. Nawet to, że wzięłam się za tłumaczenie. Zaskakujące jest to, że dopiero ten blog chwycił xD

Uważasz inne kobiety za piękne? - Anonimowy
Nie umiem już patrzeć na kobiety w znaczeniu seksualnym, dlatego obiektywnie i estetycznie powiem, że jak kobieta zadbana, to jest piękna.

 Wklej zdjęcie, które wywołuje u Ciebie wstyd za rzeczy, które dzieją się w Twoim kraju. - Anonimowy


 Czy nie uważasz że wiara w miłość damsko-męską trwającą wiecznie jest durna, niezasadna i niepotwierdzona faktami? - Anonimowy
 "Miłość" oraz "wiara" to pojęcia abstrakcyjne. Ciężko mi wypowiadać się na ten temat, gdyż bardzo, ale to bardzo bym chciała, aby istniała taka miłość. Jednak życie nauczyło mnie, że nie ma czegoś takiego jak wieczna miłość damsko-męska. Sama nie wiem, czy umiałabym zaufać komukolwiek na tyle mocno, aby powierzyć mu własne jestestwo. Dlatego... cóż... ja... jestem emocjonalnym robotem, trudno mi odpowiadać na takie pytanie, a nie chce mówić za kogoś. Więc życzę wszystkim tym, którzy poszukują takiej miłości - aby ją znaleźli.

 Co wolisz? Frans czy Soriel? - octavia.
 Ani to, ani to. Nie lubię Soriel od początku. Tori ma męża i jest królową. Powinna wrócić do Asgora, to bardzo biedna postać. Totalnie. Frans śmierdzi mi pedofilią, bo obecnie, nie umiem patrzeć na Friska inaczej niż na małego chłopca, więc...

 Jakiej rzeczy boisz się w sobie najbardziej? - octavia.
 Podatności na używki. Ja naprawdę szybko się uzależniam, dlatego potrzebuję kogoś, kto nade mną sprawuje kontrolę. Nie mówię tutaj o papierosach czy czymkolwiek innym, bo od tego też szybko się uzależniłam i cieszę się, że Samael sprawuje nade mną pieczę i pilnuje z tym nałogiem. 
Uzależniłam się od tego bloga - bo mówimy tutaj o uzależnieniu. Czy od komputera - choć ten zwrot mi się nie podoba, ale to też prawda. Boję się własnych uzależnień i tego, że mogą mieć nade mną większą kontrolę niżbym tego chciała. 

Chciałabyś się cofnąć w czasie i naprawić jakiś swój błąd zz przed lat? - octavia.
 Nie. Bo gdyby nie błędy przeszłości, nie byłabym tutaj teraz.

 Lubisz chomiczki i myszki? Chcesz je przytulić? - octavia.
 Lubię wszelkie gryzonie. Miałam kilka chomików w domu, no i raz dwanaście szczurów (jednocześnie). Soł...


Poleciłabyś jakąś fajną piosenkę na wieczór? - Taki jeden
 Ostatnio mam fazę na Celtic Woman ^^

 Ilu miałaś chłopaków? - Taki jeden
 Takiego chłopaka - chłopaka prawdziwego, który w pełni zasługuje na tę nazwę. To jednego. Pomijam miłostki i zauroczenia, czy kilku dniowe/tygodniowe sprawdzenia, czy coś "zaiskrzy".

  Czego uczył twój najbardziej lubiany nauczyciel? - Shini YY
 Historii.

 Jaka jest twoja znienawidzona postać z Undertale? - Shini YY
 Mam postacie jakich nie lubię, ale żadnej nie nienawidzę. To za mocne określenie. Wszystkie są tragiczne na swój sposób i w każdej znajdę coś co mi się podoba. Nienawiść to za mocne słowo.

 Czy zamierzasz zagrać z Samael w CupHead? Polecam! - Filip Domin
 Em... nie ^^"
Share:

Creepypasta - Eleven

Wycinki z gazet:
,,22.05.2014 – Zaginął chłopiec państwa Norisów. Według opisu zdarzeń jego rodziców chłopiec był w swoim pokoju, lecz w pewnym momencie zaczęły wydobywać się stamtąd odgłosy tłuczonego szkła. Po wejściu do pokoju chłopca nie było, ale szyba została rozbita od zewnątrz. Więcej na ten temat...”
,,,25.05.2014 – Chłopiec został znaleziony. Czy raczej... sam się odnalazł. Przyszedł do stacji benzynowej. Policja i jego rodzina zaczęli mu zadawać pytania, jednak na żadne nie odpowiedział.”

Dan Noris miał dzisiaj ciężki początek dnia. Całą noc dręczył go koszmar o torturach i o dziwnej postaci. Sen kończył się zawsze w momencie, gdy czołgał się do lustra. Mieszkał on w małym domu rodzinnym, wraz z siostrą, bratem i rodzicami.
- Cześć, synku. -usłyszał,
Cześć, mamo.
Jak tam noc?
- Wolę o tym nie mówić.
- Rozumiem.
Dan zamyślił się na chwilę.
- (Ta... fajnie, że mnie rozumie. Ale nie słucha, gdy zaczynam mówić o koszmarach).
- ...Dan?
- Eeee...tak?
- Czy ty słuchasz?
- ...nie?
- Zaspałeś!
- O KURWA!!!
Wziął plecak, kurtkę i pobiegł do szkoły. Na jej progu zorientował się, że...
- CHOLERA! Mam piżamę na sobie!
To wystarczyło, aby cała szkoła się z niego śmiała. Chłopak ze wstydu pobiegł pod klasę. Pod klasą spotkał Johna, swojego kumpla, któremu ufał bardziej niż reszcie świata.
- Znowu zaspałeś. Kolejne koszmary?
- Taa. Gdzie twój mundurek?
- W praniu.
- Dyro nas zabije za nasze ubrania!
- Wiem,ale śmiesznie trochę zginąć w piżamie.
Koledzy mieli spory ubaw aż do końca lekcji. Uwielbiali rozmawiać o Batmanie i Jokerze. To były ich ulubione postacie. Za dziecka udawali, że Dan jest Jokerem a John Batmanem. Z tym, że Joker zawsze przegrywał i dosyć szybko znikał. Była już 17:00, więc postanowili wrócić do domu. Dan zjadł kolację, wyszykował na jutro wszystko i położył się spać. Tym razem jego sen miał inny obrót. Był on w jakimś budynku, który przypominał jego dom. Był spalony i doszczętnie zniszczony. Na jego progu znalazł jakieś zwłoki. Delikatnie podniósł jedno z nich i zdał sobie sprawę, że to jego ojciec. Reszta ciał prawdopodobnie należała do jego rodziny. Wszystkie zostały rozstrzelane. Chłopca coś ciągnęło wprost do gruzów. Zbliżył się do lustra, które zaczęło się świecić. Światło tak go raziło, że zamknął na chwile oczy. Po otworzeniu zauważył, że nie ma swojego odbicia. W lustrze stała za to tajemnicza osoba. Miała zielone włosy i białą cerę. Z jego oczu widać było żądze mordu. Postać stała z szerokim uśmiechem na twarzy. Dan próbował zorientować się, o co chodzi, gdy nagle postać zaczęła się poruszać sama.
- Widzisz, co nas czeka?
Odezwała się postać. Chłopak zaniemówił i próbował odejść, ale nie mógł się ruszyć. Odbicie zaczęło wychodzić z lustra i zbliżać się do Dana.
- Od przyszłości nie uciekniesz.
- KIM JESTEŚ?!
- Nie poznajesz samego siebie?
- Ja tak nie wyglądam!
- Jeszcze nie. JESZCZE NIE!AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAH!

,,25.05.2016 – Minęły dwa lata od zaginięcia syna państwa Norisów . Nasz nowy prezydent, Janusz Korwin-Mikke, zaczyna akcję wyszukiwawczo-eliminacyjną.”
,,30.06.2017 – Prezydent zaginął dzień po przesłuchaniu ofiary wybuchu. Nie znaleziono nic, co pomogłoby go znaleźć”.

Tym razem Dan się wyspał. Zdążył założyć ubranie i pobiegł do szkoły. Wszyscy mówili o nowym prezydencie.
- Dan!
- Cześć John.
- Słyszałeś już o nowym rządzie?
- Cholera, nie. Opowiesz? Nie rozeznany w polityce jestem.
- Janusz Korwin-Mikke, nasz nowy prezydent wierzy, że działania nazistowskie są skuteczne.
- CO?! I kto by na niego głosował?!
- Jak widać spora liczba ludzi. Czasy pokoju właśnie poszły się jebać.
- E tam. To nie nasz interes.
- Eeee...
- Co?
- Zacznie on stałą kontrole wszystkich szkół. W tym naszej. Wybrał dwójkę zabijaków z naszej klasy do raportowania i eliminowania przeciwnych.
- TO JAKIŚ ŻART?!
- Chciałbym, uwierz mi.
Po lekcjach chłopak poszedł do toalety. Jak wyszedł spotkał dwójkę większych i napakowanych mężczyzn.
- Coś wspominałeś o naszym prezydencie!
- Nie. Wcale nie!
- Ach tak? To o czym rozmawiałeś z Johnem przed lekcją?
- C-c-co? S-s-s-skąd to w-w-wiecie?
- A byliśmy całkiem niedaleko.
Po tych słowach dwójka prześladowców walnęła chłopaka w brzuch. Dan zwymiotował. Jeden z nich złapał go za ręce i przytrzymał, a drugi wyjął nóż motylkowy.
- Zaraz cię, kurwa, nauczymy szacunku do władzy!
Po czym zranił go w rękę. Chłopiec syczał z bólu.
- Masz coś do powiedzenia?
- P-p-PIERDOL SIĘ!!!
To wystarczyło, aby go torturowali jeszcze dłużej. Kiedy dali mu odejść chłopiec był cały w ranach i swoim śniadaniu. Po drodze czuł czyjąś obserwację. Kiedy wrócił cala rodzina najpierw chciała mu robić wyrzuty sumienia, ale po zobaczeniu jego wyglądu zadzwonili do szpitala. Po dotarciu na miejsce okazała się potrzebna operacja płuc, jelit i nerek. Cztery dni później Dana odwiedził John. Był przerażony jego wyglądem, ale mimo wszystko podszedł do niego.
- CHOLERA! Widzisz mnie?!
- T-t-tak.
- Bogu dzięki.
- H-h-hej. A co z lekcjami?
- To jest mniej ważne. Próbuję się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierasz. Zadzwoniłem do twojej rodziny, a oni mi wszystko opisali.
- Więc przyszedłeś. Dzięki.
Po powrocie do domu Dan poszedł do swojego pokoju. Rany zniknęły, ale miał poważny problem z biciem serca. Musiał brać od tej pory adrenalinę, aby mógł w ogóle żyć.
- To tylko początek. Później będzie gorzej.
Usłyszał, jednak w pokoju nikogo nie było.
- Już się znamy. A nie, chwila. Wciąż nie masz pojęcia jak mam na imię?
- KTO TU JEST?!
- Ciii! Bo jeszcze rodziców obudzisz.
Dan usłyszał dźwięki w lustrze. Podszedł do niego a jego oczom ukazała się postać podobna do koszmarnego odbicia.
- N-n-nie, chwila. Ty nie istniejesz. To tylko zły sen!
- Oj, nie tym razem. To, co ci zrobili zabija ciebie a budzi mnie. A, i jeszcze nie jestem prawdziwy.
- T-t-to jak masz na imię?
- A jak byś mnie nazwał?
- N-n-nie wiem.
- W takim razie jestem bezimienny. Bądź zdecydowany!
- E-e-Eleven. Odpowiada?
- Może być.
- Czego chcesz?
- Zemsty na nich. Tak jak ty. Byłem z tobą przez całe życie, zamknięty w umyśle, ale wolny poprzez ból. Sam jesteś słaby. Ale zmieniając temat... masz dziewczynę? Jak tak, to chyba przeszkadzam.
Dan się zdziwił.
- Nie mam. Czemu pytasz?
- Mam wrażenie, że nasze rozmowy zabrały ci słuch.
- Dlaczego?
- Kim jest ta dziewczyna za tobą?
Chłopak się odwrócił, ale został już znokautowany.

,,09.11.2016 – Kampania nazistowska zaczęła wyłapywać tajemniczych ludzi i osoby mające kontakt z nimi. Rodziny są mordowane na ich oczach. Nikt nie ma prawa interweniować. Jeżeli ktoś spotka kogoś podejrzanego lub osobę mającą z nią kontakt należy natychmiast powiadomić władzę!”
„01.10.2017 – Kolejne liczby ofiar przez tajemniczą postać. Nikt nie jest w stanie dowiedzieć się kto to jest. Ocaleni opisali na razie, że pachnie od niego chemią i krwią.”

Dan obudził się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Wszędzie było ciemno i zimno. Był przywiązany do jakiegoś słupa a w buzi miał knebel. Po długich staraniach udało mu się go wypluć.
- Nareszcie wstałeś. Myślałam, że cię zabiłam.
Kobiecy głos dobiegał z ciemności.
- Co... się... dzieje...?
- Oj spokojnie. Skoro rozmawiasz z lustrem to nie powinno cię to zdziwić.
- CO?! - Dan zakaszlał - Nie wiem o czym...
- Mów prawdę!
- ...Widziałem tak jakąś postać. Wyglądał prawie jak ja.
- Aha.
- A ty to kto?
- Aż tak chcesz wiedzieć?
Księżyc zaświecił przez okno i oświetlił część pomieszczenia. Postać weszła pod światło i można było nieco się jej przyjrzeć.
- Więc? Kim jestem?
- C-c-c-c-CLOCKWORK?!
- Brawo. Widać, że coś tam jednak wiesz.
Dan bał się co się wydarzy, ale coś kazało mu nie panikować.
- A ty jak masz na imię?
- D-D-Dan. Dan Noris.
- Wiesz, czemu pytam? Obserwuje cię od tamtego zdarzenia. Prawię cię zmasakrowali. Jeden mi uciekł, ale drugi to inna bajka. I mam dla ciebie prezent.
Po tych słowach Clockwork pokazała mu nóż motylkowy. Ten sam, którym został skrzywdzony. Położyła go przed nim. -Poznajesz?
- Tak.
- Jakbym cię chciała zabić, to już dawno gryzłbyś piach.
- Ty... chcesz rozmawiać?
Natalie obróciła się w jego stronę.
- O proszę. Jednak inteligent. A inni mówili mi, że pacan jesteś.
-Inni?
- Toby i reszta tych Proxy. Ale czemu odbicie nazwałeś Elevenem? Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważył kałużę i postać w niej.
- Powiedz jej prawdę.
- Bo...bo nie miał imienia.
- Rozumiem. A opowiesz mi o swoich koszmarach?
Po chwili wahania Dan opisał jej, co się w jego snach działo. Zauważył, że dziewczyna słucha go niezwykle uważnie. Czuł, że poza Johnem zalazł osobę, która go słucha. Kiedy skończył Clockwork rozcięła liny.
- Wiesz co? Dam ci żyć. Jak chcesz opowiem ci swoją historię.
- Ok.
I tak spędzili pół nocy na rozmowie. Dwójka rozmawiała ze sobą jak by się znali od zawsze.
- Ej. A lubisz czarny humor?
- Zależy jaki.
Chłopak opowiedział jej o Jasiu i sprzęcie medycznym. Jak doszedł do momentu, w którym okazało się, że Jaś ukradł dziadkowi aparat tlenowy Natalie wybuchła wraz z Danem śmiechem.
Chwila. Ile ja tak leżę?
Z trzy dni.
TRZY DNI?! Wybacz, ale muszę wrócić do domu.
Dziewczyna otworzyła mu okno.
Najbliższa stacja benzynowa jest pół kilometra stąd. Tam cię chyba znajdą.
Dzięki.
Ale odezwij się czasem, co?
Um...ok.
Chłopak wziął nóż, pożegnali się i poszli w swoją stronę. Po dojściu na miejsce pracownik zadzwonił po policję. Twierdził, że zagubiony się odnalazł. Rodzina, policja i reporterzy przyjechali na miejsce. Wszyscy zadawali mu pytania co się stało, ale na żadne nie odpowiedział. Powiedział tylko, że to nie ma żadnego znaczenia i że chce wrócić do domu.

,,02.09.2016 – Została założona grupa do zwalczania psychopatów. Kolejne porwania nie zostaną już odnotowane…”
- (Chwalą dzień, przed zachodem słońca).

Następnego dnia chłopiec dostał SMS'a od Johna:
,,Dan. Zostałem wybrany na lidera nowej grupy do zwalczania psychopatów. Ale to oznacza, że... raczej będziemy daleko od siebie. Wybacz. Dołączyłem ze względu na twoje bezpieczeństwo. Mam nadzieję, że zrozumiesz.”

Dan czuł się przez to przegrany. Nikt inny się w szkole z nim nie kolegował. Nagle dostał SMS'a od nieznanej osoby:

,,Cześć. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. To ja, Natalie, Clockwork. Obróć się. ;-)”

Chłopak spojrzał za siebie. Ona rzeczywiście za nim stała.
Co tam?
Skąd masz mój numer?
Mam znajomych.
Aha.
Zgaduję, że masz problem z przyjacielem.
Nie mam mu za złe. Jego marzenia się spełniły. Da radę.
Serio? Ale będzie musiał ze starszymi od siebie walczyć.
Cóż... dałby radę i byka powalić. 
Spędzili pół godziny na wspólnej rozmowie, gdy jakiś przechodzeń zauważył chłopaka rozmawiającego z zakapturzoną dziewczyną. Zauważył u niej zegarek w oku i od razu zadzwonił po armię. W drodze do domu Dan zobaczył prezydenta i jego żołnierzy.
-Dzień dobry?
-Jedziesz ze mną. TERAZ!
Chłopak został siłą wepchany do auta, po czym odjechali do jego domu. Jego dom stał w płomieniach, a jego rodzina wyprowadzona na zewnątrz.
-CO TU SIĘ ODPIERDALA!?
-Nic szczególnego. Palimy wiedźmy i diabły.
Po tych słowach wydał rozkaz rozstrzelania ich. Na jego własnych oczach rodzina umarła. Był on bliski płaczu.
-Nie czujesz się... wolny?
-Ja...ja...
-Ty...co?
-JA CIĘ ZAPIERDOLE JAK PSA! CIEBIE I TĘ TWOJĄ...
Nie dokończył, ponieważ go zakneblowali i zabrali do dziwnego ośrodka. Tam został poddawany różnym torturom i przesłuchaniom. Po drodze zobaczył innych ludzi. Część była martwa a reszta błagała o śmierć. Przez ten widok czuł jak coraz bardziej jego ciało odlatuje. Nagle pojawił się jeden z jego prześladowców.
-Cześć śmieciu. Pamiętasz mnie? Przez tę twoją kumpelę mój brat nie żyje. Nadeszła pora rewanżu.
Po tych słowach zaczął go bić. Dan tracił przytomność, kiedy nagle usłyszał głos Elevena.
-Zabili ci rodzinę, spalili ci dom, zabrali przyjaciela i prawdopodobnie twoja luba teraz jest na terapii elektrycznej, jeżeli nie gwałcona. I ty chcesz na to pozwolić?
Nagle chłopak poczuł się potężniejszy i szybszy. Cała adrenalina spowodowała, że mógł żyć bez normalnych leków. Wyciągnął nóż i dźgnął nim napastnika w oko. Mężczyzna krzyczał wniebogłosy, po czym Dan przeciął mu gardło.
-He he he! Pozdrów brata ode mnie!
Jeden ze strażników chciał go zestrzelić, ale ten dźgnął go w rękę i upuścił pistolet. Dan go zabrał, zestrzelił strażnika i celował w prezydenta. Nagle przybyła reszta straży.
-NO CHODŹCIE! ZABAWMY SIĘ!!!
Bez problemu załatwił resztę, jednak jego główny cel uciekł do sterowni. Dobiegł tam mordując wszystko na swojej drodze. W sterowni uwolnił więźniów i dał im dostęp do broni palnej.
-Oh prezydeeeencieeeee! Gdzie się chowasz?
Nagle ktoś rzucił chemikaliami w jego oczy. Dan jęczał, ale zaraz potem przestał widzieć ciemność. Teraz widział wszystko, jak na dłoni.
-Tu cie mam!
Wycelował w dyktatora, ale amunicja się skończyła. To dało Korwinowi czas na zagazowanie go. Chłopak zaczął się dusić, po czym wpadł na resztę chemicznych odpadów, które zaczęły wylewać się na jego głowę i włosy. Część dostała się do jego płuc, przez co brzmiał jak mutant.
-W imię władzy, gówniarzu!
Mężczyzna podniósł go i wywalił do mieszarki. Po wyjściu z ośrodka zauważył on rozlaną benzynę. Podpalił ją i uciekł. Po chwili wszystko wybuchło. Chłopiec leżał przez chwilę, po czym wstał i próbował doczołgać się do domu. Dwie godziny później dopiął swego. Wszystko wyglądało jak w jego koszmarze. Doczołgał się do lustra, po czym spojrzał na swoje odbicie. Brązowe włosy przybrały miętowego koloru. Jego cera była biała jak śnieg a jego oczy były czerwone.
-Widać nie mogłem od przyszłości uciec.
-Nie mogłeś. Teraz wyglądamy tak podobnie.
-Co mi radzisz zrobić?
-Proste. Zabij tych, którzy ci to zrobili. I całe społeczeństwo.
Po raz pierwszy od tak długiego czasu na twarzy Dana pojawił się uśmiech i maniacki śmiech.

EPILOG:
Janusz Korwin-Mikke obudził się w dziwnym pomieszczeniu. Wyglądał on na pokój luster w wesołym miasteczku. Mężczyzna był szczelnie przypięty do ściany. Nagle z ciemności wyszła jakaś postać.
-Jak tam podróż minęła, panie prezydencie?
-Gdzie...gdzie ja jestem?
-Eh. Pytania bez odpowiedzi. Bolesne, prawda? Też ich nie otrzymałem.
-Co? KIM TY JESTEŚ?!
-Już mnie nie pamiętasz? To ty mnie tak tam zmasakrowałeś. Ty, twoi ludzie i twój wyznawca. Ale teraz czuje się silniejszy niż przedtem.
-D-d-Dan?
-Już nie! ZABIŁEŚ GO! JA! JESTEM! ELEVEN!!! AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH!
Prezydent zaczął się pocić ze strachu.
-Ty... nie możesz mnie zabić! JESTEM WŁADZĄ DO CHOLERY!
-Tak? Bo ja widzę to inaczej. Choć tak, masz rację. Nie zabiję cię... teraz. Mało to zabawne. CHCĘ PATRZEĆ, JAK CIERPISZ!
Eleven przekręcił dźwignię i na Korwina spadł deszcz kwasu.
-To dopiero początek. Przejdźmy do tej bolesnej części!
-Co proszę?
-Korwin, Korwin, Korwin - mówił spokojnie Eleven – ty chyba nie myślisz, że z tobą skończyłem? NIE! Zabrałeś mi rodzinę, przyjaciela, normalne życie. Tak w tajemnicy – zaczął mówić szeptem – i tak nie było ciekawe.
To mnie wypuść!
Kiedy zabawa jeszcze trwa. Cały świat zobaczy, że nie ma szans na uniknięcie szaleństwa. A wszystko przez jeden, zły dzień. Jak ja.
A-a-ale nie musimy...
Zanim skończył, chłopak wyjął nóż motylkowy i dźgnął go w ramię. Następnie rozciął mu je i zbliżył zapałkę do krwawiącej ręki.
To co powiesz na małe fajerwerki?
Zapytał, po czym posypał ranę prochem i podpalił. Mikke krzyczał z bólu.
No co? Boli? Mniej więcej tak wygląda pierwsza kąpiel w odpadach toksycznych. Z tym faktem, że na całym ciele. To co? Gotowy po więcej bólu?
Po tych słowach rozciął mu pierś i wyciągał płuca.
Przeżyjesz. Osobiście tego dopilnowałem.
Eleven wyciągnął z ciemnej części pomieszczenia torbę. Otworzył ją i wyciągnął coś, co wyglądało jak paczka.
Mały prezent ode mnie – po czym wrzasnął – CZĘSTUJ SIĘ!
Chłopak na siłę wepchnął mu ją w otwór w klatkę piersiową.
Mała niespodzianka dla reporterów, albowiem dzisiaj cię wypuszczę.
S-s-s-skończ to. Proszę.
TERAZ PROSISZ?! PO TYM WSZYSTKIM CO ZROBIŁEŚ?! Chyba sobie żartujesz – przez chwilę wybuchł szaleńczym śmiechem, po czym dodał – ja nawet nie przyszykowałem cię na powitanie. No to teraz mniej zabawnie.
Wyjął golarkę, i zaczął obcinać mu włosy i zarost.
Teraz wyglądasz jak łysy menel. He he he he. To było niezłe. Ale coś na finał zostawiłem.
Elek zszył ranę i polał Korwina benzyną.
Słyszałeś o Jeffie? Nie? Zazdroszczę. Ale nie zmienia to faktu, że mam coś jeszcze do zrobienia.
Po czym założył na siebie fioletowy frak.
Jak Joker, nie?
Zanim wyszedł podpalił całe pomieszczenie. Janusz nie wytrzymał psychicznie. Nie reagował nawet, kiedy ogień powoli go przejmował.
To do zobaczenia, panie „prezydencie”. To nasze ostatnie spotkanie.
Po czym zamknął drzwi.

Tej nocy reporterzy zebrali się w parku. Przybyło wojsko i policja.

-Z ostatniej chwili. Dostaliśmy wiadomość, że prezydent wróci do parku i abyśmy się z tej okazji zebrali... chwila. Ktoś jest w krzakach.

Janusz wyszedł z krzaków. Był nagi, łysy i zraniony. Cała jego skóra została podpalona. Miał on na sobie szeroki uśmiech i coś wszytego w klatce piersiowej. Po zadaniu pytania, co się stało on powiedział:
-E-E-ELEVEN!
Nagle wybuchł śmiechem. Jego klatka piersiowa zaczęła piszczeć i wszystko wybuchło. Jedna kamera uchwyciła wszystko. Nagle zbliżył się do niej Eleven. Rechotał z zaistniałej sytuacji. Ostatnie słowa w nagraniu przed zniszczeniem brzmiały:
-Who's Laughing Now?! AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!
Autor: Mateusz Nocuń
Share:

5 stycznia 2018

Skyrim: Diadem Clavicusa Złośliwego - Wichrowy Tron [opowiadanie własne]

Od autora: Jest to opowiadanie osadzone w realiach gry Skyrim. Nie trzeba jednak grać w grę, aby zrozumieć jego przekaz. Świat Skyrim to świat fantasy, gdzie walki ras, klanów oraz zawiłości polityczne są na porządku dziennym. Nie o tym jednak będzie to krótkie opowiadanie. Główna bohaterka to bezimienna dunmerka (mroczny elf) która pragnie zmienić swoje życie. Nic więc dziwnego, że podążyła za gadającym psem do zapomnianej świątyni by przynieść jakiś zardzewiały toporek zapomnianemu bóstwu, prawda? Każdy przecież na jej miejscu by to zrobił, prawda? Taaak, no cóż. 
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
Wichrowy Tron (obecnie czytane)
Rolff Kamienna-Pięść, jego braciszek był prawą ręką Ulfrika Gromowładnego, jarla Wichrowego Tronu. Dlaczego tutaj wróciła? No tak, była głupia. Szła do dobrze jej znanych miejsc. Dlatego, przybyła tutaj, do miasta w którym się urodziła i wychowała. Może chciała na nowo przeżyć nowe, lepsze dzieciństwo?
Dawniej bała się Rolffa, rzucał w dunmerskie dzieci kamieniami, każdego mrocznego elfa uważał za zdrajcę, albo Thalmoru, albo Cesarstwa. Nienawidził jej rasy, lecz teraz, mogła go minąć z wysoko podniesioną brodą. Jej skóra nie była szara, tylko brzoskwiniowa, zdrowy rumieniec pokrywał pulchne policzki, delikatny zadarty nosek do góry, perłowe usteczka. Blond włosy upięła w kok z którego uciekały kosmyki i co chwilę musiała go poprawiać. Była śliczna, choć ciało nadal wychudzone i osłabione. Kto nie zapragnie pomóc pięknej nieznajomej, która potrzebuje ciepłego kominka i strawy? Rolff zdecydowanie nie przepuściłby takiej okazji.
-Ej ty! - krzyknął do niej. Odziany w ciepły skórzany kożuch przetarł ręką czarną brodę i popatrzył na niewiastę. - Nowa jesteś tutaj, prawda? - Kobieta skrzywiła się lekko. - Nie przejmuj się, mogę cię oprowadzić! - Niewiele trzeba, aby uzyskać na tym świecie to czego się chce. Mimo to, starych nawyków nikt łatwo się nie pozbywa.
-Dziękuję, ale dam sobie radę sama. - Rzuciła odwracając się plecami
-Czekaj! - krzyczał za nią - Pooo-Postawię ci strawę! - brzuch odpowiedział za nią, zaburczało. Położyła na nim rękę jakby chciała ukryć ten dźwięk, za późno. Zerknęła na mężczyznę, zimny wiatr uwolnił jej włosy z koka. - Iiii.... i piwo też dostaniesz.
-Po co to robisz?
-Jak to po co? - zaśmiał się nerwowo - Ja ci coś dam, a ty dasz coś mi. - Ma ją za dziwkę? No dobrze, może dawniej nią była. Łapała się wszystkiego co pozwoli jej nie umrzeć z głodu. Lecz jeżeli teraz, zacznie swoje nowe życie od tego samego na czym skończyła tamto... Nie. Nie może sobie na takie traktowanie pozwolić. Nie jest mrocznym elfem, nie musi się przed nikim kłaniać. Jest nordem! Bardzo chciała w to wierzyć, niestety natura dunmera robiła swoje. Błękitne oczy kobiety prześledziły jego sylwetkę. Potem odwróciła się ponownie i zaczęła oddalać. Rolff nie dawał za wygraną, szedł z nią krok w krok, w stronę dzielnicy kupieckiej. - Przepraszam! Nie chciałem! Pomyliłem się! - zastąpił jej drogę - Ale słuchaj, naprawdę, mój brat jest hehe, wysoko postawiony tutaj, wiesz? - Uniosła brew.
-Twój brat, nie ty.
-Ale jak on to ja też! Słuchaj, jeżeli mi się oddasz będziesz miała wszystko co chcesz w tym mieście. Widzę, że jesteś nowa. Masz jakieś złoto przy sobie? - Faktycznie, nie miała, ani złamanej monety, nie miała nawet nic co mogłaby wymienić. Jedynie stare szaty wyciągnięte z Jaskini i płaszcz. To cały jej dobytek. Znowu na niego spojrzała. Wielkie błękitne oczy zamigotały w świetle słońca, a mężczyzna wiedział, że ją ma.
Nie wynajął tej nocy pokoju w karczmie, ba! W ogóle do niej nie poszli. Kroki swoje skierowali do dzielnicy mieszkalnej, gdzie wpuścił ją do swojego domu. Dwupiętrowego, drewnianego, z wielkim kominkiem. Dunmerska pokojówka kończyła gotować kolację. Milcząca twarz skrywała wielkie cierpienie. Ona dobrze znała tę minę.
-Pozwolisz? - Rolff nie czekając na jej zgodę, delikatnie rozpiął klamrę sprzączki jej płaszcza i powiesił go na ścianę. - Trzeba będzie ci sprawić nowy, nie będziesz się w takim pokazywać. - Tutaj się zatrzymał, zerknął na nią - Jeżeli oczywiście... zechcesz abym cię...
-Abyś mnie?
-No wiesz... - popatrzył na nią wymownie - Żyję tutaj sam i ... nie mam nikogo. Jeżeli ze mną zostaniesz, będziesz miała wszystko!
-Dlaczego nie masz nikogo?
-Bo....
-Sam powiedziałeś, że twój brat jest prawą ręką jarla. A z tego co wiem, Ulfrik jest tutaj ceniony i kochany. Dlaczego nikt nie kocha ciebie? - przechyliła głowę na bok. Rolff jęknął niepewnie. Oczywiście, znała odpowiedź na to pytanie. Słynął z niezwykłego okrucieństwa wobec Mrocznych Elfów, to jasne, nienawidził ich to pewne, lecz w sumie dlaczego żaden nord nie chciał się z nim wiązać?
-Słuchaj, o tym pogadamy jak będziemy sami - Szybka wymówka, zdzielił służkę wzrokiem. Czerwone ślepia dunmerki na chwilę spotkały się z jej. Przeszedł ją dreszcz. Widziała siebie w smutnych i zmęczonych oczach kobiety. Widziała siebie i wiedziała co ona czuje, a mimo to, odwróciła głowę. Usiadła na wskazanym miejscu przy ciepłym kominku, rozgrzała skostniałe ciało, napiła się zupy, zjadła kurczaka, a potem... przeżyła jeden z mniej atrakcyjnych seksów w swoim życiu. Miała porównanie, dlatego nie mogła powiedzieć, aby był to najgorszy seks, bo bywały gorsze. Rolff był... taki jak wielu. Niewielki, szybki, ślamazarny. Cóż, nie ma w tym nic złego, byłaby bardzo zła na siebie, gdyby spodobało się jej w łóżku z nim.
Czy chciał ściągnąć diadem? Oczywiście. Nie pozwoliła. Trzymała go na głowie cały czas, pod gęstymi włosami, tak, że u nasady tylko zielony szmaragd błyszczał i wskazywał, że coś ma na sobie. Wymigała się bąkając coś o rodzinnej pamiątce i czymś tam. Teraz sama na dobrą sprawę nie pamięta co powiedziała.
Zerknęła na jego śpiącą odwróconą do niej plecami sylwetkę. I co, tak ma wyglądać reszta jej życia? U boku nielubianego mieszkańca Wichrowego Tronu. Po jego śmierci nie dostanie nic będąc nałożnicą, a sama wolałaby prędzej zjeść fujarę trolla niż starać się o ślub z nim. Musiała się też liczyć z tym, że może być zabawką na jedną noc, co w sumie by ją nie zdziwiło. Rolff zaczepiał tak każdą kobietę, która samotnie weszła do Wichrowego Tronu? Cóóóż, nie przyuważyła, aby ten korzystał z dziwek w mieście, czy też nie pamięta, aby kogokolwiek sobie sprowadzał. Kiedy była sobą... znaczy się Mrocznym Elfem, gdy go widziała skupiała się tylko na tym, aby na nią nie spojrzał, bo nie chciała oberwać, czy po prostu nie chciała mieć kłopotów.
Oh, jak bardzo chciała ściągnąć Diadem i iść spać. Tak, by rankiem zbudził się u boku dunmera, by widział jej szarą skórę, czerwone ślepia, czarne włosy, by wiedział, że to właśnie to ciało dawało mu rozkosz. Chciała widzieć obrzydzenie do samego siebie w jego oczach, chciała usłyszeć jego złość, krzyk... Ale, to tylko zniszczyło by jej plan rozpoczęcia nowego życia. Lecz, pomarzyć zawsze można, prawda?


Minął miesiąc, a ona nadal mieszkała z Rolffem. Kamienna-Pięść okazał się być bardzo... potulnie zaborczy, można tak powiedzieć. Nie był wprawnym kochankiem i nawet nie próbował nim być. Znosił jej suknie, błyskotki, nawet kilka diademów po to by pozbyła się tego paskudnego z czoła, ale ona nigdy nie chciała. Po tygodniu dostała pięknego liska polarnego, szczenię, jako szczeniaka. Dostała śliczne buciki. Kilka książek. Jednak, nie mogła wychodzić z miasta samotnie. Zawsze w jego towarzystwie. Nie mogła rozmawiać z dunmerską pokojówką i jakoś nie kwapiła się do tego. Im dłużej spędzała w ciele nordki, tym bardziej brzydziła się swojej rasy. Widziała dzieci dunmerkie biegające po śniegu boso, grzebiące w śmieciach w poszukiwaniu jedzenia. Była zaskoczona, że kiedy wcześniej, budziło w niej to współczucie i chciała im pomóc, tak teraz tylko odrazę i gniew. To żal, miała żal do swojej rasy, że ta dała się tak upodlić. Lecz kim ona była? Oszukiwała świat i siebie.
Dlaczego nie wpadła na inny pomysł? Dlaczego nie chciała czegoś zacząć? Spróbować? Nie była wojownikiem. Do teraz trudno jej uwierzyć, ze wyszła cało wyruszając po topór dla Clavicusa. Znała się jedynie na słabej magii. Ot i wszystko. Wielu lepszych od niej w młodszym wieku nie mogło znaleźć zatrudnienia, więc co tutaj mówić o niej? Śpiewała i tańczyła, ale to umiała każda kobieta która chociaż na chwilę oparła się o drzwi wiodące do karczmy. Nie miała rodziny. Nie miała znajomych. Dawne życie bez planu, tylko w walce o przyszłość zaowocowało tym samym, choć dostała nową szansę.

Minęło sześć miesięcy. Przywykła do życia z Rolffem i odnalazła go miłym. Zaraził ją ... nienawiścią do Mrocznych Elfów. Choć, może nienawiść to za duże słowo.
Cokolwiek w niej obudził, nie było to pozytywne uczucie, a negatywne, takie jakiego powinna się wstydzić. Wśród wron kracz jako i one. Krakała. Głośno. Bez przerwy. Krakała. Krakała nawet wtedy, kiedy udali się razu pewnego w cieplejszy dzień nad przystań zakupić trochę ryb. Wtedy to Rolffowi zginęły monety z sakwy. Winny znalazł się szybko. Młody dunmer. Bardzo młody. Ciężko go było wprawdzie nazwać dzieckiem, ale zdecydowanie to jeszcze nie był dorosły. Gromowładni wzięli go za strzępy ubrań i próbowali zmusić go do odpowiedzenia na jedno, proste pytanie
-Gdzie jest KURWA moje złoto! - Jak się domyślacie, chłopiec nie wiedział. Na dobrą sprawę, nie rozumiał co się do niego mówiło. Nie, że był tępy. Po prostu był w szoku. Siedział i głodował jak zawsze, nic nikomu nie zrobił, a tutaj dostaje kilka kopów w pusty bebech, ktoś mu łamie żebra, ktoś inny ciągnie za elfie ucho, i krzyczą o jakichś pieniądzach. Oh. Chciałby mieć pieniądze o których krzyczą. Kupiłby sobie jedzenie. Ale nie ma. Znosił więc kolejne razy na swoim ciele błagając o wybaczenie, mówiąc, że o niczym nie wie i skomląc o litość. Rolff był przekonany, że młodzieniec ukradł mu pieniądze. A ona? Ona stała i się patrzyła.
-Bracie! - niski głos drugiego dowódcy Gromowładnych rozbrzmiał w przystani Wichrowego Tronu.
-Oh, jak dobrze, że cię widzę Galmarze! - Rolff natychmiast podszedł do brata i uściskali się serdecznie. - Wybacz, że w takich okolicznościach widzimy się pierwszy raz od ... od ile to?
-Osiem miesięcy.
-Od ośmiu miesięcy! Ten złodziej ukradł mi pieniądze! - pokazał na ledwo przytomnego dunmera zwijającego się na kamiennych płytach
-Wiesz, zdziwiłbym się, gdyby złodziej nie kradł, ale dawał bracie...
-Ha, ha, ha. - Rolff skrzywił się - Trzeba go ukarać.
-Czy ktoś widział, jak kradnie złoto?
-Ona widziała! - mężczyzna wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Złote włosy zafalowały, niebieskie ślepia zamigotały gdy spojrzała na Galmara Kamienną-Pięść. był wyższy od brata, znacznie lepiej zbudowany i ... bardziej owłosiony. Miesiące walki i tygodnie na koniu sprawiły też, że ... śmierdział niemiłosiernie. Zasłoniła dłonią usta by nie wciągać jego smrodu. - Ona widziała jak ten śmieć kradnie moje pieniądze!
-Naprawdę? - Rany, z jego ust śmierdzi jeszcze bardziej. Co on jadł, kupę mamuta?
-C-cóż... - stęknęła odwracając wzrok
-On mnie ukradł, widziałaś to, prawda? - Rolff popatrzył na nią znacząco. Jeżeli mu zaprzeczy, ochroni tego nieszczęśnika, ale sama straci to co ma, właściwie wszystko albo i więcej. Wyrzuci ją. W takiej sytuacji zrobiła to, co uważała za słuszne...
-Tak, widziałam. Ukradł pieniądze. - słowa łatwo opuściły jej usta. Galmar skinął dłonią, Gromowładni zabrali nieszczęśnika za szmaty, na bok, lecz nadal w wyraźnie widocznym miejscu. Jeden z nich uniósł miecz dwuręczny, drugi przytrzymał, by ten nie uciekł i nie zrobił niczego głupiego. Zimne żelazo przecięło powietrze. Szara ręka nieszczęśnika została na kamieniu, podczas kiedy reszta ramienia wędrowała do twarzy biedaka. Ten nie wiedział co się stało. Patrzył oszołomiony na dłoń. Znaczy się na miejsce, gdzie powinna się znajdować. Widział jedynie krew. Lała się i lała i lała i lała. Jeżeli szybko czegoś nie zrobi, to się wykrwawi. Ale to już nie problem Gromowładnych. To nie problem jej, aby się przejmować losem nieszczęśnika. W tym świecie, zabij albo zgiń, a ona nie chciała być już po tamtej stronie. Żyła nowym życiem i ... czy była naprawdę szczęśliwa na tej drodze, którą obrała?
Share:

Skyrim: Diadem Clavicusa Złośliwego - Jaskinia [opowiadanie własne]

Od autora: Jest to opowiadanie osadzone w realiach gry Skyrim. Nie trzeba jednak grać w grę, aby zrozumieć jego przekaz. Świat Skyrim to świat fantasy, gdzie walki ras, klanów oraz zawiłości polityczne są na porządku dziennym. Nie o tym jednak będzie to krótkie opowiadanie. Główna bohaterka to bezimienna dunmerka (mroczny elf) która pragnie zmienić swoje życie. Nic więc dziwnego, że podążyła za gadającym psem do zapomnianej świątyni by przynieść jakiś zardzewiały toporek zapomnianemu bóstwu, prawda? Każdy przecież na jej miejscu by to zrobił, prawda? Taaak, no cóż. 
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
Jaskinia (obecnie czytane)
Dyszała ciężko, krople potu spływały po je policzkach, posmak ostrej krwi wypełniał usta. Siedziała na ziemi, w ciemnej i zimnej zapomnianej przez świat jaskini, niegdyś świątyni jednego z bóstw, obecnie cóż...
-To już niedaleko! - szczekał pies. Tak, dokładnie, pies. Wyobraźcie sobie jak nędzne i żałosne życie musiała wieść ta, która teraz posłusznie poszła za gadającym psem. W głowie nie były jej zasługi, ordery czy przygody rodem z historii o dzielnych bohaterach ratujących świat przed rychłą zagładą. Ona po prostu... szukała zmiany. Zmiany swojego życia. Niska, wychudzona, ledwo żywa, poobijana, wlokła za sobą topór jaki miała zdobyć by Clavicus Złośliwy, daedryczne bóstwo spełniania życzeń zgodziło się ją wysłuchać. - Tam za zakrę.... UWAŻAJ! - zaskomlał pies. Kobieta uniosła rękę do góry, poczuła jak palce drętwieją jej gdy próbuje skumulować resztkę many na ostatni atak. Niewielka, słaba kula ognia uderzyła w nadciągającego wampira. Krzyk i gruchot. Spadł na ziemię zamieniając się w pył. - Nic ci się nie stało? - ogar podbiegł do niej niepewnie merdając ogonem.
-Tak.. jeszcze żyję.
-To dobrze, to bardzo dobrze. Przepraszam, że cię w to wmieszałem. Naprawdę.
-Nic się nie stało. I tak... nie miałam nic innego do roboty... - poprawiła ciężki oręż i szła dalej. Tym razem pies szedł noga w nogę, a raczej, noga w łapę z nią.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu, kiedy spotkała go na jednym ze szklaków. Początkowo myślała, że ostatni klient coś jej wstrzyknął, użył zaklęcia, albo jakiś inny czort, gdy usłyszała psa proszącego o pomoc w znalezieniu właściciela. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej ... okrutna. Okazało się, że Barbas, bo tak się wabił czworonóg, faktycznie umie mówić no i poszukuje swojego pana. Dobrze. Zawsze można mu pomóc, prawda? Nic na tym nie traci, a może i zyska? Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy właścicielem psa okazał się zaklęty w kamień bóg. Obiecał za wykonanie zadania spełnić jedno jej życzenie. Kto .... zrezygnowałby z takiej możliwości?
Zapewne ktoś mądry. Ona... mądra nie była. Znaczy się była na tyle bystra, by wiedzieć, że gdyby miała więcej oleju w głowie, to by zrezygnowała. Dlatego podjęła się zadania wyznaczonego przez Clavicusa. Barbas jej towarzyszył i bardzo się z nim zżyła. Przyjemny pies, wierny towarzysz i ... przyjaciel. Razem wyjechali do odległych ziem by znaleźć stary kurhan. Ledwo żywa stamtąd wyszła. Albo raczej, wypełzła.
Tyle wysiłku dla jakiegoś zardzewiałego topora? Kto zrozumie daedry.

-Ohohohoho! - usłyszała znajomy nieco zbyt piskliwy jak na dostojne bóstwo głos Clavicusa - Przybyłaś! Jak ja się cieszę, dobrze, teraz abym spełnił Twoje życzenie musisz zabić Barbasa! - w starej świątyni zrobiło się cicho. Tylko echo słów bóstwa niosło się po pustych korytarzach. - Ogłuchłaś?
-Nnnn-nie słuchaj go! - pies skulił po sobie uszy - Nie zabijaj mnie! - Kobieta nie wiedziała co ma robić. Patrzyła na posąg, który się nie ruszał, a jednak mówił, patrzyła na skomlącego psa błagającego o litość. Jeżeli to wszystko nie jest prawdą, to musiała naprawdę mocno oberwać w głowę...
-Moje życzenie... - jej ochrypnięty głos wydobył się z zdartego gardła - Spełnisz je?
-Życzenie? Jakie...aaaAAA! Tak, spełnię! Jasne, życzenie! Spełnię je! - otrząsnęło się bóstwo - Ale wpierw zabij tego kundla! - Ustalone zostało, że jest głupia, ale na tyle mądra, by wiedzieć o własnej głupocie. Zresztą geniusza nie trzeba było, aby domyślić się, że bóstwo, którego zadaniem jest spełnianie życzeń nie bez przyczyny nabawiło się przydomka Złośliwy.
-Nie. - cisza. Dopiero po chwili posąg znów przemówił.
-Co?
-Nie zabiję go.
-Ośmielasz się mi sprzeciwiać?!
-Nie zabiję go.
-Bez problemu mogę zamienić cię w robaka! Śmierdzącego, oślizgłego robaka drążącego gówno cały dzień!
-Nie zrobisz tego. - wtrącił się pies który stanął między swoim właścicielem, a kobietą - Clavicusie ile to już setek lat minęło odkąd ktokolwiek składał ci ofiarę? Zapomniano o tobie! Ona jest jedną z ostatnich osób, jakie w ogóle wiedzą, gdzie jest twoja świątynia!
-Co mi z wiernego, który się nie słucha?
-Nie jestem twoim... wyznawcą. - stęknęła opadając na kolana.
-Widzisz? Phi, nie słucha się. Nie potrzebuję jej.
-Obiecałeś jej spełnić życzenie, jeżeli przyprowadzi ci ten topór. Jesteś jej coś winien.
-Nie jestem nikomu nic winien.
-Zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka Clavicusie!
-A ty masz pchły!
-Co?! Ja nie mam pcheł!
-I liżesz sobie jaja
-Tego już za dużo!
-To akurat prawda - wtrąciła się kobieta.
-Nie liżę sobie jaj! - zawył pies. Echo poniosło jego wycie. W głębszej części jaskini obudziły się nietoperze. Coś skądś spadło. Dziewczyna zadrżała. Pies skulił uszy. -Przepraszam... -Kobieta przyglądała się zwierzęciu i posągowi przez dłuższą chwilę. Nic się nie zmieniało. Rozmawiali ze sobą, ale nie tak, aby ona usłyszała. W końcu westchnęła. Dźwignęła się resztką sił i przytaszczyła broń na ołtarz zapomnianego daedry. Czuła, że ten ją obserwuje. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Czuła się brudna, zmęczona, głodna i śpiąca. Równie dobrze, mogła umrzeć i tutaj. Oparła się o jeden z głazów, wyciągnęła obolałe nogi ze skórzanych butów. Odczepiła jeden naramiennik, bo drugi gdzieś zgubiła. Odkleiła zlepiony krwią rękaw od rany, przeczesała palcami brudne włosy. Rozejrzała się dookoła. Niedaleko głównej sali, albo raczej jej resztek, znajdowało się podziemne jezioro oświetlone błyszczącymi roślinami, których nazw nie pamiętała. Ignorując przekomarzania bóstwa i jego wiernego przyjaciela, udała się do wody by obmyć obolałe ciało.
-Jakie... - usłyszała Clavicusa przy wodzie gdy podniosła głowę. Dostrzegła go. Był przeźroczysty, niczym duch, jego oczy jarzyły się przerażającym zielonkawym błyskiem, tak mocnym, że bała się w nie ponownie spojrzeć. Para rogów starczała na boki, rude pukle opadały na ramiona. - Jakie jest twoje życzenie, dunmerko? - pochyliła głowę.
-Masz zamiar je spełnić?
-Muszę, to część umowy.
-Ja.. - Czego chciała, złota? Wpływów? Bogactwa? Nie. Nie tego chciała. Bóstwo patrzyło na nią cierpliwie, pies usiadł przy stawie w którym stała nago. Woda do połowy zasłaniała jej ciało. Spojrzała na odbicie rozmywające się w tafli. Czerwone ślepia, szara skóra, spiczaste uszy, czarne włosy... Mroczny Elf. Dumner. Tym właśnie była. I tego właśnie nienawidziła... - Chcę być nordem.
-Co? - kwiknął bóg cofając się, zasłonił usta dłonią, aby ukryć uśmiech jaki szybko na nie wskoczył.
-Mówisz poważnie? - Barbas był równie zaskoczony.
-Chcę być nordem. Urodziłam się w Wichrowym Tronie, jest tam za zimno dla mojej rasy, nie mam imienia, nie znam rodziny, nie pamiętam dzieciństwa.. chyba nigdy go nie miałam. - W jej głosie nie było słychać żalu, nie szukała współczucia, tłumaczyła po prostu swój wybór - Moja rasa jest pomiatana przez nordów, za to, że wyglądamy jak wyglądamy. Mówią, że jesteśmy złodziejami. Bicie i poniżanie nas jest słuszne. Mówią, że kradniemy dzieci, że gwałcimy. Nienawidzą mnie za samo bycie dunmerką. Może, gdybym.. gdybym wyglądała tak jak oni... gdybym wyglądała jak nord, to szczęście znowu by się do mnie.. uśmiechnęło? - bóstwo milczało, znaczy się, próbowało milczeć, bo choć historia śmiertelniczki stojącej przed nim wydawała mu się racjonalna i mimo wszystko logiczna, tak nadal był zaskoczony jej życzeniem. Psu nie było do śmiechu.

Dali jej spokój, pozwolili się umyć. Pies wyciągnął ze starego kufra szaty kapłańskie, jakie jeszcze nie zostały zniszczone przez czas, Clavicus wyczarował strawę i pozwolił napełnić brzuch kobiecie. Usnęła nawet i jakimś dziwnym sposobem było jej ciepło. Bardzo ciepło, jakby ktoś trzymał ją w ramionach, mocno tulił do siebie i ogrzewał. Gdy się zbudziła jednak leżała na ziemi. Wypoczęta, najedzona, czysta, dawne rany zagoiły się. Koło niej leżał złoty diadem z błyszczącym niewielkim szmaragdem na przedzie. Dunmerka uniosła go i rozejrzała się. Posąg się zmienił, już nie sam Clavicus, ale Barbas był na piedestale. 
-Co to? - zapytała zaskoczona
-Gdy będziesz miała to na głowie, wszyscy którzy na ciebie spojrzą, będą widzieć nie mrocznego elfa, a norda. - odezwał się posąg wspólnym głosem bóstw
-Ale uważaj - Barbas mówił dalej - Jeżeli diadem zostanie zniszczony, czar pryśnie, znów będziesz dunmerką. Jeżeli nie będziesz miała go na głowie, będziesz dunmerką.
-Iluzja będzie tak świetna - odezwał się Clavicus - że nawet ci, którzy cię dotkną, nie poznają się. Dla boga, czy dla człowieka, czy dla elfa, czy dla kogokolwiek innego, będziesz nordem, tak długo jak będziesz miała diadem na głowie.
Share:

4 stycznia 2018

Undertale: Jesteśmy tylko przyjaciółmi! - Ruja [Just Friends! - Heat] - tłumaczenie PL [+18]

 Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18. 
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik

SPIS TREŚCI
Ruja (obecnie czytany)
-Ej Papyrus? - głos drżał mi kiedy wymawiałam jego imię. Musiałam go zapytać. Musiałam wiedzieć. Czy Papyrus jest we mnie zakochany? Pytanie i mój głos sprawiły, że odwrócił głowę, zębami stuknął o butelkę miodu w ręce. Jego mina zrobiła się ostrzejsza gdy tylko na mnie spojrzał, próbował ukryć zdenerwowanie w głosie
-co tam?  - zaczęłam okręcać kosmyk włosów na palcu nie wiedząc jak rozpoczać pytanie. Przerabiałam scenariusz wiele razy pod prysznicem, ale teraz mam pustkę w głowie.
-Mogę zadać ci pytanie? - już je zadałaś
-już je zadałaś – przygryzłam wargę, starając się udać, że to nic ważnego...
-Papyrus, czy ty... - słowa wyleciały mi z ust szybciej nim zdałam sobie z tego sprawę. Za późno, by je cofnąć. Papyrus uniósł brew – Czy ty kiedykolwiek... rozważałeś... spanie z człowiekiem? - słowa uderzyły w niego niczym rozpędzony pociąg. Zamrugał kilka razy, upewniając się, że nie śni, zaskoczony tym, że nadal jestem przed nim. A potem... roześmiał się. Panie, nigdy nie słyszałam, aby się tak mocno śmiał. Głośno i wyraźnie, żaden z jego kiepskich kawałów, czy żartów puk puk nie doprowadził go wcześniej do takiego stanu. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale fala śmiechu wylała się z nich kiedy tylko na mnie spojrzał. Zaczął nawet płakać ze śmiechu, ocierał pomarańczowe łzy z oczodołów. Łapał oddech, aby się uspokoić, ale za każdym razem gdy przypomniał sobie pytanie, znowu się śmiał. Zacisnął słabo rękę na kuchennym stole, całkowicie tracąc siły przez śmiech. Byłam zła. - Dobra, kurwa łapię – warknęłam.
-z-zaraz... cz-czekaj ahahahaha...ahhaaa... na gwiazdy... dobra... już... mmm.... rozwaliłaś mi system – miód pitny w jego butelce zachlupotał kilka razy – dobra, zapytaj mnie jeszcze raz – westchnęłam ciężko – dalej dzieciaku, zapytaj mnie o to raz jeszcze
-Rozważałeś kiedykolwiek przespanie się z człowiekiem?
-nie – rzucił zimno, jego głos był niski i ostry, zaś oczodoły puste i mroczne. Ale.. nie umiał długo powstrzymać śmiechu, zasłonił usta dłonią i zaczał drżeć walcząc z atakiem. - o rany... c-co do diabła ahahaha.... co to za... ahaha... pytanie.. heh.. k-kurwa... dlaczego w ogóle brałaś pod uwagę to, że chcę spać z człowiekiem? - zadrżałam nerwowo
-B-byłam ciekawa, czy w ogóle jesteś otwarty na taki pomysł, tylko tyle.
-otwarty na pomysł? tsk, a z jakim człowiekiem miałbym... - powoli uniósł brwi patrząc na mnie, zdał sobie sprawę – o mój boże, w taki sposób próbowałaś wybadać, czy chciałbym spać z tobą! - Znaczy się, tak, ale nie w takim znaczeniu
-Co? Nie! Ja tylko...
-heh, a ja myślałem, że próbujesz poderwać mi braciszka. - powiedział coś podobnego w moim śnie? - ale odpowiadając na twoje pytanie, wielkie nie, za chuja bym się z tobą nie rżnął, nigdy, idź poszukać kogoś ze swojego gatunku dzieciaku – westchnęłam odwracając się, Papyrus zaczął pić swój miód
-...Nawet buziak?
-odpierdol się – A no. To zagadka rozwiązana.
Później, tego samego dnia przy kolacji, Papyrus postanowił zrujnować dzień.
-zgadnij o co zapytał mnie człowiek, braciszku – Prawie zakrztusiłam się makaronem. Boże. Co ja zrobiłam? Sans uśmiechnął się niewinnie skupiony na własnej porcji jedzenia
-Nie wiem, Paps, o co? - Chciałam zniknąć w moim siedzeniu, odstawiłam widelec. Dlaczego tego nie przemyślałam?!
-zgaduj – Sans kilka razy przegryzł potrawę nim głośno odpowiedział patrząc na mnie
-Hm... - zmarszczył brwi udając zastanowienie. Popatrzyłam na Papyrusa, podpierał ręką brodę, poruszył zawadiacko brwiami gdy na mnie spojrzał. Nienawidzę go. - Zapytała się ciebie, dlaczego jesteś takim leniem? - zapytał Sans wbijając widelec w makaron by wziąć kolejny kęs. Zerknął na mnie i mrugnął w moją stronę. Kilka klusek zwisało mu z ust.
-heh, nie, to tajemnica której nie pozna się nigdy
-Więc o co zapytała?
-zapytała się, czy byłem kiedykolwiek zainteresowany w ... przytulaniu się z nią – Sans zamarł. Wyprostował się w krzesełku i jego oczy zrobiły to dziwne coś, w sensie, zniknęły mu źrenice. Powoli przełknął jedzenie i chrząknął, by na mnie spojrzeć.
-To dziwne. - Schowałam nos w szklance starając się wymyślić co powinnam powiedzieć.
-prawda? heh, iiii... heh, cóż, pytała, czy chciałbym robić nawet coś więcej niż przytulanie
-Więcej niż przytulanie, co? - wzrok Sansa utkwił w moim drżącym ciele
-a no, pytała się, czy chciałbym eh... heh... potrzymać ją za rękę – To nie zadziałało. Sans dokładnie wiedział o co chodziło Papyrusowi. Jego uścisk na widelcu był mocny, ale potem, nagle, całe ciało mu się odprężyło.
-Rajuśku! - jego głos był normalny, gwiazdy pojawiły się w oczodołach gdy tylko spojrzał na brata – Nie wiedziałem, że chce robić takie rzeczy z tobą Papusiu! Czyli teraz chodzicie razem? - Papyrus prychnął gdy na mnie spojrzał
-nie, brachu, nie jest w moim typie, musiałem jej odmówić, niczym dżentelmen – Sans popatrzył na mnie smutno, nie był szczęśliwy że ja i jego brat nie jesteśmy razem.
-Szkoda! Jest mądra i śliczna, myślę, że bylibyście dobraną parą. - Jego fasada prawie zniknęła, kiedy mówił o dobrej parze.
-to miłe, ale nie dla mnie, ludzie i potwory.. heh... nie powinny się łączyć, wiesz? - Sans zerknął w moje oczy nim powiedział stanowczo kolejne słowa
-Tak, najwyraźniej masz rację – Spierdoliłam.
Sans przez resztę mojego pobytu u nich unikał mnie jak plagę. Planował swój trening wtedy kiedy wracałam do domu z pracy, przepychał się w drzwiach z torbą na ramieniu. Mogłam z nim rozmawiać tylko wtedy kiedy Papyrus był w okolicy, a nawet wtedy zachowywał się jakby nigdy nic między nami nie było, jakby wszystko było kompletnie platoniczne. Moje serce zostało złamane. Nie dał mi szansy na wytłumaczenie... Ale co miałabym mu powiedzieć?
Tak, więc, miałam sen o Papyrusie i o tym, że był we mnie zakochany, przejęłam się nim za bardzo i zapytałam go, czy to prawda, aby się przekonać. Nie chciałam z nim niczego zrobić.
Kiepsko. Nawet ja bym w to nie uwierzyła. Może potrzebuje trochę czasu, nim podejmę jakiekolwiek działanie? Taką mam nadzieję. Zachowanie Papyrusa pogarszało sprawę, non stop dawał mi jakieś dwuznaczne sugestie.
-no weź, dam ci swoje serce, a zaraz, nie mam żadnego
-zimno mi dzisiaj, może mnie rozgrzejesz, co dzieciaku? heh
-jeżeli zgubisz swojego misia, możesz się przytulić do mnie... nie, tylko żartowałem! ale z ciebie dziwak – byłam wkurzona. Musiałam pogodzić się z Sansem tak szybko jak to możliwe. Był moim światełkiem w tunelu, moim księciem, który ma mnie ocalić od wstrętnej wiedźmy! Bez jego zwyczajnych całusów czy przytulasów znikałam. Czułam się samotnie. Postanowiłam stawić mu czoła
-Z drogi człowieku, spóźnię się. - pewna w swoim postanowieniu rozłożyłam ramiona w progu, powstrzymując go przed wyjściem na trening z Alphys.
-Sans, porozmawiajmy! Wiesz dobrze, że o nic mi nie chodziło. J-ja byłam tylko ciekawa!
-Wy ludzie często to mówicie w takich sytuacjach – mruknął obniżając głos – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie wiesz?
-T-to nie ... - Sans chciał się przeze mnie przepchać, ale rzuciłam się na niego. Wiedziałam, że z łatwością może mnie odepchnąć, ale tego nie zrobił. Wiedział, że nie może się na mnie długo gniewać. - Sans! Proszę! Przepraszam! Ja.. Co mam zrobić, abyś mi wybaczył? Zrobię wszystko .. - objęłam ramionami jego ciało próbując go przytulić i schować twarz w jego chuście. Nie odwzajemnił mojego dotyku, ale słyszałam mruczącą duszę w jego piersi. - M-mam tego dość... Proszę... porozmawiaj ze mną, Sans. Tęsknię za tobą. Tak strasznie – Mocniej go przytuliłam i zaczął mięknąć. Westchnął zrezygnowany i powoli objął mnie w talii.
-Jesteś zbyt słodka abym się gniewał – mruknął. To słodkie. Po kilku kolejnych minutach uścisku, przypomniał sobie coś i odepchnął mnie – A-ale musisz mi to wynagrodzić! Naprawdę mnie zraniłaś, wiesz..
-Zrobię dla ciebie wszystko. Tylko powiedz, a ja to zrobię
-...P-pomyślę nad karą dla ciebie – pocałował mnie czule w czoło – Mogę już iść? - Zrobiłam krok w bok i sobie poszedł. Potraktowałam to jako zwycięstwo. Dostałam telefon od gościa od naprawy, że wszystko będzie zrobione przed końcem tego tygodnia. Wizja snu w moim wygodnym łóżeczku, a nie na tej kanapie wypełniała mnie determinacją. Ale wtedy.. coś... zaczęło się zmieniać.
-Mmm, dobry dzień chłopaki – mruknęłam zaspana pewnego ranka. Wchodząc do kuchni zauważyłam, że Sans i Papyrus pochylają się nad stolikiem i szepczą do siebie. Mój głos wybił ich z rozmowy i popatrzyli na mnie nerwowo. Sans mocniej zacisnął rękę na szklance soku. Hm.. To dziwne. - O czym gadacie? - wymienili się spojrzeniami, nim na mnie spojrzeli
-o sporcie – Sans przytaknął energicznie i nerwowo
-N-nie będziesz zainteresowana – Hmmmmm. Podeszłam do zlewu i zaczęłam się rozglądać za czystym kubkiem aby zrobić sobie kawy. Odkręciłam wodę, by go opłukać i jak tylko dźwięk wody rozległ się po pomieszczeniu, ich szepty wróciły.
-śmierdzi gorzej niż wczoraj!
-Ja nie... To mnie zabija Papusiu... Ja nie... Na gwiazdy... dzisiaj jest taki silny... Ja....
-nie wiem co to za zapach – Co? Ja śmierdzę? Brałam prysznic! Właściwie... Sans kupił mi nowy szampon wczoraj i ... Boże, czy w ten sposób chciał się upewnić, że się myję?! Co do diabła?! Powoli napełniłam pojemnik wodą i wsypałam kawę do ekspresu. Ustawiłam maszynę i wcisnęłam guzik, by potem wrócić do moich współlokatorów. Po kręgosłupie Sansa przemknął mocny dreszcz. Papyrus zauważył jego reakcję.
-ej bracie, może pójdziesz do sklepu po... - Sans praktycznie wystrzelił z krzesełka
-TAK! IDĘ! - przebiegł przez kuchnie i zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem. Dobra. Co się do kurwy nędzy tutaj dzieje?
-Um... dooobra – Usiadłam naprzeciwko Papyrusa przy stole, ten zasłonił usta i dziurę nosową – Możesz mi wyjaśnić co się kurwa wyrabia? - Unikał mojego wzroku, pocił się. - Papyrus!
-k-kurwa, uh...
-Zachowujecie się super dziwnie od kilku dni, zwłaszcza Sans – Tak. Wcześniej mnie ignorował, a teraz ucieka za każdym razem, gdy się pojawię. Odkąd się poci tak bardzo? - Dlaczego? - Papyrus zaczął szukać ręką w kieszeni papierosów, wyciągnął jednego i wsunął między zęby. Odpalił od zapalniczki. Wziął głęboki wdech, a potem wypuścił powoli, dym wyszedł z jego ust niczym chmura.
-nie wiem jak to powiedzieć grzecznie, więc powiem krótko, kurewsko śmierdzisz dzieciaku – Zamarłam, potem powąchałam się pod pachami
-N-nie śmierdzę!
-ta, śmierdzisz, nie wiem nawet co to za zapach, nie masz go na sobie zaraz po prysznicu, a od dwóch dni się tylko pogorszył
-...Od dwóch dni? - Uh oh. Wtedy zaczął się mój okres...
-dla mnie jest on nieznośny, ale sansa doprowadza do szaleństwa, próbowaliśmy odkryć co tak śmierdzi i sprawić, aby przestało, ale nic nie działało
-A jak to pachnie? - jego twarz wykrzywiła się w obrzydzeniu i zaciągnął się fajką znowu
-ciężko... to opisać... nie tak naprawdę źle, tylko... kurewsko dziwnie... śmierdziałaś tak wcześniej, ale nigdy tak źle, kanapa śmierdzi jak ty i obawiam się, że będę musiał ją spalić po tym jak się stąd wyprowadzisz
-...Chyba wiem skąd ten zapach – Papyrus westchnął z ulgą i zaciągnął się papierosem
-to dobrze, więc to naprawisz, tak?
-Nie mogę zrobić zbyt wiele, to samo musi przejść
-co? a ile to potrwa?
-Jeszcze kilka dni. Mniej więcej. - Warknął głośno, niczym nastolatek któremu nakazano sprzątnąć pokój.
-jaja sobie robisz? co to kurwa jest?
-Um... Nie wiesz? - Papyrus popatrzył na mnie podejrzliwie
-to chyba nie.... jest to ludzkie coś, o czym słyszałem, prawda?
-A co dokładnie masz na myśli?
-no wiesz... - Odwrócił wzrok - ... to coś z krwią? - zacisnęłam usta, oczy potwora zamigotały gdy spojrzał w moje. Przytaknęłam. Wyrzucił ręce w powietrze – kurwa świetnie! teraz masz ruję! - Co?  Chwycił za butelkę miodu i szybko wstał od stołu – nie będę znosił tego kurestwa, będę u muffet póki to się nie skończy – mruknął i wyszedł.
Ciężki oddech i dwa palce w moich ustach zbudziły mnie. Zakrztusiłam się i wyplułam je, otwierając oczy by zobaczyć, kto molestuje moje usta. To Sans. Znowu?
-S-Sans? Co ty...
-J-ja wiem co ty .... możesz dla mnie zrobić – dyszał, jego głos był niski i zachrypnięty. Wsunął kolano między moje nogi i przybliżył się, w jego oczach widziałam pragnienie, kiedy delikatnie brał mnie za brodę. Rumienił się cały i był taki.... gorący. Za gorący. Właściwie, mogłam czuć ciepło jego ciała z daleko. Co...?
-Ty... - przystawiłam rękę do jego czoła – Jesteś rozpalony! Wszytko dobrze? Zadzwonić po lekarza? - Uśmiechnął się niepewnie, być może zadowolony z tego, że mi na nim zależy, przesunął moją rękę ze swojego czoła na policzek.
-Nic mi nie będzie, ja tylko – mówił delikatnie całując mnie czule po palcach i dłoni. Popatrzył na mnie przymrużonymi oczami, kiedy otworzył oczy. Zamierza mnie ugryźć? Przygotowałam się na ból, ale ten nigdy nie przyszedł. Delikatnie przycisnął moje palce do jednego ze swoich zębów, były ostre. Bardzo ostre. Prawie się zacięłam – Potrzebuję cię – powiedział po tym, jak wyciągnął moje palce ze swoich ust.
-A-ale Sans... jesteś taki...
-Mam ruję – praktycznie wywarczał w moją rękę. Próbowałam ją zabrać, ale mocno ją trzymał
-S-sans.. to boli... - zamrugał kilka razy i puścił mnie. Poczułam, jak krew znowu spokojnie krąży mi po żyłach
-P-przepraszam ja tylko... tylko ... - popatrzył na mnie pełen pożądania – Ty mi to robisz. Zazwyczaj mogę ją przewidzieć, nie powinienem jej mieć jeszcze przez kilka miesięcy, ale ty...! - Przytulił twarz do mojego karku, wciągając mój zapach – Pachniesz tak... dziwnie, i ja nie... nie mogę nad sobą panować... To przez ciebie taki jestem... - Zaczął bawić się moją piżamą, przystawiając rękę do mojego brzucha. Zaraz, ruja? Jak u psów? Nie wiedziałam, że potwory też taką mają... Ale Sans jest dowodem na to, że mają. Jego oddech stał się nierówny, zapewne przez to, że próbuje się powstrzymywać bardziej niż jest w stanie.
-Sans, my nie...! - nim skończyłam, przywarł do moich ust wymuszając pocałunek. Magiczny niebieski język wypełnił moje usta. Była jakaś żądza ukryta za jego pocałunkiem, coś co wypełniało go czystym pragnieniem i ... - Sans, nie, stój! My nie możemy! - stęknęłam spychając go. Pokazał mi zęby, niczym dzikie zwierze, które broni swojego pożywienia, nim znowu przystąpił do ataku. Unieruchomił moje ręce w nadgarstkach nad głową.
-Papusia nie ma, śliczna – stęknął, jego gorący oddech przebiegł po mojej skórze – Zadomowił się u Muffet, nie wróci przez kilka dni. No i, czy kiedykolwiek udało mu się nas powstrzymać? - wysunął język aby zacząć lizać mnie po uchu i żuchwie. Drżałam z rozkoszy, raz za razem przeszywał mnie znajomy dreszcz spowodowany zbyt przyjemnymi dotknięciami. - A teraz pomożesz mi poradzić sobie z tym, czego ty jesteś przyczyną, a zapomnimy o tym, że próbowałaś flirtować z moim bratem – Choć bardzo chciałam to zrobić byłam... niedysponowana. On by nie chciał... Byłoby tak wiele...
-Sans.. Ja... C-co? Ej! - Przerzucił mnie przez ramię niczym worek. Koszulka spadła mi na głowę. Zacisnęłam ręce w pięści i zaczęłam bić go po plecach – Puść mnie! Ja nie chcę! J-ja nie...! - Zatrzymał się, położył rękę na mojej talii i powoli osunął po ramieniu na ziemię
-Nie... nie chcesz...? - mruczał kompletnie zaskoczony. Kurwa.
-Nie chodzi o ciebie. Tylko... Są powody przez które tak dziwnie pachnę... Ja krwawię. - Otworzył szeroko oczy, w jego głosie słychać było czysty gniew.
-Co... Krwawisz? KTO CIĘ KURWA ZRANIŁ? PAPYRUS? PRZYSIĘGAM NA KRÓLOWĄ TORIEL, ŻE...
-Nie, nie Sans, to nie tak. To um.... normalne dla mnie... - zamrugał kilka razy zaskoczony moim wyznaniem.
-Nor-normalne? Może i nie wiem za wiele o ludziach, ale nie powinniście trzymać to... w środku?
-Cóż tak, ale to co innego.. To się dzieje... um... na dole. Zawsze wtedy kiedy moje ciało zda sobie sprawę z tego, że w tym miesiącu nie będę mieć dziecka. - patrzył na mnie zagubiony. - To normalne dla ludzi. - Nadal się gapił. - Sans...? - wydobył z siebie jakiś dziwny dźwięk i wyrzucił ręce w powietrze.
-O mój Boże, to dlatego ja... Kurwa! - Położył dłonie na twarzy i rumienił się jeszcze bardziej – To dlatego moja ruja przyszła wcześnie o kilka miesięcy! M-moja dusza reaguje na twoje ciało, d-dlatego tak desperacko chce się złączyć i... - musiał zauważyć mój zdziwiony wzrok. Rany jak miałam nie zareagować na te słowa? - Nie, nie, to nic! M-my nie możemy... Nic z tego nie wyjdzie, ale... moja dusza tego nie wie. Potworze ruje... s-są normalne, też. Cóż... Normalne dla potworów. Ludzie... M-może ci się to nie spodobać... Ja robię się bardzo...
-Sans, skończ wcześniejszą wypowiedź. - Zaprzeczył próbując zachować resztki zdrowego rozsądku, zrobił krok w moją stronę, ścisnął mnie za ramię.
-Człowieku. Boli cię teraz? Krwawienie?
-N-nie, właściwie to nie...
-C-cóż, potworze ruje mogą b-być... bolesne jeżeli właściwie się nimi nie zajmie. P-proszę, musisz mi pomóc... A-ale zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała... To instynkt.. czasem mogę... być nieco... drapieżny...
-Znaczy... krew nie będzie ci przeszkadzać?
-Co? A po co miałaby? Nie boli cię, a więc to nic złego. No i szczerze, twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa. Właściwie J-ja nigdy tak strasznie cię nie pragnąłem... B-błagam, musisz mi pomóc... - Zaczęłam się zastanawiać. Ostry seks na zgodę z moim szkielecim kochankiem, który przyznał, że jeszcze nigdy tak bardzo nie miał na mnie ochoty? Jasne!
-D-dobrze – wzięłam wdech. Sans wyraźnie tracił nad sobą panowanie.
-J-ja.. Człowieku, musisz wiedzieć, że kiedy zacznę, nie przestanę póki nie będę całkowicie zadowolony... Spróbuję nad sobą panować, ale... jesteś całkowicie pewna, że chcesz?
-Rżnij mnie – wysyczałam obejmując go w karku przywierając do niego ustami by go pocałować. Odwzajemnił pocałunek wpychając niebieski język w moje usta. Zacisnął ręce na moich biodrach i uniósł mnie. Oplotłam go nogami w biodrach. Jego język był wilgotniejszy niż zwykle, może to przez ruję. Mrowienie jego magii doprowadzało mnie do szaleństwa z pożądania. Zaczął przygryzać moją dolną wargę, jęknęłam w jego usta. Był zadowolony z mojej reakcji i skubał i ssał jeszcze trochę, jakby chciał przeprosić za wcześniejsze mocniejsze ugryzienie. Czułam jego gorący oddech na swoim ciele, podsycał moje pragnienie. Nie chciałam przestać go całować. Nie chciałam. Nawet aby złapać oddech. Nawet na sekundę. Tak, błagam, nie przestawaj mnie całować, nie przestawaj. Sans, nie... Poczułam coś miękkiego pod plecami i zdałam sobie sprawę, że kładzie mnie delikatnie na swoim łóżku. Odsunął się, aby ściągnąć koszulkę przez głowę i wyrzucić ją gdzieś, zaraz potem znowu wsunął język w moje usta wywierając kolejny gorący pocałunek. Zauważyłam że jego kości wydzielają niewielką niebieską poświatę, to pewnie przez magię w jego ciele. Przystawiłam dłoń do jego żebra i praktycznie krzyknął przez dotyk w moje usta. Tego... się nie spodziewałam. Czy przez magię jest teraz bardzo czuły? Ścisnęłam jego żebro raz jeszcze, Sans odpowiedział natychmiast. Czy on... drży?
-Nnnggg... T-tak, błagam, d-dotykaj mnie...! - jęczał głosem wypełnionym potrzebą. Patrzyłam na jego twarz w błogości, kiedy moje palce przemykały po kolejnych żebrach. Wił się na mnie oszalały z rozkoszy
-Sans.. - stęknęłam – p-połóż się, dobrze? - przytaknął słabo i położył się obok mnie. Chciałam usiąść na nim, ale powstrzymał mnie
-Zaraz...Z...Zdejmij to.. W-wszystko – dyszał ciężko, z trudnością panował nad sobą. Popatrzyłam na swoje ubrania, a potem na niego. Przytaknęłam posłusznie. Uniosłam się i ściągnęłam koszulkę. Sans z głodem w oczach śledził ruchy moich dłoni, kiedy pozbywam się spodenek, odsłaniając pępek. Przełknął głośno ślinę jak odsłoniłam piersi, zimne powietrze sprawiło, że sutki mi stwardniały. W końcu, byłam już tylko w niebieskich majtkach. Sans wciągnął głośno powietrze pocierając się po stojącym kutasie pod jego spodenkami. Przytaknął znowu ponaglając mnie, bym ściągnęła majtki. Powoli osunęłam je z bioder, a gdy były na wysokości kolan, wyszłam z nich i kopnęłam gdzieś. Westchnął ciężko, całkowicie sfrustrowany i jednocześnie cierpliwy. Wskazał, abym do niego przyszła, i tak też zrobiłam przerzucając przez niego nogę. Natychmiast chwycił mnie za piersi rozkoszując się ich dotykiem na swoich twardych kościstych rękach. Przygryzłam zęby za kciuku próbując stłumić jęknięcia.
-S-są takie.. - mruczał cicho, prawie niesłyszalnie
-Takie? - mocniej je ścisnął, jęknęłam powstrzymując ból
-Takie duże.. - chrząknął
-O-oh.. - zaczął szczypać moje sutki jęknęłam żałośnie. Usiadł powoli i wziął je w swoje zęby, okręcając dookoła czule tak, aby mnie nie zranić. Jęczałam czując ból i jednocześnie przyjemność. Jego gorący język łagodził ból wymuszając języki na moim ciele. Boże. Od tak dawna nie uprawialiśmy seksu, tak strasznie tego chciałam, ale... Sans potrzebował go bardziej. Odsunęłam jego ręce od mojej piersi i osunęłam je. - E-ej, to ja mam ciebie pieścić – pochyliłam się i zaczęłam całować jego gorące kości. Ciepło prawie parzyło mnie w wargi. Znowu drżał pode mną, czułam jak zaciska ręce na prześcieradle.
-Tak, tak, tak, tak, tak... - powtarzał jak magiczne zaklęcie. Owinęłam język dookoła jego obojczyka, syknął zadowolony. Lizałam go dalej, wszystkie jego odgłosy były takie zadowalające. Był całkowicie zdany na mnie, wydaje mi się, że słyszałam jak drze prześcieradło. Jego źrenice zamieniły się w małe niebieskie serduszka, lecz prawie zniknęły z przyjemności. - Proszę, błagam, d-dotykaj mnie... Tak m-mi dobrze.. - Sunęłam językiem dalej, pozostawiając po sobie ślad śliny. Dłonie zabłądziły na jego kręgosłup, jęknął głośno. To aż zbyt miłe... Nigdy nie słyszałam go w ten sposób. Nagle Sans chwycił mnie za biodra z tą samą siłą, jaką darł prześcieradło. Krzyknęłam z bólu. Zrozumiał co robi i natychmiast zaczął gładzić ciało przepraszając za swoją brutalność. Pocierał kciukiem po moim guziczku, fala rozkoszy natychmiast mnie zalała. A potem przestał, popatrzył na mnie cały zarumieniony.
-E-ej.. uh... Co to...? - Poczułam jak ciągnie za sznureczek mojego pierdolonego tampona. Kurwa mać.
-O-o, Boże, przepraszam ja... - Wstyd zalał moją twarz którą schowałam za rękami, chciało mi się płakać. Jak mogłam kurwa o tym zapomnieć? Chciałam uciec do łazienki, zamknąć się i nigdy nie wychodzić, ale Sans złapał mnie za talię.
-E-ej, co się dzieje? - Nie odpowiedziałam mu - ... W ten sposób chronisz swoje majtki kiedy jesteś w tym stanie? - Odwróciłam wzrok, przytaknęłam zawstydzona. Boże. Chcę, aby dzisiaj się już skończyło. Sans pociągnął mocniej za sznureczek, zaczęłam wariować.
-N-nie! Nie rób...! Pozwól mi...!
-Spokojnie – szepnął, poczułam watę między nogami – N-nie przeszkadza mi to – uniósł zakrwawiony tampon między nami za sznureczek. O, Boże, dlaczego on to robi? Dlaczego mu się przygląda? - W-więc.. miałaś to... w sobie... przez ostatnich kilka dni? - Mrugnął nie spuszczając wzroku z tampona.
-Nie! - krzyknęłam chwytając za kilka chusteczek i schowałam w nie przedmiot a następnie wrzuciłam do kosza przy łóżku – Ja um.... zmieniam to...
-Wiesz... to właściwie seksowne... Myślałaś o mnie za każdym razem kiedy go wsadzałaś? Mweh heh heh... - Co za kurewski zboczeniec. Chwyciłam za jedno z bardziej wrażliwych żeber i ścisnęłam je mocniej, wysztywniał z rozkoszy. Dyszał szybciej i zaczął przywierać biodrami do mojej płci, jęcząc żałośnie. - Cz-człowieku, jeżeli nie zaczniesz.... mnie pieprzyć Ja z-zrobię to z-za ciebie – jęknął. Przytaknęłam szybko, próbując powstrzymać wstyd, by zająć się napalonym potworem. Zaczęłam ściągać z niego spodnie, jego sterczący niebieski kutas bez problemu wyszedł spod odzienia. Na czubku już miał kropelkę nasienia. Roztarłam ją kciukiem i zaczęłam pocierać ręką po jego przyrodzeniu. Uśmiechnęłam się widząc, jak bardzo jest mnie spragniony. Zazwyczaj to ja leże na dole, spragniona jego pieszczot. Rany, jak bardzo świat potrafi się zmienić. Położyłam się obok jego kutasa, przejechałam językiem od nasady aż po górę, dręczyłam go tak, jak on mnie. Syczał, widziałam jak jego lewe oko iskrzy z pragnienia. Warczał, darł prześcieradło, walczył ze sobą, aby nie stracić panowania, aby nie zachowywać się jak zwierzę. Uznałam, że sama jestem zbyt napalona, aby dłużej się trzymać. Nadziałam się na niego, oboje jęknęliśmy. Sans chwycił mnie za biodra kiedy powoli zaczęłam go ujeżdżać. Dyszał ciężko, wystawił język z paszczy.
-T-tak, r-rżnij mnie, b-błagam – jęczał potulnie, jego oczy znowu zamieniły się w serduszka. Nie mogę uwierzyć jak bardzo lubieżnie teraz wygląda, całkowicie oszołomiony moją ciasną cipką i spragniony więcej. To niesamowite. Pochyliłam się w jego stronę przyciskając moje piersi do jego żeber, całowałam i lizałam jego kark. Poruszałam biodrami w górę i w dół, czując jak się we mnie zagłębia. Syczał w moje ucho, gorący oddech przemykał między włosami na moim karku. - B-boże, haaaahnnnn, jesteś t-taka ciasna i.. i mokra... - Próbowałam utrzymać tempo, ale ten zaczął poruszać swoimi biodrami gwałtowniej i szybciej. Zazwyczaj lubił podrażnić się trochę, ale teraz chyba nie czas na to... Co sprawia, że to jeszcze lepsza okazja, aby go pomęczyć! Nagle wyprostowałam się i całkowicie zatrzymałam. Sans wił się pode mną, próbując zmusić mnie do dalszych ruchów, tak bardzo spragniony mojego miękkiego ciała. -N-no weź, nie m-możesz tak przestać...
-Oh, mogę. Właśnie to zrobiłam – Sans zamknął oczodoły zdenerwowany, jęczał moje imię, mruczał jak bardzo chce, abym go rżnęła – Że co? Nie słyszałam Sansuś.. - otworzył nagle, lewe oko migotało światłem, jeszcze nigdy nie widziałam takiej miny na jego twarzy. Nim zareagowałam, Sans wbił się w moją cipkę mojego ciężaru abym poruszała się szybciej i mocniej na jego kutasie.
-B-boże J-ja potrzebuję teeeegggoooo – syczał z pragnienia – P-pozwól się p-pieprzyć... B-bierz mojego chuja, p-proszę...! Nie mogę znieść t-tego uczucia.. - moje jęki zaczęły zamieniać się w żałosne zawodzenia kiedy wchodził we mnie. Czułam każdy centymetr jego kutasa w sobie.
-Saaanssss – jęczałam – j-jesteś tak kkkkurewsko dddd-ddduuu-uży! - głos mi się łamał przez przyjemność, czułam jak Sans drży. No nie.. Już dochodzi?
-Cz-człowieku.. Tak, b-bierz go... Jesteś moim dobrym małym człooooo-owieczkiem O-oh gwiazdy ja już nie... - wbił się mocniej we mnie, tak mocno i głęboko, że wysztywniałam do tyłu, czułam rozlewającą się magię we mnie. Sans zamknął oczy całkowicie rozmiłowany z przyjemności, mocno trzymał mnie za biodra, tak mocno, że bałam się iż przerwie skórę. Westchnęłam zadowolona, że mu pomogłam ale jednocześnie... Gdzie mój orgazm? Sans zauważył moją minę – My jeszcze nie... skończyliśmy – stęknął. Nagle znalazłam się na brzuchu, czułam żebra Sansa na plecach. Warczał w moje ucho błądząc palcami po mojej cipce, sunąc palcem po mojej łechtaczce. Warknęłam z powodu doznania, poddałam się jego dotykowi. Sans był zadowolony. - Lubisz kiedy jestem brutalny, prawda? - szepnął. Czułam czubek jego kutasa na moim pośladku, nadal twardy, sterczący, gotowy by się mną ponownie zająć. Zazwyczaj potrzebował kilku minut by złapać oddech i odnowić siły, ale teraz był znacznie bardziej napalony. Zacisnął zęby na moim ramieniu, krzyknęłam z bólu. Odsunął się, wiem, że przegryzł skórę. - Odpowiedz
-T-tak, dobra? Lubię to – stęknęłam szybko.
-Oczywiście, że lubisz! Cała jesteś moja – mówił dalej przystawiając kutasa do mojego wejścia – Chcesz być przeze mnie oznakowana – zatrzymał się nim zaśmiał nisko – Mweh heh... tylko popatrz na siebie – pochylił się powoli – Cała we krwi – Kolejna pauza, patrzył na swoją rękę i na zakrwawione prześcieradło dookoła – Ch-cholera, to jest wszędzie... ciekawe jak... - Otworzyłam szerzej oczy w przestrachu, gdy odwróciłam się by zobaczyć z przerażeniem jak Sans wsadza zakrwawione palce do ust, jak język zlizuje czerwoną maź. Uśmiechnął się patrząc na mnie, wyraźnie rozkoszował się smakiem. - Całkiem smaczne – mruknął – Smakuje jak ty... Czyli oczywiście, dobrze – Westchnęłam chowając twarz w łóżku zawstydzona.
-Możesz mnie już rznąć- mruknęłam. Sans fuknął i zaczął sunąć koniuszkiem swojej męskości po mojej szparce
-Już jesteś pełna mojego nasienia, a nadal błagasz o więcej? Niegrzeczna... - warknęłam, poruszałam biodrami, aby już zabrał się do dzieła. Wiedział, że uwielbiam tę pozycję, uwielbiam jak głęboko jego kutas może we mnie wejść, teraz się tylko mną bawi.
Warknął delikatnie wpychając swojego kutasa między moje płatki, czuł każdy mój mięsień, który go oplata, słuchał dźwięków mojej mokrej kobiecości i jego rozlanej magii we mnie. To wszystko doprowadzało go na skraj kontroli dlatego wchodził coraz szybciej. Nowa pozycja wypełniała mnie w całości. Jęknęłam zadowolona za każdym razem witając gościnnie jego wejścia we mnie.
-Mmmmfffff, tak – warczał błądząc palcami po moich plecach – B-bierz mojego chuja W-wypełnię cię całą m-moim... - Jego biodra poruszały się mocniej i stabilniej – B-boże, jesteś gotowa na... - Nagle coś w nim się zmieniło. Jego oko zabłysnęło niebieskim płomieniem. Chwycił moje biodra i zaczął mocno pchać, bałam się, że przebije się przez skórę. Sans wchodził głęboko, klepał mnie po pośladkach. Gwałtownie, mocno, z całej siły, do samego dna, bałam się, że mnie złamie. Zaczęłam krzyczeć przez mieszankę przyjemności i bóli i o Boże, to takie miłe, sprawia, że ...
-OooO! Boże! Sans! Tak! Tutaj! - krzyczałam. Sans nie zmieniał ruchów, nadal parł na wrażliwy punkcik we mnie. Zacisnęłam ręce na prześcieradle wystawiając się, aby lepiej mógł we mnie wchodzić. Boże. Jeszcze trochę, tylko troszeczkę... Czułam że zaraz dojdę, w tej chwili kiedy jest wobec mnie taki drapieżny. Te krew, porwane prześcieradła i ból... Boże... zaraz oszaleję.
-W-wypełnię cię całą moim nasieniem i przez kilka miesięcy nie będziesz krwawić bo będziesz miała w sobie moje dziecko! Nnnngaaaah! Jesteś na mnie taka gotowa, bo jesteś moim... moim małym człowieczkiem! Jesteś.... Jesteś cała moja, tylko kurwa moja, moja! Kurwa! - krzyczał to kiedy jego ciałem wstrząsnął kolejny orgazm, wypełniając mnie po sam czubek niebieską magią. Sama nie byłam lepsza, leżałam z otworzonymi ostami, moja cipka zacieśniła się tak mocno, że nie chciała wypuścić ani kropli jego nasienia z mojego ciała Mina Sana złagodniała, dyszał ciężko, oparł czoło o moje plecy. Leżeliśmy razem przez kilka minut dysząc ciężko. Nie mogę uwierzyć, że Sans doszedł tak szybko. To pewnie przez ruję. Nigdy nie był tak delikatny... N-no i to z d-dziećmi? Raaany... Cóż, cieszę się, że to już koniec. Sans nagle westchnął szybko i uniósł się odsuwając się od mojego tyłka.
-Dobra, to w jakiej pozycji teraz chcesz? - ... kurwa
Share:

Moje OC - Mei sempai - Christina Perrey

Imię i nazwisko: Christiana Perrey (potocznie mówią na nią Chris)
Wiek: 21 lat
Wygląd: Młoda dziewczyna z ognistymi włosami sięgającymi do ramion, ma grzywkę, jej oko jest przepełnione ognistą pomarańczą, drugie zaś, właściwie to go niema a w jego miejscu jest po prostu dziura, z której wypływa czarna maź, usta są wąskie, górna warga pomalowana na czarno, dolna na pomarańczowo. Na jej szyi jest wieczny naszyjnik, którego nie można zdjąć.
Historia/życie: Chris jako mała dziewczynka była bardzo zamknięta w sobie, ale  nie w ten zwykły sposób, ona po prostu uważała że sama sobie wystarcza. Gdy pewnego razu wracając ze szkoły skręciła w leśną ścieżkę usłyszała jazgotliwy śmiech połączony z płaczem, poszła sprawdzić co to.. ale nie oczekiwała naszyjnika, ubrała go ale nie zorientowała się że nie da się go zdjąć. Diamencik zaczął szeptać jej różne rzeczy, okazało że karmi się smutkiem i nędzą, ale za razem szczęściem i miłością. Chris jest dość neutralna, ale gdy jej przyjaciel jest głodny diametralnie się zmienia żeby zaspokoić jego głód. Raz gdy tego nie zrobiła straciła oko. Jej życie jest powiązane z poprzednią OC - Persefoną.

Ps. Inspirację z naszyjnikiem wzięłam z piosenki "Aishite, Aishite, Aishite".


Share:

POPULARNE ILUZJE