6 stycznia 2018

Skyrim: Diadem Clavicusa Złośliwego - Ulfrik [opowiadanie własne]

Od autora: Jest to opowiadanie osadzone w realiach gry Skyrim. Nie trzeba jednak grać w grę, aby zrozumieć jego przekaz. Świat Skyrim to świat fantasy, gdzie walki ras, klanów oraz zawiłości polityczne są na porządku dziennym. Nie o tym jednak będzie to krótkie opowiadanie. Główna bohaterka to bezimienna dunmerka (mroczny elf) która pragnie zmienić swoje życie. Nic więc dziwnego, że podążyła za gadającym psem do zapomnianej świątyni by przynieść jakiś zardzewiały toporek zapomnianemu bóstwu, prawda? Każdy przecież na jej miejscu by to zrobił, prawda? Taaak, no cóż. 
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
Ulfrik (obecnie czytane)
Szybko w niepamięć puściła wydarzenia przeszłości. Zakładając nową szatę myślała o nocy która miała nastać lada chwila. Przystrojona pięknymi naszyjnikami, usta pociągnęła barwnikiem by nadać im blasku, oczy amarantem by pogłębić ich kolor. Wyglądała pięknie. Tak uważała. Rolff był tego samego zdania i być może właśnie dlatego chodził markotny po ich domu.
-Coś się stało? - zapytała wchodząc do pomieszczenia, właśnie zapinała klipsy na uszach - Nie jesteś zadowolony, że twój brat wrócił?
-Jestem, jestem, jasne, że jestem.. - skrzywił się, tylko na chwilę podniósł na nią wzrok, by zaraz potem go odwrócić. - Słuchaj... - bąknął niepewnie chowając ręce za siebie - ... może... powinnaś się przebrać? Ta suknia jest już... stara i ..
-Kupiłeś ja dla mnie ledwo miesiąc temu...
-No tak ale... - chrząknął, powinien być stanowczy, to on przecież jest panem tego domu - Nakazuję, abyś się przebrała. - Uniosła brew patrząc na niego. Dobrze, to robi się naprawdę dziwne.
-W takim razie wybierz mi szatę godną brata prawej ręki Ulfrika - rzuciła z przekąsem krzyżując ręce na piersi. Rolff poszedł do jej sypialni pewnym, szybkim krokiem i jak tylko otworzył wieko jej skrzyni, cały impet znikł. Wszystkie ubrania jakie miała wydawały mu się „za”. Zawsze było „za bardzo” albo „za mało”. Ta jest dobra, na miasto, ale nie do pałacu. Ta znowu jest prześliczna, tak śliczna że... lepiej aby nie miała jej na sobie. Kiedy ktoś wyglądał za bardzo, mógł liczyć się z tym, że czeka go śmierć. A ostatnio zaczyna grasować Rzeźnik. Jasne, Gromowładni szukają mordercy, który umiłował się w niewieścich kształtach, ale ... Mężczyzna zerknął przez ramię na stojącą nad nim postać.
-Wiesz, może.. skoro już się ubrałaś... i w ogóle... - zaśmiał się nerwowo zamykając skrzynię.

Pałac był... cóż, trudno oczekiwać go Ulfriku wystawienia wielkiego przyjęcia podczas Wojny Domowej. Był to człowiek działający rozważnie. Na biesiadę, która prawidłowiej nazwać wypada - większą kolacją - zostały zaproszone najbliższe osoby, dowódcy wojskowi oraz bardzo bliscy krewni, bardzo bliskich wojowników. W tym oczywiście brat Galmara oraz ona. Jako, że większą część gości stanowili żołnierze różnego szczebla, nie trzeba było przejmować się etykietą. Szybko na stole wylądowało wino, piwo, miód pitny oraz strawa.
Po napełnieniu brzucha, Galmar postanowił przysiąść się do braciszka i porozmawiać z nim trochę. Dowiedzieć, co się zmieniło, co się stało, jakie wieści chodzą wśród ludu i jakie ma on nastawienie do wojny z cesarstwem. Rolff odpowiadał to co uważał za słuszne, choć ona wyłapała kilka rzeczy w których jej sponsor mijał się z prawdą. Przede wszystkim, nie wspomniał nic o mordercy grasującym po ulicach Wichrowego Tronu. Nie zająknął się na temat niewielkiego buntu dunmerów sprzed trzech miesięcy, który został krwawo stłumiony. Co więcej, nie powiedział o nowych osobach jakie napłynęły do miasta niedawno. Upiła wina. Nie chciał martwić brata? Rolff wydawał się zbyt... poczciwy aby grać na dwa fronty. Może zwyczajnie zapomniał?
-To twoja małżonka? - z zamyślenia wyrwał ją trzeci męski głos. Brodacz uśmiechał się sympatycznie, niebieskie oczy połyskiwały smutkiem i zadumą. Tak, to był Ulfrik. Ten, który był odpowiedzialny za zgładzenie renegatów, ten który wypowiedział wojnę Cesarstwu po tym, jak zamordował wcześniejszego monarchę swoim tu`um.
-Co? Och... - Rolff nie wiedział co odpowiedzieć, popatrzył na nią, lecz ta nie patrzyła na niego, wpatrywała się w monarchę jak oczarowana - Nnn-nie. Nie. - wyrzucił z siebie jakby z wielkim ciężarem. - Mieszka ze mną od kilku miesięcy
-Bracie - zaśmiał się Galmar - tego się po tobie nie spodziewałem!
-Skąd pochodzisz? - władca nie zwracał uwagi na innych. Wyciągnął w jej stronę rękę, którą ta złapała i wstała.
-Moi rodzice urodzili się tutaj, w Wichrowym Tronie. Za młodu babka wywiozła mnie do Samotni. Kiedy zmarła postanowiłam tutaj wrócić - nauczyła się historii jakie wymyśliła na temat swojego domniemanego życia bardzo rzetelnie. Prawdę powiedziawszy czasami sama zapominała, że to tylko zmyślone bajki o życiu jakie chciała by wieść...
-A więc żyłaś w Samotni - Ulfrik uśmiechnął się smutno - Elisif nadal opłakuje swojego męża? - Ah tak, Torygg, wcześniejszy najwyższy król Skyrim.
-Mówią, że tak. - odparła roztropnie - Nie wiem jednak czy do teraz i nie wiem ile w tym prawdy, jaśnie panie. Nie miałam wstępu do Błękitnego Pałacu jarla Elisif Sprawiedliwej.
Pierwsza ich rozmowa wyglądała niezręcznie, niezdarnie, bardzo... zabawnie. Nie rozmawiali o niczym wielkim, właściwie o niczym. Z byłą złodziejką i dziwką nie porozmawia się o poezji, a znowu wodzowie wojska za bardzo chcą wszystko sprowadzać do polityki. By nie zanudzić drugiej osoby zeszli na bardziej... znany im temat.
-Ta pieczeń jest naprawdę znakomita!
-Faktycznie, spróbuj z sosem, dawno tak dobrego mięsa nie jadłem.
I tak minął pierwszy dzień ich znajomości...

Drugi nastał niebawem. Tym razem nie większa kolacja, a po prostu kolacja, na której miała być ona, Rolff, Galmar i oczywiście, sam Ulfrik. Rozmawiało się już znacznie lepiej i wszyscy zebrani wiedzieli o co chodzi. Nie trudno się domyślić. Jarl Wichrowego Tronu próbował niezgrabnie, ale w prawdziwie monarszy sposób, zaskarbić sobie uwagę dziewczyny. Przede wszystkim, posadził ją nie przy Rolffie, a przy sobie. Bracia siedzieli naprzeciwko. Galmar chyba został wcześniej poinstruowany przez monarchę, bo lał Rolffowi zadziwiająco dużo wina. Ten początkowo się opierał, szukał nawet wymówek które skłoniłyby ich do wcześniejszego opuszczenia kolacji. Niestety, brat czy nie brat, to nadal poddany.
Było jej nawet żal Rolffa, wydawał się jej taki uroczo żałosny, kiedy zrezygnował całkowicie i postanowił wypić tyle ile się będzie dało. Myśl o powrocie do pustego domu i zimnego łóżka napawała go lękiem. Tym bardziej, że nic na tym nie zyska. Tak myślał. Był już na to gotowy. Dlatego, kiedy wrócił do domu z nią u boku nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Wziął jej twarz w dłonie, całował mocno i żarłocznie, jakby jutra miało nie być. Bo dla nich nie było. Galmar wykorzystał trzeźwość brata mówiąc mu wyraźnie, że jeżeli spodobała się ta niewiasta Ulfrikowi, będzie to ostatnia ich wspólna noc. Zawsze była nadzieja, że kolejnego ranka nie pojawi się posłaniec z Pałacu Królów i jej nie zabierze. To była pierwsza i ostatnia noc, jaką mogłaby nazwać udaną. Rolff wykrzesał z siebie taki potencjał o jaki nigdy by go nie posądzała. Był czuły, jednocześnie silny i stanowczy. Czar prysł rankiem, kiedy to głośny huk stukania do drzwi wybudził śpiących kochanków. Wtedy wyprowadziła się od Rolffa.

-Od dzisiaj będziesz damą z mojego dworu. - powiedział jarl Pałacu Królów
-Oboje dobrze wiemy, że nie masz czegoś takiego jak dwór - stała przed nim, ręce miała splecione przed sobą schowane pod kawałkiem futra. Szany w jakich wyszła były piękne, to jedyne co jej zostało po miesiącach spędzonych u boku Rolffa. - Powiedz, czego tak naprawdę chcesz.
-Oboje dobrze wiemy, czego tak naprawdę chcę.
-... Dlaczego uważasz, że dostaniesz to czego chcesz? - uniosła brew do góry
-Dlaczego uważasz, że tego nie dostanę? - uśmiechnął się pod wąsem Ulfrik - Jestem jarlem Wichrowego Tronu, tym który prawowitym cesarzem Skyrim.
-A ja jestem sierotą bez żadnego posagu, która nie może zasiadać obok ciebie, a jedynie pod tobą. - niezręczna cisza. Kobieta postanowiła zrobić kilka kroków przed siebie. Weszła schodami na górę. Przyboczna straż poruszyła się nerwowo, lecz ręka ich władcy nakazywała im pozostać w miejscu. Ona tym czasem była już naprzeciwko, koniuszki jej sukni zakrywały buty możnowładcy - Jaką mogę mieć pewność, że nie wyrzucisz mnie jak zepsutą zabawkę po tym kiedy dostaniesz to czego chcesz?
-A jaką miałaś pewność, że Rolff nie zrobiłby tego samego?
-Nie miałam.
-Więc dlaczego przy nim zostałaś?
-Dał mi się poznać, z czasem uznałam, że niewiele rzeczy sprawiłoby aby ze mnie zrezygnował po tym jak nauczyłam się przy nim żyć.
-Co więc musiałbym zrobić, abyś doszła do takiego samego wniosku w moim przypadku?
-Dać się poznać, mości panie. - Ulfrik odpowiedział śmiechem, nie kpiarza, lecz serdecznym i pogodnym, na swój sposób miłym i szczerym.
-Tak jak powiedziałem, zostałaś damą dworu. Twoim zadaniem będzie... - machnął ręką od niechcenia - Chodzić po Pałacu Królów i cieszyć me oko. Gdy będę wybywał na wojaczkę, masz za mną tęsknić. A gdy będę wracał, masz się cieszyć. Jeżeli polegnę, masz po mnie płakać. - Mężczyźni są do siebie podobni, pomyślała uśmiechając się delikatnie. Patrzyła głęboko w jego oczy. Wszyscy pragną tego samego. Stabilnego ogniska domowego, jakie sami stworzą i wybiorą, z samicą jaką sobie przytarmoszą. Bez znaczenia czy król czy pachołek. Oczywiście, mężczyzna to nadal mężczyzna, ale musi mieć miejsce do którego będzie wracać. Czyżby Ulfrik tego po niej oczekiwał? Może, nie różni się niczym od Rolffa?

Została jej przydzielona komnata znajdująca się niedaleko komnaty Ulfrika, lecz ten nie odwiedził jej ani w pierwszą noc, ani w drugą, ani nawet w trzecią. Jej zadanie ograniczały się do tego, do czego przeciętnej damy dworu. Pomijając fakt, że była jedyna. Otoczona zimnymi kamiennymi murami, milczącymi Gromowładnymi, planami bitew na każdym wolnym stole. Jarl kiedy się budził natychmiast musiał podejmować ważne dla dobra jego poddanych decyzje. Czasami kłócił się z Galmarem, by potem z nim pogodzić. Wojna nie była łatwa. Zwłaszcza kiedy toczyło się ją nie tylko z Cesarstwem, ale i z tajemniczym wrogiem, z nieznanymi siłami, w świecie bliskim zagłady. Gdy tak siedziała przy wielkim stole i szydełkowała, obserwowała Ulfrika gdy ten krzątał się od komnaty do komnaty. Wyglądał jak ktoś, kto próbuje nie doprowadzić do rozpadnięcia się największego kielicha na świecie. Wieczorami przysiadywał się do niej przy kominku, czasami po pracy, czasami z pracą. Nigdy nie pytał się jej co myśli, co by zrobiła na jego miejscu. Nigdy jednak też nie pozwolił jej wyjść. To zrozumiałe. A ona... jakoś nie chciała tego zrobić. Tutaj miała to czego chciała, to czego zawsze pragnęła. Czyżby to było właśnie to nowe życie jakiego poszukiwała cały ten czas?

Gdy Ulfrik wyjechał, faktycznie za nim tęskniła. Korzystając z nieobecności jarla Rolff odwiedził ją raz, dwa, trzy razy. Za każdym chciał aby do niego wróciła. Proponował nawet przekupienie strażników, proponował ucieczkę. Ona... nie chciała. Czuła sympatię do Rolffa, lecz nie chciała ryzykować własnego szczęścia. Gdy Kamienna-Pięść zrozumiał, że nie uda mu się zmienić jej zdania, przestał ją odwiedzać.
Minął ponad tydzień od wyjazdu władcy z pałacu. Przyłapała się na tym, że naprawdę zaczęła za nim tęsknić. Za jego śmiechem, za jego słowami, za jego milczeniem, obecnością i oddechem. Znudzona weszła do jego komnaty. Usnęła na jego łożu. Było miękkie i ciepłe. Zbudziła się w pustej sypialni. Czy takie uczucia towarzyszą mu za każdym razem, gdy otwiera oczy? To było smutne. Naprawdę smutne. Zapragnęła go poznać lepiej. Dla żołnierzy wódz i przyjaciel. Wielokrotnie potrafił z nimi jadać i nie zamykał się przed nimi w namiotach wyłożonych dywanami. Marzł z nimi. Cierpiał z nimi. Głodował i ryzykował życiem. Właśnie dlatego, tak wielu mężów stało za nim murem.
Po dwóch tygodniach przybył pierwszy list z frontu zaadresowany do niej. Wyrwała go z rąk posłańca jakby miała to być ostatnia rzecz przytrzymująca ją przy życiu. Jarl nie był wprawnym pisarzem. W jego liście nie było słów o miłości, o tęsknocie i o żalu, choć zapewne takich słów poszukiwała każda kobieta. Ona znalazła ... historię o biegunce która męczyła jego wojsko, o zasadzce która mu się udała, o pogodzie i o tym, że ma towarzyszkę w namiocie. Znaczy się miał. Bo kazał ją odprawić. Cóż, przynajmniej jest szczery. Zmarszczyła brwi i przymrużyła oczy. Czy ona dobrze widzi? Usiadła na krześle przed kominkiem i próbowała zrozumieć słowa.

...W osadzie pozostała tylko ona, co miałem zrobić? Wziąłem ją do siebie. Spałem z nią jedną noc. Potem drugą. Ma paskudną manierę, krótko śpi. Kiedy nie może spać. Chodzi po namiocie i zagląda wszędzie. Z dniem czwartym nie mogłem znieść już jej głosu. W dniu piątym porozmawiałem z Galmarem. W dniu szóstym wziął ją z mojego namiotu. Wyrywała się. Nie chciała wyjść. Ale udało się. W dniu siódmym ją zjedliśmy. Szkoda mi tej kury, ale była smaczna.

Ah. Kura. Hehe. Zabawne.
Dlaczego ona jest zazdrosna?
Share:

1 komentarz:

POPULARNE ILUZJE