26 stycznia 2018

Undertale: Patrontale - Część III - Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin.

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 

SPIS TREŚCI
Część I
 Część III
 Prolog
Ludzie są odrażający.
Apel.
A więc można powiedzieć, że to koniec buntu?
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin. (obecnie czytany)
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin. Lecz o tym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że są rodzeństwem, wiedzieli za to, że tej nocy przeleje się krew. 

24 godziny wcześniej.

-Drogi do miasta zabezpieczone, tak samo jak i okoliczne lasy oraz port - mówił niski potwór wyglądem przypominający psa chodzącego na dwóch nogach. - Nic bez naszej wiedzy nie wejdzie, ani nie wyjdzie. 
-Oni nie będą chcieli wejść. Oni się wedrą do środka! - skrzeczał Violenc przeskakując po korytarzu obok Friska. W obliczu takiego niebezpieczeństwa, nawet wrogowie polityczni muszą połączyć siły. Dlatego po otrzymaniu wiadomości od Chary, oboje zawiesili topór wojenny. Rzecz jasna, Frisk nic nie wie o tym, że to niewypał V rozpoczął całą tę jatkę. I raczej się nie dowie. 
-Wtedy użyjemy przeciwko nim magii - mówił psi potwór. 
-Oni też mają magię i jednokolorową duszę. 
-My też ją mamy
-Moi drodzy - Frisk przerwał im nim rozmowa poszła w złą stronę - Szanse są prawie wyrównane. Prawie. Bo to my będziemy się bronić, a oni nas oblegać. Jeżeli zdecydują się na taki ruch oczywiście - westchnął - Nie to miałem na myśli prosząc ją, aby się pokazała. 
-Niepokój w mieście wzrasta. - warknął pies
-Trzeba liczyć się z tym, że ... w mieście mogą być osoby popierające Charę. - V skoczył na stolik sali konferencyjnej i zmarszczył czerwone ślepie - Nie wiemy na dobrą sprawę ile mamy Patronów po naszej stronie. 
-Jeszcze nie zrozumiałeś, że ta wojna nie toczy się o patronów? - Frisk uniósł wysoko brwi podchodząc do okna. Zachodziło właśnie słońce, gwiazdy już dawno widoczne na nieboskłonie migotały delikatnie. Tej nocy nie będzie księżyca. Nów. Szykuje się ciemna noc. Pierwszy raz w ciągu całego swojego życia, Frisk bał się. Wiedział do czego jest zdolna Chara, bo miał podobną do niej duszę. Sam zrobiłby wszystko by osiągnąć swój cel. Jest jednak różnica. Przez ramię spojrzał na dyskutujące potwory. Właśnie. Tutaj Frisk jest jedynie marionetką i dobrze sobie z tego sprawę zdaje. Choć o tym wie, to próbuje swoją rolę w tej walce uwyraźnić, mając nadzieję, że nitki na których jest trzymany, same pękną. Charę nic nie blokuje. Nie musi się z nikim liczyć, po prostu rzuca myśl. Idziemy na naszych ciemiężycieli! I już, kto co może łapie w ręce i rusza. Bez celu. Bez planu. Bez organizacji. Bez pomyślunku. Ślepa, groźna, niebezpieczna, nieprzewidywalna siła i agresja. 
Nie.
Coś mu nie pasowało. Znowu spojrzał za okno. Coś jest nie tak. Gdyby tylko o to chodziło, to ... Moc determinacji jest wielka, ale czy uciekinierzy wracaliby tutaj tylko dlatego, że ich przywódczyni tak rozkazała? Może jej wiadomość nie miała w sobie agresji? Może... 
Telefon psiego potwora zadzwonił przerywając rozmyślania chłopca. 
-Tak?... Z-zaraz.... powtórz, słabo cię słyszę... - cisza wypełniona oczekiwaniem na odpowiedź - Z której strony?... Dobrze, zrozumiałem... Dobrze... Zostań w domu... Nie wychodź. Schowaj się z dziećmi i pupilami w piwnicy i udawajcie, że was nie ma. Dobrze? Dobrze. B-będę niedługo. Kocham cię.- pies patrzył jeszcze nieprzytomnym wzrokiem na komórkę, nim podniósł pysk w stronę Frisk. Nie musiał nic mówić. Chara już tu jest. Jej buntownicy już tu są. Będą niszczyć? Zabijać? Jaki miałaby w tym cel? Chłopak nie rozumiał. Czegoś mu brakowało. Przez miesiące siedziała cicho. I nagle? 

Pierwsza godzina minęła zaskakująco spokojnie. Znaczy się biorąc pod uwagę zgłoszenia ze wszystkich rejonów miasta o wtargnięciu grupy uzbrojonych we... we wszystko... ludzi i potworów, z zasłoniętymi czerwonymi chustami twarzami. Frisk został przetransportowany do Okrągłej Sali mieszczącej się w głównym budynku Rady. Tutaj miał być bezpieczny. Żółw siedział u siebie w rezydencji. Co jakiś czas dawał chłopcu znać, że nic mu nie jest. Nie było pożarów. Nie było ataków. Nie było krzyków. Buntownicy po prostu weszli. Obie strony równie mocno przeżywały chwilę, bały się. Kilkoro wróciło do domów, aby nakłonić pozostałych do przyłączenia się do Chary. Znaleźli się też tacy, którzy tylko przekroczywszy granice aglomeracji ściągnęli symboliczne chusty i ruszyli w stronę miejsc jakie porzucili błagając domowników o przebaczenie i miłosierdzie. Nie byli to zdrajcy, to osoby jakie dokonały własnego wyboru. 

W trzeciej godzinie stało się coś przełomowego. Agresja. W chaosie jaki powstał dosłownie w mgnieniu oka trudno było szukać winowajcy. Padł pierwszy trup. Potwór. Młodzieniec znany powszechnie jako Gray Wolf. Wielkie bydle na oczach zebranych zamieniło się w pył i zniknęło. 
-Mordercy! - krzyczały obie strony. 

W czwartej godzinie pojawiły się pierwsze wybuchy.

W piątej nocne niebo przysłoniły gęste chmury.

W szóstej krzyki były cichsze, za to płacz głośniejszy.

Lecz ani widu, ani słuchu Chary, ni nikogo z tych, co byli niej najbliżsi. 

Dziesiątą godzinę Frisk przespał, zmęczony czuwaniem, strachem i stresem. Obudził się w godzinie trzynastej, zbudzony mocnym szarpaniem za rękaw. Przepasł klęskę świata jakiego znał. Nie, to nie tak, że to co go otaczało całkowicie zniknęło. Po prostu przyszła do niego informacja, że wszyscy członkowie Rady zostali wyeliminowani z gry. Słowa te zostały spisane niechlujnie, niezgrabnie, jakby przez osobę dopiero uczącą się pisać, robiącą to w dodatku w pośpiechu. Wszystkie? Undyne i Gerson też? Dreszcz przeszył jego kręgosłup. Popatrzył na V siedzącego na stole obok niego. Nie, nie cała rada. Zmarszczył brwi. Naprawdę, coś mu tu nie pasowało. 
W godzinie czternastej, Frisk siedział na ziemi, przygryzając paznokcie, czuł głód w żołądku i od jakichś trzech godzin wstrzymywał mocz. Mimo to, nie czuł potrzeb ciała, za bardzo. Młody umysł, próbował rozszyfrować wszystko to, czego był światkiem przez ostatnich kilka miesięcy. 
Chara nie czuła się częścią społeczeństwa. Postanowiła uciec. Gdyby była normalnym pupilem, zapewne nie wywołałoby to większego poruszenia, nawet mimo takiego wystąpienia. Pech jej tkwi w duszy, że poruszyła serca. Poruszyła ludzi do myślenia. Ci nauczeni nie myśleć, kiedy na chwilę ruszyli głowy i odkryli, że czegoś im brakuje, postąpili jak ona. Uciekli. Lecz na tym ich procesy myślowe się skończyły. 
Chara chciała uciec. Nie wołała, aby za nią dołączyli. Oni poszli sami. Zmrużył oczy. Sami. Co skłoniłoby kogoś takiego jak ona, do reakcji w ten sposób? Nakazała swoim mordować? A może to komuś z miasta nerwy puściły? Jeżeli cokolwiek... ktokolwiek opiekuje się Patronami, niech zadba, aby najbliższym Friska nic się nie stało.
Toriel...
Dawno o niej nie myślał. Ciekawe jak się trzyma. W sumie. wychowała go jak matka, a od dawna nie pisał do niej, nie dzwonił, nie odbierał telefonu. Poczuł wyrzuty sumienia. Zawsze była jakaś wymówka. Prawda? 
W godzinie piętnastej drżał. Ze stresu i strachu. No i upokorzenia. Środki bezpieczeństwa zakazały wychodzenia z pomieszczenia, które nie było przystosowane do takich sytuacji. Ich Eden był takim spokojnym miejscem. Krzyki z ulicy zaś coraz głośniejsze. Załatwił swoją potrzebę do stojącej paprotki w pokoju. No cóż... nikt nie musi wiedzieć, prawda?
On wie i to już za dużo. 
W godzinie szesnastej, znowu ucichło. Znowu spokój. Koniec buntu? Informacja. Udało się odeprzeć buntowników z centrum miasta. Teraz trwa akcja wypychania ich poza rejony miasta. Potwory specjalizujące się w magii ochronnej już skupiają swoje siły, by wytworzyć dookoła miasta barierę ochronną. 
W godzinie osiemnastej, bariera została postawiona, zaś oni wypuszczeni z zamkniętego pokoju. 
-Muszę zadzwonić! - Frisk wyrwał się przodem. Telefon. Jakikolwiek.. Jest. Tam. Chwycił za niego. Brak sygnału w słuchawce. Zaczepił przypadkowego potwora - Ma pan telefon? - Patron popatrzył na niego niepewnie, sięgnął do kieszeni i podał komórkę, nie ruszył się jednak, czekał. Zaraz, numer do Toriel... Co z Toriel.. Potem sprawdzi resztę... 
Nie odbiera. 
Poczuł zimny pot na ciele. 
Jeszcze raz.
Nie odbiera. 
Do oczu nabiegły mu łzy.
Jeszcze raz.
Nie odbiera. 
Gerson! O-on musi cokolwiek wiedzieć, jak się z nim skontaktuje, to pośle kogoś, aby zobaczył co z Toriel... Jest! Ktoś podniósł słuchawkę! 
-Halo!
-Frisk? Chłopcze. Jak dobrze, że cię słyszę. - żyje. Całe szczęście. On żyje. - Wszystko dobrze? 
-Tak. Żyję, żyję. Twój dom bardzo ucierpiał?
-Oh, właściwie to nie. Pamiętasz Sansa? Syna Gastera. Pojawił się kiedy pierwsza grupa buntowników weszła do mieszkania. Wiesz, że ci ludzie byli bardzo niegrzeczni? Wyważyli mi drzwi. Naturalnie, że skoro je zamykam, to nie chcę, aby ktokolwiek do mnie przychodził - w jego głosie słychać było głęboką starczą urazę 
-Co z Sansem?
-Przekazał ciekawy rozkaz od Chary. 
-Jaki?
-Że chce tylko ciebie! Te osoby które ją prawdziwie popierają, mają nikomu nie robić krzywdy! - Frisk zmarszczył brwi.
-Ale słyszałem, że Rada...
-Można powiedzieć, że już nie istnieje. 
-A Undyne?
-Alphys i Mettaton jej pomogli. 
-Dobrze. Daj mi znać, jak coś... - Frisk popatrzył na potwora unoszącego brew do góry, czekającego na swój telefon. - to odezwę się. Uważaj na siebie. Ja muszę kończyć...
W godzinie dwudziestej trzeciej oszacowano straty. Przez walki magiczne spłonęło kilka budynków użytku publicznego, dwa bloki mieszkalne zostały zamrożone, ale bez ofiar śmiertelnych, w tej chwili żywiołaki ognia próbują je rozmrozić, zaś żywiołaki wody ugasić pożar. Z wyjątkiem kilku zdewastowanych płotów, witryn sklepowych, czy wyrwanych ławek i śmietników, nie było zniszczeń... Ten bunt jest... dziwny. Frisk przekręcił stronę. Miał tam listę osób jakich zwłoki, czy też prochy znaleziono. Patroni zasiadający w Radzie, z wyjątkiem Violenca, Gersona i Undyne. Do tego kilkudziesięciu pupili. Zarówno ze strony buntowników jak i mieszkańców miasta. Powód śmierci głównie ataki magiczne, choć w przypadku potworów znalazły się też ataki przedmiotami. 
Młodzieniec zaczął głaskać się po skroniach. Coś mu tu naprawdę nie pasowało. Coś było dziwnego. Po co Chara wydała taki rozkaz, a mimo to zginęły osoby z Rady? Po co miałaby zabijać Radę? Ona chciała ucieczki, a nie zniszczenia miasta. Gdyby chciała je zniszczyć, to by nie uciekała tak daleko od niego. To nie ten portret psychologiczny... 
W godzinie dwudziestej czwartej... zaraz, kiedy przysnął? To przez to zmęczenie. Tak. Przetarł ręką powieki i podniósł wzrok. Przed jego biurkiem stała kobieta. O brązowych włosach, brązowych oczach, brudna od pyłu i krwi, z nożem w ręku. W tym samym momencie, ktoś od tyłu przyłożył mu chustkę do ust i świat przestał istnieć... 

Wydostanie się z miasta okazało się trudniejsze niż początkowo zakładała. O wiele trudniejsze. Dostać się tutaj podczas całego zamieszania, dobra, bułka z masłem, choć nie planowała, aby wszystko obróciło się w ten sposób.
Milczała, Asriel też, no i Frisk, ale ten to nie miał innego wyjścia. Był przecież nieprzytomny. Tylko, że... mieli inny problem. Ciasnota. Składzik na szczotki okazał się dobrą kryjówką, tymczasową, lecz z racji na wielkie rozmiary Asriela, no i jego futro robiło się... niemiło. Tym czasem po korytarzu ciągle ktoś się szwendał. Ktoś przemieszczał. Może jak wszystko się uspokoi?
-Frisk zaginął! - krzyknął ktoś na korytarzu. ... No i po kurwa spokoju. Ech.
Ile tutaj już tak stoją i czekają, jak potwory i ludzie przestaną biegać? Nie wiedziała, nogi bolały, no i śmierdziało szczotami i na domiar złego, zakładnik zaczął się budzić. BUDZIĆ. Frisk niepewnie otworzył oczy, zamrugał kilka razy, czuł w ustach paskudny posmak, jakby coś zdechło i zgniło mu na języku. Fuj. Mlasnął raz i wykrzywił się z obrzydzenia. Chara patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Dobra kurwa, myśl. Szczota w dłoń i jedziesz maleńka. Jeb.
-Nie musiałaś go bić w łeb kijem - szepnął Asriel
-Ale znowu jest nieprzytomny - wysyczała przystawiając ucha do drzwi. Cisza. Uchyliła je i rozejrzała się ostrożnie. To ich szansa.
Korytarzem w lewo, prawo, w dół, tylnym wejściem. Plan jaki zrobił dla nich Sans okazał się bardzo pomocny, mógłby jednak rysować wyraźniej. Biedak faktycznie nadużywa alkoholu. Plan mimo tego, że ściany przypominają bardziej zygzaki, a drzwi są nie dokładnie tam, gdzie zostały zaznaczone.. to się zgadza. Rozkład pomieszczeń znaczy się. Teraz pod ścianę. Wstrzymać wdech. Uspokoić serce. Patron z latarką. Nie widzi ich. Dobra, poszedł. Na dół. Jeszcze niżej. I niżej. Do piwnic. Tam korytarzem w lewo i prawo i znowu w lewo, trzecie drzwi i ...
-A więc to tak się tutaj dostaliście - Frisk odezwał się. Cały ten czas był na plecach Asriela.
-Niech mnie, kurwa, milcz jak na zakładnika przystało. - wzrokiem dziewczyna zaczęła szukać czegoś czym będzie mogła go znowu uderzyć. Nie no, cegła to za dużo. Chce odebrać mu przytomność, a nie go zabić.
-Zakładnika? - chłopak był naprawdę zmieszany.
-A jak myślisz, po co cię porywam? Masz być zakładnikiem. Nie wiem dlaczego, ale dla nich jesteś ważny. No i wiele osób cię popiera i ...
-A możecie swoje zdanie wymienić w bardziej bezpiecznym miejscu? - Asriel mruknął cały czas trzymając Friska na plecach, choć nie uśmiechało mu się to. No cóż, miał rację. Przygotowane wcześniej przejście w murze, prowadzące prosto do kanałów miasta. Dopiero jak byli daleko od przejścia potwór zdecydował się puścić chłopca, gdy ten obiecał, że nie zrobi nic głupiego. Chara i tak nie dowierzała, dlatego związała mu ręce w nadgarstkach i prowadziła na sznurze.
-Dlaczego zaatakowaliście?- Frisk przerwał ciszę.
-My? To wy zaatakowaliście pierwsi - dziewczyna popatrzyła na niego zza posklejanych włosów. - Zaatakowaliście mnie. Jeden z waszych chciał mnie dźgnąć sztyletem. - chłopak zmarszczył brwi. Co?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Nie kłam - warknęła - Wy wszyscy kłamiecie. Słuchaj, było mi dobrze, naprawdę. Nie było was i znalazłam miejsce, gdzie mogłam żyć jak chciałam. Znaczy się, mogłam odpocząć, znaczy się... - gubiła się we własnych słowach. - Mam gdzieś to jaki macie system, co się stało z Gasterem i ...
-Znałaś Gastera? - przytaknęła. Frisk przystanął. Chara pociągnęła za sznurek chcąc pociągnąć go dalej, lecz ten stał mocno na ziemi - Muszę wrócić.
-No bez jaj. - dziewczyna warknęła i z kieszeni wyciągnąwszy nóż, przystawiła go do krtani chłopaka. Asriel do tej pory milczący przyglądał się całej sytuacji gotowy w ostateczności ruszyć z pomocą... - Nie po to straciliśmy tyle osób, abyś teraz po spacerku wrócił do domu.
-Chara, cieszę się, że mogę z tobą rozmawiać, w końcu, naprawdę - patrzył na nią, choć czuł jak ostra powierzchnia noża wbija się w skórę - Ale nie widzisz, że tutaj coś nie gra? Wydałaś rozkaz, aby nikogo nie zabijać, prawda? Ocaliłaś tym samym mojego Patrona, dziękuję.
-Żałosny piesek na smyczy....
-Tak, hau hau. Mogę być i pieskiem. Nie w tym rzecz. Powiedz mi, to wy zabiliście Radę? - Chara zmarszczyła brwi
-Co? Radę? To Rada zginęła?
-Tak, podczas waszego ataku.
-Wmarszu.
-Tak to nazwaliście?
-Wmarsz po sprawiedliwość. - mówiła stanowczo. Chłopak już chciał się przyczepić tych słów, ale było teraz coś ważniejszego
-A więc to nie wy?
-Nie. - oburzyła się, naprawdę się oburzyła. Hah, była taka prosta. Wszystkie emocje tak mocno przeżywała, wyraźnie widoczne na jej mimicznej twarzy. Nie kłamała. Coś mówiło mu, że nie kłamała. On z drugiej strony, spokojny, zadziwiająco za bardzo spokojny jak na tę sytuację. Chara nie mogła go zrozumieć, pojąć, dlaczego nie boi się ani jej, ani tego co się stało, ani nawet zagrożenia własnego życia. Posłuszny piesek, nic więcej.
-Właśnie dlatego muszę wrócić. - I znowu z tym, wywróciła oczami.
-Mam dość, może faktycznie zabiję cię tutaj? Co?
-Nie osiągniesz w ten sposób tego czego chcesz - zauważył.
-A czego twoim zdaniem chcę?
-Spokoju- .. zamilkła. To jest część prawdy. Chce spokoju. Nie chce być jebanym przywódcą. Nie chce prowadzić pierdolonej strategii. Nie chce aby szły za nią tłumy. Ona chce po prostu swojego miejsca, takiego w którym będzie czuła się w pełni.. Mieszkanie u Papyrusa i Gho. Do czasu czuła się tam dobrze, ale to nadal nie było to. Potem musiała wrócić.
-Zabiliście.... - zaczęła drżącym, pełnym wściekłości głosem - ... mojego... przyjaciela.... - do oczu nabiegły jej łzy - Czy ty wiesz co się dzieje z ciałem mieszańca kiedy zostanie zabity? - O czym ona mówi? A tak. O... Mówiła, że to "oni" ją pierwsi zaatakowali. Póki co chłopak milczał - Nie? Huh. W waszym raju nie ma mieszańców? Heh. No, a ja jednego znałam. Ale go już nie ma.
-Co się dzieje z ich ciałami?
-Gniją. Tak jak ludzkie. Ale szybciej. Gniją. Wysychają. A potem zamieniają się w pył. - uśmiechała się gdy to mówiła. Nie był to jednak uśmiech radości. To jeden z tych skrzywionych uśmiechów godnych szaleńca.
-Możesz mi nie uwierzyć, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Swoją uwagę skupiłem na mieście i ..
-Nie kłam! - krzyknęła
-Chara... - Asriel położył jej łapę na ramieniu. Dziewczyna odzyskała świadomość. Jakby została obudzona z paskudnego snu. Zamrugała kilka razy i popatrzyła na przyjaciela. Tego prawdziwego i jedynego, co wiernie tkwi u jej boku. - Już... spokojnie... - przytaknęła i zabrała nóż. Impulsywna. Ekspresywna. Nie analizuje sytuacji. Działa tak jak czuje. Zaś Frisk? Zupełne jej przeciwieństwo. Jak to możliwe, że oboje posiadają podobną sobie dusze? - Możesz udowodnić to, że to nie ty wysłałeś zabójcę?
-Nie - zaprzeczył - Choć nie... mam... jeden
-Jaki? - kozioł zmarszczył brwi
-Gdybym ja wysłał kogoś do zabicia ciebie, byłabyś już martwa - jego głos był oschły, pozbawiony emocji, tak samo oczy. Na swój sposób był przerażający. Poprawił krawat oraz marynarkę. Co z tego, że była brudna, co z tego, że znajdowali się w środku kanałów? On nie zdaje sobie sprawy z tego w jakim jest położeniu? A może to oni? Chara mocniej zacisnęła ręce na rękojeści noża i zrobiła zamach do góry, aby zaatakować Friska. Nic z tego. Zablokował węzłem sznura na rękach jej atak, a następnie przenosząc ciężar jej ciała przez swoje plecy, wywrócił ją na ziemię. Zakasłała. Frisk stał nad nią niewzruszony. W kanale zrobiło się jaśniej. To ognista magia Asriela. Ogniste kule zaczęły unosić się dookoła niego, kilka powędrowało w stronę chłopaka. Pognało raczej. Uniknął wszystkich. By się przed dwoma schować nawet zaryzykował wskoczenie do kanałów. - Skończcie tę dziecinadę, bo naprawdę się nudzę.
-Czym ty jesteś? - Chara podpełzła pod ścianę i plecami do niej odwrócona zaczęła się podnosić
-Człowiekiem. Słuchaj. Ja... - szukał słowa, które odpowiednio odpowiadałoby temu co czuł... O, jest - ja jestem zdeterminowany, aby chronić moje miasto. - Uśmiechnął się lekko, tak prawdziwie, że w zaistniałych okolicznościach, uśmiech był przerażająco sztuczny - Ty chcesz wolności. Wiem co chcesz osiągnąć biorąc mnie za zakładnika. To rozsądne i logiczne. Pokażesz mnie swoim, wydasz mnie im, jako ofiarę? Masz nadzieję, że w ten sposób dadzą ci spokój i pozwolą uciec? Nie. Gdziekolwiek pójdziesz, dar twojej duszy będzie ich do ciebie przyciągał. Ludzie chcą aby nimi sterowano, nie zauważyłaś tego?
-I dlatego się nimi brzydzę.
-A ja ich za to kocham. - powiedział szybko. Mówił wszystko spokojnie, dokładnie artykułując każde słowo. -  Jak powiedziałem, nie miałem korzyści w zabijaniu cię, a gdybym to ja cię próbował zabić, to by mi się udało. Moim celem było ściągnięcie cię do miasta, aby pokojowo rozegrać spór, pogodzić rodziny, zmienić prawo. Bez ofiar. Ale na to już za późno. Rada została prawie w całości zniszczona. Ci co zostali będą musieli przejąć kontrolę nad zniszczeniami i ofiarami jakie są. Ludzie będą mnie potrzebować tutaj, tak samo jak twoi tam.
-Nie widzisz, że jesteście...
-...zabawkami? Zwierzątkami? Bezwolnymi marionetkami? Owszem. Ale ty też.
-Co? Ja nie....
-Jesteś - zmrużył oczy - Popatrz ile zła wyrządziła swoja samolubność Charo! - w końcu podniósł głos - Pomyśl o tych którzy stracili bliskich, pomyśl o strachu jaki zapanował w sercach osób jakie widziały efekty twojej walki o wolność i spokój! Nie tędy droga!
-To twoje zdanie! - Chwyciła za sznur i przysunęła się w stronę Asriela. - Ja... ja...
-Czego chcesz Charo? Czego naprawdę chcesz?
-Ja.. ja... chcę... wolności...
-Wolności? - w jego głosie słyszała ostrze drwiny. - Dobrze, to daj mi wolność i puść sznurek. Chcę wrócić do swoich.
-Frisk... - znowu pociągnęła za sznur, mocniej, chłopak jak stał tak stał i się nie ruszał
-Słuchaj, to nie ja wysłałem mordercę i nie wiem kto zamordował Radę, ale dzieje się źle. Bardzo źle. Być może to ta sama osoba, która chce nas skłócić, odwrócić uwagę wszystkich i coś w ten sposób osiągnąć. To logiczne.  - Chara podniosła wzrok i popatrzyła na chłopaka.
Ich wzrok ponownie się spotkał. Oczy tego samego koloru. Włosy tego samego koloru. Widzieli własne odbicia w oczach tego, kogo uznawali za wroga. Widzieli determinację przepełniającą dusze. W obu przypadkach równie mocno bijącą, silną, nie do zahamowania.




Tydzień po tragicznych wydarzeniach, przez środek miasta przejechał konwój żałobny, zgodnie z tradycją, za prochami zmarłych i za ciałami pupili szli bliscy, krewni i rodzina. Frisk wygłosił przemowę która podniosła na sercu wszystkich ludzi, dodała otuchy potworom. Gerson zajął się planem odbudowy miasta, V zadbał natomiast o zapewnienie spokoju w mieście. Ci co popierali Charę w większości wrócili. Przywódca, który nie liczy się z osobami jakie ma pod sobą, taki bez planu i celu działania, nawet z najpotężniejszą jednokolorową duszą nie pociągnie na stałe za sobą tłumów. Te zwróciły się w stronę Friska. Chara zbiegła, nikt nie zna miejsca jej ukrywania się.

-Jak już będziesz wiedziała, czego naprawdę chcesz, wróć - mówił Frisk, wtedy w kanałach, nim się rozstali - Będę czekał, aby zmierzyć się z tobą na poważnie.- Chara uśmiechnęła się lekko podnosząc wzrok na chłopaka, a następnie przeniosła go na Asriela i pobiegła przed siebie, wgłąb kanału, do wyjścia. Kiedy znajdzie już odpowiedzi na dręczące ją pytania, z pewnością wróci. A gdy to się nastanie... wszystko będzie zdecydowanie lepiej przygotowane. Ciekawe tylko czyja determinacja wygra. Pacyfisty Friska, który chce zmian przebudowując to co jest. Czy rewolucjonistka Chara, która chce zmian niszcząc to co jest by wznieść coś nowego?
Share:

5 komentarzy:

  1. Zaraz, zaraz- to nie jest koniec- prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Frisk taki badass xD
    Szkoda tylko, że nie ma żadnej wskazówki co do śmierci Rady, ale całą serię przyjemnie się czytało ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz!
    Czy Toriel żyje czy...
    Nie,nie, ona musi żyć!
    Wkońcu jest mistrzem w rzucaniu plackami(Najbardziej lubie cynamonowe-tofi).
    Pozdro Dla Kumatych ;)

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE