26 grudnia 2017

Undertale: Patrontale - Część III - Ludzie są odrażający.

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 

SPIS TREŚCI
Część I
Ludzie są odrażający. Ta myśl często przemykała się przez głowę Chary, kiedy przechodziła przez szkolne korytarze. Od jej przeniesienia minął rok. Rok próby znalezienia swojego miejsca. Zrozumienia nowej rzeczywistości jaka ją otaczała. Niestety cokolwiek by nie robiła, jakąkolwiek by próbę nie rozpoczynała. Wszystko wydawało się ... takie... bezcelowe. Puste. Wcześniejsza radość z wolności dawno temu zniknęła. Strach również. Teraz wypełniona jest jedynie odrazą i obrzydzeniem. Czuje to nawet jak wraca do domu. Kiedy patrzy na Asriela, kiedy patrzy na swoje odbicie w lustrze... Widzi, że jest częścią tego chorego systemu i bardzo się jej to nie podoba.
Gdziekolwiek nie spojrzała widziała fałsz. Czuła się jak jedyny trzeźwy człowiek w świecie wariatów. Albo co gorsza, w świecie, gdzie każdy człowiek miał przeprowadzoną lobotomię.
-Nie zmienimy tego Charo - mówił do niej Asriel kiedy siedzieli razem na ganku i pili kakao. Dziewczyna mu nie odpowiadała. Lubiła go, mimo tylu lat oszukiwania i trzymania jej w złotej klatce. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego to robił i nawet żałowała, że tak ślepo wierzyła w wolność. Przeprosiła go nawet raz czy dwa razy, gdy obejmował jej wątłe ciało i przytulał do włochatej piersi. Kochała go. Na swój sposób. Kochała przyjaciela, który był przy niej na dobre i na złe, lecz nie podobał się jej fakt bycia jego... zwierzątkiem domowym. Chciała być traktowana na równi z nim. Chciała coś robić. Cokolwiek. Coś co będzie mogła sama zrobić. Wziąć odpowiedzialność za to co z tego wyjdzie. Wziąć garściami odpowiedzialność za własne życie we własne ręce. Chciała tego. Nie rozumiała, że inni tego nie chcą.
-Ale my możemy robić to co chcemy - odezwała się jedna z dziewczyn, wiekiem zbliżona do niej. Siedziały wtedy na ławce przed szkołą i jadły śniadania. Asriel zawsze robił jej „wiosenne kanapki”. Tak to nazywał. Chleb z serem, szynką, sałatą, pomidorem, ogórkiem. Nie zapominał dodać też tabliczki czekolady. Czasem dawał nawet dwie.
-Tak? - Chara przełknęła głośno - Daj chociaż jeden dowód na to, że jesteś wolna i możesz robić to co chcesz.- Dziewczyna zmarszczyła brwi i długo się zastanawiała. Potem jej mina się rozpromieniła
-Mogę pracować!
-....Co?
-No, jak chcę, to mogę pracować. To mój wybór czy chcę, czy nie.
-Dooobra - Chara tłumiła śmiech - Załóżmy, że chcę pracować w sklepie. Mogę?
-Jak twój patron... - tutaj wtrąciła się dziewczyna
-A-a-aaaa - pokiwała palcem uśmiechając się zawadiacko - Jak możesz robić to co chcesz, skoro twój patron załatwia ci pracę?
-No ale ja pracuję i ja mogę podjąć decyzję czy chcę pracować, czy nie.
-Mmmm - Chara zmarszczyła brwi i założyła kosmyk brązowych włosów za ucho - To teraz popatrz na to tak. Ludzie muszą coś robić. No powiedzmy sobie szczerze. Mało kto dałby radę siedzieć przez całe życie i ładnie wyglądać. Prawda? Potwory wiedząc o tym mechanizmie pozwoliły nam pracować, abyśmy mogli się czymś zająć. Nie dostajemy wypłaty we własne ręce i nie możemy przeznaczyć jej na to co chcemy, a jak już, to nie wiemy na co. Prawda? No. Nie, nie przerywaj mi. Zamknij się i słuchaj. Chcesz pracować w sklepie. Właścicielem sklepu jest zawsze patron. Jak go poprosisz o pracę, skontaktuje się z twoim patronem i reszta będzie zależała od nich, nie od ciebie. A da radę otworzyć własny sklep? Nie, nie da. Bo to wymaga zgody zgadnij kogo? Patronów! - ugryzła kawałek czekolady - Łozumiesz? - Połknęła ją i chrząknęła - Możliwość pracy nie jest dowodem na to, że masz prawo wyboru, wolności, czy jesteś niezależna od nikogo. To woda na ich młyn, oni chcą abyś tak myślała - Chara popatrzyła na dziewczynę, w jej oczach coś błysnęło. Jakiś żar, żar który mówił Charze, że jej rozmówczyni powoli zaczyna rozumieć. Łapać o co chodzi, lecz wtedy, zadrżała. Potrząsnęła głową. Opierała się tej myśli. Rany. Jak bardzo była zmanipulowana.
-N-nie, to wszystko co mówisz to nie jest prawda
-Ale to jest prawda! Dam ci więcej dowodów na to, że..
-NIE! Nie chcę tego słuchać! Wiesz co? - dziewczyna wstała z ławki ze łzami w oczach - inni mieli rację. Jesteś dziwna. Nie warto się z tobą zadawać! Powinnaś być wdzięczna swojemu patronowi za wszystko to co ci daje! Bo gdyby nie on, to by cię tutaj nie było! - W taki sposób Chara straciła jedyną osobę, która się do niej odzywała.

Gdzieś tak miesiąc po tym wydarzeniu, Chara miała dość. Bo tak czasem jest, że człowiek ma dość. Chciała udowodnić wszystkim, że nie potrafią się w żaden sposób odnaleźć w życiu bez patronów. Wpadła na genialny plan, który w swojej prostocie miał pokazać ludziom, że potwory nimi manipulują.
Nauczycielka wezwała ją do odpowiedzi. Mimo upływu czasu Chara nie robiła jednak zbyt szybkich postępów w nauce. Nie umiała, albo raczej, nie chciała nadgonić swoich rówieśników. Dlatego nadal miała problemy z czytaniem i pisaniem. Nie oznacza to jednak, że była głupia. Co to to nie. Odpowiadała, co chwilę przesuwając się w stronę drzwi. Kiedy kobieta zerknęła do dziennika aby wstawić Charze naciąganą pozytywną ocenę, ta wybiegła z sali, na korytarz i z całej siły uderzyła w alarm pożarowy.
Cała reszta potoczyła się szybko. Jak podejrzewała, ludzie nie wiedzieli jak zareagować. Bali się i czekali na patronów, którzy po nich przyjdą. To patroni wyprowadzili ludzi z budynku, to oni zadbali o ich komfort. Przybyli, przytulili, uspokoili. A kiedy okazało się, co tak naprawdę stało za tym chaosem... no cóż. Charę nie zdziwił fakt, że siedziała na dywaniku u dyrektorki Alphys i jej robota Mettatona. Nie dziwiło ją to, że obok niej siedział skruszony i przerażony Asriel.
-Co chciałaś tym udowodnić? - potwór pochylał się nad stolikiem. Poprawiła okulary spadające z jej nosa
-Chciałam pokazać wszystkim, że są do niczego. Właściwie - zawahała się i uniosła tak wysoko głos, że niemal pisnęła - Nie chcę z panią rozmawiać! Wolę już z tą blaszaną puszką!
-Chara! - krzyknął Asriel. W pomieszczeniu nastała grobowa cisza. Alphys wymieniła się z Mettatonem spojrzeniami. Po niezręcznej minucie ku zdziwieniu prawie wszystkich w pomieszczeniu, robot cmoknął i westchnął ciężko. Nie stał już za biurkiem pani dyrektor. Wyszedł przed niego i oparł się tyłem o blat. Twarzą był zwrócony cały czas w stronę dziewczyny. Ta odęła policzki, odwróciła wzrok, lecz co chwile, ukradkiem zerkała na niego niepewna co niebawem się stanie.
-A więc rozmawiajmy - przemówił spokojnie, mechaniczne echo delikatnie dawało o sobie znać w każdym słowie. Tego się nie spodziewała, nie sądziła, że robot będzie tak chętny do rozmowy.
-O super, toster potrafi gadać!
-Złociutka, tym mnie nie sprowokujesz.
-Jakbym próbowała przemówić do rozsądku kupie złomu.
-Wiesz, bardzo ciężko będzie sprawić, aby ten czyn był ci darowany?
-...
-Naraziłaś na stres swoich kolegów i koleżanki, wiesz o tym?
-To nie są moi koledzy.
-Po co to zrobiłaś?
-Aby udowodnić wszystkim że bez potworów nic nie potrafią.
-I udało ci się to zrobić?
-...
-Tak myślałem - westchnął, choć nie musiał. Różowe ślepia błądziły po suficie w poszukiwaniu odpowiedzi na wybrnięcie z tej sytuacji. - Będziesz musiała publicznie przeprosić, wiesz?
-Ani mi się śni!
-J-jeżeli to zrobisz na a-apelu - zaczęła Alphys - to Patroni nie będą domagali się twojego usunięcia. Słuchaj, wiesz że ryzykujesz znacznie więcej niż wywalenie ze szkoły? - w głosie wyraźnie przebrzmiewał strach - Jesteś jednokolorowa! Jeżeli pozostali się o tym dowiedzą, zginiesz. Jeżeli uznają, że jesteś normalna, ale twoje zachowanie nie jest, wina spadnie na Asriela i on będzie miał kłopoty! Możecie zostać rozdzieleni!
-I to jest ta wasza sprawiedliwość. - prychnęła
-Nikt tutaj nie mówi o sprawiedliwości złociutka. - Mettaton stuknął kilka razy palcem w blat nim wstał na równe nogi i ściągnął czarną marynarkę. Bez słowa poluzował i rozwiązał różowy krawat, a następnie zabrał się za rozpinanie białej koszuli.
-C-co ty robisz?! - Asriel wziął w objęcia Charę i zasłonił jej oczy włochatą łapą.
-Chcę jej coś pokazać. Puść ją. Dobrze? - mówiąc to robot odsłonił swoją pierś. Asriel niepewnie, lecz powoli pozwalał dziewczynie otworzyć oczy. To co oboje zobaczyli zaskoczyło ich. W środku mechanicznej piersi, pod metalową blaszką, jaką usunął, w szklanym słoju unosiła się... różowa dusza człowieka. Chara podniosła wzrok na Mettatona, który uśmiechał się smutno. - Tak, byłem człowiekiem - zaczął spokojnie - Żyłem dawno, dawno temu. W czasach, kiedy twoich rodziców nie było nawet w planie. Urodziłem się jako człowiek normalny. Nie różniłem się niczym innym od .... od wszystkich. Wychowywałem się z Alphys. Wtedy miała żonę. Undyne - robot zerknął na potworzycę, która spuściła głowę i milczała. Nikt nie chciał mu przerywać, dlatego mówił dalej - Uwielbiałem teatr, piosenki, blask jupiterów, błysk fleszy. Scena mnie ciągnęła. Alphys mi to ułatwiła, pomogła, doradziła. Jednak im dłużej występowałem na scenie, tym bardziej moja dusza zmieniała kolor na .. różowy. Nie czułem różnicy, ale inni ją widzieli. Bez sceny powoli nie umiałem żyć. Jak się domyślacie, szybko zostałem złapany. Undyne próbowała wywalczyć ułaskawienie, tłumaczyła, że nie zrobiłem niczego złego. Początkowo chcieli zabronić mi występów, ale ... nie umiałem przestać. Po prostu chciałem stać w powodzi świateł na scenie, chciałem braw, oklasków, czułem, że mam wszystkim coś bardzo ważnego do powiedzenia i jeżeli zdobędę wielką sławę to moje przesłanie trafi do wszystkich i zmienię świat. Byłem jak ty... Chara - popatrzył na nią smutno, lecz zaraz potem różowe ślepia przeszyła groźba posłana w jej kierunku - i przepłaciłem to życiem. Nie umiałem pochylić się, ukłonić, przeprosić. Myślałem tylko o sobie o pragnieniu własnej duszy. I ...
-Zabili cię.
-Poddali anihilacji.
-I jak możesz ich bronić?!
-Wiesz, że ludzka dusza jest w stanie przeżyć śmierć ciała, prawda? Moja przeżyła. Alphys korzystając z chwili wykradła mnie rządowym, znaczy się, duszę i stworzyła dla mnie to ciało. - Mettaton schował swoją duszę pod pokrywką - Wszyscy myślą, że jestem zaprogramowanym robotem. I dobrze. Niech tak myślą.
-Dlaczego mi to mówisz?
-Bo wiem, że nikomu nie powiesz. Nie jesteś taka. Alphys wiele przeze mnie wycierpiała. Straciła wcześniejszą pozycję społeczną. Aby zostać dyrektorem tej szkoły walczyła latami! Jej żona, Undyne, nie mogła wybaczyć jej tego co zrobiła, znaczy się, że mnie wykradła. Odeszła od niej. Dołączyła do Rady. Jeszcze jestem, więc sądzę, że nikomu nic nie powiedziała. Alphys poświęciła dla mnie wszystko. Więc jeżeli choć trochę w swoim patronie widzisz prawdziwego przyjaciela, odpuść. Przeproś. Inaczej ściągniesz kłopoty nie tylko na siebie, ale przede wszystkim na niego.
Słowa Mettatona były stanowcze, pełne determinacji z jaką nie spotkała się u nikogo. Mimo wszystko, choć go rozumiała, to nie umiała się z nim zgodzić. Rozmowa trwała jeszcze chwilę, lecz bez większych rezultatów. Chara upierała się, że nie przeprosi i już. Mettaton poddał się, by chronić swojego Patrona, który z samolubnych pobudek powołał go ponownie do życia. Tak to widziała. Znaczy się, tak chciała widzieć. 
Asriel milczał, kiedy wsuwała swoją rękę w jego. Milczał gdy zerkała na niego co chwilę. Właściwie to gdzie szli? Ah tak. Do sklepu. Miał ją dzisiaj tutaj zabrać. Przedstawić tej, która szyła dla niej wszystkie ubrania jak była w Złotej Klatce.
Karen. Jak się okazało była ... kozą. Znaczy się, zdecydowanie niższa od Asriela, nieco tęższa. Sympatyczna i życzliwa.
-Oh, to twój pupil? - powiedziała zaskoczona - Ojeju, od ponad roku nie miałam od ciebie żadnego zamówienia! Myślałam, że o mnie zapomniałeś!
-Heh, nie, no, wybacz, to nie tak. - Asriel zaśmiał się nerwowo - Po prostu ... nie było kiedy...
-Pomyśl nad lepszą wymówią - mruknęła Chara rozglądając się po sklepie. Wyglądał normalnie. Pod każdym względem. Pachniało w nim materiałami. Pod sufitem wisiały dokończone sukienki. Chara zauważyła, że miała kilka szytych w podobnym stylu, zdecydowanie mniejszych i starszych co prawda. Lecz bez wątpienia, Karen musiała być kimś, u kogo Asriel kupował sukienki dla niej.
-...a wtedy ona wyszła! - mówiła potworzyca. Oh. Chara nie słuchała. Najwyraźniej ominęła ją jakaś historyjka. Asriel się zaśmiał. Kobieta zerknęła na niego. Po co właściwie tutaj przyszli? Z nią nie chce rozmawiać, ale przyprowadza ją do krawcowej? Gdzie tutaj logika?
-As! - ktoś go woła. Podszedł do nich wielki, niebieski królik.
-Nice! Yugo! - Asriel zaśmiał się rozkładając ramiona na boki. Wspomniany Yugo to mały chłopczyk, który szedł za rękę z królikiem. Wyraźnie zadowolony, uśmiechnięty i zadbany. - Nice Cream jest lodziarzem - teraz kozioł mówił do niej, przytaknęła. Patron i pupil. Jaaaasne. Ale po co wszyscy się tutaj spotykają?
-Spotkanie będzie jutro u Napsta. - Nice mówił pół szeptem - Upewnij się, aby nikt was nie śledził, jasne? - Asriel przytaknął. Lecz nic więcej nie powiedział.

Przez resztę dnia Asriel milczał. Po nieprzespanej nocy Chara podeszła do niego gdy ten siedział na kanapie w salonie.
-Przepraszam
-Nie mnie masz przeprosić....
-Wiem, ale... nie umiem ich
-Wiem...
-I co zrobimy?
-Chara ja... - głos mu drżał. Poczuła jak kładzie swoją łapę na jej ręce - Ja chcę być  po twojej stronie
-Przepraszam
-Nie przepraszaj, to nie twoja...
-Moja
-Dobra, twoja, ale...
-Asriel, ja nie wiem co ze mną jest nie tak! Dlaczego nie mogę być tak głupia i ślepa jak wszyscy! Jestem tak strasznie zmęczona!
-Chara....
-Nie przerywaj!
-Dobrze.
-....
-Dlaczego nic nie mówisz?
-Bo nie wiem co powiedzieć!
-Heh, to mogę coś powiedzieć?
-Nie!
Długa chwila milczenia.
-Ubierz się ładnie, dobrze?
-Po co?
-Jakiś czas temu dowiedziałem się o istnieniu pewnego ... bardzo ciekawego klubu. Myślę, że może ... ci pomóc.
-Oh...

W przeciętnie wyglądającym domku położonym na przedmieściach znajdowała się czasowa baza... TPP. Czym jest TPP? Towarzystwo Przyjaciół Pupili. Grupy patronów, którzy uważali, że pupile powinny być wolne. Asriel od samego początku był tym pomysłem zachwycony. Leciał w wyznaczone miejsce spotkania jak na skrzydłach i nie rozumiał, dlaczego Chara się ociągała.
Jasne, nadzieja się w jej sercu pojawiła, chciała aby poza nią był ktoś, kto chce zmian. Ktoś, kto chce prawdziwej wolności. Bardzo tego chciała.
Spotkania stowarzyszenia obywały się niesystematycznie i w różnych miejscach. Widziała na nich znajomego Yugi i Nice, poznała cichego ducha Napsta z jego pupilem Lulu. Była Karen ze swoją Beth. No i kilka innych potworów i pupili jakich widziała i jacy się jej przewinęli. TPP dążyło do zmian.
Tak początkowo myślała.
Pupile zamykani w jednym pokoju rozmawiali, co by chcieli. Patroni w drugim pokoju rozmawiali co by chcieli. Wszystko w miłej atmosferze rodzinnej herbatki przy serniku. Asrielowi się to podobało, lecz z każdym kolejnym wyjściem na zebranie TPP Chara pokazywała swoje pazury. Aż w końcu powiedziała...
-Nie chcę tam iść.
-Co? Dlaczego? Myślałem, że ci się podoba!
-Nie podoba. Oni tylko gadają, co by chcieli! Brak im determinacji do zmian!
-A co mieliby zrobić?
-Nie wiem! Coś! Cokolwiek! - warknęła - Słuchaj - próbowała się uspokoić - myślę o tym już od bardzo dawna... do tej pory jestem zawieszona w prawach ucznia, prawda?
-Tak.... - odpowiedział niepewnie stojąc przed lustrem z kurtą w ręku. Chara oparła się o framugę drzwi
-Chcę przeprosić.
-Co?
-Nie co, ale kogo, debilu. Szkołę. Za tamto. Myślisz, że nadal mogę?
-... Co planujesz?
-Przeprosić.
-Nie wierzę.
-Nie musisz. Asriel, skontaktujesz się z dyrektorką, czy sama mam to zrobić?
-Mogę zadzwonić...
-I już żadnego więcej TPP, dobrze? - przechyliła głowę na bok i skrzyżowała ręce - To marnowanie czasu. - Asriel niechętnie, ale się zgodził.
Kolejnego dnia, Alphys obiecała, że przygotuje specjalny apel, na którym Chara będzie mogła przeprosić wszystkich za swoje zachowanie. 
+++++++

Karen - OC Taki Jeden... 

OC do Patrontale autorstwa Satsy CoVer

Share:

3 komentarze:

  1. Co raz bardziej zgadzam sie chara. ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Yumi nie obraź sie, ale jestem poprostu szczera do bólu i musze to powiedzieć.. *Bieżę głęboki wdech* Najpierw twoja seria wydawała mi się nudna ale potem jakimś cudem mi sie spodobała! *bieżę głębokie wdechy* Sorki musisłam

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE