13 grudnia 2017

Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział VI


Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo  kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12

Spis treści:
|
(obecnie czytany) |


Szłaś samotnie przez ciemny las. Każde drzewo wyglądało jak by chciało chwycić ci swoimi gałęziami, rozszarpać na małe kawałeczki i wrzucić do swojej ciemnej dziupli przypominającej paszcze. Byłaś w cienkiej białej koszuli nocnej, mimo iż było chłodno to nie odczuwałaś zimna. Odetchnęłaś z ulgą, gdy ujrzałaś światełko przed sobą, świadczące o końcu tego przeklętego miejsca, przyśpieszyłaś kroku. Nagle usłyszałaś za sobą niepokojący szelest i ciężkie pomruki. Przyśpieszyłaś kroku pozwalając by koniec bandaża na twojej nodze szurał na podłożu brudząc się w ziemi. Odgłosy za tobą stawały się coraz głośniejsze. Odważyłaś się odwrócić, zdębiałaś, gdy dostrzegłaś twarz twojego ojca. Wielka postać goniła cię wystawiając w twoją stronę swoje obrzydliwe szpony. Zaczęłaś uciekać, lecz wyjście z lasu coraz bardziej się od ciebie oddalało. Czułaś, że twój własny oddech zaczął ci ciążyć. Mężczyzna dogonił cię, zrywając z ciebie ubranie. Pod wpływem jego siły przewróciłaś się na ziemię. Twoje nagie ciało wybrudzone było w błocie a postać przygwoździła cię do ziemi. Czułaś jak jego ślina kapie ci na twarz. Chciałaś się wyrwać jednak powstrzymywał cię jego silny uścisk. Przybliżył usta do twojego ucha i usłyszałaś bardzo znajome ci słowa, głosem, którego tak nienawidziłaś.
-Nie bój się córeczko, to zostanie pomiędzy nami.
Nagle ziemia pod tobą się zapadła i twój policzek spotkał się z twardą podłogą. Podniosłaś się powoli czując bardzo ostry ból w kostce. Rozejrzałaś się, wokół leżało kilka twoich pudeł których wczoraj nie zdążyliście wypakować. To znowu ten sen, jak żaden twój sen nie jest nigdy taki sam to ten powtarza się notorycznie. Mimo że robisz co w swojej mocy by odgonić wspomnienia związane z twoim ojcem, to ona i tak powracają. Cieszyłaś się, że ból w kostce sprawił, że szybko otrzeźwiałaś. Jednak ten sen sprawiał, że czułaś się brudna. Nie przeżywałaś go już tak bardzo jak kiedyś, nauczyłaś się z tym żyć. Jesteś silna, zawsze byłaś, tak jest dobrze. Gdy twój ojciec zmarł, przysięgłaś sobie, że zabierzesz tę tajemnicę do grobu. Chciałaś się ruszyć, jednak nagła fala bólu przeszyła twoje ciało.
-Kurwa mać! -Stęknęłaś. Pewnie te cukierki przestały działać, dziwne, bo wczoraj nie miałaś żadnego problemu z pójściem do łazienki. Spróbowałaś znowu, podparłaś się rękami o łóżko i z całej siły starałaś się podnieść. Co też nie wyszło i poskutkowało ponowną falą bólu.
-Ngh! -Znów stęknęłaś starając się nie krzyczeć za głośno. Nie chciałaś budzić Sansa, nie wiedziałaś do jak późna przeglądał to pyszne.pl. Położyłaś głowę na łóżku, resztą ciała nadal siedząc na podłodze. Przez chwilę myślałaś, że może by spróbować zasnąć w tej pozycji, jednak zdałaś sobie sprawę, że na pewno nie zaśniesz po tym śnie. Postanowiłaś więc sobie porozmyślać. Jeszcze tak naprawdę nie przywykłaś do sytuacji, w której się znalazłaś. Zaledwie trzy dni temu byłaś normalną aspołeczną dziewczyną plastykiem. A teraz? Mieszkasz u szkieleta który jest twoim idolem, bo twój nowy dom spłoną w nieznanych okolicznościach. Zaczęłaś się zastanawiać czy zaspokajanie twojej dziennej dawki fandomu będzie miało jakikolwiek sens, jak obiekt twojego uwielbienia jest zaraz obok. Tak oto siedząc w nieruchomej pozycji by uniknąć bólu, wpadłaś na pewien bardzo zły, ale wspaniały pomysł. A może by skorzystać z tego, że jest tak blisko i samemu sobie stworzyć materiały do fandomu? Tak to jest dobry pomysł, tylko kiedy? Chyba będziesz musiała czekać aż kostka ci się zupełnie zagoi. A może będzie okazja wcześniej? Hmm... zamknęłaś oczy w zamyśleniu. Muszę wyczekiwać dobrej okazji, tylko ciekawe jak bardzo Sans będzie chciał mnie zabić jak by się o tym dowiedział. Tylko czy mój aparat w telefonie jest wystarczająco dobry, żeby uchwycić jego piękne, szkielecie ciało w pełnej okazałości. Może by wystawić kamerę w łazience przed tym jak pójdzie pod prysznic? Kurczę... czuję, że to zmienia się w niezdrową obsesję... jestem okropna. Uśmiechnęłaś się pod nosem wyobrażając sobie jego zawstydzoną i wkurzoną w jednym minkę. To by było mega urocze. Jednak czujesz, że ciągłe wystawianie Sansa na próby nie skończy się dobrze. W końcu on też jest facetem i myśli jak facet. Ciekawe czy również ma swoje męskie potrzeby. Stwierdziłaś, że musisz kiedyś przeprowadzić dotyczące tego śledztwo. Przez te przemyślenia jednak znów odpłynęłaś do krainy Morfeusza, śpiąc w nienaturalnej pozycji. Tym razem śniłaś o nagim Sansie pod prysznicem
SANS
Szkielet leniwie otworzył oczy irytując się złośliwymi promieniami słońca głaskającymi go po policzkach. Chwycił za telefon sprawdzając godzinę.
-13... -Powiedział do siebie. Leniwie stoczył cielsko z łóżka i poszedł w stronę kuchni, chwiejąc się na boki. Gdy był obok twojego pokoju, postanowił do niego zajrzeć. Zapukał i delikatnie otworzył drzwi. Uśmiech sam cisną mu się na usta, gdy zobaczył ciebie siedzącą na podłodze z głową na rękach i na łóżku. Zastanawiał się czy on byłby w stanie zasnąć w tej pozycji. Podszedł do ciebie starając się nie tupać za bardzo swoimi kościstymi stopami. Uklękną obok ciebie i odgarną ci włosy z twarzy, analizując każdy jej element. Stwierdził, że jesteś naprawdę ładna. Te kolczyki bardzo ci pasowały. Dwa w wardze, jeden w brwi, jeden w nosie i całe mnóstwo w uszach, gdzie pierwsze dziurki zdobiły na oko jednocentymetrowe tunele. Spojrzał na twoją zabandażowaną kostkę. Pomyślał, że jak się obudzisz to pewnie będzie cię nieźle nakurwiać. Wrócił więc do kuchni, przyniósł czekoladowego, potworzego cukierka i położył go na stoliku nocnym obok łóżka. Spojrzał się jeszcze na ciebie, ukląkł obok i położył głowę obok twojej, nadal obserwując twoją twarz. Sam się zastanawiał dla czego aż tak ci pomagał. Czuł z tobą jakąś dziwną więź, jak byście w innej linii czasu już się spotkali. Jednak nie wydawało mu się to możliwe, gdyż po wyjściu na powierzchnie dzieciak obiecał już nigdy nie resetować. Sam nie miał pojęcia co o tym myśleć, ale wydajesz mu się taka sama jak on. Na zewnątrz silna i zawsze uśmiechnięta a w środku wrażliwa i płaczliwa. Właśnie to chyba jest powodem jego dziwnej chęci do pomocy ci. A poza tym, lubił się. Mimo że znał cię bardzo krótko to ma wrażenie, że znacie się już kilka lat. Chciałby żebyś mu zaufała, z niewiadomych przyczyn bardzo mu na tobie zależy. Chciałby wiedzieć w jaki sposób nabawiłaś się swojej choroby, co przeszłaś i dla czego jesteś taka zamknięta w sobie. Gdy patrzył się na twoją twarz, jego powieki powoli opadały. Po chwili zasną z głową obok twojej.
TY
Powoli podniosłaś powieki. Twoją i Sansa twarz dzieliło jakieś pięć centymetrów. Zanim ogarnęłaś co się dzieje, odruchowo odskoczyłaś, boleśnie zginając skręconą kostkę. Ostry ból przeszył twoje ciało, dawno nie czułaś aż tak ostrego bólu. Niekontrolowanie krzyknęłaś i poczułaś, jak łzy zbierają ci się w kącikach oczu. Szkielet od razu się obudził zrywając się do pozycji prostej.
-Dziecino? -Dopiero potem ogarnął, że łzy ciekną ci po policzkach. Od razu doskoczył do ciebie. -Kostka?
Pokiwałaś lekko głową nie mogąc z siebie nic wykrztusić przez ciągle trzymający cię ból. Potwór wziął cukierka z szafki i podał ci go.
-Masz będzie ci lepiej.
-Dz ... dzięki. -Zdołałaś wydukać. Wzięłaś cukierka i drżącą ręką włożyłaś go do ust. Po kilku ruchach szczęką ból powoli przechodził.
-Lepiej?
-Tak, o wiele. Dzięki Sans. -Uśmiechnęłaś się czule.
-Nie ma za co. -Także się uśmiechną i poczochrał cię. -Um ... przydałoby się, żeby znowu twoją kostkę nasmarować maścią. Wtedy szybciej się zagoi. Mogę? -Wyciągną ręce w stronę kostki.
-Jasne.
Szkielet zdjął delikatnie bandaż uważając by cię nie urazić. Jego twarz wygięła się w grymas bólu.
-Co jest? -Zapytałaś się zaciekawiona.
-Strasznie puchnie, może by lepiej pojechać do szpitala. Żeby zrobili ci prześwietlenie i założyli gips albo jakiś stabilizator.
-Ja nie wiem... zdaje się na ciebie.
Szkielet wypuścił z rezygnacją powietrze. -Ok... -Po czym poszedł po bluzę, okrył cię nią i wziął się na księżniczkę.
-Co ty?!
-Spokojnie, zabieram cię do szpitala.
-Ale teraz? W pidżamie?
-Yup.
-Popierdoliło cię?
-Spokojnie, właśnie dla tego okryłem cię bluzą. Poza tym masz przecież spodnie i bluzkę. Kto by pomyślał, że to pidżama.
-Eh...
-Nie marudź. Trzymaj się.
-Zaraz co... -Nie zdążyłaś dokończyć, bo poczułaś dziwne uczucie w żołądku, gdzie wszystko przed oczami zaczęło ci się rozpływać. Miałaś wrażenie, że zaraz zwrócisz. Nagle znaleźliście się za budynkiem miejscowego szpitala.
-Wybacz, że tak... dziecino? Wszystko dobrze?
-Taa... daj mi chwilę... teleporty mi nie służą... w ogóle to to było zajebiste, ale pozwól, że pozachwycam się jak moje wnętrzności będą już na swoim miejscu.
-Nie ma sprawy.
-A tak w ogóle... ekh... -Jeszcze troszkę było ci niedobrze. -Nie jestem ciężka?
-Nie. Wcale.
-To zabrzmiało jak sarkazm.
-Pfff... nie jesteś ciężka. Może być?
-Tak.
-Już ci lepiej?
-No ... chyba tak.
Czekałaś w poczekalni, gdy Sans rozmawiał z ekspedientką. Wziął od niej jakąś karteczkę i podszedł do ciebie.
-Serio Sans, jestem dorosła. Poradziłabym sobie.
-Dobra, dobra. Już widziałem twoją zaradność. Poza tym czuję się za ciebie odpowiedzialny.
-Ocho, cho. A to dla czego?
-Bo jestem starszy.
-Pff... o rok? Dwa?
-Dokładniej to osiem. Mała osiemnastko.
-Co?!
-Zdziwiona?
-Pedofil...
-Co? -Zaśmiał się Sans. -Przecież nic ci nie robię. Poza tym. -Trącił cię w ramię, mrugając oczodołem. -Jesteś już legalna.
-Pff.
-Nie znasz dnia ani godziny. -Uśmiechną się przebiegle, znów biorąc cię na ręce. -Pani doktor odesłała nad do gabinetu sto trzy.
-Ok.
Weszliście po schodach, skręciliście w korytarz i stanęliście przed docelowym gabinetem. Szpital był wyjątkowo pusty, było sporo ludzi, ale nie było tłumów. Szkielet zapukał i weszliście do środka.

Sans niósł się przez wyjście ze szpitala. Okazało się, że kostka jest po prostu mocno skręcona i został ci założony gips. Poszliście za budynek by przenieść się do domu.
-Gotowa?
-Tak.
Znów poczułaś to samo nieprzyjemne uczucie i znalazłaś się w domu Sansa.
-Wszystko dobrze?
-Taa, teraz byłam na to przygotowana, więc nie jest tak źle.
Potwór położył cię na kanapie i siadł obok.
-Oglądamy Mettatona? -Rzucił
-Oglądamy Mettatona.
Siedziałaś jak oczarowana oglądając odcinki twojego ulubionego show. Sans siedział obok, leniwie gapiąc się w ekran telewizora. Odwrócił na ciebie wzrok zauważając, że powoli przechylasz się do przodu, zbliżając głowę do ruchomego obrazu. Zaśmiał się i podtrzymał cię ręką.
-Hej, nie wychylaj się tak bo polecisz do przodu.
-Dobrze mamo. -Wywróciłaś oczami.
-Ej, nie moja wina, że jesteś łajzą i trzeba cię pilnować na każdym kroku.
-Wcale nie. -Zrobiłaś minę obrażonego szczeniaczka.
-Dobrze, dobrze. -Popacał cię po głowie. Nagle jego telefon zawibrował ze stolika obok. Sans chwycił urządzenia magią i włożył sobie do rąk.
-Serio?
-Co?
-Miałeś go jakieś pół metra obok.
-O pół metra za dużo.
-Leniwa kupa kości...
-Łajza z koordynacją ruchową kulawego leniwca z wodogłowiem i stwierdzonym autyzmem.
-Już to mówiłeś.
-Ty też.
-Pieprz się...
-Och mam sam się pieprzyć? A może się przyłączysz?
-Ugh. Idę stąd. -Już miałaś wstać, jednak przypomniałaś sobie o gipsie na twojej nodze. -Albo jednak nie...
-Nie uwolnisz się ode mnie skarbie. -Stwierdził Sans sprawdzając SMSa. Po chwili zdębiał i spojrzał się na ciebie przerażonym wzrokiem.
-Co jest?
-Twoja mama przychodzi jutro prawda?
-Nom.
-W tym samym czasie przychodzi Papyrus.
-Ou... A Papyrusa kuchnia jest...
-Tak...
-Oj...
Share:

7 komentarzy:

  1. Kocham XD
    Po prostu kocham
    Dziękuję za rozdział i czekam na wincej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yumi czy ty jesteś bogiem?Bo ten blog to świętość mogłabym się wyrzec mojej religi.
    *chyba napisałam z błędem ale wiadomo o co chodzi*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam ten klimat... ale tam musiałabyć przerażająca przeszłość...

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE