10 października 2017

Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział II



Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo  kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12

Spis treści:
| 2 (obecnie czytany)|
| 


Siedziałaś właśnie na krześle i wpatrywałaś się w nieprzytomne oczy szkieletu. Wcześniej zaniosłaś go jakoś na łóżko spostrzegając, że jego obrażenia nie są takie niegroźne jakby się mogło wydawać. To pewnie przez brak krwi, na jego czaszce z tyłu widniało pęknięcie idące od płatu czołowego rozdwajające się przy płacie potylicznym. Nie miałaś pojęcia jak opatrzyć tę ranę, wyglądała jak by ktoś go czymś mocno uderzył. Stwierdziłaś, że skoro to jest kość to przyłożysz mu zimny żelowy okład. Wzięłaś więc opakowanie z żelkiem i zabandażowałaś z tyłu głowy Sansa by szczelnie zakrywało całe pęknięcie. Wiedziałaś, że go to nie wyleczy, ale miałaś nadzieję, że może przynajmniej trochę uśmierzy ból. Podłożyłaś mu poduszkę pod głowę i wróciłaś do wpatrywania się w niego. Zastanawiałaś się jakim cudem się tu znalazł i dla czego jest ranny. Z tego co wiedziałaś Sans umie się bronić więc wydawało się to bardzo dziwne, że dał się tak zranić. Zauważyłaś, że twój pies zamierza wskoczyć na łóżko, gdzie leżał Sans. Powstrzymałaś go i posadziłaś sobie na kolanach. Nagle rozległ się głośny dzwonek twojego telefonu, pies wzdrygnął się i zeskoczył z powrotem na podłogę. Chwyciłaś za komórkę i odebrałaś.
-Halo?
-Koleżanko z autobusu? To ty?
-Och Grillby. Tak to ja.
-Sans już u ciebie jest?
-Noo... jest, ale chyba coś poszło nie tak...
-Jak to?
-Bo jest tak troszkę nieprzytomny... i poobijany.
-Pobiłaś go?!
-Co? Nie! Taki się pojawił nagle w moim przedpokoju
-Ale..., ale co się stało?
-Właśnie nie wiem... przyłożyłam mi zimny okład do głowy, żeby uśmierzyć ból.
-Dobrze... jak się obudzi to powiedz mu, żeby do mnie zadzwonił.
-Przekaże...- Rozłączyłaś się.
Odłożyłaś telefon na biurko i kontynuowałaś gapienie się na swojego gościa. Zastanawiałaś się jak to się dzieje, że może poruszać ustami i oczodołami. Dotknęłaś lekko jego policzka, który wydawał się tak samo twardy jak normalna kość, ale w zgięciach lekko poddawała się naciskowi twoich palców. Jak skupiłaś się na dłuższym dotyku w jednym miejscu czułaś lekkie wibrowanie, jak by cały czas wydawał z siebie cichy dźwięk. Chrapie? Magia? Chyba to drugie. Po jakimś czasie przyłożyłaś obie ręce do jego policzków i pociągnęłaś lekko do góry tak że odsłoniłaś bardziej zęby. Tak jak myślałaś, nie ma dziąseł tam, gdzie powinny być są dalej zęby które wrastają w czaszkę. Zastanawiałaś się, czy jak włożysz mu rękę do buzi to czy ją odzyskasz. Starałaś się więc rozchylić jego zęby, ale nie ustępowały wydawały się albo mocno zaciśnięte albo zrośnięte czy coś. Ale to nie możliwe, bo sama widziałaś jak w show Mettatona pokazywał swój świecący niebieski język robotowi jak ten proponował mu pozowanie bez ubrań. Po siłowałaś się z nimi trochę, ale nadal ani drgnęły. Wzięłaś więc nożyk do papieru i próbowałaś je jakoś podważyć ostrzem. Dopiero po chwili zorientowałaś się co najlepszego wyprawiasz. Właśnie próbujesz grzebać szkieletowi, który nie wie jeszcze o twoim istnieniu w zębach. Stwierdziłaś, że to nie jest zbyt dobry sposób na początek znajomości więc odłożyłaś nożyk na miejsce. Po jakiś czasie ponownego podziwiania jego kościstej twarzy, twoją uwagę przykuły szkielecie nozdrza. Wyglądały naprawdę słodziutko, jak odwrócone do góry nogami serduszko. Dotknęłaś jego grzbietu, również był twardy, zjechałaś troszkę w dół, twój palec niechcący wleciał w jedno z nozdrzy. Sans jękną cicho, przestraszyłaś się i zabrałaś szybko rękę. Szkielet odwrócił się na bok i zaczął chrapać. Och..., czyli śpi... no tak szkielet, który zaśnie zawsze i wszędzie... typowe. Uśmiechnęłaś się pod nosem zdając sobie sprawę z aktualnej bezbronności potwora. Leżał teraz na boku przodem do ciebie. Podczas przekręcania koszulka wraz z bluzą lekko się podwinęły co odkryło jego kręgosłup i lekko dolne żebra. Już wyciągałaś rękę by ich dotknąć, gdy nagle powstrzymał cię od tego czyiś mocny uścisk na twoim nadgarstku.
-Sorki, ale... nie żeby mi się to jakoś wybitnie nie podobało, ale... co zamierzałaś zrobić z tą ręką? - Rozległ się obok ciebie niski, męski głos. Przeniosłaś wzrok na szkielet, ten wpatrywał się w ciebie z lekkim niebieskim rumieńcem nadal trzymając cię za nadgarstek. Dopiero po chwili połączyłaś fakty i ogarnęłaś co się właśnie dzieje. Zaczęłaś się bardzo mocno rumienić, momentalnie wyrwałaś rękę zamachując się tak bardzo, że twoje kręcone krzesło odmówiło posłuszeństwa i przechyliło się zrzucając cię. Stęknęłaś cicho boleśnie uderzając tyłkiem o podłogę. Sans zaśmiał się wstając ostrożnie uważając na głowę. Po czym obrócił się w stronę ciebie rozmasowującej obolałe miejsce.
-Widzisz? Pchanie rąk tam, gdzie nie trzeba nie kończy się dobrze. Zatkało cię, chyba nigdy aż tak bardzo nie chciałaś zapaść się pod ziemię. Gapiłaś się tylko na podłogę nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Twój ukochany potwór jest u ciebie, leży na twoim łóżku, w twoim pokoju i przyłapał cię na chęci dotknięcia jego żeber.
-Hej... koleżanko? Aż tak mocno się uderzyłaś? Wszystko gra?
-J.… ja po prostu..., bo... ty...
-Ej, nie bój się. Nie jestem zły czy coś. Wręcz byłbym ci wdzięczny gdybyś powiedziała mi dla czego głowa mnie tak napierdala i jak się tu znalazłem.
-Naprawdę, ja sama nie wiem.
Nagle pojawiłeś się w moim przedpokoju i byłeś ranny... to cię opatrzyłam...
-Och, dzięki młoda.
-T... Ty nic nie pamiętasz? W sensie jak się tu znalazłeś?
-Nie bardzo... pamiętam tylko że szedłem gdzieś, gdzie Grillby mnie wysłał, żeby coś tam odebrać.
-I tyle?
-Tak... nagle poczułem tylko mocne uderzenie i jestem tutaj...
-Dobrze, że nic poważnego się nie stało.
-Heh, nie martw się koleżanko. Moje kości nie zostaną tak łatwo rzucone.
Patrzyłaś się chwilę na szkielet by zaraz wybuchnąć śmiechem.
-hahahahaha co to było? O nie. To było okropne. Hahahaha.
-Śmiejesz się, czyli nie było takie złe. Czuję to w kościach.
-Hahahaha weź. Jesteś najgorszy! Hahahahaha. -Wyciągnęłaś rękę w stronę kościotrupa. -Jestem_____.
Sans również cię za nią ścisną, już chciał zacząć mówić swoje imię, gdy nagle wzdrygnął się i wyrwał rękę.
-Hahahaha! - Tym razem ty się śmiałaś ze zwycięskim wzrokiem pokazując dłoń- Brzęczyk!
Do twojej ręki przypięte było urządzenie rażące bardzo malutką porcją prądu.
-Czyżbym wyczuł wojnę?
-Z tobą zawsze Sans. - Zaśmiałaś się.
-Zaraz ale... skąd znasz moje imię? Jeszcze ci się nie przedstawiłem.
Kurczę! Przeklęłaś siebie w myślach za swoją nieuwagę. Po chwili zdałaś sobie sprawę, że nad twoim łóżkiem za jego plecami jest cała ściana wypełniona jego seksownymi plakatami. Wszystkie to były arty gdzie na niektórych Sans pokazany był zupełnie bez ubrań ze świecącym penisem. Twój wzrok momentalnie powędrował za jego plecy. Szkielet chyba to wyczuł i zaczął odwracać głowę. Zerwałaś się szybko chwytając go po bokach czaszki. Momentalnie się skrzywił z bólu, zrozumiałaś, że pewnie go uraziłaś i zabrałaś ręce.
-Ałć! Co to było? -Odparł trochę rozbawiony łapiąc się za bandaż w miejscu pęknięcia.
-Sorki... ja... em...
-Znowu zaczęłaś się jąkać. Ja wiem, że jestem wykościsty ale bez przesady.
-Bo ja..., bo ja cię kocham! -Zamarłaś. Nie! To nie to co chciałaś powiedzieć! Nie tak! Odważyłaś się spojrzeć na potwora, był tak samo zarumieniony jak ty, tylko na niebiesko.
-C ... co? Ale...- Wykrztusił.
-Nie! To nie tak! Nie ... tak ... ja … po prostu jestem twoją fanką ok ... kocham cię jak kogoś w internecie...
-Ooch... chyba że- Odparł szkielet nerwowo drapiąc się po głowie obok pęknięcia. Znów chciał się odwrócić w stronę plakatów.
-Nie!
-Co?
-Nie ... odwracaj... się
-Czemu?
-Po prostu... po... poczekaj chwilę...
Weszłaś za nim na łóżko i zaczęłaś ściągać plakaty.
-Hej poczekaj. - Poczułaś dziwne mrowienie i uniosłaś się w powietrze jak byś nic nie ważyła. Sans odciągną cię do ściany. -Jestem ciekawy co tam ukrywasz, uwaga odwracam się. - Szkielet zaczął powoli z wrednym uśmieszkiem odwracać głowę w stronę ściany.
-Nie! Poczekaj! To nie! Aaach! -Zakryłaś twarz rękami nadal dyndając w powietrzu. Sans zapowietrzył się, gdy tylko ogarną wzrokiem wszystkie plakaty ze swoją podobizną. Patrzył się już jakiś czas, był odwrócony od ciebie i nie mogłaś zobaczyć wyrazu jego twarzy. Ale mogłaś dostrzec trochę niebieskiego rumieńca.
-Ja... ja mówiłam żebyś się nie odwracał! To twoja wina!
-Ty... chory... pojebie...
-To ty się odwróciłeś!
-Co ty miałaś z biologii?
-Trójkę, a co?
-Z całym szacunkiem do ciebie i twórców tych artów..., ale... czy ty widziałaś kiedyś, żeby szkielet miał penisa?
-A to ty... nie masz?
Ten zarumienił się jeszcze bardziej robiąc minę pogardy i odstawiając się w końcu na miejsce obok siebie na łóżku. Patrzyłaś się jeszcze chwilę zdezorientowana na Sansa, gdy nagle mały cwany uśmieszek wdarł się na twoją twarz.
-To co? Masz czy nie?
-N ... nie ważne... -Odparł cicho wbijając wzrok w podłogę. Uśmiech coraz bardziej widniał na twojej twarzy, czułaś ogromną satysfakcję widząc go w tym stanie.
-Cz ... czemu się tak szczerzysz? Jesteś jakąś zboczoną sadystką?
-Bingo. - Odparłaś pewnie, wzdrygnął się przerzucając wzrok na ciebie nie odwracając głowy. To niesamowite jak szybko role się odwróciły.
-Spokojnie panie prawiczek, tylko żartowałam.
-Hej! To że nie mam penisa nie znaczy, że tego nie ro... -Przerwał uświadamiając sobie co właśnie powiedział. Spojrzał się na ciebie z ukosa, szczerzyłaś się triumfalnie od ucha do ucha.
-Czyli jednak nie masz.
-Przerażasz mnie...
-No cóż.
-Przed chwilą udawałaś cnotkę niewydymkę a teraz jesteś zboczoną sadystką. Masz jakieś rozdwojenie jaźni?
Mina zaraz ci zrzedła, widać Sans to zauważył, bo już wziął wdech, żeby zacząć przepraszać, nie do końca wiedząc za co. Ale odezwałaś się pierwsza.
-To... nie do końca tak...
-Ja, nie chciałem sprawić ci przykrości.
-Nie spoko, nie sprawiłeś. Ale ja nad tą nagłą zmianą nastroju zbyt nie panuje.
-W sensie?
Odwróciłaś wzrok od Sansa kierując go na podłogę. Uśmiechnęłaś się lekko.
-Ja... nie lubię o tym mówić.
-Nie musisz jak nie chcesz.
-Nie ... to …, jeśli chcesz być moim przyjacielem to...- Urwałaś, przecież w sumie nie znacie się. Bałaś się jak zareaguje. - Oczywiście... tylko jeśli chcesz. Nie mówię, że teraz bo się jeszcze nie znamy, ale kiedykolwiek czy coś. Bo … ten... em...
-Spokojnie, po prostu powiedz.
-Ja … jestem chora. Ale... nie tak fizycznie.
-Na co?
-Osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywny.
-Czyli że...
-Czyli humor potrafi mi się zmieniać co minutę, reaguję na wszystko bardzo impulsywnie.
-Och …, czyli muszę uważać żebyś mi przypadkiem nie przykościła.
Od razu się rozweseliłaś.
-Nie martw się nie zajdę ci bardzo za kość.
Oczy potwora zamigotały.
-Sans?
-Myślę, że to początek pięknej przyjaźni.
Tym razem ty odżyłaś. Na twojej twarzy znowu pojawił się uśmiech. Zerwałaś się i rzuciłaś się potworowi na szyję.
-Łaa. - Zdziwił się Sans.
-Tak się cieszę!
Ciało szkieletu momentalnie zesztywniało. Po chwili zorientowałaś się co robisz i odsunęłaś się od Sansa.
-Oj ... sorki..., skoro mowa o impulsywnym zachowaniu.
Po chwili szkielet się rozluźnił u uśmiechną.
-Spoko, skoro to twoje zachowanie impulsywne czy co to tam jest to jestem w stanie je zaakceptować.
-Mogę cię przytulać, kiedy chcę? -Zrobiłaś minę szczeniaczka patrzącego na smakołyk.
-J … jasne. -Odpowiedział odwracając głowę z małym rumieńcem na jednym z policzków.       -Ale mam jeden warunek.
-Hm? -Spojrzałaś zaciekawiona na potwora.
-Zdejmij kurwa to coś ze ściany, bo przez to nie czuję się tu bezpiecznie.
-Nie. -Odpowiedziałaś stanowczo. -Te plakaty są częścią mnie, nie zdejmę ich.
Sans mimowolnie parskną śmiechem. -Moja naga postać z nieistniejącym penisem na wierchu jest częścią ciebie?
-Dokładnie.
-Jesteś chora...
-Nie da się ukryć.
Szkielet wzdychną zrezygnowany.
-Ale... -Zaczęłaś, potwór spojrzał się na ciebie pytająco. -Zdejmę te z penisami o ile odpowiesz na wszystkie moje pytania.
-Już się boję...
-Ale najpierw zadzwoń do Grillby'ego że się obudziłeś.
-Później to zrobię, najpierw zadaj pytanie. Zaraz... skąd znasz Grill...
-Sans, czy ty srasz? - Przerwałaś mu patrząc się na niego entuzjastycznie z iskierkami w oczach. Szkielet patrzył się chwilę na ciebie analizując twoje słowa, po chwili zaczął się głośno śmiać ledwo chwytając powietrze.
-Nie dziecino. -Zaczął mówić między salwami śmiechu czochrając cię. -Nie sram.
Share:

5 komentarzy:

  1. Mój pysk, boli tak bardzo. Dawno się tak nie szczerzyłem. Potężna dawka dobrego humoru. Mogę prosić o wincy? =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Morda sie cieszy!
    Dzięki Yumi i Strzalko!
    (Mogę tak mówić? )
    To być zaje*iste!
    Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  3. U-WIEL-BIAM-TO!!!! To jest takie świetne opowiadanie jakiego dawno nie czytałam :' ). Koffam.

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy następne ;-;?

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE