9 maja 2017

Undertale: Patrontale - Część I - To był kolejny zwyczajny dzień

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 


SPIS TREŚCI
Część I
To był kolejny zwyczajny dzień, taki jakich przeżywała wiele w swoim długim życiu. Budzik zadzwonił dokładnie o szóstej trzydzieści. Wyłączyła go jedną łapą, burcząc pod nosem z irytacji. Leniwie się podniosła i przetarła oczy. 
Pusta, zimna sypialnia. Ile to już minęło kiedy ostatnio widziała się z mężem? Tydzień upłynie jutro. Od dawna nie mieszkał razem z nią, a to wszystko za sprawą jej adoptowanego dziecka. Cóż, nie tak do końca adoptowanego, ale jednak jej. W całości. Poświęciła swoje dotychczasowe życie, aby go wychować, no ale przecież właśnie to robią wszystkie matki, jakie zdecydują się mieć dziecko. Zerwanie z jakimś etapem swojego życia. Posiadanie dzieci blokuje możliwość pójścia ze znajomymi by zaszaleć, wypić więcej alkoholu, czy po prostu zapomnieć się raz, na jakiś czas. To tez sprawia, że małżonkowie nie mogą, jak wcześniej szaleć w sypialni śmiejąc się, albo krzycząc własne imiona. Czy tęskniła za tamtym życiem? Czasami. Zwłaszcza kiedy się budziła i szła spać. I to nie tak, że nie miała dziecka. O co to to nie. Potworzyca w jej wieku, z kochającym mężem, który miał dobrze płatną pracę, bez dziecka? Nie. Jej syn, Asriel, jak tylko dorósł postanowił spróbować życia na własną łapę i się od niej wyprowadził. A mąż? Pracował. Bardzo dużo. Nie miała mu tego za złe, bo przecież, robił co mógł aby ona mogła spokojnie żyć tutaj ze swoim synkiem, Friskiem. 
Przemyła twarz chłodną wodą, przez chwilę tępo wpatrywała się w krople skapujące po jej futrze. Ktoś, kto spotkałby ją przypadkowo na ulicy po dłuższym niewidzeniu się powiedziałby, że nie zmieniła się w ogóle. A mimo to czuła na swoich barkach ciężar czasu i świata. Po wykonaniu porannej toalety, wyborze ubrania na bieżący dzień: dzisiaj to pastelowo fioletowa koszulka, z zawiniętymi prawie pod łokcie rękawkami, oraz ciemno fioletowa spódnica kończąca się na wysokości łydek; weszła do pokoju dziecka. Godzina ósma. Czas wstawać. 
Nigdy nie miała serca go budzić. Taki mały aniołek. Zaciskał swoje niewielkie piąstki na maskotce szarego królika leżąc w nienaturalnej pozycji. Nogi na ścianie, głowa zwisająca z łóżka no i ta szeroko otwarta buzia. Ale nie, pluszak trzymany mocno, jakby zaraz miał mu go ktoś wyrwać. Nie jest tak źle, tydzień temu spał tak dziwnie poskręcany, że ssał kciuk! Niby nic wielkiego, lecz był to kciuk lewej stopy. Z uśmiechem na ustach przyglądała się dzieciakowi, by następnie zacząć go lekko łaskotać. 
Frisk zawsze opornie wstawał. Czasem mijało pięć innym razem nawet dwadzieścia minut nim udawało się jej wyprowadzić go za rączkę z pokoju. Przecierał oczy, ziewał szeroko, nie kontaktował jeszcze do końca. Co było wielkim plusem. Chłopiec był przeraźliwym niejadkiem, dlatego kiedy jeszcze miał pięć lat, wstawała specjalnie rano, aby zrobić mu kaszki manny, którą przelewała do butelki, chłodziła ją i dawała do ssania. Budził się najedzony i nawet nie pamiętał, że jadł. Kiedy uznał, że jest dorosłym siedmiolatkiem, wiedziała, że śmiertelnie by się na nią obraził, gdyby tylko zorientował się, że nadal mu podsuwa flachę. 
Po łaskawie zjedzonym posiłku czas na poranną higienę. Toriel dbała o to, aby nauczyć go dbania o siebie. Porządnego szczotkowania zębów, buzi i rąk. Musiała podstawiać mu pod umywalkę mały stojaczek, aby dosięgał do kranu. O który kilka(naście) razy zawadziła boleśnie nogą.
Frisk po prostu nienawidzi kremów wszelkiej maści. A musi z nich korzystać zwłaszcza, kiedy wychodzi na dwór. Kobieta nakłada nieco więcej niż potrzeba na wielką łapę i zaczyna wsmarowywać maź w delikatną skórę swojej pociechy. Ten krzywi się, nabiera więcej powietrza do buzi, odyma policzki, zamyka oczy marszcząc je z całych sił. Nie, ona się nad nim nie znęca, wie dobrze że tego nie lubi. Jednak nie może poradzić nic na delikatny uśmiech malujący się na jej twarzy. Dzieciątko robi taką słodko złą minę... 
Potem jest czas na naukę. Pobiera ją w domu. Kozica uczy go pisać, czytać, liczyć, opowiada różne historie i daje potrzebną wiedzę. Kilka godzin spędzonych w towarzystwie podręczników. Zawsze chciała być nauczycielką, jednak los potoczył się inaczej. To nie tak, że żałuje, po prostu traktuje to jako jedno ze swoich niespełnionych marzeń i w ten sposób rekompensuje sobie utratę. 
Poznanie pana Dreemurra było w jej życiu czymś, wspaniałym. Rodzina Tori od kilkudziesięciu lat zasiadała w Radzie. Jej natomiast nie podobało się takie życie. Asgore, wtedy jeszcze młody, początkujący, naukowiec został zaproszony na jedno z bardziej nudnych spotkań, aby zaprezentować swoje odkrycie. Tak naprawdę, nie wie dokładnie czego ono dotyczyło. Opowiadał z pasją o każdej śrubie w maszynie... Potem do niego zagadała i ... tak się zaczęło. 
Frisk czytał ze skupieniem wymalowanym na małej twarzy, musiał nauczyć się trzech łamaczy języka. Pociągnął ją za rękaw koszuli, wyrywając ze wspomnień. 
-Oh tak, moje dziecko – uśmiechnęła się lekko w jego stronę i pogłaskała czule po głowie – Gotowy? - przytaknął nabierając powietrza do buzi 
-Czesał szyżyk...
-Czyżyk...
-Czesał czyżyk – zawahał się na chwilę. Wiedział, że jeżeli powie źle będzie musiał znowu móeić od początku – czarny koczek. - Toriel przytaknęła mu ze spokojem. Powiedziała wcześniej, że jeżeli nauczy się płynnie mówić te trzy, to dostanie ciasto. - Czyszcząc w koczku, każdy kocz... ugh
-No już kochany, jeszcze raz – pokiwała palcem. Dziecko wyraźnie zmęczone oparło głowę o biurko 
-Czesał czyżyk czarny koczek. Czyszcząc w koczku każdy ... kkkkkkkloczek. 
-Dobrze, uznam to bo cię kocham. 
-Też cię kocham mamusiu – zaśmiał się zadowolony i popatrzył znowu na łamacz języka – Po czym przykrył koczek toczkiem... A co to jest toczek?
-To takie nakrycie głowy, coś jak czapeczka. 
-Aaaaa – chrząknął – Lecz część loczków wyszła ... booooczkiem. 
-Brawo. Zaliczone. Teraz idziemy do kolejnego. 
Dziecko przewróciło kartkę i wczytywało się w kolejny łamacz, a ją pociągnęły własne myśli. 
Bardzo kochała męża, był jej Puszkiem Okruszkiem, a ona jego Pralinką. Już same te określenia są zabawne, lecz nie obraził się na nią nawet wtedy, kiedy podczas spotkania z innymi naukowcami nazwała go Puszkiem Okruszkiem. Wyszedł wtedy na mównicę, bo miał mówić o czymś tam bardzo naukowym. Toriel nigdy nie przywiązywała uwagi do treści jego badań, ale zawsze go wspierała na tyle na ile mogła. Stała w nowej fioletowej sukni, będąc już w czwartym miesiącu ciąży z Asrielem. On chrząknął do mikrofonu i oznajmił, że ... doktor Puszek Okruszek odkrył... Lecz nikt go już nie słuchał. Wszyscy się śmiali wraz z nim.
Uwielbiała jego dystans do siebie, spokój, pogodę ducha, nadzieję i życzliwość. Nie lubiła za to jego najlepszego przyjaciela, Gastera. Oooo rany, bardzo go nie lubiła. Kompletne przeciwieństwo męża. Nie miał żadnego Pupila, co więcej, obrażał tych co je mieli. Pogrążony w nauce, zgorzkniały, cyniczny... Co ich razem ze sobą trzyma? Tego nie wiedziała i raczej chyba nie chce wiedzieć. 
-Wiem że go nie lubisz – powiedział maż odwracając się na brzuch gdy leżeli razem w łóżku. Asriel miał już swoje lata i udało im się wysłać go na pierwszą w życiu kolonię. A to oznaczało, że cały dom był dla nich –... ale powiem ci szczerze – przeniósł na nią swoje tęczówki – wiem, że poza tobą, mogę liczyć tylko na niego. W nocy o północy, z największym problemem. Jeżeli bym kogoś przez przypadek zabił, jak byś zareagowała? 
-Zapytałabym się, czy brać łopatę aby schować zwłoki – zaśmiała się
-No właśnie, a on przyjechałby autem i jeszcze pomagał kopać dół. 
-No nie wiem, nie dogaduję się z nim... 
-On taki jest, mało kto umie go znieść
-A ty go znosisz?
-Ledwo – zaśmiał się i oparł czoło o jej ramię – Nie proszę cię, abyś dawała mu szansę, bo nie chcę zmusić cię abyś kogokolwiek lubiła, Tori
-Dziękuję, a ja nie chcę dobierać ci znajomych. Poza tym ty nie lubisz mojego Froggita
-Jestem o niego zazdrosny – bąknął. Otworzyła szerzej oczy patrząc na męża z niedowierzaniem – Widziałaś jak się na ciebie patrzył? 
-O Froggita?!
-Widziałaś?
-N-no wiem, że mu się podobam – jęknęła zakłopotana - ... ale naprawdę podejrzewasz mnie o az taki brak gustu? - Popatrzył na nią spod kłębków futra opadających na oczy 
-W końcu wybrałaś mnie
- No wiesz! - milczał – Asgore! - tylko się patrzył – Weź! 
-To rywal. 
-Ry..rywal?!
Do teraz ma ochotę się śmiać z tego wspomnienia. Kochała Asgora. Bardzo, bardzo jej brakowało tych wielkich rak, ciepłego futra i spokojnego bicia serca w które uwielbiała się wsłuchiwać późną nocą, jak kładła się spać, po ululaniu Asriela. Tydzień to stanowczo za długo. Dzisiaj będzie musiała mu sprezentować wizytę. Zerknęła na chłopca, który poruszał wargami. 
-Gotowy? - upewniła się, chłopiec popatrzył na nią z przerażeniem. No oczywiście, że nie jest gotowy. Pogłaskała go po głowie raz jeszcze i wstała od stołu – To się ucz, a ja przedzwonię do Froggita
-Wychodzisz dzisiaj mamo?
-Tak, muszę kupić składniki na ciasto – uśmiechnęła się stając w progu. Co prawda mogłaby upiec z tego co jest, ale potrzebowała jakiejś logicznej wymówki zarówno dla dzieciaka, jak i dla Froggita. 
-Ale jeszcze nie jestem nawet w połowie zadania!
-Wiem, że ci się uda, synku – zaśmiała się lekko – Też chcę zjeść ciasto, więc mnie nie zawiedź – puściła do niego oko i wyszła z salonu udając się do swojego pokoju. 
Żyli bez prawie żadnego dostępu do świata. Znaczy się, była elektryczność, nawet na kasetach i płytkach muzyka czy filmy. Chłopiec miał swój komputer z kilkoma grami w jakie mógł grać. Oczywiście, wybierane skrzętnie pod nadzorem Toriel i wcześniej przez nią zagrane. Musiała przecież przekonać się, co dokładnie daje dziecku. Choć wielokrotnie musiała gryźć się w język, aby nie przekląć siarczyście, przy śmierci bohatera w którego się wcielała, albo kiedy przegrywała jakąś turę. Nie mieli jednak telewizji, internetu czy radia. Powód był prosty. Kozica nie chciała, aby dziecko miało jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym. Nawet nie chodziło o to, aby nie wiedział co się dzieje dookoła niego. Bardziej skupiała się na drugiej reakcji – on próbowałby jakoś zacząć się udzielać. Rozmawiać z kimś, pisać, oglądać, czy nagrywać. Doszło do tego, że jedyny telefon komórkowy jaki był w domu, trzymała w swoim pokoju w szafce zamykanej na kluczyk. 
-Halo? - odezwał się dobrze jej znany głos po drugiej stronie. Toriel była kobietą ... przebiegłą. Oczywiście, kochającą do granic możliwości żoną, matką i panią domu. Wiedziała jednak jak wykorzystać fakt, że podoba się innym mężczyznom. Cóż, taki już los tych, co nie potrafili znaleźć sobie wolnej kobiety, albo też po prostu ulokowali emocje w zajętej. Froggita lubiła, jako potwora. Natomiast fakt, że był jej cóż, bezgranicznie oddany, w swojej jednostronnej miłości tak uroczo zaślepiony, że po latach właściwie już bez żadnego wyrzutu sumienia wykorzystywała go do drobnych, domowych przysług. 
-Witaj, cieszę się, że odebrałeś – No oczywiście, zawsze odbiera od niej telefony, nie musi czekać dwóch sygnałów! - Słuchaj, um... jesteś dzisiaj zajęty? 
-Co? Nnnn-nie! Oo-o-oczywiście, że nnn-nie!
-To super! Bo muszę coś ważnego załatwić na mieście i um... zająłbyś się Frisk? - w słuchawce przez chwilę było cicho – Um... Żabciu?
-O tak! Jasne! Zaopiekuję się. Jasne, że tak. Friskiem, tak? Możesz na mnie liczyć. - zaśmiał się nerwowo. Nie chciała mu robić głupiej nadziei. 
-No, bardzo Ci dziękuję! Zniknę dosłownie na dwie, może trzy godziny. Muszę spotkać się z mężem w bardzo ważnej sprawie. 
-Tak... mężem... jasne.... - Musiała to zrobić, aby znał też i swoje miejsce. Ale... nie wolno tez do końca tego zaznaczać, co by tutaj 
-A jak wrócę to zjesz ciasto ze mną i z Frisk?
-Ciasto? Zzz tobą?
-...i z Frisk
-Jjjj-jasne! Z przyyy-przyjemnością! 
-To super. Za ile byś mógł u mnie być?
-Uuu-uh, zaaa-a jakąś gooo-o-ooodzinę. 
-Dziękuję, ratujesz mi życie. - uśmiechnęła się szeroko. Po rozłączeniu i uprzedzeniu Asgora, aby się szykował na jej nalot za jakieś półtorej godziny, wróciła do Friska, który szczerzył się szeroko w jej stronę. 
-Raz w szuwarach się zaszywszy, w jednym szyku wyszły trzy wszy, po chwili się rozmnożywszy, ruch w szuwarach stał się żywszy – wypiął z duma pierś, by następnie zaczerpnąć świeżego powietrza.
-Brawo, mówiłam, że ci się uda. - uśmiechnęła się i usiadła na krześle. - Zostaniesz z wujkiem Froggitem, dobrze? - przytaknął i poprawił się w krzesełku. Toriel usiadła na swoim miejscu i zerknęła przez ramię dziecka. - Zmęczony łamaczami? 
-Taaaaa
-To może zmienię ci ostatnie zadanie – zaproponowała. Frisk podniósł na nią wzrok wyraźnie zaciekawiony – To będzie jednak wymagało od ciebie stania na równych nogach. Więc zejdź i wyprostuj się. I weź kilka wdechów i wydechów, uspokój się. Jak ci się uda to przejść tooo wezmę ci cokolwiek zechcesz – Frisk przytaknął zachwycony i próbował się uspokoić, naprawdę, ale jego myśli już krążyły dookoła nagrody. W tym czasie Toriel pisała coś na kartce papieru. Po chwili podała mu ją. - Aby przejść to zadanie, musisz powiedzieć ten wierszyk na jednym wdechu. 
-Ale mamo, to nie jest możliwe... - zmarszczył nos
-Jest. Udowodnić ci? - przytaknął – Dobrze – wstała i poprawiła materiał koszulki. Wzięła głęboki wdech, tak bardzo pełny, że dosłownie czuła jak jej płuca się rozszerzają. - Pani Pani daj chleba, komu chleba? Pani chleba żeby Pan dał siana. Komu siana? Krowie siana żeby krowa dała mleka. Komu mleka? Lipie mleka żeby lipa dała łyka. Komu łyka? Dębowi łyka żeby dąb dał żołądź. Komu żołądź? Wieprzowi żołądź żeby wieprz dał kła. Komu kła? Pannom kła żeby Panny dały wieniec. Komu wieniec? Morzu wieniec żeby morze dało wody. Komu wody? Kogutowi wody bo Kogucik leży koło drogi i ani tchnie. - faktycznie dało się to powiedzieć na jednym wdechu, lecz po całości musiała oprzeć się łapą o stół dysząc głośno. Popatrzyła na Frisk figlarnie, widziała że zaimponowała mu tą rymowanka. 
Resztę danego im czasu spędzili na próbowaniu powiedzenia tego na jednym oddechu. Po chwili Frisk się zmęczył, naprawdę. Ze smutkiem obserwował jak jego włochata mama rozmawia chwilę z Froggitem w drzwiach. Dziecko nawet lubiło swojego wujka, choć nie był zbyt rozmowny. Na dobrą sprawę, znał tylko jego i mamę. Toriel pocałowała synka w czoło mierzwiąc jego czarne włosy i wyszła z domu. 
-Nooo-o to zostaa-aliśmy saaa-a-aaaami. 
-Wuuuujku
-Taaa-ak?
-Bo jest taki jeden wierszyk.... 

~*~

Auto parkowała dość daleko, a to po to aby dziecko go nie zobaczyło. Odpaliła i wykręciła i ruszyła w stronę miasta. Albo raczej przez miasto. Laboratorium jej męża znajdowało się po drugiej stronie. Pełne ulice, kolorowe bilbordy, wesołe twarze, otwarte sklepy. W drodze powrotnej faktycznie będzie mogła wskoczyć do sklepu i kupić coś dla malca. Jak nie w geście gratulacji, tak jako nagrodę pocieszenia. W każdym razie marchewka w jej mniemaniu zawsze lepiej działała niż kijek. 
Po kilkunastominutowej jeździe zaparkowała na parkingu. Asgore miał podkrążone oczy, wyraźnie stracił na wadze. Uśmiechnął się pogodnie, kiedy ją zobaczył. Pobiegła rzucając się na niego. Resztką sił utrzymał równowagę. 

~*~

Wróciła wieczorem. Pobyt u męża zajął dłużej niż początkowo planowała, lecz nie czuła z tego powodu jakichś wyrzutów. Nawet, kiedy weszła do mieszkania i zastała Froggita śpiącego na kanapie obok dzieciaka. Zabawki porozrzucane dosłownie wszędzie. Ominęła kilka żołnierzyków, weszła na klocka z całych sił powstrzymując się, aby nie ryknąć z bólu, no i przeskoczyła zaczętą, ale niedokończoną fortecę z książek, ręczników i poduszek. Będzie trochę sprzątania, niska to była cena za możliwość spędzenia trochę czasu z ukochanym.
Wkrótce  mieszkanie wypełniło się zapachem ciasta cytrynowego. Słodki, lecz nie mdławy obudził śniących. Na drewnianym stole pośród kredek i kartek papieru, stał wielki półmisek pyszności z przygotowanymi talerzykami. Toriel właśnie przynosiła ostatnie dwa kubki gorącej herbaty. 
-O wstaliście kochani – uśmiechnęła się do nich czule – Macie ochotę na dobre co nie co? - zaśmiała się pogodnie. Zdecydowanie wypad pozwolił jej na nowo naładować baterie. Czuła się wprost wyśmienicie. Kiedy Frisk podchodził do stołu, powstrzymała go kładąc łapę na jego głowie – E e eeee, idź umyj rączki – Froggit zaśmiał się wchodząc na wolne krzesełko – To samo tyczy się też ciebie – zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Takim jak matka, która wszystko widzi i właśnie przyłapała swoje dziecko na robieniu niecnych rzeczy. 
Przy stole rozmawiali o pogodzie, czy o jedzeniu. Tak właściwie to w większości Frisk mówił, dzieląc się swoimi dziecięcymi wizjami świata, opowiadając sny, czy przygody jakie wymyślił dla swoich zabawek. Pogodny i miły wieczór został szybko zniszczony pytaniem, jakie zmroziło krew w żyłach potworzycy i odebrało chęci do dalszego rozkoszowania się pysznym posiłkiem. 
-Mamo, a kiedy ja pójdę do szkoły. Wujek Fro powiedział, że już powinienem tam chodzić. - w jego głosie dało wyczuć się niezadowolenie. Toriel wzięła głębszy oddech i zaśmiała się nerwowo. 
-K-kochanie, po co chcesz iść do szkoły, skoro sama tutaj wszystkiego cię uczę? Widzisz...
-Tttt-tori – przerwał jej potwór. Miał poważny wyraz twarzy, jak w ogóle można o takim mówić w jego przypadku. Lecz właśnie w tej chwili wszystkie jego oczy były wpatrzone w kobietę. - Www-wie-eee-esz dobrze, żee-e poraa-a aby sooo-o-ooobie poo-o-szedł do szkoły. 
-Nie rozumiesz, Frisk nie może iść do szkoły – zmierzyła go groźnym spojrzeniem. W tej chwili cofała wszystkie dobre słowa jakie kiedykolwiek o nim powiedziała i myśli, jakie pomyślała. Miała ochotę literalnie udusić gościa łapami
-Ale dlaczego, mamo? Wszystkie dzieci chodzą do szkoły... tak mówi wujek... on kłamie?
-Co? Ależ skądże znowu! Nie! To prawda, że wszystkie dzieci chodzą do szkoły – chrząknęła – Znaczy się te, które chcą, booo nie wszystkie. Znaczy się, nie ma obowiązku chodzenia do szkoły. 
-Ale ja chcę chodzić do szkoły, wujek powiedział, że jest tam fajnie – odstawił pusty talerz i popatrzył wielkimi oczami na Toriel. Ta czuła się fatalnie, jakby cała ta scena wysysała z niej wszystkie siły i energię, którą z trudem udało się jej naładować. - Powiedział też, że jest tam dużo dzieci i wszystkie się bawią. I, że są w moim wieku. - kobieta przełknęła ślinę, czuła jak się jej łapy pocą – Kiedy pójdę do szkoły?
-Frisk.. ty... - głos jej drżał – ty.. nigdy nie pójdziesz do szkoły
-Too-o-oori, nie możesz go trzymać tylko dla sieee-ebie – Froggit podniósł nieco głos – Poo-owinien baa-awić się z innymi dzieee-ećmi. Poo-owinien poznaa-a-aaawać innych – popatrzył na chłopca wyraźnie mu współczując 
-Wiem o tym doskonale, ale... Frisk po prostu nie może – dziecko zacisnęło mocniej usta i popatrzyło zdziwione na matkę – Frisk jest chory. Nie może być ... jak inne dzieci 
-Ale maaaaamo, będę grzeczny! Obiecuję! O nic więcej nigdy cię nie poproszę!
-Dobrze wiesz, że to nie jest prawda – uniosła jedną brew do góry
-Choo-ory? Nigdy o tym nie wspominałaś.. - Bo nigdy nie było potrzeby. Burknęła w myślach. 
-Frisk, pamiętasz jak zachorowałeś kilka lat temu? Miałeś gorączkę i przyszedł ten pan z dziurami w rękach? - przytaknął – No. Gaster, jak mi nie wierzysz to się jego spytaj – popatrzyła z wyższością na drugiego potwora. Doskonale wiedziała, że ktoś taki jak Froggit będzie się bał iść do Gastera, ale trzeba było powołać się na jego imię – On wyleczył chłopca. Okazało się, że Frisk cierpi na rzadką i nieuleczalną chorobę.
-Jaaa-a-aaaką?
-Jest uczulony na ludzi. - Cisza. Nikt nic nie powiedział. Dlatego wzięła wdech i mówiła dalej – Kontakt z drugim człowiekiem to śmierć dla Frisk. Będzie miał wysoką temperaturę, dreszcze, będzie go wszystko bolało... A potem umrze. Nie jestem pewna, czy to tylko przez dotyk, czy po prostu przez powietrze, ale ... nie chcę ryzykować. Dlatego Frisk nigdy nie pójdzie do szkoły. - Froggit popatrzył ze współczuciem na chłopca, który opuścił głowę. Wiedział o swojej przypadłości choć nie chciał o niej myśleć zbyt intensywnie. 
-Przee-e-epraszam, nieee-e wiedziałem. 
-Nic się nie dało – wysiliła się na uśmiech – Ale nie poruszajmy już tego tematu więcej – Choć wszyscy zgodzili się na to, nikt już więcej nic nie powiedział. W milczeniu dopili herbatę, gość zaczął powoli zbierać się do domu. 
-Uuuuważajcie na siee-ebie. Friii-i-sk, dbaj o maa-amę.. - poklepał go po głowie. 
-Dobrze wujku! Ty też na siebie uważaj!
Niebo było czyste, przejrzyste, usłane migoczącymi gwiazdami. Froggit popatrzył do góry i zatrzymał się w progu. Podziwiał księżyc, bardzo też spodobał mu się stary, stojący pod płotem dąb, a konkretniej rzecz ujmując to jego korona na tle nocnego nieba. 
-Frii-isk, a jaa-akbym pomóóó-gł? 
-To znaczy? - Toriel nie podobała się ta rozmowa. Zmarszczyła brwi, niemalże instynktownie kładąc na ramionach dziecka swoje ręce w obawie, że potwór mu go zabierze. 
-Jee-eżeli jest uuu-uu-uczulony na luudzi... To moo-o-że zrobić mu .. skafander? 
-Jak strój? - dziecku oczy się zabłyszczały 
-Taa-a-aak. 
-Nie uważam, aby to był dobry pomysł – mruknęła wrogo. Froggit popatrzył jej na chwilę w oczy i westchnął. 
-Chiaa-ałem pomóc
-Wiem, ale... polegam na Gasterze – te słowa z trudem przechodziły przez jej gardło 
-Rozuuu-umiem. To-ooo ja iiidę. 

Przypilnowała aby Frisk umył zęby, wykąpał się, przebrał i posprzątał po sobie pokój. 
-A właśnie – wstał z ziemi i otrzepał spodenki wziął głęboki wdech i powiedział wierszyk tak jak tego chciała. To trochę poprawiło jej humor 
-Brawo, wiedziałam, że ci się uda. Co chciałbyś dostać? 
-Skafander od wujka! - Cholera jasna, ten przeklęty Froggit 
-Aaa, a coś innego?
-Mamo.. ja ... ja chciałbym kogoś poznać. Nie obraź się, kocham cię, bardzo, bardzo cię kocham, ale... 
-Kochanie, nawet jakbym chciała to nie mogę. Boję się o ciebie i nie chcę cię stracić – wykrzywiła pysk – Nawet nie wiesz przez co przechodziłam, jak wtedy zachorowałeś.. Frisk, kontakt z drugim człowiekiem to dla ciebie śmierć gwarantowana. Nie wolno ci o tym zapominać. Chcesz abym przez ciebie płakała? - położyła mu łapy na ramionkach i kucnęła patrząc głęboko w oczy. Zaprzeczył. Nic już więcej nie powiedziała. Na dobranoc pocałowała go w czoło i zamknęła drzwi. 
Wlekąc się dosłownie do swojej sypialni nie miała na nic siły. Ten dzień można zaliczyć do udanych, czy też nie? Gdyby nie Froggit to pewnie byłaby szczęśliwa, w tej chwili jednak chce po prostu iść spać. Nie dbała o ubranie. Po prostu padła wycieńczona na łóżko i usnęła.

Śniła o pikniku na świeżym powietrzu, w towarzystwie męża i wszystkich swoich dzieci.

Share:

25 komentarzy:

  1. Łooo.. Rozdział ciekawy i fajnie napisany lecz trochę zagmatwany.. Toriel zmyśliła tą historie o chorobię? Dlaczego Frisk nie zna Asgora i Asriela?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do choroby nie powiem.
      Zaś Asriel jak zostało powiedziane - wyprowadził się jeszcze zanim Frisk przyszedł do Toriel, natomiast Asgore nie mieszka z nią ze względu na badania jakie prowadzi :3

      Usuń
    2. W takim razie pytanie powinno brzmieć, dlaczego Tori nie chce powiedzieć Frisk, że ma męża i syna.. Ale coś czuje, że odpowiedź będzie w następnych rozdziałach ^^

      Usuń
    3. Ależ nie ma nigdzie powiedziane, że Toriel nie mówi dziecku o swoim mężu czy synu. Dzieci w pewnym wieku nie są zainteresowane innymi osobami poza samymi sobą. To im należy poświęcać uwagę, to ich należy uczyć, to ich potrzeby spełniać. To nie tak, że Tori nie chce mówić o rodzinie, po prostu Frisk nie wykazuje zainteresowania jej osobą do takiego stopnia. Wychował się w miejscu, gdzie był właściwie tylko z nią, nie czuje więc braku. Tori spędza z nim wiele czasu, nie czuje więc zazdrości.

      Usuń
  2. Zajebisty rozdział! ^-^ Jednak ta sprawa z chorobą... strasznie mi tu zalatuje kłamstwem. To trochę głupio brzmi, by człowiek był uczulony na ludzi (to nie Tem, który może być uczulony na inne Tem xD). Gdyby tak serio było, to wydaje mi się, że Frisk sam ze sobą nie mógł by wytrzymać. A ja bym chętnie się wybrała do Gastera by sprawdzić, czy Toriel mówiła prawdę czy nie kręci. To serio wygląda tak, jakby Toriel zmyśliła to, aby nie być sama w domu, bo skoro Azzy się wyprowadził, a Asgore mieszka osobno przez swoje badania, to gdyby nie Frisk to byłaby kompletnie sama w domu. I tu znowu się przejawia pewna samolubność, bo jeśli mówię prawdę i to z chorobą to ściema, to tylko dowodzi, że Toriel myśli bardziej o sobie niż o Frisk i o jego uczuciach.
    A może to Gaster zmyślał? Bo nie wierzę w to, że Frisk jest "uczulony" na ludzi i to aż do śmiertelnego stopnia, więc to albo Toriel kręci, albo Gaster, choć on by jak już to jedynie dlatego, że nie lubi Pupili, ale wątpię by to on tu kręcił, skoro jest dobrym przyjacielem Asgore'a.
    Na początku miślałam, że adoptowanym dzieckiem jest Chara xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można łatwo wywnioskować po mojej jakże pięknej litanii, że Toriel mnie wkurzyła w tym rozdziale, i to bardzo xD

      Usuń
    2. Neh, Chara będzie w kolejnym rozdziale ^^
      I nie-e. Nie wiem jak mi to wyjdzie w ogólnym rozrachunku, lecz moja Toriel mmm nie będzie aż tak bardzo samolubna jak ta z UT. Każdy człowiek jest egoistą i myśli o sobie, nie wiem jak w przypadku potworów, ale wydaje mi się, że pewne ewolucyjne wartości są raczej stałą. W każdym razie - nie będę mówić nic na temat choroby. To się wyjaśni mmm nie w kolejnym, ale zdaje się w trzecim albo czwartym rozdziale ^^
      Iii nie przeanalizowałaś jeszcze jednej możliwości. Poszłabyś do Gastera, ok. Lecz co jeżeli on jest zaangażowany w kłamstwo? Mmm? Ojej, spojler...

      Usuń
    3. Dobra, zaczynam tu wyczuwać w spisek i właśnie mi tu podsunęłaś myśl, dzięki której mam podstawy do tworzenia teorii na temat tej "choroby"
      Dziękuję xD
      Iiii Chara będzie pod opieką Asriela, prawda? ^-^

      Usuń
    4. Yaaaap. Szkic gifu jest na tumblr jaki się pojawi w przyszłej notce. Muszę go jeszcze pokolorować tylko... ^^ Asriel i Chara.

      Usuń
    5. Tak, widziałam, właśnie stąd moje przeczucia, że Asriel ma swojego pupila, charę ^-^
      Iiiiii o to moja teoria, jeszcze do dopracowania xD.
      Była mowa, że Frisk był kiedyś chory, a Gaster chodził go wyleczyć. Najprawdopodobniej zrobił to tylko dlatego, że to był pupil (nwm czy Asgore traktuje Frisk jako pupila czy jako swoje dziecko) Asgore'a. Toriel (a może to jednak Asgore? nwm) jakoś namówiła Gastera, by powiedział Frisk że jest uczulony na ludzi i musi być od nich odizolowany (Bo w sumie racja, trochę zbyt pewnie na niego się powoływała). Nie mam jeszcze pomysłu jak go do tego namówiła, ani co ją popchnęło do tego, może chciała mieć Friska tylko dla siebie, może obawiała się, że ktoś jej odbierze Frisk i chciała mieć pretekst by go trzymać. Mogą to być tylko domysły, ale to i tak brzmi wiarygodniej od tego, że ta "choroba" jest prawdziwa. Jak dla mnie jest ona tak prawdziwa, jak moje uczulenie na kwiatki (nie jestem alergikiem).
      Ale zostaje tylko czekać na kolejne rozdziały aby sprawdzić, czy teoria jest prawdą ^-^

      Usuń
    6. Odpowiem tym https://www.youtube.com/watch?v=xw2ynQXGcec

      Usuń
    7. Wow...Ale ten filmik był głęboki...

      Usuń
  3. Czemu wydaje mi się, że Kozia Mama zmyśliła tą chorobę? ;__;
    Biedny Frisk
    Biedny Froggit
    A rysunek już się rysia :3 komiks zresztą też x3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego biedny Frisk? Przecież ma w domu wszystko!

      Usuń
    2. Nie ma znajomych :<
      Ani "żony" (ach, te czasy przedszkolne :'3)

      Usuń
  4. Doberek *w*
    Nah, nawet nie wiesz jak przyjemnie i lekko czyta mi się to, co piszesz. Naprawdę. Czytanie idzie mi zdecydowanie za szybko. Nie mam tak, że coś sobie odłożę na później bo jedzenie, bo zajęcia... tylko ciągiem lecę. Nie chcę, ja muszę wiedzieć co jak dalej idzie. Nie ważne czy za chwilę ma wyjść dramat na skalę Mody na sukces czy też zwykłe otwarcie okna. Po prostu nah,jedynie na co liczę, to to, że będziesz więcej dla nas pisałam a wena cię nie opuści x3 To AU ma naprawdę potencjał i aż chce się czytać i wiedzieć co jak gdzie i z kim ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Co do Toriś to tak widzę ją w głowie. Taki charakter, podejście do niektórych spraw, naprawdę łapka w górę za to >3 O chorobie dzieciaczka z pewnością i w mej głowie coś zaświta, szczególnie po tym filmiku, który podesłałaś nieco wyżej. Koła zębate w mózgu zaczęły pracować pełną parą ^^ Trzymam kciuki za całość. Oczywiście jak tylko nieco grafik mi się rozluźni polecą arty xD! Na to przynajmniej liczę, skoro znalazłam czas na moje dwa potworzątka to i z czasem na resztę znajdę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh oh oh, Twoje dwa potworki się pojawią :D Zdecydowanie, w mailu zapytałam się jednak o ich rolę. Znaczy się po zapoznaniu się z charakterystyką i wyglądem widzę je po dwóch stronach i nie wiem gdzie je ulokować, dlatego zadałam Ci pytanie, co jest dla Ciebie ważniejsze
      Władza czy przyjaźń :D No i naaaaadal czekam na odpowiedź :D

      Usuń
    2. A co do filmiku too nie ma on zbyt wiele wspólnego z fabułą xD Po prostu wysłałam go bo ostatnio non stop go słucham ^^ Więęęc spokojnie, nie będzie tutaj mody na sukces, zwłaszcza że jak chyba widać, nie umiem za bardzo pisać scen w których bierze udział więcej niż trzy osoby. Noo chyba, że jest osoba vs tłum, który działa mniej więcej tak samo. Dlatego neh. Postacie czołowe z UT się pojawią wszystkie, ale stopniowo i z czasem ^^ Nadal tylko waham się nad zakończeniem bo są dwie wersje, ale myślę, że zrobię po prostu sondę i Wy zdecydujecie jaki ma być koniec ^^

      Usuń
    3. Gdybym tylko miała tą wiadomość od Ciebie T.T Od dnia wysłania wchodzę na pocztę i nic nie mam :=:Jakbym mogła prosić o ponowne wysłanie to wtedy może by zadziałało i od razu bym dopisała ...

      Uuu ok *°* Rozumiem xD Co do większej ilości osób na raz do poprowadzenia, znam ten ból xD Dialogi, kto gdzie jest i tak dalej ... ,Ja z trzema już mam problem ~
      Ok ^^

      Usuń
    4. Ooo, wiadomość doszła i już odpisałam >3

      Usuń
  5. Naprawdę miły rozdział.
    Na początku ta choroba zaśmierdziała mi Charą.

    OdpowiedzUsuń
  6. No po prostu wow, brak mi słów! *-* Wszystkie sceny pojawiają mi się w głowie, to opowiadanie mi się taaaaaak bardzo podoba ^^ wydaje mi się, że Toriel nieco zmyśla z tą chorobą, nawet bardzo. To AU ma naprawdę wielki potencjał! Gratki :3

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE