1 stycznia 2018

Opowiadanie: Światło by Shiro Higurashi

Od autora: Jest to dość stare opowiadanie napisane przeze mnie w połowie 2015 roku. Nigdy nie pisałam sama z siebie opowiadań, przez brak czasu i natchnienia, to konkretne napisałam w gimnazjum na Polski. Nigdy go nigdzie nie publikowałam, choć miałam od dawna ochotę pokazać je szerszej publiczności. Mam nadzieję, że komuś się spodobało i dziękuję za ten event dający mi szanse opublikowania tego na tym blogu. :)



Było to gdzieś w kosmosie, około roku 2176. Statek zwiadowczy z 5 osobową załogą leciał właśnie z Ziemi na Frelod. Misja nie była trudna, mieli po prostu pobrać trochę próbek gleby z tej nowo odkrytej planety.
Pojazd leciał spokojnie, gdy sternik zauważył lecącą na horyzoncie asteroidę. Statek wykonał gwałtowny skręt, jednak nie uniknął całkowicie spotkania z ciałem niebieskim…

-Poruczniku Sikorski. Poruczniku! Sikorski, mówię do ciebie!!! Żyjesz chłopie!?
-T-tak jest Panie Kapitanie Kowalski! - odpowiedział pośpiesznie porucznik Jerzy Sikorski. Nie wiedział on jednak do końca, co się stało, a obraz wciąż przysłaniała mu mgła.
-Cieszę się, że się obudziłeś, dasz radę wstać? - Zapytał kapitan Stanisław Kowalski.
-Tak jest Pa...! - Jerzy nie dokończył. Zaciął się, zobaczywszy lewą nogę Kapitana, a raczej jej brak. Kończyła się w okolicach kolana obwiązana starannie czerwoną chustą. Wtedy również porucznik zauważył, że oboje leżą w kałuży krwi, a twarz Pana Kowalskiego jest strasznie blada.
- K-kapitanie... - wykrztusił Jerzy po chwili. - J-jeśli można spytać...
-Nie można. - Odpowiedział krótko dowódca. - Jeśli jesteś w stanie chodzić idź sprawdzić jak z pozostałymi. Muszę wiedzieć w jakim stanie jest podporucznik Izabela Malinowska, chorąży Piotr Węgierski i sierżant Marian Słowiński. - Jerzy chciał coś powiedzieć, ale kapitan dodał szybko. - To jest rozkaz! Wykonać!
-Tak jest Panie Kapitanie... - odpowiedział niepewnie porucznik.
Sikorski spojrzał zmartwiony na dowódcę, ale widząc jego ostry wzrok odwrócił się i szybko poszedł przed siebie w poszukiwaniu reszty załogi, rozmyślając ciągle o ranie Pana Kowalskiego. Wszędzie walały się resztki rozbitego statku i jego wyposażenia. Wylądowali...No właśnie gdzie? Do koła było bardzo zielono. Ziemia była pokryta czymś zielonym, czymś, czego on nigdy nie widział. W oddali były jakby kominy, ale nie wychodził z nich dym. Były brązowe a na ich czubku jakby zielone pióropusze. Porucznik wiedział, że nie wylądował na żadnej znanej mu planecie. Na chwilę się zatrzymał i ukucnął, by przeanalizować to zielone, coś które miał pod nogami. Po chwili stwierdził, że chyba kiedyś już o czymś takim słyszał, ale gdzie? W książce? Muzeum?  Po chwili wstał i szedł dalej. Gdy przechodził obok resztek centrum sterowania zauważył migający licznik czasu na czasoportalomaszynatorze, była to zaawansowana technologicznie maszyna wynaleziona w 2150 roku, która pozwalała na podróże w czasie. Gdy mężczyzna podszedł bliżej ujrzał, że wyświetla się na nim 2014 rok. Jerzy stał tak przez chwilę z wlepionym wzrokiem w wyświetlacz. Zrozumiał, że podczas tego wypadku urządzenie musiało się włączyć, a oni cofnęli się w czasie.
-Czyli to miejsce... To musi być Ziemia. - pomyślał Sikorski. Teraz przypomniał sobie gdzie widział ,,to zielone coś”. -Niestety nie mam teraz czasu się nad tym zastanawiać! Muszę jak najszybciej znaleźć resztę!
Szedł bardzo uważnie rozglądając się na boki. Nagle usłyszał ciche mruczenie. Rozpoznał, że to głos chorążego. Wtedy zauważył po prawej stronie męską stopę wychodzącą spod gruzów. Ucieszył się, że tak szybko znalazł Piotrka. Znali się już kupę czasu i byli dobrymi przyjaciółmi od podstawówki. Na nodze nie było buta, więc Jurek wiedząc, że jego kolega ma łaskotki postanowił spłatać mu psikusa i połaskotać go. Wiedział, że to nie czas, ani miejsce na żarty, ale ta obnażona stopa stanowiła dla niego zbyt wielką pokusę. Po cichutku podszedł do nogi i delikatnie ją dotknął. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest ona zimna i blada. Silnym szarpnięciem wyciągnął ją spod gruzów i... Okazało się, że to faktycznie noga, ale nie Piotra tylko Pana Kapitana... Porucznik przestraszył się, a po chwili poczuł się trochę niezręcznie. Jednakże uspokoił się, wiedząc że nikt nie wiedział jego ,,małej” pomyłki. Pocieszony tym faktem uśmiechnął się i wtedy usłyszał głos.
-Jurek, co ty robisz...? - to był chorąży. Leżał pod drugiej stronie i spokojnie przyglądał się całej sytuacji. Porucznik nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, zrobiło mu się strasznie głupio. Do tego dopiero wtedy do niego dotarło, że trzyma w ręku zakrwawioną, oderwaną nogę kapitana Kowalskiego, która w wyniku zderzenia musiała się rozdzielić ze swoim właścicielem.
Sikorski mimowolnie rzucił nogę z przerażeniem.
- Może okazałbyś trochę szacunku Panu Kapitanowi i łaskawie nie rzucał jego kończyną jak workiem ziemniaków? - powiedział ironicznie Piotr. - A tak w ogóle to może wyciągniesz mnie z pod tych gruzów? Chyba złamałem prawą rękę i za bardzo nie mam jak się wydostać...
-Hm...Czekaj ,przemyślę to, co mi dasz za wyciągnięcie Cię? - zażartował Sikorski, choć wciąż był blady po ujrzeniu nogi Kapitana. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać. Żołnierz powinien być przyzwyczajony do możliwości poniesienia strat na misji. Do tego jego przyjaciel był taki opanowany. Zresztą nic dziwnego. Choć był on niższy stopniem, miał większe doświadczenie, w końcu brał udział w tej wielkiej wojnie na wschodzie trzy lata temu, podczas gdy on sam był wtedy  na kilkuletniej misji kolonizacji  Marsa.
-Bardzo śmieszne... - odpowiedział chorąży. - Pytasz co za to dostaniesz? Może lepiej spytaj czego nie dostaniesz - prawego sierpowego jak mnie już wyciągniesz.
-Ha ha, powiedział gość ze złamaną prawą ręką! Dobra, dobra już się tak nie bulwersuj, już cię wyciągam.
Po wyciągnięciu Węgierskiego bohaterowie ruszyli razem w poszukiwaniu reszty załogi. Po przejściu kilkunastu kroków ujrzeli podporucznika. Znaleźli ją nieprzytomną leżącą jakiś kawałek od miejsca wypadku. Nie wyglądała na zbyt poważnie ranną, więc porucznik wziął ją na ręce i poszli dalej szukać sierżanta. Szli gadając o dawnych czasach i obmyślając plan powrotu do swojej rzeczywistości, kiedy nagle zobaczyli leżącego w zaroślach człowieka. Wyglądało na to, że ciało uderzyło w ziemię z ogromną prędkością i w efekcie nastąpił natychmiastowy zgon. Ciało było na tyle zmasakrowane, że nie dało się rozpoznać twarzy, ale po strzępach munduru rozpoznali, że to sierżant.
-No tak, biedak był w swoim pokoju kiedy się to stało i odpoczywał po nocnym dyżurze. - stwierdził Węgierski. Nie wyglądał na zbyt przejętego. Jakby śmierć towarzysza go wcale nie ruszała. Naprawdę nie miał serca? Po prostu dusił to w sobie? Czy może po tej strasznej wojnie, która pochłonęła 2 miliardy ludzi już taki widok nie robił na nim wrażenia? Te i inne pytania męczyły porucznika nie pierwszy raz, gdy patrzył na swojego dawnego przyjaciela. Jedno jest pewne, po tej wojnie się zmienił i w sumie to nic dziwnego.
-M-mieliśmy szczęście przyjacielu. Dobrze, że w chwili wypadku byliśmy na mostku, który jest podwójnie wzmocniony. - odpowiedział po chwili wahania Sikorski.
-Tak czy inaczej wracajmy do Kapitana. W sumie to nawet lepiej, że Podporucznik Malinowska jest nieprzytomna, nie musi oglądać tego krwawego widoku ludzkich zwłok. - powiedział Piotr po czym ruszył w drugą stronę. Jerzego bardzo zdziwiły słowa kolegi. Był przekonany, że Izabela jest ostatnią rzeczą, którą jego kolega mógł się teraz przejmować, a jednak. Wtedy przypomniał sobie, że przecież ona też była na tej wojnie. Tak. Nie walczyła na pierwszej linii jak Piotr, była chyba pielęgniarką... a może snajperem? Czyżby wtedy coś się wydarzyło?  Fakt, takie przeżycia łączą ludzi. Wtedy poczuł smutek z faktu, że kiedy oni mogli walczyć za ojczyznę on siedział wygodnie na innej planecie o niczym nie wiedząc, nic nie widząc. Wtedy chorąży jakby czytając w myślach przyjaciela powiedział:
- Nie czuj żalu, smutku, poczucia winy, tudzież gniewu z faktu, że nie brałeś udziału w tej wschodniej wojnie. Nie chciałbyś przechodzić przez ten koszmar. Po tym człowiek nie może od tak odnaleźć ponownie światła w życiu. Dlatego cieszę się, że mam... ciebie. Ty nie musiałeś nikogo zabić, dlatego ciągle masz swoje światło. Światło, które może prowadzić innych. W tym mnie... - Sikorski kompletnie zdębiał słysząc te słowa. To pierwszy raz, gdy jego przyjaciel coś takiego powiedział. Nie wiedział po prostu co mu odpowiedzieć.
-Dzięki stary. - odpowiedział. Dodając po chwili. – Tylko mi się teraz tu nie rozklejaj ty mój ,,poszukiwaczu światła”!
-Spadaj! I spróbuj tu człowieku powiedzieć coś miłego! No jak żyć z kimś takim!
-Ha ha! Dobra, dobra, chodź bo się zrobi ciemno, a ja nie będę ci robić za latarkę! - Sikorski był naprawdę szczęśliwy. Węgierski zresztą też. Po raz pierwszy od czasu wojny rozmawiali kompletnie naturalnie, nie jak chorąży i porucznik, tylko jak dwaj prawdziwi przyjaciele. Nie wiedzieli dlaczego tak jest. Po prostu ta zieleń była jakaś magiczna. Zwłaszcza dla ludzi żyjących i wychowanych wśród betonu, kompletnie nieznających trawy czy drzew.
Gdy dotarli na miejsce, kapitan wyglądał jeszcze gorzej. Widać było, że stracił sporo krwi.
-Kapitanie, jak się Pan czuje? - spytał chorąży gdy tylko zobaczył dowódcę.
-Żyję. - odpowiedział krótko. - Sikorski jaki jest stan załogi?
-Chorąży Piotr Węgierski ma złamaną prawą rękę, podporucznik Izabela Malinowska jest nieprzytomna,  porucznik Jerzy Sikorski brak poważnych ran, sierżant Marian Słowiński... Nie żyje. - ostatnie zdanie ledwo przeszło Sikorskiemu przez gardło.
-Rozumiem... - odpowiedział zmieszany kapitan. Dalej rozmawiali o stanie technicznym statku, czasie, w którym się znaleźli i obmyślali plan powrotu. Analizowali dostępne dane i doszli do wniosku, że w tych czasach odpowiedni sprzęt do naprawy prawie nie istnieje. No właśnie, prawie. Przecież było NASA. Oni posiadali potrzebny sprzęt na dość wysokim poziomie technologicznym by udało się im naprawić statek i wrócić do domu. Tylko pojawia się pytanie...jak zdobyć tą technologię? Musieli by zostać astronautami. Wtedy może udało by im się podczas ,,podróży kosmicznej” przemycić na statek czasoportalomaszynator, oraz resztę potrzebnego sprzętu i wrócić do swoich czasów.
-A może po prostu zadzwonimy tam i poprosimy o pomoc? - odezwała się nagle Izabela, która już od jakiegoś czasu przysłuchiwała się dyskusji. Po czym wstała i wzięła się za opatrywanie rany kapitana. Coś tam Piotr wspominał kiedyś Jerzemu, że Iza opatrywała rany w jego plutonie. Opatrunek wyglądał na naprawdę fachowo zrobiony, zdecydowanie nie na robotę amatora. Był bez porównania lepszy niż dotychczasowa chusta. Następnie Izabela chciała zająć się ręką Piotrka, jednak on w pierwszej chwili nie chciał się przyznać, że coś mu jest i dopiero po chwili podporucznik mogła się przyjrzeć jego spuchniętej ręce i należycie opatrzyć jego złamanie. W międzyczasie rozgorzała dyskusja na temat pomysłu Izy. Na początku wszystkich zdziwił ten pomysł, lecz po głębszym przemyśleniu stwierdzili, że nie jest aż tak głupi. Używając komputera centralnego, który na szczęście ze względu na tytanową obudowę nie ucierpiał aż tak bardzo i udało im się go jakimś cudem naprawić, znaleźli dane dotyczące NASA z 2014. Między innymi również numer kontaktowy. Początkowo nie chcieli im oni uwierzyć, ale po przedstawieniu rzeczowych dowodów nie mogli dłużej zaprzeczać rzeczywistości. Obiecali pomóc swoim potomkom wrócić do przyszłości. Po paru godzinach przyjechały po nich ciężarówki i ostrożnie spakowały resztki statku. Jednak okazało się, że nie chcieli oni pomóc im wrócić do przyszłości. Wprost przeciwnie, chcieli ich wykorzystać by móc osiągnąć zdolność podróżowania w czasie dla własnych celów, a z nich zrobić obiekty badawcze. Niestety, gdy do załogi to dotarło było już za późno. Byli oni związani, rozbrojeni i jechali w ciężarówce ku własnej zagładzie. Nie mieli pojęcia jak uciec. Każdy miał na sobie kaftan bezpieczeństwa, nogi przykute kajdankami do foteli, do tego jeszcze pasy przymocowujące ich do siedzenia, knebel na usta, oraz opaska na oczy. Nadto każdy był przewożony oddzielną furgonetką pod eskortą 5 mężczyzn. Od razu było widać, że bardzo im zależało by przypadkiem nie zwiali. W sumie nic dziwnego, nie codziennie można było spotkać człowieka z przyszłości. Jedyny plus był taki, że posiadali profesjonalny sprzęt medyczny i mogli się zawodowo zająć nogą kapitana, choć ona była w chwili obecnej ich najmniejszym problemem. Właśnie oprawcy mieli podać swoim ofiarą narkozę, jako dodatkowe zabezpieczenie. Wtedy Sikorskiemu całe życie stanęło przed oczami. Twarz matki, ojca, drogiego przyjaciela. Wstąpienie do wojska... Piotr czuł się podobnie, również widział przed oczami obrazy, lecz w przeciwieństwie do przyjaciela jego były zupełnie inne. Wojna, krew, zwłoki drogich mu ludzi i uśmiech Izy. Byli oni w jednym plutonie. Była ona fachową medyczką, która chciała opatrywać żołnierzy, jednak w wyniku strat w ludziach przemeldowali ją na snajpera, choć na froncie zawsze brakowało lakarzy... a może to rannych było zbyt wielu? Cóż, nikt się nie spodziewał aż tylu ofiar. Pamiętał jak kiedyś, gdy w bitwie nad Amazonką został ranny, a Iza mimo iż miała rozkaz bycia snajperem opuściła swoją pozycję i przebiła się przez front by mu pomóc. Co było potem...? A tak. Została ukarana. Chcieli ją zdegradować o 3 stopnie. Z podporucznika, na chorążego w ramach kary za samowolne opuszczenie pozycji. Pamięta też, jak potem prosił przełożonych by to jego spotkało, nie ją. W końcu uratowała mu życie i tak właśnie został chorążym, ale nie było teraz czasu nad tym rozmyślać. Był przecież w podbramkowej sytuacji, a i tak nie mógł przestać myśleć o jej uśmiechu i delikatnych dłoniach owijających jego ramię. Dlaczego akurat teraz musiał o tym myśleć? Przecież powinien opracowywać plan ucieczki! Chwila, jakiej ucieczki...? Przecież nie miał szans... Już mógł  pożegnać się ze wszystkimi. Nie miał ratunku. Wtedy konwój się niespodziewanie zatrzymał. Nikt nie wiedział co się dzieje. Wszyscy zaczęli wychodzić by zobaczyć co się stało.
W sumie było ich  aż około pięćdziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Wydawał się, że są gotowi na wszystko. Na wszystko.... Nie licząc uzbrojonego po zęby wielkiego człekokształtnego białego robota. Takiego właśnie Mecha ujrzeli przed sobą i zanim ktokolwiek zdążył zareagować strzelił w powietrze nabojem ogłuszającym i wszyscy wrogowie padli na ziemię. Następnie maszyna rozrywała po kolei ciężarówki. Gdy dzieło było skończone z sirotka robota wyszedł człowiek. Na oko miał około 50 lat. Podszedł do skrępowanego porucznika i jednym precyzyjnym cięciem nożem laserowym uwolnił jego ręce, a następnie nogi. Po czym poszedł oswabadzać resztę. Gdy Sikorski zdjął opaskę ujrzał białego robota. Przez chwilę nie wiedział co się stało, po czym dotarło do niego, że to jest Mech z XXII wieku. Podszedł do mężczyzny i niezbyt pewny spytał:
-Kim jesteś...? - on jednak nic nie odpowiedział. - Dziękuję za ratunek... - Mężczyzna uśmiechnął się i poszedł dalej nic nie mówiąc... Jako ostatni został uwolniony kapitan. Zmierzył on wzrokiem owego człowieka i uśmiechnął się, gdyż domyślał się kto to. Wtedy tajemniczy człowiek stanął na baczność i powiedział męskim donośnym głosem.
-Sierżant Marian Słowiński melduje się na służbie Panie Kapitanie Stanisławie Kowalski!
W tym momencie wszystkich zamurowało. Nikt nie wiedział co powiedzieć. On faktycznie przypominał dobrze im znanego Mariana, ale był dużo starszy. Do tego, przecież widzieli jego trupa. Chociaż... W tym momencie Piotr uświadomił sobie, że przecież wcale niekoniecznie ten mężczyzna to musiał być on. Przecież, wcale nie wylądowali na pustkowiu. Dotarło do niego, że to mógł być tubylec, który przechodził nie daleko podczas ,,lądowania awaryjnego” i nieszczęśliwie znalazł się w polu rażenia. Tak, przecież to się nie trzymało kupy, że ciało jest w takim stanie, a strój rozpoznawalny. Racja przecież wtedy wkoło leżał nie jeden mundur, nie jeden but, czy koszula. W takim razie co się stało z ich sierżantem? Jakim cudem on jest taki stary? Skąd się wziął ten robot? Dlaczego pomógł? Te i inne pytanie nie dawały im spokoju. Aż, w końcu Iza niewytrzymała i spytała w prost.
-Czy mógłbyś nam wszystko wyjaśnić... sierżancie...?
-Oczywiście, Pani podporucznik. Kiedy rozbiliśmy się w 2014, wylądowałem dość daleko od reszty. Próbowałem znaleźć załogę, błądząc przez wiele godzin, aż dotarłem do małej wioski gdzie pewna poczciwa wdowa mnie przygarnęła. Jednak cały czas zastanawiałem się jak wrócić do swoich czasów. Stwierdziłem, że jedyną nadzieją na powrót jest NASA, więc spróbowałem zostać astronautą. Po latach pracy w końcu dowiedziałem się, co się stało z moimi przyjaciółmi... Poznałem największą tajemnicę NASA. Jednak mimo skonfiskowania tej technologi oni wciąż nie wiedzieli jak się nią posługiwać. Jednakże ja wiedziałem. Gdy miał w końcu nadejść mój debiutancki lot w kosmos, dzień wcześniej zwędziłem nasz czasoportalomaszynator i zamontowałem w statku. Dzięki temu nazajutrz mogłem podróżować w czasie. Powróciłem do przyszłości. Jednak była ona zupełnie inna od tej nam znanej... Zapakowałem Mecha i wróciłem do 2014. Do tego dnia, który wszystko zmienił. Wróciłem, by was uwolnić i przywrócić normalny tor wydarzeniom. Chyba mi się udało. NASA są nieprzytomni, a gdy się obudzą nie będą nic pamiętać.
-Hm... Rozumiem. Tak więc pozostało nam już tylko jedno. - powiedział chorąży.
-Tak. - odpadł sierżant. - Jeszcze tylko muszę znaleźć młodszego mnie i możecie wracać do domu.
-A co się wtedy z tobą stanie... - spytała niepewnie Iza.
-Ja? Ja zniknę. Tak jakbym nigdy nie istniał, ale będę żył nadal w wnętrzu tego Słowińskiego.
Sierżant poszedł do tej chaty po swoją młodsza wersję. Podziękował za wszystko staruszce po czym zniknął. Marian poszedł do przyjaciół mając mętlik w głowie. Nie wiedział do końca co się stało, ani skąd zna drogę, ale był szczęśliwy. Gdy doszedł, reszta załogi właśnie kończyła znosić wszystko na pokład. A raczej Porucznik kończył znosić wszystko na pokład. Kapitan był niezdolny do pracy, a Piotr i Izabela... Cóż, gdzieś się zmyli ,,w poszukiwaniu porozrzucanych dalej resztek”, ale Jerzy wiedział, że chcą po prostu porozmawiać ze sobą. Gdy wszystko było już zapakowane, łącznie z ,,porozrzucanymi dalej resztkami” wszyscy wsiedli na pokład i w przyjaznej atmosferze wrócili do domu.
Share:

1 komentarz:

  1. Mam tak samo, jedyne co mnie zmusi do napisania czegokolwiek to słowa- "Wyciągamy karteczki!".
    Co do opowiadania- jest super!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE