Pierwsze ukłucie jest subtelne i bardzo ostrożne. Cierp, myśli, ale wtedy wciąż jeszcze ma wątpliwości. Krzywdzenie innych jest złe, prawda?
Na ułamek sekundy zamyka oczy. Kiedy je otwiera, w dłoniach wciąż trzyma małą, szmacianą laleczkę – jakże niepodobną do mężczyzny, którą ta ma symbolizować. Chociaż z drugiej strony, te ciemne włosy i dwa zielone, wydające się przenikać ją na wskroś kryształki…
Dźga po raz kolejny. A potem jeszcze raz i jeszcze, coraz pewniej i tym razem celując igłą prosto w pierś.
Cierp.
Za każdą wypłakaną łzę. Za wszystkie bezsenne noce.
I za serce, które rozpadło się na tysiące kawałków, kiedy odszedłeś.
Serce w piersi wali ci niemiłosiernie. Krzyczysz ile sił w
płucach, jednak nikt cię nie słyszy. Ty sam siebie nie słyszysz. Dookoła jest
pustka. Nicość. Mrok. Czy widzisz własną rękę przed nosem? Dotykasz się po twarzy, jednak jakbyś jej nie
miał. Panika wzrasta w tobie z każdą chwilą coraz bardziej. Idziesz, lecz nie
czujesz ziemi. Gryziesz się w język,
lecz nawet brakuje ci jakichkolwiek bodźców.
Gdzie jesteś? Żyjesz? Umarłeś? Ale masz świadomość! Pustka. Niech ktoś
się odezwie! Ile będziesz słyszeć jeszcze swoje myśli? Krzycz! Krzycz, to nic
że nie czujesz jak zdzierasz sobie gardło.
Pragniesz poczuć cokolwiek, jednak to na nic. Nic nie czujesz, nie słyszysz,
nie widzisz… Kompletnie odcięty od zmysłów….
Hej… wiedziałeś, że człowiek odcięty od wszystkich zmysłów i bodźców wariuje?
Tkwisz w koszmarze, nie wiedząc czy żyjesz, czy nie…
Obracałaś drobną laleczkę, przyglądając się jej uważnie.
Właściwie nie była piękna, co więcej, była dość paskudna. Wyglądała jak szmaciana wersja twojej
macochy. Co prawda trochę ci nie wyszła, ale najważniejsze było to, aby
zadziałała. Z wielką czułością pogładziłaś główkę przedmiotu. Parę rudych
kosmyków tkwiło w niej zatopionych, do tego fragment jej paznokcia… To musiało
zadziałać, prawda? To było dość zabawne uczucie.
Wbijałaś po kolei drobne igiełki, wpatrując się w puste szklane oczy. Gdzieś dało się słyszeć
wysoki krzyk. Nie miałaś jednak litości. Kolejna igła znalazła się w jej ciele.
Ups… przebiłaś ją na wylot… Jaka szkoda… Mieć cudze życie w garści to takie
cudowne uczucie… I kolejna igła.
- Robisz to bardzo dobrze dziecko…. W pełni na to zasłużyła.
Podniosłaś puste spojrzenie na cienistą istotę. W środku krzyczałaś, ale nie
byłaś sobą. Nawet twoje myśli nie należały do ciebie.
Tutaj Yumi... Taaa długo się nie odzywałam i długo mnie nie było. Ale to nie tak, że o Was zapomniałam. Nie ma dnia, abym o Was nie myślała i nie czuła się głupio z powodu tego, że tak mało mnie ostatnio jest na blogu.
To też dziękuję Uczyś i Oczytanej za zajęcie się Halloweenowym eventem i za to, że Wszyscy nadal tutaj jesteście.
Co skłoniło mnie aby tutaj napisać? Cóóóż...
Walczę sama ze sobą, bo gdzieś w tyle głowy mam ten paskudny głosik, który mówi mi, że po chuj to piszę, przecież to i tak nie ma sensu - czytelnicy chcą jakiś nowy rozdział czegoś, a nie Twoich kolejnych wymówek i wyżaleń. Idź sobie.
A mimo to jestem i piszę i staram się nie słuchać tego głosiku.
Obecnie jednak nie jestem w stanie cokolwiek zrobić.
Przestałam rysować, bo nie umiem się skupić... Kojarzycie to uczucie kamienia w głowie zamiast mózgu? Jedyne kreatywne myśli nachodzą Was w kąpieli albo podczas srania a kiedy już możecie swobodnie przelać to co chcecie w czyn - to nic? Mam już tak od jakiegoś czasu.
Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli - to powinnam zapanować nad sobą i nad resztkami swojej psychiki gdzieś w połowie przyszłego miesiąca. Noszenie dobrej miny do złej gry jest w chuj męczące, dlatego przepraszam Was wszystkich raz jeszcze.
Mimo to mogę oficjalnie powiedzieć, że faza na Undertale na dobre mi się skończyła. Nie ciągnie mnie do gry, postacie wydają się już takie.... wynoszone i wydaje mi się, że mało co mnie już w tym interesuje. Mimo to chcę dokończyć opowiadania i komiksy jakie zaczęłam. Każdy z nas kiedyś wychodzi z fandomu, prawda?
Wolne chwile spędzam albo grając w simsy, albo oglądając Dragon Ball Super i powiem Wam, że postać Boga Zniszczenia Beerusa bardzo mi się spodobała. Zarówno z charakteru jak i z wyglądu. Jestem jednak dopiero w pierwszych pięćdziesięciu odcinkach serii więc nie wiem, czy będzie to nowa faza, czy po prostu przelotne zauroczenie. Bo dodam, że oglądam obok tego wiele innych ciekawych animu, jak chociażby Dr. Stone, Vinland Saga czy kolejny sezon Psycho Pass oraz Boku No Hero Academia. Powtarzałam sobie Kuroshitsuji czy zapoznałam się z serią Violet Evergarden.
Ostatnio jednak nie mogę pozbyć się z głowy fenomenalnego animowanego serialu na YouTube przeznaczonego raczej do pełnoletnich odbiorców. Hazbin Hotel. Mam wobec tej serii wielkie nadzieje, a dzięki niej wobec siebie - plany. W ten weekend będę chciała zabrać się za polską wersję wiki, dla tej kreskówki - bo takowej nie ma. Oraz zabrać się za tłumaczenie piosenek.
Jeżeli lubicie groteskę, diabły, demony, humor - także ten czarny... chyba zwłaszcza on - oraz przeurocze główne bohaterki, to zapraszam zapoznać się z Hazbin Hotel.
No i co jeszcze... a tak... Będę o tym truła przez jeszcze jakieś dwa tygodnie, ale byłabym naprawdę wdzięczna za Wasze wsparcie w głosowaniu. Klienci zgłosili mnie do lokalnej gazety do konkursu na najsympatyczniejszego sprzedawcę roku 2019. Co prawda, nie liczę na to, że zajmę pierwsze miejsce, ale byłoby miło, zobaczyć ... no cóż... wygrać cokolwiek kiedykolwiek, wiecie? Heh. Głupio brzmię.
W każdym razie, jeżeli chcecie pomóc, zapraszam do głosowania
Wyślijcie sms o treści
KHA.19
na nr 72355
koszt to tylko 2.50zł.
Można oddawać więcej niż jeden głos no i można też głosować posiadając abonament. Tak więc ten... Hm.... Idę zaraz z psem, a potem idę się myć - bo jutro znowu do pracy.
Było już ciemno, kiedy wyruszyła na łowy. Przemykała ponad uśpionym lasem, zagarniając skrzydłami nocne powietrze. Spoglądała z góry na gęstwinę, świadoma tego, co tak często umykało ludziom: że okolica nawet po zmroku tętniła życiem.
Sowa obniżyła lot. Dla postronnego obserwatora musiała być co najwyżej punktem na atramentowym niebie Ostrymi, zakrzywionymi szponami pochwyciła swoją dzisiejszą ofiarę – małą, polną mysz, która nie zdołała umknąć drapieżnikowi. Jak na doświadczonego łowcę przystało, ptak poderwał się do lotu i znalazł ustronne miejsce, gdzie bez obaw mógł zając się wciąż żywą ofiarą.
Natura bywa okrutna.
Ale w ten właśnie sposób od wieków funkcjonuje znany nam świat.
– Nie, poważnie… Słyszałam, że
ten dom jest nawiedzony. – Candy zadrżała. Wciąż z niepokojem wpatrywała się w
usytuowaną na uboczu, obrośniętą ze wszystkich stron posiadłość. – Nie chcę tam
wchodzić, ale… jestem ciekawa. Tylko nie wiem, co zrobię, jeśli zobaczę ducha…
Widziałaś kiedyś ducha, Mary? – zapytała, ale nawet nie czekała na odpowiedź.
Mary znała
ten ton. Wiedziała również, że kiedy jej przyjaciółka zaczynała trajkotać, przerywanie
jej i tak nie miało sensu. Właśnie dlatego milczała, uśmiechając się
pobłażliwie i z rozrzewnieniem spoglądając na stojącą przed nimi posiadłość.
Jej dom.
Westchnęła
cicho. Może powinna w końcu powiedzieć Candy, że tak naprawdę regularnie spotykała
ducha…?
Czarne skrzydła łagodnie
zaszeleściły. Ptak usiadł na gałęzi, ciężarem sprawiając, że ta nieznacznie się
ugięła. Wydał z siebie potężny, przyprawiający o dreszcze skrzek –
tym wyraźniejszy, skoro dookoła panowała cisza.
W mroku
nocy ledwo dało się dostrzec zarys przyczajonego kruka. Ale był tam,
z góry spoglądając na uśpiony świat.
Nawet nie
drgnął, kiedy gdzieś poniżej młoda dziewczyna z jękiem upadła na ziemię,
powalona przez podążającego za nią mężczyznę. Nie poruszył się mimo
rozgrywającej się dosłownie na wyciągnięcie ręki sceny.
Odleciał
dopiero, gdy było już po wszystkim, a w środku lasu spoczęło martwe
ciało.
Wysłannik
śmierci nigdy nie płakał nad jej ofiarami.
Zadrżała.
Teraz już była pewna, że szept rozbrzmiewał w jej głowie. Słyszała
nawoływanie – coraz wyraźniejsze, w miarę jak zagłębiała się
w gęstwinę.
Przez jakiś
czas szła przed siebie. Tutaj, usłyszała po raz wtóry. Zanim zdążyła
zareagować, coś owinęło się wokół jej kostki. Jak długa upadła na ziemię,
zdzierając skórę na dłoniach.
Chciała
wstać, ale wtedy wyczuła, że coś znajduje się pod ziemią, na której klęczała.
Jakiś kształt, który przypominał…
Ze łzami
w oczach ujęła dłoń na wpół zakopanego szkieletu. Po chwili szlochała już
na całego, w końcu zaczynając rozumieć.
Zaczęło się niewinnie – od
drobnych przepychanek i uszczypliwości. „Nie przejmuj się” – słyszała za
każdym razem, gdy próbowała się skarżyć, ale z coraz większym trudem
przychodziło jej dostosowanie się do tych słów.
Z czasem
było tylko gorzej. Coraz bardziej niewybredne komentarze, śmiechy, aż
w końcu moment, w którym została zamknięta w szkolnej toalecie,
ku uciesze rozrywkowych kolegów w klasie. Nie chciała mieć z nimi nic
wspólnego, ale nikt nie słuchał. W końcu powinna być silna.
Ale nie
była.
Te
wszystkie drobiazgi były niczym kolejne wrzucone do kotła składniki – staranne
wymieszane, aż w końcu doprowadziły do jednego.