27 listopada 2020

As Pik: Hunter x Hunter- Nieczyste zagranie [Ace of Spades – Jury, Judge, and Executioner- Tłumaczenie PL]

Autorka obrazka z okładki: Ayanov
Notka od tłumacza: Akcja odgrywa się w uniwersum anime Hunter x Hunter. Jest ono dostosowane pod kobiecego czytelnika. Związek - Hisoka x Reader. 
Główna bohaterka od zawsze wychowywała się u boku Hisoki. Nastąpił jednak dzień, w którym przepadł on bez śladu. W zaledwie kilka lat od jego zniknięcia, dziewczyna stała się kimś zupełnie innym, kimś zdecydowanie silniejszym.
Pięć lat po tym wydarzeniu bohaterka podejmuje się wzięcia udziału w teście na Łowcę. Tam spotyka Gona, Killuę, Leorio i Kurapikę, a także dziwnie znajomego, posługującego się kartami psychopatę, znanego jedynie pod imieniem Esu. Kim jest mężczyzna i dlaczego okazuje jej tak wiele zainteresowania? 
Tłumaczenie: Aonomi/Sansy Skeleton
Opowiadanie autorstwa: Lost_And_Longing

Spis treści:
As
Nieczyste zagranie 
(Obecnie czytane)
...
- Muszę się ciebie o coś zapytać. Dlaczego chcesz to zrobić?
Zaczęła się zastanawiać, próbując grać głupią, by uniknąć odpowiedzi na to pytanie. Wiedziała jednak, że nie zmieni to w najmniejszym stopniu nastawienia Hisoki.
- Rodzice. Moja mama umiera. Powiedziała... - przełknęła gulę w gardle, próbując się nie rozpłakać. - Powiedziała, że jej jedynym marzeniem jest to, bym miała przyjaciela. Żałosne, co nie? Moja Matka będzie martwa w ciągu kilku następnych miesięcy, a chce bym zdobyła przyjaciela.
Oczy Hisoki pozostały niewzruszone, nie były też rozbawione, czy współczujące. Nawet jeżeli spodziewała się jakiejkolwiek reakcji z jego strony, uważała że niezobaczenie takowej nie jest złe, jedynie dziwne.
- Czy nie pomyśli sobie, po przyprowadzeniu mnie tam, że z tobą chodzę?
Skrzywiła się.
- Prawdopodobnie tak, ale powiem jej, że nie jesteśmy parą. Nie chcę okłamywać mamy bardziej, niż jest to potrzebne. I tak rozmawialiśmy ze sobą kilka razy, więc praktycznie to nie jest kłamstwo. - spojrzała na niego błagalnie. - Co nie?
Wzruszył ramionami.
- Jeżeli to sprawi, że będziesz spała w nocy.
- Drań.
- Mówiąc szczerze, jestem zdziwiony. - Hisoka przechylił swą głowę, w jego zielonych oczach widać było zastanowienie. - Raczej pomyślałbym sobie, że przejdziesz od razu do prośby o udawanie chłopaka. - uśmiechnął się i przybliżył swą twarz tak, że mogła poczuć jego oddech. - Nie chcesz może trochę... urozmaicić... swe życie? - mrugnął do niej, oblizując wargi.
Wpatrywała się w niego, czując jak czerwienieje.
- Jak już mówiłam, chcę kłamać najmniej, jak to możliwe. - odepchnęła go od siebie, obserwując. Poruszył się zaledwie o kawałek. - Może dziewczynom, z którymi wcześniej się spotykałeś, podoba się to, ale nie jestem jedną z nich.
Dzięki bogu, odsunął się od niej. Jego twarz złagodniała, zaczął cicho się śmiać.
- Cóż, zdałaś mój test. - postanowił. - Zrobię to. Ah, dla twej wiadomości, "dziewczyny, z którymi wcześniej się spotykałem", to zwykle jednostronne związki, jeżeli mogę je tak nazwać.
- Test?! - krzyknęła, zupełnie ignorując resztę jego zdania. - Musiałeś akurat w tym momencie, robić jakiś pokręcony test? Chory drań.
Zmarszczył brwi.
- Hej, masz mi za złe to, że chciałem sprawdzić ile z tego co mówisz, jest prawdą? Wolałem wiedzieć, w co mam zamiar się mieszać. Nie jesteś pierwszą dziewczyną, która ma jakieś ukryte motywy.
Złagodniała. To był chyba pierwszy raz, od czasu gdy poznanała go 3 miesiące temu, kiedy nie jest całkowicie spokojny. Co prawda, nie zachowywał się nieostrożnie, czy też nerwowo, jednak odsłonił się. 
"Wygląda, jakby był zaangażowany", pomyślała.
- Wybacz, nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Uśmiechnął się, jednak tym razem nie był to zmysłowy i pewny uśmiech, posyłany do innych dziewczyn, tylko taki, który wyglądał niemalże smutno. Zanim mogła cokolwiek powiedzieć, spojrzał w inną stronę, przełykając ślinę. Kiedy wrócił na nią wzrokiem, wyglądał spokojnie, jakby nic się nie stało. 
- Więc, kiedy zaczynamy?
 
Jej oczy zwęziły się, a wzrok podążył za spojrzeniem mówiącego, który padał na Esu. Idioci.  Nie było szans, by garstka mężczyzn nieumiejących używać Nenu i niewyszkolonych w walkach, mogła pokonać kogoś, kto z pomocą trzech kart zabił zwierzę, a wcześniej zamienił ręce jakiegoś faceta w płatki kwiatów - swoją drogą, była naprawdę ciekawa, w jaki sposób tego dokonał, jednak wolała nie wchodzić mu w drogę.
Spojrzała na Killuę, który biegł obok niej. Zdawał się wiedzieć, co planują.
- Gon, Si, przyspieszmy.
- Racja. W końcu nie chcemy stracić egzaminatora z oczu.
Wymieniła spojrzenia z Killuą.
- Mówiąc szczerze, bardziej chodzi tu o oddalenie się od Esu, niż o egzaminatora, Gon. - powiedziała cicho. - Im bliżej niego się znajdujemy,  tym w większym jesteśmy niebezpieczeństwie, a coś mi mówi, że i tak wielokrotnie będziemy się na nie narażać w ciągu następnych kilku minut.
Gon pokiwał głową.
- Okej, Leorio! Kurapika! Powinniśmy biec szybciej! - Leopold zareagował na te słowa oburzeniem, natomiast Kurapika powiedział,  by ruszyli przodem. Nie czekając na reakcję chłopca, Killua przyspieszył, zmuszając do tego również nich. Gon wyglądał na zaniepokojonego, jednak nadal biegł za nimi, więc powiedziała:
- Nie martw się, Gon. Kurapika wygląda na osobę, która da sobie radę. Nie pozwoli pozbyć się siebie tak łatwo. - wokół nich słychać było krzyki, a potem nastąpił dźwięk upadających na ziemię ciał. Gon zmarszczył brwi.
- Mam taką nadzieję.
Dalej biegli, ledwo nadążając za sylwetką Satotza.
- Jeżeli nadal będzie taki szybki, będziemy musieli przyspieszyć do sprintu. - wymamrotała. Killua kiwnął głową. Biegli przez kilka minut w ciszy, dopóki nie zauważyła jednej rzeczy - ziemia wydawała się dziwna, ale dlacze-
Usłyszała ryk i szybko zrozumiała. Sekundę później, zostali połknięci w całości.
Na twarzy Killui, który zareagował w dosłownie chwilę, pojawił się grymas. 
- Cholera, gdzieś po drodze upuściłem tę puszkę z sokiem.
- Sokiem? Co to ma wspólnego z byciem połk-
- Mam go. - przerwała Gonowi, wyciągając prawie pełną puszkę. - Chciałam poprawić tym napojem swą odporność na trucizny, lecz chyba nic na to nie poradzę.
Killua spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego?
Wzruszyła ramionami, wylewając zawartość puszki do gardła stworzenia.
- Mam swoje powody.
Przez chwilę, nic nie nastąpiło. Już chciała szukać innego sposobu na wydostanie się, gdy z żołądka potwora doszedł dźwięk dudnienia. Stworzenie zaczęło wydawać odgłosy, jakby zaraz miało zwymiotować, krzyknęła:
- Zamknijcie oczy!
Zostali wyrzuceni na ziemię. Ona wylądowała na kamieniu, natomiast pozostała dwójka na miękkiej trawie. Nie mogąc wstać, leżała tylko w miejscu, cicho jęcząc z bólu.
- To było ohydne.
- W sumie, to pan Tonpa nas uratował. - powiedział Gon wesoło. - To był przeterminowany sok, co nie?
Podniosła się do siadu i spojrzała na Killuę, który potrząsnął głową. Pokiwała w odpowiedzi. Niszczenie wyobrażenia chłopca, nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza ze względu na to, że znała go zaledwie jeden dzień, więc jedynie wzruszyła ramionami i mruknęła pod nosem "Może".
Gdy doszła do siebie, rozejrzała się wokoło. Mgła była tak samo gęsta, jak przy rozpoczęciu, jej słuch ledwo był w stanie wychwycić odgłos biegnięcia. Musieli się pospieszyć, albo zgubią grupkę prowadzącą i nie będą w stanie wyjść stąd żywi.
- Gon, Si, musimy ruszać. - powiedział Killua, jakby czytając w myślach.  - Jeżeli nie, wcześniej, czy później zgubimy się.
- Ale Kurapika i Leorio...- powiedział Gon błagalnie.
- Dadzą sobie radę. - powiedział pewnie Killua. - My natomiast musimy się zbierać.
- Ale...
Killua już był kilka metrów przed nimi, biegnąc w stronę reszty ludzi. Gon zawahał się, lecz zaczął podążać w kierunku chłopca. W połowie drogi, odwrócił się, marszcząc czoło.
- Si, czuję stąd Leorio. Znajdźmy go.
Chciała zaprotestować, ale wiedziała że Gon łatwo nie odpuści po tym, jak coś sobie postanowi. Killua i tak był już za daleko, by za nim nadążyć, a po drugie, zmysły Gona na pewno wyczują, gdzie znajduje się Satotz, więc nie ma potrzeby podążania za grupką.
- Dobrze.
 
Znajdowała się zaledwie kilka metrów od Esu, była przerażona. Udało mu się bez żadnego wysiłku pokonać grupkę mężczyzn, używając do tego jedynie karty. Była zszokowana. Jego silna, przerażająca, fioletowa aura sprawiała, że miała ochotę skulić się ze strachu. Próbowała powstrzymać Ren, który chciał z niej wypłynąć, zamknęła oczy, zmuszając się do oddychania. "Oddychaj, oddychaj, oddychaj..." Z trzecim wydechem przygotowała się i weszła w stan Zetsu. Jeżeli Esu jej nie wyczuje, trudniej będzie mu ją zabić. Oczywiście, jak już raz zauważy obecność...
- Si. - wyszeptał Gon. - Co robisz?
Odwróciła głowę w stronę chłopca, rozszerzając oczy.
- Poczułeś to?
- Tak, co to jest?
- Po prostu... ukrywanie się. Skrywanie swej... całej siły życiowej. - odpowiedziała. - Poczekaj. Esu się poruszył. Kolejne ciało upadło, a wzrok Esu podążył do - o nie. Kurapiki i Leopolda.
- Więc - powiedział z drapieżnym wzrokiem. - jesteście zainteresowani wzięciem udziału w moim małym teście?
Gdy zaczął iść w kierunku dwójki, próbowała uspokoić swój oddech.
- Gon, nie ruszaj się. Nie wiemy, jak zareaguje, gdy nas zauważy.
Kurapika wyszeptał coś do Leopolda, przesuwając wzrokiem od prawej do lewej, by wkrótce trafiły one na Esu. Zgadywała, że zamierzają uciec, Gon i ona powinni zrobić tak samo.
- Oni uciekną. My też musimy.
- Racja. Dzięki nim nas nie zauważy. - Dobrze. Nie jest aż tak głupi, jak myślała.
Mijały sekundy. Esu zbliżał się do dwóch chłopaków, z tym samym błyskiem drapieżności w jego oczach. Widziała, jak po twarzy Leopolda powoli spływa kropelka potu, próbowała panować nad swym oddechem. Patrzyła, jak z każdym krokiem Kurapika coraz bardziej się spina, ledwie była w stanie ustabilizować niespokojne bicie serca - z pewnością Esu mógłby je stamtąd usłyszeć. W ręce Esu, pomiędzy drugim, a trzecim palcem pojawiła się karta.
W  chwili, gdy wycofał swój nadgarstek, szykując się do rzutu, wiatr poruszył jego włosami. Esu zatrzymał się.
- Teraz! - krzyknął Kurapika. Poruszyła się w tym samym momencie, łapiąc ramię Gona i biegnąc, w jej żyłach boleśnie pulsował strach. W trakcie paniki, zupełnie zapomniała o racjonalności. Jedyną rzeczą, która się liczyła, było to, by znaleźć się jak najdalej stąd.
Usłyszała za sobą niski śmiech, najwidoczniej Esu ich nie zauważył.
- Rozumiem. Mądra decyzja.
Po chwili spostrzegła, że Leopold staje w miejscu. "Nie, durniu, nie zatrzymuj się!" Patrzyła przerażona, jak schyla się po patyk i obraca  w stronę Esu.
- Nie mogę tego zrobić. - powiedział, wkraczając w mgłę. Gon wyrwał się z jej uścisku, chwytając swoją wędkę. Jego twarz była blada. - Może nie jest to moja walka - kontynuował mężczyzna. - jednak nie zamknę oczu i  ucieknę! - zaczął... biec?
- Ah, podoba mi się ten wyraz na twojej twarzy. - powiedział Esu. Jego uśmiech z każdym krokiem Leopolda powiększał się, a ona tylko stała bezradnie, wiedząc że jeżeli wkroczy do akcji, będzie następna. Nie było opcji, by miała poświęcić swoje życie dla dopiero co poznanego faceta. Głupiego faceta. Leopold zamachnął się na niego, jednak Esu był dla niego za szybki, już zdążył usunąć się mu z drogi i po chwili znalazł się za nim, podnosząc rękę zakończoną ostrymi pazurami- 
Znikąd pojawił się hak od wędki, który uderzył Esu w policzek. Leopold zatrzymał się.
- Gon!
- Nieźle, dzieciaku. - zapominając o Leopoldzie, magik ruszył niespodziewanie w stronę chłopca. Zacisnęła swą pięść i przeklęła w duchu Gona za jego lekkomyślność. Jeżeli wszyscy mają wyjść z tego żywi, będzie musiała użyć  Nenu. Nie miała wątpliwości, że Esu chce ich zabić. Problem w tym, że ze względu na swojego słabego nauczyciela, mocy będącej w stanie ich uratować, daleko było do perfekcji.
Czy naprawdę opłacało jej się ratować Gona?
Westchnęła, myśląc. Leorio ponownie zamachnął się na Esu, by po chwili polecieć do tyłu przez uderzenie. Tak. Mimo tego, że znała ich dopiero kilka godzin, Gon był niezwykły. Nie chciała, by zginął, zwłaszcza że ona zasługiwała na to setki razy bardziej. Gdy chłopiec wyskoczył w stronę Esu i zaczął atakować, co chwila nie trafiając, podjęła decyzję. Jej Zetsu zaniknął, by po chwili w jego miejsce ukazał się silny i wyraźny Ren. Esu zawahał się przez chwilę, kierując swój wzrok na nią. W tej chwili, Gonowi udało mu się go uderzyć. Esu odskoczył do tyłu, patrząc na chłopca.
- Świetnie. - powrócił na nią spojrzeniem, które zdecydowanie jej się nie podobało. - Kim ty jesteś?
- Gon, nie patrz.
- Co? Czemu?
Zacisnęła swe usta. Nie mogła mu powiedzieć. Nen był ściśle chronionym przez Stowarzyszenie Łowców sekretem, a ujawnienie go, mogło przyprawić jej wiele kłopotów.
- Ufasz mi?
- Tak, tak myślę. - chciała go uderzyć, przypominając mu o tym, że nie powinno ufać się osobie, którą znasz dopiero jeden dzień - zwłaszcza na egzaminie, gdzie każdy jest narażony na śmierć, jednak pozostała cicho. Zaufanie Gona uczyni to znacznie łatwiejszym, przynajmniej jeżeli się jej posłucha.
- Więc nie patrz. Nie rób tego, dopóki ci nie powiem.
- Oh? - Esu wyglądał na rozbawionego. - Zamierzasz ze mną walczyć?
Rozejrzała się wokół, sytuacja przedstawiała się źle. Nie była wystarczająco silna, by utrzymać Hatsu tak długo, by zdołać uratować Gona i Leopolda. Na dodatek, drugi wyglądał na zdecydowanie zbyt ciężkiego, by była w stanie go unieść. Wątpiła w to, czy sama umiałaby uciec Esu. Jedyną opcją było zaskoczenie go i zaatakowanie szybkim atakiem ogłuszającym, który kupi jej i Gonowi wystarczająco dużo czasu na ucieczkę. Był teraz u niej na pierwszym miejscu, miał o wiele większy potencjał od Leopolda. Wzięła głęboki oddech.
- Przesilenie! - ruszyła na niego z niebywałą szybkością, w jej żyłach pulsowała moc. Okrążyła go, dzięki wyostrzonym zmysłom mogła za nim nadążyć.
"Cholera, nawet teraz, gdy używam Nenu, jest ode mnie szybszy."
- Świetnie. - powiedział Esu, spokojnym głosem. - Zaczynam się ekscytować.
Skoczyła w jego stronę, chcąc podciąć nogi Esu, jednak ten tylko zaśmiał się, odskakując.
- Dobra dziewczynka. - próbowała kopnąć go w żebra, jednak zsunął się jej z drogi, następne uderzenie zostało ominięte z równą łatwością.
"Jakim cudem jest w stanie podążać za mną wzrokiem?" Postanowiła kolejny raz spróbować kopnięcia, które także ominął. "Cholera, moją jedyną opcją jest ucieczka z Gonem, o ile jestem na to wystarczająco szybka. Moje Przesilenie niedługo się skończy, nie mogę utrzymać go już dłużej." Jej oczy pokierowały się na chłopca, odwróciła się i schyli-
Fiolet rozbłysnął zza niej, na swej szyi poczuła wbijające się w skórę pazury. Została uniesiona siłą, z którą wolałaby nigdy się nie zmierzyć.
- Jak cudownie. - wyszeptał, świdrując ją swymi złotymi oczami. Szarpała się, jej Nen osłabł, a przed oczami majaczyła czerń, kiedy zacieśniał swój uścisk. Ledwo usłyszała niespokojny oddech Gona za swymi plecami. Cholerny dzieciak.  Mówiła, by nie otwierał oczu.  Przynajmniej będzie miał kilka sekund przewagi w ucieczce. Esu uśmiechnął się.
- Uwielbiam ten wyraz na twojej twarzy. - wzmocnił chwyt na jej gardle, spróbowała go kopnąć, robiąc zamach nogą, jednak z łatwością tego uniknął. Esu cmoknął, jeszcze bardziej ścieśniając uścisk, miała już dosyć. Jej wzrok całkowicie się rozmył, a ciało odmawiało współpracy, gdy straciła przytomność. Esu, nagle zdając sobie z tego sprawę, wypuścił ją. Uderzyła w ziemię, kaszląc.
- Jak długo znasz... - spojrzał na Gona, który jak przypuszczała, musiał wyglądać na przerażonego tą  sytuacją. - to?
Zakaszlała słabo i zmusiła się do wstania, chwiejąc się tak bardzo, że prawie znowu upadła. "Skup się".
- Dwa miesiące. Mój nauczyciel jest, a raczej był, bardzo słaby. Nie żyje. - Esu podniósł swą brew, wyglądając na zdziwionego i rozbawionego.
- Znasz to przez tak krótki czas, a już umiesz... - wskazał na nią, mając na myśli Hatsu.
- Powiedzmy, że były ku temu powody. 
- Hm. - zastanowił się. - Mówisz o nim w czasie przeszłym. Zabiłaś go?
Spojrzała na niego, ponownie kaszląc.
- Oczywiście, że nie. - powiedziała chrypliwym głosem. - Nie jesteśmy jakimiś psychopatami, jak ty. Został zamordowany przez Trupę Fantomu. - oczy Esu się rozjaśniły. Patrząc się na niego, kontynuowała. -  Ale serio, to całe duszenie było niepotrzebne. Może dziewczynom, które tak robiłeś, się to podoba, jednak nie jestem zainteresowana tym całym BDSM. - pożałowała tych słów w chwili, gdy wyszły z jej ust. "Pewnego dnia, moje sarkastyczne podejście sprowadzi na mnie śmierć." Jednakże Esu nie zareagował tak, jak się tego spodziewała. Jego oczy delikatnie się rozszerzyły, cofnął się o jeden krok, lustrując ją spojrzeniem. 
- Jak masz na imię, numerze 378?
- Możesz mówić mi Silent. 
- Silent? - zastanowił się, przejeżdżając kciukiem po swej wardze. - To dosyć dziwne imię.
- I mówi to facet, którego imię dosłownie oznacza "As"?
Zaśmiał się cicho, kontynuując to nawet, gdy Gon będąc idiotą, próbował zaatakować rozproszonego magika.
- Ah, Gon, już teraz jestem w stanie powiedzieć, że staniesz się wspaniały. - znalazł się przy chłopcu, kucnął, by być na równi z przestraszonym, zaszokowanym dzieckiem i uśmiechnął się. - Nie martw się. Nie chciałbym zmarnować tak świetnego potencjału, zabijając ciebie. Nie zabiję także twojego przyjaciela, zdał, tak samo jak ty będąc w stanie zadać mi przynajmniej dwa ciosy. - Esu wstał i podniósł Leopolda z godną pozazdroszczenia łatwością, kładąc go na swoim ramieniu. Odwrócił się i spojrzał na nią lodowatymi oczami.
- Dla ciebie... jest to ostrzeżenie. Nie wchodź mi w drogę, a ja zrobię tak samo. Nie będę brał odpowiedzialności za swe czyny, jeżeli ponownie skrzyżujemy swe ścieżki. - na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech. - W końcu nikt nie zakazuje nam zabijać siebie nawzajem, czyż nie? Zgaduję, że dasz sobie radę?
Nie, jednak Gon, wciąż próbujący się pozbierać po uderzeniu Esu, pokiwał, więc postąpiła tak samo.
- Dobry chłopiec.
Po chwili, Esu odwrócił się i zniknął w mgle.
 
Kurapika dołączył do nich niedługo potem, Gon już po chwili zaczął wyjawiać mu co się stało z Leorio, a także o walce z Esu - jeżeli można było to tak nazwać.
- Udało mi się go uderzyć dwa razy, oba dzięki temu, że był nieskupiony. - wytłumaczył chłopiec. - Pierwszy raz, gdy chciał uderzyć Leorio, a drugi, gdy znalazł Si. Wtedy ona powiedziała, bym zamknął oczy, więc nie wiem co dalej się działo!
Zacisnęła swe usta w prostą linię, zwiększając swą prędkość.
- Miałam pewien pomysł na zaskoczenie go, ale się nie udało. Powinniśmy się cieszyć, że uszliśmy z tego żywi.
- Wygląda na to, że cię lubi. - powiedział Kurapika, zamyślony. - Skomplementował waszą dwójkę kilka razy.
- Tak, ale zaraz po tym przyznał, że jeżeli jeszcze raz pojawię się na jego drodze, zabije mnie, więc widzę tutaj bardzo sprzeczne sygnały.
- Cóż, nieważne, nie mamy na to rady. Już prawie koniec, Esu na pewno tam będzie, więc musisz być ostrożna, Si. - pokiwała głową. Gdy przedostali się przez ostatni odcinek lasu i trafili na wielką polanę, ogrodzoną przez ogromny, wzmocniony mur.
- Leorio... Gdzie jest Leor-
Fioletowy kolor ponownie zalał jej oczy, odwróciła się szybko w stronę jego źródła, tak jak Gon i Kurapika, dostrzegając uśmiechniętego Esu, który palcem wskazywał na prawo. Podążając za tym kierunkiem, spojrzała w te miejsce i zobaczyła uh.. Leoro? Naprawdę musiała popracować nad zapamiętaniem jego imienia... Gon i Kurapika prędko pobiegli w jego stronę, chcąc pomóc mężczyźnie, jednak ona pozostała w miejscu, wgapiając się w Esu. Nie ufała mu, zwłaszcza w pobliżu Gona. Wszystko wokół niego krzyczało niebezpieczeństwem i sadyzmem. Przechylił swą głowę, nadal z uśmiechem na ustach i zaczął poruszać swym palcem w powietrzu, niemal jak dyrygent. Zajęło jej to kilka sekund, by uświadomić sobie, co robi. Kilka więcej, by skupić się na wytworzeniu Gyo przed oczami. "Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o moim ostrzeżeniu", mówił napis.
- Nie martw się, nie zapomniałam. - powiedziała, pomimo dzielącej ich odległości. Jeżeli Esu nie był w stanie jej usłyszeć, czy też wyczytać to z jej ruchu ust, to jego problem. Odwróciła się, zmierzając w stronę grupki Gona, do której ponownie dołączył Killua. Przyszła tam akurat w chwili, by usłyszeć od białowłosego chłopca słowa "Naprawdę jesteś dziwny." i dławiący śmiech. Zanim mogła się odezwać, Satotz ogłosił początek drugiej fazy i odszedł.
Cóż, co następne?
 
Następny test będzie polegał na... gotowaniu?
Nigdy nie radziła sobie w tym aż tak dobrze, jednak była pewna, że będzie lepsza niż większość znajdujących się tutaj kandydatów - połowa z nich pewnie nawet nie wiedziała jak ugotować jajko. Po upewnieniu się, że Esu nie ma w pobliżu Gona, opuściła czwórkę, by zabić świnię. Nie miała nic przeciwko ich towarzystwu, jednak Esu wyraźnie uzmysłowił jej - jeżeli wejdzie mu w drogę, będzie w niebezpieczeństwie. Skoro jest zainteresowany Gonem, prawdopodobnie zechce go obserwować, co oznaczało że jeżeli nadal zamierza się z nimi trzymać, musi być świadoma zagrożenia z jego strony.
Nie chodziło zresztą tylko o to. Jeżeli ona znajdzie się w niebezpieczeństwie, pozostali także będą na nie narażeni. Nienawidziła, gdy ktoś był raniony ze względu na nią, a wiedziała, że jeżeli nadal im potowarzyszy, Esu na pewno im to zapewni. Z tego powodu zamierza zapolować na świnię samotnie w mniej niż piętnaście minut, przynieść ją zabitą jako pierwsza i upiec.
Kiedy udało jej się to zrobić (przy okazji dochodząc do szału, martwiąc się nad tym, czy ogień jest za słaby, czy też za mocny, oraz tym, że przypali lub nie dopiecze mięsa), rozejrzała się po innych. Jak można było się spodziewać, większość z nich po upieczeniu świni, dawało ją w całym kawałku na talerz - co oni, dzikusy? Przynajmniej mogli pozbyć się skóry! 
Wykrzywiła swą twarz, krojąc mięso w kostkę. Jej wzrok podążył ku Esu i mężczyźnie z igłami, którego imienia wciąż nie poznała. Oni chociażby pozbyli się tej skóry, jednak nie najlepiej poradzili sobie z pieczeniem mięsa. Ponownie się rozejrzała, oceniając. Czy były tu jakieś zioła lub przyprawy, które mogłaby użyć, by poprawić sma-
- Zatem nikt nie zdał. Kończymy tutaj! 
"Co do cholery? Nawet nie pozwolili mi spróbować!" rozejrzała się, Esu i iglaty mężczyzna również wyglądali na wkurzonych. Magik wyciągnął ukradkiem kartę. Inni kandydaci byli wściekli, z każdą chwilą hałas nasilał się, dopóki jeden z egzaminatorów nie uderzył aplikanta, który z hukiem wylądował na jednym z murów twierdzy.
- Brak wam skupienia i pasji. - narzekała kobieta. - Już samo to dyskwalifikuje was z bycia Łowcą!
"Mam sporo skupienia i chęci" pomyślała gorzko. Esu wyglądał morderczo, już cofał swój nadgarstek, by rzucić kartą w egzaminatora, gdy znad nich odezwał się głos.
- Jednakże oblanie wszystkich kandydatów to gruba przesada. - wybałuszyła oczy, gdy ujrzała symbol... co tutaj robi sterowiec Stowarzyszenia Łowców? Nie spodziewała się zobaczyć innych łowców, nie licząc egzaminatorów, jednak ta kobieta najwyraźniej uczyniła to niemożliwym.
Nagle wybuchła eksplozja, rozrzucając na boki kilka kamieni. Gdy dym opadł, jej oczom ukazał się staruszek w drewniakach, który powoli szedł w stronę dwójki egzaminatorów. Esu zwrócił głowę ku niemu, z jego oczu widoczne było zainteresowanie. Kobieta przedstawiła starszego mężczyznę jako Prezesa Netero. Zaczął on  wyjaśniać, mówiąc:
- Interweniuję tylko w nagłych przypadkach. - spojrzał na egzaminatorkę. - Takich jak ten.
Gdy ich rozmowa dalej trwała, Si ledwie się jej przysłuchiwała. Ze strzępków zdań wywnioskowała, że zdaniem prezesa egzaminator uczynił test nieuczciwym - no co ty nie powiesz - i to, że Menchi zrobi powtórkę, która będzie dotyczyła gotowania jaj i Góry Przeciętej-Na-Pół.
Cóż, robi się interesująco.
 
Otworzyła szerzej oczy, w chwili gdy Menchi skoczyła, nurkując ku wąwozowi. Egzaminatorka chwyciła się jednej z grubych nici sieci, uwikłanej pomiędzy skalistymi ścianami, czekała. Sekundy mijały,  drobna bryza rozwiała jej włosy w chwili, gdy się puściła. Upadała, upadała, upadała. Dosięgnęła jednego z jaj, zawieszonych na sieci i chwyciła je, dalej upadając.
Lada chwila kobieta dosięgnęłaby gruntu, gdy z dołu zaczął wydobywać się pionowy słup powietrza, unoszący ją. Menchi znalazła się ponownie na górze, wylądowała przy nas. Jedyną rzeczą, jaką pomyślała Si, było "Wygląda na zabawne." Nawet iglaty i Esu, którzy skoczyli zaraz za grupą Gona wyglądali na zainteresowanych. Dołączyła do nich. Chwyciła się nici i zawieszona rękami na sieci, czekała na podmuch wiatru. Czas jednak mijał, a bryza nie pojawiała się. Musiała przyznać, że zaczynała się lekko denerwować.
- Gon?
- Poczekaj. - powiedział. - Jeszcze nie.
- Sieć nie jest w stanie utrzymać ciężaru nas wszystkich! - krzyknął Kurapika. - Jeżeli zaraz się nie puścimy...
- Poczekaj. - powtórzył, zamykając swe oczy. Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia. Czuła, jak wzrok innych pada na nią i Gona, na całą czwórkę. Oczywistym było, że Gon ma wspaniałe zmysły, wyglądało na to, że inni kandydaci również w to uwierzyli, nawet jeżeli miało zależeć od tego ich życie.
- Nadal nie? - zapytała denerwując się. Kto wie, jak często pojawia się tu ten wiatr. Co jeżeli następna nie pojawi się w przeciągu kilku godzin, dni, tygodni? Gon pozostał cichy, wąchając. W chwili, gdy sieć zaczęła się zrywać, krzyknął:
- Teraz!
Puściła się wolno, zaczęła spadać, czując wiatr na twarzy. Gdy nurkowała, w pewnej chwili chwyciła zawieszone na sieci jajo.  Z jej ust mimowolnie wydostał się śmiech, adrenalina pulsowała w żyłach. Przez kilka sekund nie nastąpiło nic, słyszała jedynie szum wiatru w uszach. Strach powrócił przytłumiony, gdy pomyślała "W sumie, to nie taki zły sposób na śmierć.", lecz zniknął, gdy ponownie pojawił się wiatr, który unosił ich coraz wyżej i wyżej, dopóki nie powrócili bezpiecznie na grunt. Zachwiała się, po czym upadła z jajkiem w rękach, śmiejąc się.
- Jeju, to jest chyba najbardziej szalona rzecz, jaką w życiu zrobiłam. - Kurapika spojrzał na nią trochę zdziwiony jej wybuchem, jednak dołączył do niej. Po chwili cała piątka zwijała się ze śmiechu, turlając się po ziemi w histerii. Kilkoro ludzi wyglądało na zaniepokojonych ich zachowaniem, ale nie przejmowali się tym. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo zdenerwowana była od rozpoczęcia egzaminu - cholera, nawet przed egzaminem. "Minęło stanowczo za dużo czasu, odkąd ostatnio tak się  śmiałam." pomyślała.
Wstała na proste nogi, oferując rękę Kurapice, potem Gonowi, gdy pierwszy odmówił. Gon również zrezygnował z pomocy, odtrącając jej i mówiąc:
- Mogę sam wstać, dzięki. - Leopold skrzyżował swe ręce, mówiąc pod nosem, że mógłby skorzystać z jej pomocy. Umiejętnie go zignorowała i podeszła do wielkiego, napełnionego wrzącą wodą garnka, do którego wrzuciła jajko.
Nawet po tym, jak wyłowiła je, gryząc i ciesząc się jego smakiem, wiedziała że nie jest bezpiecznie.
Bez jej wiedzy, Esu przyglądał się Si, oceniając ją. Mruknął pod nosem:
- Doprawdy, kim ty jesteś?

Share:

21 listopada 2020

20 listopada 2020

Undertale: Handplates- Podjęto próbę [An attempt was made- Tłumaczenie PL]

  

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

NIEZBADANE:

Zamglone wspomnienia

PREHISTORIA:

Dziurkowanie
Nie pytaj
Trochę mi przypominasz...
Spróbuj stukania w szybę
Chwilowe uchybienie

POCZĄTKI:

Przebudzenie
Mały Papyrus
Mały Sans
Nauka mówienia
Pierwsze spotkanie braci
Krótkie i raczej niezbyt przyjemne dzieciństwo
Musisz przestać
Złe decyzje
Nie znosisz tego zbyt dobrze
Podjęto próbę (Obecnie czytane)
Trwałe uszkodzenie

OCZY:

Trwałe uszkodzenie
Spróbujmy jeszcze raz
Mówiłem, że nic ci nie będzie
Czy my się znamy?

ZABAWA W CHOWANEGO:

Oszukujesz, czy jak??
Skoro zapytałeś
Przerażony cały czas

/Następne strony/

Share:

13 listopada 2020

Undertale: Handplates- Nie znosisz tego zbyt dobrze [ You're not hanging this well- Tłumaczenie PL]

 

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

NIEZBADANE:

Zamglone wspomnienia

PREHISTORIA:

Dziurkowanie
Nie pytaj
Trochę mi przypominasz...
Spróbuj stukania w szybę
Chwilowe uchybienie

POCZĄTKI:

Przebudzenie
Mały Papyrus
Mały Sans
Nauka mówienia
Pierwsze spotkanie braci
Krótkie i raczej niezbyt przyjemne dzieciństwo
Musisz przestać
Złe decyzje
Nie znosisz tego zbyt dobrze 
(Obecnie czytane)
Podjęto próbę

OCZY:

Trwałe uszkodzenie
Spróbujmy jeszcze raz
Mówiłem, że nic ci nie będzie
Czy my się znamy?

ZABAWA W CHOWANEGO:

Oszukujesz, czy jak??
Skoro zapytałeś
Przerażony cały czas

/Następne strony/

Share:

7 listopada 2020

Undertale: Handplates- Złe decyzje [Bad choices- Tłumaczenie PL]

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

NIEZBADANE:

Zamglone wspomnienia

PREHISTORIA:

Dziurkowanie
Nie pytaj
Trochę mi przypominasz...
Spróbuj stukania w szybę
Chwilowe uchybienie

POCZĄTKI:

Przebudzenie
Mały Papyrus
Mały Sans
Nauka mówienia
Pierwsze spotkanie braci
Krótkie i raczej niezbyt przyjemne dzieciństwo
Musisz przestać
Złe decyzje (Obecnie czytane)
Nie znosisz tego zbyt dobrze
Podjęto próbę

OCZY:

Trwałe uszkodzenie
Spróbujmy jeszcze raz
Mówiłem, że nic ci nie będzie
Czy my się znamy?

ZABAWA W CHOWANEGO:

Oszukujesz, czy jak??
Skoro zapytałeś
Przerażony cały czas

/Następne strony/


Share:

5 listopada 2020

Dawno dawno temu: Kopciuszek[+16]

 

Autor obrazka: Usterka

Dzieciństwo opiera się na bajkach. Czy to czytanych do poduszki, czy oglądanych jako adaptacje filmowe. Piękne księżniczki, zacni książęta, chrzestne wróżki i magia miłości. Czego chcieć więcej? Niczego, dla dziecięcego umysłu. Prawda jednak wygląda inaczej. Wiele z oryginalnych bajek na podstawie których powstały znane wszystkim adaptacje można raczej nazwać horrorami. Oto kilka z nich. 

Opisy powstały przy współpracy Demona Foe i Yumi Mizuno.

Miłego czytania!


Spis treści:

Czerwony Kapturek    
Pinokio
Brzydkie kaczątko
Księżniczka i żaba 

Mulan 
Alladyn
Mała syrenka 

Roszpunka 
Śpiąca Królewna
Kopciuszek (Obecnie czytany)


Odwołując się do popularnej wersji Disneya zacznę może od tego co proste i łatwe do wytłumaczenia. W adaptacji animowanej mamy Kopciuszka, która nazywała się tak od samego początku (choć w bajkach braci Grimm i Perraulta miała ona wcześniejsze imię, lecz zapomniała o nim po tym jak siostry zaczęły ją przezywać Kopciuchem (bo cały czas była pokryta popiołem z komina). Scenariusz historii w przypadku tych trzech produkcji jest prawie taki sam. Z tą różnicą, że u Grimmów ojciec Kopciuszka nie umarł, a traktował ją równie podle co macocha i nowe siostry, więc została ona wykorzystana jako sprzątaczka zaraz po ich ślubie.

            Disney czerpał najwięcej od Perraulta. Wróżka, dynia z karocy, myszy na konie etc. Zadania wzięte od braci Grimm oraz pomoc zwierząt w wykonywaniu ich. U braci jednak była złota suknia i złote buty, zaś szklane buty występowały u Perraulta. U Grimmów nie ma jednak dwunastej godziny jako wyznacznika czasowego, po prostu Kopciuszek uznaje, że ma dość tańcowania i wraca do domu. Tak samo drugiego dnia. Trzeciego kiedy chciała wrócić, książę wysmarował schody smołą, aby ta straciła złoty but, a ten miał coś co pomoże mu ją znaleźć? Cóż, podobne do bajki. Książę przybywa do macochy Kopciuszka. Pierwsza jej siostra odcięła sobie palce, aby noga zmieściła się do buta. Druga pozbyła się pięty. W myśl zasady, że jak będą królową, to nie będą musiały już chodzić. No ale krew wypłynęła i takie tam. Co prawda własny ojciec nie wspomniał o swojej córce, a kiedy książę zwrócił na nią uwagę nazwał ją brzydką, to kiedy książę założył bucik na jej nogę i pasowało mogłoby zakończyć się dobrze. Ale to Grimmowie, więc na zakończenie gołębie wydzióbały po oku każdej z sióstr. U Perraulta siostry przyrodnie Kopciuszka miały o wiele lepszy los. Kopciuszek zabrała je ze sobą do zamku i znalazła dla nich dobrych mężów. Aby te miały swoje szczęśliwe zakończenie.

            Natrafiłem też na wzmianki o tym, jakoby Kopciuszek pierwotnie zabiła swoją rodzoną matkę i za to była karana, ale nie mogłem natrafić gdzie tak było napisane. Mimo to nie zostawiam tematu Kopciuszka, bo powiedziałem, że Happy Ever After mnie nie bawi i chcę nieco więcej masakry. Grimmowie i Perrault to nie są jedyni, którzy spisali swojego Kopciuszka. Zdecydowanie mniej znana baśń z tą główną bohaterką jest pióra … w sumie nie wiadomo kogo. Wywodzi się ona z rosyjskiego folkloru i szacuje się jej początku na granice XI/XII wieku. Świat o niej usłyszał dopiero w wieku XX wieku udało się całość zebrać. Wiadomo, że Vasilisa Piękna (bo tak się tutaj nazywa Kopciuszek) jest pierwowzorem i jedną z pierwszych opowieści o tej bohaterce. Jednak zakładając, że powstała w okolicach XI wieku, zaś została spisana w XVII dla szerszej publiczności i to na drugim końcu Europy – należy wiedzieć, że zmieniło się w niej wiele. Oj bardzo wiele.

            Historia zaczyna się śmiercią matki Vasilisy, ta w towarzystwie ostatniego tchnienia daje jej lalkę zadziwiająco podobną do niej. Mówi, że kiedy Vas będzie smutna albo strapiona, lalka powie jej co ma robić. Ma ją karmić i nie mówić nikomu o niej. Vas bała się lalki, nie tylko dlatego, że była ona symbolem ostatnich chwil z rodzicielką, ale dlatego też, że ta cóż, ożywała od czasu do czasu i mówiła dość dziwaczne rzeczy, które miały być chyba optymistyczne. Jakoby świt był mniej straszny od zmierzchu. Tym czasem zrozpaczony ojciec Vas wybiera ponownie żonę. Sam jest pełen bólu i tęsknoty, lecz myśląc o swoich córkach wybrał kobietę z dwójką córek w podobnym wieku do Vas uznając, że będzie ona świetną matką dla jego córki.

            Wszyscy wiemy jak to się skończyło dalej. Kopciuszek Vas dawała lalce część swoich skromnych racji, a ta zawsze wtedy ożywała i dotrzymywała jej towarzystwa. Lata mijały, a Vas mimo tego, że była wykorzystywana do najcięższych prac, trzymała się dobrze i piękniała z dnia na dzień, natomiast jej siostry... no cóż, wręcz przeciwnie. Tak więc macocha i przybrane siostry postanowiły pozbyć się Vas. Kiedy jej ojciec wybył w interesach, macocha sprzedała dom w mieście i kupiła rozpadającą się chałupę blisko niebezpiecznego lasu mając nadzieję, że pewnego dnia Vas z niego po prostu nie wróci. Jednak nic z tego, lalka pomagała Vas wrócić do domu i ostrzegała przed niebezpieczeństwami. W końcu posłały ją głęboko blisko domu Baby Jagi (tak, dokładnie, to ruski folklor). Kiedy Vas szła w lesie minął ją jeździec ubrany na biało i nastał dzień, potem jeździec ubrany na czerwono i był zmierzch, a następnie czarny jeździec, który przyniósł ze sobą noc. Wtedy w lesie pojawiły się błędne ogniki, zaś przed Vas na kurzej stopie stała chata Baby Jagi. Wiedźma pojawiła się wściekła i po krótkiej wymianie zdań i prośbie Vas o pożyczenie ognia bo właśnie tego zabrakło w jej domostwie, wiedźma zgadza się na to pod warunkiem... no właśnie. Mamy tutaj zadania podobne jak te, które znany nam Kopciuszek ma zrobić by iść na bal. Baba jaga ostrzega, że jeżeli Vas nie zrobi tego tak jak wiedźma chce, dziewczyna skończy jako jej podwieczorek. Lalka jednak nie pozwala się smucić, radzi dziewczynie aby ta poszła spać, bo poranek jest mniej straszny od zmierzchu, a kiedy Vas się budzi wszystkie zadania są wykonane perfekcyjnie. Vas zapytała się wtedy Jagi kim byli ci jeźdźcy, ta odpowiedziała, że są to jej słudzy.... AH! Zapomniałem wspomnień. W domu Jagi sługami od gotowania były odcięte ręce... No i właśnie kiedy chciała nakłonić Vas do zadania pytania o ich pochodzenie lalka zaczęła się szamotać, więc Vas odparła, że zbyt dużo wiedzy – postarza. Kiedy wyznała jej, że roztropność to błogosławieństwo od zmarłej matki (bo nikomu nie powiedziała o lalce) Jaga wyrzuciła ją z domu na kurzej stopce i dała jej płonącą czaszkę do domu.

            Kopciuszek wróciła ze zdobyczą, a kiedy jej macocha i przyrodnie siostry popatrzyły na ogień i czaszkę, która „nie spuszczała z nich wzroku” dosłownie zamieniły się w kupkę popiołu. Kopciuszek wyszła wtedy z domu, zakopała w ziemi płonącą czaszkę i wróciła do miasta. Przygarnęła ją jej dawna sąsiadka i Kopciuszek nauczyła się tkać. Wkrótce jej tkaniny były rozpoznawalne, że sam król zapragnął je nosić. Kiedy kazał ją do siebie przyprowadzić natychmiast się zakochał. Ojciec Vas wrócił, Kopciuszek wyszła za króla i wraz z ojcem i staruszką no i lalką oczywiście zamieszkali w pałacu.

            Amen.

 


Share:

Dawno dawno temu: Śpiąca królewna[+16]

 

Autor obrazka: Usterka

Dzieciństwo opiera się na bajkach. Czy to czytanych do poduszki, czy oglądanych jako adaptacje filmowe. Piękne księżniczki, zacni książęta, chrzestne wróżki i magia miłości. Czego chcieć więcej? Niczego, dla dziecięcego umysłu. Prawda jednak wygląda inaczej. Wiele z oryginalnych bajek na podstawie których powstały znane wszystkim adaptacje można raczej nazwać horrorami. Oto kilka z nich. 

Opisy powstały przy współpracy Demona Foe i Yumi Mizuno.

Miłego czytania!


Spis treści:

Czerwony Kapturek    
Pinokio
Brzydkie kaczątko
Księżniczka i żaba 

Mulan 
Alladyn
Mała syrenka 

Roszpunka 
Śpiąca Królewna (Obecnie czytany)

. . .

Disneyowska adaptacja Śpiącej królewny to naprawdę kawał dobrej roboty. Delikatne rytmy muzyczne, wspaniała postać Maleficent i wiele, wiele innych. Jednak jak się to ma do oryginałów? Cóóóż... Chociaż Disney mówi, że wzorował się na wersji Charlsa Perraulta z XVII wieku, więcej ma wspólnego z tą przedstawioną przez braci Grimm. Różnic nie jest tak wiele. Nie trzy wróżki, a dwanaście wieszczek, gdzie dla trzynastej zabrakło złotej misy  i sztućców – dlatego rzuciła czar na Śpiącą królewnę. Potem reszta ma się podobnie. Co prawda brak smoka i walki z nim, ale przybywa książę i całuje księżniczkę, a ona się budzi i mamy szczęśliwe zakończenie. U Perraulta znowu mamy dwanaście wieszczek, lecz trzynasta się nie pojawiła gdyż wszyscy uznali, że skoro od piętnastu lat nie pojawiła się nigdzie to pewnie musi być martwa. Ta jednak zaskoczyła wszystkich, przyszła. Wściekła, że nikt jej nie zaprosił i nie było dla niej naczyń (oczywiście szczerozłotych z rubinami w dodatku) rzuciła czar. Potem motyw snu, księcia i mamy … no nie zakończenie. Bo to początek. Książę sąsiedniego królestwa odwiedzał Śpiącą kilka razy kursując w tę i w tamtą stronę. W efekcie dorobili się dwójki dzieci o imionach Świt i Zmierzch i dopiero kiedy król jego kraju umiera, ten decyduje się powiedzieć wszystkim o jego romansie ze Śpiącą Królewną. Do tej pory bał się to obwieścić gdyż wiedział, że jego matka jest … no cóż... ogrzycą, lubującą się w mięsie dzieci.

            Śmierć małżonka i nowa królowa z już istniejącymi następcami tronu, ogrza królowa nie była zachwycona, dlatego kiedy książę musiał opuścić swoje królestwo przez militarne powody ta rozkazała królewskiemu kucharzowi zrobić sobie potrawkę z jednego z dzieci. Kucharzowi zrobiło się żal, więc dał swojej żonie dziecko a królowej dał do zjedzenia coś innego. Kilka dni później, królowa zapragnęła drugie i znowu historia się powtórzyła. Potem królowa zapragnęła zjeść Śpiącą królewnę. Kucharz chciał ją wprawdzie zabić, ale widząc bierność w jej zachowaniu … oddał ją swojej żonie.

            Kilka dni później, gdy królowa przechadzała się po pałacu dostrzegła całą trójkę szczęśliwą i żywą. Wściekła się i kiedy miała ich zgładzić, wrócił książę i mamy znowu happy end. Jest nawet morał! Dziewczęta, nie śpieszcie się z wyborem męża. Khem.

            Najbardziej makabryczna wersja z tych wszystkich to jednak ani braci Grimm ani Perraulta, a Giambattista Basile z XVI wieku. No i tutaj historię trzeba opowiedzieć od nowa.

            Tutaj po tym jak pewnemu królowi na świat przyszła córka, zwołał wieszczki aby te przepowiedziały przyszłość jego nowo narodzonej dziedziczce. Te po wielu namowach uznały, że jej przyszłość to kawałek lnu. Król oczywiście nie był zadowolony z tej przepowiedni. Talia, bo tak nazywa się tutaj Śpiąca królewna dorastała normalnie, aż do dnia kiedy znalazła wrzeciono, chciała spróbować i kawałek lnu dostał się pod jej paznokieć. W efekcie, ta padła trupem. Zrozpaczony ojciec, położył ją na aksamitnym tronie (zwłoki pięknie ubrane oczywiście) zamkną ją w komnacie na kilka spustów i z rozpaczy opuścił nie tylko cały zamek, ale i królestwo.

            Po stu latach na polowanie wyruszył książę sąsiedniej krainy, zgubił się i znalazł się w zamku. Zobaczył na krześle ZWŁOKI dziewczyny (rozkładu nie ma jak coś) i postanowił je zaruchać. Zadowolony sobie wyszedł, a dziewięć miesięcy później Talia (nadal trup) wydała na świat dwójkę dzieci, Świt i Zmierzch. Wróżki by dzieci nie umarły z głodu przenosiły je co kilka godzin do piersi Talii. Pewnego razu dziecko pomyliło jej sutek z palcem i uwolniło księżniczkę z objęć klątwy i ta zmartwychwstała. Nie pamiętała kompletnie co się z nią stało, ani nic o tym kto jej co zrobił, ale fakt, że ma dwójkę dzieci przyszedł jej normalnie do zaakceptowania. No a kiedy po dziesięciu miesiącach nekrofil przypomniał sobie o seksownych zwłokach w zamczysku przybył do jej komnat od razu się w nim zakochała. A on w niej. Więc tak król kursował między swoim zamkiem a zamkiem Talii, aż jego żona nabrała podejrzeń. Zorientowała się, że ma gdzieś jakąś kochankę z którą ma dzieci więc posłała po dzieci na dwór. Kiedy te przybyły kazała je kucharzowi zabić i zrobić z nich kilkanaście potraw. Ale kucharzowi zrobiło się szkoda i zrobił normalne potrawy. Kiedy król przybył do królowej ta zaczęła karmić go i kazała jeść myśląc, że ten je własne dzieci. Kiedy król odszedł, ta posłała po Talię, ta przybyła i historia prawie by się powtórzyła, gdyby nie fakt, że królowa zapragnęła osobiście zabić Talię. W porę przybywa król, zabija królową i żeni się z Talią. I mamy bardzo dziwaczne zakończenie. Kucharz oczywiście został nagrodzony i awansowany. A i morał się znajdzie. A więc, dla tych którzy są szczęściarzami dobro przychodzi nawet we śnie.

            Jeżeli przez to rozumie się gwałt... No bo nie oznacza nie, a brak odpowiedzi to wielkie NIE.


Share:

2 listopada 2020

Dawno dawno temu: Roszpunka [+16]

 

Autor obrazka: Usterka

Dzieciństwo opiera się na bajkach. Czy to czytanych do poduszki, czy oglądanych jako adaptacje filmowe. Piękne księżniczki, zacni książęta, chrzestne wróżki i magia miłości. Czego chcieć więcej? Niczego, dla dziecięcego umysłu. Prawda jednak wygląda inaczej. Wiele z oryginalnych bajek na podstawie których powstały znane wszystkim adaptacje można raczej nazwać horrorami. Oto kilka z nich. 

Opisy powstały przy współpracy Demona Foe i Yumi Mizuno.

Miłego czytania!


Spis treści:

Czerwony Kapturek    
Pinokio
Brzydkie kaczątko
Księżniczka i żaba 

Mulan 
Alladyn
Mała syrenka 

Roszpunka 
(Obecnie czytany)

Znana jest wam zapewne wersja Zaplątani produkcji Disneya. Niektórzy znają może też inną wersję Roszpunki, gdzie dziewczyna jest zamknięta w wieży i młody rycerz postanawia ją ocalić, aby oddać ją zrozpaczonym rodzicom i potem poślubić. Oryginalna historia spisana przez Grimmów (zatem nie aż taka oryginalna, ale najwcześniejsza znana) ma się jednak zgoła inaczej do znanej wersji.

            Para małżonków, która nie należała do najbogatszych (czyli już nie król i królowa) przez lata starali się o dziecko. Bez powodzenia. Sąsiadowali jednak z domem wiedźmy, z której muru zwisały przepiękne kwiaty. Roszpunki właśnie. Kobieta widząc je, zaczęła błagać męża aby ten ją zerżną. Co ten ochoczo uczynił. Potem kobieta zakradła się i zerwała kwiaty z muru. Zjadła je i zachciała raz jeszcze spać z mężem. Poprosiła go wtedy o to, by on wziął kwiaty przed kolejną rundą. Niestety, ten nie miał tyle szczęścia. Wiedźma podeszła do niego i była zła, że ten kradnie jej kwiaty. Powiedziała, że wymieni się z nim na nie za jego dziecko. Ten był pewien, że skoro tyle lat nic, to obiecać coś takiego może. Zgodził się, dał kwiaty żonie i nie powiedział jej o umowie. No i bum! Jest dziecko! Pojawia się wiedźma. Zabiera co jej i tyle. Nie ma wieży. Wiedźma wychowuje ją jak normalne dziecko aż do 12 roku życia. Dopiero potem jest wieża. W lesie bez życia. Dla jej bezpieczeństwa. Roszpunka jej wierzy, nawet jeżeli w wieży nie ma ani schodów ani drabiny. Spędza tam rok, albo dwa lata (pamiętajcie więc, ma 13 albo 14 lat) no i sobie śpiewa. Raz jej śpiew usłyszał książę który chodził sobie po lesie. Nie mogąc jednak dostać się do źródła dźwięków przychodził codziennie coraz bardziej się zakochując. Pewnego razu widział Wiedźmę, która poprosiła Roszpunkę o zrzucenie warkocza. Sprytny książę postanowił to powtórzyć, kiedy była noc i kiedy piosenkarka będzie sama. Co też uczynił. Roszpunka zrzuciła warkocz, a ten kiedy się wspiął od razu mówił, że ją kocha i chce ją poślubić, a Roszpunka...? No była przerażona. Samotne dziecko w środku lasu ze starszym młodzieńcem, który zaczyna się do niej przyklejać. No ale zgodziła się.

            Nie wiedziała jednak jak opuścić wieżę dlatego powiedziała, że za każdym razem jak książę ją odwiedza ma jej przynosić kawałek jedwabiu (nie mogła poprosić o linę?), z niego chciała zrobić sznur po którym zejdzie na dół. I tutaj uwaga. Zaznaczam, ona nadal ma 14 lat (i to przy dobrych wiatrach). No i kiedy tak ukrywała swoje nocne schadzki i bara bara z księciem, palnęła przy Wiedźmie, że ona jest od niego ciężka. Wściekła czarownica, która chciała tylko chronić adoptowaną córkę przed złem tego świata, odcięła jej warkocz, a dziewczynę teleportowała na środek pustyni, gdzie miała umrzeć. Potem wróciła do wieży. Kiedy książę się zjawił, wyłupała mu oczy i zrzuciła. Ten jednak przeżył i błąkał się poszukując swojej miłości. Po jakimś czasie usłyszał znajomy głos i pokierował się nim. Znalazł owszem Roszpunkę, która jak na warunki pustynne miała się całkiem dobrze – ale nie samą. Bo z dwójką dzieci. Mamy więc 14 latkę (już 15?) która urodziła na pustyni dwójkę dzieci i sama je wychowała. Widząc księcia rozpłakała się z radości, a jej miłość uleczyła jego oczy. Wrócili do zamku i mamy Happy End.

            Hm, postanowiłem, że nie będę brać historii z Happy Endem. Nawet jeżeli będą makabryczne. Muszą przecież wpasować się w klimat, co nie?


Share:

Dawno dawno temu: Mała syrenka [+16]

 

Autor obrazka: Usterka

Dzieciństwo opiera się na bajkach. Czy to czytanych do poduszki, czy oglądanych jako adaptacje filmowe. Piękne księżniczki, zacni książęta, chrzestne wróżki i magia miłości. Czego chcieć więcej? Niczego, dla dziecięcego umysłu. Prawda jednak wygląda inaczej. Wiele z oryginalnych bajek na podstawie których powstały znane wszystkim adaptacje można raczej nazwać horrorami. Oto kilka z nich. 

Opisy powstały przy współpracy Demona Foe i Yumi Mizuno.

Miłego czytania!


Spis treści:

Czerwony Kapturek    
Pinokio
Brzydkie kaczątko
Księżniczka i żaba 

Mulan 
Alladyn
Mała syrenka 
(Obecnie czytany)
Roszpunka

Na tę wyprawę zapraszam do batyskafu. Każdy zna zapewne animowaną wersję, gdzie to przepiękna ruda Arielka marzy o ludzkim świecie i wszystkim co jest z nim związane. Oczywiście, ta historia musiała wyglądać inaczej, bo już z samego założenia maluje się dość upiornie. Musimy jednak sięgnąć po pierwowzór napisany przez Hansa Chrystiana Andersena w XIX wieku. Jeżeli weźmiemy na tapetę całość baśni Andersena można w nich zauważyć, że miał on dość specyficzne poczucie miłości. Znaczy się wyraźnie miał problemy z wyznawaniem uczuć, natomiast większość jego historii jest raczej tragicznych. Mała syrenka nie jest inna w tym temacie. Przede wszystkim zaznaczyć należy, że miała ona obsesję na punkcie powierzchni, chowana na bajkach swojej babci o tym jak ona wygląda. Przebywanie tam nie było zakazane tak jak przedstawiono to w adaptacji Disneya, każda syrena mogła przebywać na powierzchni tyle ile chciała, ale po ukończeniu 15 lat. Tak więc mamy naszą Arielkę, która jest najmłodsza i najpiękniejsza. Jej starsze siostry często wypływały i śpiewały żeglarzom pieśni (kiedy ich statki tonęły) o tym jak wspaniałe życie jest pod wodą, a nawet zabierały niektórych ze sobą aby pokazać im podwodny zamek (szkoda, że żeglarze byli już martwi). W dniu swoich 15 urodzin wypływa na powierzchnię i widzi imprezę na statku przystojnego księcia w którym automatycznie się zakochuje. Kiedy jego statek spotkał sztorm i książę wypadł za burtę, początkowo chciała zabrać go ze sobą do zamku, ale pamiętała, że żeglarze umierali – dlatego pomogła mu dopłynąć do lądu. Zostawiła jego nieprzytomne ciało koło klasztoru i schowała się za głazem, jak tylko z niego wybiegły młode dziewczęta. Oczywiście, najmłodsza i najpiękniejsza podeszła do nieprzytomnego i go ocuciła. Tak więc przyszły monarcha nie miał zielonego pojęcia kto uratował jego życie.

            Aby dodać tragedii, zaznaczyć należy, że syreny nie potrafiły płakać, więc negatywne uczucia przeżywały znacznie mocniej i głębiej nie mogąc dać im ujścia. Rozpaczając, dowiedziała się kim jest książę którego ocaliła i stała się stalkerką. Co noc przypływała do jego zamku i obserwowała go. Zaczęła też poznawać ludzką kulturę w której z każdym dniem zakochiwała się bardziej i bardziej. Popłynęła do swojej babki i poprosiła o pomoc, jak zrealizować swoje marzenie.

            Staruszka odpowiedziała jej, że syreny mogą żyć nawet i trzysta lat, lecz po śmierci zamieniają się w morską pianę i nie zostaje po nich nic. Ludzie żyją znacznie krócej, ale mają nieśmiertelną duszę. I to właśnie jej syrenka zapragnęła najbardziej. Babka powiedziała jej, że jedynym sposobem, aby ta dostała dusze jest sprawienie, aby ludzki mężczyzna zakochał się w niej bez opamiętania i poślubił. Wtedy ofiaruje jej część swojej duszy i syrena będzie takową miała.

            Tak więc mamy naszą Arielkę, która napędzana pragnieniem posiadania nieśmiertelnej duszy uzmysławia sobie, że jest zakochana (?) w księciu i chce z nim wziąć ślub. Jednak wie, że żaden człowiek nie zakocha się w syrenie, dlatego postanowiła popłynąć do morskiej wiedźmy. Ta postać w baśni Andersena ma zdecydowanie mniejszą rolę niż w filmie. No i żyje w znacznie mniej przyjemnym otoczeniu. Najgłębsze rejony morskiej toni, gdzie prawie żadne światło nie dociera, gdzie zwierzęta są zdeformowane, zaś dno pokryte jest gnijącymi zwłokami ludzi i zwierząt oraz butwiejącymi częściami statków. Lecz nie tylko. Dało się tam też zauważyć zwłoki syren. Mimo to, że żyje w namiocie zrobionym z kości ludzi, czarownica przedstawiona w baśni nie jest ani dobra, ani zła. Po prostu straszliwie niebezpieczna. Uznaje, że pragnienie Arielki jest bezsensowne i głupie. Lecz jeżeli młoda tak bardzo tego chce to da jej napój który sprawi, że ta stanie się człowiekiem. Zaznaczyła jednak, że cały proces przemiany będzie niesamowicie bolesny, każdy krok jaki Arielka zrobi będzie bolesny tak jakby stąpała po ostrzach. Nigdy też już nie zostanie syreną. A jeżeli jej ukochany książę poślubi inną, ta zamieni się w morską pianę, a jej serce pęknie. Tak więc nie ma żadnego miłosnego pocałunku, czy limitu czasu. Po prostu książę nie może poślubić innej. Nie ma odebrania głosu. Jest odcięcie języka Arielki.

            Książę znajduje nagą dziewczynę, która nie może mówić i zabiera ją do pałacu, nie jako księżniczkę, a jako służącą. Była śliczna i poruszała się z gracją mimo wielkiego bólu. Każdy krok sprawiał jej cierpienie, zaś ludzie zaczęli zauważać krew na jej nogach. Książe co prawda nie zakochiwał się w niej, ale za to pozwolił spać na poduszce przed jego komnatą i dał jej męskie ubranie, aby ta mogła z nim chodzić na spacery, polowania i wspinać się na góry. Co noc Arielka chodziła nad brzeg, by w zimnej toni koić ból stóp. Odwiedzały ją siostry, babcia, a nawet król mówiąc jak tęsknią za nią, jak są smutki z powodu decyzji jaką podjęła i jak strasznie za nią tęsknią, ale ta nie mogła im nic odpowiedzieć. Uśmiechała się tylko cały czas. Uśmiech nie znikał z jej twarzy nawet po tym, jak książę powiedział, że ją kocha.... jak siostrę. Nawet po tym jak obiecał jej, że nie poślubi żadnej dziewczyny z wyjątkiem tej, która go ocaliła. I jeżeli będą chcieli go zmusić do ślubu to prędzej poślubi ją. Obietnica nieśmiertelnej duszy znowu była na wyciągnięcie jej ręki. Ale tylko na krótką chwilę.

            Wiecie już kto był księżniczką która została mu obiecana. Tak. Ta dziewczyna z klasztoru, która go ocuciła. A książę był święcie przekonany, że to właśnie jej zawdzięcza swoje życie. Skracając się, bo wszystko to wyszło mi dłuższe niż początkowo uważałam...

            Arielka miała wybór, jej siostry zrobiły ze swoich włosów nóż, którym miała zabić księcia przed wschodem słońca po jego ślubie. W sensie po nocy poślubnej. Jeżeli on umrze z jej ręki, syrenka znowu będzie na swoim miejscu. Ale Arielka tego zrobić nie mogła, za bardzo kochała księcia. Dlatego nie zabiła go, zaś sama zamieniła się w morską pianę. 


Share:

1 listopada 2020

POPULARNE ILUZJE