autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu (obecnie czytany)
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu (obecnie czytany)
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
-Czy on miał w ogóle pojęcie, że jesteś
uczulona? - zapytała Jackie wchodząc z workiem na śmieci.
Pociągnęłaś nosem, oczy Ci łzawiły. Zaprzeczyłaś.
-Nie – powiedziałaś wycierając cieknący nos w
chusteczkę, wiedziałaś, że przez kilka kolejnych dni będziesz
wyglądać koszmarnie – I oby nigdy się nie dowiedział – Jackie
popatrzyła na Ciebie wymownie
-Biedactwo moje. Dlaczego ich nie wyrzuciłaś? -
zapytała rozglądając się po mieszkaniu. Znowu
potrząsnęłaś głową.
-To prezent! - krzyknęłaś zrozpaczona.
Zgromadzenie ich na balkonie nie pomogło. Jeden z nich powoli Cię
zabijał.
-Ugh, ty wrażliwy glucie, to prezent od śmierci.
Dam mu do zrozumienia to i owo, potem będziesz mogła mieć mi to za złe –
powiedziała otwierając drzwi na werandę. Oczywiście
wcześniej wysłałaś jej zdjęcie, ale ten obrazek warto było
zobaczyć samemu. Zaśmiała się lekko i zabrała się za największą
wiązankę. Właśnie miała wyrzucić ją do worka kiedy popatrzyła
na Ciebie – Myślisz, że ludzie będą się bardzo pieklić,
jeżeli je po prostu wypierdolę przez balkon?
-Nie! - przerwałaś aby kichnąć – Nie rób tego!
Będę miała kłopoty – warknęłaś. Zrobiła szopkę z cofania
ręki znad barierki. Wróciłaś na kanapę, zaśmiała się z
Ciebie.
-Byłoby łatwiej. Będę potrzebować więcej
worków, nadal masz te wielkie, jak na zwłoki?
-Tak, są w szafce pod zlewem – odpowiedziałaś
wycierając nos. Jackie weszła do środka i rozglądała się przez
chwilę, wyszła z miną zwycięzcy taszcząc za sobą kosz na
śmieci. Zatrzymała się by popatrzeć na Ciebie ze współczuciem,
a potem wróciła do swojej roboty. Dziękowałaś Stwórcy za to, że
zesłał Ci ją, ponieważ kiedy Ty zdychałaś ona
pozbywała się problemu. Między swędzeniem, a straszliwym
łzawieniem musiałaś przyznać, że było Ci naprawdę szkoda,
wyrzucać tych pięknych kwiatów. Byłaś gotowa przytulić niektóre
do siebie nawet ryzykując wysypkę czy coś gorszego.
-Nie wiem czy jest to urocze czy żałosne –
powiedziała wychodząc z mieszkania z workiem – Zostanę
przy uroczej wersji, tylko dlatego że go lubię.
-A ja myślę, że to było słodkie – krzyknęłaś
z pokoju wyciągając kilka tabletek – Nie mam zielonego pojęcia
jak potwory okazują uczucia, ale myślę, że chyba
podobnie jak ludzie. Poza tym starał się, prawda? - policzyłaś
małe różowe kapsułki i połknęłaś je popijając wodą.
-A ja myślę, że słodko to ty teraz wyglądasz –
zaśmiała się idąc po resztę kwiatów – Te czerwone oczy są
bardzo atrakcyjne. Pasują do ciebie.
-Wygram każdy konkurs piękności – mruknęłaś –
Ale... co miałam mu powiedzieć? 'Cześć, dzięki za kwiaty ale
jeden z nich totalnie rozbroił mój organizm, dlatego wyrzuć
wszystkie?'
-Ja bym tak zrobiła – odparła po prostu
otwierając kolejny worek – Nie chcesz więcej dostawać od niego kwiatów, prawda?
-Nie obraziłabym się, jeżeli weźmie te na które
nie mam alergii – odpowiedziałaś pociągając nosem –
Zapomniałam też o czekoladkach, a to ważny element bo są w
kształcie serca – Jackie zamarła, a potem słyszałaś jak się
śmieje na balkonie – Otworzyłam je kolejnego dnia po pracy.
-Rozumiem, chociaż to mu się udało. - powiedziała.
Mimowolnie warknęłaś. Miałaś nadzieję, że poradzi sobie z
trzeba workami. – Dobra, moja kochana, wyrzucę je, a
potem wracam do pracy. Dasz sobie radę?
-Nic mi nie będzie! O właśnie. Mało
zapomniałam. Undyne albo Alphys do ciebie zadzwoniły?
-Tak. Undyne to ta która z nami była na zabawie?
Mówiła, że mnie poleciłaś. Dzięki – mrugnęła do Ciebie –
To będzie wyzwanie, bo mają bardzo sprecyzowany gust, ale postaram
się zrobić wszystko po mistrzowsku i znaleźć im jakieś.. uh...
pro-potworze otoczenie. - Przez chwilę wyraźnie się
nad czymś zastanawiała – Nigdy wcześniej nie pracowałam nad
tego typu przeprowadzką i przyznam się, że ... to ciekawe.
-Dzięki bestio. Kocham cię – uśmiechnęłaś się
nadal siedząc na kanapie.
-Oczywiście. Pisz jakbyś czegoś potrzebowała.
Będziesz się ukrywać przed Sansem cały dzień? - wzruszyłaś
ramionami
-Chyba po prostu będę spać, wiesz jak działają
leki na alergię. Myślę, że to zrozumie.
-Pewnie tak – wyprostowała się poprawiając worki
w rękach – Dobra, do potem!
-Papa! - pomachałaś jej. Zamknęła za sobą drzwi.
Naciągnęłaś na siebie koc i włączyłaś telewizję. Miałaś
ochotę oglądać coś co znasz prawie na pamięć, tylko po to by
szybciej odpłynąć. Nagle natknęłaś się na serial Doktor Who i
postanowiłaś go zostawić. Gdzieś w połowie odcinka medykament
zaczął działać i usnęłaś.
Jak w zegarku, dostałaś wiadomość od Sansa, że
właśnie wyszedł z pracy i idzie się z Tobą zobaczyć. Tak jak
myślałaś. Napisałaś mu, że śpisz. Całe szczęście, nie
naciskał aby wpaść. Podniosłaś się na łokciach aby rozejrzeć
się po mieszkaniu. Było znacznie mniej toksycznego pyłku, ale
balkon wydawał się taki pusty. Podczas kiedy w telewizji leciał
już zupełnie inny program. Zastanawiałaś się, jaką wymówkę
dać Sansowi, nie... jak powiedzieć mu to tak aby nie wyszło źle.
Wzięłaś telefon do ręki. Kilka wiadomości od Jackie, która
narzekała na współpracowników i na szefa.
Dwa od mamy – chciała abyś do niej wpadła. No i jeden od Twojego
chłopaka, pytał się czy wpaść jak się obudzisz. Przygryzłaś
wargę, nie będziesz się przed nim przecież chować. Odpisałaś, że już nie śpisz i jak chce to niech przyjdzie. Podniosłaś się i poszłaś do kuchni. Coś pociągnęło
za klamkę. No tak, zapomniałaś znowu otworzyć drzwi. Warknęłaś
na siebie i podeszłaś do nich. Sans uśmiechał się tak jak
zawsze.
-cześć tygrysie, jak się... o kurwa, wyglądasz strasznie – powiedział z mieszanym wyrazem twarzy. Pociągnęłaś
nosem w odpowiedzi i wbiłaś palce we włosy starając się zrobić
parodię seksownego wyglądu, oparłaś się plecami o framugę.
-O czym ty mówisz? Wyglądam cudownie, kochanie. -
powiedziałaś wchodząc do środka, wszedł za Tobą i rozejrzał
się po mieszkaniu
-jesteś chora? - zapytał zauważając, że kwiaty
zniknęły
-Alergia – odpowiedziałaś – Jeden z .. uh...
tych kwiatów – zaczęłaś nerwowo przebierając palcami,
westchnął ciężko.
-kurwa, nie wiedziałem, przepraszam, gdybym
wiedział, nigdy bym.. - zaczął, ale przystawiłaś mu dłoń do
ust
-Ciiicho, sama o tym zapomniałam, do czasu aż mnie
nie zaatakowała. Jestem smutna, że musiałam się ich pozbyć –
znowu lekko pociągnęłaś nosem. Sans zabrał Twoją rękę.
-dobra, zapamiętam sobie, powinienem wcześniej
pogadać z tobą o tym co lubisz
-Diamenty – odparłaś szybko – Wielkie – Sans
zamrugał kilka razy
-uh?
-Diamenty – powtórzyłaś. Patrzył na Ciebie
zagubiony, pchnęłaś go lekko i poszłaś do kuchni – Żartuję,
pusty łbie. Herbaty?- wyraźnie się rozluźnił i usiadł na Twojej
kanapie.
-poproszę, mogę poprosić cylona?
-Którego? -zapytałaś patrząc na całkiem pokaźną
kolekcję jaka Ci dał.
-hm... w czerwonym opakowaniu, smakuje mi
-Zauważyłam, prawie mi się kończy! -
zachichotałaś. Mogłaś usłyszeć charakterystyczny stuk, Sans
położył nogi na stole.
-kupię ci więcej – wywróciłaś oczami i
wyciągnęłaś kubki
-Sans, mam tak wiele herbat, muszę skończyć to co
jest! – odpowiedziałaś zalewając naczynia gorącą wodą i
wrzuciłaś tam saszetki. Stałaś w rogu czekając aż napój będzie
gotowy.
-co oglądasz? - zapytał, wychyliłaś się z
kuchni, znowu David Tennant przed czymś uciekał.
-Właśnie leci maraton Doctor Who. Możesz zmienić
kanał jeżeli chcesz – zaproponowałaś opierając się o ścianę.
-nie, wygląda fajnie, o czym? - podrapałaś się po
tyle głowy
-Uhg, o... to... skomplikowane. Myślę, że
najprościej będzie powiedzieć, że o kosmicie, który podróżuje w
czasie i uh... pomaga ludziom. Jest naukowcem i takie tam...
-naukowcem? - zapytał, wyraźnie się zainteresował
-Tak! Znaczy się, ten serial bardzo opiera się o
naukę, znaczy się. Nie wiem. Możemy zobaczyć jakiś odcinek
jeżeli chcesz
-jasne – poklepał miejsce obok siebie na kanapie.
Zaśmiałaś się.
-Herbata jeszcze nie jest gotowa, spokojnie – wstał
i podszedł do Ciebie przystawiając swoje zęby do Twojego policzka.
-powinnaś odpoczywać, zwłaszcza, że to wszystko
przeze mnie – kiedy już chciałaś protestować, klepną Cię w
pośladek i wygonił z kuchni. - wynocha! - parsknęłaś śmiechem i
pierdolnęłaś się na kanapę. Wytarłaś nos w rękaw nie
przejmując się czy jest to obrzydliwe czy nie, Sans
wyszedł z kuchni z waszymi naparami. Popatrzył na opakowania
tabletek i zużyte chusteczki higieniczne na stole i zmarszczył
brwi.
-wy ludzie naprawdę produkujecie wiele... wirusów –
zatrzymał się myśląc chwilę nad słowami – i wszystko jest
takie... mokre – Zaśmiałaś się opierając się o jego ramię.
-Ej, ty produkujesz swoje własne ... wydzieliny –
zaśmiałaś się. Wyraźnie się zawstydził – Ale nie martw się,
łatwo się to sprząta – Sans lekko zadrżał.
-bycie zrobionym z magii ma swoje zalety –
wyłączyłaś telewizję i odpaliłaś Netflix by poszukać pierwszy
odcinek serii.
-Tak serio, zastanawiałam się jakim sposobem uh...
- teraz Ty musiałaś się zastanowić nad właściwym słowem - ...
nie brudzisz niczego i nic się ze mnie nie ... uh... no wiesz.
-heh, domyślam się, tak jak mówiłem magia to
energia, nic nie robi ona po prostu – pstryknął palcami – poof!
znika.
-Zaraz, co? Mówisz mi teraz, że dosłownie
strzelasz we mnie magią? - otworzyłaś szerzej oczy – Czy to
niebezpieczne? Moja cipka nie stanie się jakaś magiczna? Oglądałam
Pogromców Duchów.
-czy ty mnie w ogóle słuchasz? - położył rękę
na Twojej głowie – znika, odchodzi, wypala się, jakby nigdy jej
nie było
-Tak, ale pamiętam jak mówiłeś, że ludzie kiedyś
mogli czarować i...
-... i moja magia nie działa w ten sposób, słuchaj,
jeżeli by było tak jak myślisz w moim pokoju byłoby pełno
zmutowanych skarpetek – powiedział bez pomyślunku, szybko zasłonił
usta ręką. Pochyliłaś się nad nim, a potem zaczęłaś
się śmiać.
-BOŻE Sans! - krzyknęłaś między oddechami,
warknął – O mój Boże, ten obraz... - Znowu się śmiałaś,
wyobraziłaś sobie świecące, niebieskie skarpetki latające po sypialni. Kiedy zaczęłaś się uspokajać, zdałaś sobie sprawę
z jednego... on miał tam całkiem sporą kupkę
skarpetek.
-skończyłaś się naśmiewać z mojej tajemnicy? -
mruknął. Pociągnęłaś nosem i szturchnęłaś go lekko
-To dlatego masz u siebie tak dużo skarpetek? -
zamrugał kilka razy, a potem zrobił się niebieski jak jagoda –
HAH! Wiedziałam! O Chryste.. tego jest za wiele. Oh Sans, jesteś
rozkoszny – przytuliłaś się do niego, warknął wyraźnie
naburmuszony.
-byłem zdesperowany przez jakiś czas, dobra? -
mamrotał. Zachichotałaś. Przyglądał Ci się z uwagą, a potem
przeniósł wzrok na stół – przepraszam, po prostu wiele o tobie
myślałem – niemal natychmiast śmiech ucichł.
-Oh? - uniosłaś brwi, to wyobrażenie było zbyt
ciekawe – Opowiedz.
-cóż.. - otoczył Cię ramieniem i zaczął
delikatnie pocierać Twoje ramie – powiem tyle, że moim ulubionym
słowem było twoje imię – przybliżył się nieznacznie, mogłaś poczuć jak rośnie Ci temperatura ciała, szybciej
oddychałaś - ... i lubiłem sobie wyobrażać, że twoim ulubionym
słowem jest moje...
-Tak, jest – odpowiedziałaś szybko wtulając się
w niego. Nie dbałaś o to, że jesteś w wielkiej, znoszonej
koszulce, w spodenkach od piżamy w koty, Twoje włosy są w
nieładzie i z ledwością możesz oddychać przez nos.
-dobrze wiedzieć – uśmiechnął się cwanie.
Zobaczyłaś wyraźnie zarysowane kły, w tej chwili mogłaś myśleć
tylko o wskoczeniu na niego. Przybliżyłaś się starając wyglądać
najbardziej seksownie jak to było możliwe.... i wtedy kichnęłaś.
Na niego. W twarz.
-Kurwa! Przepraszam! - starałaś się wytrzeć swoje
smarki dłonią, ale zamiast tego rozpaćkałaś je
jeszcze bardziej. Sans po prostu siedział, oszołomiony.
-co mówiłem o tym, że jesteście mokrzy? - zapytał
chwytając za chusteczkę i wytarł się nią. Cały czas mamrotałaś
pod nosem przeprosiny, zaśmiał się – hej, to moja wina, nie
martw się, dobra? - przytaknęłaś niechętnie
-Nadal tutaj unoszą się pyłki. Będę smarkata
przez jeszcze jakiś czas – warknęłaś rozsiadając się na
kanapie.
-wiesz, że zawsze możesz zostać u nas –
zaproponował. Uśmiechnęłaś się i wzruszyłaś ramionami
-Wiem, nie chcę tylko się narzucać – upiłaś
łyk herbaty
-nigdy się nie narzucasz, nawet tak nie myśl –
uniósł brwi.
-Wiem, tylko taka już jestem. Nic na to nie poradzę.
Jeżeli będzie naprawdę źle, wtedy przyjdę. Pasuje?
-co ty na to, abyś wpadła dzisiaj? daj swoim
zatokom odpocząć – Pogładził Cię lekko po nodze – poza tym
moje łóżko jest wygodniejsze niż twoje, będziesz też mogła
patrzeć na stos skarpetek zastanawiając się jakie straszydła się
mogą tam czaić.
-Magiczne – zaśmiałaś się – Jasne, wpadnę,
tylko nie nakręcajmy się za bardzo, wiesz dla dobra Papyrusa
-myślę, że nie to będzie dzisiejszym problemem –
powiedział biorąc opakowanie chusteczek higienicznych – słuchaj,
chodźmy już do mnie, będziemy mogli zobaczyć co tylko chcesz na
moim tablecie.
-Masz tablet? - byłaś zaskoczona
-jestem potworem, a nie luddystą – wywrócił
oczami
-Zamknij się, nawet ja nie mam tabletu –
zmarszczyłaś brwi – Te lepsze są drogie – wzruszył ramionami.
-to co z naszym planem, tak? nie? wpadasz?
-Jasne – dopiłaś herbatę prawie się krztusząc
– Pozwól, że wezmę tylko kilka łachów na jutro do pracy, abym
mogła zostać dłużej w Twoim łóżku
-wygodnicka się znalazła
-Cała ja! - krzyknęłaś radośnie wchodząc do
sypialni. Do siatki wrzuciłaś ubrania – Dobra, jestem
gotowa. Prowadź. Boję się, że mogę się zgubić.
-to długa i niebezpieczna wyprawa, jesteś pewna, że
dasz radę? - zapytał podchodząc do drzwi. Zaśmiałaś się
-Z tak cudownym obrońcą u mego boku? Myślę, że
dam – uśmiechnęłaś się głupkowato. Papyrus siedział na kanapie z otwartym laptopem na
kolanach. Jak tylko usłyszał, że wchodzicie niemal natychmiast go
zamknął. Cóż, wiesz dokładnie z kim rozmawiał.
-hej paps – powiedział Sans wieszając bluzę
na wieszaku i zamykając na zamek drzwi. Pomachałaś.
-WITAJ SANS! WITAJ PRZYJACIÓŁKO! WŁAŚNIE
... SZUKAŁEM NOWYCH ... PRZEPISÓW ... BY... GOTOWAĆ, TAK GOTOWAĆ!
-super – wszedł do kuchni – widziałeś mój
tablet?
-TAK, ODSTAWIŁEM GO NA BIURKO W TWOJEJ SYPIALNI – mogłaś usłyszeć jak jego szczęki stuknęły o
siebie – NIE ZOSTAWIAJ GO NA TOSTERZE
-wybacz, robiłem śniadanie – odpowiedział, jego
brat warknął – dzięki
-OCZYWIŚCIE, BAWCIE SIĘ DOBRZE, A JA PÓJDĘ
DALEJ... SZUKAĆ PRZEPISÓW... W MOJEJ SYPIALNI – wymieniłaś z
nim spojrzenia i zachichotałaś. Sans przyglądał Ci się nieco
zmieszany
-Mam nadzieję, że będziesz miał mnóstwo zabawy w
szukaniu nowych przepisów – starałaś się powstrzymać rechot.
Papyrus mrugnął i wstał, posłał Ci uśmiech
-Z PEWNOŚCIĄ BĘDĘ. DOBRANOC! - zniknął w swoim
pokoju. Popatrzyłaś na Sansa i wzruszyłaś ramionami wchodząc do
jego sypialni nim zdąży zadać jakiekolwiek pytanie
-Aha! Tutaj jest! - podniosłaś go ze stolika. Obok
był czerwony notes, nie to wyglądało bardziej jak dziennik?
Wyraźnie zużyty – Co to? Oooo, pamiętnik? - zapytałaś
podnosząc go. Sans w sekundę był obok Ciebie. Chwycił za Twój
nadgarstek.
-służbowe informacje – praktycznie wyrwał go z
Twojej ręki – prywatne – przyglądał Ci się tak, jakbyś
znalazła jego największy skarb i próbowała go ukraść.
Popatrzyłaś na jego zaciśnięte palce –
przepraszam – puścił Cię. Pogładziłaś się lekko.
-Rozumiem, nie brałabym nawet gdybym wiedziała, że
to ważne rzeczy – Starałaś się brzmieć normalnie. Ok, naprawdę
chciałaś zobaczyć co to jest. Ale szanowałaś jego prywatność.
Póki co. Schował dziennik do jednej z szuflad biurka i usiadł na
łóżku. Teraz byłaś zaciekawiona. Dostrzegłaś jakieś dziwne
zapisy – Co to? - pokazałaś na dziwny obrazek
-oh, to coś nad czym pracujemy z alphys, wraca za
tydzień aby mi z tym pomóc
-Jakaś maszyna? Nie wiedziałam, że się na tym
znasz – starałaś się odgadnąć z której strony powinno się do
czytać. Sans wstał i podszedł do Ciebie, przekręcił go.
-tak będzie ci łatwiej – powiedział. Popatrzyłaś
na papier, no teraz miało trochę więcej sensu.
-To są... runy? Czy coś? - zapytałaś pokazując
na jakieś znaki. Sans przytaknął.
-coś takiego, nasza nauka też jest magiczna –
zaśmiał się lekko – to nie są jednak takie runy do jakich
przywykłaś, uh... - myślał przez chwilę – jak nordyckie, nasze
są inne, ale ta tutaj – pokazał na jedną wyglądającą jak koło
z kilkoma kreseczkami na linii – oznacza dla przykładu
przyśpieszone chłodzenie.
-Zajebioza! - Odeszłaś od planu w obawie, że
jakimś sposobem możesz go zniszczyć – Co budujecie? - Sans
przyglądał Ci się przez chwilę, a potem ciężko westchnął,
pokazał na łóżko i poszliście na nie. Ułożyliście się
wygodnie, miał już tablet w ręku.
-pamiętasz jak zabrałem cię do waterfall? -
przytaknęłaś – niestety w podziemiu nie dzieje się za dobrze,
jest tam pewna budowla, maszyna, nazywana rdzeniem, po tym jak
wszyscy wyszli na powierzchnię nie został nikt by sprawować nad
nim kontrolę, a jako, że jest w hotlandzie zaczął się
przegrzewać – ponownie westchnął i poprawił się na poduszce.
-Jestem dość mądra, aby domyślić się, że
przegrzana maszyna to nic dobrego. Co się stanie jeżeli będzie ...
za gorąca?
-wybuchnie – podrapał się po twarzy – a to źle,
nie tylko dla podziemia, siła wybuchu może być ogromna i stanie
się katastrofa
-Cholera – nie wiedziałaś co innego mogłabyś
odpowiedzieć.
-tak, więc pracujemy nad czymś co schłodzi rdzeń,
mogę być trochę nieosiągalny, jak alphys przyjedzie
-Rozumiem – pocałowałaś go w policzek – Musisz
tylko ocalić świat, myślę że mogę ci to wybaczyć – Otoczył
Cię ramieniem.
-dziękuję, w każdym razie chcesz oglądać swój
serial? - pomachał tabletem w ręku, przytaknęłaś – na którym
się zatrzymałaś?
-Pffft, zaczniemy od początku.
-dlaczego?
-Abyś się wciągnął. Zaufaj mi, nie pożałujesz,
a ja z przyjemnością sobie powtórzę, uwielbiam ten program. -
uśmiechnęłaś się. Wpisał tytuł w wyszukiwarkę, pokazałaś
palcem na właściwy odcinek – Ten – puknęłaś w ekran.
-dobra – przyglądałaś mu się, kiedy rozpoczynał
się ten o tytule TRADIS w towarzystwie dziwnej kosmicznej
muzyczki. Wyglądał na mile zaskoczonego. Przesunęłaś poduszkę
tak, by wtulić się w niego i jednocześnie nie zasłaniać.
Pociągnęłaś lekko nosem. Zaczął palcami przeczesywać Twoje
włosy Nim się zorientowałaś, usnęłaś.
Śniłaś o odkrywaniu kosmosu z Sansem, Papyrus był
przebrany za Rose. Sans oblewał wszystko keczupem, jedzenie, ludzi,
kosmitów, i krzyczał ciągle „FANTASTYCZNIE!”
Obudziłaś się rano, muzyczka z Doctora Who nadal
grała. Pomyślałaś, że Sans usnął w trakcie, przekręciłaś
się, nieee, nie spał, serial go wciągnął.
-Spałeś cokolwiek? - zapytałaś ciężkim głosem. Szkielet popatrzył na tablet, potem na Ciebie i na zegarek.
-kurwa.
-A więc nie – przesunęłaś dłonią po jego
kościstych palcach – Na którą dzisiaj masz?
-na czternastą – odstawił na bok urządzenie
-Więc nadal możesz trochę pospać – przekręcił
się aby spojrzeć na Ciebie
-nie jestem zmęczony – zerknęłaś na godzinę,
miałaś jeszcze godzinę przed czasem w którym zazwyczaj się
budziłaś by wstać do pracy
-Mogę to zmienić– uśmiechnęłaś się
przebiegle unosząc jedną brew. Zamrugał kilka razy
-heh, jesteśmy u mnie, pamiętasz? - przyciszył ton
– a ty nie jesteś zbyt cicha – złowrogi uśmieszek wykrzywił Twoją twarz
-Wiem, że nie jestem – pchnęłaś go na plecy –
ale ty jesteś w tym całkiem dobry – patrzył na Ciebie wyraźnie
zmieszany, zwłaszcza kiedy podciągałaś jego koszulkę.
Przesunęłaś palcem po jego mostku, aż zadrżał z przyjemności.
-powtarzam, nie jesteś cicha – mogłaś zobaczyć
jak jego wyraz twarzy się zmienia, był spragniony, zamruczałaś w
odpowiedzi. Wspięłaś się na niego siadając na jego biodrach.
Pochyliłaś się i zaczęłaś kreślić językiem ślady na jego
żebrach. W jednej chwili jego ręce ścisnęły Twoje pośladki,
zachichotałaś – możesz mi powiedzieć, co właściwie robisz?
-Jestem cicho, w odróżnieniu co do niektórych –
przesunęłaś się na wysokość jego czaszki i zaczęłaś całować
jego szczękę. Warknął, ścisnął Twoje półdupki mocniej.
Przysunęłaś biodra do jego i zakołysałaś się, w
odpowiedzi przycisnął się do Ciebie. Idealnie. Twoje palce bawiły się między
jego żebrami, wzdłuż kręgosłupa, zdecydowałaś się nagle
podnieść, przesunąć uprzednio mrugając do niego zalotnie,
ściągnęłaś z niego spodenki. Niebieski kutas stał w pełnej
gotowości. Usiadłaś obok i ściągnęłaś swoje spodnie razem z
majtkami i odstawiłaś je na bok.
-kocie, co ty wyrabiasz... - zapytał dysząc ciężko.
Przystawiłaś palec do jego ust.
-Ciiii – Przysunęłaś się do niego starając się
zachować spokojny oddech. Nie chciałaś aby wiedział jak bardzo
pragnęłaś teraz się na niego nadziać. No, ale przynajmniej lepiej
Ci się już oddychało przez nos. Przyłożyłaś swoją kobiecość
wzdłuż jego organu, jednocześnie nie pozwalając by wszedł w Ciebie.
Rozkoszne uczucie przeszyło całe Twoje ciało, zaczęłaś powoli
poruszać biodrami, byłaś mokra i on to czuł. Kurwa, z ledwością
siebie kontrolowałaś. Jęknął cicho z rozkoszy i chwycił za
Twoje piersi. W jednej chwili złapałaś go za ręce i przysunęłaś
je po obu stronach jego głowy. Teraz był nawet jeszcze bardziej
zagubiony. - Ja nie jestem cicha, pamiętasz? - przysunęłaś się
do jego karku. Poczułaś jak przez chwilę chciał uwolnić się z
Twojego uścisku, ale trzymałaś go nadal bez większego wysiłku.
Kontynuowałaś pocieranie się o jego przyrodzenie. Uśmiechnęłaś
się cwanie, znowu spróbował się wyrwać, starając się wejść
w Ciebie. - Nie-e. Puszczę twoje ręce jeżeli będziesz je tam
trzymał, dobra? - zapytałaś, warknął. Wyglądał na naprawdę
wkurwionego tym, że bawisz się jego instynktami – Nie
zachowuj się jak dziecko, po prostu je tam trzymaj – Nic nie
robiłaś, czekałaś aż przytaknie – w każdym razie, tak jak
mówiłam.. - powoli zaczęłaś zsuwać w dół jego ciała póki
Twoja twarz nie miała przed sobą jego miednicy – umiesz zachować
ciszę znacznie lepiej niż ja - i z tymi słowami objęłaś jego
kutasa ręką i zaczęłaś początkowo nieporadnie, potem już
lepiej go pompować, język jednocześnie błądził po kościach.
Sans z ledwością powstrzymał jęk, zauważyłaś jak wbija palce w
materac. Zamruczałaś. Wsunęłaś się między jego nogi. Słyszałaś
jak ciężko dyszał, zaśmiałaś się cicho, zdając sobie sprawę,
że wystawiasz go na ciężką próbę. Twój język w końcu znalazł
drogę do jego przyrodzenia i zaczął lizać go od samego spodu,
potem powoli przesunął się na czubek. Otoczyłaś go wargami,
zakładając kosmyk włosów za ucho. Zaczęłaś
poruszać głową w górę i w dół, poruszałaś
językiem, przyciskając męskość do podniebienia, uważając na zęby.
Twoje palce zaczęły powoli poruszać się po jego ciele, starając
się znaleźć każdą kość jaką miałaś na wyciągnięcie ręki.
Uwielbiał kiedy brałaś małe wystające kosteczki w
dwa palce i je pocierałaś. Po chwili sam zaczął poruszać
biodrami, nie broniłaś mu
tego. Jego ręce wsunęły się w Twoje włosy i złapały je mocno u
nasady. Pomógł Ci, trzymając stabilnie Twoją twarz, kiedy sam
przyśpieszył ruchy. Byłaś wdzięczna wszystkim niebiosom, że
mogłaś oddychać przez nos.
-k-kurwa, kurwa – mruknął, warcząc nieco
głośniej niżby chciał – kurwa! - krzyknął, poczułaś jak
jego ciało sztywnieje, w jednej chwili wepchnął go najgłębiej
jak się dało. W ostatecznej ekstazie mruczał Twoje imię, w końcu
wystrzelił w usta swoim nasieniem, ciepłym i lepkim. Dyszał
ciężko, puścił głowę, faktycznie był wykończony. Byłaś
z siebie dumna, powoli zaczęłaś wyciągać go ze spomiędzy warg starając się rozpoznać smak, jednak nie było żadnego. Ułożyłaś
się obok niego i przywarłaś ciałem całując jednocześnie w
policzek.
-daj... daj mi godzinę – powiedział między
ciężkimi oddechami. Zaśmiałaś się.
-Za godzinę będę musiała zbierać się do pracy.
To było dla ciebie – przesunęłaś palcami leniwie po jego
żebrach przez koszulkę – No i jestem głośna, pamiętasz? Idź
spać, głuptasie
-mmm – tylko tyle powiedział nim się przekręcił
i objął Cię ramionami przytulając bliżej do siebie. Zerknęłaś
na zegarek. To zajęło zdecydowanie mniej czasu niż się
spodziewałaś, mogłaś zdrzemnąć się na chwilę. Wtuliłaś się
w niego nasłuchując ciężkiego oddechu partnera. Miałaś
wrażenie, że ledwo co zamknęłaś oczy odezwał się dzwonek budzika.
Cieszyło Cię to, że nie obudził kościotrupa.
Ostrożnie wyswobodziłaś się z jego objęć i wyszłaś z łóżka.
Kiedy podeszłaś do siatki z ubraniami zmierzyłaś wzrokiem
szufladę z dziennikiem. Jak przypomnisz sobie wyraz jego
twarzy z wczoraj i to jak mocno Cię ścisnął... westchnęłaś i
założyłaś majtki na dupę, nie zrobiłaś nic nie tylko dlatego,
że szanowałaś jego prywatność, ale też dlatego, że bałaś się
testować jego cierpliwość.
Ciekawe czy możesz zostawić swoje rzeczy w jego
pokoju, zatrzymałaś się na chwile. Chyba nie będzie zły, co nie?
Znaczy się, oczywiście, mieszkasz obok, ale będziesz miała
wymówkę aby spotkać się z nim później. Złożyłaś swoją
piżamę i położyłaś ją na jego ubraniach. Kurwa, nie
przemyślałaś zbyt dobrze swojego planu, teraz sama byłaś
strasznie napalona. A Twoje spodnie nie pomagały. Każdy krok
przypominał Ci o tym czego Twoje krocze pragnęło, co mogłaś
sobie wziąć, ale nie wzięłaś. Przeklęty Papyrus. Przyszłaś do
pracy nieco wcześniej, czekałaś przed wejściem na Piotrka. Póki
co nadal było dość chłodnawo i miałaś nadzieję, że zjawi się
szybko. Wyciągnęłaś telefon i oparłaś się o szybę. Po jakichś
dziesięciu minutach zobaczyłaś jak wybiega zza rogu.
-Cześć. Jesteś wcześnie! - poklepał Cię po
plecach – Co to za święto?
-Jestem wyspana – pociągnęłaś nosem –
Alergia. Jak wróciłam wczoraj z pracy spałam do teraz.
-O rany, To nie dobrze – otworzył drzwi i oboje
weszliście do środka. Wrzuciłaś do małej lodówki
swoje drugie śniadanie i zaczęłaś ściągać kurtkę. Piotrek
wyszedł ze swojego gabinetu i dał Ci wypłatę – Nie wiedziałem,
że masz alergię.
-Bo zazwyczaj nie mam – powiedziałaś chowając ją
do portfela – Ale stos kwiatów w moim domu ją uaktywnił
-Oh? Od chłopaka? - zapytał z uśmiechem.
Przytaknęłaś zadowolona.
-Tak, on też nie wiedział. Ale już wie, co nie?
-Heh, taa, ale ej, to przynajmniej fajny typ skoro dał ci kwiaty – Znowu przytaknęłaś – Wygląda na to, że
Walentynki były udane, co nie?
-Tak! Właściwie to były świetne! Zabrał mnie na
bardzo romantyczną randkę – starałaś się nie mówić za wiele.
-A czy on ma coś przeciwko temu, że tak często
wyskakujesz ze swoimi sąsiadami? - zapytał chowając twarz za
papierami. Warknęłaś lekko.
-Nie, w ogóle. Tak właściwie to są bardzo dobrymi
przyjaciółmi – odpowiedziałaś stanowczo – Lubią się –
Piotrek zasłonił się bardziej dokumentami i cmoknął, ale nie
powiedział nic więcej na ten temat.
-Mniejsza o to, dostawa się spóźnia o dwa dni,
zastanawiam się czy nie zmienić dystrybutorów... znowu – warknął
głośno. Zauważyłaś, że bywają problemy z terminowością.
- Może się pojawić w każdej chwili, więc jeżeli tak się
stanie, daj mi znać.
-Myślę, że dam sobie radę – oparłaś się
o ścianę – A swoją drogą, masz zamiar tutaj kogoś jeszcze
zatrudnić?
-Nie planowałem tego, dlaczego pytasz? - zapytał z
ciekawości
-Chciałabym odwiedzić moich staruszków, a to nie
będzie wycieczka na jeden dzień – miałaś nadzieję, że
zrozumie problem. Zaśmiał się lekko.
-Po prostu wrzucę tutaj moją żonę. Spodoba się jej –
odparł sarkastycznie – Daj mi znać z dwutygodniowym
wyprzedzeniem, dobra? Będę musiał się na to przygotować.
-Więc mogę zrobić sobie wolne?
-Podaj termin, a się zobaczy, ale myślę, że nie
będzie problemu – klasnęłaś z radości.
-Super, dzięki! - przytuliłaś go szybko. Zaśmiał
się i znowu popatrzył w papiery. Wyciągnęłaś telefon z kieszeni
i zaczęłaś pisać do mamy.
Ty/Mama: Cześć mamusiu! <3
Ty: Mogę wpaść do was, będę tylko musiała zapowiedzieć się 2 tyg wcześniej! Kiedy mam wpaść?
Mama: to cudownie!!
Mama: pogadam z tatą
Mama: Wielkanoc?
Ty: Zapytam się szefa, tęsknię za twoim jedzeniem!
Mama: lol, mam nadzieję że za mną też nie tylko za żarciem! Lolololol
Twoja mama lubiła korzystać z wszelkiego rodzaju emotikonów i skrótów, Ciebie jakoś nigdy to nie bawiło. Zwróciłaś się do Piotrka, mając nadzieję, ze to mu będzie odpowiadać.
-Więc... mogę wziąć wolne na Wielkanoc? -
zapytałaś. Popatrzył na Ciebie wyraźnie zaskoczony
-Już wiesz? Szybko
-Moja mama to ranny ptaszek – wzruszyłaś ramionami – Więc? - Piotrek
podrapał się po brodzie.
-A kiedy wypada w tym roku? - zapytał zerkając na
telefon. Złapałaś i otworzyłaś kalendarz
-W kwietniu. Więc? Tak? Mogę? Proszę? - Pogładził
się po karku, ale ostatecznie przytaknął.
-Nie mamy wtedy planów, więc damy radę. Moje
dzieciaki są za stare na szukanie jajek w każdym razie
-Dzięki! - byłaś uradowana. Chciałaś napisać o
tym mamie, ale ona już wysłała swoje wiadomości
Mama: i przywieź chłopaka! Twoja najlepsza przyjaciółka wspomniała, że masz
Mama: nie mogę uwierzyć, że mi o tym nie powiedziałaś!
Kurwa.
Ty: Przepraszam mamo! Dopiero zaczęliśmy się umawiać. Nie wiem czy będzie chciał wpaść z wizytą, może mu coś wypaść
Mama: _____, jest luty
Ty: DOPIERO CO zaczęliśmy chodzić ze sobą
Mama: tak ale my chcemy go poznać
-Masz zamiar pracować? - Piotrek zerknął na Ciebie znad papierów. Przytaknęłaś zawstydzona.
-Przepraszam, piszę z mamą – wsadziłaś telefon
do kieszeni. Poczułaś wibracje, nadal do ciebie wypisuje.
Japierdolękurwajegomać.
-Jasne, dobra, wychodzę. Chcesz coś jeszcze
nim wyjdę?
-Nie, już wszystko załatwione. Do zobaczenia
o siedemnastej?
-O siedemnastej – powtórzył i pomachał.
Ubrał się, a potem wyszedł. Niemal natychmiast chwyciłaś za telefon.
Mama: serio kochanie, to dla mnie ważne, chcę go poznać
Mama: jesteś tam?
Mama: nie olewaj mnie!
No i wiadomość o taty.
Tata/Ty: Twoja matka właśnie mi powiedziała, że umawiasz się z jakimś chłopakiem. Proszę, przywieź go ze sobą wtedy się zamknie.
Tata: Kocham cię.
Warknęłaś. Dlaczego powiedziała o tym też ojcu? Cholera jasna!
Ty/Mama: JESTEM W PRACY KOCHAM CIE
Ty/Tata: Niczego nie obiecuję, też cię kocham.
Odłożyłaś komórkę i podparłaś czoło o rękę. Twoi przyjaciele powiedzieli Twoim rodzicom o Sansie i Papyrusie? Staruszkowie to zupełnie inny poziom trudności. Dokładnie wiedziałaś co Twoja mama myśli o potworach i to nie było nic miłego. Twój tata tolerował ich póki byli daleko. Kurwa! Przejmowałaś się obcymi na ulicy, ale nic nie przygotowało Cię na spotkanie z rodzicami! No i dobry Boże, dopiero zaczęłaś chodzenie z Sansem. Naprawdę miałaś go zapoznać z rodziną po ... półtora miesiąca związku? Westchnęłaś ciężko, cóż, chuj z tym, właściwie to znasz go od siedmiu. Bardzo chciałaś się napić. I oto jesteś, w środku sklepu alkoholowego z półkami pełnymi przepysznego wina, za ladą kolorowe kieliszki i plakaty mówiące o tym jak to dobrze jest pić. Zacisnęłaś zęby, wytrzymasz to, uchlasz się po pracy.
Nie było jakoś wielu klientów, co Cię cieszyło.
Wchodzili, kupowali, wychodzili. Szybko załatwione zakupy. Zerknęłaś
na godzinę. Czas na Twoją przerwę obiadową. Wstałaś i
przyczepiłaś do drzwi karteczkę z napisem „Zaraz wracam!”,
lecz za szkłem dostrzegłaś znajomą twarz. Sans pomachał Ci i
podszedł do wejścia.
-Cześć – otworzyłaś mu
-cześć – przystawił zęby do Twojego policzka –
pomyślałem, że ci dzisiaj potowarzyszę
-Pisałeś do mnie? Nie widziałam. No i jest wtorek?
- zmarszczyłaś brwi, wzruszył ramionami
-mam przerwę przez godzinę, więc wpadłem – coś
było nie tak. Zamknęłaś za nim drzwi na zamek.
-To miła niespodzianka – uśmiechnęłaś się
lekko – Mam pizzę, zaraz ją zrobię w mikrofali, chcesz?
-taaa – jego głos był zdecydowanie za wysoki.
Czymś się stresował? - brzmi pysznie
-Chodź na tyły – poszedł za Tobą. Ciągle się
rozglądał, głównie na sufit. Dziwne. Zachowywał się tak, jakby
nigdy wcześniej tutaj nie był – Wszystko dobrze?
-tak, jasne, po prostu się upewniałem – wlepił w
Ciebie wzrok
-Upewniałeś się? - zapytałaś, przybliżył się
do Ciebie szybko i przycisnął do wielkich skrzyń z winem
-upewniałem się, że nie ma tutaj żadnych kamer –
czułaś jego oddech na swoim uchu i karku. Przeszył Cię dreszcz.
-Sans... - zaczęłaś, ale pomachał Ci przed twarzą
palcem.
-ah ah ah – jego koścista dłoń wsunęła się
między Twoje nogi – dobry boże, muszę się odwdzięczyć za
poranek ... - pisnęłaś lekko kiedy zaczął pocierać ręką o Twoją
kobiecość przez ubranie. O rany, chciałaś tego, ale byłaś w
pracy! Nie byłaś pewna, czy powinnaś mu na to pozwolić –
mówiłem, poczekaj godzinę, teraz będziesz musiała...
-Moi rodzice chcą cię poznać! - wydusiłaś z
siebie kompletnie rujnując chwilę. Cofnął się badając Twoją
twarz.
-co?
-Moi rodzice! - starałaś się uregulować oddech –
Chcą cię poznać! W Wielkanoc! Abyś ich odwiedził. Wpadł do
miasta – Sans stał przez chwilę starając się poukładać
wszystko w głowie – Nie musisz jeżeli nie chcesz. - Dostrzegłaś
serię emocji mknących po jego ciele – zmieszanie, pobudzenie,
zrezygnowanie. Skrzyżował ręce na piersi.
-twoi rodzice
-Tak
-chcę spotkać się ze mną?
-Cóż, właściwie to chcą poznać mojego chłopaka.
Nie mówiłam im o tobie. Ani tym bardziej o tym, że jesteś
potworem.
-więc skąd wiedzą? - wyglądał na
poddenerwowanego. Nie mogłaś zgadnąć czy to przez to że
zrujnowałaś jego plany, czy to przez to że ludzie o was plotkują
-Jackie, gada z moją mamą tak często jak
ja... znaczy się kiedy wiesz, my ten tego, a mama nie może się do
mnie dodzwonić, to dzwoni do niej czy jestem żywa, więc... jackie
mogła jej powiedzieć, więc... - miałaś nadzieję, że to
wszystko wyjaśni. Sans westchnął lekko i podrapał się po
czaszce.
-jeżeli myślisz, że to dobry pomysł, mogę jechać
– powiedział w końcu. Usiadł na krześle i uniósł brwi, po
chwili przetarł twarz dłońmi – okazałbym się skończonym
chujem gdybym odmówił
-Możesz odmówić, wiesz. Spotykamy się od zaledwie niecałych
dwóch miesięcy, nie obrażę się – wyciągnęłaś pizzę z
lodówki.
-pozwól więc, że się zastanowię, ile mam
czasu na decyzję?
-Kwiecień, koło Wielkanocy. - wsadziłaś
danie do mikrofali – Pewnie gdzieś w połowie marca będę kupować
bilety
-skąd są twoi staruszkowie? - zapytał
unosząc brwi
-Kolorado. Byłeś tam?
-nie – odpowiedział gładząc się po brodzie –
daj mi czas, zastanowię się – zaczął stukać palcami w blat.
Wyciągnęłaś pizzę i położyłaś ją na stole. Jednak on nadal
stukał.
-Co jest? - zapytałaś gryząc posiłek. Przestał –
Jesteś zły?
-przychodzę do ciebie w trakcie twojej przerwy z
wiadomymi intencjami, a ty wyskakujesz mi z rodzicami – jego głos
był wyraźnie poddenerwowany – nie wiem czy to jakiś ludzki
zwyczaj, ale zgaduję, że nie.
-Zestresowałam się – krzyknęłaś z pełną
buzią – Pracuję tutaj!
-rozumiem – zaśmiał się – po prostu chciałem
odpłacić ci pięknym za nadobne.
-No wiesz, dałbyś sobie radę beze mnie –
wywróciłaś oczami. Sans przyglądał Ci się przez chwilę –
Mówię poważnie. To był spontaniczny oral
-cóż... - oparł brodę o rękę – a co z tym
czego ja chcę?
-Wszyscy nie możemy być zwycięzcami –
wyszczerzyłaś się. Zaśmiał się lekko. - Wiesz, gdybym
wiedziała, że będziemy się pieprzyć jak króliki poderwałabym
cię już wcześniej. - zaśmiałaś się i wzięłaś większy gryz
pizzy. Sans zamarł na chwilę, a potem się rozluźnił.
-heh, ta, króliki, cóż... nic nie poradzę... mam
obok atrakcyjną kobietę tylko dla siebie, no chyba, że wolisz
zwolnić tempo? - przyglądał Ci się chwilę.
-Co? Nie. Szczerze ja.. uh... - zarumieniłaś się i
podrapałaś po czubku nosa – Lubię to, bardzo. Zazwyczaj ja
wszystko inicjowałam, nikt wcześniej... - przerwałaś na chwilę
myśląc nad właściwym słowem - ... nie szedł naprzód?
-naprzód?
-Cóż, wiesz. Czasem praktycznie mi grozisz. W dobry
sposób. Chyba. Znaczy się – musiałaś pozbierać myśli –
Chodzi o to, wiesz, że mi się to podoba i uh...
-lubisz kiedy udaję potwora – przerwał ci.
Popatrzyłaś na niego przygryzając wargę. Miał rację?
-Tak. - skuliłaś się ze wstydu. Zaśmiał się.
-hej, spoko, pozwól, że zdradzę ci tajemnice –
powiedział pochylając się nad stołem w Twoim kierunku, jego głos
był niski – jestem potworem i zdecydowanie uwielbiam ci to
udowadniać – wrócił na swoje miejsce wyraźnie z siebie
zadowolony. Twoje serce biło jak szalone.
-Cóż. To dobrze. Tak. W każdym razie – wsadziłaś
do ust resztę pizzy.
-jesteś urocza, wiesz? - wyszczerzył się.
Warknęłaś, ale po chwili się zaśmiałaś.
-Nie masz pracy czy coś? - wzruszył ramionami
-nie, póki co, jak chcesz możemy się pośpieszyć
i sobie na mnie poskaczesz, co ty na to? - uśmiechnął się
lubieżnie. Pacnęłaś go ręką w bark.
-Zamknij się. Więc, uh, a więc mówisz, że nie ma
tutaj kamer? - Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
-nie, co oznacza że jest tutaj bardzo bezpiecznie,
choć mały bałagan, ale mi nie przeszkadza – wzruszył ramionami,
zaśmiałaś się.
-Może innym razem, kiedy nie będę czuła się jak
przestępca w trakcie stosunku w pracy – uniósł brwi
-zapamiętam sobie – oparł się o krzesło – w
każdym razie alphys wraca wcześniej, jutro, więc nie będzie mnie
przez jakiś czas, praca do późna, bla bla bla
-Tak? A jak długo? - zapytałaś. Zamyślił się na
chwilę
-góra tydzień, papyrus już wie
-Zaopiekuję się nim – uśmiechnęłaś się,
odwzajemnił gest i chwycił Cię za dłoń. Była chłodna i gładka.
Praktycznie już przywykłaś do jego dotyku.
-dziękuję, wiem że da radę sobie sam, ale czasami
jest samotny
-Pfff ma Kyle i Raula i Larrego – zaśmiałaś się
– Myślę, że da sobie radę, no i mogę wpadać do niego na
kolację, zwłaszcza że będzie w tym tygodniu robił bakłażany z
parmezanem
-jestem zazdrosny, ja będę pewnie żarł jakieś
batoniki i zapychał się energetykami – mruknął
-Zawsze mogę ci coś przynieść, wiesz? -
zaproponowałaś wrzucając papierki do kosza. Sans zaprzeczył
marszcząc przy tym brwi.
-będziemy daleko, większość roboty czeka na nas w
podziemiu, nie będziesz mogła nas odwiedzać, wiesz?
-Oh – myślałaś przez chwilę – Ludzie nie
wiedzą, że umiesz się teleportować, a co z innymi potworami?
Wiecie co kto umie?
-nie – pogładził się po ręce – tylko kilkoro
wie, że umiem się teleportować, im mniej wie tym lepiej
-Ale każdy umie czarować, tak?
-tak, ale nie chwalimy się tym, potraktuj magię jak
ukryty talent, ja umiem jeszcze zmieniać siłę ciężkości
-To fajnie.... Co jeszcze um... - zmarszczyłaś
brwi – znaczy się, jeżeli chcesz mi powiedzieć – Sans
uśmiechnął się czule.
-to nic wielkiego, papyrus i ja to umiemy – Sans
uniósł rękę i przed nią pojawiła się niewielka kość.
Zamrugałaś zaskoczona – to ma sens, jestem szkieletem, co nie? -
kostka unosiła się nad jego otwartą dłonią, miałaś ochotę ją
dotknąć, ale nie wiedziałaś czy możesz. Przyglądał Ci się
przez chwilę, a potem jakby odkrył Twoje pragnienia podał Ci ją –
masz, zobacz sobie – wzięłaś ją ostrożnie.
-Łoł! - byłaś totalnie zafascynowana – Wiec
umiesz je ... przywołać znikąd?
-właściwie to tak, łatwo się je robi – wzruszył
ramionami – to tak jak uh... myślę i już jest, nie trzeba na nie
zbyt wiele energii
-Oh, a więc to zużywa twoją magię? Więc jeżeli
chciałbyś Żelazny Tron z kości, to byłoby za wiele? - Sans
zaczął się śmiać
-nie, to też byłoby proste, każdy potwór ma swoje
metody by się bronić, to jest moja i papsa, a resztę posiadamy
inną.
-Dziękuję za wyjaśnienie Profesorze – cmoknęłaś
– Wiesz, że jesteś seksowny kiedy włącza ci się ten tryb? -
zaśmiał się i jednocześnie mocno zarumienił.
-przepraszam, przywykłem do tego, że dla potworów
to jest oczywiste i nie będę kłamał, podoba mi się opowiadanie o
tym komuś.
-No przepraszam bardzo, że nie umiem czarować
magicznych kości i teleportować się do Francji jak niektórzy w
tym pokoju, to naprawdę zajebiste – zaśmiałaś się. Obracałaś
kość w palcach kiedy ta nagle zniknęła – Co do diabła? - Sans
zachichotał.
-to też mogę zrobić, fajnie nie?
-To pobija zwierzątka z balonów – nadal patrzyłaś
na puste dłonie. Zerknęłaś na niego – Proszę, powiedz, że
nikt nie ma takiej magicznej mocy.
-na ten temat nic mi nie wiadomo – wzruszył
ramionami. Siedziałaś przez chwilę w milczeniu, nie wiedząc co
powiedzieć, aż w końcu.
-Umiem dotknąć nosa językiem
-huh?
-Patrz! - Wystawiłaś język i podciągnęłaś go
pod czubek nosa. Sans patrzył się na Ciebie jakbyś już
doszczętnie zwariowała – Mówimy o naszych talentach, tak? Umiem
też to! - Zaczęłaś klepać się po głowie i gładzić po brzuchu
w tym samym momencie. Szkielet przyglądał Ci się przez dłuższą
chwilę a potem zaczął się śmiać – To nie jest sprawiedliwe,
ludzie są nudni. Większość naszych opowieści dotyczy
ludzi, którzy zdobyli magiczne moce.
-dla mnie to chleb powszedni – powiedział –
cieszę się, że ci się to podoba, w podziemiu na nikim to nie robi
wrażenia
-Czy wszyscy mogą wyczarować kutasy? - zapytałaś.
Twarz Sansa była bardzo niebieska.
-c-cóż, nie.... i ja nie ... czaruję.... kutasa...
jeżeli musisz wiedzieć – wymamrotał. Pochyliłaś się czekając
na dalsze wyjaśnienia.
-Opowiedz! - wyszczerzyłaś się. Sans zaczął
nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu jakby szukał drogi
ucieczki.
-nie powinnaś aby wrócić do pracy? - zerknęłaś
na godzinę
-O kurwa, powinnam. Cholera jasna. Jesteś draniem.
Dokończymy temat w domu. - Patrzyliście się na siebie przez
chwile, zdałaś sobie sprawę jak to zabrzmiało, Sans uśmiechnął
się lekko.
-dobrze, spróbuję ci to wyjaśnić w domu –
mrugnął. Wstał i zarzucił na siebie bluzę – przypomnij mi
tylko, to do zobaczenia później, tygrysie – pocałowałaś go w
policzek. Przytulił się do Ciebie – miłego dnia.
-Do potem, przystojniaku – zapomniałaś się go
zapytać czy wpada na noc, ale już raczej znasz odpowiedź.
Uśmiechnęłaś się do siebie kiedy wyszedł ze sklepu wyraźnie
zadowolony nucąc coś pod nosem.
Sans nigdy nie wyjaśnił ci jak działa jego
magiczny kutas, ale zdecydowanie naoglądałaś się go wieczorem.
Śniłaś o mieście zrobionym z kości, Sans stał
pośrodku wznosząc kolejne budowle. Wędrowałaś, chodząc różnymi
uliczkami, przeskakując przez przedmioty, aż dotarłaś na wielki,
zimny i pusty dziedziniec, na swój sposób przerażający.
Obudziłaś się zlana zimnym potem. Obok Ciebie spał słodko kościotrup, zaczęłaś się zastanawiać czy Sans z Twojego snu był odpowiedzialny za stworzenie tego okropnego miejsca.