Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Po przebraniu się i umyciu twarzy postanowiłaś udać się do mieszkania Sansa ze środkami do czyszczenia. Jeżeli musicie pogadać, równie dobrze możecie to robić podczas sprzątania. No i nadal boisz się, że nie zda testu Papyrusa w tym tygodniu. Nie chcesz, aby się wyprowadził. Właśnie odkrył Twoją tajemnicę i … n-nie może odejść.. wie za wiele! Powinien siedzieć na dupie i … być... twoim przyjacielem. Sans już wrzucił większość ze swoich ubrań do kosza na brudne łachy. W rękach miałaś pełno płynów do czyszczenia.
-Mam ze sobą co do kibla – zamknęłaś drzwi stopą. - Uważam, że powinniśmy też wyczyścić karnisze. Wcześniejszy właściciel tego nie zrobił i..
-Karnisze mogą być. Szef i tak ich nie sprawdza – Warknął zbierając z ziemi stare pudełko po żarciu na wynos od Grillbiego.
-Podwoił swoje oczekiwania. Co jeżeli sprawdzi?
-Nie sprawdzi!
-A co jeżeli się mylisz? - wrzucił kilka papierów do kosza.
-Tsk... po chuj mam sprzątać syf jaki zostawili inni ludzie?
-Bo zdenerwowałeś brata sucharami
-To głupie – odsuwając na bok śmiecie ze stołu, położyłaś na nim rzeczy do czyszczenia. A potem zaczęłaś pomagać mu w porządkach tak jak tydzień temu.
-Więc... uh... masz do mnie jakieś pytania? - znalazłaś przy zlewie wielką, zaschłą plamę musztardy.
-T-tak.. - mruknął pracując. Czekałaś chwilę, aż coś powie, lecz milczał
-Dobra... pytasz czy nie?
-M-myślę! To wszystko jest chore...
-Co takiego?
-Masz to dziwne kurwa schorzenie.. wampiryzm czy coś. Ale ludzie który w grach je mają są przez innych postrzegani jako potwory, nie jako chorzy.
-Hmmm – myślałaś – To pewnie przez to, że to bardzo stara choroba, która już nie jest spotykana. Ludzie, którzy na nią cierpią, trzymają się w cieniu. Jedyne co po niej zostało to informacje w grach, książkach czy filmach. Te natomiast opierają się na starych legendach.
-Że co? Właśnie próbujesz mi wmówić, że dawno temu ludzie uznali, że ta choroba to nie choroba tylko coś, co ma wspólny mianownik z potworami?
-Um.. tak... chyba. - Sama właściwie nie jesteś pewna, dlaczego ludzie postrzegają wampiry jako potwory. Urodziłaś się jako człowiek, no i z tego co mówił Sans, Twoja dusza również jest ludzka. No, ale znowu ludzie nie wierzyli w potwory. Może to też ma coś wspólnego z mitami?
-Tsk.. wy ludzie nienawidzicie nas tak bardzo, że przypisujecie nam swoje pojebane choroby – mówiąc to podnosił ostatni śmieć z podłogi
-E-ej! Gdybym nie musiała, to bym nie piła krwi! - byłaś nieco urażona
-Nadal nie mogę uwierzyć, że to kurwa zrobiłaś – warknął. W pokoju powstała niezręczna cisza. Czasami zapominasz, że dla większości picie cudzej krwi jest... obrzydliwe. Technicznie rzecz ujmując, to niehigieniczne. Całe szczęście, że nie możesz już na nich zachorować. Choć, to nie zmienia faktu, że to obrzydliwe. W kuchni i salonie nie było już śmieci. Zaczęłaś czyścić blaty i stoły. W tym czasie Sans, zaczął zmywać naczynia. Zauważyłaś, że większość z nich była jeszcze z zeszłotygodniowego obiadu. Śmierdziało od nich strasznie. -W-więc.. - znowu zaczął przykręcając wodę, abyś mogła go słyszeć – Ludzie nie wiedzą o was?
-Nie... to dość skomplikowana tajemnica.
-Huh? - zamrugał kilka razy zmieszany – Dlaczego?
-Na początek, wychodzimy i pijemy ludzką krew bez zgody i-i... jeżeli nie będziemy ostrożni um.. możemy zabić tego kogoś.. - Natychmiast popatrzył na Ciebie. Zamarł trzymając talerz w powietrzu.
-Z-zabiłaś kogoś? - opuściłaś głowę nie przerywając pracy
-Tak – czułaś się źle – Zabiłam.
-O-oh.. - tylko tyle powiedział. Powietrze można było ciąż nożem, szumiała lejąca się z kranu woda. Oboje wróciliście do swoich czynności. Nie wiedzieliście, co powiedzieć dalej. -A-ale nie zrobiłaś tego specjalnie.. - rzucił po chwili. Z trudem przełknęłaś gulę w gardle. Wyschło Ci w ustach, denerwowałaś się. Powinnaś mu powiedzieć? Jak zareaguje jeżeli się dowie...
-Mam ze sobą co do kibla – zamknęłaś drzwi stopą. - Uważam, że powinniśmy też wyczyścić karnisze. Wcześniejszy właściciel tego nie zrobił i..
-Karnisze mogą być. Szef i tak ich nie sprawdza – Warknął zbierając z ziemi stare pudełko po żarciu na wynos od Grillbiego.
-Podwoił swoje oczekiwania. Co jeżeli sprawdzi?
-Nie sprawdzi!
-A co jeżeli się mylisz? - wrzucił kilka papierów do kosza.
-Tsk... po chuj mam sprzątać syf jaki zostawili inni ludzie?
-Bo zdenerwowałeś brata sucharami
-To głupie – odsuwając na bok śmiecie ze stołu, położyłaś na nim rzeczy do czyszczenia. A potem zaczęłaś pomagać mu w porządkach tak jak tydzień temu.
-Więc... uh... masz do mnie jakieś pytania? - znalazłaś przy zlewie wielką, zaschłą plamę musztardy.
-T-tak.. - mruknął pracując. Czekałaś chwilę, aż coś powie, lecz milczał
-Dobra... pytasz czy nie?
-M-myślę! To wszystko jest chore...
-Co takiego?
-Masz to dziwne kurwa schorzenie.. wampiryzm czy coś. Ale ludzie który w grach je mają są przez innych postrzegani jako potwory, nie jako chorzy.
-Hmmm – myślałaś – To pewnie przez to, że to bardzo stara choroba, która już nie jest spotykana. Ludzie, którzy na nią cierpią, trzymają się w cieniu. Jedyne co po niej zostało to informacje w grach, książkach czy filmach. Te natomiast opierają się na starych legendach.
-Że co? Właśnie próbujesz mi wmówić, że dawno temu ludzie uznali, że ta choroba to nie choroba tylko coś, co ma wspólny mianownik z potworami?
-Um.. tak... chyba. - Sama właściwie nie jesteś pewna, dlaczego ludzie postrzegają wampiry jako potwory. Urodziłaś się jako człowiek, no i z tego co mówił Sans, Twoja dusza również jest ludzka. No, ale znowu ludzie nie wierzyli w potwory. Może to też ma coś wspólnego z mitami?
-Tsk.. wy ludzie nienawidzicie nas tak bardzo, że przypisujecie nam swoje pojebane choroby – mówiąc to podnosił ostatni śmieć z podłogi
-E-ej! Gdybym nie musiała, to bym nie piła krwi! - byłaś nieco urażona
-Nadal nie mogę uwierzyć, że to kurwa zrobiłaś – warknął. W pokoju powstała niezręczna cisza. Czasami zapominasz, że dla większości picie cudzej krwi jest... obrzydliwe. Technicznie rzecz ujmując, to niehigieniczne. Całe szczęście, że nie możesz już na nich zachorować. Choć, to nie zmienia faktu, że to obrzydliwe. W kuchni i salonie nie było już śmieci. Zaczęłaś czyścić blaty i stoły. W tym czasie Sans, zaczął zmywać naczynia. Zauważyłaś, że większość z nich była jeszcze z zeszłotygodniowego obiadu. Śmierdziało od nich strasznie. -W-więc.. - znowu zaczął przykręcając wodę, abyś mogła go słyszeć – Ludzie nie wiedzą o was?
-Nie... to dość skomplikowana tajemnica.
-Huh? - zamrugał kilka razy zmieszany – Dlaczego?
-Na początek, wychodzimy i pijemy ludzką krew bez zgody i-i... jeżeli nie będziemy ostrożni um.. możemy zabić tego kogoś.. - Natychmiast popatrzył na Ciebie. Zamarł trzymając talerz w powietrzu.
-Z-zabiłaś kogoś? - opuściłaś głowę nie przerywając pracy
-Tak – czułaś się źle – Zabiłam.
-O-oh.. - tylko tyle powiedział. Powietrze można było ciąż nożem, szumiała lejąca się z kranu woda. Oboje wróciliście do swoich czynności. Nie wiedzieliście, co powiedzieć dalej. -A-ale nie zrobiłaś tego specjalnie.. - rzucił po chwili. Z trudem przełknęłaś gulę w gardle. Wyschło Ci w ustach, denerwowałaś się. Powinnaś mu powiedzieć? Jak zareaguje jeżeli się dowie...
-Cz....czasami... um... K-kilka razy w przeszłości... ja... ja zrobiłam to specjalnie – Jedyne co słyszałaś czekając, to woda. Dlaczego nic nie mówi? Może powinnaś zrobić z tego kawał? Podniosłaś na niego wzrok z uśmiechem, chciałaś powiedzieć, że wszystko to kawał. Że znowu się z nim droczysz... Chciałaś się ruszyć, ale nie mogłaś. Dlaczego nie umiesz tego powiedzieć? To kawał. Pamiętasz, co się stało z Tiffany? Szybko nim...
-To... chujowo, prawda? - rzucił cicho.
-Co?
-Zabijanie ludzi.. - odpowiedział – Sprawia, że czujesz się jak śmieć.
-T-tak... - otworzyłaś oczy szeroko zaskoczona. To... to mu nie przeszkadza? Nie boi się?
-Wmawiasz sobie, że masz to gdzieś... ale uczucie zostaje – szeptał.
-T-tak.. - tylko tyle mogłaś powiedzieć. Czy jednym z powodów, przez który nienawidzi ludzi jest to, że się zabijają? Dlaczego nie jest zły? Dlaczego się nie boi?
-I potem robisz to znowu, mając nadzieję, że coś poczujesz. Wmawiasz sobie, że jest dobrze, że na to zasługują i .. - coś ciepłego zaczęło kapać z Twojej brody na rękę w której trzymałaś czyścik.
-T-tak.. - zakasłałaś, opuszczając głowę.
-Czujesz się pusta w środku bo... bo... - Sans zerknął na Ciebie trzymając w rękach plastikowy kubek. Płakałaś, łzy kapały na stół. Dlaczego płaczesz?! Kurwa... nie chciał... prawie się przestraszył, kiedy mu powiedziałaś, że zabijałaś ludzi. Chciał utrzymać rozmowę tak, abyś tego nie zauważyła. Abyś się z niego potem nie śmiała. Kurwa nie rycz. Nie jesteś beksą... nic nie powinno sprawić, że płaczesz! Dlaczego kurwa ryczysz?! -Co ty wyrabiasz?! - krzyknął pozwalając, aby plastikowy kubek upadł na ziemię. Otworzył szeroko oczodoły patrząc na Ciebie. Naczynie spadło i poturlało się pod Twoje nogi. Zadrżałaś zaskoczona nie będąc pewna, o czym mówi.
-Czyszczę twój s-stół....- jęknęłaś przez łzy... zaraz... łzy?
-D-dlaczego.. Nie możesz.. Nie pozwalam ci tego robić! P-przestań! - krzyczał rozglądając się po pomieszczeniu.
-Heh... przepraszam Czacho – szepnęłaś zawstydzona wycierając twarz w rękę.
-K-kurwa.. u-um.. - rozglądał się dalej, wyraźnie czegoś szukając. - KURWA! - krzyknął. A potem zniknął. Patrzyłaś się na pustą przestrzeń zmieszana. Nie przeszkadza mu to, że zabijałaś, ale Twoje łzy sprawiają, że panikuje? Po chwili usłyszałaś szmery dobiegające z Twojego mieszkania
-Cz-czacho? - oby to był on... Zaraz, dlaczego jest u Ciebie? Biegał po ciemnym mieszkaniu otwierając drzwi do sypialni. To powinno gdzieś tu być, prawda? Obok człowieka z wielkim jak chuj mieczem. Biegł w poszukiwaniu. On... nie chciał tak mówić on … co innego miał powiedzieć? Też takie rzeczy robił, więc... myślał, że zrozumiesz. Jak miał zareagować, kiedy wyskoczyłaś z czymś takim? Nie chciał, abyś ryczała! T-to nie jego wina! Gdy znalazł to czego szukał, wziął skrót do swojej kuchni obok zlewu. Podszedł do Ciebie z przedmiotem praktycznie wciskając ci go w ręce.
-W-weź to.. - krzyknął odwracając od Ciebie wzrok. Wzięłaś przedmiot.
-Czy ty właśnie teleportowałeś się do mojego mieszkania, aby przynieść mi pudełko chusteczek? - zapytałaś zaskoczona.
-P-pamiętałem, gdzie je trzymasz i... - popatrzył na Ciebie, wtedy zaczęłaś się śmiać. -ZAMKNIJ SIĘ I NIE RYCZ! To mnie wkurwia! Nic nie zrobiłem! Gadałem tylko! Dlaczego ryczysz?! Nie rycz! - wyciągnęłaś chusteczkę z pudełka i uśmiechałaś się wycierając twarz
-Nie płaczę przez to co powiedziałeś... Płaczę bo jestem szczęśliwa – uśmiechałaś się
-A-a z czego się cieszysz? Gadamy o zabijaniu ludzi! - warknął zmieszany. Zaprzeczyłaś.
-Nie... jestem szczęśliwa, bo myślałam, że będziesz się mnie pać – Sans popatrzył na Ciebie urażony
-Mówiłem już, że się kurwa nie boję! No i zdecydowanie nie boję się jakiś głupich ludzi, którzy tylko siedzą w mieszkaniu cały dzień, grają w chujowe gry i ryczą jak dzieci!
-Ale wcześniej się mnie bałeś.
-NIE BAŁEM! - teraz był bardzo urażony – M-myślałem, że będziesz mnie z-zastraszać... Sprzątasz czy nie? - wyglądał na zawstydzonego.
-To... chujowo, prawda? - rzucił cicho.
-Co?
-Zabijanie ludzi.. - odpowiedział – Sprawia, że czujesz się jak śmieć.
-T-tak... - otworzyłaś oczy szeroko zaskoczona. To... to mu nie przeszkadza? Nie boi się?
-Wmawiasz sobie, że masz to gdzieś... ale uczucie zostaje – szeptał.
-T-tak.. - tylko tyle mogłaś powiedzieć. Czy jednym z powodów, przez który nienawidzi ludzi jest to, że się zabijają? Dlaczego nie jest zły? Dlaczego się nie boi?
-I potem robisz to znowu, mając nadzieję, że coś poczujesz. Wmawiasz sobie, że jest dobrze, że na to zasługują i .. - coś ciepłego zaczęło kapać z Twojej brody na rękę w której trzymałaś czyścik.
-T-tak.. - zakasłałaś, opuszczając głowę.
-Czujesz się pusta w środku bo... bo... - Sans zerknął na Ciebie trzymając w rękach plastikowy kubek. Płakałaś, łzy kapały na stół. Dlaczego płaczesz?! Kurwa... nie chciał... prawie się przestraszył, kiedy mu powiedziałaś, że zabijałaś ludzi. Chciał utrzymać rozmowę tak, abyś tego nie zauważyła. Abyś się z niego potem nie śmiała. Kurwa nie rycz. Nie jesteś beksą... nic nie powinno sprawić, że płaczesz! Dlaczego kurwa ryczysz?! -Co ty wyrabiasz?! - krzyknął pozwalając, aby plastikowy kubek upadł na ziemię. Otworzył szeroko oczodoły patrząc na Ciebie. Naczynie spadło i poturlało się pod Twoje nogi. Zadrżałaś zaskoczona nie będąc pewna, o czym mówi.
-Czyszczę twój s-stół....- jęknęłaś przez łzy... zaraz... łzy?
-D-dlaczego.. Nie możesz.. Nie pozwalam ci tego robić! P-przestań! - krzyczał rozglądając się po pomieszczeniu.
-Heh... przepraszam Czacho – szepnęłaś zawstydzona wycierając twarz w rękę.
-K-kurwa.. u-um.. - rozglądał się dalej, wyraźnie czegoś szukając. - KURWA! - krzyknął. A potem zniknął. Patrzyłaś się na pustą przestrzeń zmieszana. Nie przeszkadza mu to, że zabijałaś, ale Twoje łzy sprawiają, że panikuje? Po chwili usłyszałaś szmery dobiegające z Twojego mieszkania
-Cz-czacho? - oby to był on... Zaraz, dlaczego jest u Ciebie? Biegał po ciemnym mieszkaniu otwierając drzwi do sypialni. To powinno gdzieś tu być, prawda? Obok człowieka z wielkim jak chuj mieczem. Biegł w poszukiwaniu. On... nie chciał tak mówić on … co innego miał powiedzieć? Też takie rzeczy robił, więc... myślał, że zrozumiesz. Jak miał zareagować, kiedy wyskoczyłaś z czymś takim? Nie chciał, abyś ryczała! T-to nie jego wina! Gdy znalazł to czego szukał, wziął skrót do swojej kuchni obok zlewu. Podszedł do Ciebie z przedmiotem praktycznie wciskając ci go w ręce.
-W-weź to.. - krzyknął odwracając od Ciebie wzrok. Wzięłaś przedmiot.
-Czy ty właśnie teleportowałeś się do mojego mieszkania, aby przynieść mi pudełko chusteczek? - zapytałaś zaskoczona.
-P-pamiętałem, gdzie je trzymasz i... - popatrzył na Ciebie, wtedy zaczęłaś się śmiać. -ZAMKNIJ SIĘ I NIE RYCZ! To mnie wkurwia! Nic nie zrobiłem! Gadałem tylko! Dlaczego ryczysz?! Nie rycz! - wyciągnęłaś chusteczkę z pudełka i uśmiechałaś się wycierając twarz
-Nie płaczę przez to co powiedziałeś... Płaczę bo jestem szczęśliwa – uśmiechałaś się
-A-a z czego się cieszysz? Gadamy o zabijaniu ludzi! - warknął zmieszany. Zaprzeczyłaś.
-Nie... jestem szczęśliwa, bo myślałam, że będziesz się mnie pać – Sans popatrzył na Ciebie urażony
-Mówiłem już, że się kurwa nie boję! No i zdecydowanie nie boję się jakiś głupich ludzi, którzy tylko siedzą w mieszkaniu cały dzień, grają w chujowe gry i ryczą jak dzieci!
-Ale wcześniej się mnie bałeś.
-NIE BAŁEM! - teraz był bardzo urażony – M-myślałem, że będziesz mnie z-zastraszać... Sprzątasz czy nie? - wyglądał na zawstydzonego.
-Ale myślałam, że nie ufasz ludziom, bo są mordercami
-Już tego nie robisz, prawda?
-Nie...
-Więc to nie ma.. - przestał, kiedy zdał sobie sprawę z tego co mówi
-Myślałam, że uważasz, że to ma znaczenie – uśmiechałaś się
-B-bo ma! A-ale w inny sposób!
-Jaki inny? Mówiłeś, że morderstwo na zawsze pozostawia po sobie ślad na duszy
-B-bo zostawia! Ale twoja dusza...
-Co? Wasze dusze są inne kiedy zabijecie?
-Twoja dusza nie jest spaczona DOBRA?! Nie jest czarna! Jest kurewsko jasna! Nawet jeżeli zabiłaś... nie masz spaczonej duszy. Zrobiłaś to pewnie bo miałaś powody. No i wiem, że nie jesteś zła, nawet jeżeli nie widzę twoich statystyk. Dlatego wiem, że nie powinienem... c-cię atakować i …
-Zaraz, zaraz, zaraz.. Dusze mogą zrobić się czarne? - byłaś zaskoczona.
-Jeżeli zrobiłaś dość złego... m-mogą – odpowiedział. Zauważyłaś, że chwyta się koszulki na wysokości piersi.
-Mówisz o sobie? - Zapytałaś, choć to było oczywiste.
-Co? N-nie! - szybko zabrał rękę.
-Beznadziejny z ciebie kłamca Czacho – tym razem mu nie odpuścisz.
-N-nie chodzi o mnie! Mówiłem... ogólnie! - warknął
-Twoja dusza jest czarna, czy coś?
-Z moją duszą wszystko gra! Kurwa mać! Nie pytaj o to!
-Martwię się o ciebie.
-Nie martw się! Nie chcę tego gówna!
-Co? Ale jesteś moim jedynym żyjącym przyjacielem, który wie o mnie i się nie boi! Oczywiście, że będę się martwić.
-N-nic mi nie jest! - warknął raz jeszcze. Wróciłaś do sprzątania śladów po musztardzie ze stołu.
-I... ja... uh... Dzięki Czacho – nie byłaś pewna jak inaczej okazać radość dlatego, że się nie boi. Wziął z ziemi kubek i wrócił do zlewu.
-Za co? To twoje cholerne pudełko chusteczek
-Nie za to. Za to, że jesteś moim przyjacielem i się nie boisz. - zarumienił się lekko myjąc na nowo naczynie.
-M-mówiłem, że się ciebie nie boję! A nawet jakbyś była straszna... Nie jestem jak żałosny człowiek, który boi się własnego cienia. Jestem potworem! - uśmiechnęłaś się kończąc z blatem
-Heh... oboje jesteśmy stuknięci.
-Ja nie jestem!
-Hahaha! Jesteś! Musisz być. Oboje uważamy, że powinniśmy się wzajemnie siebie bać, a tak się nie dzieje. - Podeszłaś do kuchenki Sansa i zaśmiałaś się, widząc wielką przypaloną plamę sosu. Była ona przy każdym palniku, ciemna, czarna i wyschnięta. Oh... Papyrus. Wzięłaś szczotkę i mleczko idealnie nadające się do usunięcia przypalonego jedzenia. Choć mimo wszystko i tak musiałaś szorować mocno.
-Um... - Sans chrząknął zmywając naczynia – Myślałem, że ludzie mogą dobrowolnie oddawać swoją krew innym. Czy mogą też... dawać ją tobie?
-Nie.. próbowałam tego. Zaufaj mi. Musimy pić krew bezpośrednio z żył, bo inaczej nie zadziała. Próbowałam wszystkiego. Nawet krwi zwierząt. Nic nie działa. To musi być świeża krew bezpośrednio od człowieka.
-Huh... to pojebane. Dlaczego tylko to działa?
-Nie wiem.
-Wasi naukowcy tego nie odkryli jeszcze?
-Nie, a pracują nad tym od lat.
-Huh... a co za rodzaj schorzenia to jest? Coś jak wirus?
-Tego też nie wiemy.
-Nie?
-Tak, próbowaliśmy zrozumieć, ale mikroskopy nic nie pokazują. Nie mamy nic w DNA. Wszystkie odczyty wskazując na to, że jesteśmy normalnymi ludźmi.
-Huh... jesteś pewna, że nie wmówiliście sobie, że musicie pić krwi?
-Czacho... moje oczy robią się czerwone, umiem hipnotyzować ludzi i topię się w słońcu. Jestem pewna, że nie jestem normalnym człowiekiem.
-Naprawdę możesz cała się stopić w słońcu? - zapytał zaskoczony, na chwilę przestając zmywać naczynia.
-Roztopię się i spalę. Pamiętasz, mówiłam, że słońce mnie zabija. Jeżeli stałabym na nim zbyt długo, stanęłabym w płomieniach i umarła
-W płomieniach...
-A no.
-Ocipiałaś do reszty? Po chuj wychodzisz z domu za dnia?!
-Ludzie to dzienne stworzenia... A ja udaję człowieka – westchnął odkładając ostatnie naczynie na bok. Odwrócił się w Twoją stronę, na twarzy malowała mu się złość.
-Nie mogę uwierzyć, że jeszcze żyjesz – wzruszyłaś ramionami
-Szybko mogę się uzdrowić.
-Uzdrawiasz się? - otworzył szerze oczy
-Tak.
-Więc... możesz naprawić większe obrażenia ciała? Ludzie ssą jeżeli chodzi o gojenie się ran. Ich naukowcy przerazili się widząc, co nasze jedzenie może robić.
-Heh? Osobiście jestem zdania, że radzę sobie lepiej, niż wasze magiczne jedzenie. - uniósł brew.
-Doprawdy? Więc twoje uzdrawianie może zregenerować wszystkie obleśne organy jakie masz w sobie? - uśmiechnęłaś się, gotowa przyjąć wyzwanie
-Chcesz się przekonać? - Mówiąc to chwyciłaś za leżący na blacie nóż kuchenny. Sans otworzył szeroko oczy patrząc na to co robisz.
-Już tego nie robisz, prawda?
-Nie...
-Więc to nie ma.. - przestał, kiedy zdał sobie sprawę z tego co mówi
-Myślałam, że uważasz, że to ma znaczenie – uśmiechałaś się
-B-bo ma! A-ale w inny sposób!
-Jaki inny? Mówiłeś, że morderstwo na zawsze pozostawia po sobie ślad na duszy
-B-bo zostawia! Ale twoja dusza...
-Co? Wasze dusze są inne kiedy zabijecie?
-Twoja dusza nie jest spaczona DOBRA?! Nie jest czarna! Jest kurewsko jasna! Nawet jeżeli zabiłaś... nie masz spaczonej duszy. Zrobiłaś to pewnie bo miałaś powody. No i wiem, że nie jesteś zła, nawet jeżeli nie widzę twoich statystyk. Dlatego wiem, że nie powinienem... c-cię atakować i …
-Zaraz, zaraz, zaraz.. Dusze mogą zrobić się czarne? - byłaś zaskoczona.
-Jeżeli zrobiłaś dość złego... m-mogą – odpowiedział. Zauważyłaś, że chwyta się koszulki na wysokości piersi.
-Mówisz o sobie? - Zapytałaś, choć to było oczywiste.
-Co? N-nie! - szybko zabrał rękę.
-Beznadziejny z ciebie kłamca Czacho – tym razem mu nie odpuścisz.
-N-nie chodzi o mnie! Mówiłem... ogólnie! - warknął
-Twoja dusza jest czarna, czy coś?
-Z moją duszą wszystko gra! Kurwa mać! Nie pytaj o to!
-Martwię się o ciebie.
-Nie martw się! Nie chcę tego gówna!
-Co? Ale jesteś moim jedynym żyjącym przyjacielem, który wie o mnie i się nie boi! Oczywiście, że będę się martwić.
-N-nic mi nie jest! - warknął raz jeszcze. Wróciłaś do sprzątania śladów po musztardzie ze stołu.
-I... ja... uh... Dzięki Czacho – nie byłaś pewna jak inaczej okazać radość dlatego, że się nie boi. Wziął z ziemi kubek i wrócił do zlewu.
-Za co? To twoje cholerne pudełko chusteczek
-Nie za to. Za to, że jesteś moim przyjacielem i się nie boisz. - zarumienił się lekko myjąc na nowo naczynie.
-M-mówiłem, że się ciebie nie boję! A nawet jakbyś była straszna... Nie jestem jak żałosny człowiek, który boi się własnego cienia. Jestem potworem! - uśmiechnęłaś się kończąc z blatem
-Heh... oboje jesteśmy stuknięci.
-Ja nie jestem!
-Hahaha! Jesteś! Musisz być. Oboje uważamy, że powinniśmy się wzajemnie siebie bać, a tak się nie dzieje. - Podeszłaś do kuchenki Sansa i zaśmiałaś się, widząc wielką przypaloną plamę sosu. Była ona przy każdym palniku, ciemna, czarna i wyschnięta. Oh... Papyrus. Wzięłaś szczotkę i mleczko idealnie nadające się do usunięcia przypalonego jedzenia. Choć mimo wszystko i tak musiałaś szorować mocno.
-Um... - Sans chrząknął zmywając naczynia – Myślałem, że ludzie mogą dobrowolnie oddawać swoją krew innym. Czy mogą też... dawać ją tobie?
-Nie.. próbowałam tego. Zaufaj mi. Musimy pić krew bezpośrednio z żył, bo inaczej nie zadziała. Próbowałam wszystkiego. Nawet krwi zwierząt. Nic nie działa. To musi być świeża krew bezpośrednio od człowieka.
-Huh... to pojebane. Dlaczego tylko to działa?
-Nie wiem.
-Wasi naukowcy tego nie odkryli jeszcze?
-Nie, a pracują nad tym od lat.
-Huh... a co za rodzaj schorzenia to jest? Coś jak wirus?
-Tego też nie wiemy.
-Nie?
-Tak, próbowaliśmy zrozumieć, ale mikroskopy nic nie pokazują. Nie mamy nic w DNA. Wszystkie odczyty wskazując na to, że jesteśmy normalnymi ludźmi.
-Huh... jesteś pewna, że nie wmówiliście sobie, że musicie pić krwi?
-Czacho... moje oczy robią się czerwone, umiem hipnotyzować ludzi i topię się w słońcu. Jestem pewna, że nie jestem normalnym człowiekiem.
-Naprawdę możesz cała się stopić w słońcu? - zapytał zaskoczony, na chwilę przestając zmywać naczynia.
-Roztopię się i spalę. Pamiętasz, mówiłam, że słońce mnie zabija. Jeżeli stałabym na nim zbyt długo, stanęłabym w płomieniach i umarła
-W płomieniach...
-A no.
-Ocipiałaś do reszty? Po chuj wychodzisz z domu za dnia?!
-Ludzie to dzienne stworzenia... A ja udaję człowieka – westchnął odkładając ostatnie naczynie na bok. Odwrócił się w Twoją stronę, na twarzy malowała mu się złość.
-Nie mogę uwierzyć, że jeszcze żyjesz – wzruszyłaś ramionami
-Szybko mogę się uzdrowić.
-Uzdrawiasz się? - otworzył szerze oczy
-Tak.
-Więc... możesz naprawić większe obrażenia ciała? Ludzie ssą jeżeli chodzi o gojenie się ran. Ich naukowcy przerazili się widząc, co nasze jedzenie może robić.
-Heh? Osobiście jestem zdania, że radzę sobie lepiej, niż wasze magiczne jedzenie. - uniósł brew.
-Doprawdy? Więc twoje uzdrawianie może zregenerować wszystkie obleśne organy jakie masz w sobie? - uśmiechnęłaś się, gotowa przyjąć wyzwanie
-Chcesz się przekonać? - Mówiąc to chwyciłaś za leżący na blacie nóż kuchenny. Sans otworzył szeroko oczy patrząc na to co robisz.
-Co..? Stój! Przestań! N-nie zro... - próbował Cię powstrzymać, ale było za późno. Położyłaś rękę na blacie i walnęłaś w nią mocno ostrzem. Bez trudu przebił się przez skórę, mięśnie, podrażnił kość. Krew zaczęła sikać wszędzie zalewając już prawie czysty stolik. - Co.... kurwa mać! Po chuja! … Krwawisz! - zrobił krok wstecz widząc czerwoną ciecz. Dyszał ciężko, zacisnął ręce.
-Czekaj i patrz Czacho – drżałaś lekko. Bolało, ale to nic w porównaniu ze słońcem.
-A-ale krwawisz! Wszędzie! P-przestań! Po... po chuj to robisz! Zaraz się.. - nóż wypadł z dłoni i spadł w kałużę krwi. Czułaś, jak ciało samo zaczyna działać, uzdrawia ranę. Kilka kropli jakie były na ręce nawet wróciły do ciała i zaczęły zasklepiać ranę. Po chwili, wszystko zaczynało wracać do stanu wcześniejszego. Mięśnie się łączyły, kość wygładzała, skóra naciągała. Ostatecznie, po głębokiej ranie pozostało jedynie niewielkie zaczerwienienie. Jakbyś się delikatnie zadrapała. -J-ja kurwa pierdolę! - Sans nie dowierzał własnym oczom.
-Zajebiste, co nie? - rzuciłaś zachwycona. Zadowolona z jego reakcji. Od dawna tego nie pokazywałaś nikomu. Zaś demonstracja z nożem należała do Twoich ulubionych.
-J-jesteś... jesteś pewna, że nie jesteś magiem? - mówił nie odwracając wzroku od uzdrowionej ręki
-Tak. Myślę, że gdybym była to już bym wiedziała. Dlaczego ciągle o to pytasz?
-B-bo te chuje znały się na uzdrawiającej magii! Kurewsko silnej.
-...To może tak wyglądać.. - mruknęłaś zmieszana. To nie powinna być magia... To tylko... szybka regeneracja organizmu. Jasne, niektóre z mocy wampira podobne są do magii, ale … to nie to, prawda? Nie magia w rozumieniu potworzym...
-To tak wygląda. To kurwa tak wygląda. Twoje ciało używa magii leczniczej samo na sobie – oczodoły Sansa nadal były szeroko otwarte. Podniosłaś rękę by na nią spojrzeć. Krew która nie wróciła do ciała, ubrudziła podłogę i blat. Cofnęłaś się i zaczęłaś sprzątanie po sobie.
-Nie znam się na magii leczniczej... Jedyne co wiem, to to, że moje ciało zawsze tak robi kiedy się zranię, bez względu na to, czy tego chcę, czy nie
-Nie panujesz nad tym?
-Nie.
-Huh... m-może więc to nie to. Magia wymaga świadomości – zamyślił się. Skończyłaś czyścić rękę i zabrałaś się za blat.
-...Więc możesz używać uzdrawiającej magii? - zapytałaś ciekawa, nigdy o tym nie mówił.
-Uh... taaa... - czuł jak dreszcz mknie po jego kręgosłupie kiedy patrzył, jak sprzątasz kałużę krwi. - Każdy potwór zna magię leczniczą i może z niej korzystać, od tego są zielone ataki... Ale jak powiedziałem, niektóre potwory są w tym naturalnie lepsze od pozostałych. Ja i Szef ssiemy w niej. Szkielety nie są w tym dobre. Ale są takie Vegitoidy, dla których to naturalna magia
-Heh... założę się, że to dobrzy lekarze. - Sans wywrócił oczami.
-Potwory nie potrzebują chujowych lekarz i szpitali. Mamy potworze jedzenie, pamiętasz? To właściwie zielone ataki w fizycznej formie. Jeżeli musisz się uzdrowić, zjadasz żarcie i odpoczywasz.
-Zaraz! Potworze jedzenie to zielone ataki? - popatrzyłaś na niego trzymając gąbkę całą w Twojej krwi.
-Uh... t-tak? - starał się nie patrzeć na to co trzymasz
-Więc jesz swoją własną magię? Jak przetrwaliście jedząc własną energię?... Możecie ją robić z niczego?
-To nie tak! Kurwa mać – warknął krzyżując ręce – Aby zamienić zielony atak w jedzenie musisz mieć wiele suplementów. Potwory pozyskują magię z jedzenia. Gdybyś chciała zrobić jedzenie z energii straciłabyś jej więcej niż wyprodukowała. Jest kilka rodzajów potworów, które mogą czerpać ją ze słońca...
-Więc... są potwory które mogą... fotosyntezować?
-Kilka rodzajów, tak.. W Podziemiu używaliśmy ciepła, bo wiesz... nie było słońca.
-Ohhh! Więc przetrwaliście za pomocą przetwarzania energii geotermicznej!
-Tak... używaliśmy ciepła do wielu rzeczy. Zbudowaliśmy wielką maszynę, która.. - zatrzymał się i zadrżał – U-um... m-mniejsza – odwrócił wzrok.
-Kolejna tajemnica, której nie wolno ci zdradzić?
-T-tak – podrapał się po tyle głowy.
-Huh... - skończyłaś czyścić krew z blatu, wtedy sobie o czymś przypomniałaś. Popatrzyłaś na niego z cwanym uśmieszkiem – Wiesz co, Czacho.. mówiąc o tajemnicach... odkryłeś czym jest mój tajemniczy rytuał – popatrzył na Ciebie
-No i?
-Zgodnie z naszą umową, teraz musisz mi powiedzieć jak rozmnażają się potwory – wyszczerzyłaś się
-C-CO?! Nigdy się z tobą nie układałem! No i sam to odkryłem! Więc się nie liczy – jego twarz natychmiast zrobiła się czerwona.
-Uważam, że nadal mi wisisz, bo stalkowałeś mnie bez pozwolenia
-Mówiłem, że tylko cię szukałem! - warknął
-Ale to nie jest fair! - jęknęłaś – Powiedziałam ci wszystko, możesz zobaczyć ludzki seks w internecie jeżeli chcesz, a ja nic nie znajdę tam o potworzym!
-Ale mi kurwa przykro! - warknął przebiegle. Cieszył się wyraźnie z Twojej niemocy – Nie moja wina, że wy ludzie pchanie wasze zboczenia wszędzie. Tylko dlatego że wy tak robicie, nie znaczy, że zaraz wszystko powiem
-Czacho! Mieliśmy umowę!
-Nie było żadnej pierdolonej umowy!
-Aaaaaaaaale ja chcę wiedzieć!
-To nie do mnie z tym gównem! Poza tym, drażnisz się bo chcesz się ze mnie śmiać, więc zawrzyj ryj! - warknął krzyżując ręce
-Cofam tamto! Nie będę na ciebie patrzyć czy się z ciebie śmiać! - z klaśnięciem złożyłaś dłonie do modlitwy.
-Kłamiesz! Wiem to! - warknął
-Czacho! Błagam, powiedz mi o waszym dziwnym potworzym seksie!
-Nic ci nie powiem! To wy macie dziwny seks!
-Umrę jeżeli mi nie powiesz!
-Nie umrzesz!
-Patrz! Umieram! - upadłaś na ziemię – Umrę bo mi nie powiedziałeś, a potem wprowadzi się wielki, paskudny oblech na moje miejsce. I będzie nienawidził potwory. I będziesz żałował, że mi nie powiedziałeś, wtedy bym nie umarła i nie zostawiła cię sam na sam z wielkim rasistą za ścianą, który będzie myślał, że zjesz jego mózg.
-Co... co do.. hehehe kurwa mać heheh – uderzył się dłonią w twarz patrząc jak udajesz konwulsje na jego podłodze.
-A co najważniejsze.. heh... nie będzie myślał, że jesteś słodki – zachichotałaś.
-N-nie interesuje mnie, że ktoś kurwa myśli, że jestem słodki! - warknął, ale zauważyłaś niewielki uśmiech – No i powinniśmy sprzątać. A nie pierdolić farmazony
-Ojjj...
-Czekaj i patrz Czacho – drżałaś lekko. Bolało, ale to nic w porównaniu ze słońcem.
-A-ale krwawisz! Wszędzie! P-przestań! Po... po chuj to robisz! Zaraz się.. - nóż wypadł z dłoni i spadł w kałużę krwi. Czułaś, jak ciało samo zaczyna działać, uzdrawia ranę. Kilka kropli jakie były na ręce nawet wróciły do ciała i zaczęły zasklepiać ranę. Po chwili, wszystko zaczynało wracać do stanu wcześniejszego. Mięśnie się łączyły, kość wygładzała, skóra naciągała. Ostatecznie, po głębokiej ranie pozostało jedynie niewielkie zaczerwienienie. Jakbyś się delikatnie zadrapała. -J-ja kurwa pierdolę! - Sans nie dowierzał własnym oczom.
-Zajebiste, co nie? - rzuciłaś zachwycona. Zadowolona z jego reakcji. Od dawna tego nie pokazywałaś nikomu. Zaś demonstracja z nożem należała do Twoich ulubionych.
-J-jesteś... jesteś pewna, że nie jesteś magiem? - mówił nie odwracając wzroku od uzdrowionej ręki
-Tak. Myślę, że gdybym była to już bym wiedziała. Dlaczego ciągle o to pytasz?
-B-bo te chuje znały się na uzdrawiającej magii! Kurewsko silnej.
-...To może tak wyglądać.. - mruknęłaś zmieszana. To nie powinna być magia... To tylko... szybka regeneracja organizmu. Jasne, niektóre z mocy wampira podobne są do magii, ale … to nie to, prawda? Nie magia w rozumieniu potworzym...
-To tak wygląda. To kurwa tak wygląda. Twoje ciało używa magii leczniczej samo na sobie – oczodoły Sansa nadal były szeroko otwarte. Podniosłaś rękę by na nią spojrzeć. Krew która nie wróciła do ciała, ubrudziła podłogę i blat. Cofnęłaś się i zaczęłaś sprzątanie po sobie.
-Nie znam się na magii leczniczej... Jedyne co wiem, to to, że moje ciało zawsze tak robi kiedy się zranię, bez względu na to, czy tego chcę, czy nie
-Nie panujesz nad tym?
-Nie.
-Huh... m-może więc to nie to. Magia wymaga świadomości – zamyślił się. Skończyłaś czyścić rękę i zabrałaś się za blat.
-...Więc możesz używać uzdrawiającej magii? - zapytałaś ciekawa, nigdy o tym nie mówił.
-Uh... taaa... - czuł jak dreszcz mknie po jego kręgosłupie kiedy patrzył, jak sprzątasz kałużę krwi. - Każdy potwór zna magię leczniczą i może z niej korzystać, od tego są zielone ataki... Ale jak powiedziałem, niektóre potwory są w tym naturalnie lepsze od pozostałych. Ja i Szef ssiemy w niej. Szkielety nie są w tym dobre. Ale są takie Vegitoidy, dla których to naturalna magia
-Heh... założę się, że to dobrzy lekarze. - Sans wywrócił oczami.
-Potwory nie potrzebują chujowych lekarz i szpitali. Mamy potworze jedzenie, pamiętasz? To właściwie zielone ataki w fizycznej formie. Jeżeli musisz się uzdrowić, zjadasz żarcie i odpoczywasz.
-Zaraz! Potworze jedzenie to zielone ataki? - popatrzyłaś na niego trzymając gąbkę całą w Twojej krwi.
-Uh... t-tak? - starał się nie patrzeć na to co trzymasz
-Więc jesz swoją własną magię? Jak przetrwaliście jedząc własną energię?... Możecie ją robić z niczego?
-To nie tak! Kurwa mać – warknął krzyżując ręce – Aby zamienić zielony atak w jedzenie musisz mieć wiele suplementów. Potwory pozyskują magię z jedzenia. Gdybyś chciała zrobić jedzenie z energii straciłabyś jej więcej niż wyprodukowała. Jest kilka rodzajów potworów, które mogą czerpać ją ze słońca...
-Więc... są potwory które mogą... fotosyntezować?
-Kilka rodzajów, tak.. W Podziemiu używaliśmy ciepła, bo wiesz... nie było słońca.
-Ohhh! Więc przetrwaliście za pomocą przetwarzania energii geotermicznej!
-Tak... używaliśmy ciepła do wielu rzeczy. Zbudowaliśmy wielką maszynę, która.. - zatrzymał się i zadrżał – U-um... m-mniejsza – odwrócił wzrok.
-Kolejna tajemnica, której nie wolno ci zdradzić?
-T-tak – podrapał się po tyle głowy.
-Huh... - skończyłaś czyścić krew z blatu, wtedy sobie o czymś przypomniałaś. Popatrzyłaś na niego z cwanym uśmieszkiem – Wiesz co, Czacho.. mówiąc o tajemnicach... odkryłeś czym jest mój tajemniczy rytuał – popatrzył na Ciebie
-No i?
-Zgodnie z naszą umową, teraz musisz mi powiedzieć jak rozmnażają się potwory – wyszczerzyłaś się
-C-CO?! Nigdy się z tobą nie układałem! No i sam to odkryłem! Więc się nie liczy – jego twarz natychmiast zrobiła się czerwona.
-Uważam, że nadal mi wisisz, bo stalkowałeś mnie bez pozwolenia
-Mówiłem, że tylko cię szukałem! - warknął
-Ale to nie jest fair! - jęknęłaś – Powiedziałam ci wszystko, możesz zobaczyć ludzki seks w internecie jeżeli chcesz, a ja nic nie znajdę tam o potworzym!
-Ale mi kurwa przykro! - warknął przebiegle. Cieszył się wyraźnie z Twojej niemocy – Nie moja wina, że wy ludzie pchanie wasze zboczenia wszędzie. Tylko dlatego że wy tak robicie, nie znaczy, że zaraz wszystko powiem
-Czacho! Mieliśmy umowę!
-Nie było żadnej pierdolonej umowy!
-Aaaaaaaaale ja chcę wiedzieć!
-To nie do mnie z tym gównem! Poza tym, drażnisz się bo chcesz się ze mnie śmiać, więc zawrzyj ryj! - warknął krzyżując ręce
-Cofam tamto! Nie będę na ciebie patrzyć czy się z ciebie śmiać! - z klaśnięciem złożyłaś dłonie do modlitwy.
-Kłamiesz! Wiem to! - warknął
-Czacho! Błagam, powiedz mi o waszym dziwnym potworzym seksie!
-Nic ci nie powiem! To wy macie dziwny seks!
-Umrę jeżeli mi nie powiesz!
-Nie umrzesz!
-Patrz! Umieram! - upadłaś na ziemię – Umrę bo mi nie powiedziałeś, a potem wprowadzi się wielki, paskudny oblech na moje miejsce. I będzie nienawidził potwory. I będziesz żałował, że mi nie powiedziałeś, wtedy bym nie umarła i nie zostawiła cię sam na sam z wielkim rasistą za ścianą, który będzie myślał, że zjesz jego mózg.
-Co... co do.. hehehe kurwa mać heheh – uderzył się dłonią w twarz patrząc jak udajesz konwulsje na jego podłodze.
-A co najważniejsze.. heh... nie będzie myślał, że jesteś słodki – zachichotałaś.
-N-nie interesuje mnie, że ktoś kurwa myśli, że jestem słodki! - warknął, ale zauważyłaś niewielki uśmiech – No i powinniśmy sprzątać. A nie pierdolić farmazony
-Ojjj...
Oboje dalej sprzątaliście. Zabrałaś się znowu za kibel, podczas kiedy Sans odpalił stary odkurzacz. Zajęło Ci wiele czasu wyczyszczenie jej do połysku, wchodziłaś w każdą szczelinę i pucowałaś kafelki, pozbyłaś się nawet starej szczotki klozetowej. Nie masz pojęcia jak zareaguje jutro Papyrus, ale naprawdę nie chcesz, aby się wyprowadzał. Sans wie wszystko i mu to nie przeszkadza... On.. nie może po tym wszystkim wyprowadzić się. Pochyliłaś się przy lustrze kiedy sprzątałaś stojaczek pod mydło. Cholera.. zaangażowałaś się. Naprawdę zaczęło Ci zależeć. On nie powinien się o Tobie dowiedzieć... A teraz kiedy wie... nie przeszkadza mu to... Westchnęłaś. Powinien nigdy Cię nie zaakceptować. Czujesz też, że przestał Cię postrzegać jak człowieka, a co za tym idzie i nienawidzić jako takiego. Nie powinnaś angażować się w znajomości z tego rodzaju ludźmi. Pamiętasz? Pamiętasz ich śmierć? Jak długo żyją potwory? Starzeją się, prawda? Może.. powinnaś go o to zapytać? Porzuciłaś pytania, nasłuchując jak Sans przemieszcza się po korytarzu z odkurzaczem. Raz jeszcze sprzątałaś ze zlewu dziwny pył. Wzięłaś trochę na palec. Malutkie kawałeczki Sansa.. Nadal pachniały wanilią, kiedy były mokre. Zachichotałaś, jak coś, co było jego częścią, może tak pachnieć? On nie wydaje się być takim typem... Choć, piekarnia Muffet ma sens. Wyczyściłaś łazienkę dokładniej niż ostatnio, upewniając się, że wszystko lśni. Poszłaś do kuchni po skończonej robocie, znalazłaś Sansa, przesuwającego krzesła, zaiwaniał z mopem po podłodze.
-Twój sracz to teraz galeria sztuki – rzuciłaś dumna wchodząc do pomieszczenia tanecznym krokiem. Oprzytomniał kiedy weszłaś. Wyraźnie robił się senny. Za wami kupa nocy.
-Taaaaaa – ziewnął – Pranie zostawię na jutro. Mam dość.
-Czacho... a karnisze?
-Nie będę ich kurwa mył! - warknął senny.
-Więc ja je umyję! - westchnęłaś trochę zła. Nie chce tutaj zostać? Dlaczego nie boi się Papyrusa? Wzięłaś czystą gąbkę z rzeczy jakie przyniosłaś, zamoczyłaś ją w zlewie. Podeszłaś do okna i stanęłaś na parapecie zabierając się za robotę. Sans podszedł i stanął obok Ciebie.
-To kurewsko głupie... - ziewnął znowu. Zaczął sprzątać kurz z żaluzji. Pracowaliście w ciszy. Starając się pozbyć najmniejszego syfu. Po tym jak Sans ziewnął trzeci raz, postanowiłaś z nim porozmawiać, aby nie usnął.
-Więęęc, co gotujesz? Bo jutro twoja kolej, tak?
-Rosół – mruknął. To prosta potrawa. Nie powinien nic zniszczyć.
-Może tym razem mnie nie otrujesz – mruknęłaś bardziej do siebie niż do niego.
-Mówiłem, nie gotuję tak źle, to przez ciebie się spierdoliło.
-Nie moja wina. Ja pijam krew Czacho. Normalne jedzenie nie jest dla mnie
-Cholera.. to dlatego nigdy nic nie jest – znowu ziewnął – A ja kurwa myślałem, że jesteś na diecie czy coś...
-Heh... można to tak nazwać. Dieta bogata w czerwone krwinki. - zatrzymał się zdając sobie z czegoś sprawę.
-Ty... ty mówiłaś o tym przez cały czas jak się znamy!
-Hehe! Dopiero teraz to zauważyłeś – chichotała.
-Nie kryłaś się!
-Nigdy byś się nie domyślił, gdybyś nie miał tych wspaniałych mocy potwora. Dawałam sobie radę. Dziękuję.
-Praktycznie grałaś ze mną w otwarte karty cały ten pierdolony czas... mówiłaś kurwa o wszystkim! - spoliczkował się lekko – Już pierwszego dnia powiedziałaś, że wolisz pobierać posiłki w płynie! - krzyknął.
-To przemyślana strategia Czacho, która działa – byłaś z siebie dumna
-Kurwa mać! - Sans stanął na palcach starając się dosięgnąć więcej żaluzji. Próbował być wyższy. Ty jednakowoż, bez problemu radziłaś sobie ze swoją pracą czyszcząc kolejny już karnisz.
-Hehehe – zaśmiałaś się – Wiesz co, Czacho? Czasami nie mogę uwierzyć, że zaprzyjaźniłam się z moim chamskim sąsiadem, który nie wie jak włączyć albo wyłączyć swoją magię.
-N-nie chciałem być chamski – rzucił próbując się bronić
-Naprawdę? A mi się wydaje, że właśnie po to puszczałeś głośno muzykę do późna.
-R-robiłem tak, bo czułem się chujowo – szepnął
-Oh... - teraz to Ty czujesz się jak chamidło.
-No i to ty mnie wkurwiałaś przez pierdoloną grę! - warknął.
-Co? Nie! Czarowny jest najlepszy! - przeszył go dreszcz obrzydzenia
-Mało się nie porzygałem, kiedy go nazwałaś małym aniołkiem...
-Oh, no weź. Czarowny i ja to ta sama osoba. Więc jest małym aniołkiem – poczułaś jak dzieli Cię wściekłym spojrzeniem i zaśmiałaś się. Popatrzyłaś na niego. Przez cały ten czas próbował wyczyścić żaluzje w miejscach, których nie dosięgał. Bezskutecznie. - Idź do kolejnego, ja dokończę – zasugerowałaś.
-D-dobrze.. - zgodził się. Łatwo było zobaczyć to, co przegapił. Wszystko czego nie dosięgał.
-Heh... byłam zaskoczona, kiedy otwierałam drzwi i zobaczyłam potwora. Nie spodziewałam się tego – rzuciłaś patrząc jak wielka kupa kurzu spada na parapet.
-Nie wiedziałaś?
-Nie. Słyszałam twój krzyk przez ścianę, ale nie wiedziałam jak wyglądasz
-Oh... a mi się wydawało, że dręczyłaś mnie, bo byłem potworem.
-Um... nie... Dręczyłam cię bo byłeś chamem. Zaraz... myślisz, że droczę się z tobą bo jesteś potworem?
-N-nie... ja uh... Robisz to bo jesteś dupkiem, prawda?
-Wypraszam sobie! Robię tak bo jestem uosobieniem cnót!
-A co dręczenie kogoś ma wspólnego z miłością i dobrem? - warknął zerkając na Ciebie
-Jestem złośliwa tylko dla tych, których lubię – wyszczerzyłaś się.
-Pieprz się, jesteś najgorsza – sam się uśmiechał
-Jestem najlepza
-Hehehe! Najgorsza. Nie mogę uwierzyć że... że przyjaźnię się z tobą – starał się nie dać po sobie poznać nic.
-Heeeeh? Czacho – rzuciłaś radośnie gotowa się nad nim poznęcać.
-Zamknij się, albo zmienię to co powiedziałem! - krzyknął.
-Twój sracz to teraz galeria sztuki – rzuciłaś dumna wchodząc do pomieszczenia tanecznym krokiem. Oprzytomniał kiedy weszłaś. Wyraźnie robił się senny. Za wami kupa nocy.
-Taaaaaa – ziewnął – Pranie zostawię na jutro. Mam dość.
-Czacho... a karnisze?
-Nie będę ich kurwa mył! - warknął senny.
-Więc ja je umyję! - westchnęłaś trochę zła. Nie chce tutaj zostać? Dlaczego nie boi się Papyrusa? Wzięłaś czystą gąbkę z rzeczy jakie przyniosłaś, zamoczyłaś ją w zlewie. Podeszłaś do okna i stanęłaś na parapecie zabierając się za robotę. Sans podszedł i stanął obok Ciebie.
-To kurewsko głupie... - ziewnął znowu. Zaczął sprzątać kurz z żaluzji. Pracowaliście w ciszy. Starając się pozbyć najmniejszego syfu. Po tym jak Sans ziewnął trzeci raz, postanowiłaś z nim porozmawiać, aby nie usnął.
-Więęęc, co gotujesz? Bo jutro twoja kolej, tak?
-Rosół – mruknął. To prosta potrawa. Nie powinien nic zniszczyć.
-Może tym razem mnie nie otrujesz – mruknęłaś bardziej do siebie niż do niego.
-Mówiłem, nie gotuję tak źle, to przez ciebie się spierdoliło.
-Nie moja wina. Ja pijam krew Czacho. Normalne jedzenie nie jest dla mnie
-Cholera.. to dlatego nigdy nic nie jest – znowu ziewnął – A ja kurwa myślałem, że jesteś na diecie czy coś...
-Heh... można to tak nazwać. Dieta bogata w czerwone krwinki. - zatrzymał się zdając sobie z czegoś sprawę.
-Ty... ty mówiłaś o tym przez cały czas jak się znamy!
-Hehe! Dopiero teraz to zauważyłeś – chichotała.
-Nie kryłaś się!
-Nigdy byś się nie domyślił, gdybyś nie miał tych wspaniałych mocy potwora. Dawałam sobie radę. Dziękuję.
-Praktycznie grałaś ze mną w otwarte karty cały ten pierdolony czas... mówiłaś kurwa o wszystkim! - spoliczkował się lekko – Już pierwszego dnia powiedziałaś, że wolisz pobierać posiłki w płynie! - krzyknął.
-To przemyślana strategia Czacho, która działa – byłaś z siebie dumna
-Kurwa mać! - Sans stanął na palcach starając się dosięgnąć więcej żaluzji. Próbował być wyższy. Ty jednakowoż, bez problemu radziłaś sobie ze swoją pracą czyszcząc kolejny już karnisz.
-Hehehe – zaśmiałaś się – Wiesz co, Czacho? Czasami nie mogę uwierzyć, że zaprzyjaźniłam się z moim chamskim sąsiadem, który nie wie jak włączyć albo wyłączyć swoją magię.
-N-nie chciałem być chamski – rzucił próbując się bronić
-Naprawdę? A mi się wydaje, że właśnie po to puszczałeś głośno muzykę do późna.
-R-robiłem tak, bo czułem się chujowo – szepnął
-Oh... - teraz to Ty czujesz się jak chamidło.
-No i to ty mnie wkurwiałaś przez pierdoloną grę! - warknął.
-Co? Nie! Czarowny jest najlepszy! - przeszył go dreszcz obrzydzenia
-Mało się nie porzygałem, kiedy go nazwałaś małym aniołkiem...
-Oh, no weź. Czarowny i ja to ta sama osoba. Więc jest małym aniołkiem – poczułaś jak dzieli Cię wściekłym spojrzeniem i zaśmiałaś się. Popatrzyłaś na niego. Przez cały ten czas próbował wyczyścić żaluzje w miejscach, których nie dosięgał. Bezskutecznie. - Idź do kolejnego, ja dokończę – zasugerowałaś.
-D-dobrze.. - zgodził się. Łatwo było zobaczyć to, co przegapił. Wszystko czego nie dosięgał.
-Heh... byłam zaskoczona, kiedy otwierałam drzwi i zobaczyłam potwora. Nie spodziewałam się tego – rzuciłaś patrząc jak wielka kupa kurzu spada na parapet.
-Nie wiedziałaś?
-Nie. Słyszałam twój krzyk przez ścianę, ale nie wiedziałam jak wyglądasz
-Oh... a mi się wydawało, że dręczyłaś mnie, bo byłem potworem.
-Um... nie... Dręczyłam cię bo byłeś chamem. Zaraz... myślisz, że droczę się z tobą bo jesteś potworem?
-N-nie... ja uh... Robisz to bo jesteś dupkiem, prawda?
-Wypraszam sobie! Robię tak bo jestem uosobieniem cnót!
-A co dręczenie kogoś ma wspólnego z miłością i dobrem? - warknął zerkając na Ciebie
-Jestem złośliwa tylko dla tych, których lubię – wyszczerzyłaś się.
-Pieprz się, jesteś najgorsza – sam się uśmiechał
-Jestem najlepza
-Hehehe! Najgorsza. Nie mogę uwierzyć że... że przyjaźnię się z tobą – starał się nie dać po sobie poznać nic.
-Heeeeh? Czacho – rzuciłaś radośnie gotowa się nad nim poznęcać.
-Zamknij się, albo zmienię to co powiedziałem! - krzyknął.
Patrzyłaś na niewielkie kupki kurzu przy oknach. Teraz są czyste, tak samo jak karnisze i żaluzje, ale dookoła zrobił się syf.
-Dobra... ja odkurzę.
-Zostaw – warknął wkurzony Sans. Patrzyłaś. Nie. To jest zbyt widoczne. Papyrus zauważy.
-Tylko to. Wyczyszczę tylko to!
-Powiedziałem, abyś to kurwa zostawiła
-Nie! Co jeżeli twój brat zmusi cię do wyprowadzi bo to zostawię?!
-Tsk... to i tak nie ma znaczenia – wsunął ręce do kieszeni
-Ma znaczenie! Będę tęsknić jeżeli odejdziesz! - Sans zaczął się pocić.
-N-nic ci nie będzie!
-Nie! Nie zostawiaj mnie samej! Będę tęsknić za moim słodkim szkielecikiem! - chichotałaś, czasami jest taki łatwy...
-N-nie jestem kurwa... Do diabła! - warknął
-Jesteś! Teraz jesteś moim niewolnikiem! - położyłaś ręce na biodrach – I twój ludzki władca rozkazuje ci, że masz nie wyprowadzać się. A więc masz odkurzyć podłogę!
-Nie jestem twoim pierdolonym niewolnikiem, kobieto!
-Jesteś moim super słodkim potworzym niewolnikiem, i nakazuję ci posprzątać, abyś mnie nie zostawił
-Daj spokój! - warknął pokazując na podłogę
-A może jeżeli powiem Wielkiemu Szefowi, że cię kupiłam, pozwoli ci zostać? - mruknęłaś bardziej do siebie, niż do niego.
-Ani się waż tak mówić do niego! - oczy Sansa zajarzyły się wściekłą czerwienią.
-Więc odkurzaj!
-Gaaah, dobra! - warknął tupiąc nogami.
-Dziękuję! - krzyknęłaś gdy odchodził. Sans pojawił się po chwili z wielkim, czarnym odkurzaczem. Patrzyłaś na niego mrugając. Byłaś zaskoczona, że ten staroć jeszcze działa. Włączył go i zaczął sprzątać. Potem wyłączył
-Masz, szczęśliwa?!
-Tak.
-Dobrze. Bo jest kurwa ranek i padam z nóg! - uśmiechnęłaś się
-Musze spać tylko cztery godziny. - Sans zatrzymał się. Otworzył oczy zaskoczony
-Mówisz poważnie?
-Tak. - uderzył się w czoło znowu zerkając na Ciebie.
-Kurwa ja też tak chcę! To uczyniłoby moje cholerne życie prostszym.
-Na dłuższą metę to się nudzi.
-To o wiele lepsze niż być zmęczonym cały czas.
-Nie śpisz zbyt dobrze, prawda? - odwrócił wzrok.
-N-nigdy nie sypiałem dobrze – Kiedyś myślałaś, że jest po prostu bardzo głośny podczas intymnych chwil sam na sam ze sobą. Choć to były koszmary. Nie ma tygodnia, aby takich nie miał co... Cię martwi. To nie jest dla niego zdrowe. Nie wspominając o tych wielkich worach pod oczodołami.
-Wszystko wygląda dobrze, więc... pozwolę ci iść spać. - odwróciłaś się w stronę drzwi
-Z-zaczekaj! - krzyknął.
-Tak? - popatrzyłaś na niego przez ramię. Stał walcząc z myślami. Wziął głębszy wdech i popatrzył na Ciebie.
-W-więc jesteś wampirem jak w tej grze, tak?
-Tak – nie byłaś pewna, o co mu chodzi.
-Cz-czy... m-mogę zobaczyć jak zmieniasz się w nietoperza? - zapytał. Nigdy nie widziałaś go tak podjaranego pomijając jazdę na motorze.
-Czacho... to tylko gra...
-Oh... t-tak... w-wiedziałem – miał minę tak, jakbyś właśnie zniszczyła wszystkie jego marzenia.
-Gdybym mogła się zmieniać, to byłoby zajebiście – zgodziłaś się. Otworzyłaś drzwi z uśmiechem – Dobranoc Czacho – powiedziałaś przed wyjściem.
-D-dobranoc – odpowiedział chwytając za odkurzacz, by do odprowadzić. Jak zamknęłaś za sobą drzwi do własnego mieszkania uśmiechnęłaś się. To pierwszy raz, kiedy odpowiedział Ci w ten sposób. Cholera... naprawdę zaczęło Ci zależeć.
-Dobra... ja odkurzę.
-Zostaw – warknął wkurzony Sans. Patrzyłaś. Nie. To jest zbyt widoczne. Papyrus zauważy.
-Tylko to. Wyczyszczę tylko to!
-Powiedziałem, abyś to kurwa zostawiła
-Nie! Co jeżeli twój brat zmusi cię do wyprowadzi bo to zostawię?!
-Tsk... to i tak nie ma znaczenia – wsunął ręce do kieszeni
-Ma znaczenie! Będę tęsknić jeżeli odejdziesz! - Sans zaczął się pocić.
-N-nic ci nie będzie!
-Nie! Nie zostawiaj mnie samej! Będę tęsknić za moim słodkim szkielecikiem! - chichotałaś, czasami jest taki łatwy...
-N-nie jestem kurwa... Do diabła! - warknął
-Jesteś! Teraz jesteś moim niewolnikiem! - położyłaś ręce na biodrach – I twój ludzki władca rozkazuje ci, że masz nie wyprowadzać się. A więc masz odkurzyć podłogę!
-Nie jestem twoim pierdolonym niewolnikiem, kobieto!
-Jesteś moim super słodkim potworzym niewolnikiem, i nakazuję ci posprzątać, abyś mnie nie zostawił
-Daj spokój! - warknął pokazując na podłogę
-A może jeżeli powiem Wielkiemu Szefowi, że cię kupiłam, pozwoli ci zostać? - mruknęłaś bardziej do siebie, niż do niego.
-Ani się waż tak mówić do niego! - oczy Sansa zajarzyły się wściekłą czerwienią.
-Więc odkurzaj!
-Gaaah, dobra! - warknął tupiąc nogami.
-Dziękuję! - krzyknęłaś gdy odchodził. Sans pojawił się po chwili z wielkim, czarnym odkurzaczem. Patrzyłaś na niego mrugając. Byłaś zaskoczona, że ten staroć jeszcze działa. Włączył go i zaczął sprzątać. Potem wyłączył
-Masz, szczęśliwa?!
-Tak.
-Dobrze. Bo jest kurwa ranek i padam z nóg! - uśmiechnęłaś się
-Musze spać tylko cztery godziny. - Sans zatrzymał się. Otworzył oczy zaskoczony
-Mówisz poważnie?
-Tak. - uderzył się w czoło znowu zerkając na Ciebie.
-Kurwa ja też tak chcę! To uczyniłoby moje cholerne życie prostszym.
-Na dłuższą metę to się nudzi.
-To o wiele lepsze niż być zmęczonym cały czas.
-Nie śpisz zbyt dobrze, prawda? - odwrócił wzrok.
-N-nigdy nie sypiałem dobrze – Kiedyś myślałaś, że jest po prostu bardzo głośny podczas intymnych chwil sam na sam ze sobą. Choć to były koszmary. Nie ma tygodnia, aby takich nie miał co... Cię martwi. To nie jest dla niego zdrowe. Nie wspominając o tych wielkich worach pod oczodołami.
-Wszystko wygląda dobrze, więc... pozwolę ci iść spać. - odwróciłaś się w stronę drzwi
-Z-zaczekaj! - krzyknął.
-Tak? - popatrzyłaś na niego przez ramię. Stał walcząc z myślami. Wziął głębszy wdech i popatrzył na Ciebie.
-W-więc jesteś wampirem jak w tej grze, tak?
-Tak – nie byłaś pewna, o co mu chodzi.
-Cz-czy... m-mogę zobaczyć jak zmieniasz się w nietoperza? - zapytał. Nigdy nie widziałaś go tak podjaranego pomijając jazdę na motorze.
-Czacho... to tylko gra...
-Oh... t-tak... w-wiedziałem – miał minę tak, jakbyś właśnie zniszczyła wszystkie jego marzenia.
-Gdybym mogła się zmieniać, to byłoby zajebiście – zgodziłaś się. Otworzyłaś drzwi z uśmiechem – Dobranoc Czacho – powiedziałaś przed wyjściem.
-D-dobranoc – odpowiedział chwytając za odkurzacz, by do odprowadzić. Jak zamknęłaś za sobą drzwi do własnego mieszkania uśmiechnęłaś się. To pierwszy raz, kiedy odpowiedział Ci w ten sposób. Cholera... naprawdę zaczęło Ci zależeć.