5 października 2017

Undertale: Gra w kości -Ciężka noc [The Skeleton Games - Rough night] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Korytarz był przyciemniony. Przez kryształowe okna widać było migoczący Rdzeń. Złoto i czerwień tańczyły na podłodze, oświetlały kłęby pyłu unoszone przez powietrze. Przebrzmiewał tylko dźwięk pokonanego kościstego ataku, kroków, pękających kości. Wykończony Sans osunął się na filarze, czekał. Nadchodzi... Pocił się z każdym kolejnym krokiem maszkary. Echo niosło je ze sobą wypełniając pustą przestrzeń. Z każdym krokiem, to było bliżej. Z każdym krokiem, jego dusza biła szybciej. Wejście otwierało się milimetr po milimetrze. To niewiarygodne, że tak małe rączki są w stanie pchnąć tak wielkie drzwi. Sans podniósł wzrok, czekał na małą kreaturę. Stanęła pod drzwiami, jak zawsze. Mimo zabicia wszystkich potworów, nadal drzwi stanowiły wyzwanie. Kreatura popatrzyła na korytarz, dostrzegał potwora czekającego na nią. Ich czerwone ślepia się spotkały. Piękna, głęboka czerwień, ani śladu strachu. Była raczej dumna z siebie, złota poświata odbiła się po pomieszczeniu. Jej oczy były jak rubiny. Jak krew. Stała cichutko, nie spuszczając go z wzroku. Na koniuszkach palców miała pył. Nim spisała testament swojej MIŁOŚCI. Sans czekał w ciszy. Patrzył w skupieniu na te wielkie krwisto-czerwone oczy. Kreatura podeszła i zatrzymała się w cieniu filaru z szerokim uśmiechem malującym się na jej twarzy. Sans odwołał kościsty atak i schował ręce do kieszeni.
-Więc.. dotarłaś aż tu – przyglądał się jej. Kreatura wyszczerzyła się szerzej. - Wygląda na to, że muszę ci pogratulować. Znowu przez chwilę wziąłem cię za człowieka – Kreatura stała w milczeniu z uwagą patrząc na każdy jego ruch – E-ej nie patrz tak na mnie dzieciaku. I tak cię nie zatrzymam. Znam zasady. Tutaj to zabij albo zgiń. - Zrobił krok w bok, jego dusza zabiła w piersi. - Król czeka, śmiało. Jak go pokonasz, będziesz wolna. - Kreatura się zawahała, następnie zaczęła iść przed siebie. Dusza Sansa biła w szaleńczym tempie, lecz jak tylko bestia przeszła, Sans zrelaksował się. Wypuścił oddech, nawet nie wiedział, że go zatrzymał. W końcu, odchodzi. Odchodzi i nigdy nie wróci. Wsadził ręce do kieszeni, patrzył jak złote refleksy zniknęły. Teraz była już tylko czerwień. Ostry nóż przeszył jego pierś. Przebił kości.
-Twój brat miał rację Sans – zimny, martwy głos szeptał mu do ucha – Jesteś niczym więcej jak bezwartościowym śmieciem – Paliła go pierś, coś się z niego wylewało. Brudziło koszulę, przesiąkało przez palce. Popatrzył starając się powstrzymać ciecz, popatrzył na palce. To krew. Dlaczego krwawi? Potwory nie krwawią! Chciał krzyczeć, lecz nie mógł. Z ust polała mu się krew. - Nie bój się Sans – szeptał głos – To miało miejsce już wiele, wiele razy – Niech przestanie! Dlaczego? Dlaczego nie przestaje? To pali. Wszystko pali. Stop! Proszę przestań! - Obudzisz się i nie będziesz nic pamiętał – Czerwień wylewała się z niego, brudziła podłogę. Szybko całe pomieszczenie zrobiło się czerwone. Przestań! Dlaczego to tak boli?! - hah hah hah hah hah hah hah hah – kreatura śmiała się wyszarpując nóż z jego pleców. Sans padł na kolana, drżąc w agonii, otoczony czerwoną cieczą. Próbował oddychać, zatamować krwawienie. Dłonią rozpaczliwie poszukiwał czegoś, co sprawi, że się pozbiera. Przestań! Puść! Boli! Nie może oddychać.
-Sans.
-Dlaczego nas zabiłeś, Sans?
-Dlaczego nas nie obaliłeś, Sans? - z krwi wyskoczyła para rąk i chwyciła go za czaszkę, przyciągając do podłogi. W kałuży pojawiło się odbicie małego dziecka. - Chciałem być twoim przyjacielem.
-Przestań! - próbował krzyczeć, lecz zadławił się krwią. Nie chciał. Nie chciał go zabić!
-Sans.
-Sans.
-Dołącz do nas, Sans – Proszę puść! Głos krzyczał jego imię, z każdą chwilą wbijając go w czerwoną podłogę. Czerwień, to piękny kolor. Jego ulubiony kolor.
-Sans.
-Sans. - Był już tak blisko, czuł ją na twarzy. Tak blisko, że prawie... - SANS! - spadł na ziemię. Zakrył rękami twarz. Był w swojej sypialni, na podłodze.
-K-KURWA! - warknął czując ból upadku na całym ciele.
-Sans, obudź się, to tylko koszmar. - jego sąsiadka krzyczała przez ścianę. Przekręcił się gładząc po twarzy, starając się złapać oddech. - Sans? - krzyczała dalej
-N-nie śpię! - krzyknął. Jego sąsiadka rzadko kiedy używa jego prawdziwego imienia.
-Jasna cholera! Jesteś pewien, że nie zostałeś zamordowany? - Kurwa, aż tak się darł?
-N-nic mi nie jest! - odpowiedział podnosząc się z ziemi, cały czas masując twarz. Była cała mokra.
-Dobrze. Wracaj spać! - Nie odpowiedział. Usiadł w ciszy na łóżku. Zacisnął kości na skraju łóżka. To był popierdolony sen! K-kurwa, nie chce po tym spać. Czy kiedyś te koszmary się skończą? Położył się i okrył kołdrą, próbując ułożyć wygodnie. Musi iść spać. Jutro rano ma pracę. Zamknął oczodoły, natychmiast zobaczył czerwień. Nie. Otworzył je. Wygląda na to, że nie zamknie oczu przez jakiś czas. Leżał kilka minut. Czekając na sen, lecz ten nie przyszedł. Dlaczego nie może spać jak normalna osoba? Dlaczego zawsze wszystko pamiętał? Dlaczego tylko on pamiętał? Zarzucił na głowę kołdrę, chciał się schować przed wszystkim. Nienawidził tego. Nienawidził siebie. Chce zostać sam, to aż tak wiele? Zacisnął mocniej kołdrę, marząc o zniknięciu. Zniknięciu ze świata. Nie chciał już istnieć.
Starałaś się ułożyć wygodnie z laptopem jednocześnie tak, aby widzieć ekran. Nie, lepiej było w tamtej pozycji.
-Cz-cześć – niski głos odezwał się z tyłu. Odwróciłaś się. Sans stał na podłodze ubrany w piżamę.
-Um... cześć Czacho. Nie powinieneś spać? - Popatrzył na Ciebie, zrozumiałaś to spojrzenie. Wielkie podkrążone oczy. Muszą takie być przez...
-N-nie mogę – odwrócił wzrok.
-Oh? Chcesz spać ze mną? - zaczęłaś sugestywnie poruszać brwiami.
-Mniejsza, wracam.
-Z-zaraz! Nie chciałam! Zamknę się! Obiecuję! - Odłożyłaś komputer i usiadłaś na kanapie. Patrzył na Ciebie przez chwilę, przed zajęciem miejsca obok Ciebie próbował wsadzić ręce do kieszeni, lecz kiedy nic nie znalazł, rozluźnił ręce.
-Czy.... czy masz coś fajnego do grania? - zapytał zerkając na Twoją półkę z grami
-Coś da się znaleźć – wstałaś i rozpoczęłaś poszukiwania. Kilka razy strzyknęło Ci w kręgosłupie. Sans natychmiast otworzył szerzej oczy jak tylko to usłyszał. Zarumienił się patrząc na Ciebie – Wybacz, wybacz. Czasami samo tak robi – mruknęłaś podchodząc do półki – Zobaczmy... coś konkretnego szukasz?
-C-coś w łatwego – szepnął
-Hm... coś łatwego – skanowałaś półkę. Coś w co może pograć. Wzrokiem odnalazłaś jedną z gier i uśmiechnęłaś się. - Grałeś kiedyś w wyścigówki?
-Mieliśmy wyścigi w tej kosmicznej grze
-Tak, ale to nie wyścigówka. W tej chodzi tylko o ściganie się
-Jasne. Dawaj to.
-Dobra. Koci Gokart. - wyciągnęłaś pozycję z półki i naszykowałaś konsolę. Wracając na kanapę podałaś Sansowi pada, laptop wzięłaś na kolana.
-Nie będziesz grać?
-Um.... może potem... Musisz nauczyć się jak sterować.
-Miała być łatwa.
-Jest łatwa, jestem w niej mistrzem
-Huh... dobra? - rozpoczął grę i przeglądał menu.
-Zacznij z 50cc – doradziłaś – Jeżeli będziesz wygrywał, wybierz szybsze. - Zaczął teraz wybierać między dostępnymi postaciami.
-Dlaczego wy ludzie macie kurwa obsesję na punkcie kotów
-Koty są słodkie Czacho.
-Dla ciebie wszystko jest słodkie
-Nie, tylko małe kościotrupy, ich bracia i koty – Sans wywrócił oczami i wrócił do gry.
-Będziesz miaaauuuuu kłopoty! - czarny kiciuś uśmiechał się i skakał po ekranie. Sans zamarł. Raz jeszcze kliknął na postać – Poznaj mrrrrroczną siłę! - jego oczy zabłyszczały, uśmiech się powiększył. Wybrał tego kotka. - Ze mną nie uciekniesz na drzewo!
-Kurwa mać, tak! - krzyknął zadowolony z wyboru postaci.
-Spodziewałam się, że jego wybierzesz – skrzywiłaś się
-To najlepsza rzecz w tej chujowej grze! - poprawił się na kanapie
-Że też zapomniałam o tym kocie – zaczęłaś żałować.
-Dobrze, że zapomniałaś. Jego kwestie są purrrrfekcyjne – Sans był szczęśliwy.
-Nieeeee – jęknęłaś dramatycznie opadając na kanapę. Wyjaśniłaś mu podstawy gry i rozpoczął wyścig.
-Nie wydaje się trudne – powiedział po pierwszym okrążeniu
-Czacho... ani razu nie driftowałeś. - odpowiedziałaś przyglądając się jego grze.
-Muszę?
-50 pewnie jest za wolna, ale w lepszych cc będziesz mógł to robić.
-Jak często w to grałaś.
-To cześć ósma serii. Grałam we wszystkie. - Patrzyłaś, jak w trakcie kolejnego okrążenia prawie wyleciał z trasy. - Heh – mówiłaś patrząc – Właściwie z tą grą wiąże się pewna historia. Kiedy zaczynałam kurs na programistę kilka lat temu, byłam jedną z niewielu dziewczyn na uczelni. Kupa facetów chciała się ze mną umówić
-C-co?! - jego auto uderzyło w ścianę
-Hissss! To bolało!
-Zabawne, co? Jakby cokolwiek o mnie wiedzieli. Nie chciałam odmawiać, bo wiem ile to kosztuje przełamać się, aby kogoś zaprosić. Więc, grzecznie mówiłam im, że pójdę, jeżeli wygrają ze mną dwa z trzech wyścigów w tej grze.
-T-tak... i ? - zapytał nerwowo
-Ani razu nie przegrałam – uśmiechnęłaś się z dumą. Zajął trzecie miejsce. Nie tak źle, jak na pierwszy raz.
-I-i … co? Jesteś naprawdę ł-ładna czy coś? - zapytał powoli, kiedy rozpoczynał się kolejny wyścig.
-Łał, dzięki Czacho – wystawiłaś język
-Tsk... wszyscy ludzie jesteście do siebie podobni.
-Hahahaha! To prawdopodobnie najbardziej rasistowska rzecz jaką od ciebie usłyszałam! - śmiałaś się
-Cóż, bo jesteście. Macie dwie ręce, dwie nogi, ciało pokryte skórą i włosy na górze
-Dobra, dobra... biorąc pod uwagę wygląd potworów to ma sens – Patrzyłaś, jak jakimś sposobem prześcignął auto prowadzące bez korzystania z żadnych itemów. - Błagam, powiedz chociaż, że wyhaczyłbyś mnie z tłumu.
-Tak, to kurwa zrobić mogę kretynko. Przebywam z ludźmi już dość długo, aby widzieć czym się od siebie różnicie. No i nawet jeżeli bym nie mógł, twój dziwny smród by mi pomógł.
-Hahaha co? Co do...! Hahaha! A jak pachnę?
-Śmierdzisz kurwa inaczej, dobra?! - warknął – Cholera! - Krzyknął kiedy wypadł z toru.
-Wiesz, myślę, że wyglądam dobrze, ale jestem stanowczo za wysoka jak na dziewczynę.
-Pierdoliłaś o tym wcześniej. Co jest kurwa nie tak z twoim wzrostem?
-Mmm... trudno to wyjaśnić, ale dziewczyny powinny być niższe od chłopców
-To jest kurwa takie ważne?
-Tak.
-Więc jesteś brzydka bo jesteś wysoka?
-Nie... nie jestem brzydka! … tylko.... mniej dziewczęca. - Sans przez chwilę milczał skupiony na grze.
-Nie rozumiem ludzi – mruknął zamyślony.
-Mmmm … nie wiem jak to wyjaśnić, ale mój wzrost onieśmiela ludzi – Sans wykorzystał buffa i prowadził
-Naprawdę? - prychnął – Ty onieśmielasz ludzi?
-Tak... ty się mojego wzrostu nie przestraszyłeś Czacho? - zachichotałaś
-Kurwa nie! - warknął natychmiast.
-Naprawdę? Bo ja pamiętam małego trzęsącego się ze strachu na mojej podłodze kościotrupka z gazem pieprzowym na twarzy.
-Kurwa, nie trząsłem się ze strachu! - warknął rumieniąc się – I nie bałem się ciebie. Myślałem, że będziesz jak reszta tych pojebów i zamkniesz mnie w pierdlu.
-Bałeś się mnie Czacho!
-Kurwa nie! Wasz gatunek często pierdolił mi życie
-Jestem pewna, że kilka razy bałeś się bezpośrednio mnie
-Mówię kurwa! Byłem ostrożny bo jesteś pojebana i nie ufam ludziom! Nie bałem się ciebie!
-Heh....? - uśmiechnęłaś się poprawiłaś się na kanapie – Więc mówisz, że nigdy, ale to nigdy się mnie nie bałeś? Nawet tak troszeczkę? - zwróciłaś się ciałem w jego stronę. Wywrócił oczami, skupiony na grze, ignorował Cię. Przybliżyłaś się do niego  z uśmiechem – A co jeżeli skorzystam z propozycji i postanowię mój piątkowy rytuał przeprowadzić na twoim słodkim kościstym karku? - Patrzyłaś jak zamarł. Otworzyłaś usta, przybliżając swoje zęby do jego szyi. Koścista dłoń uderzyła Cię w twarz.
-Kurwa! - krzyknął zdenerwowany – Przez ciebie nie panuję nad ręką!
-Ał, Czacho – zasłoniłaś swój nos – To bolało.
-To dobrze, może nauczysz się szanować moją przestrzeń osobistą
-Ale twoja przestrzeń osobista to moje ulubione miejsce – chichotałaś.
-Szkoda! Bo cię tam nie chcę! - warknął
-Było zabawniej kiedy się mnie bałeś – rzuciłaś zasmucona.
-Kurwa już to mówiłem. Nigdy się ciebie nie bałem – śmiałaś się dalej biorąc na kolana komputer i wznawiając przerwaną grę. Robiło się późno. Pora spać, nawet jak na Ciebie. Trzeba będzie wygonić Sansa do łóżka, też powinien spać... Ale spoglądając na jego twarz i na to, że przyszedł do Ciebie... Dobrze, dasz mu jeszcze godzinę.
Rankiem obudziłaś się rozklekotana. Co więcej, czułaś się winna. Powinnaś wygonić Sansa wcześniej. Dlaczego pozwoliłaś mu siedzieć tak długo? Nawet Ty się nie wyspałaś i teraz Ci nie fajnie. Mniejsza. Twoje ciało naprawi się tak szybko jak wstaniesz i.. Otworzyłaś natychmiast oczy zdając sobie sprawę, że nie jesteś w swoim łóżku, czy tym bardziej w sypialni. No i masz coś na brzuchu.
-Cz-czacho? - powiedziałaś cicho nim się powstrzymałaś. Drzemiący na Twoim brzuchu potwór warknął i wtulił twarz w Twoją koszulę.
 C-C-CO?! Zamarłaś na chwilę, nie wiedziałaś co się dzieje przed Twoimi oczami. Leżysz na kanapie w swoim salonie. Masz na sobie Sansa... Który śpi. J-Jak.. Kiedy to się stało?! Jak do tego doszło?! To.... to jawa? Chwilę zbierałaś oddech, obserwując jak pierś unosi się i opada. A wraz z nią, mały szkielet. Próbowałaś przypomnieć sobie bo zaszło w nocy. Sans przyszedł po jednym z gorszych koszmarów jaki miał odkąd pamiętasz. Grał w grę a potem... Usnęłaś. Na kanapie. Jesteś pewna, że usnęłaś pierwsza, co jest cudem, bo nie potrzebujesz wiele snu. Jak to się stało, że leży na Tobie? Nie, lepsze pytanie. Jakim sposobem pozwolił sobie być tak blisko Ciebie? Patrzyłaś przez chwilę na jego śpiącą twarz. Był taki spokojny. Ani śladu po gniewie. Nie miał sztucznego uśmiechu, zaś wory pod oczami prawie niezauważalne. Wyglądał jak zupełnie ktoś inny. Poczułaś dziwne doznanie. Tam, gdzie wasze ciała się stykały czułaś przyjemne relaksujące mrowienie. Nic dziwnego, że się nie obudziłaś. Jego dziwna magia działała jak kołysanka. Powoli się poprawiłaś, starając się go nie obudzić. Choć ta dziwna magia była odprężająca, to sam w sobie był niewygodny. Te żebra wbijają się w Ciebie. To szkielet, a czego się spodziewałaś? Warknął wtulając mocniej twarz w Twój brzuch. Dziura w nosie łaskotała delikatnie. Walczyłaś z chichotem. Nie chcesz go obudzić, nie teraz. Śpij Czacho. Śpij. Czekając, aż jego oddech się uspokoi zdałaś sobie sprawę co stało się z koszulką. Trzymał ją, kraniec podwinięty do góry, zwinięty w rulon. Trzymał w swoich szponach przyciągając do siebie materiał. To trochę... dziwne. Warknął trzeci raz, a potem zaczął mruczeć. Serce zabiło Ci mocniej, poczułaś jak się rumienisz. Łoł, łoł, łoł. Spokojnie. Jesteś tylko zaskoczona. Zaskoczona, że opuścił swoją gardę na tyle, aby usnąć na Tobie. Heh... no i sposób w jaki trzyma koszulkę, prawie jakby Cię tulił. Prawie. To słodkie. Naprawdę słodkie. Tak słodkie, że... Ta chwila potrzebuje upamiętnienia na zawsze. Postarałaś się poruszyć ręką bez budzenia go. Jedyną, której nie tulił. Chwyciłaś za telefon z ziemi i powoli podniosłaś. Heh... heh... heh... Nie dasz mu o tym zapomnieć. To lepsze niż incydent u Grillbiego. Zachichotałaś. Czacho, dlaczego jesteś taki zabawny? Włączyłaś kamerę i zrobiłaś kilka zdjęć. Nie było to łatwe zadanie. Po kilku fotkach usłyszałaś budzik z jego kieszeni. Natychmiast odrzuciłaś komórkę i udając, że spisz.
Sans drgnął lekko kiedy usłyszał budzik. Kurwa... już rano....? Zaczął szukać telefonu, wsadził rękę do kieszeni i włączył drzemkę. Dziwne. Dlaczego go tam zostawił? Wtulił się w łóżko, pozwalając zrelaksować chwilę dłużej, nim będzie musiał wstać i iść do pracy. No i z jakiegoś powodu, jego łóżko było dzisiaj bardzo wygodne. Zacisnął szpony na prześcieradle, zwijając je tak jak lubił. Na coś natrafił, pociągnął mocniej. Usłyszał dźwięk rozdzieranego materiału i przestało. Ojej... nie chciał robić kolejnej dziury. Wtulił twarz w zwinięty materiał i jęknął z zadowolenia. Cholera... jego łóżko jest dzisiaj bardzo wygodne. Ta kurewsko ciepłe. Pieprzyć pracę! Zadzwoni i powie, że jest chory. Zostanie tu cały dzień. I tak mało śpi. Dzień wolny nikogo nie zabije. Zaczął ocierać policzek o miękki materac, pozwalając, aby prześcieradło łaskotało jego twarz. Jak kurwa ma nie spać, kiedy jego łózko jest tak zajebiste? Na gwiazdy, wspaniałe uczucie. Już nigdy nie chce z niego wstawać. Dlaczego nie jest takie zawsze? Cholera, pachnie nawet jak... Otworzył szeroko oczy kiedy rozpoznał zapach. C-co on kurwa robi w jego sypialni?! Jego dusza natychmiast się zatrzymała, kiedy zrozumiał, że nie jest w swojej sypialni. Walczył z krzykiem, gdy ujrzał Twoją powoli oddychającą twarz, pogrążoną w głębokim śnie. Kurwa, kurwa KURWA! Źrenice mu zniknęły. Co na świętą dupę Dreemurrów on robi?! C-C-Co ona? … J-jak do tego?.... K-kiedy on....?... D-DLACZEGO ŚPI NA TOBIE?! Zszedł szybko starając się zabrać szpony z koszulki. Panika utrudniała sprawę. Sz-sz-szbciej nim się obudzi! Nie może pozwolić abyś go tak zobaczyła! NIGDY! Jedną rękę uwolnił, teraz pozostała druga.
-Nnngh – jęknęłaś. Sans zamarł. Jego dusza chciała wyskoczyć z ciała kiedy klęczał pełen winy między Twoimi nogami z ręką utkniętą w materiale Twojej koszulki. Śpij do kurwy nędzy głupi człowieku! Ani się waż obudzić teraz! Czekał chwilę, nasłuchując Twojego oddechu. Kiedy nie okazałaś innych oznak przebudzenia, zaczął jeszcze raz. Materiał koszulki różnił się od jego prześcieradła. Kości utknęły. Zwłaszcza koniuszki. Jego dusza krzyczała kiedy odkrywał, że z każdym kolejnym szarpnięciem, tylko mota się coraz bardziej. -Mmmm – jęknęłaś znowu odwracając głowę. Dusza panikowała maksymalnie gdy na Ciebie patrzył. Pieprzyć to! Jednym, szybkim ruchem uwolnił rękę i natychmiast wziął skrót. Padł na łóżko i zaczął się po nim turlać. Schował twarz w poduszce próbując złapać oddech. C-co się stało?! Czekał chwilę, czekając aż jego dusza zwolni. Miał nadzieję, że prześcieradło nie zapali się od magicznego ciepła, jakie czuł na twarzy.
-KURWA JEGO MAĆ! - krzyczał w poduszkę. Nadal walcząc z duszą, aby się uspokoiła. Co on kurwa zrobił?! Kurwa nie! Nie może tego kurwa robić! Nie może! To jest... to jest.. Czuł, że rumieni się jeszcze bardziej, gdy przypomniał sobie jak wygodna byłaś. K-KURWA! G-gorąco tutaj. Dlaczego kurwa jest tak gorąco?! Teleportował się do ubikacji, rozebrał, natychmiast wszedł pod prysznic pozwalając, by chłodna woda ostudziła jego rozgrzane kości. Opuścił powieki i pusto patrzył się w kapiącą wodę, opierał się o ścianę. Jego dusza nadal wiła się zdezorientowana tym co się stało. - C-CO JA KURWA ZROBIŁEM?!!!
Śmiałaś się w kanapę, uniosłaś głowę aby złapać oddech. Czułaś ból, bo musiałaś walczyć, by nie śmiać się zbyt głośno. Ta mina! Na gwiazdy ta mina! Był taki czerwony! Śmiałaś się dalej, przypominając sobie zawstydzenie na twarzy sąsiada. Utknął! Nie masz pojęcia dlaczego tak chwycił się Twojej koszulki, ale utknął! Musiał siłą się wyrwać! Prawie się roześmiałaś, kiedy zrozumiałaś, że chce uciec, ale nie może. Kiedy mogłaś już normalnie oddychać, przekręciłaś się i popatrzyłaś na koszulkę. Zniszczona. Okolice brzucha pełne dziur, no i tam gdzie utknął była rozerwana. Nom. Nic już z tym nie zrobisz… Chyba, że… Chwyciłaś za telefon wstając. Poszłaś do łazienki. Ze złowieszczym uśmiechem ściągnęłaś koszulkę przez głowę i zaczęłaś pisać wiadomość. 
Sans wyszedł spod prysznica po kilku minutach czując się już lepiej. Jego dusza nadal się nie uspokoiła w pełni, ale kości były chłodniejsze. Poszedł do pokoju szukając jakiś czystych ubrań, lecz zatrzymał się słysząc wibracje telefonu. Co kurwa? Kto do niego pisze z rana? Chwycił za komórkę i sprawdził, wtedy jego dusza zamarła

NowyKontakt3: Obudziłam się w podartej koszulce. Wiesz co mogło się stać?

K-Kurwa! O tym zapomniał. T-to nic. Powtarzał sobie odstawiając telefon. Olej. Jeżeli nie odpisze to może do wieczora zapomni o tym? Kolejna wibracja.  Szybko podniósł komórkę do twarzy. Dusza biła mu nerwowo w piersi.
NowyKontakt3: To było przebiegłe Czacho, a ja myślałam, że nie chcesz ze mną spać
Sans patrzył na wiadomość w przerażeniu. T-ty… nie spałaś! W-więc za każdym razem kiedy jęczałaś i się przekręcałaś… ty tak naprawdę…
-NIE SPAŁAŚ KURWA!! – krzyczał, oczy żarzyły mu się na czerwono z wściekłości. Usłyszał śmiech zza ściany, podszedł do swojej – PIEPRZ SIĘ! – zaczął walić w nią pięścią.

NowyKontakt3: Tego chciałeś? Musisz być bardzo  zdesperowany skoro próbowałeś zedrzeć ze mnie koszulkę

Sans miał właśnie znowu zacząć krzyczeć, kiedy zdał sobie sprawę, że to dokładnie to, czego ona chce. Powoli odsunął się od ściany. Skoro chce go wkurwić, to tego nie dostanie. Problem rozwiązany. Nie będzie mogła mu dokuczać z tego powodu, jeżeli nie będzie się przejmował. Z zadowoleniem udał się do salonu. Jak chce, to mu nie dokuczysz! Będzie cię ignorował!. Wibracja kolejna. 

NowyKontakt3: Słodko wyglądasz kiedy śpisz [Błąd wysyłania wiadomości: Błąd dostarczenia obrazu]

Z-Zrobiła zdjęcie?! Kurwa! Kiedy?! Olej! Po prostu olej! Nie reaguj na takie zachowanie. T-to tylko zdjęcie.

NowyKontakt3: Koniecznie muszę to wrzucić na Underneta

Jego dusza zawrzała we wściekłości i strachu. Próbował być spokojny, naprawdę… ale czas zabić człowieka. Wziął skrót do salonu sąsiadki. Szukał jej wzrokiem. Cholera jasna! Nie ma jej! Przeszedł korytarzem i wszedł do sypialni z impetem.
-Ani się waż wrzucać tego… - zamarł kiedy na Ciebie spojrzał. Jego ciało ani drgnęło od progu.
-U-U-Ummm – rumieniłaś się z zawstydzenia – Cz-cześć Czacho – Poza jedną nogą, którą nadal trzymałaś w nogawce spodni od piżamy oraz parą majtek. Byłaś naga. Sans patrzył się na Ciebie, źrenice zniknęły mu w oczodołach. Nie wiesz na co patrzył, lecz nie dawał żadnych oznak życia i zaczęłaś się martwić. Zakryłaś pierś na tyle na ile się dało i stanęłaś przed przyjacielem – Cz-czy możesz…
-K-K-KURWA! UBIERZ SIĘ! – krzyknął, jego twarz zrobiła się czerwona. I zniknął
-Czacho? – zawołałaś w pustą przestrzeń nadal zakrywając piersi. Słyszałaś jak coś tłucze się w mieszkaniu obok. – Czacho?
-Z-Z-ZAMKNIJ SIĘ! Z-Zostaw mnie samego! I-Idę do pracy! – krzyknął i zrobiło się u niego cicho. Nie chciałaś, aby cokolwiek to było, się tak skończyło. Wybrałaś jego numer i czekałaś. Po dwóch sygnałach, odebrał. – T-T-TO NIE MOJA WINA, KURWA! N-NIE DZWOŃ! – rozłączył się. Po przemyśleniu, lepiej dać mu czas na ochłonięcie. Odstawiłaś telefon i poszłaś do ubikacji szykując się na umycie się pod prysznicem.  Odprężyłaś się, czując na sobie strumień wody. Zarumieniłaś się, przypominając sobie jak stanął w progu. Sans miał rację. To jest zawstydzające, nawet jeżeli nie jest Tobą zainteresowany. Bo nie jest… prawda?
Share:

4 października 2017

Undertale: Gra w kości -Potworna zupa [The Skeleton Games - Monster Soup] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Obudziłaś się w sobotni poranek z poczuciem winy. Byłaś całkowicie wypoczęta po kilku godzinach snu, ale wiesz, że Twojemu sąsiadowi potrzebna byłaby podwójna dawka tego czasu, aby mógł funkcjonować poprawnie. Usiadłaś na łóżku, będziesz musiała zająć się godzinami jego snu. Zaczęłaś dzień jak zawsze. Sprawdzając wiadomości nim wstaniesz z łóżka i udasz się zrobić pranie. Założyłaś na siebie sweter, aby ochronił Cię przed słońcem, buty i chwyciłaś za kosz. Spacer do pralni był przyjemny, pewnie dlatego, że niebo zakrywały chmury. Właściwie nic nie czułaś na skórze, kiedy szłaś wzdłuż budynku do pralni. Właśnie pakowałaś ubrania do maszyny kiedy drzwi się otworzyły. Po chwili wczłapał się do środka szkielet. Sans nigdy nie przejmował się swoim wyglądem, lecz dzisiaj przypominał chodzące siedem nieszczęść. Tak, jakby ubrał się w coś, co przypadkowo wpadło mu w ręce. Miał swój ulubiony czerwony golf nie dość, że tył na przód, to jeszcze na lewą stronę. Zakołysał się lekko z koszykiem w rękach, kiedy drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem.
-Cześć – mruknął zaspany. Popatrzyłaś na niego wrzucając swoje ubrania do drugiej pralki.
-Nie powinieneś spać? - zapytałaś – Wyglądasz jak trup. I nie, to nie jest kawał o szkieletach. - Jego ostre zęby wykrzywiły się w uśmiechu, gdy podszedł do pralki
-Mama pyta się Jasia. Masz coś do prania? Nie. Odpowiada Jasio. Pranie jest spoko – mruknął sennie. Zmarszczyłaś oczy wsypując proszek do pralek.
-Czacho, prawie śpisz na stojąco. Jakim sposobem możesz jeszcze opowiadać kawały?
-Co? Nie możesz znieść mojego czystego humoru? - szczerzył się w trakcie otwierania pralki obok Twojej, wrzucił do niej swoje ubrania
-Czacho... nie – ostrzegłaś. Jego źrenice zabłyszczały radośnie.
-Rozmawiają dwie pary majtek w pralce. O widzę, że wakacje były udane, po tej brązowej opaleniźnie. Mówi jedna. Nie, dzień był posrany.
-To było kiepskie. – mruknęłaś z lekką odrazą
-Co to jest? - stanął i zaczął kręcić kółka rękami w powietrzu. Kiedy nie odpowiedziałaś rzucił – Mamo. Tato. Jestem. W. Pralce – Walczyłaś z uśmiechem, aby nie dać mu satysfakcji. Jeżeli teraz się poddasz, jesteś pewna, że nigdy nie skończy. Wcisnęłaś start na swojej pralce i popatrzyłaś na niego.
-Czacho... skoro oboje robimy pranie w tym samym czasie, może ja skończę twoje za ciebie? W ten sposób wrócisz do domu i zdrzemniesz się jeszcze trochę nim przyjdzie Wielki Szef Paps.
-Nie! - machnął ręką ziewając – Saaaaam to zrobię. Nie p'czebuję t'ojej 'ocy... - zerknęłaś na pół przytomnego kościotrupa przed sobą. Nie. Musi iść spać. Potrzebuje tego. Ledwo stoi na nogach, ostatnio kiedy był w takim stanie zniszczył Ci telewizor. Choć jesteś pewna, że nie będzie próbował Cię zabić, nie znaczy to, że w tym stanie nie jest zdolny do zrobienia jakiejś głupoty.
-Dzisiaj gotujesz. Czacho. Nie zjem już więcej żadnego zatrutego dania, tylko dlatego, że byłeś zbyt zmęczony aby gotować.
-Jessssst doooobrze. - znowu ziewnął mrugając powoli. Wsunął ręce do kieszeni. Wyciągnął kilka monet i wsadził je do maszyny. Nasłuchując, jak stuknął gdy wpadną do środka. Potem, zaczął rechotać sam do siebie. Stałaś w ciszy patrząc, jak histerycznie śmieje się do pralni. Tak. Zrobisz za niego jego pranie, czy mu się to podoba czy nie. Pozwolić mu siedzieć w takim stanie przy bracie to nie jest dobry pomysł. Jeżeli Papyrus będzie sprawdzał też stan samotnie żyjącego brata, ten koniecznie musi się wyspać. Ten szaleńczo śmiejący się szkielet przed Tobą zdecydowanie nie spał zbyt wiele.
-Czacho, śmiejesz się do pralki. Idź spać. - nalegałaś
-Hehehe Nieee, nieeee hehehe nie łapiesz hehe.. Ja właśnie heh... wyprałem pieniądze Hehehehe – śmiał się jeszcze bardziej z kawału.
-Prać to można brudne pieniądze
-Hehehe taaa to też. - śmiał się opierając o maszynę. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie. Wygląda na to, że gada od rzeczy kiedy jest naprawdę zmęczony. Zaczął powoli osuwać się na ziemię ciągle się śmiejąc. Podeszłaś do niego i włączyłaś jego maszynę. Wystawiłaś rękę w stronę lezącego na ziemi kościotrupa.
-Chodź knypku. Wracaj spać. - Nie skorzystał z Twojej ręki, szczerzył się zaspany.
-Daaam radę. Skróty, pamiętasz? - mruknął zmęczony. Czekałaś chwilę. Teraz to zrobi, czy... Potwór nagle zaczął głęboko oddychać, powoli przenosząc ręce na klatkę piersiową.
-Ej! - krzyknęłaś klepiąc go lekko po policzkach – Czacho, nie śpij tutaj!
-C-co? - zamrugał szybko
-Nie teleportowałeś się. Wydaje mi się, że teraz nie będziesz wstanie.
-To skrót, nie teleportacja. Mówiłem – warknął i znowu ziewnął.
-Czacho, nie będziesz spał w pralni. Weź skrót do domu, albo wstań i idź tam z buta – rozkazałaś
-Dobra, dobra – mruknął – Chwila. - ziewnął i chwycił się za pralkę. Czekałaś, aż zacznie wstawać, ale tego nie robił. Za to znowu zaczął głęboko oddychać.
-CZACHO! - krzyknęłaś znowu klepiąc go po twarzy.
-Jeszcze pięć minut – machnął ręką – Jeszcze tylko pięć minut – przekręcił się próbując ułożyć wygodnie.
-Zaniosę cię na rękach niczym młodą pannę, jeżeli jeszcze raz uśniesz! - ostrzegłaś. W tym momencie otworzył szeroko oczodoły.
-A-ani się waż! - warknął wstając na nogi.
-Możesz iść spać, ale w swoim mieszkaniu. W ciepłym łóżeczku. Nie będziesz spał na podłodze w pralni – mruknęłaś zdenerwowana.
-Dobra, dobra, idę – zaczął człapać w stronę drzwi – Wnerwiający człowiek – mruknął cicho wychodząc. Postanowiłaś iść za nim całą drogę, aż do jego drzwi, aby się upewnić, że nie uśnie nigdzie.
-Idź spać, ja zajmę się twoim praniem. Nie martw się – zapewniłaś go.
-Dobra – mruknął ziewając. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania zapominając je za sobą zamknąć. Musiałaś zrobić to za niego zatrzaskując zamek. Wróciłaś do siebie kręcąc głową. Tak, teraz całkowicie wiesz co Papyrus miał na myśli. Sans naprawdę nie umie zadbać sam o siebie.
Sans powoli otworzył oczy. Czuł jak magia błądzi bez celu po jego kościach. Coś głośnego wkurzało go. Ughhh... Która godzina.. Powoli podniósł głowę, jakimś sposobem usnął w nogach swojego łóżka. Na oparciu były ślady jego zębów. Kiedy to zrobił? Zaraz.. czy on przypadkiem nie powinien...
-K-KURWA! - wstał szybko i popatrzył na telefon. Jego brat dzisiaj wpada, a on nie zrobił prania. Która godzina? Zerknął na telefon. To czas, w którym przybywa jego brat. Dzwoniła też wkurwiająca sąsiadeczka. Już miał oddzwonić, kiedy usłyszał głośne walenie w drzwi.
-SANS! TY KOMPLETNIE BEZWARTOŚCIOWY LENIU! OTWÓRZ DRZWI CHOĆ RAZ! - rozległ się krzyk jego brata. Sans nie marnował nawet sekundy. Natychmiast teleportował się przed drzwi. Cicho otworzył drzwi i szybko otworzył drzwi w panice.
-Cz-cześć Szefie – zadrżał stając twarzą w twarz z oczami brata.
-NIE SZEFUJ MI TUTAJ SANS! WIESZ ILE CZEKAM, AŻ ŁASKAWIE MI OTWORZYSZ? - Papyrus wszedł do środka przepychając mniejszego brat ana bok
-Uhhh....
-PONAD PIĘĆ MINUT! TO JUŻ DRUGI RAZ, KIEDY CZEKAM POD DRZWIAMI! COŚ TY ROBIŁ, ŻE JA WSPANIAŁY I... - przestał kiedy w końcu popatrzył na krewnego – SANS... DLACZEGO? NIE UBRAŁEŚ SIĘ JAK TRZEBA
-C-co? - Popatrzył na siebie i zauważył całkowicie przekręcony golf. Cholera.. nie pamięta nawet kiedy go zakładał. Budzik, który ustawił by zrobić pranie przed przyjściem brata powinien zadziałać. Naprawdę poszedł je zrobić? Musiał, w innym razie byłby teraz w piżamach. Cholera. Nie pamięta nic z ranka.
-SANS... CZY TY SPAŁEŚ? JEST PRAWIE POŁUDNIE! - Papyrus jęknął zauważając wielkie wory pod oczami zaspanego brata.
-J-ja.. oglądałem swoje oczy od drugiej strony, kiedy na ciebie czekałem Szefie
-UWAGA BO UWIERZĘ – Papyrus zmrużył oczodoły – A TERAZ PRZESTAŃ MI TU WYGADYWAĆ GŁUPOTY. PRZYBYŁEM ZROBIĆ CI TEST CZYSTOŚCI Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA. JESTEM PRZEKONANY, ŻE PONIESIESZ SROMOTNĄ KLĘSKĘ. - Sans czuł jak zaczyna się pocić. Miał nadzieję, że jego brat zacznie swoje zwyczajne sprawdzanie, ale zaczynał wierzyć w to, że jest inaczej. Nie uważał, aby powrót do brata to było coś wielkiego, ale nie był pewien, jak się zachowa, gdyby faktycznie miało do tego dojść. W Podziemiu Wspaniały i Przerażający Papyrus był... bardziej przerażający niż mogłoby się wydawać. Teraz, kiedy są na powierzchni, wiele rzeczy jest innych, choć nie znaczy, że wszystko jest idealne. Nigdy nie był w stanie przewidzieć swojego brata, więc...Sans przyglądał się jak jego brat przechadza się po salonie. Co chwilę mrużył oczy przyglądając się miejscu. Przesunął palcem po telewizorze, szukając najmniejszej drobiny kurzu. Najdrobniejszego śmiecia. Kiedy nic nie znalazł jego usta wykrzywiły się w kwaśnym uśmiechu, zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu czegoś innego. Sans przyglądał mu się w nerwowej ciszy. Papyrus przystanął przy oknie marszcząc brwi.
-S-SANS?
-T-tak Szefie?
-CZY... CZY TY NAPRAWDĘ WYCZYŚCIŁEŚ KARNISZE?
-Uh... t-tak – Papyrus popatrzył na brata. Jego ubrania to tragedia, wory pod oczami, nosił koszulkę tył na przód i to na lewą stronę, a mimo to wyczyścił karnisze? Karnisze, które są za wysoko dla niego i zdecydowanie nie da się ich tak łatwo wyczyścić nawet za pomocą niebieskiej magii. Czy jego leniwy brat naprawdę się postarał, wszedł na krzesło i wyczyścił karnisze? Ta myśl uderzyła go. Czysto, zero kurzu, nawet wypucowane karnisze...
-KIM JESTEŚ?!
-C-co? - Sans zrobił krok do tyłu – Powiedziałeś, że podwoisz swoje oczekiwania... więc...
-TRAKTOWAŁEM CIĘ ZNACZNIE GORZEJ I TO NIE PRZYNOSIŁO ŻADNEGO EFEKTU! - Sans również był zaskoczony reakcją brata. Od kiedy to czyste karnisze to było takie wielkie halo? - TSK... T-TO TYLKO POCZĄTEK SANS! IDĘ DO KUCHNI! - Tam sprawdził wszystko. Szukał najdrobniejszej plamki, przypalonego posiłku, czy kreski. Zacisnął mocniej zęby. - S-SYPIALNIA BĘDZIE TWĄ KLĘSKĄ! TYLKO CZEKAJ! - Przeszedł korytarzem skręcając w pierwsze drzwi wchodząc do sypialni Sansa. Stał na środku pomieszczenia, niższy powoli wszedł za nim unikając spojrzenia. - ŁÓŻKO JEST NIEZASŁANE! DLACZEGO GO NIE POŚCIELIŁEŚ? - rzucił po chwili. Sans w nocy je posłał i spał na kołdrze, aby tego nie zrujnować. To jedyna rzecz, jaką Papyrus mógł uznać za złą.. Sans póki co był bezpieczny.
-Materiał jest pognieciony – wzruszył ramionami
-TSK... RACJA – mruknął po chwili. Wysoki szkielet powoli wyszedł z pokoju i zerknął do dodatkowego pokoju nim wszedł do łazienki. Nim Sans wszedł za nim, usłyszał głos przebrzmiewający w całym mieszkaniu – JAKIM SPOSOBEM TU JEST CZYŚCIEJ NIŻ KIEDY SIĘ WPROWADZIŁEŚ?! - Sans przyśpieszył kroku i zerknął do środka. Kibel praktycznie błyszczał. Ani grama kurzu, pyłu czy czegokolwiek. Wczoraj tylko umył tam zęby i poszedł spać. Nie przyjrzał się pracy swojej sąsiadki. Sans otworzył szeroko oczy kiedy się rozglądał. Było znacznie czyściej niż przypuszczał, ze tutaj może być. Ile wysiłku wsadziłaś, aby to osiągnąć? Papyrus popatrzył na brata. - K-KIM JESTEŚ! CO ZROBIŁEŚ Z MOIM BRATEM?! - Sans nie wiedział jak na to odpowiedzieć, więc po prostu wzruszył ramionami.
-Uhhh
-D-DOBRZE! ZDAŁEŚ TYM RAZEM! ZADOWOLONY? - Papyrus warknął odwracając wzrok
-Uh... tak? - Sans był zmieszany. Zaraz... dlaczego jego brat jest taki wkurzony? Nie chciał, aby było tu czysto? Papyrus przepchnął brata na bok i udał się korytarzem ze spuszczoną głową.- Wszystko dobrze Szefie? - Sans szedł za nim. Papyrus skrzyżował ręce
-IDEALNIE SANS, JAK ZAWSZE.
-Więc.. uh... zacznę robić jedzenie. Nie martw się, nic gotowego – mruknął niepewnie za nim
-JESTEM PEWIEN, ŻE BĘDZIE LEDWO ZJADLIWE – mruknął nisko. Sans przyglądał się, jak jego brat siada na kanapie w salonie, sam potem wszedł do kuchni. K-kurwa? O co się złości? Nic nie dzieje się dobrze, kiedy jego brat jest zły. Sans stanął przy blacie i zaczął rozkładać na nim składniki do rosołu. Może coś się stało w pracy? Ale zazwyczaj mówi o wszystkim.
-Więc.. j-jak w akademii? - zapytał otwierając lodówkę.
-DOBRZE SANS, WSZYSTKO JEST DOBRZE – mruknął z kanapy przerzucając kanały. Sans czuł jak jego dusza mocniej zabiła, gdy wyciągał kurczaka. Nie jest dobrze. Wspaniały i przerażający Papyrus zawsze jest świetny i wspaniały, a nie dobry. Dobry to za mało dla niego. Sans poczuł wibracje w kieszeni. Wyciągnął telefon. Przywitała go lista wiadomości od brata i sąsiadki. Wiadomości od brata były takie same, przypominały mu o rodzinnym posiłku. Raz jeszcze i znowu i o tym, że w tym tygodniu będzie trudno. Ostatnia wiadomość mówiła o tym, że jeżeli natychmiast nie otworzy drzwi, czekają go bolesne konsekwencje. Sans sprawdził wiadomości od sąsiadki. Pierwsza mówiła, że jego brat drze się pod drzwiami i musi się obudzić. Druga wiadomość była krótsza.

NowyKontakt3: Zdałeś?

Sans: tak, mówiłem, że zdam.
 

Chwilę potem, dostał odpowiedź.

NowyKontakt3: Sprawdził karnisze?

Cholera... nie chce ci o nich mówić. Będziesz szczęśliwa i będziesz mu to wytykała.

Sans: Nie.

Odstawił telefon i gotował dalej. Papyrus był dziwnie cicho. W tle leciał jakiś program w telewizji. Sans chrząknął.
-Więc.. szefie... chcesz abym przyprowadził dla ciebie człowieka?
-TY DECYDUJESZ SANS
-C-co? - Sans przestał na chwilę pracować.
-W TYM TYGODNIU TO TY ROBISZ OBIAD, TO TY DECYDUJESZ KOGO ZAPROSISZ – Cholera! Był pewien, że jego brat będzie chciał znowu Cię zaprosić. Tego się nie spodziewał. Papyrus wychylił się w stronę brata w kuchni. - JEŻELI NIE PODOBA CI SIĘ JEJ TOWARZYSTWO TO JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIE WIDZĘ POWODÓW, PRZEZ KTÓRE CZŁOWIEK MIAŁBY Z NAMI BYĆ. - Sans pocił się krając składniki. Jeżeli Cię zaprosi, to przyzna się przed bratem, że się z Tobą przyjaźni. A tego Papyrus nie wie. Myśli, że wykorzystujesz Sansa, aby się do niego zbliżyć
-Ale Szefie... człowiek będzie zły, jeżeli nie zobaczy cię w tym tygodniu
-OCZYWIŚCIE, ŻE BĘDZIE ZŁA, ALE JAK POWIEDZIAŁEM, TO TWÓJ TYDZIEŃ, TWOJA DECYZJA. - Kurwa! Ona czeka na zaproszenie. Przygotował nawet dość jedzenia dla nich wszystkich, nie zastanawiając się czy wpadniesz w tę sobotę – TO RACZEJ OCZYWISTE, ŻE NIE CHCESZ EJJ TUTAJ. TO NIE PIERWSZY RAZ, KIEDY KTOŚ CHCE WYKORZYSTAĆ CIĘ ABY SIĘ DO MNIE DOSTAĆ. NIE LĘKAJ SIĘ DŁUŻEJ SANS, JAKKOLWIEK ROZUMIEM JEJ POŻĄDANIE W MOJĄ STRONĘ JAKO POWÓD PRÓBY ZAPRZYJAŹNIENIA SIĘ Z TOBĄ WBREW TWOJEJ WOLI. LECZ JEŻELI JEJ TUTAJ NIE CHCESZ, TO JEJ NIE ZAPRASZAJ. - To prawda. W Podziemiu Papyrus był kapitanem Gwardii. Nic co miało miejsce w Snowdin mu nie umykało. I Sans, jako brat, był dwojako traktowany. Jedni go nienawidzili i chcieli wykorzystać jako słabość brata. Drudzy, co było rzadkie, chcieli udać jego przyjaciół, i wykorzystać go jako protekcję u Papyrusa. Ostatecznie wszyscy chcieli go wykorzystać. Ale Ty nie. Wczorajsza reakcja była jasna. Nie płakałaś ze smutku. Płakałaś ze szczęścia, że Cię zaakceptował i … Sans poczuł jak się rumieni, gdy krajał mięso na kawałki i wrzucał je do gotującej się wody. … Jeżeli ktoś tutaj kogoś wykorzystuje, to on. Pomogłaś mu sprzątać i teraz nawet nie zostaniesz zaproszona na obiad. - OCZYWIŚCIE... JEŻELI JEDNAK JEJ TOWARZYSTWO JEST CI MIŁE TO ZUPEŁNIE INNA HISTORIA – Papyrus odezwał się z kanapy.
-O-ona jest tylko wkurwiającym człowiekiem Szefie. Taka sama jak inni – Jasne, Papyrus Cię tolerował, ale człowiek to człowiek. Nie ma szans, aby jego brat zaakceptował przyjaźń z człowiekiem. Lata spędził na służbie, czekając na przybycie jakiegoś. Czekając, by je zabić kiedy będzie mógł. Papyrus strasznie krzyczał za każdym razem, kiedy Sans nie chciał zabijać Friska. Ludzie ich zdradzili. Nie można się z nimi przyjaźnić. Choćby zbliżenie się do niego oznacza zdradę własnej rasy. Ale Frisk znalazł drogę do przekonania Papyrusa, czy to znaczy że ten zmienił nastawienie? Potwory może i żyją teraz na powierzchni, ale to nie znaczy, że ten zmienił swój stosunek do nich.

NowyKontakt3: Co tam tak cicho? Wszystko dobrze?
 

Cholera... Dlaczego zawsze musisz... Zostaw go w spokoju. Jest tylko beznadziejnym, bezużytecznym potworem. Dlaczego zmuszasz go, aby czuł coś takiego?

NowyKontakt3: Papyrus zmienił zdanie? Mam przyjść i go przekonać?

Sans odłożył na bok łyżkę wpatrując się w otworzoną wiadomość. Czytał ją kilka razy. Kolejnym co wiedział, że robi to to, że szedł w stronę drzwi.
-SANS? GDZIE IDZIESZ? - Papyrus wychylił się z kanapy. Sans zatrzymał się przed drzwiami trzymając za klamkę.
-J-ja... - wahał się – J-ja idę po człowieka! - i zamknął szybko za dobą drzwi starając się uniknąć pytań ze strony brata. W pośpiechu przegapił jednak cwany uśmieszek malujący się na twarzy Papyrusa.
Siedziałaś na kanapie czekając na odpowiedź na wiadomość. Właściwie, też na zaproszenie, ale nic z tego się nie stało. Nie uważałaś, że znasz się z tą dwójką na tyle dobrze, aby po prostu wprosić się na obiad, ale co jeżeli właśnie tego po Tobie oczekują? To właściwie najtrudniejsza część nowych znajomości. Skąd masz wiedzieć, jak się zachować? Z zamyślenia wyrwało Cię pukanie do drzwi, odprężyłaś się i wstając z kanapy wsadziłaś telefon do kieszeni. Za drzwiami przywitały Cię znajome dwie, czerwone źrenice i ostre zęby wykrzywione w uśmiechu. Sans natychmiast odwrócił wzrok, milczał, zaś krople potu lały się po jego czole.
-Um.. więc, jestem zaproszona, tak? - zapytałaś w ciszy.
-T-tak, jasne – mruknął pocąc się bardziej.
-Papyrus mnie zaprosił? - nie wiedziałaś jak rozumieć jego odpowiedź.
-Sz-szef... uh.. - rumienił się – J-jesteś zaproszona, dobra?! Zamknij się, ubierz się i chodź. Zostawiłem garnki na palniku więc się streść – skrzyżował ręce.
-Idę już idę – podniosłaś sweter i założyłaś go – Um... a właśnie.. nie mówiłeś nic o mnie swojemu bratu, prawda? 
-W sensie o tym  czym jesteś?
-Tak
-Myślałem, że to sekret? - popatrzył na swoje stopy czekając na Ciebie
-Właśnie. Więc, jeżeli nie umie ich dotrzymywać, lepiej nic mu nie mówić. Nie chcę, abyście wpadli w tarapaty. - jego wzrok automatycznie powędrował w Twoją stronę
-Co to kurwa ma znaczyć?
-To znaczy Czacho, że jeżeli wymsknie ci się coś, że wampiry naprawdę istnieją, zaczną na ciebie polować.
-Co...? Kto? - zaczynał się martwić.
-Inne wampiry i … ja prawdopodobnie też
-Co ty kurwa wygadujesz? - warknął marszcząc brwi, zaciskając pięści. Westchnęłaś podnosząc krzesełko i idąc z nim w stronę drzwi. Potem zakładając buty tłumaczyłaś mu.
-Nie chcę cię zastraszać, ale jest kilka wampirów, które nie chcą aby ktoś o nich wiedział. Za każdym razem, kiedy ktoś się dowie, kiedy wyjdzie na jaw, kilkoro z nas musi posprzątać bałagan. To nie jest zazwyczaj trudne. Możemy kasować wspomnienia ludzi.
-T-tak.. ale powiedziałaś, że to na mnie nie działa...
-Właśnie – wsunęłaś piętę w buta – A co się robi z kimś, kto nie potrafi zachować tajemnicy, a nie może zapomnieć? - Czuć było aurę magii w powietrzu, kiedy zrozumiał co sugerujesz.
-P-po chuj dałaś się nakryć?! N-naślesz na mnie bandę świrusów która jest odporna na moją magię?
-Powiedziałam, że cię nie zastraszam! Spokojnie – próbowałaś go uspokoić.
-Ale właśnie powiedziałaś...
-Tylko jeżeli nie dotrzymasz tajemnicy Czacho. Tak długo jak nic nikomu nie powiesz, nic się nie stanie. Pozwalamy innym wiedzieć tak długo, jak mamy to pod kontrolą. - gapił się na Ciebie
-Więc co? Teraz chcesz mnie kontrolować?
-Nie... - westchnęłaś – Chodzi o to, że to ja wybieram komu ufam, aby wiedział i jeżeli ten ktoś … zniszczy moje zaufanie głupim plotkowaniem.... Chodzi mi o to, że.. no wiesz o co mi chodzi.
-A więc, jeżeli powiem ludziom, że jesteś wampirem, będziecie mnie ścigać i spopielicie?
-Um... - musiałaś się zastanowić – Nie jestem pewna, co się stanie. Zazwyczaj po prostu usuwamy wspomnienia, ale jesteś potworem i wszystko.. nie mamy żadnych przepisów w tej sprawie. Teoretycznie, wszystkie żyjące wampiry wspólnie się zgodziły aby próbować nie zabijać ludzi, ale ty nie jesteś człowiekiem... więc nie wiem co mogłoby się stać – Sans westchnął – Ale uh... jesteś moim przyjacielem, więc jeżeli cokolwiek się stanie, zrobię wszystko co będę mogła, aby spróować ich powstrzymać od pochopnych decyzji – rzuciłaś z nadzieją w głosie.
-Gahhhh! W coś ty mnie kurwa wpakowała?!
-Nie ja! To ty mnie śledziłeś!
-J-ja tylko.... - rumienił się odrobinę – M-mniejsza! Stało się więc...
-Więc proszę, nikomu nie mów.
-Jasne, jasne – westchnął zdenerwowany – Łapię.
-Tak czy inaczej – zaczęłaś będąc gotową do wyjścia – Zamierzasz poprawić koszulę? Myślałam, że się przebierzesz nim przyjdzie twój brat
-Że co? - rzucił zaskoczony
-Masz bluzkę tył na przód
-A kiedy kurwa mnie tak widziałaś?
-Uh... rano. Zrobiłam za ciebie pranie, tak nawiasem mówiąc. Zostawiłam je w pralni
-Zrobiłaś za mnie pranie? - wyglądał na zmieszanego
-Łał... naprawdę musiałeś nie kontaktować.
-K-kurwa – A więc obudził się i to zrobił. Nic nie pamięta.
-Gadałeś głupoty – zachichotałaś
-Ta? Niech zgadnę. Pierdoliłem, że chcę cię poślubić czy coś – wyszczerzył się.
-Co, mnie? Nie. Tym razem mówiłeś, że chcesz poślubić własnego brata.
-Taaa... Wysil się trochę i bądź bardziej kreatywna
-Jestem kreatywna – powiedziałaś z kamienną twarzą.
-Mniejsza... zamknij się i chodź w końcu – machnął ręką. Poszłaś za nim pod drzwi do jego mieszkania – Swoją drogą... - kiwnął głową, abyś się pochyliła bliżej niego. - Spróbuj dzisiaj nie wkurwić mi brata – szepnął Ci do ucha
-Dlaczego?
-Nie wiem dlaczego, ale coś go martwi
-Coś powiedział?
-Nie, on... po prostu choć raz spróbuj się normalnie zachowywać.
-Ale zawsze jestem miła dla twojego braciszka.
-Zachowuj. Śię. Normalnie – ostrzegł nim otworzył drzwi i wszedł do środka. Papyrus siedział na kanapie. Odwrócił się w waszą stronę.
-W KOŃCU SANS! DLACZEGO TAK DŁUGO ZAPRASZAŁEŚ CZŁOWIEKA? PRZEZ CHWILĘ MYŚLAŁEM, ŻE ZMIENIŁEŚ ZDANIE NA TEMAT JEJ OBECNOŚCI DZISIAJ – Miałaś się pochylić w stronę Sansa, aby Ci wyjaśnił, ale on już był w drodze do kuchni. Nie mogłaś nawet zobaczyć jego miny, gdy zaczął zajrzał do garnka. Walczyłaś z uśmiechem ściągając buty, przystawiłaś swoje krzesełko do stolika.
-Cześć Wielki Szefie, co tam u ciebie? - podeszłaś do kanapy.
-WSZYSTKO ABSOLUTNIE DOBRZE, CZŁOWIEKU. NIGDY NIE BYŁO LEPIEJ! - skrzyżował ręce i popatrzył na telewizor.
-Naprawdę? Nic cię nie gryzie?
-WSZYSTKO CO BY GRYZŁO WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA NATYCHMIAST ZOSTAŁOBY UNICESTWIONE
-Oh heh, dobrze – usiadłaś obok niego. Wzięłaś do siebie słowa Sansa i upewniłaś się, że Papyrus ma więcej miejsca dla siebie na kanapie. Papyrus przyjrzał się odległości w jakiej od niego usiadłaś, a potem znowu zerknął na monitor. - Widzę, że znowu puszczają Mettatona
-TAK, PUSZCZAJĄ GO O TEJ PORZE. CHOĆ TO I TAK POWTÓRKA. ORYGINAŁ WYSZEDŁ DWA TYGODNIE TEMU, PRZESTUDIOWAŁEM GO DOKŁADNIE. - Patrzyłaś na teleturniej. Ludzie przemieszczali się po budynku rozwiązując zagadki, a potem byli zmuszani do złapania unoszącej się kuli. Po upływie czasu znowu musieli rozwiązywać zagadki. Jeżeli nie udało im się wszystkiego zrobić jak trzeba, sekundy robiły się jakieś dziwnie długie, natomiast kula wyraźnie spowalniała.
-Ładne oszustwo
-TO LUDZIE, TAK MUSI SIĘ DZIAĆ ABY MOGLI ZŁAPAĆ KULĘ. SZKODA, ŻE LUDZKIE CIAŁA NIE POTRAFIĄ SIĘ SAME UZDRAWIAĆ. ZAGADKI Z KARĄ FIZYCZNĄ ZA NIEPOWODZENIE BYŁYBY ZNACZNIE CIEKAWSZE.
-Heh... racja, szkoda – mogłaś się z nim tylko zgodzić. Choć raczej nikt nie zgodziłby się na dobrowolne poddanie bólowi... acz w ten sposób byłoby ciekawiej. Oboje oglądaliście w milczeniu. Za każdym razem, kiedy gracze rozwiązali zagadkę, pojawiało się nowe wyzwanie. Teraz musieli złapać kulę będąc na drewnianym palu umiejscowionym na wodzie. Papyrus wykorzystał krótkie reklamy, aby wychylić się i sprawdzić co robi jego brat.
-SANS, JESTEŚ PEWIEN, ŻE WIESZ CO ROBISZ? NIE SŁYSZĘ TIMERA!
-Tak, Szefie, nie martw się, wiem co robię – krzyknął z kuchni – Prawie gotowe. - Papyrus znowu popatrzył na telewizor.
-TSK... NIE CZUĆ DYMU, NIE MA SYGNAŁU Z TIMERA – mamrotał wkurzony – MUSZĘ Z GÓRY PRZEPROSIĆ ZA PASKUDNY OBIAD CZŁOWIEKU. MÓJ BRAT OKROPNIE GOTUJE.
-Jestem pewna, że będzie smaczne
-JEŻELI CHCESZ, MOGĘ NATYCHMIAST WYRZUCIĆ JEGO DANIE DO KOSZA. LUDZKIE ŻOŁĄDKI SĄ SŁABE I NIE DOPUSZCZĘ DO TEGO, ABYŚ ZOSTAŁA OTRUTA PRZEZ NIEUMIEJĘTNIE PRZYGOTOWANE DANIE MOJEGO BRATA
-Naprawdę Szefie, nic mi nie będzie, jestem tego pewna – Zerknęłaś do kuchni na chwilę – No i wydaje mi się, że dobrze mu idzie – Papyrus popatrzył na Ciebie spod byka.
-A CO NIBY MU IDZIE DOBRZE? Z TEGO CO WIDZĘ WSZYSTKO IDZIE BEZNADZIEJNIE
-Cóż um.. - nie wiedziałaś jak mu powiedzieć, że wszystko to co robił było złe – L-ludzie gotują w podobny sposób co twój brat.
-TSK... NIE DZIWI MNIE, ŻE UMIEJĘTNOŚCI MOJEGO ŻAŁOSNEGO BRATA SĄ PODOBNE DO SŁABYCH, BEZUŻYTECZNYCH LUDZI.
-Oh, no weź Wielki Szefie. Nigdy nie jadłeś nic dobrego przygotowanego przez człowieka?
-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. CAŁE WASZE OBRZYDLIWE LUDZKIE JEDZENIE PRZELATUJE PRZEZE MNIE. MOJE CIAŁO WYRAŹNIE MÓWI, ŻE TEGO NIE ZJE. - O racja... skoro Sans nie może jeść ludzkiego jedzenia, to Papyrus też nie.
-Oh? Założę się, że moje dania by ci posmakowały – zachichotałaś
-NIE SĄDZIŁEM, ŻE UMIESZ GOTOWAĆ – Popatrzył na Ciebie podejrzliwie
-Nie robię tego często, ale wiem jak się poruszać po kuchni – szczerzyłaś się – A wiesz co ludzie mówią o jedzeniu?
-CO?
-Najszybsza droga do męskiego serca wiedzie przez żołądek – Papyrus zmarszczył brwi
-A CZY NIE SZYBCIEJ BĘDZIE BEZPOŚREDNIO PRZEZ KLATKĘ PIERSIOWĄ? - Oh... on nie ma ani serca, ani żołądka... Przysunęłaś się bliżej
-Inaczej rzecz ujmując, moc randkowania wzrasta, kiedy przygotuje się pyszną potrawę
-T-TAK, JUŻ ROZUMIEM CZŁOWIEKU. TO PRAWDA. KIEDY BYŁEM NA RANDCE Z CZŁOWIEKIEM, WYSTARCZYŁO, ŻE DAŁEM MU ODROBINĘ MOJEJ PYSZNEJ POTRAWY I ZAPAŁAŁ DO MNIE POŻĄDANIEM.
-Zaraz, byłeś na randce z człowiekiem?
-WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS BYŁ NA WIELU RANDKACH. WIDZĘ PASJĘ W TYCH ŻAŁOSNYCH WYKRĘTACH Z TWOJEJ STRONY JEDNAK... Ż-ŻADEN CZŁOWIEK NIE BYŁ W STANIE SPEŁNIĆ MOICH OCZEKIWAŃ WIĘC MUSIAŁEM ODRZUCAĆ ICH MIŁOŚĆ
-Uh...
-NYEH HEH HEH, NIE BĄDŹ ZAZDROSNA, CZŁOWIEKU, NIE MA WIELU LUDZI, KTÓRZY SPĘDZALI BY ZE MNĄ TYLE CZASU POZA PRACĄ CO TY. MASZ SZCZEŚCIE, ŻE MOGŁAŚ SKOSZTOWAĆ MOJEJ KUCHNI TAK SZYBKO OD NASZEGO POZNANIA
-Heh.. racja – oparłaś się wygodniej. Oglądaliście znowu w ciszy, ale zauważyłaś, że coś gryzło Papyrusa. Co jakiś czas otwierał szczękę, aby coś powiedzieć, by potem ją zamknąć. - Coś cię dręczy?
-CZ-CZŁOWIEKU....? - Na jego twarzy pojawił się niewielki czerwony rumieniec
-Tak?
-JAK... JAK UZDOLNIONA W GOTOWANIU UWAŻASZ, ŻE JESTEŚ?
-Mmm w skali od jednego go dziesięciu, dałabym sobie dziewięć.
-DZIEWIĘĆ! NAPRAWDĘ?
-Tak, mocna dziewiątka.
-WYDAJESZ SIĘ BYĆ PEWNA SWOICH UMIEJĘTNOŚCI
-Mam za sobą kilka lat doświadczenia, więc...
-ROZUMIEM... - podrapał się po brodzie – JESTEM SZKIELETEM Z WYSOKIMI OCZEKIWANIAMI, W TO WLICZYĆ NALEŻY TEŻ GOTOWANIE DLATEGO OCZEKUJĘ JEDYNIE MISTRZA KUCHNI, ALE DZIEWIĄTKA TO TRUDNE ZADANIE..
-Ahhh, Wielki Szefie. Chcesz, abym coś ci ugotowała? - stuknęłaś go w ramię.
-N-NIE! NIE CHCĘ! - próbował ukryć swoje pragnienie
-To może ugotuję coś za tydzień? Sam ocenisz moje umiejętności
-TSK.. WASZE ŻAŁOSNE LUDZKIE JEDZENIE NIE NADAJE SIĘ DLA MNIE. NIE ZJEM TEGO! - Jesteś pewna, że choć tego nie przyznaje, jest całkiem ciekaw jak smakuje normalne jedzenie.
-Oczywiście, użyję potworzych składników. Ani grama niczego ludzkiego.
-JA..JA W TEN SPOSÓB MYŚLĘ, ŻE MOGĘ CI SPRAWIĆ PRZYJEMNOŚĆ. REPREZENTUJĘ W KOŃCU POTWORZY GATUNEK. A WIĘC JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS POZWOLĘ CI OSTATECZNIE ROZGOŚCIĆ SIĘ W KUCHNI I OBRZYDZIĆ MNIE SWOIM JEDZENIEM
-Tak, no i nie chcę aby takie słodkie chłopczyki jak wy cały czas dla mnie gotowały. To nie byłoby sprawiedliwe.
-S-S-SŁODKIE?! - wstał – WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIGDY NIE BĘDZIE SŁODKI! - popatrzył na Ciebie
-Co? Ale to nie ma sensu – zerkałaś na niego z uśmieszkiem
-A TO NIBY DLACZEGO? - położył ręce w rękawiczkach na biodra.
-Bo podobają mi się tylko słodkie chłopaczki
-CZ-CZŁOWIEKU.. T-TO... T-TY NIE MOŻESZ... NO I MÓWISZ W LICZBIE MNOGIEJ! MIESZASZ W TO SANSA!
-Miesza mnie w co?! - Sans pojawił się za kanapą, opierał się na oparciu i szczerzył. W końcu założył bluzkę jak trzeba.
-S-SANS! - krzyknął Papyrus – CZ-CZŁOWIEK WŁAŚNIE... O-ONA WŁAŚNIE – jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Wyraźnie to słowo nie mogło przejść przez jego szczęki.
-Właśnie rozmawialiśmy, że za tydzień ja powinnam gotować – uśmiechnęłaś się.
-TAK, WŁAŚNIE. ROZMAWIALIŚMY O PRZYSZŁOTYGODNIOWYM POSIŁKU, A NIE O DZIWNYCH OKREŚLENIACH KIEROWANYCH POD ADRESEM PRZERAŻAJĄCEGO SZKIELETA JAK JA.
-Gotujesz za tydzień? - Sans uniósł brwi.
-Tak, coś nie pasuje?
-Nie wiedziałem, że umiesz gotować, biorąc pod uwagę twoją dziwną dietę
-JAKĄ DZIWNĄ DIETĘ?
-Oh.. Lubię jeść wszystko co czerwone. I tak, jestem całkiem dobra w gotowaniu – zerknęłaś na Sansa, który nadal sceptycznie podchodził do tego pomysłu
-POWIEDZIAŁAŚ, ŻE DAJESZ SOBIE DZIEWIĘĆ, NIE DZIESIĘĆ. JAKIM SPOSOBEM DZIEWIĄTKA TO DOBRE GOTOWANIE? - Papyrus skrzyżował ręce
-Dziewiątka jest wysoko, prawda? - zapytałaś.
-WSZYSTKO CO NIE JEST NAJLEPSZE JEST BEZWARTOŚCIOWE. NIE WIEDZIAŁAŚ O CZYM CZŁOWIEKU?
-Cóż.. Powiedziałam też, że sam ocenisz za tydzień. Więc ugotuję i mi powiesz, dobrze?
-DOBRZE. ZROBIĘ TO CZŁOWIEKU. ALE MIEJ ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MAM WYSOKIE OCZEKIWANIA, WIĘC NIE MIEJ MI ZA ZŁE, JEŻELI WRZUCĘ TO NATYCHMIAST DO ŚMIECI
-Jeżeli będziesz czuł, że tak trzeba zrobić po spróbowaniu, śmiało – uśmiechnęłaś się. Sans w tym czasie stał i patrzył się na swoje ręce.
-W każdym razie – wtrącił się – Jedzenie gotowe Szefie. - Papyrus popatrzył na niego
-JAK MOŻE BYĆ GOTOWE SANS? TIMER SIĘ NIE ODEZWAŁ
-Nie wiem, może się zepsuł? - zaczął się pocić.
-TSK.. O TYM MÓWIĘ SANS. ŹLE GOTUJESZ. JAK MAM COŚ ZJEŚĆ SKORO NAWET GOTUJESZ LENIWIE?
-D-daj spokój Szefie, spróbuj chociaż. - prosił.
-TSK.. DOBRZE. CHOĆ NIE POMAGA ŚWIADOMOŚĆ, ŻE NA NIC LEPSZEGO CIĘ NIE ZNAĆ – Papyrus udał się w stronę stołu. Poszłaś za nim siadając na swoim krześle. Sans podał wam talerze zupy. Podał Tobie, bratu, a na końcu sobie. Zauważyłaś, że dostałaś małą porcję i uśmiechnęłaś się. Pamiętał. Potrawa wyglądała zjadliwie. Widziałaś kawałki kurczaka i warzyw, no i kluski miały właściwą twardość. Nie czułaś w powietrzu nic co by się przypaliło. Zupa przed Tobą ładnie pachniała, jak powinna. Uśmiechnęłaś się. Smakowała tak jak się spodziewałaś, podobało Ci się uczucie magii znikającej w gardle jak tylko przełknęłaś kęs. Podniosłaś głowę, gotowa skomplementować Sansa za jego danie, kiedy zauważyłaś twarz jego bratu. Patrzył w talerz po przełknięciu.
-SANS? - zaczął cicho.
-T-tak Szefie? - Sans odpowiedział nerwowo
-CO TO JEST?
-To uh... r-rosół Szefie.
-TO WIEM! CO TO JEST?! - pokazał talerz przed sobą. Sans pocił się słysząc podniesiony głos brata.
-T-to zupa Szefie.
-ALE ŹLE TO UGOTOWAŁEŚ. DLACZEGO TO TAK SMAKUJE?
-J-ja tylko...
-CO TO ZA RODZAJ SZTUCZKI? NIE KŁAM. WIEM KIEDY KŁAMIESZ.
-N-nic nie zrobiłem Szefie J-ja tylko...
-Mówiłam Wielki Szefie. Gotuje jak człowiek– wtrąciłaś się.
-Co?
-CO? - oboje teraz patrzyli na Ciebie.
-Tak, ludzie właśnie tak gotują jedzenie. Utrzymujemy ogień niskim i wkrajamy do środka składniki ostrożnie.
-A GDZIE W TYM PASJA?
-Nadal możesz ją zachować będąc delikatnym i ostrożnym
-TSK... TO NAJGORSZY RODZAJ GOTOWANIA. ŻAŁOSNE TRENOWANIE SWOJEGO POSIŁKU.
-Robienie czegoś ostrożnie nie znaczy, że to coś będzie żałosne. Wiele umiejętności wymaga ostrożności.
-CZYLI LENISTWA. NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ LENISTWA – skrzyżował ręce
-Ale tolerujesz smaczne jedzenie, prawda? - powiedziałaś biorąc kolejną łyżkę. Wzrok Papyrusa powędrował na talerz przed nim – No weź – nalegałaś – Czacha się spisał.
-TO JEST LEDWO ZJADLIWE CZŁOWIEKU. LEDWO! - Mruknął biorąc kolejną pełną łyżkę. Sans w tym czasie siedział pocąc się ze zdenerwowania, przyglądał jak sprzeczasz się z jego bratem. Był zaskoczony, że tak się dogadujecie. Nie było wiele osób które Papyrus mógł znieść bez wszczynania walki. Nawet Undyne, jego najlepsza przyjaciółka, po kilku minutach zaczęłaby z nim walczyć. Ale przy tobie... Tak, jakbyś wiedziała co powiedzieć, a co przemilczeć. Przyglądał się temu z niedowierzaniem. - TSK... CZAS ZROBIĆ PODSUMOWANIE TYGODNIA! SANS!
-D-dobrze Szefie – Sans prawie się oblał.
-CHODZIŁEŚ DO PRACY I NIE PRZEGAPIŁEŚ SWOJEJ ZMIANY I SPISAŁEŚ SIĘ NA STANOWISKU?
-T-tak, spisałem się Szefie – Sans pocił się nerwowo.
-A WYSYPIAŁEŚ SIĘ? BO Z TEGO CO WIDZĘ, NIE SPAŁEŚ TAK DŁUGO JAK PROSIŁEM
-W-wysypiam się. Sz-szczerze Szefie zostałem dzisiaj trochę dłużej w nocy bo jest weekend.
-DOPRAWDY? MOŻESZ SOBIE NA TO BIMBAĆ BO JEST WEEKEND?
-A po co innego są weekendy? - zapytał nerwowo.
-POTWORY MUSZĄ BYĆ W PEŁNI GOTOWOŚCI SANS. NAWET W WEEKENDY! A CO JEŻELI DZISIAJ MIAŁBYŚ SIĘ WYPROWADZIĆ? CAŁY ŚWIAT WIDZIAŁBY TWOJE NIEWYSPANIE I KOSZULKĘ TYŁ NA PRZÓD!
-T-to było tylko dzisiaj Szefie....
-JEDEN BŁĄD MOŻE ZNISZCZYĆ CAŁE TWOJE ŻYCIE!
-J-ja.. - Sans chciał coś powiedzieć, ale zamilkł. Pochylił głowę patrząc na miskę zupy. Papyrus popatrzył na brata i po chwili wyraz jego twarzy złagodził się, odwrócił wzrok.
-O-OCZYWIŚCIE.. DOBRZE SIĘ SPISAŁEŚ W TYM TYGODNIU... NYEH HEH.. JESTEM UCZCIWYM SZKIELETEM... I-I DLATEGO, ŻE OGRANICZYŁEŚ SWOJE LENISTWO W TYM TYGODNIU... MOGĘ PRZYMKNĄĆ NA TO OKO. ALE TYLKO TEN RAZ SANS! TO SIĘ NIGDY NIE POWTÓRZY!
-Heh, dz-dzięki Szefie – Sans się odprężył
-TO NAGRODA ZA WYCZYSZCZENIE KARNISZY – Natychmiast popatrzyłaś na Sansa który w milczeniu schował się za swoim talerzem
-Co z karniszami? - Spodziewałaś się, że Sans wcześniej skłamał, teraz już to wiesz.
-MÓJ BEZUŻYTECZNY LENIWY BRAT JE WYCZYŚCIŁ, UWIERZYSZ W TO? CZASAMI MAM WRAŻENIE, ŻE JEST KIMŚ ZUPEŁNIE INNYM
-Oh? Łał Czacho. Nie wiedziałam, że tak dobrze sprzątasz. To wspaniale! - szczerzyłaś się. Pod stołem, tak aby Papyrus nie widział Sans pokazał Ci środkowy palec.
-ZAPEWNE W TYM TYGODNIU NIE PIŁEŚ, PRAWDA SANS? - Uśmiechałaś się nadal patrząc na jego wkurwioną minę. Sama dopilnowałaś tego, aby Sans nie pił.
-T-tak Szefie, byłem grzeczny
-CUDOWNIE.... W-WIĘC ZDAŁEŚ MOJĄ COTYGODNIOWA INSPEKCJĘ. OSTRZEGAM JEDNAK, ŻE ZA TYDZIEŃ CI SIĘ NIE POSZCZĘŚCI.
-T-tak Szefie, łapię – Papyrus podniósł pusty talerz.
-SKOŃCZYŁEM.
-Ja też – powiedziałaś odkładając łyżkę do pustej miski. Sans wziął swoją i wypił resztę prosto z talerza.
-J-ja też – rzucił odkładając puste naczynie. Wszyscy odnieśliście je do zlewu. Papyrus chrząknął.
-M-MAM COŚ DO ZAŁATWIENIA WIĘC BĘDĘ MUSIAŁ DZISIAJ WCZEŚNIEJ WYJŚĆ
-Naprawdę musisz iść Szefie? - Sans rzucił smutno
-TAK. W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE JESTEM ZAJĘTY... LECZ NIE AŻ TAK, ABYŚ NIE MÓGŁ MNIE ODWIEDZIĆ. MIMO TO! JESTEM ZAJĘTY I MAM WIELE RZECZY DO ZROBIENIA! - Podszedł do drzwi i wsunął nogi w wielkie buty. - CZŁOWIEKU?
-Tak?
-MAM NADZIEJĘ, ŻE POSIŁEK BĘDZIE TYLKO Z NATURALNYCH SKŁADNIKÓW. NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ NICZEGO Z DOLNEJ PÓŁKI. WYRAZIŁEM SIĘ JASNO?
-Jaśniutko Wielki Szefie – uśmiechnęłaś się
-A WIĘC.. Ż-ŻEGNAM! - otworzył drzwi – I-I PAMIĘTAJ ABY TYM RAZEM ZADZWONIĆ! - trzasnął nimi cały czerwony na twarzy. Popatrzyłaś na Sansa
-Ani kurwa słowa! - warknął nim cokolwiek powiedziałaś.
-Ale tak ślicznie posprzątałeś Czacho! - chichotałaś
-Z-zamknij się! Nie chcę tego słyszeć!
Share:

POPULARNE ILUZJE