8 października 2017
Gra: Role Play - Karta Postaci Nikomizumi
Imię:
Nikomizumi
Wiek:
obecnie na obrazku ma 18 ale rysuję ją też w młodszych latach
Ulubione jedzenie:
owoce
Hobby:
rysowanie,słuchanie muzyki,granie w gry online,walka
Nie lubi:
papryki,Lust Sansa
Umiejętności:
walka,magia,gotowanie,etykieta
Ciekawostki:
-jest kocią księżniczką z innej planety
-nie ma rodzeństwa
-od najmłodszych lat mieszkała na ziemi z powodu wojen między kotami a psami oraz ich krewnymi
-wskoczyła do podziemia bo nie mogła znieść jak ludzie ją traktowali po mimo tego że wyglądała jak człowiek (z wyjątkiem kocich uszu i ogona)
-do momentu powrotu na swoją planetę jest zakochana w Sansie
-w wieku 14 lat wróciła do domu i uczyła się aby zostać przyszłą Królową swojej krainy
-w ramach pokoju z psami została wydana za mąż za księcia psiej rasy
-jednym z ciekawszych zaklęć jest zmiana postaci
Nikomizumi
Wiek:
obecnie na obrazku ma 18 ale rysuję ją też w młodszych latach
Ulubione jedzenie:
owoce
Hobby:
rysowanie,słuchanie muzyki,granie w gry online,walka
Nie lubi:
papryki,Lust Sansa
Umiejętności:
walka,magia,gotowanie,etykieta
Ciekawostki:
-jest kocią księżniczką z innej planety
-nie ma rodzeństwa
-od najmłodszych lat mieszkała na ziemi z powodu wojen między kotami a psami oraz ich krewnymi
-wskoczyła do podziemia bo nie mogła znieść jak ludzie ją traktowali po mimo tego że wyglądała jak człowiek (z wyjątkiem kocich uszu i ogona)
-do momentu powrotu na swoją planetę jest zakochana w Sansie
-w wieku 14 lat wróciła do domu i uczyła się aby zostać przyszłą Królową swojej krainy
-w ramach pokoju z psami została wydana za mąż za księcia psiej rasy
-jednym z ciekawszych zaklęć jest zmiana postaci
7 października 2017
Gra: Kółko Przyjaźni 18.0
Efekt naszej ostatniej pracy!
Gra wymyślona przez Andgora.
1 - piszesz komentarz z numerkiem base jaki rezerwujesz. Upewnij się jednak, że ktoś nie zajął go przed Tobą, w tej grze - kto pierwszy ten lepszy
2 - Zarezerwowałeś - zaczynasz rysować. Nie pytaj i nie patrz na innych, ja połączę wszystko w całość.
3 - Rysujesz dowolną techniką swojego base (OC albo swoją wersję)
4
- Hostujesz (zapisuje na stronie) i przesyłasz bezpośredni link w
komentarzu do zrobionego ze swoim OC obrazkiem np na stronach
http://imgur.com/
http://tinypic.com/
http://photobucket.com/
Albo na maila: yumimizuno@interia.pl
5 - NIE zmieniamy rozszerzenia pliku (jak jest .png to ma zostać .png)
6 - NIE zmieniamy wielkości obrazka
7
- Jeżeli osoba z różnych powodów nie może w danej chwili narysować -
musi to napisać w komentarzu określając mniej więcej czas kiedy będzie
mogła się tym zająć (nie chodzi o podawanie konkretnej godziny ale np
czy wieczorem będzie dostępna czy nie). Na
narysowanie każdy ma 15 godzin i jeżeli nie napisze komentarza - nie
skontaktuje się - że np teraz nie może, to kolejka mu przepada
8
- Obrazek jaki powstanie może być publikowany na waszych stronach z
zaznaczeniem z jakiej to zabawy pochodzi. Mile widziany link do bloga!
9 - Te osoby, jakie nie zgłosiły tego, że nie mogą zrobić base w
terminie, mimo zarezerwowania numerka, nie mogą brać udziału w obecnym
Kółku Przyjaźni. (Dlatego warto dawać znać jak coś wypadnie)
Ze względu na dużą ilość base - gra dla wszystkich.
Dzisiaj mnie nie będzie od 13:00 dlatego nie będę aktualizować numerków. Proszę patrzeć na komentarze, czy wybrany numerek jest już zajęty.
Rysujemy nie patrząc na kolejkę. Gotowe prace słać tutaj w komentarzach, albo na maila
A w tym tygodniu:
1 - Roxi (jutro)
4- Akira (jutro)
5 -Pattka (jutro)
7 -Ginko (jutro)
10 - Yumi Mizuno (do poniedziałku)
11 -sarcio (jutro)
12- Rysunkowa
14- Sansy Skeleton /rezygnacja/
15 -Kuruś (jutro)
17 -Anonimowy (do poniedziałku)
Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział I
Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12
Spis treści:
...
Pierwsze promyki słońca leniwie przedzierały się przez frędzelkowe zasłony, idealnie omijając twoje łóżko oraz nie wkurwiając cię przez topienie ci twarzy. Nie długo nacieszyłaś się tym chwilowym zwycięstwem nad zjawiskiem atmosferycznym, twój budzik dał o sobie głośno znać przypominając ci o bólu twojego istnienia. Powlokłaś się powoli z łózka niezdarnie go wyłączając. Zostałaś jeszcze chwilę w pozycji siedzącej, masując się po skroniach i rozmyślając nad tym jak długo byś się spóźniła jak byś jeszcze trochę pospała. Omiotłaś szybkim wzrokiem swój pokój, bałagan jak zwykle. Na krześle przy biurko leży cała sterta ubrań do prania, samo biurko było całe oblężone przez brudne naczynia, jeszcze na środku pokoju śpi twój pies nie zwracając specjalnie na ciebie uwagi. Ale najczęstszą rzeczą spotykaną w twoim pokoju były porozwalane wszędzie skarpety. No tak... typowa leniwa ty... pomyślałaś. Po chwili kontemplowania co zrobić ze swoją leniwą osobą, stwierdziłaś że jednak stoczysz swoje szanowne cielsko z łózka i zaczniesz szykować się do szkoły. Więc wstałaś i doczłapałaś się do łazienki w drodze patrząc się z zazdrością na pokój twojej mamy że może jeszcze spać. Wchodząc do łazienki zdałaś sobie sprawę że przydałoby się dzisiaj zacząć już pakować, w końcu za dwa dni wyprowadzasz się na własne śmieci. Masz w zwyczaju zostawiać sobie wszystko na ostatnią chwilę, taka już jesteś. Postanowiłaś dzisiaj po szkole się tym zająć, o ile powstały już potworzy fandom o nazwie "undertale" ci pozwoli. Spędzasz nad nim większość swojego życia czytając różne komiksy i fanfiki. Twoim ulubieńcem był słodziutki szkielecik Sans, który przez pojedyncze pojawienie się w jednym z odcinków show Mettatona zdobył od razu bardzo duże rzesze fanów. Jednym z nich byłaś ty, twój cały pokój oblepiały rysunki i plakaty z owym szkieletem. Czyli w skrócie Sans jest w twoim życiu wszędzie oprócz jego osoby. Kochałaś go na prawdę bardzo mocno i nie przeszkadzała ci świadomość że pewnie nigdy się nie spotkacie. Z tego co wiesz, szkielet nie jest zbyt zainteresowany sławą i całe dnie siedzi to w domu to u Grillbyz do którego po wyjściu potworów na powierzchnie, trudno się tam dostać będąc człowiekiem. Ale jego brat Papyrus, w przeciwieństwie do niego czerpie ze sławy ile się da. Jego też uwielbiasz, jednak tym który ma u ciebie łatkę o treści "ujeździj mnie seksiaku" jest właśnie Sans. Gdybyś bardzo chciała to pewnie dałabyś radę jakoś go spotkać, albo przynajmniej zobaczyć. Ale śmiałość nie jest twoją mocną stroną, jest dobrze tak jak jest, nie musi się nic zmieniać. Tak właśnie myślałaś.
Wychodziłaś właśnie ze szkoły żegnając się z przyjaciółmi. Skierowałaś się w stronę przystanku jednocześnie zerkając czasem za siebie czy aby pasujący ci autobus nie postanowi ci uciec. Gdy dotarłaś już na przystanek spojrzałaś na świecącą tabliczkę informującą o odjazdach i przyjazdach autobusów. Pasujący ci pojazd przyjedzie za dwie minuty. Idealnie miałaś tylko nadzieję że będą miejsca siedzące. Nie lubiłaś stać w autobusach, jeszcze w pustych to jak cię mogę ale jak wokół jest pełno ludzi i każdy cię dotyka to jesteś bliska zemdlenia. Nienawidzisz jak ktoś obcy cię dotyka. Tak samo było jak ktoś obok ciebie siadał. Miałaś takie przekonanie że nawet jak byś była umierająca to wolałabyś już umrzeć niż usiąść obok kogoś. Na horyzoncie pojawił się właśnie twój środek transportu mający zawieźć cię do domu. Spojrzałaś przez szyby, prawie nikogo nie ma, super. Dzisiaj jakoś wszystko ci idzie po twojej myśli, aż dziwne. Wzdychnęłaś wchodząc do autobusu i zajmując miejsce na samym końcu przy oknie. Uwielbiałaś to miejsce, jak było wolne zawsze tam siadałaś. Spojrzałaś okno wkładając słuchawki do uszu nadal rozmyślając nad niezwykłością tego dnia. Nie mogłaś odpędzić od siebie wrażenia że mimo tego że ten dzień był taki dziwnie spokojny to jeszcze coś się wydarzy. Nie miałaś pojęcia co, alko kobieca intuicja nie dawała ci spokoju. Zdałaś sobie sprawę już jak tylko przejechałaś ze trzy przystanki, to autobus cały się już zapełnił. Ciągle nie mogłaś się jeszcze przyzwyczaić do tego że widzisz wszędzie nie tylko ludzi ale i potwory. Do czasu pojawienia się ich, nie wierzyłaś w nie, ani w żadna magię czy cokolwiek co sprawiłoby że ten świat jest choć odrobinę mniej nudny. Lecz jedno pozostało, nadal jesteś zagorzałą ateistką. Nie wierzysz w nic co głosi kościół o jakimś tam bogu, zbawieniu czy huj wi czym. Nadal uważasz że tym co kieruje tym światem jest tylko ból i chciwość a cała miłość i współczucie to tylko efekty uboczne poczucia winy. Mimo że poznałaś na swojej drodze wiele kochanych i cudownych osób to nadal zostajesz w przekonaniu że świat nigdy nie będzie lepszy. To całe zbawienie i miłość kogo nikt nigdy nie widział to tylko wazelina na to całe dildo zjebania by móc łatwiej wcisnąć ją w dupę ludzkości. Od przemyśleń oderwała się czyjaś bardzo ciepła ręka lekko dotykająca twojego ramienia. Wyjęłaś słuchawki i spojrzałaś na jej właściciela. Był to potwór, chyba jeden z tych ognistych. Jego całe ciało pokrywały płomienie. Zastanawiało cię jak to możliwe że nie spala wszystkiego wokół.
-Przepraszam. -Odezwał się owy potwór.- Czy bardzo będzie ci przeszkadzać jak obok ciebie usiądę? Nie ma już miejsc a mam dość ciężką teczkę.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś, twój cały lęk do obcych momentalnie znikną, biło od niego takie przyjazne ciepło.
-Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki- Również się uśmiechną do wywnioskowałaś po cienkiej linii na jego twarzy przypominającej usta.
Mężczyzna usiadł obok ciebie kładąc sporą, czarną teczkę w nogach. Nie mogłaś przestać myśleć o tym że skądś go kojarzysz, nieświadomie spojrzałaś się na niego. Ten zauważył to i uśmiechną się przyjacielsko. Spaliłaś tylko buraka wracając wzrok do okna. Pomyślałaś chwilkę gdy nagle cię oświeciło.
-Grillby! -Krzyknęłaś nagle zrywając się na równe nogi, dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę że powiedziałaś to głośno. Usiadłaś znowu chcąc zapaść się pod ziemię.
-Ale... ale skąd znasz moje imię?- Zainteresował się potwór patrząc się na ciebie podejrzliwie.
-J... jaa ...ten... em...- Jąkałaś się cała w rumieńcach. -Boo... czy ty... czy ty znasz może Sansa?
-Och, znam. Chodzi często do mojego baru, przyjaźnicie się?
-Ja... nie, on nawet nie wie o moim istnieniu ... po prostu go uwielbiam... jestem jedną z jego fanek...
-Och... jak byś podała mi swój numer telefonu to mógłbym cię z nim poznać.
-CO?! NA PRAWDĘ?! Znaczy się... ja... ten... no... nie wiem czy moja skromna osoba zasługuje na spotkanie kogoś takiego jak on...
-Wiesz co? Ja bym prędzej myślał właśnie zupełnie odwrotnie. -Zaśmiał się Grillby.
-Och... ja... bardzo chętnie, dziękuję.
-Nie ma sprawy.- Odpowiedział potwór wyjmując telefon. Gdy już wymienili się numerami zdałaś sobie sprawę że już za chwilkę będziesz musiała wysiadać. Potwór zrozumiał aluzję i przepuszczając się puścił ci oczko.
-Nie martw się, postaram się was zapoznać tak żeby ta leniwa kupa kości nic się nie domyśliła. Mieszkasz tutaj?
-Tak...
-Dobrze, myślę że mam już plan.
-Dziękuję, ja... nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć...
-Nie musisz, po prostu weź to. -Mężczyzna wręczył ci małą karteczkę, lecz nim zapytałaś co to drzwi otworzyły się na twoim przystanku i musiałaś już wysiadać. Pomachałaś potworowi, ten zrobił to samo i opuściłaś pojazd. Patrzyłaś się jeszcze chwilę na odjeżdżający autobus. Miałaś ochotę zacząć piszczeć ze szczęścia ale stwierdziłaś że zrobisz to w domu. Ocknęłaś się i spojrzałaś na papierek podany ci przez Grillby'ego. Straciłaś dech w piersi jak przeczytałaś "Przepustka do baru Grillby's".
Kończyłaś właśnie pakować rzeczy z biurka do swojej wielkiej walizki. Mimo ża przeprowadzasz się w sumie na osiedle niedaleko to chcesz się zupełnie usamodzielnić. Pakowanie idzie ci dobrze, zwłaszcza że mama z twoim ojczymem pojechali na imprezę i nie będzie ich przez cały weekend. Co było ci bardzo na rękę bo przynajmniej masz spokój. Pakowałaś właśnie ostatnie książki z ostatniej półki, gdy nagle usłyszałaś jakiś dziwny huk w przedpokoju. Wstałaś zirytowana, przekonana że to twój pies coś zrzucił. Lecz zaniepokoiłaś się zauważyłaś że był obok ciebie i sam przestraszył się huku. Wstałaś bardzo ostrożnie łapiąc pierwsze co miałaś pod ręką, nieświadomie złapałaś packę na muchy i ruszyłaś w stronę przedpokoju.
Z wrażenia opuściłaś packę na podłogę, nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. Na twojej podłodze w twoim domu leżał sam we właśnie sam we własne osobie nieprzytomny i nieco poobijany Sans.
Wychodziłaś właśnie ze szkoły żegnając się z przyjaciółmi. Skierowałaś się w stronę przystanku jednocześnie zerkając czasem za siebie czy aby pasujący ci autobus nie postanowi ci uciec. Gdy dotarłaś już na przystanek spojrzałaś na świecącą tabliczkę informującą o odjazdach i przyjazdach autobusów. Pasujący ci pojazd przyjedzie za dwie minuty. Idealnie miałaś tylko nadzieję że będą miejsca siedzące. Nie lubiłaś stać w autobusach, jeszcze w pustych to jak cię mogę ale jak wokół jest pełno ludzi i każdy cię dotyka to jesteś bliska zemdlenia. Nienawidzisz jak ktoś obcy cię dotyka. Tak samo było jak ktoś obok ciebie siadał. Miałaś takie przekonanie że nawet jak byś była umierająca to wolałabyś już umrzeć niż usiąść obok kogoś. Na horyzoncie pojawił się właśnie twój środek transportu mający zawieźć cię do domu. Spojrzałaś przez szyby, prawie nikogo nie ma, super. Dzisiaj jakoś wszystko ci idzie po twojej myśli, aż dziwne. Wzdychnęłaś wchodząc do autobusu i zajmując miejsce na samym końcu przy oknie. Uwielbiałaś to miejsce, jak było wolne zawsze tam siadałaś. Spojrzałaś okno wkładając słuchawki do uszu nadal rozmyślając nad niezwykłością tego dnia. Nie mogłaś odpędzić od siebie wrażenia że mimo tego że ten dzień był taki dziwnie spokojny to jeszcze coś się wydarzy. Nie miałaś pojęcia co, alko kobieca intuicja nie dawała ci spokoju. Zdałaś sobie sprawę już jak tylko przejechałaś ze trzy przystanki, to autobus cały się już zapełnił. Ciągle nie mogłaś się jeszcze przyzwyczaić do tego że widzisz wszędzie nie tylko ludzi ale i potwory. Do czasu pojawienia się ich, nie wierzyłaś w nie, ani w żadna magię czy cokolwiek co sprawiłoby że ten świat jest choć odrobinę mniej nudny. Lecz jedno pozostało, nadal jesteś zagorzałą ateistką. Nie wierzysz w nic co głosi kościół o jakimś tam bogu, zbawieniu czy huj wi czym. Nadal uważasz że tym co kieruje tym światem jest tylko ból i chciwość a cała miłość i współczucie to tylko efekty uboczne poczucia winy. Mimo że poznałaś na swojej drodze wiele kochanych i cudownych osób to nadal zostajesz w przekonaniu że świat nigdy nie będzie lepszy. To całe zbawienie i miłość kogo nikt nigdy nie widział to tylko wazelina na to całe dildo zjebania by móc łatwiej wcisnąć ją w dupę ludzkości. Od przemyśleń oderwała się czyjaś bardzo ciepła ręka lekko dotykająca twojego ramienia. Wyjęłaś słuchawki i spojrzałaś na jej właściciela. Był to potwór, chyba jeden z tych ognistych. Jego całe ciało pokrywały płomienie. Zastanawiało cię jak to możliwe że nie spala wszystkiego wokół.
-Przepraszam. -Odezwał się owy potwór.- Czy bardzo będzie ci przeszkadzać jak obok ciebie usiądę? Nie ma już miejsc a mam dość ciężką teczkę.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś, twój cały lęk do obcych momentalnie znikną, biło od niego takie przyjazne ciepło.
-Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki- Również się uśmiechną do wywnioskowałaś po cienkiej linii na jego twarzy przypominającej usta.
Mężczyzna usiadł obok ciebie kładąc sporą, czarną teczkę w nogach. Nie mogłaś przestać myśleć o tym że skądś go kojarzysz, nieświadomie spojrzałaś się na niego. Ten zauważył to i uśmiechną się przyjacielsko. Spaliłaś tylko buraka wracając wzrok do okna. Pomyślałaś chwilkę gdy nagle cię oświeciło.
-Grillby! -Krzyknęłaś nagle zrywając się na równe nogi, dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę że powiedziałaś to głośno. Usiadłaś znowu chcąc zapaść się pod ziemię.
-Ale... ale skąd znasz moje imię?- Zainteresował się potwór patrząc się na ciebie podejrzliwie.
-J... jaa ...ten... em...- Jąkałaś się cała w rumieńcach. -Boo... czy ty... czy ty znasz może Sansa?
-Och, znam. Chodzi często do mojego baru, przyjaźnicie się?
-Ja... nie, on nawet nie wie o moim istnieniu ... po prostu go uwielbiam... jestem jedną z jego fanek...
-Och... jak byś podała mi swój numer telefonu to mógłbym cię z nim poznać.
-CO?! NA PRAWDĘ?! Znaczy się... ja... ten... no... nie wiem czy moja skromna osoba zasługuje na spotkanie kogoś takiego jak on...
-Wiesz co? Ja bym prędzej myślał właśnie zupełnie odwrotnie. -Zaśmiał się Grillby.
-Och... ja... bardzo chętnie, dziękuję.
-Nie ma sprawy.- Odpowiedział potwór wyjmując telefon. Gdy już wymienili się numerami zdałaś sobie sprawę że już za chwilkę będziesz musiała wysiadać. Potwór zrozumiał aluzję i przepuszczając się puścił ci oczko.
-Nie martw się, postaram się was zapoznać tak żeby ta leniwa kupa kości nic się nie domyśliła. Mieszkasz tutaj?
-Tak...
-Dobrze, myślę że mam już plan.
-Dziękuję, ja... nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć...
-Nie musisz, po prostu weź to. -Mężczyzna wręczył ci małą karteczkę, lecz nim zapytałaś co to drzwi otworzyły się na twoim przystanku i musiałaś już wysiadać. Pomachałaś potworowi, ten zrobił to samo i opuściłaś pojazd. Patrzyłaś się jeszcze chwilę na odjeżdżający autobus. Miałaś ochotę zacząć piszczeć ze szczęścia ale stwierdziłaś że zrobisz to w domu. Ocknęłaś się i spojrzałaś na papierek podany ci przez Grillby'ego. Straciłaś dech w piersi jak przeczytałaś "Przepustka do baru Grillby's".
Kończyłaś właśnie pakować rzeczy z biurka do swojej wielkiej walizki. Mimo ża przeprowadzasz się w sumie na osiedle niedaleko to chcesz się zupełnie usamodzielnić. Pakowanie idzie ci dobrze, zwłaszcza że mama z twoim ojczymem pojechali na imprezę i nie będzie ich przez cały weekend. Co było ci bardzo na rękę bo przynajmniej masz spokój. Pakowałaś właśnie ostatnie książki z ostatniej półki, gdy nagle usłyszałaś jakiś dziwny huk w przedpokoju. Wstałaś zirytowana, przekonana że to twój pies coś zrzucił. Lecz zaniepokoiłaś się zauważyłaś że był obok ciebie i sam przestraszył się huku. Wstałaś bardzo ostrożnie łapiąc pierwsze co miałaś pod ręką, nieświadomie złapałaś packę na muchy i ruszyłaś w stronę przedpokoju.
Z wrażenia opuściłaś packę na podłogę, nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. Na twojej podłodze w twoim domu leżał sam we właśnie sam we własne osobie nieprzytomny i nieco poobijany Sans.
6 października 2017
Eddsworld: Nienawiść do miłości [+18]
Uwagi: Yaoi
Autor: EvilAnger
Minął mniej więcej tydzień od czasu ponownego pojawienia się Torda w życiu paczki Edda. Mniej więcej tydzień od momentu kiedy ten zdradziecki, komunistyczny megalomaniak stanął w progu domu Edda w momencie, kiedy znajdował się tam także Tom i Matt. Tord wyglądał jednak inaczej – jego prawa ręka była metalowa, a prawa strona twarzy był naznaczona wieloma drobnymi bliznami i oparzeniami, chociaż prawe oko wyglądało na zdrowe. Oczywiście, spotkanie nie przebiegło spokojnie. Kiedy tylko Tom ujrzał Torda, chciał pobiec w jego stronę i zabić go gołymi rękoma. Na szczęście Matt go zatrzymał, chociaż miał ochotę puścić Toma, pamiętając, co zrobił Tord w nie tak dalekiej przeszłości. Oczywiście, zaczęły się wyjaśnienia, przeproszenia ze strony Torda. Edd, Matt i Tom jednak wiedzieli, że są to pewnie słowa rzucane na wiatr, i że przy pierwszej lepszej okazji zrobi to samo, co ostatnim razem. Tord jednak ich zaskoczył, kiedy powiedział, że wcale się nie dziwi, że nie chcą mu wybaczyć i nie zdziwi się, jeżeli stracił ich zaufanie nieodwracalnie. Jednak kiedy już wstawał, by wrócić do swojego mieszkania, które znajdowało się kilka drzwi dalej, Edd go zatrzymał i powiedział, że nadal może jeszcze odzyskać przyjaciół, co nie oznacza, że wybaczą i zaufają mu od razu. Jak to mówi pewne powiedzenie – Czas leczy rany. Miało być tak samo i w tym przypadku. I chociaż minął już około tydzień, a Matt i Edd powoli zaczęli wybaczać wszystko Tordowi, Tom nadal zostawał podejrzliwy wobec niego. Nadal uważał, że ten pieprzony komunista ma jakieś plany i nie uwierzy w jego niewinność, dopóki nie przekona się na własne oczy. I dlatego w tej właśnie chwili, kiedy zbliżała się północ i wszyscy już z pewnością spali, majstrował czy zamkach od drzwi Torda. Wiedział, jak ostatnim razem zostali wykiwani, więc gdy tylko usłyszał przesuwanie się mechanizmów, otworzył drzwi najciszej jak mógł i wszedł do mieszkania jego „przyjaciela”, zamykając drzwi. - Witaj Thomas, czyś byś czegoś potrzebował? – rozbrzmiał głos z wyraźnym, norweskim akcentem. Tom westchnął i odwrócił się w stronę głosu, widząc nic innego, jak Torda w piżamie, która składał się z bokserek i koszulki na krótki rękaw.
- Spodziewałeś się mnie? Czy może chciałeś po prostu coś ukryć przed nami? – powiedział Tom poważnym i zimnym tonem, patrząc na Torda i próbując wyczytać z jego twarzy cokolwiek co wskazywałoby na to, że coś planuje. Twarz drugiego mężczyzny pozostawała jednak z tym samym znużonym, delikatnie sennym wyrazem.
- Tom, rozumiem, że nadal możesz mnie podejrzewać o coś i mi nie ufać, ale ile razy w tym tygodniu mam ci jeszcze mówić, że niczego nie ukrywam i nie planuję? – spytał Norweg.
- Dopóki się nie przekonam i nie sprawdzę tego osobiście – odpowiedział Tom.
- Chcesz dowodu? Proszę, przejrzyj całe mieszkanie, jeżeli sprawi ci to przyjemność – założył ręce i patrzył na drugiego mężczyznę, czekając na to, aż zrobi to, po co przyszedł. Tom jednak stał, patrząc na Torda, bijąc się z myślami. Jeżeli planowałby coś, to czy nie chronił tego i nie pilnował na wszelką cenę? A może to była tylko zmyłka, żeby Tom tak pomyślał i odpuścił sobie, a później okazałoby się, że Tord jednak coś planuje? Te myśli zaczynały powodować ból głowy u mężczyzny w niebieskiej bluzie.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Wracam do domu – powiedział Tom i już kierował się do drzwi, kiedy Tord go zatrzymał.
- Ja naprawdę przepraszam, Tom – powiedział Tord łapiąc Toma za rękaw. Mężczyzna w niebieskiej bluzie odwrócił się w jego stronę, strzepnął rękę ze swojego rękawa i stanął, czekając na dalsze wyjaśnienia i przeprosiny, które będzie słyszał już pewnie jakiś dziesiąty raz.
- Nie mam zamiaru mówić, że tego nie chciałem i nie planowałem. Bo to nie prawda – Tom tylko podniósł brew w niemym pytaniu. – Tak, wcześniej chciałem tego wszystkiego. Chciałem rządzić światem, chciałem was zdradzić, zranić i zostawić. Chciałem tego wszystkiego i to planowałem. Ale po jakimś czasie od incydentu z robotem, doszło do mnie, jak wiele straciłem – w jego głosie było słychać emocje i wydawał się też drżeć. – Doszło do mnie, że straciłem przyjaciół, którzy zawsze ze mną byli. Straciłem tych, na których mi zależało, i którym zależało na mnie. Doszło do mnie, że nawet mimo tego, że cię nienawidziłem, wiedziałem, że jednak nie zasłużyłeś na to, że chciałem cię zabić – jego głos zdawał się drżeć jeszcze bardziej, podczas gdy jego oczy zaszkliły się. Nastąpiła chwila przerwy, w której Tord próbował się uspokoić, a Tom przyswajał te informacje. Musiał przyznać, zaskoczyło go to trochę. Tord wcześnie nie okazywał takiej skuchy i nie pokazywał tak emocji. Mężczyzna w niebieskiej bluzie nie do końca wiedział co zrobić, dlatego tylko stał i czekał, aż Norweg znów zacznie mówić.
- Wiem, że ty pewnie mnie nienawidzisz i nie masz zamiaru mi wybaczyć. Wcale się nie dziwię… Sam sobie nie potrafię wybaczyć… - powiedział spokojniejszym głosem. To Tom słyszał nie raz, ale dopiero dzisiaj go to ruszyło bardziej. Odkąd znów do nich dołączył, nie zamienili ze sobą żadnego słowa na osobności i to był pierwszy raz. Może to był powód tego, że przejął się tymi słowami bardziej, niż kiedy padły one wcześniej. Westchnął i stał przez chwilę w tym samym miejscu.
- Słuchaj, zjebałeś na całej linii i nie mogę powiedzieć, że ufam ci, wybaczyłem ci i że cię lubię… - zrobił krótką przerwę. – Ale nie mogę też powiedzieć, że cię kompletnie nienawidzę – na te słowa Tord spojrzał na niego zdziwiony. – Dobra, nadal cię nie lubię i wolałbym już skoczyć z 10 piętra, niż mieszkać z tobą w jednym domu przez tydzień, ale nie nienawidzę cię aż tak.
- Naprawdę? – spytał zaskoczonym i trochę niedowierzającym tonem Tord.
- Ta. Sam nie wierzę, że to mówię, ale tak. A teraz idę spać. Tobie też radzę – powiedział Tom, kierując się do drzwi. Wychodząc rzucił Tordowi tylko krótkie „Dobranoc”, zanim zamknął drzwi.
Minęło od tego wydarzenia jakieś kilka tygodni, w których to można było zauważyć poprawę w ich relacjach. Owszem, nadal wyzywali się od świadków Jechowy i komunistów, ale rozmawiali i wykonywali jakieś czynności razem, nie bijąc się co 5 minut. Wszystko było w porządku, Tom i Tord nadal się nie lubili zbytnio, ale Matt i Edd nadal byli zadowoleni z postępów, jakie zrobili w swojej relacji. I wszystko było takie do czasu pewnej nocy…
- Jest pieprzona 2 w nocy, kto się może do mnie dobijać o tej godzinie? – mamrotał cicho pod nosem Tord, przecierając oczy i idąc do drzwi. Obudziło go głośne uderzenie w jego drzwi. Na początku zignorował to, ale kiedy powtórzyło się jakiś 3 raz, cichsze, ale jednak, postanowił to sprawdzić. Kiedy otworzył drzwi, zastał ostro na… prutego Toma, ledwo utrzymującego się na nogach, z głupawym uśmieszkiem na ustach.
- Tom, co ty tu robisz, czemu o tej godzinie i dlaczego jesteś schlany w trzy dupy? – spytał Tord, nie okazując żadnych emocji, oprócz znużenia. W tym czasie Tom oparł się o framugę jego otwartych drzwi.
- Hejjjj…. Nie jestem stąd, którędy do twojego mieszkania? – wybełkotał Tom. Policzki Torda zrobiły się delikatnie czerwone. Czy on z nim flirtował? Ależ oczywiście, że tak, w końcu był pijany. Raz jak był w takim stanie, próbował uwieść bałwana, a później rano się dziwił, czemu ma mokre ciuchy i marchewkę w kieszeni bluzy. Tord wpuścił Toma do domu na chwilę, tylko po to, aby zamienić z nim kilka słów – o ile to będzie możliwe – a później odprawić go do domu.
- Ok, Tom, po co przyszedłeś? – spytał Norweg, obserwując bacznie Toma.
- Chccciałem ci cośśś powiedzieć… - powiedział, robiąc drobne przerwy między każdym słowem.
- A nie może to zaczekać do rana i do czasu, kiedy wytrzeźwiejesz?
- Ja wcale niie jestem pijanyyy... – odpowiedział Tom, na co Tord tylko spojrzał z politowaniem w oczach i podniósł brew.
- Ale dobra, przechhhodząc do rzeczy… - delikatnie przeciągał słowa. – Że w sumie to już cciiię taak bardzooo nie nie lubię… - oczywiście, pewnie był to tylko bełkot pijaka, ale te słowa nadal zaciekawiły Torda. Podobno alkohol działa jak serum prawdy, więc czy Tom teraz mówi prawdę, czy nawet pod wpływem alkoholu potrafi sobie robić z niego żarty.
- Aha. Wiesz, że nie było to jakoś szczególnie ważne i mogłeś mi to powiedzieć rano? – zaczął wyprowadzać Toma z mieszkania, ale ten się zapierał i było to trudne, patrząc na to, że był trochę wyższy od Torda. Kiedy byli już przy drzwiach, Tom zmusił Norwega do zatrzymania się, po czym obrócił się w jego stronę i z całą pijaczaną pewnością siebie, powiedział do niego:
- Jesteś może garażem? Bo chętnie bym w ciebie wjechał – powiedział przy okazji puszczając oczko do Torda. Ten nie wiedział, co powiedzieć, a jego twarz zrobiła się tak czerwona, jak jego bluza, która wisiała na fotelu w jego pokoju. Nie powiedział nic, tylko dalej spróbował prowadzić Toma do drzwi od mieszkania, ale ponieważ ten alkoholik nie dawał się tak łatwo, skończyło się na tym, że Tord przyszpilił Toma do drzwi i stali tak bez ruchy przez kilka minut, podczas gdy Toma nie obchodziło to, w jakiej sytuacji się znaleźli i jak bardzo niezręczne to było dla Torda. Gdy ten już chciał to zakończyć i po prostu wyrzucić Toma z mieszkania, drugi mężczyzna złączył swoje usta z ustami Torda w pocałunku. Dobra, to było totalnie niespodziewane. Przez chwilę Tord tak stał z otwartymi szeroko oczami, nie wiedząc co zrobić i mając mętlik w głowie. Przecież Tom go nie lubił! I ze wzajemnością. Chyba… Oh, kogo on oszukuje. Tak, nie lubił go, ale po jakimś czasie odkrył, że w sumie to czuje coś do niego. Coś, co nie było czystą nienawiścią, ani uczuciami czysto przyjacielskimi. Coś, co było bardziej romantycznym zainteresowaniem. Były to uczucia, których po części się bał. Jednak teraz, kiedy wszystko się bardziej rozjaśniło, doszedł do wniosku, że czerpie przyjemność z tych akcji Toma, więc pozwolił mu kontynuować. Podczas gdy pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, kiedy zaczęto w niego wkładać więcej pasji, a język Toma znalazł drogę do ust Torda, podczas gdy jego ręka zjechała na pośladek Norwega. O, jakże by chciał, żeby to nadal trwało, jakże chciał wiedzieć, jak daleko posunąłby się pijany Tom, ale w głowie Torda zapaliła się mała, czerwona lampka. To, co się może dziać teraz, może wcale nie być z miłości. To, co może się wydarzyć, też może nie być z miłości. Może to tylko alkohol? Te myśli zdołowały Torda, ale przywróciły go też na Ziemię. Przerwał pocałunek i zdjął rękę Toma ze swojego tyłka. Wyprosił Toma grzecznie z mieszkania, a kiedy ten wracał do swojego mieszkania, Tord mruknął tylko cicho do siebie „Klasyczny, głupi Tom”. Jednak nie z przekąsem, albo złośliwością, jak to zwykle bywało. To było bardziej z czułością. Po tych słowach poczuł drobne ukłucie w sercu, westchnął głęboko i wrócił do swojego łóżka zamykając drzwi. I tak nie mógł zasnąć przez jakieś kolejne 2 godziny, myśląc o tym, co się stało i o miłych i tych przykrych możliwościach tego wydarzenia.
Następnego dnia Tord unikał Toma. Przez calutki dzień prawie w ogóle się nie widzieli, a jak już Tom zaczynał rozmowę, Tord szybko ją kończył, mówią, że ma coś do zrobienia. I tak było przez cały dzień. Kiedy Tom wychodził od Edda, wtedy przychodził Tord, a kiedy i Tom się pojawiał, Tord raptem sprawiał wrażenie okropnie zabieganego. Tom oczywiście nie pamiętał nic z ostatniej nocy, więc zachowanie Torda wydawało mu się bardzo podejrzane. Dodatkowo – kiedy Tord gadał z Eddem i Edd spytał go, czemu ten unika Toma, zaczął raptem się wykręcać tym, że przecież wcale go nie unika, i że wszystko jest w porządku. Tom oczywiście wiedział swoje, więc wieczorem, kiedy było już ciemno na dworze, ale niektórzy jeszcze się nie szykowali spać, poszedł złożyć wizytę Tordowi i szczerze z nim pogadać. I obiecał sobie, że jeżeli znów coś planuje, nie da mu się tak łatwo przechytrzyć, tak, jak ostatnim razem. Wyszedł ze swojego mieszkania i zamknął je, po czym skierował się do mieszkania Torda i zapukał w drzwi. Po kilku minutach, przy akompaniamencie kilku przekleństw słyszanych z mieszkania, drzwi się otworzyły i stanął w nich Tord. Gdy tylko spostrzegł, że przyszedł do niego Tom, natychmiast chciał zamknąć drzwi, lecz mężczyzna w niebieskiej bluzie mu na to nie pozwolił, więc po drobnych przepychankach, Tom stał i patrzył podejrzliwym wzrokiem na Torda, który stał, opierając się plecami o ścianę. Na policzkach miał delikatne rumieńce i unikał bezpośredniego kontaktu wzrokowego z Tomem, trzymając głowę zwieszoną w dół.
- Dobra, co ty do cholery znów planujesz? – spytał Tom, patrząc uważnie na Torda. Ten zmusił siebie do spojrzenia na mężczyznę w niebieskiej bluzie.
- Nic nie planuję Tom. Myślałem, że już przestałeś mnie podejrzewać o knucie czegokolwiek – odpowiedział Tord spokojnym tonem.
- Bo przestałem. Do dziś. Jak wyjaśnisz to, że przez cały dzień unikałeś mnie i udawałeś, jaki to w cholerę jesteś zarobiony?
Tord od razu nie odpowiedział. Pomyślał chwilę, po czym spuścił wzrok.
- Wcale cię nie unikałem…
- Wiesz co? Jesteś pieprzonym kłamcą. Mów natychmiast, czemu nie chciałeś mnie dzisiaj za wszelką cenę widzieć – odpowiedział ostrzejszym tonem Tom, podchodząc blisko do Torda. Mężczyzna w czerwonej bluzie jednak nadal patrzył się w podłogę, jakby nagle panele wydawały się najciekawszą w świecie rzeczą, a rumieńce na jego twarzy przybrały intensywniejszą barwę.
- Powiesz, czy mam cię zmusić? – ponieważ nie dostał żadnej odpowiedzi, Tom postanowił przycisnąć Torda do muru. W przenośni, jak i dosłownie. Złapał jego nadgarstki i przyszpilił go do ściany za Tordem. Tord zaczął się mu wyrywać, ale Tom był silniejszy od niego, więc opór był daremny.
- Puść mnie natychmiast, idioto! – krzyknął Tord.
- Nie puszczę cię, dopóki nie zaczniesz gadać. Co się stało? – powiedział stanowczym tonem Tom, patrząc w oczy Tordowi. Ten odwzajemnił spojrzenie i myślał chwilę.
- Naprawdę chcesz tak strasznie tego wiedzieć – odpowiedział podirytowany Tord.
- Tak – padła krótka odpowiedź z ust Toma.
- Dobrze, skoro tak… - Tord wziął oddech i zaczął mówić głośnym i zirytowanym tonem – Wczoraj, kiedy wróciłeś do domu najebany, nie poszedłeś do siebie, tylko najpierw do mnie. I wiesz co zrobiłeś? Pocałowałeś mnie. Bez żadnych oporów, bez żadnego ale, po prostu pocałowałeś, a gdybym cię w czasie nie powstrzymał, to może nawet doszłoby do czegoś więcej! To się właśnie stało!
Tom patrzył teraz na Torda zszokowany. Czy… Czy on naprawdę miał odwagę, żeby to zrobić? Znaczy, był pijany, a kiedy był pijany, tryb prawdomówności i nadzwyczajnej śmiałości się odzywał. Jednak nadal nie mógł w to uwierzyć. Patrząc na mężczyznę w czerwonej bluzie, przez umysł przebiegało mu milion myśli.
- N – nie, to nie możliwe – odparł zszokowanym tonem, czując, że jego policzki powoli zaczynają pokrywać się czerwienią.
- Lepiej w to uwierz szybciej i mnie puść – powiedział równie czerwony Tord, próbując jeszcze raz wyrwać się Tomowi, podczas gdy ten pomyślał jeszcze raz nad jego słowami. Jego uwagę przykuło kilka słów i już wiedział, jakie następne pytanie zada.
- Powiedziałeś „gdybym cię nie powstrzymał w czasie”. Czyli nie powstrzymałeś mnie od razu? – spytał ciekawy odpowiedzi Tom. Tord natychmiast przestał się szamotać i spojrzał na niego pytająco, po czym przypomniał sobie, co powiedział, a jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Natychmiast znów zaczął unikać kontaktu wzrokowego z Tomem i udawać wielce zainteresowanego układem paneli na podłodze.
- Może… - Tom dostał cichą, nieśmiałą odpowiedź. Nie był pewien jak zareagować. Był zmieszany i od razu zaczął myśleć o pytaniu „dlaczego?”. Po chwili przyszła mu na myśl pewna odpowiedź, której jednak nie był pewien i musiał zapytać.
- Tord, czy tobie się to podobało? – chociaż mężczyzna w czerwonej bluzie nadal miał głowę zwieszoną w dół, Tom mógł powiedzieć, że zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy.
- Tord, czy to ci się podobało? – spytał bardziej stanowczym tonem. Zero odpowiedzi. W końcu zdenerwował się, uwolnił jedną rękę Torda, ale złapał go za podbródek i podniósł jego twarz tak, że jego oczy mogły patrzeć prosto w te Torda.
- Odpowiedz, ty pieprzony komunisto! – krzyknął w stronę mężczyzny w czerwonej bluzie.
- Tak, kurwa, podobało mi się! – wybuchł – Tak, podobało mi się! A żebyś wiedział! A jeżeli trafiłaby się taka druga okazja, to nawet bym ci nie przeszkodził, pozwoliłbym ci nawet na to, co ma się dziać dalej! – wykrzyczał w twarz Toma, czując ulgę, że w końcu mu to powiedział. Jednocześnie doszło też do niego, że właśnie to powiedział, więc rumieńce ze złości, zmieniły się w te zakłopotania i jedną wolną ręką zasłonił cześć twarzy, mając ochotę zapaść się pod ziemię. W tym czasie Tom patrzył na niego osłupiały z szeroko otwartymi oczami. Dobra, spodziewał się tej odpowiedzi, ale nadal był zszokowany. Na dobrą sprawę w ostatnim czasie nie zastanawiał się nad tym, jakie uczucia żywił do Torda. Dobra, byli kimś więcej, niż tylko „lubiący sobie dopierdalać znajomi”, ale nigdy nie myślał, żeby ta relacja mogła rozwinąć się w coś romantycznego… No dobra… „Nigdy” to niewłaściwe słowo. Bo ostatnio mu się zdarzyło o tym myśleć, wtedy, kiedy Tord zasnął u niego na kanapie, wtedy, kiedy razem grali wieczorami w gry i w sumie za każdym razem kiedy robili coś razem. Ale nigdy nie przypuszczał, że to naprawdę mogłoby się sprawdzić. Jak widać jego pijacka wersja ma większe jaja niż on i odważyła się działać, niż myśleć. Spojrzenie Toma złagodniało i puścił drugą rękę Torda wolno tylko po to, żeby odsłonić jego twarz. Kiedy mężczyzna w czerwonej bluzie opuścił rękę, Tom uśmiechnął się i spojrzał Tordowi głęboko w jego stalowo szarej barwy oczy, po czym powoli przybliżył się do niego i go pocałował. Mój Boże, jakie to było wspaniałe uczucie dla obu stron. Dla Torda, bo w końcu dowiedział się, jakie są uczucia Toma do niego, a dla Toma, bo w końcu miał okazję pokazać swoje uczucia, nie bojąc się odrzucenia. Podczas tego, jak czas upływał, a sekundy dawały się trwać wieczność, pocałunki stawały się namiętniejsze. Były oddawane z większą pasją, a ogień, jaki się w nich palił, zaczynał się żarzyć jeszcze bardziej, kiedy język Toma wkradł się do ust Torda, a ręce mężczyzny w niebieskiej bluzie zaczęły podciągać koszulkę i bluzkę Torda do góry, przerywając tylko na chwile pocałunek. Tom wkrótce potem też stał już tylko w spodniach. Po chwili oboje zaczęli się kierować w stronę pokoju Torda i jego łóżka, jednocześnie rozbierając się do samych bokserek. Gdy dotarli do celu, Tom rzucił Torda delikatnie na jego łóżko, a sam znalazł się nad nim. Tom powoli zaczął zjeżdżać ustami w dół, znajdując się na okolicy szyi i zaczął obdarowywać tą część ciała pocałunkami i drobnymi, delikatnymi ugryzieniami, które jednak nie zadawały bólu, a przyjemność, czego dowodem były jęki wydzierające się z gardła Torda. Ręka Toma zaś skierowała się w stronę bokserek Norwega, więc i te krótko po tym wylądowały na podłodze. Tom złapał penisa Torda i zaczął przesuwać po nim ręką w dół i w górę, na początku powoli, ale z czasem ruch były coraz energiczniejsze. Tord jęczał z rozkoszy, jaką przynosiły pocałunki składane n szyi, jakże i akcje, które Tom wykonywał swoimi rękoma, jak pieścił go i każdy jego dotyk wywoływał falę przyjemności. Po chwili jednak Tom zaczął zjeżdżać ustami jeszcze niżej, aż zjechał nimi aż do męskości swojego kochanka. Oczywiście niemi także zaczął pracować, liżąc, ssąc , zapewniając nieograniczoną przyjemność Tordowi, aż nie doszedł. Wtedy Tom odsunął się – w końcu kto by chciał dostać spermą na twarz – jednak nadal pracując ręką. Po doprowadzeniu Torda do orgazmu, Tom podciągnął się w jego stronę, by móc napawać się widokiem dyszącego i mówiącego jego imię jak modlitwę Norwega. Korzystając z sytuacji, Tom obrócił Torda tak, że szarooki leżał teraz twarzą wtulony w poduszkę. Tom patrzył na ten widok z zadowoleniem, aż przesunął językiem po swoich wargach.
- Podnieś trochę tą swoją słodką dupkę trochę wyżej – polecił. Tord usłuchał się go i zgodnie z rozkazem jego tyłek był mniej więcej na wysokości bioder Toma – Grzeczny chłopiec…
Pozbył się swoich bokserek najszybciej jak mógł, czując, jak jego penis stoi na baczności, gotów do czynnej służby. Tord w tym czasie nadal leżał z wystawionym tyłkiem, gotowy na wszystko, co Tom postanowi zrobić. A wszelki wypadek trzymał przy twarz poduszkę, gdyby chciał krzyczeć, a że była jakaś 24, to nie chciał obudzić całego piętra. Zwłaszcza Edda i Matta.
- To może trochę zaboleć… - ostrzegł go Tom, złapał go za biodra, po czym wszedł w Torda z impetem. Tord wydał z siebie krótki krzyk w poduszkę, a z jego oczu pociekło kilka łez, które pozostawiły mokre plamy na poszewce poduszki. Trzeba było przyznać, na delikatności to Tom się nie znał. Chociaż zrobił to też dlatego, żeby – o ironio – oszczędzić mu bólu. W końcu lepiej coś zrobić szybko i żeby bolało przez chwilę, niż powoli i boleśnie. Kiedy ból już zniknął, szybko pojawiło się też dobrze znane uczucie przyjemności, kiedy Tom wprawił swoje biodra w ruch. Poruszał nimi w tył i w przód, najpierw powoli, by później trochę przyśpieszyć i ustanowić równe tempo, podczas gdy z każdym pchnięciem z ust Torda padało zachęcające jęknięcie, imię Toma lub krótki jęk rozkoszy. Czarnooki wiedział, że Norweg zbliża się do okresu szczytowania, kiedy jego jęki stały się głośniejsze i dłuższe, a prośby o przyśpieszenie i nie zaprzestanie czynów pojawiały się częściej. Oczywiście Tom miał racje, więc nawet po tym jak Tord doszedł, nie przestawała poruszać biodrami. W końcu – on też chciał coś z tego mieć. Owszem, doprowadzenie Torda do utraty zmysłów i zrobienie sobie z niego służącego, który wykona każdy jego rozkaz było satysfakcjonujące, biorąc pod uwagę też te słodkie dźwięki wydobywające się z gardła szarookiego, ale nadal sam też chciał doświadczyć uczucia orgazmu. Kiedy czuł, że jest już blisko, przyśpieszył ruchy, by po chwili Tord mógł poczuć, jak coś ciepłego napełnia go, jednak było to całkiem miłe uczucie. Po tym Tom położył się na łóżku z impetem, uśmiechając się i głęboko oddychając, podczas gdy Tord zszedł z łóżka, wziął swoje ubrania i zaczął się kierować w stronę łazienki. Na chwilę jednak przystanął i odwrócił się do Toma.
- Idę wziąć krótki prysznic, chcesz może dołączyć? – zapytał z zawadiackim uśmieszkiem. Tom spojrzał na niego, zaśmiał się krótko i zaczął zbierać swoje ciuchy i się w nie ubierać.
- Bardzo bym chciał, ale wydaje mi się, że powinienem już wrócić do siebie – zakładał właśnie koszulkę.
- Myślałem, że może zostałbyś na noc… - powiedział Tord zasmuconym i rozczarowanym tonem. Kiedy Tom spojrzał w stronę drugiego mężczyzny, widział w jego oczach że bardzo by chciał, aby czarnooki został u niego trochę dłużej. Tom jednak wstał całkowicie ubrany, podszedł do niego i pocałował go.
- Nawet nie masz pojęcia, jak chciałbym, ale domyślasz się, co by się stało, gdyby Edd i Matt odkryli, że raptem zaczęliśmy się ze sobą spotykać? - Tord popatrzy na Toma ze zdziwieniem, kiedy to powiedział.
- To znaczy, że im nie powiemy? – spytał Tord. Tom podrapał się po tyle głowy.
- Nie na razie. Mógłby to być dla nich duży szok. Ale obiecuje, że w końcu im powiemy – pocałował Norwega w czoło i skierował się w stronę drzwi wyjściowych, zatrzymując się i rzucając krótkie „Dobranoc, kocham cię” i wychodząc z mieszkania, kierując się tym samym do swojego. Tord w tym czasie skierował się do łazienki, myśląc, jak zwykłe, głupie „Kocham cię” spowodowało, że czuł motyle w brzuchu, a jego serce się roztapiało.
Od czasu tamtego wydarzenia, wszystko było takie same jak wcześniej, a życie nadal powoli się toczyło. No… Może „wszystko takie same” nie jest prawidłowym zwrotem. Tom i Tord nadal sobie dogryzali, ale bardziej z czułością, którą mogli wyczuć tylko oni dwaj. Oczywiście nadal ukrywali swój związek przed Eddem i Mattem, chociaż wiedzieli, że powinni powiedzieć o nim przyjaciołom, ale nadal uważali, że jeszcze nie czas. W końcu minął dopiero jakiś nie cały miesiąc od czasu pojawienia się Torda, więc taki szybki postęp relacji z nienawiści do miłości mógłby być trochę szokujący. Chociaż, jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. Ale wracając – tak się miewały losy bohaterów, dopóki pewnej nocy nie nastąpiła straszliwa burza, a pewny siebie i odważny mężczyzna, okazał się w środku małym, przestraszonym chłopcem zmagającym się z horrorami przeszłości.
Dwudziesta czwarta dwadzieścia trzy na zegarku. Dźwięk pukania do drzwi, który Tom od razu usłyszał. Wiedział, że pewnie był to Tord, bo tylko oni odwiedzali się w takich godzinach, kiedy chcieli, by ich spotkania były bardziej intymne i mieli siebie tylko na wyłączność, nie narażając się na odwiedziny niespodziewanych gości. Tom wywlekł się z łóżka, nie zawracając sobie głowy tym, jaki bałagan miał na łóżku. Wyszedł z pokoju i od razu skierował się w stronę drzwi od mieszkania. Otworzył drzwi i przywitał ciepłym uśmiechem stojącego przed wejściem Torda.
- Cześć Tord, czyżbyś czegoś potrzebował? – uśmiechnął się zadziornie, ale kiedy spojrzał drugi raz na swojego chłopaka, widział, że ten był wyraźnie roztrzęsiony i sprawiał wrażenie lekko zlęknionego. Nerwowo skubał dół swojej koszulki, która była częścią jego piżamy, wraz z czerwoną parą bokserek.
- Mogę wejść do środka? – Tord spytał Toma, patrząc na niego swoimi szarymi oczami, które w świetle przecinających niebo błyskawic pięknie srebrzyły się stalową barwą. To, że czaił się w nich drobny cień strachu, zaniepokoiło Toma, więc wpuścił Norwega bez słowa do mieszkania, nie zamykając drzwi na klucz. Zaprowadził go w stronę kanapy, żeby ten usiadł, po czym sam do niego dołączył. Wszystko to działo się przy akompaniamencie kropli deszczu uderzających o dach i okna, czasami przeplatanym odgłosem grzmotów.
- Co się stało Tord? Bo nie wmówisz mi, że nie śpisz i wyglądasz tak, jak wyglądasz tylko dlatego, że za oknem jest burza – spytał i równocześnie stwierdził Tom, patrząc na Torda z troską w oczach i łapiąc go za rękę, by dodać mu otuchy.
- Ja… Przyśnił mi się koszmar… - powiedział cicho. Zrobił chwilę przerwy, by później znów zacząć mówić – Najpierw było wszystko normalnie. Byliśmy wszyscy we czwórkę, śmialiśmy się i byliśmy szczęśliwi. Po chwili jednak wy zniknęliście, a mnie otoczyła ciemność – nastąpiła krótka przerwa, a gdy Tord znów zaczął mówić, jego głos zaczął się łamać – Później widziałem śmierć. Śmierć setek, tysięcy niewinnych ludzi. Byłem zdruzgotany, zszokowany i zastanawiałem się, co za potwór, mógł to zrobić. Potem ci wszyscy martwi ludzie zniknęli i pojawiliście się wy – mówił ze ściśniętym gardłem, próbując powstrzymać łzy, które i tak zaczęły powoli wyciekać przez kąciki jego oczu. Tom, patrząc na niego z niepokojem i zmartwieniem w oczach, przysunął się do niego bliżej i objął go ramieniem. Norweg jednak dalej mówił – Staliście naprzeciwko mnie. Nie byliście jednak szczęśliwi, byliście… przerażeni. Próbowałem do was mówić i krzyczeć, ale mnie nie słyszeliście. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, dopóki nie zobaczyłem, jak umiera Matt. Później Edd. Na samym końcu ty – nie próbował już zatrzymywać łez, więc te ściekały mu po policzkach, kapiąc na koszulkę i zostawiając mokre ślady. – Błagałem tego, kto był za to odpowiedzialny, żeby tego nie robił, on oczywiście się nie posłuchał. Zacząłem płakać, prosiłem, żeby w takim razie zabił i mnie, jednak to się nie stało. Kiedy wasze ciała zniknęły, pojawiła się przede mną sylwetka. Był to mężczyzna, miał na sobie strój niczym wojskowy, zamiast prawej ręki miał metalową protezę, a prawe oko skrywała czarna opaska – płakał teraz jak małe dziecko, podczas gdy Tom mocno go tulił, pozwalając, by łzy Torda moczyły jego koszulkę. – To byłem ja, Tom… To nie był nikt inny, tylko ja – powiedział cicho łkając. Tom wiedział, że musiało być to dla niego ciężkie, po tym, że Norweg naprawdę się zmienił i biorąc pod uwagę wydarzenia, które jeszcze tak niedawno miały miejsce. Taki koszmar w świetle tego, co się ostatnio zdarzyło mógł być szokujący i dobijający. Po chwili ciszy, jaką dał Tordowi na uspokojenie się, trzymając go w swoich objęciach i wykonując delikatne, uspokajające ruchy dłonią na jego plecach, Tom postanowił się odezwać:
- Tord, to tylko koszmar – powiedział cichym, uspokajającym tonem. – Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Wróciłeś do nas. Żałowałeś tego, kim byłeś i co zrobiłeś i to się liczy najbardziej – Tord odsunął twarz od klatki piersiowej Toma i spojrzał na niego swoimi zaczerwienionymi oczami.
- Naprawdę? – spytał.
- Tak. Naprawdę – odpowiedział Tom i uśmiechnął się ciepło. Po chwili wypuścił Torda z uścisku, złapał go za ręką i wstał, kierując się w stronę swojej sypialni.
- Em, Tom? Gdzie mnie prowadzisz? – spytał Norweg, idąc za swoim chłopakiem.
- Przecież nie odeślę cię do domu w takim stanie. Nie pozwolę, żeby moje Słońce spało same w swoim domu, dręczone okropnymi snami – mówił, docierając do pokoju. Usiadł na łóżku, każąc zrobić Tordowi to samo. Po chwili oboje leżeli w łóżku, przykryci kołdrą, przytulając się do siebie. Po raz pierwszy w życiu Tord czuł się tak bezpiecznie, po raz pierwszy wiedział, że na pewno nic mu nie grozi, i że nic nie może zepsuć tego momentu.
- Kocham cię, Tom – padło z ust Torda. Tom uśmiechnął się i nadal z zamkniętymi oczami odpowiedział.
- Też cię kocham, Tord – po czym oboje zasnęli.
Na drugi dzień Edd miał pewne zamiary. Ponieważ widział, że Tom i Tord zaczęli się dogadywać, postanowił, że może powinni zrobić sobie gdzieś jakiś wypad, jak za starych dobrych czasów. No dobra, może nie za starych, dobrych, bo wtedy Tom i Tord albo się kłócili co chwilę, albo omijali i ani trochę się nie dogadywali. Ale wiadomo, sens i cel jeden. Edd skierował się do Matta, by powiedzieć mu o swoich planach, a gdy już skończył gadać z rudowłosym, poszedł do mieszkania Torda. Zapukał. Bez odpowiedzi. Zapukał po raz drugi. Nadal bez odpowiedzi. Uznał, że Norweg musi jeszcze spać, więc skierował się do mieszkania Toma. Ta sama sytuacja. Ponieważ wydawało mu się to trochę podejrzane, nacisnął klamkę od drzwi, które otworzyły się na oścież. Zdziwiło go to, że drzwi były otwarte, ale zarówno i trochę zaniepokoiło. Wszedł do jasno oświetlonego przez światło słoneczne pokoju i od razu zauważył lekko otwarte drzwi od sypialnie Toma. Po cichu skierował się w tamtą stronę i delikatnie zajrzał do środka. Zauważył tam śpiącego Toma, odwróconego plecami do drzwi i nikogo innego poza tym. Odetchnął z ulgą, że nic się nie stało, więc zamknął drzwi i oparł się o nie. Po krótkiej chwili wpadł na pewien iście diabelski pomysł, przez który na twarzy uformował mu się złośliwy uśmieszek. Otworzył drzwi najciszej jak potrafił i wkroczy do pokoju wydając ja najmniej hałasu.
- WSTAWAJ, ŚPIOCHU! – wrzasnął jak najgłośniej potrafił, budząc zapewne przy okazji mieszkańców pobliskich mieszkań. Reakcja Toma i Torda była natychmiastowa, oboje się zerwali i zaczęli przeszukiwać wzrokiem pokój, by w końcu ujrzeć Edda.
- Ja pierdole, Edd, ciszej to już się nie dało?! – spytał głośno Tom.
- Kurwa, stary… - powiedział Tord patrząc z nienawiścią w oczach w stronę Edda. Edd jednak kiedy zobaczył Torda, znajdującego się w łóżku Toma, patrzył na dwójkę swoich przyjaciół z szokiem w oczach. Do Toma i Torda raptem doszło, co się właśnie stało, więc spojrzeli na siebie i ich policzki pokryły się rumieńcami. Ich wzrok znów powędrował w stronę, który teraz, zamiast wyglądać na zszokowanego i skamieniałego, miał na twarzy wielki i szczery uśmiech.
- Edd, t – to n – nie tak – Tom zaczął tłumaczy, jednak Edda już nie było. Nie czekając na nic, wybiegł z pokoju i domu Toma, obierając za kierunek mieszkanie Matta, krzycząc „ONI W KOŃCU TO ZROBILI!” i „MATT, WYGRAŁEM TE 20 FUNTÓW!”, budząc tym razem całe piętro. Tom i Tord, nie zważając na to, jak byli ubrani, pobiegli za Eddem. Ta, czekały ich długie wyjaśnienia…
- Spodziewałeś się mnie? Czy może chciałeś po prostu coś ukryć przed nami? – powiedział Tom poważnym i zimnym tonem, patrząc na Torda i próbując wyczytać z jego twarzy cokolwiek co wskazywałoby na to, że coś planuje. Twarz drugiego mężczyzny pozostawała jednak z tym samym znużonym, delikatnie sennym wyrazem.
- Tom, rozumiem, że nadal możesz mnie podejrzewać o coś i mi nie ufać, ale ile razy w tym tygodniu mam ci jeszcze mówić, że niczego nie ukrywam i nie planuję? – spytał Norweg.
- Dopóki się nie przekonam i nie sprawdzę tego osobiście – odpowiedział Tom.
- Chcesz dowodu? Proszę, przejrzyj całe mieszkanie, jeżeli sprawi ci to przyjemność – założył ręce i patrzył na drugiego mężczyznę, czekając na to, aż zrobi to, po co przyszedł. Tom jednak stał, patrząc na Torda, bijąc się z myślami. Jeżeli planowałby coś, to czy nie chronił tego i nie pilnował na wszelką cenę? A może to była tylko zmyłka, żeby Tom tak pomyślał i odpuścił sobie, a później okazałoby się, że Tord jednak coś planuje? Te myśli zaczynały powodować ból głowy u mężczyzny w niebieskiej bluzie.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Wracam do domu – powiedział Tom i już kierował się do drzwi, kiedy Tord go zatrzymał.
- Ja naprawdę przepraszam, Tom – powiedział Tord łapiąc Toma za rękaw. Mężczyzna w niebieskiej bluzie odwrócił się w jego stronę, strzepnął rękę ze swojego rękawa i stanął, czekając na dalsze wyjaśnienia i przeprosiny, które będzie słyszał już pewnie jakiś dziesiąty raz.
- Nie mam zamiaru mówić, że tego nie chciałem i nie planowałem. Bo to nie prawda – Tom tylko podniósł brew w niemym pytaniu. – Tak, wcześniej chciałem tego wszystkiego. Chciałem rządzić światem, chciałem was zdradzić, zranić i zostawić. Chciałem tego wszystkiego i to planowałem. Ale po jakimś czasie od incydentu z robotem, doszło do mnie, jak wiele straciłem – w jego głosie było słychać emocje i wydawał się też drżeć. – Doszło do mnie, że straciłem przyjaciół, którzy zawsze ze mną byli. Straciłem tych, na których mi zależało, i którym zależało na mnie. Doszło do mnie, że nawet mimo tego, że cię nienawidziłem, wiedziałem, że jednak nie zasłużyłeś na to, że chciałem cię zabić – jego głos zdawał się drżeć jeszcze bardziej, podczas gdy jego oczy zaszkliły się. Nastąpiła chwila przerwy, w której Tord próbował się uspokoić, a Tom przyswajał te informacje. Musiał przyznać, zaskoczyło go to trochę. Tord wcześnie nie okazywał takiej skuchy i nie pokazywał tak emocji. Mężczyzna w niebieskiej bluzie nie do końca wiedział co zrobić, dlatego tylko stał i czekał, aż Norweg znów zacznie mówić.
- Wiem, że ty pewnie mnie nienawidzisz i nie masz zamiaru mi wybaczyć. Wcale się nie dziwię… Sam sobie nie potrafię wybaczyć… - powiedział spokojniejszym głosem. To Tom słyszał nie raz, ale dopiero dzisiaj go to ruszyło bardziej. Odkąd znów do nich dołączył, nie zamienili ze sobą żadnego słowa na osobności i to był pierwszy raz. Może to był powód tego, że przejął się tymi słowami bardziej, niż kiedy padły one wcześniej. Westchnął i stał przez chwilę w tym samym miejscu.
- Słuchaj, zjebałeś na całej linii i nie mogę powiedzieć, że ufam ci, wybaczyłem ci i że cię lubię… - zrobił krótką przerwę. – Ale nie mogę też powiedzieć, że cię kompletnie nienawidzę – na te słowa Tord spojrzał na niego zdziwiony. – Dobra, nadal cię nie lubię i wolałbym już skoczyć z 10 piętra, niż mieszkać z tobą w jednym domu przez tydzień, ale nie nienawidzę cię aż tak.
- Naprawdę? – spytał zaskoczonym i trochę niedowierzającym tonem Tord.
- Ta. Sam nie wierzę, że to mówię, ale tak. A teraz idę spać. Tobie też radzę – powiedział Tom, kierując się do drzwi. Wychodząc rzucił Tordowi tylko krótkie „Dobranoc”, zanim zamknął drzwi.
Minęło od tego wydarzenia jakieś kilka tygodni, w których to można było zauważyć poprawę w ich relacjach. Owszem, nadal wyzywali się od świadków Jechowy i komunistów, ale rozmawiali i wykonywali jakieś czynności razem, nie bijąc się co 5 minut. Wszystko było w porządku, Tom i Tord nadal się nie lubili zbytnio, ale Matt i Edd nadal byli zadowoleni z postępów, jakie zrobili w swojej relacji. I wszystko było takie do czasu pewnej nocy…
- Jest pieprzona 2 w nocy, kto się może do mnie dobijać o tej godzinie? – mamrotał cicho pod nosem Tord, przecierając oczy i idąc do drzwi. Obudziło go głośne uderzenie w jego drzwi. Na początku zignorował to, ale kiedy powtórzyło się jakiś 3 raz, cichsze, ale jednak, postanowił to sprawdzić. Kiedy otworzył drzwi, zastał ostro na… prutego Toma, ledwo utrzymującego się na nogach, z głupawym uśmieszkiem na ustach.
- Tom, co ty tu robisz, czemu o tej godzinie i dlaczego jesteś schlany w trzy dupy? – spytał Tord, nie okazując żadnych emocji, oprócz znużenia. W tym czasie Tom oparł się o framugę jego otwartych drzwi.
- Hejjjj…. Nie jestem stąd, którędy do twojego mieszkania? – wybełkotał Tom. Policzki Torda zrobiły się delikatnie czerwone. Czy on z nim flirtował? Ależ oczywiście, że tak, w końcu był pijany. Raz jak był w takim stanie, próbował uwieść bałwana, a później rano się dziwił, czemu ma mokre ciuchy i marchewkę w kieszeni bluzy. Tord wpuścił Toma do domu na chwilę, tylko po to, aby zamienić z nim kilka słów – o ile to będzie możliwe – a później odprawić go do domu.
- Ok, Tom, po co przyszedłeś? – spytał Norweg, obserwując bacznie Toma.
- Chccciałem ci cośśś powiedzieć… - powiedział, robiąc drobne przerwy między każdym słowem.
- A nie może to zaczekać do rana i do czasu, kiedy wytrzeźwiejesz?
- Ja wcale niie jestem pijanyyy... – odpowiedział Tom, na co Tord tylko spojrzał z politowaniem w oczach i podniósł brew.
- Ale dobra, przechhhodząc do rzeczy… - delikatnie przeciągał słowa. – Że w sumie to już cciiię taak bardzooo nie nie lubię… - oczywiście, pewnie był to tylko bełkot pijaka, ale te słowa nadal zaciekawiły Torda. Podobno alkohol działa jak serum prawdy, więc czy Tom teraz mówi prawdę, czy nawet pod wpływem alkoholu potrafi sobie robić z niego żarty.
- Aha. Wiesz, że nie było to jakoś szczególnie ważne i mogłeś mi to powiedzieć rano? – zaczął wyprowadzać Toma z mieszkania, ale ten się zapierał i było to trudne, patrząc na to, że był trochę wyższy od Torda. Kiedy byli już przy drzwiach, Tom zmusił Norwega do zatrzymania się, po czym obrócił się w jego stronę i z całą pijaczaną pewnością siebie, powiedział do niego:
- Jesteś może garażem? Bo chętnie bym w ciebie wjechał – powiedział przy okazji puszczając oczko do Torda. Ten nie wiedział, co powiedzieć, a jego twarz zrobiła się tak czerwona, jak jego bluza, która wisiała na fotelu w jego pokoju. Nie powiedział nic, tylko dalej spróbował prowadzić Toma do drzwi od mieszkania, ale ponieważ ten alkoholik nie dawał się tak łatwo, skończyło się na tym, że Tord przyszpilił Toma do drzwi i stali tak bez ruchy przez kilka minut, podczas gdy Toma nie obchodziło to, w jakiej sytuacji się znaleźli i jak bardzo niezręczne to było dla Torda. Gdy ten już chciał to zakończyć i po prostu wyrzucić Toma z mieszkania, drugi mężczyzna złączył swoje usta z ustami Torda w pocałunku. Dobra, to było totalnie niespodziewane. Przez chwilę Tord tak stał z otwartymi szeroko oczami, nie wiedząc co zrobić i mając mętlik w głowie. Przecież Tom go nie lubił! I ze wzajemnością. Chyba… Oh, kogo on oszukuje. Tak, nie lubił go, ale po jakimś czasie odkrył, że w sumie to czuje coś do niego. Coś, co nie było czystą nienawiścią, ani uczuciami czysto przyjacielskimi. Coś, co było bardziej romantycznym zainteresowaniem. Były to uczucia, których po części się bał. Jednak teraz, kiedy wszystko się bardziej rozjaśniło, doszedł do wniosku, że czerpie przyjemność z tych akcji Toma, więc pozwolił mu kontynuować. Podczas gdy pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, kiedy zaczęto w niego wkładać więcej pasji, a język Toma znalazł drogę do ust Torda, podczas gdy jego ręka zjechała na pośladek Norwega. O, jakże by chciał, żeby to nadal trwało, jakże chciał wiedzieć, jak daleko posunąłby się pijany Tom, ale w głowie Torda zapaliła się mała, czerwona lampka. To, co się może dziać teraz, może wcale nie być z miłości. To, co może się wydarzyć, też może nie być z miłości. Może to tylko alkohol? Te myśli zdołowały Torda, ale przywróciły go też na Ziemię. Przerwał pocałunek i zdjął rękę Toma ze swojego tyłka. Wyprosił Toma grzecznie z mieszkania, a kiedy ten wracał do swojego mieszkania, Tord mruknął tylko cicho do siebie „Klasyczny, głupi Tom”. Jednak nie z przekąsem, albo złośliwością, jak to zwykle bywało. To było bardziej z czułością. Po tych słowach poczuł drobne ukłucie w sercu, westchnął głęboko i wrócił do swojego łóżka zamykając drzwi. I tak nie mógł zasnąć przez jakieś kolejne 2 godziny, myśląc o tym, co się stało i o miłych i tych przykrych możliwościach tego wydarzenia.
Następnego dnia Tord unikał Toma. Przez calutki dzień prawie w ogóle się nie widzieli, a jak już Tom zaczynał rozmowę, Tord szybko ją kończył, mówią, że ma coś do zrobienia. I tak było przez cały dzień. Kiedy Tom wychodził od Edda, wtedy przychodził Tord, a kiedy i Tom się pojawiał, Tord raptem sprawiał wrażenie okropnie zabieganego. Tom oczywiście nie pamiętał nic z ostatniej nocy, więc zachowanie Torda wydawało mu się bardzo podejrzane. Dodatkowo – kiedy Tord gadał z Eddem i Edd spytał go, czemu ten unika Toma, zaczął raptem się wykręcać tym, że przecież wcale go nie unika, i że wszystko jest w porządku. Tom oczywiście wiedział swoje, więc wieczorem, kiedy było już ciemno na dworze, ale niektórzy jeszcze się nie szykowali spać, poszedł złożyć wizytę Tordowi i szczerze z nim pogadać. I obiecał sobie, że jeżeli znów coś planuje, nie da mu się tak łatwo przechytrzyć, tak, jak ostatnim razem. Wyszedł ze swojego mieszkania i zamknął je, po czym skierował się do mieszkania Torda i zapukał w drzwi. Po kilku minutach, przy akompaniamencie kilku przekleństw słyszanych z mieszkania, drzwi się otworzyły i stanął w nich Tord. Gdy tylko spostrzegł, że przyszedł do niego Tom, natychmiast chciał zamknąć drzwi, lecz mężczyzna w niebieskiej bluzie mu na to nie pozwolił, więc po drobnych przepychankach, Tom stał i patrzył podejrzliwym wzrokiem na Torda, który stał, opierając się plecami o ścianę. Na policzkach miał delikatne rumieńce i unikał bezpośredniego kontaktu wzrokowego z Tomem, trzymając głowę zwieszoną w dół.
- Dobra, co ty do cholery znów planujesz? – spytał Tom, patrząc uważnie na Torda. Ten zmusił siebie do spojrzenia na mężczyznę w niebieskiej bluzie.
- Nic nie planuję Tom. Myślałem, że już przestałeś mnie podejrzewać o knucie czegokolwiek – odpowiedział Tord spokojnym tonem.
- Bo przestałem. Do dziś. Jak wyjaśnisz to, że przez cały dzień unikałeś mnie i udawałeś, jaki to w cholerę jesteś zarobiony?
Tord od razu nie odpowiedział. Pomyślał chwilę, po czym spuścił wzrok.
- Wcale cię nie unikałem…
- Wiesz co? Jesteś pieprzonym kłamcą. Mów natychmiast, czemu nie chciałeś mnie dzisiaj za wszelką cenę widzieć – odpowiedział ostrzejszym tonem Tom, podchodząc blisko do Torda. Mężczyzna w czerwonej bluzie jednak nadal patrzył się w podłogę, jakby nagle panele wydawały się najciekawszą w świecie rzeczą, a rumieńce na jego twarzy przybrały intensywniejszą barwę.
- Powiesz, czy mam cię zmusić? – ponieważ nie dostał żadnej odpowiedzi, Tom postanowił przycisnąć Torda do muru. W przenośni, jak i dosłownie. Złapał jego nadgarstki i przyszpilił go do ściany za Tordem. Tord zaczął się mu wyrywać, ale Tom był silniejszy od niego, więc opór był daremny.
- Puść mnie natychmiast, idioto! – krzyknął Tord.
- Nie puszczę cię, dopóki nie zaczniesz gadać. Co się stało? – powiedział stanowczym tonem Tom, patrząc w oczy Tordowi. Ten odwzajemnił spojrzenie i myślał chwilę.
- Naprawdę chcesz tak strasznie tego wiedzieć – odpowiedział podirytowany Tord.
- Tak – padła krótka odpowiedź z ust Toma.
- Dobrze, skoro tak… - Tord wziął oddech i zaczął mówić głośnym i zirytowanym tonem – Wczoraj, kiedy wróciłeś do domu najebany, nie poszedłeś do siebie, tylko najpierw do mnie. I wiesz co zrobiłeś? Pocałowałeś mnie. Bez żadnych oporów, bez żadnego ale, po prostu pocałowałeś, a gdybym cię w czasie nie powstrzymał, to może nawet doszłoby do czegoś więcej! To się właśnie stało!
Tom patrzył teraz na Torda zszokowany. Czy… Czy on naprawdę miał odwagę, żeby to zrobić? Znaczy, był pijany, a kiedy był pijany, tryb prawdomówności i nadzwyczajnej śmiałości się odzywał. Jednak nadal nie mógł w to uwierzyć. Patrząc na mężczyznę w czerwonej bluzie, przez umysł przebiegało mu milion myśli.
- N – nie, to nie możliwe – odparł zszokowanym tonem, czując, że jego policzki powoli zaczynają pokrywać się czerwienią.
- Lepiej w to uwierz szybciej i mnie puść – powiedział równie czerwony Tord, próbując jeszcze raz wyrwać się Tomowi, podczas gdy ten pomyślał jeszcze raz nad jego słowami. Jego uwagę przykuło kilka słów i już wiedział, jakie następne pytanie zada.
- Powiedziałeś „gdybym cię nie powstrzymał w czasie”. Czyli nie powstrzymałeś mnie od razu? – spytał ciekawy odpowiedzi Tom. Tord natychmiast przestał się szamotać i spojrzał na niego pytająco, po czym przypomniał sobie, co powiedział, a jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Natychmiast znów zaczął unikać kontaktu wzrokowego z Tomem i udawać wielce zainteresowanego układem paneli na podłodze.
- Może… - Tom dostał cichą, nieśmiałą odpowiedź. Nie był pewien jak zareagować. Był zmieszany i od razu zaczął myśleć o pytaniu „dlaczego?”. Po chwili przyszła mu na myśl pewna odpowiedź, której jednak nie był pewien i musiał zapytać.
- Tord, czy tobie się to podobało? – chociaż mężczyzna w czerwonej bluzie nadal miał głowę zwieszoną w dół, Tom mógł powiedzieć, że zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy.
- Tord, czy to ci się podobało? – spytał bardziej stanowczym tonem. Zero odpowiedzi. W końcu zdenerwował się, uwolnił jedną rękę Torda, ale złapał go za podbródek i podniósł jego twarz tak, że jego oczy mogły patrzeć prosto w te Torda.
- Odpowiedz, ty pieprzony komunisto! – krzyknął w stronę mężczyzny w czerwonej bluzie.
- Tak, kurwa, podobało mi się! – wybuchł – Tak, podobało mi się! A żebyś wiedział! A jeżeli trafiłaby się taka druga okazja, to nawet bym ci nie przeszkodził, pozwoliłbym ci nawet na to, co ma się dziać dalej! – wykrzyczał w twarz Toma, czując ulgę, że w końcu mu to powiedział. Jednocześnie doszło też do niego, że właśnie to powiedział, więc rumieńce ze złości, zmieniły się w te zakłopotania i jedną wolną ręką zasłonił cześć twarzy, mając ochotę zapaść się pod ziemię. W tym czasie Tom patrzył na niego osłupiały z szeroko otwartymi oczami. Dobra, spodziewał się tej odpowiedzi, ale nadal był zszokowany. Na dobrą sprawę w ostatnim czasie nie zastanawiał się nad tym, jakie uczucia żywił do Torda. Dobra, byli kimś więcej, niż tylko „lubiący sobie dopierdalać znajomi”, ale nigdy nie myślał, żeby ta relacja mogła rozwinąć się w coś romantycznego… No dobra… „Nigdy” to niewłaściwe słowo. Bo ostatnio mu się zdarzyło o tym myśleć, wtedy, kiedy Tord zasnął u niego na kanapie, wtedy, kiedy razem grali wieczorami w gry i w sumie za każdym razem kiedy robili coś razem. Ale nigdy nie przypuszczał, że to naprawdę mogłoby się sprawdzić. Jak widać jego pijacka wersja ma większe jaja niż on i odważyła się działać, niż myśleć. Spojrzenie Toma złagodniało i puścił drugą rękę Torda wolno tylko po to, żeby odsłonić jego twarz. Kiedy mężczyzna w czerwonej bluzie opuścił rękę, Tom uśmiechnął się i spojrzał Tordowi głęboko w jego stalowo szarej barwy oczy, po czym powoli przybliżył się do niego i go pocałował. Mój Boże, jakie to było wspaniałe uczucie dla obu stron. Dla Torda, bo w końcu dowiedział się, jakie są uczucia Toma do niego, a dla Toma, bo w końcu miał okazję pokazać swoje uczucia, nie bojąc się odrzucenia. Podczas tego, jak czas upływał, a sekundy dawały się trwać wieczność, pocałunki stawały się namiętniejsze. Były oddawane z większą pasją, a ogień, jaki się w nich palił, zaczynał się żarzyć jeszcze bardziej, kiedy język Toma wkradł się do ust Torda, a ręce mężczyzny w niebieskiej bluzie zaczęły podciągać koszulkę i bluzkę Torda do góry, przerywając tylko na chwile pocałunek. Tom wkrótce potem też stał już tylko w spodniach. Po chwili oboje zaczęli się kierować w stronę pokoju Torda i jego łóżka, jednocześnie rozbierając się do samych bokserek. Gdy dotarli do celu, Tom rzucił Torda delikatnie na jego łóżko, a sam znalazł się nad nim. Tom powoli zaczął zjeżdżać ustami w dół, znajdując się na okolicy szyi i zaczął obdarowywać tą część ciała pocałunkami i drobnymi, delikatnymi ugryzieniami, które jednak nie zadawały bólu, a przyjemność, czego dowodem były jęki wydzierające się z gardła Torda. Ręka Toma zaś skierowała się w stronę bokserek Norwega, więc i te krótko po tym wylądowały na podłodze. Tom złapał penisa Torda i zaczął przesuwać po nim ręką w dół i w górę, na początku powoli, ale z czasem ruch były coraz energiczniejsze. Tord jęczał z rozkoszy, jaką przynosiły pocałunki składane n szyi, jakże i akcje, które Tom wykonywał swoimi rękoma, jak pieścił go i każdy jego dotyk wywoływał falę przyjemności. Po chwili jednak Tom zaczął zjeżdżać ustami jeszcze niżej, aż zjechał nimi aż do męskości swojego kochanka. Oczywiście niemi także zaczął pracować, liżąc, ssąc , zapewniając nieograniczoną przyjemność Tordowi, aż nie doszedł. Wtedy Tom odsunął się – w końcu kto by chciał dostać spermą na twarz – jednak nadal pracując ręką. Po doprowadzeniu Torda do orgazmu, Tom podciągnął się w jego stronę, by móc napawać się widokiem dyszącego i mówiącego jego imię jak modlitwę Norwega. Korzystając z sytuacji, Tom obrócił Torda tak, że szarooki leżał teraz twarzą wtulony w poduszkę. Tom patrzył na ten widok z zadowoleniem, aż przesunął językiem po swoich wargach.
- Podnieś trochę tą swoją słodką dupkę trochę wyżej – polecił. Tord usłuchał się go i zgodnie z rozkazem jego tyłek był mniej więcej na wysokości bioder Toma – Grzeczny chłopiec…
Pozbył się swoich bokserek najszybciej jak mógł, czując, jak jego penis stoi na baczności, gotów do czynnej służby. Tord w tym czasie nadal leżał z wystawionym tyłkiem, gotowy na wszystko, co Tom postanowi zrobić. A wszelki wypadek trzymał przy twarz poduszkę, gdyby chciał krzyczeć, a że była jakaś 24, to nie chciał obudzić całego piętra. Zwłaszcza Edda i Matta.
- To może trochę zaboleć… - ostrzegł go Tom, złapał go za biodra, po czym wszedł w Torda z impetem. Tord wydał z siebie krótki krzyk w poduszkę, a z jego oczu pociekło kilka łez, które pozostawiły mokre plamy na poszewce poduszki. Trzeba było przyznać, na delikatności to Tom się nie znał. Chociaż zrobił to też dlatego, żeby – o ironio – oszczędzić mu bólu. W końcu lepiej coś zrobić szybko i żeby bolało przez chwilę, niż powoli i boleśnie. Kiedy ból już zniknął, szybko pojawiło się też dobrze znane uczucie przyjemności, kiedy Tom wprawił swoje biodra w ruch. Poruszał nimi w tył i w przód, najpierw powoli, by później trochę przyśpieszyć i ustanowić równe tempo, podczas gdy z każdym pchnięciem z ust Torda padało zachęcające jęknięcie, imię Toma lub krótki jęk rozkoszy. Czarnooki wiedział, że Norweg zbliża się do okresu szczytowania, kiedy jego jęki stały się głośniejsze i dłuższe, a prośby o przyśpieszenie i nie zaprzestanie czynów pojawiały się częściej. Oczywiście Tom miał racje, więc nawet po tym jak Tord doszedł, nie przestawała poruszać biodrami. W końcu – on też chciał coś z tego mieć. Owszem, doprowadzenie Torda do utraty zmysłów i zrobienie sobie z niego służącego, który wykona każdy jego rozkaz było satysfakcjonujące, biorąc pod uwagę też te słodkie dźwięki wydobywające się z gardła szarookiego, ale nadal sam też chciał doświadczyć uczucia orgazmu. Kiedy czuł, że jest już blisko, przyśpieszył ruchy, by po chwili Tord mógł poczuć, jak coś ciepłego napełnia go, jednak było to całkiem miłe uczucie. Po tym Tom położył się na łóżku z impetem, uśmiechając się i głęboko oddychając, podczas gdy Tord zszedł z łóżka, wziął swoje ubrania i zaczął się kierować w stronę łazienki. Na chwilę jednak przystanął i odwrócił się do Toma.
- Idę wziąć krótki prysznic, chcesz może dołączyć? – zapytał z zawadiackim uśmieszkiem. Tom spojrzał na niego, zaśmiał się krótko i zaczął zbierać swoje ciuchy i się w nie ubierać.
- Bardzo bym chciał, ale wydaje mi się, że powinienem już wrócić do siebie – zakładał właśnie koszulkę.
- Myślałem, że może zostałbyś na noc… - powiedział Tord zasmuconym i rozczarowanym tonem. Kiedy Tom spojrzał w stronę drugiego mężczyzny, widział w jego oczach że bardzo by chciał, aby czarnooki został u niego trochę dłużej. Tom jednak wstał całkowicie ubrany, podszedł do niego i pocałował go.
- Nawet nie masz pojęcia, jak chciałbym, ale domyślasz się, co by się stało, gdyby Edd i Matt odkryli, że raptem zaczęliśmy się ze sobą spotykać? - Tord popatrzy na Toma ze zdziwieniem, kiedy to powiedział.
- To znaczy, że im nie powiemy? – spytał Tord. Tom podrapał się po tyle głowy.
- Nie na razie. Mógłby to być dla nich duży szok. Ale obiecuje, że w końcu im powiemy – pocałował Norwega w czoło i skierował się w stronę drzwi wyjściowych, zatrzymując się i rzucając krótkie „Dobranoc, kocham cię” i wychodząc z mieszkania, kierując się tym samym do swojego. Tord w tym czasie skierował się do łazienki, myśląc, jak zwykłe, głupie „Kocham cię” spowodowało, że czuł motyle w brzuchu, a jego serce się roztapiało.
Od czasu tamtego wydarzenia, wszystko było takie same jak wcześniej, a życie nadal powoli się toczyło. No… Może „wszystko takie same” nie jest prawidłowym zwrotem. Tom i Tord nadal sobie dogryzali, ale bardziej z czułością, którą mogli wyczuć tylko oni dwaj. Oczywiście nadal ukrywali swój związek przed Eddem i Mattem, chociaż wiedzieli, że powinni powiedzieć o nim przyjaciołom, ale nadal uważali, że jeszcze nie czas. W końcu minął dopiero jakiś nie cały miesiąc od czasu pojawienia się Torda, więc taki szybki postęp relacji z nienawiści do miłości mógłby być trochę szokujący. Chociaż, jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. Ale wracając – tak się miewały losy bohaterów, dopóki pewnej nocy nie nastąpiła straszliwa burza, a pewny siebie i odważny mężczyzna, okazał się w środku małym, przestraszonym chłopcem zmagającym się z horrorami przeszłości.
Dwudziesta czwarta dwadzieścia trzy na zegarku. Dźwięk pukania do drzwi, który Tom od razu usłyszał. Wiedział, że pewnie był to Tord, bo tylko oni odwiedzali się w takich godzinach, kiedy chcieli, by ich spotkania były bardziej intymne i mieli siebie tylko na wyłączność, nie narażając się na odwiedziny niespodziewanych gości. Tom wywlekł się z łóżka, nie zawracając sobie głowy tym, jaki bałagan miał na łóżku. Wyszedł z pokoju i od razu skierował się w stronę drzwi od mieszkania. Otworzył drzwi i przywitał ciepłym uśmiechem stojącego przed wejściem Torda.
- Cześć Tord, czyżbyś czegoś potrzebował? – uśmiechnął się zadziornie, ale kiedy spojrzał drugi raz na swojego chłopaka, widział, że ten był wyraźnie roztrzęsiony i sprawiał wrażenie lekko zlęknionego. Nerwowo skubał dół swojej koszulki, która była częścią jego piżamy, wraz z czerwoną parą bokserek.
- Mogę wejść do środka? – Tord spytał Toma, patrząc na niego swoimi szarymi oczami, które w świetle przecinających niebo błyskawic pięknie srebrzyły się stalową barwą. To, że czaił się w nich drobny cień strachu, zaniepokoiło Toma, więc wpuścił Norwega bez słowa do mieszkania, nie zamykając drzwi na klucz. Zaprowadził go w stronę kanapy, żeby ten usiadł, po czym sam do niego dołączył. Wszystko to działo się przy akompaniamencie kropli deszczu uderzających o dach i okna, czasami przeplatanym odgłosem grzmotów.
- Co się stało Tord? Bo nie wmówisz mi, że nie śpisz i wyglądasz tak, jak wyglądasz tylko dlatego, że za oknem jest burza – spytał i równocześnie stwierdził Tom, patrząc na Torda z troską w oczach i łapiąc go za rękę, by dodać mu otuchy.
- Ja… Przyśnił mi się koszmar… - powiedział cicho. Zrobił chwilę przerwy, by później znów zacząć mówić – Najpierw było wszystko normalnie. Byliśmy wszyscy we czwórkę, śmialiśmy się i byliśmy szczęśliwi. Po chwili jednak wy zniknęliście, a mnie otoczyła ciemność – nastąpiła krótka przerwa, a gdy Tord znów zaczął mówić, jego głos zaczął się łamać – Później widziałem śmierć. Śmierć setek, tysięcy niewinnych ludzi. Byłem zdruzgotany, zszokowany i zastanawiałem się, co za potwór, mógł to zrobić. Potem ci wszyscy martwi ludzie zniknęli i pojawiliście się wy – mówił ze ściśniętym gardłem, próbując powstrzymać łzy, które i tak zaczęły powoli wyciekać przez kąciki jego oczu. Tom, patrząc na niego z niepokojem i zmartwieniem w oczach, przysunął się do niego bliżej i objął go ramieniem. Norweg jednak dalej mówił – Staliście naprzeciwko mnie. Nie byliście jednak szczęśliwi, byliście… przerażeni. Próbowałem do was mówić i krzyczeć, ale mnie nie słyszeliście. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, dopóki nie zobaczyłem, jak umiera Matt. Później Edd. Na samym końcu ty – nie próbował już zatrzymywać łez, więc te ściekały mu po policzkach, kapiąc na koszulkę i zostawiając mokre ślady. – Błagałem tego, kto był za to odpowiedzialny, żeby tego nie robił, on oczywiście się nie posłuchał. Zacząłem płakać, prosiłem, żeby w takim razie zabił i mnie, jednak to się nie stało. Kiedy wasze ciała zniknęły, pojawiła się przede mną sylwetka. Był to mężczyzna, miał na sobie strój niczym wojskowy, zamiast prawej ręki miał metalową protezę, a prawe oko skrywała czarna opaska – płakał teraz jak małe dziecko, podczas gdy Tom mocno go tulił, pozwalając, by łzy Torda moczyły jego koszulkę. – To byłem ja, Tom… To nie był nikt inny, tylko ja – powiedział cicho łkając. Tom wiedział, że musiało być to dla niego ciężkie, po tym, że Norweg naprawdę się zmienił i biorąc pod uwagę wydarzenia, które jeszcze tak niedawno miały miejsce. Taki koszmar w świetle tego, co się ostatnio zdarzyło mógł być szokujący i dobijający. Po chwili ciszy, jaką dał Tordowi na uspokojenie się, trzymając go w swoich objęciach i wykonując delikatne, uspokajające ruchy dłonią na jego plecach, Tom postanowił się odezwać:
- Tord, to tylko koszmar – powiedział cichym, uspokajającym tonem. – Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Wróciłeś do nas. Żałowałeś tego, kim byłeś i co zrobiłeś i to się liczy najbardziej – Tord odsunął twarz od klatki piersiowej Toma i spojrzał na niego swoimi zaczerwienionymi oczami.
- Naprawdę? – spytał.
- Tak. Naprawdę – odpowiedział Tom i uśmiechnął się ciepło. Po chwili wypuścił Torda z uścisku, złapał go za ręką i wstał, kierując się w stronę swojej sypialni.
- Em, Tom? Gdzie mnie prowadzisz? – spytał Norweg, idąc za swoim chłopakiem.
- Przecież nie odeślę cię do domu w takim stanie. Nie pozwolę, żeby moje Słońce spało same w swoim domu, dręczone okropnymi snami – mówił, docierając do pokoju. Usiadł na łóżku, każąc zrobić Tordowi to samo. Po chwili oboje leżeli w łóżku, przykryci kołdrą, przytulając się do siebie. Po raz pierwszy w życiu Tord czuł się tak bezpiecznie, po raz pierwszy wiedział, że na pewno nic mu nie grozi, i że nic nie może zepsuć tego momentu.
- Kocham cię, Tom – padło z ust Torda. Tom uśmiechnął się i nadal z zamkniętymi oczami odpowiedział.
- Też cię kocham, Tord – po czym oboje zasnęli.
Na drugi dzień Edd miał pewne zamiary. Ponieważ widział, że Tom i Tord zaczęli się dogadywać, postanowił, że może powinni zrobić sobie gdzieś jakiś wypad, jak za starych dobrych czasów. No dobra, może nie za starych, dobrych, bo wtedy Tom i Tord albo się kłócili co chwilę, albo omijali i ani trochę się nie dogadywali. Ale wiadomo, sens i cel jeden. Edd skierował się do Matta, by powiedzieć mu o swoich planach, a gdy już skończył gadać z rudowłosym, poszedł do mieszkania Torda. Zapukał. Bez odpowiedzi. Zapukał po raz drugi. Nadal bez odpowiedzi. Uznał, że Norweg musi jeszcze spać, więc skierował się do mieszkania Toma. Ta sama sytuacja. Ponieważ wydawało mu się to trochę podejrzane, nacisnął klamkę od drzwi, które otworzyły się na oścież. Zdziwiło go to, że drzwi były otwarte, ale zarówno i trochę zaniepokoiło. Wszedł do jasno oświetlonego przez światło słoneczne pokoju i od razu zauważył lekko otwarte drzwi od sypialnie Toma. Po cichu skierował się w tamtą stronę i delikatnie zajrzał do środka. Zauważył tam śpiącego Toma, odwróconego plecami do drzwi i nikogo innego poza tym. Odetchnął z ulgą, że nic się nie stało, więc zamknął drzwi i oparł się o nie. Po krótkiej chwili wpadł na pewien iście diabelski pomysł, przez który na twarzy uformował mu się złośliwy uśmieszek. Otworzył drzwi najciszej jak potrafił i wkroczy do pokoju wydając ja najmniej hałasu.
- WSTAWAJ, ŚPIOCHU! – wrzasnął jak najgłośniej potrafił, budząc zapewne przy okazji mieszkańców pobliskich mieszkań. Reakcja Toma i Torda była natychmiastowa, oboje się zerwali i zaczęli przeszukiwać wzrokiem pokój, by w końcu ujrzeć Edda.
- Ja pierdole, Edd, ciszej to już się nie dało?! – spytał głośno Tom.
- Kurwa, stary… - powiedział Tord patrząc z nienawiścią w oczach w stronę Edda. Edd jednak kiedy zobaczył Torda, znajdującego się w łóżku Toma, patrzył na dwójkę swoich przyjaciół z szokiem w oczach. Do Toma i Torda raptem doszło, co się właśnie stało, więc spojrzeli na siebie i ich policzki pokryły się rumieńcami. Ich wzrok znów powędrował w stronę, który teraz, zamiast wyglądać na zszokowanego i skamieniałego, miał na twarzy wielki i szczery uśmiech.
- Edd, t – to n – nie tak – Tom zaczął tłumaczy, jednak Edda już nie było. Nie czekając na nic, wybiegł z pokoju i domu Toma, obierając za kierunek mieszkanie Matta, krzycząc „ONI W KOŃCU TO ZROBILI!” i „MATT, WYGRAŁEM TE 20 FUNTÓW!”, budząc tym razem całe piętro. Tom i Tord, nie zważając na to, jak byli ubrani, pobiegli za Eddem. Ta, czekały ich długie wyjaśnienia…
THE END
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...