Notka od autora:Kilka miesięcy po wydarzeniach z „The End”. Odkąd wyjechałaś ze swoją rodziną do innego miasta, utraciłaś kontakt ze swoim starymi przyjaciółmi, jednak teraz, gdy byłaś już w pełni dorosła, postanowiłaś na odnowienie kontaktu. I tak o to wylądowałaś w takiej oto sytuacji: jedyna dziewczyna mieszkająca w domu z 4 mężczyznami, napięta atmosfera między dwójką z nich, studia i praca na pół etatu, a ty się zastanawiasz, czemu zachowujesz się jak ich matka albo, co najmniej, starsza siostra. I czasami masz tego po prostu dosyć.
Jeżeli spodziewałaś się opowiadania z rodzaju „Ty x Postać”, to się grubo przeliczyłaś. Muszę cię rozczarować, ale jedyne shipy, jakie będą tu występować, to te, które „Ty” lubisz i masz zamiar pomóc w ich realizacji (spodziewajcie się EddMatt i TomTord).
Autor: EvilAngel
Spis treści:
Uwaga, waza leci! (obecnie czytany)
Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują
Tylko przyjaciele?
Bethany
Zemsta jest słodka
Wesołe miasteczko
Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują
Tylko przyjaciele?
Bethany
Zemsta jest słodka
Wesołe miasteczko
...Miałaś już dość. Dość wszystkiego. Byłaś padnięta i nie myślałaś, że jest w tobie chodź iskiereczka energii, żeby zrobić cokolwiek. Marzyłaś, żeby wrócić do domu, wykąpać się, zrobić sobie herbatę lub kakao, położyć się w łóżku i poczytać jakąś dobrą książkę. Niestety nie było ci to dane. Kiedy przekręcałaś klucz w drzwiach, bo okazały się zamknięte, słyszałaś kłótnię. „Po prostu uroczo” – pomyślałaś. Otworzyłaś drzwi i już chciałaś powiedzieć „Wróciłam”, gdy dostrzegłaś przedmiot lecący w twoją stronę. Stojąc w pół otwartych drzwiach, kucnęłaś szybko i usłyszałaś za sobą, na dworze, dźwięk tłuczonej porcelany. Wstałaś i odwróciłaś się w stronę dźwięku, by ujrzeć rozbitą na tysiące kawałeczków wazę wcześniej stojącą w salonie. Była to waza, którą niedawno kupiłaś i która tak bardzo ci się podobała, więc kiedy z wściekłością wymalowana na twarzy odwróciłaś się w stronę winowajców i weszłaś do domu głośno trzaskając drzwiami, wszyscy zamarli na twój widok. Przed oczami ukazała ci się taka oto scena: Edd trzymający Toma z rozciętą wargą, powstrzymując go przed dorwaniem się do Tord i Matt, powstrzymujący Torda, któremu leciała stróżka krwi z nosa, przed ponowną walką z Tomem. Kiedy jednak weszłaś do pokoju, wszyscy się trochę uspokoili. Mogłaś przyrzec, że gdybyś mogła zabić wzrokiem, mężczyzna w czerwonej i mężczyzna w niebieskiej bluzie padliby trupem. Oni zaś patrzyli na ciebie z lękiem, jakbyś była psychopatką, gotową wyrżnąć w pień ich całą rodzinę, i chociaż psychopatką nie byłaś, to te słowo mogłoby określać teraz twój stan psychiczny.
- DOSYĆ! TEGO JUŻ ZA WIELE! – krzyknęłaś, powoli tracąc kontrolę nad gniewem. Szybkim krokiem skierowałaś się w stronę Toma i Torda. Pokazałaś Mattowi i Eddowi, żeby ich puścili, a kiedy to zrobili, złapałaś szarookiego i czarnookiego za uszy, jakby byli nieposłusznymi dziećmi i zaczęłaś kierować się w stronę swojego pokoju. Było to dość dziwne, że nie stawiali się. Tord może nie miałby wielkich szans na bunt, bo byłaś od niego wyższa o kilka centymetrów i zapewne silniejsza, ale Tom? Chłopak miał jakiś metr siedemdziesiąt pięć, więc zatrzymanie ciebie nie stanowiłoby problemu, jednak mimo to oboje szli za tobą, przy akompaniamencie cichy jęków bólu. Kiedy dotarliście pod drzwi twojego pokoju, wrzuciłaś tych dwóch do niego, zatrzasnęłaś drzwi i stanęłaś naprzeciwka tej dwójki i założonymi na piersiach rękoma. Patrzyłaś na nich takim wzrokiem, jakbyś chciała wypalić w nich dziurę, stukałaś nogą o podłogę w szybkim tempie i próbowałaś trzymać swoje nerwy na wodzy.
- H – hej, słuchaj, my naprawdę przepraszamy za tą wazę… - zaczął Tom.
- Tak, jeżeli chcesz, to możemy ci odkupić taką samą – kontynuował Tord. Oboje wyglądali na trochę przestraszonych tobą i zawstydzonych swoim zachowaniem.
- Tu nie chodzi o wazę – powiedziałaś chłodnym tonem, ucinającym dalsze tłumaczenia. Kiedy zaczęłaś ponownie mówić, twój głos zaczął drżeć. – Tu nie chodzi o ten pieprzony kawałek porcelany i wy dobrze o tym wiecie – odwróciłaś się do nich plecami. - Kiedy przyjechałam do was ponownie, byłam taka szczęśliwa, uradowana. Znów będę miała moich najlepszych przyjaciół z powrotem. Znowu będziemy razem, jak jedna, wielka rodzina. Jak widać myliłam się okropnie – odwróciłaś się ponownie w ich stronę, a w twoich oczach zaczęły lśnić łzy – Kiedy byłam młodsza, moim rodzicom zdarzały się kłótnie. Były one rzadko i ogólnie byliśmy bardzo kochającą się rodziną. Jednak kiedy zaczynały się kłótnie, nie były normalnymi sprzeczkami – głos zaczął ci się łamać. Podniosłaś też jego ton tak, że nie można już było uznać tego za normalne mówienie. – Kiedy kłótnie działy się w moim domu, zawsze kończyło się tak samo. Albo matka mnie zabierała i wyprowadzała się na kilka dni do babci, albo ojciec wybywał gdzieś z domu na kilka dni – z kącika oka wypłynęła pierwsza łza. – Za każdym razem, kiedy w końcu się godzili i wracali, udawali, że nic nie miało miejsca i wszystko było w porządku! Że znów jesteśmy jedną, szczęśliwą rodzinką bez problemów! –te zdania były wypowiedziane ironicznie wesołym tonem, jednak kiedy znów zaczęłaś mówić, nie słyszało się w nim nic więcej niż gorycz i zdenerwowanie - Ale ja pamiętałam! Ja pamiętałam o tym wszystkim! Pamiętałam o wszystkich nocach, które moja matka przepłakała, kiedy myślała, że śpię! Pamiętałam o wszystkich przepitych nocach ojca! Pamiętałam o tym wszystkim i nienawidziłam tego! – z czasem coraz więcej łez zaczęło płynąć po twoich policzkach, słowa przerodziły się w krzyk i nie stałaś już spokojnie, tylko agresywnie gestykulowałaś podkreślając każde słowo. – Kiedy przyjechałam, miałam nadzieję, że skończyliście z dziecinadą! A co zastałam?! Waszą relację w jeszcze gorszym stanie! Było między wami jeszcze gorzej! – oboje patrzyli na ciebie ze wstydem i zmartwieniem. – Miałam nadzieję, że w końcu się pogodziliście, że będziemy mogli być znowu jak rodzina! – nie panowałaś teraz nad sobą, wszystkie emocje, które wzbierały się w tobie od dawna, po prostu się uwolniły i, jak na razie, nie było sposobu, by je zatrzymać. Były jak lawina, pod wpływem której Tom i Tord zaczęli się powoli uginać i wyglądali na coraz mniejszych. – Wiecie, jak to jest słyszeć, jak twoi najbliżsi rzucają w siebie obelgami?! Wiecie, jak okropnie jest słyszeć kłótnie dwóch osób, na których ci zależy?! Czy wiecie, jak bardzo to boli wasze serce, kiedy widzicie dwie osoby, które kochacie jak rodzinę, bijące się?! CZY WAS W OGÓLE OBCHODZĄ UCZUCIA INNYCH LUDZI?! – po tych słowach nie wytrzymałaś i upadłaś kolanami na podłogę. Zasłoniłaś twarz dłońmi i zaczęłaś cicho szlochać, podczas gdy twoje łzy przeciekały ci przez palce. Tord i Tom już do ciebie podeszli i chcieli cię zacząć pocieszać, jednak brutalnie odrzuciłaś ich ręce znajdujące się na twoich plecach i ramionach.
- Wynoście się! NATYCHMIAST! – krzyknęłaś, odejmując dłonie od twarzy i jedną z rąk wskazując na drzwi. Spojrzeli na ciebie troskliwie, wstając. Widać było, że chcieli zostać z tobą, ale wiedzieli też, że ich obecność zdenerwowałaby cię jeszcze bardziej. Tom zaczął iść w stronę drzwi, jednak Tord nadal stał w miejscu. Czarnooki położy dłoń na ramieniu Torda i wskazał głową w stronę drzwi. Szarooki, chodź niechętnie, powoli zaczął się kierować się w stronę drzwi. Kiedy wyszli z pokoju, ty podeszłaś do drzwi, walnęłaś w nie pięścią z frustracji i siadłaś pod nimi, chowając twarz w dłonie. Nadal byłaś zdenerwowana i płakałaś, jednak potrafiłaś się skupić na rozmowie, która działa się zaraz za drzwiami twojego pokoju. Dźwięk był stłumiony, jednak nie na tyle, żebyś nie mogła rozpoznać głosów i słów.
- Tom? – spytał Tord, po krótkiej chwili przerwy.
- No? – rzucił Tom, opierając się o ścianę przedpokoju i patrząc w podłogę.
- Przegięliśmy tym razem, prawda? – zapytał niższy z mężczyzn.
- I to jeszcze jak… - odpowiedział drugi. Stali przez chwilę w ciszy, którą przerwał Tom. – Słuchaj, nie uważasz, że to naprawdę dziecinne i samolubne z naszej strony?
- Huh? O co ci dokładnie chodzi? – zagadnął Tord.
- No wiesz… Cała ta nasza sytuacja. Nienawidzimy się, nigdy się nie dogadywaliśmy, ale spójrz, do czego to doprowadziło. Spowodowaliśmy, że nasza przyjaciółka płacze. Przez nas i nasze zachowanie. Nadal niby pamiętam tą akcję z robotem, ale obiecałem ci przebaczyć, więc może na to czas? Czas, aby dojrzeć i skończyć z tym niedorzecznym konfliktem? – Czarnooki wyciągnął w stronę drugiego mężczyzny rękę. Ten przez chwilę się wahał, ale spójrzmy prawdzie w oczy – Tom miał rację. Te bycie ich na wojennej ścieżce było naprawdę infantylne i najlepszym wyjście byłoby pogodzenie się. Edd nie raz dążył do pogodzenia ich, ale jak widać musiało się to stać dopiero wtedy, kiedy zranili osobę, na której im zależało. Oczywiście nie skończy się dogryzanie, ale spróbują chociaż nie kłócić się co kilka minut, ani urządzać bójek.
- Zgoda – Tord podał rękę Tomowi. Po krótkich uścisk dłoni, znów zaczął mówić – Jeżeli mam być szczery, to już wcześniej chciałem to zrobić.
- To niby czemu nie zaproponowałeś zgody wcześniej, komunisto? – spytał Tom z przekorą. Tak, właśnie teraz zaczęła się relacja „Możemy się nie nienawidzić, ale i tak mam ci zamiar dopiekać i używać twojego przezwiska”.
- Bo zapewne byś powiedział, jak bardzo pojebana jest ta propozycja, wyśmiał mnie i nic by z tego nie wyszło, świadku Jehowy – odpowiedział Tord z delikatnym uśmiechem. Stali jeszcze przez chwilę w ciszy, pogrążeni w swoich myślach, po czym Tord spojrzał krótko na twoje drzwi i znów zaczął mówić. – Może byśmy poszli i jej powiedzieli o –
- Nie – urwał krótko Tom. – Widziałeś, w jakim stanie była. Lepiej, żebyśmy się jej więcej nie pokazywali już dzisiaj. Mogłoby to ją jeszcze bardziej zdenerwować – odpowiedział, po czym zaczął się kierować na pierwsze piętro domu i tym samym do swojego pokoju. Szarooki jednak nadal stał przez chwilę i zastanawiał się nad opcjami do wyboru, by ostatecznie także pójść do swojego pokoju.
Całą rozmowę oczywiście słyszałaś, więc siedząc pod drzwiami i wsłuchując się w słowa, powoli uspokajałaś się. Kilka łez nadal płynęło po twoim policzku, ale już przestałaś szlochać i uspokajałaś oddech. Zaczęłaś przetwarzać to, co usłyszałaś i musiałaś powiedzieć jedno – poprawiło to twój humor chociaż trochę. Nadal nie byłaś w najlepszym stanie psychiczny, lecz to, że Tom i Tord się w końcu pogodzili, albo, że przynajmniej spróbują, spowodowały, że z oczu nie wyciekały ci już łzy, a na usta wpłynął delikatny uśmiech. Spojrzałaś na jedną ze swoich rąk i ujrzałaś, że są na niej ślady czarnego tuszu. Tuszu do rzęs.
- Cholera… Pewnie moja twarz nie wygląda wcale lepiej… - powiedziałaś cicho i usłyszałaś pukanie do drzwi. Zastanawiałaś się przez ułamek sekundy, kto to może być, po czym niewiele myśląc wstałaś i uchyliłaś drzwi, patrząc, kto do ciebie przyszedł. Przez uchylone drzwi ujrzałaś wysokiego, rudowłosego chłopaka - Matt. Myślałaś nad tym, czego może chcieć, lecz po chwili wszystkie twoje wątpliwości zostały rozwiane.
- Hej, wszystko w porządku? – spytał, patrząc na ciebie zmartwiony. Pewnie słyszał twoje krzyki i widział w jakim byłaś stanie, jednak… Matt nie był za bardzo rozgarnięty i pewnie dlatego wolał się zapytać i tym samym upewnić.
- Tak, jasne, wszystko okay… - odpowiedziałaś cichym głosem i przetarłaś wierzchem dłoni resztki tuszu do rzęs ze swoich policzków. Patrzył na ciebie przez chwilę swoimi błękitnymi oczami.
- Słyszałem twoje krzyki i głos Todd’a i Tim’a i pomyślałem, że coś może się stało, ale skoro wszystko dobrze, to ja już pójdę… - Widziałaś, jak zaczął się odwracać w drugą z zatroskaną miną, podczas gdy ty z prawie niezauważalnym uśmiechem myślałaś o tym, że Matt po raz kolejny pomylił imię Torda i Toma. Przyzwyczailiście się już do tego, jednak ciebie nadal to trochę śmieszyło. Patrzyłaś jak Matt powoli oddala się i zrobiło ci się go trochę żal. On tylko chciał ci pomóc i wiedział, że nie czujesz się najlepiej, więc chciał cię pocieszyć, podczas gdy ty go zbyłaś. Otworzyłaś drzwi szerzej i złapałaś chłopaka za rękaw. Odwrócił się w twoją stronę.
- Tak w sumie, to nie do końca wszystko jest dobrze… - powiedziałaś, na co on zareagował, przytulając cię. Kiedy wtuliłaś się w niego, czułaś delikatny zapach cynamonu bijący od bluzy, a ciepło jego objęcia sprawiło, że poczułaś się naprawdę miło i bezpiecznie. Matt może i nie był najmądrzejszy, ale kiedy tego potrzebowałaś, potrafił pocieszyć. Nie zadawał pytań. Nie dręczył rozprawkami. Po prostu w ciszy i cierpliwie trzymał cię z objęciach, czekając na poprawę twojego humoru, co działało zaskakująco dobrze.
Kiedy po kilku minutach zapewniłaś rudowłosego, że na pewno teraz czujesz się lepiej niż wcześniej, odmaszerował do swojego pokoju w uśmiechem na twarzy, zostawiając ciebie jedną na parterze. Jednocześnie byłaś też jedyną osobą która jeszcze nie spała. Poszłaś do łazienki, szybko się wykąpałaś, wysuszyłaś włosy i ubrałaś się w piżamę. Położyłaś się w łóżku i chciałaś sięgnąć po książkę, którą ostatnio zaczęłaś czytać, lecz doszło do ciebie, jak bardzo zmęczona teraz byłaś, więc darowałaś sobie czytanie na dziś. Podłączyłaś telefon do ładowania, ustawiłaś muzykę w nim na małą głośność i ustawiłaś czas, przez który muzyka ma lecieć, na jakąś godzinę. I tak pewnie zaśniesz po jakiś kilku minutach, ale przezorny zawsze ubezpieczony. I miałaś rację. Kiedy tylko położyłaś głowę na miękkiej poduszce, wpadłaś w objęcia Morfeusza.
- H – hej, słuchaj, my naprawdę przepraszamy za tą wazę… - zaczął Tom.
- Tak, jeżeli chcesz, to możemy ci odkupić taką samą – kontynuował Tord. Oboje wyglądali na trochę przestraszonych tobą i zawstydzonych swoim zachowaniem.
- Tu nie chodzi o wazę – powiedziałaś chłodnym tonem, ucinającym dalsze tłumaczenia. Kiedy zaczęłaś ponownie mówić, twój głos zaczął drżeć. – Tu nie chodzi o ten pieprzony kawałek porcelany i wy dobrze o tym wiecie – odwróciłaś się do nich plecami. - Kiedy przyjechałam do was ponownie, byłam taka szczęśliwa, uradowana. Znów będę miała moich najlepszych przyjaciół z powrotem. Znowu będziemy razem, jak jedna, wielka rodzina. Jak widać myliłam się okropnie – odwróciłaś się ponownie w ich stronę, a w twoich oczach zaczęły lśnić łzy – Kiedy byłam młodsza, moim rodzicom zdarzały się kłótnie. Były one rzadko i ogólnie byliśmy bardzo kochającą się rodziną. Jednak kiedy zaczynały się kłótnie, nie były normalnymi sprzeczkami – głos zaczął ci się łamać. Podniosłaś też jego ton tak, że nie można już było uznać tego za normalne mówienie. – Kiedy kłótnie działy się w moim domu, zawsze kończyło się tak samo. Albo matka mnie zabierała i wyprowadzała się na kilka dni do babci, albo ojciec wybywał gdzieś z domu na kilka dni – z kącika oka wypłynęła pierwsza łza. – Za każdym razem, kiedy w końcu się godzili i wracali, udawali, że nic nie miało miejsca i wszystko było w porządku! Że znów jesteśmy jedną, szczęśliwą rodzinką bez problemów! –te zdania były wypowiedziane ironicznie wesołym tonem, jednak kiedy znów zaczęłaś mówić, nie słyszało się w nim nic więcej niż gorycz i zdenerwowanie - Ale ja pamiętałam! Ja pamiętałam o tym wszystkim! Pamiętałam o wszystkich nocach, które moja matka przepłakała, kiedy myślała, że śpię! Pamiętałam o wszystkich przepitych nocach ojca! Pamiętałam o tym wszystkim i nienawidziłam tego! – z czasem coraz więcej łez zaczęło płynąć po twoich policzkach, słowa przerodziły się w krzyk i nie stałaś już spokojnie, tylko agresywnie gestykulowałaś podkreślając każde słowo. – Kiedy przyjechałam, miałam nadzieję, że skończyliście z dziecinadą! A co zastałam?! Waszą relację w jeszcze gorszym stanie! Było między wami jeszcze gorzej! – oboje patrzyli na ciebie ze wstydem i zmartwieniem. – Miałam nadzieję, że w końcu się pogodziliście, że będziemy mogli być znowu jak rodzina! – nie panowałaś teraz nad sobą, wszystkie emocje, które wzbierały się w tobie od dawna, po prostu się uwolniły i, jak na razie, nie było sposobu, by je zatrzymać. Były jak lawina, pod wpływem której Tom i Tord zaczęli się powoli uginać i wyglądali na coraz mniejszych. – Wiecie, jak to jest słyszeć, jak twoi najbliżsi rzucają w siebie obelgami?! Wiecie, jak okropnie jest słyszeć kłótnie dwóch osób, na których ci zależy?! Czy wiecie, jak bardzo to boli wasze serce, kiedy widzicie dwie osoby, które kochacie jak rodzinę, bijące się?! CZY WAS W OGÓLE OBCHODZĄ UCZUCIA INNYCH LUDZI?! – po tych słowach nie wytrzymałaś i upadłaś kolanami na podłogę. Zasłoniłaś twarz dłońmi i zaczęłaś cicho szlochać, podczas gdy twoje łzy przeciekały ci przez palce. Tord i Tom już do ciebie podeszli i chcieli cię zacząć pocieszać, jednak brutalnie odrzuciłaś ich ręce znajdujące się na twoich plecach i ramionach.
- Wynoście się! NATYCHMIAST! – krzyknęłaś, odejmując dłonie od twarzy i jedną z rąk wskazując na drzwi. Spojrzeli na ciebie troskliwie, wstając. Widać było, że chcieli zostać z tobą, ale wiedzieli też, że ich obecność zdenerwowałaby cię jeszcze bardziej. Tom zaczął iść w stronę drzwi, jednak Tord nadal stał w miejscu. Czarnooki położy dłoń na ramieniu Torda i wskazał głową w stronę drzwi. Szarooki, chodź niechętnie, powoli zaczął się kierować się w stronę drzwi. Kiedy wyszli z pokoju, ty podeszłaś do drzwi, walnęłaś w nie pięścią z frustracji i siadłaś pod nimi, chowając twarz w dłonie. Nadal byłaś zdenerwowana i płakałaś, jednak potrafiłaś się skupić na rozmowie, która działa się zaraz za drzwiami twojego pokoju. Dźwięk był stłumiony, jednak nie na tyle, żebyś nie mogła rozpoznać głosów i słów.
- Tom? – spytał Tord, po krótkiej chwili przerwy.
- No? – rzucił Tom, opierając się o ścianę przedpokoju i patrząc w podłogę.
- Przegięliśmy tym razem, prawda? – zapytał niższy z mężczyzn.
- I to jeszcze jak… - odpowiedział drugi. Stali przez chwilę w ciszy, którą przerwał Tom. – Słuchaj, nie uważasz, że to naprawdę dziecinne i samolubne z naszej strony?
- Huh? O co ci dokładnie chodzi? – zagadnął Tord.
- No wiesz… Cała ta nasza sytuacja. Nienawidzimy się, nigdy się nie dogadywaliśmy, ale spójrz, do czego to doprowadziło. Spowodowaliśmy, że nasza przyjaciółka płacze. Przez nas i nasze zachowanie. Nadal niby pamiętam tą akcję z robotem, ale obiecałem ci przebaczyć, więc może na to czas? Czas, aby dojrzeć i skończyć z tym niedorzecznym konfliktem? – Czarnooki wyciągnął w stronę drugiego mężczyzny rękę. Ten przez chwilę się wahał, ale spójrzmy prawdzie w oczy – Tom miał rację. Te bycie ich na wojennej ścieżce było naprawdę infantylne i najlepszym wyjście byłoby pogodzenie się. Edd nie raz dążył do pogodzenia ich, ale jak widać musiało się to stać dopiero wtedy, kiedy zranili osobę, na której im zależało. Oczywiście nie skończy się dogryzanie, ale spróbują chociaż nie kłócić się co kilka minut, ani urządzać bójek.
- Zgoda – Tord podał rękę Tomowi. Po krótkich uścisk dłoni, znów zaczął mówić – Jeżeli mam być szczery, to już wcześniej chciałem to zrobić.
- To niby czemu nie zaproponowałeś zgody wcześniej, komunisto? – spytał Tom z przekorą. Tak, właśnie teraz zaczęła się relacja „Możemy się nie nienawidzić, ale i tak mam ci zamiar dopiekać i używać twojego przezwiska”.
- Bo zapewne byś powiedział, jak bardzo pojebana jest ta propozycja, wyśmiał mnie i nic by z tego nie wyszło, świadku Jehowy – odpowiedział Tord z delikatnym uśmiechem. Stali jeszcze przez chwilę w ciszy, pogrążeni w swoich myślach, po czym Tord spojrzał krótko na twoje drzwi i znów zaczął mówić. – Może byśmy poszli i jej powiedzieli o –
- Nie – urwał krótko Tom. – Widziałeś, w jakim stanie była. Lepiej, żebyśmy się jej więcej nie pokazywali już dzisiaj. Mogłoby to ją jeszcze bardziej zdenerwować – odpowiedział, po czym zaczął się kierować na pierwsze piętro domu i tym samym do swojego pokoju. Szarooki jednak nadal stał przez chwilę i zastanawiał się nad opcjami do wyboru, by ostatecznie także pójść do swojego pokoju.
Całą rozmowę oczywiście słyszałaś, więc siedząc pod drzwiami i wsłuchując się w słowa, powoli uspokajałaś się. Kilka łez nadal płynęło po twoim policzku, ale już przestałaś szlochać i uspokajałaś oddech. Zaczęłaś przetwarzać to, co usłyszałaś i musiałaś powiedzieć jedno – poprawiło to twój humor chociaż trochę. Nadal nie byłaś w najlepszym stanie psychiczny, lecz to, że Tom i Tord się w końcu pogodzili, albo, że przynajmniej spróbują, spowodowały, że z oczu nie wyciekały ci już łzy, a na usta wpłynął delikatny uśmiech. Spojrzałaś na jedną ze swoich rąk i ujrzałaś, że są na niej ślady czarnego tuszu. Tuszu do rzęs.
- Cholera… Pewnie moja twarz nie wygląda wcale lepiej… - powiedziałaś cicho i usłyszałaś pukanie do drzwi. Zastanawiałaś się przez ułamek sekundy, kto to może być, po czym niewiele myśląc wstałaś i uchyliłaś drzwi, patrząc, kto do ciebie przyszedł. Przez uchylone drzwi ujrzałaś wysokiego, rudowłosego chłopaka - Matt. Myślałaś nad tym, czego może chcieć, lecz po chwili wszystkie twoje wątpliwości zostały rozwiane.
- Hej, wszystko w porządku? – spytał, patrząc na ciebie zmartwiony. Pewnie słyszał twoje krzyki i widział w jakim byłaś stanie, jednak… Matt nie był za bardzo rozgarnięty i pewnie dlatego wolał się zapytać i tym samym upewnić.
- Tak, jasne, wszystko okay… - odpowiedziałaś cichym głosem i przetarłaś wierzchem dłoni resztki tuszu do rzęs ze swoich policzków. Patrzył na ciebie przez chwilę swoimi błękitnymi oczami.
- Słyszałem twoje krzyki i głos Todd’a i Tim’a i pomyślałem, że coś może się stało, ale skoro wszystko dobrze, to ja już pójdę… - Widziałaś, jak zaczął się odwracać w drugą z zatroskaną miną, podczas gdy ty z prawie niezauważalnym uśmiechem myślałaś o tym, że Matt po raz kolejny pomylił imię Torda i Toma. Przyzwyczailiście się już do tego, jednak ciebie nadal to trochę śmieszyło. Patrzyłaś jak Matt powoli oddala się i zrobiło ci się go trochę żal. On tylko chciał ci pomóc i wiedział, że nie czujesz się najlepiej, więc chciał cię pocieszyć, podczas gdy ty go zbyłaś. Otworzyłaś drzwi szerzej i złapałaś chłopaka za rękaw. Odwrócił się w twoją stronę.
- Tak w sumie, to nie do końca wszystko jest dobrze… - powiedziałaś, na co on zareagował, przytulając cię. Kiedy wtuliłaś się w niego, czułaś delikatny zapach cynamonu bijący od bluzy, a ciepło jego objęcia sprawiło, że poczułaś się naprawdę miło i bezpiecznie. Matt może i nie był najmądrzejszy, ale kiedy tego potrzebowałaś, potrafił pocieszyć. Nie zadawał pytań. Nie dręczył rozprawkami. Po prostu w ciszy i cierpliwie trzymał cię z objęciach, czekając na poprawę twojego humoru, co działało zaskakująco dobrze.
Kiedy po kilku minutach zapewniłaś rudowłosego, że na pewno teraz czujesz się lepiej niż wcześniej, odmaszerował do swojego pokoju w uśmiechem na twarzy, zostawiając ciebie jedną na parterze. Jednocześnie byłaś też jedyną osobą która jeszcze nie spała. Poszłaś do łazienki, szybko się wykąpałaś, wysuszyłaś włosy i ubrałaś się w piżamę. Położyłaś się w łóżku i chciałaś sięgnąć po książkę, którą ostatnio zaczęłaś czytać, lecz doszło do ciebie, jak bardzo zmęczona teraz byłaś, więc darowałaś sobie czytanie na dziś. Podłączyłaś telefon do ładowania, ustawiłaś muzykę w nim na małą głośność i ustawiłaś czas, przez który muzyka ma lecieć, na jakąś godzinę. I tak pewnie zaśniesz po jakiś kilku minutach, ale przezorny zawsze ubezpieczony. I miałaś rację. Kiedy tylko położyłaś głowę na miękkiej poduszce, wpadłaś w objęcia Morfeusza.