Miała dziesięć godzin
do rozpoczęcia się trzeciej fazy, postanowiła więc rozejrzeć się po sterowcu.
Przez chwilę podążała za Killuą i Gonem, pozwalając sobie na mały uśmiech, gdy
widziała ich wygłupy, ale po pewnym czasie zaczęła czuć, że Killua jej nie
lubi.
Cóż, "nie lubi" to było za mocno powiedziane - zdecydowanie lubił ją
bardziej niż innych ludzi uczestniczących w egzaminie, jednak nie musiała być
geniuszem, by zrozumieć że chce on spędzić czas sam na sam z Gonem. Jako że był
zabójcą, zakładała że wolał przesiadywać samotnie, albo maksymalnie z kilkoma
osobami - narażał się na mniejsze prawdopodobieństwo zagrożenia. Możliwe także,
że po prostu był introwertykiem albo nie ufał jej, tak jak Gonowi. Albo
wszystkie trzy na raz, jednak rozumiała przekaz, nie była tam potrzebna.
Po kilku minutach, powiedziała im jakąś wymówkę, by mogła sobie pójść. Spotkała
się z wdzięcznym, jednak nadal zimnym wzrokiem Killui, który kiwnął do niej
głową. Ostrożnie odpowiedziała na protest Gona i nie dając Killui chwili na
zastanowienie, odeszła. Gdzieś w środku, im dalej posuwała się naprzód, tym
bardziej w jej sercu narastało zimno i smutek. Tęskniła za uczuciem bycia
potrzebną, uczuciem bycia częścią czegoś.
- Hej! - odwróciła się, instynktownie próbując kogoś uderzyć. Została z
łatwością powstrzymana, z pewnością poczułaby się zakłopotana, gdyby to inna
osoba ją zatrzymała.
- Hej. - powiedziała ostrożnie, patrząc na #294. - Um, weszłam ci w drogę?
Ninja uśmiechnął się.
- Nie, po prostu chciałem ci się przedstawić. Jestem Hanzo.
- Si. Miło mi cię poznać.
- Nawzajem. - odpowiedział. - Może to brzmieć trochę dziwnie, jednak
obserwowałem cię. Wygląda na to, że byłaś szkolona w sztukach walki, racja?
Pokiwała głową, zaciskając swe usta. Uświadomiła sobie, że kłamanie niewiele
jej da, a ta wiedza i tak nie wpłynęłaby na to, że Hanzo bez problemu byłby w
stanie ją pokonać.
- Tak, ale nie uczęszczałam do żadnej szkoły. Nigdy nie byłam formalnie
trenowana, więc po prostu przyswajałam strzępki nauki przez kilka lat.
Hanzo pochylił swą głowę, przyglądając się jej, w poszukiwaniu słabości.
- Niewiele osób na egzaminie były szkolone w sztukach walki i uh... - podrapał
się niezręcznie po szyi. - Pokonałem ich wszystkich. Chciałabyś się zmierzyć w
pojedynku? - przyglądała mu się przez chwilę.
- Uh...
- Nie na serio, czy coś. - doprecyzował szybko. - To tylko sposób na zabicie
nudy. Co ty na to?
Ugryzła się w wargę, taksując go wzrokiem. Nie była pewna, czy powinna mu ufać,
ale nie wyglądał na osobę, która zabiłaby przeciwnika z innego powodu niż
przegrana. "Nie tak jak niektórzy", pomyślała, zachmurzając się.
Spojrzała z powrotem na Hanzo, myśląc.
- Chyba mogę poświęcić chwilę czasu na jedną rundkę.
Udało się jej wytrwać przez około dwadzieścia sekund. Była w stanie uderzyć go
raz, kopnięciem, zanim ją wymanewrował, unikając następnego ciosu. Znalazł się
za nią i zwalił z nóg jednym uderzeniem w szyję. Została ogłuszona, przed
oczami zrobiło się czarno, w duchu przeklinała siebie, za nieużywanie Nenu do
złagodzenia ciosu. "Wygląda na to, że Hanzo nie umie go używać, więc i tak
byłoby to w pewien sposób nielegalne".
- Nadal jesteś przytomna? - powiedział ninja z niedowierzaniem. Zmusiła siebie,
by wstać na równe nogi, ciągając się. Wyciągnęła rękę, powstrzymując go przed
robieniem czegokolwiek innego. Dyszała, próbując złapać oddech.
- Byłam torturowana raz, czy dwa. - powiedziała. - Może i niewiele, ale
wystarczająco by zwiększyć moją tolerancję. - pokręciła delikatnie głową,
mrugając w chwili, gdy poczuła przeszywający ból spowodowany przez ten ruch.
Obniżyła się do pozycji bojowej. - Jeszcze raz.
Atakowała raz za razem, jednak w ciągu zaledwie minuty, gdy wymienili między
sobą kilka uderzeń, ponownie znalazła się na ziemi. Z każdym ogłuszającym,
paraliżującym i bolesnym ciosem żałowała, że nie miała poważnego treningu. Za
każdym razem, gdy robiło się jej ciemno przed oczami, a świadomość powoli
znikała, przeklinała swe własne lenistwo i to, że nie trzymała się planu
ćwiczeń.
- Muszę pochwalić twoją zawziętość. - powiedział Hanzo, po szóstej walce. -
Wytrzymałaś całkiem długo, jak na kogoś kto nigdy nie ćwiczył odpowiednio.
- Nie przyszłam tutaj, by ktoś starał się, bym poczuła się lepiej i kazał
wysłuchiwać nic niewartych komplementów. - powiedziała, marudząc i wstając z
ziemi. - Wiem że jestem słaba, dlatego przyjęłam twoje wyzwanie.
Hanzo podniósł brew. Westchnęła.
- Chciałbyś mi dać jakieś rady? Oboje wiemy, że nie ma opcji bym była w stanie
ciebie pokonać w trakcie egzaminu, nieważne jak bardzo będę trenować, więc
jedyną rzeczą o jaką możesz się martwić, jest to że marnuję twój czas.
Zaczął przechadzać się wokół niej, zastanawiając się. Czuła, jak świdrował ją
spojrzeniem, jakby był w stanie dostrzec jej duszę.
- Cóż, mam nadzieję, że szybko się uczysz.
Dochodziła druga kiedy
wychodziła, była świadoma, że rano będzie nie do życia, jednak pomimo
tego nie żałowała ani sekundy treningu. Rzeczy które Hanzo jej pokazał były
bezcenne - jak już mówiła, nadal nie byłaby w stanie dorównać poziomem ninji,
ale dawały jej szansę na walkę z Killuą, jeżeli zabójca miałby się kiedyś
obrócić przeciwko niej. Gdy szła, nagle pojawił się mężczyzna z igłami w
ciele. Zesztywniała, obolałe mięśnie dawały o sobie znać. W chwili gdy znalazł
się w pobliżu, wbrew sobie zwolniła.
- Numer 378. - przywitał ją, przyprawiając ją o dreszcze swym mechanicznym
głosem. Wszystko w nim wydawało się być niepokojące i nie chodziło tylko o jego
Nen i sadystyczną osobowość.
- Nie przypominam sobie, byśmy mieli przyjemność poznania. Jestem Gittarackur.
- czyli tak brzmiało jego imię. Szczerze, było tak dziwne, jak i jego
właściciel.
- Możesz nazywać mnie Silent.
- Miło mi cię poznać, Silent. - Gittarackur ruszył ku niej, jego chód był
równie straszny jak on sam. - Do zobaczenia pó- Oh, przepraszam. - powiedział,
gdy wpadł na nią, posyłając ją na ziemię. Nawet jeżeli przeprosił, nie
zatrzymał się na ani sekundę, dalej idąc przed siebie. "Palant."
- Ałć. - bąknęła wbrew sobie, chwytając się ręką za tył głowy. Zatrzymała się.
Dlaczego chciała dotknąć głowy? Uderzyła się w bok, nie w głowę. Pozbierała się
z ziemi, mrugając z powodu dziwnego bólu i patrząc na oddalającą się sylwetkę
mężczyzny. "Co do cholery właśnie się stało?"
Próbowała zająć swe myśli czymś innym, porównując ze sobą siłę Gona, Killui,
Kurapiki i Leopolda. Gon miał wielki potencjał, to było oczywiste, jednak ze
względu na brak treningu, dawało mu to małe szanse przy walce z Killuą, który
był trenowany praktycznie od małego. Pomimo tego, że potencjał Gona wydawał się
o wiele większy od Killui, jak na ten moment białowłosy był o wiele silniejszy,
jeżeli Gon nie będzie nad tym pracował, pozostanie tak na zawsze. Co do
Kurapiki, oczywistym było to, że jest inteligentny. A jak bardzo, to się okaże,
tak samo z jego umiejętnościami walki. Leopold to po prostu wielki gamoń -
porywczy, pełen pychy i bez jakichkolwiek umiejętności, by faktycznie dokonać
tego, co mówi. Naprawdę wątpiła w to, czy uda mu się przejść przez trzecią
fazę, jakakolwiek miała ona być.
Tak samo w przypadku innych, starsi mężczyźni nie mieli za bardzo szans zostać
Łowcą. Jeżeli naprawdę tego chcieli, powinni oni byli przystąpić do egzaminu
wcześniej, nie kiedy ich siła zaczynała stopniowo maleć. Chłopiec łucznik
wydawał się wystarczająco sprytny, tak samo jak ciemnoskóry mężczyzna z maczugą
wyglądający na myśliwego. Hanzo, oczywiście, był jednym z najbardziej
utalentowanych fizycznie na egzaminie, zaraz za Esu i Gittarackur'rze. Nawet
bez Nenu był on bardzo trudnym przeciwnikiem i nie będzie miał problemów z
przejściem egzaminu, o ile nie jest totalnym idiotą.
Pozostał więc Tonpa. Chociaż marnował swoje umiejętności, skupiając się na
pozbywaniu świeżaków zamiast samemu przejść przez egzamin, zastanawiała się,
jak silny faktycznie jest - nie widziała go w trakcie walki, nie wykazywał też
żadnej inteligencji albo krzty talentu, a jednak udawało mu się przetrwać.
Pewnym było to, że gdyby nie był choć odrobinę utalentowany, nie miałby
korzyści z niszczenia czyjegoś życia. W końcu, jest o wiele więcej łatwiejszych
sposobów na rujnowanie czyjejś kariery niż Egzamin na Łowcę.
- Ah, numer 378! - pokiwała głową, uśmiechając się do napotkanych
egzaminatorów. W duchu zdziwiła się, wyglądało na to, że ją rozpoznawali.
- Pani Menchi, Panie Satotz, Panie Buhara, nie spodziewałam się was tutaj o tej
porze.
- My tak samo. - powiedziała Menchi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -
Musisz wstać za jakieś sześć godzin! Co ty sobie myślisz? Powinnaś być
wykończona. - spojrzała na dziewczynę, która jednak kontynuowała wywód. - i
przestań z tym całym "pani", jesteśmy w końcu w tym samym wieku.
- Ja również nie chcę być nazywany "panem". - odezwał się Buhara.
Menchi spojrzała sugestywnie na Satotza, jednak tamten się nie odezwał. Poddała
się, odwracając twarz z powrotem.
- Mniejsza z tym, jest już druga nad ranem. Trzecia faza nie będzie dla ciebie
taka łatwa, więc prześpij się jak najdłużej. - Menchi uśmiechnęła się do niej i
pomachała, odchodząc.
- Dobranoc, Menchi, Buhara. - Satotz odwrócił się w jej stronę i zaczął gapić,
więc westchnęła i dopowiedziała. - Dobranoc, panie Satotz.
- Dobranoc.
- Zrobiłeś, tak jak
prosiłem?
Kiwnięcie.
- Dobrze. - powiedział
czerwonowłosy, nieznacznie przymykając oczy. - Zapytałeś o jej imię?
- Tak. Powiedziała, że ma na imię Silent, tak samo jak tobie.
Esu wydał z siebie dźwięk zastanawiania, by po chwili odwrócić twarz
do Gittarackura.
- Co powiedziała dokładnie?
- "Możesz nazywać mnie Silent", o to. - Mężczyzna nie odezwał się
słowem przez kilka sekund, więc iglaty mężczyzna zaczął naciskać. - Dlaczego
uważasz to za dziwne, Hisoka?
- Mówiłem ci, byś mnie tutaj tak nie nazywał. Jest zbyt wielu ludzi, którzy
mogliby to usłyszeć. - drugi mężczyzna wydał z siebie dźwięk, który można by
nazwać westchnieniem, jednak zabrzmiało ono inaczej.
- Dlaczego uważasz to za dziwne, Esu?
- Powiedziała mi to samo. - zatrzymał się, czekając na odpowiedź, lecz po
chwili tyko westchnął przeciągle. - Nie uważasz za dziwne to, że gdy ktoś pyta
o to, jak się nazywa, nigdy nie mówi "Jestem..." albo "Mam na
imię..."? Gdy zadaliśmy jej to pytanie, jedyną rzeczą która powiedziała
było "Możesz nazywać mnie...", a nie "Jestem...".
Mechaniczny mężczyzna wzruszył ramionami.
- Więc albo kłamie, albo używa przezwiska. Nie wiem, dlaczego się tym tak
przejmujesz. Przecież sam tak robisz.
- Tak, ale ja mam do tego powód. - powiedział łagodnie. - Co oznacza, że ona
również go ma.
Gittarackur odwrócił się i usiadł, zamykając swe oczy. - Zresztą, nieważne.
Jesteś zdecydowanie za bardzo przewrażliwiony na punkcie tej zwyczajnej
dziewczyny. Ona nawet nie jest dobra - byłbym ją w stanie pokonać z zamkniętymi
oczami.
Esu zaśmiał się nisko, siadając na dolnym materacu łóżka piętrowego. - Bo nie
obserwowałeś jej umiejętności wystarczająco długo, by dostrzec w niej
potencjał.
Gittarackur nic nie odpowiedział, próbując zasnąć. Esu obraził się i położył na
łóżku, po chwili zamykając swe oczy. Jutro miał nastąpić niebywale długi dzień.
- Macie 72 godziny na
zejście w dół tej wieży.
W chwili, gdy zostały
wypowiedziane te słowa, zwęziła swe oczy. Rozejrzała się w około, chcąc
dowiedzieć się, gdzie znajdują się osoby, które jej zdaniem miały jakiekolwiek
szanse na zostanie Łowcą - Esu, Gittarackur, Hanzo, Gon, Killua i kilku innych.
Pierwsza dwójka rozdzieliła się po chwili, oboje zaczęli wędrować po platformie.
Po mniej niż minucie, na twarzy Esu pojawił się dziwaczny uśmiech. Zeskoczył w
dół, znikając pod podłogą wieży.
Zapadnie. Jakoś mnie to
nie dziwi.
Rozglądała się w około,
naciskając na każdą z płytek, przez którą mógłby przecisnąć się człowiek i po
jakichś piętnastu minutach znalazła właściwą. Pozwalając sobie na mały uśmiech
triumfu, wskoczyła przez nią na dół do pokoju.
Pokoju, w którym znajdowała się czwórka innych, nieznanych jej ludzi, co
znaczyło że nie są ani trochę specjalni.
"Świetnie. Teraz utknęłam z tą czwórką idiotów na 72 godziny."
Przybrała na swą twarz uśmiech i wzięła do rąk zegarek, który pozostał. Gdy
przebrnęli przez krótkie wprowadzenie, mieli przed sobą pierwsze większościowe
głosowanie. Dwójka z pięciu ludzi zagłosowała na pozostanie w pokoju, i tak, to
będzie jedne z najgorszych doświadczeń w jej życiu. Poruszali się przez
korytarze grupą, głosując co kilka minut. Musiała walczyć z samą sobą o to, by
pozostać spokojna - w przeciwieństwie do reszty, faktycznie wiedziała co ma robić. Po części
chciała pokonać (lub zabić) ich wszystkich i poradzić sobie samej z jednym
głosem większościowym, jednak pomyślała, że na dłuższą metę miałaby przez to
kłopoty, których wolałaby uniknąć.
W końcu, trafili oni na więźniów.
- Jeżeli chcecie się przedostać dalej, musicie wygrać trzy z pięciu walk. W
innym przypadku przegracie, a każdemu z nas zostanie odjęte 72 lata z wyroku. -
próbowała się uszczypnąć, próbując przekonać się, czy nie jest to jakiś
koszmar. Nie mogła uwierzyć, że będzie musiała polegać na tej bandzie słabych
idiotów, z którymi musiała przejść przez egzamin - powinien on przecież
przetestować jej własne umiejętności, do cholery jasnej, a nie pokazać, jak
bardzo na dno może pociągnąć ją czwórka kretynów przy pomocy swej głupoty!
Pierwsza walka miała zajść pomiędzy łucznikami. Mężczyzna, który wyszedł
naprzód był całkiem niezły - był jedną z zanotowanych przez nią na początku
osób, jednak nie była wystarczająco zachwycona, by mieć chęć sprawdzenia jego
imienia. Wygrał, ze sporym trudem, jednak wygrał. Teraz wystarczyła tylko jedna
osoba, która mogłaby być równie kompetentna.
Następną, z wszystkich możliwych opcji, była walka na żarty.
- Jeżeli będziesz w stanie mnie rozbawić w trakcie następnych czterech
godzin... - powiedział straszny, tłusty mężczyzna kpiącym tonem. - ...Wygrasz.
Usiadła, zaciskając swoje zęby, wpatrując się lodowato na więźnia i
zastanawiając się, czy jest wystarczająco dobra jako Emiter, by trafić strzałką
stworzoną z Nenu, zabijając go. Jedynym jego celem było opóźnienie ich, a
cztery godziny limitu były jedynie kolejnym dowodem na to.
Wyrazy uznania - spochmurniały mężczyzna z kaprysem na twarzy, któremu przyszło
się zmierzyć w tym wyzwaniu, naprawdę próbował opowiadać żarty. Żaden z nich
nie był choć trochę śmieszny, a te które można by za takie uznać, były
zdecydowanie niewystarczające, by jakkolwiek ruszyć jego przeciwnika. Po
minięciu pół godziny, całkowicie się poddał. W reszcie czasu pozostałych z
czterech godzin, w pokoju panowała dziwna cisza, a ona skupiała się na
wypalaniu dziur w tyle głowy jej współzawodnika, mając nadzieje, że poczuje jak
bardzo jest nim zniesmaczona.
Po minięciu czterech godzin, jej towarzysz został odesłany z powrotem ze
wstydem na twarzy, a następnie została wybrana następna konkurencja.
Postanowiła walczyć na samym końcu, by mieć szansę na ocenę każdego więźnia, a
także jako ostatnia deska ratunku, poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa.
Następny pojedynek był jedną wielką porażką, w chwili gdy czwarta osoba weszła
na arenę by zmierzyć się ze swym przeciwnikiem, zaczęła panikować. Co jeśli on
też przegra? Czy Stowarzyszenie Łowców serio odeśle ją z powrotem ze względu na
czyjąś porażkę?
Zacisnęła usta. Z tego co widziała dotychczas, prawdopodobnie dokładnie tak by
zrobili.
Była niemalże pewna, że przez całą walkę wstrzymywała ona powietrze. To
normalny pojedynek na śmierć i życie, nic wielkiego. Więzień był zdrajcą
najwyższego stopnia i wielokrotnie dopuszczał się kradzieży mienia. To nie siła
była tutaj wyzwaniem, a jego inteligencja. Dzięki Bogu pomarszczony, starszy
mężczyzna wykazywał się podobną wiedzą, zaledwie udało mu się wygrać, co jak
wierzyła było zbiegiem okoliczności, ale wygrana to wygrana. Miała nadzieję, że
jej pojedynek też pójdzie dobrze.
- Moje imię to Ichiro. - przeszły ją dreszcze, widząc jego przyprawiający o
mdłości, sadystyczny uśmiech. - Skazany za trzynaście gwałtów, trzynaście
morderstw. - seryjny morderca... nie. Seryjny morderca i gwałciciel. Jej oczy zaczęły
płonąć furią, Ren wydobywał się z niej niczym ogień, kiedy szła sztywnym
krokiem w jego stronę. Morderstwo to jedna rzecz. Ona też kiedyś dopuściła się
zabójstwa, żałowała wszystkich czterech. Ale nadal - to były zabójstwa, nie
morderstwa. Zabija tylko w ramach samoobrony, nie dla własnej przyjemności.
I na pewno nie gwałciła swych ofiar przed śmiercią.
- Nie zasługujesz na bycie żywym. - wypluła, podkreślając każde słowo. - Jesteś
śmieciem, gorszym od każdej
istniejącej rzeczy. Smaż się w
piekle! - jej Ren wybuchnął energią. Czuła niebywałą satysfakcję widząc, jak
jej przeciwnik blednie. - Nie obchodzi mnie jakiego typu walki chcesz. Jedyne
co zaakceptuję, bezwartościowy draniu, to walka na śmierć i życie.
- N-nie ma s-sprawy! - dukał, oddalając się od niej jak najbardziej mógł.
- Zaczynajcie!
Ledwo usłyszała słowa spikera, zbyt zajęta próbą kontrolowania wściekłości
pulsującej jej w żyłach. Jest kilka rzeczy gorszych od śmierci, a jedną z nich
jest strata chęci do życia. Zbyt wiele razy widziała, jak osoba taka jak jej
przeciwnik zabijają tę chęć. Zbyt wiele razy musiała zbierać rozbite kawałki
swych przyjaciół po tym, jak zostali wykorzystani, zranieni i złamani. Byli
cieniem samych siebie. Myśl, że mogłaby pozostawić go przy życiu, była dla niej
nie do zaakceptowania.
Czas dla niej wlókł się, prawie jakby stanął w miejscu. Ledwo pomyślała, czy
przez przypadek nie użyła Przesilenia, jednak to nie miało znaczenia. Do diabła
z tym testem, do diabła z egzaminatorami, do diabła z Nenem. Jest tylko jeden
powód, dla którego chciała zostać Łowcą. By uwolnić świat od podludzi takich
jak on. Nie obchodzi ją, czy ze względu na to zostanie zdyskwalifikowana, czy
też nie. Nawet jeśli ją stąd wykopią, nadal jest kolejny rok, i kolejny, i
kolejny. Nigdy nie zaprzestanie prób zostania Łowcą, chyba że znajdzie lepszy
sposób na spełnienie swej misji.
Nie wahała się. Skupiła swoje palące spojrzenie na Ichiro i rzuciła się,
wkładając całą swoją siłę w ten jeden, precyzyjny cios. Z martwym wzrokiem
patrzyła jak mężczyzna leci dwa metry, cztery, sześć. Na jej ustach nie widać
uśmiechu, w chwili gdy tamten spada z platformy. Nie poruszyła się dopóki,
sekundy potem, głuchy odgłos nie zabrzmiał w akompaniamencie urwanego przez
śmierć krzyku mężczyzny.
Odwróciła się w stronę reszty więźniów. - Jeżeli zamierzacie się kłócić, że
nadal nie jest martwy, nie mam nic przeciwko zrobieniu tego samego z wami.
- Nie, nie, wszystko w porządku, naprawdę. - bełkota gość od żartów, ze
strachem w oczach. - Zgadzamy się wszyscy, że jest martwy, prawda? - odwraca
się do swych towarzyszy, każdy z nich przytakuje głową. Na każdej z nich można
było dostrzec różne odcienie przerażenia.
- Świetnie. Więc wynik to trzy do dwóch, dla nas. Wygraliśmy, pozwólcie nam
przejść. - odwróciła się z powrotem do swoich kompanów, którzy mają równie
przestraszone spojrzenie, co ich przeciwnicy. Parsknęła w pogardzie. Słabeusze.
Jedyny, który wydaje się być choć odrobinę obiecujący to łucznik, choć on też
nigdy nie stanie się jakoś szczególnie silny.
Złoczyńcy wyszli, a przed nimi pojawiła się ścieżka. Na końcu niej znalazły się
oświetlone zielonym światłem drzwi. Odwróciła swe spojrzenie.
- Chodźmy. Kto wie ile jeszcze przed nami. - z oczami szeroko otwartymi zaczęli
iść wąską ścieżką wpatrując się w ciemność, jakby nigdy wcześniej jej nie
widzieli. "Czyżby dopiero teraz odkryli, że jeśli tam wpadną, to umrą?
Idioci."
Spojrzała na swój zegarek, wyraźnie niezadowolona.
- Wykorzystaliśmy trochę ponad szesnaście godzin. Nadal mamy więc pięćdziesiąt
sześć, ale musimy się pospieszyć. - Jej towarzysze pokiwali głowami z respektem
- i strachem - w ich oczach. Zamiast iść z nią, zaczęli za nią podążać; nawet
patrzyli, który przycisk wybierze przed podjęciem własnej decyzji. Nie przepada
za byciem traktowaną jako lider, ale jest przekonana o swojej wiedzy i
umiejętnościach, więc dzięki temu jest w stanie wpłynąć na nich tak, że będą
podejmowali dobre wybory. Musiała to przecierpieć.
Następnych pięć godzin było, delikatnie mówiąc, ciężkie. Startując od bycia
gonionym przez dziesiątki więźniów z pochodniami, przez prawie wpadnięcie do
klifu, po niemalże utonięcie w wodach z piraniami. Ledwo miała czas, by
zaczerpnąć powietrza. Nie trzeba było dodawać, że wszyscy byli wyczerpani.
Dotarli do pokoju, w którym znów mogli wybrać X lub O.
- To będzie ostatnia decyzja podjęta głosem większości. - przeczytał łucznik, a
w sumie, chyba nazywał się Pokey? - Wybierzcie X lub O.
Rozejrzała się. Wnętrze pokoju było wystrojone licznymi rodzajami broni,
wątpiła jednak w to, że znajdują się tam jedynie dla ozdoby. Przygryzając wargi
spojrzała w dół i nacisnęła X. Gdy spojrzała znów w górę, wszyscy inni
postąpili tak samo. Pięć X'sów, zero O.
Jakby to nie mogło stać się jeszcze bardziej dziwne, nagle zaczęła do nich
przemawiać rzeźba stojąca obok pary drzwi.
- Proszę, wybierzcie drogę. Są dwa wybory. Jeden pozwala przejść piątce, jednak
droga którą zapewnia jest długa i trudna. Drugi natomiast pozwala na przejście
trójce, jest krótka i łatwa. Nawiasem mówiąc, pierwsza, długa i trudna, droga
wymaga przynajmniej czterdziestu pięciu godzin. Druga doprowadzi was do celu w
zaledwie trzy minuty. Wciśnij O by wybrać drogę trudną, X by wybrać drogę
łatwą. Jeżeli zostanie wybrane X, proszę o przykucie dwóch wybranych osób do
ściany kajdanami, zanim zostaną otwarte drzwi. Wspomniane osoby nie będą mogły
się ruszyć, dopóki nie minie limit czasowy.
Hm, minimum czterdzieści pięć godzin, tak? Przez ostatnie zmarnowane pięć
godzin, pozostało im ledwie pięćdziesiąt. Jeżeli wybiorą pierwszą opcje, może
skończyć się na tym, że żaden z nich nie zda, jeśli zrobią choć jeden zły ruch.
Westchnęła. Nie chciała by do tego doszło, jednak... zamknęła oczy, słysząc swe
bicie serca.
Raz, dwa, trzy. Robi kilka kroków. Cztery, pięć, sześć. Cios w głowę powala
jedną z osób na ziemię. Stracił przytomność - nie życie. Siedem, osiem, dziewięć. Drugi sprawia jej trochę więcej kłopotu,
ale również ląduje na ziemi.
Patrzy na pozostałą dwójkę - Pokey'a i dziewczynę.
- Najwyraźniej jest nas teraz trójka. Możemy teraz głosować.
Żaden z nich nie protestował, trzy X'sy pojawiły się na ekranie. Po chwili, gdy
nic nie nastąpiło, wydała z siebie sfrustrowany dźwięk i schyliła się wciskając
X na zegarkach pozostałej, nieprzytomnej dwójki. - Wygląda na to, że musi
zważyć całą naszą piątkę. - patrzy na swoich towarzyszy. - Weź tego, ja wezmę tamtego.
Stęknęła podnosząc mężczyznę (musi naprawdę wziąć się poważnie za ćwiczenia),
próbując zignorować szept Pokey'a. "Tylko mi się wydaje, czy ona jest tak
straszna jak Esu?"
Próbowała także nie poczuć wdzięczności, słysząc jak dziewczyna odpowiada
"Nie. Esu zabija dla przyjemności. Si nawet odrobinę go nie
przypomina."
Po przykuciu dwójki do ścian kajdanami, spojrzała na nich przepraszająco i
wyszeptała:
- Wybaczcie. Spróbujcie ponownie w przyszłym roku. - następnie odwróciła się i
ledwie się uśmiechnęła, widząc otwarte drzwi z symbolem X. - Więc, jesteście
gotowi?
- Jak nigdy dotąd. - odpowiada zielonowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. - odpowiada Pokey.