Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje.
Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku
rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie
historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie
opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała.
We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich
opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie
Undertale.
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.
Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia
bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak
mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza
czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się
towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie
głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z
dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami
fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie
może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek
poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników
pełnoletnich.
SPIS TREŚCI:
Rozdział II (obecnie czytany)
- No i tak
to właśnie wyglądało – Frisk zakończyła swoją relację zagłębiając się z
westchnieniem w miękkie oparcie fotela. Woda w misce, w której trzymała
zmarznięte stopy powoli się ochładzała. W drodze przez Wodospad zdążyła cała
przemoknąć. Gdy Undyne otworzyła jej drzwi, wyśmiała przemoczoną do suchej
nitki dziewczynę, nazwała „zmokłym koczkodanem” i skwitowała to wszystko
stwierdzeniem:
- Sorry,
taki mamy klimat.
Zaraz jednak
wciągnęła ją do domu. Dosłownie wepchnęła do pokoju, w którym Alphys i Mettaton
siedzieli na kanapie oglądając po raz tysięczny Mew Mew Kissy Cutie. Po
podłodze walały się rozsypane chipsy i butelki po napojach gazowanych. Popcorn
chrzęścił pod butami.
- Oh,
przemokłaś… - zauważyła Alphys z troską. – Z-zaraz przyniosę ci ręcznik i… i…
zdejmij buty, trzeba wysuszyć…
- Ściągaj wszystkie
ciuchy! – rozkazała władczo Undyne.
- Uuuuu
- jęknął sugestywnie Mettaton mierząc
człowieka lubieżnym spojrzeniem swoich różowawych tęczówek. Rozłożył się na
kanapie w kokieteryjnej pozycji na boku i oblizał usta patrząc na gościa. Wyglądał
jak ucieleśnienie seksualnych pragnień fanek mangi i anime. Nie było
wątpliwości kto jest jego twórcą… Frisk poczuła, że mimowolnie się rumieni.
- Ty
zboczony palancie! – Undyne uderzyła robota pięścią w tors – auu, kurwa mać!!!
Mettaton
wybuchł śmiechem. Jego męski głos miał mechaniczny podźwięk. Było to zauważalne
szczególnie gdy się śmiał.
- Kochanie
ty moje, przecież nie jestem z tektury – pociągnął ją za ucho drocząc się z
nią. Firsk również nie mogła powstrzymać śmiechu. Nawet wówczas wtedy, kiedy
Mettaton był na kopach wyrzucany z pokoju Undyne.
Po
kilkunastu minutach dziewczyna siedziała z nogami zanurzonymi we wrzątku. Jej
ubrania suszyły się w pokoju gościnnym, a ona dostała w zamian o parę numerów
za duże ciuchy z szafy Undyne. Wyglądała dość komicznie w przydużej koszulce z
napisem „Fighting princess”. Mettaton jęczał pod drzwiami, aby go wpuścić do
środka, co konsekwentnie ignorowano.
- Prooszę…
Muszę wam coś ważnego powiedzieć – szarpał za klamkę. LECZ NIKT NIE PRZYSZEDŁ, by mu otworzyć.
- Masz – Undyne
rzuciła w stronę Friska do połowy opróżnioną butelkę rozgazowanej coca-coli. –
Tak, wiem, samo zdrowie. Ale nie mamy w tej chwili niczego innego. Jak widzisz,
mamy tu mały maraton filmowy dla nerdów – uśmiechnęła się porozumiewawczo do
drugiego potwora, po czym jakby od niechcenia zarzuciła ramię na oparcie za jej
plecami. Alphys zarumieniła się w odpowiedzi na ten gest. Było coś uroczego w
tej jej nieśmiałości.
- Frisk…? – odezwała
się niepewnie. – A… m-może chciałabyś obejrzeć z nami to anime? Wwłaśnie
skończyliśmy, ale chyba nic się nie stanie, jak powtórzymy. C-co nie Undyne? Jest
naprawdę genialne…
- Może innym
razem, mam ważniejszą sprawę do obgadania… - dziewczyna starała się wymigać. Na
próżno. Alphys już nakręciła się na streszczanie fabuły. Zza okularów jej oczy
błyszczały z podekscytowania jak dwa czarne węgielki.
- … powstało
w oparciu o symulator randkowy, moim zdaniem pierwsza część jest o wiele, wiele
lepsza od drugiej, ogólnie to główna bohaterka walczy o miłość, pokój i dobro na
świecie, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że… – gwałtowny pocałunek nagle przerwał
jej monolog. Undyne przyciągnęła jej głowę do siebie i zakleszczyła w swoim
uścisku nie pozwalając powiedzieć nic więcej. Początkowo Alphys odruchowo
usiłowała odepchnąć napastniczkę, szybko jednak straciła rezon i poddała się
pieszczocie. Niepewnie wplotła rękę w jej czerwone włosy. Okulary gdzieś się
zsunęły…
Frisk
przyglądała się tej scenie lekko skrępowana. Nie wiedziała jak powinna się
zachować. Zostawiłaby je same na kilka chwil, no ale przecież nie wyjdzie teraz
z pokoju…
- Właśnie
takimi metodami zabiega o ład główna bohaterka – uśmiechnęła się Undyne kończąc.
- Chciałam szybciej streścić fabułę,
chyba nie masz mi za złe? – spod półprzymkniętej powieki na Alphys spoglądało
teraz dzikie, złote oko z pionową źrenicą. Drugie było przesłonięte przepaską.
W tym jednak było coś chciwego, coś niezaspokojonego. Nieznoszącego sprzeciwu. Czy to coś nazywa się DETERMINACJĄ? Spłonęła rumieńcem jak zawstydzony dzieciak.
Zaraz oszaleję!
To drapieżne spojrzenie zawsze sprawiało, że czuła dreszcze spływające wzdłuż pleców. A teraz jeszcze to… Tak bardzo się tego nie spodziewała…
- N… nie,
Undyne, ja…
- PROOSZĘ,
PROOOSZĘ, WPUŚĆCIE MNIE! TAK SAMOTNIE I GORĄCO JEST MI TU, ŻE HEJ! – Mettaton
zaczął śpiewać donośnie za drzwiami.
- Idiota –
skwitowała Undyne odsuwając się od oniemiałej pani naukowiec zupełnie, jakby to
co przed chwilą miało miejsce nigdy się nie wydarzyło. – Bez urazy Alphys, ale
jakoś nigdy za nim nie przepadałam. – Ta natomiast zignorowała ten komentarz i
zaczęła gorączkowo poszukiwać swoich okularów.
- Byłam u
Asgora – oznajmiła ni stąd ni zowąd Frisk. Ciaśniej opatuliła się puchatym
ręcznikiem. – Nie potrafię go przekonać. – Rezygnacja w tonie jej głosu była aż
nazbyt wyraźna. Alphys odnalazła swoje okulary na podłodze. Popatrzyła na
dziewczynę ze szczerym współczuciem.
- W-wiesz.
Nie jesteś z tym sama. Coś wymyślimy. Jestem w trakcie pewnych badań, które…
które być może wpłyną na Asgora… Sans też nad czymś pracuje…
- A ja tam nie
wiem po co mu w ogóle przeszkadzać – przerwała Undyne bawiąca się nożem.
Podrzucała go i chwytała naprzemiennie za ostrze i rękojeść. – Siedzimy tu jak
myszy pod miotłą, podczas gdy trzeba uderzyć na świat z grubej rury. NGAAAAHH!
NO AŻ PIERDOLI MNĄ ZE ZŁOŚCI! – rzuciła nożem w ścianę, od której odbił się z
łoskotem. Mniejszy potwór podskoczył w miejscu, choć zdążył się już
przyzwyczaić do porywczego temperamentu kapitana Gwardii Królewskiej.
Frisk
chciała ponownie podjąć temat, acz znowu jej przerwano. Z drugiego pokoju
wyrwał się śpiewny głos robota.
- GDYYYBYM
MIAŁ GITARĘ, TO BYM NA NIEJ GRAŁ! – Po chwili dołączyły do niego melodyjne i
skoczne dźwięki pianina stojącego w salonie. – AALE PONIEWAŻ NIE MAM GITARYYY,
NA PIANINIE GRAM!
- Jeszcze
ten zasrany piosenkarz od siedmiu boleści. W ogóle nie umie grać! Idę mu
pokazać jak to się robi! – Undyne z rozmachem otworzyła drzwi. W tej samej
chwili do pokoju wdarł się smród spalenizny.
- Co tak
śmierdzi? – Alphys szybko podążyła za swoją przyjaciółką. Ubrania Friska, które
Undyne postanowiła wysuszyć przy pomocy kuchenki paliły się. A konkretniej,
dopalały. Z okopconych łachmanów ulatniał się dym. Ogień zajął też prawie całą
kuchenkę.
- O kurwa – czerwonowłosa
szybko i treściwie opisała zastaną sytuację. Aczkolwiek bynajmniej nie zajęła
się gaszeniem ognia, o nie. Przecież w życiu są sprawy ważne i ważniejsze. – Ty
debilu! Siedziałeś tu i wyłeś i nic nie zrobiłeś?! – Chwyciła za swoją włócznię
i wymierzyła szpic w Mettatona. – Nie żyjesz, śmieciu!
- Przecież
chciałem wam powiedzieć! Nie słuchałyście! – robot wygenerował ochronną tarczę.
W samą porę, by odparować cios. I kolejny. I jeszcze jeden. W okamgnieniu
rozpętała się walka. Ledwo wyrabiał z przyjmowaniem coraz szybszej salwy, z
którą Undyne na niego nacierała. W tym samym czasie Alphys do spółki z Friskiem
starały się zapanować nad sytuacją. Udało się zatrzymać ogień dopiero po
odłączeniu kuchenki od zasilania i przy poświęceniu kilku koców. Chwała Alphys,
że wiedzę o wszelkiego rodzaju sprzętach ma w małym palcu.
- Ratunku! –
wołał robot. LECZ NIKT NIE PRZYSZEDŁ
mu z pomocą.
- Należy ci
się – Alphys była wściekła, że Mettaton nie zareagował na ogień. – Wszystkie
żarty mają swoje granice.
Frisk
westchnęła ciężko. Pokręciła głową z uśmiechem. Kochała ich. A jednym ze spoiw
tej miłości były właśnie takie wspomnienia. Po to są przecież przyjaciele – by
budować wspólne, jednoczące opowieści. Nawet jeśli oni nie pamiętają
wszystkiego, nie będąc w pełni świadomymi tego, na czym polega moc ZAPISU. Zależało jej na tym, by byli
szczęśliwi. I wiedziała, po prostu wiedziała, że nie odnajdą tego szczęścia na
Powierzchni.
- Ha! –
wykrzyknął triumfalnie robot, gdy niespodziewanie udało mu się kopniakiem
wytrącić broń z rąk Undyne. Szybko wykorzystując okazję skoczył na nią i
przyparł ją do podłogi całym ciężarem swojego ciała. Przytrzymał jej ręce po
obu stronach głowy i uśmiechnął się do niej najbardziej czarującym uśmiechem,
jaki posiadał w swoim repertuarze. – I co teraz, RYBCIU? – zawisł nad jej
twarzą wykrzywioną grymasem złości. Spoglądał na nią jak zwycięzca na
pokonanego i to zadziałało na rudowłosą jak płachta na byka. Szarpnęła się
gwałtownie, lecz nadaremnie. Mettaton nawet się nie zachwiał. Był silniejszy,
niż na to wyglądał.
- Mettaton,
masz natychmiast przestać! – warknęła Alphys. – Ostrzegam cię! Dzisiaj naprawdę
przegiąłeś z popisami!
- Ulala,
Alphys, złotko. Skąd w tobie tyle pewności siebie? – robot nie miał zamiaru
odpuścić żartów. Niecodziennie zdarzało mu się pokonać w przyjacielskiej bójce
dowódcę Gwardii. W zasadzie to nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby spróbować.
Zabawny obrót spraw. Pomyśleć, że zapowiadał się kolejny, nudny maraton z
cukierkowymi kreskówkami. Niedobrze już mu się robiło od wałkowania tej samej
opowiastki o różowej dziewczynce z kocimi uszami. Mógł z pamięci recytować
dialogi. I jeszcze te babskie podchody, bleh. To było oczywiste, że obie miały
się ku sobie, a skakały wokół siebie na paluszkach. Kończyło się na oglądaniu
głupich bajek zagryzanych chrupkami, bazgraniu po marginesach zeszytów „Undyne
+ Alphy = ❤” i przesiadywaniu po domach. Ile tak można?! Żadnego
romansu! Zero dramatycznych zwrotów akcji!
- Opanuj się
głupi rzęchu! – Alphys starała się ściągnąć robota z przyjaciółki, która już
przestawała się z nim siłować. Wydawało się, jakby na coś czekała. Naukowiec chwyciła
go za ramię. Ani drgnął. Na wargi cisnęły się jej siarczyste przekleństwa. Przez
ułamek sekundy pożałowała, że stworzyła tego humanoidalnego androida z wolną
wolą i przede wszystkim – z własną duszą i osobowością. Do czegóż to samotność
i przesyt chińskich bajek może pchnąć tęgą głowę?
- Ohhh!
Kochanie! Skąd w tobie tyle agresji? – jego oczy rozbłysły różowawym blaskiem.
Z ust nie schodził mu zawadiacki uśmiech. I pomyśleć, że tyle rozrywki
dostarczyło samo przybycie człowieka. Od razu zrobiło się weselej! Popatrzył na
Friska, która próbowała za wszelką cenę powstrzymać wybuch śmiechu zasłaniając
usta dłońmi. Wcale nie była zła za ten wypadek z ciuchami, któremu wszakże nie
on zawinił. Bo to nie jego wina, prawda…? To Undyne i jej genialne jak zawsze
pomysły. Ludzie, no! Dajcie spokój! Przecież nie pierwszy i zapewne nie ostatni
raz jej kuchnia płonie! Tak czy owak, postanowił pograć przyjaciółkom jeszcze
trochę na nosach. Pochylił się nad twarzą zdaje się zupełnie zobojętniałej
Undyne. Nie uszło jego uwadze, że jedyne jej oko pociemniało i zwęziło się
niebezpiecznie śledząc jego ruchy. Przeciągnął językiem wzdłuż jej szyi do
ucha, obserwując kątem reakcję swojej stwórczyni. Nie musiał długo czekać.
Zagotowała się ze złości i przypadła do niego z gniewnym wizgiem. Uderzyła go
po raz pierwszy w życiu. Frisk nie mogła uwierzyć w to, czego była świadkiem.
Nigdy przedtem nie widziała tej lękliwej i wycofanej smoczycy tak rozjuszonej.
- Alphys,
proszę… on się tylko tak wygłupia – stwierdziła Frisk, ale jej słowa pozostały
bez odzewu.
- Skarbie,
twój dotyk jest jak najczulsza z pieszczot! Aż muszę znowu zapytać: skąd nagle
w tobie tak waleczne serce? – Mettaton kompletnie nie przejmował się amokiem
potwora. – Ahh, już wszystko rozumieeem – seksownie przeciągnął ostatnie
głoski, udając, że wtem spłynęło na niego boskie olśnienie. – Jesteś zazdrosna!
- Przeginasz
pałę, łajzo – oznajmiła nad wyraz spokojnie Undyne. Alphys na parę sekund
zastygła w kompletnym bezruchu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Miała wrażenie,
że zaraz serce wyskoczy jej z piersi. Ogarnął ją wstyd. Jak gdyby ktoś
wyciągnął na wierzch coś, co ona rozpaczliwie pragnęła zepchnąć do zakamarków
swojej podświadomości.
-
Chciałabyś, by Undyne robiła z tobą te wszystkie rzeczy, które są w tych twoich
zbereźnych komiksach, jakie kitrasz w szafie, prawda? – Tego było za wiele.
Alphys wybiegła z domu, czerwona jak piwonia. Frisk nie bacząc na to, że jest
boso, pomknęła za nią. Nie zamknęła za sobą drzwi. Mettaton zorientował się, iż
tym razem naprawdę przedobrzył z wybrykami. Tylko, że było już za późno.
- Koniec
tego dobrego. Posunąłeś się za daleko. Ale wiesz co? Żeby ze mną wygrać MUSISZ POSTARAĆ SIĘ TROCHĘ BARDZIEJ! –
wyszczerzyła ostre zęby w makabrycznym uśmiechu. Jej spojrzenie zaszło mgłą.
1. koleżanki gapiły się na mnie jak na debila bo hihrałam się do telefonu kiedy to czytałam
OdpowiedzUsuń2. świetnie odzwierciedlony charakter undyne. ciekawe czy autorka zastanawiała się kiedyś nad rpgowym odgrywaniem tej postaci
meh myślałam, że autor pociągnie alej wątek z Asgorem
OdpowiedzUsuńi cały ship poszedł się jebać ;(
Pierwszy dzień nauki, pierwszy piesiąc nauki. Wchodzę na bloga i widzę kolejną część opowiadania na które czekałam.
OdpowiedzUsuńWarto jednak żyć.
Z MTT jest chyba za duży głąb w tym opowiadaniu ale i tak mi się podoba :) czekam na dalsze rozdziały
OdpowiedzUsuńpożar a ci sie bija :D
OdpowiedzUsuńprzeczytałam to mamie i też sie jej podobalo
dlaczego autorka to usunela takie dobre opowiadanie
czekam na wiecej :) i na echotale