Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje.
Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku
rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie
historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie
opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała.
We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich
opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie
Undertale.
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.
Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia
bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak
mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza
czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się
towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie
głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z
dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami
fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie
może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek
poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników
pełnoletnich.
SPIS TREŚCI:
Rozdział V (obecnie czytany)
Ognisty
kolor włosów gryzł się z jej błękitnawą skórą, za to idealnie współgrał z
charakterem. Była niestabilna i żywiołowa. Gdy znajdowała się w liczniejszym
gronie, odnosiło się dziwne wrażenie, że ona sama zajmuje więcej przestrzeni,
niż pozostali. Przemoc i agresję zwykła określać mianem „pasji”. Owszem, zdarzało
jej się straszyć nieśmiałego sąsiada propozycjami „przyjacielskich sparingów”.
Owszem, mogła puścić z dymem chałupę twierdząc, że na tym polega istota prawdziwego
gotowania. Owszem, tłukła w pianino jak popierdolona utrzymując, że Chopin może
jej najwyżej buty językiem polerować. Ba, przywłaszczyła sobie przy tym rolę
nauczyciela gry, jakby była co najmniej wirtuozem, który u szczytu sławy zszedł
z desek czołowych filharmonii i oto teraz staje się mistrzem przekazującym swój
kunszt potomnym. To jedna z tych osobistości, których ego roztacza blask w promieniu
kilkunastu kilometrów, a kiedy wkracza do akcji, w jej majestacie mogą pławić
się maluczcy. Aż dziw, że w obrębie królestwa nadal nie tytułowano jej per O Wielka.
W każdym
razie, lubiła tak o sobie myśleć i sprawiało jej to przyjemność. Z całego serca
za to nienawidziła patrzeć na cierpienie swych bliskich. Jeżeli ośmieliłeś się
skrzywdzić któregokolwiek z nich, to dobrze ci radzę, lepiej zabieraj dupę w
troki i zmień tożsamość, bo Undyne nie zna litości. Wytropi cię choćby na
krańcu zaplutego świata, gdyż jej lojalność dalece wykracza poza granice
zdrowego rozsądku.
Pstryk!
Błysnął
flesz aparatu.
- I kolejne
słitaśne selfie – rudowłosa szczerzyła do obiektywu telefonu swe ostre jak
szpikulce zębiska w upiornym uśmiechu.
Mettaton
pojął naukę. Bez wątpienia pomogło mu w tym to, że Undyne przyciskała teraz jego
głowę do podłogi stopą okutą w ciężki bucior i w najlepsze pstrykała kolejne
fotki. Wyglądała jak dziecko, które uskutecznia sadystyczną zabawę w tłuczenie
żuków kamieniem. Była już urocza sesja z włócznią wymierzoną w jego gardło,
były fotki z majtkami na jego głowie; cała masa zdjęć kompromitujących gwiazdę popularnego,
telewizyjnego show.
- Uśmiechnij
się, MTT. Publiczność oszaleje z zachwytu! Jutro całe Podziemie będzie trąbiło
o swoim idolu – śmiała się niczym straszydło z taniego, amerykańskiego horroru.
- Kochanie,
powinnaś zostać moim menadżerem od public relations – wyrzęził swym
mechanicznym głosem robot. Rozumiał, że opór nie ma sensu.
Jeśli chodzi o ich wcześniejszą walkę, to była ona krótka, a
zwycięstwo Mettatona – zwodnicze. Przede wszystkim Undyne jest cholernie silna.
To wyszkolona wojowniczka. Przez długie lata treningów jako jedną z
ważniejszych reguł przyjęła, że nie może bez potrzeby odsłonić się z pełnią
swojego potencjału przed przeciwnikiem. W związku z tym robot najzwyczajniej w
świecie przecenił swoje możliwości i porwał się z motyką na słońce.
Czerwonowłosa miotnęła nim jak szmacianą lalką, po czym oznajmiła, że nie może
go zbytnio uszkodzić, bo Alphys ją zabije, ale też na pewno nie puści płazem
jego wybryku. A oto efekty.
- Chyba ustawię to sobie na tapetę, wyglądamy jak psiapsióły –
zamyśliła się patrząc z dumą na wyświetlacz i wciskając buta mocniej w czarne
włosy Mettatona. – Na twoim fanpejdżu też będzie pasowało na profilowe, jak
myślisz? – pochyliła się nisko napotykając obłędnie różowe ślepia, z których biła
nieudolnie skrywana wściekłość. Uczucie poniżenia wypełniło jego przewody i obiegło
wszystkie ośrodki zmechanizowanego organizmu. To tak czuli się ludzie, gdy
wpadali w gniew? Czy to, czego doznawał można było porównać z adrenaliną
krążącą w żyłach i uderzającą do mózgu? Bo przysiągłby, że pali się żywcem. Ognisko
jego mocy wręcz wibrowało z gorąca; serce, które miał wbudowane pod klatką
piersiową pulsowało tym samym różowym blaskiem, co oczy.
- Nie zrobisz tego – wysyczał.
Wyszczerzyła się do niego przymilnie, z aż nazbyt oczywistą
złośliwością.
- Fuhuhu, sprawdź mnie! – Opierała na nim nogę przyjmując pozycję
superbohatera rodem z filmu akcji, w którym to zło zostaje ostatecznie wyeliminowanie,
wróg odgraża się spod buta, a na świecie wreszcie zapanował długo wyczekiwany
ład i porządek. Tak jej się jakoś skojarzyła ta scena z produkcjami o historii
ludzkości, jakimi raczyła ją Alphys. Brakowało tylko łopoczącej na wietrze
peleryny, ale spoko, tę zawsze można pożyczyć od Papyrusa.
- No, chyba już starczy ci na dzisiaj, nie? – odstąpiła od leżącego na
kafelkach robota. Jako, że miała w naturze szybko się nudzić, odpuściła sobie
dalsze napawanie się wiktorią. Mimo mściwej przyjemności, jakiej doświadczyła
upokarzając aroganckiego żartownisia. Mettaton podniósł się chwiejnie i posłał
Undyne pogardliwe spojrzenie. Odwzajemniła je przelotnym uśmiechem.
- Aha, i jeszcze jedno – chwyciła go brutalnie za włosy i przyciągnęła
jego twarz do swojej. Zrównali się wzrokiem. – Jeśli jeszcze raz zbliżysz się
do mnie ze swoją blaszaną gębą, przysięgam, że wyrwę ci jęzor, a łeb ukręcę.
Nie będzie z ciebie co zbierać. Rozumiesz? – Robot wystraszył się jej wyrazu
twarzy. Była śmiertelnie poważna. Gdyby miał żołądek, to właśnie zawiązałby się
w supeł.
- Rozumiesz? – czerwonowłosa potrząsnęła nim.
- T-tak… - wymamrotał.
- To świetnie – znów obdarzyła go szerokim obrazem swoich spiczastych
zębów, jak gdyby ta groźba sprzed chwili w ogóle nie została wypowiedziana.
Usiadła sobie na krzesełku przy stole zakładając nogę na nogę, po czym z
rozbawieniem oddała się przeglądaniu zrobionych zdjęć. – Już widzę te rankingi.
– Skwasił się na jej słowa. Racja, przefajnował z docinaniem Alphys, niemniej i
tak uważał, że to co wyprawia Undyne nie jest proporcjonalną karą. Zniszczyć mu
reputację, nad którą długo i ciężko pracował za pajacowanie?
- Słuchaj… Aż tak bardzo chcesz mnie upodlić? – oderwała się od
namiętnego molestowania ekranu. – To jakiś twój fetysz? – przysunął sobie
krzesło i usadowił się po przeciwnej stronie.
- To sprawiedliwość - odparła. Mettaton zabrzęczał zgrzytliwie.
- Ciekawe masz pojęcie sprawiedliwości. Chcesz mnie sprowadzić do
parteru i zrobić z tego widowisko. Serio, bohaterstwo godne kapitana
królewskiej gwardii – zaczął bić brawo.
- Poprawka – parsknęła śmiechem. – Ty JUŻ zostałeś sprowadzony do
parteru, tak gwoli ścisłości. Musisz nieźle trząść portkami o ten swój ranking
– oparła zalotnie brodę na ręce mierząc go zmrużonym okiem. – Bo kim byś był,
jeśli nie gwiazdunią, hm? Ah, ta popularność… - westchnęła przeciągle. – Nie
możesz być tym, kim jesteś chcąc utrzymać przy sobie tak kapryśną przyjaciółkę,
prawda? Jeden fałszywy krok i jesteś zniszczony. „To szołbiznes bejbe”, no nie?
– powtórzyła jego standardowy tekst imitując męski głos. Robot chciał pozostać
niewzruszonym na jej ironizowanie. Wiedział jednak, że w ma rację. Na antenie
bowiem nie można być sobą. Nie za szczerość ci płacą. Widz chce żebyś skakał,
to skaczesz. Widz chce, żebyś tańczył, to pytasz: walc czy makarena? Widz chce
łez, to ryczysz jakby ci zdechł ulubiony pies. Jesteś tam dla uciechy gapiów,
popisujesz się jak ta mała, tresowana małpka z cyrku, co biega w pstrokatej
kamizelce i na klaśnięcie staje na rękach, szarpie za nogawki i zbiera rzucane
monety. Tak to w istocie wygląda. Ale jemu i tak zależało na tym wszystkim, bo
miał przeświadczenie, że robi coś ważnego i wartościowego. Daje innym radość.
- Masz rację – przytaknął ze spokojem. Undyne uniosła brwi do góry. –
Masz rację – powtórzył dobitniej. – Mam cel w tym czym się zajmuję i nie chcę,
żebyś w tak głupi sposób go zrujnowała. Nie wiem jak mam cię błagać o to, żebyś
skasowała te zdjęcia.
- Nie mnie będziesz błagać – odpowiedziała odchylając się na krześle,
które wygięło się niebezpiecznie do tyłu. – Naprawdę miałam zamiar puścić te
foty w eter, żebyś poczuł to samo, co musiała czuć Alphys, gdy zrywałeś boki
jej kosztem. Ktoś, kto gnoi przyjaciół szczerząc się przy tym jak kretyn,
zasługuje na porządne skopanie dupy. Ale ty, niewdzięczniku, zrobiłeś coś jeszcze
gorszego – popatrzyła na niego z tym przeszywającym wyrazem oczu. – Poniżyłeś
osobę, która dała ci nowe życie. Która spędziła długie godziny na składaniu cię
do kupy, bo wzruszyło ją twoje marzenie i postanowiła spełnić je za ciebie –
kontynuowała swój wywód, podczas gdy Mettaton kulił się w sobie jak dzieciak
zbierający burę od wkurwionych rodziców. Zapłakałby, gdyby potrafił. Przedtem nie
myślał w taki sposób o tym, co zrobił. – … dlatego, gdy dziewczyny wrócą,
padniesz na kolana przed swoją architektką i przeprosisz ją. Ma zbyt dobre
serce, by cierpieć przez ciebie. Do niej też będzie należała decyzja co zrobić
z tymi fotkami. Ja nie dbam o twój tandetny program. Szczerze? Pieprzę go i
pieprzę ciebie – Mettaton w milczeniu pokiwał głową. Dopiero teraz poczuł się
jak gówno. Werbalny ostrzał, jaki przypuściła na niego Undyne bardziej
zdruzgotał mu godność, niż próba sprowadzenia go do roli podnóżka. Przyznał
przed sobą, że należało mu się. Czerwonowłosa wstała i wyjęła sobie z lodówki
gazowany napój. Zapadła przytłaczająca cisza. Upłynęło trochę czasu, nim
Mettaton postanowił ją przerwać:
- Ty naprawdę ją kochasz.
Undyne aż się zakrztusiła z impetem wypluwając to, co wcześniej
zdążyła upić. Ze złością rzuciła za siebie puszkę, a ta trzasnęła rozbryzgując
naokoło resztę zawartości. Przypatrywał się jej z cieniem satysfakcji.
Oho,
celny cios.
- Następnym razem…. – zaczęła mówić kaszląc jednocześnie. – Uprzedź
mnie, jak będziesz chciał powiedzieć coś mądrego.
- Myślisz, że pewnych rzeczy nie widać? – Stanął obok stołu w
teatralnej pozycji i splótł ręce pod brodą udając pełen przesadnej słodkości
głos dziewczyny. – ♥ Oh, Alphys! Jak uroczo dziś wyglądasz ♥.
- Zewrzyj ryj, palancie – zmarszczyła brwi, a po jej twarzy przemknął
cień irytacji.
-… gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń! ♥ – zgiął palce ręki tak, by
przypominały słuchawkę telefonu, którą przystawił sobie do ucha, po czym
oblizał się lubieżnie.
- Zaraz ci przypierdolę, śmieszku. Mało ci? – zacisnęła dłonie w
pięści. Mettaton widząc to zrezygnował z dalszego przedrzeźniania. Doskonale
wiedział, że ona nie należy do cierpliwych osobistości i że nie da sobie skakać
po głowie.
- Tak czy owak chcę powiedzieć, że z zewnątrz wyglądacie jak para, ale
na pewno nie przyjaciół – wrócił na wcześniejsze miejsce. Undyne przeniosła
uwagę na ścianę, jak gdyby nagle dostrzegła w niej coś wielce interesującego.
Taka niebieska, ze wzorem w różowe rybki… Cóż za niezwykłe wyczucie estetyki.
- Nie chciałem też zranić Alphys. Wiem, że zachowałem się jak ostatnia
menda, ale myślałem, że to pomoże rozwinąć waszą relację… - ruda analizowała,
czy powinna śmiać się, czy płakać. Nie mogąc się zdecydować, zaczęła
rozmasowywać sobie skroń.
- Ok… Właśnie wygrałeś konkurs na debila roku. Moje gratulacje –
powiedziała z właściwą sobie kpiną, lecz robot przyuważył delikatny, pąsowy
rumieniec kwitnący na jej policzkach, gdy tak wnikliwie studiowała misterny
ornament na ścianach. Ciekawe ile tu jest rybek? Nigdy nie liczyła…
- Kochasz Alphys – powtórzył tonem nacechowanym niezbitą pewnością.
Więcej nie było potrzeba. Ona na te słowa poderwała się tak gwałtownie, że
wywróciła krzesło. Opierała się teraz obiema rękami o blat i wbijała w
mężczyznę swoje intensywnie żółte ślepie.
- Zachowaj dla siebie swoje wyobrażenia – warknęła ostrzegawczo. Lecz z
tej perspektywy nie przerażała go ani trochę. To była reakcja obronna,
wyparcie. Wyrażanie uczuć delikatniejszych - innych niż te, które znała z
walki, musiało przychodzić jej bardzo opornie. Za to darcie mordy, bluzganie i
rzucanie krzesłami wychodziło jej perfekcyjnie. Niejeden chamski dresiarz by
się powstydził.
Zaraz jednak odzyskała rezon.
- Nie wtrącaj się więcej w nieswoje sprawy.
- Czyli nie zainteresuje cię informacja, że Alphys też cię kocha? –
uśmiechnął się tajemniczo chłonąc obraz Undyne kompletnie wybitej z trybu O Wielkiej. Miała taki zabawny wyraz
twarzy, jakby rozstąpiła się ziemia pod jej nogami wciągając w wielką, czarną
dziurę ją i cały kosmos. Powrót do rzeczywistości zajął jej chwilę.
- A niby skąd możesz mieć taką informację?! – wypaliła opadając ciężko
na podłogę. Wyłożyła się na stole wciąż siedząc na kafelkach i schowała głowę w
ramionach. Cała pewność siebie w sekundzie z niej wyparowała; teraz
przypominała pogrążoną w nieszczęśliwej miłości gówniarę, którą wzruszają
zachody słońca i komedie romantyczne. Jakie to do niej niepodobne…
- Powiedzmy, że przez przypadek znalazłem niezbity dowód – konspiracyjnie
podsunął jej zwitek papieru robiąc przy tym pokerową minę dilera, który cichcem
opycha lewy towar w bramie.
- Grzebałeś w jej rzeczach? - Złotooka wzięła i zerknęła na niego podejrzliwie.
- Nie – zaprzeczył natychmiastowo. – Mówiłem, że znalazłem
przypadkowo. Leżało przed wejściem do laboratorium. Pewnie wypadło jej z
notatek. – Wyjaśnił naprędce, a Undyne rozłożyła go właściwie nie będąc
przekonaną, czy dobrze robi. Mettaton tymczasem bacznie obserwował jej reakcję.
Tak jak się spodziewał… Ten błysk w oku, brwi uniesione wysoko do góry w wyrazie
zdumienia, lekko drżące dłonie, szybsze bicie głupiego serca, które miało
wyjebane na argumenty pochodzące z mózgu.
Oh
tak, gołąbeczku. Można czytać z ciebie jak z otwartej książki.
Kąciki jego ust uniosły się obnażając rząd lśniących metalem zębów.
Nie mógł tego powstrzymać. Zresztą ona i tak była do tego stopnia zaabsorbowana
wgapianiem się w tę kartkę, że nie zauważyłaby nawet, gdyby obok jej domu
eksplodowała bomba, a w powietrze wyleciał grzyb atomowy. Trzymała ją tak
blisko jedynego widzącego oka, że można było odnieść wrażenie, iż widnieje nań
mistyczny przekaz z innej galaktyki mający objawić cywilizacji prawdę o istocie
wszechrzeczy.
- Khem… - Mettaton wymownie chrząknął i tym samym oderwał Undyne od
nawiązywania łączności z kosmosem.
- Ja… chyba pójdę ich poszukać. Długo nie wracają – wstała i chwiejnym
krokiem udała się do swojego pokoju. Ściskała papierek mocno w ręku, jakby był
jej prywatną drobinką szczęścia.
UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
OdpowiedzUsuńWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW
IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII
EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
LLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL
BBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBB
IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
MMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM
Te Undyne. Genialna!
co ty mnie bardziej podoba się metaton
Usuńświetna notka
Ten ból kiedy jesteś na lekcji biologii i gryziesz się w rękę aby nie wybuchnąć śmiechem jak babka mówi o anatomii człowieka.
OdpowiedzUsuńDzięki Silent Omen.
Mam pogryzioną rękę.
A i tak się śmiałam.
Dzięki.
To moje ulubione opowiadanie z tego bloga :D
OdpowiedzUsuńczegos nie rozumiem
OdpowiedzUsuńfrisk jest starsza
a undyne i alphys nadal sobie nie wyznaly milosci?
moda na sukces
Byyyywa xD
UsuńKim jest Silent Omen?
OdpowiedzUsuńmoze to autor bloga?
UsuńZaręczam zaprawdę powiadam, że to nie ja.
UsuńTe osoby jakie mnie czytają widzą, że ... cóż... trzeba to redagować bo literówek, błędów jest co niemiara. Tutaj wszystko jest dopracowane.
Silent Omen to osoba do jakiej dotarłam w sieci, z jaką się zakumplowałam i jaką poprosiłam o możliwość publikowania opowiadania u siebie.