okładka w budowie
Notka od autora: Akcja odpowiadania odbywa się we współczesnym świecie. Opowiadanie z cyklu Sans oraz UFSans x czytelnik. Wcielasz się w młodą, nieco zbyt śmiałą, ciekawą świata studentkę medycyny. Zapewne Twoje życie potoczyło by się zupełnie normalnie, gdyby nie pojawiła się w nim pewna osoba... A konkretnie potwór. Sans w wyniku ciągłych resetów i błędu zapisu ma problemy z zachowaniem swojej prawdziwej wersji. Raz na jakiś czas przybiera wygląd i charakter Red'a ze świata Underfell.
W opowiadaniu występują liczne przekleństwa oraz sceny erotyczne.
SPIS TREŚCI
Meow (obecnie czytane)
....
To miał być taki cudowny dzień. Wszystko zapowiadało się wręcz idealnie. Całą noc przesiedziałaś na dokładnym sprawdzaniu swojej pracy na zajęcia. Dawno nie czułaś się tak dobrze przygotowana. Szkoda tylko, że Twój profesor nie był podobnej myśli. Już po pierwszym spotkaniu wiedziałaś, że czymś mu podpadłaś, i że masz przechlapane. Czym? Dobre pytanie. Psor Pęksyk, chemik, postrach całej uczelni, niesamowite dziwadło. To właśnie przez niego wypruwasz sobie flaki (jak się okazuje, za każdym razem na daremno), chcąc pokazać się z jak najlepszej strony. Najwidoczniej nie dane jest Ci cieszyć się dobrą passą. Wracałaś do domu tą samą trasą, co zwykle. W oczy raziły Cię chamskie reklamy i bilbordy, znajdujące się właściwie wszędzie, gdziekolwiek byś spojrzała. Uroki wielkiego miasta, huh? Rzuciłaś okiem na zegarek. Do przyjazdu autobusu zostało Ci jeszcze dwadzieścia minut, a czekanie na przystanku w tym skwarze nie było zbyt kuszące. Postanowiłaś więc zrobić to, co zwykle. Mianowicie połazić bez celu po sklepach, udając potencjalną klientkę. No cóż, na nadmiar gotówki raczej narzekać nie mogłaś... Ostatecznie postanowiłaś odwiedzić swój ulubiony butik. Sprzedawczyni przywitała Cię ze sztucznym uśmiechem na twarzy. No tak, często oglądasz, rzadko kupujesz. Wszystko jasne... Po chwili penetracji półek, opuściłaś sklep jak zwykle z niczym. Miałaś zły humor, było ci cholernie gorąco, a na dodatek autobus został odwołany przez awarię czy coś tam równie poważnego. Nawet twoja przyjaciółka nie mogła Ci pomóc w tej sytuacji, gdyż przebywała obecnie na(jak to nazwała...) "gorącej randce". Pozostały więc tylko dwie możliwości: taksówka bądź piesza wycieczka na koniec miasta. Obydwie były oczywiście bardzo pociągające...
Jednak za pieniądze wydane na koszt przejażdżki mogłabyś kupić sobie na przykład pyszną kawusię i wielkiego pączka w Pajęczej Cukierni. Akuracik po drodze... Koniec końców wybrałaś spacerek. Leniwym krokiem zmierzałaś w stronę swojego mieszkania. Papieros tlił Ci się w ustach. Znudzona przeglądałaś tablicę na Facebook'u, gdy nagle poczułaś, że wpadasz na coś twardego. Upadłaś na ulicę, boleśnie uderzając się w tyłek, a Twój telefon z głuchym stukotem przekoziołkował obok. Fajka poleciała jeszcze dalej...
- Kurwa... - przeklęłaś pod nosem, łapiąc się za potłuczony półdupek.
Cholercia, jak bolał. Myśl, że w domu i tak nie ma nikogo, kto by go rozmasował i pocieszył, jeszcze bardziej Cię dobiła. Zła uniosłaś wzrok i ze zdziwieniem stwierdziłaś, że to nie słup był powodem Twojego upadku. Przed Tobą stał zmieszany, raczej niski szkielet. Co ciekawe, jego czaszkę zdobiły kocie uszka, a pod oczodołami miał narysowane urocze wąsiki. Najwidoczniej nie był z tego faktu szczególnie zadowolony. Chwycił telefon, ratując go przed przejeżdżającym obok rowerem. Wyraźnie usatysfakcjonowany obejrzał go ze wszystkich stron.
- No proszę, ani jednego pęknięcia... - mruknął pod nosem.
Szczerze powiedziawszy, patrząc na jego szczerzącą się głupio facjatę, spodziewałaś się równie głupiego głosu. O dziwo był naprawdę niski i męski. Zdecydowanie nie pasował do jego kociej stylizacji. Wciąż w szoku wpatrywałaś się w kościste łydki, bo to one były na wysokości Twojego wzroku. Szkielet jakby od niechcenia podał Ci rękę, prawdopodobnie chcąc pomóc Ci wstać. Twój umysł od razu zaczął próbować rozgryźć fakt, że mimo braku mięśni ta kupa kości potrafi się poruszać. Lekko się wzdrygnęłaś, lecz ostatecznie chwyciłaś jego dłoń. Wokół rozległ się głośny odgłos pierdnięcia. Wszystko to działo się tak szybko. Zdecydowanie za szybko. Zalałaś się krwiście czerwonym rumieńcem, a potwór wybuchnął niskim, gardłowym śmiechem. Nie wiadomo czy to przez zawstydzenie, czy rosnącą w Tobie złość nie byłaś w stanie wykrztusić z siebie słowa. W głowie miałaś jeden wielki mindfuck.
- Żart z poduszką pierdziuszką zawsze jest śmieszny - otarł niewidzialną łzę i przestał w końcu rechotać.
Tyłek tak strasznie bolał. Czym zasłużyłaś sobie na te męczarnie? Nie czekając na jego reakcję, wstałaś i szybkim ruchem wyrwałaś mu telefon z dłoni. Byłaś naprawdę zła. Kiedy właśnie miałaś go siarczyście spoliczkować, na horyzoncie pojawiła się.. Żółta, gruba jaszczurka? No tak, dzielnica obok Pajęczej Cukierni roiła się od potworów.
- S-sans! Co t-ty wyprawiasz? Przeproś p-panią p-proszę... - wydukała, czerwieniąc się z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej.
Niski szkielet nawet nie mrugnął. Zaraz, czy on w ogóle mógł mrugać? Mniejsza z tym. Stał z rękoma w kieszeniach, jakby zupełnie niewzruszony całą sytuacją.
- Przecież to ona na mnie wpadła. Tak właśnie kończy się łażenie z głową w chmurach - wzruszył ramionami, wskazując tlący się nieopodal niedopałek papierosa. Zachichotał cicho.
Oh.. Dym koło twarzy... Że niby chmury. Ahahaha... Haha..ha... Nie. To było żałosne. Może w normalnej sytuacji nawet byś się uśmiechnęła, ale obecnie zupełnie Cię to nie bawiło. Żółta(tak ją sobie nazwałaś) widząc Twoją minę, zaczęła nerwowo się pocić.
- T-to może... Może zaprosisz p-panią na naszą w-wystawę? H-hm? S-sans...? - wybełkotała, bawiąc się palcami i jednocześnie szturchając szkielet łokciem - o-obiecałeś!
Ów "Sans" przewrócił oczyma. A raczej dziwnymi, jasnymi plamkami umieszczonymi gdzieś w oczodołach. Ustawił się w dosyć uroczej pozycji, poprawił kocie uszka i przekręcił głowę lekko na bok.
- Meow, zapraszamy na wystawę kotów do adopcji w schronisku "Podziemie". 19 lipca wszystkie urocze kociaki pokażą, że są naprawdę niezwykłe i warte uwagi!
Jego głos przepełniony był sztuczną słodyczą. Na koniec swojego małego przedstawienia pokazał... język i puścił Ci oczko. Zaraz, co? Żółta lekko się rozpromieniła, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Wepchnęła Ci w dłonie ulotkę i pociągnęła Sansa za rękaw kurtki.
- Coraz l-lepiej ci idzie! N-naprawdę! - pisnęła - P-przepraszam za niego... My... My M-musimy już iść! Um... Mamy.. Coś do z-zrobienia. Tak, c-coś... Bardzo w-ważnego! - dodała i w raz ze szkieletem zniknęła za rogiem budynku.
Chwileczkę. Co tu się właśnie odjebało? A zresztą, czy to ważne? Robiło się ciemno, bolał Cię tyłek, zmarnowałaś całkiem dobrą fajkę, a dodatkowo pobrudziłaś spodnie. Wcisnęłaś ulotkę do kieszeni bluzy, po czym zarzuciłaś na głowę kaptur. Jedyne czego pragniesz, to ciepła kąpiel... I dużo, dużo płatków z mlekiem. Tak, tylko ten jakże zdrowy posiłek mógł ocalić Twój humor. Z miną mówiącą "Lepiej nie podchodź, bo wsadzę Ci palec w dupę", zaczęłaś iść w stronę domu. Przed Tobą długa, zimna i ciemna droga powrotna...
Uhuhuhuhu <3 Ciekawie się zapowiada <3 W dodatku bidny Sans xDD Chociaż w tym stroju z pewnością musiał wyglądać prze słodko <3 Takie "Owwww" >3 Nie mniej jednak, wow, cem więcej,znaczy, będę grzecznie czekała na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada. *-* Widzę oryginalny pomysł na fabułę. Będę czekać na ciąg dalszy ♥
OdpowiedzUsuńOooo <3 Sansełek w kocich uszkach <33333
OdpowiedzUsuńZajebiście się zapowiada! ^.^
Zakochałam się, bardzo podoba mi się twój styl pisania i fabuła��. Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuń~Mei Sempai
Oooh, z tymi palcami to mi się skojarzyło z Naruto. Tysiąc lat bólu!
OdpowiedzUsuńTo jest meeeeeega zło x'D
UsuńTo jest zajebiste
OdpowiedzUsuńSans z uszkami. Normalnie się zakochałam xD
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem spoko. Cóż robić: trza czekać na next
Czekam na kolejną część ^^
OdpowiedzUsuń