2 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 2 - Wściekłość

Notka od autora: Wiecie jakie to dziwne uczucie, kiedy pomysł na kolejny rozdział pojawia się wam w starym, naprawdę starym fanficku? Faza na Death Note trzymała mnie chyba najdłużej  jak do tej pory. Bite siedem lat jak nie więcej. Napisałam ponad pięćset stron opowiadania a to wszystko przez trzy lata. Historia dotyczyła Kiki zwanej Fiołkiem, wnuczka Watariego wychowana u boku L. 
Niżej znajduje się opening do jednej z części opowiadania jaki zrobiła daaawno temu.

Ciche bity dobiegały z kolorowego teledysku muzycznego. Kiki siedziała na fotelu z nogami przerzuconymi przez podłokietnik, w ustach obracała czereśnię. Wynoszona koszula i krótkie spodenki to była jej piżama. L nie był lepszy, zajmował miejsce na kanapie. Albo właściwie to całą kanapę. Leżał na niej i jedną podgiętą nogą, beznamiętnie śledząc zmieniające się obrazy na ekranie.
Ani ona, ani on nie wiedzieli dokładnie kiedy przestali patrzeć na drugiego w sposób inny niż dziecięcy. Wychowani razem, obok siebie, niczym rodzeństwo powoli zaczynali odkrywać, że coś w ich relacji się zmieniło. Bardzo dawno, oczywiście. Pomijając kwestię dorastania i cały nastoletni bunt, które żadne z nich nie przechodziło aż tak wyraźnie.. Bo wtedy wiedzieli. Znaczy się L wiedział. L zawsze wiedział. Mutacja obniżyła mu głos, zniknęły dziecięce rysy twarzy, gwałtownie urósł, buzia przestała być taka gładka i nienaruszona. Kiki zrobiła się talia, uwydatniły biodra i piersi. Miała dawno za sobą etap trądziku młodzieńczego, lecz do teraz musiała walczyć z nowymi problemami okresu dojrzewania.
Jak więc do tego doszło, że teraz żadne z nich nie wiedziało co ma zrobić z własnymi uczuciami i pragnieniami? Mimo swojej wiedzy L nie wiedział, kiedy jego emocjonalna, zapomniana i ledwo żywa część osobowości przestała patrzeć na Fiołka, jak na słodką i uśmiechniętą towarzyszkę, która choć nie rozumiała co do niej mówił, zawsze go słuchała i wypełniała dokładnie to co jej powiedział. Ona natomiast nie próbowała nawet znaleźć powodów, przez które ukradkiem wącha jego koszulę, albo śni dziwaczne sny, których treści wolałaby nikomu nie zdradzać. Najgorsze jednak było udawanie.
Udawali, że nic się nie zmieniło. Dorastanie w sierocińcu Wammy's House. Późniejsza przeprowadzka do Angeliki i Edwarda, rozstanie z literowcami i rozdzielenie z B i S.... Tak, wtedy jeszcze traktowali się jak dzieci, jak rodzeństwo, nie patrzyli na siebie seksualnie, w żadnym razie. Fiołek sięgnęła po kolejna czereśnię, natomiast L westchnął ciężko.
Pszczółki i kwiatki nie były potrzebne, o nie. Oboje wiedzieli jak to się robi od dawna. Z punktu widzenia teoretycznego i biologicznego. Znaczy się, we wszystkim, to Fiołek miała bądź co bądź większe doświadczenie niż L. Gdyby B wtedy jej nie wygonił, gdyby po namiętnych pocałunkach po prostu nie kazał jej wyjść może teraz byłaby.... Potrząsnęła głową do własnych myśli. Kochała B i kochała L. To pewne. Ich obu. Wygląd nie miał tutaj nic do rzeczy bo wyglądali kurwa identycznie. Bracia bliźniacy. Połknęła pestkę z niesmakiem. Czy człowiek może kochać w znaczeniu emocjonalnym i fizycznym więcej niż jedną osobę i nadal będzie to szczere, piękne i czyste uczucie? Fakt, że bracia się nienawidzili nic nie ułatwiał. Kiki czuła się jak kurwa. Choć zdarzenie z B miało miejsce trzy miesiące temu, od tego czasu ten się do nikogo nie odzywa, przepadł, wyparował, zniknął... Aż tak bardzo jej nie chciał? Ale skoro nie chciał, to dlaczego całował? Warknęła do siebie.
-Myślałem, że lubisz tę bajkę - usłyszała cichy głos L. Popatrzyła na niego i zaśmiała się nerwowo siląc na uśmiech zakłopotania
-Bo lubię, po prostu... myślałam.
-O czym? - Nie chciała... albo raczej, nie umiała go okłamywać. Nie dlatego, aby nie umiała kłamać, bo umiała. Lecz po prostu L instynktownie wiedział kiedy dziewczyna coś ukrywa albo wręcz łże. Zaśmiała się nerwowo.
-Możemy oglądać dalej? - odpowiedziała jej cisza. Zła, narastająca, taka "głośna" cisza, podczas której masz ochotę uderzyć z pięści w cokolwiek i krzyknąć "DOŚĆ".-L... - wyszeptała w końcu czując, że oszaleje. Popatrzyła w jego stronę na stolik odkładając miskę z owocami. -Mogę zadać ci pytanie? - opowiedziała jej cisza. Czyli daje zielone światło. To dobrze - Podobam Ci się? - czekała i się nie doczekała odpowiedzi. Poczuła się bardzo głupio i odwróciła wzrok szybko - Zapo...
-Jeżeli pytasz się mnie, czy obiektywnie jesteś ładna, odpowiem, że tak. Jeżeli pytasz się mnie, czy subiektywnie uważam cię za atrakcyjną, odpowiem, że tak.
-Oh... - zarumieniła się - Dz-dziękuję....
-Ale?
-Ale nie o ten rodzaj "podobania" mi chodzi - bąknęła skrępowana
-O....
-Nyhym. Więc?
-Tak.
-Co tak?
-W znaczeniu seksualnym również uważam cię za atrakcyjną kobietę. Twoje szerokie biodra nadają się do rodzenia, zaś piersi zdają się pomieścić odpowiednią ilość mleka dla wykarmienia potomstwa...
-.... Dla naszego dobra, potraktuję to jako komplement. Dobrze?
-Tak będzie chyba najlepiej.. - i kolejna dawka ciszy. Znaczy się nie kompletnej. Nadal świecił się telewizor a na nim właśnie Gejsza oznajmiała swojemu kochankowi, że muszą wspólnie uciec. Fiołek znowu zerknęła na L tym razem postanawiając zniszczyć dzielącą ich odległość. Wstała, podeszła do kanapy i usiadła na wysokości jego bioder. Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu.
-Dlaczego zawsze taki jesteś?
-Jaki?
-Opanowany, spokojny, cichy.... Jakbyś nic nie czuł - mówiła biorąc jego rękę w swoje dłonie. Był zdecydowanie od niej większy. Czuła pod delikatnymi opuszkami jego chropowatą skórę. Wyraźnie brakowało mu witamin, a ona nie wiedziała już, jak zmuszać go do połykania tabletek. - Mówisz, że uważasz mnie za atrakcyjną seksualnie i obiektywnie i ... ale nic nie robisz. Dlaczego?
-Chcesz abym coś zrobił?
-Nie... tak... nie wiem... nie wiem właściwie dlaczego rozmawiam z tobą na ten temat - teraz to się rumieniła - Po prostu, kiedy byłam z twoim bratem on był.... - fioletowe oczy zerknęły zza czarnych kosmyków na L badając wyraz jego twarzy. Nic - .... on był znacznie bardziej... no nie wiem.... drapieżny?
-Jedyne co pamiętam z tego wieczora, to to, że wróciłaś późno w nocy i dwa dni przepłakałaś w sypialni. - O, no racja... - Ale wiem, że do niczego nie doszło - dodał po chwili wahania.
-Skąd?
-B mi powiedział co zaszło. Mogę o nim powiedzieć wiele, ale nie to, że jest kłamcą.
-Oh... - zadrżała. - ... to dobrze.... Uhm... - L popatrzył na nią i niepewnie, ostrożnie zacisnął palce na jej rękach. On jej nie wygoni, tego była pewna. Lecz czy w takich okolicznościach nie wygląda to tak, że jeden ją odtrącił, to biednie do drugiego? Tak, zdecydowanie wygląda jak puszczalska kurwa. Czuje się jak ladacznica, a jednocześnie.. L wie. On wie. On zawsze wie. On zawsze wiedział. On zawsze będzie wiedzieć. Rozumie ją lepiej niż ona samą siebie. Mimo tej wiedzy dotyka ją teraz bez obrzydzenia, raczej niepewnie, nieśmiało.
-Jaka jest najważniejsza część każdego samochodu? - zapytał nagle. Dziewczyna zmarszczyła brwi. To jakaś gra słowna? Nie, nie wydaje się.
-Silnik? Skrzynia biegów? Koła?
-Hamulec - mówił podnosząc się tak, że teraz siedział naprzeciwko niej. Patrzył z góry na jej twarz. - To jest odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie. Hamuję się. Albo raczej... - westchnął nie wiedząc dokładnie jak ma ubrać w słowa to co czuje - Trudno hamować coś, co się blokuje. Po prostu staram się nie patrzeć na ciebie w ten sposób Kiki
-... Ale patrzysz? - cisza. Cmoknęła przesuwając palce wzdłuż jego ręki. Czuła delikatne włoski rosnące na jego przedramieniu. Nie zabraniał jej nawet kiedy zawędrowała na jego ramiona, kiedy delikatnie na niego nacisnęła prosząc bez słów aby się położył. Nie opierał się. Nawet wtedy kiedy całowała jego wargi. Dokładnie, ona całowała. On niewzruszony jak posąg, jak śpiący królewicz, walczył z żarem jaki tlił się w jego wnętrzu, pozostając z wierzchu zimnym i niewzruszonym. Dziewczyna się nie poddawała. Chciała być chciana. Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi. L nie przeszkadzało to, że gdyby mogła, to już dawno straciłaby cnotę z jego bratem. B puścił ją wolno do L i nie przeszkadzało mu to, że mieszkają razem. W coś Ty się wpakowała. Myślała sunąc koniuszkiem języka po jego brodzie.
Wszystko ma swoje granice. L też je ma. Albo właściwie miał, do chwili temu. Teraz w mgnieniu oka znalazł się na dziewczynie, spadli z kanapy. Całował ją tak, jak nigdy. Z pasją o jaką go nie posądzała, z pragnieniem które wypisane było wraz z każdym jego gestem, dotykiem, szeptem, jękiem. Przygryzał płatek jej ucha, palce zaciskał na piersi unosząc ją do góry, a następnie masując kolistymi pełnymi ruchami. Czuła jak wsunął swoje kolano między jej nogi. Nie opierała się, chciała więcej, bardzo chciała.
-DZIECI! - niestety, okrutne fatum, zły los, jakkolwiek się tego nie nazwie. Cały wszechświat planował jednak coś innego dla niej. Byli tak zajęci tańcem własnych spragnionych ciał, że nie usłyszeli gdy do mieszkania wchodził Watari. Nie usłyszeli, jak rozbiera się w przedpokoju, jak szuka ich po mieszkaniu, by w końcu znaleźć własną wnuczkę i podopiecznego w dwuznacznej sytuacji. Prawie dwuznacznej. Oczywiście.
Kiki jeszcze nigdy w życiu nie widziała swojego dziadka w takim stanie. Był wściekły. Wtedy kiedy za kark zrzucał z niej L. albo raczej, unosił go do góry. Nie podejrzewała go nigdy o taką siłę, choć z drugiej strony, był to człowiek o wielu talentach i przede wszystkim, bardzo niepozorny. Trzęsła się, chciała płakać. Mamrotała, że to nie jego wina, że to ona, że to ona. L nic nie mówił. W milczeniu znosił krzyki dziadka. Ostatecznie przyznał mu rację. Zaraz.. co?
-Jutro dzwonię do Rogera! - Quillsh wskazał palcem na płaczącą dziewczynę - Jedziesz do sierocińca jako opiekunka. Nie mogę cię trzymać teraz w pobliżu L i B! Rozumiesz?
-A-ale... dziadku j-ja....
-Co się ciebie tyczy.. - reszty już nie słyszała. Dziadek zamknął się z L w innym pokoju. Oboje krzyczeli. Głośno krzyczeli. Nie rozumiała słów bo dla własnej prywatności krzyczeli w innych językach.
Przez całe życie otoczona geniuszami, czuła się jak skończona nieudacznica i imbecylka. Teraz na dodatek, jak szmata i kurwa. Czy naprawdę, powinna wracać do Wammy's?
Share:

1 września 2017

Undertale: Gra w kości -Spotkanie organizacyjne [The Skeleton Games -Orentation] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Spotkanie organizacyjne (obecnie czytany)
Obudziłaś się trochę wcześniej niż zazwyczaj. Po graniu w Borderlands z Sansem musiałaś siłą go wyrzucić z mieszkania koło drugiej w nocy, aby wyjść się napić. Wymknęłaś się cicho, aby nie słyszał i po dwóch godzinach przeszukiwania parku znalazłaś zalanego gościa. Śmierdział, ale lepsze to niż nic, nie wytrzymasz do przyszłego tygodnia. Jeszcze zaspana zerknęłaś na telefon sprawdzając wiadomości. Nie dostawałaś nic w weekendy. Twoja firma pozwalała pracownikom w tym czasie odpocząć. Zamiast tego miałaś wiadomość na Undernecie od ZłejCzachy86. 

Wiadomość: ZłaCzacha86
KIM JESTEŚ? NIE ZNAM ŻADNEGO MADJICKA Z TAK OKROPNĄ TWARZĄ. NIE JESTEŚ DOŚĆ DOBRY ABY ZASŁUŻYĆ NA MOJE AKTUALIZACJE PROFILU. 

Śmiałaś się cicho pod nosem odpisując. 

Wiadomość:Hem0phelia
Tutaj sąsiadka twojego brata. Nie mieli człowieka więc wybrałam przypadkowy rodzaj potwora. Zdjęcie jest z gry. 

Zaczęłaś się przygotowywać do dzisiejszego dnia. Zerknęłaś na pogodę w telefonie. Chmurny piękny jesienny dzień. Cudownie. Będziesz mogła dostać się na miejsce bez strachu. Jak skończyłaś się ubierać i myć, dostałaś wiadomość od Papyrusa wraz z zaakceptowaniem zaproszenia do grona znajomych. 

Wiadomość: ZłaCzacha86
DAM ZNAĆ, ABY NAPRAWILI TO OKROPNE NIEDOPATRZENIE NATYCHMIAST. FRISK POWINIEN POWIEDZIEĆ O TYM WCZEŚNIEJ.. PÓKI CO ZOSTAW MIEJSCE WOLNE, ABY NIE ZMYLIĆ POZOSTAŁYCH. NO I ZMIEŃ TO OKROPNE ZDJĘCIE, W PORTALU SPOŁECZNOŚCIOWYM CHODZI O WSTAWIANIE WŁASNYCH ZDJĘĆ! 

Szybko zrozumiałaś, że Papyrus bardzo przestrzega zasad tego typu. 

Wiadomość: Hem0phelia
Myślisz, że nic się nie stanie, jak będę tutaj człowiekiem? 

Wchodziłaś do łazienki kiedy dostałaś odpowiedź

Wiadomość: ZłaCzacha86
OCZYWIŚCIE, ŻE NIC SIĘ NIE STANIE. CZYM INNYM MIAŁABYŚ BYĆ? 

To logiczne. Szybko zostawiłaś pole wolne, zaś na zdjęcie profilowe umieściłaś proste, na którym uśmiechasz się do kamery. Po chwili dostałaś powiadomienie, że ZłaCzacha86 je polubił. O nie... w coś Ty się wpakowała. Jak dopinałaś ostatnie detale przygotowań Papyrus czy razy zmienił swój status. Pierwszy przypominał o jego treningu z jakąś wojowniczką. Drugi o tym, że na śniadanie zrobił sobie smaczną lasagnię no i ostatni, że właśnie idzie na zakupy. Czy to się kiedyś skończy...? Śledziłaś jego zmiany profilu bo chciałaś znaleźć te potwory z jakimi będziesz chciała się zaprzyjaźnić. Potem chwyciłaś za klucze i wyszłaś z mieszkania. Musiałaś dostać się do garażu, z którego wyjechałaś swoim motorem. Pojechałaś do serwisu samochodowego, za swoim małym autem, które było transportowane do naprawy. Zakupiłaś nową szybę i zapłaciłaś za drobne naprawy. No i to Ci się podoba. Potem wróciłaś do domu parkując motocykl tam gdzie stał wcześniej samochód. Kiedy weszłaś do mieszkania i ściągnęłaś kask nasłuchiwałaś, czy z mieszkania Sansa dobiegają jakieś oznaki życia. Nic. Czy mu się wydaje, że uda mu się uniknąć spotkania? Napisałaś do niego wiadomość. 

Ty: Czacho, wstałeś? Spotkanie jest o 12. Zawiozę nas. 

Czekałaś na odpowiedź, ale po pięciu minutach niczego postanowiłaś go zawołać. Poszłaś na korytarz nasłuchując. Chwyciłaś za telefon, wybrałaś opcję dzwonienia i słuchałaś. Przez cienkie ściany usłyszałaś dzwonek, zaraz potem niski pomruk, warknęcie, stukot i ciszę. 
-Czacho! Wstawaj! Spóźnimy się na spotkanie! - darłaś ryja. 
-Co...? Zostaw mnie.... jeszcze pięć minut – warknął w odpowiedzi. Zaczęłaś kopać w ścianę. 
-Podnoś swoje kościste dupsko i szykuj się na spotkanie, albo przyjdę i będę cię tulić tak długo, aż nie wstaniesz! 
-Wstaję! Wstaję! No i drzwi są i tak zamknięte – mruknął choć i tak go słyszałaś. 
-To wyzwanie?
-Kurwa, już wstaję. - usłyszałaś stukotanie kości o podłogę. Dobrze. Usiadłaś na kanapie i czytałaś nowe aktualizacje u ZłejCzachy86. Pierwszą wiadomość skomentował mu użytkownik o pseudonimie RybaŚmierci21. To zapewne jest Undyne. Pisała coś o tym, że przyjdzie i upewni się, czy naprawdę jest dobrze przygotowany. Ich rozmowa szybko przestała mieć jakikolwiek sens i logikę. 

RybaŚmierci21: Moja Alphy pisze teraz test. Czas skończyć rozmowę

ZłaCzacha86: TA IDIOTKA DA CI ODPOWIEDZI NA NASZYM SPRAWDZIANIE, TAK JAK ZAWSZE ROBI. DOMAGAM SIĘ UCZCIWYCH ZAWODÓW, NIE SZARADY! 

RybaŚmierci21: Dla swojego dobra nie mów tak o mojej Alphy, albo ugotuję cię żywcem. 

ZłaCzacha86: OH PROSZĘ, KAŻDE WSPÓLNE GOTOWANIE Z TOBĄ TO RANA NA TEJ SZTUCE. NAWET MÓJ BRAT NIE JEST W STANIE ZJEŚĆ TEGO CO ZROBISZ

RybaŚmierci21: Ty za to możesz wygrać zawody w liście osób jakie otruło twoje gotowanie. Zawsze mi szkoda, kiedy widzę twarze tych których zmuszasz do kosztowania twoich potraw. 

No i tak się ciągnęło póki nie zaczęli sobie grozić, że podpalą sobie wzajemnie mieszkania. Rozmowa zakończyła się informacja, że RybaŚmierci21 zaraz u niego będzie. Potem Papyrus zmienił status na

ZłaCzacha86: KAŻDY KTO CHCE ZOBACZYĆ JAK POKONUJĘ TĘ IDIOTKĘ W ZAWODACH NA GOTOWANIE NIECH NATYCHMIAST PRZYJDZIE. 

Gdybyś nie miała innych spraw na głowie, właśnie byś do niego jechała. 
SANS
Po tym jak jego sąsiadka chamsko go obudziła, Sans wstał niewyspany. Zerknął na telefon i szurając poszedł do czystych łachów szukając czegoś w co może się ubrać. Potem poszedł do łazienki wziąć prysznic. Odkręcił wodę kładąc ubrania na boku i spojrzał w lustro. Wpatrywał się we własne odbicie. Te same popękane kości. Te same zmęczone oczy. Ten sam ja... Wszedł pod strumień wody i chwycił mydło. Nie lubił wstawać rano. Wczoraj miał problemy ze snem, po tym jak wygoniłaś go aby szedł spać. Przypominając mu nagle o spotkaniu. To co jednak najbardziej go zmartwiło to fakt, że zaledwie pół godziny po wywaleniu go, wymknęłaś się z mieszkania. Co tak późno robiłaś? Poszłaś się napić? Pamiętał co mówiłaś o swojej diecie, naprawdę aż tak bardzo nie chciałaś zmarnować wieczoru? Nie tylko to. Zachowywałaś się tak, jakbyś też zamierzała iść spać jak tylko wyjdzie. Dlaczego tego nie zrobiłaś? Kłamałaś? Naprawdę jesteś prostytutką? Nie poszłaś pracować po to, aby pograć z nim w gry? Czekał aż wrócisz. Po prawie trzech godzinach usłyszał Twoje roki. Zniknęłaś na trzy godziny w środku pierdolonej nocy, po to by co kurwa robić? Może jak jeden z tych głupich ludzi potrzebowałaś tego czegoś do zachowania higieny ze sklepu? Ludzkie samice są bardzo na to wrażliwe, tak? Ale serio, aż trzy godziny? Wcześniej był zaskoczony tą Twoją całą przemową o tym, że chcesz być jego przyjaciółką. Krzyczał na Ciebie, wyzywał, przerywał. Zamiast się wkurwić czy poryczeć, Ty zaproponowałaś mu przyjaźń. Nikt nie chciał być jego przyjacielem. Jest leniwy, obrzydliwy, dobry w niczym z pierdolonym jednym HP. A co najważniejsze, on nie chce być Twoim przyjacielem. Przyjacielem człowieka. Ale po tym jak powiedziałaś te miłe rzeczy. Tak szczerze, jakbyś nie kłamała, nie umiał się powstrzymać przed zgodą. Nie umiał się powstrzymać bo przypominasz mu Frisk. Nie tego morderczego. Tego dobrego. Przypominasz mu Friska, który chciał się zaprzyjaźnić z wszystkimi potworami, gdy te próbowały go zabić. Niektóre zabijały. Friska który stawał się ich przyjacielem pomimo tego co go spotkało. Przypominasz mu pierwszą osobę, która była światełkiem nadziei w mroku beznadziei i nie umiał odmawiać takim osobom. Sans wyłączył prysznic i zaczął szukać ręcznika. Kurwa, nadal w koszu. Wyszedł z łazienki. Kości stukały o podłogę. Podszedł do kosza i wyciągnął ręcznik z niego, wytarł się i rzucił na podłogę. Potem go podniesie. Może... Ubrał się potem i udał do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Otworzył lodówkę i wyciągnął butelkę musztardy. I tak nie miał ochoty na gotowanie, otworzył ją i upił łyk. 
Powinien się martwić faktem, że nie był w stanie na Tobie użyć swojej magii wczoraj. Coś takiego się działo kiedy chorował, albo podnosił się poziom jego umiejętności. Czuł się dobrze. Znaczy sie lepiej niż wcześniej. Lecz nie umiał nawet złapać dobrze Twojej duszy. Tak, jakby pochłaniała magię jaką wysyłał i ją ignorowała. Ludzie nie powinni umieć stawiać mu oporu. Czuł się niezręcznie, ze świadomością, że jesteś na niego odporna no i nie jest w stanie rozczytać Twojej duszy. Ale mimo to i pomijając Twoje dziwne zachowanie odnośnie tego całego nocnego wychodzenia, nigdy nie sprawiłaś wrażenia kogoś niebezpiecznego. Osobiście uważał, że stanowisz zagrożenie sama dla siebie. Zerknął na telefon. Już czas. Wyrzucił pustą butelkę do kosza i przypomniał sobie jak wygląda Twoje mieszkanie nim się do niego teleportował. Skoro powiedziałaś, że akceptujesz go takim jaki jest, równie dobrze, może pójść do Ciebie na skróty. 
Zerknęłaś na zegarek. Za pięć minut czas wyjść. Zaczęłaś właśnie pisać wiadomość do Sansa kiedy pojawił się za Tobą cień. Ciało zareagowało instynktownie. Chwyciłaś osobę za sobą za ramiona i przerzuciwszy ją przez oparcie wylądowała na kanapie przygnieciona Twoim ciałem. Nie chciałaś uderzyć napastnika mocno. Kiedy popatrzyłaś na osobę leżącą pod Tobą dostrzegłaś puste oczodoły. 
-Jasna cholera, Czacho! Przestraszyłeś mnie! Jak się tu... A... tak... - szybko go uwolniłaś. 
-Co do diabła – zakasłał – Atakujesz mnie kiedy chcę się przywitać? - wstał 
-A od kiedy to wita się za pomocą skradania od tyłu?
-Właśnie zamierzałem powiedzieć „cześć” - przyglądał Ci się. 
-A więc mam przywyknąć do teleportacji do mojego mieszkania 
-Powiedziałaś, że ci to nie przeszkadza. 
-Oczywiście. Ale nie strasz mnie jeżeli nie chcesz umrzeć. 
-Jasne.. - wywrócił oczami – Twoje auto jest w rozsypce, jak chcesz się tam dostać?
-Dobre pytanie. Byłeś kiedyś po drugiej stronie góry – zapytałaś podchodząc do drzwi, chwyciłaś za kask i wsunęłaś nogi w buty. 
-Nie. 
-Zawiozę nas tam – otworzyłaś wejście. Sans szedł za Tobą 
-Ale twoje auto...
-Nie martw się, mam coś o wiele lepszego – wskazałaś na motor – Schowałam go do garażu bo niedługo zima no i jest tylko jedno miejsce na parkingu na lokatora. 
-Ty... ty masz motor?! - z łatwością usłyszałaś ekscytację w jego głosie. 
-Jasne, nie boisz się? 
-Niby czego?! - patrzył się z zachwytem – Jaki to rodzaj?
-Uhhhh, wydaje mi się że 600cc. Kupiłam bo kilka lat temu – podałaś mu kask, popatrzył na Ciebie nim go wziął – Zaufaj, spodoba ci się. Nie oderwiesz oczu... oczodołów od drogi kiedy wyjedziemy na autostradę. - wsadził głowę w kask, tak jak Ty. - Wiesz jak się na tym jeździ? 
-Mam się trzymać mocno, kiedy ty będziesz kierować, ta?
-Dokładnie tak – wyprowadziłaś motor z miejsca parkingowego, aby łatwiej było wyjechać. - Wskakuj na tył – Poczułaś jak waga delikatnie się zwiększa kiedy usiadł. Czekałaś, aż złapie Cię w talii, ale tego nie zrobił – Masz się trzymać mocno mnie
-J-jest dobrze – odpowiedział. Zauważyłaś, że trzyma się siedzenia. Ten mały.... Potrząsnęłaś głową i wywróciłaś oczami. Jak tylko odpaliłaś maszynę i wykręciłaś na ulicę Sans natychmiast złapał się ciebie w obawie, że spadnie przez nagłą zmianę prędkości. Zachichotałaś. Wasza wycieczka trwała dwadzieścia minut. Sans trochę się bał kiedy skręcałaś, kilka razy krzyczał abyś uważała na dziury w jezdni. Czułaś jak przekręca się wraz z Tobą na zakrętach, lecz był lekki i jego waga nie była potrzebna. Zaparkowałaś maszynę na wolnym miejscu obok kilku budynków i busa. Pozwoliłaś Sansowi zejść pierwszemu. Po chwili ściągnął kask, a kiedy to zrobił... Cóż, nie spodziewałaś się takiego wyrazu twarzy. Uśmiechał się. Szczerze, naprawdę uśmiechał się. Nie tak sztucznie jak zawsze. Jego oczy prawie przybrały kształt serc kiedy patrzył na Twój motor. 
-Więęęc, zgaduję, że ci się spodobało – powiedziałaś po pozbyciu się własnego kasku”
-T-tylko trochę
-Jeżeli będziesz chciał się później przejechać, daj znać – zaczęliście iść do pobliskiego budynku obok parkingu. Zmarszczył brwi
-Nie mogę, rząd nie pozwolił potworom jeździć. 
-Więc... potwory wszędzie muszą chodzić? 
-Zasadniczo tak. Albo korzystać z autobusów czy taksówek. Z tego co słyszałem, powinniśmy mieć prawo do uzyskania prawa jazdy nim mój brat skończy szkolenie się w akademii. 
-Czyli kiedy? 
-Koło końcówki listopada. - uznałaś to za ciekawą informację, na temat której będziesz musiała potem jeszcze poczytać. Przywitałaś się z kilkoma aktorami i weszliście do środka. Udaliście się do średniej wielkości pomieszczenia z kupą stolików i krzesełek. Pod ścianą wieszaki były pełne kurtek, zaś w pomieszczeniu już przesiadywało z dwadzieścia osób. Wzrokiem szukałaś drugiego potwora o którym wspominała Jenie, ale nie mogłaś go znaleźć. Kilka osób zwróciło na was uwagę. Kilka podeszło bliżej, aby się przyjrzeć. Mała dziewczynka pisnęła z radości. 
-O JEJUSIU! - podekscytowana pokazywała paluszkiem na kościotrupa u Twojego boku. Nikt nawet nie udawał, że na niego nie patrzy. Zwolnił kroku, schował się za Ciebie. 
-Gapią się bo uważają, że jesteś zajebisty – szepnęłaś do niego. Przez tłum przedarła się niska kobieta i podeszła do Ciebie. 
-Na niebiosa _____, udało ci się! Mogę zapytać, kogo ze sobą przyprowadziłaś? - zapytała Jenine. Przesunęłaś się tak, aby Sans i ona mogli na siebie spojrzeć. Była prawie tego samego wzrostu co on. 
-Jestem S-Sans, Szkielet uhh Sans – nie wyciągnął ręki 
-Aaa tak, a ja Jenine Thomas, organizatorka Nawiedzonego Domu. Dziękuję za przybycie. ____ wspominała, że może ze sobą przywieźć potwora, który zgodzi się nam pomóc. - Sans popatrzył na Ciebie, uśmiechałaś się niewzruszona. - Cieszymy się, że potwory chcą pomóc nam w naszej zabawie. Jeżeli czegoś będziesz potrzebował, miał jakieś pytania czy coś się stanie, pomożemy. Mamy tutaj dobrą socjalkę. 
-J-jasne – mruknął. Jenine uśmiechnęła się i zaczęła rozmawiać z kilkoma osobami, jakie weszły za wami. 
-Sprytnie Czacho – mruknęłaś
-Niby co? - warknął, zachichotałaś. Zajęliście miejsca przy pustym stoliku lecz nim usiedliście mała dziewczynka, ta sama która krzyknęła na samym początku, przebiegła przez pomieszczenie w waszą stronę. 
-_____ przyniosłaś ze sobą potwora! - praktycznie zmasakrowała was swoim wysokim tonem głosu
-Ta, to mój zajebisty sąsiad – usiadłaś na krześle
-BOŻE to SZKIELET! Idealnie! Nazywam się Tiffany, Tiffany Whiles. - wystawiła w jego stronę dłoń, którą niepewnie uściskał. 
-Sans... - warknął cicho
-Twoje kości są... ZAJEBISTE! - krzyknęła – Pozabijamy ich w tym roku – jak tylko w końcu puściła jego rękę, natychmiast schował je do kieszeni kurtki. - Więc ____, co tam u ciebie? Nie gadałyśmy ze sobą od roku. 
-U mnie wszystko dobrze, sprzedałam dom
-Sprzedałaś? To gdzie teraz mieszkasz? 
-W tych bloczkach koło parku i stacji paliw. 
-W tym starym i wyniszczonym?
-Tak. Czekam, aż mój nowy dom skończy się budować
-Ten na wzgórzu? Musiał kosztować fortunę 
-Warto było
-Boże, będę mogła wpaść i cię odwiedzić?
-Ale będzie skończony dopiero za kilka miesięcy 
-Taaaa, ale będziesz miała wielką wannę?
-Największą i najbardziej niepotrzebną. - Sans zerkał na was cały ten czas wyraźnie zmieszany. Dobrze słyszał? Jesteś bogata i mieszkasz w biednym mieszkaniu. Więęęc, nie jesteś prostytutką... Rozmowę przerwał niski wark. 
-Sans.. ty tutaj?! 
-Ice? - podniósł wzrok. Ty też i zobaczyłaś wielkiego wilka, który przypominał tego co przyniósł wam jedzenie w zeszłym tygodniu. 
-BOŻE! - pisnęła Tiffany. Sans schował głowę pod kapturem. Ice Wolf gapił się na niego i na Ciebie. Polizał się po nosie i pokazał ostre zęby, a może się uśmiechał...? 
-T-ta, przyszedłem na wolontariat – Sans starał się schować w kurtce. 
-Ty... wolontariat... - błądził ślepiami po Twoim ciele i jego. 
-D-dla każdego musi być ten pierwszy raz – mruknął. 
-Cześć, poznaliśmy się już – przerwałaś wyciągając rękę. - Jestem ____ - zauważyłaś jak Sans z przerażeniem przygląda się, kiedy chwytasz za wielką wilczą łapę. 
-Ice Wolf – warknął. 
-Ciekawe imię 
-Raczej proste 
-Czy mogę prosić o uwagę? - krzyknęła Janine. Milczeliście. Wolf usiadł przy waszym stoliku, zaś Tiffany pobiegła do swoich znajomych. - Witam w kolejnym roku Śmiertelnego Domu Strachów! Jestem Jenine Thomas i sprawuję pieczę nad kostiumami. Poprowadzę dzisiaj spotkanie organizacyjne. - Dała znać, aby jedna osoba z tyłu zaczęła roznosić plik papierów po stolikach dla każdej osoby – Jak wiecie, w tym roku mamy dwa potwory, które postanowiły do nas dołączyć. Pamiętajcie bardzo gościnnie ich przyjąć i w razie potrzeby, służyć pomocą. Jesteśmy tutaj tolerancyjni dla potworów. Za chwilę wszyscy dostaniecie zasady a potem przydzielimy was do miejsc. Od teraz, będziecie słuchać waszych kierowników, Dom Strachów jest podzielony na sektory i każdy z sektorów ma swojego kierownika. Nadal pracujemy nad dekoracjami ale powinny być gotowe na pierwszy występ w ten piątek. Pozwólcie, że przypomnę. Jeżeli w danym dniu nie będziecie mogli przybyć, dajcie odpowiednio wcześnie znać swojemu kierownikowi, aby mógł znaleźć dla was zastępstwo. - W ciszy słuchaliście zasad i norm prawnych jakie zostały wam przedstawione w formie drukowanej. Musieliście złożyć podpis, że rozumiecie zasady i zobowiązujecie się ich przestrzegać. Potem przepisywaliście swoje dane osobowe, złożyliście parafki na kilku innych papierkach odnośnie tego, że to wolontariat, że zostaliście przeszkoleni, odnośnie podatków i tajności danych osobowych. Pod koniec długiej przemowy, Sans zaczął przysypiać. Potem wywoływano wasze imiona i informowano kto będzie waszym kierownikiem. Przydzielono Cię do tego samego pomieszczenia razem z Sansem i dwójką innych gości, pewnie dlatego, że chcieli aby był z kimś kogo zna. Dobra robota Jenine. Poszliście za brodatym mężczyzną imieniem Jonas, który pokazał wam jeszcze nieskończone pomieszczenie, wskazał miejsca gdzie są schowane gaśnice w razie problemów, gdzie jest przycisk wzywania ochrony i apteczka. Poinstruował też kiedy i w jakich okolicznościach możecie z tego wszystkie korzystać. Potem wskazał miejsca gdzie będziecie stać i poinstruował odnośnie przedmiotów i strojów. 
-DOSTANĘ PIŁĘ ŁAŃCUCHOWĄ?! - krzyczałaś. 
-Mmm tak, w tym roku dostaniesz piłę – mruknął. Byłaś szczęśliwa. Wykorzystywali do tej pory Twój wzrost dawali kostium i makijaż i kazali straszyć. Co roku prosiłaś o piłę łańcuchową i wygląda na to, że się doczekałaś. Miałaś chować się za rogiem i straszyć ludzi piłą, Sans stał w środku pomieszczenia na stercie sztucznych szkieletów. Kiedy Sans przyglądał się miejscu pracy Jonas wziął Cię na stronę
-Nie chcemy aby ktoś go dotykał czy broń Boże chciał uderzyć. Masz go chronić. Klienci nie mogą skupiać się na nim za długo, masz ich odstraszać piłą. - Chwała niech będzie Czaszeczce. Dzięki niemu możesz spełnić swoje marzenie i ścigać ludzi z piłą łańcuchową w mrocznym domu. 
-Tak, będę miała na niego oko – odszeptałaś. Nadal w duchu tańcząc z radości z powodu piły. Po tym jak wskazano miejsce pozostałych dwóch osób szliście za swoim kierownikiem. Sans nie podchodził do wszystkiego tak entuzjastycznie jak Ty, lecz jesteś pewna, że to tylko kwestia czasu. Sam jego wygląd wystarczy, aby przerazić ludzi. Na niewielkim zapleczu skończyliście podpisując jeszcze kilka papierków i zabraliście się za wybieranie kostiumów. Wszystkie były rozłożone na stołach. Sans ich unikał. Po chwili podeszła do was młoda charakteryzatorka. Przyglądała się z uwagą potworowi nim zapytała. 
-Więęęc... rozbierzesz się?
-C-co?! - krzyknął. Zaczęłaś się śmiać za nim
-Chcielibyśmy, abyś był rozebrany najbardziej jak się da. Niech klienci myślą, że jesteś jednym z fałszywych szkieletów. Dlatego musisz pokazać swoje kości – złapałaś się za brzuch zalewając śmiechem. Odwrócił się i zmierzył Cię spojrzeniem
-Stul pysk – szepnął. ... Śmiałaś się jeszcze głośniej. 
-Oczywiście, to ty decydujesz ile z siebie ściągniesz. - charakteryzatorka zdzieliła Cię spojrzeniem. Starałaś się uspokoić. 
-Mogą zostać jakieś szorty.. 
-Rozmiar?
-Uhhh, medium. - odwróciła się do was i po chwili podała pudełko pełne kolorowych, zakrwawionych, rozdartych, dziurawych szortów.
-Sprawdź te i powiedz które pasują – Sans wziął pudło i udał się do przebieralni. Kilka osób już było przebranych, kilka się przebierało, inni albo już mieli swoje stroje, albo po prostu mieli wszystko gdzieś. Aktorzy... Dostałaś ciemno zielony kombinezon, już cały we krwi. Nie musiałaś go przymierzać, bo na oko widziałaś, że będzie dobry. Poczułaś wibracje w kieszeni. 

Czacha: Nie zrobię tego

Rozejrzałaś się szybko zdając sobie sprawę, że jest nadal w przebieralni. Odpisałaś. 

Ty: Co się stało?

Natychmiast dostałaś odpowiedź

Czacha: Po prostu nie chcę tego robić, to kurwa głupie

Miałaś wrażenie, że wiesz co się święci. Przeszłaś obok charakteryzatorki i szepnęłaś jej kilka słów. Wróciła z fałszywą krwią i białym barwnikiem. Z rzeczami udałaś się do przebieralni. 
-Powiedziała, abyś to też przymierzył – położyłaś mniejszą parę na kurtynie. Zniknęła a potem usłyszałaś szamotania. Chwilę czekałaś, oglądałaś jak aktorzy paradują w kostiumach, rozmawiają ze sobą czy wymieniają numerami. Ice Wolf rozmawiał z innymi pracownikami. Młodą dziewczynką i chłopcem, którzy szczerze się z nim śmiali. Ukazywał przy tym ostre zęby i wykrzywiał wargi do góry. Dziewczynka się zarumieniła i schowała twarz w dłoniach. Sans wyszedł z przebieralni trzymając swój strój. - Teraz pasuje?
-Ta... pasuje. 
-Dobrze – nie chcesz tego przyznać, ale bałaś się trochę, że ostatecznie się wycofa. 
-Teraz pamiętajcie, spotykamy się godzinę przed otwarciem w piątek. Tak szybko jak przyjedziecie przebierzcie się w swoje kostiumy aby nasi charakteryzatorzy mogli zrobić wam szybki makijaż. Potem biegnijcie na swoje miejsca. - zawołała Jenine. Kiedy wszyscy wychodzili Tiffany podbiegła do Ciebie. 
-Ej, idziemy z kilkoma osobami na miasto. Chodźcie z nami. Ice też idzie.- Wolf stał z kilkoma ludźmi w mniejszej grupce. Sans zadrżał, wyraźnie nie podobał mu się ten pomysł
-Nieee, pasujemy
-Ah, dobra – wróciła do grupki. Podeszłaś z Sansem do maszyny i chwyciłaś za kask. 
-Oh, czekaj, możesz się teleportować do domu – zaproponowałaś. To mu się nie spodobało, rozejrzał się, kilka osób było na parkingu, ale odchodzili
-Ahhh.. Ja... uh... w-wolę się przejechać – wziął kask odwracając wzrok. Chciałaś mu podokuczać, tak bardzo. Rzucić, że szuka pretekstu aby Cię przytulić czy coś. Ma szczęście, że postanowiłaś być dzisiaj miła. Igranie z cudzymi uczuciami za bardzo, to przesada. 
-Dobra – powiedziałaś grzecznie
-Co? Dlaczego się uśmiechasz? - gapił się na Ciebie 
-Mam dobry nastrój – wsunęłaś kask na głowę. Tym razem, kiedy usiadł za Tobą, złapał Cię w talii jak trzeba. 
Share:

Gra: Kółko Przyjaźni 16.0

Efekt naszej pracy z zeszłego tygodnia!
Gra wymyślona przez Andgora. 

1 - piszesz komentarz z numerkiem base jaki rezerwujesz. Upewnij się jednak, że ktoś nie zajął go przed Tobą, w tej grze - kto pierwszy ten lepszy 
2 - Zarezerwowałeś - zaczynasz rysować. Nie pytaj i nie patrz na innych, ja połączę wszystko w całość.
3 - Rysujesz dowolną techniką swojego base (OC albo swoją wersję) 
4 - Hostujesz (zapisuje na stronie) i przesyłasz bezpośredni link w komentarzu do zrobionego ze swoim OC obrazkiem np na stronach 
http://imgur.com/
http://tinypic.com/
http://photobucket.com/
Albo na maila: yumimizuno@interia.pl
5 - NIE zmieniamy rozszerzenia pliku (jak jest .png to ma zostać .png)
6 - NIE zmieniamy wielkości obrazka
7 - Jeżeli osoba z różnych powodów nie może w danej chwili narysować - musi to napisać w komentarzu określając mniej więcej czas kiedy będzie mogła się tym zająć (nie chodzi o podawanie konkretnej godziny ale np czy wieczorem będzie dostępna czy nie). Na narysowanie każdy ma 15 godzin i jeżeli nie napisze komentarza - nie skontaktuje się - że np teraz nie może, to kolejka mu przepada
8 - Obrazek jaki powstanie może być publikowany na waszych stronach z zaznaczeniem z jakiej to zabawy pochodzi. Mile widziany link do bloga!
9 - W grze nie mogą brać udziału osoby jakie brały udział w zeszłym tygodniu
10 - Jeżeli dojdzie do dogrywki, w grze mogą brać udział wszyscy
11 - Te osoby, jakie nie zgłosiły tego, że nie mogą zrobić base w terminie, mimo zarezerwowania numerka, nie mogą brać udziału w obecnym Kółku Przyjaźni. (Dlatego warto dawać znać jak coś wypadnie)






3-Psycho (jutro) /dyskwalifikacja/ 
16-Lostdir /dyskwalifikacja/ 
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 1 - Pierwszy raz (Blueberry x Honey) - Wichan

Autor obrazka: Kaweii

Wczoraj Sans miał urodziny, a Papyrus chciał skorzystać z okazji, że jego brat w końcu dojrzał do pewnych spraw i postanowił jak najszybciej z nim porozmawiać. Poszedł na górę do pokoju Blue i delikatnie zapukał.
-Sans, mogę wejść?
-Poczekaj chwilkę, zaraz otworzę – odpowiedział, po czym było słychać zamykanie drzwi szafy i otwieranie zamka. Strech trochę się zdziwił, bo jego brat nigdy nie zakluczał drzwi, no chyba, że zapraszał kolegów. Ale nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, bo nie miał zbyt dużo czasu.
-Sans, chcę z tobą o czymś porozmawiać – powiedział wchodząc do pomieszczenia.
-Wysłucham Cię – odpowiedział Blue siadając na łóżku.
-A więc, pamiętasz jak mi co jakiś czas mówiłeś, że jest Ci strasznie gorąco i nic nie pomaga, a ja odpowiadałem, że powiem Ci jak będziesz nieco starszy?
-T-tak bracie, Sans wszystko pamięta. – zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie.
-To jest ruja – Papyrus zaczął się niepokoić, bo nie wiedział jak to właściwie wytłumaczyć.
-Gdzieś już słyszałem to słowo… ale nie wiem co ono oznacza – powiedział z uśmiechem.
-Ruja to taki powtarzalny okres, który pojawia się po skończeniu danego wieku, ale ile to będzie lat to zależy od potwora i od indywidualnej osoby.
-A co ona robi? – spytał Sans wpatrując się w Papyrusa.
-To jest czas… w którym… - Papyrus zaczął nerwowo gestykulować – potwory mogą się rozmnażać.
-Aha… ale dlaczego ja się wtedy tak źle czuję? – Dopytywał się Blue.
-Ponieważ nic z tym nie robisz. – rzucił Strech bez pomyślunku.
-A co mogę zrobić, żeby się poczuć lepiej?
-Ty możesz… no wiesz… emmm… - Papyrus się zarumienił i zaczął się pocić.
-Ja mogę…? – Sans przekrzywił głowę zmierzając Strecha.
-Ten…. No… dokończymy innym razem, paaaaa. Mówiąc to wybiegł z pokoju brata trzaskając drzwiami. Blue siedział przez chwilę oniemiały, bo nie wiedział co takiego zrobił, że Papyrus uciekł, ale postanowił, że się jutro go zapyta.

Autor: Wichan
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 1 - Pierwszy raz [+18]

Notka od autora: Historia Leal i Leona sięga dawnych czasów kiedy jeszcze grałam w rp na przeglądarkę. Tak strasznie spodobało mi się pisanie z Leonem, że jego postać stała się inspiracją dla mojego własnego opowiadania.
Obrazek pochodzi z komiksu Dawn.

Jeszcze nie ekskluzywny pensjonat, a już nie przystań dla żołnierzy i kurew. Noclegownia położona w porcie mogła ugościć dobrą strawą, miękkim łóżkiem, pięknymi widokami i bliskością do plaży. Nic więc dziwnego, że to właśnie to domostwo było wybierane przez co bardziej zamożnych kupców, dowódców wojsk, uboższą szlachtę, czy mieszczaństwo.
Zbliżała się jednak wojna. Kolejna. Która to już? Sędziwa staruszka bujała się powoli na krzesełku zachodząc wstecz pamięcią. Wpierw był ten król, wysoki, z brodą, ponoć łaskawy i dobry, ona tam nie wiedziała. Port mieścił się daleko od stolicy królestwa i rządził się swoimi prawami. No, ale jakoś musiał zostać zrzucony z tronu, skoro jego syn domaga się korony. Zaraz, to kto przez te wszystkie lata nimi władał?
-.....cie - Potrząsnęła głową wyrwana z zamyślenia. Dostrzegła przed sobą wysokiego mężczyznę. Brązowe włosy związane czarną wstążką, twarz pełna blizn, przenikliwe błękitne ślepia wpatrywały się w jej starcze ciało. Zwilżyła językiem usta.
-Słucham?
-Poproszę najlepszy pokój jaki macie. - każdemu jego krokowi towarzyszył szczęk metalu. Był w pełnym umundurowaniu. Napierśnik niebo przybrudzony, wysokie skórzane buty, ale w dobrym stanie. Znaczy się, jak na długie wędrówki. Na spodniach naszycia między nogami, a więc jeździł konno. Do tego przy boku miecz... Ah, starucha wie, że to nie jest jedyne miejsce gdzie trzyma broń. Ma jej przy sobie wiele. Widziała już takich jak on, jedni ginęli młodo, inni trochę później, ale żaden nie dożył jej wieku. Teraz, czując ból w krzyżu, oraz to jak z dnia na dzień jej wszystkie zmysły robią się słabsze - nie wie, które z nich miało szczęście.
-A już już. A stać cię no będzie? - Mężczyzna uniósł z niedowierzaniem brew i westchnął wyraźnie podirytowany, zachowywał jednak pełnię kontroli nad sobą. Bez słowa sięgnął do sakwy i rzucił na blat kilka monet. Kobieta ująwszy je, stuknęła nimi kilka razy o blat stołu, nadgryzła by sprawdzić twardość. Kruszec nie jakiejś tam pierwszej jakości, ale wyraźnie dobry. Przytaknęła i ofiarowała wojakowi klucze.
Sypialnia była ... zaskakująco przestronna jak na takie miejsce. Leon rzucił pod ścianę hełm, na blacie drewnianego stolika położył sztylet, miecz, drugi sztylet i rękawice skórzane. Trąc rękami jedna o drugą podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Widok na morze. Nawet ładny. Znaczy się, gdyby był poetą zapewne rozwodziłby się teraz nad świetlistymi refleksami słońca odbijającymi się w tafli wzburzonej wody. Mówił o bałwanach piany mknących i niknących jedna za drugą. No, ale on jest tylko i wyłącznie prostym żołnierzem. No dobrze, nie takim prostym, ale nadal prostolinijnym. Widok uznał za ładny. Po toalecie nad miską z wodą, przebraniu się w bardziej wygodne odzienie, bardziej ludzkie i cywilne, czyli białą lnianą koszulę wiązaną pod szyją oraz proste spodnie narzucił na ramiona jeszcze czarną kamizelkę wierzchnią i spiął ją guzikami na wysokości brzucha. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz. Słyszał krzyki... nie, nie krzyki przerażenia. Raczej złości, nie, to też za mocne słowo. Wiedział, że starsza właścicielka przybytku była wyraźnie zła. No i ona krzyczała, ganiła raczej. Ale kogo? O tej porze roku nie powinno w tym miejscu być zbyt wielu klientów. Powolnym, acz pewnym krokiem szedł w stronę głównej izby. Tam koło kilku rozstawionych stołów i ław stała postać wyraźnie kobieca. Póki co plecami do niego odwrócona. Z długich ognistych włosów kapała jej morska woda, ubranie też miała całe przemoczone. Jej drogę znaczyły kałuże.
-W oborze cię wychowali smarkulo?! - krzyczała właścicielka. Ruda jakby z winą kuliła się, znaczy spuszczała wzrok cierpliwie znosząc nagany, mimo to nadal się uśmiechała i zerkała co chwilę na bok. Jakby nie mogła się doczekać chwili, kiedy kobieta przestanie się w końcu odzywać i da jej święty spokój. - Masz wyjść stąd i wyschnąć! - Palcem wskazała na drzwi tarasowe. Ruda jakby nigdy nic, prawie tanecznym krokiem się tam udała, a kiedy właścicielka myślała, że być może jakimś cudem, udało się jej przemówić do łba rozwydrzonej dziewuchy, ta po prostu odwróciła się i wystawiła język. By następnie z rechotem wybiec na zewnątrz.
Leon nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zszedł kilka stopni i podszedł do właścicielki wzroku nie spuszczając z kałuży wody jaka zrobiła się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta.
-Problemowa służka?
-Nie panie - kobieta pokręciła głową i ciężko westchnęła - Szczenie mojego krewniaka. Zostawił ją tu, kiedy w interesa z synostwem pojechał.
-Mmmmyhym - w sumie mało go to interesowało. - Pani wybaczy - mówiąc to po prostu udał się za rudą złośnicą. Pogoda dopisywała. Lato ma to do siebie, że długo świeci słońce i nikt właściwie nie wie, kiedy zajdzie, nim się obejrzeć, a już noc. Wyciągnął z kieszeni swojej kamizelki zegarek na łańcuchu. Późne popołudnie. Cóóóż, w sumie czemu by nie. Tylko, że jak to właściwie się robi? Urodą nie grzeszył, kurwy się brzydził bo bał się, że coś złapie, a potrzeby swoje miał. No i ruda młódka wpadła mu w oko. Właśnie teraz stała oparta o barierkę tarasu. Nadal nie widział jej twarzy, nie dokładnie. Tylko te wypięte pośladki skryte pod materiałem beżowych spodni. Kiedy nie wiesz co robić, atakuj. Więc zaatakował. Podszedł do niej, założył ręce na balustradę, zerknął na bok, ona odpowiedziała tym samym. Figlarnie się uśmiechając, bez cienia strachu zaglądając mu w oczy. Jej brzoskwiniowa skóra, pełne czerwone usta. Od dawna nie miał kobiety. Wziął głęboki wdech. Trzeba zacząć rozmowę, tylko, że jak? Od czego, tak aby nie zorientowała się o jego zamiarach, a jednocześnie mu uległa? Tak, aby nie wyśmiała, tak aby nie .....
-Widziałam jak osa żarła konika polnego. - wypaliła pierwsza. O. Jęknął niepewnie marszcząc brwi. Nie wiedział, czy to żart, czy... zaraz, dlaczego się uśmiecha? - Wgryzała mu się w głowę.
-Oh... A kiedy panienka to widziała?
-Dzisiaj rano - odwróciła wzrok - ... ale wtedy pojawił się jakiś bachor i zdeptał konika. Osa uciekła, ale nie chciała już na niego wrócić.
-Musiało być panience przykro z tego powodu.
-Było.
-Pewnie panienka chciała zobaczyć jak... konik polny jest zjadany przez osę.
-Chciałam. - Cisza. Leon zmrużył oczy. Nie, tak w żaden sposób nie dojdzie z nią do porozumienia. Ona nie jest jedną z tych dziewczyn. Westchnął i odszedł od kobiety, wszedł do środka. Ruda odprowadziła go spojrzeniem zza włosów. Wrócił po kilku chwilach z winem oraz dwoma kieliszkami. Położył je na stoliku i napełnił.
-Podobasz mi się. - Rzucił nie patrząc na nią. - Chcę cię na noc.
-Jedną? - odwróciła się w jego stronę. Dopiero teraz dostrzegł jej pełne piersi, schowane za męską koszulą. Kobiece kształty, delikatny brzuszek, mokry materiał opinał się na jej ciele, włosy powoli schły.
-Póki co.
-A co dostanę w zamian? - podeszła do stolika. Popatrzyła na dwa kieliszki i bez pomyślunku chwyciła za butelkę by napić się prosto z gwinta. Leon przyglądał się jej niewzruszony, zachowywał spokojny, acz stanowczy ton. Raz tylko mogła zauważyć jak mocniej zaciska szczęki walcząc z komentarzem na temat jej zachowania.
-Moją sypialnię, jedzenie, tyle wina ile uda ci się wypić i rozkosz. - Teraz to on uśmiechał się niebezpiecznie. Rudą przeszedł dreszcz kiedy ten niebezpiecznie zmrużył oczy. Przez chwilę poczuła się jakby igrała z ogniem. Albo samym demonem. Oblizała wargi z alkoholu.
-Jesteś tego pewien? Może i mam cycki, ale pić umiem
-To zdążyłem już wywnioskować - Cisza. Leal przyglądała mu się z uwagą, analizowała swoją sytuację. Nie, aby mały ciasny pokoik był czymś złym, no i nie narzekała. Bywało, że nocowała w paskudniejszych ruderach... a w jeszcze gorszych się budziła po tygodniowym chlańsku z braćmi, no ale... Zerknęła na wejście do przybytku, tam siedziała ta starucha. Obie za sobą nie przepadały. Towarzystwo jakiegoś paniczyka, który nie wie co robić z forsą no i utarcie przy tym nosa cioteczce. Nie oczekiwała po nim zbyt wiele. Nawet wtedy kiedy bez zbędnych słów po prostu podeszła do niego i w ramach odpowiedzi złożyła pocałunek na jego wargach. Lecz nie było to romantyczne muśnięcie. Otworzyła usta biorąc jego wargi w swoje. Tym wyraźnie go zaskoczyła. Nie odpowiedział wszak niczym. Kobieta musiała stanąć na palcach, aby dosięgnąć jego ust, a i tak bliżej jej było do brody. Przygryzła własną wargę opadając na ziemię, zacisnęła palce na mankietach jego kurtki. Tak, zdecydowanie paniczyk będzie łatwym partnerem, no a ona dostanie gorzałkę i żarcie. Czego chcieć więcej od życia?
Przeliczyła się. Ledwo zrobili kilka kroków w przybytku, jak tylko znaleźli się w korytarzu gdzie nic poza drzwiami prowadzącymi do sypialni nie było coś w niego wstąpiło. Miejsce to było wyraźnie ciemniejsze od pozostałych, brak okien sprawił, że trzeba było przy ścianach powiesić kilka świec z odblaśnicami, jednak ich nikłe światło było niewystarczające.
Stanęli przed jego drzwiami, zerknął na nią przez swoje ramię i Leal nie wie dokładnie kiedy i w jaki sposób, ale poczuła jak naciera na nią swoim ciałem. Plecami była pod przeciwległą ścianą, czuła zęby na swoim karku, szorstkie i duże dłonie boleśnie wbijały się w brzuch kobiety. Spomiędzy warg uciekł nieusłuchany jęk. Mężczyzna zamruczał w odpowiedzi. Nie chciał już czekać. Nie miał zamiaru. Każda kolejna chwila będzie utrapieniem dla niego, zaś ona.... dosłownie na wyciągnięcie ręki. Opierała się, a jakże, dziwnym byłoby gdyby uległa właściwie obcemu mężczyźnie, który dosłownie siłą wsuwał swoją rękę pod jej koszulkę tylko po to by bardzo mocno i boleśnie ścisnąć jej pierś. By między palce wsunąć sutek i pociągnąć go do góry, czekając, aż ta syknie z bólu. Próbowała zabrać jego ręce, odepchnąć się, lecz była w potrzasku. Mimo tego, nie krzyczała, nie wołała o pomoc, nie prosiła aby przestał. Tak, jakby sama wierzyła, że pokona w pełni wyszkolonego wojskowego Głupiutka dziewczynka. Bez większego problemu odwrócił ją do siebie plecami, miała teraz twarz przy ścianie, rękami próbowała się od niej odepchnąć, oddychała głośno przez nos. Chcąc nie chcąc, wygięte w ten sposób ciało wypinało się w jego stronę. Czego chcieć więcej? Korzystając z wolnej ręki Leon poradził sobie koślawo, lecz szybko z opuszczeniem jej spodni na wysokość ud. Następnie po chwili walczenia z materiałem własnych wyciągnął już sterczącą męskość. Leal miała problemy by powiedzieć, czy była ona duża, czy mała, czy szeroka, czy krzywa. Bo jej nie widziała, za to poczuła. W chwili, gdy w nią wszedł, nie, to złe określenie. Kiedy przebił ją sobą jęknęła tak głośno, jak nigdy. Zaskoczona właściwie wszystkim. Tym w co przerodziło się to spotkanie, kim okazał się ten którego miała za paniczyka. Była zaskoczona samą sobą, że naprawdę podobało się jej jego zachowanie. To, że nie panowała nad sytuacją, zaś dominacja którą okazywał była prawdziwa, nie dlatego, że ona mu na to pozwoliła, ale dlatego, że siłą sobie na nią zasłużył.
Czuła jak nogi jej drżą, te nie wytrzymały powolnych, mocnych pchnięć do granic jej wytrzymałości. Osunęła się na ziemię, on nie przerwał, wylądował na niej za nią. Nogami rozchylił jej, aby przypadkiem nie chciała się wydostać. Wbił palce w jej włosy i złapał u nasady trzymając jej twarz przy ziemi. Leal wiła się, jęczała, klepała otwartą dłonią w dywan, lecz nie wołała o pomoc. Nie chciała jej. W trakcie Leon nic nie mówił, warczał tylko, co chwile głębiej i mocniej, co chwilę przyśpieszając, by potem się uspokoić. W tej chwili nie widział w niej kobiety, ale przedmiot jaki używa aby siebie zaspokoić. A kiedy tak się stało, ona była zaledwie w połowie, nie osiągnęła spełnienia. Czuła natomiast w sobie jego gorące nasienie, które wystrzelił w nią bez ostrzeżenia. Kiedy się podnosił i chował obwisłą męskość, mokrą od jej soków pod spodnie, ona próbowała się podnieść. Nogi jej drżały, policzek bolał, gdzieś tam w głębi serca, chciała uciec, pierdolić to wszystko i wycofać się, ale jej wewnętrzna duma nie pozwalała na to.
Kolejne zdziwienie przeżyła wtedy, kiedy zaraz po otworzeniu drzwi do swojego pokoju, Leon wziął ją na ręce jakby była najcenniejszym skarbem i ostrożnie położył ją na miękkim łóżku. Następnie zamknął z animi drzwi i klucz położył na stoliku. Czuła pulsującą kobiecość, niezaspokojoną żądzę, pragnienie, no i ciekawość. Ciekawość nie tyle pomieszczenia, a tego co się w nim zmieniło. Dostrzegła od razu oręż na stole, napierśnik i hełm pod ścianą. Oho, a więc jest wojskowym. Czyżby się pomyliła w obecnie człowieka?
Jakby nic się nie stało po prostu podszedł do okna, wziął z małego okrągłego stolika dzban wina i nalał równo do dwóch kieliszków, po czym z jednym podszedł do dziewczyny, z drugiego upił już połowę w drodze. Usiadł na skraju posłania nie patrząc na nią. Dziewczyna przyjęła trunek i wypiła zawartość jednym haustem. Przywykła do czegoś mocniejszego, dlatego wino nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, nie mogła też powiedzieć, czy było jakieś wyśmienite czy nie. Fakt, skoro wojskowy mógł pozwolić sobie na taką sypialnię, oznacza że albo bardzo się wzbogacił na wojnie, albo jest wysoko postawionym. Znała jednak zasady, nie może się o to pytać. Odstawiwszy kielich na szafkę nocną oplotła ramionami kolana. Czekała w przyjemnej ciszy, aż skończy swoje. Gdy tak się stało  mało zgrabnie i kokieteryjnie ściągnęła doszczętnie swoje spodnie, pozbyła się koszuli, przeczesała palcami poczochrane włosy i zapominając o bólu jaki jej wcześniej zadał, na kolanach podeszła do jego pleców. Masowała sztywne i twarde ramiona, cały czas próbując go rozszyfrować. Musiała wiedzieć z kim ma do czynienia. Bogate ubranie ją zmyliło, tak samo jak wymuszony grzeczny ton. On bez wątpienia ma coś wspólnego z wojskiem, tylko co? Leon tym czasem całkowicie poddał się jej pieszczocie. Pozwolił, aby ściągnęła jego kamizelkę, aby odwiązała i przez głowę pozbyła się jego koszuli. To co rzuciło się jej w oczy to poza zgrabnym ciałem dobrze zbudowanego atlety.. blizny... blizny. Jego plecy, ramiona, tors, wszystko pokryte w licznych bliznach niejednokrotnie przecinających się wzajemnie. Dziewka miała braci, więc umiała rozpoznać niektóre z nich. Były tutaj te po nożach, płytkie, które same znikną za kilka lat. Były też te głębokie, najpewniej zadane przez coś zdecydowanie mocniejszego. Miecz? Szabla? Szpada? Topór? A może to wszystko jednocześnie? Te nigdy się nie zagoją, będą przypominać o sobie każdego dnia, gdy tylko popatrzy na swoje opalone ciało. Jego skóra była niemiła w dotyku, zahartowana, odporna, twarda, szorstka. Na przodzie poczuła pod palcami wyraźne ślady po strzałach. Ktoś musiał wyciągać z niego bełt i wyraźnie, robił to pierwszy raz, bo przy okazji rozszarpał mu kawałek sąsiedniej skóry. Nawet zrobiło się jej żal mężczyzny, lecz... żyje, mimo tylu ran, jest tutaj z nią. Więc, czy jest co mu współczuć? Kiedy przechylił głowę do tylu, nadal siedząc na łożu, pochyliła się nad nim, pozwoliła aby jej rude pukle oplotły jego ramiona, aby łaskotały i muskały nieczułe żołnierskie ciało próbując wykrzesać z niego odrobinę delikatności, którą miał w sobie przecież każdy człowiek. Ich usta spotkały się, namiętny, pełen zrozumienia pocałunek tak różny od tego co miało miejsce jeszcze kilka chwil temu.... O nie nie nie, Leal nie jest jedną z tych. Wykorzystując moment nieuwagi mężczyzny zaorała jego i tak pokrzywdzony tors swoimi ostrymi pazurami i natychmiast odskoczyła do tyłu unikając jego ramienia.
-Oh tak chcesz się bawić? - zapytał rozbawiony zerkając na nią zza ramienia. Dziewczyna pokazała mu język
-Po dobroci się nie dam .
-Gdybyś się dała, byłbym bardzo rozczarowany - mówiąc to wstał, dokończył dzieła rozbierania się, znaczy się chciał. Bo nim ściągnął buty zatrzymał się i zerknął na nią zawstydzony. - Były na moich nogach trzy miesiące, ani razu ich od tego czasu nie ściągałem - wyjaśnił. Leal wzruszyła ramionami.
-To ściągnij je przy oknie i wystaw na taras, a potem wróć tutaj i bij się ze mną. - odpowiedział jej śmiech. Leon usłuchał. Faktycznie, śmierdziało, stał chwilę przy oknie z obwisłą męskością, nalał wody do miski i obmył stopy. Dopiero potem do niej przyszedł. W tym czasie kobieta zdążyła doprowadzić go do szaleństwa. Podczas jego walk z zapachem ta rozstawiła nogi i poczęła pieścić swoją szparkę jedną rękę, drugą zaś błądziła po ciele. Lecz gdy wojskowy się do niej zbliżył, natychmiast zrobiła fikołka na łóżku lądując po jego drugiej stronie na ziemi. Z pogodnej i rozbawionej twarzy wojownika można było wyczytać pewność siebie, głód i coś mrocznego, coś co straszliwie chciała drażnić.
-Wiesz co... może zostaniesz ze mną na dłużej niż noc? - rzucił pochylając się do przodu, postanowił przeskoczyć przez łóżko i pochwycić ją. Dziewczyna to przewidziała i jak tylko wykonał swój ruch, natychmiast uciekła tym razem chowając się za stolik z winem.
-Abym została z tobą dłużej będziesz musiał mnie złapać i trzymać siłą - rzuciła figlarnie oblizując wargi
-To akurat da się załatwić - zrobił kolejny krok u niej.
Share:

Gra: RolePlay - Dom Papyrusa i Sansa

Uhhh, nasze grillby's coraz mniej przypomina Grillby's, ale mniejsza o to. Heh.
W każdym razie, plaża się skończyła teraz czas na coś innego. Jedni mogą być zadowoleni z tej zmiany, inni nie. Zobaczymy jak to się przyjmie, bo jeżeli się to przyjmie to cyklicznie co miesiąc będziemy zmieniać lokacje, a jeżeli się to nie przyjmie to wrócimy do baru i raz na jakiś czas będziemy się przeprowadzać.
W każdym razie, wrzesień nam minie w domu Papsa i Sansa.


Akcja ma miejsce właśnie tutaj. 
-nie można wychodzić poza mieszkanie
-akcja toczy się tylko i wyłącznie w pomieszczeniach zaznaczonych w rp. 
Dom: zawiera salon, schody na piętro i wejście do kuchni. Wyposażenie takie jak widać. Stolik z kamieniem, kanapa, telewizor, książka w książce w książce, skarpety i notatki. Pomieszczenie jest magiczne, się pomieści dużo osób, i chuj. W razie czego można dostawiać krzesełka, albo przychodzić ze swoimi. 


Kuchnia: jest niewielkim miejscem gdzie pomieszczą się dwie góra trzy osoby jednocześnie. Lodówka w której znajdziemy tylko spaghetti i keczup, kuchenka i blat, no i dziwny zlew z drzwiami do pokoju nsfw. Od razu mówię - kuchenka nie wybuchnie i nie wysadzi domu. Są czujniki przeciwpożarowe w razie czego. 

Psia świątynia: jest to pomieszczenie nsfw. To tutaj mogą odchodzić wszystkie akcje +18 na jakie macie ochotę. Są tutaj wszystkie przedmioty jakie znajdować się powinny po całkowitych dogtacjach, wliczając w to sznury, radio, płytę, dwa zdjęcia, świątynię, przekąskę etc. 

Pokój Sansa - Wiadomo co się w nim znajduje. Skarpetki, syf. Śmierdzi tutaj, no i jest tornado ze śmieci. Nawet jak ktoś posprząta, to zaraz samoistnie robi się bajzel. 

Pokój Papyrusa - książki, łóżko, figurki. Nie ma internetu, nie ma też undernetu. Drzwi w jego pokoju są zamknięte i sam Bóg ich nie otworzy. 

Tajna laboratorium - to miejsce dla modów i adminów. Pheh.

Obowiązują zasady zachowania jak w całym rp. A więc szacunek. Pisanie klimatyczne etc. 
Co się tyczy Sansów i Papyrusów. Jest to dom klasycznego Sansa i Papyrusa. Nie mamy zarezerwowanego klasyka na naszym rp, dlatego prosiłabym, aby osoby nie grały w tym miesiącu ani klasycznym Sansem, ani klasycznym Papyrusem. Te postacie będą zarezerwowane tylko dla modów i adminów. 
W grze może być tylko jeden klasyczny Sans i tylko jeden klasyczny Papyrus. 
Jeżeli wśród graczy znajdzie się ktoś kto dobrze odgrywa postać Sansa albo Papyrusa i umiejętnie się w niego wciela, za zgodną jednego z modów gracz może się w tę postać wcielić (jeżeli chce na stałe, proszę się do mnie osobiście zgłaszać).

Gracz który chce podjąć rolę klasycznego Sansa albo Papyrusa musi
-wykazać się klimatem i umiejętnością odgrywania postaci
-ma zakaz wchodzenia w intymne interakcje z graczami
-musi odgrywać postać w pełni kanonicznie
-musi być gościnny dla innych graczy, nie oznacza to, że ma im usługiwać. 

Fabularnie jest to rozegrane w ten sposób, że Sans spierdolił coś w maszynie swojej no i teraz musi to naprawić. Tak więc tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie bary prowadzą do domu Sansa i Papyrusa. Ergo, chcesz - nie chcesz - możesz wejść. 
Share:

POPULARNE ILUZJE