Od pobytu Estei na Alight minął tydzień. Całe siedem dni jej głowę zaprzątały słowa Helii "Jesteś wybrana. Proszę,pomóż ocalić Kuzukki. Pomóż przywrócić tu pokój".Rozmyślała nad tym,dlaczego w sumie się nie zgodziła. Ah,no tak. Nie miała zamiaru mieszać się między spór radosnej Helii i tego...nocnego czegoś. Na serio? Przecież tu nawet nie ma mowy o sporze. Kłótnia Południa i Północy jest jak bunt kapryśnego dziecka przeciwko rodzicowi- Południe doskonale zdaje sobie sprawę,że dalsza walka nie ma sensu,ale się nie podda bo...bo tak. Taki magowie mają kaprys i już. Nie rozumieją,że sami tym wszystkim sprowadzają gniew Północy na niewinnych ludzi? Najwidoczniej nie... Ciekawe,co takiego robią poza siedzeniem na tyłkach w swoich zamczyskach, zaprzęganiem do ratowania honoru Południa całych wojsk i niszczeniu ludziom urodzin jakąś paplaniną o wybrańcach i innych pierdołach.
Estea siedziała w swoim ogrodzie z zamkniętą książką na kolanach. Wokół roznosiła się przyjemna woń kwitnących krzewów,która działała na dziewczynę niezwykle kojąco. Spokój był wręcz wyczuwalny,zdawałoby się,że można go dotknąć. Odetchnęła i uśmiechnęła się, chłonąc z zamkniętymi oczyma promienie słońca. Wszystko było tak...idealne. Żadnych przebrzydłych kreatur z najmroczniejszych odmętów piekła,żadnych przesłodzonych czarodziejek z cholernym sercem zamiast mózgu,żadnego...niczego. A mimo to,coś nie dawało dziewczynie spokoju.
Od kiedy wróciła z Alight, wciąż słyszała, że w pobliskich wioskach coś zabija. Coś, bo żadna istota ludzka nie byłaby zdolna do czegoś takiego. Ciała zmasakrowane w najokrutniejsze z możliwych sposobów.Ponoć zabójca był psychopatą,bo na czole swojej ofiary rysował krzyżyki. Mówi się także,że chodzi o nocach i czegoś szuka. Pytanie brzmi: Czego?
Poza tym, koszmary Estei nasiliły się. Nie była to teraz tylko ucieczka przed znienawidzoną postacią z dzieciństwa. Gdy tylko zapadała w sen, widziała mordercę. Nie miał konkretnego kształtu, barwy, głosu. Po prostu był. Sama ta świadomość przyprawiała o dreszcze i szybsze bicie serca.
-Zawiesiłaś się czy jak?-dziewczyna szybko otwarła oczy i zauważyła swojego roześmianego brata siadającego obok niej. Westchnęła z ulgą. Przez chwilę myślała że to...Eh,nieważne.
-Wiesz...trochę myślałam. To wszystko.-powiedziała krótko,bawiąc się kosmykiem swoich włosów.Przez minutę badała wyraz twarzy brata.-Nie jesteś już zły?-dodała po chwili. Neco udał obrażonego i teatralnie odwrócił wzrok. Dziewczyna zachichotała.
-Naturalnie że jestem. Taka okazja nigdy się nie powtórzy! Wielkie dzięki-no tak. Zaraz po rozmowie z Helią, Estea natychmiastowo chciała wyjeżdżać, w czym mag nie chciała jej przeszkadzać. Tym samym uniemożliwiła bratu i Nue zobaczenie smoka światła,za co śmiertelnie się na nią obrazili.
Estea westchnęła.
-Ja...nie mogłam tam zostać. Czułabym się nieswojo,po tym czego się dowiedziałam,oraz po mojej odmowie. To..chyba było dla niej ważne.
-Rozumiem-mruknął chłopak-ale coś mnie zastanawia. Dlaczego akurat ty? Dlaczego się nie zgodziłaś? To byłoby genialne,jakbyś brała udział w porozumiewaniu się magów. A jakby się pogodzili? Ha! całe Kuzukki by znało twoje imię! Byłabyś-
-Martwa-przerwała mu dziewczyna- Nikt nie przeżył spotkania z chociażby jednym magiem Północy.-To prawda. Wszyscy "widzący" zabójcze trio, "przypadkowo" ginęli w przeciągu tygodnia.
-Nikt,kogo by nie ocalił choć jeden z magów Południa-naprostował Neco.Naiwniak.-I nie zapominaj,że Południowi byliby po twojej stronie. Tak jak ja i Nue-dodał z uśmiechem.
-Niewiele by mi to dało-mruknęła,wlepiając wzrok w ziemię. Nie zapeszała,po prostu była realistką- Gdyby obecność tych dobrych magów coś by dawała, wojny by nie było,a ludzie nie baliby się podróżować między królestwami. Nikt nie bałby się udać do Girilian, Labini ani Kasife. Byłyby one odwiedzane dość często,tak jak kiedyś,gdy wszyscy żyli razem. W zgodzie. Ale po śmierci Zivi-
-Ty wierzysz w jej śmierć?-krzyknął niemalże Neco. W odpowiedzi na pytające spojrzenie siostry,dodał- Wszyscy wiedzą,że Zivia zdradziła. Tak jak Desidian i Tiarili. Ta ich cała "śmierć" to bzdura. Chcieli pozbyć się magów Południa,ale im nie wyszło,więc w obawie przed nienawiścią reszty, popełnili samobójstwo. Banda niehonorowych tchórzy. - zakpił. Odkąd starał się przyłączyć do Armii Słońca-legionów pod dowództwem Helii- zachowywał się jak wzorowy patriota. Esteę trochę to irytowało,ale co poradzisz.
Chwilę siedzieli cicho, rozmyślając nad tym,co przed chwilą powiedział Neco. Czy to możliwe,że osoba, która miała władać całym Kuzukki,była... Zła? Przecież cały kraj zdecydował,że Zivia byłaby władczynią idealną. A gdyby władza zaczęłaby uderzać jej do głowy, reszta magów szybko sprowadziłaby ją na ziemię.
-Dobra,siorka,ciemno jest. Czas do domu.-ziewnął chłopak.Estea skrzywiła się.
-Dobra. Ale nie zapominaj-nie jestem już dzieckiem!- To nie tak,że miała ochotę iść. Po prostu plotki o grasującym w okolicy zabójcy atakującym w nocy lekko ją przerażały.
-Estesia,dla mnie zawsze będziesz dzieckiem.-odparł rozbawiony brat dziewczyny. Temu to dobrze! Nie przejął się paplaniną podróżnych i kuców przybywających z atakowanych wiosek.Nic więc dziwnego,że wzejście na niebo księżyca go nie przerażało.
-Nie zapominaj,że to ja nazywałam cię swoim "małym braciszkiem".-zachichotała. Taaaaa,żmiej się póki możesz.
-To,że byłem niższy,nie znaczyło,że jestem młodszy!-zarumienił się mówiąc to. Nie lubił wspominać tego okresu.
-Byłam mała i wzrost świadczył dla mnie o wieku.Jak dla każdego dziecka-roześmiali się oboje,po czym zaczęli iść do domu. Na rozmowie zeszło im mnóstwo czasu i tematów,więc teraz nie za bardzo wiedzieli,o czym pogadać. W milczeniu doszli do swojego domu,gdzie każde udało się do własnego pokoju.
Gdy księżyce były wysoko na niebie,cały dwór już spał. Cała wioska była pogrążona we śnie. A mimo to,między budynkami przemykała sylwetka kogoś, kto nie był podłączony pod życie mieszkańców. Kogoś,kto tu nie pasował. Kogoś obcego.
*******
-Biegnij.
-Szybciej.
-Pośpiesz się!
-Nie zdążysz!
-Dorwie cię!
-Estea, błagam,szybciej!
Bose stopy na trawie,przemykające między drzewami ciało nastolatki i głos Helii w tle. Kobieta rozpaczliwymi wołaniami starała się pomóc dziewczynie, ale to nic nie dawało. Coś za nią było. Gdy się odwracała,nic jej nie ścigało.Przynajmniej nic nie widziała. Ale kiedy zwracała głowę przed siebie, zaczynała odczuwać czyiś oddech na skroni. Czuła zapach stęchłego mięsa. Słyszała za sobą czyjeś kroki.
Po kilkunastu minutach nieustannego sprintu zaczęła zwalniać. Opadała z sił,wszystko ją bolało,a jednak...
Nie mogę teraz zwolnić,muszę być szybsza!
Dodawała sobie sił. Mimo bólu,strachu,zmęczenia...musiała walczyć.Chciała walczyć.
-Estea, dasz radę,biegnij!-głos..znajomy. Słyszany kiedyś,wiele lat temu, próbujący się teraz wydostać zza mgły wspomnień. To było tak dawno...Ale pamiętała.Takich rzeczy się nie zapomina.
-Proszę,nie poddawaj się! Wierzę w ciebie!-nieznajomy głos,pełen nadziei w biegnącą po lesie. Nadziei, którą tracił z każdym następnym krokiem uciekinierki. Zaczynał wątpić. Dzewczyna także przestawała czuć się tak pewnie.
Szybciej,Szybciej,SZYBCIEJ!
Biegła,ale przestawała widzieć przez łzy napływające jej do oczu.
Nagle pod nogami nie wyczuła trawy,ziemi. Poczuła jak spada, w dół, w dół, w dół...coraz niżej. Jakby wpadła do nieskończonej dziury,gdzie na zawsze pozostanie sama, w pustce,wypełnioną powietrzem i zawodem,jaki sobie sprawiła. Miała uciec,nie umrzeć.Niespodziewanie uderzyła w taflę wody,ale nie poczuła bólu,tak jakby dalej była w powietrzu, ale wiedziała że jest w wodzie. Choć nie była tego taka pewna. Tu wszystko było zgubne,każdy ruch prowadził do błędu. Każdy ruch był błędem.Wszystko zaczęło robić się czarniejsze.Była coraz głębiej,gdy usłyszała głosy, które mówiły tak wyraźnie,jakby były tuż obok. Już wiedziała,że to koniec. Tlenu jest coraz mniej,a tafla coraz dalej.
-Pobaw się! Zagraj z nami w grę!- ten straszny,psychopatyczny śmiech kobiety. Coś zacisnęło się na jej szyi,dusząc ją. Szarpiąc się, próbowała to zdjąć,bezskutecznie. Marnowała tylko energię,nie myślała logicznie. Strach opanował ją do reszty. Panika zawładnęła jej ciałem. Życie ulatywało z jej ciała, co sekundę zbliżając ją do ostatniego tchnienia.
-Jak hazard! Zamiast pieniędzy twoje życie. Wchodzisz?-Do kobiety dołączył mężczyzna. Na nadgarstkach i kostkach dziewczyny zacisnęły się macki, ciągnąc ją każda w inną stronę, powodując nieopisany ból. Krew przestawała dochodzić do kończyn przytrzymywanych przez jej katów.
-Brak odpowiedzi..Nie lubisz nas?-maniaczka udała smutną. Nie była taka w rzeczywistości. Była idealną aktorką.
-Chyba nie przepada za tą grą..-chłopak także wydał się zawiedziony.Mimo wszystko,jego głos był zimny niczym lód. Nie wyrażał uczuć. Tak jakby ktoś mu je odebrał. Był pusty.
-W takim razie, postrzelajmy do celu!-wykrzyknął znany dziewczynie głos kobiety,którą widuje codziennie w koszmarach. Najgorszego koszmaru każdego stworzenia na Kuzukki.Łzy napłynęły jej do oczu. Już wiedziała,że dalszy opór nie ma sensu.
To się tak nie może skończyć.
-Uwierz mi, może-usłyszała jeszcze,nim strzała przebiła ją na wylot,sprawiając,że woda wokół jej ciała stała się czerwona od krwi. W ciemności zdołała zobaczyć szkarłat własnego życia,uciekającego przez ranę. Otwarła usta w niemym krzyku. Woda jakby tylko czekała na ten moment. Brutalnie wdarła się do jej płuc.
Ostatnim co słyszała był śmiech jej oprawców.Wtedy właśnie wydała swoje ostatnie tchnienie.
*******
Estea wrzasnęła podnosząc się gwałtownie z łóżka. Dyszała ciężko,jak po przebiegnięciu maratonu. Była też mocno spocona,krople potu mieniły się na jej czole. Serce dziewczyny zwariowało,biło jak szalone,próbując wrócić do starego,równego rytmu. Jeszcze chwilę cały świat wirował, po czym brązowowłosa schowała twarz w dłoniach,pozwalając łzom wydostać się spod powiek. Płakała dobre dziesięć minut. Przez okno wdzierały się smugi porannego słońca. Promienie wiły się na jej pościeli,jakby próbując dodać jej otuchy swoją obecnością.
-T-to był tylko...sen-powtarzała. Nie pamiętała,kiedy miała równie przerażający koszmar. Ten bił wszystkie rekordy. Nigdy nie bała się równie mocno. Jej klatka przez chwilę podnosiła się chaotycznie, jednak po kilku minutach, nabrała równego tępa. Dziewczyna westchnęła, odgarnęła przylepione do twarzy włosy i postanowiła się jeszcze na chwilę położyć. Chciała leżeć,odpocząć,ale nie spać,bo groziło to kolejnym koszmarem,na który nie była gotowa. Jednak gdy tylko ułożyła głowę na poduszce, usłyszała trzaśnięcie drzwiami prowadzącym na zewnątrz i szybkie kroki. Następnie wrzaski, kłótnie-chaos. Podniosła się zaciekawiona hałasem i skierowała swoje kroki do drzwi. Kiedy udało jej się wyjść, zobaczyła jak cała służba kotłuje się przy drzwiach. Stała chwilkę wpatrując się w ludzi rzucających się do wyjścia.
-Co się dzieje?-zapytała w końcu,jednak nikt jej nie usłyszał,ze względu na panujący w holu maras.Możliwe też,że ją ignorowali- CO TU SIĘ DZIEJE?!-krzyknęła. Emocje wzięły już górę. Wszyscy wbili w nią wzrok,aż z tłumu nie wyszła około 50-letnia kobieta,pani Diana.
-Na głównym placu stało się coś strasznego-obwieściła. Wszyscy wrócili do przepychanki,natomiast Estea na szybko się ubrała i wybiegła za swoimi pracownikami. Na placu głównym znajdowało się mnóstwo ludzi. Dziewczyna próbowała się przepchać do przodu lub chociażby zobaczyć co takiego się wydarzyło,ale tłok tam panujący jej to uniemożliwiał.Podskakiwała,lecz i to nic nie dawało.
Nagle wszyscy się uspokoili. Po ziemi przemknął cień wielkiego jaszczura. Wtedy każdy wiedział.
Sprawą zainteresował się również mag światła.
Bestia przez chwilę krążyła w powietrzu,po czy wylądowała na środku placu. Ktoś zaczął przepychać się między ludźmi,aż do kobiety w białej sukni nie dołączył już znany Estei Ferleol.
Dziewczyna wykorzystała chwilę spokoju i przedostała się przed tłum. Podbiegła do Helii i dopiero teraz zrozumiała, co takiego się wydarzyło i aż cofnęła jej się wczorajsza kolacja. Przedwczorajsza też.
Na środku, wśród własnej krwi leżeli zmasakrowani ludzie. Wszyscy byli ułożeni w trzy kręgi.
Pierwsi mieli na szyjach odciski po linach,które odebrały im życie. Ich prawe ręce leżały odcięte w ich lewych dłoniach, a w centrum ich kręgu był wymazany krwią napis "Podawaj innym pomocną dłoń" i "Ta znajomość cię udusi"
Drudzy byli pozbawieni wnętrzności.Brzuch rozprute,żebra połamane a trzewia wyrwane. Twarze mieli zwęglone,strawione ogniem.Na środki ich kręgu zostało wypisane "Pamiętaj,że jesteś piękny w środku" oraz "Nie igraj z ogniem"
Trzeci nie posiadali gałek ocznych. Z pustych oczodołów toczyła się szkarłatna maź. Ich ciała wszędzie posiadały dziury. Największa znajdowała się na brzuchu. Swoje przerwane na dwa serce każdy trzymał w dłoniach. Usta mieli wykrzywione w uśmiechach- martwych,pustych. Wewnątrz koła utworzonego przez tych truposzy widniały krwiste słowa "Nie patrz na wady innych". Drugi napis był mocniej widoczny przez jaśniejszy odcień krwi,którą został wypisany. Mówił on " Obawiam się,że złamię ci serce".
Pomiędzy trzema kręgami, na spalonym gruncie były wyryte słowa "Nie grasz fair".
Estei na myśl od razu przyszedł upiorny sen,ale nie odważyła się wypowiedzieć cokolwiek. Była sparaliżowana obrzydzeniem jak i przerażeniem, spowodowanymi tym krwawym obrazem.
Ferleol z trudem powstrzymywał wymioty. Musiał się aż cofnąć.Helia płakała,a jej łzy lśniły złotem. Nie tylko ona tak przeżyła śmierć tych ludzi. członkowie ich rodzin pospiesznie udawali się do domu, by przeboleć stratę członka rodziny. Nikt nie odważył się podejść bliżej do truposzy. Każdego odrzucał ich wygląd. Na placu zapanowała cisza.
Przerwała ją w końcu Estea, kładąca Helii rękę na ramieniu,zmuszając maga by na nią spojrzał. Gdy to nastąpiło, wpatrywała się w nią przez chwilę surowym wzrokiem, po czym oświadczyła.
-Rozważyłam twoją ofertę-westchnęła- i przyjmuję ją.