Kobieta wykonała kolejny piruet, cicho pomrukując w
zadowoleniu. Chociaż była tutaj
zamknięta, nie czuła się samotna. Miała towarzystwo na które mogła liczyć.
Tańczyła, chociaż dookoła ziały pustki a chłodny wiatr jaki się tam ʌdzierał,
rozwiewał jej włosy. Powoli dała się
odchylić, dając jej partnerowi pole do popisu.
- Nadal nikt nie złamał bariery? – zniekształcony męski głos wypełnił
pomieszczenie, zagłuszając wiatr jak i płynącą melodię.
- Cierpliwości. Ludzie to dość proste istoty, łatwo nimi manipulować… Daj im
czas.
Gdy tylko kobieta odǝzwała się, jej
partner ponownie okręcił jej osobę. Poruszali się tak, jakby jedno znało myśli
drugiego. Ich umysły były sobie bliskie, chociaż nie w taki sposób jakby się
zdawało.
- Czas mija… Nie boisz się tego, że tym razem ci się nie uda?
- W swoim życiu boję się tylko jednej rzeczy i nawet sam Boogymen nıe
byłby w stanie tego ze mnie wyciągnąć.
Chwilę zatrzymali się w swych miejscach, jakby czas zamarł wraz z nimi. Liczyli
wzajemne uderzenia serc, czekając na odpowiednie wybicie rytmu.
- Chwilami jesteś zbyt pewna siebie- mężczyzna westchnął a pomniejsze płomyki uciekły z jego otworu na
usta.
- Oh, Jack, skarbie…. A czy mam powody by nie być? Każdego roku wszystko szło
po mojej myśli, czemu tym razem miałoby pójść coś inaczej?
Gdy tylko stanęła ʌ blasku świec włosy do tej pory czarne, nabrały ognıstych
barw. Jak nie raz o sobie właściwie mówiła, przygasły płomienny kolor pasował
do tego, kim się stała. Jak nisko upadła. Gdzie podziała się jej korona?
Czas płynął nıeubłaganie, jednak
kobieta się tym nie przejmowała. Doskonale wiedziała, że tym razem będzie wolna. Tym razem jej ciało kręciło się dłużej. W tym
wirze oglądała dawne kolory tego
miejsca. Światła błyskały, poddani się śmiali a ona… Cóż. Tu grymas wystąpił na
jej ustach. Nieważne. Przeszłość to przeszłość.
Szelest materiału ʌzmagał się gdy tylko wiatr zawiał mocniej.
- Co zrobisz gdy tylko znów będziesz
wolna?- mężczyzna podnıósł swą partnerkę w pasie, okręcając się z nią dookoła
własnej osi. Każdy jego ruch zdawał się opanowany do perfekcji, jakby nie
robili tego pierwszy raz.
- Mam tyle planów, że nie wiem który spełnię najpierw. Nie martw się jednak, na
wszystko starɔzy mi czasu.
Gdy zerkała w okna widziała tyle twarzy. Każdego dnia ich obserwowała zza swej
bariery. Patrzyła się im prosto w oczy wyczytując to, co potrzebowała.
- Nıech żyje królowa Renee- zawołał rozbawiony mężczyzna.
- Niech żyję ja.- zaraz za nim dodała kobieta kończąc swój taniec .
Kilka dni od wypuszczenia pierwszego odcinka Hazbin Hotel, a już można znaleźć obrazki na rule 34.
Do tego sporo komiksów no i opowiadania. Póki co nie znalazłam nic, co by tak na dobre przyciągnęło moją uwagę i czym chciałabym się z Wami podzielić. Ale myślę, że to kwestia czasu.
Z powodu braku czasu - bo praca - no i złego stanu zdrowia - z wyjątkiem tego co zazwyczaj mi dolega, zgadnijcie! Tak! Chora jestem! Traktor znowu zamieszkał mi w gardle, z nosa leje się niagara, a dreszcze są tak mocne, że jak mieszkam na czwartym piętrze sąsiadka z parteru czuje trzęsienia. Ale jeszcze do lekarza nie pójdę. W pracy zbliża się inwentaryzacja i nie chcę zostawić swoich beze mnie. Nie, abym była jakaś niezastąpiona, ale w takim wypadku każda dodatkowa para rąk jest warta więcej aniżeli mogłoby się wydawać. Jak inwentaryzacja się skończy, a mi nie przejdzie, obiecuję uroczyście, że pójdę do lekarza.
Zgodnie z obietnicą zaczęłam robić wikę. Póki co nie jest tego wiele, raptem zabawa z html i zrobienie strony głównej, no i regulamin. Ale myślę, że z czasem to się rozkręci. Oczywiście, jak chcecie pomóc, możecie wrzucać swoje artykuły i pomóc w tworzeniu wiki. Dam cynk ludziom z tworzącego się polskiego fandomu o wice kiedy będą opisane przynajmniej postacie kanoniczne. Tak więc jako pierwsi możecie ją zobaczyć i wrzucić do niej kilka swoich groszy.
Notka od autorki: Szczęście chciało, że mi i Usterce udało się złapać pracę przy straszeniu ludzi na Halloween. Ścieżka gdzie porozstawiani byli aktorzy i przez którą przechodzili klienci. Opowiadanie jest pokazaniem przebiegu całej naszej zabawy, oraz... pewnej sytuacji, o której same nie wiemy co myśleć. Tak czy siak zapraszam do czytania x3
Szelest liści dobiegający z najbliższego pagórka zwrócił uwagę
pewnej dziewczyny stojącej po drugiej stronie. Jeszcze chwila… Odliczała sobie
w głowie upływające sekundy. Skupiła wzrok na szczycie przeszkody, jaką ludzie
mieli do pokonania. Wtem z jej gardła zaczął uciekać cichy dziecięcy szloch,
który stopniowo przeradzał się w zawodzenie porzuconego i przerażonego dziecka.
- Ja tam nie idę! Nie ma mowy!
Usłyszała zza górki , co wywołałoby u niej zdecydowanie
zadowolony uśmiech na twarzy gdyby nie fakt, iż musiała dalej płakać. Nie
wychodziła więc ze swej roli, starając się jak najwierniej oddać szloch.
- Oj daj spokój Kaśka! Masz ochotę się teraz wracać?
Usłyszała męski głos oraz większy szmer przedzierania się
przez opadłe jesienne liście. Nie zaprzestawała w swym szlochu, zawodząc coraz
to żałośniej. W końcu usłyszała mozolne wdrapywanie się pod jeden z licznych
pagórków w tym lesie. Musiała przyznać, że sama ścieżka nie tylko robiła
wrażenie, ale była też bardzo dobrze przemyślana. Gdy dostrzegła ciemne
sylwetki na szczycie, powoli zaczęła wychodzić z ubocza. Jej szloch
jednocześnie zaczął się przeradzać w szyderczy dziecięcy śmiech. Jedna z
ciemnych sylwetek zatoczyła się z piskiem do tyłu. Tylko refleks drugiej
sylwetki uratował ją przed upadkiem w miejsce, z którego właśnie przyszli. O
mało nie skopaliby jednej ze świeczek, ułożonych na ziemi. Śmiech z każdą
sekundą stawał się coraz to niższy oraz mroczniejszy. Dwie sylwetki pomogły
trzeciej zejść z dość stromej górki. Przeprawy nie ułatwiała również ziemia,
która osuwała się pod ich stopami, jakby sama pragnęła przyspieszyć spotkanie
ludzi z potworem.
- Too zdecydowanie nie jest mała dziewczynka!
Usłyszała, na co jej głos przepełnił się dodatkową kpiną.
Przechyliła głowę na bok, by po chwili zadrżeć nią w tiku nerwowym. Jedna z rąk
również zadrżała, gdy zaczęła powoli iść przed siebie, ciągnąc za sobą jedną
nogę przez dywan liści. Kobieta krzyczała gotowa wspinać się na czworakach.
Tylko pewne uściski dwóch sylwetek ją przed tym powstrzymywały. Upiór podszedł
do nich, uważnie się im przyglądając. Kobieta schowała się za barczystego
mężczyznę. Można by rzec, że w 101 procentach czysty testosteron i sterydy. Sylwetka
w żółtym stroju chroniącym przed promieniowaniem zbliżała się do nich powoli.
Zdecydowanie nie była małą dziewczynką. Gdy stanęła na tyle blisko by być z
nimi niemalże twarzą w twarz, mieli szansę ujrzeć jej zdeformowaną twarz. Blada,
pokryta licznymi bruzdami i z wyraźnym przegniciem w kilku miejscach. Jeden z
kącików ust był przegnity aż pod jej oko, co tylko dodatkowo dodawało
upiorności całości. Szczuplejszy z budowy mężczyzna złapał prędko kobietę i
przebiegł z nią kilka metrów z dala od potwora. Drugi spojrzał na to, co miał
przed sobą, a z jego gardła uciekł przedrzeźniający stwora śmiech. Ona jednak
zaśmiała się tylko bardziej zadowolona. Nagle przyspieszyła, zaczynając gonić
wędrowców. Ci zaczęli biec przed siebie ścieżką prowadzącą za kolejny pagórek.
Jeszcze tylko chwila… Zadowolony uśmiech miał ochotę ujrzeć
światło dzienne, jednakże wstrzymała się ponownie. Nie minęła chwila nim na ich
drogę wyskoczyła postać w białej koszuli, która… cóż. Z bielą od dawna nie
miała nic wspólnego. Brudna od ziemi i nadszarpnięta przez ząb czasu koszula
wisiała na kobiecie z opuszczonymi na twarz czarnymi włosami. Jej krzyk jak i
samo pojawienie się zza pagórka było na tyle niespodziewane, że cała trójka
wędrowców przewróciła się z krzykiem, a następnie jeszcze nie podnosząc się
dobrze z ziemi zaczęli uciekać potykając się o własne nogi. Samara przegoniła
ich, a gdy myśleli, że są wystarczająco daleko, jej krzyk znów rozdarł
powietrze. Kobieta strasząca ich wcześniej tym razem uśmiechnęła się w
zadowoleniu, słysząc kolejne odgłosy przewracających się ciał. Gdy jej
towarzyszka wróciła na swoje miejsce… zbiła z nią piątkę i zdjęła z głowy
maskę.
- Zajebista robota.
Rzuciła, ścierając rękawiczką odrobinę potu z twarzy.
Dziewczynka w białej sukni zaśmiała się cicho, tak by kolejne grupy przypadkiem
tego nie usłyszały.
- Dobra, wracaj na miejsce. Słyszę, że ktoś idzie.
Rzuciła czarnowłosa, ponownie chowając się na swoim miejscu.
Kobieta w żółtym stroju skinęła głową, pospiesznie wracając w wyznaczone
miejsce. Kto by przypuszczał, że uda im się całkowitym przypadkiem załapać na
taką robotę? Nie dość, że mogą straszyć ludzi do woli, to jeszcze się na tym
wzbogacą. One to miały jednak szczęście. I to dzień przed Halloween taką ofertę
złapać! Zarówno Oczytanej jak i Usterce
mijał czas na wspólnym straszeniu ludzi. Każdy rzecz jasna miał różne reakcje,
jednakże najbardziej ich dwójkę satysfakcjonowały krzyki oraz przypadkowe
przewracanie się z powodu ukształtowania terenu, biegu bądź też potknięcia o
jakieś elementy podłoża. W końcu jednak ruch zmalał i właściwie od dłuższego
czasu nikogo nie było na drodze. Z racji, ze górka za jaką chowała się Usterka
miała dużo lepszy kształt do siedzenia, postanowiła przemknąć do niej. W końcu
po cholerę ma stać sama w ciemności .
- Póki co ruch ucichł. Zobaczymy na jak długo.
Rzuciła dosiadając się do czarnowłosej. Plus sytuacji był
taki, ze pod strojami miały grube kurtki. A strój plus taka kurtka skutecznie
chroniły je przed chłodem ziemi. Przynajmniej na dłuższe posiedzenie. Wcześniej
już toczyły rozmowę o dziwnych szmerach dobiegających zza odgarniętych na jedną
stronę sterty wielkich gałęzi. Ostatecznie jednak machnęły na to ręką. W końcu
komu chciałoby się zachodzić na tyle głęboko w las? A zwierzyny raczej się tu
nie spodziewały. Przynajmniej taką miały nadzieję. Chwila siedzenia w ciszy
jednak sprawiła, że ostatecznie obie na nowo się zaniepokoiły. Bezpośrednio zza
gałęzi, które łącznie miały jakieś 1,5 metra wysokości dobiegły… kroki.
Autentyczne kurwa kroki. Spojrzały po sobie, a Oczytana rzuciła tylko krótkie:
- Też słyszałam.
Spięły się obie wpatrując uważnie w to jedno miejsce.
Oczytana rozejrzała się też dookoła, próbując obadać sytuację. Nic takiego nie
widziała co na swój sposób ją pocieszało i niepokoiło jednocześnie.
- Dobra. Na raz dwa trzy wstajemy i idziemy do dziewczyn.
Raz… dwa… trzy…
Oczytana odliczała cicho, nie odrywając spojrzenia od sterty
gałęzi. Po chwili na rzucony przez siebie sygnał wstała, a następnie upewniając
się, że Usterka idzie tuż przy niej, cofnęły się pospiesznie o dwie górki, by
dotrzeć do dwójki dziewczyn w kaftanie bezpieczeństwa oraz czarnym stroju w
sumie kto tam wie kogo.
- Słyszałyśmy coś w gałęziach co gościu mówił, że przesuwali
dziś specjalnie by ścieżki nic nie tarasowało.
Rzuciła Oczytana zsuwając się po stromej górce prosto do
kobiet. Gdy Usterka zrównała się z nią, westchnęła spoglądając jeszcze na
miejsce z jakiego przyszły.
- Jakieś kroki. Nie wiemy czy dzik czy co, ale no lepiej
byśmy póki co tam nie wracały.
Dodała, poprawiając kurtkę pod kostiumem. Cholera jak nie
biegało się dłuższą chwilę za ludźmi to faktycznie czuć było dzisiejszą niską
temperaturę. Usterka skrzywiła się za to, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż
tułowia.
- Ale zostawiłam tam swój tasak.
- Jak się skończy robota to po niego pójdziemy, na
spokojnie.
Stwierdziła Oczytana, choć sama zastanawiała się co powinny
w takiej sytuacji zrobić. O jaki tasak chodzi? Pamiątkę z konwentów po jakich
czarnowłosa chodziła. Zrobiony z kilku warstw twardej tektury i ubrudzony
czerwonym barwnikiem dla lepszego efektu. Schowała go za stertą gałęzi
ostatecznie uznając, że obejdzie się bez niego w czasie tego straszenia. Ostatecznie
we czwórkę doszły do wniosku, że pozostaną razem na ścieżce, na której właśnie
rozmawiały. Oczytana napisała jeszcze szybkiego smsa do jednego z organizatorów
o zaistniałej sytuacji. Czekały w nowo ustalonych pozycjach jednak nie było ani
klientów ani odpowiedzi na wiadomość. W końcu dziewczyna wykonała telefon, z
którego dowiedziały się, że już mają się zbierać. Sapnęły nieco poirytowane an
fakt, że nikt nie raczył ich poinformować o wcześniejszym końcu. Niemniej
jednak postanowiły ułatwić nieco roboty organizatorom i pomóc w zbieraniu
świeczek, które wyznaczały klientom drogę. Gdy dotarły do feralnego miejsca z
gałęziami, Usterka szybko skoczyła za nie by zabrać swoją własność. Po
rozliczeniu się oraz zdjęciu kostiumów, czarnowłosa zwróciła uwagę na bardzo…
dziwny szczegół.
- Oczyś zobacz… tasak zaczął brudzić.
Oczytana uniosła spojrzenie znad komórki, gdzie sprawdzała
jak wyglądały dojazdy do akademika o tej porze. Schowała urządzenie do
kieszeni, a następnie wzięła wspomniany przez przyjaciółkę przedmiot do rąk.
Postukała kilkakrotnie „ostrzem” po dłoni, odkrywając ciemnoczerwone bruzdy znaczące
jej palce. Skrzywiła się, a po chwili przetarła ślady palcami. Te zeszły lekko
się tylko rozmazując.
- Może wilgoć jakoś na niego zadziałała. Ogarniemy to rano,
bo póki co nie mam na to głowy.
Rzuciła dziewczyna oddając Usterce jej własność. Po dotarciu
do akademika padły na wyrko w ubraniach, dopiero w środku nocy budząc się i uświadamiając
sobie, że nie zgasiły nawet światła, o przebraniu się w piżamę nie mówiąc.
Gdy nastał ranek, Usterka dokładnie przyjrzała się
rekwizytowi. Pęknięcie zdobiło rączkę tasaka, co wywołało szczere zdziwienie u
obu.
- Niemożliwe by któryś z ludzi na niego nadepnął. Był
schowany poza ścieżką.
Stwierdziła Oczytana biorąc przedmiot od przyjaciółki i
przyglądając mu się badawczo. Ostatecznie orzekły, że muszą jeszcze sprawdzić
sprawę barwnika. Poszły do łazienek, maczając jeden z fragmentów ostrza zabarwionego
na czerwono we wodzie. Efekt jednak… znów je zaskoczył. Gdy Usterka dotknęła
tego miejsca, powstała różowawa plama, która wpiła się w jej skórę na tyle
szybko i mocno, że parę minut trwało doczyszczenie palca. Tutaj… naprawdę
postanowiły już nie wnikać. Nie wiedziały co się stało z tasakiem, ani czym
były kroki jakie słyszały zza gałęzi gdzie ten przedmiot leżał. Jedno było
pewne. To nie czerwony barwnik pobrudził w nocy ich dłonie.
Ten wieczór był dziwny. Dziwny i inny pod każdym względem. Właśnie tak bardzo lubiła tę jedną noc w roku – pełną roześmianych dzieci, nietypowych przebrań i kolorowych ozdób. Z jednej strony duch, z drugiej wampir, a jeszcze kawałek dalej maszerujące ramię w ramię diabły i anioły.
Tuż obok niej przebiegło dziecko. Potknęło się o imitujący bandaż, zbyt długi kawałek materiału, by po chwili poderwać się na równe nogi i ruszyć dalej. Nie zwróciło uwagi na postać w długiej pelerynie, która bez pośpiechu przechadzała się wzdłuż drogi.
Śmierć uśmiechnęła się łagodnie.
Halloween.
Przynajmniej tej nocy mogła obcować z ludźmi, nie wzbudzając lęku.