5 grudnia 2016

Undertale: Labirynt serca - Rozdział II [opowiadanie by Rydzia]

Notka od autora: +18Ty x Sans; wulgarny język, sceny erotyczne
Minął rok od kiedy potwory wyszły na powierzchnię. Bohaterką opowiadania jesteś TY, poznajesz nową przyjaciółkę, potwora Fuku - wesoły zielony płomyk - i od tego spotkania twoje życie staje na głowie. Zaczynasz poznawać nieznaną ci rasę, zawierać przyjaźnie a twoja nowa przyjaciółka przyjęła sobie za cel honoru by znaleźć ci chłopaka-potwora...?
Rozdziały +18 będą oznaczane: 
Obrazki i tekst autorstwa: Rydzia
Spis treści:
| 2  (obecnie czytany)// 3(G) | |

- Niech mnie ktoś zabije…
    Leżałaś na swoim łóżku tępo wpatrując się w sufit. Nie miałaś zamiaru ruszyć choćby najmniejszym palcem. Chciałaś leżeć cały dzień. Za żadne skarby nikt nie zdoła wyciągnąć cię z twojego wygodnego, bezpiecznego legowiska.
    TO DZIŚ.
    Sobota nadeszła niesamowicie szybko. Nim się obejrzałaś poniedziałek zmienił się w sobotę.
    Do teraz zastanawiałaś się co ci strzeliło do głowy by podtrzymywać ten beznadziejny plan Fuku, na poprawę twojego życia. No może i nie twojego. Jej raczej chodziło o to, by jej brat poznał kogoś… w miarę normalnego? Nie byłaś pewna co do tego, czy spełniasz te kryteria. Twoim zdaniem potwory miały dziwne pojęcie o normalności... Tak więc, jak to powtarzała ci Fuku przez ostatni tydzień: Grillby zawsze natrafiał na beznadziejne dziewczyny i jej zdaniem musi on koniecznie lepiej poznać się z tobą, bo jesteś “super mega fajną laską”. Taaa…
    Zastanawiałaś się w jaki sposób możesz to wszystko odkręcić. Na początku myślałaś, że jeśli pogadasz z Fuku to ona zrozumie, że to raczej nie jest najlepszy pomysł. Ona jednak:
- No co ty gadasz, kochana! Będzie zajebiście mówię ci, nic się nie bój! Mój brat zna najlepsze knajpy w mieście, więc na pewno weźmie cię w odlotowe miejsce! Żadna melina nie wchodzi w grę.
- Ale Fuku, nie o to chodzi… Ja nie mogę z nim iść…
- Nie! - uderzyła się otwartą ręką w czoło. - Masz chłopaka?! Nie mówiłaś mi o tym!
- ... nie, to nie to.
- No to ja już nie rozumiem dziewczyno. Dziwna jesteś jakaś dzisiaj.
    Westchnęłaś ciężko.
- Ja po prostu nie chcę iść na tę ra… na tego drinka. Nie nadaje się do takich rzeczy...
- Nie rozśmieszaj mnie Słońce, każdy się do tego nadaje, a zwłaszcza ty! Powalisz go na kolana. Wiesz, mam taką super seksowną czarną bluzeczkę, wprost idealna na ciebie! A do tego jeszcze...!
    Odpada. Czas na broń ostateczną. Operacja Blef.
- No ale wtedy będę miała okres, i wiesz… Będę pewnie chciała tylko siedzieć w ciepełku, z termosem gorącej czekolady a nie chodzić po barach - Fuku zamrugała oczami.
- A co to jest okres?
    No i tak się skończyło. Iść do Grillby’ego odwoływać spotkanie  nie miałaś odwagi. W zasadzie już prawie u niego byłaś, wybrałaś się, no ale… Ostatecznie stchórzyłaś. Wróciłaś do domu, aż się za tobą kurzyło, gdy tylko zobaczyłaś go przez szybę jego baru.
    Tak więc pozostała ostatnia opcja. Nie ruszysz się stąd, nie odzywasz się do nikogo, nie ma cię! I koniec kropka.
    Wtem usłyszałaś znajomy dźwięk dzwonka telefonu. Leniwie wzięłaś do ręki komórkę. Spodziewałaś się KOLEJNEGO sms’a od Fuku, ale mile się zdziwiłaś. To twoja przyjaciółka Claire. Pisała:
C: Hej kochana! Dlaczego się nic nie odzywasz? :( Chcę wpaść do ciebie na kolację ze śniadaniem ;P Mam parę nowych filmów do obejrzenia z tobą!!! Co ty na to?
Miałaś się nie odzywać. No ale to Claire… Jej MUSISZ odpisać.
T: Ratuj Claire… Mam kłopoty i nie wiem co robić…
    Nie czekałaś długo na odpowiedź. Na taką deklarację odpisała wręcz natychmiastowo.
C: Co się dzieje dziewczyno?! Gadaj mi tu zaraz!
T: Mam dzisiaj randkę z potworem, na którą nie chcę iść… - zastanowiłaś się chwilę. Nie chciałaś przyznawać się wszem i wobec, że traktowałaś to jak randkę. No bo jak jednak Grillby myśli o tym tylko o jako “koleżeńskim drinku”, albo o czymś w tym stylu?… Poprawiłaś słowo “randka” na “spotkanie przy drinku”. Brzmiało to jeszcze głupiej, ale wysłałaś. Czekałaś dość sporą chwilę. Claire nie odpisywała. Zaczęłaś się powoli martwić, lecz wtem twój telefon zaczął wibrować, lecz nie z powodu sms’a. Claire dzwoniła!
- Halo? - odpowiedziałaś łamiącym się głosem.
- Dopiero teraz mi o tym mówisz?! - piskliwy krzyk prosto w ucho. Odsunęłaś telefon od ucha na długość ręki. NADAL ją słyszałaś. - Co? Gdzie? Kiedy? JAK? Opowiadaj mi tu zaraz! Randka z potworem! No tego się po tobie nie spodziewałam!
    No pięknie. Więc tak jak ty próbowałaś sobie wcisnąć do głowy, że to nie jest randka, tak cały świat trąbi ci o tym, że jednak tak właśnie jest. Uh… Przyłożyłaś z powrotem telefon do ucha.
- Nie ekscytuj się tak, nie idę na nią…
- Co? Ale dlaczego? - już nie krzyczała na szczęście. Pierwszy wybuch emocji już minął. - Jest taki szpetny? To czemu się z nim umówiłaś?
- Nie, nie jest szpetny… - zacięłaś się na chwilę. Powróciłaś myślami do chwili gdy opierał się o blat i wpatrywał się w ciebie TYM spojrzeniem. Mmm... Gdybyś wtedy stała, z całą pewnością ugięłyby się pod tobą kolana z wrażenia. - On jest… Całkowicie przeciwnie. Naprawdę super facet… Gorący wręcz...
- No to czemu nie? Skoro cię zaprosił, to czemu nie?
- On mnie nie zaprosił. W sumie to…
- TY GO ZAPROSIŁAŚ? NIE WIERZĘ W TO! - znów ten krzyk…- Prędzej pojadę do Laponii i wypiję sobie gorącą czekoladę w towarzystwie Mikołaja i Pani Mikołajowej niż ty jakiegoś gościa zaprosisz na randkę.
- To długa historia… - westchnęłaś.
- No dobra. Później wpadnę do ciebie, to mi opowiesz. Ale teraz, zaraz, w zasadzie już muszę wychodzić do pracy, więc powiem tak. Napisz mi na face’a jak się on nazywa, muszę go obczaić na spokojnie.
    Zastanowiłaś się chwilę. W zasadzie Miałaś Fuku w znajomych - wysłała ci zaproszenie jeszcze tego samego dnia, którego się poznałyście - ale nie sprawdzałaś, czy Grillby też ma swój profil.
- Nie wiem czy ma facebooka… Ale na pewno moja przyjaciółka ma parę zdjęć z nim na swoim…
- Przyjaciółka? Znam ją?
- Raczej nie… To jego siostra.
- O! Kolejny potwór! Spoko! No ale teraz kończę. Nie chcę wylądować na drzewie jakimś, bo z tobą babloniłam. Na razie wariatko! Tylko mi daj znać na face, pa! - i się rozłączyła.
- Pa… - mruknęłaś rzucając w tym samym momencie telefon na stos poduszek na twoim łóżku.
    Czułaś wewnętrzny bunt. Nie chciałaś jej go pokazywać. Wiedziałaś, że gdy tylko Claire go zobaczy, to nie odpuści i własnymi siłami zawlecze ciebie na to spotkanie. No ale chyba nie miałaś wyboru...
    Sięgnęłaś z nocnej szafki swojego notebooka. Odpaliłaś go i po chwili już weszłaś w profil Fuku. Powinna mieć go w znajomych. Znalazłaś go bez problemu.
Różnił się całkowicie od siostry. W galerii miał tylko jedno zdjęcie, które ustawił na zdjęcie profilowe, na tle nic nie miał, podczas gdy Fuku nie potrafiła żyć bez eksponowania całemu światu swojego życia osobistego, codziennie pojawiało się nowe zdjęcie.
Owa fotka przedstawiała go w chwili, gdy właśnie przygotowuje jakieś drinki.
Przyglądałaś się mu przez chwilę. Wyglądał na naprawdę zadowolonego. Mogłaś dostrzec na jego płomiennej twarzy lekki uśmiech a oczy wydawały się błyszczeć jakimś dziwnym blaskiem. To zapewne wina flasha.
W każdym razie Claire chyba powinno to wystarczyć…
Na tablicy same pozdrowienia i życzenia "sto lat" na urodziny. Dla kontrastu natomiast wyglądała jego liczba znajomych. Trzy razy więcej od ciebie... i... No kurwa nie!
Spośród jego znajomych szczerzyła się do ciebie ta morda.
- Lazy Bones? - Jak można się tak nazywać? Nie wiedziałaś, czy tak się nazywa w rzeczywistości, ale podejrzewałaś, że może to być tylko jakiś kiepski dowcip.
Wpatrywałaś się chwilę w zdjęcie profilowe durnego szkieleta. Czaszka zajmowała cały kwadrat. Uśmiechał się jak głupi i puszczał oczko. Więc zna Grillby’ego. Miałaś cichą nadzieję, że są tylko znajomymi, nie jakimiś bliższymi kolegami. Nie miałaś zamiaru odwiedzając Fuku natrafiać na tego debila… Przy tylu znajomych szanse na to są na szczęście znikome.
    Chwilę się wahałaś: wejść czy nie wejść? Wejść czy nie… No dobra wchodzę. pożałowałaś w momencie.
    W tle miał zdjęcie hot-doga, obleśnie ociekającego ketchupem. Tablica zaśmiecona konkursami ketchupu Heinz oraz gównianymi sucharami. Jakoś nie zdziwiło cię to w ogóle. Parę było nawet śmiesznych, chociaż nie zmieniało to faktu, jak denerwował cię ów szkielet.
    Pod jednym z dennych kawałów zauważyłaś dyskusję między nim, a kimś kto nazwał siebie… GREAT PAPYRUS i miał jako awatar… to chyba... spaghetti?
GP: NIE! DŁUŻEJ TEGO NIE ZNIOSĘ! NIE ZAŚMIECAJ PROSZĘ MOJEJ TABLICY TYMI OKROPNYMI ŻARTAMI! - widać było, że różnym osobom zaszedł już za skórę…
LB: hej pap, jak się śmieje las?
GP: OSTRZEGAM CIĘ, NIE RÓB TEGO!
LB: mech mech mech.
    To było cholernie złe…
LB: powiedziałem mech mech mech, a nie NYEH NYEH NYEH - patrzyłaś chwilę w komentarz nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.
GP: PROSZĘ CIĘ UPRZEJMIE, NIE NAŚMIEWAJ SIĘ Z MOJEGO ŚMIECHU. POZA TYM WCALE SIĘ TERAZ NIE ŚMIAŁEM. TWÓJ ŻART BYŁ NA TYLE ZŁY, ŻE ZAKRZTUSIŁEM SIĘ I MUSIAŁEM ODKASZLNĄĆ”
    Postanowiłaś nie wnikać dalej… Miałaś poza tym dosyć. Nacisnęłaś wstecz wracając do Grillby’ego. Skopiowałaś adres i wysłałaś do przyjaciółki.
    Zerknęłaś na zegar. W tej chwili powinna już dojeżdżać do sklepu odzieżowego w którym pracowała. Po paru minutach telefon zaczął wibrować. Odebrałaś nie patrząc na wyświetlacz. Wiedziałaś czego się spodziewać: nie przykładałaś nawet telefonu do ucha.
- Ty chyba żartujesz, prawda?! - słyszałaś jakąś szamotaninę i brzęk bodajże kluczy. Chyba próbowała jednocześnie dostać się do środka sklepu.  - Gdybym JA miała się spotkać z takim ciachem to bym leciała jak na skrzydłach! Ty to jednak debilką jesteś! - wcisnęłaś głośnik, by móc swobodnie położyć się na łóżku.
- Albo tchórzofretką…
    Claire chyba udało się otworzyć drzwi. Słyszałaś stukot jej obcasów i głośne stęknięcie.
- Jezu, dziewczyno… Brak mi na ciebie sił… Nie możesz po prostu iść i dobrze się bawić? Bez nastawiania się na cokolwiek? Będzie chemia - to zajebiście! Nie będzie - trudno, ale przynajmniej próbowałaś. Obudzisz się z ręką w nocniku, kiedy będziesz stara, pomarszczona i samotna?
- Claire, ja mam dopiero 18 lat, daleko mi do zmarszczek…
- No tak, ale drugi raz taki przystojniak może ci się nie trafić. A fajny jest chociaż? Mam nadzieję, że nie jakiś lovelas!
    Potrząsnęłaś ramionami, ale zdałaś sobie sprawę, że przecież cię nie widzi.
- W sumie nie wiem… Ale wydaje się być w porządku…
- No więc co tutaj debatować. Idziesz i tyle!
- Widzę, że nie mam co liczyć na pomoc z twojej strony? - mruknęłaś niezadowolona.
- Kochanie, jak najbardziej możesz! Tylko, że w tym przypadku ty, moje dziecko, nie wiesz co jest dla ciebie najlepsze. Ja wiem. W tej chwili ruszasz swoje cztery litery z łóżka i kończysz biadolić!
Jakimś cudem Claire bardzo dobrze wiedziała co w tej chwili robisz. Godzina dziesiąta a ty wciąż w swojej różowej koszulce z żyrafą, którą używałaś jako piżamki.
- Claire…
- Wpadnę do ciebie po pracy, to cię porządnie wyszykujemy. Kończę o siedemnastej. Na którą się umówiłaś?
- Na dziewiętnastą…
- Więc sporo czasu. Jak chcesz to nawet cię podwiozę.
- Zbytek łaski - warknęłaś. Zaśmiała się tylko na to.
- Też cię kocham. Dobra, ja zaczynam pracować, nawet nie wiesz jaki syf mi tu ta nowa zostawiła po sobie, kurwa mać… Muszę to wszystko ogarnąć - słychać było rozdrażnienie w jej głosie. - A jak u ciebie będę to opowiesz mi wszystko dokładnie ze szczegółami, okej?
- Yhym… - wiedziałaś, że już nie ma o czym dyskutować. Usiadłaś podciągając kolana pod brodę.
- No, więc trzymaj się!
    Więc, czas się ruszyć? Nie chciałaś. Z przeciągłym jękiem uderzyłaś w akcie rozpaczy czołem w materac. Odbiłaś się lekko od niego i wraz z poduszkami, których próbowałaś się złapać ratując, wylądowałaś na podłodze.
- Ała…
    Tak czy owak musiałaś wyjść chociaż z pokoju. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłaś. Podniosłaś się więc i leniwie ruszyłaś do kuchni. W salonie spotkałaś ojca. Siedział jak zawsze, gdy miał na inną zmianę niż poranną, czytając gazetę. Podniósł na ciebie wzrok.
- Hej tato…
- Hej, a co to za hałasy u ciebie od rana? Nigdy tak wcześnie w sobotę się nie zrywasz.
- Claire dzwoniła - mruknęłaś. Ten w zrozumieniu kiwnął głową. To wszystko wyjaśniało. Znałyście się od piaskownicy i twój tata zdążył się już przyzwyczaić, że gdzie jest twoja najlepsza przyjaciółka, tam musi być i harmider.
Otworzyłaś lodówkę. Stałaś tak przez chwilę uwalniając z niej zimne powietrze.
- Gdzie jest mleko? - miałaś ochotę na płatki.
- Nie ma, wziąłem resztę do kawy.
- A… masło? O, chleba też nie ma - zerknęłaś szybko do chlebaka.
- Jajka są!
- Wiesz, że nie jem…- niezadowolona trzasnęłaś drzwiami lodówki. Niczego nie było. Oznaczało to, że będziesz musiała wyjść do sklepu.
    Wróciłaś do swojego pokoju. Naciągnęłaś na pupę pierwsze lepsze jeansy jakie znalazłaś. Nie martwiłaś się zmianą koszulki, albo chociażby założeniem stanika. Wybierałaś się tylko do pobliskiego sklepu. Nie musiałaś wyglądać pięknie. Zarzuciłaś na siebie jeszcze tylko bluzę, swoją ulubioną, fioletową. Naciągnęłaś na głowę kaptur. Świat nie musiał wiedzieć, że potrzeba ci umyć włosy.
- Idziesz do sklepu? - spytał się, gdy wyłoniłaś się z powrotem. - Kupisz mi papierosy?
- Jak dasz pieniądze, ja nic nie mam - to było kłamstwo. Wolałaś jednak zostawić dla siebie to co masz. Ojciec ruszył więc za tobą do przedpokoju. Podczas gdy ty zakładałaś na nogi trampki, oczywiście bez skarpetek, ten wyjął z kurtki portfel. Wręczył ci parę banknotów.
- Kup też coś na obiad, bo inaczej będą jajka sadzone.
    Nienawidziłaś jajek w każdej postaci. Kiwnęłaś głową, wcisnęłaś pieniądze do swojego portfela. Capnełaś z szafki reklamówke, wyszłaś na klatkę i pognałaś w dół po schodach.
    Na dworze z każdym dniem było chłodniej. Zdałaś sobie sprawę, że nie ubieranie skarpetek było błędem. Twoje spodnie odkrywały twoje kostki i zimno ci było przeokropnie. Lecz do sklepu było zaledwie parę kroków. Musiałaś tylko minąć dwie klatki i już byłaś przy sklepiku osiedlowym.
    Weszłaś do środka. Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał.
- Dobry - powiedziałaś w przestrzeń nie rozglądając się nawet za ekspedientką. Nie lubiłaś baby, zawsze była wredna, więc nie przejmowałaś się za bardzo tym czy ona również ma o tobie takie samo zdanie co ty o niej, czyli najgorsze. Chwyciłaś żółty koszyk i ruszyłaś między regały. Wrzucałaś do koszyka wszystko to co zauważyłaś, że brakuje w kuchni. Uwinęłaś się z tym dość szybko i stanęłaś w kolejce do kasy. Nie mogę zapomnieć o fajkach dla ojca.
- dwadzieścia pięć trzydzieści proszę - usłyszałaś niski głos, na pewno nie należący do tej starej jędzy. Zdziwiłaś się. Wychyliłaś się by zerknąć kto stoi za kasą. O kurwa. - dziękuję i życzę miłego dnia - szczerzył się szkielet do starszej pani przed tobą. Kobieta nie mogła poradzić sobie z zakupami. Widać było, że mocno się zdenerwowała. Wszystko wypadało jej z ręki. - pomogę pani - szkielet wyszedł zza lady. Kobieta podskoczyła, gdy znalazł się tuż obok niej. Oddychała bardzo głęboko. On natomiast szybko zapakował zakupy kobiety do jej kosza wiklinowego. Staruszka patrzyła na to z otwartą buzią. - proszę bardzo - znowu znalazł się za ladą. Kobieta złapała za koszyk, powiedziała cicho dziękuję i pospiesznie wyszła.
    Zorientowałaś się, że szkielet patrzy się na ciebie. Miałaś cichą nadzieję, że nie pamięta cię. Spuściłaś głowę w dół. Postawiłaś koszyk na ladzie, by ten mógł spokojnie wszystko skasować.
    Dlaczego akurat tutaj musiał zacząć pracować? No czemu?
- coś jeszcze? - zapytał, gdy ostatnią już rzecz przerzuciłaś do reklamówki.
- Marlboro czerwone - mruknęłaś.
- ooo… - kątem oka zobaczyłaś, że uśmiecha się jakby trochę bardziej. - no to poproszę o dowodzik, koleżanko.
    Wyjęłaś dowód z portfela, potwór wziął go w kościste dłonie. Nie przyglądaj się zdjęciu, tylko się nie przyglądaj...
- data urodzenia się zgadza - powiedział. Okręcał go chwile między palcami. - o, jedno się tylko nie zgadza.
    Poczułaś jak łapie za twój kaptur i unosi go lekko, by spojrzeć tobie w twarz. Napotkałaś jego wzrok - czarne oczodoły, a z nich migocące białe światełka. Poczułaś dreszcz przechodzący po całym twoim ciele.


- wydaje się, że poczucie humoru gdzieś zgubiłaś, koleżanko - mrugnął do ciebie. Położył na twojej wciąż wyciągniętej dłoni dowód.
- Nie wydaje mi się...
- no a jednak. tak szybko uciekłaś ostatnio, że musiało ci gdzieś wypaść - zachichotał.
- Możesz nabić te fajki? Naprawdę mi się spieszy - przestąpiłaś z nogi na nogę.
- jasne, jasne.
    Nie mógł się opanować. Cały czas trzęsły mu się ramiona ze śmiechu. Miał najwyraźniej z ciebie całkiem niezły ubaw. Położył na ladę papierosy. Chciałaś zabrać je, lecz wciąż trzymał je pod swoją kościstą dłonią. Złapałaś za koniec paczki chcąc wysunąć ją spod jego naporu. Nie chciał puścić. Spojrzałaś na niego rozdrażniona.
- w sumie nie pomyślałbym, że taka cnotliwa dziewczyna wpada w taki okropny nałóg. to bardzo źle.
    Cnotliwa? Chyba wciąż piął do sytuacji sprzed tygodnia. W sumie co go obchodzi, czy palisz, pijesz, możesz nawet sobie dawać w żyłę. Temu szkieletowi nic do tego.
- Widać nie tylko w kałuże wpadam idealnie - burknęłaś. Wyszarpnęłaś fajki. - Ile płacę?
- taaa. najwidoczniej nie tylko w kałuże - zaśmiał się.
Nie rozumiałaś jak można przez cały czas się tak szczerzyć. Może związane było to z tym, że był szkieletem i nie za bardzo mógł przybrać inny wyraz twarzy? No ale jego kości wydawały się być zupełnie inne od normalnych, bo przecież umiał mrugać!
- w sumie, powiedziałbym coś jeszcze, koleżanko, ale nie chciałbym abyś przez to porachowała wszystkie moje kości - mrugnął ponownie. Twoim zdaniem dokonał dobrego wyboru. W tej chwili ostatnią rzeczą na jaką miałaś ochotę, były jego kpiny - bo wiesz, tego typu żarciki ostatnio nie przypadły ci do gustu.
- O gustach się nie dyskutuje - mruknęłaś wyciągając z portfela banknoty, które dał ci ojciec. Położyłaś wszystkie na ladzie. - Ale ty masz wyjątkowo okropny. Reszty nie trzeba - skoro chciał się nad tobą pastwić i nie pozwolić na to byś wyszła ze sklepu, postanowiłaś ukrócić swoje męczarnie. Wiedziałaś, że dałaś pieniędzy zdecydowanie za dużo, ale nie miałaś już nerwów na tego gościa. Chciałaś po prostu wyjść.
- powiedziałbym raczej, że mam potworny gust - wywróciłaś oczami. Otworzyłaś zamaszyście drzwi. Ostatni raz spojrzałaś na szkieleta. Wyglądał na ciebie ze swojego stanowiska, praktycznie kładąc się na ladę. Pomachał ci  - to na razie _____ - zamarłaś na chwilę. Skąd on wie… Zaraz. Zaraz. No tak, widział przecież twój dowód.
Wydawał się być bardzo zadowolony z siebie. Prychnęłaś w rozdrażnieniu. Zatrzasnęłaś za sobą drzwi. Biegiem ruszyłaś do swojej klatki, w przejściu prawie wpadając na sąsiadkę.
- Przepraszam - mruknęłaś i zaczęłaś wspinać się po schodach. Kobieta coś krzyczała za tobą, nie wiedziałaś co. Gdy już znalazłaś się na ostatnim piętrze, stanęłaś przed swoimi drzwiami.
Nie bardzo wiedziałaś, dlaczego tak szybko stamtąd zwiałaś…
Cholera, w dupie z tym!
Pociągnęłaś za klamkę. Zamknięte. Ojciec zawsze zamyka drzwi za tobą. Wcisnęłaś ręce do kieszeni bluzy, aby wyjąć z niej klucze. Poczułaś pod palcami coś, czego nie powinno tam być.
Zacisnęłaś dłoń i wyjęłaś z kieszeni. Trzymałaś parę banknotów i monet. I Paragon.
- Co do…?
Zerknęłaś na rachunek. Zgadzało się. To ewidentnie był paragon z tego sklepu, sprzed paru minut. Nie wiedziałaś jakim cudem znalazł się w twojej kieszeni. Zastanawiałaś się chwilę, czy potwór miał możliwość wciśnięcia ci do bluzy tych pieniędzy. Nie przypominałaś sobie nic takiego. Poza tym byś chyba poczuła, prawda…?

* * *

- Czekaj, czekaj. Nie wiem czy ja dobrze rozumiem. Tak na dobrą sprawę to TY zaprosiłaś tego całego Grillby’ego?
    Dochodziła godzina osiemnasta. Claire przyjechała do ciebie od razu po pracy. Zaatakowała cię pytaniami już w progu, tak więc opowiedziałaś jej o Fuku i Grillby’m wszystko od początku do końca.
- Na pewno bym tego nie zrobiła, gdyby nie Fuku… - westchnęłaś ciężko stawiając przy tym dwa kubki gorącej herbaty na twoim stoliku kawowym w pokoju. Usiadłaś ostrożnie na miękkiej poduszce w fotelu wiklinowym. Claire zajęła miejsce w drugim fotelu. Założyła nogę na nogę i oparła wygodnie. Przeczesała palcami swoje króciutkie czarne włosy, tak jak to miała w zwyczaju, gdy o czymś intensywnie myślała - Ale… no tak, ja, chociaż wcale to nie był mój pomysł tylko jej. Była naprawdę upierdliwa i…
- Nie no dziewczyno, ja ciebie znam. Na upierdliwość, ty odpowiadasz swoją upierdliwością. Czymś takim nikt nie jest w stanie cię na nic przekonać - zacisnęłaś palce mocniej na uchu swojego kubka. - więc tak na dobrą sprawę nie masz za co winić tej biednej Fuku, bo naprawdę, to chciałaś się z nim umówić. Na to mi wygląda kochana.
    Byłaś cała czerwona, aczkolwiek nie od gorącej herbaty, którą piłaś, udając, że wcale nie parzy cię w język. Claire zaśmiała się. Zaklaskała w dłonie.
- No dziewczyno szalejesz! W końcu. Już myślałam, że nie zrozumiesz, że nie ma co czekać na tych wszystkich półgłówków, tylko samej zacząć działać! Tak w ogóle mam coś dla ciebie - sięgnęła do swojej torby, i wyciągnęła jakąś reklamówkę.
- Co to? - spytałaś łapiąc za nią. Zajrzałaś do środka.
- Wiem, że nie masz w szafie nic poza tysiącem bluz, t-shirtów i jeansów, więc kupiłam coś dla ciebie u mnie. Naprawdę ładnie schodzą, więc bądź wdzięczna dziewczyno!
    Drżącymi rękoma wyjęłaś ze środka czarno czerwoną sukienkę.
- Nie ma mowy. Nie ubiorę tego - rzuciłaś ją prosto w twarz Claire.
- Nie przyjmuję reklamacji - odrzuciła ją w twoją stronę. - Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci iść w takim stroju? - wskazała na ciebie. Byłaś ubrana w swoje ulubione jeansy, białą koszulkę i dla odmiany nie bluza, a czerwony sweterek, który dostałaś od Claire na ostatnie imieniny. W zasadzie miałaś zamiar właśnie tak iść. - Z tego tylko ten sweter nadaje się do czegokolwiek i w sumie chyba możesz go nawet spasować z tą kiecką.
- Claire - warknęłaś zza zaciśniętych zębów - pomijając fakt, że ja nie noszę sukienek W OGÓLE NIGDY PRZENIGDY, to to będzie wyglądało, jakbym się STARAŁA.
- A nie chcesz się postarać? Kopciuszek w łachmanach nie poszedł na bal. - skrzywiłaś się. Zdecydowanie nie uważałaś, że twoje ubrania to łachmany, no ale jednak czasem porównując ciebie i Claire zaczynałaś wątpić w swój gust - Wyobraź sobie, że jestem twoją dobrą wróżką chrzestną!
- Nie, Claire… - nie brzmiałaś dość pewnie. Twoja przyjaciółka, jeśli chodzi o sprawę ubioru, zawsze miała rację. Jednak ciągnęłaś dalej  - To będzie za wiele.
- I tak wybrałam dla ciebie łagodniejszy model. Tu nie ma tak ostrego dekoltu jak w tej którą sobie wzięłam. Chcesz zobaczyć?
    Nie czekając na twoją odpowiedź Claire wyjęła ze swojej torby drugą reklamówkę. Z niej wyjęła sukienkę prawie identyczną do twojej, z tym, że zieloną oraz o innym dekolcie. Nie byłaś pewna, z której strony są odkryte plecy sukienki...
- Kurwa…
- W sensie, że ja? - wyszczerzyła do ciebie zęby.
- Głupia. W sensie sukienka zaczepista.
- Może chcesz się zamienić, skoro tamta ci nie pasuje? - powiedziała zaczepnie.
    Spojrzałaś na sukienkę trzymaną przez ciebie w rękach. Ta również miała odkryte plecy, aczkolwiek z przodu miała w miarę przyzwoity dekolt. Miałaś mieszane uczucia. Z jednej strony skoro już zdecydowałaś, że pójdziesz, chciałaś wyglądać ładnie, ale z drugiej w twoich jeansach czułabyś się o wiele bezpieczniej…
- Będę wyglądać jak nie ja...
- O nie kochana - Claire wstała, złapała cię za rękę podciągając do góry. Doprowadziła cię do lustra stojącego w rogu pokoju. Jednym zgrabnym ruchem rozłożyła czerwoną sukienkę tuż przed twoją osobą. - Będziesz wyglądać po prostu ŁADNIE. Może już czas na zmiany, i to na całego skarbie, co?
Ścisnęła twoją dłoń w przyjaznym geście.
Nie miałaś już więcej determinacji w sobie, by się sprzeciwiać czemukolwiek...

* * *

    Przełknęłaś głośno ślinę. Naciągnęłaś swój sweter wysoko na szyję. Nie mogłaś zaprzeczyć. Sukienka prezentowała się wyjątkowo, jednakże w połączeniu ze sweterkiem z wielkimi dziurami oraz cienkimi rajstopami, było ci naprawdę zimno. Wrzesień to nie jest idealny czas, by stroić się w taki sposób.
- Teraz albo nigdy…
    Wzięłaś bardzo głęboki wdech. Nacisnęłaś klamkę. Gorące powietrze bijące od środka uderzyło w ciebie. Od razu zapragnęłaś wejść do środka, chociażby z tak prostego powodu - by nie marznąć.
    Lokal wyglądał tak jak ostatnio, z tą tylko różnicą, że na dworze teraz było o wiele ciemniej niż ostatnio i wszędzie pozapalane były światła. Osób też  jakby pojawiło się o wiele więcej. Nic dziwnego, w końcu sobota. Zaczęłaś się zastanawiać czy Fuku sprosta zadaniu, jakim była opieka nad interesem Grillby’ego, ale szybko twoje wątpliwości zniknęły. Dostrzegłaś ją za barem. Właśnie zakładała na siebie fartuch. Wyglądała też zupełnie inaczej niż zwykle. Ubrała się elegancko, w białą koszulę. Zwykle widywałaś ją tylko w ubraniach o jaskrawych kolorach. Nim jeszcze zdążyła się przygotować, jakiś potwór-kaktus zaczął nawoływać.
- Heeeeej, panienkooo, jeden Pijany Kaktusss!
    Fuku kiwnęła na niego ręką, dając znać, że przyjęła zamówienie. Sprawnie wykonała drink i z pełną gracją ustawiła go przed potworem. Byłaś pod wrażeniem precyzji jej ruchów, to na bank nie był jej pierwszy raz za barem.
- Braciszek mówił, że sporo już dziś wypiłeś. Nie przesadzasz, Nopal?
- Co panienka móóówi - chwycił za trunek i wziął głęboki łyk. - Jaaak to mówią, kaktus też człowiek, napić się muuusi!
- Wiedz tylko, że po ostatniej akcji wszyscy klienci zgodnie uznali, że już nigdy więcej nikt nie będzie cię niósł do domu. Wychodzisz na zewnątrz, a ja dzwonię po twoją małżonkę. Jelly Jack do tej pory nie usunął z siebie wszystkich twoich kolców, wiesz? - kaktus wybełkotał coś niezrozumiale. W tym momencie Fuku dostrzegła ciebie. Ruszyłaś w jej kierunku - O! Jesteś _____! Musisz chwilę poczekać. Grillby zaraz będzie… - zlustrowała cię od stóp, aż po sam czubek głowy. Usiadłaś ostrożnie na krzesełku przy barze. Zimna powierzchnia dotknęła twoich ud, przez co przeszedł cię zimny dreszcz. - Super dzisiaj wyglądasz! Zawsze chodzisz w jeansach, nawet nie wiedziałam, że masz takie świetne nogi! - pochyliła się nad barem by lepiej ci się przyjrzeć. Ty bezskutecznie próbowałaś naciągnąć sukienkę tak, by jak najbardziej zasłaniała twoje uda. W momencie, gdy Fuku krzyczała na głos uwielbienia, pół baru zaczęło ci się przyglądać.
- Nogi jak nogi - mruknęłaś. Siedzący koło ciebie potwór przypominający wyglądem ośmiornicę wyciągnął w twoją stronę jedną ze swoich macek, jakby chcąc dotknąć odkryte udo. Wciągnęłaś głośno powietrze przez zaciśnięte zęby. Podniosłaś drżącą dłoń gotowa trzepnąć potwora po obślizgłej kończynie.
- Gdybym ja miał nogi... - wybulgotał, nie wiadomo skąd, nie widziałaś aby miał usta, albo coś podobnego - Chciałbym mieć je takie jak twoje, kochana... - czknął. Zachwiał się lekko i położył jedną mackę na twoim ramieniu. Pomyślałaś, że może chciał powstrzymać swoje ciało przed upadkiem, ale wtedy druga macka, ta która się na ciebie czaiła, jednak wylądowała na twoich nogach lekko je przy tym głaszcząc
- Gdybym ja miała macki jak twoje - Fuku chwyciła za ścierkę i zaczęła przecierać blat po pijanych już potworach - trzymałabym je z dala od dziewczyny mojego brata - wskazała na ciebie podbródkiem. Na to ośmiornica podskoczył i przerzucił wszystkie swoje kończyny na drugą stronę, uderzając przy tym jakiegoś psa prosto w pysk. - No popatrz jaki grzeczny - zaśmiała się. Puściła ci oczko - Z nimi to trzeba sposobem. Octy’ego lepiej nie tykaj, bo jeszcze mu się spodoba. Ma pewne ciągoty do sado-maso - dodała szeptem.
    Widząc jak ośmiornica gwałtownie zareagował, gdy Fuku wspomniała o Grillby’m, stwierdziłaś, że nie ma sensu w tej chwili się wykłócać o fikcyjny tytuł jego “dziewczyny”. Jakby nie patrzeć, było ci w tym momencie z tym wygodniej. Ośmiornica kręcił się trochę na krześle mamrocząc przy tym przeprosiny, potem zsunął się z krzesła i wypełzł z lokalu najszybciej jak potrafił. Patrzyłaś jak potyka się na chodniku przed lokalem prawie wpadając do śmietnika. Zrobiło ci się go trochę szkoda… ale myśl o byciu obłapywaną przez te wszystkie macki.. Ughr!
- Braciszku, gotowy? - Fuku w tym czasie wyszła na zaplecze -  _____ już jest i czeka na ciebie!
    Usłyszałaś pospieszne kroki. Zza zaplecza wychylił się on. Przebiegł spojrzeniem po wszystkich w barze, a gdy w końcu dostrzegł ciebie, uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Schował się jeszcze na chwilę, by zaraz potem wyjść. Minął bar i skierował swoje kroki w twoją stronę.
    Wypuściłaś drżący oddech. Och… Mój Boże… W jednej chwili podziękowałaś w swoich myślach Claire, że nie pozwoliła ci iść w starych, znoszonych jeansach.
    Grillby nie nosił już swojego eleganckiego stroju, który zakładał w pracy, ale nawet w swoich normalnych ubraniach wyglądał zjawiskowo. Był ubrany w brązową skórzaną kurtkę, której podwinął rękawy, a pod nią miał czarną koszulę. Nie dopiął dwóch ostatnich guzików, przez co dostrzegłaś płomienie uwalniające się z jego klatki piersiowej.
- Cz… cześć - wyjąkałaś, w jednym momencie stając. Obciągnęłaś swoją sukienkę w dół po raz już chyba setny. Grillby uśmiechnął się lekko dostrzegając twoją bezowocną próbę zmienienia długości sukienki. Kiwnął lekko głową w geście przywitania.
    Staliście tak chwilę. Mężczyzna nie odrywał od ciebie wzroku. Zaczynało to powoli cię denerwować. Nie czułaś się pewnie w tym stroju, a poza tym sam Grillby sprawiał, że nie czułaś się swobodnie.
- No to… - zaczęłaś, lecz w tej także chwili wyciągnął w twoją stronę coś, czego wcześniej nie zauważyłaś, że trzyma. To był… - ...termos? - sięgnęłaś po to. Z pytającym wyrazem twarzy spojrzałaś na niego. On tylko się uśmiechnął i gdy już trzymałaś przedmiot - dość ciężki, wyglądało na to, że był pełny - włożył ręce do kieszeni. Nie wiedziałaś za bardzo co się dzieje. - Dziękuję.. Co to jest?
- Och! Mówiłam braciszkowi o tym o czym rozmawiałyśmy ostatnio! - krzyknęła Fuku zza baru. - Postanowił, że zrobi dla ciebie trochę gorącej czekolady własnej roboty. Mówię ci, jest najlepsza!
    Zastanowiłaś się chwilę o czym ty właściwie rozmawiałaś z Fuku ostatnio. No tak… Chciałaś się wymigać od tego spotkania i… kurwa… Cholera jasna…
- Och… - zdołałaś z siebie wykrztusić. Czułaś jak fala gorąca przechodzi przez twoje ciało. Nie wiedziałaś, czy przez to, że Grillby okazał się być tak przesłodkim facetem, który na jedno wypowiedziane słowo już biegnie z pomocą, czy dlatego, że twoja BODAJŻE PRZYJACIÓŁKA ROZPOWIADA WSZYSTKIM O CZYMKOLWIEK JEJ TYLKO POWIESZ W TYM TAKŻE O TWOIM FIKCYJNYM OKRESIE, którego nie miałaś, ALE MOGŁAŚ MIEĆ. To takie ŻENUJĄCE. - N-naprawdę dziękuję G-grillby… - nachyliłaś się w stronę Fuku, szeptem do niej mówiąc - Wiesz, że nie powinnaś mu o tym gadać?!
- Nie? Ale czemu? - wyglądała na bardzo zdziwioną. Miałaś przeogromną ochotę wylać na nią cały kontener wody, potem zasypać piaskiem i skakać po niej, byleby ją tylko zgasić i przestała robić COKOLWIEK!
    Wzięłaś głęboki wdech. Ostatecznie postanowiłaś jednak rozmówić się z nią później… w ciągu ostatniego tygodnia zdążyłaś zauważyć, że dziewczyna nie za bardzo ogarnia pewne ludzkie rzeczy...
- No to… - zwróciłaś się do Grillby’ego. Trudno było ci mówić ze zdenerwowania - Myślę, że możemy iść. Fuku mówiła, że znasz parę fajnych miejsc…
    Kiwnął głową. Wskazał dłonią na drzwi sugerując tym samym, abyście wyszli. Podążyłaś za potworem mając nadzieję, że nie spotka cię dzisiaj więcej niespodzianek...
Share:

4 grudnia 2016

Undertale: Na początek [First Things First - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Jest to prolog do opowiadania Problem zagubionej zabawki [The Lost Toy Problem]. Jako jedyny rozdział przedstawiony z punktu widzenia Sansa, kolejne są już z bohaterki. Oczywiście związek Sans x Ty. 
Fabuła wygląda następująco - Friska nigdy nie było, to Ty jesteś siódmym dzieckiem jakie wpadło, pomogło potworom, ścieżki ludobójczej nigdy nie dokonałaś. Zostałaś wraz z Toriel. Lata minęły. Masz 25 lat. Toriel postanowiła otworzyć Muzeum Historii Potworów i z tej okazji zaprosiła wszystkich pod górę Ebbott, jest pewien niezwykły eksponat jaki stanie się źródłem Twoich problemów.
Oryginał: klik
/ To początek, rzucony na smaczek. Zobaczę jak chwyci, celem sprawdzenia czy tłumaczyć dalej czy nie :) /
-Chryste panie, Sans, błagam.. kk-kurwa... oh... ooo kurwa... kkk... proszę Sans... mmm kurwa!

Nawet w jego snach klniesz jak szewc. No dobra, zwłaszcza w jego snach.
Nie martwił się, aby zasłonić okno roletą czy zasłoną zeszłego wieczora, nigdy tego nie robił. Bo po co? Uwielbiał pracować do późna, czy to sypialnia czy to salon, mógł drzemać wszędzie gdzie się dało, a kiedy światło słoneczne padało na jego twarz otwierał oczy. Zajęło mu chwilę zorientowanie się gdzie jest, wiedział bowiem gdzie go nie było. Nie tam gdzie Ty, tak wyglądało piętnaście lat jego poranków. Czasem wieczorów, jeżeli usnął wcześniej. Ten świt jednak był znacznie jaśniejszy niż pozostałe. Nadal paliły się latarnie za oknem, niebo przybrało kolor indygo. Słyszał pierwsze poranne samochody.
Nigdy nie zostawał w tym samym miejscu przez dłużej niż miesiąc, dlatego miał problemy z rozpoznaniem po której stronie łóżka znajduje się nocny stolik. Pomacał pusty blat. Zaraz, skoro tam nie było telefonu to ... co za geniusz położył go na ziemi? A no tak, Sans. Przekręcił się i stęknął sięgając po komórkę.
Czwarta trzydzieści. Bez wątpienia na zewnątrz jest jeszcze ciemno. Ustawił budzik na piątą, jego taksówka przyjedzie pod hotel o szóstej, lot ma o siódmej trzydzieści. Dobry Boże, dlaczego zarezerwował miejsce w samolocie na siódmą kurwa trzydzieści? A, no tak. To jedyny bezpośredni, którym dostanie się do Toriel. Dała mu wcześniej tylko jedną radę „załóż buty”. Dzięki Tori.

Mógł iść spać. Miał jeszcze pół godziny nim faktycznie będzie musiał wstać, westchnął i odstawił telefon. Normalnie, nie miałby czasu na myślenie nim ponowie zapadnie w sen, lecz po tym śnie... Obrazy przewijały się przez jego głowę i stawały się wyraźniejsze, kiedy chował oczy za powiekami. To nie była żadna nowość, od czterech lat towarzyszą mu te wizje.
Chrząkając, dotknął wybrzuszenia na spodenkach, a potem wyciągnął nogi spod kołdry. Zazwyczaj mógł sobie z tym problemem ręcznie poradzić, ale ... nie. Cokolwiek Toriel planuje, Ty prawdopodobnie tam będziesz i nie mógłby spotkać się z Tobą z „cześć, wiem że nie rozmawialiśmy od miesiąca, ale co noc miałem o tobie sny erotyczne i rano strzepałem sobie myśląc o tobie” wypisanym na twarzy. Zauważyłabyś, wiedziałabyś o tym... jakimś sposobem. Nie chciał tego. Kurwa, pewnie i tak masz już kogoś. A nawet jeżeli nie, nawet jeżeli jesteś nim zainteresowana (co było dla niego dziwne), to co miało miejsce na imprezie Alphys nigdy się nie powtórzy. Boże, to przyjęcie, jeżeli...

Nie, ooo nie nie nie. Nie ma szans. Lepiej jest tak jak jest. Taki miał plan nawet wtedy, kiedy zobaczył Cię na uroczystym zakończeniu szkoły wyższej. Przerażające jak bardzo Cię pragnął. To nie było właściwe z wielu powodów, ale po czterech latach jego zauroczenia, stałaś się... kimś ważnym w jego życiu. To nie było sprawiedliwe, może; zawsze go zachwycałaś. Odkąd byłaś dzieckiem. I wtedy, nagle dorosłaś, zrobiłaś się zabawniejsza, milsza, sympatyczniejsza, mądrzejsza... i wszyscy mówili tylko o tym, jak świetlana przyszłość Cię czeka. Zgadzał się z tym. Ale nie podobało mu się jak jego kutas – nie, gorzej jego dusza – reaguje na Ciebie, kiedy się do niego uśmiechasz, kiedy rozmawiasz z nim sam na sam.
Nie potrzebowałaś jakiegoś popierdolonego kościotrupa obok siebie, dawałaś sobie świetnie radę bez niego i tak powinno zostać. Czasami, pozwalał sobie o tym zapomnieć i marzył, że z nim flirtujesz, że chcesz. Kiedy się mało nie pocałowaliście u Alphys. Wspomnienie wszystkiego co się wtedy działo prześladowało go. Jak Cię powstrzymał. Ile go to kosztowało, jak się wtedy czuł. Szybko zniknęłaś. Tak strasznie chciał nie myśleć jasno. Pozwolić. Abyś go...

Usiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w stopy na podłodze. Ziewnął i przeciągnął się. Robił co mógł aby ignorować piętrzącą się potrzebę w spodniach, wstał i podszedł do laptopa
Miał nadzieję, że to oderwie jego myśli. Sprawdził pocztę, trzy emaile, gdzie jeden to spam. Zajęło mu kilka minut odpisanie na pozostałe dwa. Sprawdził konto bankowe, spisał kilka numerów... bezsensowna walka z twardą chucią... miał wrażenie, że jego własny mózg robi mu na złość. Wstał, wziął kubek z niedopitą kawą i wrócił na miejsce. Na Facebooku dostał wiadomość.

Toriel Dreemurrr: 
Czekam na jutro! Wszyscy będą zaskoczeni, że Cię zobaczą! Jesteś pewien, że nie chcesz aby ktoś Cię odebrał z lotniska? Myślę, że _____ mogłaby zabrać tajemniczego gościa!

Oh, no tak. Nadal była noc przy górze Ebott. Ostatnim co chciał teraz robić było rozmawianie z Toriel o Tobie. Kto w jego sytuacji by chciał? Ta kobieta miała najgorsze wyczucie czasu z możliwych, a wiedział o tym dobrze bo jest komikiem. Znaczy się, był, kiedyś tam.

Sans: 
nie, dam sobie radę, do zobaczenia później

Toriel Dreemurr: 
LOL! Cudownie ]:-)

Zamknął okienko rozmowy i zaczął przeglądać Facebooka. Nie przepadał za tym portalem, ale w taki sposób mógł śledzić co u Papyrusa, dość często rozmawiali ze sobą. Co go ciesz-

_____ została oznaczona na zdjęciu.
MK Rozrabiaka: #tenuczuć kiedy _____ wywinęła orła na wyścigach wrotkowych, chwała bogu za te fioletowe obcisłe spodenki! OŁ OŁ! _____ zostajesz w naszych sercach i umysłach, ale nie bierz już udziału nigdy więcej! 
Zdjęcie było fajne. Leżałaś na ziemi i się śmiałaś, ktoś pomagał Ci wstać. Wyglądało jakby zostało zrobione przez profesjonalistę. Spod kasku wystawały Ci niesforne kosmyki włosów, byłaś lekko spocona. No i tak. Te spodenki. Pamiętał jak dołączyłaś do klubu wrotkowego, niby „przysługa dla znajomej” jakieś trzy lata temu. Był nawet na jednym Twoim wyścigu. Na nim też Mettaton udawał, że nie jest zazdrosny o to jak zgrabne są Twoje nogi.
Gwałtownie zamknął laptopa. Byłaś kurwa wszędzie. Uderzył czołem w hotelowy stół. Wziął głęboki wdech, zamknął oczy, lecz atmosfera między jego nogami nie zmieniała się. Zrobiło się za ciasno. Warknął zawstydzony, a potem zaśmiał się lekko. Te pierdolone spodenki, kto kazał Ci je założyć? Ktoś zrobił to specjalnie? Spisek? Może. Kurwa.
Wiedział, że to tylko pogorszy sprawę. Właśnie obudził się z mokrego snu, teraz sobie strzepie, a potem musi przetrwać dzień. Jeżeli cokolwiek ma go ocucić, to tylko to, myślał jeszcze przez kilka minut, robiło się tylko goręcej, był zdesperowany. Tam może nie mieć nawet szansy na zrobienie tego. Cóż, dobra. Tak więc, na co czekać?
Popatrzył na sufit. To takie głupie, głupie, głupie. To nie tak, że było w tym coś obcego. Jednak zazwyczaj dzielił was ocean. A teraz, zobaczy Cię jeszcze dziś. Boże. To musiała być jakaś forma kary, ponieważ nawet myśl o tym, że znowu usłyszy Twój głos ekscytowała go jak diabli. Tęsknił za Tobą. Staliście się nawet całkiem dobrymi przyjaciółmi. Choć teraz przez milczenie, pewnie wszystko poszło w pizdu. I choć nawet jeżeli umyłaś już ręce po znajomości z nim, wspomnienie tamtej nocy, całkowicie przekreśliło szansę na poprawę. Może powinien z Tobą porozmawiać? Pójść za Tobą, wyjaśnić. Jeżeli nie to... spędzić z Tobą choć chwilę dłużej.

A co jeżeli Ty nie chciałaś zerwać tej znajomości?

Oh, wiedział, wiedział Jasne. Byłaś w nim zakochana na swój sposób, kilka lat temu. Chciałaś go pocałować na przyjęciu, ale on wiedział lepiej, że nie może potraktować tego poważnie. Nie trzeba było być doktorem zwyczajnym, aby wiedzieć że jest multum powodów aby to ukrócić. Byłaś po kilku głębszych, on też, resztką sił Cię powstrzymał, a potem... czas płynął dalej. I dobrze. Powinien. Ale, co jeżeli...?
Prawdopodobnie najniebezpieczniejsze pytanie jakie mógł sam sobie zadać. Lecz sposób w jaki zareagował jego kutas w bokserkach udowodnił, że myśli pognały już swoim torem. Przejechał palcem po zewnętrznej stronie od główki aż na sam dół, przeszedł go dreszcz. Uniósł się lekko by ściągnąć z siebie bokserki wyraźnie opinające się na jego przyrodzeniu.
Chwycił za nasadę i westchnął, zastanawiał się jakbyś na niego zareagowała, może byłabyś zaskoczona, zaciekawiona? A co jakbyś nakryła go kiedy to robi? To normalne, że ludzie są ciekawi, to cecha ich natury. A Ty zawsze byłaś bardzo wścibska, co też mu się podobało. Dostrzegłby Cię i nie dałby odpowiedzi. Tak naprawdę, patrzyłby się jak podchodzisz do niego. W każdym razie, tak sobie myślał, ścisnął się nieco bardziej i zaczął przeciągać ręką od dołu do góry. Korona z głowy by Ci nie spadła, gdybyś poprosiła go grzecznie.
Jasne. Nigdy nie byłaś typem grzecznej, potulnej dziewczynki, ale gdybyś dała mu szansę, mógłby Cię do tego przekonać. Chciał abyś była tak samo bezradna, tak samo zdesperowana jak on, chciałby abyś błagała go – abyś wymawiała jego imię, drżącymi wargami łapała oddech. Chciał abyś patrzyła na niego prosząco, spragniona choć odrobinę jego osoby. Byłoby tak bardzo dobrze. Jeżeli by mógł... Jeżeli by tylko mógł... pokazać Ci...
Boże, tak strasznie chciał Ci pokazać to co z nim robiłaś. Kiedy odpowiadałaś kawałem na kawał. Jak przyłapałaś go na kłamstwach, albo kiedy unikał odpowiedzialności. Albo jak poruszałaś tymi lubieżnymi wargami.
W jego głowie odtwarzał Twoje słowa, prześladowały go w snach. Jak mógłby odmówić Ci kiedy mówiłaś jego imię w taki sposób? Jasne, nie mógł. Na jego czaszce pojawiła się kropla potu. Dałby Ci cokolwiek być kurwa chciała. A jeżeli chciałabyś jego kutasa w sobie – zaczął pompować mocniej – albo kurwa, jakiejkolwiek części jego ciała – zacisnął palce dookoła – to dostałabyś wszystko co byś chciała, nic nie byłoby go w stanie powstrzymać.

Byłoby zajebiście.

Opętało go, podparł się o podłokietnik, a kość łokciowa uderzała rytmicznie o krzesło. Oparł się wygodniej, podkulił nogi opierając palcami o ziemię, lekko otworzył usta.
Zbliżał się, wolną ręką zaczął błądzić po żebrach, skupionemu na jednym umysłowi towarzyszył ciężki oddech. Z ciekawości podniósł głowę by wyjrzeć za okno, na chodniku była tylko jakaś para staruszków, szli powoli przed siebie wspierając się o laski. Czekał, aż sobie poszli i westchnął z ulgą. Był pewien, że w łóżku będzie bezpieczniejszy, powinien być bardziej uważny. Wstał i udał się do ciemnego pokoju. Może lepiej by było jeżeli włączyłby światło? Nie, niech będzie mrok, wtedy łatwiej będzie mu wyobrazić sobie Twój obraz. Twój ciężki oddech. Bicie Twojego serca. Na dole ktoś otworzył drzwi i zapalił światło w korytarzu, jego wyobraźnia wszystko poprawiła: to byłaś Ty.
Osunął się w ciemnościach obok łóżka. Twarz wtulił w materac. Zimna pościel przypomniała mu, dlaczego nie wszedł pod nią, klęczał jakby odmawiał modlitwę.
-no dalej.
Warknął sfrustrowany wtulając się bardziej w posłanie, jedną rękę położył luźno obok głowy, drugą chwycił za gumkę spodni. Wziął głęboki wdech i opuścił je. Był już bardzo blisko, gdzieś bliżej niż blisko, dlatego jego kutas aż drżał spragniony uwagi. Teraz mógł pozwolić sobie na puszczenie fantazji luzem. 
 klik
Nie byłaś trudna do wyobrażenia. Znał Cię za dobrze, swojego czasu spędził go wiele po prostu patrząc na Ciebie. Małe szczegóły mógł zapełnić własną twórczością. Często fantazjował o tym na ile różnych sposobów mógłby wywołać gęsią skórkę na Twoich rękach, w jaki sposób Twoje ciało odpowiadałoby na jego dotyk. Wczesnym rankiem, wieczorem, nocą oraz przy każdej nadarzającej się okazji. Tych kilka gorących minut ukradzionych w ciągu dnia, marzył o odgłosach jakie chciałby z Ciebie wydusić. To w jaki sposób mogłabyś jęczeć obok niego, chwytać się za kości, starałabyś się dać mu choć odrobinę satysfakcji, ale własny rozdygotany oddech utrudniałby skupienie się na zadaniu.
Kołdra wylądowała na podłodze, jego wolna ręka bezradnie błądziła po materacu, szukając czegoś co mógłby złapać i przystawić do krocza. Nic, tylko wymiętoszone prześcieradło. Nie. To była Twoja koszulka. Nie. To była jego koszulka, którą nosiłaś. Albo nie, lepiej... skóra.
Skóra stała się jego obsesją. Pierwszy raz kiedy dane mu było poczuć coś innego niż tylko ręka, był nią zafascynowany. Jak bardzo się różni! Co za szkoda, myślał, że najdelikatniejsza, najbardziej interesująca, najbardziej wrażliwa część musi być ukrywa przed widokiem, przed dotykiem. W tym momencie Twój obraz był idealny. Stałaś naga przed nim. Dla niego.
Ile by dał, aby to była prawda? Potrzebował czegoś namacalnego co mógłby umieścić w swojej dłoni. Syknął przez zęby. O tak. Lepiej. Jednak jeszcze mu było mało. To skomplikowane. Chciał zrobić z Tobą tak wiele rzeczy. Pragnął słuchać Twojego podniesionego głosu, kiedy jego ręce obłąkańczo błądziłyby po Twoim ciele, nie wiedząc za co złapać. Mógłby pieprzyć Cię tak mocno, tak ostro, że złamałby to pierdolone łóżko.
Rama hotelowego posłania wbijała mu się w klatkę piersiową. W końcu dochodził, lecz nie mógł przypomnieć sobie tej jednej rzeczy jaka dałaby mu ostateczne spełnienie. Brakowało czegoś, zawsze. Nawet nie chciał myśleć jak żałosne musi to wyglądać. Nie, nie myśl o tym. Zostań w wyobraźni. Na zawsze. Otulony seksem i Tobą, Tobą i seksem i Twoją pierdolenie delikatną skórą i Twoim cholernie seksownym ciałem i Twoim głosem przebrzmiewającym w jego czaszce, rozpalającym go jeszcze bardziej. Objąłby Ciebie wszystkim co mógł. Chciał mieć Cię bliżej. Jeszcze trochę. Kurwa, błagam, cokolwiek, tylko być bliżej niej.
Nie dało się już bardziej. Czas naglił.
Jego zabawa trwała już dwadzieścia jeden minut i czterdzieści trzy sekundy. To i tak nie jest jego rekord. Właściwie, schodziło mu nawet dłużej, lecz nie mógł sobie na to teraz pozwolić.
-kuhhhh...uhhhh....uhhhh... o kurwa -
W końcu, zdał sobie sprawę z paskudnej rzeczywistości. Mimo to nadal mu było mało. Brakowało czasu, brakowało przyjemności. W tym stanie nie mógł wziąć skrótu. Cóż...
Poczuł przeszywające go dreszcze. Wstrzymał powietrze i całe jego ciało zrobiło się sztywne. Opuścił go ciężar marzeń i niespełnionych fantazji. Opadł bezradnie na ziemię. Dyszał ciężko przez chwilę, z trudem dźwignął się na rękach i wstał na równe nogi.
Wtedy popatrzył na siebie nieco przytomniejszym wzrokiem.
-kurwa, poważnie? - zdał sobie sprawę, że wyładował ładunek na siebie – nie no serio?
Jego oddech powoli wracał do normy, chwiejnym krokiem wszedł do łazienki by się obmyć. To koniec. Popatrzył w lustro. Był spocony i ubrudzony własnym nasieniem, czuł się okropnie nie tylko przez swój wygląd, ale i przez poczucie winy. Samo myślenie o Tobie wywoływało u niego grzeszne myśli. Tak wiele razy wzywał Twoje imię, w sumie jego wyobraźnia robiła z Tobą znacznie gorsze rzeczy. Nie. Wszystko będzie dobrze. Był dobrym aktorem. Niczego się nie dowiesz.
Wyłączył wodę i poszedł do łóżka, czując się nieco lżej niż wcześniej. Ubrał się.
Miał w zapasie kilka minut do budzika, pierwszy raz wstał wcześniej od niego i był gotowy.

Taksówka będzie pod hotelem o szóstej.

Lot ma o siódmej trzydzieści.

Zobaczy Cię za piętnaście godzin.

Do tego czasu się ogarnie, prawda?

Ale teraz, nic się nie stanie jak da sobie dodatkowe dwadzieścia minut na sen. Zmęczyłaś go.
Share:

3 grudnia 2016

Undertale: Te ciche momenty - Poświata [In These Quiet Moments - Afterglow - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się kolejnego ranka, między miękkimi poduszkami oraz ramionami Sansa. Nie żartował z tą całą „jedną godziną”, oboje czuliście się zobowiązani nadrobić wcześniejszy raz. Pokręciłaś się trochę próbując znaleźć wygodną pozycję, delikatnie szturchnęłaś jego ramie, westchnął. Jak się tutaj znalazłaś? Połowa Twojego serca cieszyła się z tego faktu, ale druga nadal nie mogła zrozumieć, że nie tylko śpisz z, ale umawiasz się ze szkieletem. Z racjonalnego punktu widzenia każdy z nas ma szkielet W SOBIE, co nie? No i to całe „piękno w środku” o którym wszyscy mówili, że właśnie to jest najważniejsze w życiu. No, ale to nie tylko to. Przy Sansie czułaś się właściwie. Więc skoro Ty byłaś z tego powodu zadowolona, cały świat powinien to zaakceptować. Ale co będzie dalej? Czy ten związek przetrwa próbę czasu? Dlaczego zadręczasz siebie tymi pytaniami? Warknęłaś, próbując przypomnieć sobie, że dopiero co zaczęliście randkowanie. Gdzie ta cała sytuacja Cię zaprowadzi? Sans mógł zacząć podrywać Cię wcześniej. Przesunęłaś palcami po jego ramieniu, starając się dotknąć tych niewielkich nici. Dotyk jego kości był dziwny i niezwykły. W niektórych miejscach był gładki jak chińska porcelana, w innych chropowaty. Twoje zafascynowanie jego osobą nie zniknęło od wczorajszej nocy, to było takie niezwykłe, sposób w jaki się poruszał... cały był idealny. To najbardziej Cię zachwycało, kołdra na nim wyglądała tak samo jak kiedy miał na sobie ubrania. Wyglądał jak bardzo chuda osoba, a nie szkielet. Parsknęłaś myśląc, że to pewnie „maaaaaagia” i takie tam. Poczułaś jak mocniej Cię obejmuje przyciągając nieco bardziej do siebie. Czułaś jego żebra na swoich plecach, choć i tak było Ci wygodnie. Delikatnie odwróciłaś głowę by spotkać się z jego leniwym wzrokiem wpatrzonym w Ciebie.
-dobry – mruknął nadal zaspany
-Dobry – odpowiedziałaś i cmoknęłaś go w zęby. Uśmiechnął się i ścisnął mocniej. Zaciągnęłaś się jego zapachem, przez chwilę rozkoszowałaś się cedrem oraz starymi książkami i nadal było coś co rozpoznawałaś, ale nie umiałaś nazwać. - Wyspany?
-jak nigdy w życiu – uśmiechnął się szerzej. Pogładziłaś jego policzek
-Nie wygaduj głupot, nie mieliśmy zbyt wiele czasu na sen
-hej, jest jedenasta, można sobie jeszcze trochę pospać – puknął Cię palcem w nos, uśmiechnęłaś się i złapałaś go zębami – łoł, spokojnie tygrysie
-Hah. Wiesz... muszę przyznać że jesteś w tych sprawach naprawdę dobry – wyszczerzyłaś się. Uśmiech Sansa na chwilę zadrżał, lecz potem się uspokoił
-mówiłem ci, sporo szukałem na ten temat
-Więc nie muszę ci mówić co i jak. - zakpiłaś
-heh, wiesz, nie mówiłaś mi nie, tak właściwie pamiętam sporo „tak, właśnie tam”
-Oh zamknij się. Czasami jesteś nieznośny
-jak mam być szczery, ty też wiedziałaś całkiem dobrze jak się mną bawić – uśmiechnął się lubieżnie. Wywróciłaś oczami
-Koleś, każda część twojego ciała jest wrażliwa. Nie było trudno. Znaczy się – złapałaś go za dolne żebro, zadrżał w odpowiedzi i stłumił stęknięcie – Widzisz?
-to nie jest fair – mruknął – to naprawdę wrażliwa część – wyglądał na lekko zdenerwowanego i ścisnął Cię mocniej za sutek, pisnęłaś.
-Ej!
-no i masz – uśmiechnął się głupkowato i przekręcił na bok. Zaśmiałaś się lekko i przeturlałaś na brzuch, uniosłaś wysoko brwi kładąc brodę na skrzyżowanych rękach
-Więc... mogę zadać ci szczere pytanie? - nie byłaś pewna jak zacząć rozmowę
-wal
-Więc... pasujemy do siebie, ale nie jesteśmy kompatybilni, tak? - zerknęłaś na niego. Zamrugał kilka razy, dźwignął się na łokciach i poprawił poduszkę aby mieć lepszy widok na Ciebie
-co masz na myśli? - wyglądał na zmieszanego
-Patrz, um... Zazwyczaj nie pozwalam nikomu ... na... „jazdę bez trzymanki” jeżeli nie mam przynajmniej minimum opieki – czułaś się zawstydzona, nie myślałaś, że będziesz mówiła o tym już przy okazji Nowego Roku – A ty... eeeeem... doszedłeś w środku mnie wczoraj, więc... - zatrzymałaś się tutaj nie wiedząc co dalej powiedzieć
-zgubiłem się – położył rękę na swoich żebrach – minimum opieki?
-No wiesz. Pewności. Jeżeli zaciążę, że nie zostanę sama. Takie tam – czułaś się głupio, a on ... zaczął się śmiać, byłaś czerwona
-nie! nie nie nie. słuchaj, może pasujemy do siebie w anatomicznym rozumowaniu, ale jesteśmy różnymi gatunkami, pozwól, że zadam ci szczere pytanie, nawet jeżeli pomyślisz, że jest obrzydliwe: gdybyś rypała się z psem, to miałabyś szczeniaczki?
-Co? Fuuuuj, nie!
-no właśnie – zachichotał – mimo to wszystko rozumiem, zapewniam jednak że nasza fizyczność nie działa tak, no i nie w ten sposób potwory się rozmnażają, przepraszam jeżeli cię przestraszyłem
-Cóż, chciałam się tylko upewnić, wiesz? Nie chciałam być jakimś um... obiektem naukowym, potworzym inkubatorem, czy czymś takim
-nie, nic ci nie będzie, nie zapytałem się ciebie o to, myślałem że to standard – popatrzyłaś na niego, był cały niebieski. Wyszczerzyłaś się głupkowato.
-Więc, jakie porno oglądałeś?
-nie chcę o tym rozmawiać – warknął. Zachichotałaś a potem delikatnie przejechałaś palcem po jego żebrach łaskocząc go -ej!
-Palant – uśmiechnęłaś się – Więc JAK potwory się rozmnażają?
-to... uh... skomplikowany proces, sporo duchowej magii i takie tam – poprawiłaś poduszkę i położyłaś na niej twarz, a potem stęknęłaś.
-Magia, magia, magia. Znaczy się, łapię, ale czuję się jak małe dziecko, znowu. Jeżeli tego nie rozumiem to to musi być magia! - powiedziałaś głośniej. Sans zachichotał i zaczął bawić się Twoimi włosami
-ale właśnie tak działamy w pewnym stopniu, znaczy się, kiedyś wytłumaczę ci to dokładnie, teraz niech zostanie to „magią”, za wcześnie aby gadać o sprawach naukowych
-A czy ludzie i potwory mogą się rozmnażać tak jak wy? - zapytałaś niespodziewanie. Sans zamarł – Jestem tylko ciekawa. Pamiętam, że sporo było pierdolenia o tym, że ludzie mają w sobie magię kiedy wyszliście na powierzchnię
-to nie takie tam sobie pierdolenie, właściwie – zaczął gładzić Twoją twarz. Miłe uczucie – ludzie mają żałośnie niskie pokłady magii
-Mówisz poważnie? Więc mogłabym też unosić ludzi takie tam? - otworzyłaś szerzej oczy. Usłyszałaś jak stuknął zębami o siebie
-pamiętam jak wspominałaś, że „dokopałabyś sukom na twojej drodze” więc mam nadzieję, że nie – popatrzył na Ciebie złośliwie. Byłaś nieco zakłopotana – ludzie kiedyś byli dość potężni
-Słyszałam o tym może z dwa razy przy okazji waszego pojawienia się, ale wcześniej? Nigdy. W szkołach nawet się na ten temat nie mówiło. A ta wojna z potworami? Nic. Ani słowa. Nawet w książkach
-racja, ale to zwycięzcy piszą historię i jasnym jest, że nie chcieli abyście o nas pamiętali ... - zawarczał cicho – ale ej, pojawiliśmy się!
-Racja! I cieszę się z tego! - powiedziałaś pukając go palcem w policzek. Uśmiechnął się. - Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie, czy ludzie i potwory mogą mieć dzieci?
-wiesz, nigdy o tym nie myślałem, wiem że to zabrzmi dla ciebie niemożliwe, ale jeżeli miałabyś taki sam rodzaj magii... - pogładził się po brodzie wyraźnie zamyślony – jestem przekonany, że gdzieś ktoś próbuje rozwiązać tę tajemnicę, a jak mu się uda to się o tym dowiemy
-A co z twoją duszą? - byłaś ciekawa, teraz pukałaś go w ramię. Zabulgotał lekko – Nie proszę cię kurwa o to, abyś się ze mną rozmnażał, idioto. Pytam o twoją duchową magię. Co to jest?
-to... um... to prywatna sprawa – wyglądał na zawstydzonego. Przystawiłaś dłoń do ust zaskoczona.
-Kurwa, przepraszam. Czy byłam nieuprzejma?
-nie martw się – zachichotał lekko – wiesz teraz, że nie wypada chodzić i pytać się przypadkowe potwory o ich dusze, bo to bardzo... intymna sprawa. takimi rzeczami dzielimy się zazwyczaj z naszymi małżonkami
-Oh! Więc potwory wybierają małżonka raz na całe życie?
-dokładnie – wzruszył delikatnie ramionami – można złamać więź, ale zrozumiałe, że nie jest to nic przyjemnego. nasza królowa musiała tak zrobić jakiś czas temu - zamarł
-To słodkie – uśmiechnęłaś się – Nie to, że królowa cierpiała, chodzi mi o ... no że jedna osoba na całe życie. No i jasnym jest, że nie przeszkadza wam cały ten proces randkowania
-heh, taaa
-Zaraz, zaraz! Więc nie rozmnażacie się za pomocą... - pokazałaś na jego biodra - ... więc po co uprawiacie seks?
-a dlaczego ludzie się pieprzą kiedy nie chcą dziecka? - odparł. Prychnęłaś.
-Sans, to co innego, nie utrudniaj. Tak, to cholernie fajna zabawa, ale nasze ciało z punktu widzenia anatomicznego jest stworzone do tego aby były dzieci. Jeżeli potwory mogą je mieć bez seksu, więc po co wam ... te części? - wzruszył ramionami
-dla zabawy? nigdy o to nie pytałem, i jak mam być szczery nie każdy potwór ma ... odpowiednie części
-Oh ho ho! Czy kryje się za tym jakaś fajna historia? - usiadłaś na łóżku okrywając się kocem. Zaśmiał się nerwowo.
-mam jedną zabawną, ale nie dla mnie – zachichotałaś
-Cóóóż, cieszę się że między nami styknęło. Miałabym złamane serce jeżeli nie miałbyś tego czego potrzebuję – złapałaś go za kość udową. Zaśmiał się lekko.
-ja też, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak byłem samotny bez ciebie
-Ja bez ciebie też byłam całkiem samotna – odpowiedziałaś. Uśmiechnął się szeroko.
-mam nadzieję, że to nie jest żaden żart, nie chcę abyś była w tym lepsza ode mnie
-Nie ukradnę ci talentu – Zaśmialiście się szczerze.
-chodź tutaj, wspaniałe stworzenie – pociągnął Cię w swoim kierunku, wierciłaś się chwilę nim ułożyłaś się wygodnie obok niego. - musimy wychodzić dzisiaj z łóżka?
-Lubię być leniwa. Ale jutro muszę wracać do pracy. A skoro o tym mowa, jak wygląda twój harmonogram?
-ech, zatrudnili ostatnio nowe osoby więc mam trochę więcej czasu
-Nie zapominaj, że są te bilety do planetarium, termin ważności wygasa do końca stycznia – zaczęłaś ręką gładzić jego klatkę piersiową. Wypuścił głośniej powietrze przez nos
-nie zapomniałem, nie martw się, co prawda nie w tym tygodniu, ale może w kolejnym? - zaproponował. Przytaknęłaś, objął Cię drugą ręką, był naprawdę rozgrzany.
-Powiedz tylko słowo – myślałaś przez chwilę – Więc jak często będziemy mieć piżama party?
-powiedz tylko słowo – zachichotał. Wywróciłaś oczami
-Chodzi mi o to, że szybko się przyzwyczajam – objęłaś go nogą. Wtulił twarz w Twoje włosy
-mmmmhymmmmm – przez resztę dnia oboje nie robiliście nic tylko leżeliście w łóżku

Kolejnego dnia poszłaś do pracy bardzo zadowolona. Piotrek zmierzył Cię wzrokiem wyraźnie poruszony bijącą od Ciebie radością
-Cześć dzieciaku! - objął Cię przyjacielsko – Jak święta?
-Cudownie! - wyszczerzyłaś się – Nie wiem jak ci dziękować za te dwa tygodnie, serio. To był najlepszy czas w moim życiu
-Heh, jasne. Nie przywyknij do tego, nie lubię za często wyjeżdżać – zaśmiał się lekko – No, ale rodzinka bawiła się przednio, więc nie narzekam
-To super! - chwyciłaś za swój fartuch – Chcę posłuchać o Hawajach! Nigdy tam nie byłam, jak pogoda? Było fajnie i ciepło?
-Oh nie masz pojęcia. Pogoda była zajebista. Nie to co tutaj – pokazał na okno. Było lodowato, rankiem spadł świeży śnieg. - Co noc byliśmy na plaży i słuchaliśmy gry na gitarze, piliśmy te dziwne koktajle, dzieci bawiły się w wodzie do późnej nocy, a w domu bawiły się w gry. Było cudownie.
-Brzmi fantastycznie! Też będę musiała gdzieś się wybrać, przez ostatnie lata tylko jechałam do staruszków. Nic ekscytującego
-Dlaczego nie pojechałaś do rodziców? - zapytał
-Chciałam, wierz mi, ale mama i tata pojechali do Europy, więc zostałam tutaj
-Tutaj? - zapytał zaskoczony – Sama?
-Nie! Byłam w mieszkaniu znaczy się – zaczęłaś się bronić – Spędziłam gwiazdkę z sąsiadami
-Potworami? - uniósł wysoko brwi. Przytaknęłaś
-Tak, też obchodzą Święta Bożego Narodzenia. Koleś, było zajebiście. Potem wyskoczyłam z moją bestią, a potem byłam z paczką świętować Nowy Rok. - Starałaś się nie myśleć za bardzo o Sylwestrze, mimo wszystko nadal byłaś w pracy – Potem zabrałam sąsiadów na Oxen Falls gdzie bawiliśmy się w śniegu. Było zajebiście! - Piotrek westchnął
-Brzmi fajnie. Często spotykałaś się z sąsiadami? - zmarszczyłaś brwi
-Tak, często. Problem?
-Nie – mruknął, ale czułaś że coś jest nie tak. Zdecydowałaś nie naciskać, nie chciałaś psuć sobie dobrego humoru
-Dobrze! W każdym razie, jak wygląda nasza współpraca w tym roku?
Zaprowadził Cię na tyły by pokazać papiery. Kilka osób podpisało z nim kontrakt aby sprzedawać ich wina w jego sklepie. Co więcej mimo spędzenia Świąt na Hawajach nadal pracował próbując różnego rodzaju alkoholicji. Kilka z nich było niezwykle smacznych, jak to oznajmił. Powiedział, że będziesz mogła spróbować jak przyjdą i wtedy zaczniesz je sprzedawać. Nie było tego zbyt wiele prawdę powiedziawszy. Po tym jak omówiliście formalności, Piotrek zarzucił na siebie płaszcz i pomachał na do widzenia – Do zobaczenia wieczorem, dzieciaku
-Papatki Piotrusiu! Uważaj na siebie! - odpowiedziałaś mu. Wróciłaś do swojej rutyny, niemal natychmiast zaczęłaś czyścić sklep. To zaskakujące, jak wiele kurzu może się zgromadzić na półkach w zaledwie dwa tygodnie. Praca przebiegła bez niezwykłości, co Cię nie zaskoczyło. Wiedziałaś, że ten biznes powoli idzie do przodu, no i każdy w tej chwili był spłukany po przerwie świątecznej. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłaś napisać kilka wiadomości.

Ty/Jackie: Hej! Tęsknię za tobą. Spotkamy się dzisiaj na kolacji?


Jackie: Tak! Czy Kyle może przyjść?


Ty: Tylko jeżeli chce posłuchać o leceniu w kości ze szkieletem


Jackie: BOŻE sekundę

Zaśmiałaś się i wysłałaś kolejną wiadomość

Ty/Sans: Puk puk


Sans: kto tam?


Ty: Wieszcz


Sans: wieszcz kto?


Ty: Wieszcz, że jesteś słodki?

Hah! Byłaś z siebie dumna. Twój telefon się odezwał, to Jackie.

Jackie: Ok, napisałam do Kyle, też chce o tym posłuchać omg lol


Jackie: [GorąceCiacho] omgwtftak chcę kurwa mać wiedzieć jak to u szkieletów działa. Jackie cośmy uczynili. COŚMY UCZYNILI! Jestem kurwa taki dumny. Udało się nam! Jesteśmy zajebiści!

[GorąceCiacho] Więc tak, znaczy się tak tak. Chcę usłyszeć dziwaczne seks historyjki o tym jak zrobiła to ze Szkieletorem


Jackie: To jak, włoszczyzna?


Ty: 1. Nazwałaś go GorąceCiacho w telefonie? rofl

2. Włoskie żarcie brzmi świetnir

3. Nie wygląda jak Szkieletor!


Jackie: lol do zobaczenia po pracy. Busalacchi?


Ty: Tak!

Starałaś się nie śmiać, kiedy zobaczyłaś że Sans Ci odpisał.

Sans: puk puk


Ty: Kto tam?


Sans: kocham


Zamarłaś. Łoł, zaraz, co? Właśnie zaczęliście się umawiać. Przygryzłaś wargę i odpisałaś.

Ty: Kochasz kogo?

Dlaczego się tak stresujesz? Nie ma mowy aby wyznawał Ci miłość przez sms. No i za szybko na to. Mimo to gapiłaś się w monitor, zniecierpliwiona oczekiwaniem. Po dwóch minutach dostałaś odpowiedź, szybko ją odczytałaś.

Sans: kocham się z tobą droczyć

Cholera. Phi. Alarm odwołany. Starałaś się odpisać najbardziej naturalnie jak się dało.

Ty: lol

GENIALNIE! Jesteś mistrzem romantyczności. Westchnęłaś ciężko, może youtube umili Ci czas do końca zmiany. Mimo to, włączyłaś google i wpisałaś frazę „szkielety”. Ok, wyskoczyło wiele dziwnych wyników. Wybrałaś inną „szkielety anatomia”. Ah! No i masz. Dostałaś piękne graficzne opracowania gdzie, jaka kość się znajduje i jak się nazywa. Zauważyłaś, że jest sporo różnic między anatomią Sansa, a ludzkim szkieletem. Resztę czasu zabiłaś starając się nauczyć ich nazw i dowiedzieć o nich najwięcej jak się da. Szczerze, wcześniej nie przykładałaś się na biologii, nie uważałaś tego tematu za zbyt ciekawy. Ale teraz wiedziałaś, że jego ręce nazywają się „paliczkami” a nie kośćmi dłoni, zaś każde żebro ma swoje własne określenie. Iiii to właśnie jeden z powodów, przez który sprzedajesz wino, a nie jesteś jakimś lekarzem. Kiedy czytałaś o  kręgach kręgosłupa wszedł Piotrek. Twarz miał schowaną w szaliku.
-Siemaneczko! - powiedziałaś wesoło machając do niego.
-Cześć! Jest kurewsko zimno. Nawet nie myśl o spacerowaniu gdziekolwiek – zaczął się rozdziewać. Zmarszczyłaś brwi
-Mam kolację z Jackie. Skoczę na taryfę – zaczęłaś wystukiwać numer na telefonie – Niewiele dzisiaj się działo. Było nudno jak diabli
-Nie dziwi mnie to. Styczeń zawsze jest chujowy. Nie martw się, damy radę.
-To kiedy wystawiamy nowy towar? - wzruszył ramionami
-Marzec. Damy szybciej jeżeli pozbędziemy się jakiejś części tego co jest na półkach, więc postaraj się.
-Ugh. Dobra – odstawiłaś fartuch i wzięłaś kurtkę – Mogę już iść?
-Tak, ale nie wychodź póki nie przyjedzie tutaj taksówka
-Ale jeszcze nawet nie zadzwoniłam – powiedziałaś naciskając na przycisk w telefonie i po chwili pojazd był już pod sklepem – Wcześniej dzisiaj zamykasz?
-Raczej, zobaczę. Nie chce mi się marnować godziny czy dwóch. - uśmiechnął się.
-Dobra, wychodzę. Dobranoc! - objęłaś go, uśmiechnął się i pomachał Ci
-Ta, ta, ty też. Nocka dzieciaku – wyszłaś, faktycznie zimno jak skurwysyn. Piździło jak w Kieleckiem. Wskoczyłaś do taryfy i podałaś adres restauracji.

Ty: Cześć! Już jadę. Zrobiłaś rezerwację? Zapomniałam


Jackie: Tak, nie bój się. Do zobaczenia!

Chwała Jackie, zawsze o wszystkim myślała. Dotarłaś do Busalacchi szczęśliwa, że po drodze nic Ci się nie stało i weszłaś do restauracji. Jackie i Kyle już siedzieli przy jednym ze stolików. Rozebrałaś się.
-Kurwa mać! Zimno! - chwyciłaś się za ramiona. Kyle przytaknął.
-Nadciąga zamieć, będzie tak do końca tygodnia. - warknęłaś
-Nie przeszkadzałaby mi gdybym siedziała w domu, ale jak będę musiała w taką pogodę chodzić to dupa mi odmarznie. No i cześć – posłałaś pocałunki w powietrzu przez stół. Jackie zrobiła tak samo
-Więc, lepiej abyśmy zaczęli jeść teraz, czy po wysłuchaniu historii? - zapytała. Wzruszyłaś ramionami
-A więc bardziej was interesuje seks, niż uczucia? - zapytałaś. Jackie przytaknęła
-Chcę znać każdy szczegół – Kyle chwycił za nóż nie wiedząc dlaczego – Tworzysz historię!
-Błagam. Jestem przekonana, że nie jestem pierwszym człowiekiem który poszedł do łóżka z potworem. Są tutaj od kilku lat, jesteś pewien że jakiś wariat nie zaczaił się na jakiegoś mackowatego?
-Bleee. Raczej... - Jackie się zaśmiała – W sieci pełno jest dziwnego porno
-Mój Boże, będę musiała sobie to potem wygoglować – powiedziałaś. Kyle uniósł rękę.
-Nie rób tego. Znajdziesz jakieś dziwne gówno z pterodaktylem – mówił poważnie. Obie na niego popatrzyłyście przerażone – No co? Byłem ciekawy!
-Ciekawy? - zapytała Jackie
-Pterodaktyl? - zapytałaś
-Tak, ciekawy! I tak, pterodaktyl w fatalnym makijażu. Polecam oglądać tylko po pijaku – odpowiedział. Wywróciłyście oczami niemalże w tym samym czasie.
-Dziwak z ciebie – zaśmiałaś się – W każdym razie nie było żadnych pterodaktyli, przepraszam że cię zawiodłam Kyle – udał smutnego
-Rzuć okiem na menu, zamów i opowiadaj. O wszystkim. O randkach, o leceniu w kości, i o wszystkim – powiedziała Jackie
-Jasne. Jackie chce, Jackie ma – zerknęłaś na spis potraw. Po kilku minutach, kelner wziął wasze zamówienie.
-Ok! Gadaj.
-Dobra, dobra. A więc, jak wiecie, chodzimy ze sobą
-Przed-kosteczką czy po? - zapytała. Westchnęłaś.
-Po. Ale możemy nie mówić o tym jako o kosteczce? - zapytałaś. Kyle zmarszczył brwi
-Ale to idealne określenie! I znacznie krótsze niż lecenie w kości! - Warknęłaś.
-Więc, w Sylwestra zabrał mnie do siebie i um... tak.. znaczy się... wiecie dlaczego Papyrus został u was... o właśnie, jak było?
-Nie zmieniaj tematu! - Jackie zgromiła Cię wzrokiem
-Jezu, co to, przesłuchanie? Poszliśmy do niego, uprawialiśmy seks, było zajebiście. Czego jeszcze ode mnie chcecie?
-Czy ma laserowego kutasa który gra melodyjki? - Jackie wyszczerzyła się. Kyle popatrzył na nią zaskoczony, zaśmiałaś się
-Nie, ale jest równie niezwykły. Ale tak, ma kutasa i ... um... wie co z nim robić! - siorbnęłaś wody ze szklanki. Może łatwiej byłoby Ci o tym mówić, gdyby nie było Kyle? Lecz on zachowywał się jak dziecko, któremu opowiada się niezwykłe historyjki.
-Ja pierdolę! Więc ma chuja? Ale to szkielet! Gdzie go chowa? Jak jest przymocowany? Ma jaja? Jak wygląda? - pytał bezceremonialnie. Jackie popatrzyła na niego wymownie unosząc wysoko brwi
-Nie znam się na szczegółach, ale jest no... to MAGIA – pomachałaś rękami uśmiechając się głupkowato – ma magicznego kutasa. Nie żartuję. Dosłownie i w przenośni jego chuj jest czarujący. Ale wygląda jak ludzki.
-Cóż... na swój sposób czuję się zawiedziony – mruknął Kyle. Jackie szturchnęła go w ramię
-A czegoś się spodziewał?
-Nie wiem, jakieś ofiary z kozy? Tego, że jak opuści spodnie to nic tam nie będzie? Albo chuj z kości? - zaśmiałaś się
-To wszystko i więcej miałam w głowie, wierz mi. Zwłaszcza „nic tam nie ma”. Znaczy się, Jackie wie że próbowałam rozwikłać tę zagadkę przed Sylwestrem, ale...
-Co?! - krzyknął patrząc na nią – O tym mi nie mówiłaś!
-Kyle, błagam. Nie mówię ci o wszystkim. Solidarność jajników – powiedziała to tak, jakby mówiła o jakiejś zasadzie. Kyle prawie się zakrztusił
-Dobra. Jak tam sobie chcesz, udawajmy że ja nie miałem w tym żadnego wkładu – powiedział. Popatrzyłaś na niego zmieszana
-Co masz na myśli?
-Papyrus zapytał mnie o ciebie – powiedział szczerząc się – wygląda na to że wszyscy wiedzieli, że coś was do siebie ciągnie nim sami zdaliście sobie z tego sprawę. Mówiłem mu o tym jak wspaniała i zajebista jesteś
-Oj Kyle! To miło z twojej strony. Jak wiele nałgałeś? - zaśmiałaś się
-Pewnie dziewięćdziesiąt procent z tego to kłamstwa – zachichotał – Żartuję. Neee, powiedziałem mu prawdę, _____. Powiedziałem jaka jesteś, no i oboje bardzo lubicie Sansa, więc... - wzruszył ramionami. Patrzyłaś na parę czując przyjemne łaskotki radości w sercu
-Kocham was, jesteście niesamowici. Znaczy się. Nigdy bym nie przypuszczała, że postaracie się mnie zeswatać z kościotrupem, ale i tak jesteście zajebiści – byłaś zachwycona
-Też cię kochamy, nasza bestio. Zawsze chce tego co najlepsze dla ciebie, wiesz? - powiedziała uśmiechając się do Ciebie. Kyle zachichotał
-Jesteś jak moja mała siostra. Staram się o ciebie dbać. Odstraszać potencjalnych palantów. Jak pomyślę o tym popierdoleńcu... - Jakie kopnęła go pod stołem. Może nie powiedziała mu wszystkiego, ale wygląda na to, że o tym wspomniała – W każdym razie, koniec z tym rozdziałem twojego życia, czas na nowy, prawda?
-Racja! - chciałaś coś powiedzieć, ale przyszło jedzenie. A ono było ważniejsze niż cokolwiek co chciałaś dodać, w trójkę zaczęliście jeść co jakiś czas rzucając jakieś mniej znaczące pytania. Rozmawialiście o Sylwestrze, Kyle i Papyrusem świetnie się razem bawili. Po mile spędzonym czasie umówiłaś się z Jackie na czwartek.

Wróciłaś do domu szybko wskakując pod prysznic by się rozgrzać. Z nieba padał śnieg i wiał ostry wiatr. Potem napisałaś do Sansa

Ty/Sans: Klub książki dzisiaj?


Sans: brzmi świetnie, będę koło 22

Wskoczyłaś w piżamę i w ciepłe papucie. Mimo że włączyłaś ogrzewanie nadal było zimno w mieszkaniu. Otworzyłaś drzwi i wskoczyłaś pod koc łapiąc za książkę. Kupiłaś tom drugi swojej tajemniczej historii o wampirach, wciągnęło Cię. Przeczytałaś raptem kilka akapitów kiedy Sans zapukał, a potem wszedł.
-Cześć przystojniaku, jak dzień? - zapytałaś uśmiechając się do niego. Odwzajemnił lekko ten gest i pierdolnął się na kanapie
-chujowo – westchnął, usadowił się wygodnie podstawiając kilka poduszek pod plecy – to był chujowy dzień – zmarszczyłaś brwi kuląc nogi pod siebie robiąc miejsce na jego
-Co się stało? Chcesz o tym pogadać?
-jakiś pieprzony typ okazał się dupkiem, wiesz, wyzwiska o piekielnych gównach i takie tam – miałaś przeczucie, że za tymi słowami kryje się coś więcej
-Co dokładnie powiedział? Dopierdolę skurwysynowi – odłożyłaś książkę na bok – Wiesz, że to zrobię
-heh, wiem, nieee, to pracownik, byłby problem – westchnął.
-Łoł, zaraz, pracownik? Wiesz, że to rasizm, co nie? Możesz dać na niego donos albo coś – zaproponowałaś. Spuścił wzrok zerkając na krawędzie Twojego koca
-nie warto
-Co do kurwy nędzy powiedział?
-mówię, że nie warto nawet o tym wspominać – warknął. Westchnęłaś, podniosłaś się i popatrzyłaś na niego poważnie. Wywrócił oczami – dobra, pisałaś do mnie kiedy miałem chwilę przerwy, więc odpisałem, zobaczył mnie, zapytał z kim piszę, wydawał się sympatyczny więc odpowiedziałem „z moją dziewczyną” - popatrzył na Ciebie, poczułaś jak duma wypełnia Twoją klatkę piersiowa. Hah! Jego dziewczyna!
-No i co w tym złego?
-cóż, zapytał czy pokażę mu zdjęcie, więc pokazałem, nie spodziewał się że chodzę z człowiekiem, zaczął wygadywać jakieś pierdoły
-Oh Sans. Nie martw się tym. To coś do czego będziemy musieli przywyknąć – westchnęłaś ciężko – I tak mamy szczęście, to miasto całkiem poważnie walczy z rasizmem.
-wiem – odpowiedział poprawiając się na kanapie – właśnie dlatego tutaj się przeprowadziliśmy, słyszeliśmy wiele dobrych opinii, oraz o tym, że prawo działa potworom na rękę, jest tutaj zdecydowanie lepiej niż w innych miejscach
-Czytałeś kiedyś o ludzkiej historii? - zapytałaś ciekawa. Wzruszył ramionami
-coś tam czytałem, dlaczego pytasz?
-Ludzie nie lubią zmian. Popatrz na to jak potraktowano Indian. Kurwa, albo na Wojnę Secesyjną! Ludzie są chujami. To jedna z naszych cech – zmarszczyłaś brwi – skoro potrafią siebie zabijać o coś tak głupiego jak kolor skóry... Popatrz. Wy jesteście innymi gatunkami – Wiedziałaś, że te słowa go nie pocieszą, ale chciałaś aby zrozumiał, że to nie jest niezwykłe zachowanie w przypadku ludzi
-zapominasz, że mieliśmy wojnę między sobą, choć wy nie pamiętacie, my nie zapomnieliśmy – wzruszył ramionami. Zamrugałaś, właściwie zapomniałaś o tym fakcje
-Macie o tym jakieś książki?
-alphys ma, nie zabrałem żadnych ze sobą – odpowiedział – chcesz poczytać o wojnie?
-Tak. Chce zrozumieć waszą historię, przepraszam. Naszą historię. Więc jeżeli tylko pozwolisz, z przyjemnością się czegoś dowiem – uśmiechnęłaś się. Rozluźnił się i delikatnie odwzajemnił uśmiech
-oczywiście, gdyby tylko wszyscy ludzie byli tacy jak ty i twoi przyjaciele...
-Fajnie by było, ale wtedy nie miałabym chłopaka
-mało prawdopodobne, trudno ze mną wytrzymać – warknęłaś – no i jesteś jedyną jakiej pragnę – dodał, poczułaś motylki w brzuchu i uśmiechnęłaś się głupkowato
-Serio? Więc nie zwracałeś uwagi na żadne inne gorące lasencje? - żartowałaś, no może w połowie
-niespecjalnie, znaczy się, mogę powiedzieć kiedy dziewczyna jest ładna, ale żadna nie była dla mnie atrakcyjna, ale ty... - nabrał więcej powietrza – ty jesteś absolutnie przepiękna – zarumieniłaś się, szturchnęłaś go piętą delikatnie
-Nie bądź dla siebie okrutny, przystojniaku – odpowiedziałaś – Cieszę się, że moja fizyczność ci się podoba
-bardziej niż ci się wydaje – zachichotał – może zaczniemy czytać? bo inaczej znowu wylądujemy w łóżku – parsknęłaś śmiechem
-Słuszna uwaga. Co dzisiaj masz? - zerknęłaś na jego pozycję literacką. Podniósł ją
-socjologiczne pierdolenie, wydaje się ciekawa – powiedział. Przechyliłaś głowę na bok
-Czytasz beletrystykę?
-opowiadania? nie – odpowiedział – lubię się uczyć o różnych rzeczach
-Rozumiem. Mnie takie sprawy nudzą, no i mam teraz bakcyla na wampirzego detektywa
-kupiłaś kolejny tom? - zaśmiał się – choć wyrzuciłaś do kosza wcześniejszy?
-Hej! Gryzło mnie co będzie dalej! - czułaś się winna – No i Wampirzy Król był napisany całkiem dobrze. Jest seksowny. Ej, czy wśród potworów są wamp.....
-nie – mruknął zasłaniając twarz książką. Zaśmiałaś się.
-Kutas z ciebie – okryłaś jego nogi kocem i we dwójkę czytaliście. Co jakiś czas mówiliście o czymś co zwróciło waszą uwagę. Sans mówił o treści częściej niż zazwyczaj, tłumacząc Ci o rzeczach jakie właśnie zauważył. Słuchałaś go uważnie, bo nie tylko mówił ciekawie ale i rozumiałaś jego słowa. Nigdy nie traktował Cię jakbyś była jakąś idiotką. Ty natomiast mówiłaś mu o tym co stało za powodem wybuchu Wampirzej wojny i jaki to miało wpływ na świat. Z uśmiechem na ustach cieszyliście się wzajemnym towarzystwem i ciepłem. Około północy przeciągnęłaś się.
-Zmęczyłam się, na dzisiaj już dla mnie koniec – odstawiłaś książkę. Sans popatrzył na Ciebie, mogłaś powiedzieć że chce coś powiedzieć, nerwowo przesuwał palcami po grzbiecie książki – Co jest?
-nic, idziesz spać? - zapytał. Patrzyłaś na niego przez chwilę, a potem się uśmiechnęłaś
-Tak, chcesz zostać? - przestał ruszać ręką
-oczywiście – wyszczerzył się – tęskniłem za tobą wczoraj – uśmiechnęłaś się lekko i przytaknęłaś
-Ja też za tobą tęskniłam. Umyję zęby – wstałaś. Odprowadził Cię wzrokiem do łazienki i też wstał
-to do ... em... zobaczenia w.... sypialni? - brzmiał niepewnie. Wywróciłaś oczami
-Tak Sans. Bardzo dobrze Sans. Do zobaczenia w pomieszczeniu stworzonym do spania, Sans. - zachichotałaś łapiąc za szczoteczkę, nałożyłaś na nią trochę pasty i wsadziłaś ją sobie do ust. Zaśmiał się i wszedł do pokoju. Zerknęłaś na siebie w lustrze, zaskakujące jak wszystko wydawało się właściwe. Faktycznie tęskniłaś za Sansem w łóżku, czułaś się tak jakbyście umawiali się od dawna. Zastanawiałaś się dlaczego jest Ci przy nim tak dobrze, tak zwyczajnie. Przez lata nikt nigdy z Tobą nie spał, i po zaledwie dwóch wspólnych nocach, brakowało Ci kogoś obok. Wcześniej myślałaś, że jeżeli podzielisz się swoim legowiskiem będzie cholernie niewygodnie, ale w istocie podobało Ci się to. Po skończeniu nocnej higieny weszłaś do sypialni. Siedział na skraju łóżka, po prostu czekając. Uśmiechnęłaś się, był rozkoszny. Czasem dziki jak bestia, a czasem po prostu słodki. Wskoczyłaś na tę część łóżka, którą uznałaś za swoją i pokazałaś aby do Ciebie dołączył. Szczęście, miał na sobie spodenki i koszulkę, to ubranie całkiem przypominało piżamę więc nie musiał się przebierać. Po tym jak ułożył się na łóżku odwrócił się do Ciebie.
-Nie musiałeś czekać, wiesz? - złapałaś go za rękę, przepletliście się. Podobało Ci się przyjemne uczucie jego gładkich palców między swoimi. Ha! To są paliczki!
-wiem, że mnie zaprosiłaś i ... ale wiesz
-Sans, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam wchodząc do twojego pokoju było pierdolnięcie się na twoim łóżku, marudziłam wtedy jak jest chujowe – fuknęłaś. Zaśmiał się lekko
-załapałem, ale to ty masz problemy z przestrzenią osobistą, nie ja
-Oh? Mam? - uniosłaś brwi. Zachichotał
-proszę, wiesz że masz
-Mam przypomnieć twoje flirtowanie? - wystawiłaś język
-śmiało, mam długą listę tego w jaki sposób ty mnie uwodziłaś – postukał się w czaszkę – nie myśl, że nie zauważyłem
-Zapytam więc, kiedy zacząłeś mnie lubić? Wiesz, tak bardziej niż przyjaciółkę – zapytałaś z ciekawości. Zobaczyłaś jak spuszcza wzrok jakby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego
-czuję, jakbym znał cię od zawsze, ale szczerze, chyba tak przed świętem dziękczynienia, a ty?
-Święto Dziękczynienia – powiedziałaś zdecydowanie – Wtedy kiedy mnie objąłeś – zadrżałaś lekko na to wspomnienie – Kiedy byłam słaba emocjonalnie, byłeś. Wtedy, kiedy się obudziłam, wiedziałam już że zakochałam się w twojej głupiej mordzie – Uśmiechnął się
-podobają mi się te nocne wyznania
-Hej! Jesteś moim partnerem, tańczymy razem! Przez muzykę i bez niej. Prawda?
-heh, ta
-A kiedy kupiłeś to niedorzecznie drogie wino, jak praktycznie się nie znaliśmy, to dlatego, że włączył ci się alarm „woooo seksowny człowiek na horyzoncie”? - zaśmiał się.
-nie, fakt, chciałem ci jakoś podziękować za miły gest, no i każdy kto jest miły dla papyrusa ma u mnie plusa – ścisnął cię za dłoń lekko – ale to że wszedłem do twojego sklepu to przypadek, nie wiedziałem, że tam pracujesz
-Jaaaaaaasne – wyszczerzyłaś się. Otworzył szerzej oczy
-nie, serio! nie wiedziałem, no i wino nie było takie drogie, kupowałem droższe whiskey – nie brzmiał jakby był z tego powodu zadowolony, zdecydowałaś nie dopytywać – gdybyś powiedziała, że lubisz jakieś szczyny za pięć dolców, kupiłbym ci je, to twoja wina, że jesteś taka droga
-Nie WIŃ mnie za to – zaśmiał się
-wracamy do żartów alkoholowych, co?
-Oh proszę! To było straszne! - kopnęłaś go lekko. W odpowiedzi pochwycił Twoją nogę i umieścił między swoimi. Mocniej się do Ciebie przytulił obejmując Cię drugą ręką, w odpowiedzi też położyłaś na nim swoją. Oboje zamknęliście oczy, oddychając blisko siebie, ciesząc się wzajemną bliskością i dotykiem ciał. Delikatnie uniosłaś wolną dłoń i zaczęłaś gładzić tył jego czaszki, a potem w dół po jego szyi i kręgosłupie. Stęknął zadowolony, po chwili oboje głęboko usnęliście. 

Śniłaś o wielkim ślimaku który przechodził przez most. Szłaś obok niego, lekko poddenerwowana że tyle mu to zajmuje, ale to był Twój przyjaciel, więc towarzyszyłaś mu. Nigdy nie dotarł na drugą stronę.
Share:

POPULARNE ILUZJE