13 grudnia 2016

12 grudnia 2016

Undertale: Te ciche momenty - Morderstwo na parkiecie [In These Quiet Moments - Murder on the Dance Floor - tłumaczenie PL] [+18]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Wasza trójka stała przed Rajem Gofrów ignorując zaciekawione spojrzenia gapiów. Undyne i Alphys były ubrane normalnie, w bluzkach i spodniach, tak jak Ty. Jednak ich aparycja rzucała się w oczy. Na szarej palecie barw miejskiego życia, czerwone włosy Undyne i jej niebiesko-zielona skóra były bardzo widoczne, żółte umaszczenie Alphys i jej ogon nie poprawiały sytuacji. Starałaś się nie zwracałaś na to uwagi. Weszliście do środka i zajęliście stolik dla czwórki. Jak szliście na miejsca mogłaś zauważyć, że kelner i kilkoro klientów patrzą się na waszą gromadę, nie umknęło też Twojej uwadze to, że Undyne zacisnęła pięści, a Alphys zaczęła się nerwowo pocić. Sans jak zawsze trzymał ręce w kieszeni ignorując spojrzenia. Usiedliście.
-Myślałam, że ludzie tutaj nie mają nic do potworów – warknęła Undyne, mierząc Twojego chłopaka wzrokiem, ten tylko wzruszył ramionami.
-jesteście nowe, przywykli do mnie i papyrusa – powiedział – daj im czas, też się bardzo stresowaliśmy na samym początku jak tutaj przyjechaliśmy – otworzył menu i zaczął go przeglądać. Uśmiechnęłaś się słabo starając się niemo przeprosić Undyne, westchnęła i również zaczęła przeglądać potrawy.
-Ł-łał! Mają tutaj tylko gofry! - zawołała zadowolona Alphys. Przytaknęłaś, jej dziewczyna słabo się uśmiechnęła
-Mówiłaś, że masz na nie ochotę, więc oto i one!– odpowiedziałaś szczęśliwa. Jaszczurzy potwór z zadowoleniem patrzył na zawartość menu. Wiedziałaś co chcesz zamówić więc jako pierwsza odstawiłaś swoje na stół. Całe szczęście Sans zrobił to samo niemalże w tym samym czasie i wygodnie rozsiadł się na krzesełku.
-jak się spało? - zapytał.
-Musisz kupić nowy dmuchany materac – westchnęła Undyne patrząc na potrawy – Obudziłyśmy się rano i zaczął przepuszczać powietrze.
-faktycznie, jakieś inne było – zażartował, Undyne warknęła, Ty się zaśmiałaś, Sans z uśmiechem zerknął na Ciebie.
-A wy nerdy, co robiliście? Oglądaliście anime całą noc? - zapytała. Oboje przytaknęliście w tym samym czasie, Alphys nagle zamknęła menu
-S-sans powiedział mi, że spodobało ci się Mew Mew Kissy Cute! - praktycznie krzyknęła nachylając się nad stołem w Twoim kierunku. Zasłoniła szybko szponami usta zaskoczona własnym wybuchem – Jest świetne, prawda? - zapytała znacznie ciszej. Poderwałaś się kładąc łokcie na stół.
-O mój boże, jest rozkoszne! Nawet nie przypuszczałam jak BARDZO mi się spodoba. A ostateczna walka z ... - zaśmiałyście się obie w niemym porozumieniu. Wasi partnerzy tylko na was patrzyli. Po jakichś dziesięciu minutach przyszedł lekko zestresowany kelner przyjmując wasze zamówienia.
-W każdym razie, jeżeli chcecie się tutaj przeprowadzić powinnyście zacząć się zastanawiać nad pracą – zmieniłaś temat – Czym się zajmujecie?
-Właściwie to ja już mam pracę, muszę często podróżować... wszędzie – powiedziała Undyne. Byłaś zaskoczona. Alphys przepełniła duma
-Tak? A czym się zajmujesz? - zapytałaś. Po tym co widziałaś na lotnisku widziałaś, że jest naprawdę silna.
-Jak przyszliśmy na powierzchnię było ciężko, wiesz? Ale macie różnorodną kulturę! Słyszałaś kiedyś o luchadores?
-Tak, to zapasy w maskach? - byłaś podekscytowana. Czy tym właśnie się zajmowała?
-Patrzysz na jednego z nich! Mówią, że jestem rudo, nazywają mnie niesławnym Serpirnte Azul! - uderzyła się w pierś – Jest zajebiście. Walczę na ringu, noszę czadową maskę i wszyscy myślą, że całe moje ciało jest pomalowane – zaśmiała się.
-D-dużo zwiedza, ale to nawet dobrze. Tutaj rzeczy są d-drogie – skomentowała niższa potworzyca. Zaśmiałaś się i wyciągnęłaś rękę do Undyne niemalże instynktownie chcąc przybić z nią piątkę, początkowo była zaskoczona, ale dała Ci ją.
-To najzajebistrza rzecz o jakiej słyszałam. Masz jakiś godnych siebie przeciwników, czy coś?
-Kurwa tak!! - wyciągnęła telefon – Obczaj to! Mam nawet konto na YouTube! - pokazała na swoją stronę. Łoooooł, wiele subskrybentów. Włączyła jeden z filmików jak wchodzi na liny i skacze na biednego Hiszpana. Tłum klaszcze i szaleje. Miała na sobie dziwaczny kostium, obcisły wyglądający jak łuska ryby i maskę bardzo podobną do jej twarzy. Nie miałaś pojęcia gdzie schowała włosy pod nią.
-To jest ZAJEBIOZA! - jeszcze raz zobaczyłaś nagranie. Widać było, że zapaśniczkę przepełniła duma, patrzyła na Sansa szczęśliwa. Ten wzruszył ramionami – Powiedz proszę, że masz jakieś zawody w pobliżu miasta. Koniecznie muszę to zobaczyć! Nigdy wcześniej na tym nie byłam!
-Ta? Hah! Nic tutaj nie ma, ale za jakieś dwa miesiące zaczynam trasę. Dam ci znać! - wsadziła telefon do kieszeni. Wróciłaś na siedzenie, wyraźnie podekscytowana. Szczerzyła się od ucha do ucha, co wyglądało dość przerażająco zwłaszcza, że prezentowała ostre jak brzytwy zęby.
-A co z tobą Alphys? Też jesteś zamaskowanym bohaterem, którego będę czcić? - zapytałaś uśmiechając się głupkowato. Wyglądała na zawstydzoną
-N-nie. Jestem tylko nudnym naukowcem – mruknęła ponuro. Razem z Sansem zmarszczyliście brwi.
-Nudnym? Ale to też jest zajebiaszcze! W czym się specjalizujesz? - Położyłaś chusteczkę na kolanach. Alphys chwilę się wahała przygryzając nerwowo dolną wargę.
-G-genetyka, tak m-myślę. Lubię um... inżynierię genetyczną – powiedziała skrępowana własną profesją
-Kurwa, jestem pod wrażeniem! Serio! Z ledwością dawałam radę z matmą w szkolę. W Podziemiu mieli jakieś uniwerki?
-N-nie. Ja... uh... uczyłam się sama – zaczęła obracać widelec w szponach – A-ale udało mi się zostać królewskim naukowcem! Póki co pracuję w c-call center. Nie idzie mi za dobrze – delikatnie się skrzywiłaś. No tak, niepewny ton wypowiedzi mógł być tutaj znaczącym problemem.
-Może powinnaś się na jakiś zapisać? Jest kilka szkół w mieście. Do wyboru do koloru. Gdzieś cię przyjmą – zaproponowałaś śmiejąc się delikatnie. Undyne szeroko się uśmiechnęła, Sans zachichotał, Alphys mimo to wyglądała nadal na niezbyt pewną siebie.
-N-no nie wiem – Undyne położyła rękę na jej plecach i zaczęła czule ją głaskać.
-Nie bój się. Z tego co się orientuję czesne nie jest wysokie. Ale się jeszcze dowiem dokładnie, dobrze? - Popatrzyłaś na Sansa zastanawiając się czy doda swoje trzy grosze, lecz był dziwnie cicho. Chciałaś coś powiedzieć, lecz przyszło wasze jedzenie, kelner pośpiesznie ustawił talerze przed wami i szybko zniknął. Undyne cicho warknęła i agresywnie zaczęła jeść swoją porcję.
-Więc co chcecie robić? - zapytałaś, miałaś dzisiaj wolne więc czemu nie? Alphys powoli zaczęła wylewać na swoje gofry sos jagodowy. Sans zerknął na Ciebie zaskoczony.
-dzisiaj pracuję, zaczynam o pierwszej – ugryzł kawałek swojej porcji. Wzruszyłaś ramionami
-To nic. Mogę się z wami poszwendać, jeżeli nie macie nic przeciwko – Twoje oczy spotkały się ze zwężonymi ślepiami Undyne. Wpatrywała się w Ciebie tak, jakby właśnie przyjęła wyzwanie.
-Oczywiście! - zaśmiała się za głośno – Będziemy się razem ŚWIETNIE BAWIĆ! - wsadziła do ust kolejny wielki kawałek jedzenia.
-To świetnie! - odpowiedziałaś również gryząc gofra
-Będziemy SZALEĆ – Undyne chwyciła za swój sok
-Dla takich rzeczy warto żyć – chwyciłaś za wodę i upiłaś łyk
-UMRZESZ Z RADOŚCI – krzyknęła ściskając szklankę i uderzając nią głośno o blat stołu prawie ją stłukła. Obie wpatrywałyście się wzajemnie w oczy tocząc niemy pojedynek na spojrzenia. Wasi partnerzy zerkali na was jak na popierdoleńców. Sans nagle objął Cię ramieniem, co wyrwało Cię szybko z transu, odetchnęłaś z ulgą i przeniosłaś wzrok na niego.
-Uh, przykro mi, że musisz dzisiaj pracować – dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że ściągnęłyście na swój stół zbyt duże zainteresowanie – A co z Papyrusem? Kiedy wróci?
-o szóstej – ścisnął Cię za ramie nieco mocniej nim je puścił – będzie dzisiaj gotował, zjesz z nimi? nie będzie mnie w domu na kolacji.
-Uhhhh – popatrzyłaś na kobiety, Undyne mierzyła Cię wrogim spojrzeniem, zaś Alphys czekała na Twoją odpowiedź, widać było, że chce abyś się zgodziła – Tak, brzmi świetnie
-Ś-świetnie! - Alphys upiła ze swojej szklanki
-Taaa, świetnie – Undyne na chwile odwróciła głowę na bok, by zaraz potem wrócić do jedzenia śniadania. Usłyszałaś w jej głosie nutę irytacji, ale postanowiłaś ją zignorować. Skończyliście posiłek w miarę względnym spokoju, zapłaciłaś za wszystkich. Undyne robiła wszystko, aby ukryć że Twoje zachowanie zrobiło na niej pozytywne wrażenie, lecz podziękowała Ci mimo wszystko. Punkt dla Ciebie.

Wymieniłaś się z Sansem szybkim pocałunkiem nim poszedł do pracy, ignorując przy tym samym przedrzeźniające dźwięki Undyne w tyle. I tak oto zostałaś z nimi sama. Wcześniej miałaś świetny pomysł co robić, teraz doszłaś do wniosku, że może nie być tak fajnie jak zakładałaś. Odwróciłaś się w ich stronę starając się uśmiechać najserdeczniej jak się da.
-Więc! Co chcecie robić? - zapytałaś. Undyne przyglądała Ci się dziwnie, marszcząc brwi. Alphys odezwała się pierwsza.
-R-rozmawiałyśmy o muzeum, pamiętasz? W pociągu? Możemy tam iść? - zapytała lekko zawstydzona. Przytaknęłaś energicznie.
-Jasne! Zabiorę was do Akademii Nauki, mają tam wszystkiego po trochu, będzie czadowo! - podniosłaś rękę aby złapać taksówkę. Undyne prychnęła szepcząc coś do Alphys za Twoimi plecami. Zignorowałaś to. Szybko nadjechał wasz pojazd. Otworzyłaś tylne drzwi, niższa potworzyca weszła przodem, ale wyższa tylko stała i się patrzyła
-Włazisz czy nie – zapytała. Byłaś zaskoczona.
-Otwieram je dla ciebie. Wiesz, chcę być miła?
-Słuchaj, nie potrzebuję twojej łaski – mruknęła obniżonym tonem głosu, podeszła do Ciebie – I zdecydowanie nie chcę abyś otwierała mi pierdolone drzwi – weszła do środka trzaskając za sobą. Co do kurwy? Podeszłaś do siedzenia na przodzie.
-Do Akademii Nauki proszę – powiedziałaś kierowcy. Ten nic nie odpowiedział i zaczął jechać. Alphys co chwilę szturchała Undyne w bok, ta mówiła do niej przyciszonym głosem, że wszystko jest dobrze. Co ona, w gorącej wodzie kąpana, czy co? 
 Po jakichś dziesięciu minutach byłyście na miejscu. Zapłaciłyście po równo za podróż. Podeszłyście do kasy i jako pierwsza nachyliłaś się nad okienkiem.
-Jeden, proszę – chwyciłaś za portfel i zamarłaś na chwilę. Wiesz co? Nie! Pieprzyć to! Są gośćmi! - Przepraszam, znaczy się trzy – poprawiłaś się. Sprzedawca popatrzył zdziwiony – I proszę tej parze za mną nie dawać biletów, są dla nich. - Po zakupie odeszłaś na bok udając, że się na coś patrzysz. Kiedy Undyne podeszła, kasjer powiedział jej, że już im kupiłaś. Alphys była wzruszona, Undyne natomiast warknęła złowrogo. Wzruszyłaś ramionami i czekałaś, aż wejdą za Tobą do środka. Już w progu niższa kobieta była zachwycona wnętrzem. Undyne nie wyglądała na zainteresowaną wystrojem i eksponatami, czule patrzyła się na swoją dziewczynę czerpiąc wyraźną radość z jej entuzjazmu. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że się na nią patrzysz i zmieniła wyraz twarzy. Chciałaś powiedzieć coś co od dłuższego czasu cisnęło Ci się na usta, ale nie, lepiej nie, przecież chcesz aby rybny potwór Cię polubił. Co nie?
-M-możemy iść zobaczyć wystawę o ewolucji na początek? - zapytała Alphys podchodząc do was. Undyne przełożyła ciężar ciała na drugą nogę i uśmiechnęła się szeroko.
-Oczywiście! Dla ciebie wszystko! - cmoknęła Alphys w czoło. Ta się zaśmiała i podreptała pośpiesznie w stronę pomieszczenia, wraz z zapaśniczką poszłyście za nią. W ciszy ramię w ramię, co jakiś czas zerkając jedna na drugą. Więc tak to ma wyglądać? Wiedziałaś, że Undyne nie podoba się fakt, iż jesteś człowiekiem i to Cię najbardziej martwiło. Oczywiście, byłoby o wiele łatwiej, gdyby Sans też nim był, ale ... to nie byłby już Sans. Alphys pochyliła zaczęła uważnie oglądać jakiś eksponat, a potem czytać opis pod nim. Już go kiedyś widziałaś, nie czułaś potrzeby powtarzania tego materiału. Undyne znowu patrzyła się tylko na swoją dziewczynę, jak przechodzi od gabloty do gabloty. Zabujała się na chwilę. Przygryzłaś dolną wargę zastanawiając się jak zacząć rozmowę i co powiedzieć, lecz ona Cię wyprzedziła.
-O co ci chodzi? - zapytała bez patrzenia na Ciebie. Zmarszczyłaś brwi i odwróciłaś się w jej stronę.
-Co masz na myśli? Jesteśmy w muzeum, masz z tym problem? - nie wiedziałaś czego się spodziewać, czułaś się kompletnie rozbrojona. Ona tylko prychnęła.
-Nikt cię nie chciał więc zaczęłaś chodzić z potworem? - zapytała szybko – A może to jakiś zakład? Zachcianka na miesiąc? - Byłaś wściekła. Ugryzłaś się w język, aby nie zacząć się drzeć, wzięłaś bardzo duży wdech.
-Nie wiem o czym mówisz – naprawdę nie chciałaś się z nią kłócić, lecz jej słowa odbijały się echem w Twojej głowie. Undyne popatrzyła na Ciebie z takim wyrazem twarzy, jakby musiała oglądać gówno.
-Proszę. Ludzie i potwory się nie mieszają. Robisz to dla sławy? Nikomu tym nie zaimponujesz. I jeżeli go zranisz.... - zawarczała - ... będziesz miała przejebane. - Otworzyłaś usta zaskoczona, poczułaś jak prawa brew Ci zadrżała. Kolejny wdech by się nie pokłó... chrzanić to!
-Super, więc jesteś rasistką? Wracaj do swojego miasta. Jak mogło ci przyjść do głowy, że bawię się Sansem – podeszłaś do niej bardzo blisko i zaczęłaś pukać ją palcem w pierś – To nie zachcianka. Jest najlepszym facetem jakiego poznałam w życiu i go ko.... - przez złość musiałaś się poprawić - ... uwielbiam jak diabli. Więc nie rób problemów tam gdzie ich kurwa nie ma. - Nie spodziewałaś się takiego zachowania ze strony potwora. W dodatku ona była jego przyjaciółką! Robiłaś co mogłaś, aby nie zwracać uwagi na szepty ludzi dookoła. Przez chwilę patrzyłyście się sobie w oczy, potem popatrzyła na Twoje ręce zaciśnięte teraz w pięści. Niespodziewanie na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Właśnie to chciałam usłyszeć! - zabrzmiała przyjaźnie. Potrząsnęłaś głową nie wiedząc co się właśnie stało. Złapała Cię za ramiona – Posłuchaj, nie wszyscy ludzie to chuje, już to wiem. Zrozum, że muszę dbać o mojego kościanego brata, wiesz? - A więc to był... test? Ojjj to nie było nic fajnego.
-Ta, całkiem dobrze umie zadbać sam o siebie. No i kryję jego tyły więc nie masz się czym stresować – praktycznie wysyczałaś. Jakimś sposobem poszerzył się jej uśmiech, a rekinie zęby z tej odległości były jeszcze bardziej przerażające.
-Hah! Ta leniwa kupa kości ma oczy szeroko otwarte. Nie o to chodzi. Znaczy się, zabiję cię jeżeli go zranisz, ale czuję... że tego nie zrobisz – poklepała Cię po plecach i poszła do Alphys zostawiając Cię oniemiałą. Miałaś otwarte usta. Tego się nie spodziewałaś. Mimo to nadal w środku czułaś się ... wkurwiona. Wyciągnęłaś telefon, miałaś nadzieję że napisanie wiadomości do Jackie Cię jakoś uspokoi.
Ty/Jackie: Jezu, ta kobieta to pieprzony koszmar

Jackie: Co tam?

Ty: Opowiem Ci dokładniej później, ale ona kurwa zrobiła mi TEST czy jestem dość dobra dla Sansa, albo coś w tym stylu

Jackie: lol to słodko, też zrobiłam taki Sansowi

Zamrugałaś kilka razy.

Ty: Co?

Jackie: Ej, od tego ma się przyjaciół, sprawdzają wiarygodność partnerów i ich uczucia

Jackie: Hej! Zaproś ją dzisiaj! Zrobimy babski wieczór, ty, ja, Sam, Anka i ta tajemnicza laska

Ty: Nie jestem pewna czy będzie chciała tańczyć. Nie wiem też czy lubi ludzi.

Ty: To nie wydaje się być dobry pomysł.

Jackie: Ale to baba, nie?

Jackie: BABSKI WIECZÓR! Wszystko będzie dobrze.

Westchnęłaś. Miała trochę racji. Alphys też zaprosisz, masz przeczucie że nigdy nie była w klubie. Podeszłaś do nich, niższa kobieta była całkowicie pochłonięta ekspozycją, mówiła o różnych rzeczach, które właśnie widziała. Undyne tylko się uśmiechała i przytakiwała, nie byłaś pewna czy rozumie cokolwiek z tego co jej dziewczyna mówi. Alphys była rozkosznie słodka, no ale jej partnerka to totalne przeciwieństwo. Jaszczurzyca odwróciła się w Twoją stronę zadowolona.
-T-tak się cieszę! W naszym mieście nie ma żadnego m-muzeum! Znaczy się, dobrego. A tutaj jest ich tak wiele! - rozpostarła ramiona – K-kiedy zamykają?
-Zdaje się o piątej, ale powinnyśmy wyjść wcześniej aby zdążyć przed Papyrusem, lubi jak ktoś jest w domu kiedy gotuje.
-Wiem! - Undyne się uśmiechnęła – Jego gotowanie się poprawiło, jest naprawdę dobre!
-Naprawdę? - zapytałaś. Ta się na chwilę zamyśliła.
-Było paskudne. Lecz mimo to nadal próbował! - Zerknęła na dół, jej dziewczyna patrzyła na zegarek
-M-mamy więc kilka godzin! - zerkała raz na Ciebie raz na Undyne – Uhm, obrazicie się jeżeli pójdę szybciej? - zapaśniczka zaśmiała się
-Nie, kochanie, rób to na co masz ochotę – W jednej chwili Alphys klasnęła w ręce i odwróciła się szybko gnając przed siebie. Popatrzyłaś na Undyne zastanawiając się przez sekundę jak zacząć rozmowę.
-Więc... mam pytanie. Lubisz procenty?
-HAH! Czy lubię? Serio? - zaśmiała się – Macie takie powiedzenie „pić jak ryba” - wyszczerzyła zęby. Zaśmiałaś się lekko.
-Razem ze znajomymi wybieramy się dzisiaj wieczorem na kilka drinków i na tańce i chciałam was zaprosić. - starałaś się zachowywać najlepiej jak umiałaś. Undyne chwilę się zamyśliła.
-Jasne! Nie obiecuję, że Alphys pójdzie, ale ja tak!
-Super! - uśmiechnęłaś się na tyle szeroko na ile potrafiłaś – Zjemy kolację z Papyrusem i idziemy na dyskotekę- Tutaj cisza. Kobieta zmarszczyła brwi.
-Czy w tym klubie nie mają nic przeciwko potworom?
-Szczerze? Nie wiem. Zobaczy się. Lecz jeżeli będą się pluć pójdziemy w inne miejsce, a oni niech się walą na ryj – zachichotałaś. Undyne się rozpogodziła o... i znowu się wyszczerzyła.
-To mi się podoba! Już wiem dlaczego Sansik cię lubi – zachichotała. Obie się uśmiechnęłyście do siebie wzajemnie i bez skrępowania. Potem poszłyście za Alphys.

Papyrus i Undyne naprawdę świetnie się dogadywali. Ich wzajemny stosunek przypominał Ci ten jaki jest między Tobą, a Jackie. Wyższy szkielet pokazywał zapaśniczce nowe rzeczy jakie kupił do gotowania i mówił o przepisach jakie poznał, była pod wrażeniem. Pomogła mu nawet, ale jej styl gotowania był... no nieco... waleczny, delikatnie rzecz ujmując. Nie obyło się bez zrobienia bałaganu dookoła. Papyrus zrobił (a jakże by inaczej) spaghetti, ale dodał wyjątkowo smaczny sos jakiego nie robił za często. Mile spędziłaś czas w towarzystwie trzech potworów, lecz tęskniłaś za obecnością Sansa. Oczywiście, wcześniej już jadłaś sam na sam kolacje z Papyrusem, ale nie przywykłaś jeszcze do jego przyjaciół. Undyne skończyła jako pierwsza i po odstawieniu talerza do kuchni stanęła przy stole krzycząc.
-Dobra! Jestem gotowa iść! - chwyciła za kurtkę. Popatrzyłaś na nią zaskoczona, z ust zwisała Ci kluska.
-OH? GDZIE IDZIESZ? - zapytał podekscytowany
-Wybacz kolego, babski wieczór! - zaśmiała się głośno. Papyrus lekko westchnął – Nie martw się, Alphys dotrzyma ci towarzystwa
-TO CUDOWNIE! - powiedział zwracając się w stronę przyjaciółki – CHCESZ POOGLĄDAĆ WIĘCEJ ANIME? - jej twarz się rozpogodziła, z wrażenia wypuściła widelec, który z głośnym stukiem upadł na prawie pusty talerz.
-C-czy chcę? T-tak! Chcę! Zaraz wezmę swoje DVD – wbiegła do pokoju grzebiąc w bagażu. Undyne popatrzyła na Ciebie, starałaś się nie zadławić makaronem.
-Pośpiesz się ślimaku, prawie dziewiąta! - wyszczerzyła się. Wytarłaś usta i popatrzyłaś na talerz, zostało jeszcze pół porcji.
-Tak, ale nadal musimy się przygotować. - Miałaś nadzieję, że to da Ci trochę czasu
-Przygotować? Pfff wyglądasz spoko – Zmarszczyłaś brwi
-Chcę założyć kieckę albo coś. Lubię wyglądać słodko kiedy wychodzę.
-Ooooh! Strojnisia? Więc ja też założę kieckę – powiedziała – Ubieraj dupsko, zobaczymy się za kilka minut.
-No dobrze! - odpowiedziałaś. Undyne poszła do walizki szukając czegoś w co będzie mogła się przebrać. Wzięłaś astronomicznie wielki widelec pełen pysznego spaghetti i prawie się udławiłaś przełykając go. Zaczęłaś się krztusić, musiałaś popić go wodą.
-WSZYSTKO DOBRZE? - Papyrus zmarszczył brwi, przytaknęłaś delikatnie i uszczknęłaś jeszcze potrawy – MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIECIE SIĘ DOBRZE BAWIĆ! I NIE RÓBCIE CZEGOŚ CZEGO POTEM BĘDZIECIE ŻAŁOWAĆ!
-Nie bój się. Obiecuję, że nie będę pić – uniosłaś rękę jakbyś składała przysięgę – Słowo harcerza.
-TO DOBRZE! PROSZĘ TEŻ, ABYŚ NIE POZWOLIŁA UNDYNE ZA WIELE WYPIĆ. ONA UM... LUBI RZUCAĆ RZECZAMI... JAKIMI NIE POWINNO SIĘ RZUCAĆ.
-Dobrze wiedzieć.
-OCZYWIŚCIE! WSZYSTKO DLA MOJEJ DOBREJ PRZYJACIÓŁKI! - mrugnął. Szybko dokończyłaś to co Ci zostało na talerzu i poszłaś do swojego mieszkania. Naprawdę chciałaś się wystroić i to nie tylko dlatego, że miał to być babski wieczór. Zdałaś sobie po prostu sprawę, że od Nowego Roku nie miałaś na sobie sukienki. Wyszczerzyłaś się na chwilę i poszłaś do łazienki by poprawić swoją niebieską kieckę, zrobić włosy i makijaż. Seks bomba, pomyślałaś i skierowałaś się do sypialni. Wysłałaś Sansowi słodkiego snapchata ze swoją twarzą i podpisem „Będę tęsknić!” Za godzinę kończy pracę, więc... więc miałaś nadzieję, że je dostanie. A wtedy... 
Zrobiłaś sobie kolejne zdjęcie, tym razem całego ciała z podpisem „Wychodzę dzisiaj :D” No i kolejne, uniosłaś nogę nieco do góry odsłaniając więcej uda, widocznym było, że nie masz na sobie majtek „Mam nadzieję, że wpadniesz dzisiaj na noc ;)” Dzisiaj byłaś wyjątkowo niegrzeczna, sexting nie był w Twoim stylu, ale chciałaś pokazać Sansowi coś nowego co mu się z dziwnych powodów podobało. 
Wsunęłaś na biodra bieliznę (aż tak zboczona nie jesteś!) i zachichotałaś. Nie wychodziłaś z nim dzisiaj, więc mogłaś sobie pozwolić na buty z obcasem. Wyszłaś, Undyne już czekała oparta o barierkę. Też umiała się ubrać. Czarna obcisła bluzka, skórzana krótka, miniówka i buty na wysokim obcasie. Miała rozpuszczone włosy z przedziałkiem na środku, nawet delikatnie się umalowała. 
-Cholera, dziewczyno, uważaj bo się zakocham – zachichotałaś. Wyszczerzyła się, a potem zmierzyła Cię wzrokiem
-Ty też wyglądasz pociągająco! Ale ej, tylko dlatego że lubię się napierdalać z facetami nie oznacza, że nie umiem i nie lubię się od czasu do czasu wystroić, wiesz? - Przytaknęłaś.
-Tym lepiej dla ciebie, w każdym razie, idziemy. Moje przyjaciółki są już na miejscu. Gotowa zaszaleć?
-O tak!! - poszła przodem szybko schodząc ze schodów. Po kilku minutach złapałaś taksówkę i usiadłaś na przodzie podając kierowcy adres. Zauważyłaś, że gapił się cały czas na Twoją towarzyszkę, w duchu modliłaś się, aby tego nie zauważyła. Wygląda na to, że nie. No przynajmniej nie powiedział niczego złego.
Dyskoteka nazywała się Ozone, lubiłaś tam czasem wpadać z Jackie. Ona, Anka i Sam były już w środku, zajęły miejsce przy barze. Razem z Undyne pokazałyście swoje dowody osobiste bramkarzowi. Obracał w palcach kilka razy dokumenty, a potem pozwolił wejść. Westchnęła, otoczyłaś ją ramieniem jakby była Twoją, starą, dobrą przyjaciółką. Zerknęła w dół (mimo obcasów nadal była wyższa niż Ty) wyraźnie zaskoczona.
-Będziemy się dobrze bawić, nie przejmuj się, nikt tutaj nic do Ciebie nie ma. Więc uspokój się, dobrze? - zaprowadziłaś ją do swoich znajomych. Uśmiechnęła się delikatniej niż wcześniej i przytaknęła.
-Tak. - mruknęła cicho. Jackie machała do was, podeszłyście do niej, mocno ją przytuliłaś.
-Bestio! - byłaś szczęśliwa. Wymieniłyście się cmokami w policzki.
-Cześć bestio! - odpowiedziała. Potem przytuliłaś Ankę i Sam, a następnie stanęłaś obok swojej towarzyszki.
-To jest Undyne! Jest przyjaciółką Sansa i Papyrusa, zastanawia się czy się tutaj wprowadzić. - Sam szczerzyła się od ucha do ucha, Jackie przytuliła ją na co Undyne zareagowała nieco się spinając. Twoja przyjaciółka najwyraźniej się tym nie przejęła. Anka jak zawsze siorbała swoją wodę nie ruszając się z miejsca.
-Siemka! Jestem Jackie, _____ to moja najlepsza przyjaciółka. Cieszę się, że wpadłaś. Każdy przyjaciel _____ i Sansa jest i moim – zrobiła krok do tyłu. Undyne zmierzyła ją wzrokiem, jakby chciała ją prześwietlić, a potem się wyszczerzyła.
-Miło mi poznać! A wy to.... - odwróciła się w stronę Ani
-Anna, stara przyjaciółka tych wariatek – pokazała na Ciebie i Jackie. Zaśmiałyście się lekko, Anka przytuliła się z Undyne. Uśmiechnęłaś się zadowolona, że wszystko przebiega bez problemów.
-Jestem Sam – powiedziała obejmując potworzyce. Zauważyłaś, że tą ścisnęła mocniej. Cieszyłaś się, że rozróżnia która z nich była w ciąży.
-Super! To kiedy balujemy? - zapytała Undyne odrzucają swoje długie czerwone włosy za ramie. A więc będzie tańczyć! Zerknęłaś na pozostałą dwójkę.
-Gotowe? - zapytałaś.
-Jak nigdy w życiu! - odkrzyknęła Jackie
-O tak – dodała Anka. Zaśmiałaś się i poszłyście na parkiet.
Przez kolejną godzinę skakałaś i bawiłaś się w rytm różnorodnej muzyki. Undyne żyła własnym życiem, co jakiś czas się do was dołączyła, czasem chodziła dookoła, by zaraz potem zaimponować swoimi ruchami. Sam flirtowała z jakimś przystojnym gościem, zazwyczaj dołączałaś do niej, mogłaś powiedzieć, że czuła się nieco osamotniona bez Ciebie. Anna szybko zeszła z parkietu. Choć bardzo chciała zaszaleć, nadal była w ciąży i nie mogła się za bardzo przemęczać. Po jakimś czasie Jackie usiadła razem z nią. Potem przy stole Sam opowiadała wam jakieś niewybredne kawały, z których Ty i Undyne się śmiałyście, kiedy nagle poczułaś wibracje telefonu.
Zerknęłaś, snapchat od Sansa. O! W końcu je odsyła! Otworzyłaś ciekawa co zobaczysz. To była jego twarz, mrugał do Ciebie i podpis „też tęsknię!”. Wyszczerzyłaś się, kolejne zdjęcie przyszło niemal natychmiast. Miał na nim lubieżny wyraz twarzy, lekko rozchylone usta obnażające ostre zęby, które lizał swoim magicznym językiem „jesteś niegrzeczną dziewczynką”. Przełknęłaś ślinę z trudem. Undyne patrzyła się na Ciebie uważnie, nie zdawałaś sobie z tego nawet sprawy, zapomniałaś o całym świecie. Zdjęcie zniknęło, a po nim przyszło kolejne. Jego niebieski kutas stojący w pełnej okazałości „bo do tanga trzeba dwojga”. Zamarłaś mało nie wypuszczając telefonu z rąk. Undyne zaśmiała się przebiegle, popatrzyłaś na nią zaskoczona.
-Mała grzesznica? - zapytała śmiejąc się szczerze. Twoja mina mówiła jej wszystko co chciała wiedzieć, rumieniłaś się jak nigdy – O Boże, czy wy... ? HAH! Tak! - uderzyła się otwartą ręką w kolano głośno się śmiejąc – O rany! Ooo kurwa, szczęściarz z lenia!
-Znaczy się, ja... to... - zaczęłaś nie wiedząc co powiedzieć. Byłaś absolutnie zbita z pantałyku. Undyne pokazała Ci swoje ostre zęby w uśmiechu.
-Rozpierdalasz mnie. Nie jesteś taka zła, w każdym razie, choć masz okropny gust co do facetów – nadal się śmiała. Potem popatrzyła na Twój telefon – Wygląda na to, że kościany łeb wysłał ci kolejne seksowne fotencje, może chcesz je zobaczyć... w bardziej prywatnym miejscu? - uśmiechnęła się przebiegle. Nie jesteś pewna, czy można się bardziej rumienić.
-Taaak, dzięki – pobiegłaś do łazienki tak szybko jak mogłaś. Jednocześnie byłaś zawstydzona, a z drugiej strony podniecona. Po tym jak zamknęłaś się w kabinie wyciągnęłaś telefon. Faktycznie, Sans przesłał Ci kolejnego snapchata. Otworzyłaś go, to wideo. Jego palce owinięte były dookoła penisa, szybko przesuwał nimi w górę i w dół, z głośników dobiegło ciche lubieżne warknięcie. Prawie jęknęłaś, ale szybko zasłoniłaś usta dłonią. Miałaś nadzieję, że bass w klubie był głośniejszy niż dźwięki jakie wydobywały się z Ciebie czy z telefonu. Boże, to takie niesprawiedliwe! W ogóle! Nie pozostaniesz mu dłużna, opuściłaś ramiączka sukienki i wystawiłaś piersi. Nagrałaś wideo jak liżesz czubek palca, a potem delikatnie pieścisz nim sterczące sutki. Dodałaś napis „Chcesz się zabawić?” Iii posłane. 
Po chwili przyszła odpowiedź. Wyciszyłaś dźwięk nie będąc pewną, czy ktoś Cię usłyszy i odtworzyłaś. Sans jeszcze szybciej się pieścił, jęcząc przy tym Twoje imię. Cholera jasna! Dlaczego to tylko dziesięć sekund?! Chwilę myślałaś co mu odesłać. Na swój sposób to dość dziwne miejsce, byłaś w łazience, lecz jakaś (zdecydowanie większa) część Twojego umysłu zwyczajnie miała to gdzieś. Ściągnęłaś sukienkę i powiesiłaś ją na haku obok, byłaś w samych majtkach. Wysłałaś mu kolejne nagranie. Palec zsunął się po piersiach w dół i zniknął między udami. Nie musiałaś długo czekać na odpowiedź. Nie było obrazu, ale za to dźwięk, jego niski warczący głos mówił „więcej”. Przeszedł Cię dreszcz. Hah, masz go – na swój sposób. Ale też chciałaś więcej, aaaale tego nie musiał wiedzieć. Kolejne nagranie przedstawiało jak Twój palec chwilę kreślił kółka na wysokości łechtaczki, by potem wsunąć się pod bieliznę. I napis „A zasłużyłeś sobie na więcej?”
Po minucie zadzwonił. Serce mocniej Ci zabiło, nie wiedziałaś co zrobić, odebrałaś.
-Cześć – starałaś się brzmieć normalnie, ale było to trudne.
-dzwonię, aby ci powiedzieć, abyś była gotowa jak wrócisz do domu – dyszał ciężko
-Oh? -starałaś się brzmieć niewinnie- Gotowa na co?
-jak tylko przekroczysz próg, będę cię pieprzył aż do nieprzytomności – warknął, w odpowiedzi cicho jęknęłaś. Chciałaś już wracać, teraz, kurwa. Postanowiłaś podrażnić bestię.
-A co jeżeli powiem, że na noc idę do Jackie, hm? - oblizałaś wargi. Sans zawarczał wściekle.
-nie uciekniesz mi, znajdę cię, i zerżnę w ciemnej uliczce jeżeli będę musiał – mruknął, poczułaś jak elektryczny impuls przeszywa całe Twoje ciało. Jezu Chryste, jeszcze nigdy nie był tak agresywny, ale na swój sposób podobało Ci się to.
-To wyzwanie? - zamruczałaś – Uważaj, bo cię pokonam
-nie... drażnij... mnie... - zawarczał nisko i zaczął szybciej oddychać. Kurwa mać, paradoksalnie to Cię jeszcze bardziej nakręciło, nie byłaś pewna czy aby seks przez telefon to dobry pomysł w klubie no i w kiblu, zwłaszcza, że na sali są przyjaciółki, którym chcesz zaimponować. Jednak potrzeba dotknięcia siebie w tym momencie była tak silna, że zaczęłaś ciężko dyszeć do słuchawki, zdałaś sobie sprawę, że musisz szybko skończyć z nim rozmawiać bo inaczej będzie źle.
-Oh? Kiedy ja lubię to robić – zachichotałaś – Zobaczymy na co cię stać jak wrócę do domu – Wyzwanie zaakceptowane, teraz czułaś się bezpieczniejsza. Usłyszałaś jak na kilka sekund wstrzymuje oddech, a potem zawarczał jak dziki zwierz jeszcze drapieżniej niż wcześniej.
-masz przejebane. - i się rozłączył. Kurwa mać. Zaczęłaś wachlować się wolną ręką starając uspokoić nerwy. Czułaś, że całe Twoje ciało miało jakieś 200 stopni. Nie miałaś pojęcia jak udawać grzeczną dziewczynkę... no dobrze, Undyne widziała snapchaty, więc nie jesteś taką niewinną za jaką chciałabyś uchodzić. Sam fakt, że to Ty doprowadzasz go do tego stanu był pociągający. Założyłaś sukienkę, umyłaś ręce i wytarłaś pot z czoła. Popatrzyłaś na swoje odbicie w lustrze – ostatecznie udało Ci się wyglądać w miarę normalnie, za to serce waliło jak szalone. Wzięłaś głęboki wdech i wyszłaś z łazienki, mając nadzieję, że Twoje znajome będą tańczyły. Nie, Undyne machała do Ciebie, a one uśmiechały się w taki sposób jakby dowiedziały się o czymś naprawdę ciekawym.
-Nie chce się wam już szaleć? - zapytałaś. Wszystkie wpatrywały się w Ciebie – No co?
-Więc... jest niebieski? - Sam zaczęła unosząc wysoko brwi. Uderzyłaś się otwartą dłonią w twarz zawstydzona. Undyne zaczęła się śmiać. Anka prawie się zakrztusiła wodą.
-Kurwa! Cholera! Wy serio... znaczy się... myślałam... kurwa! - wyglądałaś jak dziecko, któremu ktoś ukradł ostatnie ciastko
-Znaczy się, ja już wiedziałam o tym wcześniej – powiedziała Jackie z dumą – Ale dziewczyny były zaskoczone
-Powiedziałaś im? - otworzyłaś szeroko oczy patrząc na przyjaciółkę. Undyne nadal się śmiała co chwile klepiąc się po kolanie.
-Nie! Nie, Undyne widziała uhhhh, snapchata jakiego dostałaś. Ja tylko to potwierdziłam – potworzyca wywróciła oczami.
-Znaczy się, nie wiem za wiele o anatomii ludzkich samców, nie wiedziałam, że nie mają niebieskich chujów! - rechotała. Nadal miałaś rękę na twarzy, czułaś że robi Ci się gorąco.
-Oh, dajcie spokój _____. Jesteście straszne, wszystkie wiedziałyśmy, że wy .... jakoś.... no wiesz. Nie byłyśmy tylko pewne... jak. - powiedziała Anka. Sam zaczęła się śmiać.
-Cholera jasna. Znaczy się. Tak. Kurwa – warknęłaś – Więc teraz wiecie. Łoooooo – machnęłaś od niechcenia ręką.
-Więc gadaj! Chcę wiedzieć, jak to jest rżnąć się z kościotrupem? Nie uwierają cię jego kości? - Sam powiedziała w końcu. Zmarszczyłaś brwi.
-Nie, nie uwierają. To nic dziwnego, naprawdę – Nie chciałaś o tym teraz mówić, bo naprawdę nie chciałaś w tej chwili pamiętać co może Cię spotkać jak wrócisz do domu – Nie patrzę na niego jak na potwora, kościotrupa, szkieleta. Wiesz? To po prostu... Sans? Nie wiem jak to wyjaśnić – zauważyłaś, że Undyne przygląda Ci się z niewielkim uśmiechem – Ale seks jest.... kurwa nie z tej ziemi – usiadłaś między nimi. Dziewczyny się zaśmiały.
-Fuuuj, nie chcę wiedzieć nic więcej – Undyne zaśmiała się lekko – To tak jakbym słuchała o fujarze własnego brata. - Parsknęłaś śmiechem. Ale ten temat to jej wina!
-A wiedziałaś, że ma też magiczny język? - wyszczerzyłaś się złośliwie
-Zaraz, co? - Undyne otworzyła usta wyraźnie zaskoczona
-Tak. Jest naprawdę dłuuuuuugi, niebieski, magiczny język. I poczekaj, aż opowiem ci o tym co umie z nim zrobić... - starałaś się zabrzmieć na tyle lubieżnie na ile mogłaś, przystawiłaś dwa palce do ust i wsunęłaś między nie język poruszając nim nieco. Dziewczęta zaczęły się śmiać, ale zapaśniczka wyglądała na zdegustowaną.
-Ugh! Fuj! Nie chcę wiedzieć! - krzyknęła. Szturchnęłaś ją w ramie.
-A jego kutas! Jest jaki duży i gruby i ... niebo między nogami! - zaczęłaś pokazywać rozmiar... dodałaś mu kilka(naście) centymetrów. Zasłoniła uszy dłońmi i zaczęła nucić coś pod nosem. Zaśmiałaś się, a po chwili ona dołączyła do Ciebie.
-Nggggggh, masz mnie. Poddaję się. Heh. - czule pogładziła Cię po ramieniu – Nie jesteś taka zła.
-Ani ty, rudo – zachichotałaś. Wyszczerzyła się.
-Wpadnij w tym tygodniu to ci pokażę kilka moich najlepszych walk! - powiedziała radośnie – Wiesz, jeżeli chcesz.
-Jasne – wyszczerzyłaś się – Brzmi świetnie, z przyjemnością. Wpadnę po pracy jeżeli nie masz nic przeciwko.
-Czadowo! Weź znajome jeżeli chcesz! - pokazała na pozostałą trójkę. Sam rozmawiała już z jakimś typem na stronie, jednak Jackie podniosła głowę i wraz z Anką przytaknęły z uśmiechem. Byłaś zadowolona, że się zgodziły. Twoja przyjaciółka wiedziała, że rano miałaś małe spięcie z Undyne, ale najwyraźniej rozpoznała się w sytuacji. Po przemyśleniu wszystkiego nie byłaś na nią już zła, to normalne że przyjaciele muszą sprawdzić nowych partnerów swoich przyjaciół. Przytuliłaś ją szybko
-Heh, jasne, dzięki – powiedziała Jackie – W każdym razie jestem pewna że chcesz wrócić do swojego faceta, albo raczej on chce abyś pohycała na jego kosteczce - wyszczerzyła się. Wywróciłaś oczami.
-Może poczekać – odpowiedziałaś wbrew pragnieniom własnego ciała. Byłaś pewna, że już będzie spać jak wrócisz. Jackie zaśmiała się.
-Idziemy tańczyć? - zaproponowała, przytaknęłaś. Sam zniknęła w tłumie z tajemniczym typem, spodziewałaś się tego po niej. Resztę wieczora spędziłyście na parkiecie, okazjonalnie siadając przy stole i opowiadając sobie okropne kawały o niebieskich kutasach.

-Dobra Undyne, wpadnę do Ciebie później – powiedziałaś z uśmiechem zatrzymując się – I jeżeli Sans śpi u siebie, błagam nie budź go. Nienawidzę go budzić – zaśmiałyście się lekko.
-Śpi jak zabity, obudzenie go graniczy z cudem! I dzięki za wieczór! Dobrze się bawiłam. Przepraszam za to z rana, ja tylko... - zatrzymała się na chwilę
-Nie bój się. Nie ma szkody, nie ma winy – odpowiedziałaś. Wyraźnie jej ulżyło.
-Dobrze powiedziane. Podoba mi się ta fraza. Ukradnę ją.
-A kradnij. W każdym razie, dobranoc. - otworzyłaś swoje drzwi.
-Nocka, nerdzie – weszła do mieszkania i zamknęła za sobą wejście. Jak tylko otworzyłaś swoje poczułaś to charakterystyczne stężenie energii w powietrzu, aż włosy na rękach stanęły Ci dęba. Zaraz, czy ...
-dobrze się bawiłaś? - Sans stał za Tobą, podskoczyłaś lekko – miałaś nadzieję, że wrócisz do domu jakby nigdy nic i pójdziesz spać? - odwróciłaś się do niego, w jednej chwili poczułaś się napalona
-Myślałam, że będziesz już spał, wiesz, po dzisiejszej pracy i ... w ogóle... - szepnęłaś słabo. Jakaś część Ciebie chciała, aby to miało miejsce i on dobrze o tym wiedział. Cmoknął i potrząsnął głową.
-oh dziecino, myślałem, że już wiesz jak działają potwory, a ty niczego się nie nauczyłaś – wyszczerzył się powoli wpychając Cię do mieszkania. Twoje serce zabiło mocniej, zdałaś sobie sprawę w jakie kłopoty się wplątałaś.
-A co jeżeli powiem „nie”? - chciałaś się z nim trochę podrażnić. Wyraz jego twarzy zmienił się
-nie chcesz...? - zapytał nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. Szybko do niego przywarłaś, drzwi nadal były otworzone.
-Boże, chcę. Drażnię się! - zaśmiałaś się. Sans chwycił Cię drapieżnie za biodra podwijając kieckę do góry tak by mógł swobodnie chwycić Cię za pośladki – Łoł! Jesteśmy w progu!
-no i? masz z tym problem? - jego lewe oko zajaśniało na niebiesko, a między zębami pojawił się język. Zadrżałaś lekko i przesunęłaś palcami po jego plecach. Mogłaś poczuć, że jest już twardy i gotowy pod spodenkami.
-Heh, ponoć miałeś mnie wziąć tam gdzie dorwiesz – wyszczerzyłaś się przebiegle – Pamiętam, że ktoś mówił o jakiejś ciemnej uliczce czy coś. Ale próg wejściowy to chyba jednak za dużo. - W jednej chwili poczułaś to dziwne uczucie w brzuchu i byliście już na balkonie. Sans podciągnął kieckę wyżej ściągając ją z Ciebie przez głowę, nie wiesz nawet kiedy pozbył się również Twoich majtek. Choć byłaś wyraźnie rozgrzana, zimne powietrze drażniło Twoją skórę.
-nie martw się – powiedział patrząc Ci głęboko w oczy – rozgrzeję cię.
-K-kurwa Sans! Nie marnujesz czasu! - byłaś zaskoczona. Odwrócił Cię plecami do siebie tak, że opierałaś się o poręcz. Szybko zasłoniłaś piersi rękami – Co do...! - nie dane było Ci nawet dokończyć, ponieważ wślizgnął się w Ciebie szybko.
-jak wiesz, poważnie traktuję wyzwania – zawarczał lubieżnie i zaczął poruszać się w Tobie powoli, wypełniając Twoje ciało rozkoszą – kkkkkkurwa, byłaś na mnie gotowa, co nie? boże drogi i to bardzo... - jęknęłaś w odpowiedzi, wiatr przypomniał Ci gdzie właściwie jesteś. Owszem na swój sposób to miejsce było naprawdę seksowne, jednak strach przed tym, że ktoś Cię zobaczy był większy. Na miłość Boską to zaledwie trzecie piętro!
-S-Sans, czy możesz... proszę... ktoś mnie zobaczy! - jęknęłaś delikatnie wiercąc się pod nim w niemym błaganiu. Jednak zamiast tego pchnął Cię nawet mocniej, krzyknęłaś z rozkoszy.
-tsk, może zatem powinnaś być trochę ciszej. - nacierał na Ciebie raz za razem. Nie umiałaś się uciszyć, dotarł głęboko, nie mogłaś wytrzymać. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie będziesz się powstrzymywać i zabrał Cię z barierki, myślałaś, ze wejdziecie razem do środka, jednak on zamiast tego wepchnął Cię drapieżnie do mieszkania, padłaś na kolana. Chwycił Cię za włosy i pociągnął. Jezu, co w niego dzisiaj wstąpiło? Nie przywykłaś do takiej drapieżności, aaaaale cholernie Ci się to spodobało.
-Boże! Sans! - krzyknęłaś. Teraz nie przejmowałaś się już niczym. Nikt Cię nie widział. Z jakiegoś powodu potraktował to jako doping i wsunął swojego kutasa wgłąb Twojej wilgotnej szczeliny. Szybko dotarł do magicznego punktu wewnątrz Ciebie o którym wcześniej nawet nie wiedziałaś, że w ogóle może w Tobie istnieć. Było kurewsko zajebiście. Za każdym razem, kiedy w Ciebie wchodził czułaś kolejną falę przyjemności szybko rozpływającej się po całym Twoim ciele. Jedna jego ręka boleśnie trzymała Cię za biodra wbijając się w skórę, drugą trzymał za włosy tak, że nie mogłaś opuścić głowę by stłumić stęknięcia. W końcu było tego za wiele, elektryczny szok przyjemności całkowicie Cię pochłonął, nogi zaczęły drżeć
-k-kurwa – stęknął, lecz się nie zatrzymał. Zakwiliłaś z rozkoszy starając się dać mu znak, że już doszłaś, że już jest z Tobą dobrze, lecz kiedy zerknęłaś na niego, jego uśmiech był przepełniony głodem, pragnieniem, pożądaniem.
-Sans... Sans.... Bła...gam – jęczałaś kiedy w Ciebie wchodził. Zaśmiał się gardłowo i przekręcił się tak, że siedziałaś teraz na nim. Nadziałaś się na niego. Zamruczał nisko niczym dziki kot i zaczął powoli podrzucać Cię na swoich biodrach.
-oh kocie, nie pamiętasz? obiecałem, że będę cię pieprzył do nieprzytomności – zawarczał do ucha. Kolejny dreszcz przeszedł wzdłuż Twojego kręgosłupa, poruszał się trochę szybciej, opadłaś na niego bezwładnie. Nie było zbyt wygodnie, ale szybko przywykłaś – pamiętasz ten dzień kiedy mnie dręczyłaś na kanapie? usiadłaś wtedy na moim kolanie, a potem przerzuciłaś swoją nogę.... wiesz jak bardzo chciałem cię wtedy wziąć? - wszedł gwałtowniej i mocniej. Kwiknęłaś, a on się tylko zaśmiał – miałem wrażenie, że pozwoliłabyś mi to zrobić już wtedy.
-Boże, tak. - szepnęłaś kładąc brodę na jego ramieniu – Boże tak. Chciałam abyś to zrobił. Często marzyłam o tym, abyś mnie pieprzył.
-oh? - zaczął lizać Cię po karku – no nie mów
-W taksówce, w barze, w pracy, na tym głupim piżama party, jak oglądaliśmy filmy... Pierwszy raz jak zobaczyłam te cholerne kły... - niespodziewanie poczułaś jak wgryza się w Twoją szyję. Jednocześnie przyśpieszył tempo. Jęczałaś starając się chwycić jego ciała najmocniej jak się dało, on objął Cię szczelnie. Potem zwolnił, jego stabilny powolny rytm pozwolił złapać oddech, lecz po chwili poczułaś znajome napięcie piętrzące się w Twoim ciele. Mogłaś powiedzieć, że Sans ze wszystkich sił powstrzymuje się, aby jeszcze nie dojść, miałaś nadzieję że wytrzyma jeszcze trochę. Jak tylko doszłaś drugi raz puścił Cię, znowu wgryzł się w skórę, przeszył Cię ból. Tego było za wiele, całe Twoje ciało wprost drżało pod każdym jego dotykiem. Nie przestawał, był bezwzględny, utrzymywał to samo tempo bez chwili postoju. Jego imię stało się Twoją modlitwą jaką krzyczałaś przez jęki, on w odpowiedzi mruczał Twoje. Czułaś, że jest blisko, przywarłaś do niego chcąc pomóc mu dojść. Tak bardzo, bardzo tego chciałaś.
-boże, _____, ja... ja... - zaczął lecz nie skończył, zamiast tego wypełnił Cię, głośno mrucząc, chowając twarz w Twoich włosach. Owinął Cię szczelnie ramionami, dyszeliście ciężko, co chwile jedno z was zadrżało. Powoli sturlałaś się z niego, choć uwielbiałaś jak był blisko, to leżenie na nim nie było dobrym pomysłem. Dyszał.
-Nie żartowałeś, co nie? - szepnęłaś patrząc na niego. Zaśmiał się słabo.
-nie, cholera tygrysie, wyciągasz ze mnie wszystko to co najgorsze, wcześniej taki nie byłem – wyglądał na zawstydzonego. Zachichotałaś.
-Nie? Mnie się podoba. No i ja też nigdy wcześniej taka nie byłam. Więc dwa do dwóch – pocałowałaś go w jego żebro delikatnie. Jęknął wyraźnie zmęczony.
-a więc oboje jesteśmy jak dwie dziwki na chcicy, o to ci chodzi? - zaśmiałaś się.
-Mnie to nie przeszkadza. Od dawna moje życie seksualne było martwe
-znam to uczucie
-Ale już nigdy więcej nie umrze, co nie? - przesunęłaś nosem po jego karku. Uśmiechnął się leniwie.
-zamknijmy się na tydzień w jednym pokoju, a szybko się mną znudzisz.
-Oh? Będziemy musieli się o tym przekonać. Uważam, że nigdy nie będę miała cię dość – uśmiechnęłaś się. Popatrzył na Ciebie, jego oczy zajaśniały przyjemnym światłem.
-mam taką nadzieję, ja nigdy nie będę miał ciebie dość.
-To dobrze. A czy możemy iść już spać? - zapytałaś patrząc mu w oczy – Jutro mam robotę
-wyciągasz białą flagę? - Chwyciłaś za lezącą na ziemi bieliznę (była czerwona, ale co z tego) i pomachałaś nią.
-Poddaję się. Znaj łaskę! - zachichotałaś. Uśmiechnął się i wstał podając Ci dłoń
-chodź tygrysie. - Udaliście się do Twojej sypialni.

Śniłaś o wielkim krabie, który kroił jeszcze większą pizzę. Sans poszedł zamówić Ci kawę, a potem jeździłaś na nartach.
Share:

POPULARNE ILUZJE