Notka od autora: +18; Ty x Sans; wulgarny język, sceny erotyczne
Minął rok od kiedy potwory wyszły na powierzchnię. Bohaterką opowiadania jesteś TY, poznajesz nową przyjaciółkę, potwora Fuku - wesoły zielony płomyk - i od tego spotkania twoje życie staje na głowie. Zaczynasz poznawać nieznaną ci rasę, zawierać przyjaźnie a twoja nowa przyjaciółka przyjęła sobie za cel honoru by znaleźć ci chłopaka-potwora...?
Rozdziały +18 będą oznaczane: ♣
Obrazki i tekst autorstwa: Rydzia
Grillby otworzył przed tobą drzwi czarnego BMW. Zapraszającym gestem wskazał na wnętrze samochodu. Nie przypuszczałaś, że zabierze cię gdzieś dalej, w końcu jego bar nie był jedynym w tej okolicy - było tu od groma barów, pizzeri i restauracji. No ale była mowa o fajnym miejscu, więc może faktycznie chciał zabrać cię do wyjątkowej knajpki? Albo po prostu chciał pojechać w miejsce gdzie nie zna go aż tyle osób? W każdym razie wsiadłaś. Już na pierwszy rzut oka było widać, że dba o swoje cacko. W środku było przeczysto. Ani jednego pyłku czy włoska… W jednej chwili spojrzałaś na swoje buty, czy czasem nie są zbyt brudne i nie zakłócają ładu i porządku panującego w aucie. Było ok. Mimo ogólnego porządku, zauważyłaś jednak, że w całym aucie czuć było zapach dymu.
Mężczyzna zajął miejsce kierowcy. Nim zatrzasnął drzwi uchylił okno od swojej strony. Zaczęłaś się zastanawiać, czy nie będzie wam przez to piździło, lecz wtedy: No tak… Jaka głupia jestem. Jak ma ci być zimno, gdy w pobliżu masz JEGO?
Przekręcił kluczyki w stacyjce. Dostrzegłaś mały brązowy gumowy breloczek w kształcie kupki. Pomyślałaś, że to jedyna tak tandetna rzecz w tym samochodzie, ale fajnie było zobaczyć, że jednak Grillby nie jest aż tak idealny jak przez cały czas ci się zdawało.
- Fajny breloczek - powiedziałaś. W sumie sama miałaś kupę podobnych breloczków przyczepionych do swoich kluczy. Dokładniej mówiąc mnóstwo gównianych breloczków, w tym jeden - tęczową kupkę.
Grillby kiwnął głową. Wycofywał właśnie samochód na parkingu. Oparł łokieć o fotel patrząc do tyłu, czy nie stuknie kogoś za sobą.
- ...prezent. Od przyjaciela - mruknął. Jego wibrujący głos rozbrzmiał w całym aucie, jakby odbijając się od jego ścian. Przeszedł cię dreszcz. Miał naprawdę niesamowitą barwę głosu. Jak na złość, nie lubił dużo mówić.
W krótkiej chwili w aucie zrobiło się naprawdę ciepło. Zdecydowałaś się zdjąć sweter. Nie zamierzałaś go zostawiać w aucie, gdy będziecie wychodzić weźmiesz go ze sobą.
W dłoniach cały czas trzymałaś termos. Specjalnie dla ciebie przygotowana gorąca czekolada. Czułaś jak coś wewnątrz ciebie ściska cię za serce, gdy tylko o tym pomyślałaś. Jeszcze żaden facet nie zrobił dla ciebie czegoś tak uroczego… no może oprócz ojca, ale to się przecież nie liczy… Nie mogłaś pozwolić, żeby się zmarnowała. Odkręciłaś ostrożnie nakrętkę.
Grillby drgnął. Zauważyłaś, że mimo, iż próbował skupić się na drodze, to jednak kątem oka przyglądał się co robisz. Ze środka naczynia unosiła się para. Miałaś nadzieję, że nie jest na tyle gorące, by poparzyć cię w język. Przyłożyłaś usta i przechyliłas termos. Zmrużyłaś oczy. Po chwili oderwałaś się.
- Przepyszna! - wykrzyknęłaś entuzjastycznie - Naprawdę, nigdy w życiu nie piłam lepszej czekolady - na ognistych ustach mężczyzny pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. Poprawił okulary. Minimalnie przyspieszył jazdę.
Zanim dojechaliście na miejsce wypiłaś całą czekoladę, jaką przygotował dla ciebie. Było ci trochę żal, że gdy faktycznie nadejdzie ten czas, czyli za mniej więcej tydzień, nie będzie czekała na ciebie tak miła niespodzianka jak dziś.
- Gdzie jesteśmy? - Grillby zaparkował i od razu wyszłaś z auta. Nie kojarzyłaś okolicy, ale w sumie to nic dziwnego. Nie byłaś typem osoby, która co weekend szlaja się po barach i klubach, wolałaś posiedzieć w domu z jakąś ciekawą książką czy słuchając muzyki. Claire to co innego. To istna kobieta-impreza. Zna każdy lokal w mieście.
Wyszłaś na zapełniony samochodami parking. Były to ewidentnie obrzeża miasta, aczkolwiek panował tu taki harmider, jakby było to centrum w godzinach szczytu. Otworzyłaś szeroko usta. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałaś AŻ TULU potworów w jednym miejscu. Gdzie on cię zabrał? Nie widziałaś ani jednego człowieka w pobliżu!
Poczułaś rękę na ramieniu, które w sekundę zrobiło się bardzo ciepłe. Tak jak w kontakcie z Fuku, poczułaś przepływające przez twoje ciało ciepło. Było przyjemne, takie… uspokajające. Czy dotyk każdego potwora działa w ten sposób, czy to specyfika tylko Ogni? Nie wiedziałaś, w sumie od kiedy poznałaś Fuku, kręciło się wokół więcej potworów, ale nie macasz się przecież z każdym napotkanym… Przypomniał ci się koleś ośmiornica. NIE. Zdecydowanie to specjalność Fuku i Grillby’ego. Tamten gość był zimny i obślizgły. Błe...
Objął cię ramieniem i zaczął prowadzić w stronę lokalu. Był to duży budynek. MTT2 Resort brzmiał napis. Szliście w tej chwili bardzo blisko siebie. Płomienie lekko muskały twoją skórę. Wiedziałaś, że Grillby nie robił tego specjalnie, lecz przypominało ci to, jakby ktoś gładził cię, ledwo wyczuwalnie, opuszkami palców i nie byłaś pewna, czy ci się to podoba czy nie. On w każdym razie zdaje się nie zwracał na to żadnej uwagi. Skupił się na przejściu bez szwanku przez podekscytowany tłum. Cały czas trzymał cię blisko siebie. Było to urocze, choć byłaś pewna, że bez jego asekuracji równie dobrze byś sobie dała radę sama, nawet podczas przepychanki między stadem tych przerośniętych wielkich psów.
Po wejściu do środka stwierdziłaś, że raczej nie znajdziecie wolnych miejsc. Wszystkie stoliki były zajęte, miejsca przy barze również. Już otworzyłaś usta, by powiedzieć Grillby’emu, że chyba jednak musicie zmienić lokal, gdy ten wykonał jakiś dziwny ruch ręką w stronę baru. Jakby się z kimś witał, nie dostrzegłaś z kim. Potem pchnął cię głębiej na salę. Nie zatrzymując się minęliście mały parkiet oraz parę zajętych stolików. Doszliście do schodków na antresolę, której wcześniej nie zauważyłaś. Weszliście na górę. O. Tam było kilka wolnych miejsc, ale...
- Tu chyba potrzeba rezerwacji - szepnęłaś do niego. Kiwnął głową. Zatrzymał się przy okrągłym stoliku mniej więcej po środku podestu tuż przy balustradzie. Odsunął krzesło i spojrzał na ciebie. O… Och… Naprawdę? Zarezerwował dla nas stolik? Miałaś wrażenie że zaraz się przewrócisz gdy na chwiejnych nogach podeszłaś do niego i zajęłaś wskazane przez niego miejsce. Upewnił się że siedzisz wygodnie dopiero wtedy usiadł koło ciebie.
Znów byłaś cała czerwona. W sumie ty go zaprosiłaś a wszystko zwaliłaś na jego głowę… Kurwa…
Ale jednocześnie zrobiło ci się tak przyjemnie na sercu. To było naprawdę wyjątkowe. Od pierwszych chwil spędzonych z nim dzisiaj czułaś się naprawdę WYJĄTKOWO… A wieczór dopiero się zaczynał.
- ...czego chciałabyś się napić?
- Eee… - zastanowiłaś się chwilę. W sumie na co dzień nie pijałaś żadnych drinków, nie za bardzo więc się na nich znałaś. Słyszałaś owszem parę nazw ale nie potrafiłaś powiedzieć co to właściwie jest. - Może ty coś wybierzesz? W końcu to twoja specjalność, co nie?
Bez słowa wstał i powoli się oddalił. Obserwowałaś go ze swojego miejsca. Oparł się o bar. Po chwili podszedł do niego barman, ewidentnie bardzo rozentuzjowany. Nie wiedziałaś jaki to rodzaj potwora, czasem naprawdę trudno było to stwierdzić. Jakby pomieszanie barana z tygrysem? Wymienili razem parę słów, potem barman wziął się do pracy. W przeciągu tej chwili gdy barman przygotowywał drinki zdążyło podejść do twojego towarzysza parę potworów. Zagadywali go. Byłaś przekonana o tym, że Grillby musi być tutaj stałym bywalcem. Wyglądało na to jakby czuł się jak u siebie w domu. O! Podszedł do niego jakiś włochaty potwór z jednym wielkim okiem na środku czoła. Gestykulował na swoją zapalniczkę i na trzymanego papierosa. Grillby wyciągnął w jego stronę swoją płonącą dłoń… Kurwa. To było dziwne… Potwór odszedł zadowolony puszczając dymek.
To dla niego pewnie normalne… Jest w końcu ognistym potworem. Chociaż ty nie wiedziałaś, czy gdybyś na przykład była kobietą-wodą chciałabyś by ludzie podchodzili do ciebie obmyć ręce czy twarz...
Jak się nad tym teraz zastanawiałaś jego zdolności można by wykorzystać na wiele sposobów. Mogłaś się założyć, że oszczędza na prądzie w swoim barze, bo może wszystko sam podgrzać. Albo nie ma ani jednego grzejnika w domu. Czy kominka. Czy musi przykrywać się kołdrą kiedy śpi?
Nie. Twoje myśli poszły zdecydowanie w złym kierunku. Uderzyłaś się pięścią w czoło lecz to nie spowodowało, że wyobrażenie Grillby’ego w samych bokserkach zniknęło z twojej głowy.
W tym czasie Grillby wrócił. Postawił przed tobą jakiegoś czerwonego drinka.
- Dzięki - uśmiechnęłaś się do niego. Nie śmiałaś nawet spytać się co to takiego. Nie chciałaś by wiedział że nie masz zielonego pojęcia co to jest. Wyglądało w każdym razie zachęcająco. Posmakowałaś. Faktycznie był dobry.
Grillby usiadł na swoim miejscu z mniej rzucającym się w oczy drinkiem.
- Sex na plaży - powiedział biorąc łyk swojego napoju. Pokiwałaś głową jakbyś doskonale to wiedziała. - Piłaś wcześniej? - zmieniłaś taktykę. Jeśli zejdziecie na temat alkoholi będziesz leżała i kwiczała. Pokręciłaś przecząco głową.
- Szczerze to nie bywam często w takich miejscach - W OGÓLE poprawiłaś siebie ‘w myślach. - Nie mam więc zbyt wiele okazji by czegoś nowego spróbować… Wolę też raczej prostsze rozwiązania. Dom, shandy, jakiś film odpalić… Dzisiaj to czuję się jakbym miała jakieś święto - zaśmiałaś się głupio. Poczułaś że chyba robisz z siebie idiotkę.
Grillby zastanawiał się chwilę nad twoimi słowami. Stukał ognistymi palcami o brzeg szklanki. Cisza przeciągała się niemiłosiernie. Zaczęłaś zastanawiać się czy cokolwiek powie na to. Czuł się zawiedziony? Może alkohole to całe jego życie, w końcu jest barmanem… Nie ma o czym z tobą rozmawiać i zastanawia się co dalej…? Kurwa… zawaliłaś…
- A ty co pijesz?
- To? - uniósł do góry dłoń z alkoholem. Kostki lodu stuknęły o siebie - To tylko gin z tonikiem. Chcesz? - przysunął do ciebie. - Choć myślę, że ci nie zasmakuje.
Chwyciłaś za szklankę. Była bardzo ciepła. Wzięłaś łyka.
- Tfffffu - skrzywiłaś się. Nie wiedziałaś jak może lubić coś tak gorzkiego. Zabrał swoją własność. - Czemu to pijesz?
Tradycyjnie, nie odpowiedział tylko wziął głęboki łyk.
- Czemu się zgodziłaś na prośbę Fuku?
- Ugh… - zakrztusiłaś się swoim drinkiem. Zakasłałaś. Nie spodziewałaś się zmiany tematu - Ja… To znaczy…
- Nie chcę, byś się zmuszała do czegokolwiek. Jeśli wolisz spędzić wieczór w domu, to odwiozę cię.
Nie wyglądał jakby myślał to, co właśnie mówił. Był lekko przybity.
O nie nie nie, tak zrozumiał to co powiedziałam? Że wolałabym być w domu niż pić z nim drinka, tak?
- Nie, ja chcę tu zostać! - wykrzyknęłaś pod wpływem emocji. - W sensie… To nie jest coś co robię często, ale jest mi tu z tobą naprawdę dobrze! Eee… - zrozumiałaś, że powiedziałaś chyba o parę słów za dużo, ale nie było już odwrotu. Chciałaś dokończyć co zaczęłaś mówić - Rany…W… W zasadzie byłam bardzo zła na Fuku, nie lubię takich akcji - mruknęłaś przygładzając jednocześnie swoje włosy - Poza tym mocno się stresowałam, ale… koniec końców bardzo się cieszę z obrotu spraw, naprawdę…
Grillby zerkał zza swojego drinka. Uśmiechał się w taki inny sposób. Przechodziły cię dreszcze, gdy tak robił. Nie mówił przez dłuższy czas. Po chwili odwrócił wzrok wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt
- No to… - zdjął okulary i schował je w wewnętrznej kieszeni kurtki. Zdecydowanie wyglądał o wiele przystojniej bez nich… - W takim razie może powiesz mi coś o sobie?
- To zależy co chcesz usłyszeć.
Wzruszył ramionami.
- Hm… - zastanowiłaś się przez chwilę. Mogłaś sobie dać rękę uciąć, że Fuku opowiedziała mu wszystko co wie na twój temat. Tak jak ona opowiedziała ci o NIM bardzo dużo. Już na wstępie wiedziałaś, że jego ulubiony kolor to zielony, obejrzy każdy film oprócz Titanica, kawę pije tylko z dodatkiem dwóch łyżeczek cukru a gdy prowadzi zdarza mu się nucić piosenkę Eye of the tiger. Więc coś czego na pewno nie wie…
- Co do filmów… Jakie lubisz oglądać? - podpowiedział. Zdziwiłaś się.
- Nie, to na pewno już wiesz!
Zaśmiał się. Bardzo ładnie się śmiał…
- Od ciebie tego nie wiem. Więc uznaję, że nic nie słyszałem.
- Aha… - ciekawe podejście. Uśmiechnęłaś się przebiegle - wieeesz, moim ulubionym filmem jest Titanic - zmrużył oczy. Wiedział, że robisz sobie z niego jaja. Zaczęłaś się śmiać - a tak naprawdę to prawie wszystko mi odpowiada. Byleby tylko nie zabijali w filmie dzieci i ślicznych szczeniaczków.
- Widzisz - oparł brodę o rękę. - Jednak warto samemu zapytać. O tych szczeniaczkach to akurat nie miałem pojęcia…
Rozmowa z Grillbym była dość nietypowa. Nie opowiadał dużo. Jego wypowiedzi na temat siebie samego ograniczało się do krótkich informacji, tak, nie oraz różnego rodzaju gestykulacji. Natomiast jeśli chodzi o ciebie to zadawał mnóstwo pytań. Był naprawdę dobrym słuchaczem.
Wtem rozbrzmiał dźwięk telefonu. Grillby wyjął z kieszeni kurtki komórkę. Patrzył się przez chwilę w ekran i im dłużej to robił wyraz jego twarzy coraz bardziej zmieniał się. Oczy, zwykle czarne jak węgiel z małymi płomyczkami zamiast źrenic, takie jak Fuku, teraz żarzyły się całe na złoto. Usta wykrzywił w złowrogim grymasie. Zauważyłaś, że płomienie na jego głowie buchnęły wysoko do góry. Wyglądał.... no cóż, potwornie. Jak prawdziwy potwór…
- Wybacz, muszę zadzwonić.
Wystukał coś na telefonie i przyłożył go do… miejsca gdzie powinno być ucho? Dopiero teraz zauważyłaś, że w zasadzie ich nie ma… chyba?
- Co masz na myśli?! Jak to woda?! Skąd kurwa?! - krzyknął. Wzdrygnęłaś się. Do tej pory jeszcze nie usłyszałaś jak Grillby krzyczy. Mówił on raczej spokojnym, stonowanym głosem. Spojrzał na ciebie wciąż tym gniewnym spojrzeniem. Widząc twoje przerażenie w oczach trochę się opanował. Przynajmniej nie krzyczał - Jak to w suficie? Opowiedz mi wszystko od początku.
Oparł się o blat stołu. Drugą ręką zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Nie, nie były zepsute. W każdym razie dzwonię po hydraulika… Dzwoniłaś? To dobrze. Dzięki... Wysuszyłaś wszystko? A w ogóle… Fuku, nic sobie nie zrobiłaś?
Usłyszawszy imię Fuku zaczęłaś się zastanawiać co się stało. Najwyraźniej były jakieś problemy w barze…
- Cieszę się Płomyczku, to idź do domu… Nie, wierzę ci, na pewno wszystkiego dopilnowałaś… No, zajrzę, jak mam nie zajrzeć cholera jasna. Zaraz wsiadam w samochód i jadę… Nie! To…! Ale…! - zerknął na ciebie. - No dobra… No tak. Tak! Mówię, że tak, cholera no! Nie. Nie. Wkurzasz mnie! Pa!... Pa skarbie.
Zakończył połączenie. Jeszcze chwilę patrzył się w swój telefon jakby w osłupieniu.
- Coś się stało…? - nie byłaś pewna czy go o to pytać. Czy w ogóle do niego się odzywać. Westchnął ciężko i wielkie opary dymu wydostały się z jego buzi. Z rezygnacją odłożył telefon na środek stołu. Chwycił za swój drink. Wypił całą jego zawartość za jednym razem.
- Cały lokal zalany… Jakieś dziwne ciśnienie w rurach, baterie wywaliło tak, że wbiły się w sufit. Jeszcze nie pozbierałem się po kredycie na odnowę tej dziury, a tu… Kurwa…
- Och… - nie wiedziałaś co powiedzieć. Teraz rozumiałaś ten nagły wybuch. Fuku mówiła ci, że drugą najważniejszą rzeczą dla Grillby’ego, tuż po “najcudowniejszej młodszej siostrzyczce” jest jego lokal. - No to czekaj, dopiję tego drinka i lecimy…
Pokręcił przecząco głową.
- Poczekaj tu chwilę - chwycił swoją szklankę. Poszedł do baru. Patrzyłaś za nim. Inni widząc go w takim stanie, odsuwali się robiąc mu przejście. Rozmawiał chwilę z barmanem. Ten w osłupieniu słuchał go zasłaniając sobie dłonią usta. Na pewno opowiadał o tym czego przed chwilą się dowiedział. Po chwili wracał w twoją stronę trzymając TRZY dodatkowe szklanki swojego ginu.
Postawił je na blacie. Zajął miejsce koło ciebie. Chwycił jednego drinka i tak jak z poprzednim, wypił go na raz.
- Grillby, spokojnie - powiedziałaś. Według twojej opinii zaczął pić zdecydowanie za szybko. Dotknęłaś jego pleców, trochę ze strachem, nie wiedziałaś w końcu, czy jego płomienie są teraz bardziej niebezpieczne. Był gorący. Parzył cię trochę w rękę, lecz nie zabrałaś jej. Powoli zaczęłaś go gładzić po jego szerokich plecach. - Będzie dobrze. Wypadki się zdarzają, ale trzeba sobie radzić, nie? - spojrzał na ciebie przeciągle. Kiwnął głową.
Po dłuższej chwili płomienie zaczęły się zmniejszać, a twarz łagodnieć. Niedługo potem wrócił do poprzedniego wyglądu. Nie zabierałaś ręki. Już nie głaskałaś go, ale objęłaś łagodnie.
Wtem poczułaś jak lekko przysuwa się do ciebie. Oparł policzek o twoją głowę. Westchnął.
Wstrzymałaś oddech. Jego ręka powędrowała na twoje plecy. Teraz nie tylko płomienie dotykały twojej skóry. Cała dłoń ślizgała się po twoich nagich plecach...
- Dobra duszyczka z ciebie - mruknął. - Dziękuję…
- Nie ma sprawy…
Użył wolnej ręki, by napić się z drugiej szklanki. Tym razem już normalnie, a nie na raz.
- Na pewno nie chcesz jechać? - pokręcił przecząco głową.
- Fuku się wszystkim zajęła… Poza tym zabroniła mi wracać. - westchnął ciężko.
Mogłaś się domyślić. Dziewczyna na pewno stawała na głowie, aby w czasie tego kryzysu wszystkim się odpowiednio zająć, by Grillby miał czas zająć się… no cóż, tobą. Bardzo zależało jej na tym.
Oj i zajmował się tobą… Jego ręka zjechała z pleców na twoje biodro. Przysunął się jeszcze bliżej, stykaliście się biodrami. Po wypiciu tych dwóch drinków robił się powoli tak jakby bardziej śmiały? Ty wypiłaś na razie zaledwie jednego drinka i nie odczuwałaś większych skutków działania alkoholu. Tylko dziwne ściskanie w brzuchu, chociaż teraz nie byłaś pewna czy to przez alkohol.
Podobało ci się siedzieć tak przy nim. Może i nie znałaś go jeszcze na tyle, lecz widziałaś, że musi być totalnie ciekawą osobą. Bo… jak go poznałaś wydawał się taki stateczny, mający wszystko pod kontrolą, natomiast dzisiaj dostrzegłaś, że to chyba tak naprawdę pozory. Gdy pojawił się większy problem pokazał innego siebie. Był taki… nieobliczalny w tamtym momencie. Podobała ci się ta nagła zmiana charakteru...
- A tak w ogóle - postanowiłaś wrócić do jeszcze wcześniejszego tematu - to sama byłam zaskoczona, że się zgodziłeś wyjść… Czemu więc?
Nic. Musisz się chyba przyzwyczaić do tego, że ten facet nie odpowiada na każde zadane mu pytanie. To jakby wybierał, co jest mu wygodne. Wkurzające trochę. Nie wiedziałaś jakim sposobem można się w taki sposób porozumiewać z nim na co dzień?
Trwaliście w ciszy przez pewien czas. Grillby dopił swojego trzeciego drinka.
- ...bo tak - powiedział w końcu.
Co? Kilka minut zastanawiał się nad odpowiedzią i mówi coś takiego?
- Bo tak - przedżeźniłaś go pod nosem wzruszając ramionami. Oczywiście był na tyle blisko, że na bank to usłyszał, ale nie przejmowałaś się tym. Niech wie, że nie usatysfakcjonował cię tym.
Kątem oka zobaczyłaś, że jego oczy znów niebezpiecznie się żarzyły. Serce podskoczyło ci w piersi, gdy przeszywał cię tym spojrzeniem... Chyba nie lubił takiego zachowania. No to remis… Ale gramy dalej.
- Ja tam myślę, że zrobiłeś to, by się siostra odczepiła - mówiłaś. W zasadzie wcale tak nie myślałaś teraz. Godzinę temu może jeszcze tak, ale nie teraz. W tej chwili z każdą chwilą dostrzegałaś, jak zapalczywie próbuje być bliżej i jeszcze bliżej ciebie. To niemożliwe raczej byś nie interesowała go chociaż w małym stopniu. Wiedziałaś to ale… strasznie podobał ci się ten płomienny wzrok, gdy go coś mocno poruszyło.
- Nieprawda - widocznie się obruszył.
- W końcu to tylko jedna randka z człowiekiem, nic ci się nie stanie.
- Możesz przestać? To totalnie rasistowskie bzdury, to co ty mówisz.
- W sumie nie ma się też przejmować takim jednym małym człowieczkiem...
- Dziewczyno - nachylił się nad tobą. Czułaś teraz jego oddech na swoich ustach. Przeszedł cię dreszcz po całych plecach. Był niebezpiecznie blisko - Nie próbuj mnie wyprowadzić z równowagi. Nie chcesz widzieć mnie w takim stanie.
Twój oddech zrobił się nierówny. Bił od niego żar.
- Chyba jednak chcę - mimowolnie zwilżyłaś jezykiem usta. Nie uszło to jego uwadze. Na sekundę jego wzrok padł na twoje delikatne wargi, by potem powrócić znów do oczu. Nie wiedziałaś, czy to ty, czy on, lecz było ci w tym momencie strasznie gorąco.
Miał zdezorientowany wyraz twarzy. Chrząknął. Powoli się wycofał.
- … ja... może pójdę po drinka dla ciebie.
Wstał a tobie w momencie zrobiło się cholernie zimno. Oglądając się za siebie odszedł w kierunku baru. Był trochę skołowany.
Oż w dupę… Przyłożyłaś dłoń do piersi. Dopiero teraz zauważyłaś jak ci ręce dygoczą a serce próbuje wyrwać się z twojego wnętrza. Zachowywałaś się zdecydowanie jak nie ty. Nie ty! Nigdy wcześniej taka nie byłaś… Ale… jakoś… podobało ci się to…? Co kurwa?
Czekając Grillby nie odrywał od ciebie wzroku. Wyglądał jakby się strasznie niecierpliwił, chociaż barman sprężał się niesamowicie, by wszystkich w miarę szybko obsłużyć. Dostrzegłaś, że stuka palcami o blat. Oczy w dalszym ciągu mu płonęły, może nawet jeszcze bardziej niż wcześniej.
Uspokój się dziewczyno!
W końcu wrócił, trzymał w ręku jakiegoś niebieskiego drinka. Nie usiadł, wziął natomiast swoją szklankę w drugą rękę.
- Może wyjdziemy na zewnątrz - to zdecydowanie nie było pytanie. Czekał aż wstaniesz, co zrobiłaś. Ciężko ci było iść, nogi się pod tobą uginały z wrażenia. Zeszliście na dół. Poprowadził cię do drugiego wyjścia, na taras. Było zdecydowanie chłodniej niż wcześniej, ludzi przez to na zewnątrz też było o wiele mniej.
Grillby zszedł po drewnianych schodach na trawnik. Było to piękne miejsce. Pełno zieleni, fontanny na środku, jezioro w oddali. Gdzieniegdzie dostrzegłaś kamienne ławki. W lato musi być tu naprawdę cudownie. Gdy stanęłaś koło niego podał ci twój napój. Nie pytałaś się co to jest. Nie obchodziło cię to kompletnie. Uwolniwszy jedną rękę ponownie cię objął.
Zaczął prowadzić cię w stronę fontanny.
- Usiądź.
Murek był zimny. Przeszył cię dreszcz. Nie wiedziałaś, czy to dobry pomysł, by o takiej porze roku przesiadywać na dworze i siadać na zimne kamienie.
- Kompletnie nie wiem co mam z tobą zrobić - mruknął siadając koło ciebie. Wbił swoje palce w twój bok przyciągając cię bliżej do siebie. Teeeeraz nie doskwierało ci zimno. Wzięłaś łyk swojego drinka.
- To znaczy? - westchnął.
- To nie był dobry pomysł, że się zgodziłem na to… chyba… powinniśmy wracać.
Mimo, iż tak mówił i całą swoją mimiką twarzy wyrażał to co powiedział, jego gesty w ogóle na to nie wskazywały. Trzymał cię blisko siebie, boleśnie wręcz przyciskając do swojego torsu.
- Czemu? - nie chciałaś pytać, czy coś jest z tobą nie tak, chociaż takie pytanie cisnęło ci się na usta.
Znów nie odpowiedział. Siedzieliście tak chwilę. Nie zauważyłaś nawet kiedy wypił tego czwartego drinka i odstawił pustą szklankę koło siebie.
- Myślę, że musisz znaleźć sobie kogoś innego, młodszego, bez tylu… problemów.
Ach… więc myślał, że jesteś za młoda do niego. Spuściłaś wzrok. Zaczęłaś kopać czubkiem buta dołek w trawniku.
- Więc… Tak w zasadzie ile masz lat?
- Trzydzieści dwa - spojrzałaś na niego z niedowierzaniem. Kompletnie na tyle nie wyglądał.
- Żartujesz? - zaprzeczył. - To faktycznie dość sporo… - policzyłaś szybko w głowie, że jest to czternaście lat różnicy między wami. - Więc mówisz, że ci to przeszkadza?
Dziwnie ci było o to pytać. To było tak… otwarte pytanie. Jeszcze dzisiejszego ranka próbowałas zaprzeczyć samej sobie, że ty naprawdę chcesz iść z tym przystojnym płomieniem na randkę, teraz natomiast oboje rozmawiacie o dzielącej was różnicy wieku.
- Absolutnie tego nie powiedziałem - warknął zły, po czym przyłożył dłoń do twarzy. Rozmasowywał sobie skronie - W ogóle nie rozumiesz co mam na myśli.
- To może po prostu to powiesz? - zasugerowałaś. - No wiesz, bez owijania w bawełnę?
- To… - przegryzł wargę. - to skomplikowane.
- Mów.
Wpatrywał się w ciebie najwyraźniej intensywnie o czymś myśląc.
Powiedz to w końcu. Cokolwiek.
- Posłuchaj… - mówił bardzo cicho. - Będę w stu procentach szczery. Tylko proszę cię o jedno… Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? - pokiwałaś głową. - No to… zacznijmy od tego… Każdy potwór jest inny. Każdy RODZAJ potwora jest inny. Ja i Fuku jesteśmy ogniami, prawda?
- Tak, nie da się nie zauważyć - nie miałaś pojęcia, co do tego ma Fuku i to, że jest chodzącym żywym ogniem.
- Jaki jest ogień? - myślałaś, że to on odpowie na twoje pytanie, a nie ty na jego. Poza tym, jak miałaś opisywać ogień ogniowi? - No mów, nie myśl o mnie, tylko nie wiem, o ognisku - jakby wiedział o czym myślisz.
- No… ogień jest przyjemnie ciepły…Ale nie można go dotknąć… bo parzy? - nie byłaś pewna czy o to mu chodziło.
- Taaa… Fajnie się patrzy na ognisko, prawda? - westchnął. - Ale tak niewiele potrzeba, by ogień wymknął się spod kontroli. Jest wtedy gwałtowny, nieobliczalny… Gdy zapali się chociaż jedno drzewo, można być już pewnym, że spłonie cały las, prawda? - zrobił dłuższą pauzę, po czym kontynuował. - Jeśli chodzi o Fuku… Nie mówiła mi tego, ale mogę się założyć, że nim się spostrzegłaś już zaczęła uważać cię za jedną z najlepszych przyjaciółek, zgadza się?
- Tak… - nie miałaś pojęcia o czym on pierdoli… W każdym razie jeszcze nigdy wcześniej nie mówił tak dużo na raz...
- Wiesz z czym się to wiąże? - nie czekał na odpowiedź - Nie zastanawiamy się nad tym co czujemy. Pierwsze uczucie do danej osoby decyduje o tym co zrobimy. Fuku poczuła, że jesteś odpowiednią dla niej koleżanką, więc teraz figurujesz na samym szczycie jej listy przyjaciółek.
Pokiwałaś głową, chociaż było dla ciebie totalną głupotą, to co mówił.
- Fuku od pierwszego dnia chciała robić z tobą wszystko to, co robią ze sobą najlepsze przyjaciółki, prawda? Wspólne zakupy, wypady na miasto, zwierzenia. To tylko tydzień czasu. Bardzo szybko to wszystko nastąpiło. Jakie to uczucie? Jesteś zdezorientowana?
Miałaś w głowie wyobrażenie twojej nowej koleżanki. Tak naprawdę wcinała się we wszystko co robiłaś. Nie przeszkadzało ci to, ale gdy się nad tym zastanowić dogłębniej, już od samego początku sobie pomyślałaś, że zachowuje się pod tym względem dziwnie.
- Tak… To bardzo miłe, chociaż jednocześnie bardzo intensywne…
Nagle złapał cię za podbródek i odwrócił tak, byś była przodem do niego. Nie spodziewałaś się takiej gwałtowności z jego strony. Następnie zaczął zbliżać się do ciebie. Patrzył ci głęboko w oczy. Miałaś wrażenie, jakby za moment chciał cię pocałować?! Zaczął mówić, powoli, bardzo niskim głosem.
- Również mam swoje wyobrażenia co do tego, kim chciałbym byś była. A więc jestem tutaj, bo chciałem być - serce zatrzymało ci się na moment. - Gdybym nie chciał, nikt by mnie do tego nie zmusił. Nawet kaprys Fuku. Ale jestem i… naprawdę się powstrzymuję, by nie być nieprzyjemnie intensywny, rozumiesz mnie dziewczyno?
Nieprzyjemnie intensywny?
- I przez to mówię, że nie jestem dla ciebie odpowiedni. W sumie nie ważne, czy będzie to ktoś młodszy czy starszy. Ale na pewno nie ktoś taki jak ja. Więc... najlepiej będzie dla ciebie, jeśli teraz, w tej chwili zawiozę cię z powrotem do domu. Powiedz, że chcesz wrócić.
Nie wiedziałaś co powiedzieć? Do tej pory nie przeszkadzało ci to, że próbował się do ciebie zbliżyć... Przełknęlaś ślinę.
- Nie rozumiem co chcesz mi powiedzieć. Co masz na myśli mówiąc… nieprzyjemnie intensywny?
Jego oczy zapłonęły. Poczułaś dotyk na swojej nodze. Delikatnie muskał cię wierzchem dłoni wzdłuż uda. Na chwilę zatrzymał się na kolanie, a potem z pełną natarczywością, mocno napierając na twoją skórę wsunął ją pomiędzy twoje uda, prawie docierając do twojego krocza. Przeszył cię dreszcz. Nie wiedziałaś jak zareagować.
- Właśnie to. Choć właściwie to nie - mówił niskim, wręcz charczącym głosem. - To jeszcze nie jest to...
Poczułaś jak oblewa cię zimny pot.
- Naprawdę cenię sobie to, że przyjaźnisz się z moją siostrą. Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną - druga dłoń szybko wślizgnęła się pod sukienkę i znalazła miejsce na twojej pupie. Mocno ścisnął cię za pośladek - Więc pozwól się odwieźć do domu. Teraz - mruknął ci do ucha, nachylając się i ocierając torsem o ciebie.
Jego dłoń gładziła twoje udo. Słowa odbiegały od tego co robił ci w tej chwili. Choć mówił, że chce, byś znalazła się już w domu, to całym sobą pokazywał to, jak bardzo tego nie chce. Przybliżył się jeszcze bardziej do ciebie. Poczułaś jego usta na swojej szyi. Złożył na twojej skórze nachalny pocałunek. Jego płomienie zaczęły delikatnie ślizgać się po twoich majtkach, łaskocząc delikatnie. Zadrżałaś. Poczułaś napięcie swoich mięśni… jęknęłaś.
Nie... To było za szybko. Zdecydowanie nie tego chciałaś…
Otrząsnęłaś się z dziwnego osłupienia.
- Przestań…
Nie miałaś jednak możliwości dokończyć.
Trwało to najwyżej sekundę.
Dostrzegłaś coś świecącego, białego, wydostającego się z klatki piersiowej Grillby’ego, które w następnej chwili zmieniło kolor na niebieski. Grillby z głośnym chluśnięciem wylądował w brodziku fontanny.
Byłaś skołowana. Nie miałaś pojęcia co właściwie się stało.
Siedziałaś dalej na swoim miejscu. Patrzyłaś na dym wydobywający się z miejsca, gdzie się zanurzył. Przez długi czas się nie pojawiał. Zdałaś sobie sprawę: przecież on jest Ogniem!
- O Boże, Griilby?!
W końcu wynurzył głowę i usiadł podpierając się na łokciach. Wziął głęboki wdech.
O nie…
Wyglądał strasznie. Płomienie utrzymywały się na jego ciele, lecz nie do końca. Miejscami, na jego twarzy dostrzegłaś ciemne miejsca, gdzie nie było ognia. Jak zalany wodą węgiel.
Wskoczyłaś do fontanny.
- Nic ci nie jest? - spytałaś pełna obaw. Złapałaś go za rękę i pociągnęłaś do góry. Nie miałaś na tyle sił, by podnieść dorosłego mężczyznę, lecz on również się podciągnął. Stojąc na równych nogach przeszedł razem z tobą parę kroków, po czym wywrócił się o murek i wylądował na trawie
Podparł się na rękach i zaczął rozglądać.
- Nic ci nie jest? - ponowiłaś pytanie. Uklękłaś. Widziałaś ból wymalowany na jego twarzy. Z jego ciała wydobywał się dym i dziwne syczenie. Jak gasnące ognisko...
Miał dziwnie rozbiegany wzrok, który ostatecznie utkwił w trzymanej przez ciebie jego dłoni. Zacisnął parę razy pięść, po czym dostrzegłaś, że ubytki w jego budowie powoli znikają i na ich miejsce ponownie wchodzą płomienie. - Nic ci nie jest? - spytałaś po raz trzeci. Tym razem zareagował. Kiwnął głową. Westchnęłaś z ulgą. Znów zachowywał się, tak jak WCZEŚNIEJ. - Na pewno wszystko dobrze? Boże, tak się wystraszyłam… - objęłaś go delikatnie ramionami w przyjaznym uścisku na kilka sekund - Naprawdę… Myślałam, że zgaśniesz…
- To nic… Nie zgasnę od czegoś takiego... - odpowiedział cicho. - Ale… Potrzebuję chyba trochę odpocząć… W domu…
- Nie ma sprawy - powiedziałaś szybko. Pomogłaś mu wstać z trawy. - Chodźmy do twojego auta.
Mimo, iż mówił, że wszystko jest dobrze, widziałaś, że tak nie jest. Nie mogłaś go tak teraz zostawić...
- Aua! - puściłaś jego ramiona. Oparzył cię. Przycisnęłaś dłonie do siebie. Gdy go puściłaś, bez sił oparł się o swój samochód. Spojrzał na ciebie wystraszony.
- Cholera, przepraszam! - chwycił cię ponownie za dłoń, zabolało cię to.
- N… nie to nic… - próbowałaś wyrwać rękę z jego uścisku, lecz nie odpuszczał. W końcu udało mu się odgiąć twoje palce, by zobaczyć oparzenie.
- W aucie mam bardzo dobry środek na oparzenia. Zaraz ci dam. Naprawdę przepraszam… Zapomniałem się...
Puścił cię. Wygrzebał z kurtki kluczyki i otworzył auto. Weszliście do środka.
Nachylił się w twoją stronę, by móc dostać się do schowka. Ze środka wyjął mały słoiczek. Nie mogłaś nic na to poradzić, ale w twojej opinii wyglądał on podejrzanie. Żadnych opisów, ani nazwy, nic.
Znów złapał twoją dłoń i zaczął wcierać specyfik w twoją zaczerwienioną skórę.
- Mam nadzieję, że zadziała… Wiesz, nie jesteś potworem, więc nie mam pewności…
Lecz już wiedziałaś, że tak. Już czułaś ulgę.
W końcu cię puścił, wrzucił słoik do schowka po czym oparł się o kierownicę chowając głowę między ramionami. Oddychał ciężko. Żadne z was nie odzywało się w tej chwili do drugiego. Nie wiedziałaś co w sumie masz powiedzieć.
Byłaś zakłopotana.
- Powiedz gdzie mieszkasz… - w końcu oderwał się od kierownicy. Przekręcił kluczyk w stacyjce.
Podałaś adres. Odpalił samochód.
- Piłeś, czemu prowadzisz...? - uświadomiłaś sobie nagle.
- Nie przejmuj się tym - odpowiedział. W między czasie wyjął okulary z kurtki. Przetarł je parę razy o nogę, wycierając kropelki wody. Założył je. - Na pewno nie wylądujemy na drzewie.
Nie byłaś tego taka pewna. Widziałaś jak mrużył oczy podczas jazdy. Na pewno źle widział. Poza tym wyglądał na naprawdę zmęczonego. Jechał bardzo powoli.
Jazda trwała długo, lecz w końcu dotarliście pod twój blok. Grillby zaparkował na małym parkingu tuż przed twoja klatką.
Nie wysiadałaś. Czułaś, że powinnaś coś powiedzieć, chociaż sama nie wiedziałaś co. Sytuacja z wcześniej była… dziwna? Nie, to za mało powiedziane…
Z jednej strony wiedziałaś, że nie chciałaś, by doszło do tego, do czego ewidentnie dążył, lecz z drugiej, z przerażeniem stwierdziłaś, że… podobało ci się to… w jakimś stopniu… jak cię dotykał. Było to przyjemne, gdyby nie jeden mały szczegół. W zasadzie nie znałaś gościa i to było zdecydowanie za szybkie… Myślałaś raczej, że się czai z pocałunkiem, ale nie, że zastanawia się czy się do ciebie dobrać, czy nie.
- Przepraszam cię - powiedział nie patrząc w ogóle w twoją stronę. Dostrzegłaś, że bardzo mocno zaciska swoje palce na kierownicy.
- Czyli… mam rozumieć, że… - próbowałaś to wszystko ogarnąć.
- Nie umiem czekać. Albo będziesz cała moja, albo w ogóle - zrobiło ci się gorąco. Co takiego?! - Cała, rozumiesz? Ale ja widzę, że… - westchnął. - Jesteś porządną dziewczyną, zawstydzasz się z byle głupstwa, w sumie to mi się to bardzo podoba, ale ty...
Próbowałaś przeanalizować całą sytuację na spokojnie. Teraz było wszystko jasne. Czyli po prostu na dzień dobry chciałby się z tobą pieprzyć? Śmierdziało ci tu bardzo parszywym krętactwem. Wcześniejsze pierdolenie od rzeczy przy fontannie... Dla ciebie wyglądało na to jakby chciał jakimś pokrętnym sposobem cię nakłonić do seksu a potem zostawić w pizdu. Niby nic, Że też musiałaś się omotać tym miłym gestom. Kurwa. Znowu pokazałaś jaka jesteś naiwna...
- Chyba sobie jaja robisz - przerwałaś mu. - Ja rozumiem, że jesteś przystojny i w ogóle, ale nie dam się nakręcić na takie teksty. Nie jestem debilką.
Westchnął. Wcale nie przeczył twoim słowom.
Poczułaś złość w sobie. Na siebie. Zgłupiałaś tam w barze, a potem dałaś dotykać mu się w taki sposób. Kurwa, dobrze, że oprzytomniałam w odpowiednim momencie.
- Wiesz co… - złapałaś za klamkę. Otworzyłaś drzwi. - Fuku mówiła mi, że zawsze trafiałeś na nieodpowiednie dziewczyny, ale... może po prostu powinieneś przestać traktować je wszystkie jak dziwki, wiesz?
Trzasnęłaś za sobą drzwiami. Było cholernie zimno na dworze. Dobiegłaś do klatki. Właśnie do środka wchodziła twoja potworza sąsiadka wraz ze swoim chłopakiem. Przytrzymała ci drzwi.
- Nie za zimno na taki strój? - zaśmiała się.
Oż w dupę. Mój sweter został w barze. I torebka.
Odwróciłaś się, ale Grillby wyjeżdżał właśnie z parkingu. Poza tym… to nie był chyba najlepszy pomysł, by teraz prosić go o ty, by ci to przywiózł.
Pieprzyć to, pójdę sama po to jutro.
Zmusiłaś się do krzywego uśmiechu i wyprzedziłaś parę biegnąc do góry, przeskakując po parę stopni. Chciałaś jak najszybciej znaleźć się w domu.
Ojciec zdziwił się widząc cię w takim stroju. Właśnie wrócił z popołudniowej zmiany. Nie wiedział, że wybierasz się gdziekolwiek. Próbowałaś nie wybuchnąć, gdy próbował wypytać się ciebie o szczegóły gdzie byłaś i z kim. Chciałaś po prostu walnąć się na łóżko. Miałaś dosyć. Sukienkę cisnęłaś w kąt. ubrałaś swoją koszulkę z żyrafą i schowałaś pod kołdrą.
Wiedziałaś, że nie powinnaś nigdzie iść. Kurwa.