Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
Jedząc ze Szkieletami (obecnie czytany)
-SANS, POKAŻ CZŁOWIEKOWI MIESZKANIE NIM USIĄDZIEMY DO KOLACJI – Papyrus warknął na Sansa kiedy weszliście do mieszkania. Sans wpatrywał się cały czas w tył Twojej głowy kiedy wchodziłaś. Wygląda na to, że nie podoba mi się Twoja obecność podczas posiłku. Papyrus nawet skomplementował cię kiedy zdjęłaś buty w przedpokoju, nie jak niektóre brudasy. Jak tylko przekroczyłaś próg poczułaś smród spalenizny.
-A-ale, Szefie... Jedzenie wystygnie...
-NONSENS, JEDZENIE MOŻE POCZEKAĆ, TRZEBA WŁAŚCIWIE POKAZAĆ GOŚCIOWI MIESZKANIE, TAK POSTĘPUJE SIĘ NA POWIERZCHNI, NIE PAMIĘTASZ CZEGO NAUCZYŁ NAS FRISK? - wgapiał się w brata. Sans pocił się odpowiadając.
-J-jasne, Szefie. Już to robię. Uhhh, cho-chodź za mną.... paniusiu. - wskazał abyś za nim poszła. Na samym początku zaprosił Cię do większego pokoju. Był całkiem pusty. Tylko pusty materac na ziemi bez prześcieradeł, czy kocy, między materacem a ścianą była mała poduszka, no i pod ścianą nieco dalej kosz na śmieci. Byłaś zaskoczona jak czysto było w jego mieszkaniu od ostatniego razu kiedy tutaj byłaś. Spodziewałaś się stosów śmieci i ubrań. Pewnie dlatego zapchał wszystkie pralki.
-Łał, dobrze wysprzątałeś Czaszeczko – warknął w odpowiedzi, zerkając na Twoją twarz. Miał w kieszeniach ręce lecz słyszałaś szczękanie kości o kości kiedy zaciskał pięści. - Aż tak jesteś zły że wbiłam się na twoją kolację ze starszym bratem?
-Ja jestem starszym bratem! - przerwał – I jestem wściekły bo... zrujnowałaś... wszystko – choć mówił szeptem, czułaś, że krzyczał. Nawet tupnął nogą. Oh, a więc to on jest starszy... huh? Tego się nie spodziewałaś.
-Jak to ja zrujnowałam wszystko? - odszeptałaś – To nie twój samochód został zniszczony.
-Wszystko było dobrze do czasu, aż nie zaczęłaś do mnie wypisywać i grzebać w moich ubraniach! Dlaczego nie możesz zostawić mnie samego?!
-Oh przepraszam, następnym razem jak zapchasz wszystkie pralki zaglądaj tam co jakiś czas. Chciałam wpaść do mojego przyjaciela, aby poznać jego seksownego potwornego braciszka
-Nie jesteśmy przyjaciółmi!
-Jesteśmy
-Nie jesteśmy!
-Jesteśmy...
-Nie jesteśmy!
-Więc co robię u ciebie w sobotę?
-Wkurwiasz mnie!
-SANS POŚPIESZ SIĘ I SKOŃCZ OPROWADZENIE CZŁOWIEKA! JEDZENIE STYGNIE! - głośny krzyk przerwał waszą sprzeczkę. Oboje poszliście korytarzem z sypialni do salonu nie mówiąc ani słowa.
-A to salon – rzucił niskim głosem jakby nigdy nic.
-Aaaa tak, widzę – starałaś się być spokojną. Potem poszliście do mniejszej sypialni. Kolejny mały materac pod ścianą. Całość wyglądała jakby nikt tam nie mieszkał. Odwróciłaś się w jego stronę szybko i szeptem krzyknęłaś. - Dlaczego tak strasznie nie chcesz, abym tutaj była?!
-Nie wiem! Może dlatego, że cię nie lubię i nienawidzę być w twoim towarzystwie?!
-Czaszeczko... ja już cię rozgryzłam. Jesteś jednym z tych ludzi, którzy kiedy mówią, że nienawidzą naprawdę mają na myśli: kocham cię.
-Nic takiego nie mówię. Jesteś najgorszym człowiekiem jakiego znam!
-Aaa rany, nie wiedziałam, że lubisz mnie aż tak bardzo – rzuciłaś szczerząc się.
-DOŚĆ! Dlatego nie chciałem abyś przychodziła! Nie słuchasz mnie!
-Sam nie słuchasz swojego serca, przestań wmawiać sobie, że mnie nienawidzisz.
-Potwory nie mają pierdolonych serc, tylko dusze debilko!
-To tylko nazewnictwo. Wiem, że w głębi chcesz mieć przyjaciela.
-Nie chcę! No i jak śmiałaś tak się zachowywać wobec mojego brata?!
-SANS! SKOŃCZ JUŻ! TERAZ! - krzyknął Papyrus. Oboje przestaliście rozmawiać i wyszliście z pokoju. Sans otworzył dla Ciebie drzwi do ubikacji i wpuścił Cię do środka.
-A to kibel. - zerknęłaś szybko.
-Aaa tak, widzę, bardzo ładne – zamknął za Tobą drzwi i zaprowadził do kuchni. Papyrus przygotował dla Ciebie dodatkowe nakrycie przy stoliku, brakowało jednak krzesełka.
-SANS, NIE MASZ WIĘCEJ KRZESEŁ W MIESZKANIU? CZŁOWIEK NIE MA NA CZYM USIĄŚĆ.
-W-wybacz szefie, mam tylko dwa. - patrzył na Ciebie z zadowoleniem.
-WIĘC BĘDZIESZ SIEDZIAŁ NA PODŁODZE – iiii jego uśmiech szybko przemienił się w przerażenie
-A-ale Szefie....
-Właściwie, mogę przynieść krzesełko od siebie – zaproponowałaś.
-NIE DBAM O TO. POŚPIESZCIE SIĘ. KOLACJA CZEKA STANOWCZO ZA DŁUGO! - Poszłaś szybko do mieszkania i chwyciłaś za krzesełko. Zastanawiałaś się nad czymś od jakiegoś czasu, ale czułaś, że nie powinnaś o to pytać Papyrusa. Chwyciłaś za komórkę i wysłałaś wiadomość do Sansa nim wróciłaś z krzesełkiem
Ty: Dlaczego nazywasz swojego brata szefem?
Jak weszłaś do mieszkania z meblem nastałaś oczekującego Papyrusa i wkurwionego Sansa. Jedzenie zostało już podane. To jakieś kluchy z sałatką i kawałkami przypalonego kurczaka. Przysunęłaś krzesełko i usiadłaś na nim. Poczułaś wibracje telefonu, lecz zignorowałaś je to nie ładnie jest pisać przy stole. Czułaś, że cisza staje się nieznośna, kiedy we trójkę siedzieliście przy stole. Zaraz, co potwory robią przed posiłkami? Ta myśl jednak szybko wyparowała, kiedy szkielety zaczęły rozmowę
-SANS, NA CO CZEKASZ? POŚPIESZ SIĘ I PODAJ JEDZENIE.
-Co?... uh... Szefie, czy zwykle...
-TAK, ZWYKLE SANS. CZY NIE WYRAZIŁEM SIĘ JASNO KIEDY POWIEDZIAŁEM, ŻE TO TY DZISIAJ BĘDZIESZ WSZYSTKIEMU PRZEWODZIŁ? TERAZ POŚPIESZ SIĘ I PODAJ POSIŁEK. UPEWNIJ SIĘ, ŻE NASZ GOŚĆ DOSTANIE JAKO PIERWSZY. TO WAŻNE, ABY DOBRZE DBAĆ O GOŚCIA. NIE BĘDĘ TOLEROWAĆ ZŁEGO ZACHOWANIA WOBEC GOŚCI W POTWORZYM DOMU! - Sans zerknął na Ciebie nim wstał i zabrał talerze by nałożyć na nie jedzenie. Nie było go zbyt wiele, pewnie ugotował dwie porcje nie spodziewając się Ciebie, więc nie było wiele strawy. Choć dostałaś małą porcję to i tak stanowczo za dużo jedzenia jak na Ciebie. Nie skończysz tego. Wzięłaś widelec i wbiłaś go w potrawę. Makaron był przegotowany i oślizgły. Małe czarne kuleczki to kurczak. Wzięłaś niewielki kęs mięsa, stanowczo przepieprzony. Do tego pokrojone nierówno pomidory, oliwki, papryka wymieszana z kluskami. Całość pokropił oliwą z oliwek. Cóż... sama chciałaś tutaj być. Powinnaś zachowywać się jak dobry gość. Ugryźć kawałek mięsa udać, że smaczne. Zmusiłaś się by gryźć i przełknąć. Chwała niech będzie potworzemu jedzeniu. Zniknęło nim dostało się do Twojego gardła. Nie wiesz co by się stało, gdyby dotarło do żołądka. Twoje delektowanie się potrawą przerwał głośny głos Papyrusa.
-SANS!
-T-tak Szefie?
-TO JEDZENIE... - pauza
-T-tak? - Sans zaczynał się pocić.
-JEST DO PRZYJĘCIA
-N-naprawdę?
-POCZĄTKOWO KIEDY ZACZĄŁEŚ OSTROŻNIE I POWOLI GOTOWAĆ BAŁEM SIĘ, ŻE WSZYSTKO ZNISZCZYSZ, ALE POTEM PRZYŚPIESZYŁEŚ I NAPRAWIŁEŚ BŁĄD. BYŁEM ZASKOCZONY TYM, ŻE WIESZ JAK SIĘ GOTUJE! - Siedziałaś i słuchałaś rozmowy. To... to ma być... dobry posiłek?! Wiesz, że potwory potrafią gotować. Jesteś jednym ze stałych klientów. Ale to... to nie jest nic dobrego. To nawet nie jest zjadliwe. Nie, to coś na co nie znajdujesz określenia.
-Cóż.. uh... d-dzięki Szefie.
-SPISAŁEŚ SIĘ TYM RAZEM SANS, CHCĘ ABY NASTĘPNYM RAZEM JAK BĘDZIESZ GOTOWAŁ STRAWĘ, BYŁA TAKA SAMA. I ABY NIE BYŁO W NIEJ NIC NIEZDROWEGO. CHOĆ JESTEŚ SAM NIE OZNACZA, ŻE MOŻESZ JEŚĆ ŚMIECI.
-J-jasna sprawa Szefie. N-nie bój się – zrelaksował się potem. Zadowolenie brata musiało być czymś, na czym mu zależało. Postanowiłaś zająć się rozmową rzucając pytanie, miałaś nadzieję, że to sprawi iż nie będziesz musiała więcej jeść.
-Więęęc, Papyrus, gdzie pracujesz?
-PYTASZ SIĘ O MOJE SŁABOŚCI, CO?! TA WIEDZA NIE POMOŻE CI POKONAĆ MNIE W RANDKOWANIU! NIE MAM SŁABOŚCI! NYEH HEH HEH – zapozował nadal siedząc, przytaknęłaś i nadal mówił – PRZYGOTUJ SIĘ BRUDNY CZŁOWIEKU, BO JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM KADETEM LUDZKIEJ POLICJI! - Zasłoniłaś usta dłonią kiedy zakrztusiłaś się gryzionym kawałkiem zaskoczona. Ten gość chce być policjantem? A czy policja teraz nie jest przeciwko potworom? Ah... Teraz wszystko ma sens. Papyrus nie chciał być wywalony ze szkoły policyjnej za zniszczenie Twojego auta za pomocą magii. To dlatego chciał Cię przekupić wcześniej. Nie wiedziałaś, że potworom już wolno wejść do szkoły policyjnej. Nie mają przecież pełnych praw obywatelskich. Rząd nadal będzie ich blokował jeszcze przez wiele lat nim będą traktowani na tym samym poziomie co ludzie. Choć powinni, ich magiczne moce uzdrawiające bardzo by się przydały w szpitalach.
-Więc... chcesz być pierwszym potworzym policjantem?
-NIESTETY BĘDĘ ZMUSZONY PODZIELIĆ SIĘ TYTUŁEM. MOJA RYWALKA Z GWARDII KRÓLEWSKIEJ RÓWNIEŻ SIĘ ZE MNĄ UCZY. KRÓL ASGORE NIE WIEDZIAŁ, KTÓRE Z NAS BĘDZIE SIĘ LEPIEJ DO TEGO NADAWAŁO I POWIEDZIAŁ ABYŚMY RAZEM DOŁĄCZYLI DO AKADEMII ROZSZERZAJĄC PRAWA POTWORÓW.
-To chyba dobrze, że Undyne z tobą się szkoli. Więcej potworów, większa siła, łatwiej będzie przeforsować nasze prawa – wtrącił się Sans.
-NIE MA NIC DOBREGO W POSIADANIU DEBILNEGO RYWALA, SANS. BYŁ POTRZEBNY TYLKO JEDEN KAPITAN GWARDII TAK SAMO JAK JEST POTRZEBNY TYLKO JEDEN POTWORZY KAPITAN POLICJI.
-Więęęc, było dwóch kapitanów królewskiej gwardii? - zapytałaś?
-WŁAŚCIWIE TO JEDEN, CZŁOWIEKU. JA ZAJMOWAŁEM SIĘ NAJWAŻNIEJSZYM MIEJSCEM W PODZIEMIU, SNOWDIN, TAM WPADALI LUDZIE. UNDYNE ZAJMOWAŁA SIĘ MNIEJ ZNACZĄCYM REJONEM, GDZIE MOGŁABY POJMAĆ TYCH KTÓRZY PRZEDARLI SIĘ PRZEZ MOJĄ OSŁONĘ, TAK SIĘ JEDNAK NIE STAŁO
-Zaraz... pojmać ludzi... To ty łapałeś ludzi? - przerwałaś mu
-Aby zanieść ich do naszego króla oczywiście – wtrącił się Sans zaczynając się pocić.
-T-TAK, OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU. ZABIERAŁEM JE BEZPIECZNIE DO KRÓLA. PODZIEMNE TUNELE W PODZIEMIU SA NIEBEZPIECZNE, MUSISZ TO ZROZUMIEĆ – zauważyłaś, że i Papyrus zaczął się pocić – N-NASZYM ZADANIEM BYŁO TEŻ ZACHOWANIE SPOKOJU W MIEŚCIE. NIE WIEM DLACZEGO CHCĘ STAĆ SIĘ CZŁONKIEM TYCH GŁUPICH LUDZKICH SIŁ PORZĄDKOWYCH. - Oboje unikali tematu Podziemia. Papyrus musiał pominąć wiele. Widziałaś w wiadomościach, że małe dziecko uwolniło potwory z więzienia w górze, ale nikt nie wie jak do tego doszło. Ciekawe co się stało z tym dzieckiem. Jesteś pewna po rozmowie z potworami, że Podziemie było strasznym miejscem. Ale skoro samotne dziecko mogło z niego wyjść nie mogło byś aż tak straszne, prawda?
-Jestem pewna, że jest wiele różnic między policjantem a gwardzistą potworów – odpowiedziałaś.
-TAK, OCZYWIŚCIE! WIESZ, ŻE POLICJANCI NIE UŻYWAJĄ ŚMIERTELNYCH PUŁAPEK I ZAGADEK KIEDY ZŁAPIĄ PRZESTĘPCĘ?
-Uhhhh, nie. Nie wiedziałam?
-ZAMIAST TEGO MUSIMY UŻYWAĆ TYCH BARBARZYŃSKICH OGNISTYCH PATYKÓW. CO TO W OGÓLE MA ZNACZYĆ? JAK MAMY ZMUSZAĆ DO SZANOWANIA PRAWA SKORO SZYBKO ŚCIĄGAMY PRZECIWNIKÓW? - westchnął – CHOĆ ZACZYNAJĄ ZASTANAWIAĆ SIĘ CZY NIE POZWOLIĆ OTWORZYĆ SPECJALNEJ KLASY MAGICZNEJ DLA INNYCH CHĘTNYCH DO DOŁĄCZENIA DO POLICJI POTWORÓW.
-Oh... zapowiada się obiecująco – ugryzłaś kolejny kawałek potrawy czując się pełną. Choć zjadłaś zaledwie trzeci widelec. Miałaś nadzieję, że nie obrażą się iż nie zjesz wszystkiego. Zauważyłaś, że Papyrus już skończył, zaś Sans był w połowie. Zerkał na Ciebie i na talerz i na Ciebie. Jego naturalny uśmiech się poszerzył, złoty ząb zabłyszczał. Patrzył na Twoją twarz cwanie.
-Coś się stało paniusiu? Nie jesteś głodna? - zapytał.
-Uhhh, cóż ja...
-Bardzo chciałaś dołączyć do naszego posiłku. To będzie bardzo chamskie z twojej strony jeżeli teraz zostawisz żarcie na talerzu. Masz coś do potworzego jedzenia? Albo chcesz powiedzieć, że ci nie smakuje? - Ten koleś... Wie dokładnie jak smakuje jego jedzenie. Chciałaś jakoś z tego wybrnąć, ale postanowiłaś spróbować czegoś innego. Chce się bić? Dobrze. Dostanie to czego chce.
-Nie, jest perfekcyjne. Gotujesz znakomicie. Rozkoszuję się każdym gryzem – wsunęłaś powoli kolejny widelec i powoli przeżuwałaś – Mmmmm – rzuciłaś przez obrzydzenie. To jest obrzydliwe. Jest oślizgłe, przypalone, a Ty jesteś pełna. Wampiry nie potrzebują tyle jedzenia. Jesz je tylko dlatego, że Twoje ciało potrzebuje dodatkowych witamin i minerałów Gdybyś chciała mogłabyś prawdopodobnie przetrwać na witaminach i krwi. Twój żołądek może nie przepełniał się od tego jedzenia, ale ciało wyraźnie dawało Ci do zrozumienia, że nie chce teraz dodatkowej energii. Wbiłaś kolejny widelec w makaron i wsadziłaś go do buzi nie przerywając pojedynku na spojrzenia jaki toczyłaś z Sansem. Z uśmiechem zrobił to samo. W tym samym czasie Papyrus chrząknął.
-SANS, SKORO JESTEŚMY JUŻ PRZY KOŃCU NASZEGO POSIŁKU CHCĘ Z TOBĄ POROZMAWIAĆ O TYGODNIU JAKI ZLECIAŁ
-T-teraz? Przed...
-TAK, TERAZ, TERAZ TO NAJLEPSZY CZAS.
-D-dobrze – Sans wyglądał na zdenerwowanego
-CHODZIŁEŚ DO PRACY, TAK JAK PRZYPUSZCZAM
-Tak – zaczął się pocić
-NO I CHODZIŁEŚ SPAĆ WCZEŚNIE. NIE SPAŁEŚ W PRACY BO NIE SIEDZIAŁEŚ DO PÓŹNA W NOCY.
-T-tak – Zerknął szybko na Ciebie nim ponownie popatrzył na brata.
-NO I NIE POWRÓCIŁEŚ DO NAWYKU PICIA DO UPADŁEGO?
-Nie, Szefie, nic nie piłem przez cały tydzień – pocił się i był zdecydowanie bardziej nerwowy
-CO SIĘ TYCZY TWOICH ŻYWIENIOWYCH ZWYCZAJÓW...
-B-byłem grzeczny, przysięgam – odwrócił wzrok od Papyrusa patrząc na swój prawie skończony talerz.
-WIĘC ZAMÓWIŁEŚ GRILLBY'S TYLKO RAZ TAK JAK OBIECAŁEŚ?
-J-ja... - chciał spojrzeć bratu w twarz, ale nie był na tyle odważny.
-NIE LUBIĘ KŁAMSTW, SANS. WIEM KIEDY KŁAMIESZ. WIESZ CO SIĘ STANIE JEŻELI ZŁAMIESZ NASZĄ UMOWĘ – Papyrus pochylił się nad stołem. Ręce starszego zaczęły się trząść. Zerkał na Ciebie a to na talerz.
-Szefie...
-On nie kłamie – wtrąciłaś się w rozmowę. Papyrus natychmiast przeniósł wzrok na Ciebie.
-A SKĄD TY TO MOŻESZ WIEDZIEĆ, CZŁOWIEKU?
-Ja.. uh... potrzebowałam pomocy w pewnych sprawach przez ten tydzień więc pomagał mi i karmiłam go za to – powiedziałaś szybko – Nie zamówił Grillby's ani razu – Oczywiście, bo to ty zamawiałaś, ale tego wiedzieć nie musi.
-SANS... CZY TO PRAWDA?
-Ja... Uhhhh – zauważyłaś niepewny wzrok Sansa na sobie.
-A JA MYŚLAŁEM, ŻE DENERWUJESZ SIĘ TAK BO CHCESZ MNIE OKŁAMAĆ. A W RZECZYWISTOŚCI PRÓBOWAŁEŚ UKRYĆ, SWOJE ZACHOWANIE WOBEC CZŁOWIEKA.
-Ja... T-tak, szefie to...
-Właśnie tak się działo. Papyrus, jesteś naprawdę bystry – mrugnęłaś do Sansa nadal patrzył się na Ciebie zaskoczony.
-OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEM DZIWACZNA LUDZKA KREATURO. MOJE UMIEJĘTNOŚCI PRZEKRACZAJĄ LUDZKIE WYOBRAŻENIE – był z siebie dumny. Wstał i przysunął krzesło odnosząc naczynia do zlewu. - CÓŻ SANS, PRZYZNAM ŻE JESTEM BARDZO ZADOWOLONY Z TEGO JAK SIĘ SPRAWOWAŁEŚ W TYM TYGODNIU. NAPRAWDĘ BARDZO ZADOWOLONY. ZDAŁEŚ MOJĄ INSPEKCJĘ. OSOBIŚCIE UWAŻAM, ŻE MIAŁEŚ PO PROSTU SZCZĘŚCIE, ŻE CZŁOWIEK SPRAWIAŁ IŻ BYŁEŚ PRODUKTYWNY ZAMIAST SIEDZIEĆ CAŁY CZAS W MIESZKANIU. UWAŻAM, ŻE TO MIŁA ODMIANA DLA TWOJEJ OKROPNEJ OSOBOWOŚCI. - Sans nadal siedział wpatrzony w Ciebie, póki nie zerknął na brata w przerażeniu. - A TERAZ JEŻELI WYBACZYSZ. UDAM SIĘ DO SIEBIE. MUSZĘ UCZYĆ SIĘ DO EGZAMINÓW POLICYJNYCH. MUSZĘ BYĆ LEPSZY NIŻ TA IDIOTKA.
-Szefie... nie chcesz zostać i coś pooglądać czy coś? - zapytał wstając
-CHOĆ SPROSTAŁEŚ MOIM ZADANIOM, MAM SWOJE SPRAWY NA GŁOWIE. PRZYJDĘ DO CIEBIE W PRZYSZŁĄ SOBOTĘ JAK ZAWSZE SANS, PRZYGOTUJ SIĘ NA WSPANIAŁĄ POTRAWĘ PRZYGOTOWANĄ PRZEZE MNIE, WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA NYEH HEH HEH!
-Oh, dobrze.. - Sans przyglądał się z uwagą jak Papyrus zmierza w stronę drzwi, lecz jak tylko mijał Twoje krzesełko przystanął.
-CZ-CZŁOWIEKU... MOGĘ ZOBACZYĆ TWÓJ ODBLOKOWANY TELEFON NA CHWILĘ? - zapytał skrępowany. Ciekawe. Odblokowałaś go i podałaś. Nie zrobi nic dziwnego kiedy będziesz siedziała obok, prawda? Chwilę trwało nim pobrał aplikację i zainstalował ją, potem oddał Ci komórkę – DAŁEM CI DOSTĘP DO NASZEJ APLIKACJI CZŁOWIEKU. BĘDZIESZ MOGŁA WIEDZIEĆ WSZYSTKO O KIMŚ TAK WSPANIAŁYM JAK JA, POZWOLIŁEM CI KORZYSTAĆ Z NASZEGO UNDERNETA ABYŚ WIEDZIAŁA O NAJWAŻNIEJSZYCH MOICH AKTUALIZACJACH. ZRÓB SOBIE KONTO I DODAJ ZŁACZACHA86.
-Oh... Uh... Dziękuję Papyrusie. Jestem pewna, że twoje aktualizacje profilu będą niezapomniane
-TAK... C-CÓŻ.. - stał przez chwilę a potem poszedł w stronę wyjścia z mieszkania.
-UZNAJ TO ZA PODZIĘKĘ I DO ZOBACZENIA, CZŁOWIEKU – z tymi słowami wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Zerknęłaś na Sansa, który przyglądał się wychodzącemu krewniakowi. Czekał chwilę w ciszy a potem wrzucił własny talerz do śmieci. Zawartość znalazła się w kuble nim chrząknął.
-N-nie musisz tego kończyć. Wiem, że smakuje jak gówno – powiedział skrobiąc talerz nad workiem
-Oh chwała niech będzie gwiazdom. Więcej w siebie nie zmieszczę – jęknęłaś z zadowoleniem padając twarzą na blat stołu
-Zaraz.. przyszłaś najedzona? Dlaczego chciałaś z nami jeść, skoro już jadłaś?
-Mówiłam ci, wolę pić.
-Zapamiętałem to z piciem, ale nie wiedziałem, że jesteś alkoholiczką
-Nie, nie jestem alkoholiczką. Wolę spożywać posiłki w płynnej formie
-To jakaś dziwna ludzka dieta?
-Można to tak nazwać. - Podniosłaś się i jak tylko Sans skończył czyścić swój talerz, zaczęłaś robić to samo nad koszem na śmieci. Sans chrząknął.
-Uh, dzięki – rzucił odwrócony do Ciebie plecami kiedy stał przy zlewie
-Huh?
-Za krycie mnie.
-Oh, ta, za to... od czego są przyjaciele? - zerknęłaś na niego, nie ruszał się przy lejącej się wodzie z kranu. Wasz wzrok na chwilę się spotkał.
-My nie... - westchnął – Dobrze, kurwa, mniejsza. Jeżeli to sprawi, że zostawisz mnie samego. Nie wiem nawet dlaczego chcesz się ze mną przyjaźnić.
-O masz! - uśmiechnęłaś się – Poddałeś się! Przyznałeś, że jesteśmy przyjaciółmi!
-Nic nie przyznałem, kurwa.
-Wiesz co to oznacza?
-C-co?
-Przytulaski! - jego źrenice zniknęły w ciemnościach oczodołów kiedy zaczęłaś się zbliżać w jego stronę trzymając brudny talerz i szczerząc się jak wariatka.
-Ani mi się waż – warknął nisko. Był w potrzasku między ścianą a stołem. Zrobiłaś kolejny krok odkładając na bok talerz, uśmiech Ci się powiększył. Czułaś, jak w brzuchu coś Ci się przekręca, ale zignorowałaś to. I tak nic tam nie wpadło.
-Oj no weź, Czaszeczko. W końcu przyznałeś, że jesteśmy przyjaciółmi. Musimy to uczcić przytulając się do siebie. - Zrobił krok do tyłu, prawie wchodził na ścianie. Nadal nie miał źrenic w oczach.
-Paniusiu... lepiej przestań. Albo będziesz miała pcha.
-Nie... Jestem urodzoną szczęściarą! - czułaś jak wampiryzm pompuje krew do mięśni. Chwilę potem poruszyłaś się w jego stronę bardzo szybko, wyciągnęłaś ramiona by go pochwycić, lecz zorientowałaś się, że złapałaś tylko powietrze. - Cooo? - Gdzie on..
-Myślałaś, że będę tak po prostu stał? - usłyszałaś jego głos zza siebie. Odwróciłaś się, jego oczy świeciły. Szczerzył się cwanie. Pocił się, ale tylko troszeczkę. Jego zachowanie sprawiało, że chciałaś przytulić go jeszcze bardziej.
-Jak ty...
-Skrót
-Umiesz się teleportować – rzuciłaś w podziwie.
-To skrót. Masz z tym problem? - rzucił nerwowo.
-To najbardziej zajebista rzecz jaką widziałam w moim życiu! - popatrzyłaś na niego wzrokiem pełnym głodu.
-Lepiej się poddaj, nigdy mnie nie złapiesz – wzruszył ramionami. Twój brzuch dawał o sobie znać dalej, lecz nadal to ignorowałaś.
-A więc tak dostałeś się do mojego mieszkania bez otwierania drzwi. No i w taki sposób wychodzisz do pracy tak cicho! Możesz się teleportować gdzie chcesz?
-Wszędzie tam, gdzie byłem – wpatrywał się w Ciebie. Czekał na Twój ruch. Bardzo sprytne Sans. Bardzo sprytne.
-Więc... co z przeszkodami?
-Ściany nie robią na mnie wrażenia. Przeskakuję w przestrzeni zmieniając lokacje.
-Ohh a odległość? - zapytałaś przechodząc przez kuchnię w dwóch krokach. Raz jeszcze złapałaś tylko powietrze.
-Nie ma znaczenia, Przestrzeń na to nie patrzy – stal teraz na stole szczerząc się w Twoją stronę. Odwróciłaś się by popatrzyć mu w twarz. Myślałaś nad planem ataku, kiedy Twój brzuch odezwał się raz jeszcze. Padłaś na kolana i poczułaś jak coś ciepłego wycieka spomiędzy Twoich warg. Po prostu zarzygałaś mu kuchnię. Zakasłałaś kilka razy, kiedy poczułaś ulgę w bebechach. Ugh. Dlaczego to jest takie słodkie? Nie przypominasz sobie, abyś jadła cokolwiek słodkiego na kolację. W końcu otworzyłaś oczy i zauważyłaś kolor wymiocin. Fioletowe.
-Zlew jest krok dalej! Dlaczego musiałaś zarzygać mi podłogę?! - Sans krzyczał cały czas stojąc na stole. Usiadłaś w szoku, nie spodziewałaś się, że można wymiotować magicznym jedzeniem które po prostu znika w ustach.
-Czaszeczko, dlaczego to jest fioletowe?
-Co masz kurwa na myśli? A jaki to powinno mieć kolor?
-Nie fioletowy – bałagan na podłodze mienił się barwami fioletu i możesz dać głowę, że miejscami połyskiwał. Serio, czym ten gość cię nakarmił?
-Aaa fuuuj, śmierdzi – jęknął ze swojego miejsca. Faktycznie, capi jak jasny chuj. Lecz nie w taki sposób w jaki powinny śmierdzieć wymiociny. To śmierdzi jak to co wycieka z fabryki cukru.
-Tak wygląda zwrócona magia? - zapytałaś klękając przy plamie wymiocin.
-Nie da się rzygać magią, debilko. Serio, panienko, moje żarcie nie było aż tak złe – Chciałaś mu zaprzeczyć, lecz przerwała Ci kolejna fala wymiotów, która dołączyła do pozostałych. Ciało Ci drżało jak skończyłaś. Musiałaś usiąść na podłodze ponownie. Tak się dzieje, kiedy wmuszasz w siebie zbyt duże ilości pokarmu i ignorujesz własne ciało. Choć, masz nadzieję, że to ostatnia fala. - Skończyłaś? - Sans ześlizgnął się ze stołu, zerkał to na Ciebie to na rzygi. Wyglądał na zmartwionego i ... wkurwionego.
-Ta, myślę że sko... - przerwała Ci kolejna fala wymiotów, którą zwróciłaś przed siebie. Podszedł nerwowo do Ciebie unikając kałuże rzygów. - Ugggghhhh, ostatni raz jem to co ugotowałeś. Otrułeś mnie Czacho! - odsunęłaś się na tyle, by położyć się na ziemi.
-Nie gotuję zazwyczaj tak okropnie.. Tylko... tym razem się rozproszyłem – rzucił w obronie.
-A mi się wydaje, że nigdy nie gotowałeś.
-Po co gotować, kiedy ma się Grillby's? - zaśmiał się, popatrzył na Ciebie z góry wyraźnie zmartwiony. Jęknęłaś i przekręciłaś się.
-J-już ci lepiej, tak? - zapytał przysuwając się bliżej.
-Ta, daj mi chwilę – podszedł do zlewu by wziąć kilka papierowych ręczników i podać Ci je. Palce ledwo dotknęły ręczników, chwyciłaś go za biodra i nim się spostrzegłaś, cały świat wywrócił się do góry nogami. Czułaś, jak Twoje ciało przestaje mieć znaczenie. Grawitacji nie było i nim się spostrzegłaś wylądowałaś na kanapie czując pod sobą kości. Cóż, przynajmniej już wiesz, że może zabierać ze sobą innych. Szybko przyjęłaś pozycję na kanapie. Zrobił z siebie kulkę, podkulając nogi pod siebie i rękami blokował dostępu do swoich żeber.
-Wiedziałem, że nie powinienem ci ufać! - krzyknął próbując wyrwać się spod Ciebie.
-Nie powstrzymasz tego Czacho, i tak to zrobię – zachichotałaś
-Nie, nie zrobisz – warknął
-Prawie to robię... jeszcze tylko troszeczkę – śmiałaś się. Chwyciłaś go za kościstą nogę tam, gdzie kończyły się jego spodenki i pociągnęłaś ją w dół. Kości stawiały Ci opór. - Musimy... skonsumować... naszą przyjaźń!
-Wolałbym stać się pierdoloną kupką popiołu! - powoli odsuwałaś jego nogi w dół. Wampirza siła wygrywała1 Nagle poczułaś znajome uczucie. Chciał Cię odepchnąć i teleportować się. Natychmiast mu przerwałaś przywierając ciałem.
-Co do diabła?! - krzyknął. Nie widziałaś co mu robisz. Miał jedną rękę w górze, kiedy druga próbowała Cię od niego odepchnąć. Przywierałaś ciałem do jego żeber tuląc go mocno. - Dlaczego... to... kurwa... nie... chce.. działać! - krzyknął, machając wolną ręką kilka razy powtarzając przekleństwa. Czułaś dziwne pociągnięcia w ciele za każdym razem kiedy unosił rękę. Ostatnim pchnięciem odepchnęłaś jego nogi niszcząc ataki. Szybko objęłaś jego żebra rękami, zatrzymując jedną z dłoni na kręgosłupie. Jego kości były niewygodne, zwłaszcza że ciągle się wierzgał. Jedyną osłoną przed twardymi kośćmi była jego kurtka. Coś mruczało w jego ciele kiedy się do niego przytuliłaś. Warczał próbując odepchnąć Cię rękami. - Kurwa puszczaj zboczona pojebana suko! - warczał, starał się używać ostrych palców i zębów by się Ciebie pozbyć. Ostatecznie poszarpał ci ubranie. Przestał się jednak ruszać kiedy nagle popatrzyłaś mu w twarz z uśmiechem.
-Ciekawe czy... szkielety mają łaskotki? - Skamieniał, by po chwili zarumienić się mocno.
-N-nie mamy – tylko uśmiech Ci się powiększył jak tylko spojrzałaś na przerażenie potwora
-Kłamiesz Czaszeczko. Kłamców spotka kara – nie mogłaś się powstrzymać. Ten gość cały czas się smuci albo złości. Przypominał Ci siebie z przeszłości. Chciałaś zobaczyć go szczęśliwym, pozwolić aby zaczął się rozwijać na lepsze. Przestałaś go przytulać i powoli zaczęłaś przesuwać rękami po jego ciele. Wsunęłaś palce pod jego koszulkę by wpleść je między żebra.
-P-przestań... heh – po chwili wierzgał się mocniej śmiejąc głośno. - T-ty.. hehehehe... przegięłahahahaha – starał się brzmieć groźnie, lecz nie umiał się powstrzymać. Sama się śmiałaś nacierając na niego coraz bardziej. - Hehehe pu-puszczaj ha..heheh.. Ja hehe p-powiedziałem hehehe p-p-pieprzony hehehehehe puść – zaczął walić w Ciebie pięściami, lecz śmiech sprawił że nie miał siły na nic.
-No, kłamałeś. - to naprawdę cudowne oglądać jak szkielet dławi się histerycznym śmiechem, jednocześnie posyłając Ci spojrzenie, które może zabijać, tymi czerwonymi ślepiami.
-Nnnn-nie... heheh... p-puść mnie hehehehehe k-kurwa – małe czerwone łezki pojawiły się na dnie jego oczodołów. Postanowiłaś przesunąć palcami trochę mocniej po dolnych żebrach. Potem na plecach przesunęłaś obiema rękami po jego kręgosłupie. - hehehe przestań... hahahaha przestań.. hehe nie... nie t-tam... - Łaskotałaś go dalej. Zignorowałaś to co powiedział i robiłaś swoje. Nagle, cały zesztywniał. Jego twarz wykrzywił szok, rumienił się na czerwono. Śmiech umarł kiedy chwycił za Twoją rękę. - Nie tam, kurwa! - warknął. Był przerażony i poważny. Przerwałaś. Wykorzystał tę chwilę i wyślizgnął się z Twoich objęć. Był sam na kanapie, zaś Ty na ziemi. Jęknęłaś wstając z niej. Uderzyłaś całkiem mocno.
-Co do diabła, Czaszeczko... dlaczego mnie wykopałeś na ziemię? - zachichotałaś.
-To ty mi dokuczasz kiedy nie powinnaś! - objął się ramionami w geście obronnym. Podkulił pod siebie nogi.
-Tylko cię łaskotałam
-Tamto miejsce nie służy do łaskotania. Trzymaj pieprzone łapy przy sobie!
-Podobało ci się – śmiałaś się. Oczy jaśniej mu się zaświeciły słysząc Twoje słowa
-Wypierdalaj – warknął.
-Nieeee, jest sobota. Pograj ze mną! - jęczałaś na podłodze. Usłyszałaś znajomy dźwięk stukających o siebie kości, kiedy zaciskał dłonie w pięści z gniewu. Wziął głębszy wdech nim się odezwał.
-Wydaje ci się, że możesz wparować do cudzego mieszkania choć nikt cię nie zapraszał, a potem grać z tym kimś po czymś takim?!
-Ja... uh... co? Tylko cię... łaskotałam? - powtórzyłaś zmieszana.
-Nie chciałem, abyś mnie kurwa dotykała, teraz wynocha! - uderzył pięścią w kanapę. Faktycznie przesadziłaś. Nie chciałaś aby aż tak się zdenerwował, chciałaś aby.. się śmiał. Dlaczego on mówi tak jakbyś... O... o nie... oooooo nieeeee... Czy szkielety mają miejsca które...
-Ej, Czaszeczko... uh...
-Powiedziałem odpierdol się ode mnie!
-Czy ja cię właśnie zmolestowałam?
-Ty... co... ja... - rzucał monosylabami
-Przepraszam.. - trzymałaś twarz przy podłodze. Uważałaś, że tutaj teraz powinnaś być. Czułaś jak Twoje bebechy się przekręcają w agonii i to nie przez posiłek.
-M-może gdybyś mnie kurwa słuchała...
-Naprawdę, naprawdę przepraszam
-Nie aby mi zależało, czy coś...
-Nie powinnam tak zrobić – podniosłaś wzrok. Nie patrzył na Ciebie tylko na ścianę. Był czerwony od rumieńców.
-N-nie wiedziałaś...
-Błagam o wybaczenie szkieleci lordzie!
-Zamknij się kurwa – warknął choć na jego twarzy pojawił się uśmiech. Naprawdę nie wiedziałaś. Gdybyś wiedziała, to byś nie dotykała go w taki sposób. Choć podobało Ci dokuczanie mu i łaskotanie go, ale szanowałaś cudzą przestrzeń osobistą. Postanowiłaś zmienić temat, uciec od tego uczucia i rozluźnić atmosferę.
-I.. błagam, pograj ze mną – złączyłaś ręce razem
-N-nie chcę grać w twoje głupie gry. Zostaw mnie samego.
-Ale jeszcze skończyliśmy Silent Space 4
-Mam to gdzieś
-ale pojawiła się twoja koleżanka i w ogóle, wiem że tęsknisz za grą.
-To tylko głupia gra
-Nieeeeee mów tak – przekręciłaś się na ziemi
-To tylko chujowa gra i nie będę w nią grał – podniosłaś się z podłogi.
-Więc ją tu przyniosę!
-Powiedziałem, że nie chcę
-Posprzątam po sobie rzygi – zaproponowałaś.
-...
-Posłuchaj swojego serca. Mówi ono, że chcesz grać.
-Właśnie słucham mojego chujowego serca i nic nie mówi, bo go nie mam
-Dlaczego jesteś taki bez serca? - No i cisza wypełniła powietrze na chwilę.
-Pffft, co do diabła. Właśnie rzuciłaś kawałem? - zaśmiał się z kanapy
-Nie – warknęłaś
-Właśnie, że tak.
-Idę przynieść sprzęt – podeszłaś do drzwi
-To był żart – rzucił zadowolony. Naprawdę lubi kawały.
-Nie! Nie był! - krzyknęłaś otwierając drzwi. Kiedy weszłaś do swojego mieszkania, towarzyszył Ci głośny śmiech głupiego kościotrupa.